Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
22 osoby interesują się tą książką
ZA CO ZAPŁACI NAJWYŻSZĄ CENĄ – ZA MIŁOŚĆ CZY WŁADZĘ?
Cassie, piękna stripgirl z zasadami, zaciągnęła u Gabriela największy z możliwych długów. Oddała w jego ręce swój los i doskonale wie, że nie ma odwrotu. Choć przez chwilę nie utrzymują kontaktu, a to pozornie pomaga stanąć dziewczynie na nogi, Gabriel, dobrze znany w miejscowym półświatku, wraca jak bumerang, a z nim namiętność, która trawi wszystko wokół niczym ogień. W chaosie tajemnic i niedomówień mężczyzna uświadamia sobie, że Cassie nigdy nie powinna pojawić się w jego życiu.
Gdy Gabriel zostaje kandydatem na gubernatora, wkracza w świat polityki, intryg i złych intencji. W świat, w którym nikomu nie można zaufać. W walce o władzę kluczowe są słabe punkty przeciwników, a słabym punktem Gabriela jest tajemnicza Cassie.
Czy ta gra jest warta świeczki?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 459
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: Kamila Recław, Agnieszka Skowron
Korekta: Olga Szatańska, Marzena Kłos
Projekt okładki: Magdalena Palej
Zdjęcia na okładce: Unsplash, AlexRoz/Shutterstock
Opracowanie graficzne i skład: Maciej Trzebiecki
Redaktor prowadzący: Marcin Kicki
ul. Czerska 8/10, 00-732 Warszawa
www.wydawnictwoagora.pl
Copyright © by Agora SA, 2023
Copyright © by Katarzyna Nowakowska, 2023
Wszelkie prawa zastrzeżone
Warszawa 2023
ISBN: 978-83-268-4338-9
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując ją, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo!
Polska Izba Książki
Konwersja publikacji do wersji elektronicznej
Wpatruję się w telewizor. Cała jestem spocona, bo prezenterka lokalnych wiadomości po raz kolejny zapowiada materiał na temat zaginięcia zasłużonego dla naszej okolicy Scotta Younga. Przełykam ślinę. Media trąbią o tym od tygodnia, a ja nic nie wiem. Nie mam pojęcia, co się wydarzyło po wypadku, a Gabriel milczy jak zaklęty.
Odchodzę od zmysłów.
– Cassie, weź te kartony i idź na przerwę – dociera do mnie głos Hannah.
Potrząsam głową i znowu odruchowo patrzę w ekran telewizora.
– Dobrze – bąkam pod nosem.
– Wciąż maglują ten temat. Jak to możliwe, że człowiek tak po prostu zapadł się pod ziemię? – Hannah zerka na mnie.
– Nie wiem. – Wzruszam ramionami, biorę kartony, a potem chowam się w łazience.
Wszystko wydarzyło się dziewięć dni temu, a ja od tego czasu niemal nie śpię i nie potrafię normalnie funkcjonować. Jestem przerażona, zaczynam popadać w paranoję. Świadomość, że zabiłam człowieka, jest dla mnie paraliżująca. Tak bardzo chcę, by Gabriel się odezwał i mnie uspokoił. Tak cholernie go teraz potrzebuję, a on milczy. Boję się zadzwonić, bo nie wiem, czy to bezpieczne. Zresztą to on zapewniał, że się odezwie za kilka dni, a minęło już półtora tygodnia.
Udaje mi się jakoś dotrwać do końca zmiany. Przebieram się. Na zapleczu cały dzień trajkocze kanał informacyjny, co doprowadza mnie do szału. Gdy znowu widzę informację o zaginięciu pana Younga, wyłączam telewizor.
– Masz rację, Cassie, ile można o tym słuchać. Facet pewnie zabalował, a tu takie wielkie poszukiwania. – Hannah zabawnie przewraca oczami. – Może to nie jest sąsiedzka solidarność, ale znam Younga i wiem, że to kawał chama – oznajmia nagle, czym mnie zaskakuje.
– Znasz go? – pytam niepewnie i podchodzę bliżej.
– Oczywiście, jesteśmy razem w radzie lokalnej wspólnoty. On zawsze ma ze wszystkim problem i nie szanuje kobiet. – Wykrzywia twarz, jakby na wspomnienie Younga zrobiło jej się niedobrze.
Tak jak i mnie.
– I myślisz, że zabalował? – Czuję się okropnie z tym, że muszę kłamać, ale może takie spekulacje mnie uspokoją?
Odciągną ode mnie uwagę?
– Albo zwiał do kochanki, bo żonka już nie najmłodsza, a on ma ciągoty do gówniar. Wszyscy wiedzą o jego romansie z nieletnią stażystką. Stary oblech! – Hannah brzmi na mocno zniesmaczoną.
Jej słowa mnie szokują, choć sama nie wiem dlaczego.
Przecież widziałam, na co go stać. Poznałam go od najgorszej strony.
– Żebyś wiedziała... – szepczę do siebie.
– On chyba mieszka naprzeciwko domu twoich rodziców? Prawda?
– Tak. Znaczy... to nie są moi rodzice. – Wzdycham.
– Tak, wiem, skarbie. – Kobieta podchodzi do mnie. – Bardzo mi dziś pomogłaś, wracaj do domu, Cassie. I pogoń Kelly, by odgrzała ci kolację. Ja zostanę dłużej, bo czekam na konwój. Nie chcę zostawiać takiej gotówki w sklepie.
– Dobrze, a jutro na którą mam być?
– Pojedziemy razem z samego rana. Będzie dostawa.
– Okej, to lecę. – Wymuszam uśmiech, a następnie zbieram swoje rzeczy i wychodzę ze sklepu.
Hannah ciągle użycza mi swojego auta. Jeżdżę nim prawie codziennie. Wsiadam, odpalam silnik. Staram się nie myśleć, że właśnie ruszam z miejsca, gdzie dziewięć dni temu...
Nie, kurwa, nie mogę o tym myśleć. Szybko włączam się do ruchu. Jadę ostrożnie i powoli, jak zwykle. Po kilku minutach już jestem na podjeździe. Muszę zebrać się w sobie, by wysiąść i wejść do domu. Coraz trudniej mi udawać przed Kelly, że wszystko jest okej. Zerkam na zegarek, dochodzi dwudziesta pierwsza. Od progu czuję zapach kolacji.
– Jestem! – wołam, wymuszając wesoły ton.
Zdejmuję buty, kurtkę i zaglądam do kuchni, gdzie Kelly właśnie odgrzewa mi zupę, a na stole czekają ciasto i herbata. Zamieram, bo dostrzegam też bukiet peonii. O Boże. Moje serce zaczyna walić jak szalone.
– Dużo zjesz? Ile ci nałożyć? – Kelly krząta się po kuchni, a ja podchodzę do stołu, by obejrzeć bukiet.
Widzę liścik.
– Dla kogo te kwiaty? – Ignoruję jej pytanie.
– Dla ciebie. Godzinę temu przywiózł je kurier. – Kelly zerka na mnie. – To od Gabriela? – pyta, wymownie poruszając brwiami.
– Nie wiem... – Niepewnie biorę do ręki małą kopertę i ją otwieram.
Chwilę później już wiem, że to od niego. Widzę jego pismo i krótką, ale wymowną wiadomość.
Jeszcze chwila.
G.
Czuję ulgę, a jednocześnie ukłucie tęsknoty. I strachu. Boję się, tak cholernie się boję, że jakimś cudem ktoś się dowie, że to ja stoję za zaginięciem Younga. I co wtedy? Pójdę siedzieć za morderstwo? Ile może mi za to grozić? A może powinnam sama zgłosić się na policję? Zupełnie nie wiem, co zrobić.
– Tak, to od niego. – Spoglądam na Kelly. – Jest zajęty i muszę jeszcze chwilę zaczekać, aż się odezwie. – Wzdycham ciężko.
– Brakuje ci bzykanka? – Moja przyjaciółka przez ciążowe hormony nie potrafi myśleć o niczym innym.
– Brakuje mi Gabriela, po prostu – przyznaję.
– No, ostatnio jesteś przybita. Czemu sama nie zadzwonisz?
– Bo nie mogę. Sama wiesz, że to...
– ...skomplikowane. – Kelly podchodzi i mnie obejmuje. – Martwię się. Marnie wyglądasz, mało śpisz, gdybym ci nie odgrzała zupy, to pewnie nie zjadłabyś kolacji...
Próbuję zapanować nad emocjami.
– Myślę o Tylerze, klubie, jego problemach, o Gabrielu – wymieniam.
– Wiem, Cassie, ale musisz odzyskać tę radość i nadzieję, które miałaś, odkąd z nami zamieszkałaś. Wydawało mi się, że poczułaś ulgę, gdy wyprowadziłaś się od Tylera – sugeruje, a ja wzruszam ramionami.
– Świruję, wiem, ale... – Prawie się łamię.
– Ale...?
– Tęsknię i się zamartwiam, a to zawsze mnie dołuje. – Zbywam ją i siadam do stołu. – Dla mnie mały talerz zupy – proszę z wymuszonym uśmiechem.
– Mały? – Karci mnie spojrzeniem, a ja kiwam głową. – Dobra, niech ci będzie.
Uśmiecham się, by ją udobruchać, i zerkam na komórkę. Dostałam wiadomość od Christiana, w której pyta, czy może przyjechać i zabrać mnie na przejażdżkę, bo chce porozmawiać. Ostatnio nie miałam głowy, by się z nim spotykać. Zaniedbałam naszą przyjaźń i czuję się winna. Nie tak to powinno wyglądać, skoro wiem, że za niecałe pół roku on chce wrócić do Iraku.
– Zaraz wracam – rzucam do Kelly i wychodzę, żeby zadzwonić do Christiana.
Ten odbiera dosłownie po chwili.
– Miło, że w końcu dzwonisz, Cassie. – Jego niepewny głos prawie łamie mi serce.
– Przepraszam, wiem, że marna ze mnie przyjaciółka, ale mam sporo pracy w sklepie i...
– Hej, mała, nie tłumacz się. Masz swoje życie, zajęcia, ja to rozumiem. Po prostu chciałem cię zobaczyć, ale jeśli nie masz czasu...
– Mam czas, dla ciebie zawsze – przerywam mu. – Dokończę kolację i możemy się spotkać – proponuję.
– Nie jesteś zmęczona po pracy? Może umówimy się na jutro? – odpowiada z troską.
– Może być dziś, zjem i wrócę do żywych – przekonuję go.
– Dobrze, będę za pół godziny, pasuje ci?
– Tak. Do zobaczenia.
Wracam do kuchni, pochłaniam zupę, a Kelly wciska we mnie jeszcze kawałek ciasta. Pół godziny później widzę, że Christian podjeżdża już przed dom, a chcę się jeszcze przebrać. Pędzę na górę, zmieniam leginsy na jeansy i zakładam czystą czarną koszulkę, kurtkę i adidasy. Zbiegam na dół, gdzie w progu już czeka na mnie Christian. Uśmiecham się szczerze na jego widok.
– Dobry wieczór! – Podchodzę, a on mocno mnie obejmuje.
Trwamy tak chwilę, a potem idziemy prosto do auta. Myślę, że Christian ma jakiś plan, ale nie pytam, dokąd jedziemy.
– Coś się stało, prawda? – odzywa się, gdy przyjeżdżamy w nasze ulubione miejsce nad jeziorem.
Zerkam na niego i wiem, że muszę kłamać.
– Nie...
– Zeszłaś się z tamtym facetem? Masz złamane serce? Powiedz mi, Cassie, proszę. Chciałbym wiedzieć, czy...
– To skomplikowane – odpowiadam cicho. – Ale tak, można powiedzieć, że jesteśmy razem – przyznaję.
– Nie wyglądasz na szczęśliwą. – Ujmuje moją dłoń. – Co się dzieje?
– Nic, po prostu to jest naprawdę poplątane. Tęsknię za Gabrielem, a nie możemy się zobaczyć – wyduszam z siebie.
Oczy Christiana są pełne niepewności, ale i zrozumienia. To niesamowite, jak on bardzo mnie wspiera.
– Wyjechał?
– Nie, ale... – Wzruszam ramionami. – To Gabriel Vallare – przyznaję, bo już nie mam siły tak kręcić.
– Ten Gabriel Vallare? – Christian aż się odsuwa i wpatruje we mnie.
– Tak, ten.
– Przecież on dopiero co pochował żonę... – przypomina zaszokowanym głosem.
– Wiem, dlatego to jest takie pojebane – przyznaję.
– Cassie, skarbie, po co ci ktoś taki? Przecież... – Przeciera twarz dłonią. – Naprawdę ci na nim zależy?
– Tak – odpowiadam bez wahania.
– Zamieniłaś dobrego chłopca na mężczyznę z przeszłością. To dobry wybór? – powątpiewa, ale to nie jest atak.
On się martwi.
– Skąd mam wiedzieć? Nie widziałam go od półtora tygodnia i nawet nie wiem, na czym stoję – odpowiadam oskarżycielsko.
– To zadzwoń do niego – sugeruje wprost i podaje mi komórkę, która leży w miejscu na napoje między siedzeniami. – No już, dzwoń i powiedz, że za nim tęsknisz – zachęca.
Wiem, że zależy mu na moim szczęściu i jego zachowanie jest szczere.
– Nie mogę. – Wzdycham. – Sam wiesz, że Gabriel niedawno pochował żonę, córkę gubernatora. Nie możemy...
– Podobno ktoś ją zamordował. To prawda? – pyta nagle.
Patrzę mu w oczy.
– Podobno, ale nic więcej nie wiem...
– To może być niebezpieczne... dla ciebie. – Jego głos staje się poważny. – Vallare’owie są wpływową rodziną. Ludzie mówią, że skrywają mnóstwo sekretów...
– Ja nawet nie wiedziałam, kim oni są – przyznaję, a Christian nagle uśmiecha się i kręci lekko głową.
– Jak ty go w ogóle poznałaś?
– Oj, to długa historia...
– Cassie, ja mam czas – mówi i znów chwyta mnie za rękę. – Wyrzuć to z siebie. Będzie ci lżej.
– Tak naprawdę to... – Wzdycham. – Poznałam go przez Tylera. On miał u niego dług, a Gabriel...
– Co? – Christian robi wielkie oczy. – Ja pierdolę. Tylko nie mów, że on cię zmusił...?!
– Nie, nie wiem, znaczy... – Głos mi się łamie. – Zabrał mnie do siebie i rzeczywiście na początku nie chciałam tam być, ale to się zmieniło.
– Przecież on cię porwał! – wypowiada te słowa z przerażeniem. – Wykorzystywał cię?!
– Nie...
– Cassie, możesz mi powiedzieć! – Nachyla się, by spojrzeć mi w oczy. – Cassie...
– Nie skrzywdził mnie – zapewniam. – Był dla mnie dobry.
– Ale przetrzymywał cię tam wbrew twojej woli!
– Tak, tak było. – Spuszczam wzrok. – I chciałabym ci opowiedzieć, co dokładnie się tam działo, ale podpisałam umowę o zachowaniu poufności. Vallare’owie bardzo pilnują takich spraw, a ja i tak powiedziałam już za dużo.
– Boże, Cassie, to syndrom sztokholmski – sugeruje. – Zakochałaś się w swoim oprawcy!
– Nie zakochałam się.
– Nie?!
– Nie, czuję coś do niego, ale to nie jest miłość.
– Właśnie o tym mówię. – Christian chwyta moją twarz i zmusza, bym na niego spojrzała. – Jak mam spokojnie wyjechać, skoro wiem, że wpakowałaś się w coś takiego? – wydusza z siebie ze smutkiem.
– Przecież wyjeżdżasz dopiero za pół roku. Do tego czasu...
– Nie – przerywa mi, a ja milknę. – Wyjeżdżam w następnym tygodniu – oznajmia.
Zamieram.
– C-co? – Głos mi drży.
– Zaczynam rehabilitację w ośrodku wojskowym w Niemczech, a potem wracam na front – mówi to tak, jakby nie robiło na nim wrażenia.
Wpatruję się w niego i nie umiem wydusić z siebie słowa.
To niemożliwe.
Myślałam, że mamy jeszcze czas, że zdążę go przekonać, by został.
– Umrę z niepokoju o ciebie, Cassie – przyznaje.
Czuję łzy pod powiekami. Zerkam na niego, jego twarz łagodnieje, a ja muszę go przytulić. Odpinam pas i obejmuję Christiana z całej siły.
– Nie rób mi tego, nie wyjeżdżaj – błagam, wtulając się w niego.
Łzy zaczynają mi płynąć po policzkach.
– Już postanowiłem, a rehabilitacja jest mi potrzebna, żebym mógł wrócić do Iraku. W Niemczech mają najlepszych specjalistów.
– Dlaczego odnoszę wrażenie, że jedziesz tam ze względu na mnie? – łkam mu w ramię, gdy przytula mnie mocniej.
– Bo czujesz się winna, że nie jesteśmy razem, ale zupełnie nie powinnaś. – Ujmuje moją twarz w dłonie. – Jadę tam, bo czuję, że tak trzeba. Ale wrócę. Obiecuję – zapewnia, ale te słowa wywołują we mnie jeszcze większe emocje.
Nie mogę zapanować nad łzami.
– Jak możesz mi to obiecać? Przecież nie wiesz, co cię tam czeka. Za pierwszym razem mało nie zginąłeś i...
– Ciii... już dobrze – próbuje mnie uspokoić. – Dostałem drugie życie i wiem, że mam do kogo wracać.
– Ale oni tam, w tym jebanym Iraku, o tym nie wiedzą. Przecież tam jest niebezpiecznie! – przypominam mu.
– I co? Co mam zrobić? Zostać tutaj i wciąż się nad sobą użalać? Nie jestem spełniony, Cassie. Zostawiłem tam swoich braci, zawiodłem ich. Wybrałem taką drogę, bo tak czułem, i nadal chcę to robić... – odpowiada w emocjach.
– Myślisz, że to twoje przeznaczenie? Że tak musi być? – pytam niepewnie.
– Tak, tak czuję. – Opiera głowę o zagłówek i podnosi wzrok. – Chcę służyć naszemu krajowi. Nosić mundur tak, żeby rodzina i przyjaciele mogli być ze mnie dumni.
– Wszyscy jesteśmy z ciebie dumni, wiesz o tym. – Wtulam się w niego jeszcze raz. – I jeśli nie wrócisz, to przyrzekam, że cię zamorduję. – Śmieję się przez łzy.
Tuli mnie, a ja czuję, że wypełnia mnie spokój. Wiem, że on już postanowił i zrobił to ze względu na siebie, wbrew wszystkim, ale rozumiem go, to jego decyzja. Myśli o sobie, o tym, czego pragnie w życiu i czego potrzebuje.
– Wrócę, przecież obiecałem – odpowiada i ociera moje policzki. – A teraz chodźmy na spacer. Odetchniemy i odwiozę cię do domu – proponuje, a ja kiwam głową. – Ach, i Cassie, jeszcze jedno – dodaje.
– Tak.
– Chcę go poznać, nim wyjadę – oznajmia nagle.
Zastygam.
– Gabriela?
– Muszę mieć pewność, że cię nie skrzywdzi. Obiecaj mi, że nas sobie przedstawisz.
Wiem, że nie ustąpi, ale nie jestem przekonana do tego pomysłu.
Zresztą Gabriel i tak się nie odzywa.
– O ile on zdąży się odezwać, zanim wyjedziesz – przypominam mu.
– Ty to zrób, zadzwoń i poproś o spotkanie. Mogę też spotkać się z nim sam – proponuje, a mnie przechodzi dreszcz.
To naprawdę zły pomysł.
– Zwariowałeś? Przecież...
– Przecież co?! Zrobi mi krzywdę? To chciałaś powiedzieć? – rzuca nerwowo. – Właśnie o tym mówię. To niebezpieczny człowiek, Cassie...
– Dobrze, już dobrze, umówię was – przerywam mu. – Zadzwonię jutro i was umówię – zapewniam.
Komu chcę udowodnić, że Gabriel naprawdę jest inny, niż się wydaje? Christianowi czy samej sobie? Tego nie jestem pewna, ale wiem, że nie ma odwrotu. Skoro to wszystko ma być prawdziwe, niech w końcu to poczuję. Bo na razie tkwię w fikcji i obietnicach, które nie wiem, kiedy się zrealizują. Nie chcę dłużej czekać. Nie potrafię. Za bardzo za nim tęsknię. Potrzebuję, by mnie zapewnił, że wszystko jest w porządku. Chcę zobaczyć to w jego oczach, a wtedy mogę czekać kolejne dni i tygodnie, ale teraz muszę mieć pewność, że w ogóle warto.
Christian odwozi mnie do domu dopiero około północy. Długo rozmawialiśmy i moglibyśmy jeszcze dłużej, ale rano muszę wstać do pracy. Wchodzę do swojego pokoju i jestem tak zmęczona, że nawet nie mam siły się umyć. Jedyne, co robię, to przebieram się w piżamę i wskakuję do łóżka. Mam już dość rozmyślania. Potrzebuję snu. I to jest pierwsza noc od tamtego wieczoru, gdy zasypiam bez problemów i nie śnią mi się koszmary.
W sklepie od rana jest dużo pracy w związku z dostawą i uwijam się za dwóch, by wszystko ogarnąć. Hannah usiadła za kasą, bo dziewczyny nie wyrabiały. Nie robię sobie przerwy, szkoda mi czasu. Chciałabym wyjść dziś nieco wcześniej, żeby odpocząć i wieczorem móc w spokoju zadzwonić do Gabriela. Obiecałam to Christianowi i nie mogę się wycofać.
– Cassie, kochanie, przejmij na chwilę kasę. Muszę do toalety! – słyszę głos mamy Kelly.
Wycieram ręce w roboczy fartuszek i wchodzę do sklepu. Ruch jest duży, więc zajmuję miejsce za kasą numer dwa i przez kilka chwil obsługuję klientów. Praca pozwala mi choć na chwilę zapomnieć o problemach. Mam kontakt z ludźmi, jestem miła i uprzejma, a kupujący w większości również są serdeczni i cierpliwi, nawet gdy jest kolejka.
– Jeszcze paragon i reszta. – Uśmiecham się do starszej pani, która przychodzi do nas codziennie i kupuje te same produkty.
Zerkam na kolejkę i nagle widzę, że następny jest... mój ojciec. Spuszczam powoli wzrok. Od razu czuję dreszcz, jakby z zimna.
Co on tu robi? Zawsze mówił, że w sklepie mamy Kelly jest drogo, i wolał jeździć do tych ogromnych marketów. Widzę, jak wyjmuje z wózka na taśmę dwie zgrzewki piwa, jajka i proszek do pieczenia. Pewnie mama będzie piekła placek. To chyba jedyne dobre wspomnienie z mojego rodzinnego domu.
– Cześć, tato... – wyduszam z siebie, gdy spogląda na mnie.
Jest równie zaskoczony.
– Cassie, co tu...? – Rozgląda się, jakby nie dowierzał, że mnie widzi. – Co tu robisz?
– Pracuję – odpowiadam z wymuszonym uśmiechem.
– Nie pracujesz już u Tylera? – Krzywi się, ale wpatruje we mnie.
Nie widzę w jego oczach zbyt wielu emocji, ale wydaje mi się, że nawet cieszy się na mój widok.
– Nie... A co u mamy? – Kasuję produkty i zerkam na niego.
Postarzał się, to moja pierwsza myśl. I schudł. Bardzo. Kiedyś miał piwny brzuszek, teraz widzę po twarzy, że nadal pije, ale brzucha już nie ma.
– A, po staremu. – Ojciec wzrusza ramionami. – Wpadnij do nas na herbatę i ciasto. Mama dziś piecze placek. Ten, który lubisz – proponuje, a ja dębieję.
Nie wiem, co myśleć. Z jednej strony czuję smutek i żal, a z drugiej... To oni mnie wychowali. Patrzę na ojca i nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że coś mu dolega. Moje serce nagle się zaciska. Nie rozumiem swojej reakcji, ale jest mi go szkoda.
– Na pewno? – pytam cicho.
– Cassie, zapraszam, naprawdę. Minęło sporo czasu... W końcu się u nas wychowałaś i byłoby miło, gdybyś raz na jakiś czas nas odwiedziła. – Nagle uśmiecha się niepewnie.
To taki rzadki widok.
– Dobrze, przyjadę – deklaruję.
Jedna herbata i kawałek ciasta. Godzina i tyle. Nic się przecież nie stanie.
– Świetnie, o której?
– Nie wiem, koło siedemnastej? Tutaj jestem do czwartej, ale chciałabym wrócić do domu i...
– Mieszkasz w okolicy? – pyta zdziwiony.
– Ej, panie, kolejka jest, nie czas na pogaduszki! – pogania nas jakaś mocno zniecierpliwiona kobieta.
Zerkam na nią, a ojciec kiwa głową.
– Będziemy czekać o siedemnastej. Do zobaczenia, Cassie – mruga do mnie i znowu się uśmiecha.
Jestem naprawdę zaskoczona. Serce wali mi z nerwów, a jednocześnie to miłe, że mnie zaprosił. Oczywiście, że pamiętam, co robił, na co pozwalał, ale... Może powinnam mu wybaczyć? Przecież pana Younga już nie ma. Nic mi tam nie grozi. Pojadę, zobaczę mamę, pogadam z nimi chwilę i wrócę do domu.
Wysiadam z auta przed rodzinnym domem i sama nie wiem, co dokładnie czuję. Pod pachą trzymam storczyk dla mamy, bo wiem, że lubi kwiaty. Rozglądam się po okolicy, ale niewiele się tu zmieniło. Jedyna różnica jest taka, że cała ulica jest dosłownie oklejona plakatami z twarzą pana Younga, wiszą na każdym słupie. Staram się o tym nie myśleć. Spuszczam wzrok i idę prosto do drzwi. Pukam szybko, by się nie rozmyślić. Po chwili otwiera mi mama. Na mój widok uśmiecha się szeroko.
– Cassie! – Robi krok i mnie obejmuje, jakby naprawdę się cieszyła na moje odwiedziny.
– To dla ciebie. – Wręczam jej kwiat i przekraczam próg domu, którego wnętrze pachnie ciastem. – Ale pachnie! – dodaję i niespodziewanie się uśmiecham.
Nie chcę pamiętać o tym, co się tu kiedyś działo. Chcę zjeść ciasto, napić się herbaty i spędzić kilka chwil z ludźmi, którzy, mimo wszystko, dali mi dach nad głową.
– Cassie przyjechała! – Mama zagląda do salonu, gdzie siedzi ojciec.
Idę za nią i dostrzegam go, jak podnosi się z sofy. Obok, na fotelu, siedzi jakiś młody chłopak, a na schodach dostrzegam dziewczynę.
– Dzieciaki, to jest Cassie, wychowała się u nas – oznajmia mama.
– Hej! – Macham do nich.
Na moje oko chłopak ma z piętnaście lat, a dziewczyna może z siedemnaście. Pewnie trafili tu tak jak ja i Tyler.
– Upiekłyśmy z mamą ciasto. Zjesz? – proponuje cicho dziewczyna, a potem podaje mi rękę i się przedstawia.
Ma na imię Cindy i jest śliczną brunetką o wielkich brązowych oczach.
– Jasne, chętnie! – Uśmiecham się do niej i razem idziemy do kuchni, a mama tuż za nami.
Zaczynamy się krzątać. Tu też nic się nie zmieniło. Talerze są w tej samej szafce co kilka lat temu. Mama wstawia czajnik i znika na chwilę. Łapię kontakt wzrokowy z dziewczyną, a potem obie jakby z automatu patrzymy na gazetę, która leży na blacie. Widnieje na niej zdjęcie pana Younga i kolejny artykuł o zaginięciu. Chcę zamknąć gazetę i kiedy to robię, słyszę, jak dziewczyna mówi pod nosem:
– Dobrze mu tak.
Zamieram.
Znowu na siebie patrzymy. Widzę w niej sprzeczne emocje i jak grom z jasnego nieba spada na mnie świadomość, że ona... że on krzywdził także ją. Nie mogę w to uwierzyć. Ból w jej oczach jest wręcz namacalny.
Och, nie.
– Ty... też...? – wyduszam z siebie.
Może powinnam milczeć, ale nie potrafię.
Kurwa.
On skrzywdził kolejną nastolatkę. Ile ich było po nas? Ile przed nami?!
– Więc to nie tylko ja? – pyta tak niepewnie, że ledwo ją słyszę.
Widzę, jak nerwowo zaciska dłonie. Wtedy na jej rękach dostrzegam ślady po żyletce. O, nie. O Boże. To koszmar.
– Tak mi przykro... – Zerkam na nią i czuję, że muszę ją przytulić.
Nie mogę się powstrzymać i robię krok, a potem obejmuję ją tak mocno, że czuję, jak drży.
– Ale to koniec, on nie wróci – zapewniam ją i gładzę jej włosy. – Obiecuję, że nie wróci – mówię to, choć nie powinnam.
W tej chwili mam to gdzieś. Chcę dać jej poczucie, że nikt więcej jej nie skrzywdzi.
– Skąd wiesz? Przecież go nie znaleźli. – Czuję, jak dziewczyna niepewnie mnie obejmuje. – Skąd masz taką pewność? – pyta.
– Po prostu to wiem. – Ujmuję jej twarz. – Musisz mi zaufać. Ja przetrwałam i ty też dasz radę. – Wycieram dłonią jej łzy.
Chcę z nią jeszcze porozmawiać, ale wraca mama. Niczego nie zauważa, ale ja już nie umiem się skupić na tym, że przyjechałam tu w odwiedziny. Myślę tylko o tym, że ten skurwiel skrzywdził kolejną bezbronną nastolatkę. Nie mogę tego znieść. Od razu wraca do mnie poczucie winy, że gdybym komukolwiek wtedy powiedziała, zgłosiła to, co robił, może przerwałabym ten koszmar? Nie zrobiłam tego. A on znalazł sobie kolejną ofiarę.
I to moja wina.
Zjadam kawałek ciasta, dopijam herbatę i chcę wracać do domu. Mimo że jest całkiem miło, nie mogę tu spędzić ani chwili dłużej. Żegnam się z rodzicami, a gdy podchodzę do Cindy, ona proponuje, że odprowadzi mnie do samochodu. Ojciec zerka na nas krzywo, ale nic nie mówi. A co, jeśli to znowu on? Jeśli pozwalał Youngowi na to wszystko, a tamten mu płacił? Ta myśl mnie poraża.
Wychodzimy z domu i idziemy na podjazd.
– Mogłabym do ciebie czasami zadzwonić? – pyta niepewnie Cindy.
– Oczywiście, daj mi swój numer. – Uśmiecham się do niej pocieszająco.
Widzę w jej oczach strach. To ja sprzed lat. Przerażona i pełna bólu oraz pozbawiona nadziei na lepsze jutro młoda kobieta.
– Mieszkasz tu gdzieś? Niedaleko? – dopytuje.
– Tak. Zadzwoń, kiedy będziesz chciała, to się umówimy. – Ujmuję jej dłoń. – I odpocznij. On naprawdę nie wróci – zapewniam ją.
– Nie wiem, co robić... – dodaje nagle. Krzywię się, bo nie rozumiem. – Spóźnia mi się miesiączka. Już trzy tygodnie – oznajmia, a ja zamieram.
O Boże.
– Cindy... – wyduszam z siebie.
Doskonale ją rozumiem. Czułam się dokładnie tak samo. Jej życie wydaje się kopią mojego. Nie mogę w to uwierzyć.
– Sprawdziłaś to? – pytam cicho.
– Nie, nie stać mnie na test. – Dziewczyna kręci głową. – Mogłabyś mi jakoś pomóc? – Głos jej drży.
A we mnie wrze. Mam ochotę krzyczeć na głos, jak bardzo nienawidzę tego skurwysyna.
– Tak, nie bój się. – Obejmuję ją znowu. – Przyjadę po ciebie jutro po pracy. Będziesz mogła wyjść z domu? – pytam.
– Nie wiem, poproszę mamę, by mnie puściła. Może się zgodzi.
– Powiedz, że mam sporo ubrań do oddania i chcę ci je przekazać. Przyjadę i cię zabiorę. Pojedziemy do apteki, a potem pomyślimy, co dalej.
– Boże, naprawdę? Pomożesz mi? – Prawie łka.
– Pomogę, pomogę, skarbie. O nic się nie martw. – Przytulam ją i wyciągam z torebki pięćdziesiąt dolarów.
Wsuwam jej banknot do kieszeni.
– Schowaj.
Jej uśmiech nie jest w stanie zatuszować strachu i niepewności, które wypełniają te piękne oczy.
– Dziękuję... – Nagle ogląda się w stronę domu Youngów, a potem znowu patrzy na mnie. – Nie wiem, jakim cudem się tu dziś pojawiłaś, ale musisz wiedzieć, że... – Głos jej się łamie. – Chciałam dziś to zakończyć – dodaje, wprawiając mnie w osłupienie.
– Cindy...
– Planowałam wymknąć się w nocy z domu i...
– Nie, proszę, nie myśl o tym więcej. Już wszystko dobrze, kochanie.
– Skąd wiesz, Cassie? Przecież...
– On nie żyje – wyznaję.
Nie umiem inaczej.
Chcę zobaczyć ulgę w jej oczach.
– C-co? – szepcze.
– Jestem tego pewna. – Patrzę prosto na nią. – Zaufaj mi.
– Mówisz prawdę... – Widzę, jak schodzi z niej powietrze. – O Boże, jak to dobrze. – Ma łzy w oczach.
– Cindy, ale...
– Nikomu nie powiem – przerywa mi. – Nie obchodzi mnie, co się z nim stało. Mam nadzieję, że cierpiał, że umierał w męczarniach. – Nagle zaczyna się trząść, ale ją uspokajam. – Nikomu nie powiem – zapewnia.
Wiem, że nie powie. Tak jak pewnie nie potrafiła nikomu zdradzić, co jej robił.
– Przyjadę jutro. Pogadaj z mamą.
Wymieniamy się numerami telefonów, a potem szybko odjeżdżam. Buzują we mnie emocje. Muszę się natychmiast dowiedzieć, co Gabriel zrobił z ciałem Younga. Dlatego nie wracam do domu. Zatrzymuję się na parkingu obok parku i kilka chwil zbieram się w sobie, by do niego zadzwonić. Trzymam w dłoni telefon i w końcu nabieram odwagi. Odliczam w głowie każdy sygnał i już chcę się rozłączyć, ale Gabriel nagle odbiera.
– Cassie, jesteś niereformowalna i tak niecierpliwa, że brak mi słów. – Na brzmienie jego spokojnego głosu aż przeszywa mnie dreszcz.
Bałam się, że się wkurzy, że dzwonię.
– Bo tęsknię... – przyznaję w pierwszych słowach. – I muszę się z tobą spotkać. Najlepiej dziś. Zaraz – dodaję bez wahania.
Po drugiej stronie zapada cisza.
– To niemożliwe – oznajmia, a ja czuję ogromne rozczarowanie.
– Dlaczego?
– Nie ma mnie w mieście, będę dopiero jutro wieczorem – oznajmia. – Ale jeśli bardzo się postarasz i zrobisz, co każę, to możemy się spotkać.
– Nie chodzi tylko o mnie... – dodaję.
– Słucham?
– Christian wyjeżdża, wraca do Iraku i prosił mnie, bym was umówiła. Chce cię poznać, nim wyjedzie – wyduszam z siebie.
– Zwariowałaś? Po co mam się z nim spotykać? – słyszę irytację w jego głosie.
– Poprosił mnie o to, chce mieć pewność, że...
– Cassie, gówno mnie obchodzi, co on sobie myśli. Nie spotkam się z nim, bo on tak chce.
– A jeśli cię poproszę? – przerywam mu niepewnie. – On jedzie do Iraku. Będzie na froncie i może nie wrócić. Powiedział, że chce mieć spokojną głowę, by nie myśleć o tym, że jestem nieszczęśliwa.
– Cassie, to absurd...
– Proszę – powtarzam. – Gabrielu, to jedyne, o co cię proszę. Zgódź się. I bądź dla niego miły. – Nie wierzę, że odważyłam się to powiedzieć.
– Chyba zapomniałaś, z kim rozmawiasz – warczy, ale nie tak, jak potrafi najgroźniej.
Brzmi na mocno zaskoczonego.
– Wiem, z kim rozmawiam. Z Gabrielem Vallare’em. Z mężczyzną, który ma milion tajemnic, a ja jestem jedną z nich. I proszę tylko o jedno spotkanie. – Biorę go pod włos.
– Mogę się spotkać z tobą, a nie z nim. Do cholery, Cassie, nie wiesz, o co mnie prosisz. O czym mam rozmawiać z tym chłopakiem? Mam negocjować i udowadniać mu, że cię nie skrzywdzę? To jakaś bzdura. Nie mamy po piętnaście lat! – Podnosi głos i wiem, że się nie ugnie.
Trudno.
Przynajmniej próbowałam.
– Okej, rozumiem... – bąkam pod nosem.
– Ląduję jutro o północy. Wyślę po ciebie samochód – proponuje.
– Dobrze, dziękuję.
Wzdycham.
– Ach, i Cassie?
– Tak.
– Ja też tęsknię. Nie masz pojęcia jak bardzo – dodaje. – A o reszcie porozmawiamy jutro.
– Możesz mi tylko powiedzieć, czy... ta sprawa, czy jest załatwiona? – wyduszam z siebie.
– Skarbie...
– Proszę, muszę wiedzieć, bo zwariuję.
– O nic się nie martw. Jego już nie ma – zapewnia.
Na ten moment musi mi to wystarczyć. Czuję naprawdę niewielką ulgę, bo nadal nie wiem, na czym stoję i co się wydarzyło, ale skoro Gabriel zapewnia, że mam się nie martwić, to nie będę tego robić chociaż do naszego spotkania.
– Widzimy się jutro – odpowiadam po chwili.
– Tak, do zobaczenia – rzuca miękko i się rozłącza.
Jeszcze długą chwilę siedzę w aucie i uspokajam myśli. Moje serce jednak wariuje, jakby już niecierpliwie czekało na jutrzejszy wieczór, a dokładnie noc. Gabriel przyleci o północy, więc spotkamy się późno. Tak bardzo chcę go przytulić, że na myśl o tym czuję bolesną pustkę. Dokąd mnie zabierze? Do apartamentu? A może do hotelu? I co się tam wydarzy? Nigdy nie tęskniłam za kimś w taki sposób. Nie wiem, co zrobię, gdy go zobaczę. Czuję pożądanie i nie wiem, jak sobie z tym poradzić. Może to nie będzie odpowiednia chwila? Może będziemy mieli za mało czasu? A może przekroczymy kolejne granice i złamiemy kolejne zasady? Nie wiem, ale, kurwa mać, nie mogę się tego doczekać.
Wychodzę ze sklepu, wsiadam do samochodu i ruszam do domu. Za pół godziny muszę jechać po Cindy. Od wczoraj wciąż o niej myślę. Doskonale wiem, co przeżywa, i tak bardzo chcę jej pomóc. W aptece kupiłam dwa testy, bo teraz najważniejsze jest ustalenie, czy jest w ciąży. Jeszcze się łudzę, że to może ze stresu, ale... Dobrze wiem, że to mało prawdopodobne.
Wpadam do domu i nie zastaję w nim nikogo. Kelly pojechała do Christiana, Hannah jest jeszcze w sklepie. Rzucam się na lodówkę, w locie zjadam dwa zimne naleśniki ze szpinakiem, idę się przebrać i wypadam stamtąd szybciej, niż weszłam. Dzwonię do Cindy, bo wiem, że jest już w domu, ale ona mówi, że ojciec nie pozwala jej wyjść. Ja pierdolę! Nie mogę na to pozwolić.
– Zaraz będę, nie martw się, coś wymyślimy – zapewniam ją.
Jej rozedrgany głos jest przeraźliwie smutny. Przyśpieszam, by jak najszybciej dojechać na miejsce. Parkuję na podjeździe, obok auta ojca, i ruszam prosto do domu. Jest we mnie tyle złości, że nawet nie czuję strachu. Nie pukam, nie wołam, wchodzę prosto do salonu.
– Zabieram Cindy na zakupy i do kina – oznajmiam.
– Słucham? – Ojciec się krzywi.
– Umówiłyśmy się wczoraj, że pojedziemy na zakupy i do kina. Obiecałam jej – kłamię i on doskonale o tym wie.
Nagle uśmiecha się gorzko pod nosem.
– Cwaniara z ciebie – burczy, ale chyba nie ma odwagi mi się sprzeciwić.
– Cindy, zbieraj się! – wołam w kierunku schodów.
Zaglądam do kuchni, ale nie widzę mamy. Nie ma też tego chłopaka, brata dziewczyny.
– Odwieź ją o ósmej i ani minuty później – rzuca ojciec, ale ja nie odpowiadam.
– Cindy, jesteś gotowa!? – Idę na schody.
Domyślam się, że zajęła mój stary pokój. Zaglądam tam i dostrzegam, że leży skulona na łóżku. Nic się tu nie zmieniło. Zupełnie nic. Nawet pościel jest ta sama. O tylu lat.
– Cindy? – zagaduję cicho.
Wtedy odwraca się i siada. Dostrzegam czerwony ślad na jej policzku. Och, nie.
– Nie mogę wyjść. Ojciec mi zabronił – wydusza z siebie.
Jest roztrzęsiona.
– Rozmawiałam z nim. Powiedziałam, że jedziemy do kina i na zakupy. Zbieraj się – poganiam ją.
– Na pewno? Nie zrobi mi awantury, jak wrócę?
– Najwyżej nie wrócisz, coś wymyślę. Chodź. – Chcę ją stąd jak najszybciej zabrać.
I doskonale wiem, że nie powinna tu przebywać.
– Spakuj do plecaka kilka swoich rzeczy.
Cindy kiwa głową i szybko się ogarnia. Widzę w niej niepewność, ale ona też wie, że nie ma odwrotu. Wychodzimy z pokoju i schodzimy na dół, gdzie w korytarzu czeka na nas ojciec.
– Co ty wyprawiasz, Cassie? – pyta wprost.
– Zabieram Cindy na zakupy, mówiłam już.
– Będziecie się szlajać po centrum handlowym i dobrze bawić, gdy nasz sąsiad zaginął? Uważasz, że to wypada? – rzuca nagle.
Wiem, że robi to specjalnie, by nas sparaliżować, ale nie tym razem. Te słowa nie robią na mnie wrażenia, bo Young już nigdy nikogo nie skrzywdzi. Cindy za to jest przerażona.
– A co nas to obchodzi? Dobrze mu tak, jebanemu skurwysynowi! – Pierwszy raz używam takich słów przy ojcu.
Jego mina jest bezcenna, ale nie przynosi mi to satysfakcji.
– Co ty mówisz? Young to dobry sąsiad i dobry człowiek! – łże mi prosto w oczy.
Tkwi w tej fikcji i udaje, że nic się nie działo.
– Ta, bardzo, kurwa, dobry! – Chwytam Cindy za rękę, ale ona nagle stawia opór.
– Cassie, powinnam zostać. Pan Young zaginął, naprawdę nie wypada, bym gdzieś wychodziła. – Patrzy mi w oczy.
Widzę, że jest na granicy płaczu, ale tak bardzo się boi, że nie potrafi znaleźć w sobie odrobiny odwagi, by sprzeciwić się ojcu. Ja też nie potrafiłam.
– Nie zostawię cię tu – mówię i patrzę na ojca. – Zapłacicie za to. Obaj! – dodaję i wręcz siłą wyciągam Cindy z domu.
– Nie strasz, nie strasz, ty mała ladacznico! – Mężczyzna krzyczy za mną, ale nie reaguję.
Mam dziką satysfakcję, że on doskonale wie, że gdyby mnie wczoraj nie zaprosił, nic by się nie stało. To jakieś zrządzenie losu. I szansa dla Cindy, która uspokaja się dopiero, gdy odjeżdżamy sprzed domu.
– Nie mam gdzie spać, nie mam pieniędzy, nie mam nic, Cassie. Jak ja sobie poradzę? – pyta cicho.
– Nie martw się, prześpisz się u mnie, a i z pieniędzmi damy radę.
– I co dalej? Osiemnaście lat kończę dopiero za trzy miesiące.
– I te trzy miesiące jakoś będziemy kombinować. Wątpię, by ojciec zgłosił do opieki, że uciekłaś. Boi się, że wyda się wszystko, co robi. A dodatkowo cofnęliby im dofinansowanie, a kasa jest dla nich najważniejsza – uświadamiam ją.
– Myślisz, że nie jesteśmy jedyne? – Głos jej drży.
– Jestem tego pewna i to mnie przeraża. – Zerkam na nią. – Ale to już koniec. Younga nie ma, a ojca i tak dosięgnie sprawiedliwość.
– Skąd wiesz?
Bo znam Gabriela Vallare’a, odpowiadam w myślach.
– Bo wiem. – Chwytam jej dłoń, a następnie skupiam się na prowadzeniu auta.
Dojeżdżamy do domu, w którym wciąż nikogo nie ma. Może to i lepiej. Cindy zrobi test, odpocznie, a potem poproszę mamę Kelly o pomoc. Oczywiście nie powiem prawdy, ale ona zrozumie. Wiem to.
– Tu masz dwa testy, w środku są instrukcje obsługi. Idź do łazienki i je zrób. – Wręczam Cindy kartonowe opakowania.
– Okej – odpowiada pod nosem.
Jest przerażona i wcale jej się nie dziwię. Przeżywałam dokładnie to samo.
Gdy wraca po chwili, jest blada, ale nic nie mówi. Musimy chwilę poczekać na wynik, ale po dziesięciu minutach dziewczyna nie ma odwagi sprawdzić. Idę więc do łazienki i czuję, jakbym miała déjà vu. Dwie czerwone kreski na jednym teście, na drugim napis „czwarty–piąty tydzień”.
O kurwa.
– I co? – Cindy zagląda do łazienki.
– Wyniki są pozytywne. – Patrzę na nią.
Zamiera.
– Ale to dopiero początek ciąży, więc istnieją na to sposoby. Pójdziemy do lekarza i...
– Nie... – wydusza z siebie.
– Słucham?
– Nie mogę, jestem wierząca. Bóg mi tego nie wybaczy – oznajmia z przekonaniem.
– A gdzie on był, gdy Young cię krzywdził? – Może nie gram czysto, ale to, co ona mówi, to bzdura.
Bóg, o ile istnieje, jej wybaczy, cokolwiek zrobi.
– Nie wiem, ale i tak nie mogę... – Kręci głową. – Słabo mi – dodaje i osuwa się na ścianę.
– Cindy! – Podbiegam do niej i prowadzę do swojego pokoju.
Sadzam ją na łóżku i uchylam okno.
– Uspokój się, odpocznij. Już wiemy, że to ciąża, i teraz trzeba się zastanowić, co dalej – pocieszam ją. – Połóż się, jesteś blada.
– Nic dziś nie jadłam... – przyznaje, a mnie znowu serce pęka.
Skąd ja to znam? Tłumię jęk, ale mam łzy pod powiekami. Nie mogę tego znieść.
– Zaraz coś ci przyniosę. Mama Kelly robi najlepszą szarlotkę! – Wymuszam uśmiech i schodzę na dół.
W kuchni, przy blacie, pozwalam sobie na upust emocji. Rozklejam się, ale trwa to tylko chwilę, bo wiem, że muszę wziąć się w garść. Odgrzewam Cindy zupę i kroję kawał ciasta, robię też herbatę i zanoszę jej wszystko do pokoju. Ledwo mogę znieść widok tego, jak szybko wszystko zjada. Bez pytania donoszę dokładkę. Dopiero wtedy jej twarz nabiera kolorów, a dłonie przestają się trząść.
– Oczy mi się zamykają – przyznaje, gdy dojada zupę.
Uśmiecham się do niej.
– To się prześpij – odpowiadam i w tej samej chwili słyszę, że wróciła mama Kelly. – A ja zejdę na dół i porozmawiam z Hannah. Jestem przekonana, że nie będzie problemu, byś tu dziś została – zapewniam ją i schodzę na dół.
– Cassie, pomożesz mi z zakupami? – słyszę, gdy wchodzę do kuchni.
– Trzeba mi było powiedzieć, to sama bym to ogarnęła! – przypominam jej.
– A, daj spokój, i tak robisz za dwóch. – Hannah uśmiecha się do mnie. – Zrobimy pizzę na kolację? Kupiłam składniki, a Kelly mówiła, że ma ochotę na pizzę z ananasem.
– Z ananasem? Przecież ona jej nie znosi. – Zaczynam się śmiać.
– W ciąży smak się zmienia. – Hannah wzrusza ramionami. – Coś się stało? – pyta nagle, przyglądając mi się uważnie.
Naprawdę aż tak to po mnie widać?
– Właściwie to tak... Ale nie wiem, od czego zacząć – przyznaję.
– Najlepiej od początku. – Kobieta uśmiecha się do mnie ciepło.
– W moim pokoju jest dziewczyna, którą zabrałam od rodziców. Wiem, że się nad nią znęcają i zmuszają do tego, by zbierała pieniądze – wyduszam z siebie jednym tchem. – Ona nie może tam wrócić – dodaję.
Oczy Hannah robią się wielkie.
– O rany, Cassie...
– Tak, wiem, ona nie ma osiemnastu lat, ale... Dzieje się jej tam krzywda, a w dodatku... jest w ciąży.
– O Boże. – Hannah aż przysiada. – W ciąży? Z jakimś chłopakiem ze szkoły? – pyta niepewnie.
– Tego nie wiem, nie powiedziała – kłamię. – Ale muszę jej pomóc.
– To niezgodne z prawem, skoro opiekunami są twoi rodzice. Ona jest niepełnoletnia i...
– Hannah, proszę. Jedna noc, a jutro coś wymyślę – błagam ją. – Mnie dziś nie będzie, więc może spać w moim pokoju. Wrócę rano i zajmę się tym. – Składam dłonie jak do modlitwy. – Proszę!
– Co się z wami mam... – Hannah aż wzdycha. – Jedna w ciąży z nieboszczykiem, druga niepełnoletnia... – Kręci głową, ale uśmiecha się niepewnie. – Jeszcze ty zostałaś. Planujesz może w najbliższym czasie zajść w ciążę? – sugeruje żartem, a ja aż się wzdrygam.
– Nie, nigdy... – krzywię się.
– Więc tam, dokąd dziś jedziesz, pamiętaj o zabezpieczeniu. – Mruga do mnie.
– To nie... – Czerwienię się nagle.
– Cassie, wiem, że się z kimś spotykasz. Kelly nie chciała mówić, ale wiem, że to nie Christian. Bądź rozważna i odpowiedzialna. – Ujmuje moją dłoń. – Wiesz, że zawsze wam pomogę. Jak ma na imię ta dziewczyna?
– Cindy.
– Cindy może tu zostać, ile chce, ale jeśli zapuka do nas opieka z policją, to będziemy musiały się zastosować do tego, co powiedzą – oznajmia, a ja rzucam się jej na szyję.
– O Boże, dziękuję! – Prawie ryczę. – Dołożę się za nią do czynszu i do jedzenia. I odstąpię jej swój pokój, mogę spać na kanapie – sugeruję.
– Cassie, daj spokój. – Hannah kręci głową. – Sklep dobrze prosperuje, stać mnie na jeszcze jedną gębę do wyżywienia – dodaje spokojnie. – Ona... Chce urodzić? – pyta niepewnie.
– Na razie chyba jest w szoku. Najadła się i śpi w moim pokoju. Ogarnę jej lekarza i może wtedy coś postanowi.
– Okej, rany, co za biedna dziewczyna.
Dostrzegam łzy w jej oczach.
– Widzę w niej siebie – szepczę.
– Tak, domyślam się, skarbie. – Nagle mnie obejmuje. – Mam w sobie tak ogromne poczucie winy, że tobie nikt nie pomógł, że ja nie zadziałałam bardziej. Nie mogę sobie tego wybaczyć.
– Może właśnie dlatego teraz padło na nas? Byśmy obie pomogły Cindy? – sugeruję.
– Może tak być... – Hannah pociąga nosem. – Pójdę do niej na górę. Pogadam z nią i zapewnię, że może tu zostać – dodaje.
– Jesteś najlepsza! – Ściskam ją mocno. – Jak prawdziwa mama, której nigdy nie miałam – wyznaję.
– Och, nie mów tak, bo... – Zanim kończy, łzy już płyną jej po twarzy.
– I bardzo, bardzo ci dziękuję. Za wszystko, co dla mnie robisz – dodaję szczerze.
– Nie ma za co, kochanie. Dziewczyny muszą trzymać się razem. – Mruga do mnie, ociera policzki i idzie na górę.
Czekam w kuchni, denerwuję się, że może Cindy nie będzie chciała tu zostać albo będzie czuła się nieswojo. Pół godziny później widzę, jak obie schodzą z piętra. Cindy nawet lekko się uśmiecha. Kamień z serca.
Jest dwudziesta, więc mam jeszcze trochę czasu do wyjścia. Dopiero teraz zaczynam myśleć o spotkaniu z Gabrielem, bo przez emocje dzisiejszego dnia w ogóle to do mnie nie docierało. Idę pod prysznic i chcę się wyszykować. Akurat wraca Kelly i proszę, by ułożyła mi włosy. Delikatnie podkręca końcówki, by ładnie falowały. Pożycza mi też sukienkę, w której wyglądam naprawdę dobrze. To mała czarna na cieniutkich ramiączkach, ale ma cielistą podszewkę, dzięki której wygląda obłędnie. Przypominam sobie, że miałam dać znać Christianowi, więc piszę mu wiadomość, że zdzwonimy się jutro. Może dziś uda mi się namówić Gabriela na ich spotkanie, więc uważam, że jeszcze nic straconego.
Zbliża się północ. W domu panuje cisza. Dziewczyny już śpią, a ja czekam w kuchni i się niecierpliwię. Równo o dwunastej dostrzegam światła na ulicy, a sekundę potem dostaję wiadomość, że kierowca już czeka. Zrywam się od stołu, wrzucam telefon i klucze do torebki, zarzucam na ramiona marynarkę od Hannah i wychodzę. Na podjeździe czeka na mnie czarny SUV volvo z przyciemnianymi szybami. Ruszam po schodach, a kierowca wysiada, by otworzyć mi drzwi.
– Dobry wieczór, panienko – wita się ze mną uprzejmie.
Nie znam tego mężczyzny. To nie ten kierowca co zwykle.
– Dobry wieczór. – Uśmiecham się i opadam na siedzenie.
Jestem tak podekscytowana i rozemocjonowana, że dopiero gdy chcę zapiąć pas, orientuję się, że na siedzeniu obok siedzi... Gabriel.
Patrzę na niego. To naprawdę on, ale w pierwszej chwili to do mnie nie dociera. Byłam przekonana, że spotkamy się na miejscu.
– Podobno tak się stęskniłaś... – sugeruje wymownie.
O Boże. Jego głos jest ochrypły i wibruje w całym moim ciele. Gabriel przysuwa się, widząc, że jestem w szoku. Jego dłoń wędruje do mojej talii, a druga otula twarz.
– Witaj, Cassie – mruczy, po czym jego usta lądują na moich.
Tak bardzo tego potrzebowałam.
– Dobry wieczór – szepczę prosto w jego gorące wargi. – Stęskniłam się. Bardzo – dodaję i odwzajemniam pocałunek najczulej, jak potrafię.
Gabriel pociąga mnie w swoje ramiona. Odczuwam wiele emocji naraz. Ulgę, że tęsknił naprawdę. Pragnienie, by ten pocałunek był zapowiedzią dzisiejszej nocy. Niepewność, bo nie wiem, co zaplanował, ale cokolwiek to jest, chcę tego całą sobą.
– Zdejmij majtki, Cassie. Teraz – dodaje nagle.
Wpatruję się w niego i w sekundę zaczynam płonąć.
O rany.
Nieco się krępuję, bo przecież jest tu kierowca, ale nagle między tyłem a przodem auta wyrasta przesłona, która nas odgradza. Wiem, że to będzie niesamowita noc.
[...]