29,90 zł
W całej Europie przez wieki powszechna była wiara w mroczne istoty wstające z grobu, by prześladować żywych. Przykłady działalności krwiożerczych upiorów notowano m.in. na rozległych obszarach od Polski po Grecję, z Transylwanią na czele. Od czasów Goethego wampiry wkroczyły do literatury pięknej, by stać się ulubionymi postaciami dziewiętnastowiecznych powieści grozy. Bartłomiej Grzegorz Sala, historyk, etnolog i krajoznawca, czerpiąc z ludowych opowieści, dawnych kronik i dokumentów, gotyckich romansów i klasycznych produkcji filmowych, stworzył poczet dwudziestu ośmiu wampirów grasujących u stóp Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i Gór Dynarskich. Autor szczegółowo opisuje postać każdego nosferatu, przytacza jego genezę i historyczny pierwowzór, charakteryzuje jego wygląd i zachowanie, a także kreśli miejsce w późniejszych kulturowych odniesieniach. Tło historyczno-geograficzno-kulturowe tworzą opisy poszczególnych krain w odnośnych okresach, uwagi o dziejach literatury i kina grozy, noty o miejscach szczególnie związane z konkretnymi wampirami. Dzięki temu książka stanowi interdyscyplinarną kopalnię wiedzy o upiorach, nie przestając być mroczną opowieścią o nosferatu. Publikację wzbogaca interesujący i pobudzający wyobraźnię projekt graficzny, ujmujący klasyczne opowieści w nowoczesną, minimalistyczną formę.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 282
UPIORY, STRZYGONIE, ZMORY I WAMPIRY
Wbrew temu, co twierdził Adam Mickiewicz, postać wampira nie jest jakąś szczególną specyfiką słowiańskich wyobrażeń, nie miał też racji Jules Michelet, nazywając wątek wampiryczny „wstrętną myślą słowiańską”. Powstający z grobu trup – upiór, dręczący żywych, odżywiający się ich ciałem, krwią lub innymi płynami fizjologicznymi, a czasem po prostu mordujący swoje ofiary – należy bowiem do najbardziej uniwersalnych motywów ludzkości, o czym świadczą starogreckie empuzy, rzymskie lamie, tureckie wardulacha, arabskie gule czy inne tym podobne istoty z niemal każdego zakątka świata. Najstarsze pochówki antywampiryczne znane są już z czasów przedhistorycznych. Polegały na obcięciu głowy zmarłego bądź dokonaniu innych zabiegów rytualnych na jego ciele, ponieważ lękano się, aby nie powrócił on z zaświatów.
Postać wampira w kształcie, jaki dominuje w ludzkich wyobrażeniach od XVIII–XIX wieku, pozostaje w niewątpliwym związku z folklorem greckim, rumuńskim, a zwłaszcza słowiańskim, jest jednak wynikiem skomplikowanej ewolucji. Geneza i dzieje wampira obfitują w niejasności, o które spory wiodły całe pokolenia uczonych. Nie będziemy tych kwestii szczegółowo roztrząsać, ograniczając się jedynie do najważniejszych uwag.
Znane na Bałkanach i Słowiańszczyźnie strzygi i strzygonie, potrafiące czasem latać w postaci ptasiej, a niekiedy także i innej, wstawały z grobu, prześladowały żywych, ale – jak zaświadczają podania m.in. z Jury Krakowsko-Częstochowskiej – zdarzało im się też doglądać nocą swoich dawnych gospodarstw, a nawet… spółkować ze stęsknionymi współmałżonkami. Zdolność strzyg do przybierania formy sów zaowocowała przypisywaniem wampirom umiejętności zmieniania się w nocne zwierzęta – obok sów, także w wilki, ćmy, a szczególnie nietoperze.
W procesie kształtowania się wizerunku wampira niepoślednią rolę odegrały również znane z germańskiego i słowiańskiego folkloru zmory, zwane też marami. Były to istoty duszące śpiących śmiertelników, często niewidzialne, być może będące próbą wyjaśnienia fenomenu tzw. paraliżu sennego oraz innych nocnych dolegliwości. Także zmory potrafiły przybierać różne kształty, m.in. ciem. Zmory wstawały z grobu po śmierci, ale mogły być także żywymi osobami, które w czasie snu wychodziły z ciała i nieświadomie gnębiły współdomowników.
Interesująca jest również grecka wersja słowa wampir – vroucolacas, fonetycznie przypominająca słowiańskiego wilkołaka. Stąd wampiryczne dzieło Aleksieja Konstantinowicza Tołstoja, którego akcja rozgrywa się zresztą nie w Grecji, a Serbii, nosi nieco mylący tytuł: Rodzina wilkołaka. Pod koniec XIX wieku – za sprawą Draculi Brama Stokera – synonimem słowa wampir stał się wyraz: nosferatu, użyty po raz pierwszy w 1888 roku przez Emily de Laszowską-Gerard. Pochodzi on prawdopodobnie od zniekształconego przez pisarkę rumuńskiego słowa nesuferit, nesuferitul („nie do zniesienia”) albo od necurat, necuratul („nieczysty”, „przeklęty”).
Niezależnie od niuansów – związanych z faktem, że w ludowej demonologii granice pomiędzy różnymi istotami często ulegały zatarciu i wymykały się sztywnym klasyfikacjom – od czasów przedhistorycznych za skuteczny sposób uśmiercania upiorów, zmor, mar, strzyg, strzygoni i wampirów uznawano wbicie w serce drewnianego kołka (gatunek drzewa, z którego miał być wykonany, bywał zróżnicowany lokalnie, ale w grę wchodziły zwłaszcza osika, głóg i dąb), oddzielenie głowy zmarłego od reszty ciała, później także położenie na zwłokach poświęconej hostii. Czasem wystarczyło odwrócenie trupa twarzą w dół, skrępowanie mu nóg albo rozrzucenie wokół maku (upiory zajmowały się wtedy liczeniem ziaren, marnując na to całą noc, u kresu której musiały wrócić do grobu), niekiedy udawało się zamknąć prześladowcę z zaświatów w dziupli lub naczyniu (gdy przybrał odpowiedni dla tego typu zabiegów kształt, choćby mgły). Jednak w skrajnych przypadkach nie pomagał nawet kołek w sercu i odjęcie głowy – wtedy ciało musiało zostać spalone. Użycie świętych przedmiotów (na przykład krucyfiksu) lub obrysowanie danego obszaru poświęconą kredą nie zabijało co prawda upiora, nierzadko jednak było w stanie go powstrzymać. Podobnie działać miało srebro, a niekiedy inne metale. W wielu regionach uważano, że wampira jest w stanie wstrzymać czosnek; potwór z zaświatów związany był bowiem z nocą i księżycem, czosnek zaś rozwija się jakby na przekór fazom księżyca, dzięki czemu niweczy działanie upiornej mocy.
Choć upiorem, zmorą, strzygą lub wampirem mógł zostać w zasadzie każdy, to istniały czynniki sprawiające, że dana osoba posiadała szczególne predyspozycje, by rozpocząć złowrogie życie po śmierci. Potępieńczy los zwiastowało przyjście na świat w Boże Narodzenie (uważano to za nieuszanowanie narodzin Zbawiciela), urodzenie się w tzw. czepku lub jako siódme dziecko w rodzinie. Fizycznymi znakami niepokojącej przyszłości było posiadanie podwójnego rzędu zębów, serca po prawej stronie piersi albo wyraźne kalectwo. Można też było samemu narazić się na los upiora przez niegodziwe życie, popełnienie zbrodni, paranie się magią lub zmianę wyznania (obojętnie w którą stronę). Wampirami po śmierci stać się mogły osoby, które zostały ugryzione przez nieumarłego lub skosztowały jego krwi.
Już po śmierci za wyraźne dowody wstawania z grobu uznawano dobre zachowanie zwłok, zaróżowioną cerę trupa, zaczerwienione usta (od wypitej krwi) i podobne „nienaturalne” objawy. Resztki zaś pośmiertnego całunu w ustach zmarłego uznawano za dowód szczególnej rangi, świadczący o jego nienasyconym głodzie. Ponadto upiory, strzygonie i wampiry nie odbijały się w lustrze, co wynikało z faktu, że jako trupy nie powinny być żywe, swoim istnieniem gwałciły zatem prawa natury, odbicie zaś odzwierciedlało rzeczywistość taką, jaką być miała.
Podsumowując, sposobów na całkowite uśmiercenie lub chwilowe choćby unieszkodliwienie wampira było mnóstwo, czasem składały się one na całe skomplikowane rytuały. Były one zróżnicowane geograficznie, a ich późniejsza twórcza recepcja przez pisarzy i artystów wytworzyła kolejne schematy i wierzenia, powielane przez kolejne pokolenia.
Postać wampira była analizowana i interpretowana wielokrotnie i na wszelkie możliwe sposoby, także te odwołujące się do głębokich, atawistycznych lęków czy podświadomych marzeń erotycznych (picie krwi jako substytut aktu seksualnego). Zainteresowanych takimi ujęciami Czytelników odsyłamy do pozycji wymienionych w bibliografii. Niniejsza książka pełnić ma inną funkcję pierwszego pocztu najważniejszych wampirów gór Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej – Alp, Rudaw, Sudetów, Karpat i poprzecinanego licznymi pasmami górskimi Półwyspu Bałkańskiego, które to obszary (wespół z Wyspami Brytyjskimi) są dla omawianej tematyki absolutnie kluczowe. Wywoływani tutaj z zaświatów nieumarli to postacie, które w wyobrażeniach Europejczyków pojawiały się w okresie od średniowiecza po lata międzywojenne. Wywodzą się z rzekomych faktycznych przypadków wampiryzmu, o jakich wspominali świadkowie, dokumenty i prace dawnych uczonych, z ludowych legend i podań, także literatury pięknej (głównie dziewiętnastowiecznych romansów grozy) oraz z dzieł filmowych początków kina. Ułożone zostały w porządku chronologicznym (w przypadku postaci historycznych, które stały się pierwowzorami wampirów, zwykle za moment właściwych narodzin uznawałem dopiero uznanie ich za krwiopijców, a nie rzeczywisty czas życia), co umożliwi Czytelnikowi śledzenie ewolucji wyobrażenia wampira w kulturze europejskiej. Każdy rozdział poświęcony jest innej postaci, której genezę, charakter i znaczenie w kulturowych odniesieniach starałem się nakreślić możliwie wyczerpująco, przy zachowaniu jednak popularnej formuły. Dopełnieniem tych rozważań są opisy wybranych siedzib wampirów, najczęściej zamków czy klasztorów, czasem innych budowli, więzień czy miejsc ostatecznego (?) spoczynku, a także innych miejsc z nimi związanych. Zwykle przybliżam też tło historyczne opisywanych przypadków wampiryzmu.
Obszar geograficzny ujęty w książce – górskie lub bezpośrednio przylegające do gór obszary Europy Środkowej i Południowo-Wschodniej – uzasadniony jest znaczeniem tych krain dla dziejów wampirzego mitu. Krajobraz niedostępnych przez wieki gór stanowił znakomitą scenerię m.in. dla klasycznych powieści grozy. Rudawy i Sudety były terenem, gdzie najwcześniej pojawiły się wyraziste postaci nieumarłych, znane z dzieł kronikarzy i uczonych, dawnych dokumentów oraz folkloru ustnego. Już z XIV stulecia znane są pośmiertne losy Myślęty z położonej u stóp Rudaw miejscowości Blov oraz Brodki Duchaczowej z kłodzkich Sudetów – pierwszej ważniejszej wampirzycy. Z kolei Alpom i Karpatom kultura europejska zawdzięcza dwa najważniejsze wampiry literackie – Carmillę (Mircallę von Karnstein) i Draculę; oboje przyczynili się do upiornej sławy odpowiednio Styrii i Transylwanii. Z Alpami związane są znane również z dziewiętnastowiecznej literatury postaci hrabiego Vardaleka i hrabiny Dolingen, a z Karpatami – księcia Kostakiego Brancovana, Azzo von Klatki i księcia Borysa Liatukina. W Karpatach i na przedpolu Alp znajdowały się także zamki Krwawej Hrabiny – Elżbiety Batory, co prawda bardziej znanej z sadyzmu niż wampiryzmu. Karpacki łańcuch był w końcu domem najważniejszego wampira stricte już filmowego – grafa Orloka.
Kolejną z wampirzych ojczyzn pozostaje Półwysep Bałkański, wypiętrzający się najrozmaitszymi łańcuchami górskimi od pogranicza z Alpami i Karpatami po Peloponez i skaliste greckie wyspy. Najważniejsze spośród bałkańskich grup górskich to Góry Dynarskie, Rodopy, właściwe Bałkany (czyli Stara Płanina), Szarska Płanina i Pindos. Wśród licznych pasm Gór Dynarskich na 2694 metry n.p.m. wznoszą się nawet Góry Przeklęte – Prokletije… Północno-zachodnia część Bałkanów – ziemie chorwackie, a zwłaszcza serbskie – stały się na przełomie XVII i XVIII wieku głośne w Europie z powodu „autentycznych” przypadków wampiryzmu, kiedy z grobu mieli tam powstać m.in. Jure Grando, Petar Blagojević i Arnaut Pavle, wywołując prawdziwą histerię. Z kolei najsłynniejszym wampirem z serbskiego folkloru był Sava Savanović – jeden z symboli kulturowych Słowiańszczyzny Południowej, którego nie zabrakło też w literaturze pięknej. Ta ostatnia stworzyła również postaci Wampira Morlackiego i Gorczy. Najistotniejsze dla niej były jednak południowe Bałkany – górzyste tereny Attyki i Peloponezu; to tam, zainspirowany antyczną tradycją, Johann Wolfgang von Goethe umieścił miejsce akcji najstarszej opowieści literackiej o wampirach – Narzeczonej z Koryntu z 1797 roku; tam również grasować miał podróżujący po Europie lord Ruthven z głośnego dzieła Johna Williama Polidoriego – pierwszy tak popularny wampir stworzony przez literaturę.
Dla kronikarskiej skrupulatności wspomnijmy, że spośród dwudziestu ośmiu przedstawionych wampirów cztery związane są z Alpami (hrabina Elżbieta Batory, hrabianka Mircalla von Karnstein – Carmilla, hrabia Vardalek i hrabina Dolingen), jeden z Rudawami (Myślęta), cztery z Sudetami (Brodka Duchaczowa, Zmora, wampir z Bolkowa i Georg Eichner), dziesięć z Karpatami (ponownie hrabina Elżbieta Batory, wampir z Tomic, wampir z Bystrego, książę Kostaki Brancovan, Azzo von Klatka, książę Borys Liatukin, hrabia Dracula, wampir z Amărăşti, Ioana Marta i graf Orlok), a jedenaście z Bałkanami (Jure Grando, wampir z Mykonos, Petar Blagojević, Arnaut Pavle, Milica, Filinnion, lord Ruthven, Wampir Morlacki, Gorcza, Sava Savanović i znów książę Borys Liatukin).
Jakkolwiek określenia wampir, strzygoń i upiór były początkowo w zasadzie synonimami, to narastającą z czasem odrębność wampirów wyznaczała ich krwiożerczość, wyrażająca się w fizycznym dręczeniu, biciu i mordowaniu śmiertelników, duszeniu ich, a zwłaszcza wysysaniu z nich krwi (początkowo element niekonieczny, z wolna jednak coraz bardziej charakterystyczny). Dlatego też nie zaliczyłem do grona wampirów takich upiorów jak grasującego na Lackowej w Beskidzie Niskim Maćka z Huty Wysowskiej, który jedynie straszył wędrowców, Vogelhannesa ze Smolnej w Górach Bystrzyckich, płatającego mrożące krew w żyłach figle, a także jego krajana Jakuba der Schreckliche, o podobnych upodobaniach.
Z bardzo nielicznymi wyjątkami staram się zapisywać imiona wszystkich postaci w wersji oryginalnej (w innych przypadkach przytaczam takową w nawiasie). Nie dotyczy to z definicji władców, których imiona zawsze są tłumaczone. Oznacza to na przykład, że występujący pod oryginalnymi imionami rumuńscy możni Mircea, Vlad, Matei i Constantin po wstąpieniu na tron wołoski nazywani już będą Mirczą, Władem, Mateuszem i Konstantynem, z odpowiednim numerem porządkowym.
Życząc Czytelnikom miłej, choć mrocznej lektury, pozwalam sobie wyrazić nadzieję, że przygoda z wampirami wywoła w nich chęć poznania naszej części Europy, wznoszących się tu pasm górskich, posępnych zamczysk i pradawnych miasteczek oraz do poznania jej kulturowych tradycji, zanikającego już często folkloru i klasycznych, niekiedy zapomnianych dzieł literackich…
CZECHY W PIERWSZEJ POŁOWIE XIV WIEKU
Czechy do największej potęgi wyniósł król Przemysł Ottokar II (1253–1278), który zdołał opanować Austrię, Styrię i Karyntię, ubiegał się również o koronę cesarską. Po klęsce pod Suchymi Krutami i śmierci władcy w 1278 roku Królestwo Czeskie utraciło nowe nabytki, lecz wraz z osiągnięciem pełnoletniości mocarstwowe ambicje ojca podjął Wacław II (1278–1305), który siłą i perswazją narzucił swoje zwierzchnictwo książętom śląskim, zajął Kraków, a później Wielkopolskę i Pomorze Gdańskie, po czym w 1300 roku sięgnął po koronę polską, jednocześnie próbując zagarnąć dla syna Wacława węgierską. Nagła śmierć Wacława III (1305–1306) zakończyła jednak dzieje głównej linii dynastii Przemyślidów, zniweczyła unię czesko-polską, a sam tron w Pradze stał się przedmiotem wieloletniej rywalizacji.
Zwycięsko wyszedł z niej po czterech latach Jan I Luksemburczyk (1310–1346), założyciel nowej dynastii, który za sprawą swej rycerskiej natury i romantycznych przedsięwzięć zdobył sławę w całej Europie. Jako dziedzic Przemyślidów podnosił swoje prawa do polskiej korony, zawiązując trwały sojusz z Krzyżakami przeciwko Piastom, a także umocnił czeskie panowanie na Śląsku. Za jego rządów Czechy cieszyły się pomyślnością i dużym znaczeniem, choć jednocześnie znaczne postępy czyniła germanizacja praskiego dworu i możnych rodów.
MYŚLĘTA WSTAJE Z GROBU
Niewielka miejscowość Blov położona jest na południowo-wschodnim przedgórzu Rudaw, które w pobliżu tworzy wyniesienie znane jako Doupovské hory. W 1336 roku w wiosce umrzeć miał pasterz Myślęta, który rozpoczął swoje życie po życiu jako wampir. Myślęta wstawał z grobu, żeby straszyć i wywoływać nazwiska żyjących. Ten, kto został wezwany głosem zmarłego pasterza, umierał w ciągu najbliższych dni. Wampir dusił swoje ofiary i wypijał ich krew. Na Blov padł strach.
Odkopano zatem ciało Myślęty i wbito mu w serce kołek. Okazało się to nieskuteczne, albowiem wampir szydził z samozwańczych pogromców, dziękując im za kij, którym będzie mógł odganiać się od psów. Tradycyjny środek był zatem niewystarczający na potężnego nieumarłego, nadal terroryzującego okolicę. W końcu zawezwano kata, który postanowił spalić zwłoki. Wydobyty z grobu Myślęta miał być wzdęty wypitą krwią, ryczał przeraźliwie i wierzgał, nie zdołał jednak przeszkodzić wrzuceniu swego ciała na wóz katowski. Powtórnie przebito wampira, z którego zaczęła się sączyć krew o szkarłatnej, żywej barwie. Za wsią ciało zostało spalone i dopiero wtedy do Blov powrócił spokój.
Myślęta był bez wątpienia najważniejszym wampirem Rudaw i rejonu rudawskiego. Należy też do pierwszych tej rangi wampirów Europy. Co ciekawe, przy próbach zgładzenia Myślęty zawiódł tradycyjny sposób polegający na przebiciu serca kołkiem. Być może niezwykła moc Myślęty miała swoje źródło w jego poprzednim życiu. Należy bowiem przypomnieć, że pasterze, jako ludzie obeznani z ludową medycyną (niezbędną w leczeniu zwierząt), uchodzili często za czarowników, a pasterska magia była świetnie znana w tej części Europy. Niewykluczone, że właśnie te czynniki zapewniły szczególną potęgę wampirowi. Z drugiej strony pasterzy parających się różnymi formami magii i zabobonu było w górach Europy Środkowej (zwłaszcza w Karpatach) mnóstwo, a tylko Myślęcie przypisano tak niezwykłe pośmiertne losy.
Odporność na antywampiryczne zabiegi, przerażający rytuał wymieniania imion swych przyszłych ofiar oraz dość wczesna metryka czynią z Myślęty postać szczególną. Wraz z nim Blov i Rudawy zapisały się w spektakularny sposób w dziejach europejskiego wampiryzmu.
OJCIEC ANTOINE AUGUSTIN CALMET I JEGO DZIEŁO
Wśród wielu autorów tekstów o wampirach wyróżnia się żyjący w latach 1672–1757 francuski benedyktyn, Antoine Augustin Calmet, uchodzący przez długi czas za największego eksperta w kwestii upiorów i wampirów. Najważniejszym jego dziełem stał się wiekopomny traktat Rozprawa o pojawianiu się aniołów, demonów i duchów oraz o upiorach i wampirach węgierskich, czeskich, morawskich i śląskich, wydany w Paryżu w 1746 roku i wielokrotnie wznawiany. Dom Calmet dał się poznać jako skrupulatny i rozważny badacz, potępiał profanację zwłok „na podstawie niepewnych oskarżeń, błahych, nieudowodnionych, a dotyczących osób z pewnością niewinnych win im zarzucanych”1, krytykował też władze za przyzwolenie na podobne praktyki. Nie kwestionował jednak przy tym samej możliwości powrotu zmarłych z grobu. Poznawcza wartość Rozprawy… polega jednak przede wszystkim na sumiennym zapisaniu licznych przykładów wampiryzmu, jakie miały mieć miejsce w Europie Środkowej, począwszy od głębokiego średniowiecza aż po czasy współczesne zakonnikowi. Jednym z nich był przypadek Myślęty.
E. Petoia, Wampiry i wilkołaki. Źródła, historia, legendy od antyku do współczesności, Kraków 2012, s. 276. [wróć]
ZIEMIA KŁODZKA W PIERWSZEJ POŁOWIE XIV WIEKU
Ziemia kłodzka otoczona licznymi grupami górskimi Sudetów, oddzielającymi ją od Śląska, Czech i Moraw, od zarania państwowości polskiej i czeskiej stanowiła przedmiot rywalizacji Piastów i Przemyślidów. Ostatecznie w pierwszej połowie XII wieku Bolesław III Krzywousty zrzekł się jej na rzecz Pragi. Mimo to pod koniec XIII stulecia Henryk IV Prawy zdołał na pewien czas ustanowić swe rządy w Kłodzku.
W pierwszej połowie XIV wieku król Czech Jan I Luksemburczyk dwukrotnie oddawał ziemię kłodzką w lenno innym Piastom śląskim, zachowując swoje prawa zwierzchnie. Najpierw w latach 1327–1335 dzierżył ją Henryk VI wrocławski, a następnie w 1336 roku władzę nad górną częścią zlewiska Nysy Kłodzkiej otrzymał Bolko II ziębicki. Śmierć księcia w 1341 roku sprawiła, że ziemia kłodzka na trwałe znalazła się pod bezpośrednim władaniem Korony Świętego Wacława. Pod względem administracji kościelnej nieprzerwanie należała do diecezji praskiej.
BRODKA DUCHACZOWA – WAMPIRZYCA Z LEWINA KŁODZKIEGO
Niewiele później od Myślęty pojawił się pierwszy wyrazisty wampir Sudetów. Miała nim być żona garncarza Duchacza imieniem Brodka, zapisywanym także jako Bródka i Brotka. Duchaczowie żyli w Lewinie Kłodzkim, podówczas znanym jako Lewinice. Położona pomiędzy Wzgórzami Lewińskimi a Górami Orlickimi miejscowość stała się scenerią upiornych wydarzeń w 1344 lub 1345 roku. O Brodce Duchaczowej po raz pierwszy pisał szesnastowieczny czeski kronikarz, ksiądz Václav Hájek, w swojej Kronice czeskiej (Kronika česká). Później wampirzyca stała się bohaterką sudeckich legend, które do pierwotnego przekazu dodawały nowe szczegóły.
Brodka Duchaczowa była czarownicą i ponoć miała konszachty z diabłem. Miejscowy ksiądz, do którego dochodziły podobne pogłoski, postanowił dokonać nad nią egzorcyzmów. Brodka unikała spotkania z nim, w końcu jednak przypadkowo natknęła się na duchownego, a ten natychmiast przystąpił do stosownych modłów i rytuałów. Duchaczowa zmarła już następnego dnia, a że uznano ją za czarownicę, więc pochowano ją na rozstaju dróg.
Rychło rozpoczęło się jej drugie życie. Brodka Duchaczowa wstawała z grobu, przybierając postać własną, innych osób lub ziejącej ogniem krowy. Terroryzowała Lewin i okoliczne wioski, straszyła i uśmiercała napotkanych ludzi. Gdy ktoś zemdlał z przerażenia, wampirzyca skakała po nim, aż wyzionął ducha. Zastraszeni mieszkańcy wykopali zatem zwłoki upiora, a ich oczom ukazało się nienaruszone ciało czarownicy. Co więcej, w ustach zmarłej znajdował się na wpół zżarty czepiec, który w dniu pogrzebu okrywał jej głowę. Zwłoki przebito dębowym kołkiem, a z trupa wylało się tyle krwi, ile posiada żywy człowiek.
Niewiele to pomogło – wampirzyca nadal gnębiła okolicę. Postanowiono więc ponownie odkopać zwłoki i wydać je na pastwę ognia. Tym razem okazało się, że zmarła trzyma w dłoni wyciągnięty z ciała kołek. Wobec tego przerażającego dowodu mocy wampira czym prędzej przystąpiono do spalenia przeklętego ciała. Jednak ogień wciąż przygasał i nie dawało się go rozniecić. Stare, doświadczone kobiety poradziły więc, aby na podpałkę użyć gontu z dachu kościoła. Dopiero wtedy buchnęły płomienie, trawiąc ciało Brodki Duchaczowej. Od tej pory Lewin Kłodzki i okoliczne wioski były wolne od wampirzycy.
Brodka Duchaczowa jest najstarszym tej rangi wampirem Sudetów, głęboko osadzonym w folklorze ziemi kłodzkiej. Warto zwrócić uwagę na jej nieprzeciętną moc, skoro – podobnie jak w przypadku Myślęty – nie potrafiło jej uśmiercić wbicie w serce kołka, ponadto nawet spalenie zwłok nie przychodziło łatwo, dopóki nie użyto drewna z poświęconego miejsca – kościoła. Być może niezwykła potęga wampirzycy była pokłosiem jej wcześniejszego życia jako bratającej się z siłami nieczystymi czarownicy.
Brodka Duchaczowa uśmiercała swoje ofiary w sposób dość nietypowy, skacząc po nich z pełną sadyzmu furią. Jednak pełne krwi ciało wampirzycy z Lewina Kłodzkiego sugeruje, że musiała ją wysysać z żywych. Intrygujące są również zdolności Brodki do swobodnego przybierania różnych postaci. Upodabnianie się do innych osób czynią z niej wampira dość wyjątkowego i posiadającego szczególną moc. Natomiast przybieranie postaci ziejącej ogniem, straszliwej krowy nie ma w ogóle swojego odpowiednika. Choć krowa w żaden sposób nie zalicza się do istot nocnych, wyraźnie zostaje w tym przypadku podkreślona zdolność wampirów do wcielania się w postaci zwierząt, niezwykle mocno później w literaturze eksponowana.
KOŚCIÓŁ W LEWINIE KŁODZKIM
Okoliczności unicestwienia Brodki Duchaczowej i jej upiornej mocy sprawiają, że najbardziej związanym z nią miejscem pozostaje kościół w Lewinie Kłodzkim. Rzeczywiście, drewniana świątynia w Lewinicach istniała już w XIII lub XIV wieku, a po raz pierwszy wzmiankowana była w 1340 roku. Zatem w latach 1344–1345 bez wątpienia można było pozyskać z niej gont. Z lat 1340–1350 znany jest proboszcz Johan, którego można utożsamiać z wymienionym w opowieści o Brodce duchownym. Tutejsza parafia należała do diecezji praskiej, podniesionej właśnie w 1344 roku (!) do rangi archidiecezji.
W czasie piętnastowiecznych wojen husyckich lewiński kościół był kilkakrotnie niszczony i palony. W miejscu drewnianego kościoła w 1576 roku powstała murowana świątynia renesansowa. W 1697 roku barokowej przebudowy dokonał Melchior Neumann, natomiast hełm wieży i zakrystia pochodzą z XVIII wieku, podobnie jak znajdująca się obok plebania. We wnętrzu świątyni warto zwrócić uwagę na rzeźbioną ambonę z 1691 roku – dzieło Sebastiana Flackera – oraz dwa ołtarze z 1773 roku autorstwa Heinricha Hartmanna. Położony na wzgórzu nad miastem kościół, otoczony murem ze strzelnicami, był jedyną obronną budowlą pozbawionego obwarowań Lewina Kłodzkiego.
ZMORA GRASUJE W SIEDLĘCINIE
Kolejną wstającą z grobu postacią Sudetów była Zmora z Siedlęcina, głęboko osadzona w tutejszym folklorze. Choć zmorami nazywano cały szereg upiornych istot, w tym przypadku Zmora funkcjonuje jako imię własne. W dodatku postać ta łączy w sobie przymioty właściwych zmor z cechami typowymi dla wampirów.
Siedlęcin położony jest u stóp Gór Kaczawskich. Założona na przełomie XIII i XIV wieku miejscowość nosiła pierwotnie nazwę Rudgersdorf, później znana była kolejno m.in. jako Rudigersdorff, Boberröhrsdorf i Boberröhrsdorf, a po drugiej wojnie światowej – Borowice, Bobrowice, Sobięcin, aż utrwaliła się dzisiejsza forma Siedlęcin. Postać Zmory znana jest głównie z sudeckich podań i legend, trudno więc jednoznacznie wskazać, z którym okresem w dziejach Siedlęcina należy ją w istocie łączyć.
Ojcem Zmory, której prawdziwego imienia legendy nie podają, był rycerz władający warowną wieżą w Siedlęcinie. Jego żona powiła mu już sześć córek i po raz kolejny była brzemienna. Wywołało to niepokój rycerza, bowiem siódme dziecko w rodzinie wieszczyło dlań upiorną przyszłość. Gdy okazało się, że urodziła się córka, zasmucił się jeszcze bardziej z braku męskiego dziedzica. Co gorsza, matka zmarła wkrótce po porodzie, a niemowlę okazało się garbate. Gdy dziecko zaczęło chodzić, zauważono poza tym, że utyka. Garb i uszkodzone nogi dziewczynki potwierdzały przekleństwo siódmego potomka i źle wróżyły na przyszłość. Tym bardziej że dotknięta kalectwem panna, dorastając, ukazywała jak najgorsze cechy charakteru, albowiem własne niedołęstwo wywołało u niej głęboki uraz i nienawiść do ludzi. Każdego, kogo spotkała, obrzucała wyzwiskami, a służbę gnębiła, toteż już za życia nazywano ją z przekąsem Zmorą.
Prawdziwe problemy zaczynają się jednak dopiero po jej śmierci. Zmora wstawała bowiem nocą z grobu, by prześladować żyjących. Pod postacią ćmy lub komara dostawała się do domostw i dusiła we śnie ich mieszkańców, a pod postacią kruka straszyła ludzi upiornym krakaniem. Straszyła też zwierzęta i czyniła bałagan w obejściach. Na Siedlęcin padł strach, a ludzie lękali się udać na spoczynek. Postanowiono wykopać ciało prześladowczyni, które okazało się ułożone w inny sposób niż w czasie pogrzebu, oczy zmarłej były otwarte, a palce zgryzione. Przebito więc zwłoki poświęconym kołkiem, z nadzieją, że stwór został ostatecznie zgładzony. Nadzieja okazała się złudna: Zmora wciąż gnębiła okoliczną ludność, straszyła i zabijała śpiących, udusiła nawet żonę karbowego z folwarku. Największą zaś aktywność wykazywała wiosną.
Doprowadzeni do rozpaczy mieszkańcy Siedlęcina sprowadzili czarownika-egzorcystę z Jeleniej Góry, który w porozumieniu z księdzem przystąpił do stosownych rytuałów. Duchowny skropił wodą święconą każde siedlęcińskie domostwo i zorganizował procesję ze śpiewami do pobliskiej lipy, nad którą czarownik szeptał zaklęcia. Pod wpływem tych zaklęć i wody święconej, którą ksiądz skropił drzewo, pień pękł, a ze szczeliny uniósł się ciemny dym. Egzorcysta zgarnął upiorną mgłę do łagwi i mocno ją zakorkował, uwięziwszy w ten sposób Zmorę. Mieszkańcy Siedlęcina przywiązali do łagwi kamień i rzucili ją w nurt Bobru. Naczynie zanurzyło się, jednak po chwili wypłynęło bez kamienia i zatrzymało się pośrodku bystrej rzeki, a w końcu zaczęło płynąć pod prąd! Mimo przerażenia tymi niezwykłymi znakami okoliczna ludność mogła wreszcie odetchnąć od Zmory, która pozostała uwięziona we wrzuconej do rzeki łagwi.
Dalsza część podania mówi o uwolnieniu się gdzieś na odludziu Zmory, która nie wróciła już jednak do Siedlęcina, ale zaczaiła się nad Bobrem, aby… rzucać w podróżnych kamieniami.
Zmora należy do najbardziej mrocznych i tajemniczych postaci sudeckiego folkloru. Podkreślane w legendzie wątki siódmego dziecka w rodzinie i kalectwo dziewczyny są charakterystyczne dla przyszłych upiorów wszelkiego rodzaju, duszenie w czasie snu należy do asortymentu zarówno faktycznych zmor (z którymi siedlęcińskiego stwora łączy również imię), jak i wielu wampirów, a nienaturalne ułożenie zwłok i wstawanie z grobu są bardzo typowymi cechami zwłaszcza tych ostatnich. Podanie nie mówi wprost o piciu przez Zmorę krwi, jednak przybieranie przez nią postaci komara zdaje się to sugerować. Zdolność do zamieniania się w nocne stworzenia – ćmę i kruka – jest znów charakterystyczna dla wampirzego mitu, który opowieść o Zmorze współkształtowała. Podobnie jest z przybieraniem postaci mgły, mimo że w tym przypadku wampir wciela się w dym raczej wbrew swojej woli. Wszystkie te cechy staną się typowe dla kolejnych europejskich krwiopijców. Warto zwrócić uwagę, że Zmora jest drugim po Brodce Duchaczowej wampirem Sudetów, na którego nie działa typowy zabieg antywampiryczny, jakim było przebicie serca kołkiem. Podkreślało to jej niezwykłą moc i w zasadzie niemożność uśmiercenia Zmory.
Motyw uwięzienia niebezpiecznej istoty w dziupli lub zamkniętym naczyniu jest typowym wątkiem wędrownym. W ten sposób radzono sobie z dżinami, złymi duchami, diabłami, a nawet samą śmiercią (jak dowodził Jan Krzeptowski Sabała). Natomiast zwieńczenie opowieści, wedle którego uwolniona Zmora zamiast mścić się na mieszkańcach Siedlęcina zadowoliła się psotami – rzucanie kamieniami w przechodniów jest raczej rozczarowujące w kontekście ukazanej uprzednio potęgi sudeckiego wampira.
Trudne do chronologicznego osadzenia (zarówno jeśli idzie o czas powstania legendy, jak i jej własny czas akcji) podanie o Zmorze stanowi przez bogactwo wątków istotny wykład ludowej demonologii. Ma też swoje miejsce w dziejach europejskiego wampiryzmu, opisując nie tylko okoliczności zwiastujące upiorne życie po życiu, ale także ukazując zdolności upiorów do zamieniania się w ćmę, kruka lub mgłę i w ten sposób oddziałując na późniejsze wyobrażenia wampirów, do których grona – mimo pewnych różnic – można bohaterkę podania zaliczyć.
WAROWNA WIEŻA MIESZKALNA W SIEDLĘCINIE
Warowna wieża mieszkalna w Siedlęcinie – unikalny rodzaj skromnego zameczku – jest budowlą najściślej związaną ze Zmorą, która miała w niej mieszkać za życia i pojawiać się po śmierci. Jest to zresztą obiekt ze wszech miar godny uwagi, reprezentuje bowiem dość rzadki typ budowli obronnej.
Budowę unikatowej, trzykondygnacyjnej wieży obronno-mieszkalnej rozpoczął prawdopodobnie w latach 1313–1314 książę Henryk I jaworski, a dzieło ukończył zapewne Bolko II świdnicko-jaworski. W XV wieku wieża otrzymała czwartą kondygnację i wieńczący ją gontowy dach. Na każdym z pięter pojawiły się wykusze latrynowe, całość sięgnęła 19 metrów wysokości, a wieżę otoczyły wysoki mur i fosa. W 1732 roku siedlęciński zameczek trafił w ręce Schaffgotschów. Wkrótce zasypano część fosy, a do ściany frontowej dobudowano mieszkalną oficynę, przez którą prowadziło odtąd wejście do wieży. W 1944 roku, wobec zbliżającego się frontu, do zameczku zwieziono bogaty księgozbiór Schaffgotschów z Cieplic oraz część zbiorów wrocławskiego Muzeum Rzemiosła Artystycznego i Starożytności. Zniknęły one w 1945 roku, wkrótce po zajęciu wieży przez żołnierzy radzieckich.
Oprócz niepowtarzalnego kształtu architektonicznego siedlęciński zameczek słynie również z wyjątkowych czternastowiecznych malowideł ściennych o tematyce głównie świeckiej, co w polskiej sztuce średniowiecznej stanowi ewenement. Powstały w technice al secco, zapewne w latach 1320–1340. Przedstawiają one prawdopodobnie dzieje najsławniejszego z rycerzy Okrągłego Stołu – Lancelota z Jeziora (choć dawniejsze przypuszczenia sugerowały, że ich bohaterem jest inny arturiański heros – Iwein) oraz sceny z życia dworskiego, sceny rodzajowe, wizje dusz zmarłych, rycerzy, zakonników (być może cystersów z Krzeszowa) i ptaków (pełniące zapewne jakąś funkcję symboliczną), a jedynym elementem stricte religijnym jest sporych rozmiarów wizerunek świętego Krzysztofa. Z czasem dawne malowidła zniknęły pod kolejnymi warstwami tynku, pojawiły się natomiast nowe, o treści heraldycznej. Zapomniane czternastowieczne malowidła odkryto dopiero w latach 1880–1890 i prędko stały się one sensacją.
Pojawiające się na malowidłach postaci ptaków prowokują różnorakie domysły, skoro strzygi często przybierały formę sów, a Zmora objawiała się mieszkańcom Siedlęcina w postaci kruka. Wydaje się jednak, że jakiekolwiek łączenie wampirzycy z owym przedstawieniem pozbawione jest głębszych podstaw, a co najwyżej służyć może jako materia do rozmyślań nad zbiegami okoliczności.
ŚLĄSK NA PRZEŁOMIE XVI I XVII WIEKU
Przełom XIII i XIV wieku przyniósł ekspansję czeską na Śląsku. Władcy Pragi wyzyskali rozdzierające Polskę rozbicie dzielnicowe i słabość drobnych książąt piastowskich, aby drogą politycznych i militarnych nacisków podporządkować sobie ich dominia i zmusić do uznania zwierzchnictwa. Wraz z wymieraniem kolejnych linii piastowskich ich ziemie włączane były do czeskiej domeny królewskiej. Już w 1335 roku śmierć Henryka VI oddała w bezpośrednie władanie czeskie Wrocław, a finalny akt inkorporacji Śląska nastąpił w 1675 roku, po śmierci ostatniego z Piastów – Jerzego IV Wilhelma legnicko-brzesko-wołowskiego. Pośród podległych Pradze Piastów śląskich niezależność zdołali zachować jedynie książęta świdnicko-jaworscy Bolko I i Bolko II, którzy szukali wsparcia w Polsce i skutecznie przeciwstawiali się zakusom czeskich najeźdźców. Ostatecznie jednak w 1392 roku, po stuletnim oporze, jedyne niepodległe księstwo śląskie także weszło w skład Korony Świętego Wacława. Wraz z nim pod panowaniem czeskim znalazły się Świdnica, Jawor, Siedlęcin i Bolków.
Królestwo Czech było krajem silnie zniemczonym, czemu sprzyjało osadnictwo z głębi cesarstwa, atrakcyjność obcej kultury, a po wymarciu w 1306 roku Przemyślidów – rządy władców niemieckiego pochodzenia. Germanizowały się rody czeskie i polskie ze Śląska, m.in. Świnkowie stali się Schweinchenami, a Czedlicowie – Zedlitzami. Reakcją na zniemczenie był ruch husycki, który wstrząsnął Czechami i Śląskiem w XV stuleciu, lecz jego głównym efektem były grabieże i zniszczenia.
Procesy germanizacyjne nasiliły się w XVI wieku, kiedy tron w Pradze przeszedł na trwałe w ręce Habsburgów, faworyzujących niemczyznę, prześladujących dysydentów religijnych i obsadzających stanowiska kościelne Niemcami. Królestwo Czech, złożone z Czech właściwych, Moraw, ziemi kłodzkiej, Śląska i Łużyc, coraz bardziej traciło swój słowiański charakter. Czescy feudałowie potrafili co prawda niekiedy wymóc na Habsburgach różnorakie ustępstwa w kwestiach językowych, lecz słowiańska mowa wciąż uważana była za gorszą od niemieckiej, która coraz bardziej rozpowszechniała się we wszystkich krajach Korony Świętego Wacława, w tym na Śląsku. Mimo to Czechy oficjalnie zachowywały w unii z Austrią (i Węgrami) państwową odrębność, a cesarze równie chętnie rezydowali w Wiedniu, jak i w Pradze, podkreślając tym samym oficjalną suwerenność dziedzictwa Przemyślidów. Z wolna jednak ośrodek decyzyjny wspólnej monarchii przesuwał się do Wiednia.
Na przełomie XVI i XVII wieku habsburski Śląsk nie pamiętał już o wyniszczających wojnach husyckich, ciesząc się pokojem i zamożnością. Rozkwitały rzemiosło i handel, pomyślność i bogactwo stały się udziałem zniemczonych rodów szlacheckich i rodzin kupieckich, świetnością cieszyły się śląskie miasta. Były to jednak ostatnie lata dobrobytu, albowiem narodowe i religijne napięcia doprowadzić miały rychło do hekatomby wojny trzydziestoletniej.
BOLKÓW GNĘBIONY PRZEZ WAMPIRA
Najbardziej spektakularnym i głośnym akcentem wampirycznym Sudetów były wydarzenia, jakie na przełomie XVI i XVII stulecia wstrząsnęły Bolkowem. Tutejszy wampir rzucił tak wielki postrach na okolicę, że zajęła się nim specjalna komisja cesarska z Wiednia – jedyna tego typu instytucja w dziejach regionu. Historia bolkowskiego nosferatu ma zatem podstawę w oficjalnych zeznaniach świadków w niezwykłym procesie, jaki stał się udziałem zatrwożonego Bolkowa. Z czasem obrosła legendą, wzbogaconą o nowe szczegóły, wprowadzając wampira do świata sudeckich podań. W ten sposób okolice Bolkowa, położonego pośród wzgórz Pogórza Wałbrzyskiego i Pogórza Kaczawskiego, na przedpolu Gór Kaczawskich i Gór Wałbrzyskich, otrzymały swój własny mit wampiryczny, sięgający korzeniami wydarzeń, które zlały się w jedno z opowieściami gminu.
Rozpoczęło się od doniesień o tajemniczej istocie, która nawiedzała we śnie okoliczne dziewczęta, dusiła je i piła ich krew. Poszkodowane skarżyły się na nocne męki i będące ich konsekwencją osłabienie. Dla wielu mieszkańców Bolkowa i pobliskich osad stało się jasne, że rejon prześladowany jest przez groźnego wampira. W okolicy narastała trwoga. Podobno posyłano do Świdnicy po czarownika-egzorcystę, ale jego działania nie potrafiły zniweczyć mocy krwiożerczego upiora. Ludność zwróciła się zatem o pomoc do pana na Bolkowie – Władysława von Zedlitza. Dziedzic okolicznych dóbr podszedł do sprawy poważnie i wszczął śledztwo, przesłuchując poszkodowane i świadków. Sprawa wydawała się niepokojąca, toteż Zedlitz zadecydował o wysłaniu do Wiednia posłańca, który wyruszył z Bolkowa 12 kwietnia 1602 roku.
Wkrótce na bolkowski zamek przybyła specjalna komisja cesarska, która wyjaśnić miała sprawę wampira i uwolnić poddanych Rudolfa II od potwora. Wysłannicy monarchy zarządzili nowe śledztwo, wysłuchując kolejnych świadków. W końcu postanowili na własne oczy ujrzeć krwiożercze monstrum, czuwając przez kilka nocy w sypialni jednej z dziewcząt, która szczególnie często padała ofiarą upiora. Podobno ukryci w alkowie śledczy ujrzeli w końcu wampira, który dręczył i dusił nieszczęsną oraz pił jej krew. To ostatecznie utwierdziło członków komisji w przekonaniu, że Bolków i jego okolice niepokojone są przez straszliwego nieumarłego.
Na wampira nie znaleziono jednak skutecznego sposobu. Jego tajemnica odkryta została przypadkiem, gdy ktoś wspomniał o zmarłej niedawno sędziwej kobiecie, którą uważano za czarownicę (w niektórych wersjach wydarzeń nazywano ją zielarką). Wydobyto zatem jej zwłoki i spalono. Od tamtej pory wampir więcej się nie pokazał, a rejon Bolkowa odetchnął wreszcie od prześladowcy z zaświatów.
W opowieści o wampirzycy z Bolkowa fakty mieszają się z ludowymi podaniami. Nie ulega wątpliwości, że panowała powszechna trwoga, śledztwo prowadzone w 1602 roku najpierw przez Władysława von Zedlitza, następnie przez wiedeńskich komisarzy, być może ekshumacja, która zakończyła sprawę. Reszta jest już jednak sferą plotek i legend, które dały początek rozbudowanej narracji, występującej w różniących się szczegółami wariantach. Wampir z Bolkowa pozostaje wyrazistą postacią sudeckiego folkloru i wspomnieniem wydarzeń, jakie wstrząsnęły regionem na przełomie XVI i XVII wieku. Był także pierwszym upiorem, któremu taką uwagę poświęciła administracja cesarska, dobre dziesiątki lat przed jej zainteresowaniem się wampirami chorwackimi i serbskimi. Potwierdził także znaną z historii Brodki Duchaczowej i Zmory regułę, że w Sudetach najgroźniejsze były wampirzyce.
ZAMEK W BOLKOWIE
Bolków notowany był po raz pierwszy w 1195 roku jako Gaj (niem. Hain). Osadę lokowano w 1265 roku u stóp warowni na Wzgórzu Zamkowym, a w 1276 roku Gaj otrzymał prawa miejskie. U schyłku XIII stulecia stał się siedzibą kasztelanii książęcej. Po śmierci Bolka I świdnicko-jaworskiego, w 1301 roku jego syn, książę Bernard II, ku czci ojca nadał Gajowi nazwę Bolkowa. Nazwa ta przez kolejne wieki funkcjonowała w niemieckiej wersji jako Bolkenhain, po polsku zaś jej odpowiednikami były Bolkowice i Bolków. Ta ostatnia została urzędowo zatwierdzona po drugiej wojnie światowej. Z losami groźnego wampira najmocniej, choć pośrednio, związany był zamek, gdzie w dramatycznych dniach Władysław von Zedlitz sprawował rządy, ze swej siedziby zarządził śledztwo, po czym sprowadził tutaj cesarskich wysłanników.
Warownię na Wzgórzu Zamkowym założył w połowie XIII wieku książę legnicki Bolesław II Rogatka. Prace budowlane na zamku kontynuował u schyłku stulecia syn ekscentrycznego Bolesława, wspomniany Bolko I. Rozbudowana przez niego warownia składała się z dwóch otoczonych murem budynków. Po ich ukończeniu zamek wzbogacono o wolno stojącą wieżę (stołp) na planie kropli – ewenement na ziemiach polskich, znany z architektury czeskiej i francuskiej. Jej dolne partie, o grubości murów dochodzącej do czterech i pół metra, wykorzystywano jako loch głodowy. W 1331 roku zamek oparł się wojskom króla Czech Jana I Luksemburczyka, a w 1345 roku cesarza Karola IV.
W 1392 roku – po wymarciu linii świdnicko-jaworskich Piastów – Bolków włączony został wraz z całym księstwem do Czech. Władcy Korony Świętego Wacława oddawali miasto i zamek w ręce kolejnych czeskich rodów. W 1463 roku otrzymał je z rąk króla Jerzego I Podiebrada Jan z Czernej (Hans von Tschirnhaus), który rychło zasłynął jako rycerz-rozbójnik. Jego zła sława sprowadziła na Bolków najazd Gunczela von Schweinchen ze Świn oraz świdnickich i wrocławskich mieszczan w 1468 roku. Zamek został zdobyty i poddany władzy konkurenta Jerzego I do tronu w Pradze – króla Węgier, Macieja I Korwina. Po jego śmierci miasto i warownię z rąk węgierskiej załogi odbił w 1493 roku kolejny władca Czech – Władysław II Jagiellończyk. Oddał on w następnym roku panowanie nad nimi… rodowi Tschirnhausów – dziedzicom osławionego Jana.
Około 1540 roku pod kierunkiem Jakuba Parra ruszyła wielka przebudowa bolkowskiego zamku, który przystosowany został do postępów w sztuce wojennej oraz nowych tendencji architektonicznych. Warownię otoczono murami obronnymi z bastejami i otworami strzelniczymi, a w obręb kompleksu włączono dodatkowo dwie baszty miejskie. Wewnątrz rezydencji powstał budynek przeznaczony zrazu wyłącznie na potrzeby niewiast, nazywany tzw. Domem Kobiet. Zabudowania, wraz z pradawnym stołpem, otrzymały renesansowe attyki.
W 1570 roku bolkowski zamek stał się własnością Mathiasa von Logau, a w 1596 roku objął go ród Zedlitzów. W tym to właśnie okresie Władysław von Zedlitz uporać się musiał z problemem grasującego po okolicy wampira i podejmował w Bolkowie cesarską komisję. Za rządów Zedlitzów zawitała również do Bolkowa wojna trzydziestoletnia, lecz zamek zdołał w 1640 roku odeprzeć atak wojsk szwedzkich. Skandynawski najeźdźca powrócił dwa lata później, ale warownia znów zdołała się obronić. Okazało się jednak, że do trzech razy sztuka, albowiem w 1646 roku Szwedzi pod wodzą generała Arvida Wittenberga zdołali w końcu zdobyć twierdzę na Wzgórzu Zamkowym. Po tym ciosie siedziba Zedlitzów nie odzyskała już dawnej świetności. Długi Zedlitzów sprawiły, że w 1703 roku bolkowski zamek przejęli cystersi z Krzeszowa. Przebudowali oni wnętrza i przeznaczyli je na cele reprezentacyjne. Pobożni mnisi wznieśli też przy drodze do swej rezydencji kapliczkę. W 1810 roku władze pruskie dokonały kasaty dóbr zakonnych, a zamek został skonfiskowany na rzecz skarbu państwa. Pozbawiony należytej opieki przez lata obracał się w ruinę.
Powoli jednak romantyczna budowla zaczęła przykuwać uwagę wielbicieli piękna, turystów, działaczy regionalnych, a w końcu i lokalnych władz. W 1900 roku w Domu Kobiet urządzono muzeum. W okresie międzywojennym zabezpieczono i zapoczątkowano odbudowę ruin. Prace przerwało rozpętanie przez Niemcy kolejnego światowego konfliktu.
Odzyskany przez Polskę w 1945 roku Bolków przez kilka dekad pozostawał w kiepskim stanie. W końcu w roku 1975 rozpoczęto restaurację ruin zamkowych. Podjęte w 2000 roku prace pozwoliły z kolei odkryć pod zamkiem zasypany tunel i komory, prawdopodobnie z czasów drugiej wojny światowej, co – jak każda podobna okazja – ożywiło nieśmiertelne plotki o ukryciu tutaj Bursztynowej Komnaty. Dziś w bolkowskim zamku działa bractwo rycerskie, które organizuje turnieje i festyny historyczne. W 1997 roku do warowni na Wzgórzu Zamkowym przeniesiony został coroczny festiwal rocka gotyckiego Castle Party, będący dziś najważniejszą imprezą Bolkowa. Także dzięki niemu ruiny utwierdziły swoją rangę jednej z czołowych atrakcji regionu.
Obecnie podziwiać można zwieńczone attyką mury obronne zamku, pozostałości unikalnego stołpu (mierzącego dziś 28 metrów wysokości), wieży przeznaczonej dla straży, budynków mieszkalnych i gospodarczych oraz cztery dziedzińce. W skrzydle mieszkalnym znajduje się muzeum, przybliżające dzieje i sztukę regionu. Z czterokondygnacyjnej wieży roztacza się wspaniała panorama okolicy.
WĘGRY NA PRZEŁOMIE XVI I XVII WIEKU
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki