13,00 zł
Patricia, Stefan i Vladimir próbują odbudować dom, starając się zapomnieć o tym, co spotkało ich u Królowej. Wyruszają w podróż po pięknej Rumunii, jednak władczyni nie odpuszcza i kochankowie po raz kolejny będą musieli zmierzyć się z jej potęgą. Dodatkowo do walki włączają się wampirze klany, które nie mogą dłużej być neutralne. Doprowadza to do tragedii, której nikt się nie spodziewał. Bohaterowie będą musieli stawić czoła przyszłości, w której zabraknie czegoś naprawdę cennego...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 237
PATRYCJA ŻUREK
Księżycowe dni 2
© Copyright by Patrycja Żurek & e-bookowo
Projekt okładki: Agnieszka Ignaszak
Korekta: Magdalena Rewers
ISBN e-book 978-83-7859-661-5
ISBN druk 978-83-7859-662-2
Wydawca: Wydawnictwo internetowe e-bookowo
www.e-bookowo.pl
Kontakt: [email protected]
PATRONAT MEDIALNY
Wszelkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie, rozpowszechnianie części lub całości
bez zgody wydawcy zabronione
Wydanie I 2016
Konwersja do epub A3M Agencja Internetowa
Zamknęłam oczy i skupiałam się na powolnej, wilgotnej pieszczocie. Czasami, gdy język napotykał wrażliwe miejsce, uśmiechałam się. Ale nie otwierałam oczu, chcąc nasycić się wszystkimi emocjami, jakie grały we mnie pod wpływem wprawnych palców, ust i języka. Czułam, jak paznokcie lekko drapią zewnętrzną stronę ud, włosy łaskotały nogi, gdy pochylał się, by ucałować każdy palec, podbicie, kostkę, łydkę i udo. Kierował się w górę, muskał delikatnie każdy skrawek chłodnej skóry, by dojść do ciemnych włosów u złączenia ud.
Rozkosz napływała falami, ogarniając powoli cudownym rozleniwieniem. Ciało poddało się i zatraciło w pieszczocie, pełne oczekiwania na spełnienie. Język Vladimira gładził delikatnie, drażnił łechtaczkę, zęby kąsały uda, a ręce mocno przytrzymywały pupę, żebym nie mogła się wiercić. Nie miałam zresztą ochoty tego robić, wypychałam biodra do przodu, by przestał igrać i doprowadził mnie do końca. Ale Vladimir lubił, gdy błagałam. Gdy trzymałam jasne włosy i ciągnęłam mocno, kiedy krzyczałam i milkłam, dyszałam i jęczałam, pełna podniecenia, na granicy orgazmu, o jedno liźnięcie od niego, oddalona o jeden tylko pocałunek. Błagałam więc, prosiłam, krzyczałam, aż w końcu rozkosz wybuchła, biodra wystrzeliły do przodu, a potem opadły bez sił.
Vladimir wymruczał coś zadowolony, dźwignął się i pocałował mnie w usta. Czułam na sobie ciężkie, chłodne ciało. Był nagi, jego męskość napierała na udo, więc rozchyliłam nogi, pozwalając wsunąć się do środka. Poruszał się gwałtownie, jak zawsze niecierpliwie. Nadal nie otwierałam oczu, wyobrażając sobie jego twarz, powieki zaciśnięte mocno tuż przed orgazmem, półotwarte usta, włosy opadające na twarz.
– Można powiedzieć, że ochrzciliśmy łóżko – powiedział, kładąc się obok i zarzucając mi nogę na biodra. W końcu otworzyłam oczy, w pokoju panował przyjemny półmrok, światło rzucała tylko mała lampka stojąca na parapecie. Nowy dom.
– Wyszło całkiem nieźle – mruknęłam. – Szkoda, że Stefan musiał wyjechać.
– Budowa domu kosztowała niemało i trzeba było dopilnować interesów – powtórzył to, co przecież wiedziałam, ale w jego ustach nie brzmiało jak usprawiedliwienie. – Jestem zadowolony, że nie muszę się tobą dzielić.
– Tak? – zapytałam, wplatając palce w jasne jak śnieg włosy. Miałam świadomość, że wszystko już za nami, ale wygrana bitwa nie oznaczała końca wojny. Teraz mogłam zamykać oczy bez obaw, wcześniej nie było to takie proste. Dręczyły mnie koszmary na jawie, urywki tortur, mroczne wizje rzeczy, które nam robiono. Śmierć przyjaciół. I świadomość tego, co mogą zrobić, jeśli Królowa znów uderzy.
– Tak. – Vladimir chwycił mnie i przeturlał się po łóżku. Leżałam teraz na górze, śmiejąc się i całując jego twarz. Byłam zdumiona tym, jak bardzo się zmienił. Stał się otwarty i czuły. – O czym myślisz? – zapytał.
– O tobie. O zmianie.
– To, co się stało, uświadomiło mi, że mimo nieśmiertelności mamy mało czasu.
– Myślisz, że mogłoby się to zmienić?
– Uczucia zawsze ewoluują.
– Masz rację. – Przytuliłam go mocno.
Nagle zrobiło mi się zimno i słabo. Wspomnienia napłynęły falą prawie fizycznego bólu, wypełniły i przebrały, wylewając się na zewnątrz zdradzieckimi łzami. Vladimir bez słowa otarł je i wzmocnił uścisk. Nie rozmawialiśmy o tym, bo nie byliśmy w stanie. Każda próba rozmowy kończyła się u niego atakiem wściekłości i wyjściem z pokoju. Nienawiść tliła się w sercu, wzniecając ten sam płomień, który palił się, gdy ich poznałam. Chęć zemsty odżyła i choć nie była już głównym celem życia, miałam świadomość, że planuje ją każdego wieczoru. Czasami siadał w fotelu, w pustej jeszcze bibliotece i rozmyślał. Wpatrywał się w okno, obserwowałam wtedy znad książki jego twarz. Zmieniała się pod wpływem toku myślenia, nienawiść wylewała się na policzki, zaogniała oczy i tworzyła na skórze drobne zmarszczki. Wiele razy chciałam zapytać, co zrobimy, ale nie byłam w stanie. Był chłodny, zamknięty w sobie i tak obcy, że czasami się go bałam. Nie był tym samym Vladimirem, z którym polowałam i uprawiałam seks. Jakby żyły w nim dwie różne osoby, pełne sprzeczności. Dobry i Zły. Mój i Królowej. Zastanawiałam się, czy kiedyś któryś wygra?
Wybudowaliśmy dom na zgliszczach starego. Tego dnia, kiedy wróciliśmy od Królowej, staliśmy i patrzeliśmy, jak dwór się pali. Płomienie zdawały się sięgać nieba, dopóki nie zostało pogorzelisko. Czarne kikuty, wyciągające do nas spalone ramiona. Płakałam pełna zawodu, nienawiści i żalu. Panowie stali i wpatrywali się w gorejące po pożarze niebo. Dym utworzył ciemne chmury, które przesuwały się powoli na zachód. Wydawało się, że świat cały czas jest taki sam. Nic się nie zmieniło, gwiazdy nadal błyszczały na niebie, wiał wiatr, hukała sowa. Miałam jednak wrażenie dziwnego bezruchu. Jakbyśmy znaleźli się w bańce.
Brakowało mi sił, by się z tym zmierzyć. Dom to było słowo, do którego powracałam często w niewoli. Wyobrażałam sobie życie po powrocie, z niego czerpałam marzenia i wspomnienia, by nie zwariować. Płakałam z myślą o wszystkich książkach, białych krukach, które stały się popiołem na wietrze. Niektórych już nigdy nie uda nam się kupić i przeczytać. O portretach tak ważnych dla Vladimira. O pięknych obrazach Stefana. O drobiazgach, które były moim życiem. O zdjęciu rodziców, którego już nie ma. Wypłakiwałam cały ten żal i złość, czując, jak w sercu kiełkuje chęć zemsty.
Odbudowaliśmy dom, ale nie był to ten sam dworek co przedtem. Wydawało nam się, że powinien mieć zupełnie inny kształt, by móc służyć przez lata, nie przypominając tego, co straciliśmy. Jeśli miał być to nowy początek, to powinien być dobry początek, zakotwiczony w teraźniejszości, a nie przeszłości.
Wybraliśmy drewno, budynek miał być mniejszy niż poprzedni, gdyż nie potrzebowaliśmy dużo miejsca. Każdy miał pokój z łazienką, była kuchnia, salon, biblioteka, strych, piwniczka, sala fortepianowa i pokój malarski. Tworzyliśmy dom własnymi rękami, pełni zapału, ciesząc się z zakupów i planów. Wybieraliśmy kolory, wzory, tapety, kafelki, meble, bibeloty i drobiazgi. Wspólne zakupy i godziny spędzone w sklepach internetowych zbliżyły nas i sprawiły, że pojawiła się między nami wyjątkowa więź. Wydawało się, że wszystko zostało przebaczone, że przeszłość nie ma znaczenia.
Kochaliśmy się szaleńczo, nie wspominając o tych tygodniach, kiedy byliśmy torturowani; jakby ich nie było. Stało się to tematem, o którym nie wolno było wspominać. Najpierw milczenie wynikało ze zbyt świeżych ran, później stało się po prostu zwyczajem, głupio było zacząć temat, gdy nie było ku temu powodu.
Postanowiłam pomalować pokój na intensywny, rubinowy kolor. Podobny do barwy naszych oczu, wydawał się kolorem, z którym mogę się utożsamiać. Dobrze się czułam w tym ciemnym wnętrzu, z ogromnym łóżkiem, szafą, toaletką i głębokim fotelem, w którym planowałam czytać godzinami. Na razie nie czułam jeszcze, by to było moje miejsce. Za mało spędziłam w nim czasu.
Popatrzyłam na Vladimira i zatęskniłam za Stefanem. Po tych wszystkich wydarzeniach nie miałam ochoty rozstawać się z nimi na dłużej. Martwiłam się i tęskniłam, Stefan zawsze dawał mi poczucie bezpieczeństwa. Gdy był daleko, różne myśli krążyły mi po głowie. Chciałam się ich pozbyć. Pobyt w pałacu Królowej nadszarpnął mój spokój i nie umiałam się od tego wszystkiego odciąć. Yoanna pisała, że ma podobnie. Niepokój i dziwne stany lękowe. Każdy został w jakiś sposób naznaczony, zraniony tak głęboko, że nie dało się przejść z tym do porządku dziennego. Było to męczące i frustrujące. Miałam wrażenie, że już nigdy nie pozbędę się wspomnień, a jedyne czego pragnęłam to wyrzucić je daleko. Każdego dnia walczyłam z rozpaczą. Jedynym celem było rozwiązanie tej sprawy raz na zawsze. Jak jednak mieliśmy podjąć decyzję o tym, co zrobić, jeśli nie umieliśmy o tym rozmawiać?
Mijały dni, nie umiałam usiedzieć na miejscu. Niepokój wzrastał z każdym porankiem, kiedy zasłanialiśmy szczelnie okna i szliśmy odpocząć do pokoju. Wkradałam się do Vladimira, by spędzić z nim trochę czasu. Kładłam się obok, w zielonej i chłodnej pościeli, która nigdy nie stawała się ciepła od naszych ciał i zastanawiałam się, jak zniosę przyszłość? Wczepiałam się w niego panicznie, bojąc się kolejnej nocy. Był taki okres po powrocie do domu, że lękałam się własnego cienia, nie mówiąc o wychodzeniu do lasu na polowanie. Gdzieś w głębi rosło przeświadczenie, że gdy wyjdziemy się pożywić, szpiedzy znów podpalą dom. Albo zjawią się Starsi, spętają srebrem i zaprowadzą do Królowej. W tych chwilach żałowałam, że nie mogę spać, że nie mogę zatracić się w niepamięci i osunąć w niebyt chociaż na kilka godzin. Zamykałam oczy, przyczepiona do Vladimira niczym małpka i próbowałam nie myśleć. Oczyszczałam umysł, wyrzucając z siebie wszystkie negatywne skojarzenia, aż nadchodził spokój.
Wtedy najczęściej rzucałam się na mojego Pana, pełna zachłanności i dzikiej nadziei, że seks odpędzi na dłużej niepokorne, złe myśli. Całowałam ze smutkiem, z desperacją graniczącą z szaleństwem, aż do bólu. Lubiłam w te dni ujeżdżać go, patrząc w twarz i widząc przyjemność, która się na niej maluje. Miałam poczucie, że należy do mnie i nikt ani nic nie jest w stanie go odebrać. Życie przerażało, gdy byłam sama. Będąc z Vladimirem widziałam sens w istnieniu. Przerażało mnie to, kim się stałam. Kobieta – bluszcz, która oplata partnera i nie daje oddychać.
Zmuszałam się, żeby zostawiać go w spokoju, nie przychodzić codziennie. Niecierpliwie wypatrywałam Stefana i byłam szczęśliwa, gdy w końcu pojawił się w drzwiach pokoju. Czytałam, gdy stanął w progu, wydawał się zmęczony po podróży, chociaż to przecież niemożliwe. Dopatrywałam się nowych zmarszczek w jego twarzy, układzie ust, na czole i w okolicach oczu. Jako wampir nie starzał się, a jednak miałam wrażenie, że coś się zmieniło. Być może to oczy, ich wyraz. Wstałam szybko i podbiegłam, żeby się przytulić. Wdychałam jego zapach, znów ogarnięta paniką. Wczepiałam ręce w kurtkę, starając się być jak najbliżej.
– Witaj – szepnął, odwzajemniając uścisk. – Chyba się stęskniłaś?
– Tak. Bardzo. – Pocałowałam go w usta. – Jak interesy? – Znów musiałam go pocałować. – Wszystko poszło dobrze? – I znów. – Jesteś cały i zdrowy? – Całowałam policzki, usta, nos, czoło, oczy. Przyjmował pieszczoty z przymkniętymi powiekami, uśmiechając się.
– W porządku – odpowiedział. – Okazuje się, że mamy kilka bardzo dobrze wróżących inwestycji, myślę, że będą z tego odpowiednie profity. Poza tym spotkania biznesowe, podpisywanie kontraktów, nowi klienci.
– Nie niepokoili cię szpiedzy? – Spojrzałam mu w oczy. Nie chciałam, by w tej kwestii oszukiwał.
– Nie – powiedział i pochylił się, by mnie pocałować. Wiedziałam, że kłamie i wściekłam się.
– Stefan! Nie możesz traktować mnie jak dziecko! Jestem dorosłą kobietą, twoją partnerką i nie chcę, byś oszukiwał w czymkolwiek. Szczególnie w tak ważnej kwestii!
– Było ich dwóch. – Poddał się, usiadł w fotelu. – Ale nie byli silni. Po prostu obserwowali.
– Zabiłeś ich? – dopytywałam, krążąc nerwowo po pokoju. Zaczynało mnie boleć ciało, wiedziałam, że to oznaka zbliżających się wspomnień. Reagowałam w ten sposób na powracające echo tortur.
– Nie.
– Dlaczego, do cholery?! – krzyknęłam.
– Bo wydawało się to mądrzejszym posunięciem. Nie stanowili zagrożenia. Nie mogli dowiedzieć się, jakie interesy prowadzę i z kim, o to zawsze dbaliśmy i byliśmy w tych kwestiach ostrożni. Niech Królowa wie, że nie chowamy się w lesie i skomlimy, niech wie, że żyjemy normalnie i nie boimy się wychodzić.
– Kto się nie boi, ten się nie boi – mruknęłam i podeszłam, by usiąść mu na kolanach. – Przepraszam.
– Nadal miewasz napady paniki? – zapytał. Vladimir unikał tego tematu, ale Stefan w niektórych przypadkach był w stanie o to pytać.
– Tak – odpowiedziałam zgodnie z prawdą i wtuliłam się w niego.
– Miną – powiedział, ale nie byłam tego pewna. Znów wdychałam zapach jego ciała i czułam się bezpiecznie. Stefan był przystanią, bezpiecznym portem. Po raz kolejny uświadomiłam sobie, jak różni są moi Panowie i jak bardzo się wzajemnie uzupełniają. – Chodź. – Wstaliśmy i poszliśmy do jego pokoju.
U Stefana w sypialni było skromnie. Wybrał szarości i indygo. Proste łóżko, komoda, mała biblioteczka – obecnie jeszcze pusta, barek wypełniony drogimi alkoholami. W przyszłości na tych ścianach miały zawisnąć obrazy, nie mogłam się jednak przełamać, żeby zacząć malować. Stefan ściągnął kurtkę i rzucił na fotel. Podeszłam, rozwiązałam mu apaszkę i rzuciłam na podłogę. Odpinałam powoli guziki jego koszuli, muskając chłodną skórę niby przypadkiem. Stefan uśmiechał się.
– W podróży pomyślałem, że moglibyśmy w końcu wybrać się i zobaczyć Rumunię. Obiecaliśmy, że po przemianie zabierzemy cię we wspaniałe miejsca – powiedział.
– Nie wiem, czy dobrym pomysłem jest wyjazd w tym momencie – odpowiedziałam. – A jeśli Królowa zechce zniszczyć i ten dom?
– Rozmawiałem o tym z Vladimirem. Możemy poprosić któregoś ze znajomych o pilnowanie, kiedy nas nie będzie.
– Człowieka? – zapytałam.
– Nie. Wampira i jego rodzinę. Mogliby tu spędzić wakacje, podczas gdy spędzimy letnie miesiące w drodze. Co ty na to?
– Świetny pomysł. – Pochyliłam się, by pocałować jego klatkę piersiową. Upajałam się zapachem ciała, chłodem skóry, spokojem. Całowałam barki, szyję, ramiona, dłonie. Poddawał się tym pieszczotom cierpliwie, w końcu jednak mnie złapał. Śmialiśmy się i całowaliśmy. To była jedna z tych dobrych chwil, kiedy wiedzieliśmy, że żyjemy.
Stefan rozebrał mnie powoli. Delektowałam się dotykiem dłoni, szelestem tkaniny, gdy ściągał bluzkę, oddechem na piersiach. Odkąd wróciliśmy, o wiele bardziej i coraz intensywniej odbierałam rzeczywistość. Może wynikało to z wyciszenia, ze skupienia się na tym, co się wokół dzieje. Kontemplowałam każdy dotyk, muśnięcie, pocałunek. Dawałam całą siebie, żeby wiedzieli, jak bardzo ich kocham.
Ciała były idealnie zgrane. Tęsknota sprawiła, że kochaliśmy się bez żadnej gry wstępnej, zespoleni od razu w jedność, ruchami wolnymi i przemyślanymi, patrząc sobie w oczy i rozmawiając. Uwielbiałam gadać podczas seksu, wtedy przychodziły do głowy najlepsze pomysły. Vladimirowi to przeszkadzało, ale Stefan zawsze słuchał z uwagą. Często podczas stosunku zaśmiewaliśmy się do łez, zapominając na chwilę, co właściwie robimy.
Seks ze Stefanem dawał wiele satysfakcji, chociaż nie był aż tak intensywny, jak z Vladimirem. Wytworzyliśmy własny rytm, orgazm podczas takiego seksu przychodził powoli, narastał, ogarniał od środka i promieniował, a nie wybuchał. Lubiłam ciche westchnienia, gdy dochodził, lubiłam patrzeć, jak nieruchomieje i rozkoszuje się uczuciem.
Położył się obok i przytulił. Ucho na jego klatce piersiowej jak zawsze szukało oznak życia. Nadal nie umiałam przyzwyczaić się, że jego ciało jest puste niczym skorupa, że nic się w nim nie dzieje, nic nie tyka, krew nie płynie, serce nie bije. A jednak można było go zranić, a nawet zabić. A nasza możliwość regeneracji była w pewnych momentach przekleństwem.
– To kiedy jedziemy? – zapytałam, żeby odgonić złe, niepotrzebne myśli.
– Jest dopiero połowa maja. Myślę, że za miesiąc, półtora?
– Już nie mogę się doczekać – powiedziałam. Poczułam dziwne podniecenie, chęć wyruszenia już teraz, zaraz.
– Dobrze nam zrobi oderwanie się od rzeczywistości, zregenerowanie sił.
– Myślisz, że Królowa uderzy? – zapytałam.
– Na pewno nie szybko. Pewnie będzie chciała odbudować armię, musi opracować plan. Nie wiemy, czy udało się jej cofnąć klątwę. Jeśli nie, mamy wiele czasu.
– Mam wrażenie, że jesteśmy bezbronni – mruknęłam zasmucona. – Jest nas troje. Przyjaciele są daleko i nie staną za nami. Gdyby Starsi przybyli tu i chcieli nas zabić, nikt by nawet o tym nie wiedział.
– Zapominasz, że istnieją na świecie potężne rody, z którymi Królowa musi się liczyć – zauważył Stefan.
– Ale ostatnio nam nie pomogły, dlaczego miałyby się przejmować w przyszłości?
– Wtedy chodziło o złamanie zakazu, Królowa miała prawo do ukarania nas wedle własnej woli. Po powrocie napisałem do wszystkich, że odprawiliśmy swoistą pokutę i jesteśmy z Królową kwita. Tak więc nie może przyjść i nas zabić. Rody tylko czekają, aż powinie się jej noga i będą mogły rozszarpać ją na strzępy i przejąć władzę.
– Nie wiedziałam, że aż tak bardzo pragną jej śmierci.
– Każdy ma chrapkę na tron. Być władcą wampirów to największy zaszczyt. Vladimir całe życie marzył, że kiedyś będzie dzierżył władzę. Podejrzewam, że znów obudziło się w nim to pragnienie.
– Myślisz więc, że Królowa odpuści? – zapytałam z nadzieją.
– Nie – rzekł wolno, z zastanowieniem. – Za bardzo nadszarpnęliśmy królewski majestat. Będzie próbowała udowodnić, że nadal jest silna. Nie może pozwolić sobie na słabość, bo wtedy klany rzucą się na nią bez wahania.
– Więc gdy dojdzie do bitwy, powinniśmy dążyć do jej śmierci?
– Sam nie wiem. Mieliśmy szansę ją zabić. Stało się inaczej, ale nie mamy co liczyć na wdzięczność. Być może był to poważny błąd, a jednak czasu nie cofniemy. Możemy tylko iść naprzód. Czy zabijemy? Nie wiem. Jeśli nie my ją, to ona nas.
– Mogliśmy to zrobić – burknęłam, zła na siebie samą. Tyle razy wyrzucałam sobie, że tego nie zrobiłam. Mielibyśmy spokój.
– Pamiętaj, że przeszłość istnieje tylko w głowie. Nie zmienisz jej i nie ma sensu marnować teraźniejszości na rozpamiętywanie. Lepiej patrzeć w przód i mieć jakiś plan.
– Ale najpierw wakacje? – Uśmiechnęłam się.
– Tak. – Pocałował mnie w czubek głowy.