Lewica dla opornych - Tomasz S. Markiewka - ebook

Lewica dla opornych ebook

Tomasz S. Markiewka

4,4

Opis

Autor świetnie przyjętego Gniewu, podejmuję próbę zdefiniowania, czym jest współczesna lewica, gdzie sięgają jej korzenie i jakie stoją przed nią wyzwania.

Tomasz S. Markiewka w charakterystycznym dla siebie, klarownym stylu, podejmuje próbę zdefiniowania czym jest współczesna lewica, gdzie sięgają jej korzenie i jakie stoją przed nią wyzwania. W świecie, w którym opinie publiczną dominuje dyskurs neoliberalny, nie ma chyba poglądów, które budziłyby większy sprzeciw, niż te lewicowe. Autor wyjaśnia, skąd tak naprawdę wyrastają współczesne ruchy lewicowe i jaki wpływ wywarły na dotychczasową historię świata. Rozprawia się przy okazji z kilkoma dobrze już zadomowionymi mitami na temat osławionego „lewactwa”, wyjaśniając, jakie w rzeczywistości stoją za nim ideały i jakie tematy są dla współczesnej lewicy najistotniejsze – od nierówności społecznych, aż po kryzys środowiskowy. Ostatnia część pochyla się nad proponowanymi przez ten nurt rozwiązaniami, roztaczając możliwą wizję przyszłości dla świata, w którym do głosu doszłyby lewicowe idee. W swoim wywodzie Markiewka posiłkuje diagnozami współczesnych lewicowych badaczy – od Davida Graebera, po Jasona Hickela – sprawiając, że Lewica może stanowić nie tylko świetny wstęp do własnych poszukiwań, lecz także pewne podsumowanie – chciałoby się powiedzieć, bryk – dla już zdeklarowanych lewicowców. Tytuł, nieco przewrotnie, ma odsyłać do popularnej w latach dziewięćdziesiątych serii For Dummies, w Polsce wydawanej właśnie jako „dla opornych” czy „dla bystrzaków”. Obiecuje tym samym, że zagadnienie zostało wyjaśnione w sposób przystępny i precyzyjny, ale kompleksowy, bez uciekania się do uproszczeń.

Tomasz S. Markiewka - doktor nauk humanistycznych, wykłada w Katedrze Filozofii Społecznej na UMK w Toruniu. Jako publicysta współpracuje m.in. „Krytyką Polityczną”, "OKO.press" czy „Nowym Obywatelem”. Jest autorem książek Język neoliberalizmu (Wydawnictwo Naukowe UMK, 2017), Gniew (Wydawnictwo Czarne, 2020), Zmienić świat raz jeszcze. Jak wygrać walkę o klimat (Czarna Owca, 2021) oraz Nic się nie działo. Historia życia mojej babki (Wydawnictwo Czarne, 2022). Jego pisarstwo charakteryzuje z jednej strony przejrzysty, klarowny styl, z drugiej - ogromna wrażliwość społeczna.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 262

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (37 ocen)
19
15
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
matihaki

Nie oderwiesz się od lektury

Znakomita pozycja dla wszystko, którzy czują, że serce mają z lewej strony, ale chcieliby wiedzieć więcej oraz dla tych, dla których lewactwo to groźba powrotu do stalinizmu. Autor w bardzo przystępny sposób objaśnia podstawy oraz niuanse lewicowej myśli społecznej i politycznej, odnosząc się do licznych przykładów z czasów najnowszych i opracowań współczesnych autorów.
00
thalinka

Dobrze spędzony czas

Jasno wyjaśnione różne zagadnienia współczesnej lewicowości. Można się dowiedzieć wielu ciekawych rzeczy.
00
akloch

Dobrze spędzony czas

Warto! Niezależnie, jaką opcję polityczną osoba czytająca wyznaje.
00
ida_idalia

Dobrze spędzony czas

Aktualny wstęp do tego, co nazywamy dziś lewicowością dla wszystkich zainteresowanych światem.
00
imifilm2

Nie oderwiesz się od lektury

Świetna!
00

Popularność




Spis treści

Wstęp: czego nie dowiecie się z memów

Lewica, czyli co?

Trudne sojusze

Trzy fundamenty

Historyczne korzenie

Zapomniana historia postępu

Lewica dziś

Nierówności społeczne

Kryzys środowiskowy

Dyskryminacja

Możliwa przyszłość

Bezwarunkowy dochód podstawowy

Krótszy tydzień pracy

Ekologiczny rozwój

Usługi publiczne

Poza kapitalizm

Przypisy końcowe

Wstęp: czego nie dowiecie się z memów

Vengo a buscar la historia silenciada

[Przychodzę, by szukać uciszonej historii][*]

Na pew­no zna­cie to uczu­cie: sty­ka­cie się z po­glądem, któ­ry wy­jąt­ko­wo was iry­tu­je, więc chcie­li­by­ście go oba­lić jed­nym cio­sem. Im krót­sza ri­po­sta, tym lep­sza. Je­śli mo­że­cie ob­na­żyć ab­surd ja­kie­goś sta­no­wi­ska pro­stym zda­niem, to świet­ny do­wód na jego głu­po­tę.

Le­wi­co­we po­my­sły od daw­na pró­bu­je się no­kau­to­wać właś­nie w ten spo­sób. W Pol­sce to wręcz sport na­ro­do­wy. Le­wi­ca chce pod­nie­ść po­dat­ki naj­bo­gat­szym? Nie, dzięku­je­my, PRL już mie­li­śmy, so­cja­lizm nie dzia­ła! Le­wi­ca chce więcej prze­jść dla pie­szych i ście­żek ro­we­ro­wych? Toż to in­ży­nie­ria spo­łecz­na! Le­wi­ca chce zwięk­szyć na­kła­dy na po­moc so­cjal­ną? Ko­mu­ni­stom przy­po­mi­na­my, że pra­cą, a nie so­cja­lem na­ro­dy się bo­ga­cą!

W do­bie in­ter­ne­tu ta­kie „ar­gu­men­ty” przyj­mu­ją często po­stać me­mów. Po­pu­lar­ny­mi przed­sta­wi­cie­la­mi tego ga­tun­ku są memy z Geo­r­ge’em Or­wel­lem. Na po­zór trud­no o lep­sze­go kan­dy­da­ta do ob­na­ża­nia le­wi­co­wych ab­sur­dów. Uzna­ny pi­sarz, któ­ry w po­wie­ści Rok 1984 zo­bra­zo­wał, co się dzie­je, gdy to­ta­li­tar­ne pań­stwo chce urządzać lu­dziom ży­cie i za­kła­mu­je rze­czy­wi­sto­ść. Jest tyl­ko je­den pro­blem…

Or­well nie zno­sił to­ta­li­ta­ry­zmów wszel­kiej ma­ści, to praw­da, ale jed­no­cze­śnie sam był le­wi­cow­cem, mało tego, po­pie­rał so­cja­lizm, co w pol­skiej hie­rar­chii le­wi­co­wych nie­do­rzecz­no­ści pla­su­je się na­wet wy­żej. „Ka­żda li­nij­ka ka­żde­go po­wa­żne­go utwo­ru, jaki stwo­rzy­łem od 1936 roku, była na­pi­sa­na po­śred­nio lub bez­po­śred­nio prze­ciw­ko to­ta­li­ta­ry­zmo­wi i za de­mo­kra­tycz­nym so­cja­li­zmem, jak go ro­zu­mia­łem”– de­kla­ro­wał Or­well w te­kście Dla­cze­go pi­szę.

Gdy­by cho­dzi­ło tyl­ko o Or­wel­la, by­ła­by to le­d­wie cie­ka­wost­ka. Ot, część lu­dzi w za­pa­le do oba­la­nia „le­wac­kich wy­my­słów” wzięła na sztan­da­ry czło­wie­ka, któ­ry miał do tych wy­my­słów spo­ro sym­pa­tii. Nie ta­kie po­my­łki zda­rza­ją się w po­śpie­chu. Tyle że ten ro­dzaj nie­pa­mięci – czy­li za­po­mi­na­nia o przy­wiąza­niu zna­nych i ce­nio­nych oso­bi­sto­ści do le­wi­co­wych idei – nie do­ty­czy je­dy­nie Or­wel­la.

We­źmy Mar­ti­na Lu­the­ra Kin­ga – iko­nę wal­ki o pra­wa Afro­ame­ry­ka­nów. Dziś jest on przed­sta­wia­ny jako wiel­ki mów­ca, któ­ry po pro­stu wal­czył w słusz­nej spra­wie. Tak słusz­nej, że nie­mal apo­li­tycz­nej. Je­śli już trze­ba by go gdzieś przy­pi­sać, to do zwo­len­ni­ków de­mo­kra­cji li­be­ral­nej. Sam King pod­kreś­lał na­to­miast, że ser­ce ma po le­wej stro­nie. Nie tyl­ko w kwe­stii praw mniej­szo­ści, lecz ta­kże w spra­wach go­spo­dar­czych. Za­pew­ne więk­szo­ść z was ko­ja­rzy marsz na Wa­szyng­ton z 1963 roku. To tam pa­dły słyn­ne sło­wa Kin­ga: „Mam ma­rze­nie”. Mniej osób wie, jak brzmia­ła pe­łna na­zwa tego wy­da­rze­nia – „Marsz na Wa­szyng­ton dla miejsc pra­cy i wol­no­ści”. Je­den z jego głów­nych po­stu­la­tów do­ty­czył pod­nie­sie­nia pła­cy mi­ni­mal­nej. King uwa­żał, że wal­ka o wol­no­ści oby­wa­tel­skie i wal­ka o pra­wa pra­cow­ni­cze są ze sobą ściś­le po­wiąza­ne. O swo­ich sym­pa­tiach po­li­tycz­nych mó­wił zaś tak: „Na­zwij­cie to de­mo­kra­cją albo de­mo­kra­tycz­nym so­cja­li­zmem, ale nasz kraj po­trze­bu­je lep­sze­go po­dzia­łu bo­gac­twa dla wszyst­kich bo­żych dzie­ci”.

Ten ro­dzaj nie­pa­mięci do­ty­czy ta­kże pol­skiej hi­sto­rii. Le­wi­co­wa par­tia Ra­zem za­miesz­cza raz w roku li­stę po­stu­la­tów. Oto nie­któ­re z nich:

– Uspo­łecz­nie­nie wła­sno­ści wiel­ko­ka­pi­ta­li­stycz­nej i zor­ga­ni­zo­wa­nie spra­wie­dli­we­go po­dzia­łu do­cho­du spo­łecz­ne­go.

– Za­pew­nie­nie ma­som pra­cu­jących wspó­łkie­row­nic­twa i kon­tro­li nad go­spo­dar­ką.

– Swo­bo­da wal­ki dla kla­sy ro­bot­ni­czej o jej pra­wa w ra­mach nie­skrępo­wa­ne­go ru­chu za­wo­do­we­go.

Za ka­żdym ra­zem li­sta ta wy­wo­łu­je nie­ma­łe obu­rze­nie. Pa­da­ją, jak zwy­kle przy ta­kich oka­zjach, oska­rże­nia o ko­mu­nizm. W rze­czy­wi­sto­ści nie są to po­stu­la­ty Ra­zem, lecz frag­ment Te­sta­men­tu Pol­ski Wal­czącej. Zo­stał on uchwa­lo­ny w 1945 roku przez Radę Jed­no­ści Na­ro­do­wej i był ofi­cjal­nym pro­te­stem prze­ciw prze­jęciu wła­dzy przez Związek Ra­dziec­ki. Po­dob­nie jak w przy­pad­ku Or­wel­la i Kin­ga lu­dzie obu­rze­ni tą li­stą za­zwy­czaj nie zna­ją kon­tek­stu hi­sto­rycz­ne­go. W Pol­sce mało się mówi o tym, że w la­tach przed­wo­jen­nych le­wi­co­we, a na­wet so­cja­li­stycz­ne idee były wy­zna­wa­ne nie tyl­ko przez ko­mu­ni­stów.

Mo­żna dłu­go ciągnąć tę wy­li­czan­kę. Na przy­kład do­da­jąc do niej Jó­ze­fa Pi­łsud­skie­go, człon­ka Pol­skiej Par­tii So­cja­li­stycz­nej, któ­re­mu „am­pu­to­wa­no pół ży­cio­ry­su, dzięki cze­mu sta­je się nie­mal na­ro­do­wo-kon­ser­wa­tyw­nym en­de­kiem”, jak pi­sze An­drzej Frisz­ke. Za­trzy­maj­my się jed­nak, by uprze­dzić mo­żli­we nie­po­ro­zu­mie­nie. Nie po­da­ję tych przy­kła­dów, żeby pod­su­mo­wać je trium­fal­ną pu­en­tą: zo­bacz­cie, sko­ro Tak Wiel­kie Po­sta­cie były po stro­nie le­wi­cy, to zna­czy, że le­wi­ca ma ra­cję. Ka­żda for­ma­cja ide­owa może się po­chwa­lić po­par­ciem zna­nych i ce­nio­nych osób. A fakt by­cia wiel­kim pi­sa­rzem, na­ukow­cem, ak­ty­wi­stą czy na­wet bo­ha­te­rem wo­jen­nym nie daje żad­nej gwa­ran­cji, że taka oso­ba ma sen­sow­ne po­glądy po­li­tycz­ne. Psy­cho­lo­go­wie od daw­na ostrze­ga­ją nas przed efek­tem halo, zwa­nym też efek­tem au­re­oli, czy­li na­szą ten­den­cją do tego, żeby ja­kąś po­zy­tyw­ną (lub ne­ga­tyw­ną) ce­chę da­ne­go czło­wie­ka rzu­to­wać na całą jego oso­bo­wo­ść.

In­te­re­su­jące jest coś in­ne­go – że tak wie­lu lu­dzi nie wie o le­wi­co­wych sym­pa­tiach ró­żnych po­sta­ci hi­sto­rycz­nych czy ugru­po­wań. Na­zwij­my to w skró­cie po­li­tycz­ną nie­pa­mięcią. Skąd się ona bie­rze?Czy to spi­sek ma­jący na celu wy­kreś­le­nie le­wi­cy z hi­sto­rii? Oczy­wi­ście nie ma żad­ne­go spi­sku. Lu­dzie od­po­wie­dzial­ni za wy­twa­rza­nie i sze­rze­nie wie­dzy hi­sto­rycz­nej – au­to­rzy książek, przed­sta­wi­cie­le me­diów, pe­da­go­dzy – nie ze­bra­li się w se­kret­nym ga­bi­ne­cie, by za­wrzeć umo­wę, że nie będą od­da­wać hi­sto­rycz­nych za­sług le­wi­cy. Owa nie­pa­mięć nie jest też jed­nak dzie­łem przy­pad­ku. W grę wcho­dzi kil­ka ten­den­cji, któ­re wpraw­dzie nie są wy­ni­kiem zmo­wy, ale mó­wią co nie­co o do­mi­nu­jących we wspó­łcze­snej kul­tu­rze po­glądach na hi­sto­rię.

Pierw­sza z tych ten­den­cji wiąże się z na­szy­mi wy­obra­że­nia­mi na te­mat zmian spo­łecz­nych – z ugrzecz­nie­niem hi­sto­rii. King jest tu do­sko­na­łym przy­kła­dem. Dziś uró­sł on do roli sym­bo­lu pro­te­stów na rzecz praw czło­wie­ka i praw oby­wa­tel­skich. Stał się kimś w ro­dza­ju wzo­ro­we­go ak­ty­wi­sty – ide­ału, do któ­re­go wszy­scy po­win­ni dążyć. To wy­nie­sie­nie go do po­zy­cji iko­ny mia­ło jed­nak swo­ją cenę. Trze­ba było ocio­sać po­stać Kin­ga ze wszyst­kie­go, co mo­gło­by oka­zać się na­zbyt kon­tro­wer­syj­ne. To tro­chę jak z se­ria­la­mi czy fil­ma­mi skie­ro­wa­ny­mi do ca­łych ro­dzin. Nie po­ru­sza się w nich dra­żli­wych te­ma­tów po­li­tycz­nych, by unik­nąć ry­zy­ka, że część wi­dow­ni zra­zi się do pro­duk­cji będącej na kur­sie ko­li­zyj­nym z jej świa­to­po­glądem. A opo­wia­da­nie się za „so­cja­li­zmem”, cho­ćby i „de­mo­kra­tycz­nym”, jak to ro­bił King, z pew­no­ścią ła­pie się do ru­brycz­ki „dra­żli­we po­glądy”. Szcze­gól­nie w ta­kich kra­jach jak Sta­ny Zjed­no­czo­ne, gdzie sło­wo na „s” ucho­dzi za ozna­kę nie­bez­piecz­ne­go ra­dy­ka­li­zmu. Za­częło się to zmie­niać do­pie­ro ostat­nio, na co wska­zu­ją po­pu­lar­no­ść Ber­nie­go San­der­sa czy Ale­xan­drii Oca­sio-Cor­tez, a ta­kże wy­ni­ki son­da­ży prze­pro­wa­dzo­nych wśród mło­dzie­ży, któ­rej ety­kiet­ka so­cja­li­zmu ko­ja­rzy się le­piej niż star­szym po­ko­le­niom.

Ocio­sy­wa­nie po­sta­ci Kin­ga z nie­wy­god­nych kra­wędzi wy­kra­cza poza kwe­stię so­cja­li­zmu. Kie­dyś przy­go­to­wy­wa­łem tekst na te­mat pol­skie­go Straj­ku Ko­biet. Pro­te­stu­jące ko­bie­ty ciągle oska­rża­no o wul­ga­ryzm, ra­dy­ka­lizm i nie­sku­tecz­no­ść. Spraw­dzi­łem więc, jak to było w przy­pad­ku in­nych słyn­nych ru­chów kon­te­sta­cyj­nych, na przy­kład tego, któ­re­mu prze­wo­dził King. Wspó­łcze­sna kul­tu­ra pod­su­wa nam ob­raz na­tchnio­ne­go pa­sto­ra – jego głów­nym orężem mia­ły być wznio­słe prze­mo­wy, za­wsze wy­pe­łnio­ne po­zy­tyw­nym prze­sła­niem i po­zba­wio­ne śla­dów agre­sji. Ta­kie po­de­jście mu­sia­ło prze­ma­wiać do ka­żdej roz­sąd­nej i umiar­ko­wa­nej oso­by, praw­da? W rze­czy­wi­sto­ści było ina­czej. Kin­ga uwa­ża­no po­wszech­nie za ra­dy­ka­ła. Or­ga­ni­zo­wa­ne przez nie­go ma­ni­fe­sta­cje, któ­re dziś ucho­dzą za przy­kład „grzecz­nych”, „po­god­nych” i „sku­tecz­nych” form pro­te­stu, wca­le nie cie­szy­ły się tak do­brą re­pu­ta­cją. Rok po mar­szu na Wa­szyng­ton In­sty­tut Gal­lu­pa za­dał miesz­kań­com USA py­ta­nie, co sądzą o ma­so­wych de­mon­stra­cjach jako spo­so­bie wal­ki o pra­wa Afro­ame­ry­ka­nów. Aż 74 pro­cent an­kie­to­wa­nych od­po­wie­dzia­ło, że ta­kie mar­sze bar­dziej szko­dzą, niż po­ma­ga­ją. King wie­dział, jak lu­dzie od­bie­ra­ją jego dzia­łal­no­ść, i nie krył wy­wo­ła­nej tym fru­stra­cji. Wy­ra­ził ją między in­ny­mi w słyn­nym li­ście z więzie­nia w Bir­ming­ham, pe­łnym gorz­kich słów pod ad­re­sem „umiar­ko­wa­nych bia­łych”, któ­rzy „pa­ter­na­li­stycz­nie wie­rzą, że mogą usta­lać har­mo­no­gram wol­no­ści in­ne­go czło­wie­ka”.

Wszyst­ko to pie­czo­ło­wi­cie wy­ma­za­li­śmy z na­szej pa­mięci kul­tu­ro­wej. Zo­stał ob­raz wiel­kie­go mów­cy, ra­do­snych mar­szów i prze­jęte­go spo­łe­czeństwa. Mag­gie Astor, dzien­ni­kar­ka „New York Ti­me­sa”, pod­kre­śla, że to ty­po­wy wzór od­bio­ru ru­chów oby­wa­tel­skich. Naj­pierw przed­sta­wia się je jako ra­dy­kal­ne i nie­bez­piecz­ne, kła­dąc na­cisk na naj­bar­dziej skraj­ne prze­ja­wy ich dzia­łal­no­ści. Kie­dy dany ruch od­nie­sie zwy­cięstwo, nar­ra­cja gwa­łtow­nie się zmie­nia. Na­gle pod­kre­śla się to, co w tym ru­chu było naj­bar­dziej wznio­słe i krze­piące. Na przy­kład prze­mo­wy na te­mat ma­rzeń. Tak wy­ide­ali­zo­wa­ny ob­raz prze­szło­ści słu­ży pó­źniej do kry­ty­ki wspó­łcze­snych pro­te­stu­jących. Cze­mu mu­si­cie być tacy agre­syw­ni? Dla­cze­go nie we­źmie­cie przy­kła­du z naj­więk­szych, z lu­dzi ta­kich jak Mar­tin Lu­ther King, któ­rzy za­wsze łączy­li, za­miast dzie­lić, i po­tra­fi­li zdo­być po­wszech­ną sym­pa­tię? – py­ta­ją kry­ty­cy.

Lu­kro­wa­nie wi­ze­run­ku ru­chów spo­łecz­nych spra­wia, że za­po­mi­na­my o wszyst­kim tym, co w tych ru­chach nie­do­sta­tecz­nie cen­tro­we, grzecz­ne, straw­ne dla ma­so­we­go od­bior­cy. Kie­dy lu­dzie pa­mięta­ją głów­nie, że King miał ja­kieś ma­rze­nie, to trud­no przy­pi­sać go do ja­kiej­kol­wiek opcji po­li­tycz­nej. Le­wi­ca tra­ci na tym szcze­gól­nie. Z pro­ste­go po­wo­du: ru­chy spo­łecz­ne są często na­pędza­ne le­wi­co­wy­mi war­to­ścia­mi, ta­ki­mi jak wal­ka z dys­kry­mi­na­cją. Ocio­sy­wa­nie ich z kon­tro­wer­sji po­li­tycz­nych po­le­ga więc w prak­ty­ce na ocio­sy­wa­niu ich z le­wi­co­wych kan­tów.

Inna ten­den­cja, któ­ra nie sprzy­ja pie­lęgno­wa­niu le­wi­co­wej hi­sto­rii, to ryn­ko­wa nar­ra­cja po­stępu. Wszy­scy two­rzy­my so­bie opo­wie­ści na te­mat wła­sne­go ży­cia. Fi­lo­zo­fo­wie pod­kre­śla­ją to od daw­na, a od pew­ne­go cza­su przy­cho­dzą im w su­kurs psy­cho­lo­go­wie i przed­sta­wi­cie­le in­nych dys­cy­plin, jak li­te­ra­tu­ro­znaw­cy za­in­te­re­so­wa­ni nar­ra­to­lo­gią. Świat jest zło­żo­ny, a ka­żde­go dnia do­cie­ra­ją do nas ty­siące sy­gna­łów, często sprzecz­nych. Ła­two po­gu­bić się w tym cha­osie, ła­two za­tra­cić po­czu­cie sen­su. Opo­wie­ści po­ma­ga­ją nam upo­rząd­ko­wać ten cha­os. Pe­łnią funk­cję sen­so­twór­czą.

Po­dob­ny me­cha­nizm dzia­ła na po­zio­mie ca­łych spo­łe­czeń­stw. Ka­żda wspól­no­ta po­trze­bu­je spo­so­bu na upo­ra­nie się z przy­tła­cza­jącą mno­go­ścią zda­rzeń w hi­sto­rii. Wci­śnięcie dzie­jów świa­ta w ramy ja­kie­jś opo­wie­ści jest ta­kim spo­so­bem. Może to być opo­wie­ść o po­stępie. Jak ona wy­gląda w kra­jach za­chod­nich? Mniej więcej tak: wszyst­ko, co naj­lep­sze w ostat­nich kil­ku­set la­tach, za­wdzięcza­my ka­pi­ta­li­zmo­wi, czy­li po­łącze­niu wła­sno­ści pry­wat­nej i wol­ne­go ryn­ku. Do­pro­wa­dził on do nie­by­wa­łe­go wzro­stu go­spo­dar­cze­go i po­stępu tech­nicz­ne­go. To prze­ło­ży­ło się zaś na do­bro­byt dla mi­liar­dów lu­dzi. Tam, gdzie ka­pi­ta­lizm po­łączył się z de­mo­kra­cją, do­szło też do ogrom­ne­go po­stępu w kwe­stii praw czło­wie­ka.

To zna­na opo­wie­ść. Jej po­szcze­gól­ne wer­sje mogą się odro­bi­nę ró­żnić, ale sed­no po­zo­sta­je to samo: spon­ta­nicz­ne pro­ce­sy ryn­ko­we są naj­lep­szym gwa­ran­tem do­bro­by­tu. W swo­im stresz­cze­niu na­pi­sa­łem ostro­żnie, że po­stęp spo­łecz­ny (pra­wa czło­wie­ka) jest efek­tem po­łącze­nia wol­ne­go ryn­ku i de­mo­kra­cji. Nie­któ­re wa­ria­cje tej opo­wie­ści za­wie­ra­ją na­wet moc­niej­szą tezę, mia­no­wi­cie, że ów po­stęp wy­ni­ka bez­po­śred­nio ze spon­ta­nicz­nych pro­ce­sów ryn­ko­wych. „Praw­dzi­wy po­stęp tech­nicz­ny, eko­no­micz­ny, a ta­kże spo­łecz­ny, któ­ry za­czął się mniej więcej 200 lat temu, był wy­ni­kiem spon­ta­nicz­nych, a na­wet cha­otycz­nych dzia­łań przed­siębior­ców, któ­rzy w po­go­ni za zy­skiem wy­twa­rza­li z co­raz więk­szą wy­daj­no­ścią, a więc co­raz tań­sze przed­mio­ty po­trzeb­ne spo­łe­czeń­stwu, przy­czy­nia­jąc się do wzro­stu ogól­ne­go bo­gac­twa” – twier­dzi Wi­told Ga­dom­ski, pu­bli­cy­sta „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”.

Ryn­ko­wa nar­ra­cja po­stępu, po­dob­nie jak wszyst­kie inne opo­wie­ści tego typu, ma dwie ce­chy. Po pierw­sze, jest per­swa­zyj­na. Po dru­gie – se­lek­tyw­na.

Za­cznij­my od per­swa­zyj­no­ści. Psy­cho­lo­go­wie słusz­nie pod­kre­śla­ją, że mamy ten­den­cję do pod­da­wa­nia się uro­ko­wi spój­nych hi­sto­rii. Szcze­gól­nie gdy pa­su­ją one do kszta­łtu­jących na­sze my­śle­nie ste­reo­ty­pów. Po­ka­zu­ją to cho­ćby wy­ni­ki ame­ry­kań­skie­go eks­pe­ry­men­tu, któ­re­go uczest­ni­cy za­po­zna­wa­li się z na­stępu­jącą mi­ni­bio­gra­fią: „Lin­da ma trzy­dzie­ści je­den lat, jest nie­za­mężna, wy­ga­da­na i bar­dzo in­te­li­gent­na. Skoń­czy­ła fi­lo­zo­fię. Na stu­diach bar­dzo się an­ga­żo­wa­ła w zwal­cza­nie dys­kry­mi­na­cji i pro­mo­wa­nie spra­wie­dli­wo­ści spo­łecz­nej, a ta­kże bra­ła udział w de­mon­stra­cjach prze­ciw ener­gii jądro­wej”. Oso­by bio­rące udział w eks­pe­ry­men­cie po­pro­szo­no o od­po­wie­dź na py­ta­nie, czym ich zda­niem obec­nie zaj­mu­je się Lin­da. Do wy­bo­ru było kil­ka mo­żli­wo­ści, któ­re na­le­ża­ło usze­re­go­wać we­dle ich praw­do­po­do­bień­stwa. Twór­ców eks­pe­ry­men­tu in­te­re­so­wa­ły szcze­gól­nie dwie opcje: „Lin­da jest ka­sjer­ką ban­ko­wą” oraz „Lin­da jest ka­sjer­ką ban­ko­wą i dzia­ła w ru­chu fe­mi­ni­stycz­nym”. Co za­ska­ku­jące, więk­szo­ść osób uzna­ła, że opcja „ka­sjer­ka fe­mi­nist­ka” jest bar­dziej praw­do­po­dob­na niż opcja „ka­sjer­ka”. To o tyle dziw­ny wy­bór, że prze­cież ła­twiej jest spe­łnić je­den wa­ru­nek (by­cie ka­sjer­ką) niż dwa (by­cie ka­sjer­ką i dzia­ła­nie w ru­chu fe­mi­ni­stycz­nym jed­no­cze­śnie). Opo­wie­ść o Lin­dzie była jed­nak tak do­bra – czy­taj: tak bar­dzo pa­so­wa­ła do ste­reo­ty­po­wych wy­obra­żeń o fe­mi­nist­kach – że duża część uczest­ni­ków eks­pe­ry­men­tu nie mo­gła się po­wstrzy­mać przed wy­bo­rem tej dru­giej mo­żli­wo­ści.

Zbyt­nie za­ufa­nie do do­brej opo­wie­ści bywa zwod­ni­cze. A opo­wie­ść o wol­nym ryn­ku jako mo­to­rze po­stępu jest bar­dzo do­bra. Nie tyl­ko pod­su­wa nam spój­ną hi­sto­rię, ale ta­kże za­wie­ra w so­bie więcej niż ziar­no praw­dy. Na przy­kład nie ule­ga wąt­pli­wo­ści, że ostat­nie kil­ka­set lat przy­nio­sło ogrom­ny po­stęp dla wie­lu państw. Praw­dą jest rów­nież to, że kra­je te były ka­pi­ta­li­stycz­ne, acz­kol­wiek to sło­wo, jak się jesz­cze prze­ko­na­my, może ozna­czać wie­le rze­czy. Nie zmie­nia to jed­nak fak­tu, że jest to opo­wie­ść se­lek­tyw­na. Pew­ne wy­da­rze­nia zo­sta­ją w niej po­mi­nięte.

Nie ma w tej hi­sto­rii sło­wa o ru­chach pra­cow­ni­czych, któ­re dłu­go i ciężko wal­czy­ły o to, by owo­ce po­stępu nie tra­fia­ły tyl­ko do rąk garst­ki uprzy­wi­le­jo­wa­nych osób. Przez wie­le de­kad ka­pi­ta­lizm ozna­czał dla ro­bot­ni­ków dłu­gie go­dzi­ny pra­cy, brak urlo­pów, brak pod­sta­wo­wych za­sad bez­pie­czeń­stwa w fa­bry­kach, brak za­bez­pie­czeń so­cjal­nych, brak pła­cy mi­ni­mal­nej, brak pra­wa zrze­sza­nia się w związ­kach za­wo­do­wych. Ryn­ko­wa opo­wie­ść o po­stępie su­ge­ru­je, że te rze­czy po­ja­wi­ły się w pew­nym mo­men­cie spon­ta­nicz­nie. Gdy kapi­ta­li­stycz­na ma­chi­na wy­two­rzy­ła już wy­star­cza­jącą ilo­ść bo­gac­twa, to jego część za­częła ska­py­wać do pra­cow­ni­ków. Wła­ści­wie ni­g­dy tak nie było – pra­cow­ni­cy mu­sie­li wy­wal­czyć te pra­wa, nie cze­ka­li, aż przyj­dą same z sie­bie w od­po­wied­nim mo­men­cie dzie­jów. Ich zma­ga­nia by­wa­ły zaś dra­ma­tycz­ne. Prze­gląda­li­ście kie­dyś re­la­cje z naj­więk­szych straj­ków ame­ry­kań­skich z po­cząt­ku XX wie­ku? Bar­dzo po­ucza­jąca lek­tu­ra. Wie­le z nich koń­czy­ło się po­wa­żny­mi oka­le­cze­nia­mi, a na­wet śmier­cią części pro­te­stu­jących. I nic dziw­ne­go. Wła­ści­cie­le fa­bryk wy­sy­ła­li na ro­bot­ni­ków nie tyl­ko po­li­cję, lecz ta­kże Gwar­dię Na­ro­do­wą. Naj­wy­ra­źniej ów­cześ­ni ka­pi­ta­li­ści nie wie­dzie­li, że czas doj­rzał, a ry­nek i spon­ta­nicz­na ry­wa­li­za­cja pro­wa­dzą nie­uchron­nie w stro­nę lep­szych wa­run­ków pra­cy.

Po­dob­nie z in­ny­mi gru­pa­mi spo­łecz­ny­mi. Ga­dom­ski może opo­wia­dać, że po­stęp za­wdzięcza­my ryn­ko­wi, ale ak­ty­wi­ści mają do opo­wie­dze­nia inną hi­sto­rię. Tak jak pra­cow­ni­cy, mu­sie­li oni te pra­wa w imie­niu nie­uprzy­wi­le­jo­wa­nych grup wy­dzie­rać. Ni­g­dy nie zda­rzy­ło im się usły­szeć z ust władz czy warstw do­mi­nu­jących, że na­de­szła wła­ści­wa pora, że w koń­cu spon­ta­nicz­ne pro­ce­sy przy­nio­sły spe­łnie­nie ich po­stu­la­tów. Było wręcz prze­ciw­nie. Raz jesz­cze od­daj­my głos Kin­go­wi:

Dzięki bo­le­sne­mu do­świad­cze­niu wie­my, że opraw­ca ni­g­dy nie daje wol­no­ści sam z sie­bie; uci­ska­ni mu­szą się jej do­ma­gać. Szcze­rze mó­wiąc, nie bra­łem jesz­cze udzia­łu w kam­pa­nii, któ­ra z punk­tu wi­dze­nia lu­dzi nie­od­czu­wa­jących na wła­snej skó­rze okru­cień­stwa se­gre­ga­cji od­by­wa­ła­by się „w od­po­wied­nim mo­men­cie”. Od lat sły­szę sło­wo „cze­kaj!”. Ka­żdy czar­ny je zna. To „cze­kaj” pra­wie za­wsze ozna­cza „ni­g­dy”.

Kie­dy od­ko­pie­my wszyst­kie frag­men­ty hi­sto­rii wy­rzu­co­ne z ryn­ko­wej nar­ra­cji po­stępu, do­strze­że­my na­gle, że le­wi­co­we ru­chy i par­tie ode­gra­ły swo­ją rolę w ca­łym pro­ce­sie.

Ostat­nim po­wo­dem hi­sto­rycz­nej nie­pa­mięci jest… hi­sto­rycz­na pa­mięć. A do­kład­niej pa­mięć o dwu­dzie­sto­wiecz­nym ko­mu­ni­zmie. To ce­cha kra­jów ta­kich jak Pol­ska, któ­ry­mi rządzi­ły au­to­ry­tar­ne wła­dze od­wo­łu­jące się do le­wi­co­wych idei. Pa­mięć o ne­ga­tyw­nych skut­kach tych rządów jest tak sil­na, że spy­cha w nie­byt całą resz­tę hi­sto­rii świa­ta. A ta­kże zło­żo­no­ść sa­mej PRL, któ­ra mimo oczy­wi­stych wad i nie­wy­dol­no­ści, nie była ba­śnio­wym kró­le­stwem mro­ku. Na przy­kład eko­no­mi­sta Mar­cin Piąt­kow­ski uwa­ża, że Pol­ska Lu­do­wa po­mo­gła w bu­do­wie ka­pi­ta­li­zmu, bo znio­sła ró­żne struk­tu­ry feu­dal­ne, na któ­rych ni­g­dy nie uda­ło­by się po­sta­wić no­wo­cze­sne­go ka­pi­ta­li­stycz­ne­go pań­stwa. Je­śli cho­dzi zaś o hi­sto­rię świa­ta, ist­nie­je wie­le kra­jów, na przy­kład w Ame­ry­ce Po­łu­dnio­wej, choć nie tyl­ko, któ­re w XX wie­ku zma­ga­ły się nie z re­żi­ma­mi ko­mu­ni­stycz­ny­mi, lecz pra­wi­co­wy­mi. U nas wszędzie wpy­cha­no Mark­sa, tam go cen­zu­ro­wa­no, u nas po­pe­łnia­no zbrod­nie w imię idei ko­mu­ni­stycz­nych, tam w imię wal­ki z tymi ide­ami. W In­do­ne­zji pod­czas an­ty­ko­mu­ni­stycz­nej czyst­ki wy­mor­do­wa­no mi­lio­ny lu­dzi.

Cała ta zło­żo­no­ść świa­ta nie­ste­ty gi­nie w uprosz­czo­nej nar­ra­cji o hi­sto­rii, w któ­rej głów­nym, a na­wet je­dy­nym punk­tem od­nie­sie­nia sta­je się rze­czy­wi­sto­ść pe­ere­low­ska.

Do dziś ró­żne le­wi­co­we idee pró­bu­je się w Pol­sce no­kau­to­wać ar­gu­men­ta­mi, że to po­my­sły ro­dem z PRL-u – w wer­sji de­li­kat­nej, bo często są to ar­gu­men­ty moc­niej­sze, od­wo­łu­jące się do sta­li­now­skich lub ma­oistow­skich zbrod­ni. Wy­ższe po­dat­ki dla naj­za­mo­żniej­szych, hoj­niej­sza po­li­ty­ka so­cjal­na, pró­by ure­gu­lo­wa­nia ryn­ku – ka­żda tego typu pro­po­zy­cja skut­ku­je po­rów­na­nia­mi do Pol­ski Lu­do­wej lub Związ­ku Ra­dziec­kie­go. Do pew­ne­go stop­nia to zro­zu­mia­łe, że PRL jest ciągle ży­wot­nym te­ma­tem. Duża część ży­cia wie­lu dzi­siej­szych po­li­ty­ków, dzien­ni­ka­rzy czy wła­ści­cie­li me­diów przy­pa­da wła­śnie na ten czas. A wszy­scy lu­bi­my od­wo­ły­wać się do wła­snych do­świad­czeń, by oce­nić sen­sow­no­ść da­ne­go roz­wiąza­nia. Nie zmie­nia to fak­tu, że war­to ro­zej­rzeć się wo­kół sie­bie i spoj­rzeć na świat sze­rzej – nie tyl­ko przez pry­zmat kil­ku po­ko­leń Po­la­ków, któ­re funk­cjo­no­wa­ły w daw­nym sys­te­mie i mają dziś ogrom­ny wpływ na opi­nię pu­blicz­ną.

Po­trzeb­ne jest nam „dru­gie po­że­gna­nie z PRL”. Pierw­sze było po­li­tycz­ne i na­stąpi­ło w 1989 roku. Na­stęp­ne po­win­no być men­tal­ne. Cho­dzi o to, by­śmy prze­sta­li trak­to­wać pe­ere­low­ski sys­tem jako głów­ny punkt od­nie­sie­nia do oce­nia­nia wzy­wań i za­gro­żeń w XXI wie­ku.

Jak to zro­bić? Na do­bry po­czątek wy­star­czy po­zbyć się efek­tow­nych, ale skraj­nie uprosz­cza­jących ciągów my­ślo­wych. Mam na my­śli „ar­gu­men­ty” w ro­dza­ju: wy­ższe po­dat­ki dla naj­bo­gat­szych to po­my­sł le­wi­co­wy, le­wi­ca to so­cja­lizm, a so­cja­lizm mie­li­śmy w cza­sach PRL i nie wy­szło. Uzu­peł­nie­niem tego ciągu jest „ar­gu­ment”: ni­skie po­dat­ki są roz­wiąza­niem wol­no­ryn­ko­wym, wol­ny ry­nek to ka­pi­ta­lizm, naj­bo­gat­sze pań­stwa na świe­cie są ka­pi­ta­li­stycz­ne, więc mu­si­my iść ich śla­da­mi. Przede wszyst­kim war­to za­dać so­bie py­ta­nie, o ja­kim ka­pi­ta­li­zmie mó­wi­my? To nie jest tak, że do lat dzie­więćdzie­siątych XX wie­ku świat dzie­lił się na dwa obo­zy: so­cja­li­stycz­ny Związek Ra­dziec­ki (Kuba, Chi­ny i tak da­lej) oraz skraj­nie an­ty­so­cja­li­stycz­ny Za­chód. Kra­je za­chod­nie, któ­re lu­bi­my sta­wiać jako ka­pi­ta­li­stycz­ny wzór, chęt­nie sięga­ły po roz­wiąza­nia ety­kie­to­wa­ne dziś jako „so­cja­li­stycz­ne”.

Zno­wu, zbyt często o tym za­po­mi­na­my. Pa­weł Ko­by­liń­ski – były po­seł – na wie­ść, że wspo­mnia­na już Ale­xan­dria Oca­sio-Cor­tez pro­po­nu­je w USA sie­dem­dzie­sięcio­pro­cen­to­wą staw­kę po­dat­ko­wą dla naj­bo­gat­szych, la­men­to­wał, że to so­cja­li­stycz­ny wy­my­sł. Tak na­praw­dę by­łby to po­wrót do cza­sów na­zy­wa­nych „zło­tą epo­ką ka­pi­ta­li­zmu”, czy­li do lat pięćdzie­siątych i sze­śćdzie­siątych XX wie­ku. Naj­wy­ższa staw­ka po­dat­ku do­cho­do­we­go do­cho­dzi­ła wte­dy mo­men­ta­mi do 90 pro­cent, a ame­ry­kań­ska go­spo­dar­ka dy­na­micz­nie się roz­wi­ja­ła. Je­śli ktoś uwa­ża za­tem, że wy­ższe po­dat­ki dla naj­bo­gat­szych to „so­cja­lizm”, trze­ba uznać, że Sta­ny Zjed­no­czo­ne bu­do­wa­ły swój do­bro­byt na so­cja­li­zmie, a nie na ka­pi­ta­li­zmie. W rze­czy­wi­sto­ści był to po pro­stu kraj ka­pi­ta­li­stycz­ny sięga­jący po środ­ki szu­flad­ko­wa­ne jako prze­jaw so­cja­li­zmu. Po­dob­nie ro­bi­ło wie­le kra­jów w Eu­ro­pie, sta­wia­jących na ta­kie „so­cja­li­stycz­ne” roz­wiąza­nia, jak pu­blicz­na ochro­na zdro­wia, roz­bu­do­wa pro­gra­mów po­mo­cy spo­łecz­nej czy re­gu­la­cje ryn­ko­we. Wszyst­kie te sub­tel­no­ści zni­ka­ją, gdy ja­kie­kol­wiek roz­wiąza­nie od­cho­dzące od wol­no­ryn­ko­wych do­gma­tów zo­sta­je zrów­na­ne z so­cja­li­zmem, a so­cja­lizm z Pol­ską Lu­do­wą lub Związ­kiem Ra­dziec­kim. Tak uprosz­czo­na wer­sja hi­sto­rii prze­kła­da się po­tem na uprosz­czo­ny sto­su­nek do wy­zwań wspó­łcze­sno­ści. Przy­wo­ła­na wy­po­wie­dź Ko­by­liń­skie­go jest tego naj­lep­szym do­wo­dem.

Wy­mie­nio­ne po­wo­dy hi­sto­rycz­nej nie­pa­mięci mogą się ze sobą łączyć. Na przy­kład pa­mięć o dwu­dzie­sto­wiecz­nym ko­mu­ni­zmie idzie często w pa­rze z ryn­ko­wą hi­sto­rią po­stępu. Wi­dać to, gdy ktoś chce udo­wod­nić, że le­wi­co­we dzie­dzic­two – w szcze­gól­no­ści zaś so­cja­li­stycz­ne – to pa­smo klęsk. Ten ar­gu­ment opie­ra się często na pro­stej sztucz­ce re­to­rycz­nej. Je­śli coś złe­go dzie­je się w kra­ju rządzo­nym przez so­cja­li­stów bądź lu­dzi ko­ja­rzo­nych z so­cja­li­sta­mi, jest to bez­po­śred­nia wina so­cja­li­zmu; je­śli coś złe­go dzie­je się w kra­ju rządzo­nym przez wol­no­ryn­ko­wych en­tu­zja­stów, jest to wina zło­żo­nych oko­licz­no­ści, ale na pew­no nie ka­pi­ta­li­zmu czy wol­ne­go ryn­ku. Tym spo­so­bem zbrod­nie po­pe­łnia­ne w Związ­ku Ra­dziec­kim są wy­ni­kiem nie im­pe­ria­li­zmu, to­ta­li­ta­ry­zmu czy ko­lo­nial­nych za­pędów ka­sty rządzącej, ale so­cja­li­stycz­nych czy ko­mu­ni­stycz­nych idei. Ka­żda oso­ba o le­wi­co­wych po­glądach ma zaś obo­wiązek zmie­rzyć się z tym dzie­dzic­twem. Dzie­więt­na­sto­wiecz­ne zbrod­nie po­pe­łnia­ne przez Wiel­ką Bry­ta­nię mogą być z ko­lei wy­ni­kiem im­pe­ria­li­zmu, ko­lo­nia­li­zmu albo nie­for­tun­nym skut­kiem ubocz­nym po­stępu, ale w żad­nym ra­zie nie mają nic wspól­ne­go z ka­pi­ta­li­zmem czy wol­nym ryn­kiem. Naj­de­li­kat­niej­sza su­ge­stia, że wol­no­ryn­ko­wy en­tu­zja­sta ma tłu­ma­czyć się z tego dzie­dzic­twa, jest uwa­ża­na za ab­surd.

Je­że­li ktoś kon­se­kwent­nie sto­su­je ten spo­sób my­śle­nia, to doj­dzie do wnio­sku, że ka­pi­ta­lizm ma na kon­cie same suk­ce­sy, a ka­żda pró­ba ode­jścia od nie­go lub okie­łzna­nia go za po­mo­cą so­cjal­nych roz­wiązań koń­czy się tra­gicz­nie. Do­sko­na­łym przy­kła­dem sto­so­wa­nia tej lo­gi­ki są współ­czes­ne Chi­ny. Kie­dy zwo­len­ni­cy ka­pi­ta­li­zmu chcą się po­chwa­lić tym, jak sku­tecz­nie sys­tem ów zwal­cza ubó­stwo, chęt­nie wli­cza­ją do sta­ty­styk po­nad 800 mi­lio­nów Chiń­czy­ków wy­ciągniętych z bie­dy w ciągu ostat­nich kil­ku­dzie­sięciu lat. Kie­dy w Chi­nach dzie­je się coś złe­go, na przy­kład wy­bu­cha pan­de­mia, po­ja­wia­ją się gło­sy, że to wina rządzącej tam par­tii ko­mu­ni­stów. Nie­któ­rzy do­li­cza­ją na­wet ofia­ry pan­de­mii do „czar­nej księgi ko­mu­ni­zmu”. Wspó­łcze­sne Chi­ny są więc pań­stwem ka­pi­ta­li­stycz­nym, gdy dzie­je się tam coś do­bre­go, a ko­mu­ni­stycz­nym, gdy dzie­je się tam coś złe­go.

Raz jesz­cze – hi­sto­ria jest tro­chę bar­dziej skom­pli­ko­wa­na. Nie cho­dzi o to, że sze­ro­ko poj­mo­wa­na le­wi­ca nie ma so­bie nic do za­rzu­ce­nia. Pró­by bu­do­wa­nia pań­stw ko­mu­ni­stycz­nych w XX wie­ku były na­zna­czo­ne krwa­wy­mi zbrod­nia­mi. Nie­któ­rzy pró­bu­ją je lek­ce­wa­żyć, mó­wiąc, że to nie praw­dzi­wy ko­mu­nizm do nich do­pro­wa­dził. Z tech­nicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia mają ra­cję – Związek Ra­dziec­ki nie przy­po­mi­nał książko­we­go ko­mu­ni­zmu, tak samo jak bry­tyj­skie ko­lo­nie nie przy­po­mi­na­ły książko­we­go ka­pi­ta­li­zmu. Trud­no jed­nak uciec od fak­tu, że ten „nie­praw­dzi­wy ko­mu­nizm” bu­do­wa­li lu­dzie po­wo­łu­jący się na ko­mu­ni­stycz­ne ide­ały (tak samo jak trud­no uciec od fak­tu, że ko­lo­nial­ne zbrod­nie po­pe­łnia­li lu­dzie po­wo­łu­jący się na ide­ały ka­pi­ta­li­stycz­ne). Z tej klęski na­le­ży wy­ciągnąć wnio­ski, a nie zby­wać ją mach­nięciem ręki. Od­po­wie­dzią na skraj­nie uprosz­czo­ną hi­sto­rię prze­ciw­ni­ków le­wi­cy, któ­rzy spro­wa­dza­ją więk­szo­ść le­wi­co­wych idei do ko­mu­ni­zmu, a ten do Sta­li­na, nie może być uda­wa­nie, że wszyst­ko w tym sys­te­mie było do­sko­na­łe.

Rzecz w tym, by pa­miętać, że le­wi­ca to coś da­le­ce więcej niż Le­nin, Sta­lin i Mao. Taki jest cel tej książki – za­ry­so­wa­nie bo­gac­twa le­wi­co­wych idei, a ta­kże przy­po­mnie­nie o ró­żno­rod­no­ści po­sta­ci, któ­re o nie wal­czy­ły i na­dal wal­czą. Nie cho­dzi tyl­ko o od­da­nie spra­wie­dli­wo­ści tej for­ma­cji ide­owej. Wy­li­cza­łem po­wo­dy hi­sto­rycz­nej nie­pa­mięci nie po to, by po­wie­dzieć: zo­bacz­cie, jaka bied­na i nie­do­ce­nia­na ta le­wi­ca. Może część z was prze­ko­na się do le­wi­cy pod wpły­wem tej lek­tu­ry, a część jest już do niej prze­ko­na­na i po pro­stu chce so­bie upo­rząd­ko­wać pew­ne spra­wy. Inni mogą uznać, że le­wi­co­we idee nie są dla nich. Albo że same idee są do­bre, go­rzej z wcie­la­niem ich w ży­cie. Re­ak­cje mogą być ró­żne, ale jed­na rzecz nie ule­ga dla mnie wąt­pli­wo­ści. Hi­sto­rycz­na nie­pa­mięć jest pro­ble­mem nie tyl­ko dla le­wi­cy, lecz ta­kże dla ka­żde­go, kto chce mieć mo­żli­wie sze­ro­ki ob­raz hi­sto­rii i wspó­łczes­no­ści. Le­wi­ca – czy się to nam po­do­ba, czy nie – wspó­łtwo­rzy­ła kszta­łt na­szych spo­łe­czeństw i wciąż to robi. Nie tyl­ko w Związ­ku Ra­dziec­kim czy Chi­nach, lecz ta­kże w kra­jach za­chod­nich, Pol­sce i in­nych za­kąt­kach świa­ta. Nie da się zro­zu­mieć tego świa­ta bez zro­zu­mie­nia, czym jest le­wi­ca.

[*]Ven­go – utwór Any Ti­jo­ux, chi­lij­sko-fran­cu­skiej pio­sen­kar­ki, któ­ra często umiesz­cza w swo­ich pio­sen­kach le­wi­co­we idee: do­po­mi­na się o spra­wie­dli­wo­ść dla kra­jów glo­bal­ne­go Po­łud­nia, o pra­wa ko­biet, mniej­szo­ści, a ta­kże pre­ka­ria­tu, lu­dzi ubo­gich i na ró­żne spo­so­by wy­klu­cza­nych eko­no­micz­nie.

Lewica, czyli co?

Trudne sojusze

Trzy fundamenty

Historyczne korzenie

Zapomniana historia postępu

Lewica dziś

Nierówności społeczne

Kryzys środowiskowy

Dyskryminacja

Możliwa przyszłość

Bezwarunkowy dochód podstawowy

Krótszy tydzień pracy

Ekologiczny rozwój

Usługi publiczne

Poza kapitalizm

Przypisy końcowe

Lewica dla opornych

Tomasz Markiewka

© Wydawnictwo RM, 2022

Wydawnictwo RM, 03-808 Warszawa, ul. Mińska 25 [email protected] www.rm.com.pl

ISBN 978-83-8151-288-6 (druk) ISBN 978-83-8151-289-3 (ebook) ISBN 978-83-8151-290-9 (mobi)

Edytor: Aleksandra ŻdanRedaktorka prowadząca: Dominika PopławskaRedakcja: Aleksandra ŻdanKorekta: Marta Stochmiałek, Monika KucabProjekt okładki: Łukasz PiskorekKoordynacja produkcji wersji elektronicznej: Tomasz ZajbtOpracowanie wersji elektronicznej: Marcin FabijańskiWeryfikcja wersji elektronicznej: Justyna Mrowiec

Żadna część tej pracy nie może być powielana i rozpowszechniana, w jakiejkolwiek formie i w jakikolwiek sposób (elektroniczny, mechaniczny) włącznie z fotokopiowaniem, nagrywaniem na taśmy lub przy użyciu innych systemów, bez pisemnej zgody wydawcy.

Wszystkie nazwy handlowe i towarów występujące w niniejszej publikacji są znakami towarowymi zastrzeżonymi lub nazwami zastrzeżonymi odpowiednich firm odnośnych właścicieli.

Wydawnictwo RM dołożyło wszelkich starań, aby zapewnić najwyższą jakość tej książce, jednakże nikomu nie udziela żadnej rękojmi ani gwarancji. Wydawnictwo RM nie jest w żadnym przypadku odpowiedzialne za jakąkolwiek szkodę będącą następstwem korzystania z informacji zawartych w niniejszej publikacji, nawet jeśli Wydawnictwo RM zostało zawiadomione o możliwości wystąpienia szkód.

W razie trudności z zakupem tej książki prosimy o kontakt z wydawnictwem: [email protected]