Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
144 osoby interesują się tą książką
Jest 22 grudnia. Rodzeństwo Henry, Kate i Martin z rodzinami przyjeżdżają na Boże Narodzenie do domu Henryego usytuowanego w zasypanej śniegiem północnej części stanu Nowy Jork. To pierwsze święta, które rodzeństwo spędza bez matki – dotychczas wszyscy jeździli przez wiele lat do Helen, na słoneczną Florydę. Jej obecność łagodziła wcześniej rodzinne spory, które teraz wybuchają z całą mocą, szczególnie że każdy z bohaterów – również najmłodszych – zmaga się z własnymi demonami. Wszyscy są pewni, że trzy dni będą niemiłosiernie się dłużyć, ale nie spodziewają się, że o zadawnionych urazach i kłótniach o rodzinny dom szybko zapomną, kiedy zjednoczą ich wspólne poszukiwania zaginionej miejscowej dziewczynki.
Strong, nazywana „błyskotliwą kronikarką naszych czasów”, nie po raz pierwszy zwraca uwagę na nierówności społeczne i systemowe trudności, z którymi na co dzień zmagają się amerykańskie rodziny, ale przede wszystkim pokazuje, w jaki sposób krewni, przyjaciele, a nawet obcy sobie ludzie mogą się wspierać w sytuacjach kryzysowych. „Lot” to także opowieść o sztuce, walce o naprawę świata, artystycznej ambicji i próbach odnalezienia siebie w nieoczywistych czasem miejscach.
„Strong z wielką zręcznością prezentuje nam finansowe, emocjonalne i intymne problemy trzech małżeństw, tworząc psychologiczne portrety każdego z członków rodziny. Robi to w swoim skondensowanym stylu, dzięki czemu wnikliwe spostrzeżenia, mogące sprawiać wrażenie zwyczajnych detali, nabierają wyjątkowej głębi.”
„The New York Times Book Review”
„Strong jest uważną obserwatorką rodzin i ich osobliwości, podobnie jak Jonathan Franzen czy Anne Tyler. „Lot” to coś więcej niż tylko opowieść o rodzinie, to rozbudowany por tret serc i umysłów walczących z nudą codzienności i rutyną wkradającą się w relacje międzyludzkie.”
„The Washington Post”
„Psychologicznie głęboka, bardzo poruszająca. Styl pisarski Steger Strong jest oszczędny, ale zadaje cios prosto w serce. Emocjonalnie przejmująca książka.”
„The Boston Globe”
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 269
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Tytuł oryginału Flight
Przekład Dobromiła Jankowska
Redakcja Ewa Pawłowska
Korekta Marcin Grabski, Anna Gądek
Projekt okładki i stron tytułowych Tomasz Majewski
FLIGHT © 2022 by Lynn Steger Strong
Published by agreement with Aevitas Creative Management, USA and Book/lab Literary Agency, Poland. All rights reserved.
Copyright © for the Polish translation by Dobromiła Jankowska, 2024
Copyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Pauza, 2024
Skład i łamanie Dariusz Ziach
ISBN 978-83-972370-4-9 (EPUB); 978-83-972370-4-9 (MOBI)
Wydawnictwo Pauza
Warszawa 2024
Wydanie pierwsze
Wydawnictwo Pauza
ul. Meksykańska 8 m. 151
03-948 Warszawa
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dla Luisy, Isabel i Petera
Trzeba nalegać, póki jeszcze czas,
przegryźć się przez dzikość słodkiego ciała, które już
mamy w łóżku, aby dotrzeć do ciała w ciele.
Jack Gilbert, Rozbierz, przeł. Franek Wygoda
Zostawiłeś ich samych w mieszkaniu?
– Jestem na dole, Tess. Przed budynkiem.
– A oni na górze?
W tym roku przeprowadzili się do mieszkania w wieżowcu bardziej oddalonym od parku, za to wyposażonego w stojącą w kuchni pralkosuszarkę, z dostępem do tarasu na dachu oraz do siłowni. Tess zaskoczyło, że ma lęk wysokości. Każdego ranka w tygodniu, idąc do metra, wypatruje swoich okien, niepewna, gdzie właściwie znajdują się teraz jej dzieci.
– Są już duzi – mówi Martin. – Zresztą sama chciałaś wyjechać przed południem, a potem poszłaś do pracy.
– Wciąż nie rozumiem, dlaczego musimy wyjeżdżać na tak długo.
Martin milczy. Jest dwudziesty drugi grudnia. Tess chciała wyjechać dopiero w Wigilię.
– Spakowałeś swetry od twojej matki? Wszystkie prezenty? Dzieci nie mogą zobaczyć tych od Mikołaja. Stell nie lubi truskawkowej pasty do zębów, mam małą podróżną tubkę zwykłej.
– Już się parę razy w życiu pakowałem.
– Twoja siostra będzie chciała robić tysiące zdjęć.
– Na to też się spakowałem.
– Piżamy, które przysłała?
– Tak. Zostawiłaś je złożone przy drzwiach.
– Możesz po mnie przyjechać?
– Wiesz, że nie lubię jeździć po mieście.
– Ustaliliśmy, że chcemy tam dotrzeć przed zmrokiem.
– Ale wtedy jeszcze twierdziłaś, że nie idziesz do pracy.
– Nie sądzisz, że przynajmniej jedno z nas powinno zarabiać?
– Wal się, Tess.
– Możesz po mnie przyjechać, proszę?
Ulica jest cicha, szeroka i pusta, wielu mieszkańców wyjechało już na przedłużone święta. Martina otaczają wysokie lśniące szerokie budynki z szerokimi oknami. Tego, w którym mieszkają, nie da się odróżnić od wieżowców po drugiej stronie. Podnosi głowę, by odnaleźć swoje okna, ale nie potrafi.
Przez głowę przebiega mu myśl, by zadzwonić do matki. Nie wspomniałby o Tess, o ich kłótni – zresztą nigdy nie rozmawiali zbyt wiele o Tess – tylko słuchałby, jak matka wymienia wszystkie produkty, które kupiła, przygotowując się na przyjazd wnuków, opowiada o posiłkach i przyjęciach, które zaplanowała, o pieczeniu piernikowych blatów, by dzieci mogły robić z nich domki, o znajomych, którzy wpadli z prezentami. Zapytałaby go, jakie przygotować dodatki, czy powinna upiec jedno ciasto więcej, bo maluchy już tak urosły, i jaką kawę lubi Tess. Przypomniałaby o zabraniu kostiumów kąpielowych i „czegoś eleganckiego” na świąteczną kolację, zapytałaby, o której przylatują.
Ale jadą na północ, do domu Henry’ego i Alice, a nie do matki. Na miejscu spotkają się z Kate, jej trojgiem dzieci i mężem Joshem. Rodzeństwo Martin, Kate i Henry po raz pierwszy w życiu nie spędzi Bożego Narodzenia na Florydzie, ponieważ osiem miesięcy temu ich matka umarła.
To my powinniśmy zorganizować święta – mówi Kate.
Jadą ciemnoniebieskim vanem. W środku śmierdzi sikami, starymi bananami i stęchłą kanapką z masłem orzechowym. Prowadzi Josh, obie dłonie trzyma na kierownicy. Pod stopami Kate znajduje się stos swetrów, zapasowych zabawek i chłodziarka pełna przekąsek, a w niej jajka na twardo, pokrojone owoce, marchewka w słupkach i humus, plus precelki i chrupki kukurydziane. Z tyłu nad tabletami siedzi trójka dzieci ze słuchawkami na uszach. Najstarsza Bea gra w grę o smokach, jej prawy palec wskazujący porusza się szybko na ekranie, w górę, w dół i na boki.
– Nie mamy miejsca dla tylu osób – odpowiada Josh.
– W przyszłym roku moglibyśmy...
– Lepiej nie rób sobie nadziei.
Zawsze kiedy pojawia się temat jej matki, mąż mówi do Kate jak do dziecka.
– Mama chciałaby, żebyśmy dostali dom.
– W takim razie powinna była spisać testament.
Matka Kate zmarła w maju. Nie zostawiła nic oprócz domu i mnóstwa ciągnących się tygodniami formalności: czekali na akt zgonu, a potem na zakończenie postępowania spadkowego. Tess, żona Martina i prawniczka, znalazła tymczasowego najemcę. Postanowili zdecydować o sprzedaży, kiedy spotkają się w Boże Narodzenie. Czyli teraz.
– Chyba nie lubiła myśleć o odejściu – mówi Kate.
– Za to zostawiła bałagan.
Kate wygląda przez okno. Niebo jest szare i płaskie. Mija ich jaskrawopomarańczowa ciężarówka z kwadratową paką. Kate ma ochotę wślizgnąć się do trzeciego rzędu siedzeń i cicho posiedzieć tam z Beą.
– Oglądałem na YouTubie filmik o tym, jak zbudować igloo – odzywa się mąż.
Z tyłu Jack ciągnie Jamiego za kosmyk włosów, a ten krzyczy i zamachuje się nogą na brata bliźniaka.
– Przestańcie, obaj! – krzyczy Josh, sięgając za swój fotel, by powstrzymać Jacka.
– Nie wrzeszcz na nich – strofuje go Kate, odwracając się, by dotknąć Jamiego. – Oddychaj głęboko, króliczku – mówi do Jacka. – Ściśnij mamę za rękę.
Chłopiec ściska jej dłoń, Kate słucha jego oddechu i chyba obojgu to pomaga.
Znów ze złością spogląda na Josha, ale się nie odzywa.
– Zachowują się tak, bo ich nie dyscyplinujesz – oznajmia mąż.
– Wrzaski to nie dyscyplina. Trzeba z nimi rozmawiać.
– Jeśli do końca podróży nie będziecie cicho, powiem Mikołajowi, żeby darował sobie prezenty – ciągnie Josh. – I jutro żadnej telewizji.
– Nie możesz ich tak straszyć – odpowiada Kate.
– Muszą znać konsekwencje swojego zachowania.
– A posiedzisz z nimi przez cały dzień, gdy ja będę gotowała?
Za oknem, przy autostradzie, stoją ogołocone drzewa, a na ziemi leży cienka warstwa śniegu. Droga zawija się i unosi, a Josh patrzy prosto przed siebie. Kate przyciska czoło do zimnej szyby i mocno zaciska dłoń na stopie Jacka. Myśli o tym, że gdyby jechali na południe, gałęzie robiłyby się coraz zieleńsze, listowie bardziej bujne. Ziemia powinna się wypłaszczać, a nie wznosić w poszarpanych krawędziach. Myśli o cieple: w połowie drogi przebieraliby się na parkingach w szorty i koszulki, dzieci późno poszłyby spać, bo zaraz po przyjeździe pozwoliliby im pójść na plażę, pływać, gonić fale, zanurzać stopy w gorącym piasku. Myśli o słonym powietrzu, zapachu roślin i ziemi, kiedy wychodzi się boso, o dotyku mokrej trawy na kostkach, codziennym siedzeniu z kubkiem kawy w dłoniach pod wielkim figowcem na podwórku jej mamy i rozmowach z nią. Zamiast tego jednak powietrze za oknem robi się coraz rzadsze, ostrzejsze, wszystko wygląda na zimne i martwe.
Chce poprosić braci, by pozwolili jej rodzinie zamieszkać w domu po matce, dopóki dzieci nie pójdą na studia. Dotąd zawsze mieli pieniądze, spadek Josha. Jeszcze dwa lata wcześniej po prostu zaproponowałaby rodzeństwu, że ich wykupi. Ale mąż na własną rękę zainwestował w akcje firmy technologicznej, które podczas ostatniej recesji gwałtownie straciły na wartości. Kate sądzi, że bracia się zgodzą – w końcu jest najmłodsza. Dziesięć lat: w tym czasie naprawią dom, podniosą jego wartość, sprzedadzą i podzielą się zyskami. Coś jakby pożyczka.
– Ale Tess... – zaczyna, już widząc marszczące się czoło szwagierki.
Josh robi tę minę, którą zawsze robi, kiedy Kate mówi „Tess”.
– Wydaje mi się, że nawet Alice – dodaje Kate – zrozumie.
Myślałam, że kiedy ona umrze, przyjedziecie na święta do mnie – mówi matka Alice, która dzwoni z San Francisco.
Alice odpala papierosa, wkłada do uszu bezprzewodowe słuchawki i wyjeżdża z parkingu supermarketu.
– Mamo, przestań...
– Przecież nas nie usłyszy.
– Wy na święta zamawiacie chińszczyznę.
– Zamawiamy chińszczyznę, ponieważ zostaliśmy całkiem sami. Bez naszego jedynego dziecka.
– Co roku zamawialiśmy chińszczyznę na święta.
– Zaczęłaś obchodzić święta dopiero wtedy, gdy poznałaś tę kobietę.
– Mamo. Ona nie żyje. Możesz wymówić jej imię.
– Helen. Świetnie. Zawsze lubiłaś tylko Helen i jej absurdalne, naiwne rytuały. Mnie i moich... nigdy.
Alice instynktownie skręca w lewo zamiast w prawo, nie w stronę własnego domu, ale w kierunku osiedla, na którym mieszkają Quinn i Maddie. Parkuje tam, gdzie zawsze, tuż poza zasięgiem ich okien w suterenie. Zaciąga się papierosem. Nikogo nie zobaczy, bo Quinn zwykle zasuwa zasłony, lecz Alice i tak czasami przyjeżdża i ich tu wypatruje. Alice została opiekunką społeczną Maddie. Po przypadkowym przedawkowaniu narkotyków matka na pół roku straciła prawo do opieki na dzieckiem i zadaniem Alice jest teraz do nich obu zaglądać. Tutaj pojawia się częściej niż u innych rodzin pozostających pod jej nadzorem. Henry przez większość każdego dnia pracuje w stodole i czasami Alice godzinami jeździ samochodem, parkuje, próbuje w przelocie dostrzec Maddie, jakby ta czujność mogła jakoś ochronić dziewczynkę.
Alice wie, że Quinn dziś pracuje, za to Maddie nie idzie do szkoły, więc powinna być w domu. Ale wszystkie światła są wyłączone.
– Nie myśl, że nie wiem, co myślała – oznajmia matka Alice, dalej mówiąc o Helen.
Alice nie może już znieść tych zaczepek.
– A co u taty? – pyta.
– Jak to u taty.
– Jest w domu? Mogę z nim pogadać?
– Jest w pracy.
Obok Alice parkuje starsza kobieta, Alice uśmiecha się do niej i odjeżdża. Zawraca samochód na wzniesienie prowadzące do swojego domu.
– W tym roku Henry powinien być z rodzeństwem – zwraca się do matki.
– Całe twoje życie kręci się wokół tego, czego potrzebuje Henry.
– Nie próbuj za mnie ogarniać mojego życia, proszę.
– Próbuję się upewnić, że z niego korzystasz.
– Tak jak ty?
Odwieczna sprzeczka, zbyt często powtarzana, by zabolało zbyt mocno, skrót sugerujący, że żadna z kobiet nie wybrałaby tego, co wybrała druga, i że żadna nie jest tym, kim ta druga chciałaby, żeby była.
– No to zobaczymy się dwudziestego ósmego, tak?
– Henry musi pracować, ale ja przyjadę.
– Twój mąż znalazł pracę?
– Kończy s w o j ą pracę.
– To chyba mógłby znaleźć kilka dni, żeby nas odwiedzić, skoro i tak nie płacą mu za to, co robi?
– Możemy sobie darować?
– Po prostu uważam, że to absurd: nie przyjedzie na moje noworoczne przyjęcie, ponieważ robi jakieś bibeloty w stodole, którą udostępniła mu moja zmarła matka.
– Jest artystą, mamo.
– To t y jesteś artystką, Alice. Co niby Henry kiedykolwiek zrobił ze swoją sztuką? – Matka wymawia słowo „sztuka”, jakby było trujące.
– Ja już nie jestem artystką.
– Oczywiście. Opieka społeczna.
– Muszę kończyć, mamo.
– W takim razie widzimy się dwudziestego ósmego, z obojgiem. Wyślę tatę, żeby was odebrał.
Alice ma już dosyć.
– Wesołych świąt, mamo.
– Oczywiście.
Po powrocie zostawia zakupy w samochodzie i idzie za dom. Obserwuje poruszający się na suficie stodoły cień Henry’ego, jakby zawieszony na wysokości. Mąż postawił tam rusztowanie, by pracować, choć nie rozmawiają o tym, co tworzy. Alice chciałaby go poprosić, żeby wszedł do domu i z nią posiedział – przytulił, pomógł. Ale tego nie robi, z jakiegoś dziwnego powodu boi się wchodzić w tę przestrzeń, która teraz należy tylko do niego, przestrzeń, w którą ona już chyba nie wierzy. Odpala kolejnego papierosa i sprawdza wiadomości z nadzieją, że przyszło coś od Maddie. Ale są tylko esemesy od szwagierek: Kate pisze, że przywiezie dodatkowy dmuchany materac, pyta o koce i czy musi zabrać więcej mąki. Tess przypomina o alergii Colina na orzeszki ziemne. Alice spisuje na telefonie listę rzeczy, które musi jeszcze zrobić przed przyjazdem rodzeństwa Henry’ego, po raz ostatni zaciąga się papierosem i wraca przed dom, żeby zabrać zakupy z samochodu.
Mors! – woła Quinn.
Obie wysuwają zęby, udając, że to kły, machają rękami, poszczekują, wyginają ciała, jakby przesuwały się ślizgiem po ziemi.
Wracają piechotą z pracy Quinn, do której poszły razem, ponieważ nie było lekcji, a Quinn nie stać na nianię. Maddie przez wiele godzin siedziała za biurkiem w recepcji kancelarii. Podczas gdy Quinn odbierała telefony i witała gości, ona czytała książkę, a kiedy się znudziła, grzebała w telefonie, który dostała od opiekunki społecznej. Teraz bawią się w ich ulubioną grę w czasie drogi powrotnej do domu – w zwierzęta. Maddie lubi ją, ponieważ uwielbia zwierzęta, Quinn lubi ją, ponieważ chce należeć do tych mam, które mogą na ulicy udawać morsa czy konia, nieważne, że ludzie się na nią gapią.
– Pająk – mówi Maddie, niewyraźnie, ponieważ górne zęby wciąż ma założone na dolną wargę.
Quinn szeroko rozkłada ręce nad głową i prostuje plecy. Maddie staje na palcach i przykłada ręce do piersi, udając, że tka niewidzialną sieć.
– Jednorożec – zmienia hasło Quinn, a Maddie rży i układa dłonie w kształt kopyt. Obie „stają dęba”, wysoko podnosząc głowy, i pędzą w dół wzgórza, wyginając szyje.
– Smok – podrzuca kolejne zadanie Maddie.
Rozpościerają ręce. Maddie szeroko otwiera usta i wyrzuca z gardła gorące powietrze, jakby pluła ogniem.
– Ośmiornica – mówi Quinn i obie wyginają się, luźno poruszając całym ciałem i kończynami. – Czy ośmiornicy, ośmiornice, wydają jakieś dźwięki? – pyta Quinn.
– Ośmiornice – odpowiada Maddie. – Nie wydają.
Są prawie w domu, skręcają z głównej drogi. Quinn wydaje się, że na parkingu niedaleko bloku dostrzega samochód opiekunki, ale wtedy wóz wyjeżdża i znika. Quinn mruży oczy, nie widzi jednak, czy to samochód Alice. Oczy ma zmęczone od wielu godzin spędzonych przed ekranem. Na jednym ramieniu niesie dwie torby: przekąski, które spakowała dla Maddie, jej książki, portfel, klucze i telefon. Mijają parę staruszków i Quinn przestaje wywijać rękami, widząc, że nieznajomi obserwują ją i Maddie zbyt uważnie, zbyt długo – po prostu się gapią. „Bezpośrednie zagrożenie” – pojawia się alert w jej głowie. Tego sformułowania użyli wtedy, za pierwszym razem, kiedy odebrali jej Maddie. Te słowa przechodzą jej przez głowę tysiąc razy dziennie.
– Sokół wędrowny – mówi Maddie. Jej ulubiony.
Staruszkowie poszli dalej. Ścieżka biegnie prosto w dół wzgórza, chodnik uprzątnięto ze śniegu, więc Quinn i Maddie szeroko rozpościerają skrzydła i lecą prosto w dół.
[...]
Wydawnictwo Pauza powstało jesienią 2017 roku
na Saskiej Kępie w Warszawie. Zrodziło się z pasji –
do czytania i dobrej prozy zagranicznej.
Pauza specjalizuje się w literaturze z wyższej półki,
która wciąga, pochłania, wywołuje emocje.
Czytelnicy znajdą u nas znane i nagradzane książki
z całego świata, ale też mocne debiuty literackie.
Lot to osiemdziesiąta pierwsza książka
Wydawnictwa Pauza.
Wcześniej ukazały się:
2018
Legenda o samobójstwie – David Vann
Pierwszy bandzior – Miranda July
Nasz chłopak – Daniel Magariel
Historia przemocy – Édouard Louis
Tirza – Arnon Grunberg
2019
Pasujesz tu najlepiej – Miranda July
O zmierzchu – Therese Bohman
Piękna młoda żona – Tommy Wieringa
Czekaj, mrugaj – Gunnhild Øyehaug
Floryda – Lauren Groff
Przyjaciel – Sigrid Nunez
Madame Zero i inne opowiadania – Sarah Hall
Mój rok relaksu i odpoczynku – Ottessa Moshfegh
Brud – David Vann
Koniec z Eddym – Édouard Louis
2020
Zgiń, kochanie – Ariana Harwicz
Linia – Elise Karlsson
Nocny prom do Tangeru – Kevin Barry
Ta druga – Therese Bohman
Dorośli – Marie Aubert
Turbulencje – David Szalay
Nikolski – Nicolas Dickner
Fauna Północy – Andrea Lundgren
Witajcie w Ameryce – Linda Boström Knausgård
Pełnia miłości – Sigrid Nunez
Przejście – Pajtim Statovci
Niebieska Księga z Nebo – Manon Steffan Ros
Dziennik upadku – Michel Laub
2021
Halibut na Księżycu – David Vann
Zabierz mnie do domu – Marie Aubert
Utonęła – Therese Bohman
Koniec dnia – Bill Clegg
Sempre Susan. Wspomnienie o Susan Sontag – Sigrid Nunez
Tęsknota za innym światem – Ottessa Moshfegh
Ostatnie stadium – Nina Lykke
Niepoprawna mnogość – zbiór opowiadań pod redakcją Lucy Caldwell
Wyznanie – Domenico Starnone
Za otrzymane łaski – Valeria Parrella
Trzymam wilka za uszy – Laura van den Berg
Kto zabił mojego ojca – Édouard Louis
Archiwum zagubionych dzieci – Valeria Luiselli
2022
Komodo – David Vann
Londyn – David Szalay
Wyspa kobiet – Lauren Groff
Wizyta – Katharina Volckmer
Ostatni wywiad – Eshkol Nevo
Strega – Johanne Lykke Holm
Intymności – Lucy Caldwell
Coś nie tak. Kobiecość i wstręt – Eimear McBride
Pomniejsi wędrowcy – Eimear McBride
Dla Rouenny – Sigrid Nunez
Zmagania i metamorfozy kobiety – Édouard Louis
2023
Odmawiam myślenia – Lotta Elstad
Elmet – Fiona Mozley
Mleko krew żar – Dantiel W. Moniz
Urugwajka – Pedro Mairal
Andromeda – Therese Bohman
2023
Czy muszę odchodzić? – Yiyun Li
Wcale nie jestem taka – Marie Aubert
Fatum i furia – Lauren Groff
Nędza – Andrzej Tichý
Długa odpowiedź – Anna Hogeland
W lasach ludzkiego serca – Antje Rávik Strubel
Zmiana – Édouard Louis
Dostatek – Jakob Guanzon
Lapvona – Ottessa Moshfegh
Ptaki – Samanta Schweblin
2024
Słabsi – Sigrid Nunez
Eileen – Ottessa Moshfegh
Ostatni dzień na Ziemi – David Vann
Szczegóły – Ia Genberg
Fuga – Lauren Groff
Miałam tak wiele – Trude Marstein
Soho – Fiona Mozley
Zaproszona – Emma Cline
System – Amanda Svensson
Niewidzialni – Pajtim Statovci
Psychiatrzy i masażyści – Arnon Grunberg
Na czworakach – Miranda July
Dzikie bezkresy – Lauren Groff