LoveInk You - Haner K.N. - ebook + audiobook + książka
BESTSELLER

LoveInk You ebook

Haner K.N.

4,3

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Issac kiedyś nie miał zupełnie nic, teraz ma wszystko. Pieniądze, sławę i zainteresowanie ludzi o które w dzieciństwie i młodości w desperacki sposób rozpaczliwie błagał. Popełnił wiele błędów, a to odbiło piętno na jego charakterze. Przystojny i arogancki bad boy liczy się tylko z dwójką swoich przyjaciół z którymi prowadzi studio tatuażu. Nicholas i Kallan są dla niego, jak bracia. Wychowali się razem w domu dziecka. Mieli tylko siebie, a moment w którym ich zgłoszenie do reality show o tatuażystach wygrało z tysiącami innych zgłoszeń, odmienił ich życie na zawsze.

Nina to dziewczyna enigma. Zjawiła się w studiu chłopaków na jedną chwilę, by w ostatecznie zrezygnować ze zrobienia sobie tatuażu. Dla Issaca to codzienność, ale ta klientka wyjątkowo zapadła mu w pamięci. Dodatkowo, kilka dni później, to właśnie ją spotkał, gdy obudzi się rano, na kacu, po imprezie nad basenem domu swojego producenta. Wydawało mu się, że widzi anioła, ale on po prostu jeszcze dobrze nie wytrzeźwiał… Mężczyzna postanawia spędzić z dziewczyną dzień, a to wystarcza, by dostrzegł w dziewczynie coś innego niż w każdej innej. Szybko dociera do niego, że Nina to nie panienka na jedną noc, a gra emocji i uczuć, która wybucha między tą dwójką, jest nie do zatrzymania. I gdy Issac jest przekonany, że dopadła go w końcu strzała Amora, i to z wzajemnością, to Nina nagle rozpływa się w powietrzu.

Zdesperowany i zraniony tatuażysta nie może się z tym pogodzić. Postanawia odnaleźć dziewczynę i dowiedzieć się, co tak naprawdę się wydarzyło.

Kim jest jego Nina? I do czego doprowadzi prawda, którą pozna Isaac?

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 365

Oceny
4,3 (1206 ocen)
717
242
152
81
14
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
malachowskala

Nie polecam

dno dno dno i wodorosty 🙂
121
wissienka

Nie polecam

Kompletnie nie rozumiem tej powieści. Dotarłam do połowy, pogubiłam się w tym co się dzieje. Wszędzie piszą o emocjach i intensywności...ja tu widzę gościa, który uwielbia seks, i jeżeli o jakiejkolwiek głębi i intensywności można mówić to dotyczą one jego przeżyć z jednorazowymi partnerkami. Do tego jak to u autorki, faceci zachowują się jak buce, są agresywni, średnio bystrzy ale bardzo przystojni. Jest wulgarnie, płytko i niezrozumiale.
101
EmiliaLuczywek

Z braku laku…

Nie wciąga, jest przewidywalna, w mojej ocenie średnia.
61
gosia9101

Z braku laku…

Książka nudna, taka bez wyrazu.
41
krupcia1989

Nie oderwiesz się od lektury

Jak dla mnie petarda! Sztoss 💥💥🔥🔥🔥🔥🔥🔥
41

Popularność




Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redaktor prowadzący: Grażyna Muszyńska

Redakcja techniczna: Sylwia Rogowska-Kusz

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Aleksandra Zok-Smoła (Lingventa), Renata Jaśtak

Zdjęcie na okładce

© Louis Botha/Arcangel

Zilustrowanie postaci Isaaca i Niny: aynes.art

© by K.N. Haner

© for this edition by MUZA SA, Warszawa 2021

ISBN 978-83-287-1835-7

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

Moim kochanym Czytelniczkom, które czekały na tę powieść ponad trzy lata. Mam nadzieję, że historia Niny i Isaaca skradnie Wasze serca. Jesteście najlepsze!

Prolog

To nie mogło się udać, ale nadzieja umiera ostatnia.

Ściskałem w dłoni diamentowy zegarek o wartości trzech milionów dolców i zawahałem się tylko krótką chwilę.

Co ja, kurwa, wyprawiam?

Wziąłem głęboki wdech, wsunąłem zegarek w kieszeń kurtki i szybko wyszedłem z pokoju. W głowie miałem pustkę, ciało wypełniała adrenalina, wiedziałem tylko, że natychmiast muszę wyjść z tego domu. Impreza trwała w najlepsze, więc wymknąłem się niezauważony. Wyjeżdżając z posiadłości mojego producenta myślałem tylko o tym, żeby jak najszybciej spieniężyć transakcję. Może to nie było jedyne wyjście z sytuacji, ale najszybsze, a czas już nam się skończył. Przyśpieszyłem, gdy tylko znalazłem się na głównej drodze, a potem wykonałem jeden telefon. Umowa była prosta. Dostarczam towar i dostaję za to walizkę pieniędzy. Nie obchodziły mnie konsekwencje. Musiałem zdobyć tę kasę za wszelką cenę. I zdobyłem.

Kilka dni później…

Zbierałem się do wyjścia, żeby jechać na lotnisko, gdy usłyszałem wjeżdżające na podjazd auto. Zdziwiłem się; chłopaki przecież jeszcze były w domu. Po chwili rozleg­ło się pukanie. Moja walizka czekała w korytarzu, a mnie dopadło to dziwne uczucie, że coś za chwilę się spierdoli. Podszedłem do drzwi i otworzyłem je. Przede mną stało dwóch policjantów.

– Dzień dobry, Isaac Kennedy? – zwrócił się do mnie jeden z mężczyzn.

Przełknąłem ślinę.

– Tak, a o co chodzi? – zapytałem.

– Pójdziesz z nami.

– Słucham?! – zrobiłem krok w tył.

Policjanci ruszyli w moją stronę. Jeden z nich wyciągnął kajdanki.

– Jesteś podejrzany o włamanie i kradzież diamentowego zegarka należącego do Benjamina McGregora. Masz prawo zachować milczenie. Wszystko, co powiesz, może być użyte przeciwko tobie. Masz prawo do adwokata podczas przesłuchania, a jeżeli cię na niego nie stać, zapewnimy ci adwokata z urzędu. – Policjant recytował tę słynną regułkę, a drugi w tym czasie zakuwał moje ręce w kajdanki. Oparłem głowę o ścianę, gdy zimny metal zacisnął się na moich nadgarstkach. Nic nie mówiłem. Nie mogłem dać się ponieść emocjom.

– Co tu się, kurwa, wyprawia?! – wrzasnął Nick, zbiegając z góry.

Zobaczył mnie i zatrzymał się wpół kroku. W jego oczach pojawiły się strach i niepewność.

– Panowie, to jakaś pomyłka – wydusił z siebie. – Isaac… – Spojrzał na mnie pytająco.

– Zabieramy go. Proszę załatwić mu adwokata – oznajmił jeden z policjantów, wyprowadzając mnie z domu.

– Ale o co chodzi? Nie możecie tu tak wchodzić i zakuwać ludzi w kajdanki! – Nick bardzo się wkurwił.

Wyszedł za nami, wołając po drodze Kallana.

– Dajcie mi jedną minutę – poprosiłem grzecznie, gdy dotarliśmy do policyjnego radiowozu.

Policjanci spojrzeli po sobie. Nie stawiałem oporu, nie byłem agresywny, więc pozwolili mi zamienić kilka słów z kumplem.

– Załatw mi adwokata. – Spojrzałem na Nicka.

W tej chwili pojawił się Kallan. Włosy miał mokre, najwidoczniej dopiero wyszedł spod prysznica.

– Co ty odwaliłeś?! – warknął na mnie Nick.

– Zrobiłem to dla niej – odpowiedziałem cicho.

Oczy chłopaków zrobiły się wielkie. Wyrazy ich twarzy mówiły wszystko.

– Kurwa… – Kallan złapał się za głowę. – Naprawdę zajebałeś mu ten zegarek?! – wycedził cicho przez zęby. – Stąd miałeś tę kasę?!

Nie musiałem odpowiadać.

– Co, jaki zegarek? Komu?! – dopytywał Nick, ale mój czas się skończył.

Policjanci podeszli do nas i przerwali rozmowę, a ja poprosiłem przyjaciół:

– Załatwcie mi adwokata.

Chłopaki kiwnęły w moją stronę.

– I powiedzcie jej, że ją kocham – dodałem na koniec.

Nie martwiłem się o siebie. Miałem gdzieś, co się ze mną stanie. Bo cokolwiek miało się wydarzyć, to było chwilowe, a ją mogłem stracić. Na zawsze.

Rozdział 1

Sprawdziłem stan konta i pierwszy raz od dawna odetchnąłem z ulgą. Pieniądze za kilka pierwszych odcinków programu o naszym studio pozwoliły mi uwierzyć, że w końcu nadeszły te lepsze czasy.

Koniec z biedą.

Koniec z kredytami i pożyczkami od lichwiarzy.

Koniec ze zmartwieniami.

Nareszcie mogliśmy zacząć żyć tak, jak nam się marzyło.

Pierwsze, co zrobiłem, to zadzwoniłem do Nicholasa, żeby przekazać mu dobrą wiadomość.

– Zamawiaj dziwki i koks, Nick. Hajs się zgadza! – zaśmiałem się na powitanie.

Wstąpiła we mnie nowa energia. Od dawna było nam ciężko, a problemy z kasą są mega stresujące. Nikt przecież nie lubi wybierać między zapłaceniem faktur i rachunków a jedzeniem.

– No, zajebiście, to od razu wyciągnij kilka stów, bo właśnie pierdolnęła rura w kiblu i zalało nam całe studio – odpowiedział Nick.

Skrzywiłem się. Czy zawsze, kurwa, musiało być coś nie tak?

– Serio?

– Stoję w gównie po kostki, więc mnie nie wkurwiaj, tylko przyjeżdżaj. Od razu zapłać zaległe faktury, bo telefon od rana się urywa. Dzwoniła ta cizia od tuszy i nowych maszynek. Rozmawiałeś z nią o wymianie sprzętu? – zapytał, a mnie właśnie się przypomniało, że faktycznie coś o tym wspominała.

– Coś było…

– Isaac! – warknął Nick.

– Wspomniała coś o nowym sprzęcie, ale wtedy pokazałem jej swój i się zamknęła. – Znowu się roześmiałem.

– Przeleciałeś ją? – zapytał, ale to było przecież oczywiste.

– No i? – Przewróciłem oczami.

– Ja pierdolę, jesteś męską dziwką. – Teraz to on się roześmiał.

– Gdyby nie ja, to nie dawałaby nam tuszy na kreskę przez ostatnie pół roku. Spotkałem się z nią raz czy dwa, poza studiem. Poszliśmy na drinka, a potem…

– Oszczędź mi tych szczegółów, Isaac. Dziś i tak znowu sprzątałem, bo miałem klienta, a na fotelu były ślady po tobie!

– Serio? A myślałem, że wylizała mnie do czysta. – Parsknąłem na myśl o poprzednim wieczorze i klientce, która po przekłuciu pępka bardzo chciała „zostać” chwilę dłużej.

– Bierz kasę i przyjeżdżaj. Za ile będziesz? – Nick przeszedł do sedna sprawy.

– Będę za godzinę. Jest Kall? – zapytałem.

– Jest, babra się w gównie i ratuje, co się da.

– Czyli robi to, co lubi – skwitowałem.

Nie rozumiałem, dlaczego Kall nadal ukrywał przed nami, że jest gejem. Bał się naszej reakcji? Kompletnie tego nie ogarniałem, ale nie drążyłem tematu. To jego wybór i jego życie.

– Weź przestań, on nie jest pedałem.

Tak, Nick nie wierzył, że jego kumpel woli facetów i nawet nie dopuszczał do siebie tej myśli. Może właśnie dlatego Kall się do tego oficjalnie nie przyznawał?

Zakończyłem rozmowę i wziąłem się do roboty. Obowiązki czekały. Przypływ gotówki w końcu pomoże nam wyjść z dołka. Zanim wróciłem do salonu, musiałem załatwić kilka pilnych spraw, w tym zapłacić faktury, o których przypomniał mi Nick. Z konkretną sumką na koncie było to jednak o wiele przyjemniejsze niż wybieranie, co powinniśmy zapłacić w pierwszej kolejności. Zeszło mi nieco dłużej, ale koło południa dotarłem na miejsce. Już wysiadając z auta, poczułem smród, czyli to nie małe zalanie, a poważna awaria.

– Ja pierdolę. – Skrzywiłem się, gdy podszedłem do drzwi.

Przez szybę zobaczyłem Nicka, który z jednorazową maseczką na twarzy stał za ladą recepcji i rozmawiał z kimś przez telefon. Nasunąłem koszulkę na nos i wszedłem do środka.

– Co tak długo?! – warknął od progu Nick.

– Korki są. Ale tu jebie! – odpowiedziałem.

Fetor był taki, że szło się porzygać.

– Ty powinieneś babrać się w tym gównie, idioto! – Kall wyłonił się zza parawanu. Był blady i wyglądał, jakby zaraz miał puścić pawia. Zresztą, on bardzo często tak wyglądał.

– A to niby dlaczego? – Skrzywiłem się.

– Bo kibel się zapchał przez to, że spuszczałeś w nim prezerwatywy! – wysyczał.

Sekundę później poczułem lekkie uderzenie w tył głowy. Nick strącił moją czapkę, która upadła na upierdoloną gównem podłogę. Dobrze, że miałem dobry humor, bo oberwałby ode mnie dwa razy mocniej.

– Odkupisz mi taką samą – powiedziałem tylko, a on zmierzył mnie swoim ojcowskim spojrzeniem.

Zawsze zachowywał się w ten sposób, gdy sytuacja tego wymagała. Byliśmy w tym samym wieku, ale mentalnie Nick był dwadzieścia lat starszy. Zawsze opanowany i odpowiedzialny. Jednak cechy charakteru naszej trójki uzupełniały się. Jakimś cudem tworzyliśmy ten pieprzony trójnóg i tak było nam najlepiej.

– Nie zachowuj się jak pajac, Isaac. Zapłać ekipie i musimy zacząć tu sprzątać – wtrącił się Kall.

– Sprzątać? Chyba was popierdoliło, że ja będę to sprzątał! – oburzyłem się.

– Samo się nie sprzątnie – dodał Nick.

– A ekipa z programu? – zapytałem.

– Odwołałem ich na dziś. Nie będą kręcić, jak sprzątamy gówno z podłogi. Chyba że chcesz, żeby tak cię ludzie oglądali.

Westchnąłem.

– No przecież playboyowi nie wypada machać mopem! – Kall się zaśmiał i wręczył mi szczotkę.

Przewróciłem oczami. Nie miałem ochoty tego sprzątać, ale nie chciało mi się też o tym dyskutować. Byliśmy zespołem i nie mogłem sobie tak po prostu wyjść. To nasz salon i dbamy o niego wspólnie.

Ogarnialiśmy syf do wieczora, a potem wróciliśmy do domu, który na czas programu wynajmował dla nas producent. Ekskluzywna willa w stylu loft mieściła się w Hollywood,; dojazd zajmował niecałe dwadzieścia minut.

Każdy z nas miał ochotę jedynie wziąć prysznic i walnąć się spać. Byliśmy zmęczeni, śmierdzieliśmy gównem, ale zadowoleni, że w końcu wychodziliśmy na prostą. Nie marzyliśmy o karierze w Hollywood, ale program w telewizji miał być szansą na rozwinięcie skrzydeł. Duże pieniądze, ogromna reklama dla naszego studia. I nawet jeśli sława miała trwać zaledwie chwilę, to nie na niej nam zależało. Po programie życie miało wrócić do normy, a my po prostu mieliśmy dalej robić swoje, mieć mnóstwo klientów i żyć z profesji, którą ogromnie kochaliśmy. Ja miałem swoje większe i mniejsze marzenia związane z rozwojem naszego studia, ale nie lubiłem mówić o tym głośno, bo do tej pory, gdy ośmielałem się marzyć na głos, to wszystko szło w zupełnie odwrotnym kierunku. Chwilami wręcz bałem się cokolwiek planować, żeby kolejny raz się nie rozczarować. Nie lubiłem tego uczucia, gdy wszystko, na czym mi zależało, pryskało jak bańka mydlana. Ile razy tak się czułem? Mnóstwo, ale obiecałem sobie, że nie zawiodę moich kumpli. Oni są dla mnie wszystkim. Jak rodzina, której tak naprawdę nigdy nie miałem. Zdawałem sobie sprawę, że nie byłem najbardziej potulnym i spokojnym człowiekiem, ale oni akceptowali mnie takiego, jakim jestem. Zdarzały nam się konflikty, kłótnie. Kilka razy daliśmy sobie po mordach, ale w najgorszych chwilach oni zawsze byli obok mnie. Podawali pomocną dłoń, wyciągali z dołka albo płakali razem ze mną. O tym ostatnim nie wiedział nikt, oprócz nas.

Tego wieczoru, jak nigdy, wszyscy poszliśmy spać bardzo wcześnie. Następnego dnia od rana mieliśmy kręcić, a ja zastanawiałem się, kogo znowu nam podeślą. Zamysłem tego programu było pokazanie funkcjonowania salonu tatuażu, ale wszystko było ustawione. Klienci, sytuacje, historie ludzi. To wszystko wymysł scenarzysty, stworzony na potrzeby konkretnych odcinków. Niewiele było w tym realizmu, ale miałem to gdzieś. Kasa naprawdę była obiecująca, a przecież robiliśmy to głównie po to, by zażegnać problemy finansowe. Łatka „telewizyjnego celebryty” miała być podobno dodatkowym bonusem, na którym nam najmniej zależało.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz