Lupo (t.1) - Bella Di Corte - ebook + audiobook
BESTSELLER

Lupo (t.1) ebook

Bella Di Corte

4,4

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pierwsza część trzy tomowej sagi o bezwzględnych, nowojorskich gangsterach

Trzymająca w napięciu powieść o mafii i wzruszająca historia miłosna

Książka, którą czyta się z wypiekami na twarzy (USA Today)

Był diabelsko przystojny.

Był samotnikiem.

W Nowym Jorku miał opinię krwiożerczego i bezwględnego.

I to on postanowił, że zostanę jego żoną. To miał być prosty układ oparty na wymianie przysług. Bez żadnych oczekiwań i warunków. Z wyjątkiem jednego: nigdy nie będę mogła go opuścić. Jednak nie od dziś wiadomo, że życie jest pełnie niespodzianek. Miałam zaledwie dwadzieścia jeden lat, byłam sierotą bez bez domu i grosza przy duszy i już zdążyłam się przekonać, że w życiu nie ma nic za darmo.

Choć Capo był jedynym mężczyzną, który naprawdę mnie rozumiał, obiecałam sobie, że nigdy nie będę wobec nikogo dłużna.

Mariposa Flores sądziła, że nikomu nic nie zawdzięcza, ale prawda była taka, że wszystko zawdzięczała Capo, na którego mówiono kiedyś Makiaweliczny Książę Nowego Jorku.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 526

Oceny
4,4 (1299 ocen)
846
264
131
42
16
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
martynamartyna25

Nie oderwiesz się od lektury

Najpiękniejsza książka jaką czytałam, a zarazem jedyna , dla której do tej pory napisałam recenzję na Legimi
80
IwonaLanecka

Całkiem niezła

Cóż mogę napisać. Naczytałam się tyle pozytywnych komentarzy, że musiałam ją przeczytać. Czy mnie zachwyciła? Niestety nie. Nie mogłam się wczytać i cały czas miałam wrażenie że to jednak nie jest pierwszy tom. I chociaż historia była świetna to sposób pisania raczej mnie nie odpowiadał. Nie będę czytać kolejnych części.
30
literaturazmyslow

Nie oderwiesz się od lektury

O mój Boże! Co to była za książka! Gorący, zaskakujący, melancholijny romans mafijny! Dodam, że jeden z lepszych, jakie czytałam. Jednym słowem Lupo, (czy też Capo) rzucił na mnie urok. Ta historia zdecydowanie trafia na półkę moich ulubieńców. Mariposa ma dwadzieścia dwa lata, ale w życiu przeszła już naprawdę wiele. Nauczyła się żyć w skrajnym ubóstwie, w samotności, wiecznym strachu i głodzie. Wszystko, co było dla niej ważne nosiła w skromnym plecaku. Jej dobytek to notes, w którym zapisywała marzenia, kolorowanki, kredki, spinka i doniczka z Verą. Największym marzeniem dziewczyny było najeść się do syta i mieć wygodne buty. Nie oczekiwała wiele, ale znalazł się ktoś, kto rzucił jej cały świat pod nogi. Dziewczyna spotkała pierwszy raz Capo pod restauracją, kiedy ta marzyła o gorącym posiłku. Uwiódł ją swoim surowym spokojem, tajemniczością i troską. To on wyciągnął do niej pomocną dłoń. Przy drugim spotkaniu posmakowała jego ust. Przy trzecim została poproszona o to, aby zostać j...
20
Kinlub

Nie oderwiesz się od lektury

petarda!
20
katarzynaelzbieta

Nie polecam

Czyta sie jak»flaki z olejem, dluzyzny o niczm.
10

Popularność




Tytuł oryginału: Machiavellian

Projekt okładki: Paweł Panczakiewicz/PANCZAKIEWICZ ART.DESIGN

Redakcja: Małgorzata Burakiewicz

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna i skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Lilianna Mieszczańska

Fotografia wykorzystana na okładce

© Deagreez/iStockphoto

Copyright © 2020 by Bella Di Corte

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2021

© for the Polish translation by Kaja Burakiewicz

ISBN 978-83-287-1737-4

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

Wydanie I

Warszawa 2021

fragment

Dla wszystkich Maripos tego świata.

11.11 należy do Ciebie.

Pomyśl życzenie…

„Każdy widzi, za jakiego uchodzisz, lecz bardzo niewielu wie, kim naprawdę jesteś”.

NICCOLÒ MACHIAVELLI, Książę

WSTĘP

Droga Czytelniczko, Drogi Czytelniku,

ta podróż rozpoczęła się od perypetii rodziny Faustich (wkrótce poznasz ją dzięki Macowi).

Gdy rozpoczynałam sagę rodziny Faustich, nie miałam pojęcia, jak potoczy się jej historia. Mogłam się o tym przekonać dopiero przy drugim tomie. Jedno jest pewne: gdy zaczęłam pisać, nie mogłam przestać. Fausti otworzyli mi wrota do świata, który całkowicie mnie pochłonął.

Gdy skończyłam pisać sagę, w głowie zaczęły mi kiełkować kolejne historie, które do niej nawiązywały, i nie mogłam się doczekać, żeby zacząć przelewać je na papier. Było ich tak wiele i cały czas się rozgałęziały, że postanowiłam stworzyć osobną kategorię dla opowieści mafijnych mojego autorstwa. Wszystkie historie są ze sobą powiązane w ten czy inny sposób. Rodzina Faustich jest wpływowa i ma długie macki, co oznacza, że w każdej książce z serii natkniesz się niechybnie na któregoś z jej członków, nawet jeśli historia dotyczy innego klanu.

I tu przechodzimy do Lupo, czyli Maca.

Jego historia, podobnie jak większość opowieści, które wyszły spod mojego pióra, całkowicie mnie pochłonęła. Choć w planach miałam inne książki, opowiadające o mężczyznach z rodu Faustich, Mac i Mariposa okazali się ważniejsi. Cudownie było znaleźć się w ich świecie. Choć niektórzy członkowie tej rodziny pojawiają się na kartach powieści, nie musisz przeczytać wcześniej żadnej książki z cyklu Gangsterzy Nowego Jorku. Możesz oczywiście czytać wszystkie pozycje po kolei, a wtedy Lupo plasuje się pomiędzy piątą a szóstą częścią sagi o rodzinie Faustich.

Dla ułatwienia sporządziłam listę wszystkich członków każdego z mafijnych klanów.

Lupo zajmuje szczególne miejsce w moim sercu. Wyróżnia się spośród wszystkich pozostałych książek mojego autorstwa. Moim zdaniem, biorąc pod uwagę wyjątkowy moment, w którym przyszło nam żyć, potrzebujemy więcej historii takich jak ta. Opowieści, które odrywają nas od codzienności i zapraszają do innego świata. Są takie książki, a do nich zaliczam sagę Faustich, których lektura jest niczym powrót do domu.

Lupo jest dla mnie jedną z takich książek. Mam nadzieję, że stanie się nią również dla Ciebie.

Serdecznie,

Bella

PS Każda z części trylogii Gangsterzy Nowego Jorku jest osobną opowieścią, ale wszystkie rozgrywają się w tym samym świecie. Przeczytaj kolejne części, jeśli chcesz się dowiedzieć, jaki będzie dalszy ciąg tej historii!

POSTACI WYSTĘPUJĄCE W KSIĄŻCE

RODZINA FAUSTICH

Członkowie tej rodziny, którzy pojawią się w Lupo lub o których wspominam w książce:

Marzio Fausti (nieżyjący) był głową owianego złą sławą włoskiego klanu Faustich. Jego synowie to: Luca, Ettore, Lothario, Osvaldo i Niccolò.

Luca Fausti (siedzi w więzieniu) jest najstarszym synem Marzio Faustiego. Jego synowie to: Brando, Rocco, Dario i Romeo.

Brando Fausti jest mężem Scarlett Rose Fausti.

Rocco Fausti jest mężem RosariiFausti.

Tito Sala, lekarz, spowinowacony z rodziną. Jest mężem Loli Fausti.

Donato, dowódca zbrojnego ramienia rodziny.

Rodzina Faustich jest od lat skonfliktowana z rodziną Stone’ów. W Lupo ten wątek jest okrojony, ale warto o nim wspomnieć, bo Scott Stone, który pojawia się w powieści, w części drugiej staje się jedną z kluczowych postaci.

RODZINA SCARPONE

Arturo Lupo Scarpone, głowa rodziny Scarpone. Rodzina Scarpone to jeden z pięciu nowojorskich klanów mafijnych. Synowie Arturo to: Vittorio Lupo Scarpone (z matki Noemi) i Achille Scarpone (z matki Bambi).

Vittorio Lupo Scarpone, syn Arturo i Noemi.

Jego dziadek Pasquale Ranieri był światowej sławy sycylijskim prozaikiem i poetą. Miał pięć córek, z których wszystkie, poza Noemi, mieszkają we Włoszech: Noemi Ranieri Scarpone, Stellę, Eloisę, Candelorę i Veronicę. Vittorio ma jednego brata: Achille Scarpone.

Achille Scarpone jest synem Arturo i Bambi.

Jego synowie to: Armino, Justo, Gino i Vito. (W Lupo z imienia wspominam tylko Armino i Vito).

Achille ma jednego brata. To Vittorio Lupo Scarpone.

Tito Sala, mąż Loli Fausti, jest kuzynem Pasquale Ranieriego.

PROLOG

VITTORIO

Byliśmy kiedyś władcami świata – mój ojciec i ja. Razem rządziliśmy królestwem wyrzutków, dzieląc tron wyrzeźbiony ze strachu i ślepego szacunku. To wszystko miało być kiedyś moje, a przynajmniej tak mi się wydawało. Jak miałem się wkrótce przekonać, czekało mnie coś więcej aniżeli władza i tron.

To, jak postrzegamy rzeczywistość, zależy od człowieka, jego duszy i perspektywy, jaką obierze. Weźmy mojego ojca. Traktował życie jak pojedynek szachowy, jak grę, w której musi wygrać. Stał się Królem Nowego Jorku, bo każde posunięcie planował z typową dla siebie przebiegłością, bezwzględnie i brutalnie. Nieważne, co robił i jaki ruch chciał wykonać, przyświecał mu jeden cel: wygrana za wszelką cenę, niezależnie od poniesionych kosztów i ofiar. Trzymał się trzech zasad: był przezorny, nie brał jeńców i nie oka­zywał litości, nawet swoim bliskim.

Miał koneksje, ożenił się z odpowiednią dziewczyną, bywał na przyjęciach, na których warto się pokazać, uwodził lub zabijał ludzi bez względu na ich pochodzenie i stan posiadania. Ojciec udowodnił światu, który stworzyliśmy i nad którym sprawowaliśmy władzę, jak bardzo jest skuteczny i bezwzględny. Bali się go nawet ci, którzy rządzili ulicą. Arturo Lupo Scarpone, Król Nowego Jorku. Nikt nie mógł go przechytrzyć. Nikt nie mógł się do niego zbliżyć, nawet jego własny syn, krew z krwi.

Vittorio Lupo Scarpone – Książę i piękniś.

Arturo zniszczył mi życie, odebrał nazwisko, to nazwisko, wygnał z królestwa, na którego władcę namaścił mnie z taką żarliwością, i wreszcie uznał mnie za zmarłego. Nie bez powodu jego ludzie mówili o nim: il re lupo. Król wilków. W imię władzy nie cofnąłby się przed zabiciem swoich dzieci. Stara mądrość mówi, że zmarli nie opowiadają bajek. Zamiast bajki miałem do opowiedzenia tylko jedną mrożącą krew w żyłach historię. Tym razem mężczyzna, który mnie spłodził, zapłaci za to, co zrobił. Bo skoro w jego przekonaniu byłem martwy, skąd miałby wiedzieć, że nadchodzę?

Buu, skurwysynu. Mówiłeś na mnie Książę, a ja wracam do twojego świata jako Król.

1

VITTORIO

osiemnaście lat wcześniej

W naszej kulturze aranżowane małżeństwa nie były rzadkością. Od zawsze wiedziałem, że nadejdzie dzień, kiedy ożenię się z Angeliną Zamboni. Jej ojciec, Angelo Zamboni, był politykiem, miał odpowiednie koneksje i podobnie jak mój należał do najbardziej wpływowych ludzi w Nowym Jorku. Mój ojciec Arturo Scarpone urodził się bez sumienia, siał postrach i nie unikał rozlewu krwi. Miał wiele na sumieniu, jednak jego ręce zawsze były nieskazitelnie czyste. Budził powszechny lęk i powszechny szacunek. Angelo zaś potrzebował bezwzględnego sojusznika i dlatego, bez konsultacji z córką, od razu wyraził zgodę na nasze małżeństwo.

Byliśmy parą, która wywoływała ogólny podziw i zachwyt. Byliśmy piękni. Spłodzimy piękne dzieci. Nasze wspólne życie będzie piękne. Ta pozorna sielanka skutecznie skrywała ciemne strony mojego życia. Dzień, w którym miałem objąć panowanie nad odziedziczonym po ojcu krwawym królestwem, miał być również dniem koronacji Angeli. Wspólnie mieliśmy zasiąść na tronie, który spływał krwią.

Angelina była również moją omertà, moją gwarancją bezpieczeństwa. Miała trwać przy mnie na dobre i na złe, w zdrowiu i chorobie, na każdym policyjnym przesłuchaniu, nawet jeśli moi wrogowie usiłowaliby ją zastraszyć.

W naszym życiu lojalność była cenniejsza niż miłość, a wrogów należało znać lepiej niż przyjaciół. Szybko przekonałem się, że prawdziwa przyjaźń nie istnieje, zaś lojalność zależy od stopnia wzajemnej zależności.

Szliśmy jedną z nowojorskich ulic, gdy nagle Angelina uśmiechnęła się szeroko i sprzedała mi kuksańca, wyrywając mnie z zamyślenia. Zapadł już zmrok, ale jej twarz oświetlały uliczne latarnie.

Miała włosy w kolorze karmelu, opaloną skórę i brązowe oczy. Mój brat powiedział mi kiedyś, że ma złe spojrzenie. W istocie tak było. Gdy pragnęła zemsty, jej oczy zwężały się niczym sztylety. Jej wzrok był pozbawiony litości. Była ode mnie niższa, nawet w szpilkach, ale jak na kobietę i tak wydawała się wysoka. Nogi miała wystarczająco długie, żeby mnie objąć, gdy się pieprzyliśmy.

Za miesiąc będę już mówić do niej „żono”, pani Vittorowo Scarpone, a lata wspólnych interesów naszych ojców będą miały swój owocny finał. Arturo powtarzał wciąż, że obie rodziny wyhodowały wspólnie drzewko oliwne. Angelo przywiózł drzewko ze starego kraju, zaś Arturo posadził je na nowojorskiej ziemi. Z bożą pomocą mieliśmy się doczekać złocistej oliwy.

– Jesteś dziś jakiś małomówny – powiedziała, spoglądając na mnie błyszczącymi oczami.

– Trudno być rozmownym w czasie teatralnego przedstawienia. – Mój oddech był obłoczkiem pary wydobywającym się z ust.

– Nie potrafię czytać w twoich myślach. – Zatrzymała się, a ja wraz z nią. Cofnęła się o krok i stanęliśmy twarzą w twarz. Zmrużyła oczy. – Chcesz się wycofać?

Śnieg zawirował między nami. Białe płatki opadały na ciemny materiał mojej kurtki. Gromadziły się i po chwili topniały. Osadzały mi się na rzęsach.

– O to samo mogę zapytać ciebie – odparłem.

Uśmiechnęła się lekko. Pokręciła głową.

– To już postanowione.

W naszym świecie wszystko kręciło się wokół interesów i wywiązywania się z długów wobec króla.

– Co Bóg złączył, człowiek niechaj nie rozdziela – powiedziałem.

– Bóg lub twój ojciec – odparła, wsuwając smukłe dłonie do kieszeni drogiej kurtki.

Minął nas mężczyzna w garniturze, z telefonem przy uchu i teczką w dłoni. Nie umknęło mi spojrzenie, którym omiótł Angelinę. Jego zdecydowany krok wskazywał, że chce jak najszybciej uciec przed zimnem. To nie spojrzenie mnie zdenerwowało. Zmroziło mnie coś zgoła innego, coś, co przypominało dotyk zimnej dłoni na karku i nie miało nic wspólnego z panującym chłodem.

Angelina była pionkiem w grze, jeszcze zanim nauczyła się mówić. Znałem ją od dziecka. Oboje zdawaliśmy sobie sprawę, że nasz układ nie ma nic wspólnego z miłością, ale i tak zależało mi na tym, żeby nasz związek miał solidny fundament. Wiedziałem, że łatwiej będzie to osiągnąć, jeśli coś nas połączy. Oczekiwałem od niej szacunku zbudowanego na poczuciu lojalności.

Ostatnio jednak coś się między nami zmieniło. Nie pierwszy raz poczułem zimny dotyk, który pobudzał moje zmysły do stanu gotowości.

– Jesteś pięknym mężczyzną, Vittorio. Powinieneś był skorzystać z propozycji ojca, gdy była ku temu okazja.

Zmrużyłem oczy, bacznie ją obserwując. Chciałem przejrzeć ją na wylot. Nie podobały mi się jej przycinki. Choć zwykle nie przebierała w słowach, stawała się coraz lepsza w sztuce subtelności. Kurewsko mi się to nie podobało. Zwłaszcza gdy mówiła o sprawach, które jej nie dotyczyły.

Miała rację. Mój ojciec dał mi kiedyś możliwość odwrotu. Szansę na to, żebym mógł żyć tak, jak chcę, jednocześnie odwalając za niego brudną robotę. Zamiast włączać się bezpośrednio w interesy firmy, mogłem zostać jej twarzą. Mogłem stać się właścicielem wszystkich ekskluzywnych restauracji należących do ojca. Przy okazji moim zadaniem byłoby przekupywanie członków socjety tak, żeby stali się od niego zależni. Ojciec twierdził, że mój wygląd i charyzma są w stanie uwieść każdego. To mój brat Achille miał lepsze predyspozycje, aby zostać jego prawą ręką.

To był jedyny raz, kiedy ojciec dał mi wybór. W rzeczywistości to jednak nie był żaden wybór, ale prowokacja. Kim bym się stał, gdybym pozwolił, żeby mój młodszy brat, którego przezywano Błaznem, zarządzał królestwem u boku ojca? Miękką, bezużyteczną fają. W hierarchii upadłbym niżej od chłopaków sprzątających stoliki, którym ojciec płacił dziesięć dolarów za godzinę.

Angelina domyślała się, że mój ojciec nigdy nie dałby mi o tym zapomnieć. Gdy tylko udawało mu się znaleźć czyjąś słabość, drażnił palcem czułe miejsce tak, żeby rana nigdy nie mogła się zabliźnić. A jeśli zaczynała się goić, natychmiast ją rozdrapywał.

Ojciec wiedział, że moją jedyną słabością była moja matka. Kpił, że jestem piękny tak jak ona i jej włoska rodzina. Co ciekawe, o krewnych matki nigdy by się w tak poufały sposób nie wyraził. Moja matka była bowiem skoligacona z potężnym rodem Faustich, więc mój ojciec, który bardzo dbał o swoje bezpieczeństwo, odnosił się do nich z szacunkiem. Ostatnią rzeczą, której by sobie życzył, było to, żeby zaczęli zwracać na niego uwagę. Fausti, nieproszeni, nigdy nie wtrącali się w nie swoje sprawy. Choć to Arturo rządził Nowym Jorkiem, Fausti byli dla niego nietykalni. Oni rządzili światem.

Gdy powiedziałem ojcu, że wolałbym zdechnąć, aniżeli zrzec się należnej mi pozycji na rzecz Achille, zaśmiał się szaleńczo i poszedł do pokoju, który dzielił ze swoją żoną Bambi. Nie z moją matką. Bambi była matką Achille.

Ojciec zawsze był zdania, że Achille ma znacznie lepsze predyspozycje do załatwiania spraw przy użyciu przemocy niż ja. Chodziło tylko o to, że był ode mnie brzydszy. Udowodniłem jednak nieraz, na co mnie stać, i piękna twarz, którą oglądałem codziennie rano w łazienkowym lustrze, nie miała tu nic do rzeczy. Nasza krew i nasze serca, kość z kości, krew z krwi. Potrafiłem zabijać równie bestialsko jak on.

Angelina nigdy wcześniej nie zająknęła się na ten temat. Nigdy z nią o tym nie rozmawiałem. Skąd, do kurwy nędzy, mogła o tym wiedzieć?

– Achille udostępnia ci poufne informacje.

Zrobiłem krok w jej kierunku, ale nawet nie drgnęła.

– Dlaczego, la mia promessa?

Roześmiała się, wypuszczając z ust obłoczek pary.

– Nic tylko obietnica i obietnica, inaczej już do mnie nie mówisz.

– Chciałabyś, żebym zwracał się do ciebie inaczej? Już za miesiąc będę cię tytułował „żono”.

– To bez znaczenia. – Zacisnęła zęby. – Liczy się tylko to, że jestem twoja. Należę do ciebie. Posiadłeś mnie.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

Roześmiała się jeszcze głośniej i westchnęła.

– Vittorio, jestem w ciąży.

– Świetnie – odparłem. – Cieszę się.

Wyglądało na to, że prezerwatywy rzeczywiście nie są stuprocentowo skuteczne. Zawsze starałem się zabezpieczać. Zdarzyło się jednak, że trochę nas poniosło i sprawy wymknęły się spod kontroli.

– Jeśli mój ojciec się dowie, że ja…

– Nic ci nie zrobi.

Gdyby jej ojciec dowiedział się, że uprawiałem seks z jego córką przed ślubem, mogłoby się zrobić nieprzyjemnie. Angelo bywał porywczy. Gdyby wiedział, że splamiła jego honor, nie cofnąłby się przed spuszczeniem jej lania na goły tyłek. Miała tylko osiemnaście lat, ale jak mówi przysłowie „wiek to tylko liczba”. Była dojrzała ponad swój wiek. Musiała wcześnie dojrzeć.

Zadzwonił jej telefon, więc sięgnęła do torby, odwracając się do mnie plecami. Chwilę potem przystawiła komórkę do ucha i mówiła coś ściszonym głosem. Ktokolwiek to był, rozmawiała o miejscu, do którego szliśmy.

Zmierzaliśmy do restauracji, żeby spotkać się z Tito Salą, kuzynem mojego dziadka ze strony matki. Z tego, co mówiła Angelina, wynikało, że nasze plany uległy zmianie, więc postanowiłem wysłać szybkiego esemesa do Tito. Wspomniał wcześniej, że miał mi coś ważnego do powiedzenia. Lola, jego żona, pochodziła z rodziny Faustich.

Zdążyłem wsunąć komórkę do tylnej kieszeni spodni, dokładnie w chwili gdy Angelina skończyła rozmawiać.

– Zmiana planów – powiedziała, informując mnie o tym, o czym już wiedziałem. – Mamusia była dziś na kolacji w Rosa i nie dość, że był straszny tłok, to Rayowi skończyła się cielęcina. Mam ochotę na cielęcinę alla parmigiana. – Pogładziła się po brzuchu. – Pójdziemy do Dolce.

Bez słowa przytaknąłem. Stałem nieruchomo, patrząc na nią wyczekująco. Wiedziała, na co czekam.

– Vittorio, podsłuchałam prywatną rozmowę twojego ojca i Achille. Jedli razem kolację, a ja przechodziłam obok ich stolika. Nigdy mi o tym nie mówiłeś. – Wzruszyła ramionami. – To mnie zwyczajnie zaciekawiło.

– Nic ci do tego – odparłem.

– Jasne – powiedziała, nie patrząc na mnie. – Chodźmy na kolację. Zmarzłam i chce mi się jeść.

– Angelina… – powiedziałem.

Zanim na mnie spojrzała, westchnęła, wypuszczając z ust obłoczek oddechu. Najwyraźniej chciała jak najszybciej znaleźć się w restauracji, ale jej pośpiech był zastanawiający.

– Znasz zasady. Niebawem zostaniesz moją żoną, ale nie mieszaj się w sprawy mojej rodziny. Nie wtryniaj nosa w nie swoje sprawy, chyba że na moje wyraźne zaproszenie, zrozumiano?

Nie bez przyczyny opiekowałem się nią od maleńkości. Wychowywałem ją na żonę idealną. Musiała trzymać się zasad, ceną było nasze życie.

– Tak jest – odpowiedziała z przekąsem. – Ale twoje sprawy dotyczą także mnie – wymamrotała pod nosem.

Nie było sensu się z nią spierać. Miała rację. Po dłuższej chwili chrząknąłem.

– Powiemy rodzinie o ciąży po powrocie z podróży poślubnej.

– Zgoda – odparła. – Przynajmniej nie będę już mieszkać z nim pod jednym dachem.

Bardzo kochała swojego ojca, ale bała się go jeszcze bardziej. Dla niej to zaaranżowane małżeństwo oznaczało odzyskanie wolności. Dla mnie – jeszcze większą zależność od rodziny. Jedyną formą ucieczki była śmierć.

Gdy dotarliśmy do restauracji, była już mocno zdyszana. Jej pośpiech ponownie wzbudził moje podejrzenia. Przed wejściem objąłem ją ramieniem, chcąc wprowadzić ją do środka, ale pokręciła głową.

– Wejdziemy od tyłu – powiedziała. – Mama uprzedziła, że Gabriella i Bobby przyszli na kolację. Nie mam dziś siły na plotki, a stolik dla nas Patrizio zarezerwował w prywatnej sali.

Bobby pracował dla mojego ojca, a Gabriella była jedną z wielu kuzynek Angeliny. Ilekroć wpadaliśmy na nią w mieście lub na rodzinnych spotkaniach, ba, nawet w przelocie, w przedsionku, nie przepuszczała okazji, żeby paplać o naszym weselu. Ple, ple, ple. Ta kobieta mogła gadać całymi godzinami bez chwili przerwy.

Gdy skręciliśmy za róg w ciemną wilgotną uliczkę biegnącą wzdłuż budynku restauracji, powitały nas dobiegające ze środka skoczne rytmy piosenki Louisa Prima oraz zapach gotującego się makaronu, pieczonych pomidorów i smażonego czosnku, zmieszany z fetorem śmieci zamar­zających w restauracyjnym kontenerze.

Angelina, zamiast się odsunąć, żebym mógł otworzyć przed nią drzwi, jak to mieliśmy w zwyczaju, stanęła i wbiła wzrok w metalową klamkę. Chwilę później zerknęła na mnie i szybko spuściła wzrok.

– Ociągasz się – skomentowałem jej dziwne zachowanie.

Z zamyślenia wyrwał ją głos Louisa Primy melodyjnie wyśpiewującego Angelinę. Zadrżała i rozejrzała się bojaźliwie. Chwilę później dotarło do niej, że nikt jej nie wołał, i wyraźnie się rozluźniła. Ja jednak wiedziałem swoje, była bardzo spięta.

– Coś ci się wydaje, Vittorio.

– Naprawdę, księżniczko?

W mgnieniu oka obróciła się i zanim zdążyła wymierzyć mi policzek, złapałem ją za nadgarstek.

– Spierdalaj – wysyczała.

– Czyżbym dotknął jakiegoś czułego punktu?

Jej ojciec nazywał ją księżniczką, a ona tego nienawidziła. Nienawidziła tego tak bardzo, że podczas spotkania, na którym ustalaliśmy między sobą warunki naszego małżeństwa, postawiła warunek, że pod żadnym pozorem nie będę się do niej w ten sposób zwracać. Dziś jednak coś wisiało w powietrzu, coś, o czym nie chciała mi powiedzieć. Cokolwiek to było, musiała zrzucić z siebie ten pieprzony ciężar. Nie miała w zwyczaju milczeć.

Wyszarpnęła nadgarstek z mojego uścisku.

– Wiesz, co zrobiłeś! Zawsze doskonale wiesz, co robisz! Jesteś taki zimny. Taki… – Zamilkła, jakby próbowała zebrać myśli. – Nieważne. Przecież ty się nie zmienisz! Nie będę gadać po próżnicy.

Uniosłem rękę, odsłaniając nadgarstek. Mój drogi zegarek marki Panerai błysnął w ciemnościach, oświetlając wilka wytatuowanego na mojej dłoni.

– Już czas. – Spojrzałem na zegarek. – Przemów teraz lub zamilknij na wieki.

W odpowiedzi zmrużyła oczy.

– Co ty wiesz o…

Zanim zdążyła dokończyć zdanie, uchyliły się drzwi i z restauracji wyszło dwóch nieznanych mi osiłków. Choć knajpę prowadził Patrizio, Dolce była tylko przykrywką dla ciemnych interesów rodziny Scarpone. Jeden z osiłków zapalił papierosa. Drugi uniósł kołnierz i wbił ręce w kieszenie skórzanej kurtki. Stanęli po obu stronach Angeliny.

– Powiem to tylko raz – warknąłem.

– Co powiesz? – zapytał ten z papierosem.

Jego akcent był ledwo wyczuwalny, ale i tak rozpoznałem, że jest Irlandczykiem.

– Odsuń się.

– A jeśli nie, to co? – zapytał ten w skórzanej kurtce. Był Włochem, ale go nie znałem.

Milczałem, dając im szansę odwrotu.

– Dziecko nie jest twoje – wypaliła Angelina.

Po chwili oderwałem wzrok od osiłków i spojrzałem na nią.

– Nie mogę wyjść za człowieka, który mnie nie kocha – oznajmiła.

Widziałem, że tych dwóch pieprzonych oprychów dodaje jej odwagi. A raczej pewności siebie.

– Przykro mi, że rozstajemy się w ten sposób, ale obiecuję, że kupię ci kwiaty. Przynajmniej tyle mogę dla ciebie zrobić.

Nie mogłem oderwać wzroku od dwóch skurwieli. Śledziłem każdy ich ruch, przysuwali się coraz bliżej Angeliny.

– Po tylu latach niczego się ode mnie nie nauczyłaś, do kurwy nędzy? – zapytałem.

– Nauczyłam się, że jesteś niezdolny do miłości. Jesteś na to zbyt popieprzony. Noemi…

– Nie waż się wypowiadać jej imienia – warknąłem.

Mimo że obecność dwóch oprychów dodawała jej odwagi, natychmiast pojęła, że posunęła się za daleko, więc zmieniła taktykę.

– Naprawdę myślałeś, że zechcę nosić twoje dziecko? Chcę krwi rodziny Scarpone, ale nie twojej.

– Jesteś głupsza, niż myślałem – odparłem.

Zrobiła krok w moim kierunku, niewątpliwie po to, żeby dać mi w twarz, ale zza uchylonych drzwi wyłonił się mój brat i złapał ją wpół.

– Daj spokój, kochanie – powiedział. – Nie sądzisz, że mój brat wystarczająco już dziś oberwał? Odpuść mu.

– Achille – zwróciłem się do niego. – Rozumiem, że należą ci się gratulacje. Podobno będziesz ojcem.

Teraz już wszystko stało się jasne, jego obecność, jej wyznanie.

Kąciki ust Achille uniosły się w leniwym uśmiechu. Wyglądał jak pieprzony Błazen.

– Powiedziała ci?

– Może i tak. – Odwzajemniłem jego uśmiech.

Wzruszył ramionami.

– Obaj wiemy, że to nie ma żadnego znaczenia.

Angelina patrzyła to na mnie, to na Achille, a malujący się na jej twarzy spokój ustępował pola rosnącemu zagubieniu. Głośno przełknęła ślinę, usiłując zdusić wzbierający w gardle szloch.

– Vittorio, dlaczego jej po prostu nie zabiłeś? – zadrwił Achille.

Choć z całych sił próbowała powstrzymać emocje, na jej twarzy pojawił się wyraz skruchy.

– Tak, dlaczego jej po prostu nie zabiłeś, Vittorio, ty pięknisiu? – ponowił pytanie. – Nie żeby to cokolwiek miało zmienić, ale ułatwiłeś mi przekonanie ojca, że jeden z nas powinien odejść. Chciał ci dać wszystko: swoje królestwo, a wraz z nim piękną żonę, piękny dom i urodziwe potomstwo, które nosiłoby rodowe nazwisko i kontynuowałoby tradycję. Jednym słowem, całą swoją schedę. A ty co? Zdradziłeś go i wszystko zjebałeś.

– Obaj wiemy, że to nie ma żadnego znaczenia – powtórzyłem za Achille. Nic dodać, nic ująć. Jego słowa idealnie podsumowały sytuację.

Achille przymknął oczy i wtulił twarz we włosy Angeliny, wdychając jej zapach.

– Dziękuję, aniołku – powiedział. – Dziękuję ci za wszystko, ale wygląda na to, że twoja lojalność wobec mnie poszła na marne. Mój brat sam wbił sobie gwóźdź do trumny. Dałaś mu tylko jeszcze jeden powód do smutku. Wolałbym dzielić łóżko ze żmiją niż z kobietą taką jak ty. I musisz wiedzieć, kochanie, że zdrada, której się dopuściłaś wobec mojej rodziny, jest niewybaczalnym grzechem.

Angelina zastygła w bezruchu, oddychała coraz szybciej. Utkwiła wzrok w martwym punkcie, podczas gdy Achille wodził nosem po jej policzku, w kierunku ust. Pocałował ją delikatnie i wyszeptał coś do ucha. Angelina zamknęła oczy, a pojedyncza łza spłynęła jej po policzku. Rozbłysła w świetle latarni.

Wreszcie Achille otworzył oczy, uśmiechnął się do mnie szeroko i na odchodne mocno trącił mnie ramieniem. Dwóch osiłków chwyciło Angelinę pod ręce i w tej samej chwili czterech mężczyzn otoczyło mnie z każdej strony. Jeden z nich przystawił mi nóż do gardła. Angelina zaczęła się szarpać i wołać za Achille:

– Jak mogłeś mi to zrobić?!

Chwilę później usłyszałem, jak błaga o pomoc.

Mam być teraz twoim wybawcą, księżniczko? Po tym, jak wystawiłaś mnie na pewną śmierć? Chciałem zapytać, ale postanowiłem milczeć. Słowa i tak trafiłyby w próżnię. Zamiast błagać mnie o pomoc, powinna modlić się do Boga, bo tylko on mógłby ją ocalić. Jeśli Król Watahy zlecał zabójstwo, bez boskiej interwencji nikt nie miał prawa przeżyć.

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Warszawskie Wydawnictwo Literackie

MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF s.c., Bydgoszcz