27,90 zł
„Legendy zamków świętokrzyskich” to ilustrowana księga ludowych i literackich podań pióra Bartłomieja Grzegorz Sali przedstawiająca 24 najciekawsze zamki ziemi Świętokrzyskiej – Gór Świętokrzyskich oraz otaczających je pogórz i przedgórz, tj.: zamek w Opocznie, Szydłowcu, Kielcach, Chęcinach, Ujazdowie, czy Sandomierzu.
Publikacja poświęcona jest warowniom wyrosłych przed wiekami na tym terenie, w śródgórskich kotlinach lub w okolicy świętokrzyskich wierchów; obiektów do dziś zachowujących swój blask, jak i pozostających w ruinie. Autor przedstawia pokrótce dzieje każdego zamku, a następnie związane z nim legendy. Na nowo ożywają duchy i zjawy, święci i diabły, okrutni panowie, namiętni kochankowie i bezwzględni zbójcy.
Autor, historyk i etnograf, uzupełnia swe opowieści krótkim zarysem dziejów zamków, a także komentuje wykorzystane motywy w kontekście kulturowym, sięgając do źródeł poszczególnych wątków. Książka ma charakter zarówno popularnonaukowy jak i edukacyjny, zachowując przy tym literackość przekazu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 186
Droga Czytelniczko, Szanowny Czytelniku! Gdy w 2013 roku nakładem Wydawnictwa BOSZ ukazywały się moje Legendy zamków karpackich, byłem przekonany o potrzebie takiej książki, nie przewidywałem jednak kontynuacji. Miał to być projekt zamknięty i jednorazowy. Po dwóch latach doszedłem jednak do przekonania, że warto w podobnej formule – która została w tym czasie doceniona przez Czytelników – zająć się również podaniami zaklętymi w murach zamczysk drugiego polskiego łańcucha górskiego – Sudetów. Pisząc Legendy zamków sudeckich, byłem już z kolei pewien, że prędzej czy później przyjdzie mi zająć się również dawnymi opowieściami związanymi z warowniami trzeciego z nich – Gór Świętokrzyskich.
I oto oddaję w ręce Czytelników Legendy zamków świętokrzyskich. Mają one dokładnie tę samą formułę co dwie poprzednie publikacje. Każdy rozdział poświęcony jest innemu zamczysku. Otwiera go kilka słów poświęconych danej warowni, po czym nakreślony zostaje zarys jej dziejów aż po opis obecnego stanu. Zasadniczą część rozdziału stanowią zamkowe legendy opracowane przeze mnie archaizującym językiem na kształt dawnej gawędy. Wreszcie rodzajem podsumowania pozostają komentarze do przytoczonych podań, osadzające je w kontekście historycznym i kulturowym, opisujące pochodzenia poszczególnych wątków.
Kryterium doboru samych zamków pozostało niezmienne – zdecydowałem się na przedstawienie wszystkich obiektów, zarówno tych zachowanych w pełnym blasku, jak i owych przetrwałych w romantycznej ruinie, z wyjątkiem budowli, po których pozostały już tylko nikłe ślady.
Legendy zamków świętokrzyskich różnią się jednak pod jednym względem od dwóch poprzednich publikacji. W Legendach zamków karpackich i Legendach zamków sudeckich skupiłem się bowiem jedynie na zamczyskach położonych w samych górach, na ich w miarę bezpośrednim przedpolu lub w śródgórskich obniżeniach, by – pomijając obszar pogórzy i przedgórzy – zachować sensu stricto „górski” charakter publikacji. W tym przypadku podobnego manewru nie mogłem zastosować. Góry Świętokrzyskie w porównaniu z polskimi Karpatami i Sudetami zajmują bowiem bardzo niewielki obszar, a co za tym idzie, położone na ich terenie zamki – jakkolwiek piękne i warte omówienia – są znacznie mniej liczne niż równie atrakcyjne obiekty leżące w ich okolicy. Dlatego odstąpiłem od „górskiego” rygoryzmu i do Gór Świętokrzyskich włączyłem otaczające je pogórza i przedgórza.
Dodatkowo do tej decyzji skłonił mnie fakt, że Góry Świętokrzyskie (stanowiące część Wyżyny Małopolskiej) tworzą skomplikowany konglomerat gór i wzniesień. Inaczej niż w Karpatach czy Sudetach, na Góry Świętokrzyskie składa się kilkanaście pasm, spośród których tylko te najwyższe w rzeczywistości pasują do fizyczno-geograficznej definicji gór. Przy tego typu nieostrych kryteriach, uświęconych krajoznawczą tradycją, uzasadnione wydało mi się zakreślenie granic Gór Świętokrzyskich na tyle szeroko, aby opisany obszar pokrył się mniej więcej z terytorium całej Wyżyny Kielecko-Sandomierskiej, której kulminację tworzą „właściwe” Góry Świętokrzyskie. Ostatecznie za północno-zachodnią część omawianego regionu uznałem Wzgórza Opoczyńskie, jego północne krańce wyznaczyłem u północnych granic Przedgórza Iłżeckiego, południowe zaś po zewnętrznej stronie Pogórza Szydłowskiego. Wreszcie, za wschodnią i południowo-wschodnią rubież uznałem linię Wisły, nad którą geologicznym przedłużeniem Gór Świętokrzyskich są sandomierskie Góry Pieprzowe. Za dogodną oś książkowej wędrówki obrałem główną grań świętokrzyską oraz linie stanowiące jej przedłużenie, choć i tutaj nie zabrakło znaczących odstępstw. Zasadniczo jednak obrany kierunek prowadzi nas z północnego zachodu na południowy wschód – od Wzgórz Opoczyńskich po rejon Sandomierza z jego Górami Pieprzowymi.
Mając nadzieję, że powyższe wyjaśnienia Czytelnikom wystarczą, zapraszam na wędrówkę po zamczyskach szeroko pojętych Gór Świętokrzyskich i zaklętych w ich murach legendach. Będę niezwykle rad, jeśli niniejsza książka zachęci do wycieczki lub dopełni wyprawy już zaplanowanej, dostarczy nieszablonowej rozrywki, a nade wszystko rozbudzi kulturową wrażliwość. Bowiem zarówno ludowe, jak i literackie podania i klechdy, w których odbijają się burzliwe dzieje miejsc i regionów oraz świat dawnych wyobrażeń, stanowią przecież istotną część naszego dziedzictwa.
Bartłomiej Grzegorz Sala
hoć zamek w Drzewicy przetrwał jedynie w postaci ruin, do dziś zachował wiele ze swojego majestatu. Wciąż widoczne pozostaje subtelne połączenie elementów gotyckich z renesansowymi, a dotknięte zębem czasu mury zachwycają romantyczną atmosferą. Nic dziwnego, że drzewicki zamek uznawany jest powszechnie za jeden z największych skarbów Wzgórz Opoczyńskich.
Początki Drzewicy sięgają co najmniej XIII wieku, kiedy to książę Konrad I Mazowiecki nadał ją komesowi Gosławowi. Od niego wywodzi się ród panów na Drzewicy – Drzewickich herbu Ciołek. Wybudowali oni nad nurtem Drzewiczki warowną siedzibę, o której nie wiadomo jednak zbyt wiele.
W miejscu tej pierwotnej siedziby Maciej Drzewicki wzniósł w latach 1527–1535 na planie prostokąta wspaniały zamek z kamienia łączący cechy gotyku i renesansu. W trakcie budowy Drzewicki doczekał się w 1531 roku godności arcybiskupa gnieźnieńskiego oraz prymasa Królestwa Polskiego i Wielkiego Księstwa Litewskiego. Nic więc dziwnego, że wedle jego zamysłów nowa rezydencja rodowa nie miała ustępować królewskiemu Wawelowi, który Zygmunt I Stary zaczął przebudowywać na renesansową modłę. Zamek w Drzewicy przybrał monumentalne rozmiary, na który składał się trzykondygnacyjny budynek mieszkalny z balkonami, rzeźbionymi balustradami i szczytami oraz cztery narożne wieże. Wjazd prowadził przez most nad fosą zasilaną wodą Drzewiczki, przed wspaniałą rezydencją rozciągało się przedzamcze stanowiące zaplecze gospodarcze warowni. Od wschodu do zamku przylegał dwupiętrowy budynek dla służby.
Zachwycająca warownia służyła Drzewickim do XVIII wieku, kiedy to odziedziczyli ją Sołtykowie, a później Szaniawscy. W drugiej połowie stulecia ów monumentalny pomnik architektury polskiej przekazali Szaniawscy bernardynkom. W zamku urządzono klasztor, a dawny budynek dla służby zamieniono w kaplicę.
Zamek w Drzewicy zachował swą świetność do 1814 roku, kiedy to strawił go pożar. Jego potężne, wypalone mury zachwycały jednak nadal malarzy i rysowników, krajoznawców oraz wszelkich wielbicieli piękna. W latach 1948–1949 przeprowadzono w warowni pierwsze prace archeologiczne, które odsłoniły fundamenty pierwotnego budynku. Kolejne badania przypadły na lata 1985–1986. Zamek do dziś zachwyca imponującą i wysublimowaną bryłą. W dobrym stanie zachowały się jego mury i wieże, których urok ściąga w to miejsce turystów podziwiających jeden z najwspanialszych obiektów i chlubę Wzgórz Opoczyńskich.
O Białej Damie• Gdy szwedzkie zastępy natarły na Rzeczpospolitą, zalewając ją niczym fale potopu, szczęk oręża dotarł i do drzewickiego zamku. Groźni Skandynawowie podeszli pod warownię, a choć dzielnie stawali jej obrońcy, szwedzkie armaty zdruzgotały bramę, zaś rajtarzy do szturmu się sposobili.
Z trwogą spoglądała na to córka ukochana Adama Drzewickiego. A kiedy zmagania straszliwe nadziei obrońcom nie dawały, zadrżała dziewoja, niewoli srogiej się obawiając. Nie chciała w ręce najeźdźców plugawych się dostać, przeto żałobną białą suknię nałożyła i do wieży się udała, by życie swe zakończyć. Runęło życie młode z murów zamkowych do wieczności, przed niewolą uchodząc. Od tej pory wielu na zamku w Drzewicy Białą Damę widywało, nocą mury posępne przemierzającą. I choć minęły wieki, duch nieszczęśliwy wciąż smutnie pośród fortyfikacji zamkowych się snuje, o losie swym przypominając.
O powstańczych armatach• Wiele Prusakom i Rosjanom krwi napsuł generał Tadeusz Kościuszko, kiedy prawa Rzeczypospolitej łamiąc, władzę niepodzielną przejął i przeciw owym nieprzyjaciołom, bezkarnym dotąd, śmiało wystąpił. Gromił ich srodze wódz zacny, nim pod Maciejowicami w niewolę popadł. Gdy zaś jego nie stało, armia polska pod Radoszycami kapitulować musiała. Atoli Mikołaj Zawadzki w pobliżu zamku w Drzewicy dwanaście armat ukrył, by w ręce najeźdźców wiarołomnych nie wpadły. Tam też do dziś zakopane w ziemi trwają, dawne boje w pamięci mając.
O pokutujących zakonnicach• Dobrze żyło się bernardynkom w murach drzewickiego zamku, którym państwo Szaniawscy godnie je uposażyli. Dbały przeto o tę warownię wspaniałą, jaka za sprawą Opatrzności i ludzkiej hojności we władanie im się dostała.
Atoli pewnego dnia zimowego po roratach ukończonych jednej świecy siostry ugasić zapomniały. Buchnął ogień na kotary, które zajęły się jasnym płomieniem. Chwile jeno upłynęły, gdy rude języki ognia i dym gryzący zamek wypełniły. Kto mógł, z życiem umykał, jednak nie było ratunku dla warowni, która jak pochodnia okolicę blaskiem złowrogim oświetliła. Tego dnia zakończyły się rządy bernardynek na drzewickim zamku.
Od tej pory w noc gwiaździstą duchy sióstr, za nieostrożność swą pokutujące, wędrują z procesją po dawnej siedzibie. Ze spuszczonymi głowami obchodzą mury i komnaty, ciche modlitwy i jęki z siebie dobywając. Stają w końcu w kaplicy, skąd klęska na rezydencję wyszła, i tutaj do północy trwają, o przebaczenie błagając, nim dwunasta godzina zjaw nieszczęśliwych nie rozgoni.
Motyw zamkowego ducha, a zwłaszcza Białej lub Czarnej Damy, jest w Europie szeroko rozpowszechniony. Znamy go też z wielu miejsc w Polsce. Legenda o Białej Damie z Drzewicy, narracyjnie dość uboga, nawiązuje do częstego motywu nieszczęśliwej panny, która wybiera samobójczą śmierć, by ustrzec się przed niewolą lub pohańbieniem. W tym przypadku zjawa po części pokutuje za samobójstwo, przede wszystkim jednak swoją obecnością zaświadcza o własnym nieszczęśliwym losie. Podanie wskazuje jako Białą Damę niewymienioną z imienia córkę Adama Drzewickiego z czasów szwedzkiego najazdu w połowie XVII wieku.
Opowieść o zakopanych przez powstańców armatach nawiązuje do wydarzeń podobno autentycznych. Po kapitulacji pod Radoszycami Mikołaj Zawadzki miał rzeczywiście rozkazać żołnierzom ukryć w pobliżu zamku w Drzewicy dwanaście armat, obłożonych szmatami i niedźwiedzimi skórami. Historia ta odżyła w latach 70. XX wieku, kiedy jeden z miejscowych rolników odkopał przypadkiem czaszkę niedźwiedzia. Mimo poszukiwań nie udało się jednak nigdy odnaleźć domniemanych powstańczych dział.
Opowieści o ukrytej powstańczej broni czy zgoła zakopanych przez powstańców skarbach są na ziemiach polskich dość powszechne, wiążą się jednak zwykle z insurekcją styczniową. Powstańcy styczniowi istotnie zwykli po nieudanych bataliach zakopywać swój oręż (często znacznie lepszy od rosyjskiego), by nie dostał się w ręce nieprzyjaciela. Stąd wzięły się popularne ludowe legendy. W odniesieniu do innych zrywów tego typu historie są znacznie rzadsze, a opowieść o ukrytych przez Zawadzkiego armatach funkcjonuje na pograniczu faktów i podań.
Z kolei legenda o pokutujących zakonnicach nawiązuje do tragicznego pożaru z 1814 roku, który ostatecznie obrócił kwitnący zamek w Drzewicy w ruinę. Najprawdopodobniej ogień został zaprószony w dworze Szaniawskich i przeniósł się na warownię bez winy bernardynek. Pożar przypisano jednak ich niefrasobliwości, być może również dlatego, że pamiętano o pożogach, jakie znacznie wcześniej strawiły ich konwenty w Sandomierzu i Świętej Katarzynie (śląskiej). Inne wersje podania mówiły o winie jednej zakonnicy, która nie wygasiła świec i samotnie pokutuje za ów czyn. Na drzewickim zamku słychać podobno nocą jej jęki. Jeszcze inny wariant sugerował, że pochodzą one od zamurowanej żywcem siostry, która złamała śluby czystości. Wszystkie te historie łączą się jednak z niezmiennym i mocno utrwalonym w tradycji motywem zakonnic pokutujących na zamku w Drzewicy.
hoć położona przy placu Zamkowym w Opocznie budowla w obecnym kształcie posiada XIX-wieczną metrykę, jej korzenie sięgają czasów średniowiecznego zamczyska. Dawna warownia reprezentowała typ zamku miejskiego połączonego z systemem strzegących grodu murów i fortyfikacji. Jej obecna bryła posiada neorenesansowy fason, pełny finezji i uroku, nawiązujący do czasów świetności polskiej monarchii. I choć na pozór niewiele łączy ją z gotyckim zamczyskiem sprzed wieków, stoi ona wciąż na straży pamięci o istniejącej w tym miejscu królewskiej rezydencji, osadzona na tych samych, piastowskich fundamentach.
Zamek królewski w Opocznie po raz pierwszy wzmiankowany był w 1365 roku, stąd jego budowę łączy się z czasami Kazimierza III Wielkiego. Jako typ zamku miejskiego wpisywał się w system fortyfikacji średniowiecznego Opoczna. Na co dzień rezydował w nim królewski starosta. Brak źródeł uniemożliwia odtworzenie jego pierwotnego wyglądu, można się jednak domyślać istnienia wieży, bramy wjazdowej i fosy. Królewska rezydencja spłonęła prawdopodobnie już w XV stuleciu, w czasie doświadczających Opoczno pożarów. Zgodę na wykorzystanie jej pozostałości dla umocnienia murów miejskich wydał Zygmunt III Waza w 1599 roku, kiedy to przebito nowy otwór wjazdowy, a przez zamkowy dziedziniec poprowadzono ulicę.
Zniszczony zamek stał opuszczony aż do lat 20. XVII wieku, kiedy to zamieszkał w nim wzmiankowany w 1629 roku królewski burgrabia. W owym czasie górowała nad nim wieża Szlachecka, pozbawiona wszakże schodów. Przywracaniu budowli dawnego znaczenia przeszkodzili Szwedzi, którzy w 1655 roku obrócili ją w ostateczną ruinę. W niszczejących murach podejmowano jednak w 1787 roku Stanisława II Augusta.
Malownicze pozostałości królewskiego zamku wzbudzały w XIX wieku zachwyt rysowników i romantycznych dusz, aż w drugiej połowie stulecia postanowiono dokonać rekonstrukcji owego zabytku dawnej chwały. Prace wykonano w latach 1874–1875 z godnym podziwu efektem. Z braku źródeł warownia została jednak odbudowana w sposób dość dowolny, przybierając neorenesansowe kształty. Gdyby nie średniowieczne fundamenty, można by mówić o zupełnie nowej, dwuskrzydłowej budowli, której nie można jednak odmówić uroku.
W 1927 roku dokonano remontu, który nadał budowli dalsze pseudorenesansowe elementy z pięknymi attykami, portalem i kartuszem herbowym. W zabudowaniach zamku mieściła się siedziba starostwa powiatowego. Pełen elegancji zamek ucierpiał podczas niemieckiej okupacji, kiedy wyburzono skrzydło południowe, a w budynku umieszczono szpital. Po wojnie królewska rezydencja służyła różnym instytucjom publicznym.
W 1976 roku zamek został wyremontowany i przekazany Muzeum Regionalnemu. Do dziś jego neorenesansowa bryła, zachwycająca harmonijnymi kształtami, służy tej placówce, stanowiąc jednocześnie jedną z wizytówek Opoczna.
O królu Kazimierzu, Esterce i początkach zamku• Król Kazimierz słusznie przydomku Wielkiego się doczekał, albowiem miasta zakładał, zamki wznosił, o skarb dbał, pieniądz i prawa reformował, mądrą i rozważną politykę prowadził, bez krwi przelewu nowe ziemie przyłączając. A że mężem był jurnym i temperamentnym, tedy kilkakrotnie na małżeńskim stawał kobiercu, zaś od kolejnych, nazbyt oziębłych królowych rad odstępował, by w ramionach pięknych kochanek ukojenia i szczęścia szukać.
Pewnego dnia, wracając z polowania, spotkał na swej drodze piękną Żydówkę Esterkę. Oniemiał król na widok urody dziewoi, krew zawrzała mu w żyłach, gdy wpatrywał się w lico gładkie, pierś wypukłą i talię zgrabną. O całym świecie zapomniał, a Esterka stała się jego kochanką. Ognisty temperament Żydówki pragnienia króla Kazimierza zaspokajał, ona zaś swym ciałem ponętnym, cnotami duszy, wiernością, gorącym uczuciem i pokorą władcę radowała. Zaszczytów nie pragnęła, a jedynie ukochanego, dostojnego wybranka. Ze spełnianiem przezeń małżeńskich obowiązków i pozostawaniem w cieniu się godziła, a on każdą wolną chwilę z nią szczęśliwie spędzał, zaś z wdzięczności Bogu za miłość czystą i wspaniałą Żydom liczne nadał przywileje.
Zżymali się możni na królewskie upodobania, na faworyzowanie przezeń rodaków kochanki, na permanentny stan małżeńskiej zdrady, lecz Piastowicz do respektowania swojej żelaznej woli wszystkich przyzwyczaił. Musieli ścierpieć królewskie nawyki dumni panowie świeccy i duchowni, musiała upokorzenia ścierpieć królowa Jadwiga, ciesząc się tylko tym, że oblubienicy król na Wawelu nie trzyma i sekretów swego związku strzeże. Z dala od królowej, biskupów, wojewodów i kasztelanów zaszywał się Kazimierz z Esterką na zamkach swoich, gdzie pełne radości i zmysłowego upojenia dnie i noce spędzali. Esterka urodziła królowi kilkoro dzieci, a pośród nich synów upragnionych: Niemierzę i Pełkę, których Kazimierz ochrzcił i ziemie godne im nadał, dziedzicami korony wszelako uczynić nie mógł.
Spędzał król chwile upojne z oblubienicą swą w murach łobzowskiego zamku, warownię w Bochotnicy jej ofiarował, lecz i w Opocznie kąt ciepły dla swej miłości odnaleźć zapragnął, bo piękna Żydówka stąd się wywodziła i tu zakątek jej był najmilszy. Dla swej Esterki dom godny król wznieść rozkazał, a dla siebie zamek wybudować, by mieszkaniem wspólnym poczciwych mieszczan nie gorszyć. Atoli zamek ów w samym grodzie wystawił, w bliskości domostwa niewiasty umiłowanej. Zamek zaś i dom Żydówki podziemnymi przejściami rozkazał połączyć, drogę kochankom wskazującymi. Tak dzięki Esterce Opoczno królewska ozdobiła siedziba, a sam wielki monarcha rad w mieście bywał.
Postać Esterki – prawdopodobnie zupełnie fikcyjną – po raz pierwszy wspominał w swoich rocznikach Jan Długosz. Zapewne nie rozumiejąc racji ekonomicznych, kronikarz próbował w ten sposób wytłumaczyć łaskę i przywileje Kazimierza III Wielkiego dla Żydów. Wedle Długosza, który wspominał również synów władcy i Esterki, gorący romans (a monarcha był z takowych szeroko znany) miał miejsce w czasie małżeństwa ostatniego Piasta z Jadwigą żagańską. Należy przy tym dodać, że Długosz opisał piękną Żydówkę w samych superlatywach.
Żydowska kochanka króla stała się z czasem ważnym motywem kulturowym, a jej postać spopularyzowali m.in. biskup Ignacy Krasicki, Tomasz Święcicki, Aleksander Bronikowski i Feliks Bernatowicz. O Esterce krążyło wiele legend i opowieści łączących ją – jak przytoczone podanie – z Opocznem, zamkiem w Bochotnicy oraz królewską rezydencją w podkrakowskim Łobzowie. Istniejący w łobzowskich ogrodach niewielki kopiec o niejasnej genezie nazywano nawet kopcem Esterki i uważano za miejsce spoczynku pięknej kochanki Kazimierza III Wielkiego. Oskar Kolberg zanotował miejscowe podanie o samobójczej śmierci dziewczyny, która miała się rzucić z okna łobzowskiego zamku do ogrodowej sadzawki na wieść o niewierności królewskiego kochanka, a zrozpaczony król usypał dla niej tę wyjątkową mogiłę. Stanisław II August nakazał nawet w 1787 roku rozkopać kurhan, nie odnaleziono w nim jednak żadnych śladów pochówku. Bezcenny zabytek przeszłości przestał istnieć w 1950 roku, kiedy z polecenia komunistycznych władz zniszczono zupełnie królewskie ogrody w Łobzowie, by w ich miejscu wybudować… stadion sportowy.
W samym Opocznie dumni mieszczanie utrzymywali, że właśnie ich miasto było rodzinnym grodem poczciwej Żydówki, która miała być córką miejscowego szynkarza Mardocheusza Beniamina.
Legenda o początkach opoczyńskiego zamku jest dość dobrze osadzona chronologicznie, skoro powstanie królewskiej warowni istotnie łączy się z Kazimierzem III Wielkim. Mniej jasna jest geneza tzw. domu Esterki w Opocznie, który w obecnym kształcie pochodzi prawdopodobnie z XVI wieku, a w późniejszym czasie był wielokrotnie przebudowywany, m.in. w drugiej połowie XIX stulecia oraz w 1927 roku. Warto zaznaczyć, że ta ostatnia przebudowa, która nadała kamienicy archaizujący fason, dokonała się w tym samym czasie i pod tym samym kierownictwem co ostatnie prace na zamku królewskim. W ten sposób obie budowle, połączone romantyczną legendą, raz jeszcze spotkał wspólny los.
Z Esterką związana jest także jedna z legend szydłowskich (zob. s. 80), a bardzo podobne podanie o żydowskiej kochance Henryka I Sandomierskiego znane jest z Sandomierza (zob. s. 131). Natomiast opowieści o łączących ważne budowle podziemnych korytarzach obecne były m.in. w Szydłowcu (zob. s. 36–37), Chęcinach (zob. s. 68) i Ujeździe (zob. s. 96).
ołożone na skraju Wzgórz Opoczyńskich zarastające ruiny zamku w Fałkowie kryją w swych murach wiele wdzięku. Musi zatem dziwić, że obiekt ten jest tak mało znany i odwiedzają go tylko nieliczni goście. Tymczasem skrywający do dziś wiele tajemnic zamek w pełni zasługuje na rangę jednej z największych atrakcji regionu.
Dzieje zamku w Fałkowie są słabo opisane przez źródła historyczne. Od końca XIII wieku osada należała do potężnego i rozgałęzionego rodu Odrowążów, których tutejsza linia przybrała nazwisko Fałkowskich vel Falkowskich. W 1340 roku Kazimierz III Wielki zezwolił Jakubowi i Piotrowi Fałkowskim na lokowanie miasta na prawie magdeburskim. Pierwsze wzmianki o zamku lub warownym dworze w Fałkowie pochodzą z końca XIV stulecia, choć nie jest znany jego ówczesny kształt. Na początku XV wieku miasto i rezydencja trafiły w ręce Giżyckich.
Na przełomie XVI i XVII wieku fałkowski zamek został przebudowany w potężną warownię, a nad otaczającą ją fosą przerzucono drewniany most zwodzony. Niewielka liczba źródeł i brak badań archeologicznych sprawiają, że ówczesnego wyglądu warowni nie sposób odtworzyć, jedynie zachowane ruiny świadczą o jej znacznych rozmiarach. Niewątpliwie jednak w owym czasie skromna siedziba Fałkowskich przekształcona została w imponujący zespół obronno-rezydencjonalny.
W XVII wieku zamek często zmieniał właścicieli – rezydowali w nim kolejno Lasoccy, Stadniccy i Jakubowscy. W połowie stulecia warownia ucierpiała mocno od wojsk szwedzkich, pozostając od tej pory w formie coraz bardziej zapuszczonej ruiny. Także dzisiaj ruiny zamku w Fałkowie tkwią zapomniane i rzadko odwiedzane pośród parkowych drzew i bujnych latem zarośli, zdając się oczekiwać na archeologiczne badania, które mogłyby wyjawić wiele niejasności w ich dziejach, oraz na turystów, łatwo mogących wpaść w zachwyt nad romantycznymi pozostałościami mało znanej budowli. Do dziś zachowały się mury pierwszej kondygnacji z bramą wjazdową i oknami, piwnice, a nawet wypełniona wodą fosa, pozwalające wyobrazić sobie świetność dawnej rezydencji. Fantazyjne ruiny czekają zatem na lepszy los, a ich nastrojowe tchnienie hojnie nagradza dociekliwych, którzy wbrew szczupłości informacji dotrą na spotkanie tajemniczego zamczyska.
O Saulu Race ipoczątkach rodu Odrowążów• Wielka trwoga padła na krainę przez jednego z potomków Piasta rządzoną, kiedy olbrzym straszliwy w dobra książęce wkroczył. Nikt sprostać mu nie mógł, chociaż Piastowicz najtęższych swych rycerzy przeciw nieprzyjacielowi groźnemu posyłał. Zgnębiony władca nadzieję już tracił, kiedy stanął przed nim dworzanin jego Saul Raka. Był to człek wzrostu nikczemnego, lecz siły znacznej. Pokłonił się władcy swemu i gotowość wyruszenia przeciw olbrzymowi zgłosił. Westchnął ciężko książę, albowiem żal mu było dworzanina swego, lecz nie mógł mu przecie starań o chwałę wzbronić. Z ciężkim wszelako żegnał go sercem i wzrokiem niczym straceńca odprowadzał.
Atoli Raka dalekim był od trwogi, albowiem siłom swym ufał. Kiedy przeto ujrzał olbrzyma, miast podchodzić doń z mieczem w dłoni łuk napiął i oko zmrużył. Strzała zaś przez Saula wypuszczona twarzy wielkoluda dosięgła, wąsy i wargę mu urywając, po czym w ustach jego się zanurzyła. Nie zdążył jęknąć olbrzym groźny, kiedy ciało jego z łoskotem na ziemię się osunęło życia pozbawione.
Uradował się wielce książę, kiedy dworzanina swego zdrowego i całego ujrzał. A gdy Raka oderwane strzałem celnym wąsy przeciwnika jako dowód triumfu swego okazał, dziękował mu władca długo i uroczyście za wybawienie krainy od trwogi. A jako że Saul w walce zwycięskiej oderwał wąs, wdzięczny Piastowicz nazwisko Odrowąż mu nadał oraz herb ze strzałą i wąsiskiem sumiastym, aby na wieki o czynie jego przypominał. Nadał mu też ziemie rozległe we władanie, a ród Odrowążów rozrastał się coraz potężniejszy i zamożniejszy, wydając z siebie możnych, biskupów i świętych po krakowskiej, sandomierskiej, śląskiej i morawskiej rozsianych ziemi. Potomkowie zaś Saula Raki w Fałkowie osiedli, zamek dla siebie wznieśli i nazwisko Fałkowskich przybrawszy, włości swych z niego doglądali.
Zamek w Fałkowie jest niezwykle ubogi w legendy i podania, dlatego też poprzestać musimy na opowieści o początkach rodu Odrowążów, z którego wywodzili się założyciele warowni – Fałkowscy. Przytoczone podanie ma charakter typowej legendy rodowej wywodzącej szlachecką familię od mitycznego protoplasty. Zgodnie z zasadami sztuki tłumaczyć ona miała pochodzenie rodowego nazwiska i herbu. Warto zwrócić uwagę, że posiada ona dość ahistoryczny charakter, nie wymienia bowiem z imienia księcia, który nadać miał herb Saulowi Race, wspominając jedynie oględnie o jego pochodzeniu z rodu Piasta.
Odrowążowie pochodzili prawdopodobnie z Czech, a różne gałęzie rodu osiadły w Małopolsce, na Śląsku i na Morawach. Polscy Odrowążowie, wywodzący się od Prandoty Starego, zrobili znaczącą karierę w pierwszej połowie XIII wieku, kiedy to godność biskupów krakowskich objęli najpierw potężny Iwo Odrowąż, a później Jan Prandota. W tym samym czasie działał święty Jacek Odrowąż, sławny już za życia, który stał się bohaterem licznych podań, a spoczął u krakowskich dominikanów. Krewną owych świątobliwych mężów była głośna krakowska norbertanka – błogosławiona Bronisława. Natomiast żyjącemu w tym samym okresie błogosławionemu Czesławowi Odrowążowi przypisywano cudowne ocalenie Wrocławia przed Tatarami w 1241 roku. Losy polskich Odrowążów ściśle wiązały się bowiem z Krakowem i Wrocławiem, a obie linie – małopolska i śląska – utrzymywały ze sobą ścisłe kontakty, o czym świadczą krakowskie losy świętego Jacka i błogosławionej Bronisławy, wywodzących się, jak błogosławiony Czesław, z linii śląskiej.
Jak wiemy, jedna z bocznych linii Odrowążów otrzymała Fałków w końcu XIII wieku, przybierając nazwisko Fałkowskich alias Falkowskich i wznosząc w kolejnym stuleciu zamek. Należał do niej także Piotr z Fałkowa, zwany Szyrzykiem i Falkowskim, który w 1347 roku został obrany biskupem krakowskim. Występując na dworze papieskim jako reprezentant Kazimierza III Wielkiego, w 1348 roku padł ofiarą dżumy. Fałkowscy pieczętowali się już jednak herbem Doliwa.
O znaczeniu rodu Odrowążów w regionie świętokrzyskim świadczy niedaleka miejscowość Odrowąż, położona między Końskimi a Skarżyskiem-Kamienną, oraz fakt, że wywodziło się od nich kilka znaczących w okolicy familii – obok Fałkowskich Chlewiccy, Szydłowieccy i Chlewiczewscy (zob. też Rembów i Podgrodzie).
o królewskim zamku w Radoszycach ostał się jedynie budynek tzw. Winiarni. I choć ta skromna budowla nie pozwala na wyobrażenie sobie świetności dawnego gotyckiego zamczyska, to trudno odmówić jej pewnej atrakcyjności. Tym bardziej że w jej mizernej, lecz nastrojowej bryle zaklęta została pamięć o burzliwym życiu uczuciowym Jagiellonów.
Pierwsza wzmianka o Radoszycach pochodzi z 1369 roku. Już wtedy była mowa o niewielkim dworze królewskim, wedle tradycji założonym przez Kazimierza III Wielkiego, który miał również lokować miasto. Pod koniec stulecia budowla ta została rozebrana, zaś u północnego skraja Radoszyc powstał wśród mokradeł gotycki zamek Władysława II Jagiełły. Królewska rezydencja, posiadająca wybitne walory obronne, składała się z dwóch podpiwniczonych kondygnacji zwieńczonych wieżą. Źródła wspominają o dwóch dużych salach, kaplicy i sześciu izbach. Podmokły charakter terenu wykorzystano do zasilenia w wodę fosy.
Władysław II Jagiełło chętnie bywał w Radoszycach, nadając im przy okazji prawo magdeburskie i przywilej organizowania dwóch jarmarków. Sentyment do miasta i zamku zachował także Kazimierz IV Jagiellończyk, zwalniając mieszczan z wszelkich ceł. Zamek w kwitnącym grodzie, w otoczeniu którego funkcjonowały młyny i królewskie huty, odwiedzał m.in. Zygmunt II August.
Królowie elekcyjni mieli mniej sentymentu do Radoszyc. Zamek był często zastawiany, a w końcu stał się siedzibą starostwa radoszyckiego. Budowla ucierpiała w dobie targających Rzecząpospolitą wojen, zaś w 1768 roku rozpoczęto rozbiórkę znacznych partii zapuszczonej warowni. W jej trakcie miało miejsce przekazanie Radoszyc na własność rodowi Małachowskich i wizyta w mieście Stanisława II Augusta. Do 1789 roku zamek rozebrano do tego stopnia, że ostał się jedynie budynek zwany Winiarnią. Jesienią roku 1794 w pobliżu kapitulowała Armia Narodowa generała Tomasza Wawrzeckiego, zapisując ostatni rozdział insurekcji kościuszkowskiej. W 1869 roku władze rosyjskie odebrały Radoszycom prawa miejskie.
Badania archeologiczne pozwoliły ustalić, że budynek zwany tradycyjnie Winiarnią w rzeczywistości stanowi pozostałość zachodniej części dawnego zamku.
O królu Władysławie i Annie Cylejskiej• Zasmucił się wielce król Władysław, z Litwy na tron polski powołany, kiedy połowica jego Jadwiga, której koronę zawdzięczał, zmarła, córkę na świat wydając. Monarcha łzy za małżonką drogą wylewał, atoli o dziedzica starać się nadal musiał. Wybór jego padł na hrabiankę z kraju dalekiego Annę Cylejską, w której żyłach płynęła droga krew piastowska. W dwa lata tedy po śmierci Jadwigi nowa oblubienica progi Wawelu przekroczyła i do roli królowej sposobić się poczęła.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki