Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
42 osoby interesują się tą książką
OD DZISIAJ BĘDZIE TAŃCZYĆ TYLKO DLA NIEGO
Cassie i Tyler mają tylko siebie. Rodzeństwo przeszło naprawdę wiele, ale odkąd Tyler kupił i wyremontował klub, a potem wstawił do niego podest do tańca na rurze, wszystko powoli zaczęło się układać. Cassie porzuciła marzenia o tym, by zostać profesjonalną primabaleriną, a pointy zamienia na buty z wysoką platformą i co wieczór staje się diabelsko seksowną stripgirl. Dziewczyna ma jednak swoje zasady, których nigdy nie łamie.
Spokój w życiu rodzeństwa nie trwa jednak długo. Pewnego wieczora Tyler zostaje napadnięty i ledwo uchodzi z życiem. Przerażona Cassie chce zgłosić sprawę na policję, ale okazuje się, że napaść na jej brata to ostateczne upomnienie się o dług, którego chłopak nie spłacił.
Na ich drodze pojawia się tajemniczy mężczyzna, dobrze znany w półświatku Atlanty. Składa Tylerowi propozycję nie do odrzucenia: za długi chce przejąć jego klub, ale… musi w nim zostać buntownicza i piękna Cassie, która dla swojego brata jest w stanie przetrwać naprawdę wiele.
Mroczny świat, ciemne interesy, zakazane uczucie – tej historii trudno się oprzeć!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 525
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Anna Skóra, Agnieszka Skowron
Korekta: Olga Szatańska, Joanna Morawska
Projekt okładki: Magdalena Palej
Zdjęcia na okładce: Unsplash, AlexRoz/Shutterstock
Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
Agora SA
ul. Czerska 8/10
00-732 Warszawa
Copyright © by Agora SA, 2023
Copyright © by Katarzyna Nowakowska, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2023
Ostrzeżenie dotyczące treści książki: wykorzystywanie seksualne, zniewolenie.
ISBN: 978-83-268-4286-3
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Dla wszystkich, który jeszcze nie odnaleźli siebie.
Pamiętajcie, że nigdy nie jest za późno na ZMIANĘ kierunku.
– Cassie, jesteś zajebista! – Krzyk radości mojego brata Tylera dociera do mnie chwilę przed tym, jak schodzę ze sceny.
Chwytam szlafrok, by się zakryć, i zbiegam po schodkach, a następnie sięgam po butelkę z wodą i niemal ją opróżniam. Po każdym występie jestem zmęczona, spocona i spragniona, ale satysfakcja z tego, że naprawdę daję radę, jest dla mnie bezcenna.
– Wiem, nie musisz mi tego powtarzać za każdym razem – odpowiadam, rzucając na podłogę banknoty wyjęte zza majtek.
Niektóre z nich tak się lepią, że aż brzydzę się ich dotykać, ale każdy dolar jest cenny. Tyler je podnosi i od razu zabiera się do liczenia. Tym razem zarobiłam prawie dwa tysiące dolarów z samych napiwków. To świetny wynik jak na czwartkowy wieczór. Najlepiej jest w piątki i soboty, więc zapowiadają się dwa naprawdę owocne dni.
– Chyba jednak muszę, bo za każdym razem, gdy masz wyjść na scenę, zjada cię trema. – Tyler podchodzi do mnie, z pliku czystych banknotów odlicza połowę i mi podaje.
– To nie trema, to resztki wstydu, że co wieczór świecę dupą przed obcymi facetami, którzy gapią się na mnie jak na towar w sklepie – odpowiadam, chowając kasę do kieszeni szlafroka.
Muszę odłożyć jeszcze dziesięć tysięcy i w końcu kupię sobie auto, które widziałam w komisie na przedmieściach. Tam jest taniej, choć nie zawsze legalnie. Niestety nie stać mnie na kupno samochodu z pierwszej ręki. Najpewniej skończę z kradzionym, z przekręconym licznikiem i lewymi blachami, ale co zrobić, takie życie.
– Jesteś najcenniejszym „towarem”, jaki tutaj mamy. – Tyler obejmuje mnie ramieniem. – Niech się gapią, przecież i tak każdy wie, że nie może cię nawet tknąć – mówi, by mnie podpuścić.
– Daj spokój. – Wzdycham. – Idę pod prysznic. – Ruszam przez garderobę do łazienki.
Po każdym takim wieczorze zmywam z siebie ten lepki brud i emocje, które się we mnie kłębią. Chwilami czuję się bardzo źle z tym, co robię, a innym razem biorę to na chłodno. Nie potrafię wyjaśnić tych huśtawek nastroju.
Od razu po wejściu czuję wstrętny zapach papierosów. Ktoś tu palił. Jestem wściekła, bo wystarczy mi tego smrodu na scenie. Jak mam się umyć? Wyglądam za drzwi i krzyczę do Tylera. Właśnie poprawia bieliznę dziewczynie, która teraz wychodzi na scenę.
– Tyler, kurwa, kto tu znowu jarał?! – warczę.
– Nie wiem, na pewno nie ja. – Jak zwykle udaje niewiniątko.
Chyba mam dość tego wieczoru. Postanawiam, że wykąpię się w mieszkaniu. Co prawda miałam zostać dłużej, pomóc za barem, ale będą musieli się poradzić sobie beze mnie. Mieszkamy tuż nad klubem, więc nie mam daleko. Schodami ewakuacyjnymi skracam sobie drogę. Wchodzę do mieszkania i napawam się ciszą, spokojem i zapachem odświeżacza powietrza.
Mieszkanie nie jest duże, ale nam wystarcza. Każde z nas ma swoją sypialnię, kuchnia jest malutka, łazienka jeszcze mniejsza, ale za to na dachu mamy taras tylko do naszej dyspozycji. Jest też salon, w którym często spędzamy czas, ale nie mamy nawet telewizora. Większość pieniędzy odkładamy, by wykupić to mieszkanie i w końcu je wyremontować. Klub jest już nasz, a dokładnie Tylera, ja oficjalnie tylko tam tańczę. Porzuciłam marzenia o studiach i szkole baletowej, ale mam jeszcze inne cele. Zbieram na samochód, bo mój wygodny brat nawet nie ma prawa jazdy. Liczy, że będę wozić mu dupę. No, może i będę, jeśli mnie nie wkurwi.
Tyler i ja jesteśmy sierotami. Choć nie wiem, czy to odpowiednie określenie. Matka nas zaniedbywała, więc gdy miałam niecałe osiem lat, a mój brat dziesięć, zostaliśmy jej odebrani. Trafiliśmy do domu dziecka, a potem do rodziny zastępczej, która zamiast się nami opiekować, zapewnić nam spokój i szczęśliwe dzieciństwo, kazała nam żebrać na ulicy i oddawać sobie pieniądze. I nikt tego nigdzie nie zgłosił.
Gdy skończyłam dwanaście lat, zaczęłam się buntować, ale nie skończyło się to dla mnie dobrze. Wylądowałam w szpitalu ze złamanym obojczykiem, bo nasz zastępczy tatuś nie utrzymał rąk przy sobie i rzucił mną, jak szmacianą lalką, o podłogę. Po tym incydencie już nie miałam odwagi głośno wyrażać swojego zdania. Każdego dnia umierałam ze wstydu, że muszę żebrać. Tyler też się poddał. Kilka razy oberwał w pysk i odpuścił.
Najgorzej było, gdy mój brat już dorósł i się wyprowadził, a ja tkwiłam u tych ludzi jeszcze przez dwa lata. Nigdy mu nie powiedziałam, co się tam działo, gdy jego już nie było. Nikt o tym nie wie i nikt nigdy się nie dowie. To moja historia, o której każdego dnia staram się zapomnieć. Mój wstyd.
Wchodzę pod prysznic, a przyjemnie ciepła woda zalewa mi twarz. Stoję w bezruchu dobrych kilka minut. Nie myślę o niczym, po prostu daję wodzie płynąć po ciele. Szum prysznica mnie uspokaja, wycisza. Zmywam z siebie cały ciężar tego wieczoru, emocje, złość i lęk, po czym ubieram się w koszulkę i majtki, bo tak najwygodniej mi się śpi. Staję przed lustrem i patrzę na swoje odbicie. Co widzę? Widzę dziewczynę o ciemnych włosach, niebieskich oczach i bliznach, których nie można dostrzec gołym okiem. Mam je w duszy, a może w sercu? Nie. Wydaje mi się, że moje serce już dawno umarło. W chwili, gdy... Zresztą nieważne. W środku jestem pusta. To wiem na pewno.
Biorę balsam do ciała, smaruję nogi i ręce. Dostrzegam siniaki na łydkach i udach. Bardzo często powstają podczas tańca. Wzdycham, znowu będę musiała maskować je makijażem.
Suszę włosy, zaplatam je w warkocz i idę do siebie. Łóżko woła mnie już od progu. Kładę się i zakrywam kołdrą po samą głowę. Tu jest mi najlepiej. Ogarnia mnie spokój i wiem, że zaraz zasnę. Nim to zrobię, wyobrażam sobie rzeczy, które zapewne nie mają prawa się wydarzyć, ale o których nikt nie zabroni mi marzyć.
Chcę jedynie być szczęśliwa. Czy to tak wiele?
W poniedziałkowy poranek jadę odebrać stroje zamówione na występy. Okej, stroje to za dużo powiedziane, bo to raczej skąpe wdzianka, idealne do tańca na rurze. Istnieje błędne przekonanie, że taniec na rurze to po prostu striptiz, ale my nie rozbieramy się do naga. Powiedziałam Tylerowi, że za żadne pieniądze nie obnażę się w całości, co okazało się doskonałym chwytem marketingowym, bo to klasyfikuje nas jako lokal z klasą. Nikt nie świeci tu cyckami, nie ma wirujących na rurze cipek. Są piękne dziewczyny, które rozpalają zmysły facetów. Żadna z nas nie robi niczego poza tańcem. Przynajmniej w klubie, bo to, co dzieje się po godzinach, to już nie moja sprawa. Wiem, że wiele dziewczyn spotyka się z klientami, ale w to nie wnikam. Nie robią tego w pracy i tylko to mnie obchodzi.
– Cassie, ale to jest piękne! – Kelly, moja przyjaciółka, pieje z zachwytu, gdy wspólnie oglądamy nową bieliznę.
– Tak, jest boski! – Zabieram od niej seksowny czarny komplet składający się ze stringów, stanika i skórzanej uprzęży, którą można zapiąć w talii, na piersiach i udach. – Ale nie wiem, czy będzie się w tym wygodnie tańczyło.
– To przymierz i sprawdź. Jeśli nie chcesz, ja to wezmę i zrobię prywatny pokaz Gilbertowi. – Robi wymowną minę. – Ostatnio tak szalejemy w łóżku, że już nie wiem, czym go zaskoczyć.
– Szalejecie, czyli co? Bzykacie się dwa razy z rzędu? – rzucam drwiąco, za co Kelly ciska we mnie pudełkiem z kolejnym kompletem bielizny.
– Jesteś zazdrosna i dlatego tak gadasz. – Udaje oburzoną, ale po chwili się uśmiecha i dodaje: – Po prostu mamy dobrą chemię.
– Ta, świetnie. – Przewracam oczami. – A co z waszym wspólnym mieszkaniem? Gilbert się określił?
Naprawdę jestem ciekawa. Ich związek to jak przejażdżka rollercoasterem. Kłócą się, zrywają, a potem godzą i prawie zaręczają. Teraz zastanawiają się, czy chcą razem zamieszkać. I tak od dwóch miesięcy.
– Szuka czegoś, ale słabo mu idzie. – Kelly wzdycha z rozrzewnieniem. – Ma mało czasu, dużo pracuje.
– Czyli po prostu nie chce z tobą zamieszkać – stwierdzam szczerze, a ona gani mnie spojrzeniem.
– Mówi, że chce...
– No, skoro tak mówi... – Posyłam jej litościwy uśmiech. – Przymierzę to. – Zmieniam temat i pędzę do łazienki, by założyć czarny komplet.
Nie zajmuje mi to dużo czasu, po chwili prezentuję się przyjaciółce.
– Ja pierdolę, chciałabym mieć takie cycki i tyłek jak ty! – woła, a ja wiem, że jest szczera.
Okej, jedyne, co trafiło mi się w życiu, to ciało. To mój atut i przekleństwo w jednym. Lubię na siebie patrzeć, czasami. Na scenie nie myślę o tym, jak wyglądam, ale wiem, że podobam się mężczyznom. Moje piersi wyglądają dobrze w każdej bieliźnie. Tyłek jest krągły, ale ładnie przechodzi w biodra i zgrabne nogi. Wcięcie w talii dodaje mi kobiecości.
– Fajnie jest być ulubienicą Boga. – Mrugam do niej.
– Weź, ja sobie zapłacę i też będę miała cycki! – Kelly spogląda na swoje piersi.
Nie bardzo ma się czym pochwalić, to jednak niczego jej nie ujmuje. Jest śliczną drobną blondynką o twarzy małej dziewczynki. Chwilami podejrzewam, że Gilbert ma jakiś fetysz... Ale to nie moja sprawa. Kelly jest dorosła, a to, że wygląda jak nastolatka... No cóż.
– Mogę ci oddać trochę swoich, chcesz? – Śmieję się, zdejmując stanik.
– Gdybym miała twoje cycki, Gilbert już dawno by ze mną zamieszkał – stwierdza i rzuca mi inny stanik. – I jak? Wygodne to wdzianko?
– Da radę, wystąpię w nim w piątek. – Zakładam czerwony biustonosz.
– Do tego są takie fikuśne majtki! – Kelly wyjmuje z pudełka piękne figi, które z tyłu mają wycięte serduszko.
Ten krój naprawdę idealnie wygląda na pośladkach.
– Kolesie za tym szaleją. Ostatnio jeden z klientów chciał mi zapłacić tysiąc dolców za to, żebym dała mu swoje majtki po występie. – Krzywię się na to wspomnienie.
– Rany, jakiś zbok?! – Kelly patrzy na mnie z obrzydzeniem.
– Niby zwykły klient, ale chyba za dużo wypił.
– Obleśne! A potem z majtkami w kieszeni wróciłby do żony!
– Pewnie tak... – Wzdycham. – Gdzie się podziali ci wszyscy prawdziwi mężczyźni? – Udaję, że mdleję, a ona śmieje się w głos.
– Ci fajni są już zajęci, a ci bogaci to gnoje – stwierdza.
– A Gilbert? – Zerkam na nią.
– Chwilami jest chujem, ale ma kasę, a wiesz, jak jest. – Siada obok mnie. – Lubię go, potrafi być kochany.
– Ale potrafi też być złamasem – przypominam jej.
Nie zliczę, ile razy w nocy dzwoniła do mnie z płaczem, że ma go dość.
– Bo dużo pracuje i jest zestresowany. – Wzdycha wymownie.
– A ty go tłumaczysz.
– Tłumaczę, bo wolę się kłócić, a potem godzić, niż być sama.
– A ja wolę być sama. Faceci to palanty. Nieważne, czy mają kasę, czy nie.
– A Christian? – Kelly wypowiada to imię w taki sposób, że coś zaciska się boleśnie w dole mojego brzucha.
Ten ból to rodzaj żalu i tęsknoty. Niespełnionych uczuć, które i tak nie miały prawa przetrwać.
– Było, minęło... – Udaję, że mnie to nie rusza.
– Macie kontakt?
– Nie, a wy?
– Odkąd wyjechał, nie bardzo... Tęsknię za nim – przyznaje, a mnie ściska w żołądku.
– Wyjechał i trudno. Zapomniałam o nim – kłamię, bo chcę skończyć ten temat.
Christian to... Nie umiem określić, kim dla mnie jest. To facet, który jako jedyny nie widział we mnie tylko zewnętrznej powłoki. Jako jedyny zajrzał na chwilę w głąb mojej duszy. Prawie przebił się przez te warstwy ochronne, które na siebie nakładałam. I wszystko miało się skończyć dobrze, ale on wyjechał do Iraku. I nie wrócił.
– O, dziewczyny, tu jesteście! – Naszą rozmowę przerywa Tyler, który wrócił z zakupów. – Mamy na piątek rezerwację całego klubu. Czaicie?! – oznajmia zadowolony. – Zadzwonił do mnie jakiś typ i powiedział, że chce wynająć klub na całą noc. Zażyczył sobie najlepsze dziewczyny i dużo alkoholu.
– Ja pierdolę, wieczór kawalerski? – Krzywię się na samą myśl.
Takie imprezy są najgorsze. Faceci chleją na umór i nie mają hamulców. Chcą nas dotykać, próbują obmacywać, a ochrona ma wtedy sporo roboty.
– Właśnie nie, jakieś biznesowe party – wyjaśnia Tyler.
– Ale powiedziałeś facetowi, że u nas jest tylko taniec? – pytam dla pewności.
– No tak, ale oni chcą miejsce z klasą. I wybrali nas! – mówi, nie kryjąc dumy. – Jutro ma potwierdzić i wpłacić zaliczkę. Rzuciłem, że za zamknięcie klubu na jedną noc chcę dziesięć tysięcy.
– I zgodził się? – Unoszę brwi.
– No! – Tyler aż podskakuje. – W ogóle nie robił problemu.
– Wow... Ale połowa dla mnie – oznajmiam, a brat mierzy mnie spojrzeniem. – No co? Chcę kupić auto, bo mam dość jeżdżenia autobusami i metrem.
– Zgadzam się, Cassie musi mieć samochód! – wtrąca Kelly. – Ktoś musi nam wozić dupy – dodaje, za co trącam ją w bok.
Ona i Tyler zaczynają się śmiać.
– No na pewno, będę pobierała od was opłaty. Wykupcie sobie pakiet na usługi taksówkowe Cassie! – Pokazuję obojgu środkowy palec, po czym parskam śmiechem.
Przecież wiem, że i tak będę ich wozić. Tych dwoje cwaniaków zawsze mnie urobi. Na imprezach to ja robię za przyzwoitkę, pilnuję, by niczego nie odwalili i żebyśmy wspólnie wrócili do domu. Zazwyczaj nie piję alkoholu, po prostu go nie lubię, więc to dla mnie nie problem.
– Jak walniesz cennik, to się nie wypłacimy. – Tyler mruga do mnie, rozbawiony. – No dobra, połowa kasy z zaliczki dla ciebie, ale napiwki wrzucasz do koperty na mieszkanie – proponuje.
– Okej, niech będzie.
– No i dogadani! – wtrąca Kelly. – A teraz chodźmy na jakiś obiad. Z tego co pamiętam, teraz Tyler płaci.
– Znowu ja?! – Krzywi się.
– Tak wypada, nic nie poradzisz. – Posyłam Kelly konspiracyjne spojrzenie.
Tak naprawdę przypada moja kolej, ale Tyler nigdy nie ogarnia takich rzeczy. Zajmuje się sprawami klubu, ale reszta to dla niego enigma.
– Dobra, niech będzie. To co jemy? – Mój brat rusza do kuchni, by obejrzeć ulotki na lodówce. – Pizza? Makaron? Sushi? Tajskie? Indyjskie? Burgery? – wymienia, a ja patrzę na Kelly i jednogłośnie decydujemy.
– Burgery!
– Zamawiamy czy ruszamy dupska? – Wychyla się za drzwi i zagląda do salonu.
– Możemy się ruszyć, przecież to niedaleko – proponuję, a po chwili wszyscy zbieramy się do wyjścia.
Z Kelly i Tylerem czuję się swobodnie, z nimi zawsze jest wesoło. Można zapomnieć o zmartwieniach i troskach, które przecież ma każde z nas. Dobre jedzenie w gronie przyjaciół to idealny plan na udany dzień. Dlatego spędzamy go razem. Najpierw wspólny obiad w burgerowni, potem kino i wieczór w naszym klubie.
Pokazy taneczne są u nas od czwartku do soboty, więc dziś jedynie stoję za barem. Koło dziesiątej dołącza do nas Gilbert. To sztywniak, ale bardzo się stara dopasować do towarzystwa. Jest maklerem czy kimś takim. Według mnie zupełnie do siebie nie pasują z Kelly, ale to nie moja sprawa. Skoro ona chce znosić jego fochy, nie mam zamiaru się wtrącać. Choć chwilami mam na to ochotę, gdy moja przyjaciółka kolejny raz przez niego płacze. I pewnie kiedyś to zrobię, ale na razie milczę. Wiem, że milczenie jest złotem.
– Cassie, będziemy się zbierać. – Kelly nachyla się do mnie przez bar, gdy Gilbert już piąty raz pyta, kiedy będą wychodzić.
Patrzę na nią. Wiem, że dobrze się z nami bawi, a ten buc ciągnie ją do domu. Jak mnie to wkurwia. Robi to za każdym razem. Posiedzi godzinę i marudzi, by wracać.
– Jasne, lećcie. – Wymuszam uśmiech, bo nie chcę psuć jej wieczoru.
– Możecie iść do kibla, poruchać się i wrócić. Nie musicie jechać do domu – wtrąca mój lekko wcięty brat.
Staram się nie roześmiać, ale mina Gilberta jest naprawdę zabawna.
– Gilbert, nie lubisz na stojąco? – dokładam do pieca.
Kelly mało nie dławi się z powstrzymywanego śmiechu.
– Cassie, nie bądź złośliwa. – Mężczyzna sili się na uprzejmość. – Z Kelly lubię zawsze i wszędzie, ale jestem po pracy i potrzebuję odpocząć.
– Przecież żartowałam. Jedźcie do domu. – Uśmiecham się sztucznie. – Kelly, zostawiłaś u mnie torebkę. Nie zapomnij – przypominam jej.
– A, no właśnie. Skarbie, chodź na górę i będziemy spadać. – Dziewczyna chwyta go za rękę i ciągnie na zaplecze.
Stamtąd przejdą do mieszkania.
Patrzymy na siebie z Tylerem i oboje przewracamy oczami.
– On jest, kurwa, jakiś dziwny – stwierdza mój brat. – Albo jest kryptogejem, albo wali ją w rogi. Mówię ci!
– Nie sądzę. Jest dziwny, to prawda, ale jej nie zdradza ani nie jest gejem.
– Skąd wiesz?
– Nie wiem, ale tak uważam. – Wzruszam ramionami.
– Cassie, dwie szkockie. Można prosić? – słyszę głos klienta, który siedzi przy barze.
– Z lodem? – pytam, uśmiechając się szeroko.
– Taka propozycja od ciebie? Nie śmiem odmówić. – Mruga do mnie żartobliwie.
– Dobra, dwie szkockie z lodem. – Chwytam dwie szklanki i w mgnieniu oka przyrządzam drinki, a następnie zanoszę klientom.
To nasi stali bywalcy. Jeden z nich to kapitan, a drugi porucznik. Oni nigdy nie patrzą na pokazy tańca. Po prostu delektują się szkocką i rozmawiają. Czasami zagadują, by wypytać, czy nie mamy żadnych problemów. To miłe. Dzięki temu jest tu nieco bezpieczniej.
– Proszę, to dla panów. – Stawiam drinki przed mężczyznami.
Jeden z nich wręcza mi sto dolarów i daje do zrozumienia, że nie chce reszty. Posyłam mu za to najsłodszy z uśmiechów i wracam do brata, który wszedł za bar i przelicza utarg.
W poniedziałki zwykle zamykamy o dziesiątej, chyba że mamy gości, wtedy jedno z nas zostaje, by dopilnować baru.
– Leć na górę, odpocznij. Ja tu ogarnę i zamknę – proponuje Tyler.
– Na pewno? Ostatnio źle policzyłeś i było manko – przypominam mu i staję obok, by zerknąć, czy dobrze posegregował pieniądze.
Dokładam stówę, którą dał mi policjant, i zostawiam Tylera samego. Nie mogę wiecznie go niańczyć. Chociaż to on jest starszy, mam wrażenie, jakby było na odwrót.
Idę na górę, a gdy wchodzę do mieszkania, od razu się orientuję, że Kelly i Gilbert nadal tu są. W dodatku uprawiają seks. Najpewniej w kuchni lub salonie.
– Jaja sobie robicie?! – krzyczę, by ich ostrzec.
Nie mam ochoty ich zobaczyć. Wystarczy mi to, co słyszę.
– Kurwa, daj nam pięć minut – słyszę zdyszany głos Kelly.
Okej, przynajmniej wiem, że są w salonie.
– Dobra, tylko szybko. – Przewracam oczami i na chwilę wychodzę z mieszkania.
Czekam pod drzwiami, gdy akurat wraca nasz sąsiad. Remy jest pielęgniarzem, samotnie wychowuje piętnastolatka, który czasami przesiaduje u nas, gdy jego ojciec ma drugą zmianę w szpitalu.
– Cześć, Cassie. Zapomniałaś kluczy? – Czarnoskóry mężczyzna wita się ze mną szczerym uśmiechem.
– Powiedzmy, że tak. – Śmieję się pod nosem. – Za pięć minut się znajdą.
– Tyler sobie kogoś sprowadził? – pyta zaskoczony Remy.
– Nie, Kelly poszła po torebkę – wyjaśniam, a on się śmieje.
– Ach, no to chodź do nas. Zrobię nam herbaty – proponuje.
– Nie trzeba, liczę, że to naprawdę będzie pięć minut.
– Jeśli tak, to strasznie słabo... – stwierdza i oboje zaczynamy się jeszcze bardziej śmiać.
– Mówisz, że wytrzymujesz dłużej? – żartuję.
– Dawno nie sprawdzałem, więc może faktycznie nie dałbym rady – odpowiada swobodnie. – Chodź na tę herbatę. – Chwyta mnie za dłoń i ciągnie w stronę swojego mieszkania.
Jest ono lustrzanym odbiciem naszego. Wchodzimy do środka, a ja czuję zapach świeżego chleba. Natychmiast zaczynam się ślinić.
– Młody upiekł chleb? – pytam szeptem, bo nie wiem, czy Armin już nie śpi.
Jak na nastolatka to naprawdę dobry chłopak. Dobrze się uczy, jest uprzejmy i można z nim pogadać jak z dorosłym.
– Na to wychodzi. – Remy zagląda do kuchni i zapala światło.
Na stole leży świeżo upieczony chleb, a obok stoi talerz z kanapkami i dzbanek herbaty. Ten widok mnie rozczula.
– Ale masz szczęście! – Uśmiecham się, a Remy zaprasza mnie do stołu.
Domowych kanapek nie jadłam wieki, więc smakują najlepiej na świecie. I tak zamiast pięciu minut spędzam u Remy’ego ponad godzinę. Rozmawiamy, on musi się wygadać po pracy, a ja z uwagą słucham tych opowieści. Przerywa nam Tyler, który dzwoni do mnie i pyta, gdzie jestem, bo właśnie wszedł do domu.
Dziękuję Remy’emu za kolację, żegnam się i wracam do siebie. Kelly i Gilberta już nie ma. Idę pod prysznic, a następnie wskakuję do łóżka. Ostatnio nie mam problemów ze snem – gdy tylko zamykam powieki, ogarnia mnie ta cudowna błogość.
W piątkowy wieczór sprawdzam, czy wszystko jest przygotowane. Nigdy wcześniej nie organizowaliśmy imprezy zamkniętej, więc nie jestem pewna, jak to powinno wyglądać. Wydaje mi się jednak, że panowie będą zadowoleni. Piętnastu mężczyzn ma zająć trzy loże pod sceną. Ustaliłam grafik, więc każda dziewczyna będzie miała ponad czterdzieści minut na pokaz. Ja występuję jako ostatnia, bo będę też stała za barem. Nie wiem czemu, ale nieco się denerwuję. Takie wydarzenie to jednak coś innego niż normalny wieczór z klientami.
Tyler czeka przed wejściem, bo goście już powinni być. Spóźniają się jakieś pół godziny, ale w końcu widzę, jak zgraja facetów wchodzi do klubu. Nie mam pojęcia, kim są, ale jest z nimi ochrona, którą Tyler oczywiście wpuszcza. Staram się im nie przyglądać, klienci tego nie lubią. Chyba że robimy to podczas tańca.
Kończę przygotowywać powitalne drinki, wychodzę zza baru i rozdaję je gościom. Są w różnym wieku, ale głównie dojrzali, sporo starsi ode mnie. Każdy ma na sobie garnitur, więc klasa. Nikt mnie nie obmacuje, pozwalają sobie tylko na uśmiechy i uprzejmości.
– Dobry wieczór, mam na imię Cassie i będę dziś panów obsługiwać. Jeśli będą mieli panowie ochotę na dodatkowego drinka albo coś do jedzenia, to zapraszam do baru. – Wskazuję w stronę swojego stanowiska. – Pierwszy pokaz zacznie się już za chwilę, wystąpi dla panów piękna i egzotyczna Aisha – zapowiadam i wracam na miejsce.
Zerkam na Tylera, który cały czas się szczerzy. Macham do niego, czy wszystko w porządku, a on potwierdza skinieniem głowy. W takich warunkach mogę zacząć pracę.
Wieczór mija spokojnie, jest naprawdę kulturalnie, a scena aż tonie w tipach. Panowie są hojni i zachwyceni kolejnymi tancerkami. Ta impreza to był strzał w dziesiątkę. Utarg będzie większy niż zwykle, a przecież mamy piątek.
Koło północy przychodzi pora na mój taniec. Idę się przebrać w to seksowne czarne wdzianko z uprzężami. Tyler pomaga mi pozapinać wszystkie klamry i smaruje mnie błyszczącym suchym olejkiem, który się nie klei i jest idealny do tańca. Ręce się nie ślizgają i można normalnie wspinać się na rurze, a ciało się mieni i wygląda naprawdę apetycznie. Wymuszam uśmiech, patrząc w lustro, i szukam pewności siebie. Po chwili jestem gotowa.
Tyler idzie zapowiedzieć mój występ, ale długo nie wraca. Gdy mija dziesięć minut, powinnam być już na scenie, a jego wciąż nie ma, wyglądam zza kulis i dostrzegam, że mój brat rozmawia z jakimś mężczyzną, który chyba dopiero przyszedł. W klubie panuje półmrok i nie widzę twarzy, więc nie mam pojęcia, kto to taki.
Gdy mija kolejne pięć minut, nie wytrzymuję i wychodzę na scenę. Mam gdzieś, że Tyler urządza sobie pogaduszki. Kiwam do Aishy, by za chwilę włączyła muzykę, i podchodzę do rury. Brat na mnie zerka; nie wiem, co się dzieje, ale muszę zacząć pokaz. Remix piosenki Mount Everest Labrinth rozbrzmiewa z głośników. Muzyka mnie hipnotyzuje. Na chwilę zamykam oczy, a gdy je otwieram, nie ma we mnie tremy ani wstydu. Chwytam rurę i zaczynam tańczyć. Wpadam w trans. Nie patrzę na nikogo, nie zwracam uwagi na pieniądze, które mężczyźni rzucają mi pod nogi. Zmieniam się w prawdziwą tancerkę, która ciałem wyraża wszystko, co czuje. I wiem, że jestem w tym naprawdę dobra. Tylko raz spoglądam w stronę Tylera, który jak kołek nadal stoi z tamtym facetem. Nie słyszę niczego poza muzyką i pulsem dudniącym w uszach.
Czterdziestominutowy pokaz jest dla mnie wykańczający. Przez ostatnich kilka sekund po prostu leżę i ogrywam scenę, jakbym przeżywała orgazm. Wiem, że wszyscy patrzą tylko na mnie. Na moje ciało odziane w skąpą bieliznę. Na twarz, która wykrzywia się w grymasie udawanej ekstazy. Na usta, które rozchylam, ciężko dysząc. Światła gasną, a ja jeszcze przez kilka sekund leżę i próbuję uspokoić ciało. To adrenalina.
Wreszcie się podnoszę, by zejść ze sceny, ale nagle woła mnie Tyler. Jestem zaskoczona, bo nigdy tego nie robi. Dobrze wie, że po pokazie zawsze chowam się na zapleczu, bo jestem spocona i muszę pobyć sama. Ale teraz znowu mnie woła. Nadal jest z tamtym facetem. Podchodzę do nich i słyszę:
– Od dziś będzie tańczyć tylko dla mnie.
Zamieram.
Mężczyzna oznajmia to tak, jakby mnie tu w ogóle nie było.
Serce mi wali. Rozglądam się, bo mam wrażenie, że to jakaś pieprzona ukryta kamera. Niczego nie rozumiem.
– Cassie się nie zgodzi... – duka przerażony Tyler.
Wie, że jestem wściekła, że mnie zawołał, ale jego mina sprawia, że i ja zaczynam się bać. O co chodzi? Kto to jest?
– Nie ma wyjścia – odpowiada mężczyzna i nagle patrzy mi prosto w oczy. – Ubierz się. Wyglądasz jak dziwka, a nie jesteśmy tu sami – zwraca się do mnie.
Nagle chwyta mnie za przedramię i przyciąga do siebie. Zaciska mocno palce na mojej skórze, która od razu zaczyna palić z bólu.
– Nie. Dotykaj. Kurwa. Mnie! – Szarpię się, bo moja buntownicza natura nie wie, co to instynkt samozachowawczy.
Mężczyzna niespodziewanie mnie puszcza. Odsuwam się w sekundę i gładzę obolałe miejsce, na którym widać ślady jego dłoni. Podnoszę wzrok i napotykam jego spojrzenie, które przeszywa mnie na wskroś. On jednak nic nie mówi. Wpatruje się we mnie, jakby nie dowierzał, że odezwałam się do niego w taki sposób, po czym, jakby nigdy nic, odwraca się i rusza do wyjścia. Zostajemy z Tylerem sami, a ja wiem, po prostu wiem, że oboje mamy przejebane. Skąd ta pewność? Widzę to po minie mojego brata, która uświadamia mi, że wpakował nas w niezłe gówno.
– Kto to był?! – warczę na Tylera, który odwraca wzrok i próbuje mnie zignorować. – Tyler, do kurwy nędzy, odpowiedz!
– Nie wiem, nie przedstawił się – odpowiada po chwili i pokazuje, byśmy ruszyli na zaplecze.
Przechodzimy tam od razu, a ja liczę, że mi wszystko wyjaśni.
– A czego chciał? O co mu w ogóle chodziło?
– Nie słyszałaś, co mówił? – Tyler wbija we mnie spojrzenie.
– Słyszałam, ale nadal nie rozumiem. Chciał prywatny taniec czy co?
– Nie wiem, Cassie, naprawdę nie wiem. – Wzrusza ramionami.
Patrzę na niego, wkurwiona. Nie rozumiem, dlaczego nie chce mi powiedzieć, o co chodzi.
– Więc co? Mam się nie martwić? – sugeruję drwiąco, a on kiwa głową.
– Tak, tak, nie martw się. Załatwię to – zapewnia nieco zdezorientowany.
– Niby co, skoro nie wiesz, o co mu chodziło? – Krzyżuję dłonie na piersi.
Tyler kłamie w żywe oczy. Nie pierwszy raz, ale zupełnie tego nie rozumiem.
– Cassie, nie martw się. Serio to ogarnę – powtarza i podaje mi szlafrok. – Idź do domu – dodaje.
– Na pewno? – pytam, marszcząc brwi, a on kiwa głową.
Martwię się o niego, bo wygląda na wystraszonego, a przecież wszystko miało być już dobrze. Nigdy nie było nam łatwo, ale teraz powoli zaczęło się układać. Klub prosperuje, kasa się zgadza. Jeśli Tyler wpakował nas w jakieś kłopoty, to go zamorduję. W dodatku wiem, że nie powie mi prawdy. Będzie to w sobie tłamsił, aż rozwiąże problem. Stara się udowodnić, że jest odpowiedzialnym starszym bratem, a oboje wiemy, że to gówno prawda. Niestety. Tyler nie jest odpowiedzialny, opiekuńczy, dojrzały. To dzieciak, w którym cały czas tlą się marzenia. Chwilami mu tego zazdroszczę. Oboje przecież jesteśmy złamani, ale on lepiej sobie z tym radzi. Może naprawdę jest silniejszy ode mnie?
Tak bardzo żałuję, że nie mam w sobie odwagi, by porozmawiać z nim o tym, co było kiedyś. Temat naszego pobytu w rodzinie zastępczej jest wręcz zakazany. Nigdy go nie poruszamy. Z różnych względów. Każde z nas ma swoje powody. I choć dręczy nas to do żywego, to nie sądzę, byśmy w końcu zdobyli się na szczerość i wspólnie to przepracowali. Dlatego Tyler tak często kłamie. Kryje w ten sposób prawdziwe emocje, mimo że wie, że ja to widzę. Za każdym razem odpuszczam, bo nie mam siły z nim wojować. Mamy tylko siebie, dlatego podświadomie wypieramy wszystko, co złe, by żyć złudzeniami. On kłamie, ja milczę. Milczenie jest złotem.
Wracam do domu, ale cały czas nie opuszcza mnie uczucie niepokoju. Wiem, że jest związane z człowiekiem, z którym rozmawiał dziś Tyler. Czekam na brata, ale jest już trzecia nad ranem, a jego nadal nie ma. Nie wiem, czy impreza zamknięta trwa dalej, czy coś się stało.
W końcu nie wytrzymuję i postanawiam zejść na dół. Wkładam dres i wracam do klubu, ale panuje tam cisza. Goście wyszli, za barem jest posprzątane. Idę się upewnić, że drzwi są zamknięte. Chwytam za klamkę i zaskoczona stwierdzam, że nie. Wyglądam niepewnie na ulicę i nagle dostrzegam mojego brata, który leży na chodniku. Nie rusza się.
– Tyler! – krzyczę i wyrywam w jego stronę.
Padam obok niego na kolana. Nie wiem, co zrobić. Tyler ma zakrwawioną twarz, jest nieprzytomny, ale widzę, że oddycha. Boję się go dotykać, by nie zrobić mu większej krzywdy. Na całe gardło wołam pomocy, ale w zasięgu wzroku nikogo nie ma. Jestem przerażona, jednak staram się nie panikować. Dzwonię po pogotowie i czekam jakieś dziesięć minut na ich przyjazd.
Ratownik medyczny pyta mnie kilkukrotnie, czy wiem, co się stało, ale ja nie mam pojęcia. Przed klubem są kamery, ale tylko Tyler ma do nich dostęp i zna hasła. Ja nigdy się tym nie interesowałam. Zabierają go do szpitala, ale ja nie zmieszczę się w karetce, więc muszę dojechać na własną rękę.
Zanim wezwę taksówkę, dzwonię do Kelly. Potrzebuję jej wsparcia. Teraz, tu. A ona nie odbiera. Nic dziwnego, w końcu jest środek nocy, ale i tak ogarnia mnie uczucie bezsilności. Ja pewnie bym odebrała, bo zawsze mam telefon pod poduszką. Nie będę teraz nad tym rozmyślać.
Jadę do szpitala i czekam na jakieś wieści. Nawet nie wiem, co dokładnie czuję. Jestem bardziej przerażona czy roztrzęsiona? Kto pobił Tylera? I dlaczego? Może to tamten facet? Na samą myśl przechodzi mnie dreszcz. Mój brat się w coś wpakował i właśnie poniósł tego konsekwencje. Ale dlaczego aż takie? Kto zostawia zakrwawionego człowieka na chodniku? Nie umiem tego pojąć. Brzydzę się przemocą. To dla mnie nieprzekraczalna granica. Czerwony alarm. A teraz będę musiała się z tym zmierzyć, bo przecież musimy to zgłosić na policję. Może będzie trzeba wzmocnić ochronę, a to dodatkowy koszt. Mam mętlik w głowie.
– Tyler Jacobs! – Z zamyślenia wyrwa mnie głos pielęgniarki, która weszła na izbę przyjęć.
Podrywam się z siedzenia.
– Tak, jestem siostrą! – Natychmiast się zgłaszam. – Co z nim? – pytam przejęta.
– Ma sporo obrażeń twarzy i głowy. Zostawimy go na obserwację, by mieć pewność, że nie ma krwiaka albo wstrząśnienia mózgu.
– O Boże... – wzdycham, opierając się o ścianę.
– Zawiadomić policję? – pyta kobieta, a ja wzruszam ramionami.
Trochę się tego boję, bo Tyler ewidentnie ma kłopoty, a policja może wszystko skomplikować.
– Najpierw chciałabym porozmawiać z bratem, bo nie wiem, co się wydarzyło – przyznaję.
– Proszę w takim razie wrócić rano, teraz pani z nim nie porozmawia – oznajmia pielęgniarka, a ja kiwam głową. – Przydałyby się też jakieś czyste ubrania.
– Dobrze, wszystko przywiozę. Od której są odwiedziny? – pytam.
– Od dziesiątej. Ach, i proszę też zostawić numer telefonu, w razie czego będziemy dzwonić. – Kobieta podaje mi kartę do uzupełnienia danych, a potem mogę opuścić szpital.
Czuję niepokój, że spędzę tę noc sama w domu, bo przecież kilka godzin wcześniej ktoś pobił Tylera przed klubem. Nie mam jednak wyjścia. Wracam, zamykam wszystkie zamki i próbuję zasnąć. Jestem zmęczona, ale adrenalina nie daje mi spać. Udaje mi się zdrzemnąć dopiero nad ranem, gdy już świta. Tych kilka godzin snu mi nie wystarcza, koło ósmej zwlekam się jednak z łóżka, by się ogarnąć i pojechać do szpitala. Nikt nie dzwonił, dlatego wierzę, że z Tylerem wszystko w porządku. Akurat wychodzę, gdy oddzwania do mnie Kelly.
– Halo, Cassie, dzwoniłaś w nocy, ale spałam jak zabita – słyszę jej zaspany głos.
– Tyler jest w szpitalu. Ktoś go pobił.
– Co?! Jak to?! – piszczy do słuchawki.
– Ktoś go pobił, nie wiem kto. Znalazłam go w nocy przed klubem, w kałuży krwi – wyjaśniam już spokojnie. – Właśnie do niego jadę. Liczę, że go dziś wypuszczą – dodaję.
– Który to szpital? Spotkamy się na miejscu!
Cieszę się, że Kelly przyjedzie. Razem zawsze raźniej i może we dwie wyciągniemy z Tylera, co się wydarzyło.
Godzinę później wchodzimy do szpitala i idziemy prosto na oddział. Tyler jest przytomny, ale obolały. Ma spuchniętą twarz, rozcięte wargi i oba łuki brwiowe, a białka oczu czerwone od wylewów. Ten widok sprawia mi wręcz fizyczny ból.
– Coś ty nawyrabiał?! – pytam, siadając przy jego łóżku.
Nie będę się nad nim litować. On doskonale to wie. W dodatku odwraca wzrok, bo nie chce rozmawiać. Kelly patrzy na niego z politowaniem, ale się nie odzywa. Nie wtrąca się w nasze rodzinne sprawy, ale wiem, że jest jej go szkoda.
– Tyler, mówię do ciebie! Co się wydarzyło? – Chwytam jego dłoń. – Proszę, powiedz mi... – dodaję w emocjach.
Rzadko płaczę, ale teraz jestem na granicy histerii. Boję się, że mój brat wpakował się w coś naprawdę niebezpiecznego. Wiem, że potrafi podejmować złe decyzje. Dobrze go znam.
– Pogadamy w domu, okej? – odpowiada w końcu i na mnie spogląda. – Przepraszam – bąka.
To „przepraszam” brzmi naprawdę źle.
Za co przeprasza?
Za to, że spierdolił sprawę?
Za to, że się w coś wpakował?
Za to, że nas w coś wpakował?
– Wypuszczą cię dziś? – odzywa się Kelly i podchodzi do nas.
Widzę, jak patrzy na Tylera. Od zawsze jej się podobał, ale on nigdy nie był nią zainteresowany. Traktuje ją trochę jak siostrę, trochę jak przyjaciółkę. Wiem, że rzuciłaby Gilberta, gdyby Tyler powiedział chociaż słowo, ale to się nie wydarzy. Pytałam go wiele razy, czemu nie chce być z Kelly, ale nie umiał wyjaśnić. Niby nie podoba mu się fizycznie, ale to gówno prawda. Jest w jego typie, dlatego nie wiem, o co tak naprawdę chodzi.
– Podobno tak, lekarz ma przyjść koło jedenastej i wtedy zadecyduje. – Tyler zerka na mnie. – Bardzo się wystraszyłaś? – pyta cicho.
– Nie, no skąd. W ogóle! – burczę na niego.
Jestem wściekła. Po prostu wściekła.
– Cassie...
– Nawet nie próbuj ściemniać, że to nic takiego. Ktoś cię, kurwa, pobił pod naszym domem! – przerywam mu. – Jeśli to ten facet, który...
– Jaki facet? – wtrąca zaciekawiona Kelly.
– Przyszedł wczoraj taki jeden, oglądał mój występ, a potem jakby nigdy nic oznajmił, że teraz mogę tańczyć tylko dla niego. – Krzywię się na to wspomnienie.
Kelly patrzy na mnie i też nie rozumie.
– Co? Jakiś zbok? – pyta niepewnie.
– Tylera zapytaj. To on się zadaje z takimi elementami! – Odwracam się, bo nawet nie chce mi się z nim gadać. – Trzeba to zgłosić na policję – dodaję, a wtedy on prawie zrywa się z łóżka.
– Nie! Nie możemy. Znaczy... Nie trzeba. To nic takiego! – piszczy w nerwach, a ja mrożę go spojrzeniem.
– Nie możemy, bo...? – żądam wyjaśnień, a on tylko spuszcza wzrok. – Świetnie. W co nas wpakowałeś? – pytam rozjuszona.
– Nie będę was narażał. Sam sobie poradzę – oznajmia, ale te słowa zupełnie mnie nie uspokajają.
– Narażał? – Kelly wbija we mnie spanikowane spojrzenie. – To znaczy co? Że jak nam powiesz, to coś może nam grozić?!
– Nic nie powiem. – Tyler idzie w zaparte, ale ja mam tego dość.
– Dobra, nie, to nie. Ja wychodzę. Tu masz ubrania, do domu też trafisz. – Rzucam torbę z ciuchami na łóżko i ruszam do drzwi.
Wiem, że Kelly zostanie i będzie go niańczyć, ale ja nie mam zamiaru. Jestem na niego zbyt wściekła. Muszę się uspokoić i dopiero wtedy spróbuję z nim porozmawiać. Przecież musi mi powiedzieć, co zrobił. To już nie są żarty. Pobicie to ostrzeżenie. Logiczne. Na razie dostał w twarz, a co następnym razem? Połamią mu nogi? Ręce? A może od razu strzelą w łeb? I kto to w ogóle zrobił?
Z gonitwą myśli wracam do domu i idę do klubu. Dziś jest sobota, a skoro Tylera nie będzie, to wszystko spada na mnie. Muszę dopilnować zaopatrzenia, dziewczyn i stanąć za barem. Odpuszczę występ, bo nie dam rady ogarnąć także tego. Do otwarcia tonę w fakturach, bo z reguły się tym nie zajmuję. Nic mi się nie zgadza, ale ważne, że towaru nie zabraknie. Alkohol dojechał, więc staję za barem i otwieram klub.
Sobotnie wieczory są najintensywniejsze i tym razem nie jest inaczej. Pojawiło się dużo klientów, ale radzę sobie całkiem nieźle. Dziewczyny również mi pomagają. Te, które skończyły tańczyć, zostały i teraz robią za kelnerki. Jedna z nich pomaga mi za barem. Jest koło północy, a wieczór dopiero się rozkręca. Wiem, że posiedzę tu prawie do rana, a jestem naprawdę zmęczona. Jakoś jednak muszę dać radę. Chowam się na chwilę na zapleczu, by usiąść choć na pięć minut. Zamykam oczy dosłownie na sekundę i niespodziewanie przysypiam. Nie wiem, ile to trwa, ale gdy wracam, przy barze nikogo nie ma. Krzywię się, bo przed chwilą był tłum. Rozglądam się. Klub opustoszał. Muzyka nie gra. Nikogo tu nie ma. Nic nie rozumiem.
– Aisha?! – wołam jedną z dziewczyn i idę na drugą stronę baru.
Zatrzymuję się w pół kroku, bo nagle dostrzegam siedzącego przy barze faceta. To ten sam mężczyzna, którego widziałam tu wczoraj.
– Witaj, Cassie – zwraca się do mnie.
Robię krok w tył.
Już po samym tonie głosu można wyczuć, że jego obecność nie wiąże się z niczym dobrym. On nie przyszedł tu na drinka. Nie przyszedł popatrzeć na tancerki. Tylko... No właśnie, po co przyszedł?
– Skąd pan wie, jak mam na imię? – wyduszam z siebie.
Jestem naprawdę zaniepokojona.
– Ja wiem wszystko – odpowiada, a ja mrużę oczy.
Nie widzę go dobrze, bo światła są przygaszone, a on ukrywa twarz w cieniu. Ma na sobie garnitur. Na razie tyle o nim wiem.
– Wszystko o mnie?!
– Wszystko o wszystkich – wyjaśnia, ale te słowa są przesiąknięte tajemnicą i czymś mrocznym, co od pierwszej sekundy mnie przeraża.
– Wczoraj odezwałam się do pana bardzo niegrzecznie, ale nie lubię, gdy dotyka się mnie w taki sposób – tłumaczę, bo czuję, że muszę.
Próbuję zapanować nad nerwami, bo w głowie cały czas mam myśl, że może to on pobił Tylera. Muszę być ostrożna.
– Posłuchałaś mnie, dziś nie tańczyłaś. – Pokazuje, że mam podejść. Waham się, a wtedy dodaje: – Mogę liczyć na czystą z lodem?
Jestem zaskoczona, ale kiwam głową i niepewnie podchodzę. W końcu mogę mu się przyjrzeć, choć boję się spojrzeć prosto na niego. Uciekam wzrokiem, ale mężczyzna bacznie mnie obserwuje. Patrzy, jak wyciągam kryształową szklankę, wrzucam do niej dużą kostkę lodu i zalewam wódką, a następnie stawiam przed nim na papierowej serwetce.
– Proszę.
– Dla siebie zrób to samo.
Te słowa to rozkaz, a ja niczego nie rozumiem. I coraz bardziej się boję.
– Nie piję w pracy.
– Jesteś po pracy, klub jest pusty. – Wskazuje na scenę i salę. – Tancerki poszły do domu, ochronę odprawiłem.
– Odprawił pan ochronę? – Marszczę brwi.
W moim głosie słychać panikę. To zdradza moje emocje, ale trudno się dziwić, skoro czuję się jak w marnym niskobudżetowym horrorze.
– Tak, Tyler mnie o to prosił. – Wiem, że to jawne kłamstwo.
Czuję dreszcz niepokoju na plecach.
– Co on panu zrobił, że go pan pobił? – pytam wprost, a mężczyzna nagle uśmiecha się ledwo zauważalnie, po czym spogląda na mnie.
– Ja? Ależ skąd.
– Tyler to mój brat i chciałabym wiedzieć, co zrobił. Jesteśmy normalnymi ludźmi, chcemy po prostu...
– Cassie, skończ – przerywa mi stanowczo. – Tyler jest mi winny sporą sumę i, niestety, skończył mu się czas – oznajmia, a ja robię wielkie oczy.
– Słucham? – wyduszam z siebie.
Mam wrażenie, że zaraz nie będę mogła złapać tchu. Przyłapuję się na tym, że mocno ściskam blat baru.
– Przekaż mu, że ma siedem dni na oddanie całej kwoty. Wrócę tu. Jeśli nie odda wszystkiego, przejmę klub, a odsetki odbiorę sobie twoim towarzystwem.
Te słowa prawie zwalają mnie z nóg. Patrzę prosto w bursztynowe oczy mężczyzny i nie umiem wydusić z siebie słowa.
– Te siedem dni to i tak wyraz mojej dobrej woli, Cassie – mówi to z takim spokojem, jakby rozmawiał o pogodzie, ale mnie ogarnia panika. – A teraz zrób sobie drinka i napij się ze mną – dodaje, lustrując mnie spojrzeniem.
– Kim pan jest? – pytam, patrząc prosto na niego.
W jego oczach czai się coś niepokojącego. To mrok, którego boję się od pierwszej sekundy. Jestem tak przerażona, że nie mogę się ruszyć.
– Dla ciebie? – odpowiada, czym wprawia mnie w osłupienie.
– Słucham?
– Pytasz, kim jestem, a ja pytam, czy chcesz wiedzieć, kim jestem dla ciebie – wyjaśnia, ale tu przecież nie o to chodzi.
– A jeśli nie chcę?
– To ci nie powiem.
– Więc nie chcę i proszę, by już pan sobie poszedł – odpowiadam stanowczo. – Klub jest zamknięty, a ja chcę iść do domu.
– Nie masz daleko, to raptem piętro wyżej. – Patrzy mi w oczy i nagle uśmiecha się z wyższością.
Wie, gdzie mieszkamy, a to już nie jest zabawne. W ogóle nie było, ale to brzmi jak groźba.
– Zrób. Sobie. Drinka – podkreśla stanowczo każde słowo.
Patrzę na jego dłoń, w której trzyma szklankę, i dostrzegam liczne tatuaże. Na każdym palcu ma wytatuowany jakiś znak. Nie wiem, co to oznacza. Kieruję wzrok wyżej, na jego ramiona, które wyglądają potężnie w opiętej czarnej koszuli. Spod mankietu też wystaje tatuaż. Możliwe, że kończy się aż na szyi, bo tam również dostrzegam wzór. A potem patrzę na twarz. Bursztynowe oczy zrobiły się ciemniejsze, pełne usta milczą, zaciśnięte w wąską linię. Ciemny zarost podkreśla szczękę i kości policzkowe, a włosy, które są wręcz perfekcyjnie nieułożone, błyszczą od preparatu, którym zostały ujarzmione. Przychodzi mi do głowy, że ten przystojny mężczyzna to nie jest normalny człowiek.
To diabeł w ciele Boga.
W takich chwilach trudno myśleć racjonalnie. Często sekundy decydują o tym, czy zdołasz przetrwać. Instynkt podpowiada mi, że powinnam uciekać, choć wiem, że zapewne nie mam na to szans. Muszę jednak spróbować. Chwytam więc szklankę i wrzucam do niej kostkę lodu. Mężczyzna uważnie przygląda się temu, co robię. Śledzi każdy mój ruch. Biorę butelkę z wódką i zalewam lód. Gdy mój drink jest gotowy, chwytam go i unoszę, jakbym chciała wznieść toast.
– Za co pijemy? – pytam, spuszczając wzrok.
– Zaproponuj.
Jego spokój jest naprawdę przerażający, ale to właśnie ten moment, w którym muszę podjąć decyzję. Serce mi wali, adrenalina buzuje w żyłach. Wiem, że zaraz spanikuję, więc teraz albo nigdy. Spoglądam na niego i uśmiecham się ledwo zauważalnie.
– Na pohybel psycholom! – odpowiadam i nagle chlustam drinkiem prosto w twarz mężczyzny.
To wódka, a wódka w oku to skuteczny obezwładniacz, o czym świadczy jego wrzask.
– Kurwa mać. Łapać ją! – krzyczy rozwścieczony.
Nie oglądam się za siebie, wyrywam z miejsca i pędzę na zaplecze, a stamtąd prosto do drzwi ewakuacyjnych prowadzących na górę. Wypadam na korytarz, a jedyne, co czuję, to moje walące w piersi serce. Wiem, że nie mogę schować się w domu, słyszę, że ktoś za mną biegnie, i szybko decyduję, że ucieknę na dach. Nic innego nie przychodzi mi do głowy. Dobiegam do zsypu na śmieci, obok jest drabina, która prowadzi na dach. Wdrapuję się tam i zamykam wieko, przez które weszłam. Blokuję je metalowym prętem i chowam się w rogu, między skrzynkami i kartonami. Nasłuchuję, oczekując, że zaraz ktoś zacznie się dobijać, ale nagle słyszę głosy, które docierają do mnie z ulicy. Z duszą na ramieniu zbliżam się do krawędzi dachu i spoglądam dyskretnie w dół. Dostrzegam dwa samochody i kilku mężczyzn, którzy ewidentnie mnie szukają.
– Nie mogła daleko uciec! – wrzeszczy jeden z nich.
To chyba ten, z którym rozmawiałam, ale nie mam pewności, bo głos niesie się echem po całej okolicy. Obserwuję, jak kolejnych dwóch facetów wychodzi z budynku, a po chwili wszyscy odjeżdżają. To mnie nie uspokaja, bo co dalej? Teraz uciekłam, ale oni wiedzą, że tu mieszkam, że to klub mojego brata. Jestem pewna, że wrócą, tylko kiedy? Jutro? Pojutrze? Za tydzień? Muszę być ze sobą szczera: to jacyś przestępcy. Nie wiem, może mafia? Tyler zadał się z mafią? Pożyczył kasę od lichwiarza? Nie mieści mi się to w głowie. Przecież mówił, że kupił klub za odłożone przez nas pieniądze. Było ich wystarczająco. Wiem, bo sama liczyłam. Kurwa mać! W co on nas wpakował?
Czekam na dachu kolejnych kilka minut, aż w końcu decyduję się zejść na dół. Z duszą na ramieniu wracam do klubu, a tam, na blacie baru, dokładnie w miejscu, w którym siedział ten facet, leży karteczka. Niepewnie biorę ją do ręki i czytam.
Cokolwiek zrobisz, nie uciekniesz.
Cena nie gra roli. Znajdę Cię.
Oddech więźnie mi w gardle. Wpatruję się w skrawek papieru i mam w głowie pustkę. Jednocześnie palący ból rozlewa się po mojej klatce piersiowej. I to nie jest strach. To wściekłość i poczucie niesprawiedliwości, bo właśnie uświadomiłam sobie, że poniosę konsekwencje tego, co zrobił Tyler, a ja nawet nie wiem, co to jest. W sekundę ulatują ze mnie resztki sił. Kulę się na podłodze za barem i zakrywam dłońmi głowę. Wypełnia mnie poczucie bezsilności. Miało być tak dobrze, a teraz wiem, że nie będzie.
Już nigdy.
– Oblałaś kolesia wódką i uciekłaś przed jego ludźmi!? – Kelly zadaje mi to pytanie chyba trzeci raz z rzędu.
Siedzimy we troje w jej mieszkaniu, bo bałam się spać w naszym. Po tym, jak tamci faceci odjechali spod klubu, zadzwoniłam do Kelly i pojechałam do niej. Tyler już był na miejscu, Kelly ewidentnie bawiła się w niańkę. Ciekawe, co na to Gilbert?
Ich miny wyrażają szok. Oboje patrzą na mnie i oczekują wyjaśnień.
– Tak, tak właśnie zrobiłam – odpowiadam, rzucając spojrzenie mojemu użalającemu się nad sobą bratu.
Okej, jego poobijana twarz wzbudza we mnie odrobinę współczucia, ale nie za wiele. Zarobił w mordę, bo najwidoczniej zasłużył. Wiem, że zasłużył. Każdy głupi wie, że nie pożycza się kasy od szemranych ludzi, a tym bardziej od tych niebezpiecznych. Nie mam pojęcia, z kim zadarł, ale nie będzie z tego niczego dobrego.
– Ochujałaś, serio, Cassie – stwierdza teraz, a ja gromię go spojrzeniem.
– Ja ochujałam?! Ja?! – Wstaję z krzesła i podchodzę bliżej. – Nawet mnie nie wkurwiaj, Tyler. Lepiej mi powiedz, ile kasy pożyczyłeś i od kogo?! Ten człowiek groził, że jeśli w ciągu siedmiu dni nie oddasz całej kwoty, to oboje tego pożałujemy! – wrzeszczę na niego.
– Pożyczyłeś kasę od lichwiarza? – Kelly patrzy na niego.
– Po prostu chciałem jak najszybciej wykupić lokal pod klub – tłumaczy się, znowu robiąc minę zbitego psa.
Odwracam wzrok, bo zaraz znowu wybuchnę.
– Przecież mieliśmy pieniądze – przypominam.
– Przegrałem je w kasynie.
Te słowa są jak kubeł zimnej wody. Mam dość. Spoglądam na Kelly, która wzrokiem błaga, bym nie wychodziła, ale ja naprawdę nie mogę zostać, bo zaraz zamorduję w afekcie swojego pieprzonego brata. Ruszam do drzwi i wychodzę. W piersi rozlewa się duszący ból, a gdy wypadam na zewnątrz, mam wrażenie, że nie mogę oddychać. Każdy nerw w ciele informuje mnie, że jestem na granicy ataku paniki. Idę kawałek chodnikiem, a po chwili przysiadam na ławce. Zamykam oczy i biorę kilka głębokich oddechów, dzięki którym nieco się uspokajam.
Postanawiam wrócić do naszego mieszkania. Nie mam innego wyjścia. Przecież i tak musimy to kiedyś zrobić. Tam są nasze życie, nasza praca, nasze plany... O których, jak się okazuje, mogę zapomnieć. Wchodzę do swojej maleńkiej sypialni i nie wiem, co ze sobą zrobić. Nie mam pojęcia, co czuję. To strach czy złość? A może żal? Spoglądam na komórkę, widzę połączenie przychodzące od Kelly, ale nie odbieram. Naprawdę nie chcę z nimi teraz rozmawiać. Nie chodzi o to, że jestem zła również na nią. Po prostu chcę być sama.
Od zawsze sama radzę sobie z emocjami. Przepracowuję je. Nawet jeśli rozsadzają mnie od środka i ledwo daję radę, nie pokazuję innym, że cierpię. Okażę złość, ale nie słabość czy strach. Nauczyłam się żyć z tymi emocjami. Nie raz doświadczyłam ogromnej krzywdy, więc i teraz dam radę. Odrzucam kolejne połączenie od Kelly, a gdy ta znów dzwoni, wyłączam telefon. Dziwne, że jeszcze się nie nauczyła, że siłą niczego u mnie nie wskóra. Idę do kuchni, robię sobie herbatę i siedzę w ciszy, która daje mi odrobinę ukojenia. Zduszam w sobie słabość, bo przecież w ten sposób niczego nie osiągnę. Potrzebuję chwili, by uspokoić myśli, dopiero wtedy porozmawiam z Tylerem.
Z zamyślenia wyrywa mnie pukanie do drzwi. Przewracam oczami, bo jestem przekonana, że to Kelly i Tyler przyjechali, by mnie dręczyć. Ignoruję to, ale pukanie się powtarza. Niechętnie idę otworzyć.
– Tak trudno zrozumieć, że chcę być sama? – Zanim pomyślę, otwieram drzwi, czego już chwilę później żałuję.
Na korytarzu stoi mężczyzna. Ten sam, który był wczoraj w klubie.
Próbuję zatrzasnąć drzwi, ale on stawia nogę w progu i popycha je, a następnie bez pytania wchodzi do środka.
– Tak trudno zrozumieć, że nie oblewa się ludzi wódką? – odpowiada zimnym tonem.
Cofam się o kilka kroków. Przedpokój jest mały i nie mam za dużego pola manewru. Patrzę na tego wielkiego faceta i głos więźnie mi w gardle.
– Nie przyszedłem cię skrzywdzić. Uspokój się – rzuca, a ja przełykam ślinę.
– Więc po co pan przyszedł? – pytam cicho. – Naprawdę nie chcę problemów.
– Problemy ma twój brat, a nie ty.
– Więc dlaczego mnie pan nachodzi? – Krzywię się.
Brunet rozgląda się po korytarzu, po czym zerka do kuchni, gdzie chwilę wcześniej siedziałam przy stole. Potem znów patrzy na mnie.
– Będziemy rozmawiać tutaj? Nie zaproponujesz, bym usiadł? – sugeruje, a ja prycham pod nosem.
– Herbatę też mam zaparzyć? – Przechodzę do kuchni i wskazuję mu miejsce. Przecież wiem, że nie wyjdzie, jeśli nie dostanie tego, czego chce. – Na dole czekają na pana goryle? – dodaję, a on ledwie zauważalnie się uśmiecha.
– Nie, to inna ekipa. Tamtych już nie ma. Skoro zdołałaś im uciec, to znaczy, że do niczego się nie nadają. – Nie potrafię stwierdzić, czy mówi serio, czy żartuje.
I co to znaczy, że tamtych nie ma? Zwolnił ich? A może ich pozabijał?
– To ciekawe... – Tylko tyle jestem w stanie z siebie wykrzesać.
– Cassie, nie mam czasu na pogaduszki. – Patrzy mi w oczy. – Twój brat ma dług, którego nie odda, to wiemy oboje. Jeśli chcesz, by nie stało mu się nic gorszego niż ostatnio, przekonaj go, by nie szedł na policję...
– Nie pójdzie – przerywam, a facet mierzy mnie spojrzeniem.
– Przekonaj go, by nie szedł na policję – powtarza. – I poinformuj, że od dziś jego klub staje się mój. I to nie są żarty. Będę nadzorował, co się tu dzieje, i jeśli cokolwiek mi się nie spodoba, on gorzko tego pożałuje.
– Dlaczego informuje pan o tym mnie? Co mi do tego? – Przysiadam na krześle i patrzę na niego.
– Bo odsetki odbiorę sobie twoim towarzystwem – oznajmia, a mnie oblewa zimny pot.
– S-słucham? – jąkam się, przerażona.
– Mam wyjaśnić prościej? Od dziś ty także należysz do mnie – oznajmia i nagle podchodzi bliżej.
Bez wahania chwyta moją brodę i sprawia, że wstaję z krzesła. Nie wiem, czy się boję, czy czuję obrzydzenie, ale ledwo oddycham.
– Nadal nie rozumiesz? – dopytuje, a ja kręcę głową. Mruży oczy i zaciska usta w cienką linię. Mimo tego wydają się pełne i miękkie. – Jeśli zażyczę sobie twojego towarzystwa, to przyjedziesz i będziesz mi towarzyszyć. To proste.
– Mam dla pana tańczyć?
Może jestem głupia albo nie chcę dopuścić do siebie pewnych myśli, ale naprawdę nie wiem, o co mu chodzi.
– Nie wiem, może czasami. To, co widziałem, zrobiło na mnie wrażenie – odpowiada wprost. – Na pewno nie życzę sobie, byś co wieczór zabawiała facetów, którzy przychodzą do klubu. Nikt nie ma prawa na ciebie patrzeć, gdy jesteś prawie naga.
– To moja praca... – tłumaczę cicho.
– Bycie dziwką? – pyta, a ja znowu zamieram.
Mam tak sucho w ustach, że nie jestem w stanie odpowiedzieć.
– Zabiję każdego, kto zobaczy twoje ciało – oznajmia.
– Zabije pan? – Przełykam ślinę.
– Owszem, Cassie.
Jego kciuk nagle sunie delikatnie po moich wargach. Jestem sparaliżowana. Taka bliskość obcego człowieka to dla mnie zbyt wiele. Chcę odwrócić głowę, ale on mi na to nie pozwala. Wiem, że widzi w moich oczach strach.
– Nie jestem typem człowieka, który daje kolejne szanse, więc swoją spróbuj wykorzystać. Nie skrzywdzę cię, ale pamiętaj, że nie toleruję kłamstwa i nieposłuszeństwa.
– Mam być posłuszna? – Mój głos jest cichszy od szeptu.
– Tak.
– A co to oznacza?
– Nic, czego byś nie znała. Jesteś dorosła – odpowiada i zabiera rękę z mojej twarzy, po czym się odsuwa. – Poznasz moje zasady, oczekiwania. Nie myśl, że jestem potworem. Dam ci czas, żebyś się oswoiła, przyzwyczaiła do nowej rzeczywistości.
– To brzmi bardzo źle...
– Na razie jesteś przerażona, zdezorientowana i zła, ale ostatecznie zrozumiesz, że to, co ci proponuję, jest lepsze niż życie w strachu.
– Nie daje mi pan wyboru, więc już zawsze będę czuła strach.
– Daj spokój, Cassie. Miałaś ciężkie życie, a niedługo zrozumiesz, że czeka cię coś lepszego niż kiedykolwiek wcześniej.
Patrzę na niego, zdezorientowana. Skąd on wie, co przeżyłam? Kim w ogóle jest?
– Jest pan jakimś gangusem? – pytam, a on wybucha śmiechem.
Takim szczerym, jakbym go naprawdę rozbawiła, choć pytałam zupełnie poważnie.
– To znaczy kim?
– Nic, nieważne... – Spuszczam wzrok, a mężczyzna nagle znowu chwyta moją brodę.
Kulę się i cofam, ale robi krok w moją stronę. Opieram się o blat szafki i zaciskam powieki. Dyszę ciężko, oddychając przez usta, jak ryba wyjęta na brzeg.
– Nie patrz na to, jaki jestem dla innych. Spróbuj ocenić to, jaki jestem dla ciebie. – Czuję jego usta blisko mojego ucha. – Jesteś piękna, masz charyzmę i bije od ciebie energia, która sprawiła, że zwróciłem na ciebie uwagę.
– I co? To ma mnie ochronić? Ta pieprzona energia, którą pan zobaczył?! – Chcę się odsunąć, ale mi nie pozwala.
– Nie, to ja cię ochronię. Jeśli poczujesz się zagrożona.
Otwieram oczy i patrzę mu prosto w twarz.
– Teraz czuję się zagrożona.
– Myślisz, że teraz czegoś od ciebie chcę? – pyta, ale nie czeka na odpowiedź. – Nie bój się, mówiłem, że cię nie skrzywdzę.
– Więc proszę mnie nie dotykać. – Mój głos drży.
– Bo?
– Bo nie mogę tego znieść. – Odwracam wzrok, a mężczyzna mnie puszcza.
Robi dwa kroki w tył i bacznie obserwuje, jak obejmuję się rękami i pocieram ramiona. Zaciskam palce na skórze i biorę kilka głębokich oddechów.
– I proszę już sobie iść. Potrzebuję pobyć sama.
– Przecież wiesz, że to ja stawiam warunki.
– Ja proszę, a co pan z tym zrobi, to już pana decyzja – mówię, a on znowu się uśmiecha.
Próbuję uspokoić emocje i myśleć trzeźwo. Zastanawiam się, ile on może mieć lat. Jest ode mnie starszy pewnie o dekadę albo i więcej. Nie wiem, dlaczego o tym myślę, ale jego aparycja jest naprawdę oszałamiająca. Takich facetów nie spotyka się często. I nie chodzi jedynie o fizyczność. Mówił coś o mojej energii, którą dostrzegł. Mogę w to uwierzyć, bo od niego też bije coś, czego nie umiem wyjaśnić ani opisać. To aura, która mnie onieśmiela, a jednocześnie intryguje.
– Dobrze, zostawię cię teraz samą, ale nie na długo. Odezwę się niebawem. Musisz poznać moją żonę. – Tymi słowami wprawia mnie w jeszcze większą konsternację.
Widać to po mojej twarzy, bo nie umiem ukryć zaskoczenia, a jednocześnie nie proszę, żeby mi to wyjaśnił. Chyba nie chcę na razie wiedzieć nic więcej. Wystarczy mi to, że nagle zostałam jego własnością, jak to określił. Mam być na każde zawołanie i się z tego cieszyć. W dodatku jest też jakaś żona... Nic z tego nie rozumiem.
– Uspokoisz się, jeśli nie każę ci do mnie przyjechać, tylko zaproszę cię na wspólną kolację? – proponuje nagle, a ja marszczę brwi.
– Zaprasza mnie pan?
– Tak. Tak będzie lepiej? Milej? – sugeruje, ale wiem, że to drwina.
Kiwam jednak głową, a on znów się uśmiecha. Następnie spogląda w stronę korytarza, a potem na mnie.
– Czekaj na telefon. I nic nie kombinuj – dodaje na koniec.
– Dobrze – bąkam pod nosem.
Mężczyzna rusza w milczeniu do wyjścia. Zamykam szybko drzwi, wracam do kuchni i siadam przy stole. Naprawdę nie wiem, co myśleć. Właśnie zostałam czyjąś własnością? Co to w ogóle oznacza? Można to interpretować na wiele sposobów, ale każdy z nich jest dla mnie przerażający. Nie umiem sobie wyobrazić, że on będzie oczekiwał ode mnie bliskości. Przecież ja tak nie potrafię. Moje ciało nie jest do tego zdolne. Tylko raz czułam się bezpieczna przy mężczyźnie i był nim Christian, ale jego już dawno nie ma. Razem z nim odeszło poczucie bezpieczeństwa i komfortu. Pogodziłam się z tym i myślałam, że przez resztę życia po prostu świadomie zrezygnuję z relacji z facetami, a teraz... Teraz nie pozostawiono mi wyboru, i to przeraża mnie najbardziej. Chciałam po prostu spokojnie żyć, a wpadłam w ręce człowieka, który zapewne z nikim i z niczym się nie liczy. Zupełnie go nie znam i choć to dopiero początek, boję się, że i tak nie wytrwam do końca.
[...]