Królestwo przeklęte i puste - Stacia Stark - ebook

Królestwo przeklęte i puste ebook

Stark Stacia

4,6
14,99 zł
Najniższa cena z 30 dni przed obniżką: 14,99 zł

Ten tytuł znajduje się w Katalogu Klubowym.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.

14 osób interesuje się tą książką

Opis

Ryzykujesz wszystko dla swojego królestwa...

Albo przez nie giniesz.

W świecie pogrążonym w kłamstwie, prawda jest światłem, które nigdy nie zgaśnie. Nawet jeśli przez to uwidaczniają się zdrady Loriana, o których wolałabym nie wiedzieć.

Nazywają go Krwiożerczym Księciem.

Jego rządy terroru pozostawiły ślady krwi na całym kontynencie. Ślad, który splata się z moją przeszłością – nawet moi rodzice nie uniknęli jego bestialskiej rzezi.

Aby ocalić życie mojego brata, zgodziłam się na kolejny układ z księciem fae. Jestem zmuszona z nim współpracować. Zmuszona wyruszyć do krain fae. Zmuszona spędzać każdą chwilę z kimś, kto mnie zdradził. Wszystko dlatego, że król Sabium utkał gobelin manipulacji i zniszczenia, wykorzystując do swoich nikczemnych planów tych, których najmniej podejrzewamy.

Nie cofnę się przed niczym, by chronić bliskie mi osoby. Będę więc współpracować z byłymi wrogami. Będę manipulować, szantażować i oszukiwać potencjalnych sojuszników. Przełknę swoją dumę, pogrzebię złamane serce i zawrę sojusz z fae, aby przygotować się na nadchodzącą wojnę.

Ponieważ istnieją stworzenia o wiele straszniejsze niż fae.

A niektóre z nich udają ludzi.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 480

Rok wydania: 2025

Oceny
4,6 (30 ocen)
20
8
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AlicjaAmi
(edytowany)

Całkiem niezła

Pierwsza część miała spore braki,ale coś w niej przypadło mi do gustu na tyle,że miałam ochotę przeczytać kolejny tom.Teraz dochodzę do wniosku,że to przez te urwane,ciekawe zakończenia.Przez większość książki byłam znudzona zbyt uproszczoną historią.Zirytowana Priską,wyidealizowaną i niewiarygodną w roli przywódcy.Zażenowana spicy scenami.Bez budowania nastroju,bez napięcia.Bohaterowie rozpalają się w trzy sekundy i tyle mniej więcej trwają ich zbliżenia.To nie jest rażąco zła książka,jednak niewystarczająca pod wieloma względami.Te zakończenie trochę ciekawi,tylko nie wiem czy na tyle,by ponownie się męczyć.
10
Kasia504405

Nie oderwiesz się od lektury

Jak na to co się teraz wydaje w tym klimacie to to jest zaskakująco dobra seria.
00
Vessa

Nie oderwiesz się od lektury

Super, czekam na kolejny tom.
00
Olensja

Nie oderwiesz się od lektury

Ok
00
edyta1313

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00

Popularność




Tytuł oryginału: A Kingdom This Cursed and Empty

Projekt okładki: © Moonpress, www.moonpress.co

Ilustracje: © samaiya.art

Mapa: Sarah Waites of The Illustrated Page Design

Redaktorka prowadząca: Agata Then

Redakcja: Justyna Techmańska

Redakcja techniczna: Maciej Grzmiel

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Marta Stochmiałek, Aleksandra Zok-Smoła (Lingventa)

© 2023 by Bingeable Books LLC. All rights reserved.

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2025

© for the Polish translation by Emilia Niedzieska

ISBN 978-83-287-3422-7

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2025

–fragment–

A jeśli nasze marzenia rozpadną się na kawałki,

musimy z nich stworzyć nowe.

Derry Girls

1KRÓLOWA

Nikt nigdy nie powiedział mojemu mężowi, że nadmierna duma jest niebezpieczna.

Nikt go nigdy nie ostrzegł, że ci, których skrzywdził, pewnego dnia zgromadzą odpowiednie siły i przybędą, by dokonać krwawej zemsty.

A nawet gdyby tak było, nawet gdyby król Eprothy został ostrzeżony przez bliską mu osobę…

Nigdy by jej nie posłuchał.

Jego arogancja kiedyś doprowadzi go do upadku.

Przynajmniej taką miałam nadzieję.

W tej chwili siedział rozparty na tronie, spojrzenie miał znudzone, nogi wyciągnięte, w dłoni trzymał kielich wina. Był uosobieniem odprężonego, pewnego siebie władcy.

Ale wczoraj wieczorem widziałam. Widziałam, jak jego twarz zaczerwieniła się od ledwie tłumionej wściekłości, gdy wmaszerował do moich komnat.

Zaledwie połowa strażników, których zabrał ze sobą, by złapać zdeprawowanych, przeżyła. Wrócił i zobaczył, że pod jego nieobecność dworzanie zostali okradzeni. Zabrano nawet kolię z mojej szyi.

Jego ulubiony asesor leżał martwy na środku sali balowej.

Wściekłość Sabiuma była przepyszna.

Patrząc na niego, nikt by nie uwierzył, że zdenerwowała go ucieczka ponad trzystu zdeprawowanych więzionych w jego lochach – brutalny cios, który sprawił, że cały dwór nie przestawał szeptać.

Większość dworzan stała teraz wzdłuż ścian sali tronowej, wszyscy zdecydowanie domagali się rozlewu krwi. Przyzwy­czaili się do tego, że są nietykalni. Chronieni. Tymczasem nagle ich życie znalazło się w rękach rebeliantów – gdy zatrzymano czas i dworzanie zostali unieruchomieni.

Wyraz twarzy miałam idealnie obojętny, lekkie zaciśnięcie warg wyrażało oczekiwaną dozę troski.

Król spojrzał na mnie i natychmiast odwrócił wzrok.

– Jak – powiedział cicho – zwykłej dziewczynie udało się sprzymierzyć się z fae, wyprowadzić więźniów z lochu, obrabować mój dwór i mnie okraść?

Mężczyźni. Tacy przewidywalni, uparcie traktujący kobiety jak dziewczynki i próbujący w ten sposób nas umniejszyć.

Nikt się nie odezwał.

Tymedes pochylił głowę, przez co zaprezentował ciemne włosy przyprószone siwizną. To on jako dowodzący królewską gwardią będzie dźwigał ciężar dokonań rebeliantów, uwalniając Sabiuma od poczucia winy.

– Nadal to sprawdzamy, Wasza Wysokość.

Warga Sabiuma drgnęła, jedyna oznaka niezadowolenia.

– Omówimy tę kwestię szerzej dziś po południu.

Tymedes pobladł i dał się odprowadzić.

Następne były moje dwórki. Sięgnęłam po wino, nagle poczuwszy suchość w ustach.

Po tym, jak Setella… Prisca – nie, Nelayra zniknęła razem z Madinią – tą żmiją o ciętym języku – zostały mi teraz tylko cztery dwórki. Czwórka to pechowa cyfra. Nie tak jak piątka, ale na pewno nie…

– Kaliera – zwrócił się do mnie Sabium, a ja podniosłam głowę. Przed nami stały moje dwórki, poszarzałe na twarzach, ale opanowane, tak jak je wyszkoliłam. Liczyłam, że dzięki temu, ile czasu spędziły na dworze, będą potrafiły zachować spokój.

– Nie rozumiem, dlaczego musisz to robić – dociekałam. – Już z nimi rozmawiałam.

– Wolałbym zrobić to sam. – Sabium machnął ręką, nakazując im podejść bliżej. – Wszystkie zaprzeczacie, że wiedziałyście cokolwiek na temat planów zdeprawowanych. Ale każdy szczegół, nawet ten pozornie błahy, może być ważny. – Posłał im zimny uśmiech. – Czy nie rzuciło wam się w oczy nic, co mogłoby wskazywać na to, że zdeprawowana i Krwiożerczy Książę się znali?

Pelopia, Alcandre i Caraceli pokręciły głowami. Lisveth się zawahała.

Sabium pochylił się do przodu.

– Mów.

– Cóż, to po prostu, uh… To znaczy, Wasza Wysokość…

Serce zamarło mi w piersi. W jego obecnym nastroju nie zawahałby się wysłać Lisveth do lochu, jeśli wyczułby, że coś przed nim zataja. Poza tym przez te wszystkie lata jej uwagę mogło zwrócić w moim zachowaniu wiele rzeczy, które to podczas tortur wylałyby się z jej rozgadanych ust.

Mimo to posłałam Lisveth zachęcający uśmiech.

– Mów o wszystkim, co według ciebie może być istotne – poleciłam.

– W dniu, w którym przyjechał Krwiożerczy Książę, udając księcia Gromalii…

– Tak – zachęciłam ją, sama będąc ciekawa.

– To był dzień, w którym Wasza Wysokość mianowała ją jedną ze swoich dam. – Lisveth uśmiechnęła się do mnie, nabierając pewności siebie.

Dworzanie szeptali między sobą, jak to dzięki mnie zdeprawowana zyskała swobodny dostęp do całego zamku. Zesztywniałam.

Uśmiech Lisveth zbladł, gdy ta spojrzała na dworzan. Przygarbiła się i odwróciła do Sabiuma.

– Weszłyśmy do jadalni – wypaliła. – Prisca zatrzymała się tak nagle, że Madinia na nią wpadła. Madinia syknęła coś do Priski, ale ona patrzyła tylko w stronę królewskiego stołu. Później powiedziała mi, że to dlatego, że była zdenerwowana. Bo pierwszy raz widziała tak wielu możnych. Ale może…

Wszystkie moje mięśnie napięły się jednocześnie. Książę fae przybrał inną postać za sprawą czaru. A następczyni hybrydowego królestwa i tak go rozpoznała.

– Kontynuuj – warknął mój mąż.

Lisveth się wzdrygnęła.

– T-teraz się zastanawiam, czy może rozpoznała Krwiożerczego Księcia, Wasza Wysokość.

Sabium się uśmiechnął.

Przesłuchanie trwało wiele godzin. Moje dwórki nie były przyzwyczajone do tak długiego stania i w końcu Alcandre prawie osunęła się na podłogę. Kazałam przynieść dla nich krzesła, ignorując króla przyglądającego mi się spod zmrużonych powiek.

– Dobrze – powiedział Sabium. – Bardzo dobrze. Wszystkie doskonale się spisałyście. Możecie odejść.

Nie zwracając najmniejszej uwagi na nisko kłaniających się dworzan, wstał i opuścił salę tronową. Ja zostałam na swoim miejscu.

Sabium przypuszczalnie wierzył, że tylko on doszedł do pewnych wniosków.

Sięgnęłam po wino, zduszając uśmiech.

Krwiożerczy Książę pojawił się na zamku w pełnym magicznym rynsztunku. To nie był zwyczajny czar, dzięki któremu fae wyglądali jak ludzie. Był to ten rodzaj uroku, który wymagał krwi. Ten, który był nie do przeniknięcia – z wyjątkiem szczególnych okoliczności. A jednak następczyni hybrydowego tronu zdołała tego dokonać.

Wiedział. Bez wątpienia Krwiożerczy Książę miał świadomość, co to oznaczało. Ale postanowił zachować to dla siebie. Według moich szpiegów Prisca nawet nie zdawała sobie sprawy, że był fae. Czyli wolał trzymać ją w niewiedzy.

Zdążyła dowieść, że nie brak jej rozumu, więc powinna rozstać się z nim przy pierwszej nadarzającej się okazji.

CHŁOPIEC

W zamku panowała cisza. To była pierwsza rzecz, na jaką zwrócił uwagę.

Było cicho jak nigdy. Mrowienie skóry podpowiadało mu, że coś było bardzo nie tak. Powoli, niczym szwendający się po kuchni kot, którego obserwował wcześniej tego dnia, odwrócił głowę.

Parintha spała na krześle, trzymając robótkę na kolanach. Chłopak zmarszczył brwi. Nigdy nie spała w nocy – między innymi dlatego była odpowiedzialna za czuwanie przy jego łóżku. Wolała odpoczywać w ciągu dnia, a ciche i spokojne nocne godziny wykorzystywała do tego, by pobyć sam na sam ze swoimi myślami.

Ale teraz pogrążona była we śnie, głowę miała odchyloną do tyłu, usta lekko otwarte.

Robótka upadła z brzękiem na podłogę, ale kobieta nawet nie drgnęła.

Chłopiec usiadł powoli, kiedy do pokoju wszedł jego wujek. Poczuł na sobie spojrzenie błyszczących oczu.

– Powinieneś spać.

Chłopakowi nawet nie chciało się udawać.

– Co zrobiłeś?

Smutek przemknął przez twarz wujka. Przełknął ślinę, westchnął głęboko i ponownie przełknął ślinę.

– Przykro mi. Bardziej, niż możesz to sobie wyobrazić.

Wzrok chłopca padł na amulet w dłoni wujka. I już wiedział.

PRISCA

– Jedz.

Wysyczane słowo nie było propozycją. Ale i tak je zignorowałam, skupiając się na horyzoncie. Kiedy statek wykonał nagły zwrot, zaczerpnęłam głęboko tchu, tłumiąc mdłości. Musiałam tylko wytrzymać, dopóki nie przybijemy do brzegu, a wtedy znajdę sposób, aby uciec razem z Telean.

Lorian stał za mną, ale niemal czułam, jak się jeży ze złości. Ta dziwna więź między nami nadal istniała. Jakiś niezwykły rodzaj świadomości, który sprawiał, że nie mogłam się przed nim ukryć.

Zacisnęłam dłonie w pięści. Zamierzałam zerwać tę więź przy pierwszej możliwej okazji.

– W porządku – wycedził. – Głoduj.

Odszedł. Nie zareagowałam, czułam tylko, jak zaciska mi się gardło. Wrócił do swojej ludzkiej postaci, odkąd opuściliśmy Lesdryn. To było najgorsze, widzieć go w takim wydaniu – sprzed tamtej nocy. Przez to zaczęłam powątpiewać w mój zdrowy rozsądek, ale przecież doskonale wiedziałam, co widziałam. Chociaż nie chciałam pamiętać.

Po mojej prawej stronie zafurkotały żagle, maszt wydał z siebie dziwny skrzypiący dźwięk. Poczułam, jak krew odpływa mi z twarzy. Ścisnęło mnie w piersi, po kręgosłupie spłynął lodowaty pot.

Zmuszając się do odzyskania kontroli, skupiłam się na oddechu. Głęboko wciągałam powietrze i wypuszczałam je powoli, aż przestałam czuć, że się duszę.

Zaryzykowałam i spojrzałam za siebie, na załogę. Nikt nie wyglądał na zmartwionego.

Najwyraźniej owe dźwięki były dla nich czymś całkowicie normalnym.

Nie chciałam jednak o to pytać i się ośmieszać. Poza tym większość załogi, którą skompletował Lorian, chyba się mnie bała.

Zapewne słyszeli o tym, jak dwie noce temu przetransportowaliśmy hybrydy w bezpieczne miejsce. Że opróżniliśmy lochy króla i okradliśmy jego dworzan. Że zostawiłam królewskiego asesora wykrwawiającego się na podłodze w sali balowej.

Dostał to, na co zasłużył.

Coś we mnie pękło i rozkoszowałam się krwią i bólem moich wrogów. Prawdopodobnie powinnam odczuwać jakiś rodzaj wstydu wywołany swoim obłąkańczym zachowaniem.

Ale jedyne, co czułam, to ponurą dumę i pragnienie, aby reszta moich wrogów poniosła karę.

Jeden z członków załogi szeptał na tyle głośno, że usłyszałam imię Loriana. Wszyscy byli pod wrażeniem księcia fae. Tymczasem ja ledwo mogłam na niego patrzeć.

Tamtej nocy w zamian za jego pomoc ukradłam amulet, którego tak bardzo pragnął. Właściwie to nie rozumiałam dlaczego – wiedziałam tylko, że kierowała nim desperacja, jakiej nigdy wcześniej u niego nie widziałam.

Zgodnie z naszą umową miałam dostarczyć mu ów amulet. Tylko w ten sposób hybrydy mogły przeżyć. Pędziłam więc z Madinią przez Lesdryn na złamanie karku, moja moc słabła, ciało było praktycznie bezużyteczne. A kiedy rzuciłam amulet Lorianowi, spodziewałam się, że mój koniec jest już bliski, że setki strzał skierowanych we mnie przebiją mi skórę.

Zamiast tego Lorian zrzucił z siebie zaklęcie jak płaszcz i przybrał prawdziwą postać, a potem wyrżnął w pień połowę ludzi Sabiuma.

Fae. Był fae. I to nie byle jakim.

Nazywali go Krwiożerczym Księciem.

Kiedyś zrównał z ziemią miasto zwane Crawyth, które znajdowało się blisko granicy z krainą fae. Jedno z niewielu miejsc, gdzie mogły się schronić hybrydy. Kiedy mieszkałam tam z bratem i rodzicami, miałam zaledwie kilka zim.

W noc mojego porwania Krwiożerczy Książę obrócił Crawyth w gruzy.

Według Demosa szanse na to, że moja matka przeżyła, były niewielkie. Kiedy wróciła do naszego domu, była zbyt zrozpaczona moim zniknięciem, aby użyć mocy i się ochronić.

Demos od tamtej pory nie widział naszego ojca. Dorastał jako buntownik, potem spędził dwa lata w królewskich lochach, jego przyjaciół wymordowano.

Kiedy kolejne mdłości przetoczyły się przez mój żołądek, zacisnęłam dłonie na brzegu burty. W głowie dźwięczały mi słowa Loriana.

Wiem, że sobie poradzisz. Ponieważ cię tego nauczyłem. Co nie znaczy, że nie będę czekał ze ściśniętym w supeł żołądkiem, dopóki nie zobaczę, że wciąż oddychasz.

Myślałam, że… mu zależy. Myślałam, że coś między nami było. Tamtej nocy, kiedy galopowałam ulicami Lesdryn, uciekałam nie tylko do przyjaciół, do rodziny.

Zmierzałam do niego.

Pochwyciłam tę myśl i spaliłam ją na popiół. Sądziłam, że go znam, a tymczasem to było jedno wielkie kłamstwo. Odkąd Lorian zaciągnął mnie na ten statek, nie zadał sobie trudu, aby cokolwiek mi wyjaśnić. Nawet nie próbował powiedzieć dlaczego. Nie. Zamiast tego krążył po pokładzie, warczał na kapitana, instruował marynarzy, abyśmy płynęli szybciej, i od czasu do czasu rzucał w moją stronę groźnie spojrzenie.

Niezmiennie patrzyłam na niego z pogardą, moje serce za każdym razem pękało odrobinę bardziej.

Wypychając go z myśli, skupiłam się na innych.

Tęskniłam za Rythosem. Ostatnim razem, gdy go widziałam, był jeszcze wyższy niż normalnie i miał spiczaste uszy. Ale jego oczy… Jego oczy były wciąż takie same. Łagodne oraz dobre.

– To wciąż ja, kochana – zapewniał. Ale kiedy wyciągnął do mnie rękę, wzdrygnęłam się.

Nie chciałam. Po prostu był taki duży. Jego oczy… świeciły. I te uszy…

Galon spojrzał na mnie z rozczarowaniem, a wtedy poczułam, jakby moje ciało przeszyła włócznia. Rythos się odwrócił, ale wcześniej w jego oczach zdążyłam dostrzec ból.

Żołądek skręcił mi się jeszcze bardziej, przechyliłam się przez burtę.

Szczególnie brakowało mi moich braci. Chciałam przytulić Tibrisa. Pragnęłam odzyskać jakąś część czasu skradzionego mnie i Demosowi. Móc opłakać z Asinią śmierć jej matki. Ale umowa, którą zawarłam z Lorianem, była prosta. Zgodziłam się wyruszyć z nim do krain fae, a on w zamian uratował życie Demosowi.

Lorian nie był człowiekiem. Jego moralny kompas nie działał. Nie zdziwiłoby mnie, gdyby się okazało, że spokojnie patrzył, jak strzała przebija pierś Demosa, tylko po to, żeby potem móc zaproponować mi kolejny układ.

Godząc się na jego warunki, myślałam, że w podróż wyruszymy wszyscy razem. Lorian zdusił w zarodku moją nadzieję.

Rythos, Galon i reszta fae podróżowali w grupach z Demosem, Tibrisem, Asinią i tymi, którzy szukali schronienia na ziemiach fae. Żaden z moich braci nie był zadowolony z takiego podziału, ale nie mieli nic do gadania.

Hybrydy mogły udać się tam, gdzie chciały. Teraz, gdy Lorian i jego kompani dali im niebieskie znaki, jakie otrzymywały osoby, które ukończyły dwadzieścia pięć zim, mogli dokonać wyboru. Wielu z nich nadal miało rodziny, pragnęli je odnaleźć. Większość wolała połączyć się w niewielkie grupy dowodzone przez Rythosa, Galona, Cavisa i Martha albo najsilniejsze hybrydy. Zbyt wiele osób podróżujących razem zwróciłoby na siebie uwagę, ale jeśli było coś, na czym fae się znali, to przemykanie się tuż pod nosem Sabiuma.

Lorian zabrał mnie prosto do doków. Najwyraźniej podróż wzdłuż wybrzeża była najbezpieczniejszą opcją po tym, jak wydał bajońską sumę na łapówki – zabijając każdego, kto nie chciał dać się przekupić za odwrócenie wzroku. Jego uzdrowiciel spędzał większość czasu w kajutach pod pokładem. Kiedy byłam już zupełnie pewna, że Lorian jest bez serca, właśnie wtedy nakazał swojemu uzdrowicielowi zaopiekować się hybrydami, które były zbyt chore, aby podróżować pieszo.

Liczyłam, że jak tylko dotrzemy na miejsce, na pewno im się polepszy. Dobrze im zrobi świeże powietrze. Pożywniejsze jedzenie. Słoneczna pogoda. Już ja o to zadbam, obiecywałam sobie.

Zapach róż zmieszał się z unoszącą się wonią soli. Telean. Stanęła obok mnie i oparła się o burtę.

– Może zjesz trochę zupy?

Poczułam mdłości, aż zakręciło mi się w głowie.

Telean objęła mnie ramieniem. Tylko jej Lorian pozwolił z nami popłynąć. Liczył, że skoro widziała, jak moja matka włada magią czasu, nauczy mnie wszystkiego, co powinnam wiedzieć.

– Twój ojciec był taki sam – powiedziała. – Kiedy przeprawiliśmy się przez Uśpione Morze, był w strasznym stanie. Nie chciał pomocy uzdrowicieli, nalegał, aby zaopiekowali się rannymi. – Szturchnęła mnie, unosząc brew, i kąciki moich ust drgnęły.

Chłonęłam tę historię jak ziemia wodę po okresie suszy.

– Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej? Że jestem następczynią tronu? – zapytałam ściszonym głosem. Wiatr smagał włosami moją twarz. Założyłam kosmyki za ucho.

Telean wzięła głęboki wdech, wyraźnie rozkoszując się zapachem słonego morskiego powietrza.

– Zamierzałam ci powiedzieć.

– Kiedy?

– Po uwolnieniu hybryd. Jak tylko ich życie przestałoby być w twoich rękach. Chyba nie zdajesz sobie sprawy, jaki cios zadałaś królowi, Prisca. Chciałam, żebyś najpierw przez kilka dni mog­ła nacieszyć się swoim zwycięstwem. Ale przez te dwie paple, twoich braci, fae dowiedzieli się, kim jesteś. – Telean posłała mi słaby uśmiech.

Westchnęłam. Bez problemu potrafiłam sobie wyobrazić, jak Tibris i Demos głośno się o to kłócą.

– Według Loriana król fae już o tym wiedział.

– Tak – westchnęła. – Tak czy inaczej, w końcu wylądowałabyś na ich ziemiach.

– Dlaczego?

– Ponieważ kiedyś, zanim zostawili nas na pastwę losu, fae byli naszymi sojusznikami.

Spędziłam wystarczająco dużo czasu z Rythosem i pozo­sta­łymi, aby przekonać się, że fae niekoniecznie byli naszymi wrogami… przynajmniej nie wszyscy. Ale trudno było sobie wyobrazić ich jako sprzymierzeńców.

– I masz nadzieję, że znów nimi będą?

– Twój lud zasługuje na dom.

Zmilczałam określenie „twój lud”. Miałam kuzyna. Tego, którego widziałam u bram Lesdryn, kiedy przekroczyłam je po raz pierwszy. Wiedziałam, że włada magią czasu, bo nie zamarł w bezruchu jak inni.

Co oznaczało, że on mógł rządzić królestwem hybryd.

Moja ciotka westchnęła.

– Nelayra.

Zgarbiłam ramiona zarówno na dźwięk tego imienia, jak i na kolejną zalewającą mnie falę mdłości.

– Dlaczego myślisz, że byłabym dobrą królową?

– Jeszcze zanim dowiedziałaś się, że to twoi poddani, walczyłaś o nich. Uwolniłaś ich z królewskich lochów. Uwolniłaś trzysta osób.

Ale było ich więcej. Dużo więcej. Król wiedział, że żyję. Że żyję i sprzymierzyłam się z fae.

– Regner rozpęta wojnę, jakiej nikt jeszcze nigdy nie widział – powiedziała cicho Telean. – Wiem, że nienawidzisz Loriana za to, że cię okłamał. Ale zanim dotrzesz na jego ziemie, nie możesz już postrzegać go jako tego, który…

– Uważaj – warknęłam, a ona ponownie szturchnęła mnie łokciem, niezrażona.

– Musisz widzieć w nim i jego bracie potencjalnych sojuszników. Nadzieję dla twojego ludu.

– Nie wiem, jak być królową. – Zresztą to była ostatnia rzecz, jakiej chciałam. Pragnęłam jedynie pomóc hybrydom, a potem znaleźć spokojną wioskę gdzieś, gdzie nikt mnie nie zna, i wieść spokojne życie. Zwyczajne.

– Mamy szczęście, że Krwiożerczy Książę pozwolił mi popłynąć z tobą, prawda? – Dłoń Telean nakryła moją. – Tak się składa, że przez lata żyłam u boku twojej matki, gdy królestwem hybryd rządziła twoja babcia. Widziałam, jak twoja matka przewodziła swojemu ludowi w Crawyth. Nauczę cię wszystkiego, co wiem. Ale zanim dotrzemy na ziemie fae, musisz podjąć decyzję.

2LORIAN

Drogi L,

sześć dni i ani słowa. Przypuszczam, że jesteś… niezadowolony, że zdecydowałem się nie ujawniać, że twoja kochanka jest następczynią tronu.

Bo jest twoją kochanką, prawda? A przynajmniej była. Domyślam się, że wiejska dziewczyna wychowana w nienawiści do naszej rasy nie zareagowała zbyt dobrze na twoje oszustwo.

Zakładam też, że na razie jest zmuszona być z tobą. Przecież tak bardzo obstawałeś przy tym, żebyście wyjechali razem.

Na pewno domyślałeś się, co zamierzam, ale i tak powiem to wprost: muszę porozmawiać z następczynią tronu. Sprowadź ją do naszego królestwa.

Twój wdzięczny brat.

C

Drogi C,

jestem pewien, że niniejszy list ci się spodoba.

Piszę go na statku handlowym na wodach należących do Eprotha – swoją drogą, niezły z niego wrak. Zdecydowanie powinien przejść inspekcję, zanim flota Regnera spojrzy w naszą stronę.

Zgodnie z twoimi przypuszczeniami jest ze mną Prisca. Dziedziczka tronu. Chociaż nie mam pojęcia, dlaczego zadbałeś, bym dowiedział się o tym jako jeden z ostatnich.

Regner będzie na nią polował do końca swoich dni. Więc tak, sprowadzę ją do naszego królestwa. W tej chwili Prisca zupełnie nie ma dokąd się udać.

L

Zwinąłem w rulonik skrawek papieru i przyczepiłem go do nogi sokoła. Wcześniej skontaktowałem się z Galonem i resztą. Wiadomość od Conretha wprawiła mnie w jeszcze bardziej ponury nastrój.

Chciałem jak najszybciej opuścić ten statek.

Prisca nie zamieniła ze mną ani słowa, odkąd dowiedziała się, kim – i czym – jestem. Ale dobrze ją znałem. Jej wściekłość była dzika i nieubłagana, mimo że maskowała ją przed wszystkimi.

Gdyby tylko miała pewność, że ujdzie jej to na sucho, zabiłaby mnie w mgnieniu oka.

Ta myśl nie powinna mnie podniecać.

Z jej wściekłością byłem w stanie sobie poradzić. Nic nie płonęło tak mocno jak nas dwoje walczących o dominację. Ale poczucie nieszczęścia, jakie widziałem na jej twarzy, kiedy myślała, że nie patrzę, sprawiło, że czułem się, jakby rozszarpywano mnie wściekle pazurami.

Tak łatwo byłoby oddać Priscę mojemu bratu – zaraz po tym, jak uderzyłbym go pięścią w twarz, na co zasłużył. Potem mógł­bym wrócić do życia, do którego zostałem stworzony.

Utorować sobie drogę przez kontynent.

Ale już na samą myśl ścisnęło mnie w żołądku. Zaschło w ustach. Żbik był mój i będę ją chronić, dopóki tego nie pojmie.

Więc dam jej tyle czasu, ile potrzebuje – tyle czasu, żeby zrozumiała, że należy do mnie.

Nawet gdyby Prisca nie znienawidziła mnie od razu, dowiedziawszy się, kim jestem, zrobi to, gdy się dowie, czego się dopuściłem na rozkaz mojego brata.

Nigdy nie zmyję krwi z moich rąk.

Nie przeszkadzało mi to przez całe lata. Zaczęło, dopiero gdy spotkałem Priscę, i wtedy coś we mnie – coś, co uważałem za martwe – powoli przebudziło się do życia.

Przechodzący obok mnie marynarz nagle się potknął, jego oczy robiły się coraz większe, kiedy się we mnie wpatrywał. Drobne iskry przebiegły mi po skórze i nie miałem wątpliwości, że moje tęczówki błyszczały tłumioną mocą. Magia żywiołów czasami sama się ujawniała. Jako dziecko wykazywałem lekkie powinowactwo z ogniem, wiatrem i wodą, ale to właśnie błyskawice najczęściej dawały o sobie znać, gdy byłem rozkojarzony.

W całym dotychczasowym życiu nie musiałem tłumić swojej mocy tak bardzo, jak teraz. Kiedy dotknąłem tamtego amuletu, kiedy dostałem się do jego wnętrza i uwolniłem wszystko, co w sobie skrywał…

Nie musiałem już sięgać głęboko po swoją moc. Nie traciłem już sił w miarę oddalania się od naszych ziem. Przeciwnie, teraz – a przynajmniej na jakiś czas – będę musiał nauczyć się, jak kontrolować tę siłę.

Niestety im więcej myślałem o małym żbiku, tym trudniej było mi utrzymać moc w ryzach.

Odwróciwszy się od załogi, udałem się pod pokład, do kuchni, gdzie zastałem uzdrowiciela przygotowującego coś w rodzaju kompresu. Nasze spojrzenia się skrzyżowały, głęboka zmarszczka pomiędzy jego brwiami jasno wskazywała, że wciąż chowa urazę.

W zasadzie to nie dziwiła mnie gorycz wykrzywiająca jego wąskie usta. To był ten sam uzdrowiciel, któremu groziłem bolesną śmiercią, kiedy powiedział mi, że nie zdoła uratować Priski, której podano truciznę.

Uzdrowiciel z pewnością nie był zadowolony, gdy usłyszał, że wyrusza z nami. Ale co zrobiłby Regner, gdyby się dowiedział, że uratował życie dziedziczki tronu hybryd? To, jak ludzki król ukarałby starca, wywróciłoby na lewą stronę nawet najmocniejsze żołądki.

Spojrzałem mu w oczy.

– Dopilnuj, żeby coś zjadła.

Nie musiałem precyzować, kogo mam na myśli. Odwróciłem się i ruszyłem w stronę drzwi.

– Nie może – mruknął do moich pleców uzdrowiciel. – Zwraca wszystko, co zje.

Obróciłem się. Mężczyzna napotkał mój wzrok i wzruszył ramionami.

– Królowa nie przyzwyczaiła się jeszcze do kołysania statku.

Gdyby Prisca się dowiedziała, że już nazywali ją królową, byłaby zdolna wyskoczyć za burtę.

– Zajmij się tym.

– Próbowałem, ale nalegała, żebym skupił się na rannych hybrydach. – Coś na kształt mimowolnego szacunku przemknęło przez jego twarz.

Prisca przy każdej sposobności zachowywała się jak królowa. Chociaż ona sama zapewne nie postrzegała tego w ten sposób. Odrzuciłaby wszystko, cokolwiek bym jej zaproponował. Rozważyłem kilka opcji.

– Przygotuj dla niej jakąś miksturę – poleciłem. – A ja znajdę sposób, żeby ją wypiła.

Zwiążę ją i zacisnę jej nos, jeśli będzie trzeba.

Wychodząc z kajuty, natrafiłem na Telean stojącą na pokładzie i obserwującą Priscę, która dalej zaciskała palce na krawędzi burty, aż pobielały jej kostki, i wpatrywała się w horyzont.

Myślałem, że odmawia jedzenia ze zwyczajnej zawziętości.

Moje mięśnie się rozluźniły, pierś nie przygniatał już żaden ciężar i w końcu przestałem zaciskać zęby.

– Uzdrowiciel przygotowuje dla niej miksturę zwalczającą chorobę morską – poinformowałem Telean.

– Nie wypije jej.

Uniosłem brew. Byłem gotów założyć się, że Prisca odpuści.

– Zmusisz ją. Hybrydy wracają do zdrowia, a uzdrowiciel ma dość mocy, aby poradzić coś na jej dolegliwości.

– Słyszę was – zawołała Prisca. – Nie mam ochoty spędzić reszty podróży męczona mdłościami. Więc jeśli możesz zagwarantować, że uzdrowiciel będzie miał wystarczającą moc, gdyby hybrydy go potrzebowały…

Poczułem satysfakcję.

– Daję ci moje słowo.

Twarz Priski stała się jeszcze bielsza. Mijając mnie, zachwiała się i wydała z siebie dziwny dźwięk – coś pomiędzy parsknięciem a śmiechem.

Ze ściśniętym żołądkiem patrzyłem, jak odchodzi.

– To ciekawe, że pozwoliłeś mi popłynąć z wami – zastanawiała się starsza kobieta za mną. – Jedynej osobie, która mogłaby przygotować Priscę do negocjacji z twoim bratem.

– Nie obchodzi mnie, co uważasz za ciekawe.

Jej parsknięcie było identyczne jak Priski. Odwarknąłem tylko i ruszyłem za żbikiem. Skierowała się prosto do kambuzy, wzięła fiolkę, którą podał jej uzdrowiciel, i wypiła jej zawartość. Minęło kilka godzin, zanim mikstura w pełni zadziała, ale w mojej piersi coś się rozluźniło, gdy na twarz Priski powrócił cień utraconego koloru.

Obeszła mnie i ruszyła z powrotem w stronę drzwi. Chwyciłem ją za nadgarstek i poprowadziłem do mojej kabiny. Co zaskakujące, nie sprzeciwiła się temu, chociaż wyrwała rękę, jak tylko zamknąłem za nami drzwi.

– Czego chcesz? – wypaliła.

– Dlaczego mi nie powiesz, czego ty chcesz, żbiku?

Słowa same wypłynęły z moich ust, zanim zdałem sobie sprawę, że je wypowiedziałem.

Zamrugała.

– Co masz na myśli?

W mojej piersi zapłonął jakiś dziwny rodzaj wściekłości.

– To łatwe pytanie. Czego ty, do cholery, chcesz?

Jej twarz przybrała postać zimnej maski, ale bursztynowe oczy płonęły.

– Dołączyć do reszty hybryd w obozie. Zobaczyć moją najlepszą przyjaciółkę, która była bliska śmierci. Zobaczyć moich braci, tego, który prawie umarł na moich oczach. Podejmować decyzje razem z Demosem, który powinien mieć w swoim królestwie tyle samo do powiedzenia, co ja. A poza tym chcę przytulić Rythosa i go przeprosić. Nie chcę natomiast przebywać na tym statku ani pieprzonej minuty dłużej.

Skończywszy, ciężko dyszała, policzki miała zarumienione, a na jej twarzy malował się lekki wyraz szoku.

Podobny do tego, kiedy wszedłem w nią za pierwszym razem. Na usta cisnął mi się uśmiech.

Prisca znieruchomiała, wpatrując się we mnie, jakbym był wężem szykującym się do ataku. Tęskniłem za tym, jak dawnej na mnie patrzyła. To prawda, w pewnym stopniu ją straciłem, ale może uda mi się sprawić, że znowu mi zaufa.

Zmarszczyła brwi.

– Nie myśl sobie, że…

– Będę myślał o tym, na co mi przyjdzie ochota. – Mój uśmiech znikł, ale nie przestawałem się jej przyglądać.

Bardzo chciałem dać jej to, czego pragnęła.

Chociaż nie miałem problemu z powiedzeniem „nie”, gdy była w niebezpieczeństwie, instynktownie zawsze mówiłem „tak”. Aby zobaczyć, jak rozpalają się jej oczy. Aby przywołać uśmiech na jej twarz. Gdyby tylko wiedziała, jak bliska była owinięcia sobie Krwiożerczego Księcia wokół palca, prawdopodobnie śmiałaby się do utraty tchu.

Zbyt długo milczałem. Prisca zacisnęła usta, minęła mnie i wymknęła się z kajuty.

PRISCA

– Ile królestw znajduje się na ziemiach fae? – Tydzień później Telean maglowała mnie podczas lunchu.

– Pięć – odpowiedziałam. Wreszcie nie musiałam ciągle wychylać się za burtę, więc ostatnich kilka dni spędziłam na jedzeniu i nauce. Nie ulegało wątpliwości, że miałam ogromne braki. I to tego rodzaju, że ze wstydu, jak mało wiedziałam, piekły mnie policzki.

Byłam dziewczyną ze wsi, która ledwie potrafiła pisać, a teraz musiała się dowiedzieć jak najwięcej o władcach tego kontynentu – i o tym, co mieli do stracenia.

Niestety większość ludzi nigdy nie uwierzy w to, jak było naprawdę. Król Eprothy, Sabium, miał ponad czterysta lat. Powszechnie uważano go za potomka Regnera, choć w istocie był to jeden i ten sam władca. Przez stulecia używał skradzionej magii do przedłużania sobie życia, pozorował własną śmierć i pozostawał przy władzy, w tajemnicy zabijając chłopców, których przedstawiał jako swoich synów.

– Kto rządzi poszczególnymi królestwami?

Zanurzyłam kawałek chleba w gulaszu. Dopóki nie wsiadłam na statek, nie sądziłam, że tak zwyczajna czynność, jaką było jedzenie, stanie się dla mnie tak cenna.

– Fae wysokiego rodu. Romydan, Thorn, Caliar, Sylvielle i Verdion. – Fae używały tylko imion.

– A kto rządzi nimi wszystkimi?

Przełknęłam ślinę.

– Conreth. – Brat Loriana. Który w tym momencie był naszą jedyną nadzieją na sojusz.

– Jak ma na imię jego żona?

– Emara.

– Dobrze.

Znowu zaczynałam myśleć jasno. Niestety wiązało się to z tym, że zaczęłam dostrzegać coraz więcej powodów do strachu. Moi przyjaciele i rodzina zmierzali na ziemie fae, ale nie miałam wątpliwości, że Regner wysłał żelazną gwardię, aby ich dopadła.

Dzięki ciotce wiedziałam o niej wszystko.

Składało się na nią pięciuset najbardziej okrutnych i lojalnych ludzi króla, gwardzistów wybierano przy narodzinach i wysyłano do akademii, gdzie uczono ich wyzbywać się wszelkich przejawów współczucia i człowieczeństwa. Byli bezdusznymi zabójcami, stworzonymi do takich sytuacji jak ta.

Lorian powiedział, że tysiące hybryd żyło w obozie przy granicy z ziemiami fae, ale to tylko tymczasowe rozwiązanie. Hybrydy zasługiwały na swój dom.

– Jesteś rozkojarzona – zauważyła Telean.

– Wiesz dokładnie, gdzie są teraz hybrydy z zamku? – Pełnię skupienia uzyskam dopiero wtedy, gdy się dowiem, że wszyscy byli bezpieczni. Nawet jeśli nadal przebywali na ziemiach fae.

Milczenie Telean było jedyną oznaką zaskoczenia zmianą tematu. Moja ciotka była doskonałą szpieżką. Większość czasu spędzała, przesiadując w różnych miejscach statku, z zamkniętymi oczami i twarzą zwróconą do słońca, jakby drzemała. Nie wątpiłam, że od czasu do czasu odpływała, ale przeważnie słuchała tych, którzy byli na tyle głupi, by rozmawiać w jej obecności.

– Rythos i Galon poprowadzili swoje grupy na wschód przez Eprothę, do lasu. Przekroczą granicę w pobliżu Crawyth.

– A inni?

– Marth i Cavis zmierzają przez Gromalię. Pozostali rozdzielili się na kolejne grupy i wyruszyli w różnym czasie.

Tym sposobem nawet jeśli jedna grupa zostanie schwytana i zabita, to istniała szansa, że innym uda się przeżyć. Zacisnęłam dłonie w pięści i zmusiłam się do skupienia myśli. Ledwo rzuciłam na nich okiem, zanim Lorian odciągnął mnie od bram Lesdryn. Powinnam tam być. Powinnam teraz być z nimi.

– Gdzie są moi bracia? Vicer i Asinia?

Wyciągnęła rękę i ścisnęła moją dłoń.

– Z Marthem.

– W Gromalii. – Nie tak niebezpiecznej jak Eprotha, ale z pewnością należało zachować czujność. Zwłaszcza po tym, jak Lorian odgrywał rolę księcia Gromalii i to przez tak długi czas.

– Tak. Krwiożerczy Książę ma swoich ludzi w naszym królestwie. Mam na myśli fae. Jesteś głównym celem – powiedziała Telean. – Krwiożerczy Książę wybrał drogę morską, czego Regner się nie spodziewał.

Zaczynało mnie drażnić, że Telean nazwała Loriana Krwiożerczym Księciem. Chociaż nie rozumiałam dlaczego.

Być może winna była temu pewna myśl: co by było, gdybyśmy, Lorian i ja, byli zupełnie innymi osobami.

– Potrzebujemy sojuszników – stwierdziłam.

– Tak.

Przygryzłam wargę.

– A co, jeśli fae odmówią?

– Chcą śmierci Regnera tak samo jak my. Bez ciebie nie odzyskaliby tamtego amuletu.

Nie, jeśli o to chodzi, Lorian skorzystał z mojej niewiedzy. Zaczynałam przyzwyczajać się do smaku goryczy.

– Jak działa amulet?

Wzruszyła ramionami.

– To pytanie do księcia.

Pokręciłam głową, bo nie przypuszczałam, by cokolwiek zechciał mi powiedzieć.

Jadłyśmy w ciszy przez kilka minut, w końcu zmusiłam się do wyrzucenia z głowy myśli o Lorianie.

– Rozmawiałam z Margie zaraz po dotarciu do Lesdryn. Powiedziała, że bogowie chcieli się przekonać, które królestwo przetrwałoby wojnę. Dlatego to wszystko zaczęli.

Ciotka skinęła głową.

– Dali każdemu władcy artefakt.

Głos Margie odbijał się echem w mojej głowie.

Faric, bóg wiedzy, dał ludziom jeden artefakt. Tronin, bóg siły, dał fae trzy artefakty. Tymczasem Bretisa, boga ochrony, zaintrygowało królestwo hybryd na zachodzie. I ludzie, którym jakoś udało się rozkwitnąć, nawet po oddzieleniu się od fae. Bretis podarował im coś, co miało taką moc, że natychmiast wzbudziło to zazdrość Tronina i Farika.

– Nelayra?

Spojrzałam w oczy ciotki. Obdarzyła mnie tym swoim wyczekującym, ale cierpliwym spojrzeniem, które miała tak dobrze opanowane. Odwróciłam wzrok.

– Wybrano tylko jedno królestwo ludzi. Dlaczego?

Wzruszyła ramionami.

– Prawdopodobnie w oczach bogów wszyscy uchodzą za jeden lud.

Zmarszczyłam brwi i postanowiłam, że zastanowię się nad tym później.

– Co dostał ród fae?

Telean się uśmiechnęła, a ja przewróciłam oczami.

– Amulety – mruknęłam. – Dano im amulety i dlatego Lorian nie zabił króla. Potrzebuje dwóch pozostałych.

– Tak.

– A hybrydy?

– Nasz dar był od Bretisa, boga ochrony. Przynajmniej według mitu.

– Co to było?

– Klepsydra.

– Co miało symbolizować naszą magię czasu. – Na tę myśl moje serce zabiło mocniej.

Skinęła głową.

– I co miało ułatwić przodkom władanie mocą i zapewnić bezpieczeństwo królestwu. Korzystanie z niej nie zawsze będzie tak trudne, jak teraz. Gdy znajdziesz tę klepsydrę, to ty zdecydujesz o losach bitwy. – Oczy ciotki rozbłysły mrocznym ogniem.

Używanie mocy zawsze mnie wyczerpywało. Czasami zbierało obfite żniwo: najpierw z nosa leciała mi krew, a potem zaczynało mi się kręcić w głowie. Jeśli klepsydra mogłaby to zmienić, to może naprawdę zdołałabym pomóc hybrydom.

– Jak ona działa?

– Pozwala zatrzymać czas na dłużej. Moc przywołuje się naturalniej, nie trzeba aż tak bardzo sięgać w głąb siebie. Pozostałe moce są jedynie legendą i najwyraźniej zależą od samego władcy.

Myślami wróciłam do Demosa, wykrwawiającego się na ziemi. Przeszedł mnie dreszcz. Tak niewiele brakowało i bym go straciła.

– Czy klepsydra pozwoli mi cofnąć czas?

Z twarzy Telean odpłynęły wszystkie kolory.

– Nelayra, posłuchaj mnie uważnie. Nigdy nie wolno ci podejmować takich prób. Coś takiego mogłoby cię zabić. Świat musi pozostać w równowadze.

Otworzyłam usta, ale Telean podniosła rękę.

– Nawet gdybyś to jakoś przeżyła, los będzie domagał się wyrównania strat i nie przestanie cię prześladować, dopóki tak się nie stanie.

Telean cały czas się we mnie wpatrywała, jej oczy zwęziły się, więc skinęłam głową. Los już i tak za bardzo się mną interesował. Nie miałam ochoty mnożyć powodów, by ściągać na siebie jeszcze więcej jego uwagi.

Gdyby klepsydra dostała się w moje ręce, ćwiczyłabym tak długo, aż byłabym w stanie zatrzymać czas na polu bitwy. A gdybyśmy zdołali zwabić Regnera w pułapkę, mogłabym użyć klepsydry i go zabić.

Musiałam ją znaleźć.

Jadłyśmy w milczeniu przez dłuższy czas. Telean obserwowała mnie, wyraźnie świadoma, że zbierałam się na odwagę, by poruszyć ten temat. Nie powinnam nawet tego rozważać. A mimo to nie mogłam się powstrzymać.

Wreszcie westchnęłam.

– Mogę cię o coś zapytać?

– Oczywiście.

– Crawyth. W noc śmierci moich rodziców. Kiedy mnie porwano. Krwiożerczy Książę…

Telean wpatrywała się we mnie. Odniosłam wrażenie, że dostrzegła iskierkę nadziei, która migotała w mojej piersi.

– Chcesz wiedzieć, czy go widziałam.

Przytaknęłam.

– Nie musiałam, Nelayra – powiedziała łagodnie. – Inni widzieli go po zniszczeniu miasta.

W oczach poczułam pieczenie. Ale ta głupia iskra w piersi nie chciała zgasnąć.

– Wkrótce wpłyniemy na wody Gromalii. – Telean posłała mi współczujące spojrzenie i zmieniła temat. – Powiedz, jak ma na imię król Gromalii.

– Eryndan – mruknęłam. – Jego synem jest książę Rekja. – Mężczyzna, pod którego Lorian podszywał się tygodniami.

Poczułam mrowienie na karku, więc zerknęłam przez ramię. Do kajuty wszedł Lorian.

Może i przybrał postać człowieka, ale zaprzestał wszelkich prób ukrywania tego, kim był. Kiedy się poruszał, robił to z taką prędkością, że moje serce zaczynało bić jak oszalałe. A kiedy odpoczywał, charakteryzował go bezruch martwego.

Wstałam powoli. Jego twarz była pozbawiona wyrazu… Ale oczy płonęły wściekłością.

Gardło mi się ścisnęło.

– Mów – wychrypiałam.

– Doszło do ataku.

– Co się stało?

– Król wysłał żelazną gwardię za hybrydami.

Otwarła się we mnie otchłań. Powinnam z nimi zostać. Wiedziałam, że powinnam z nimi zostać. Mogłabym użyć mocy. Mog­łabym dać im przewagę.

– Kto? – Tylko tyle zdołałam powiedzieć.

Lorian wziął głęboki wdech.

– Ośmiu strażników dopadło grupę Rythosa. Była z nimi twoja przyjaciółka władająca ogniem.

– Madinia.

Skinął głową na potwierdzenie.

– Strażnicy wiedzieli, z kim mają do czynienia. Udało im się na pewien czas uodpornić na moc Rythosa. Hybrydy były nadal osłabione.

Niewidzialne palce zacisnęły mi gardło, aż ledwo mogłam oddychać. Hybrydy nie były przyzwyczajone do używania swoich mocy i prawdopodobnie okazały się dla Rythosa bardziej ciężarem niż pomocą.

– Cztery hybrydy nie żyją.

Żołądek mi się skręcił. Niesprawiedliwość tego wszystkiego sprawiła, że nagle poczułam rosnącą w gardle gulę, której nie mogłam przełknąć. Cztery hybrydy odzyskały wolność, tylko po to, by zginąć w drodze do nowego życia.

– Rythos zasłonił jedną swoim ciałem. – Spojrzenie Loriana stało się lodowate. Wiedziałam, że za ten wybór przyjdzie mu się zmierzyć z gniewem swojego dowódcy. – Został ranny.

Serce zamarło mi w piersi.

– Jak bardzo?

– Naprawdę cię to obchodzi? – Słowa wypowiedział pozbawionym życia głosem, ale wychwyciłam w nich nutę oskarżenia.

Wpatrywałam się w niego.

– Oczywiście, że tak.

Wykrzywił usta i wbił we mnie wzrok. Wiedziałam, o czym myśli. Że Rythos mnie obchodził, dopóki nie musiałam skonfrontować się z faktem, że był fae. Nie pozwoliłam mu się dotknąć.

Lorian musiał to zauważyć.

Moja dolna warga zadrżała, ale udało mi się opanować. Nie mogłam pozwolić, aby zobaczył, jak płaczę. Wzrok Loriana padł na moje usta, więc odwróciłam głowę.

Telean odchrząknęła.

– Uważaj, jak się zwracasz do królowej.

Zwiesiłam ramiona. W oczach Loriana błysnęło coś na kształt rozbawienia. Chwilę później już tego nie było.

– Rythos przeżyje – powiedział. – Hybrydy też jakoś się pozbierały. Twoja smoczyca zamieniła trzech strażników w popiół, a z pozostałymi rozprawił się Rythos za pomocą miecza.

– Smoczyca?

– Fae wierzą, że ci, którzy posiadają wyjątkowo silną magię ognia, pochodzą od smoków.

Madinia faktycznie miała ognisty temperament. Zapisałam w pamięci tę informację, po czym ponownie przekierowałam uwagę na Loriana.

– Gdybym tam była, tamtych czworo by nie zginęło. Mogłabym ich uratować.

– To raczej dowód na to, że jesteś we właściwym miejscu.

– Cztery osoby nie żyją. Cztery hybrydy.

Podszedł bliżej, miał ponury wyraz twarzy.

– Jak myślisz, co zrobiłaby z tobą żelazna gwardia, gdyby cię znalazła?

Odwróciłam się. Telean chwyciła mnie za rękę, ignorując Loriana.

– Nelayra, twój lud nie potrzebuje kolejnego wojownika. Potrzebuje królowej.

Na usta cisnęły mi się ostre słowa.

– Mamy towarzystwo – zawołał marynarz z pokładu.

– Gromalianie – warknął Lorian.

Kolana się pode mną ugięły, ale spróbowałam się uśmiechnąć.

– Skoro tak długo udawałeś ich księcia, założę się, że bardzo chcą z tobą porozmawiać – mruknęłam. – Może dołącz do nich i spróbuj ich jakoś ugłaskać, a ja tymczasem popłynę dalej?

Lorian tylko na mnie spojrzał.

Jakaś mroczna, zraniona część mnie nalegała, abym kontynuowała.

– W końcu nie jesteśmy już sobie potrzebni. To z twoim bratem będę musiała negocjować. A może się mylę?

Lorian nic mi nie wyjaśnił. Nie próbował ze mną porozmawiać. Nie chciał o mnie walczyć. Byłam dla niego odskocznią. Zabawką. Kiedy już dotrzemy na miejsce, prawdopodobnie dalej będę go spotykać, negocjując z jego bratem. Tyle że w każdej minucie, którą spędzałam w obecności Loriana, czułam, jakby ktoś miażdżył mi serce.

Telean powoli wstała. Spojrzała na nas i pokręciła głową, po czym wyszła z mesy, powłócząc nogami.

Spojrzenie Loriana stało się mroczne.

– Jeśli sprzymierzysz się z moim bratem, sprzymierzysz się także ze mną, żbiku.

Serce tłukło mi się w piersi jak oszalałe. Jak tak dalej pójdzie, nigdy się od niego nie uwolnię. Rozpacz przybierała coraz większe rozmiary, była gęsta i gorzka.

– Zbliżają się! – krzyknął spanikowany głos. Lorian posłał mi znaczące spojrzenie, które mówiło, że wrócimy do tej rozmowy później.

Wykrzywiłam usta i wyszłam z mesy, kierując się na pokład. W powietrzu czuć było napięcie.

Marynarze biegali, wiązali liny, obracali statek.

To była jednostka handlowa. Lorian zadbał o to, aby załoga była dobrze przygotowana. Wypłynęliśmy pod osłoną nocy zaraz po ucieczce z Lesdryn, każdy, kto mógł nas powstrzymać, już nie żył. Ale statek, który do nas płynął…

Był arcydziełem inżynierii. Gdy przecinał fale, nieubłaganie zmierzając w naszą stronę, zaparło mi dech w piersiach. Kadłub, wykonany ze starego, ciemnego dębu, zdobiły misternie wyrzeźbione mityczne bestie. Zmrużyłam oczy, ale nie mog­łam dostrzec nic więcej poza skrzydlatymi stworzeniami, które zdawały się latać, gdy statek unosił się i opadał przy każdej fali.

Na szczycie trzech wysokich masztów powiewały ogromne kwadratowe żagle.

To był okręt wojenny. W głowie kłębiło mi się milion myśli. Lorian zniszczyłby go bez trudu. Ale ile kolejnych okrętów wysłano by w odwecie?

Mogłabym zatrzymać czas. Ale nie zdołałabym tego robić w nieskończoność.

– Kto jeszcze na naszym statku ma moc? – zapytałam Loriana, gdy stanął obok mnie.

– Załoga ma niewielką ilość mocy. Większość odebrał im Regner. O ile wiem, moc twojej ciotki jest defensywna.

Przytaknęłam.

– Moja ciotka potrafi utworzyć ochronną tarczę. Ale Regner przejął większość jej magii, gdy królowa przekonała go, by darował jej życie. Później nakazał, aby regularnie co kilka miesięcy wysysano z niej moc. – Poczułam mdłości na myśl o tym, jak wyglądało życie Telean na zamku.

Zaschło mi w ustach na widok zbliżającego się okrętu. Gdyby Galon i pozostali byli tutaj, wszystko wyglądałoby zupełnie inaczej. Ale Lorian zostawił ich, aby zapewnić hybrydom – moim pobratymcom – bezpieczeństwo.

Niewiele wiedziałam o statkach. Jedynie tyle, że ten gromaliański zaprojektowano tak, by był szybki i zwrotny, długi, wąski kadłub z ła­twością przecinał wodę, zmierzając w naszą stronę. Na flagach nie było żadnych emblematów.

– Co to jest? Tam, na przodzie statku?

– Taran – odpowiedział Lorian. – Do zatapiania okrętów wroga.

Zamrugałam i znów znalazłam się w rzece, zimno wysysało ze mnie całą energię, płuca domagały się powietrza, gdy woda raz po raz zamykała się nad moją głową.

Lorian wpatrywał się we mnie. Prawdopodobnie zobaczył więcej, niżbym chciała. Jak zwykle.

Za każdym razem, gdy już myślę, że w końcu przestaniesz być małą przerażoną myszką i dopuścisz do głosu kobietę, którą według mnie jesteś, udowadniasz, że się myliłem. Cóż, skarbie, nie mamy czasu na twoje poczucie zagubienia i brak wiary w siebie.

– Dowiemy się, czego chcą – wysyczałam. – A jeśli zaatakują, ukarzemy ich dla przykładu.

W spojrzeniu Loriana błysnęło coś na kształt aprobaty. Zignorowałam to i skierowałam wzrok z powrotem na statek przed nami.

Musieliśmy poczekać. I przekonać się, czy będą chcieli zabijać, czy rozmawiać.

LORIAN

Prisca wpatrywała się w zbliżający się okręt. Ja wpatrywałem się w nią.

Twarz miała bladą, pod oczami cienie. Bez wątpienia była przerażona i nieszczęśliwa. I to sprawiło, że coś ścisnęło mnie w żołądku.

Robiłem tylko to, co było konieczne. Niczego nie żałowałem – z wyjątkiem tego, że teraz patrzyła na mnie, jakbym jej zagrażał. Nie jej ciału, ale sercu. Jej spokojowi ducha.

Prisca na pewno czuła się samotna. Jasne, miała ciotkę. Stały się sobie niesamowicie bliskie. Ale Telean często drzemała, a Prisca siedziała na pokładzie, wpatrując się w morze i odcinając od wszystkich.

Załoga była zafascynowana dziedziczką tronu, ale też nieufna. Ich szepty wszędzie za nią podążały. Ponieważ nie chciała ze mną rozmawiać, jeśli nie było to absolutnie konieczne, musiała się czuć bezgranicznie i do bólu samotna.

Wiedziałem, jak to jest. Spędziłem tak większość dzieciństwa, zagubiony i samotny. Na dodatek teraz jeszcze oczekiwano od niej, że podejmie się trudnej roli.

Nie chciałem, żeby czuła się samotna, tak jak ja.

Samotność człowieka pożera, aż nie pozostaje mu nic poza nieszczęściem i wściekłością. Nie chciałem, żeby coś takiego przydarzyło się Prisce.

W tym momencie to mnie zawdzięczała swoje osamotnienie. Może i wykonywałem tylko rozkazy, niemniej to ja byłem bezpośrednio odpowiedzialny za znużenie i smutek w jej oczach.

Odwróciła się, wyczuwając na sobie mój wzrok.

– Coś się stało?

– Myślałem o tym, co powiedziałaś. O tym, że chciałabyś wyruszyć do obozu hybryd. Zobaczyć się ze swoją rodziną. Przyjaciółmi.

Zamrugała.

– I?

– Do obozu można dotrzeć na dwa sposoby: drogą morską lub lądową.

Oczy Priski rozbłysły i nagle coś w mojej piersi się rozluźniło. Nawet po tym, co zaszło, zrobiłbym bardzo dużo, żeby zobaczyć nadzieję w jej spojrzeniu.

– O czym ty mówisz? – zapytała ściszonym głosem.

– Niewykluczone, że najpierw zahaczymy o ten obóz, a potem wyruszymy do mojego brata.

– Co?

– Mam pewne podejrzenia co do tego, kto jest jego właścicielem. – Skinąłem głową w stronę zbliżającego się okrętu. – I jeśli się nie mylę, zyskamy pole do negocjacji. Aby dotrzeć do obozu hybryd, musielibyśmy udać się na zachód, przez Gromalię. Co będzie się wiązać z wieloma dniami konnej jazdy. Hybrydy nadal są zbyt słabe, aby podróżować, więc zostaną na statku i popłyną do Aranthon, gdzie będą mogły się zregenerować. Twoja ciotka także powinna zostać, spotkacie się w Aranthon.

– Dlaczego chcesz to zrobić?

Ponieważ miałem dość patrzenia na jej podkrążone oczy. Miałem dość patrzenia, jak mój żbik popada w depresję i coraz bardziej się w sobie zamyka. Chciałem zobaczyć jej uśmiech, nawet jeśli później miałbym go już nigdy więcej nie oglądać.

– Nie sądzę, że jesteś gotowa na tę rozmowę – powiedziałem. – Prawda?

Przełknęła ślinę.

– A co na to twój brat?

Uniosłem brew.

– Naprawdę obchodzi cię moja relacja z bratem?

Pokręciła głową, jej wargi drgnęły, jakby miała zamiar się uśmiechnąć. Patrzyłem zachłannie na jej usta, desperacko szukając jakiejś wskazówki, że moja Prisca wciąż gdzieś tam była, pod całą tą rozpaczą, która otulała ją jak koc.

Zacisnęła zęby.

– Nie – odpowiedziała, kierując swój wzrok z powrotem na okręt.

Patrzyłem, jak się zbliża. Nasza załoga była w gotowości.

Mój brat nie powiedział mi jasno i wyraźnie, że mam się udać bezpośrednio do naszej stolicy. Oczywiście wiedziałem, że będzie niezadowolony. Wiedziałem, że znajdzie sposób, żeby mnie ukarać. Ale miałem dwa powody, aby wybrać się na tę małą eskapadę.

Po pierwsze, chciałem odseparować Priscę od jej ciotki. Chciałem, żeby samodzielnie podejmowała decyzje, swobodnie i nie będąc pod niczyim wpływem. Podsłuchałem kilka ich lekcji, podczas których bystry umysł Priski chłonął historię i informacje przekazywane przez Telean jak gąbka. Jej ciotka miała jasne wyobrażenie odnośnie do tego, kim i jaka powinna być Prisca.

A ja po prostu chciałem, żeby była moja.

Co prowadziło do powodu numer dwa.

Gdybyśmy podróżowaliśmy tylko we dwoje, miałbym ją całą dla siebie. Musiałaby się ze mną jakoś dogadać. Tak jak gdy jechaliśmy do Lesdryn. Chociaż wtedy większość czasu starałem się ją albo ignorować, albo zadręczać ćwiczeniami, dzięki którym miała nauczyć się władać swoją magią.

Na zamku oboje byliśmy pochłonięci swoimi sprawami. Udało nam się wykraść zaledwie kilka wspólnych chwil.

To była szansa, aby dowiedzieć się, co sprawia przyjemność Prisce. O drobnostkach, dzięki którym czuła się szczęśliwa. Jakie miała nawyki. Jak się relaksowała.

W tych najmroczniejszych chwilach, kiedy bardzo za nią tęskniłem – co zdarzało się, nawet gdy siedziała tuż obok mnie – notowałem w pamięci wszystko, czego się dowiedziałem. I zastanawiałem się, czy te drobne szczegóły wystarczą mi na resztę życia.

Wiedziałem, że uwielbia valeo i że ten słodki owoc kojarzy jej się z ojcem. Że lubi długie, gorące kąpiele, dopóki woda całkiem nie wystygnie, a skóra nie stanie się pomarszczona. Przekonałem się, że jest jedną z najbardziej lojalnych osób, jakie kiedykolwiek spotkałem. Że jest sprytna i mądra i że gotowa była zrobić wszystko dla tych, których kochała.

Jak by to było zaliczać się do grona tych osób?

Wątpliwe, aby tak się stało. Dlatego zamierzałem dobrze wykorzystać nadchodzące tygodnie, skoro miały być ostatnimi, jakie spędzimy razem.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz