Królowa pustyni - Jane Porter - ebook

Królowa pustyni ebook

Jane Porter

3,9
9,99 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Amerykańska modelka Jemma Copeland znalazła się w trudnej sytuacji. Skandal i oszustwa, których dopuścił się jej ojciec, pozbawiły ją pracy i środków do życia. By przyjąć intratne zlecenie, musiała złamać prawo, posługując się paszportem siostry. Teraz grozi jej za to kara. Do szejka Karima należy decyzja, czy pójdzie do więzienia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 142

Oceny
3,9 (58 ocen)
24
12
16
3
3
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jane Porter

Królowa pustyni

Tłumaczenie:

PROLOG

Szejk Mikael Karim, król Saidii, obserwował plan zdjęciowy pokazu mody na pustyni – swojej pustyni. W środku wrzał z wściekłości. Jak można, pytał sam siebie, tak po prostu przybyć do obcego kraju pod fałszywą tożsamością i oczekiwać, że ujdzie to płazem?

Najwyraźniej jednak świat był pełen głupców.

Ci nosili nazwisko Copeland.

Ledwo hamując gniew, czekał na właściwy moment.

Królowie nie negocjują, nie błagają, nie szafują przysługami.

Saidia była królestwem niewielkim, ale liczącym się. Ludzie z Zachodu byli tu tolerowani, co nie oznaczało, że mogli bezkarnie łamać prawo.

Jemmie Copeland wydawało się może, że stoi ponad prawem.

I choć jej ojciec chwilowo uniknął kary, jej się to nie uda. Zapłaci za swoje i jego winy.

ROZDZIAŁ PIERWSZY

Samo życie nauczyło Jemmę Copeland nie przejmować się drobiazgami, a skupiać na tym, co najistotniejsze.

Dzięki temu przez minione dwie godziny mogła ignorować obezwładniający upał Sahary i uporczywe ssanie w żołądku. Starała się też nie myśleć o przyszłości. Jak również o upale, głodzie i hańbie. Nie mogła jednak nie zauważyć wysokiego mężczyzny w białej szacie, w towarzystwie sześciu podobnie ubranych mężczyzn, który obserwował ją ciemnymi, poważnymi oczami.

Znała go. Pięć lat wcześniej spotkali się na ślubie jej siostry w Greenwich. Zrobił wtedy ogromne wrażenie na wszystkich obecnych tam kobietach. Szejk Mikael Karim, wysoki, przystojny, bajecznie bogaty, nowy król Saidii.

Dziś miało go tu nie być. Miał spędzić cały tydzień w Buenos Aires, więc jego pojawienie się sprawiło całemu zespołowi niemiłą niespodziankę.

Tym bardziej że był w wyraźnie złym humorze.

Jemma przewidywała nieprzyjemne wydarzenia w najbliższej przyszłości. Sama marzyła tylko o tym, by bez problemu ukończyć zdjęcia i następnego rana odlecieć do kraju.

Dobrze przynajmniej, że przybył dopiero teraz. To był długi, męczący dzień, wiele ujęć w różnych miejscach, do tego dokuczliwy upał. Ale z jej strony nie padło nawet słowo skargi. Bardzo potrzebowała tej pracy i czuła tylko wdzięczność za otrzymaną szansę.

Wciąż jeszcze nie do końca przetrawiła to, co się stało. Zaledwie rok wcześniej była jedną z amerykańskich „złotych dziewcząt”, której zazdroszczono urody, bogactwa i statusu „dziewczyny »It«”. Jej rodzina była potężna i wpływowa. Copelandowie mieli domy na całym świecie, a ją i jej siostry nieustannie fotografowano i opisywano w mediach. Ale nawet potężnym może się powinąć noga. Jej rodzinie nieodwracalnie zaszkodził skandal związany z udziałem ojca w oszustwie na ogromną skalę.

W ciągu jednej nocy Copelandowie stali się najbardziej znienawidzonymi ludźmi w Ameryce.

Obecnie Jemma ledwo wiązała koniec z końcem. Aresztowanie ojca i szeroko zakrojona kampania medialna wokół całej sprawy zrujnowały jej karierę. Fakt, że ciężko pracowała i utrzymywała się sama od osiemnastego roku życia, nie miał żadnego znaczenia, skoro była córką Daniela Copelanda. Nienawidzono jej, pogardzano nią i wyśmiewano się z niej.

Pracowała, ale płaca ledwo wystarczała na życie. Bardzo się ucieszyła, kiedy zaproponowano jej to pięciodniowe zlecenie. Był to wyjazd do Saidii, niezależnego, pustynnego królestwa, przytulonego do południowego Maroko, pomiędzy zachodnią Saharą i Atlantykiem. Niestety konsulat odmówił jej wizy wjazdowej.

To, co zrobiła, było nielegalne, ale trudne czasy wymagają desperackich środków. Złożyła nowy wniosek jako swoja siostra, posługując się jej paszportem z wpisanym nazwiskiem męża, i tym razem wizę otrzymała.

Ryzykowała, przyjeżdżając tutaj z fałszywą tożsamością, ale bardzo potrzebowała pieniędzy. Inaczej nie zdołałaby spłacić miesięcznej raty kredytu.

Udało się, więc ubrana w długie futro z lisów i wysokie buty, spływała potem pod palącym słońcem Sahary.

I co z tego, że pod futrem była naga?

Pracowała i starała się przeżyć. Pewnego dnia los się odwróci.

Starała się nie zwracać uwagi na ponurego szejka i jego gwardię. Za to wzięła głęboki oddech, wypięła biodra i przyjęła śmiałą pozę.

Keith, australijski fotograf, gwizdnął z aprobatą.

– Świetnie, kotku. Rób tak dalej.

Ogarnęła ją fala przyjemnego podniecenia, szybko zmyta przez widok Mikaela Karima zbliżającego się do Keitha.

Wysoki i barczysty szejk górował nad fotografem. Jemma zdążyła już zapomnieć, jak bardzo był przystojny. Pracowała jako modelka w wielu krajach i widziała wielu szejków, najczęściej niskich i przysadzistych, o małych oczkach, tonących w fałdach tłuszczu.

Ten tutaj był młody, szczupły i groźny. Biel szaty podkreślała szerokie ramiona i ponadprzeciętny wzrost, do tego miał kwadratową szczękę, czarne brwi i oczy.

Patrzył na nią ponad głową Keitha, przygważdżając ją wzrokiem. Jakby chciał jej coś przekazać albo przed czymś ją ostrzec. Ogarnął ją żar, potem chłód i zadygotała pod futrem.

Keith sapnął z dezaprobatą i opuścił kamerę.

– Gdzie twoja energia? No, dalej, pokaż mi, jaka jesteś seksowna.

Jemma zerknęła na nieproszonego gościa. Emanował napięciem, które sprawiło, że się zachwiała. W powietrzu zawisła groźba.

Keith niczego nie wyczuł i tylko jeszcze bardziej się zirytował.

– Skup się i skończmy to wreszcie.

Oczywiście miał rację. Musieli ukończyć zdjęcia.

Odetchnęła głęboko, wyprostowała się, uniosła brodę i opuściła futro z ramion, odsłaniając nagą skórę. Długie włosy falą spłynęły na kark.

– Świetnie. – Keith podniósł kamerę, przywołał asystenta z białym, odbijającym słońce ekranem, i zaczął kręcić. – Tak jest. Teraz mi się podobasz.

Brawurowo opuściła futro na piersiach jeszcze niżej.

– Doskonale – pochwalił Keith. – Gorące ujęcia. Nie przestawaj.

Teraz już całkiem odsłoniła piersi, wystawiając je do słońca. W świecie szejka Karima prawdopodobnie poszłaby za to wprost do piekła, ale przecież na tym polegała jej praca. Nie myślała o niczym innym, zdecydowana dać im, czego chcieli.

Poruszyła ramionami i futro zsunęło się jeszcze niżej, łaskocząc tył jej nagich ud.

– Wspaniale, dziecinko. – Keith pstrykał zawzięcie. – Pięknie. I tak trzymaj. Jesteś boginią, marzeniem każdego faceta.

Nie była boginią ani niczyim marzeniem, ale mogła poudawać. Na krótką chwilę mogła się zmienić w kogokolwiek. Udawanie zapewniało dystans, pozwalało oddychać, uciec od rzeczywistości i problemów.

Odsunęła smutne myśli, uniosła brodę jeszcze wyżej, wypchnęła biodra do przodu i opuściła futro, całkowicie eksponując piersi.

Keith gwizdnął miękko.

– Jesteś cudowna, dziecinko. Prosimy o jeszcze.

– Nie – wycedził szejk Karim.

To jedno słowo zabrzmiało jak grzmot, uciszając gwar rozmów członków ekipy. Wszystkie głowy zwróciły się w jego stronę.

Jemma też na niego patrzyła, zdenerwowana do ostatecznych granic.

On tymczasem szarpnął w dół ręce Keitha, w których trzymał kamerę.

– Dosyć. Mam was wszystkich dosyć. Tutaj jesteście skończeni. – Spojrzał wprost na Jemmę. – Panno Copeland, proszę się ubrać i poczekać na mnie w namiocie. Musimy porozmawiać.

Owinęła się futrem, ale nie ruszyła z miejsca.

Dlaczego użył jej prawdziwego nazwiska, nie Xanthis, jak miała na formularzu wizy? Usiłowała nie poddawać się panice. Musiał wiedzieć, kim jest. Rozpoznał ją po tych wszystkich latach.

Drżącymi dłońmi mocniej owinęła się futrem, nagle zmrożona, pomimo panującego upału.

– Co się dzieje? – szepnęła, choć w głębi duszy znała odpowiedź.

Została rozpoznana, odkryto jej prawdziwą tożsamość. Jak to się stało? Trudno zgadnąć, w każdym razie miała kłopoty. I to poważne.

– Myślę, że dobrze pani wie – padła obojętna odpowiedź. – Proszę zaczekać na mnie w namiocie. Porozmawiamy.

– O czym?

– Wysunięto przeciwko pani szereg zarzutów.

– Nie zrobiłam niczego złego.

Przesunął po niej twardym, nieustępliwym wzrokiem.

– Przeciwnie. Ma pani poważne kłopoty. Proszę iść do namiotu i radzę nie stawiać oporu.

Była na tyle rozsądna, by nie podejmować dyskusji, ale szła do namiotu jak na ścięcie. Jakie będą zarzuty? Co jej grozi?

Próbowała się uspokoić, skupić na oddychaniu, przegonić złe myśli, co nie było łatwe. Przyjechała tu nielegalnie. Zgodziła się uczestniczyć w zdjęciach nieakceptowanych przez rząd. Publicznie obnażyła piersi, co też było niezgodne z prawem Saidii.

Wszystko dlatego, że od ukończenia osiemnastu lat nie brała pieniędzy od rodziny i nie zamierzała zaczynać teraz.

Była już dorosłą kobietą, zdolną się utrzymać. Nie miała najmniejszego zamiaru prosić rodziny o pomoc. Choć może w obecnej sytuacji to byłoby rozsądniejsze.

W namiocie garderobie zrzuciła ciężkie futro, włożyła różowe bawełniane kimono i usiadła przed lustrem toaletki, a w głowie wciąż rozbrzmiewał jej głos szejka.

Ma pani poważne kłopoty…

Poważne kłopoty…

Miał rację. Postąpiła źle i mogła tylko żywić nadzieję, że przyjmie jej przeprosiny i pozwoli się zrehabilitować. Nie chciała go obrazić ani okazać braku szacunku jego krajowi czy kulturze.

Za namiotem usłyszała głosy, dziwnie przyciszone i tajemnicze. W przewadze męskie, jeden kobiecy. Ten ostatni należał do Mary Leed, redaktorki „Catwalk”, zazwyczaj niewzruszonej, teraz wyraźnie spanikowanej.

Jemma znów upadła na duchu. Sytuacja nie wyglądała dobrze. Nie powinna była tu przyjeżdżać. Podejmować ryzyka. Ale co innego miała zrobić? Doprowadzić się do ruiny i skończyć na ulicy?

Zbyt wiele już wycierpiała z winy własnego ojca. Zdradził ich wszystkich: swoich klientów, partnerów biznesowych, przyjaciół, nawet rodzinę. Był bezwzględnym egoistą, zupełnie niepodobnym do reszty Copelandów, zwykłych, dobrych ludzi.

Drżącymi rękami rozpięła wysoki but, ekstrawagancką fantazję projektanta na skandalicznie wysokim, dziwacznego kształtu obcasie.

Postąpiono by rozsądniej, kręcąc te zdjęcia w Palm Springs, zamiast w konserwatywnej Saidii o sztywnych nakazach moralnych, gdzie jeszcze dwa pokolenia wstecz małżeństwa nie tylko aranżowano, ale wręcz wymuszano, a przywódcy plemion porywali swoje narzeczone.

Niemożliwe dla ludzi z zachodu, ale akceptowane tutaj.

Rozpięła właśnie zamek w drugim bucie, kiedy poły namiotu rozchyliły się i do środka weszła Mary w towarzystwie szejka Karima. W wejściu stanęło dwóch członków gwardii szejka.

Jemma wyprostowała się i przez chwilę przenosiła wzrok z Mary na szejka i z powrotem. Koleżanka była bardzo blada.

– Mamy problem – powiedziała, unikając jej wzroku.

Zapadła cisza. Jemma zacisnęła dłonie na kolanach.

– Kończymy zdjęcia, spłacimy nasze zobowiązania i wracamy do Anglii. W miarę możliwości już jutro. – Zawahała się przez chwilę i dodała: – Przynajmniej niektórzy. Ty niestety nie możesz z nami pojechać.

– Dlaczego?

– Postawiono ci zarzuty. Nas oskarża się o współpracę z tobą, ale ty… – Nie potrafiła dokończyć.

W sumie nie musiała. Jemma wiedziała, że ma kłopoty. Nie domyślała się tylko, o co ją oskarżą.

– Przepraszam – zwróciła się do szejka Karima. – Naprawdę mi przykro.

– Nie jestem zainteresowany – odparł krótko.

– Popełniłam błąd…

– Nielegalny wjazd do kraju z fałszywym paszportem, pod fałszywym pretekstem, bez pozwolenia na pracę, bez wizy, to ciężkie przestępstwo.

– Co mogę zrobić, żeby to naprawić?

Mary spojrzała na Karima zbolałym wzrokiem, ale odmownie pokręcił głową.

– To niemożliwe. Personel magazynu stanie przed sądem i zapłaci zasądzoną karę. Ty staniesz przed innym sądem.

– Więc zostanę oddzielona od innych?

– Tak. – Szejk skinął na Mary. – Ty i reszta zespołu wyjedziecie natychmiast. Moi ludzie zapewnią wam bezpieczeństwo. – Spojrzał na Jemmę. – Ty pójdziesz ze mną.

Mary wyszła posłusznie. Jemma obserwowała ją w milczeniu, potem spojrzała na Karima. Najwyraźniej był wściekły.

Trzy lata wcześniej pewnie by się załamała. Dwa – płakałaby. Ale to była dawna Jemma, rozpieszczona, chroniona przez starszego brata i trzy pewne siebie, kochające siostry.

Już nie była tamtą dziewczyną. Przeszła przez piekło i stała się silniejsza.

– Więc? Co się dzieje ze zbrodniarzami? – spytała, patrząc mu prosto w oczy.

– Kończą w więzieniu.

– Chcesz mnie uwięzić?

– Wyrokiem sądu tam właśnie byś trafiła. Ale ciebie osądzi nestor mojego plemienia.

– Dlaczego miałabym być sądzona inaczej niż Mary i reszta naszej ekipy?

– Oni popełnili wykroczenia przeciwko prawu Saidii, a ty… – przerwał na chwilę, żeby spotęgować efekt. – Ty popełniłaś przestępstwo przeciwko mojej rodzinie. Królewskiej rodzinie. Dlatego zostaniesz osądzona inaczej.

– Nie rozumiem. Co zawiniłam twojej rodzinie?

– Okradłaś ich i zhańbiłaś.

– Nawet ich nie znam.

– Zna nas twój ojciec.

Jemma zamarła. Świat wokół nagle się zatrzymał. Czy szlak zniszczeń dokonanych przez jej ojca nigdy się skończy? Nagle ogarnął ją lęk.

– Nie jestem moim ojcem.

– Nie fizycznie, ale go reprezentujesz.

– Wcale nie.

– Owszem. W kulturze arabskiej człowiek tworzy trwały związek z rodziną i ma obowiązek dbać o jej honor. A twój ojciec okradł i zhańbił Karimów.

– Mój ojciec, ale nie ja.

– Jesteś jego córką i znalazłaś się tu bezprawnie. Czas naprawić wyrządzone zło. Odpokutujesz za grzechy swoje i ojca.

– Nawet nie utrzymuję z nim stosunków. Nie widzieliśmy się od lat…

– Nie czas na wyjaśnienia. Przed nami długa droga. Przebierz się i ruszamy.

– Proszę.

– To nie zależy ode mnie.

– Przecież jesteś królem.

– Królowi należy się posłuszeństwo, poddanie i szacunek również gości zagranicznych.

Patrzyła na niego, właściwie go nie widząc, zbyt przejęta jego słowami i tym, co dla niej oznaczały. Przypomniała sobie słowa usłyszane zaraz po przylocie od strażnika na lotnisku: „Jego wysokość, szejk Karim, nie tylko jest głową państwa. On jest państwem”.

Oddychała głęboko, próbując otrząsnąć się z szoku. Powinna była potraktować tamto ostrzeżenie poważnie. A skoro tego nie zrobiła, musi zachować spokój. Przecież niemożliwe, żeby naprawdę zamknął ją w więzieniu.

– Chciałabym odpokutować za swoje zachowanie – powiedziała, zerkając na szejka zza zasłony rzęs.

Wysoki, barczysty, o rzeźbionych rysach, nie miał w sobie nawet cienia miękkości.

– Tak się stanie – odparł twardo. – Możesz być pewna.

Ani jednego cieplejszego błysku w oczach. Taki człowiek zniszczy wszystko, czego się dotknie, ją także.

– Mogę zapłacić grzywnę?

– Nie masz takich możliwości. Twoja rodzina jest w ruinie.

– Może Drakon…

– Nie pozwolę ci nigdzie telefonować. I nie zgadzam się, by Drakon cię wykupił. Jest nie tylko byłym mężem twojej siostry, ale i moim przyjacielem ze studiów. Zresztą podobno stracił praktycznie cały majątek z winy twojego ojca. To aż nazbyt wysoka cena za wejście do waszej rodziny. Nikt nie wypierze waszych brudów. Czas wziąć odpowiedzialność za swoje błędy.

– Drakon nie jest mściwy. Nie pochwalałby… – Głos jej zamarł, kiedy spojrzała mu w oczy.

– Czego? – zapytał miękko, choć najwyraźniej kipiał gniewem. – Czego by nie pochwalał?

Nie była w stanie odpowiedzieć. Serce biło jej tak mocno, że aż boleśnie.

Powinna być ostrożniejsza. Nie wolno go denerwować. Z pewnością potrzebowała jego ochrony. Musiała sprawić, żeby zaczęło mu na niej zależeć. Sprawić, żeby ją zauważył, żeby dojrzał w niej niezależną osobę, nie cień ojca.

Inaczej szybko ją zniszczy. Był potężny i bezwzględny. Bardzo się bała, ale walczyła z całych sił, by się nie załamać i nie rozpłakać.

– Nie pochwalałby straszenia mnie waszym prawem – odparła wolno. – Ani tego, że posłużyłam się paszportem siostry. Byłby zły i rozczarowany.

Karim uniósł brew.

– Mną – dodała. – Byłby rozczarowany mną.

Potem usiadła przy stoliku i zaczęła zmywać makijaż.

Tytuł oryginału: His Defiant Desert Queen

Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2015

Redaktor serii: Marzena Cieśla

Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla

Korekta: Anna Jabłońska

© 2015 by Jane Porter

© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2016

Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.

Wydanie niniejsze zostało opublikowane w porozumieniu z Harlequin Books S.A.

Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne.

Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.

Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.

HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.

Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.

Wszystkie prawa zastrzeżone.

HarperCollins Polska sp. z o.o.

02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B, lokal 24-25

www.harlequin.pl

ISBN 978-83-276-2539-7

Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.