4,99 zł
Przekrzywiam głowę. Rzucam wyzwanie. Bawię się jednym warkoczem, lekko pociągając za rozwichrzony koniec zwisający w okolicach talii. Ocieram udo o udo. Spocone i mokre. Ślizgają się jak ciepłe masło na szklanym stole. Moje ruchy są świadome. I przynoszą rezultaty. Spojrzenie Petera za nimi podąża. Nie spuszcza wzroku ani na sekundę.
Lekcje niemieckiego to dla Alex zarówno najlepsze, jak i najgorsze godziny, podczas których zmaga się z prawdziwym natłokiem myśli i emocji. Jej pożądanie wobec przystojnego, ale dużo od niej starszego nauczyciela sprawia, że trudno się jej skoncentrować. To, że Peter traktuje ją jak innych uczniów, jest dla niej bolesne, ale nie powstrzymuje jej fantazji na jego temat. Pewnego parnego popołudnia Alex zostaje po lekcjach w klasie sam na sam z nauczycielem. Ma teraz swoją szansę, ale czy odważy się pokazać mu, co czuje?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 96
Vanessa Salt
LUST
Lekcja niemieckiego
Tytuł oryginału
Tyskalektionen
Przełożył: Emil Chlabbko Copyright © 2018, 2019 Vanessa Salt i LUST Wszystkie prawa zastrzeżone ISBN: 9788726209853
1. Wydanie w formie e-booka, 2019
Format: EPUB 2.0
Ta książka jest chroniona prawem autorskim. Kopiowanie do celów innych niż do użytku własnego jest dozwolone wyłącznie za zgodą LUST oraz autora.
Podnoszę rękę.
– Ktoś inny? – Peter rozgląda się po klasie. – Keiner?
Macham ręką jeszcze wyżej. Wyciągam się w górę, jak tylko mogę. Zaczynam odczuwać w barku ból, który przeszywa ramię do łokcia. Mimo to wysilam się, żeby się nie osunąć. Odchylam się trochę w bok ze wzrokiem utkwionym w Petera. Stolik przesuwa się o kilka centymetrów, wydając nieprzyjemny zgrzyt. Czuć gumkę do ścierania, grafit ołówków i lekki zapach potu. Dwadzieścia trzy oddechy mieszające się ze sobą i brak cyrkulacji powietrza.
Za zasłonami w burym kolorze pali słońce i robi wszystko, żeby przedrzeć się do środka. Powietrze jest duszne i gorące, gęste jak fizycznie wyczuwalna masa. Ściany są pełne rysunków i wykresów, obrazków i tekstów napisanych na komputerze. Niektóre wiszą krzywą, inne są zniszczone. Półki są tak pełne bibelotów, że powinny się załamać w każdej chwili. Dziwne, że się nie uginają. Podręczniki stoją w długich rzędach. Brunatnoczerwone, jasnożółte i w paski. Zniszczone brzegi i wyblakłe kolory. Tu i tam leżą papiery, zarówno nowe, jak i zużyte, niektóre pogniecione.
Wspaniale jest podnosić rękę, można ją wtedy przewietrzyć. Całe szczęście, że włożyłam dziś koszulkę na ramiączkach. Nie chcę mieć plam od potu. Na wszystkich innych lekcjach, byle nie na niemieckim. Niemiecki jest święty.
Tara i Alice odwracają się, patrzą na mnie i coś szepczą. Proste kruczoczarne włosy, zadarte nosy i błyszczyk o smaku dżemu malinowego. Wydęte usta. Idealnie wyprasowane bluzki i dekolty głębokie jak Wielki Kanion. Plastik fantastik. Zwykle siedzą na samym końcu, ale tym razem zostały przesadzone przez Petera, gdy upomniał je na temat ich pracy na lekcji i ocen oraz żeby się zachowywały, jeśli nie chcą mieć jedynek. Czuję się teraz dziwnie, nie jestem przyzwyczajona mieć ludzi przed sobą.
– Ahlgren? Flink? – Peter omiata wzrokiem całą klasę. Mam wrażenie, że jestem dla niego przezroczysta. Czy ja w ogóle istnieję?
– Julin?
Słychać tylko westchnienia i sapanie – ludzie wachlują się od upału. Kilka osób, by nie rzucać się w oczy, jakby kuli się w sobie, zsuwając się nieco niżej na krzesłach. Inni majstrują przy długopisach i gapią się w podłogę. Ziewają. Patrzą tęsknie w kierunku zasłon. Kim sprawia wrażenie, jakby spał. Za chwilę kończymy.
Peter chyba powoli się poddaje. Ramiona mu opadają, ale wciąż nie zerka w moją stronę. Boli mnie ręka. Całkiem mi zdrętwiała. Nadal jest w górze? Tak się wydaje, ale jest zgięta i nie da się już dłużej trzymać w wyprostowanej pozycji. Szkolna kontuzja. Czy to nie ironia? Kara za to, że jako jedyna się uczę. Niemiecki jest fajny. Najlepszy przedmiot w tygodniu. Chętnie miałabym więcej sprawdzianów i więcej lekcji. Prace domowe są zbyt łatwe, a ludzie z klasy zbyt głupi. Chodzimy do trzeciej liceum i wystarczająco długo uczymy się niemieckiego. Żenujące, że tylko ja znam odpowiedź. Chociaż jeśli jest prawidłowa, będę mogła błysnąć przed Peterem.
Spogląda w moją stronę. Nareszcie!
– Jensen?
Prąd przeszywa ciało. Jego głos wymawiający moje nazwisko. Napięcie silne jak wstrząs elektryczny. Chcę, żeby nazywał mnie „Alex”. Nie wiem, dlaczego upiera się przy nazwiskach, i w zasadzie nie mam nic przeciwko temu. Chciałabym tylko usłyszeć ten głos wymawiający moje imię. To prawdziwe. Przynajmniej raz. I wiedzieć, jak brzmi w jego ustach. Powiedziałby to miękko i gładko, ładniej? Toczyłby językiem po sylabach. Wyśpiewał je. Pieścił. A może przyjąłby niemiecki akcent, sprawiając, że zabrzmiałoby twardo, chłodno i surowo?
Mogę opuścić rękę i podać odpowiedź. Zrobić wrażenie tym, czego nauczyłam się od ostatniego razu. Dlaczego więc tego nie robię? Dlaczego usta nie chcą się otworzyć, pierś unieść, a głos wybrzmieć? Ciało nie współpracuje.
Peter unosi brwi koloru blond. Nic nie powiesz, Jensen?
Nie, tak, powiem. Nie mogę utrzymać spojrzenia.
Dlaczego zabiera to tyle czasu? Jego oczy się zwężają.
Bo odbiera mi mowę, gdy tak na mnie patrzysz. Jesteś atrakcyjny. Cudowny. I uważam tak od dawna. No, jak to się mówi po niemiecku? Du bist so wunderbar. Ich bin in dich verliebt.
Nie rozumie. Nie widzi tęsknoty, którą próbuję zakomunikować. Jeśli teraz nie odpowiesz, kończymy na dzisiaj.
Kątem oka widzę więcej osób, które się odwracają. Tara i Alice chichoczą z przodu. Brzmią jak zachrypnięte ryjówki. Kim ocknął się i patrzy dookoła zamglonym wzrokiem i z rozczochranymi włosami.
– Łał – mruczy ktoś. – Zasnęła?
– No i kujonka zaniemówiła.
– Ziemia wzywa Alex.
Spojrzenie Petera. Patrzę w zimnoszare, prawie metaliczne oczy i zatracam się w sobie. Zastanawiam się nad kolorem, może są niebieskie? Smuga słońca przeciska się między zasłonami. Gdy światło pada mu na twarz, w oczach z całą pewnością pojawia się coś niebieskiego. Jak skuta lodem woda w zimowym jeziorze, wiosenne niebo czy połyskujący topaz. Delikatne i kruche pod powłoką autorytetu. Tak delikatne, że zostałoby rozbite jednym oddechem, niczym cienki lód pod zimowymi butami. Ale zarazem twarde. Warstwa mocnego szkła, przez które trzeba się przebić. Nie wiem, jak określić ten kolor, mieni się za bardzo. W niektórych miejscach ciemniej, w innych jaśniej. Słońce niczym przezorny połysk przenika tęczówki. Gwiezdny pył. To jak magia. Czasami błyszczy w wilgotnej rogówce.
– Jensen? Myślałem, że wiesz?
– Tak! – Drgnęłam. Opuszczam obolałą rękę i opieram się o stolik. A potem rzucam spojrzenie na tablicę.Znajomość słownictwa, strona 263. Miłość i seks.
Policzki zaczynają mi płonąć. Gdy podnosiłam rękę, myślałam tylko o tym, żeby pokazać, jaka jestem przygotowana, a nie że będę musiała głośno wypowiadać słowa. Przed całą klasą. Stosunek i wzwód, i pochwa. Wszyscy w klasie są już pełnoletni i od dawna dojrzali seksualnie, ale jednak… Założę się, że będą chichotać i cmokać. Może jęczeć. A ja wtedy będę musiała utrzymać kontakt wzrokowy z Peterem. Patrzeć, jak zmienia się mimika jego twarzy pod wpływem tego, co mówię. Zobaczy, jak się czerwienię. Jak się jąkam. Jak przebieram długopisem i co chwila przełykam ślinę.
Czy czasem myśli o mnie tak, jak ja myślę o nim? Czy to tylko ja? Zastanawiam się: dobrze wygląda nago? Alex! Opanuj się!Chrząkam.
– Ubóstwiać: anbeten, usychać z tęsknoty: schmachten, stosunek seksualny… – Słychać pierwszy chichot. – Geschlechtsverkehr.
– Doskonała wymowa – mówi Peter ze skinieniem głowy.
Obchodzi katedrę, nie spuszczając ze mnie wzroku. Trzyma mnie schwytaną, przyszpiloną spojrzeniem. Łydki pod czarnymi dżinsami wyglądają na naprężone, a uda na mocne. Wokół talii przeciągnięty jest skórzany pasek, jasnobrązowy z czerwonymi elementami. W kowbojskim stylu, przywołujący na myśl Dziki Zachód. Na tułowiu opina się koszula w morskim kolorze, luźno włożona w spodnie. Prosty, lecz gustowny styl, który wygląda na niewymuszony. Kilka dobrze dobranych detali i prosta reszta. Buty błyszczą od pielęgnacji. Nawet gdy smuga słońca opuszcza pomieszczenie.
Chcę znowu napotkać jego oczy, ale nie daję rady podnieść wzroku. Nie całkiem. Przez przypadek się zatrzymuję. Tam. Między jego nogami. Dżinsy wybrzuszają się nad kroczem. Wybrzuszają się bardzo. Jest tam ciepło? Jakie by to było w dotyku? Tylko troszkę. Pozwolić palcom pobawić się na wypukłości.
Jest twardy? Nie. Nie jest twardy. Chociaż zwykle nie odznacza się tak bardzo.
Kochana, brzmisz jak zboczuszka. Ty też zwykle nie gapisz mu się między nogi.No, wtedy, jak Evelina wylała kawę. Peter musiał pożyczyć parę dresów z sekretariatu dyrektora. Cholera. Wtedy… Przestań. Się. Gapić.
Odrywam wzrok. Kieruję go siłą na jego twarz, ale patrzę w kierunku skroni, żeby nie stracić panowania. Przełykam ślinę. Pochylam się lekko i niepostrzeżenie przekradam jedną dłonią pod spódnicę. Wsuwam palce między spocone uda, ściskam. Pocieram je o knykcie. Drżę, trzęsę się. Jest wilgotno. Mam nadzieję, że tylko ja czuję słaby zapach intymnych części. Peter siada na krześle za biurkiem.
– Mów dalej.
Cała sala jest w nieładzie, z biurkiem włącznie. Biurko wydaje się być wręcz najbardziej zabałaganione. Nie wiem, czy to wszystko należy do Petera, nauczyciele wymieniają się na pewno klasami, on jednak w każdym razie ma dziwną potrzebę, by zawsze mieć przed sobą Mount Everest książek i notatników. Ledwo go zza nich widać, więc musi siedzieć trochę bliżej krawędzi.
– Tak, oczywiście. Absolutnie. – Przyciskam palce do łona i pobudzam samą siebie, żeby nie zejść. Przez mokry materiał majtek wyraźnie czuć wargi sromowe. Wypełnione krwią i nabrzmiałe. Lekko w nich pulsuje. Pieszczoty jeszcze to potęgują.
– Nieprzyzwoity: schmutzig, poch…
– Kończmy już! – przerywa Tara i wskazuje zegarek w telefonie.
– Źle ci chodzi. – Kalle wysuwa krzesło. – Tak naprawdę powinniśmy skończyć dokładnie trzy i pół minuty temu.
Alice wydaje z siebie pisk.
– Peter? Prosimy… Nie możemy zacząć weekendu? Świeci słońce i…
– Tak, tak. – Peter daje znak w kierunku drzwi i zaczyna grzebać w papierach na biurku. Szybko rozgląda się po klasie. – Możecie iść. – A potem patrzy na mnie. Prosto. Na mnie. Lodowato niebieskie spojrzenie, ale jednak wypełnione ciepłem. – Dobra robota… – Milknie. Jakby zapomniał moje imię i się zastanawia. – Alex.
Alex.
Sala się kurczy. Zaśpiewał to jak melodię, zabrzmiało to jak najprawdziwszy Mozart. Wydawało się tak wyjątkowe. Zupełnie jakbym była wybrana. Istotna w jakiś sposób. Dudni mi w uszach. I jest mi ciepło tam na dole.
Wszyscy wstają. Szurają papierami, książkami i torbami. Paplają. Plotkują. Och, ale gorąco, i zobacz, jakie mam kółka od potu, i niemiecki jest taki koszmarnie nudny, i co robisz w weekend? Widziałaś, że Kim spał? Tak, chrapał jak pieprzony niedźwiedź, i kończenie lekcji tak późno powinno być zabronione, i na której stronie była praca domowa?
Ja siedzę dalej. Nie mogę się ruszyć. Powoli zabieram dłoń z krocza i zamykam podręcznik, palce całkiem mi się trzęsą. Okładka jest lekko wilgotna. Delikatnie lepka. Na pewno dlatego, że jest tak ciepło, a to coś jakby foliowa powłoka. Więc widać odciski palców. Wzmaga się zapach z krocza, soczysty i gęsty w letnim upale. Zaczyna pachnieć tak łatwo. Koszmar. Ale by było niezręcznie, gdyby Peter to odkrył. Gdyby wyczuł zapach mojego podniecenia. Zastanawiam się, co by pomyślał. Spodobałby mu się? Podnieciłby się? Zatrzymałby mnie i spytał, czy to przez niego? Fantazje.
To niestety koniec bezpłatnego fragmentu. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki.
Przepraszamy, ten rozdział nie jest dostępny w bezpłatnym fragmencie.