Tytuł dostępny bezpłatnie w ofercie wypożyczalni Depozytu Bibliotecznego.
[PK]
Tę książkę możesz wypożyczyć z naszej biblioteki partnerskiej!
Książka dostępna w katalogu bibliotecznym na zasadach dozwolonego użytku bibliotecznego. Tylko dla zweryfikowanych posiadaczy kart bibliotecznych.
Publikacja jest zbiorem szkiców/esejów literackich osadzonych we współczesnej kulturze - zarówno w warstwie kultury wysokiej, jak i popularnej. Pogłębione i wielowątkowe refleksje podparte są dużą wiedzą autora z różnych dziedzin: literaturoznawstwa, psychologii, pedagogiki, socjologii, filozofii, antropologii kultury, wskazując na dużą swobodę i erudycję w konstruowaniu kontekstów literackich. Praca składa się z trzech części. Wielki początek - to analiza literaturoznawcza baśni, jako źródła przeżyć literackich, dająca podstawę dalszego rozwoju emocjonalnego i literackiego przyszłego czytelnika. Kolejna część, Gorące lektury gorącej młodości, to rozważania nad tekstami/książkami, które rozpalają wyobraźnię, śmieszą, straszą, wykraczają często poza powszechnie przyjęte normy obyczajowe, czyli książki zbójeckie, chętnie czytane przez dzieci - modne, szokujące, wywołujące zainteresowanie mediów i oczywiście samych młodych odbiorców. Tę część kończy bardzo interesujący i niezmiernie potrzebny bibliotekarzom tekst o współczesnej literaturze dla dzieci i młodzieży omówiony w aspekcie wartości poznawczych, relacji między tekstem a ilustracją oraz rynku książki. Z drugiej strony książka Grzegorza Leszczyńskiego, znakomitego specjalisty w zakresie literatury dziecięcej, pełni funkcję użytecznego poradnika określonego mianem „Złotej biblioteki”, omawiającego problemy kanonu książek dla młodych czytelników - w aspekcie historycznym i współczesnym, zawierającego zestawy tytułów znajdujących się w różnych kanonach, wykaz ważniejszych nagród literackich dla dzieci oraz adresów internetowych pomocnych w pracy bibliotekarza.
Książka dostępna w zasobach:
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Asnyka w Kaliszu
Miejska Biblioteka Publiczna w Łomży
Miejska Biblioteka Publiczna w Mińsku Mazowieckim (2)
Miejska Biblioteka w Mszanie Dolnej
Miejska Biblioteka Publiczna im. Jana Pawła II w Opolu
Miejska Biblioteka Publiczna im. Adama Próchnika w Piotrkowie Trybunalskim
Biblioteka Publiczna w Dzielnicy Wola m.st. Warszawy (3)
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 356
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Magiczna biblioteka
Fragment ilustracji Janusza Jurjewicza
do Przygód Sindbada Żeglarza Bolesława Leśmiana
Magiczna biblioteka
Centrum Edukacji
Bibliotekarskiej, Informacyjnej i Dokumentacyjnej im. Heleny Radlińskiej
Publikacja wydana przy pomocy finansowej
Instytutu Informacji Naukowej
i Studiów Bibliologicznych
Uniwersytetu Warszawskiego
Recenzent
Danuta Świerczyńska-Jelonek
Redakcja
Jadwiga Chruścińska, Ewa Kubisz,
Jan Gosiewski
Opracowanie graficzne
Andrzej Tomaszewski
Opracowanie indeksu
Katarzyna Leszczyńska
Na okładce:
ilustracja Józefa Wilkonia do książki
Green Peace Publishers, 1989
© Copyright by Grzegorz Leszczyński
Warszawa 2007
ISBN 978-83-88581-31-1
CIP - Biblioteka Narodowa
Leszczyński, Grzegorz (1956-)
Magiczna biblioteka : zbójeckie księgi młodego wieku / Grzegorz Leszczyński.
- Warszawa : Centrum Edukacji Bibliotekarskiej, Informacyjnej i Dokumentacyjnej
im. Heleny Radlińskiej, 2007
Drukarnia Naukowo-Techniczna Oddział Polskiej Agencji Prasowej 03-828 Warszawa, ul. Mińska 65
Mickiewiczowski Gustaw i jego ukochana czytali Nową Heloizę Rousseau i Cierpienia młodego Wertera Goethego. Lektury te określi Gustaw w rozmowie z księdzem mianem „ksiąg zbójeckich”. „Znasz ty Ewangelią?” - zapyta ksiądz; pytanie dla młodzieńca bolesne, z innego niż młodzieńczy świata, spoza „ognia i łez”. Gustaw przecież „znał Ewangelią”, ale w jakiejś chwili życia zapragnął również innej lektury, chciał z morza ksiąg wydobyć takie, które wstrząsną, obudzą ospałego ducha. Jakie były lektury Emmy Bovary z powieści Flauberta? Scott, Chateaubriand, Paweł i Wirginia Saint-Pierre’a, dalej Sand, Balzac, Sue, Lamartine; w większości książki smutne, melancholijne, romantyczne, przede wszystkim jednak niebezpieczne: rozbudzały pragnienie namiętności, uświadomiły różnicę między nudą egzystencjalną i pasją życia. Ani Gustaw, ani Emma Bovary nie żałowali swych lektur, choć przekształcone w ich wyniku życie miało tragiczny wymiar. Pewnie podpowiedzieliby nam, że warto czytać tylko takie książki, które poruszają, wyprowadzają z rytmu codzienności, zmieniają świat i wokół, i w nas. Niezależnie od wieku, niezależnie od tego, czy mamy lat kilka, kilkanaście czy kilkadziesiąt - tylko takie książki warto czytać. Książki zbójeckie. Na inne szkoda czasu.
Na niniejszy tom składają się szkice o zjawiskach w literaturze dla dzieci i młodzieży, o książkach „gorących”, które nie pozostawiają czytelnika obojętnym, przeciwnie: otwierają nadzieję przeżyć głębokich i autentycznych. Tom rozpoczyna część poświęcona refleksji nad pierwszymi literackimi doświadczeniami dziecka: sięgają one baśni, która tworzy paradygmat wszystkich późniejszych doświadczeń czytelniczych, jest matrycą, na którą - niczym w sznurze korali - nakładane są wszystkie późniejsze odczytania. Baśń zepsuta, wykoślawiona, na różne sposoby poddana przeróbkom i transformacjom, niszczy glebę literacką zamiast ją użyźniać, utrzymuje ją w stanie wolnym od wszystkiego, co zagraża, od „złych” emocji, w konsekwencji od wszelkich emocji, bo dobro widoczne jest dopiero w konfrontacji ze złem, światło - z mrokiem, gorąco - z zimnem; tak też „dobrych”, czyli pozytywnych emocji czytelnik może zaznać dopiero wtedy, gdy w polu jego doświadczenia są również „złe” (klęska pozytywnego bohatera, brak happy endu). Dlatego właśnie baśni poświęcono najwięcej miejsca, tej dawniejszej, klasycznej, która od wieków jest „arką przymierza między dawnymi i nowymi laty”, ale również baśni naszych czasów. W części drugiej podjęto refleksje nad ważniejszymi zjawiskami w nowszej literaturze dziecięcej, w części trzeciej - w „zbójeckiej” literaturze młodzieżowej ostatniego piętnastolecia. Część czwarta podejmuje dociekania nad niektórymi procesami współczesnego życia literackiego, „małego światka literackiego”, jak określił go przed laty Lesław Eustachiewicz. Tom zamyka część poświęcona refleksji nad książką kanoniczną (czym jest kanon? jak go wyodrębnić? jakie kryteria zastosować? jakie umieścić w nim tytuły?).
Pracownicy kilku bibliotek dziecięcych, którzy zorganizowali dyskusje wokół kanonu książek dla dzieci, ośmielili mnie do upublicznienia autorskiej propozycji „kanonu
SŁOWO WSTĘPNE
na początek XXI wieku”. Żywość dyskusji, bogactwo wątpliwości, polemiki między uczestnikami spotkań i warsztatów dowiodły, że taka subiektywnie przygotowana złota biblioteka, zorientowana na pozycje zupełnie nowe, może być punktem wyjścia własnych poszukiwań, własnych przedsięwzięć, własnych rozpoznań, które następnie modelują pracę bibliotekarza i nauczyciela z młodym czytelnikiem. Jednocześnie właśnie spotkania te, rozmowy i dyskusje wpłynęły na ostateczny kształt złotej biblioteki, tego subiektywnego kanonu rzeczy niekanonicznych. Wprowadzone tu książki ukazały się na rynku księgarskim między styczniem 2000 r. a grudniem 2006 r., a więc w ciągu 2555 dni. Książek wybrałem sto, bo sto jest symboliczną, baśniową pełnią - Księga tysiąca i jednej nocy miała początkowo tytuł Sto nocy i jedna; sto znaczyło tu tyle, co bardzo dużo, podobnie zresztą jest w tytule zbioru erotyków staroindyjskiego poety Amaru (Sia-taka, co po polsku znaczy‘Setka’). W codziennym języku używamy sformułowań typu „sto pociech”, „jak sto diabłów”, „jakby go kto na sto koni wsadził”. W okresie wojen napoleońskich polscy żołnierze rzucali przekleństwem „do stu beczek furgonów!”. Jubilatowi śpiewamy „sto lat”, nie ograniczając przecież górnej granicy wieku, życzymy po prostu wielu lat życia. Chyba nikomu z nowożeńców nie udało się wspólnie przeżyć małżeńskiej setki - a jednak śpiewamy tę słynną polską pieśń biesiadną, wierząc, że dożyją magicznej pełni. Również i moja subiektywna setka nawiązuje do tej magii, która z pragnieniem pełni się wiąże. Nic by się nie stało, gdyby proponowanych książek było 78 lub 114. Tyle, że zestaw straciłby magiczną moc, jaka z samej tylko liczby płynie.
Trudnością było nie tyle zgromadzenie, ile eliminacja tytułów, które nad przyjętą granicę obficie się wylewały. Po upartym odrzucaniu tytułu za tytułem zostawiłem sto ksiąg. Statystycznie w ciągu tych pierwszych lat nowego stulecia co 25 dni ukazała się dobra, mocna propozycja lekturowa dla młodego wieku. Nie ma miesiąca bez dobrej książki, wartej grzechu lektury. To krzepiąca świadomość.
Przedstawiony zestaw tytułów został dobrany z pominięciem wszelkich rygorów formalnych czy tematycznych. Zasada doboru była jedna: zgromadzone tu książki mogą młodego czytelnika zachwycić, poruszyć, rozbawić, dać materiał do przemyśleń lub asumpt do śmiechu. Wierzę, że wobec tych książek młody czytelnik nie pozostanie obojętny: być może odrzuci je, ale dotknięty czy oburzony lekturą; być może przyjmie, ale porwany treścią, tematem lub formą. Nie ma tu książek letnich, pojawiają się za to kontrowersyjne.
Tom niniejszy ma szczególną dedykację: pracę nad nim poświęcam Bibliotekarzom, prawdziwym i nigdy niedocenianym sługom Księgi, sługom Słowa; jest to jedyny, na jaki mnie stać, sposób spłacenia długu, który narasta od dzieciństwa przez całe moje polonistyczne życie.
Ilustracje w książce pochodzą ze zbiorów Muzeum Książki Dziecięcej Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy oraz Biblioteki Publicznej m.st. Warszawy Dzielnicy Mokotów. Pani Ewie Grudzie, kierownikowi Muzeum serdecznie dziękuję za bezcenną pomoc i zgodę na publikację materiału ilustracyjnego. Dziękuję także Pani Elżbiecie Frankiewicz - zastępcy dyrektora placówki mokotowskiej.
Jeśli młodzież nie czyta książek, nie jest to wina młodzieży, lecz książek. Najpierw odzwyczajamy dziecko od silnych wrażeń lekturowych, dajemy mu wyprane z emocji, oczyszczone z przemocy, wyjałowione z grozy, w konsekwencji letnie baśnie, w których w zakończeniu Czerwonego Kapturka nawrócony na jarostwo wilk tańczy wesoło dookoła domu z babcią, myśliwym i kapturkiem pod rękę, a potem dziwimy się, że emocje płynące z rzeczywistości medialnej wypierają emocje lekturowe. W emitowanych nie tylko w ciągu dnia, również wieczorową porą „kreskówkach” nikt nie broni dziecka przed dynamizmem obrazu, przemocą i napięciem. Stokroć atrakcyjniejsza i bardziej emocjonująca jest wyprawa w głąb telewizyjnych wiadomości, pełnych krwawych scen i jęków przerażenia na skutek spadających samolotów, samochodowych karamboli, morderstw, zapowiedzi końca świata w wyniku ocieplenia albo oziębienia klimatu, w głąb serwisów epatujących wojnami, przemocą i krwią, niż rzeczywistość ugładzone-go tekstu literackiego, wolnego od scen prawdziwie poruszających, operujących żywym kontrastem dobra i zła, wojny i pokoju, życia i śmierci.
Poza przestrzenią książki, tuż, na wyciągnięcie ręki, za plecami dziecka, młodzieńca czy młodej dziewczyny rozrasta się i rozprzestrzenia rzeczywistość wirtualna, w której uczestnik przyjmuje rolę wywołującą znacznie silniejsze niż lekturowe emocje: z biernego odbiorcy, którego rola ogranicza się do śledzenia zdarzeń i kibicowania decyzjom i działaniom postaci, zmienia się w uczestnika, który sam decyduje o przebiegu zdarzeń, sam wnika w rzeczywistość, sam ją rozpoznaje, w konsekwencji - współtworzy ją. Bardziej dosłowne jest tu utożsamienie z bohaterem, bardziej wyrazista projekcja własnych przeżyć i nierozwiązanych konfliktów. Uczestnik gry w stopniu większym, niż utożsamiający się z bohaterem czytelnik, jest zwycięzcą lub pokonanym, herosem lub niedojdą, piękną lub bestią. Buduje w wirtualnej przestrzeni nie wyobrażone, lecz obecne na żywym planie zamki, miasta, pola bitew, nad którymi sprawuje pieczę istnego demiurga.
Czytelnik książki co najwyżej zagrożony jest syndromem Szeherezady: jeśli emocje lekturowe są bardzo silne, może głęboko przeżywać niezgodne z oczekiwaniami rozwiązania, lękać się o los postaci tak bardzo, że zatraci granice między realnością i rzeczywistością literacką. Uczestnik gry komputerowej czy uczestnik RPG (role-playning) może od gier się uzależnić, a to znacznie więcej, niż nawet najsilniej odczuwany syndrom Szeherezady. Zestawienie to wskazuje na skalę emocji towarzyszących kontaktom młodego „użytkownika biblioteki” z różnymi mediami.
Jak w tym kontekście widzieć miejsce książki? Jak budować dla niej przestrzeń rzeczywistej obecności? Jak skusić dziecko do smakowania w potrawach wyszukanych i wykwintnych, gdy gust kształtuje raczej to, co nie wykwintne i nie wyszukane? Problem jest ogromnie złożony i nawet poruszanie się po dobrze opisanych terenach nie ułatwia znalezienia rozwiązań, tym bardziej że spadek czytelnictwa i w ogólniejszej perspektywie zainteresowania książką wiąże się bardzo ściśle ze zmianą społecznej hierarchii wartości: książka znajduje się na odległym miejscu pożądanych dóbr kultury, upowszechniły się postawy konsumpcyjne, zorientowane na mieć, nie na być, nastąpiła gwałtowna infantylizacja społeczeństwa, owocująca brakiem odpowiedzialności, fascynacją kiczem, zamiłowaniem do jałowych rozrywek. Nie przez przypadek uwagę społeczną w ciągu minionych kilkunastu lat ogniskowały w dziedzinie kultury: animowana komedia fantasy Shrek i szkolno-przygodowa powieść fantasy Harry Potter. W obu wypadkach mamy do czynienia z produktami kultury masowej, owszem, arcydziełami gatunku, ale przecież niepodobna uznać ich za dzieła, które wstrząsnęły światem ze względu na swoją artystyczną wartość czy wyjątkowo wysublimowane przesła
nie dla współczesnych.
W tej sytuacji każdy, kto pozbawia lektury młodego pokolenia silnych emocji czytelniczych, skazuje to pokolenie na wcześniejszy (młodszy wiek szkolny) lub późniejszy (od okresu dojrzewania i buntu młodzieńczego poczynając) analfabetyzm kulturalny. To tak, jakby z dzieła muzycznego powycinać wszystkie górne dźwięki jako szkodliwe dla rozwoju zmysłu estetycznego odbiorcy i wszystkie niskie jako niebezpieczne dla zdrowia psychicznego, a następnie żądać, by dziecko wołało Beethovena niż kapelę hip--hopową. Albo jakby na płótnach mistrzów rozwodnić kontrastowe zestawienia barw
w celu chwalebnego uczenia młodych pokoleń sztuki umiaru. Odbiorca ukształtowany na kalekich tworach będzie znajdywał zaspokojenie potrzeb estetycznych w kontaktach z produktami utrzymanymi w poetyce nie przekraczającej poziomu wyznaczonego
przez kapelę hip-hopową i natchnioną młodzież radośnie oddającą się sztuce graffiti.
Nie sprzyja rozwojowi fascynacji czytelniczych dzieci sytuacja całkowitego
bezprawia na rynku wydawniczym. Umożliwia ona przerabianie oryginalnych tekstów baśniowych bez konieczności uzyskiwania zgody właściciela praw autorskich, jeżeli od śmierci twórcy minęło 70 lat. W ten sposób mnożą się na rynku książki, w których teksty oryginalne zmienia się zarówno pod względem przebiegu wątku fabularnego, jak i wymowy całości, relacji między dobrem a złem, niszcząc przestrzeń artystyczną. Przypadkowemu czytelnikowi trudno niekiedy rozpoznać, który z oferowanych tomów zawiera utwory oryginalne.
Zresztą, upowszechnił się fałszywy pogląd, w myśl którego należy chronić dzieci przed przemocą i okrucieństwem, którymi jakoby epatują baśnie Grimmów czy Perraulta. Pogląd zresztą przecież nie nowy, utrwalony przez
kilka wieków sporów krytycznych. Ale i dzisiaj daje
się słyszeć, że baśnie oryginalne zbyt są dla dziecka okrutne, zbyt przerażają i narażają na zniekształcenie młodą dziecięcą psyche, wywołują sytuacje lękowe, koszmary nocne, oswajają dziecko, niewinne przecież i czyste, z przemocą, śmiercią i cierpieniem.
Wszystko to - a więc bezprawie na rynku wydawniczym i społeczne mity nakazujące strzec dziecko przez tekstami oryginalnymi - potęguje ogromne trudności, jakie stoją przed współczesnymi bibliotekarzami. Trzeba po pierwsze rozpoznać to, co jest
„SŁOWA JAK muzyka”. KSIĘGI ZBÓJECKIE I ICH KAPŁANI 11 pierwotne i oryginalne, po wtóre przekonać rodziców czy dziadków, niekiedy również nauczycieli, by nie ograniczali się w swojej ocenie książek do tej najbardziej zewnętrznej kategorii: jest okrucieństwo czy też go nie ma, jest przemoc czy nie, jest słodko i różowo, czy może trochę strasznie, trochę upiornie.
Pozbawione silnych emocji czytelniczych baśnie dziecięce to nie jedyny problem współczesności. To samo zjawisko, w innej już skali, z inną specyfiką i w odmienny sposób, dotyczy lektur młodzieńczych.
Dużo jeżdżę po Polsce; zdarza mi się widzieć, jak bibliotekarze, do których jako środowiska mam wielki szacunek, ograniczają zasoby biblioteczne, nie wprowadzają do nich książek tzw. kontrowersyjnych z obawy przed ich demoralizującym wpływem na młode umysły i serca. Tę tendencję sygnalizują w rozmowach niektórzy pracownicy działów instrukcyjno-metodycznych bibliotek wojewódzkich. Postawa pozornie chwalebna, ale warto uświadomić sobie, że tak naprawdę nie książki są zbójeckie, lecz ich brak w zbójeckim świecie. Nie z książek młody człowiek uczy się plugawego języka, choćby książka, którą ma w ręku - jak Paw królowej Doroty Masłowskiej - pełna była wulgaryzmów. Nie z książek dowiaduje się, czym jest seksualizm człowieka, choćby na niemal każdej stronie powieści - jak w dylogii wspomnieniowej Andrzeja Czcibora-Piotrowskiego Rzeczy nienasycone i Cud w Isfahanie - obcował z opisami z pogranicza prozy wysokiej i romansu erotycznego. Powieść Masłowskiej mówi o bardzo współczesnym świecie bardzo współczesnym językiem, a nagromadzone tu wulgaryzmy niczym nie przewyższają języka raperskich rymowanek, na które są stylizowane. Autobiograficzna dylogia Czcibora-Piotrowskiego mówi o tragicznych przeżyciach małego chłopca w sowieckich łagrach, o cudzie życia rozkwitającego pełnią sił witalnych w świecie, w którym tryumf śmierci wydaje się bezkresny i niepodważalny. Popularności Panny Nikt Tomka Tryzny, powieści skądinąd nienajlepszej literacko, poniekąd miałkiej intelektualnie, przysporzyli niekiedy sami bibliotekarze, wpisując ją do tajnego rejestru o znanej z historii nazwie: Indeks librorum prohibitorum. Pan Ibrahim i kwiaty Koranu Erica Emmanuela Schmitta, mądra, skupiona opowieść o miłości i samotności, zaczyna się od zdania: „Kiedy skończyłem jedenaście lat, rozbiłem swoją świnkę i poszedłem na dziwki”1. Brzmi to szokująco, ale przecież nie przesądza o literackiej wartości książki czy o moralnych zagrożeniach, jakie rzekomo miałaby powodować jej lektura. Bo o ulicznych dziewczynach czy sprzedajnych kobietach nie ma w niej mowy, jest za to o trudnym dojrzewaniu psychicznym młodego chłopca wychowywanego przez Araba - sklepikarza z ubogiej dzielnicy współczesnego miasta, o odrzuceniu przez matkę i o dziwnej drodze do jej miłości. Matka dojrzewa tak samo jak chłopiec, a budowana między nimi więź osiąga pełnię po wielu trudnych latach.
i E. E. Schmitt, Pan Ibrahim i kwiaty Koranu, przekł. B. Grzegorzewska, Kraków 2004, s. 7.
2 Christiane E, My, dzieci z dworca ZOO.
Z zapisu magnetofonowego podali do druku Kai Hermann i Horst Rieck; przeL R. Turczyn, Warszawa 1987 i nast. (1990,1997,1998).
3 B. Rosiek, Pamiętnik narkomanki, posł. M. Kotański, Warszawa 1985 i nast. (1988,1997,1998, 2001,2003).
W wielu bibliotekach wśród książek niedostępnych są tytuły takie jak My dzieci z dworca ZOO2 czy Pamiętnik narkomanki^, książki w istocie kontrowersyjne, żywo dyskutowane w wielu środowiskach, ale - nie wolno tego bagatelizować -przez młodzież poszukiwane i cenione wysoko; dodać trzeba, że ta wysoka ocena utrzymuje się od wielu lat. Popularność tych książek wynika przecież nie stąd, że czytelnicy traktują je jako instruktaż, pomoc metodyczną w zakresie sposobu pozyskiwania i zażywania narkotyków, zakładania sieci dealerów itd., przeciwnie: popularność ta dowodzi głębokiej potrzeby odważnego i bezkompromisowego, opartego na prawdzie, a nie dydaktycznym zniekształceniu zmierzenia się z zagadnieniem dla nich, młodych ludzi początku nowej ery, właściwie już codziennym.
Wyobraźmy sobie, że doprowadzimy do sytuacji, w której biblioteka będzie wolna od jakichkolwiek „złych” wpływów, że uczynimy ją aseptyczną, że zgromadzone w niej książki będą tworzyły świętą przestrzeń młodości. Jest to rozwiązanie kuszące, wizja złotej biblioteki, wypełnionej dziełami pełnymi mądrości i dobra, zdaje się realizować marzenia o świecie bez zła, przemocy i kłamstwa; nie możemy zmienić oblicza tej ziemi, możemy jednak na miarę naszych marzeń zmienić bibliotekę w zielone łąki raju. Wystarczy kilka zdecydowanych posunięć i mamy księgozbiór jałowy i bezkonfliktowy. I uznanie w oczach otoczenia. Żaden rodzic po otworzeniu książki na wybranej stronie nie złoży skargi na demoralizowanie dziecka przez nieodpowiedzialnego bibliotekarza, którego łatwo posądzić, że jest forpocztą rewolucji obyczajowej. Nie napiętnuje nas żaden dyrektor szkoły, żaden nauczyciel czy ksiądz, żadna władza samorządowa, żaden nadzór pedagogiczny nie zażąda wyjaśnień.
Ale spokój sumienia niekiedy usypia sumienie.
Podobno - jak twierdzą psychologowie - zabija człowieka życie pozbawione emocji. Zabijają też: czytelnictwo jałowe, aseptyczne książki, bez żądła, bez wątpliwości, bez niepokoju. Najgorszym doświadczeniem jest kąpiel w wodzie, której temperatury nie odczuwamy. Woda musi być albo cieplejsza niż nasze ciało, albo zimniejsza od niego, musi grzać lub chłodzić. Inaczej - bez stresów, które mają nie tylko, wbrew rozpowszechnionym mniemaniom, negatywny na nas wpływ, bez pobudzających organizm do życia bodźców - siły witalne słabną, miejsce aktywizmu zajmuje pasywizm, ospałość, w konsekwencji obojętność i lenistwo. Lenistwo znalazło się na liście siedmiu grzechów głównych, nazywane w średniowieczu acedią, czyli marazmem, prowadzi bowiem do unicestwienia człowieka w człowieku, do śmierci ducha. W Szewcach Witkacego tytułowi bohaterowie uwięzieni w leniwni i skazani na „przymusową bezrobotność” dokonują różnych eksperymentów, byle tylko zaznać „dziwności istnienia”, a prokurator Robert Scurvy, uwięziony na łańcuchu po przewrocie dokonanym przez tytułowych bohaterów, czołga się jak pies, by wreszcie „zawyć się na śmierć z pożądania”.
Nie można żyć w świecie wolnym od emocji, bo jest to namiastka śmierci. W szczególny sposób dotyczy to tych emocji, które pobudzać mogą życie duchowe, rozwijać człowieka, kierować go ku temu, co w górze, a nie temu, co w dole.
Najgorszą zbrodnią czytelniczą są książki letnie, takie które nie niosą silnych emocji, książki, które równie dobrze można przeczytać, co ich nie czytać, których lektury można zaprzestać w dowolnym miejscu bez żalu, że się nie dokończyło, bez radości, że się zaczęło. Lepsze są te, które rzuca się z gniewem i złością na przedstawiony w nich świat, które wywołują jakiś protest wewnętrzny, są źródłem buntu wobec przedstawionych w nich treści. Lepiej zdeptać książkę, zniszczyć, spalić, zakopać ze świadomością, że niszczy się jakąś formę kłamstwa literackiego, jakąś formę literackiego fałszu, pozy, aktorstwa, ułudy, fikcji emocjonalnej, niż czytać z przeświadczeniem, że jedynym efektem lektury jest trudność rozszyfrowywania liter.
Potrzebne są dziś księgi zbójeckie, takie same księgi, jak te które niegdyś, przed dwustu laty, młodych romantyków popychały do samobójczych gestów w stroju Wertera, które rozpaliły emocje i wyobraźnię Emmy Bovary i skłoniły ją do zdrady, a z Emilii
Korczyńskiej uczyniły kobietę skupioną wyłącznie na własnych stanach psychicznych
i somatycznych. Takie książki są potrzebne, które coś czytelnikowi robią, gdzieś go prowadzą. Nie łudźmy się, w naszych czasach poza ekstremalnymi sytuacjami uwarunkowanymi przez stany chorobowe, książka nikogo do samobójstwa nie popchnie, nie
podsunie młodej mężatce myśli o zdradzie męża, bo tego typu idee rodzą się jednak poza literaturą, choćby uczucia, jakich doświadcza podczas lektury czytelnik, osiągały naj
wyższy stopień natężenia. Książka - tak pisana, jak i mówiona - może jednak poruszyć,
może porazić, może pochłonąć, jak było przez całą zastygłą w bezruchu kulturową tradycję człowieczej kultury. Może człowiekowi dać coś, czego nie da mu żadna inna forma kultury i żaden inny sposób kontaktu z człowiekiem, jego myślą i wizją rzeczywistości. Aby to jednak nastąpiło, konieczne jest odpowiednio wczesne przeżycie emocji literackich, które są aktualizowane w niekończącym się ciągu nowych lektur i nowych czytań.
W chwili, gdy Stanisław Wokulski przeżywa prawdziwe piekło południa życia, powziąwszy mniemanie o erotycznym charakterze związku ukochanej panny Izabeli ze Starskim, powraca wspomnieniami do Księgi tysiąca i jednej nocy, „próbuje - jak zauważył Józef Bachórz - ratować się z zapaści psychicznej odświeżaniem w pamięci lektur dzieciństwa”4.
Co to za rozkosz dla zmęczonego umysłu te pałace z drogich kamieni, drzewa, których owocami były klejnoty!... Te kabalistyczne słowa, można było znieważać nieprzyjaciół, przenosić się w mgnieniu oka o setki mil... A potężni czarodzieje!... Co za szkoda, że taka władza dostawała się ludziom złośliwym i nikczemnym!...
Odkładał książkę i śmiejąc się sam z siebie marzył, że on jest czarodziejem, który posiada dwie bagatelki: władzę nad siłami natury i zdolność stawania się niewidzialnym...5
Powrót do lektur dzieciństwa to nie tylko ułuda, nie tylko łatwe salwowanie się ucieczką w przestrzenie niedostępnej Arkadii, to nade wszystko wędrówka do świata, który - użyjmy tu tej niezręcznej formuły dydaktycznej - nauczył rozpoznawać dobro i zło, pozwolił wierzyć w ład etyczny, wiódł niegdyś ścieżkami autentycznych zagrożeń i niebezpieczeństw prawdziwych, gdzie i śmierć była prawdopodobna, i tryumf zła w pełni możliwy. Te lektury były niejako próbką życia, autentyczną i niekwestionowaną. Po cóż bowiem inaczej byłoby wracać do świata dzieciństwa? By rozgrzebywać rany związane z porzuceniem raju, by jeszcze dotkliwiej odczuwać ból współczesności, skontrastowany z błogim, bezkonfliktowym, zamkniętym w ulukrowanym getcie dzieciństwem?
4 J. Bachórz, Powieść realistyczną bajką [w:] Andersen - Baśń wobec świata. Materiały z sesji literackiej, red.
M. Hempowicz, Gdańsk 1997, s. 69.
5 B. Prus, Lalka, t. 2, Wrocław 1991, s. 485-486.
Dziecięca lektura Wokulskiego musiała być na tyle silna, że stanowiła ważny moment przeszłości, że konstytuowała jego człowieczeństwo. Coś musiała niegdyś dawać, jakieś emocje rozbudzać, czymś kusić i fascynować. Nie ma w Baśniach tysiąca i jednej nocy dydaktycznych tyrad, nie ma pouczeń, nie ma wzorów postępowania godziwego i roztropnego. Z perspektywy pozytywistycznej Tysiąc i jedna noc była oczywiście księgą zbójecką, pod każdym względem! Bo i magia, sprzeczna ze zdrowym rozsądkiem, i myślenie pierwotne, nie przystające do racjonalności, i kult zabobonu, i kompletny brak jakichkolwiek walorów utylitarnych... To dla pozytywistów musialy być prawdziwe antypody książki młodego wieku, to dopiero było zbójectwo w stanie czystym. Przypomnij-my słynne zdanie Deotymy:
Fantazja [...] to władza, którą trzeba u dzieci raczej hamować niż rozwijać; wszelkie bajki i rzeczy niepewne, mącące proste pojęcie o świecie, lepiej odłożyć na późniejsze lata, gdy już umysł umie rozróżniać przypuszczenie od prawd 6.
6 Cyt. za: K. Kuliczkow-ska, Literatura dla dzieci i młodzieży w latach 1864-1918, Warszawa 1975, s. 78.
Szczęśliwie, nikt nie uchronił Wokulskiego przed lekturą tej zbójeckiej księgi, nikt jej nie zamknął przed nim, nikt wreszcie nie sparafrazował w duchu pozytywistycznego racjonalizmu i utylitaryzmu, w wyniku którego Szeherezada jako młoda sufrażystka, blisko związana z kręgiem entuzjastek Narcyzy Żmichowskiej, udowodniłaby sułtanowi, że kobiety nadają się nie do spędzania z nim nocy, ale do studiów i pracy zawodowej;
tę szlachetną tezę można by zilustrować przez tysiąc i jeden przykładów. Na szczęście nikt nie wpadł na taki pomysł, Wokulskiemu dane więc było obcować z dziełem, w którym pełno było krwi, przemocy i śmierci, w którym cierpienie, jakiego sułtan doznał powziąwszy pewność co do niewierności żony, było tak wielkie, że skłoniło go do wydania nieludzkiego dekretu. Teraz, w dojrzałych swych latach, sam Wokulski wszedł w rolę
sułtana, sam przeżyć musiał piekło zdrady, zmierzyć się z apogeum bólu.
Troska o bezpieczeństwo emocjonalne lektury prowadzi niekiedy do niebezpiecznych skutków intelektualnych: wyjałowienia książki z emocji, w konsekwencji do analfabetyzmu emocjonalnego polegającego na braku umiejętności nazywania własnych emocji, rozumienia siebie i innego człowieka. Wokulski miał szczęście, miał do czego wracać. Czytał książki, które prawdziwie głębokie wywoływały poruszenie, niosły nadzieję na zwycięstwo tych, którzy służą prawdzie, a nie tych, którzy-jak drwił Norwid -„kłaniają się okolicznościom i prawdom każą, by za drzwiami stały”.
Ale trzeba mieć do czego wracać. Trzeba, by książkowa Itaka była portem, do którego się tęskni i wraca jak do własnego, dobrze rozpoznanego domu. Ma to być Itaka ze złota wzniesiona, gdzie każdy zaułek jest praską Złotą Uliczką, a wkoło niebosiężne góry, kuszące do wypraw w głąb tajemnic i niebezpieczeństw. W takiej Itace rodzą się przygody, nie w ich trywialnym, upowszechnionym dziś znaczeniu, lecz w tym dawniejszym, pierwotnym: przygoda jest tym, co się może człowiekowi zdarzyć, co niespodzianie może go spotkać. Jeśli więc w tej Itace dziecięcych i młodzieńczych lektur nic się nie przygodziło, jeśli nie czekały tam wielogłowe smoki i jadowite węże, nie kusiły przepychem pałace i tajemniczym spojrzeniem kobiety, jeśli nie siedzieli na ulicach mędrcy, a po rozległych polach nie chodziły baby-zielarki, jeśli nie zawisł nad przepaścią niepewności rezultat walki dnia z nocą, światła z ciemnością i dobra ze złem, nie ma po co wracać. Nic już nie skusi, nic nie oczaruje w księdze przez całą wieczność dorosłości. Porzuca się wtedy Itakę lekkomyślnie, bez żalu, i łatwo o niej zapomina, bo pociągają inne przygody: morskie burze i bitwy, śpiew syren, bogactwo statków kupieckich i hordy barbarzyńców zdają się bardziej atrakcyjne i rzeczywiste, niż nieodkryte tajemnice Itaki. Zapomina się o Itace, jeśli rozpoznało się w niej nijaką i jałową Ziemię Ulro. Jeśli jednak książkowa Itaka niosła prawdziwe emocje, wówczas książka jest najpierw kolebką, potem ojczyzną człowieka.
Pięknie o Itace pisał Konstantinos Kawafis:
Nie wolno ci nigdy zapomnieć o Itace,
dotarcie do niej bowiem jest twoim przeznaczeniem.
[•••]
Itaka dała ci tę piękną podróż.
Bez Itaki nie wyruszyłbyś w drogę.
Niczego więcej już ci dać nie może.
A jeśli ją znajdziesz ubogą - Itaka cię nie oszukała.
Gdy stałeś się tak mądry, po tylu doświadczeniach, z pewnością już pojąłeś, czym są Itaki.
Ten sam motyw powrotu do Ziemi Świętej początku, ziemi dzieciństwa i do wyprowadzonych stamtąd doświadczeń wraca w Psalmach:
Jeżeli zapomnę ciebie, Jeruzalem, niech uschnie moja prawica.
7 Ps 137,5-6, tłum.
Cz. Miłosz. Cyt. za:
Cz. Miłosz, Księga Psalmów, tłum. Cz. Miłosz, Paris 1982, s. 301.
Niech przylgnie język do podniebienia, jeżeli nie będę pamiętał o tobie, jeżeli nie będę wynosił Jeruzalem nad wszelką radość moją7.
By książka była ojczyzną dzieciństwa, jak Itaka czy Jeruzalem, musi być pełna emocji. Nikt nie będzie szukał po bezkresnych oceanach porzuconej, nijakiej, wyjałowionej Ziemi Ulro. Terra Repromissionis, Ziemia Obiecana, nie rozciąga się za murami ksiąg nijakich. Jeśli pielgrzymujemy in terram fluentem lacte et melle, do ziemi mlekiem i miodem płynącej, do ziemi żyznej, to przecież nie z nadzieją na nijakość, przeciwnie: z wiarą w pełnię i nowe przygody.
Biblioteka jest swoistą ziemią świętą, jest sanktuarium książki; ale sanktuarium szczególnym, takim, które w życiu wierzącego człowieka zajmuje miejsce - chciałoby się powiedzieć - codzienne, nie tylko świąteczne. Muzułmanie na całym świecie modlą się zawsze zwróceni w stronę świątyni AFKaaby w Mekce, nawet zmarłych chowają w taki sposób, by ich ciała wskazywały ten kierunek; żydzi modlą się zwróceni w stronę Jerozolimy, w stronę Jerozolimy skierowane są okna domostw karaimskich. Podobnie każda książka powinna odsyłać czytelnika w stronę wielkiej świątyni Księgi, ku której - jak do wiecznie żywego źródła prawdy, piękna i dobra - powinien wciąż na nowo się zwracać.
Czytanie nie jest potrzebą wrodzoną, darem, z jakim człowiek pojawia się w świecie. Przeciwnie, wymaga bardzo troskliwej pielęgnacji: od stopniowego, żmudnego rozbudzania po naturalną, w pewnym momencie życia oczywistą potrzebę kontaktu. Postawa czytelnika powinna mieć w sobie wiele z postawy człowieka religijnego, który wyposaża swój dom w dewocjonalia, ale jednocześnie sięga myślą ku transcendencji.
Tak też czytelnik: jego własna biblioteka, własny księgozbiór (od lustracji którego jakże często rozpoczynamy jako goście głębsze poznawanie domownika, jego kulturalnych korzeni i zainteresowań, jego ludzkiej świadomości) jest namiastką wielkiej biblioteki, namiastką świątyni, ku której kieruje wzrok.
Jeśli tak, nakłada to szczególne obowiązki na bibliotekarza. Nie może być on urzęd
nikiem kultu, ten bowiem - jak zły kapłan - więcej przyniesie szkód niż pożytku, bardziej zniechęci do czytania niż rozbudzi jego potrzebę. Bibliotekarz jest nauczycielem
szczególnym i bardzo odpowiedzialnym wychowawcą, niewidocznym, ukrytym: nikt mu kwiatów przed wakacjami nie przynosi, nikt nie gratuluje sukcesów wychowanków. Bo też sukcesy te nie są mierzone olimpiadami przedmiotowymi czy poziomem zdawania egzaminów konkursowych do szkół wyższego szczebla. Niezmierzalne są skutki jego działań, nieprzekładalne na żadne statystyki, na żadne liczby, na żadne spektakularne osiągnięcia. Ale on właśnie wprowadza dziecko, a potem młodego, dojrzewającego człowieka w świat książek, rozbudza w nim najgłębiej ludzką potrzebę: potrzebę czytania, a ta z kolei decyduje o jakości człowieczeństwa, o życiu wewnętrznym, które bez obcowania ze słowem jałowieje, karleje, w końcu usycha.
Jest więc bibliotekarz kapłanem i szamanem, może, jeśli tylko zechce, zająć w społeczeństwie pozbawionym mędrców - miejsce mędrca właśnie, miejsce należne temu, kto zachowując dystans do doświadczeń potrafi znaleźć w nich głębsze sensy i odnieść je do wyższego piętra świadomości. Może przyjąć na siebie rolę przewodnika, ale nie po tytułach, w tej bowiem dzie
dzinie zastąpi go komputer, ale po zainteresowaniach, problemach, zagadnieniach, po życiu wewnętrznym, niepokojach psychologicznych wieku dojrzewania, po dylematach egzystencjalnych. Jeśli dom, szkoła ani kościół nie dadzą odpowiedzi na pytania o sens i porządek życia, dać ją może bibliotekarz, bo on potrafi wskazać ścieżki szukania prawdy, po których iść musi każdy człowiek na swój sposób, samotnie i w skupieniu. Jeśli nikt nie da odpowiedzi na pytania o samotność, odrzucenie, krzywdę, o zło i niesprawiedliwość, da je bibliotekarz: on jest mędrcem i mistrzem, który wskaże zagubionemu wędrowcy kierunki poszukiwania odpowiedzi, bo odpowiedzi każdy szukać musi sam, w ciszy bytu. Dawno minęły czasy, gdy człowiek wierzył w możliwość jednoznacznego rozstrzygnięcia dręczących go problemów, mamy dziś raczej świadomość wyższości pytań nad odpowiedziami, wyższości dążenia do prawdy nad przeświadczeniem, że prawdę się samemu posiadło i zmonopolizowało.
Ta właśnie postawa indywidualnego szukania, wynikająca z naszych postmodernistycznych zwątpień i przewartościowań, w szczególny sposób rodzi potrzebę żywej obecności sług słowa, kapłanów księgi. Źle się wędruje po górzystych zboczach bez szlaków i przewodników. Łatwo wtedy ominąć miejsca, z których rozciągają się imponujące rozległością i pięknem panoramy, ominąć szumiące wodospady i tropy dzikiej zwierzyny. Kto wędruje bez przewodnika lub przechodzi mimo oznakowań, gotów powziąć mniemanie, że wędrówka, jaką podjął, przerasta jego siły, wiedzie przez przepaściste miejsca, a zamiast obiecanych panoram oferuje jedynie nieprzebyte chaszcze. Ci, którzy malują znaki na drzewach i skałach, nigdy nie wyjdą z cienia, choć im właśnie zawdzięczamy piękno naszych wędrówek. Bez tych, co malują na drzewach znaki, stalibyśmy się, jak w słynnym wierszu Leśmiana, „topielcami zieleni”.
Literatura daje temu wielokrotnie świadectwo. Piękna jest postać starego bukinisty, który w powieści Michaela Endego jest pośrednikiem w drodze Bastiana do świata magicznej księgi odmieniającej jego życie. Magiczna biblioteka Bibbi Bokken Josteina Gaar-dera i Klausa Hagerupa to nie tylko przewodnik po księgach, słowach, znaczeniu pisma dla rozwoju ludzkiej kultury, ale dosłownie: po bibliotece, miejscu styku kultur i myśli, przewodnik po katalogach i księgozbiorach, których poznawanie może okazać się fascynującą przygodą (bo nigdy czytelnik nie wie, co może mu się zdarzyć). A ileż ciepłych wspomnień o bibliotekarzach w prozie wspomnieniowej! U Jerzego Zawieyskiego bibliotekarka początkowo kpi z czytelniczych preferencji chłopca, potem, znalazłszy w nich autentyzm, umiejętnie je podtrzymuje i rozwija:
- Co ci dać, chłopcze? - posłyszałem w ścisku dzieci głos bibliotekarki.
- Proszę o Dziady - wyszeptałem z lękiem.
- Dziady?... A czytałeś bajki Jachowicza? Konopnicką?
- Czytałem.
- Czego mu się to zachciewa? - gniewała się młoda bibliotekarka. - Masz tu Przygody chłopca w kraju Murzynów^. Na Dziady jeszcze czas.
Poczerwieniałem ze wstydu, tym bardziej że sam tytuł Dziady wzbudzał kpiny i żarty u dzieci, które cisnęły się do bariery po różne bajki lub przygody. [...] Dziady zadały mi ból swoją pięknością, toteż położyłem się do łóżka, opłakałem całą rozkosz i zachwyt. Książkę miałem pod poduszką. Dotykałem jej palcami jak drogocennej rzeczy, która zawiera coś, czego nie mogę zrozumieć, ale czego bym nie oddał za żadne skarby. [...]
- Prawda, że to piękne? Podobało ci się? - zapytała z uśmiechem [bibliotekarka].
- O, tak! - odpowiedziałem żarliwie.
- Więc dam ci inną książkę. Też wierszem. Na pewno będzie ci się podobać.
I dała mi Grażynę w jednym tomie z Konradem Wallenrodem. Później [...] dostałem Wesele, Nieboską komedię i dużo dramatów Słowackiego. Naturalnie największą moją miłość wzbudził właśnie Słowacki^.
Jeszcze jedna przykładowa scena, z Matyldy Roalda Dahla.
- Jaką książkę chciałabyś teraz przeczytać?
- Dobrą książkę, którą czytają dorośli - oświadczyła dziewczynka. - Jakąś sławną książkę. Ale nie znam tytułów.
Pani Nowelka powoli przesunęła wzrokiem po półkach z książkami. Nie bardzo wiedziała, co wziąć. Jak wybrać sławną, dorosłą książkę dla czteroletniej dziew-
Tięzyri^iŁChciała sięgnąć po romans dla nastolatek, ale z jakiegoś powodu nie
8 Autor przywołał tytuł z pamięci; być może chodzi o Przygody chłopców w Afryce Alfonsa Stasnyego, wydane w Polsce w tłumaczeniu Antoszka [pseudonim] w wydawnictwie Michała Arcta w r. 1903.
Mogła to być pozycja z dzieciństwa - Zawieyski urodził się w r. 1902. Może tytuł jest zbudowany humorystycznie, na zasadzie sygnału zinfantylizowanej i zbanalizowanej konwencji literackiej?
9 J. Zawieyski, Iskry młodzieńcze [w:] Kredą na tablicy. Wspomnienia z lat szkolnych, Warszawa 1976, s. 200-201.
- Może ta - powiedziała w końcu. - Bardzo sławna i bardzo dobra. Jeśli będzie dla ciebie za długa, to mi powiedz, a znajdę coś krótszego i łatwiejszego.
- Wielkie złudzenia - przeczytała Matylda. - Karol Dickens. Spróbuję.
[•••]
- Hemingway pisze o wielu rzeczach, których nie rozumiem - zauważyła Matylda. - Zwłaszcza o mężczyznach i kobietach. Ale podobało mi się i tak. Cały czas miałam wrażenie, ze jestem tam na miejscu i widzę, jak to wszystko się dzieje.
- Kiedy czytasz dobrego pisarza, zawsze masz takie wrażenie - odparła pani Nowelka. - I nie przejmuj się tymi kawałkami, których nie rozumiesz. Odpręż się i niech słowa omywają cię jak muzyka10.
Kto inny jest w stanie tak powiedzieć, kto inny może prowadzić człowieka ścieżkami, na których „słowa omywają cię jak muzyka”? Szczęśliwy, kto na swojej czytelniczej drodze spotkał takiego mistrza!
10 R. Dahl, Matylda, przeł.
M. A. Jaworski, Poznań 2002,
s. 15,18.
Wiek przedszkolny
Zofia Beszczyńska, Bajki o rzeczach i nierzeczach, wyd. Czarny Kot
Nowoczesne, pogodne, ciepłe i poetyckie baśnie związane z otoczeniem dziecka, przedmiotami, które ma w polu obserwacji. Miniaturowa uczta literacka. Urokliwe ilustracje Agnieszki Żelewskiej.
CZĘŚĆ PIERWSZA
Baśń nie jest pierwszym słowem, zagospodarowującym przestrzeń literackich doświadczeń dziecka - palma pierwszeństwa należy się piosence, kołysance i usypiance. Matka, zanim zacznie dziecku „prawić baśnie”, mówi do niego, śpiewa, w intymnej bliskości mówi wiersze, zwykle te, które zapamiętała z własnego dzieciństwa. Kontakt z literaturą zaczyna się więc od liryki.
11 J i, 1-3. Cyt. wg wydania: Pismo Święte Nowego Testamentu i psalmy. Najnowszy przekład z komentarzem, oprać. Zespół Biblistów Polskich, Częstochowa 2005, s. 219.
12 Por. A. Ungeheuer--Gołąb: Poezja dzieciństwa czyli droga ku wrażliwości, Rzeszów 1999.
Czas baśni przychodzi potem, ale właśnie ona jest pra-tekstem, może nawet pre-tekstem wszystkich późniejszych doświadczeń czytelniczych dziecka. Rzeczywistość baśniowa wnika w porządek szczególnej odmiany zabawy, zorientowanej nie - jak w przypadku liryki - na ekspresję12, lecz na świat wyobraźni; ten z kolei kształtuje już pozazabawowe przestrzenie indywidualnych i społecznych ról, wyobrażenie porządku życia i porząd-dualnego i społecznego procesu inicjacji kulturowej, jest przez nie odnoszone do porządku baśni; w konsekwencji do porządku tego odnoszony jest każdy tekst literacki,
ku wartości. Każde kolejne dzieło literackie, z którym dziecko się styka w ciągu indywi
Zofia Beszczyńska, Z górki na pazurki, wyd. Media Rodzina
Wiersze przeplatają nastrojowy liryzm i refleksyjność z subtelnym humorem. Mistrzowskie ilustracje Pawła Pawlaka, bardzo dynamiczne, odważne w zestawieniach kolorów i plam.
z którym ma do czynienia człowiek dojrzały. W ten sposób baśń, która legła u podstaw naszych indywidualnych i społecznych doświadczeń czytelniczych, kształtuje od najwcześniejszych lat horyzont oczekiwań odbiorcy. Pozwala najpierw rozszyfrowywać znane chwyty literackie - rozpoznawać konwencje, typizować postaci, określać motywacje ich zachowań, następnie poprzez utożsamienie z bohaterem przeżywać jego doświadczenia, by w konsekwencji traktować je jako część własnego wyposażenia psychicznego. Walor merytorycznego pierwszeństwa należy zawsze do baśni, której przeżywanie jest pierwszym, zarazem wzorcowym modelem wszelkiego literackiego
przeżywania.
13 R. Handke: Kategoria horyzontu oczekiwań odbiorcy a wartościowanie dzieł literackich [w:] Problemy odbioru i odbiorcy, red. T. Bujnicki i J. Sławiński. Wrocław 1977, s. 97; na znaczenie tego tekstu dla interpretacji literatury dziecięcej zwróciła uwagę Jolanta Ługowska.
Rozliczne inne doświadczenia lekturowe, nakładające się na siebie w ciągu lat dojrzewania i życia dojrzałego, są wobec niej wtórne. Używając określenia Ryszarda Handkego można powiedzieć, że u samych źródeł „horyzontu rozpoznania swoistych cech i wartości dzieła literackiego”1^ leży baśń. Odbiorca identyfikuje aktualnie czytane dzieło poprzez odniesienie do wzorca lektury wyniesionego z dzieciństwa, z okresu mitycznego początku, „złotego wieku”, nie tylko pełni bytu, także pełni i dosłowności lektury. Ojczyzną dzieciństwa jest baśń; w konsekwencji wszelkie powroty do „złotego wieku” nasycone są magią, a porządek czasu i przestrzeni, topiczne wyobrażenia domu, ojca, matki, przyjaciół i wrogów, dobra i zła, życia i śmierci - znajdują swoje odzwierciedlenia w baśniowym zbiorze symboli.
Proces lektury można porównać z innymi poszerzającymi się kręgami ludzkich doświadczeń. Wędrówki szlakami górskimi tworzą rodzaj
palimpsestu, w którym doświadczenia nowe nakładają się na dawne, nie rugując ich
ze świadomości i pamięci, owszem, aktualizując w szeregu nowych doznań. Podobnie z doświadczeniem pierwszej miłości. Proces lektury utworu też jest swoistym palimpse-stem: projektuje i aktualizuje minione doznania, przeżycia, ekscytacje czytelnicze ufun-
Wanda Chotomska, Nasze ptaki, wyd. Literatura
Wiersze o ptakach, nasycone dużymi walorami poznawczymi, książkę wzbogaca płyta CD z nagranymi głosami tych ptaków, o których opowiada poetka.
dowane na najpierwszych emocjach, które w modelowej swej postaci mają podłoże baśniowe. Całokształt procesu rozumienia rzeczywistości literackiej, ogół postrzeżonych praw świata przedstawionego znajduje pierwowzór w dziecięcym przeżywaniu baśni. Tak więc istotę owego „horyzontu rozpoznania swoistych cech i wartości”, o którym pisał Ryszard Handke, można w szczególny sposób zinterpretować następująco: baśń leży u źródeł przeżycia lekturowego, a dojrzewanie odbiorcy polega na przenoszeniu doświadczeń lekturowych wyrosłych z kontaktu z baśnią na inne utwory. W ten sposób baśń nigdy nie zostaje odrzucona, przeciwnie: odbiorca przez różne swoje czytelnicze doświadczenia poszukuje takiego dzieła, które by było odpowiednikiem baśni, dostosowanym do poziomu życiowej wiedzy, zasobu przeżyć, poziomu wrażliwości itd.
Poprzez „odpowiednik baśni” należy rozumieć dzieło, które realizuje następujące właściwości:
i. Po pierwsze, jest źródłem głębokich emocji odbiorczych. Dziecięcy kontakt z utworem literackim (niezależnie od tego, czy przekazywanym w formie oralnej, czy też kaligraficznej) obejmuje przede wszystkim sfery emocji, dopiero wtórnie - kategorie intelektualne. Podobnie jak całą otaczającą rzeczywistość, dziecko odbiera tekst literacki emocjonalnie, przy czym stopień tej emocjonalności jest odwrotnie proporcjonalny do wieku czytelnika. Dziecięcy kontakt z książką jest więc z samej swej istoty niepowtarzalnie intensywny, zawłaszcza różne obszary psychiki. Nie ma dla dziecka książek letnich: albo są zimne, i te zostają odrzucone, albo gorące, i do tych powraca, przemierzając znane sobie szlaki, by poddawać się bezpiecznym emocjom.
2. Po wtóre, wyzwala napięcie lekturowe, którego praźródłem jest napięcie fabularne. Bez tego napięcia dziecięcy akt lektury staje się doświadczeniem negatywnym. Początkowo jest to napięcie związane z niepewnością losów bohatera pozytywnego, z kolei napięcie związane z „rachunkiem krzywd”, a więc porządkiem aksjologicznym, zgodnie z którym nie tylko dobro jest zwycięskie, ale również zło wydrwione, upo-
Neil Gaiman, Wilki w ścianach, wyd. MAG
Ta książka naprawdę straszy. Nie ma nic bardziej błogiego i oczyszczającego, niż katarktyczny strach, w pobliżu kochających rodziców, opodal dziadków, w błogosławionym towarzystwie opiekunów. Od książki można uciec w otwarte ramiona
matki i cieszyć się bezpiecznym światem. Kto nie zaznał listopada, nie doceni maja; kto nie przeżył strachu, nie zazna bezpieczeństwa. Dodatkowo znakomite ilustracje Dave McKeana, które straszą szczególnie.
korzone, zniszczone. Napięcie to obejmuje kolejno dalsze sfery dzieła (poznawczą, im-presywną), prowadząc w konsekwencji do doświadczania satysfakcji z samego obcowania z utworem, z samego aktu lektury.
3. Po trzecie, przekształca Chaos w Kosmos, nieuporządkowaną rzeczywistość, pełną sprzecznych dążeń, niezrozumiałych reguł i norm, w uporządkowany system wiar i prawd. Nie jest przy tym obojętne ani to, czy prawdy te i wiary znajdą potwierdzenie lub zaprzeczenie w rzeczywistości pozatekstowej, ani też to, czy mają charakter krzepiący, czy też ujawniają erozję człowieczeństwa i podcinają podstawy wiary w wartości aksjologiczne. Rzeczywistość literacka tworzy wzorce, wedle których układa się czytelnicze wyobrażenie o człowieku, jego losie, humanistycznym wymiarze ludzkiego trwania; kategorię tę najpełniej oddaje renesansowe pojęcie humanitas. Lektura dotyka fundamentalnych zagadnień ludzkiej egzystencji, dzieło bowiem w formie obrazów i symboli porządkuje wyobrażenia o porządku życia, śmierci i obszarze podstawowych imperatywów nadających życiu sens. Odkrywa sens czasu, cierpienia, przemijania, umierania.
4. Po czwarte, pozwala czytelnikowi na utożsamienie się z bohaterem lub podmiotem opowieści. Tylko taka sytuacja pozwala odbiorcy rozpoznać samego siebie lub innego człowieka w czytanej opowieści. Stosując język Arystotelesa można powiedzieć o Katharsis; stosując język psychoanalizy można wskazywać na uruchomienie mechanizmów projekcji i identyfikacji. Chodzi jednak nie tylko o terapeutyczny wymiar obcowania z tekstem (choć i ta kwestia jest nader ważna). W akcie lektury czytelnik odnajduje i rozpoznaje własne emocje, poszukiwania, doznania, znajduje pytania, które stawia sobie i światu. Dzieło literackie wyraża podczas lektury doznania nie autora, lecz odbiorcy. Ta właśnie perspektywa jest właściwością baśni, pierwszoplanową i niekwestionowaną12!. I ta
14 B. Bettelheim: Cudowne i pożyteczne, tłum. D. Danek. Warszawa 1985-
właściwość pozostaje trwałym doświadczeniem czytelnika nawet w takich sytuacjach, gdy lektura tekstu - jak w przypadku postępowania analitycznego - skierowana jest na rozpoznanie kontekstów nadawczych.
Emily Horn, Przepraszam, czy jesteś czarownicą?, wyd. Muchomor Bohaterem książeczki jest mały czarny kot, nielubiany ze względu na pecha, który rzekomo przynosi. Wyrusza więc w świat w poszukiwaniu czarownicy, powziął bowiem z encyklopedii wiadomość, że czarownice lubią czarne koty. Ilustracje Pawła Pawlaka!
5. Po piąte, dotyka tajemnicy świata, człowieka, tajemnicy życia i przemijania. Mówiąc językiem Witkacego - przywraca „dziwność istnienia”. W szczególny sposób lektura pozwala przeżyć kontakt z obszarami niedefiniowalnymi: prawdą, pięknem i dobrem. Ani prawdy, ani piękna, ani dobra nie da się poznać, określić, nie da się ich przekazać, jak przekazuje się prawa chemii czy zasady ortografii; można jedynie doświadczyć spotkania z nimi.
6. Po szóste, przezwycięża egzystencjalną samotność człowieka. Skoro lektura utworu pozwala odnaleźć w dziele zwierciadło własnych, podmiotowych przeżyć odbiorcy, czytelnik doświadcza, że nie jest odosobniony w cierpieniu, odrzuceniu, samotności, zdradzie, lęku. Przezwyciężenie samotności dokonuje się także poprzez konstytuującą magiczne myślenie baśniową wiarę, że natura jest - jak w wywodzącej się z ludowego pnia tradycji romantycznej - żywą, czującą
cząstką wszechświata. W tym sensie człowiek ma „krewnych za granicą skóry” (Barańczak), trwa w jedności z całym światem ożywionym i nieożywionym, a także z zaświata-
mi ukształtowanymi przez wyobraźnię i tradycję.
Tak rozumiana baśń tworzy więc paradygmat doświadczeń lekturowych dziecka, bardzo charakterystyczny wzorzec i punkt odniesienia. Baśń przypomina irydowy pręt długości jednego metra, przechowywany w Sevres pod Paryżem, odniesienie wszystkich miar świata. Jest baśń odniesieniem - zwykle nieuświadamianym - wszystkich aktów lekturowych.
W odbiorze przez człowieka dorosłego zyskuje szczególne nacechowanie emocjonalne i aksjologiczne. Jest wyprawą dokonaną w święty czas początku, gdy podstawowe treści wypełniające ludzkie życie ujawniały się w postaci klarownej i przejrzystej. Dobro było dobrem, jaśniało, opromieniało świat; zło, choćby przebrane w stroje chwały, mu-siała spotykać zasłużona kara. Źli byli brodaci zbójcy mieszkający w lasach, zła królowa zstępowała do lochów i piwnic, by przygotować zatrute jabłko dla pasierbicy. Śnieżka jaśniała w blasku świętości, Brzydkie Kaczątko zyskiwało królewską świetność, Kopciuszka czekało wesele. Dziecko, zachwycone baśnią, odczuwa pragnienie trwania w świecie prawdy, piękna i dobra; dojrzały czytelnik w tym samym zachwyceniu odkry
Eva Janikovszky, Gdybym byt dorosty, wyd. Nasza Księgarnia
Jedna z zabawnych książek utrzymanych w poetyce „wychowania na opak”.
Różnorakie bolączki wieku dziecięcego, spowodowane wszechwładzą dorosłych, i wymarzona rzeczywistość, w której dzieci rządzą. Świetne literacko i plastycznie (ilustracje: Laszlo Reber). Bawi i skłania do refleksji, nie tylko dzieci.
Nasza Ks^garnia
wa niegdysiejsze przeżycia. Aktualna lektura odsłania lekturę dawną, dawniej przeczu
wane sensy oddziaływają ze znacznie większą siłą, niż czynić to mogły w pierwszych la-
15 M. Proust: O czytaniu, przeł. M. P. Markowski. „Literatura na Świecie” 1998 nr 1-2 s. 149.
16 Zasadniczo pisarzowi właściwe są dwie role: matki lub ojca.
Topoiczna rola matki, początkowo określona poprzez relacje oddane w ludowej kołysance i usypiance, następnie odnowiona w sytuacji opowiadania baśni, związana jest z intymną bliskością, wspólnotą przeżyć, wyobrażeń, wspólnym trwaniem. Model pisarza ukształto-
tach naszego życia, towarzyszy im bowiem olśnienie powrotem, ożywcze i twórcze. Taka lektura - a dotyczy to w równej mierze oglądanych filmów czy przedstawień teatralnych - wywołuje silne przeżycia i emocje, apeluje do doznań skrajnie subiektywnych i zindywidualizowanych. Aby jednak tego typu olśnienia doznać, trzeba było na zawsze uwierzyć, że w głębokich pokładach własnego człowieczeństwa, niczym w labiryntach Sezamu, kryją się nieprzebrane bogactwa, trzeba było w dzieciństwie przejść krętą drogę Aladyna poszukującego lampy. Tak zaprojektowany przez dzieło akt odbioru pozwala, jak to określił Marcel Proust, „kontemplować przeszłość wpisaną w teraźniejszość”15.
Nie tylko czytanie, również pisanie ma swoje praźródła w sytuacji komunikacyjnej: dorosły twórca - dziecięcy odbiorca. Każdy, kto pisze, chciałby mieć takiego czytelnika, jakim jest dziecko: chciałby, by mu wierzono, chciałby mieć moc zarezerwowaną istotom boskim - stwarzania świata, który żyje i trwa pomimo upływu czasu, moc władania sercami, kształtowania umysłów. „Daj mi rząd dusz” - wołał Konrad. Każdy pisarz chce mieć rząd dusz, chce, by jego odbiorca był jak dziecko słuchające baśni, a on sam jak baśni tej opowiadacz. Dziecko jako czytelnik (słuchacz) baśni jest prawzorem wszelkich ról odbiorczych. By rozbudzić jego emocje, potrzebna jest dialogowa bliskość między nadawcą i odbiorcą, oparta
Janosch, Ach, jak cudowna jest Panama i inne tomy cyklu, wyd. Znak
Po prostu piękne i błogie, o przyjaźni i małej ojczyźnie, o szczęściu, którego się szuka na krańcach świata, a znaleźć je można albo obok siebie, albo nigdzie. Fabuła zabawna, bardzo prosty język, wiele ciepła i serdeczności, znakomite ilustracje autora.
na bezgranicznym zaufaniu i bezkrytycznej wierze. Prapoczątkiem pisania jest więc sytuacja komunikacyjna właściwa „bajaniu”: relacja matka (niania, piastunka, babka) - dziecko16. Chodzi właśnie o bajanie, jest ono bowiem „twórcze”, otwarte na swobodę kreacji, w przeciwieństwie do „odtwórczego” mówienia wierszy czy śpiewania, których istotą jest powtarzalność stałych sekwencji.
Dlatego nawet w prozie realistów nietrudno odnaleźć bogactwo tego typu odniesień. Zygmunt Szweykowski nazwał Sienkiewiczowską Trylogię „baśnią dziejową”, w założeniach realistyczną, ale w głębokich strukturach zdecydowanie „magiczną”, łączącą wpływy baśni, mitu i - uzupeł-nijmy koncepcje Szweykowskiego - legendy17:
Sienkiewicz będzie swoich bohaterów stawiał ciągle w sytuacjach niesłychanie trudnych, niemalże bez wyjścia, ale nie ma takich sytuacji, które by załamały rycerską doskonałość [...]. Czujemy, że są oni niezawodni i gdy w zakresie swych uzdolnień czy ideałów występują w akcji utworu, tryumfuje to, co w założeniach Sienkiewicza stanowi dobro nie podlegające żadnej wątpliwości. Jest to stanowisko na wskroś baśniowe. Baśń, powstała z marzenia człowieka o życiu, często opiera się na czynach różnych Herkulesów, Wyrwidębów, Kruszyskałów, dających zawsze pewność zwycięstwa i krzepiącą moc, która wypływa z tryumfu dobra nad złem. Na tym zwycięstwie opiera się optymizm baśni, dającej z zasady rekompensatę za nieszczęścia, które spotykają bohaterów, i krzywdy, które zsyłają im złe siły. Są one nieraz bardzo potężne, groźne, mają na usługach czarownice i demony, lecz nie zdołają zniszczyć dobra, za którym stoją moce wyższe, jawne lub ukryte18.
Pisząc o Nad Niemnem Orzeszkowej Cezary Zalewski zwraca uwagę na podwójne wykorzystanie struktur baśniowych:
wany w renesansie, oświeceniu i pozytywizmie narzuca „męską" (ojcowską) relację między nadawcą i odbiorcą: autor jest nauczycielem, wychowawcą, prawodawcą, wie więcej niż odbiorca, formułuje jasne wymagania, poucza.
W przypadku twórczości zorientowanej lirycznie obowiązuje swoisty „dialog dusz”, wspólnota przeżyć.
17 O legendowym charakterze twórczości Sienkiewicza pisałem w artykule Złota legenda Henryka z Podlasia [w:] Sienkiewicz i epoki. Powinowactwa, red. E. Ihnato-wicz. Warszawa 1999.
18 Z. Szweykowski: Trylogia Sienkiewicza i inne szkice o twórczości pisarza, Poznań 1973, s. 55-56.
Roksana Jędrzejewska--Wróbel, Sznurkowa historia, wyd. Nasza Księgarnia Nie wiadomo, co jest piękniejsze: ilustracje (Agnieszki Żelewskiej) czy tekst. Nastrojowa opowieść o sznurku, którym mała dziewczynka owinęła paczkę dla dziadka; sznurek wraz z innymi „zbędnymi szpargałami" ożywa. Skupione i refleksyjne.
[...] ze względu na ideologię oraz realistyczną stronę powieści. W pierwszym przypadku [baśń] przypomina swoisty pas transmisyjny: wiernie przenosi bowiem ten system wartości, który jest podzielany przez narratora. (...) Elementy te służą do wprowadzenia konwersji. Fabuła zakłada, iż niektórzy bohaterowie mogą przejść na właściwą pozycję; w tym celu można sięgnąć po sprawdzone schematy baśniowe (królewna i pasterz, królewicz i konie), a nawet po zjawiska mniej lub bardziej cudowne. W stosunku do rzeczywistości natomiast baśń pełni rolę swoistego filtru, który zajmuje wszystko to, co mogłoby utrudniać przekonywające funkcjonowanie morału1^.
19 C. Zalewski, Powracająca fala. Mityczne konteksty wybranych powieści Bolesława Prusa i Elizy Orzeszkowej, Kraków 2005, s. 287.
20 J. Bachórz, Powieść realistyczną bajką [w:] Andersen - baśń wobec świata, red. M. Hempo-wicz, Gdańsk 1997.
21 A. Martuszewska, Pozytywistyczne parabole, Gdańsk 1977.
22 A. Martuszewska, Jak szumi „Dewajtis”? Studia o powieściach Marii Rodziewiczówny, Kraków 1989.
Na baśniowe nacechowanie wielkiej prozy epickiej Prusa i Orzeszkowej wskazywał Józef Bachórz20, o pierwiastkach baśniowych w małych formach prozatorskich pisała Anna Martuszewska21; ta sama autorka zwróciła uwagę na baśniowość w twórczości Marii Rodziewiczówny22. Skoro baśniowość wnika w utwory o charakterze realistycznym, nie dziwi ich obecność w skrajnie nierealistycznych gatunkach i konwencjach, które zdominowały literaturę młodopolską23 i ożywały w twórczości wieku XX, aż po współczesność (szczególnym dowodem ukształtowanie się i wielka społeczna popularność fantasy).
W oczywisty sposób - na zasadzie konsekwencji - baśniowość wnika w struktury literatury popularnej i powieści dla młodzieży. Pisała o tym Jolanta Kowalczykówna24. Charakteryzując prozę Makuszyńskiego określa ją mianem „Baśniolandii” i dowodzi obecności wszystkich strukturalnych elementów gatunku w konstrukcji motywów fabularnych, bohaterów („magicznych”), czasu i przestrzeni. Wszystko jest tu baśnią podszyte i podporządkowane narzuconym przez konwencję sposobom kształtowania świata i postrzegania człowieka (dobro - zło, rygoryzm moralny). Zwracano uwagę na struktury baśniowe w konstrukcji cyklu poznańskiego Małgorzaty Musierowicz23. Przykłady można mnożyć, sięgając nie
Anna Kamieńska, Wiersze dla dzieci. Złotym piórem, wyd. Siedmioróg
Wybór obejmuje najpiękniejsze wiersze Kamieńskiej, znakomitej poetki wyczulonej i na rytm słowa, jego melodię i dźwięk, i na nastrój, operującej skrótem myślowym, metaforą, chętnie nawiązującej do folkloru dziecięcego i ludowego.
tylko do literatury, również do sztuki filmowej (baśniowe odniesienia pierwszych westernów są oczywiste), sztuki plakatu wykorzystującego rozliczne motywy baśniowe, do teatru i malarstwa (malarstwo prymity-wistyczne, obrazy Celnika Rousseau czy Nikifora).
23 Por. m.in. Mit dzieciństwa w sztuce młodopolskiej, red. J. Papuzińska, Warszawa 1992; A. Cza-banowska-Wróbel, Baśń
w literaturze Młodej Pol-
Zarówno baśń klasyczna, jak i najbardziej współczesna jej odmiana, dla której często stosuje się termin „antybaśń”, konsekwentnie prowadzi bohatera przez świat wartości. Tylko z pozoru świat przedstawiony baśni klasycznej był podporządkowany kategoriom prawdy, piękna i dobra, w rzeczywistości młody bohater, narażony na odrzucenie, napiętnowany samotnością i bólem, porzucał rozpadający się dom, w którym nie mógł zaznać szczęścia, spokoju i sprawiedliwości. Różnica między dawnymi i dzisiejszymi księgami baśni polega na tym, że dobrej wróżki od złej czarownicy nie odróżniają ani wygląd, ani funkcje. Rozpoznanie przestrzeni aksjologicznej dokonuje się w całkowitym osamotnieniu. Na zwycięzców nie zawsze czeka nagroda, choć naczelną zasadą jest zwycięskie dobro.
ski, Kraków 1996.
24 J. Kowalczykówna, Z badań nad warsztatem literackim Kornela Makuszyńskiego jako autora powieści dla młodzieży, Piotrków Trybunalski 1997-
25 Pisała o tym m.in. Jolanta Ługowska.
Aksjologiczne jądro baśni pozostaje jednak niezmienne - od utworów najdawniejszych poczynając (Perrault, Mme d’Aulnoy, Mme de Beaumont), poprzez dziewiętnastowieczne (bracia Grimm, Collodi, Carroll, Baum, Konopnicka) i dwudziestowieczne (Leśmian, Korczak) realizacje gatunku, aż po utwory najnowsze, które - choć zgodne z koncepcjami antypedagogicznymi - zdają się dowodzić, że relatywizm wartości jest jedynie pozorem (Dahl, Gaiman, Ardagh).
Baśń jest odnawiającą się w różnych konwencjach przypowieścią, za jej sprawą człowiek we wczesnym dzieciństwie kształtuje wyobrażenie porządku egzystencji, a następnie - zgodnie z Kantowską ideą czystego rozumu praktycznego - projektuje to wyobrażenie na całe życie. Baśń więc nie poszerza wiedzy o świecie, lecz pogłębia wiedzę
Władysław Kopaliński, 725 baśni do opowiadania dzieciom, wyd. Rytm
Władysław KOPALIŃSKI
125 baśni do opowiadania dzieciom
Propozycja nie tyle dla dzieci, które w wieku przedszkolnym zwykle samodzielnie nie czytają, co najwyżej sylabizują, ale dla bibliotekarzy, nauczycieli, wychowawców i rodziców: zbiera najpopularniejsze historie baśniowe po to, by dać gawędziarzom asumpt do snucia opowieści własnym dzieciom, na dobranoc w łóżku i na dzień dobry w bibliotece. o człowieku, zatem autowiedzę podmiotu; jej zasadniczą osią intelektualną jest problem wolności, realizującej się w przestrzeni imperatywów moralnych. „Świat, który można wytłumaczyć kiepskimi nawet racjami, jest światem bliskim - pisze Albert Camus w Micie Syzyfa. - Na odwrót, w świecie pozbawionym nagle złudzeń i świateł człowiek czuje się obcy. Wygnanie jest nieodwołalne, skoro braknie wspomnienia utraconej ojczyzny albo nadziei na ziemię obiecaną”26.
W Snach Marii Dunin Karol Irzykowski opisał funkcjonowanie Bractwa Wielkiego Dzwonu. Członkowie tej tajemniczej organizacji poszukiwali Wielkiego Dzwonu (nasycona symbolami figura Absolutu, ideału lub prawdy), kierując się trzema tajemnymi zasadami:
i. Masz szukać Dzwonu. 2. Nie wierzyć w jego istnienie. 3. Cofać się w ostatniej chwili przed możliwością odszukania go i zatykać szpary, którymi by się mogły przedostać powiewy z tamtej strony2?.
26 A. Camus, Mit Syzyfa [w:] tegoż, Mit Syzyfa i inne eseje, przeł. J. Guze, Warszawa 1999, s. 61-62.
27 K. Irzykowski, Sny Marii Dunin. Pałuba, Warszawa 1957, s. 409.
Są to zasady zadziwiająco bliskie baśniowemu procesowi inicjacji, który towarzyszyć ma człowiekowi w całym jego życiu. Szukać dzwonu, nie wierzyć weń, zacierać ślady jego obecności. Szukać tak, żeby nie znaleźć. Dzwon nie jest bowiem ani do odnalezienia, ani do wiary, lecz do porządkowania życia. Tak też z baśnią. Czytelnik ma jej szukać i ma w nią nie wierzyć. Baśń nie jest po to, by została wywleczona w realną rzeczywistość, lecz by nadawała kierunek wiecznym ludzkim poszukiwaniom prawdy, piękna i dobra. Bez baśni sułtan nie zaniechałby swoich krwa
wych praktyk, u źródeł których leżał nieludzki ból zdrady. Ali-Baba nie odkryłby skarbów Sezamu. Nie wydostałby się Bastian z koszmaru codzienności, a krótkie, podszyte depresją życie zakończyłby wśród drwin i szyderstw rówieśników. Bez niej świat zaludnialiby Kassimowie i owładnięci szaleństwem rozpaczy, zgorzkniali sułtani. Gdy Sind-bad Żeglarz po latach tułaczek zakłada wreszcie dom i żeni się, umierają wszystkie
Joanna Kulmowa, Co się komu śni, a nawet nie śni, wyd. Ezop Wyciszające, pełne poetyckiego liryzmu wiersze Joanny Kulmowej, pierwszej damy współczesnej poezji dla dzieci, ilustrowane przez Marię Ekier, pierwszą damę grafiki książkowej. Zachwycające. Dla niedorostych i dla dorosłych -do wspólnego poetyckiego zadumania.
baśniowe, senne kochanki, niezwykłe i tajemnicze. Życie traci swój smak. Żona Sindba-da, podobnie jak matka Aladyna, nie zna baśni. Świat szarzeje. Postawa być przekształca się w postawę mieć.
Czy taka przyszłość czeka człowieczeństwo? Wyrugowaliśmy ze sfery ludzkich doświadczeń obrzęd przejścia, nie ma rytuałów inicjacyjnych wymagających od młodzieńca wykazania się przymiotami serca i umysłu, wielkością ducha i fizyczną siłą, pozwalającymi sprostać wyzwaniom świata. Wykpiliśmy starość, wydrwiliśmy mądrość. W modzie dziś nie Ali-Baba, lecz sprawny i operatywny kupiec, przemysłowiec i przedsiębiorca, zwany „manem” od biznesu. Ten, niczym Kassim, będzie wiedział, co zrobić ze skarbami Sezamu. Bez rytuału przejścia, rytuału inicjacji człowiek gubi niepokój istnienia, świadomość tajemnicy bytu, ciekawość i głębię własnego wnętrza.
I wtedy już nikt, jak Mały Książę, nie będzie szedł „wolniutko w kierunku źródła”. Bo po co wędrować, skoro w samym środku pustyni można mieć klimatyzowany zajazd?
Treści obecne w przekazach sennych, baśniach, mitach, systemach wierzeniowych splatają się z indywidualnym ludzkim doświadczeniem i dociekaniem sensu istnienia. Pozwalają oddzielić sacrum od profanum. Za ich sprawą ludzkie czyny nabierają znaczeń głębszych niż pragmatyczne, gesty wykraczają poza sytuację komunikacyjną, a słowa odsyłają do niewysłowionej sfery, którą Grecy określali mianem kalos kai agatos, piękno i dobro. Tak wygląda punkt odniesienia procesu baśniowej inicjacji odbiorcy. Rite de passage (obrzęd przejścia) kończy się dojściem do prawdy; prawdą nie jest jednak to, co zgodne z rzeczywistością, jak chcieli Grecy, lecz to, co daje oparcie - ten sposób jej rozumienia leży u źródeł świętych ksiąg ludzkości, u źródeł mitów, rytuałów i obrzędów.
Do takiego rozumienia prawdy musi dojść czytelnik w akcie odbioru baśni. To rozumienie pozostaje sprzeczne z fundamentaliami ideowymi cywilizacji Zachodu, z systemem wiar i doświadczaniem życia, które staje się udziałem wychowania domowego
Anna Onichimowska, Zasypianki,
wyd. Literatura
Krótkie opowiadania, przeznaczone przede wszystkim do czytania przed snem, kameralne, pełne ciepła.
i edukacji szkolnej. Ale tylko takie jej baśniowe właśnie rozumienie otwiera przed człowiekiem to, co naprawdę ważne, co napełnia jego życie sensem, daje mocne podstawy kształtowania siebie i świata, podstawy moralne, dzięki którym odnosi się zwycięstwo. Jeśli przyjrzeć się najsłynniejszym dziełom baśniowym, które nie bez powodu trwają w świadomości pokoleń, okaże się, że tak rozumiana prawda jest prawdą zwycięską. W tym sensie baśń, która wyrasta z myślenia mityczno-religijnego pierwotnego człowieka, która dotyka samego jądra wyobraźni symbolicznej, wyraża i zawsze wyrażała sensy najbardziej fundamentalne i dotyka prawd podstawowych - takich, które nigdy nie uległy zakwestionowaniu. I nie ulegną, dopóki za prawdę człowiek będzie mógł uznać wszystko, co daje oparcie.
Jeden przykład baśniowego rozumienia prawdy.
Powoli wyciągnąłem wiadro aż do cembrowiny. Postawiłem je równo. W uszach dźwięczał mi śpiew bloku, a w falującej jeszcze wodzie widziałem drgające słońce.
- Chcę napić się tej wody - powiedział Mały Książę - daj mi...
Zrozumiałem już, czego szukał.
Podniosłem wiadro do jego warg. Pił, mając oczy zamknięte. To było tak piękne jak święto. To było czymś więcej niż pożywieniem. Ta woda zrodzona była z marszu pod gwiazdami, ze śpiewu bloku, z wysiłku mych ramion. Sprawiała radość sercu - jak podarek. Świeczki na choince, muzyka na Pasterce oraz słodkie uśmiechy opromieniały prezenty, jakie otrzymywałem na Boże Narodzenie, gdy byłem małym chłopcem2^.
28 A. de Saint-Exupery, Mały Książę, tłum.
J. Szweykowski, Warszawa 1972, s. 70.
Przywołany ustęp jest przykładem myślenia wyobraźniowego i symbolicznego, zawarte w obrazie sensy są niemożliwe do przełożenia na język intelektualno-pojęciowy. Dotarcie do prawdy znaczy tu tyle, co wniknięcie w głębokie pokłady ludzkich doświadczeń i przeżyć. Takie właśnie przeżycia i zawarta w nich prawda o człowieku dają podstawę rozumienia siebie, oparcie w procesie rozumienia Innego.
Joanna Papuzińska, Chwilki dla Emilki, wyd. Literatura
©PfWNA KOŁECZKA 2 CZERSKA TWIERDZIŁA, ŻE JEST PERSKA 2E iGhtPl, STWIERDZIĆ NIE TRUDNO, LECI NIKT NIE ZAPRZEClht,Bo,, W CZERSKU JEST SARDZp^
Śliczne limeryki dla dzieci, lekkie, finezyjne, co ważne, zachęcają dziecko do samodzielnego tworzenia tego typu wierszy, książkę kończy bowiem zapewnienie, że „nie musisz być Szopen Fryderyk, żeby zgrabny ułożyć limeryk". Dodatkowo znakomity, jak zawsze, Bohdan Butenko.
Baśń jest arką przymierza. „Arka” (tewd) miała w pierwotnym języku Biblii dwa znaczenia. Pierwsze z nich bliskie jest naszemu: obszerna łódź, w której można zamieszkiwać; w łodzi-arce Noe przez wiele miesięcy unosił się ze swym zwierzyńcem na bezkresnych wodach, by w końcu doczekać ocalenia. W drugim, zupełnie dziś zapomnianym znaczeniu „arka” to tyle co słowo29. W słowie-arce, bez której stoczylibyśmy się w barbarzyństwo, kształtujemy własne człowieczeństwo, własne humani-tas. Szczęśliwi, którzy nigdy jej nie opuścili, choć nawałnice ustały, a nie- 29 P. Śpiewak, Księga nad wracająca gołębica zwiastowała, że wody potopu opadły na zawsze. księgami. Midrasze,
Warszawa 2005, s. 71.
X- * X-
Swoistość baśni jako gatunku literackiego polega m.in. na tym, że ma ona charakter wewnętrznego dyskursu: baśń jest jednocześnie lekturą baśni. Mówiąc precyzyjnie, przedstawia pewną wizję świata i jednocześnie daje klucz pozwalający świat ten interpretować, rozpoznawać ludzkie postawy, rozróżniać sfery wartości i antywartości, piękna i brzydoty. Jest więc baśń nie tylko miniaturą rzeczywistości ludzkiej, ale także interpretacją tej rzeczywistości, jej lekcją. Bohater - niczym mitologiczny Odyseusz - zawsze jest w drodze, przemierza różnorodne przestrzenie, zstępuje do podziemi lub sięga ku niebosiężnym szczytom. W trakcie wędrówki doświadcza nienawiści i przyjaźni, poznaje niszczącą, nieokiełznaną moc zła i kruchą naturę dobra; zwycięstwo, które odnosi, musi być okupione cierpieniem, trwogą, samotnością, ale smak tego zwycięstwa przewyższa wszystkie pokusy, jakie złe moce (czy to przybywające z zewnątrz, czy to drzemiące w samym bohaterze w postaci słabości lub lęków) mogą przynieść. Tak więc bohater baśniowy „czyta” świat poprzez rozpoznawanie systemu wzajemnie skorelowanych reguł aksjologicznych.
Kilka przykładów.
Zacznijmy od tekstów tradycyjnych. Ali-Baba i czterdziestu rozbójników Leśmiana to historia czytania baśni, lekcja tego, co można nazwać procesem lektury, bardzo swo-
Joanna Papuzińska
Joanna Papuzińska, Śpiące wierszyki, wyd. Ezop Współczesne kołysanki, w których wykorzystała poetka motywy od dawna obecne w tradycji gatunku, zachowała także charakterystyczną warstwę brzmieniową, nadającą wierszom śpiewność, wyczuwalną przy głośnej lekturze.
Śpiące wierszyki ilustracje
Agnieszka Cieślikowska
30 B. Leśmian, Klechdy sezamowe, Warszawa 1968,5.37.
31 Tamże, s. 41.
istej, bo nie ograniczonej do śledzenia zdarzeń fabularnych, przeciwnie: ufundowanej na przekonaniu, że baśń jest dla bohatera literackiego przewodniczką życia, zasadniczym doświadczeniem, które pozwala rozpoznać punkty orientacyjne przekształcające Chaos w Kosmos. Postacią maniczną jest dla odbiorcy sam tytułowy Ali-Baba. Obdarzony naturą - jak czytamy - „łagodną, wesołą” pomalował swoją chałupę na biało. Jego brat Kassim, przyziemny ponurak, wybrał dla domu kolor czarny. „Pewnego poranku postanowili obydwaj bracia ożenić się i tegoż dnia wieczorem już byli żonaci”30. Jest więc Ali-Baba niejako poza charakterystycznym dla baśni obrzędem inicjacyjnym: nie musi porzucić rodzinnych stron, by wdrapywać się na szklaną górę, nie szuka królewny i nie zdobywa korony. Na swój sposób jest szczęśliwy, poprzestaje na małym, potrafi cieszyć się codziennością; ma jednak duszę poety: razem ze swoją żoną Zobiedą śpiewa „pieśni rozmaite”. Wyruszywszy do lasu „czyta” ów las w taki sposób, jak czyta się opowieść baśniową. Zanim Sezam ukaże swoje skarby, Ali-Baba zostaje oczarowany magią buj-ności życia dziewiczej przyrody. Świeci słońce, wieje letni wiatr, papugi przekomarzają się; nie rozumie mowy ptaków, jest z innej niż one formacji bytu, z innego świata, ma jednak świadomość po Bergso-nowsku rozumianej tajemnicy istnienia, ku której człowiek może jedynie się zbliżać, lecz nigdy jej nie posiądzie. Ali-Baba poddaje się pięknu lasu, jego urokowi, magii, tajemnicy. Nie
racjonalizuje nic z tego, co pojawia się przed jego oczami, poznanie racjonalne jest bowiem - zgodnie z koncepcjami Bergsona - jedynie cząstkowe, ułomne i niedoskonałe, poznanie pełne daje jedynie intuicja.
Żaden pałac nie jest tak piękny jak las. [...] Pełno na świecie bajek, ale najpiękniejsze bajki kryją się w lesie. Bajki czekają w gęstych krzakach, szumią w rozchwianych gałęziach, dzwonią w powietrzu wtedy właśnie, kiedy i cisza dzwoni31.
Gianni Rodari, Interesy Pana Kota, wyd. Muchomor
Interesy
Pana Kota
Autor jest laureatem Medalu im. Andersena, polski tłumacz, polski przekład Jarosława Mikołajewskiego wpisany na Listę Honorową im. Andersena. Ilustracje Joanny Kołysz-ko. Większych rekomendacji nie ma. Historia o kocie, który postanowił zrobić interes na handlu myszami w puszkach, przy czym do współpracy zaprasza same myszy...
Dowcipne i lekkie. Podobnie zresztą jak Historyjki o Alicji, która ciągle wpadała w kłopoty (też Rodari, też Muchomor).
Po chwili usta Ali-Baby, jakby pozbawione rozumowej kontroli, szepczą modlitwę:
Boże! Zrób tak, żeby mnie w lesie zaskoczyła nagła i niespodziewana bajka! Niech ta bajka będzie straszna i groźna, byleby była ciekawa i piękna32.
Najwyraźniej Ali-Baba musiał naczytać się bajek, skoro o ich nagłość i piękno się modli. Pragnie doświadczyć życia, które bez żadnych wątpliwości już wcześniej było mu znane z opowieści, jakich słuchał lub czytał: przecież modli się o spotkanie z bajką! Potrafi odkryć piękno w sytuacjach i miejscach, które dla innych byłyby skrajnie powszednie, zwykłe, pospolite i niepoetyczne. Umie przeżywać to piękno, smakować je i kontemplować. Czyta las tak, jak czyta się baśń: w nieprzekładalnym na język słów zachwyceniu.
Zachwyt ów ożywia tajemnicę - przybywają zbójcy, którzy dysponują mocą słowa magicznego. Na jego dźwięk otwierają się skarby Sezamu; brama, poruszona magicznym zaklęciem, chwilę później zamyka się sama:
32 Tamże.
33 Tamże, s. 43.
34 J. L. Austin, Mówienie i poznawanie. Rozprawy i wykłady filozoficzne, przekł. B. Chwedeńczuk, Warszawa 1993.
35 J. R. Searle, Czynności mowy. Rozważania z filozofii języka, przeL B. Chwedeńczuk, Warszawa 1987.
Miała ona bowiem od wieków taki zwyczaj, że zamykała się sama w chwili, gdy właśnie powinna się była zamknąć. Lecz otwierała się tylko pod tajemniczym nakazem zaklętego czterowiersza33.
Jesteśmy w samym centrum tajemnicy lektury: słowo - zgodnie z teorią aktów mowy Austina34 i Searle’a35 - ma moc sprawczą, moc magiczną, czyni zmiany w rzeczywistości pozajęzykowej. Taka jest kolejność: od illokucji, czyli od wyrażonej w języku i za pomocą języka realizowanej intencji, do perlokucji, czyli spodziewanych i oczekiwanych efektów; od słowa do przemian świata. Na dźwięk modlitwy Ali-Baby pojawiają się zbójcy; na dźwięk magicznego czterowiersza otwiera się brama Sezamu, by po chwili samoistnie zniknąć sprzed oczu obserwatora:
Grażyna Kuszewska, Leon i kotka, czyli jak rozumieć mowę zegara, wyd. Fro 9 O trudnej sztuce przyjaźni, o przywiązaniu do tego, co się polubiło, ciepło i pięknie. Nastrojowe, poetyckie ilustracje Piotra Fąfrowicza.
Brama zamknęła się i zaczęła się stawać coraz mniej wyraźna, bardziej mglista, aż wreszcie pozostał na skale zaledwie widoczny rysunek bramy. Po chwili i rysunek zginął bez śladu. Nikt by teraz nie poznał, patrząc na skałę, że tai się w niej czarodziejska brama. Skała wyglądała po dawnemu, niby zwykła i wcale nie zaklęta skała^.
36 B. Leśmian, Klechdy sezamowe, Warszawa 1968, s. 43.
37 Tamże, s. 46.
Gdy Ali-Baba wszedł do wnętrza, ujrzał nieprzebrane bogactwa, które -ważny to szczegół - dopełniały bogactw zewnętrznego świata. W skalnej pieczarze dukaty same przesypywały się, tańczyły pnie malachitowe, skrzyły się tysiącem barw szlachetne kamienie. Nie inaczej było na zewnątrz zarówno wtedy, gdy Ali-Baba wchodził do lasu, jak i wtedy, gdy
zeń wychodził. Oto moment wyjścia: zapada zmierzch, ale nie jest to mrok nocy wywołujący lęk i wzmagający poczucie obcości i samotności egzystencjalnej człowieka, przeciwnie: słońce resztą świateł przypomina o swojej obecności. Za chwilę przeminie postać świata. To czas szczególnie ważny dla impresjonisty.
Był już wieczór. Chłodnawy wieczorny wiatr wiał po lesie. Wiał i pachniał kwiatami i wilgotną ziemią. Słońce zachodziło, a ponieważ słońce zachodzące świeci purpurowo, więc pomiędzy pniami drzewnymi widać było purpurowe blaski zachodzącego słońca^?.