Małe pająki - Łukasz Barys - ebook + książka

Małe pająki ebook

Barys Łukasz

4,1

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

(Nie)zwykłe życie. Miłość, literatura i poszukiwanie własnej drogi.

Nowa powieść laureata Paszportu „Polityki”!

Olę i Tobiasza, choć wywodzą się z różnych środowisk, łączy całkiem sporo. Poznają się w liceum, pochodzą z prowincji. Są u progu dorosłości, a główne wyzwanie, z jakim się mierzą, to próba tkania życia na własnych warunkach.

Ola mieszka we wsi pod Pabianicami. Studiuje zaocznie zarządzanie, na co dzień pracując jako recepcjonistka w szpitalu. Tobiasz jest przekonany, że jego powołaniem jest pisanie. I mimo że studiuje prawo, jego życie w Krakowie kręci się przede wszystkim wokół literatury.

Ich rzeczywistość składa się z domysłów i wyobrażeń, ale też nadziei, że gdzieś za rogiem czeka na nich wielka – a przynajmniej nierozczarowująca – przyszłość.

Czy ich pierwsze dorosłe wybory naprawdę należą do nich? I czy ocean możliwości, który się przed nimi roztacza, rzeczywiście jest na wyciągnięcie ręki? Poważne relacje Oli i Tobiasza budowane są na przemilczeniach, rywalizacji, ale i tęsknocie – w końcu niełatwo jest stworzyć prawdziwy związek, gdy nie wiemy, kim naprawdę jesteśmy.

A jeśli myślicie, że wiecie już, jak potoczy się fabuła Małych pająków – nic bardziej błędnego. Łukasz Barys nie raz nas zaskoczy!

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 441

Oceny
4,1 (70 ocen)
30
23
11
4
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AnetaHoffmann

Dobrze spędzony czas

Dobra książka, choć moja ulubioną tego autora pozostanie jego pierwsza powieść. Relacje między bohaterami trudne, skomplikowane. On irytujący do granic, ona dużo ciekawsza, piękniej się rozwija. Chciałabym, żeby młodzi ludzie sięgnęli po tę powieść. Wiele mówi o współczesnym pokoleniu.
20
magda883

Dobrze spędzony czas

Bardzo lekko napisana historia o dojrzewaniu i dorastaniu. O ambicjach i ograniczeniach. Trochę „Normalni ludzie” w polskim wydaniu.
10
kocia_madka

Nie oderwiesz się od lektury

Nie umiem opisać tej książki. Wzbudza wewnętrzny niepokój i nie pozwala się oderwać od przedstawianej historii.
00
MalgorzataKoziel

Nie oderwiesz się od lektury

Cenię prozę Barysa. Jego najnowsza książka mniej traktuje o śmierci niż poprzednie, bardziej skupia się na dyskursie o relacjach młodych ludzi, nie pomijając jednak wątków pokoleniowych i kontekstu wsi. Dla mnie wyśmienita!
00

Popularność




Opieka re­dak­cyjna: EWE­LINA KO­RO­STYŃ­SKA
Re­dak­cja: MAŁ­GO­RZATA TAR­NOW­SKA
Ko­rekta: JO­ANNA MIKA, AGNIESZKA STĘ­PLEW­SKA, ANETA TKA­CZYK
Pro­jekt okładki i stron ty­tu­ło­wych oraz opra­co­wa­nie gra­ficzne: KIRA PIE­TREK
Re­dak­tor tech­niczny: RO­BERT GĘ­BUŚ
© Co­py­ri­ght by Łu­kasz Ba­rys © Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie, 2024
Wy­da­nie pierw­sze
ISBN 978-83-08-07949-2
Wy­daw­nic­two Li­te­rac­kie Sp. z o.o. ul. Długa 1, 31-147 Kra­ków bez­płatna li­nia te­le­fo­niczna: 800 42 10 40 księ­gar­nia in­ter­ne­towa: www.wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl e-mail: ksie­gar­nia@wy­daw­nic­two­li­te­rac­kie.pl tel. (+48 12) 619 27 70
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Dla Ka­mili

Pa­jąk sre­brzy­stą kulę trzyma

W nie­do­strze­gal­nym ręku –

I ci­cho tań­cząc snuje so­bie

Per­łową nitkę cienką –

Od nic do nic kur­suje –

Ja­kież nie­re­alne za­ję­cie –

Nasz go­be­lin za­snuwa swoim –

Dwa razy prę­dzej –

Go­dziny trzeba mu, by wznieść

Kon­ty­nenty świe­tli­ste –

A po­tem zwisa ze szczotki –

Bo za­po­mniał o swo­ich gra­ni­cach –

Emily Dic­kin­son,przeł. Sta­ni­sław Ba­rań­czak

Ola nie wy­ja­wiła tego ni­gdy To­bia­szowi, ale już wcze­śniej wie­działa, że się spo­tkają. Kilka dni przed im­prezą uro­dzi­nową ob­ser­wo­wała go w szkole, czer­piąc przy­jem­ność ze świa­do­mo­ści, że on nie ma po­ję­cia o jej ist­nie­niu. Wie­działa, że to, co robi, mo­głoby się ko­muś wy­dać dzi­waczne, ale nie umiała się po­wstrzy­mać przed śle­dze­niem chło­paka. Raz tylko, od­nio­sła ta­kie wra­że­nie, spo­tkali się na chwilę wzro­kiem, lecz on za­raz się od­wró­cił i po­szedł na lek­cję.

Ro­bił to, co wszy­scy. Więk­szość przerw spę­dzał na dys­ku­sjach z ko­le­żan­kami, dziew­czy­nami z klasy hu­ma­ni­stycz­nej, do któ­rej cho­dził. Ola zda­wała so­bie sprawę, że dziew­czyny lu­bią To­bia­sza, ale nie wie­działa do­tąd, że roz­ma­wia z tak wie­loma z nich. Za­sta­na­wiała się, o czym, nie miała jed­nak po­my­słu i stre­so­wała się, czy też bę­dzie po­tra­fiła się z nim do­ga­dać, gdy wresz­cie spo­tkają się na osiem­na­stce Mi­chała Gra­bow­skiego w Tą­że­wach.

Ola po­ma­gała Mi­cha­łowi w or­ga­ni­za­cji im­prezy. Znali się z pod­sta­wówki. Przy­szedł do niej i ra­zem przy­go­to­wy­wali li­stę go­ści, wspól­nych zna­jo­mych. Po­wie­dział, że za­sta­na­wia się, czy za­pro­sić swo­jego ku­zyna z Pa­bia­nic. Nie roz­ma­wiał z nim co prawda od dawna, ale w dzie­ciń­stwie bar­dzo się lu­bili.

Zna­cie się pew­nie, cho­dzi z tobą do li­ceum, oznaj­mił Mi­chał.

Jak się na­zywa?, spy­tała.

To­biasz Frąt­czak, od­po­wie­dział.

Skoro to twój ku­zyn, to chyba mo­żesz go za­pro­sić.

Ale zna­cie się?

Ko­ja­rzę go, ale się nie znamy.

Nie chciała się przed Mi­cha­łem zdra­dzić ze swo­imi uczu­ciami, ale pod­eks­cy­to­wała ją myśl, że na osiem­na­stce bę­dzie ktoś z li­ceum – i to ktoś taki. To­biasz był przy­stojny, do­brze się ubie­rał, miał opi­nię in­te­li­gent­nego i za­baw­nego. Cho­dził na im­prezy z grupą naj­po­pu­lar­niej­szych osób, cho­ciaż nie był w tym to­wa­rzy­stwie naj­waż­niej­szy.

Ona cho­dziła do klasy bio­lo­giczno-che­micz­nej, a po szkole pra­co­wała w skle­pie z za­baw­kami. Wie­czo­rami wra­cała do Pod­stoły. Nie ko­le­go­wała się z tymi ludźmi co To­biasz, dla­tego jesz­cze ze sobą nie roz­ma­wiali. W ty­go­dniu miała bar­dzo mało czasu, dzie­liła go na do­jazdy do li­ceum, pracę i od­ra­bia­nie lek­cji. Je­śli z kimś wy­cho­dziła, to z Magdą albo Mi­cha­łem, zna­jo­mymi ze swo­jej wsi. W so­botę albo nie­dzielę, gdy miała wolną chwilę od na­uki i aku­rat nie pra­co­wała, szli po­sie­dzieć na sta­dio­nie. La­tem or­ga­ni­zo­wali ogni­ska, a w zimne dni od­wie­dzali się w do­mach, cza­sem je­chali sa­mo­cho­dem do cen­trum han­dlo­wego w Beł­cha­to­wie albo w Pa­bia­ni­cach.

Miała w li­ceum dwie ko­le­żanki, jed­nak nie czuła się z nimi spe­cjal­nie zwią­zana. Były za­mknięte w so­bie i hu­mo­rza­ste. Ni­gdy nie spo­ty­kała się z nimi po szkole. Cza­sami na­wet na lek­cjach sie­działa sama i zda­rzały się dni, gdy pra­wie się nie od­zy­wała. Od­no­siła wra­że­nie, że ko­le­żanki nie chcą, by im się na­rzu­cała. Inni, któ­rych może chcia­łaby po­znać, ob­ra­cali się w za­mknię­tych grup­kach. Ona miesz­kała da­leko, dla­tego była ska­zana na sa­mot­ność.

Miała świa­do­mość, co po­wie­dzie­liby lu­dzie, gdyby za­uwa­żyli, że śle­dzi To­bia­sza – uzna­liby ją za wa­riatkę. Sama tro­chę się tak czuła, ale po pro­stu nie mo­gła się opa­no­wać. Gdy do­wie­działa się, że To­biasz bę­dzie na osiem­na­stce, za­częła za nim cho­dzić, utrzy­my­wała jed­nak od­po­wiedni dy­stans. Za­sta­na­wiała się, czy on wie, jak ona ma na imię. Po­wi­nien wie­dzieć, prze­cież w szkole wszy­scy mniej wię­cej się znali. Ale mógł też nie pa­mię­tać albo nie usły­szeć do­tąd jej imie­nia.

Na stud­niówce, mie­siąc temu, była sama. Tak na­prawdę nie za­mie­rzała przy­cho­dzić, wo­lała oszczę­dzić pie­nią­dze, dała się jed­nak na­mó­wić wy­cho­waw­czyni. Po wszyst­kim, gdy wró­ciła z tatą do domu, po­ło­żyła się do łóżka i za­częła pła­kać. Ba­wiła się tra­gicz­nie, wła­ści­wie cały wie­czór spę­dziła przy stole, mię­dzy swo­imi dwiema ko­le­żan­kami, które nie ode­zwały się do niej ani razu, tylko sztywno spo­glą­dały przed sie­bie. Kiedy po­de­szła w końcu do po­zo­sta­łych lu­dzi z klasy, by się z nimi na­pić, po­czuła się le­piej, przez mo­ment. Osta­tecz­nie wró­ciła na swoje miej­sce i tylko cza­sami wsta­wała, by za­tań­czyć w kółku albo znowu się na­pić. Głu­pio się czuła, gdy tak cho­dziła wzdłuż stołu z kie­lisz­kiem albo krę­ciła się na par­kie­cie. Gdy wsia­dła do sa­mo­chodu taty, po­czuła ulgę. Ża­ło­wała, że nie do­łą­czyła do tych, któ­rzy ba­wili się wspa­niale. Wśród nich był To­biasz.

Na osiem­na­stce Mi­chała Gra­bow­skiego bę­dzie ina­czej. Taką miała na­dzieję. W Tą­że­wach To­biasz nie bę­dzie ko­ja­rzył ni­kogo oprócz niej i Mi­chała. Na pewno ją roz­po­zna, a wtedy przed­sta­wią się so­bie i za­czną roz­mowę. Bo niby z kim miałby roz­ma­wiać w Tą­że­wach To­biasz, je­śli nie z nią? Na pewno nie z ko­le­gami Mi­chała, z Magdą też nie. Oni do niego nie pa­so­wali.

Nie­ustan­nie my­ślała o ich przy­szłym spo­tka­niu, nie mo­gła sku­pić się na ni­czym in­nym. Co po­winna po­wie­dzieć? Jak się za­cho­wać? Czy nie wyj­dzie na głu­pią? Bar­dzo chciała po­roz­ma­wiać z To­bia­szem i prze­czu­wała, że tak się sta­nie. To było eks­cy­tu­jące – pla­no­wać z my­ślą, że on o ni­czym nie ma po­ję­cia. Ukła­dać różne sce­na­riu­sze z nim i ze sobą w ro­lach pion­ków, eks­cy­to­wać się ja­ki­miś zu­peł­nie nie­praw­do­po­dob­nymi roz­wią­za­niami. Czuła się jak pa­ję­czyca, tka­jąca wo­kół swo­jej ofiary lepką sieć.

Tego dnia wró­ciła z pracy i sta­nęła przed lu­strem. Już dawno wy­brała krótką czarną su­kienkę, ale gdy te­raz ją za­ło­żyła, stwier­dziła, że źle na niej leży. Zdjęła ją i za­częła szu­kać in­nej. Żadna jej nie od­po­wia­dała. Miała jesz­cze jedną, tę ze stud­niówki. Nie chciała się po­wta­rzać, choć je­dyną osobą, która mo­gła tę su­kienkę ko­ja­rzyć, był wła­śnie To­biasz. Nie są­dziła, by pa­mię­tał, w co była ubrana, lecz prze­cież mógł – a wo­lała, by nie po­wią­zał jej z tamtą dziew­czyną.

Rzu­ciła się na łóżko i wzięła do ręki te­le­fon. Miała ochotę na­pi­sać Mag­dzie, że ni­g­dzie się nie wy­biera, że to bez sensu. Ale nie zro­biła tego. Le­żąc w łóżku, w czar­nej su­kience cia­sno przy­le­ga­ją­cej do ciała, zer­k­nęła w lu­stro na drzwiach szafy. W po­koju miała tylko nie­wiel­kie okno, przez które wpa­dało mało świa­tła, mimo to wi­działa się dość wy­raź­nie. Wpa­try­wała się w swoje od­bi­cie tak in­ten­syw­nie, że w pew­nej chwili wy­dała się so­bie piękna. Za­mknęła oczy i zo­ba­czyła inną osobę. Po­tem znowu je otwo­rzyła i się za­wsty­dziła.

Się­gnęła po le­żącą na sto­liku książkę, którą wy­po­ży­czyła ostat­nio z bi­blio­teki. Pró­bo­wała przez nią prze­brnąć od dłuż­szego czasu. Nie wie­działa, o czym wła­ści­wie jest, ale da­wała się po­nieść brzmie­niu słów. Była to, jak zdą­żyła się zo­rien­to­wać, li­te­ra­tura współ­cze­sna, na­pi­sana przez ży­ją­cego pi­sa­rza. Pierw­szy raz czy­tała coś ta­kiego. Od dawna pla­no­wała po­roz­ma­wiać o swo­ich od­czu­ciach z po­lo­ni­stą. Wy­po­ży­czyła tę książkę, po­nie­waż rzu­cił mi­mo­cho­dem, że warto ją znać, by na ma­tu­rze w roz­prawce po­słu­żyć się współ­cze­snym kon­tek­stem, ale nie była pewna, czy do­brze ro­zu­mie treść, i bała się, że po­lo­ni­sta zi­gno­ruje jej uwagi. Na lek­cjach ra­czej się nie od­zy­wała i nie miała po­ję­cia, jak za­re­aguje na­uczy­ciel, gdy na­gle do niego po­dej­dzie i za­cznie dys­ku­sję.

Prze­czy­tała za­le­d­wie kilka zdań, gdy otwo­rzyły się drzwi.

Nie idziesz na tę osiem­nastkę?, spy­tała mama.

Idę.

To po­śpiesz się, bo nie zdą­żysz.

Wiem, wiem.

No, odłóż już tę książkę i się ubie­raj.

Wiem, idę.

Po­szła do ła­zienki, a mama ru­szyła w ślad za nią.

Je­steś smutna?, spy­tała córkę.

Nie.

Tak wy­glą­dasz.

Wszystko w po­rządku, nie mu­sisz się mar­twić.

To do­brze. Je­steś piękna, wiesz?

Prze­stań, mamo.

Nie bę­dzie ci za zimno?

Nie, nie bę­dzie.

Po pro­stu się o cie­bie mar­twię.

Dzięki, mamo.

Jesz­cze za­nim Ola wy­szła, Re­nata Gór­ska się­gnęła po te­le­fon i zro­biła córce kilka zdjęć. Ola po­zo­wała po­słusz­nie, ob­ra­ca­jąc się, i po­wta­rzała, by mama nie wrzu­cała tych zdjęć na Fa­ce­bo­oka.

Ro­bię te zdję­cia na pa­miątkę, po­wie­działa Re­nata.

Po­każ, pew­nie wy­glą­dam szka­rad­nie.

Nie, nie po­każę ci. Idź już, bo się spóź­nisz.

Ola po­bie­gła do sa­mo­chodu, od­pa­liła go, za­wró­ciła na po­dwórku i wy­je­chała przez bramę na ulicę. Skrę­ciła w prawo, w stronę wsi. Za sobą miała ścianę lasu i ostat­nie go­spo­dar­stwa. Po chwili znowu skrę­ciła w prawo, w kie­runku Dłu­towa. Zgar­nęła Magdę i wkrótce były już w dro­dze do Tą­żew. Je­chała bar­dzo wolno, by nie wpaść w po­ślizg, a Magda opo­wia­dała jej o chło­paku, z któ­rym pi­sze. Do Oli do­tarło tylko, że ma na imię Ro­bert i jest sporo star­szy od nich. Nie mo­gła się sku­pić na sło­wach przy­ja­ciółki.

To­biasz wła­ści­wie nie miał ochoty od­wie­dzać Mi­chała Gra­bow­skiego, swo­jego ku­zyna z Tą­żew. Zro­bił to wy­łącz­nie po to, by za­do­wo­lić ojca. Ma­rek Frąt­czak miał praw­dziwą ob­se­sję na punk­cie więzi ro­dzin­nych, może dla­tego, że pra­wie z żad­nymi krew­nymi oprócz Gra­bow­skich nie utrzy­my­wał kon­taktu – w końcu wy­mógł na To­bia­szu, by po­szedł na im­prezę do Mi­chała. Prze­cież są ro­dziną, To­biasz nie po­wi­nien się wy­wyż­szać.

Za­pro­po­no­wał, że go pod­wie­zie. Je­chali pra­wie czter­dzie­ści mi­nut. Z Pa­bia­nic do Tą­żew mieli ka­wa­łek, na do­da­tek droga była ob­lo­dzona. To­biasz zro­bił się senny, przez co nie­mal upu­ścił na pod­łogę bu­telkę wina, którą ku­pił ku­zy­nowi. Nie wie­dział, co in­nego mógłby mu po­da­ro­wać. Był pewny, że za­nu­dzi się na śmierć i że nie bę­dzie miał z ko­le­gami Mi­chała o czym po­ga­dać. Ubrał się dość nie­chluj­nie, w starą ko­szulę, jakby chciał po­ka­zać, że wszystko mu jedno, co so­bie o nim po­my­ślą.

Osiem­nastka od­by­wała się w sali obok bo­iska lo­kal­nej dru­żyny. Nie są­dził, że spo­tka ko­goś zna­jo­mego. I rze­czy­wi­ście, na po­czątku nie spo­tkał. Za sto­łami sie­dzieli wy­łącz­nie ko­le­dzy Mi­chała, śmiali się z cze­goś i po­ka­zy­wali so­bie różne fil­miki na te­le­fo­nach, nie wcią­ga­jąc To­bia­sza w roz­mowę. Do­piero po chwili na salę we­szły dwie dziew­czyny. Jedną z nich skądś ko­ja­rzył, ale nie po­tra­fił so­bie przy­po­mnieć skąd. W końcu go olśniło. Ta dziew­czyna miała na imię Ola, cho­dziła do rów­no­le­głej klasy w jego li­ceum. Ale wy­glą­dała ina­czej niż zwy­kle. Po­czuł, że chciałby z nią po­roz­ma­wiać, tylko nie był pe­wien, czy ona go pa­mięta.

Usia­dła za sto­łem na­prze­ciwko niego i uśmiech­nęła się lekko, choć za­raz po­tem od­wró­ciła się do ko­le­żanki. Zer­kali na sie­bie co ja­kiś czas. To­biasz nie wie­dział, co zro­bić. Ola co chwilę wsta­wała, żeby za­tań­czyć z ja­kimś chło­pa­kiem, ale czuł, że wciąż go ob­ser­wuje albo po pro­stu spraw­dza, czy on ob­ser­wuje ją. Czuł się ża­ło­śnie – sie­dział sa­motny nad ta­le­rzem, nie miał na­wet z kim wyjść na pa­pie­rosa. Ko­le­dzy Mi­chała mu po­le­wali, ale to było tyle, je­śli cho­dzi o in­te­gra­cję. Jakby wy­czu­wa­jąc nie­chęć To­bia­sza, nie od­zy­wali się do niego wcale, a je­śli już, to zwra­cali się do niego z ja­kimś dy­stan­sem, jak do ko­goś star­szego od sie­bie. To­biasz z roz­rzew­nie­niem wspo­mi­nał lep­sze osiem­nastki.

W końcu po­sta­no­wił po­dejść do Oli. Aku­rat stała na ubo­czu i ro­biła so­bie her­batę, cze­kała, aż woda w war­niku za­cznie się go­to­wać. Mu­zyka na chwilę uci­chła. Ku­charki, które pra­co­wały na sali, roz­wo­ziły wóz­kami do sto­li­ków cie­płe da­nia. Udał, że też ma ochotę na her­batę. Sta­nął tuż za Olą, wi­dział białe wło­ski na jej karku i kro­ple potu we wło­sach, za­wi­nię­tych nad uszami. Gdy od­wró­ciła się do niego, po­my­ślał, że jest piękna, o wiele pięk­niej­sza, niż uznałby w szkole czy choćby na stud­niówce. Czy pa­mię­tał Olę ze stud­niówki? Nie, może mi­nęli się w dro­dze do to­a­lety, to tyle.

Jaką so­bie zro­bi­łaś?, za­gad­nął i od razu skar­cił się za tak głu­pie py­ta­nie.

Czarną.

Spoko, to też zro­bię czarną.

Uśmiech­nęła się.

Jak ci się tu po­doba?, spy­tała.

W po­rządku.

Mia­łam wra­że­nie, że nie ba­wisz się za do­brze.

Nie, wręcz prze­ciw­nie. Jest su­per.

To faj­nie.

Nie spo­dzie­wa­łem się, że spo­tkam tu ko­goś z li­ceum. Mi­chał to mój ku­zyn, ale rzadko się od­wie­dzamy.

Wiem, mó­wił mi o to­bie.

Skąd się zna­cie?

Aaa, z pod­sta­wówki.

Se­rio? A miesz­kasz tu nie­da­leko?

Znów się uśmiech­nęła i upiła tro­chę her­baty. To­biasz po­my­ślał, że nie po­wi­nien za­da­wać tylu py­tań, tylko po pro­stu z nią za­tań­czyć.

Tak, nie­da­leko. W Pod­stole.

To ka­wa­łek masz do li­ceum.

Nie, bez prze­sady.

Czuli się ob­ser­wo­wani przez całą resztę i gdy chło­paki pu­ściły gło­śną mu­zykę, To­biasz miał wra­że­nie, że to ce­lowo, żeby prze­rwać im roz­mowę. Po­szli więc w stronę szatni, gdzie było strasz­li­wie zimno, ale tro­chę ci­szej.

Chło­pa­kom się chyba nie spodoba, że tak dużo z tobą roz­ma­wiam, po­wie­dział To­biasz.

Bez prze­sady, to tylko roz­mowa.

Nie będą za­zdro­śni?

Zmie­niła te­mat, bo To­biasz wciąż do­py­ty­wał, dla­czego tak się po­święca i co­dzien­nie do­jeż­dża do pa­bia­nic­kiego li­ceum, we­dług niego strasz­li­wie sła­bego. Od­po­wie­działa mu, że za­wsze lu­biła się uczyć i chciała do­brze zdać ma­turę. Je­śli cho­dzi o do­jazdy, to rze­czy­wi­ście, by­wały mę­czące, ale gdy skoń­czyła osiem­na­ście lat, do­stała od ro­dzi­ców sa­mo­chód, więc już nie ma pro­ble­mów z do­tar­ciem do Pa­bia­nic.

To­biasz za­sta­na­wiał się usil­nie, czemu ani razu nie za­mie­nili ze sobą słowa w szkole. Te­raz roz­ma­wiało im się wspa­niale. On też miał coś do po­wie­dze­nia o do­jaz­dach, prze­cież miesz­kał pod Pa­bia­ni­cami. Czemu nie zwró­cił na nią uwagi na stud­niówce? Mu­siała być wtedy rów­nie piękna jak dzi­siaj.

Może wyj­dziemy na ze­wnątrz?, za­py­tał.

Wszy­scy się zo­rien­tują, że znik­nę­li­śmy. Już i tak nas ob­ser­wują.

No tak.

Wró­cili do stołu. Do­piero po­tem dała mu znak ręką i uśmiech­nęła się, po­ru­sza­jąc lekko głową. Od razu zro­zu­miał, o co cho­dzi. Po­szedł za nią do szatni, prze­my­ka­jąc po sali jak cień.

Im­preza się roz­krę­ciła. Opu­ścili salę bar­dzo prędko, uwa­ża­jąc, by nikt nie zo­ba­czył, że wy­cho­dzą ra­zem. Ola cze­kała tuż za drzwiami, To­biasz pra­wie na nią wpadł. Mo­gli wyjść na ulicę albo iść w stronę bo­iska. Wo­leli bo­isko. Na mu­ra­wie le­żała cienka, błysz­cząca war­stwa śniegu. Wi­dzieli stąd salę, ko­lo­rowe świa­tła w środku. Lecz nikt nie mógł do­strzec ich dwojga, idą­cych ku bramce, za którą ro­sły drzewa i krzaki.

Ale ci­cho, po­wie­dział To­biasz.

Nie­sa­mo­wi­cie, szep­nęła Ola.

I biało.

Dawno nie spa­dło tak dużo śniegu.

No, mamy szczę­ście.

Spo­glą­dali na sie­bie, wy­pusz­cza­jąc z ust parę, która nie­mal za­ma­rzała przed ich twa­rzami. Ma­sze­ro­wali, zo­sta­wia­jąc za sobą ślady, w stronę srebr­nej bramki. Już dawno zdjęto z niej siatkę. Me­ta­lowe ob­ra­mo­wa­nie po­środku ni­czego, przez które prze­szli na drugą stronę. To­biasz zła­pał się słupka i pa­trząc to na dwie li­nie śla­dów cią­gnące się za nimi, bie­gnące od środka bo­iska ku bramce, to na ciemne krzaki za bramką, na­chy­lił się nad Olą. Le­dwo się te­raz wi­dzieli, ale im to nie prze­szka­dzało. Sala znik­nęła da­leko w ciem­no­ściach, tak samo domy i ulica. Znowu za­czął pa­dać lekki, pu­szy­sty śnieg.

Chciał­bym cię po­ca­ło­wać, mogę?, rzekł To­biasz.

Nie mu­sisz o to py­tać, po­wie­działa.

Okej.

Ale za­miast co­kol­wiek zro­bić, wciąż stał przed nią, trzy­ma­jąc się słupka. W końcu Ola wy­jęła rękę z kie­szeni i opie­ra­jąc opuszki pal­ców na jego bro­dzie, po­ca­ło­wała go w spierzch­nięte usta. Miała wra­że­nie, że to sen. Nie wie­rzyła, że oka­zała się tak sku­teczną pa­ję­czycą.

To­biasz sta­rał się wy­my­ślić, co cie­ka­wego mógłby po­wie­dzieć, ale nic nie przy­cho­dziło mu do głowy. Ola wpa­try­wała się w niego z wy­cze­ki­wa­niem. Te­raz on ją po­ca­ło­wał, dość nie­spo­dzie­wa­nie, aż się za­chwiała i pra­wie prze­wró­ciła. Zro­biła krok do tyłu i po­czuła ból w ko­la­nie, lecz za­raz od­zy­skała rów­no­wagę. Opie­rali się o słu­pek i ca­ło­wali, błą­dząc pal­cami po swo­ich kurt­kach. Ola wci­skała palce w pu­chówkę To­bia­sza, nie mo­gąc się prze­bić przez grubą war­stwę ma­te­riału. On dość ła­two zna­lazł piersi Oli i ści­skał je przez ma­te­riał kurtki. Od­su­nęła się po chwili. Przy­tknęła dłoń do swo­ich czer­wo­nych warg.

Zła­pała go za rękę i po­cią­gnęła za sobą. Wra­cali po swo­ich śla­dach aż do sali. W drzwiach uwol­nił dłoń z uści­sku Oli. We­szli do środka osobno, uda­jąc, że nic mię­dzy nimi nie za­szło. Nie wie­dzieli na­wet, ile mi­nęło czasu.

Nie­długo po­tem po To­bia­sza przy­je­chał tata. To­biasz uśmiech­nął się do Oli, ubrał się i wy­szedł na zimne po­wie­trze. Wsiadł do sa­mo­chodu i nie­mal na­tych­miast za­snął. Obu­dził się do­piero przed do­mem.

W po­nie­dzia­łek spo­tkali się w szatni. Ola uśmiech­nęła się do To­bia­sza, ale on od­wró­cił się w stronę ko­legi, który opo­wia­dał coś o spraw­dzia­nie z ra­chunku praw­do­po­do­bień­stwa, i po­zwo­lił, by go mi­nęła. Usia­dła więc na ławce i po­woli zmie­niała buty, zer­ka­jąc w jego stronę. Wciąż się łu­dziła, że za­raz po­dej­dzie i się z nią przy­wita, może na­wet ją po­ca­łuje, choćby w po­li­czek.

Jed­nak za­raz roz­brzmiał dzwo­nek i To­biasz po­biegł w stronę klasy. Po­tem kil­ku­krot­nie spo­tkali się wzro­kiem na prze­rwach. Ola nie od­wa­żyła się po­dejść bli­żej. Wsty­dziła się przed klasą To­bia­sza, miała też wra­że­nie, że on po­czułby się za­kło­po­tany, gdyby się z nim przy­wi­tała. To­biasz raz zwró­cił uwagę na jej kurtkę, wy­da­wała mu się inna niż ta, którą miała na im­pre­zie. To dziwne, ale w Pod­stole wprost nie mógł się po­wstrzy­mać przed roz­mową z Olą, a tu, w li­ceum, coś spra­wiało, że nie po­tra­fił się prze­móc, by się do niej ode­zwać.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki