Listy miłosne. Virginia Woolf i Vita Sackville-West - Virginia Woolf, Vita Sackville-West - ebook

Listy miłosne. Virginia Woolf i Vita Sackville-West ebook

Virginia Woolf, Vita Sackville-West

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Prawdziwy smakołyk dla miłośników literatury i epistolografii miłosnej.

Doskonałe uzupełnienie portretu intelektualistki, literatki i ikony feminizmu, Virginii Woolf.

Zbiór korespondencji dokumentującej związek dwóch kobiet – pisarek Virginii Woolf i Vity Sackville-West, poprzedzony wstępem Alison Bechdel, amerykańskiej autorki znakomitych powieści graficznych „Fun Home”, „Jesteś moją matką?” i „Sekret nadludzkiej siły”. Na przyjęciu w 1922 roku Virginia Woolf poznała znaną arystokratkę, powieściopisarkę, poetkę – i safistkę – Vitę Sackville-West. Tego dnia zapisała w dzienniku, że nie myślała zbyt wiele o rozmowie z Vitą, ale bardzo wysoko oceniła jej zgrabne nogi. Miał to być początek prawie dwudziestu lat flirtu, przyjaźni i współpracy literackiej. Ich korespondencja zakończyła się dopiero wraz z tragiczną śmiercią Virginii w 1941 roku. Intymne i żartobliwe sekretne listy i wpisy w pamiętnikach pozwalają poznać nieustannie zmieniające się wzajemne uczucia Vity i Virginii, podsłuchać romans, który zainspirował Woolf do napisania jej najbardziej wyjątkowej powieści, „Orlando”, oraz rzucić okiem na niezwykłe życie tych kobiet i czasy, w jakich tworzyły. Zaglądamy za kulisy związku, który – nawet sto lat później – wciąż wydaje się bardzo burzliwy i odważny.

Ułożoną w porządku chronologicznym kolekcję listów miłosnych wymienianych między Virginią Woolf i Vitą Sackville-West, która jest w istocie wyjątkowym zapisem ich niezwykłego związku, wzbogacają wpisy do ich dzienników oraz listy Vity do jej męża Harolda. Pojawiające się tu i ówdzie zmiany punktu widzenia dopełniają obraz wzajemnej relacji obu kobiet i nadają tempo całej historii, która sama w sobie jest tak pasjonująca, jak dobrze skonstruowana powieść.

"Gdyby Virginia i Vita miały smartfony, to zamiast tych wspaniałych śladów na papierze przelatywałyby nam przez palce strumienie erotycznych SMS-ów, niezrozumiałe emotikony, tweety z linkami do recenzji w magazynie literackim „TLS” oraz niezliczone fotki owczarków alzackich i spanieli. Ale na szczęście dla nas wszystkich one pisały, pisały i pisały, nawet gdy z biegiem lat ich namiętność przygasła. Te listy są płomienne, erudycyjne, wzruszające i żartobliwe. Są w nich plotki, pożądanie, zazdrość i wskazówki dotyczące warsztatu pisarskiego. Ale może najbardziej zachwyca w nich to, że często są przezabawne. Virginia zastanawia się w dzienniku: „Czy jestem w niej zakochana? Ale co to jest kochanie?”. Na oba pytania zawarta jest w listach olśniewająca, wielowątkowa odpowiedź."

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 323

Oceny
4,4 (18 ocen)
10
6
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Fragari

Dobrze spędzony czas

piękna
00

Popularność




Tytuł oryginału:

LOVE LETTERS: VIRGINIA WOOLF AND VITA SACKVILLE-WEST

Introduction © Alison Bechdel 2021

Letters of Virginia Woolf © Quentin Bell and Angelica Garnett 1977, 1978, 1979, 1980, 1989

Diaries of Virginia Woolf © Quentin Bell and Angelica Garnett 1977, 1978, 1980, 1982, 1984

Letters and diaries of Vita Sackville-West © The Estate of Vita Sackville-West 1984, 2021

All rights reserved

Polish translation copyright © Maria Olejniczak-Skarsgård 2024

Chwile wolności. Dziennik 1915–1941 copyright © for the Polish translation

Magda Heydel & Wydawnictwo Literackie 2007

Redakcja: Anna Walenko

Projekt graficzny okładki: Kasia Meszka / Wydawnictwo Albatros Sp. z o. o.

Zdjęcia na okładce: George Charles Beresford (Virginia Woolf);

Smith College Library (Vita Sackville-West)

Skład: Kasia Meszka

Zdjęcia Granger/BE&W; Alamy/BE&W

ISBN 978-83-8361-135-8

Wydawca

Wydawnictwo Albatros Sp. z o.o.

Hlonda 2A/25, 02-972 Warszawa

wydawnictwoalbatros.com

Facebook.com/WydawnictwoAlbatros | Instagram.com/wydawnictwoalbatros

Niniejszy produkt jest objęty ochroną prawa autorskiego. Uzyskany dostęp upoważnia wyłącznie do prywatnego użytku osobę, która wykupiła prawo dostępu. Wydawca informuje, że publiczne udostępnianie osobom trzecim, nieokreślonym adresatom lub w jakikolwiek inny sposób upowszechnianie, kopiowanie oraz przetwarzanie w technikach cyfrowych lub podobnych – jest nielegalne i podlega właściwym sankcjom.

Konwersja do formatu EPUB oraz MOBI

Jan Żaborowski

woblink.com

Wstęp

Alison Bechdel

Kiedy byłam na studiach i przestałam ukrywać, że jestem lesbijką, zapuszczałam się w pogrążone w półmroku i położone na uboczu miejsce, gdzie wiedziałam, że znajdę ludzi takich jak ja – między regały biblioteczne. Nie od razu natknęłam się na Vitę Sackville-West, ale gdy już ją poznałam, stała się dla mnie jedną z towarzyszek, które zapisały się w mojej pamięci.

Znalazłam ją w Portrait of a Marriage, książce Nigela Nicolsona z 1973 roku o trwałym i otwartym związku jego rodziców. Dowiedziałam się, że zarówno Vita, jak i jej mąż, dyplomata Harold Nicolson, mieli wiele romansów, przeważnie z osobami tej samej co oni płci, a przy tym byli oddani sobie nawzajem, swoim dzieciom i słynnemu ogrodowi w ich posiadłości. Książka zawiera również opowiedzianą przez Vitę historię jej obsesyjnego romansu z Violet Keppel, który nawiązała w początkowym okresie małżeństwa z Haroldem. Fascynowała mnie Vita przebrana za mężczyznę, z głową obwiązaną bandażem – nie taki rzadki widok pod koniec pierwszej wojny światowej – spacerująca paryskimi ulicami u boku kochanki. Kim właściwie była ta kobieta?

Przy końcu książki autor pokrótce opisuje romans swojej matki z Virginią Woolf. Wtedy nie czytałam jeszcze niczego jej pióra, ale u wielu moich koleżanek wisiała na ścianie pocztówka z wizerunkiem Virginii – eteryczne portretowe zdjęcie autorstwa Beresforda, wykonane, kiedy miała dwadzieścia lat. Jej delikatna uroda wpisywała się w ówczesną opowieść o feministycznej bohaterce, tragicznej postaci, której los jest przesądzony: Virginia była geniuszem; w dzieciństwie molestował ją przyrodni brat; zmagała się z pewnego rodzaju chorobą umysłową; ostatecznie, napisawszy kilka najwybitniejszych książek dwudziestego wieku, popełniła samobójstwo, topiąc się w rzece. Co bardziej kontrowersyjne, w pewnych kręgach uchodziła za lesbijkę – śmiałe twierdzenie jak na owe czasy.

Bez względu na to, czy była lesbijką, czy nie, odznaczała się niezwykłą osobowością. Poruszyła mnie informacja, że mały Nigel Nicolson i jego brat instynktownie ją polubili. Wiedzieliśmy, że zwróci na nas uwagę, że w pewnym momencie przestanie skupiać się na mojej matce („Odejdź, Vito! Nie widzisz, że rozmawiam z Benem i Nigelem?”). Z Portrait of a Marriage dowiedziałam się, jak Vita i Harold przetrwali razem, kiedy utrzymywała związek z Virginią, lecz to mi nie wystarczyło: pragnęłam wejrzeć głębiej w relacje między tymi dwiema imponującymi kobietami. Interesowały mnie szczegóły.

Moje życzenie spełniło się kilka lat później, kiedy wydano listy Vity do Virginii. Zdążyłam już przeczytać kilka książek Virginii, więc jeszcze większą przyjemność sprawiało mi przyglądanie się, jak te dwie kobiety, to zbliżając się do siebie, to od siebie oddalając, wchodziły w sferę głębokiej intymności, której i ja chciałam doświadczyć z kimś pewnego dnia. W moim odczuciu ich namiętność wytyczała nowe ścieżki dla wszystkich kobiet: Virginia czyniła to w swoich utworach, Vita w realnym świecie. Miałam wtedy dwadzieścia kilka lat i choć ze stronic książki wyłaniał się żywy obraz historii miłosnej, odnosiłam wrażenie, że wydarzyła się bardzo dawno temu, w zamierzchłej przeszłości.

Ponownie przeczytałam te listy, kiedy byłam już w średnim wieku. Nawet gdybym powątpiewała w ich nieustającą aktualność, uprzytomniłabym sobie swój błąd, gdy w ciernistym okresie mojego życia uczuciowego dwie różne kobiety przytoczyły mi fragmenty tej korespondencji. Tym razem najbardziej zaimponowało mi to, jak zręcznie Vita i Virginia żonglowały rozlicznymi sferami swojego niezwykle aktywnego życia – funkcje publiczne, praca twórcza, powinności rodzinne i towarzyskie, inne związki, również te z mężami – a jednocześnie utrzymywały ze sobą intymną więź.

Obecnie, w wieku sześćdziesięciu lat, kiedy jestem o rok starsza od Virginii w dniu jej śmierci i mam przed sobą jeszcze dziesięć lat, by osiągnąć wiek Vity, gdy umarła na raka, uderza mnie w tych listach coś innego: hart ducha, z jakim te dwie kobiety stawiały czoło nieszczęściu, chorobie, rozczarowaniu i zmianom. Na pewien czas oddaliły się od siebie, lecz ponownie zbliżyły się, kiedy faszyzm zalewał Europę i coraz wyraźniej nadciągało zagrożenie dla ich osobistej i intelektualnej wolności. Minął prawie wiek, od kiedy Vita i Virginia się pokochały, i o dziwo, tamte czasy wydają się teraz dużo bliższe niż w mojej młodości. Może tak to wygląda, gdy człowiekowi przybywa lat, a może świat znowu zmierza do punktu krytycznego. W każdym razie jest to również wyraz uznania dla Vity i Virginii, które miały odwagę odrzucić przyjęte formy i tradycje w związkach między ludźmi i spróbować czegoś innego.

Zbiór listów, które czytałam w młodości, obejmował przede wszystkim listy Vity do Virginii i zaledwie fragmenty listów Virginii do Vity. Niniejsze wydanie, choć nie zawiera całej korespondencji, pokazuje ją w sposób bardziej satysfakcjonujący dla czytelnika. Co więcej, są w nim również wpisy do ich dzienników oraz listy Vity do Harolda. Pojawiające się tu i ówdzie zmiany punktu widzenia dopełniają obraz związku obu kobiet i nadają tempo całej historii, która sama w sobie jest tak pasjonująca jak dobrze skonstruowana powieść.

Gdyby ta korespondencja była powieścią, można by jej zarzucić nazbyt oczywiste imiona protagonistek. Jedna jest pełna sił witalnych i przemierza pół świata tam i z powrotem, druga zamieszkuje głównie przestrzenie własnej nieokiełznanej wyobraźni. Małżeństwo Virginii i Leonarda było nieskonsumowane, choć na początku Virginia podjęła odważną próbę kopulacji (która była straszliwą porażką i szybko została zarzucona, jak przekazała Haroldowi Vita). A jednak łączyła ich swoista zażyłość. To on był jej pierwszym czytelnikiem i opiekował się nią podczas napadów choroby. Nie mieli dzieci, natomiast wspólnie prowadzili wydawnictwo Hogarth Press i wydali wiele znaczących książek.

Kiedy Vita i Virginia się poznały, pod koniec 1922 roku, pierwsza miała trzydzieści lat i już zasłynęła jako pisarka, druga miała lat czterdzieści i dopiero zdobywała uznanie za swoje powieści i eseje. Vita była arystokratką i bywalczynią salonów, Virginia zaś niepozorną mieszkanką Bloomsbury, siedliska socjalistów, homoseksualistów, artystów i obdżektorów. Dzisiaj Vita jest bardziej znana z powodu swoich kochanek i ogrodu niż z twórczości pisarskiej, natomiast książki Virginii weszły do kanonu literatury. Ale wówczas Virginia była przejęta, dowiedziawszy się, że Vita o niej w ogóle słyszała. Kiedy przeszły od „pani” do „kochana” i „najdroższa”, a potem do całej menażerii przydomków i wcieleń, rozwinął się jeden z wielkich romansów literackich.

Choć już we wczesnych listach przebłyskiwały iskierki flirtu, zażyłość rozpalała się powoli. Niedługo po nawiązaniu znajomości z Virginią Vita miała romans z mężczyzną, co było dla niej nietypową zmianą. Virginia odnosiła się z rezerwą do tej safistki, której być może wpadłam w oko, mimo że jestem staraI, napisała w dzienniku. Kiedy Virginia poprosiła Vitę o napisanie książki dla Hogarth Press, a ta zadedykowała jej Seducers in Ecuador [Uwodziciele w Ekwadorze], wzajemne uwodzenie nabrało tempa. Pierwsze miesiące 1925 roku były dla Virginii wyczerpujące – opublikowała TheCommonReader [Zwykły czytelnik] i PaniąDalloway, które olśniły Vitę i w jej oczach dodały Virginii mistycznego uroku. Jednak dopiero wiadomość o wyjeździe Vity z Haroldem na kilka miesięcy do Teheranu zelektryzowała ich relację.

Listy wymieniane w tym czasie to mistrzowski wyraz tęsknoty. Vita pisze w pociągu – Virginia ogranicza się do: Tak, tak, tak, naprawdę Cię lubię. Boję się użyć mocniejszego słowa. Vita liczy sekundy do ich spotkania (480 000). Trwa upojna korespondencja i w końcu, gdy Vita wraca do Anglii, napięcie opada. Cóż, taka jest właściwość opowieści epistolarnej. To, czego czytelnik pragnie najbardziej – żeby bohaterki wreszcie się połączyły – nie jest mu dane. List kończy się wcześniej.

Od początku widać wyraźnie, co pociąga jedną w drugiej. Virginia kocha ciało Vity, a Vita kocha umysł Virginii. W dzienniku Virginia pisze: Vita jest jak jeleń, alboraczej jak rumak, poza twarzą, którą ma odętą, no i niezbyt przenikliwym umysłem. Jednak jeśli chodzi o ciało, jest perfekcyjnaII. Dla niej ciało to nie tylko aspekt fizyczny, lecz jak sama stwierdzi później: mam na myśli to, że ona potrafi stać się duszą każdego towarzystwa, reprezentować swój kraj, odwiedzić Chatsworth; kontrolować srebra, służbę, psy chao; i jeszcze jej macierzyństwo (choć jest nieco chłodna i oficjalna dla swoich chłopców), krótko mówiąc, jest (czego ja nigdy nie byłam w stanie dokonać) prawdziwą kobietąIII.

Poznawszy Virginię, Vita relacjonuje swoje pierwsze wrażenia w liście do Harolda. Początkowo myślisz, że jest zwyczajna; po chwili ujmuje cię w niej coś w rodzaju duchowego piękna… Vita będzie usilnie starała się przekonać męża, że jej miłość do Virginii ma charakter mentalny, duchowy, jeśli wolisz, intelektualny. Z zachwytem opowiada mu o swoich odczuciach podczas rozmowy z Virginią: jakby krawędzie mojego umysłu były szlifowane na osełce. Virginia nieraz notowała w dzienniku prywatne uszczypliwości na temat pisarstwa Vity, natomiast ta wypowiadała się o twórczości Virginii wyłącznie z podziwem, co trzeba uznać za jedną z bardziej chwalebnych jej cech: bez cienia zawiści potrafiła docenić wyższość talentu Virginii. Mało tego, dokładała wraz z Leonardem wszelkich starań, żeby jej talent chronić i pielęgnować. Napisała do Harolda, że Virginia wzbudza czułość, powodowaną, jak sądzę, tym, że w osobliwy sposób jest twarda i zarazem miękka – ma twardy umysł, pełen strachu, że znowu straci zmysły.

Właśnie ta dynamika okazywania i odbierania czułości stanowi istotę tego, co je łączy. Kiedy są już bliskie nawiązania intymnej relacji fizycznej, Virginia pisze w dzienniku: Vita obdarza mnie hojnie matczyną opieką, a tego właśnie, z jakiegoś powodu, najbardziej od wszystkich oczekujęIV. Wiadomo, że matka Virginii była wielką nieobecną w jej życiu jeszcze przed swoją śmiercią, gdy córka miała trzynaście lat. Z kolei narcystyczna matka Vity, kobieta o onieśmielającej osobowości, jak wynika z listów, być może miała jakiś związek z tym, że Vita wykorzystywała swoją opiekuńczość, żeby za blisko nie dopuszczać do siebie ludzi. W istocie obie kobiety doskonale opanowały sztukę utrzymywania innych na odpowiednią odległość. Kiedy Vita napomyka, że Virginia wykorzystuje ludzi, by tworzyć ich literackie wersje, ta stanowczo zaprzecza i dopiero po kilku następnych listach daje się ugłaskać. Niemniej właśnie tak postąpi z Vitą, wykorzystując ją i przenosząc na karty książki ponad wszelkie wyobrażenie jawnie i fantastycznie.

…biografia rozpoczynająca się w 1500 roku i trwająca do dzisiaj, pod tytułem Orlando:Vita; tyle że ze zmianą z jednej płci na drugą. Myślę, że w ramach przyjemności pozwolę sobie na tygodniowy odskok w tę stronęV. Choć Virginia zaczęła pisać tę książkę gwałtownym zrywem, niemal automatycznie, jesienią 1927 roku, kiedy Vita była w związku z inną kobietą, sam pomysł zrodził się prawdopodobnie już na początku ich znajomości, pięć lat wcześniej. Zafascynowana arystokratycznym pochodzeniem Vity, Virginia poprosiła ją o egzemplarz książki Knole and the Sackvilles, w której Vita opisała historię swojej rodowej siedziby. Kilka tygodni później, po tym, jak Virginia i Leonard pierwszy raz gościli Vitę i Harolda na obiedzie, należąca do bohemy Virginia zanotowała w dzienniku: Będąc jednak snobką, tropię jej uczucia pięćset lat wstecz, więc robią się w moich oczach romantyczne, jak stare żółte winoVI. Kiedy Virginia przyjechała z pierwszą wizytą do Knole, w 1924 roku, Orlando był już w zalążku. Trzeba przebyć całe mile galerii, minąć obojętnie niezliczone skarby – krzesła, na których mógł był siadywać Szekspir, gobeliny, obrazy, podłogi wykonane z połówek pni dębów…VII

Fantasmagoryczny portret, jakim jest Orlando – a zarazem harce przez wiekiangielskiej historii i literatury – ujęty w formie biografii, która jest fikcyjna, a mimo to prawdziwa, i wykraczający poza czas historyczny i płeć kulturową, nie mieści się w żadnej kategorii. Do dziś jest najlepiej sprzedającym się utworem Virginii, w pewnej mierze niewątpliwie dzięki plotkom – autorka nie tylko zadedykowała go Vicie, lecz także zamieściła jej fotografie, więc dla nikogo nie pozostawało tajemnicą, kto był pierwowzorem – lecz z pewnością również dzięki temu, że to książka dobra, inna i niezwykła. Trudno pojąć, że Virginia mogła tak swobodnie igrać seksualną tożsamością w czasach o wiele bardziej konserwatywnych, ale najwyraźniej tego dokonała, wymyślając sobie drogę do przyszłości. Orlando, płynnie zmieniający się z mężczyzny w kobietę, wyprzedził i w jakiś sposób ukształtował wciąż prowadzone teoretyczne rozważania na temat naszego stosunku do płci fizycznej i kulturowej.

Można czytać tę powieść jako historię o lesbijskiej miłości, ale tak inteligentnie zakręconą, że nie podzieliła losu Źródła samotności – wydanej w tym samym roku i uznanej wyrokiem sądu za nieprzyzwoitą. Dla Virginii największym triumfem było prawdopodobnie to, że Orlando zachwycił Vitę. Choć powstał poniekąd z zazdrości i bezlitośnie wnikał w istotę osobowości Vity, przedstawiał ją również jako bohaterskiego arystokratę, jakim w pewnym stopniu zawsze się czuła. Gdyby urodziła się mężczyzną, odziedziczyłaby Knole. Po śmierci jej ojca, niecały rok przed opublikowaniem Orlanda, majątek i tytuł oficjalnie przejął jej wuj. Lecz na stronicach książki Virginia z całym splendorem zwraca Vicie i jedno, i drugie.

Przez lata pojawiały się rozmaite produkcje filmowe i telewizyjne o Virginii i Vicie, uwypuklające pewne cechy autentycznych postaci. Janet McTeer w Portrait of a Marriage, czteroodcinkowym serialu BBC 2, oddaje wilde’owski androginizm Vity; z kolei Tilda Swinton w filmie Sally Potter Orlando uwypukla jej magnetyzm. Nicole Kidman, której dorobiono wydatny nos w filmie Godziny, gra udręczoną Virginię; natomiast Elizabeth Debicki w nakręconym ostatnio filmie Vita & Virginia czyni z niej osobę odrealnioną, nie z tego świata. Ale nawet najlepsza kreacja aktorska nie przekaże oczywiście stanu umysłów i dusz tych nadzwyczajnych kobiet tak, jak to wyrażą ich własne słowa.

Byłoby ogromnym zaniedbaniem, gdybym we wstępie do zbioru listów nie wspomniała, że sztuka epistolarna – skrobanie stalówką po papierze ruchem na tyle powolnym, by uformowała się myśl – jest dzisiaj niemodna. Gdyby Virginia i Vita miały smartfony, to zamiast tych wspaniałych śladów na papierze przelatywałyby nam przez palce strumienie erotycznych wiadomości z gierkami słownymi, niezrozumiałe emotikony, tweety z linkami do recenzji w magazynie literackim „TLS” oraz niezliczone fotki owczarków alzackich i spanieli. Ale na szczęście dla nas pisały, pisały i pisały, nawet gdy z biegiem lat ich namiętność przygasła. Te listy są płomienne, erudycyjne, wzruszające i żartobliwe. Są w nich plotki, pożądanie, zazdrość i wskazówki dotyczące warsztatu pisarskiego. Ale może najbardziej zachwyca w nich to, że często są przezabawne. Virginia zastanawia się w dzienniku: Czy jestem w niej zakochana? Ale co to jest kochanie?VIII Na oba pytania zawarta jest w listach olśniewająca, wielowątkowa odpowiedź.

Od angielskiego wydawcy

Niniejszy zbiór listów i fragmentów dzienników jest ułożony w porządku chronologicznym. Kiedy oryginalny list nie zawiera daty, przyjęto ustalenia, których dokonali poprzedni wydawcy, m.in. Nigel Nicolson, Joanne Trautmann Banks, Quentin Bell, Louise DeSalvo i Mitchell A. Leaska. W komentarzach i przypisach wyjaśniono odniesienia, które mogą być nieznane wielu czytelnikom. Opuszczenia wewnątrz przytoczonych tekstów zostały zaznaczone znakiem […], natomiast nie zaznaczono opuszczeń na początku i na końcu fragmentów tekstu. Błędy ortograficzne i interpunkcyjne oryginałów zostały po cichu poprawione.

1922

» Dziennik VirginiiIX

15 grudnia

Zbyt wielki mam zamęt w głowie, żeby wyciągać z tego jakiekolwiek wnioski. To częściowo rezultat wczorajszego obiadu u Clive’a1, u którego poznałam uroczą, utalentowaną arystokratkę, Sackville-West. Niezbyt odpowiada surowszym z moich kryteriów – rumiana, z wąsikiem, kolorowa jak papużka, pełna tego giętkiego wdzięku arystokracji, ale bez dowcipu artystki. Pisze po piętnaście stron dziennie – skończyła właśnie kolejną książkę, publikuje u Heinemanna, zna wszystkich. Ale czy ja ją kiedyś poznałam? Mam być u niej na obiedzie we wtorek. Arystokratyczna maniera ma w sobie coś z aktorstwa – nie ma w niej fałszywej skromności czy nieśmiałości – czuję się przy niej dziewiczo, nieśmiało, po pensjonarsku. Ale po obiedzie wydałam opinię: jest w niej grenadier, jest twarda, przystojna, męska, ma skłonność do drugiego podbródka.

List Vity do Harolda

Long Barn, Sevenoaks

19 grudnia

Wprost uwielbiam Virginię Woolf, Ty też byś się zachwycił. Jej urok i osobowość zwaliłyby Cię z nóg. Przyjęcie było udane. Często pytano o Twojego Tennysona. Pani Woolf jest taka naturalna: niewątpliwie sprawia wrażenie, że ma w sobie coś wielkiego. Jest całkowicie bezpretensjonalna: nie nosi ozdób – ubiera się okropnie. Początkowo myślisz, że jest zwyczajna; po chwili ujmuje cię w niej coś w rodzaju duchowego piękna i obserwujesz ją z fascynacją. Ubiegłego wieczoru ubrała się bardziej elegancko, mianowicie zamieniła pomarańczowe wełniane pończochy na żółte jedwabne, ale z czółenek nie zrezygnowała. Zachowuje dystans, a przy tym jest w niej ludzkie ciepło; milczy do czasu, kiedy chce coś powiedzieć, i wtedy wypowiada się znakomicie. Jest dość stara. Do tej pory rzadko kto tak mi się podobał, a ona chyba mnie lubi. W każdym razie zaprosiła mnie do siebie do Richmond. Kochanie, całkiem straciłam głowę.

1 Clive Bell, krytyk sztuki, mąż siostry Virginii, Vanessy Bell.

Miłość czyni każdego nudziarzem.

1923

List Virginii

Hogarth House, Surrey

3 stycznia

Szanowna Pani!

Nigdy bym się nie ośmieliła nagabywać Panią, gdybym wiedziała, jaka to okazała książka2. Naprawdę jest mi wstyd, więc chcę powiedzieć, że egzemplarze wszystkich moich książek są do Pani dyspozycji na kiwnięcie palcem – ale wyglądają opaśle, licho i szmatławo. Nic nie sprawia mi większej przyjemności niż historie rodów, zatem rzucam się na Knole, gdy tylko mam […].

Czy zechciałaby Pani przyjechać do nas na obiad? Nasze posiłki przypominają raczej pikniki, ponieważ Press3 wtargnęło do spiżarni i jadalni i nigdy się nie przebieramy.

Sprawdzę pociągi i napiszę, jak tu trafić, jeśli, mam nadzieję, będzie Pani mogła przyjechać.

Z poważaniem

Virginia Woolf

List Vity do Harolda

Ebury Street 182, Londyn

10 stycznia

Jutro jem obiad z drogą panią Woolf. […] Darzę panią Woolf chorą namiętnością. Ty też byś jej uległ. A zatem chyba nie pozwolę Ci jej poznać.

» Dziennik Virginii

19 lutego

Mieliśmy niespodziewaną wizytę Nicolsonów. Ona [Vita] jest zdeklarowaną safistką i być może, jak powiada Ethel Sands, wpadłam jej w oko, mimo że jestem stara. Będąc jednak snobką, tropię jej uczucia pięćset lat wstecz, więc robią się w moich oczach romantyczne, jak stare żółte wino. Harold to od początku do końca bezceremonialny prostak; nosi krótki czarny płaszcz i spodnie w kratkę; chciałby być pisarzem, ale jak się dowiaduję i w co wierzę, nie nadaje się z natury. Dusza, jak widać, wygłasza te wszystkie opinie i powiada: to mi się nie podoba, to jest drugorzędne, to pospolite; to miłe, szczere i tak dalej. Dusza mi jednak niestety stopniała wraz z upływem wieczoru.

» Dziennik Vity

22 lutego

Obiad u Virginii w Richmond. Ona jest jak zawsze wyśmienita. Ma dużo racji, mówiąc, że miłość czyni każdego nudziarzem, natomiast to, co jest w życiu ekscytujące, zawiera się w „małych ruchach” zbliżających do drugiego człowieka. Możliwe jednak, że tak uważa, ponieważ prowadzi doświadczenia na ludzkości i w jej życiu nie ma grande passion.

» Dziennik Virginii

17 marca

Tej zimy było mi pod numerem 46 [Gordon Square]4 bardzo przyjemnie. Nicolsonowie jedli tam obiad przedwczoraj wieczorem. Pod wpływem światła elektrycznego ujawniają się ciemne plamy na jajku. To znaczy uznaliśmy ich oboje za nieuleczalnie głupich. On się zgrywa, ale, och, w tak oczywisty sposób; ona, jak stwierdził Duncan5, zaraziła się od niego i nie ma nic własnego do powiedzenia. Był Lytton6, giętki i delikatny jak stara skórzana rękawiczka, co jeszcze podkreślało ich sztuczność. Wieczór ogólnie stromy i skalisty.

» Dziennik Vity

19 marca

Jadłam lunch z Virginią na Tavistock Square, dokąd właśnie przyjechała. Pierwszy raz byłam z nią tak długo sama. Potem pojechałam zobaczyć się z moją matką, Virginia zawróciła mi w głowie.

List Vity

Ebury Street 182

26 marca

Szanowna Pani!

Piszę do Pani dziś wieczorem, ponieważ, jak mi się wydaje, powiedziała Pani, że wyrusza do Hiszpanii 27 marca, a zależy mi, żeby otrzymała Pani ten list przed wyjazdem. Zarząd PEN Clubu pragnie, by została Pani jego członkiem, i za ich sugestią zgłosiłam Pani kandydaturę. Czy byłaby Pani tak miła i zezwoliła, by Panią przyjęli? Choćby przez wzgląd na mnie. To tylko gwinea rocznie, a tak się ucieszą. Raz w miesiącu spotykają się na obiedzie; jest bardzo zabawnie. Proszę się zgodzić i przyjść na majowy obiad, którym będą podejmować znamienitych zagranicznych pisarzy. Pani kandydatura spotkała się z entuzjastycznym przyjęciem zarządu, a [John] Galsworthy7 wstał i (mogę tak się wyrazić) skłonił się głęboko.

Mam nadzieję, że będzie Pani dobrze się bawić w Hiszpanii. Nie znam lepszego kraju. Proszę mnie zawiadomić, kiedy Państwo wracają, ponieważ bardzo bym chciała gościć Państwa w Long Barn i zabrać do Knole. Nie będę wiedziała, że Państwo już przyjechali, jeżeli mnie Pani o tym nie poinformuje.

Z poważaniem

Vita Nicolson

List Virginii

Hotel Ingles, Madryt

30 marca

Szanowna Pani!

(Pragnę jednak, by dała się Pani nakłonić do mówienia mi po imieniu). Otrzymałam Pani list, kiedy wyjeżdżaliśmy z Richmond. Bardzo mi pochlebia propozycja członkostwa PEN Clubu.

Zgodziłabym się z przyjemnością, gdybym wiedziała, co oznacza bycie członkiem. Czy trzeba się zobowiązać do wygłaszania mów i referatów albo do regularnego uczestniczenia w spotkaniach, lub jeszcze czegoś innego? Ponieważ mieszkam dość daleko, obiady byłyby uciążliwe, no i nie umiem przemawiać.

List Vity

Long Barn, Sevenoaks

8 kwietnia

Moja droga Virginio!

(Sama widzisz, że nie trzeba mnie długo nakłaniać. A Ty dałabyś się również nakłonić, jak sądzisz?)

Miło słyszeć, że wstąpisz do PEN Clubu, pod warunkiem że nie będziesz musiała wygłaszać mów. To mogę Ci zagwarantować, ponieważ statut ich zakazuje. Możesz spodziewać się najwyżej oświadczenia prezesa. Jeśli nie chcesz, nie musisz uczestniczyć w obiadach. Nie wygłasza się również referatów. Bywasz na obiadach, kiedy masz ochotę, i zdajesz się na los, jeśli chodzi o to, czy będziesz siedziała obok pana H.G. Wellsa, czy obok pryszczatego młodego dziennikarza, o którym mało kto słyszał.

Nie przypuszczam, że ten list kiedykolwiek do Ciebie dotrze. To wprost niewiarygodne, że listy w ogóle dochodzą na miejsce przeznaczenia. Ale chyba przypominam sobie, że na temat listów powiedziałaś – a raczej napisałaś – już wszystko. Więc nie będę z Tobą konkurować.

Nie znajduję słów, by wyrazić, jak Ci zazdroszczę pobytu w Hiszpanii. Żałuję, że nie jestem z Tobą… Ale rzeżucha łąkowa wygląda bardzo ładnie przy żywopłotach, a moje tulipany już wschodzą.

Z poważaniem

Vita Nicolson

[Dopisane ołówkiem] Atrament wsiąka w ten papier jak w bibułę.

List Virginii

Murcia, Hiszpania

15 kwietnia

Szanowna Pani!

Sekretarz PEN Clubu przysłał mi list z wiadomością, że zostałam wybrana na członka. Z wielką przykrością musiałam odmówić, ponieważ, jak czytam w klubowych pismach, przynależność sprowadza się do spotkań przy obiadach, a z doświadczenia wiem, że mieszkając w Richmond, nie mogę należeć do tak działającego klubu. Próbowałam w dwóch tego rodzaju, co skończyło się katastrofą. Bardzo żałuję, ponieważ chętnie poznałabym członków i również spotkała się z Panią.

Mam nadzieję, że to drugie powiedzie się w innych okolicznościach.

2 Virginia chciała tylko przejrzeć książkę Knole and the Sackvilles, ale Vita wysłała jej egzemplarz.

3 Hogarth Press, wydawnictwo Virginii i Leonarda Woolfów.

4 Miejsce spotkań grupy Bloomsbury, a wcześniej dom, gdzie Virginia mieszkała z rodzeństwem po śmierci ich ojca (przypis tłumaczki).

5 Duncan Grant, brytyjski malarz, członek grupy Bloomsbury. Mieszkał z Vanessą Bell.

6 Lytton Strachey, brytyjski pisarz i krytyk, jeden z założycieli grupy Bloomsbury.

7 John Galsworthy był pierwszym prezesem PEN Clubu.

Darzę panią Woolf chorą namiętnością. Ty też byś jej uległ. A zatem chyba nie pozwolę Ci jej poznać.

Vita Sackville-West

(...) jestem nadzwyczaj dumna i doprawdy wzruszona, przy całym moim dziecinnie ślepym uczuciu do Ciebie, że zadedykowałaś ją [książkę] mnie.

1924

Korespondencja urwała się na dłuższy czas, lecz po przeprowadzce Virginii i jej męża Leonarda na Tavistock Square w Bloomsbury, w marcu 1924 roku, Vita była w gronie pierwszych gości. Virginia zaproponowała jej wydanie książki w należącym do niej i jej męża wydawnictwie Hogarth Press. Vita zgodziła się i podczas wędrówki z mężem, Haroldem Nicolsonem, w Dolomitach napisała Seducers in Ecuador.

» Dziennik Virginii

5 lipca

Właśnie wróciłam, ale nie z Klubu 19178, tylko z Knole, dokąd w rzeczy samej zaproszona zostałam na prywatny lunch z Jego Lordowską Mością. Jego Lordowska Mość żyje w skorupie ogromnego orzecha. Trzeba przebyć całe mile galerii, minąć obojętnie nieskończone skarby – krzesła, na których mógł był siadywać Szekspir – gobeliny, obrazy, podłogi wykonane z połówek pni dębów, aż w końcu dociera się do błyszczącego okrągłego stołu, nakrytego dla jednej osoby. […] Ale krańce, a w istocie także część centralna, są martwe. Sznury dzielą pokoje w połowie, krzesła i obrazy wyglądają na konserwowane, życie już je opuściło. Od stu lat właściciele nie siadali do obiadu w wielkiej sali jadalnej. Jest tu też ołtarz Marii Stuart, przed którym modliła się tuż przed śmiercią. „Jeden z naszych przodków wręczył jej wyrok śmierci”, powiedziała mi Vita. Wszyscy ci przodkowie i te stulecia, srebro i złoto, wyhodowały ciało doskonałe. Vita jest jak jeleń, albo raczej jak rumak, poza twarzą, którą ma odętą, no i niezbyt przenikliwym umysłem. Jeśli jednak chodzi o ciało, jest perfekcyjna. Tyle rzadkich i dziwnych przedmiotów sypnęło mi się w umysł, jak ziarenka, które może później wykiełkują. Jednak to rodowód Vity zrobił na mnie niezatarte wrażenie, niosłam ją i Knole w oczach, jadąc pośród niższych klas średnich, przez dzielnice nędzy. Oto jest takie Knole, w którym można by pomieścić wszystkich tych nieszczęsnych biedaków z Judd Street, tymczasem w jego skorupie mieszka tylko ten jeden samotny lord.

List Vity

Tre Croci, Cadore, Włochy

16 lipca

Chyba jeszcze nikt nigdy nie rzucił mi rękawicy, której bym nie podniosła, i mam nadzieję, że tak się nie stanie. Prosiłaś mnie, żebym napisała dla Ciebie jakąś historię. Piszę ją na szczytach gór i nad zielonymi jeziorami. Zamykam oczy na fiolet gencjany i koralową czerwień naradki; zatykam uszy na huk rwących rzek; zatykam nos na woń sosen; skupiam się na mojej historii. Możliwe, że przyjmiesz rolę uprzejmego wydawcy i ta historia wróci do mnie – Hogarth Press z żalem informuje, że załączony maszynopis itd. – czy jaka tam formułka jest przyjęta. I tak nie będę żywić urazy. Góry, zielone jeziora i samo wyzwanie nadały temu wartość i zadedykuję tę opowieść Tobie osobiście. Oczywiście prawdziwym wyzwaniem wcale nie była ta historia (w końcu jest to „oferta handlowa”), lecz list. Napisałaś, że w moich listach czuje się bezosobową oziębłość. No cóż, może trudno pisać inaczej w kraju, w którym tuż za oknem dwa skaliste szczyty w całym swoim majestacie wznoszą się ku niebu, a górzysty amfiteatr zamyka horyzont i staje człowiekowi na drodze. Dzisiaj wspięłam się do granicy wiecznego śniegu i napotkałam tam intensywnie żółte maki zmagające się zarówno z lodowcem, jak i z wichurą; ich odwaga mnie zawstydziła. Rozumiesz więc, że wobec tego można czuć się bezosobowo i bez znaczenia. Nie potrafię powiedzieć, ile dolomickich mil i jakie wysokości mam w nogach. Czuję się tak, jakby cały mój intelekt rozpłynął się w czystej fizycznej energii i dobrostanie. Właśnie tak człowiek powinien się czuć, jestem przekonana. Przyglądam się młodym górołazom obwieszonym linami i czekanami i myślę, że tylko oni wiedzą, jak żyć – ciekawa jestem, czy zechcesz kiedyś porzucić kulturę i uciec z Bloomsbury, i czy udasz się w podróż ze mną. Nie, skądże, nie zrobisz tego. Powiedziałam Ci swego czasu, że wolałabym pojechać do Hiszpanii z Tobą niż z kimkolwiek innym, a Ty wyglądałaś na zakłopotaną, uznałam więc, że popełniłam gafę – w rzeczy samej byłam zbyt szczera – ale to stwierdzenie jest nadal prawdziwe i nie będę usatysfakcjonowana, dopóki nie skuszę Cię do wyjazdu. Czy w przyszłym roku pojedziesz w miejsce, do którego Cyganie z całego świata pielgrzymują dla jakiejś Madonny? Zapomniałam nazwy. Ale to gdzieś nieopodal kraju Basków; zawsze chciałam tam pojechać i JADĘ w przyszłym roku. Moim zdaniem też powinnaś się wybrać. Spójrz na to, jeśli wolisz, jak na literacką wersję – według mnie w ten sposób patrzysz na wszystko, również na związki między ludźmi. O tak, lubisz ludzi bardziej głową niż sercem – wybacz, jeśli się mylę. Oczywiście muszą być wyjątki, zawsze są. Lecz ogólnie rzecz biorąc […].

Ponadto nie wierzę, że można poznać ludzi w ich własnym środowisku; poznaje się ich w oddaleniu od niego, dopiero gdy zerwą się nawet te cienkie niteczki i pajęczynki nawyków. Long Barn, Knole, Richmond i Bloomsbury. Nazbyt znajome i usidlające. Albo ja jestem w domu, a Ty jesteś obca; albo Ty jesteś w domu, a ja jestem obca; w rezultacie żadna z nas nie jest tą prawdziwą, właściwą osobą i powstaje zamieszanie. Natomiast w kraju Basków, wśród hordy zingaros, byłybyśmy w równym stopniu obce i w równym stopniu prawdziwe.

W sumie uważam, że powinnaś podjąć decyzję, pozwolić sobie na wakacje i wyjechać.

List Virginii

Monk’s House, Lewes

19 sierpnia

Czy wróciłaś, skończyłaś książkę – kiedy ją dostaniemy? A ja zawracam Ci tu głowę pytaniami.

Podobał mi się Twój osobisty list z Dolomitów. Sprawił mi wiele bólu – bez wątpienia tak jest na początkowym etapie zażyłości – bez przyjaciół, bez serca, tylko beznamiętna głowa. Nie szkodzi: bardzo podobały mi się Twoje obelgi. […]

Nie będę się rozpisywać, bo inaczej dostałabyś naprawdę osobisty list, a wtedy bym Ci się nie spodobała jeszcze bardziej, nawet bardziej niż teraz.

Ale proszę, daj mi znać, co z książką.

List Vity

Long Barn

22 sierpnia

Czyż to nie świństwo sugerować, że je zrobiłam? Przetrząsnęłam umysł, usiłując przypomnieć sobie, co też w moim liście mogło sprawić Ci wiele bólu. A może po prostu wyraziłaś się tak, żeby dać mi pstryczka? W każdym razie nie miałam takiego zamiaru, o czym zapewne wiesz. Czy zawsze myślisz to, co mówisz, lub mówisz to, co myślisz? A może z przyjemnością wprawiasz w konsternację ludzi, którzy próbują podpełznąć do Ciebie odrobinę bliżej?

Obawiam się, że moja opowieść jest wariackim przedsięwzięciem. Gdybyś kategorycznie wyznaczyła mi termin oddania książki, przepisanej na maszynie i schludnej, dostosowałabym się, bo jestem bardzo uległa. Jeśli powiesz, że musisz ją mieć w przyszłym tygodniu, będę siedziała dzień i noc, aż skończę. Jeśli powiesz „w dowolnym czasie”, nadal będę spoglądała na nią z niesmakiem raz dziennie i chowała z powrotem do szuflady, nie napisawszy ani jednego nowego słowa. Trzy czwarte książki już istnieje, a Twój list dał jej szturchańca. Proszę, wydaj nieodwołalne polecenie.

Nie spodobałabyś się jeszcze bardziej. Kochana Virginio (powiedziała, wykładając karty na stół), doskonale wiesz, że podobasz mi się bajecznie; potwierdzi to każdy z moich przyjaciół. Przypuszczam jednak, że zobojętniałaś na przejawy sympatii – choć nie, nie zobojętniałaś – cofam te słowa.

Mało brakowało, a odwiedziłabym Cię w zeszłą niedzielę, kiedy wracałam od matki z Brighton, ale pomyślałam, że nie będziesz zadowolona. Na dodatek dzień był okropny, wietrzny i deszczowy.

A teraz lepiej, żebym zajęła się tą opowieścią.

List Virginii

Monk’s House

26 sierpnia

Moje stanowisko w sprawie Twojej opowieści jest takie: jeżeli będziesz mogła dostarczyć ją do 14 września, postaramy się wydać książkę tej jesieni; jeżeli zrobisz to później, najprawdopodobniej wydamy ją nie wcześniej niż w pierwszych miesiącach następnego roku. […]

Naprawdę tak powiedziałaś – nie pamiętam dokładnie, ale chodziło o to, że stworzyłam literackie wersje wszystkich moich przyjaciół i że troszczę się o ludzi głową, a nie sercem. Powtarzam: nie pamiętam, dajmy więc sobie z tym spokój.

Vita spędziła noc z 13 na 14 września u Virginii i Leonarda, pierwszy raz odwiedzając ich w Monk’s House. Przywiozła maszynopis opowieści Seducers in Ecuador.

» Dziennik Virginii

15 września

Vita spędziła tu niedzielę, przemknęła przez wioskę swoim nowym, wielkim błękitnym austinem, którego prowadzi pewną ręką. Ubrana była w prążkowaną żółtą bluzę i duży kapelusz i miała neseser pełen srebra i koszul nocnych zawiniętych w bibułkę. Nelly [Boxall]9 stwierdziła: „Gdyby tylko ona nie była taka wysoko urodzona!”, i nie była w stanie zanieść jej gorącej wody. Mnie jednak bardzo się podoba, że ona jest wysoko urodzona, a jest; dama doskonała, pełna tego arystokratycznego blasku i odwagi, a mniej, niż się spodziewałam, dziecinna. Twarz ma jak bardzo dojrzały owoc winogrona, wąsik, odęcie; zrobi się nieco ociężała, ale na razie przechadza się na swych pięknych nogach10, w dobrze skrojonej spódnicy, i choć nieco zawstydzająca przy śniadaniu, to ma w sobie męski zdrowy rozsądek i prostotę, która odpowiada i L., i mnie. Tak, podoba mi się; mogłabym ją dołączyć na stałe do swojego orszaku; i przypuszczam, że jeśli życie pozwoli, to może być z tego jakiś rodzaj przyjaźni. Vita zabrała nas do Charleston11 – jakże świat nam wiruje – wszystko tam w blasku jej obecności wydawało się takie szare, byle jakie i źle dopasowane. Jeśli chodzi o Monk’s House, to zmienił się w zrujnowaną stodołę, a piknik odbył się na kupie śmieci.

List Virginii

Monk’s House

15 września

Bardzo podoba mi się Twoja opowieść – w istocie zaczęłam ją czytać zaraz po Twoim wyjeździe, przerwał mi Clive, na spacerze nieustannie o niej myślałam, wróciłam i dokończyłam lekturę ze szczególnego rodzaju zaciekawieniem, które, śmiem twierdzić, wiąże się z tym, że sama chciałabym coś takiego napisać. Nie wiem, czy po takim wyznaniu nie zbagatelizujesz moich pochwał, ale jestem przekonana, że stworzyłaś coś znacznie bardziej interesującego (przynajmniej dla mnie) niż dotychczas. Oczywiście nie jest to rzecz w pełni gotowa; myślę, że mogłaby być bardziej zwarta i ukierunkowana, ale w żaden sposób nie da się jej zepsuć. Wszystko jest całkiem szczere, choć nie tak dobrze wyrażone.

Bardzo się cieszę, że wydamy tę książkę, i jestem nadzwyczaj dumna i doprawdy wzruszona, przy całym moim dziecinnie ślepym uczuciu do Ciebie, że zadedykowałaś ją mnie.

List Vity

Long Barn

17 września

Od kiedy dostałam Twój list, jestem w siódmym niebie. Nie znajduję słów, by powiedzieć, jak cieszy mnie Twoja aprobata, i postaram się, żeby książka była bardziej zwarta – też czułam, że to jest potrzebne. Wszelkie sugestie chętnie przyjmę.

To urzekające, że siedzisz na młyńskich kamieniach i mówisz miłe rzeczy. Zaraz po przeczytaniu Twojego listu poczułam się jak głaskany kot. Jak widzisz, doceniam to, że żadne z Was nie jest pobłażliwym krytykiem […] ani utworów, ani ludzi.

List Virginii

Tavistock Square 52, Londyn

4 października

Właśnie wróciliśmy; i co znajduję na stoliku w salonie, jak nie list, z którego (by się usprawiedliwić, a Ciebie całkowicie zawstydzić) zacytuję fragment:

Spójrz na to, jeśli wolisz, jak na literacką wersję – według mnie w ten sposób patrzysz na wszystko, również na związki między ludźmi. O tak, lubisz ludzi bardziej głową niż sercem.

No widzisz. Przyjedź, aby uzyskać przebaczenie. Seducers in Ecuador wyglądają bardzo ładnie, trochę jak biedronka. Jedynie tytuł lekko niepokoi starszych dżentelmenów u Bumpusów12.

List Vity

Mount Street 66, Londyn

6 listopada

Byłam dziś na Tavistock Square. Weszłam na górę i nacisnęłam Twój dzwonek – zeszłam na dół i nacisnęłam Twój dzwonek. I nic, zobaczyłam tylko niegościnne ciemne schody. Więc odeszłam niepocieszona. Chciałam

a) zobaczyć Cię;

b) zapytać, czy sprzedały się jakieś egzemplarze naszego wspólnego potomka, a jeśli tak, to ile;

c) poprosić o więcej ulotek reklamowych;

d) poprosić o autograf na dwóch Twoich książkach, które właśnie kupiła moja matka;

e) uzyskać przebaczenie.

Odeszłam, nie zaspokoiwszy tych wszystkich pragnień.

Teraz wracam na swoje błota i zostanę tam do pierwszego grudnia, a potem przenoszę się do Knole.

Z drżeniem czekam na recenzje.

List Virginii

Tavistock Square 52

9 listopada

Powiększyłaś listę swoich grzechów, przychodząc tu bez telefonicznego uprzedzenia – kiedy tylko przechadzałam się po ulicach, żeby zaczerpnąć świeżego powietrza; mogłam spokojnie zostać w domu, bardzo chciałam Cię zobaczyć. […]

Podpiszę tyle książek, ile lady Sackville sobie zażyczy. Nie: nie przebaczę Ci. Nie przyjechałabyś tu na jeden dzień ponownie, uprzedziwszy mnie o tym?

List Vity

Long Barn

13 listopada

Piszę w pośpiechu.

Nie będę w Londynie do grudnia, ale wtedy na wszelki wypadek zatelefonuję! Tyle że nie cierpię przeszkadzać ludziom telefonowaniem.

Dziękuję za krótki komunikat – mam nadzieję, że 430 egzemplarzy sprzeda się rewelacyjnie.

GRZECHY:

1. Powiedzenie, że V.W. patrzy na przyjaciół jak na literackie wersje.

2. Wizyta bez zapowiedzi.

Co jeszcze?

Spróbuję zadośćuczynić za to, przekazując komentarz zawarty w liście, który dzisiaj otrzymałam. Po raz drugi czytam Pokój Jakuba. Uważam, że jest to jedna z naj [lepszych] obecnie książek. Przeraża mnie. Przy niej wszystkie pozostałe są prostackie i pospolite. Własne rzeczy wydają się okropne i ordynarne.

No to masz: kadzidło do Twojej kadzielnicy.

» Dziennik Virginii

21 grudnia

To naprawdę jest hańba – aż tyle pustych stron w tym zeszycie! Wpływ Londynu na dziennik jest zdecydowanie niekorzystny! Wyobrażam sobie, że to już ostatni zeszyt. […]

Jak bardzo towarzystwo ujawnia charakter człowieka – czy raczej innych ludzi! Na przykład Roger13 z Vitą któregoś wieczoru […]. Wpływ, jaki to wywarło na Vitę, był katastrofalny. […] Jego kwakierska krew buntuje się przeciwko bogatym, winnym fluidom Vity; poza tym ona ma zwyczaj wygłaszania bezkrytycznych opinii na temat sztuki, co uchodzi w jej środowisku, ale nie w naszym. Szło bardzo opornie, póki nie zjawił się dobry stary Clive i nie zajął się uspokajaniem kochanego, starego, tępawego, arystokratycznego, zapalczywego grenadiera – Vity.

8 1917 Club, klub socjalistów. Powstał w 1917 roku. Jednym z założycieli był Leonard Woolf.

9 Nelly Boxall, gospodyni zatrudniona i mieszkająca u Woolfów.

10 W liście do Jacques’a Raverata, z tego samego okresu, Virginia opisała nogi Vity: naprawdę warte uwagi są, jeśli mogę być taka nieokrzesana, jej nogi. Och, znakomite – niczym smukłe filary sięgają torsu, jaki mógłby mieć kirasjer bez biustu (a przecież ona ma dwoje dzieci), ale wszystko w niej jest dziewicze, naturalne, wielkopańskie; dlaczego Vita zajmuje się pisarstwem, a ma niezaprzeczalne umiejętności i świetne pióro, jest dla mnie zagadką. Gdybym była nią, tylko przemierzałabym moje rodowe lasy, mając za plecami jedenaście elkhundów.

11 Dom Vanessy Bell i Duncana Granta w Sussex.

12 Księgarnia Johna i Edwarda Bumpusów w Londynie.

13 Roger Fry, angielski malarz i krytyk, członek grupy Bloomsbury.

...troszczę się o ludzi głową, a nie sercem.

Virginia Woolf

Zainteresowani tym, co będzie dalej?

Pełna wersja książki do kupienia m.in. w księgarniach:

KSIĘGARNIE ŚWIAT KSIĄŻKI

EMPIK

Oraz w księgarniach internetowych:

swiatksiazki.pl

empik.com

bonito.pl

taniaksiazka.pl

Zamów z dostawą do domu lub do paczkomatu – wybierz taką opcję, jaka jest dla Ciebie najwygodniejsza!

Większość naszych książek dostępna jest również w formie e-booków. Znajdziecie je na najpopularniejszych platformach sprzedaży:

Virtualo

Publio

Nexto

Oraz w księgarniach internetowych.

Posłuchajcie również naszych audiobooków, zawsze czytanych przez najlepszych polskich lektorów.

Szukajcie ich na portalu Audioteka lub pozostałych, wyżej wymienionych platformach.

Zapraszamy do księgarń i na stronę wydawnictwoalbatros.com, gdzie prezentujemy wszystkie wydane tytuły i zapowiedzi.

Jeśli chcecie być na bieżąco z naszymi nowościami, śledźcie nas też na Facebooku i na Instagramie.

Przypisy końcowe

I Woolf Virginia, Chwile wolności. Dziennik 1915–1941, przeł. Magda Heydel, Kraków 2007.

II Tamże.

III Tamże.

IV Tamże.

V Tamże.

VI Tamże.

VII Tamże.

VIII Tamże.

IX Wszystkie fragmenty pochodzą z Chwile wolności. Dziennik 1915–1941, przeł. Magda Heydel, Kraków 2007.