Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/pomagam/
AKT I
Pokój; z jednej strony kanapa, z drugiej stół okrągły, na nim lampa z umbrelą2, w głębi fortepian.
SCENA I
Elwira, Alfred
siedzą przy sobie na kanapie.
ALFRED
trzymając rękę Elwiry
Luba Elwiro, kochanko mej duszy,
Z łez oko twoje kiedyż się osuszy?
Czemuż rzadkie, drogie chwile,
Które możem spędzić z sobą,
Lubisz, roniąc żalów tyle,
Smutną pokrywać żałobą?
Czy już miłości tak słaba jest siła,
Że szczęście moje, któreś ty sprawiła,
Nie może zatrzeć błahego wspomnienia
I myśli próżnych nie zmienia?
ELWIRA
Alfredzie, kocham, kocham cię nad życie,
Lecz i to wyraz zbyt słaby;
Jakież by życie mogło mieć powaby,
Gdybym go z tobą nie dzieliła skrycie?
Myśl, że stając się miłości nagrodą,
Uczyniłam szczęście twoje,
Więcej jest może jak zgryzot osłodą,
Jest.... czego nawet wymówić się boję;
Ale czyż mogę bez skrytej tęsknoty
Puszczać w niepamięć obowiązki, cnoty,
Które za młodu w duszę mi wpoili,
Którem w nieszczęsnej przepomniała3 chwili?
Nareszcie ciągła obawa...
ALFRED
Obawa?
ELWIRA
Alfredzie, miłość nasza nie jest prawa4;
Świat ma oczy przenikliwe...
ALFRED
Miłość nieprawa, marzenie prawdziwe!
Jeśli natura zaród5 jej płomieni
W każdą istotę włożyła,
Płomieni, których czarująca siła
Byt nieczuły w życie mieni6,
Tym samym, jak się wydaje,
Każdą miłość uprawniła.
Czyliż ja przeto7 występnym zostaję,
Że moje serce zamknięte zbyt mało,
Lubiące piękność, rozum, dobroć, wdzięki,
Elwirę kochać musiało?
Wszakże to z świętej przyrodzenia8 ręki
Ona — powaby, ja mam miłość stałą,
I jeśli kogo, nie mnie winić trzeba —
Czemuż Elwirę wskazały mi nieba?
ELWIRA
Ach i ta miłość, dla której, niestety,
Duszy niewinnej zrzuciłam zalety,
Dla której, widząc zawsze tylko ciebie,
Zapomniałam sama siebie,
Zapomniałam i świat cały —
Ach, jeśli kiedy strawi swe zapały,
Jeśli twe serce oziębłym zostanie,
Jakież ty o mnie mieć będziesz mniemanie?
Może dowody dziś dane...
ALFRED
Jak to? Coś rzekła! Gdy kochać przestanę?
Ach nie, Elwiro, serc naszych złączenie,
To z twoim mego równe uderzenie,
Ten pociąg luby9 i ognisty razem,
Co się tajemnym tłumacząc wyrazem,
Spoił czułe nasze dusze,
I ta mgła na świat rzucona,
Gdy cię przyciskam do łona —
Ach, czyż ci powtarzać muszę —
Więcej jak zwykłej miłości zapałem!
To czucie boskie, którego nie znałem,
Którego niegdyś szukałem daremnie,
Już się z życiem spletło we mnie;
Ich węzła nieba nie wzruszą:
Trwać i ginąć razem muszą.
ELWIRA
O! Jakże lubię słuchać twego głosu!
Upojona tym urokiem,
Tracę pamięć mego losu,
Ciebie tylko mam przed okiem;
Słowa z mych piersi wydobyć nie mogę,
Czuję i rozkosz, i żałość, i trwogę,
Pożar mnie przenika miły,
Pałam10 i pałać się boję,
I ledwie dosyć mam siły
Rzucić się w objęcia twoje.
Czemuż przeznaczenia władza,
Która nas złączyć umiała,
Która serca nasze zgadza,
Ciebie za męża Elwirze nie dała?
I Wacław może, z inną żyjąc żoną,
Byłby szczęśliwszy i ona szczęśliwą,
I ja bym dzisiaj nie była zmuszoną
Być z nim chytrą i fałszywą.
Miłość ku tobie jedynie
Mój wrodzony wstręt zwycięża,
Że w każdej życia godzinie
Zwodzić muszę mego męża.
ALFRED
Twojego żalu niesłuszna przyczyna;
Nie jegoż11 to własna wina,
Że ci się ciągle podobać nie umiał,
Gdy już zrazu był lubiony
I że szalenie rozumiał
Powinnością miłość12 żony?
Wacław przystojny, bogaty, rozumny,
W młodości najpierwszym kwiecie,
Z tylu miłostek i sławny, i dumny,
Wszystkim kazał wróżyć w świecie,
Że jego żona, w jakimkolwiek względzie
Jedną z najszczęśliwszych będzie.
Alić13 ledwie cię zaślubił,
Gdy mu wszędzie zazdroszczono,
On, oziębły z swoją żoną,
Domu swego już nie lubił.
Ile gdzie indziej pośród zgromadzenia14
Rzadką swą przyjemnością jest celem wielbienia,
Tyle nieznośny sam na sam u siebie,
Zostawił żonę, że powiem, w potrzebie
Gorętszej duszy szukania,
Szukania uczuć podziału
I ulegnienia pomału
Władzy, pod którą natura nas skłania.
ELWIRA
Gdybym nie była zawsze opuszczoną,
Ach, inną byłabym żoną!
ALFRED
Spędziłażeś z nim, powiedz, choć chwilę przyjemną?
ELWIRA
Ach nie, nigdy, niestety! tak mało żył ze mną.
ALFRED
Jeśli przyjdzie do ciebie, to siędzie15 i ziewa.
ELWIRA
I za to, że się nudzi, na żonę się gniewa.
ALFRED
Coraz przykrzejszym się staje.
ELWIRA
Zawsze zrzędzi, gdera, łaje.
Albo — ileż mi zawsze nie czynią zgryzoty
Jego fałszywe pieszczoty,
Którymi zwykle obdarza,
Gdy nas kto trzeci uważa16.
Rozkosz, szczęście rozpowiada,
Których dozna, kto się żeni,
Ściska, pieści, do nóg pada,
Żonę bóstwem swoim mieni17 —
Lecz ten, co patrzał, drzwi ledwie zatrzaśnie,
Zaraz miłość, grzeczność gaśnie,
I jakby chciał okupić przyjemność tej chwili,
Na tysiąc niegrzeczności natychmiast się sili.
ALFRED
Nieznośny.
ELWIRA
Przykry.
ALFRED
Bez duszy.
ELWIRA
Nic go nie ujmie.
ALFRED
Nie wzruszy.
ELWIRA
Nie wiedzieć, czym mu dogodzić.
ALFRED
I takiego przykro zwodzić?
Nie, nie, on zasłużył na to,
Niech za nieczułość to będzie zapłatą.
ELWIRA
żartując
Lubisz widzę mężów karać.
ALFRED
O dobro wszystkich potrzeba się starać.
ELWIRA
I czasem to staranie jeszcze niechęć wzbudzi!
ALFRED
Ach, któż w świecie nie doznał niewdzięczności ludzi!
ELWIRA
Jednak choć tyle przykrości z nim znoszę,
Żal mi go.
ALFRED
z długim wejrzeniem
Biedny!
ELWIRA
śmiejąc się
Nie żałuj go, proszę.
ALFRED
Jak nie żałować i nie westchnąć szczerze,
Kiedy mój Wacław w opiekę mnie bierze,
By mnie nauczał, jakie są sposoby
Zyskania względów kochanej osoby:
Kiedy, jak długo trzeba skrycie kochać,
Kiedy oświadczyć, kiedy jęczeć, szlochać,
Jakimi drogami chodzić,
Jak ospałych mężów zwodzić,
Słowem, miłostek naucza mnie sztuki.
ELWIRA
śmiejąc się
Ciebie?
ALFRED
Mnie.
ELWIRA
A ty?
ALFRED
Ja słucham nauki.
ELWIRA
śmiejąc się
A wybornie, doskonale!
Prawda, że biedny; nie pojmuję wcale...
SCENA II
Elwira, Alfred, Justysia.
JUSTYSIA
wbiegając
Pan, pan, dla Boga! Pan Hrabia już idzie.
ELWIRA
zrywając się
Tak wcześnie wraca, któż by się spodziewał!
JUSTYSIA
otwierając okno
Ach prędzej, prędzej, bo będziemy w biédzie.
ALFRED
Nieznośny człowiek...
JUSTYSIA
Jutro będziesz pan się gniewał...
ALFRED
stając w oknie
Nie dać komu spokojnie wieczora przepędzić!
Po to wraca, żeby zrzędzić.
JUSTYSIA
Dalej, bo, na honor, zrzucę.
ELWIRA
do Alfreda
Kiedy?...
ALFRED
Za chwilę powrócę.
Wychodzi.
Elwira siada przy okrągłym stole, bierze robótkę i szyje; Justysia wybiega.
SCENA III
Elwira, Wacław.
Wacław wchodzi, spogląda na Elwirę i wzrusza ramionami, rzuca kapelusz i chodzi czas jakiś po pokoju.
WACŁAW
stojąc przed Elwirą
Czemu też raz w rok nie wyjedziesz przecie?
Można by się czasami pokazać na świecie.
Zawsze cię w domu, zawsze samę widzę.
ELWIRA
Lubię samotność.
WACŁAW
Ja jej nienawidzę.
chodzi; po krótkim milczeniu
Gust osobliwszy, siedzieć zawsze w domu!
ELWIRA
Gust nie szkodzący nikomu.
WACŁAW
O, zapewne, zapewne, nikomu nie szkodzi;
Ale że nudny, mówić mi się godzi.
chodzi; po krótkim milczeniu
Czy także lubisz tę smutną ciemnotę?