Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Kiedy nikomu już nie możesz wierzyć, zaufaj magii.
Anna odkryła w sobie niezwykłą moc, nauczyła się kontrolować intuicję i rozumieć smoki. Pora na kolejną – tym razem bolesną – życiową lekcję: ludzie często zawodzą. Gdy na jaw wychodzą intrygi najbardziej zaufanych doradców Mistrza, Anna czuje się zagubiona. Czy naprawdę otaczają ją sami zdrajcy? Na kim jeszcze może polegać?
Na wyspie trwa rebelia, Anna nie może teraz pozwolić sobie na słabość. Ma do wykonania ważne zadanie, od którego zależy wszystko. Musi wziąć udział w corocznym Rajdzie Smoków oraz wytropić szpiega, który na pewno się tam zjawi. Wkrótce okaże się również, że buntowników jest znacznie więcej, niż się początkowo wydawało. Czy uda jej się wyjść zwycięsko z tej bitwy?
Wyczekiwana przez czytelników kontynuacja powieści Miasto Smoków. Płomień i cień, której pierwszy tom cieszył się ogromnym zainteresowaniem, a główna bohaterka zdobyła serca miłośników opowieści pełnych tajemnic, intryg, zdrad i... smoków.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 412
Prolog
Patrzyłam na jego twarde mięśnie wystające spod puchowej kołdry. Nieczęsto udawało mi się widzieć go tak zrelaksowanego, więc chłonęłam ten widok. Nie mogłam ominąć wzrokiem blizn, które pokrywały jego plecy. Nigdy nie pytałam, jak powstały. O tę na twarzy też nie. Ciekawość zżerała mnie od środka, ale wiedziałam, że i tak nic mi nie powie. To on decydował, ile mam wiedzieć. Przeczesałam palcami jego miękkie włosy, które w nocy były ciemniejsze. Gdy jego oddech stał się spokojny i miarowy, a barki opadły, wstałam i nałożyłam aksamitny lawendowy szlafrok. Twierdził, że ten kolor najbardziej do mnie pasuje, choć sama tak nie sądziłam. Mówił, że wyglądam jak pierwszy z kwiatów wiosny przebijający się po srogiej zimie, jak nadzieja na spełnienie marzeń. Jego marzeń. Podeszłam do okna, delikatnie rozchyliłam zasłony i usiadłam na drewnianym parapecie, którego chłód przenikał moją rozgrzaną skórę. Musiało być już naprawdę późno, bo z ulicy do nędznych chat zwlekli się nawet uzależnieni od alrauny. To oni wyznaczali godziny w porach nocnych. Gdy budzili się po ostatnich dawkach narkotyków, wiadomo było, że wschód słońca jest coraz bliżej. Nienawidziłam ich. Gardziłam ich słabą wolą i eskapizmem. Na początku, gdy tu trafiłam, przerażali mnie – brudni, zaniedbani i agresywni. Teraz zwyczajnie się nimi brzydziłam. Na szczęście byli zaledwie garstką nic nieznaczących odpadków. Reszta mieszkających tu Drakanów była gotowa do walki o wolność. Czekali, aż pojawi się odpowiednia osoba, aby nimi pokierować. Wybawca odnalazł ich w odpowiednim momencie. Już prawie wszystko było gotowe. Tylko jedna rzecz nie dawała mi spokoju… Dlaczego to musiał być akurat ojciec Anny? Westchnęłam.
Mrok pochłaniający stare, podniszczone budynki wydawał się inny niż ten, który widziałam na Ziemi. Nie tylko cienie, ale wszystko na tej wyspie wydawało się bardziej żywe i bardziej niebezpieczne. Lecz już niedługo ujawnimy światu prawdziwą moc. Ludzie na Ziemi zobaczą smoki, niektórzy pierwszy i ostatni raz. Jeszcze chwila i ten świat oraz każdy inny będą należeć do niego. A ja będę u jego boku, gotowa na każdy rozkaz. Będzie Królem nowego Świata Smoków.
– Wracaj, Mia. Ppalli1 – szepnął przez sen.
A ja każdej nocy będę jego Królową.
Z koreańskiego „szybko”. [wróć]
1
Kwiaty bzu, które mama tak lubiła, kwitły w pełni. Na rozłożonym na trawie kocu siedział tata, a mama leżała obok z głową na jego kolanach i czytała książkę. On zaś wpatrywał się w bezchmurne niebo. Dawno nie widziałam ich tak szczęśliwych. Chwile, w których byliśmy razem, należały do rzadkości z powodu częstych wyjazdów taty. Chłonęłam ten widok, chcąc zatrzymać go w sercu na zawsze. Przeszedł mnie dreszcz niepokoju, gdy nad nami zawisł cień. Spojrzałam w górę. W naszą stronę leciał czarny smok. Pysk miał pokryty licznymi rogami, a wzdłuż kręgosłupa niczym ostre szpikulce wyrastały płyty kostne. Wyglądał, jakby każdy fragment jego ciała stworzony był do zabijania. Dopiero po chwili dostrzegłam, że za szeroką głową, na grzbiecie siedział Drakan o włosach białych jak śnieg.
Will?
Nagle smok zaczął pikować. Był na tyle blisko, że dostrzegłam jego oczy. Nie musiałam być z nim połączona, żeby zobaczyć w nich nienawiść.
– Uciekajcie!
Obudził mnie krzyk. Dopiero po chwili dotarło do mnie, że pochodził z mojego gardła. Miałam nadzieję, że nie obudziłam Vicky. Nie chciałam, żeby znowu się martwiła. Rozejrzałam się po skąpanym w świetle księżyca pokoju. To była ostatnia noc w domu Elianny. Razem z opiekunką zdecydowałyśmy, że mogę już zamieszkać sama. Przez ostatnich kilka dni oglądałam dostępne mieszkania w okolicy rynku, ale ostatecznie wybrałam jeden z drewnianych domów znajdujących się niedaleko. Ponieważ na wyspach nie istniała żadna waluta, każdy Drakan, gotowy zamieszkać sam, mógł wybrać jeden z nieużytków. Elianna zasugerowała mi mieszkanie obok Wichrowego Wzgórza, ale po tym wszystkim, co się wydarzyło, nie mogłam żyć w hałaśliwym miejscu. Hałas sprawiał, że wracałam do tamtej chwili… Do zatłoczonej sali, do dnia, kiedy wykrzyczałam, że Naczelna Alchemiczka jest zdrajczynią. Ostatnie spojrzenie Williama, które sprawiło, że na moment zatrzymało mi się serce. Ciągle nie mogłam uwierzyć, że razem z Linn stanęli po stronie Kihoona, porwali mojego tatę i chcą ujawnić świat smoków.
Choć bardziej od hałaśliwego dnia obawiałam się nocy. Za każdym razem w koszmarach widziałam ojca. Czasem tylko patrzył na mnie pustym wzrokiem, a ja kuliłam się w środku, czując, że go zawiodłam. Czasem leżał nieprzytomny w lochach, a jego ręce i nogi były skute stalowymi kajdanami. Budziłam się wtedy, a moja poduszka była mokra od potu i łez. Nie wiedziałam, czy to tylko moja wyobraźnia, czy jedna z wizji, które zdarzały mi się już wcześniej. Modliłam się do wszystkich znanych mi bogów, aby to było to pierwsze. Nie mogłam znieść myśli, że tata może cierpieć przeze mnie. Po takich koszmarach leżałam niespokojnie, ni to we śnie, ni na jawie, czuwając do rana, z nadzieją, że zobaczę przy moim łóżku białowłosego mężczyznę, który powie, że to wszystko było koszmarem, że nigdy mnie nie zdradził i że wszystko będzie dobrze. Pragnęłam poczuć jego dotyk, zatracić się w jego pocałunkach. Ale z każdym dniem nadzieja gasła, a pragnienia zastępowały złość i czarne myśli.
Dziś była jedna z takich nocy. Z pulsującym bólem głowy podeszłam do okna i delikatnie je uchyliłam. Rześkie powietrze wpadło do środka, rozwiewając resztki zarówno koszmarów, jak i nadziei. Słońce wzeszło już nad horyzont, a jego ciepłe światło przeganiało mrok. W ciągu kilku ostatnich dni poranki i wieczory robiły się coraz chłodniejsze, a zielone zbocza gór zaczęły powoli zmieniać kolory, szykując się do jesieni. Pierwsi Drakanie wznieśli się na swoich smokach, sunąc po niebie, a słoneczne promienie tańczyły na łuskach ich smoków. Usłyszałam ciche brzdęki za ścianą, co znaczyło, że Victoria też już wstała. Czekałam, aż wejdzie do mojego pokoju, co robiła ostatnio każdego dnia, jakby chciała sprawdzić, czy na pewno przetrwałam noc. Po upadku ze skały, mimo pomocy alchemików, nadal przy większym wysiłku czułam lekkie kłucie w żebrach, więc nie pozwolono mi jeszcze latać ani nadwyrężać sił. Wzięłam więc z biurka naczynie z eliksirem regeneracji i wypiłam go duszkiem. Mieniący się zielonozłoty płyn był jedną z wielu mikstur uzdrawiających, które kazano mi jeszcze przyjmować. Miał gorzki smak, ale czułam się po nim o wiele lepiej. Zerknęłam odruchowo na Tako, którym wcześniej komunikowałam się z mamą. Niby wiedziałam, że nic tam nie będzie, ale nie mogłam się powstrzymać, aby nie sprawdzać.
– Anna, wchodzę! – usłyszałam głos przyjaciółki, która ostatnio przestała już nawet pukać przed wejściem. – Widziałaś? – zapytała, przestępując próg.
Zdziwiona uniosłam brwi.
– Patrz na to – zawołała, machając gazetą.
– Co tam?
Złapałam szybko z biurka swoją, a po chwili na wierzchu ukazał się artykuł ozdobiony wielkim zdjęciem Mistrza. Nie spodziewałam się żadnych zaskakujących informacji. Właściwie nie spodziewałam się już niczego. Przez kilka dni po wyjściu ze szpitala codziennie rano uważnie studiowałam informacje w poszukiwaniu czegokolwiek na temat buntu, Linn czy Williama, ale na pierwszych stronach gazet nie znajdowałam niczego. Na kolejnych zresztą też nie. Potem studiowałam uważnie każde zdanie, próbując odczytać coś między wierszami. Coś, co mogłabym zrozumieć tylko ja. Ale codziennie przeżywałam rozczarowanie. Życie toczyło się dalej, jak gdyby nic się nie stało. Zupełnie jakby każdy zapomniał o starożytnym smoku i Linn krzyczącej o przejęciu Ziemi. Mistrz pokazał się publicznie tylko raz, uspokajając mieszkańców i zapewniając, że strażnicy robią wszystko, aby złapać zdrajców. Wyjaśniał, że nie istnieją żadne dowody potwierdzające, że Linn jest jego siostrą. Większość Drakanów na wyspie zwyczajnie uwierzyła w jego słowa i kręciła z niesmakiem głową, że jego syn William stanął po stronie buntu. Dlatego teraz też bez nadziei zerknęłam na pierwszą stronę.
Rebelia pod kontrolą!
Wczoraj wieczorem Czwarty Oddział Straży pojmał kolejnych rebeliantów. Grupa zatrzymanych była odpowiedzialna za rozpowszechnianie treści nawołujących do buntu. To już kolejni, którzy poniosą srogie konsekwencje swoich czynów. Mistrz razem ze Strażą kontrolują sytuację, więc prosimy o zachowanie spokoju.
Jeśli jesteś świadkiem podejrzanego zdarzenia lub ktoś z twojego otoczenia nawołuje do rebelii, zgłoś się do najbliższego posterunku Straży. Obiecujemy anonimowość.
– Kogo złapali? Wiesz coś więcej? Co z moim tatą? Co z Williamem? – wyrzuciłam, zaciskając palce na gazecie.
– Nie, przepraszam, nie wiem – pokręciła energicznie głową, aż jej rude loki zafalowały. Na moment opuściła wzrok, ale szybko spojrzała na mnie i uśmiechnęła się delikatnie. – Chodziło mi o to.
Pokazała swoją gazetę, odwróconą na kolejnej stronie i wbiła palec w sam środek.
Weź udział w Rajdzie Smoków!
Z powodu rezygnacji jednego z zawodników Rajdu ogłaszamy nabór do drużyny.
Zawody sprawdzające indywidualne zdolności oraz wiedzę odbędą się w trybie natychmiastowym, jutro na rynku. Wszystkich chętnych zapraszamy!
Pamiętajcie, że nie ponosimy odpowiedzialności za wyrządzone szkody.
Rzuciłam jeszcze raz okiem na ogłoszenie i zdziwiona podniosłam wzrok na Victorię.
– Zgłośmy się! Od kiedy wyszłaś ze szpitala, jesteś własnym cieniem. Prawie nie wychodzisz, z nikim nie rozmawiasz… – zawahała się. – Wiem, że nie jest ci łatwo, że czujesz się zdradzona i martwisz się o tatę, ale siedzenie w pokoju w niczym ci nie pomoże. Spróbujmy, może któraś z nas się dostanie? Pomyśl, spotkasz Drakanów z innych wysp, może ktoś będzie wiedział coś więcej?
Opadłam bezsilnie na stojące przy biurku drewniane krzesło i rzuciłam gazetę na pusty blat.
– Wybacz, naprawdę nie mam ochoty na żadne rywalizacje.
Victoria złapała mnie za ramiona i potrząsnęła lekko.
– Nie możesz tu spędzić reszty życia! – powiedziała drżącym z ekscytacji głosem, a oczy jej zabłysły.
– Tak, wiem. Ale potrzebuję jeszcze trochę czasu. Muszę spotkać się z Mistrzem…
– Ile już razy próbowałaś się z nim spotkać?
Przygryzłam wargę i, nie odpowiadając, skrzyżowałam ramiona na piersi.
– Widzisz? Sama już nie wiesz. Zniknął gdzieś albo cię olewa – rzuciła, kręcąc głową.
– Na pewno jest zajęty łapaniem rebeliantów, jutro spróbuję ostatni raz.
– Mam iść z tobą?
– Nie, lepiej, żeby nie wiedział, że wszystko ci powiedziałam. Tylko ja, ty i Mistrz wiemy, co naprawdę się wydarzyło, a to wszystko, co pisali do tej pory – dodałam, wskazując na gazetę – to tylko propaganda.
– O Willu też za dużo, jak dotąd, nie napisali, prawda? Jak to szło? „Syn Mistrza, podejrzany o udział w rebelii, nadal poszukiwany w celu przesłuchania”.
Westchnęła głośno z rezygnacją, a ja poczułam ulgę. Miałam nadzieję, że przez kilka dni da mi spokój. Odsunęła się ode mnie, podeszła do okna i rozsunęła koronkowe firanki.
– A nie myślałaś, że William miał w tym jakiś inny cel? – zapytała, otwierając okno na oścież, a wiatr owiał moje policzki.
Zamyśliłam się.
Tak, myślałam. Myślałam o tym, kładąc się spać. Śniłam o tym. Może tak naprawdę nas nie zdradził? Może ciągle jest po naszej stronie?
– Chciałabym, aby tak było.
Naprawdę nie wiedziałam, co o tym myśleć. Ciągle gdzieś we mnie w środku tliła się iskierka nadziei, że na to wszystko istnieje jakieś wytłumaczenie.
Vicky odwróciła się od okna, okryła szczelniej miękkim szlafrokiem, przeszła w głąb pokoju i usiadła ciężko na łóżku. Spojrzała na mnie z troską, co robiła notorycznie, od kiedy wyszłam ze szpitala.
– Jesteś pewna, że chcesz zamieszkać sama?
– Tak, potrzebuję tego. A ty nie myślałaś, żeby zamieszkać ze swoim chłopakiem?
Jej oczy rozszerzyły się na moment, a dolna warga zadrżała.
– Chris… – zrobiła nienaturalnie długą przerwę i opuściła wzrok. – Wczoraj nagle przenieśli go na Dziban. Mają tam jakieś problemy ze smokami, jeszcze nie wiem, kiedy wróci.
– Pokłóciliście się?
Nic dziwnego, że myśli o Rajdzie, pewnie chce zająć czymś głowę, skoro jej chłopak zniknął na jakiś czas, pomyślałam.
– Nie, nie, wszystko jest w porządku.
Pokiwałam głową.
– Muszę iść na chwilę do Wieży – powiedziała. – Wpadnę potem do twojego nowego domu, okej? Jakbyś potrzebowała pogadać, to pamiętaj, że jestem.
– Jasne, tylko kup coś słodkiego w mieście.
Puściłam do niej oko, a przyjaciółka uśmiechnęła się promiennie i wyszła, zostawiając mnie samą z chaosem zarówno w głowie, jak i w pokoju. Nie chcąc więcej myśleć o artykule, zaczęłam upychać rozrzucone na podłodze ubrania do wielkiego lnianego worka, który przygotowała dla mnie Elianna. Dotarło do mnie, jak mało mam rzeczy. Spakowałam prawie wszystko, a w worku nadal było sporo miejsca. Upewniłam się, że wszystkie szafki są puste, i rozejrzałam się po pokoju. Mieszkałam na Eltaninie dopiero od kilku miesięcy, a tyle się zdążyło wydarzyć. Poznałam przyjaciół, opanowałam żywioły powietrza i wody, przekonałam do siebie smoka, zakochałam się i zostałam zdradzona. Spojrzałam na ostatnią rzecz do spakowania – kryształ zawieszony na oknie, przez który codziennie wpadały promienie słońca, tworząc w pokoju kolorową tęczę. Prezent od Williama. Stanęłam na krześle i zdjęłam kamień, a migoczące w pokoju światła zniknęły.
Zacisnęłam dłoń na krysztale tak mocno, że jego wyszlifowane krańce boleśnie wbiły mi się w skórę. Często myślami wracałam do mamy i Mii, które zostawiłam na Ziemi, do Oliwera, a przede wszystkim do Williama. Gdy tylko pojawiał się w moich wspomnieniach, wściekłość mieszała się z rozpaczą. Co w ogóle do niego czułam? Czy to była ta jedna jedyna miłość, o której piszą w książkach? Czy zaufałam mu, bo w jego spojrzeniu zobaczyłam coś, czego nie dostrzegłam nigdy wcześniej? Tak. Choćbym się starała, nie mogłam zaprzeczyć, jak na mnie działał, jak serce biło mi szybciej na jego widok, jak czułam się bezpiecznie i swobodnie w jego ramionach. Dlatego nie mogłam go znienawidzić. Gdy byłam przy nim, czułam coś, czego nie doznałam nigdy wcześniej. I chciałam się dowiedzieć, co to jest. Już miałam wcisnąć kryształ do reszty rzeczy, gdy nagle jakiś impuls kazał mi zatrzymać kamień przy sobie. To jedyna rzecz, która mi po nim pozostała. Niewiele myśląc, przełożyłam rzemyk przez głowę, a chłodny kamień dotknął mojej skóry. Stanęłam w drzwiach i rozejrzałam się po pokoju. Był pusty, zupełnie jakbym nigdy tu nie mieszkała.
– Elianna? – zapytałam głośno, schodząc po schodach.
– Tutaj! – w salonie rozległ się głos opiekunki.
Weszłam do pomieszczenia, w którym patrzyły na mnie oczy osób z portretów wiszących na ścianach. Tylu osobom pomogła w pierwszych dniach życia na wyspie. Kobieta siedziała na kanapie, włosy miała związane wysoko i szybko poruszała drutami w dłoniach.
– To dla ciebie – powiedziała, nie przerywając dziergania, i głową wskazała pakunek leżący na stole.
Odwinęłam szary papier i zanurzyłam palce w miękkiej wełnie. Wyciągnęłam z paczki długi, czerwony szalik.
– Kolor Sulirada – wyszeptałam ze wzruszeniem.
– Podoba ci się? Niedługo zrobi się zimno, pomyślałam więc, że ci się przyda.
– Sama to zrobiłaś? Dziękuję!
Uśmiechnęłam się i owinęłam szal wokół szyi. Włóczka była tak przyjemna w dotyku, że miałam ochotę cała owinąć się szalem i schować przed światem. Elianna odłożyła druty i spojrzała na mnie błyszczącymi oczyma.
– Chcesz, żebym poszła z tobą?
– Nie trzeba, ale możesz przyjść jutro na herbatę.
Wstała i podeszła do mnie, a w kącikach jej oczu zbierały się łzy.
– Przepraszam, że nie mogłam ci bardziej pomóc…
Zanim powiedziała coś więcej, wyciągnęłam ręce i mocno ją przytuliłam. Nie chciałam jej dłużej obarczać swoją obecnością i zwyczajnie potrzebowałam być sama.
– Pomogłaś wystarczająco. Bez ciebie pewnie umarłabym z głodu i przez cały czas przychodziła wszędzie spóźniona. No i przygotowałaś mi wszystko w nowym domu.
Uśmiechnęła się delikatnie, a na jej policzkach pojawiły się małe dołeczki.
– Daj znać, gdyby ci czegoś zabrakło.
– Dziękuję za wszystko.
Wypuściłam ją z objęć i wyszłam z pokoju, zabierając swoje rzeczy. Opuściłam dom, jeszcze raz zerkając za siebie. Tu wszystko się zaczęło, a teraz czekał mnie nowy rozdział.
***
Szłam z całym dobytkiem w jednym worku zarzuconym na plecy wzdłuż zbocza gór, mijając jaskinię, w której znajdowały się jaja smoków. Ostatnie codzienne wędrówki, żeby sprawdzić, czy nie wykluły się smoki, były moją główną motywacją do wstania z łóżka.
Dotarłam do brzegu strumyka i ruszyłam teraz jego brzegiem. Kawałek dalej, na niedużym wzniesieniu, gdzie zaczynał się las, stał mały dom z poddaszem. Zbudowany z dębowych bali, pokryty szarymi ceramicznymi dachówkami, miał niewielkie okna z ażurowymi okiennicami – z pozoru niczym się nie wyróżniał, ale gdy kilka dni wcześniej przyszłam tu z Elianną, od razu mnie zauroczył.
Coś mnie do niego przyciągało, jakby niewidzialna energia zapraszała mnie do środka. Silnie wierzyłam swojej intuicji, więc od razu podjęłam decyzję. Elianna i Victoria pomogły mi zorganizować przeprowadzkę oraz ściągnęły kogoś, kto sprawdził stan techniczny domu i zrobił kilka niezbędnych napraw. A gdy okazało się, że dom jest gotowy do zamieszkania, wyposażyły mnie we wszystko, czego potrzebowałam, a nawet więcej. Weszłam na ganek, na którym stały krzesła i stolik, a po drugiej stronie dwuosobowa huśtawka, na którą namówiła mnie Vicky. Byłam im ogromnie wdzięczna za pomoc. Meblowanie czy dekoracja wnętrz nigdy nie były moją mocną stroną. To mama miała hopla na tym punkcie, więc to ona dbała o takie rzeczy jak nowe ręczniki, dobieranie poduszek do pościeli czy detale na każdą porę roku.
Spojrzałam na drzwi, na których widniał przecięty trójkąt – symbol żywiołu wiatru. Znak, że mieszka tu osoba władająca tym żywiołem. Przejechałam po nim opuszkami palców, nie mogąc powstrzymać uśmiechu. Zastanawiałam, się, czy nie dodać jeszcze znaku wody, ale stwierdziłam, że zrobię to po treningu, który mnie czekał.
Mój dom. Jeszcze kilka miesięcy temu nic nie zwiastowało, abym w ogóle miała wyprowadzić się od rodziców, a teraz miałam własny dom. I to w stolicy Smoczych Wysp. Ciągle trudno mi było uwierzyć, jak szybko zmieniło się moje życie. Dziś, zamiast iść na studia, musiałam znaleźć sposób, aby uratować tatę i zapobiec katastrofie. Na samą myśl o ciążącym na mnie brzemieniu poczułam uścisk w klatce piersiowej i przyśpieszone bicie serca. To wszystko mnie przytłaczało. Z Williamem u boku czułam się pewniej, teraz jednak musiałam poradzić sobie sama. No, prawie sama.
Pora pokazać Suliradowi mój nowy dom.
Zamknęłam oczy i pozwoliłam zadziałać intuicji. Przypomniałam sobie, co czułam, gdy go widziałam. Miałam wrażenie, że za każdym razem łatwiej było mi nawiązać z nim połączenie, jakby stawało się ono naturalną częścią mnie samej.
Musiał być niedaleko, bo po chwili dojrzałam czerwony kształt przecinający ciemne chmury. Smok rozłożył skrzydła, zatoczył nade mną koło, po czym wylądował niedaleko, a powietrze poruszone jego skrzydłami rozwiało mi włosy. Serce waliło mi z ekscytacji, gdy ruszyłam do niego szybkim krokiem, podziwiając mieniące się kolorami ognia łuski. Skierował na mnie wzrok i poczułam przeszywające mnie jednocześnie uczucia niepokoju i ulgi.
– Jak skrzydło?
Zbliżył się do mnie, po czym rozprostował je, rozciągając błonę. Po chwili przekrzywił głowę, jakby chciał zapytać o moje zdrowie.
– Coraz lepiej. Myślę, że niedługo będę mogła już latać.
Podeszłam do niego tak blisko, że jednym ruchem ręki mogłam dotknąć jego nozdrzy. Owionął mnie zapach siarki pomieszanej z dymem. Zapach smoka. Sulirad położył się na trawie, a jego ogromne cielsko zmiażdżyło drobne rośliny. Wyciągnęłam dłoń i pogładziłam opuszkami śliskie łuski. Nieważne, ile razy to robiłam, istnienie tego stworzenia ciągle wydawało mi się nierealne. A jednak leżał przede mną, delikatnie pochylając głowę. Bliskość smoka, zamiast przerażenia, dawała mi poczucie bezpieczeństwa. Przytknęłam czoło do chłodnych łusek pomiędzy nozdrzami. Otoczyło mnie gorące powietrze, gdy Sulirad zrobił wydech.
Miałam zamknięte oczy, a w głowie zaczęły mi się pojawiać nieznane obrazy. Widziałam małe smoki latające wokół mnie. Potem obraz się zmienił i leciałam nad ziemią, spoglądając na nieskończoną wodę. A gdy znów się zmienił – zobaczyłam siebie. Miałam czerwony płaszcz i szłam do baru spotkać się z Oliwerem i Mią. Wtedy, ten czerwony kształt na niebie…
To musiał być Sulirad, co znaczyło, że widziałam właśnie jego…
– Wspomnienia? – zapytałam głośno.
Nagle poczułam coś dziwnego, jakby ktoś ściskał mi mózg. Tępy ból głowy promieniował przez skronie na całe ciało. Czułam coś takiego już wcześniej, ale o wiele lżej, tylko raz – kiedy smok wyjawił mi swoje imię. Teraz ból był tak silny, że osunęłam się na kolana, opierając się ręką o smoczy pysk.
– To… ty? – wydusiłam z siebie.
– Tak, usłyszałam w głowie niski, wibrujący głos.
– Dlaczego…?
– Masz… energii…
Słowa wybuchały w mojej głowie nieskładnie. Nie mogłam zrozumieć, co chce powiedzieć. Nagle uścisk zelżał, choć żyły dalej pulsowały, jakby miały wybuchnąć.
Czy to w ogóle możliwe? Czy można rozmawiać ze smokiem?, pomyślałam.
Kręciło mi się w głowie. Nikt mi nie wspominał o rozmowie. Komunikowaliśmy się poprzez intuicję, ale słowa? I te wspomnienia, które widziałam? Półprzytomna popatrzyłam w oczy smoka, który napiął wszystkie mięśnie, gotowy zareagować.
– Już… mi lepiej – wyszeptałam, nabierając powietrza w płuca, choć czułam, jakbym wypełniała je ogniem.
Sulirad rozluźnił się, choć jego intensywne spojrzenie skierowane było prosto na mnie.
– Anna! – usłyszałam znajomy głos.
Sulirad natychmiast napiął wszystkie mięśnie. Odwrócił głowę, a następnie, rozprostowując skrzydła, odbił się od ziemi, sprawiając, że drzewa wokół zakołysały się.
Vicky biegła w moją stronę.
– Wszystko w porządku? Wyglądasz blado – powiedziała, przyglądając mi się uważnie.
– Tak, chyba tak…
Powiedzieć jej?, zawahałam się, ale postanowiłam, że zatrzymam dla siebie to, co się przed chwilą wydarzyło. Zmusiłam się do uśmiechu i gestem zaprosiłam ją do środka. Vicky wręczyła mi ciasto czekoladowe, na którego widok ślinka napłynęła mi do ust, i weszłyśmy do małej kuchni połączonej z salonem.
Kiedy szykowałam kawę, przez cały czas czułam na plecach spojrzenie przyjaciółki, a gdy odwróciłam się w jej stronę, otworzyła usta, jakby chciała coś powiedzieć, ale spuściła wzrok i zaczęła nakładać ciasto na porcelanowe talerzyki.
– Coś się stało?
Znów uciekła wzrokiem i niezdarnie założyła rudy kosmyk włosów za ucho.
– Byłam w Małym co nieco po ciasto i usłyszałam, jak Alojzy mówił, że spotkał Zenka…
– Zenka? – odstawiłam kubek z kawą, żeby mi nie wypadł z ręki. – Gdzie? Tyle razy próbowałam się z nim spotkać! Bez słowa zamknął Wichrowe Wzgórze i zniknął. Przecież byłam przed jego domem tyle razy, ale nikt nie otwierał…
– Wiem – powiedziała cicho i dopiero zdałam sobie sprawę z tego, że podniosłam głos. – Wiem, że go szukałaś, ale nie o to chodzi. On podobno… nie był w najlepszym stanie.
Zmrużyłam oczy i oparłam się o blat.
– Co masz na myśli?
– Był pijany i no… zaniedbany.
Wypuściłam głośno powietrze. Tego się obawiałam.
– Wiesz, kiedy Alojzy go widział?
– Chyba wczoraj, ale lepiej będzie, jak go sama zapytasz. Chcesz to sprawdzić?
Pokiwałam głową.
– Pójdę z tobą do rynku. Muszę przygotować kilka rzeczy na jutrzejszy konkurs. Może jednak pójdziesz ze mną na eliminacje?
– Przepraszam cię, Vicky, ale to ostatnie, na co mam teraz ochotę. Może niedługo pozwolą mi w końcu lecieć na Alrakis, żeby spotkać się z Oliwerem.
Od kiedy Mistrz potwierdził, że mój przyjaciel znajduje się na innej wyspie, nie mogłam się doczekać, aż odzyskam całkowitą sprawność i wyruszę w podróż. Miałam szczerze dość letargu, w który ostatnio zapadłam.
***
Vicky zostawiła mnie przed piekarnią, a gdy weszłam do środka, zaburczało mi w brzuchu od zapachu słodkich bułeczek. Ten aromat pobudził moje ślinianki jak nic do tej pory, a pozytywna energia, która biła od właściciela, sprawiła, że nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Nie ja jedyna, bo w środku zastałam śmiejącą się głośno Esterę, na której widok zrzedła mi mina. Jeśli kogoś na wyspie szczerze nienawidziłam, to była to właśnie ta kobieta. Ciągle nie mogłam zrozumieć, czemu Alojzy się z nią spotykał. Odwróciłam się plecami, pragnąc, żeby nie zauważyła mnie zza zielonego filaru. Udawałam, że limonkowe dropsy są nadzwyczaj interesujące, żeby tylko nie napotkać jej smoczych oczu.
– Anno, to ty? Dobrze, że przyszłaś.
I na tyle zdała się moja kryjówka, pomyślałam, siląc się na lekki uśmiech.
– Dzień dobry – przywitałam się, zerkając na wesołego staruszka za ladą i przeniosłam wzrok na Esterę. Gdy tylko nasze spojrzenia się skrzyżowały, przeszedł mnie zimny dreszcz. Estera natychmiast wykrzywiła usta i westchnęła głośno.
Nie dam się, postanowiłam z mocą. Wypchnęłam klatkę piersiową do przodu i zadarłam brodę. Nie będę się kuliła jak owieczka przed bestią.
– To ja już pójdę – rzuciła Estera, mierząc mnie wzrokiem z góry na dół z nieukrywaną pogardą.
Zacisnęłam mocno pięści. Miałam ochotę podejść i nią potrząsnąć. Nic jej przecież nie zrobiłam, a mimo to ona otwarcie okazywała mi niechęć. Wstrzymałam oddech, dopóki drzwi za nią się nie zamknęły, i – uspokajając się w myślach – zwróciłam się do Alojzego, który głaskał swoją kozią bródkę.
– To prawda, że widziałeś Zenka? – spytałam prosto z mostu.
Alojzy spuścił głowę, a zmarszczki między jego brwiami się pogłębiły.
– Tak, wpadł na mnie, dosłownie wpadł, wczoraj wieczorem. Chciałem mu pomóc, ale dał się tylko odprowadzić do domu, a potem mnie przegonił… Wyglądał, jakby dawno nie jadł nic porządnego. Wróciłem do niego rano, ale już nie otworzył.
Pokręcił głową i ruszył do gabloty z bułeczkami wypełnionymi mięsnym farszem.
– Pomagałaś mu w barze, prawda? Miałem zamiar spotkać się z tobą po zamknięciu i poprosić cię, żebyś do niego zajrzała. Może tobie otworzy?
– Mam taką nadzieję. Próbowałam skontaktować się z nim kilka razy, niestety bezskutecznie.
Wręczył mi papierową torbę wypełnioną po brzegi jeszcze ciepłymi wypiekami.
– Może dzisiaj się uda – uśmiechnął się ciepło.
Podziękowałam mu i wyszłam, kierując się w stronę mieszkania Zenka. Minęłam po drodze bar, który teraz odstraszał ciemnymi szybami. Jeszcze niedawno o tej porze zaczynaliśmy pracę. To tętniące życiem miejsce spotkań teraz stało się ponurym nieużytkiem. Niebo zasnuły ciemne chmury zapowiadające ulewę, a pojedyncze smoki przecinały niebo, wracając do swoich jaskiń. Szłam wzdłuż kolorowych kamienic i skręciłam we wznoszącą się w górę uliczkę. Na jej końcu dostrzegłam symbol kufla na drzwiach. Dom jako jedyny pokryty był bluszczem, którego liście zaczęły już żółknąć. Podniosłam rękę i zawahałam się.
A co, jeśli nie otworzy? A jeśli otworzy, a ja wcale nie jestem gotowa na to, co mnie czeka w środku?
Potrząsnęłam głową i z całej siły zapukałam. Przez dłuższą chwilę nic się nie działo. Zerknęłam w okna, ale w żadnym nie dostrzegłam ruchu. Zapukałam ponownie. Niebo zaczęło już szarzeć. Latarnie przy głównej ulicy się włączyły, a ich skąpe światło ledwie tu docierało, sprawiając, że cienie wykrzywiały się nienaturalnie. Nadal stałam przed tymi drzwiami, z nadzieją czekając, aż Zenek mi otworzy. Mijały minuty i robiło się coraz ciemniej. Nagle podskoczyłam, gdy usłyszałam dźwięk rozbijanych naczyń. Więc jednak ktoś był w środku.
– Daj mi spokój! – usłyszałam zza drzwi.
Mało mnie to obchodziło, że nie chciał nikogo widzieć. Już sięgałam do klamki, gdy drzwi otworzyły się z hukiem i wyleciał z nich Stefan. Szybko machał skrzydłami, próbując utrzymać się w powietrzu na wąskim korytarzu. Czułam, że jest wściekły, ale miałam nadzieję, że nie byłam tego powodem.
– Cześć – rzuciłam zaskoczona do smoka, na co przywitał mnie strumieniem iskier i przesunął się, żebym mogła wejść.
– To ja, Anna, wchodzę! – krzyknęłam w głąb domu.
– Jestem w kuchni – dotarło do mnie ciche mamrotanie, które ledwie zrozumiałam.
Zmarszczyłam nos, próbując nie wdychać kwaśnego zapachu, który unosił się w całym domu. Przeszłam korytarz, lawirując pomiędzy ubraniami i pustymi butelkami, przez cały czas czując na plecach gorący oddech Stefana. Zrobiłam duży krok, przestępując plamę niezidentyfikowanego płynu rozlanego w przejściu, i weszłam do kuchni. Zamarłam, kiedy zobaczyłam przyjaciela. Niegdyś schludnie przycięta broda składała się teraz z ciemnych wywiniętych we wszystkie strony kosmyków, wręcz błagających o nożyczki. Sińce pod oczami kontrastowały z bladą twarzą, lecz najbardziej przeraziły mnie same oczy. Radosne iskry, które przyciągały tłumy, zniknęły, a zastąpił je odstraszający chłód. Barman siedział na krawędzi stołka z kuflem w ręce.
– Przyniosłam ci jedzenie od Alojzego – powiedziałam cicho i położyłam torbę na stole, ale nawet na nią nie spojrzał. Usiadłam po drugiej stronie, starając się nie zwracać uwagi na klejący się obrus. Teraz do mnie dotarło, że nawet nie wiedziałam, od czego zacząć rozmowę.
– Żeż nic nie zauważyłem! – warknął z wściekłością i drżącą ręką podniósł kufel, a jego zawartość zafalowała, wylewając się na stół. Przycisnął szklankę do ust i pił tak zachłannie, że płyn kapał mu na koszulkę, tworząc nowe plamy obok starszych kolorowych.
– Przepraszam… – wyszeptałam, nie wiedząc, gdzie skierować wzrok.
– Za co? – beknął przeciągle. – Przecież to nie ty planowałaś przewrót za moimi plecami. Nie ty nas zdradziłaś i opuściłaś.
– Tak, ale… – zamilkłam.
Trudno mi było na niego patrzeć. Miałam ochotę uciec i zostawić go samego w rozpaczy. Byłam taka naiwna. Jak mogłam go pocieszyć, skoro sama byłam w rozsypce?
Nagle Zenek zakołysał się niebezpiecznie na stołku, a moje ciało natychmiast zareagowało. Rzuciłam się w jego kierunku, ale Stefan był szybszy. Złapał barmana, zanim ten wylądował na drewnianych belkach. Chwycił go pazurami za poplamioną koszulę i wywlókł z kuchni. Zostałam sama.
Siedziałam tak jeszcze przez chwilę, patrząc bezmyślnie na pusty kufel. Po zapachu róż rozpoznałam Płynną Radość.
O ironio!
Czekałam na powrót Stefana. Usłyszałam kilka przekleństw, huk i po chwili smok pojawił się w kuchni. Nie mógł wlecieć przez otwarte drzwi, więc złożył skrzydła i wszedł na czterech łapach, machając wściekle głową na boki. Zawahałam się. Nie mogłam spytać nikogo innego.
– On… długo już tak?
Smok kłapnął szczękami.
No tak, czego ja się spodziewałam? Że zacznie gadać?
Stefan wpatrywał się we mnie intensywnie, jakby na coś czekał. Nie wiedziałam, czy mnie zrozumie, ale warto było spróbować.
– Zostawiam jedzenie i notatkę z moim nowym adresem. Daję mu ostatnią szansę, zanim podejmę konkretne środki i zaprowadzę go do Wieży na leczenie. Niech się ze mną skontaktuje, jak wytrzeźwieje.
Wyszłam, zostawiając jeszcze odręczną notatkę. Wiedziałam, że to nie mogło dłużej tak wyglądać. Zarówno ja, jak i on musieliśmy zacząć walczyć z przytłaczającą nas rzeczywistością.
2
Zimno przeszywało mnie do kości. Było tak ciemno, że dopiero po chwili gdzieś niedaleko mnie dostrzegłam ruch. Skrzywiłam się, gdy rozległ się zgrzyt metalu.
– Uciekaj… – dotarł do mnie szept.
– Tato, to ty?
Nagle wszystko zniknęło, otaczała mnie ciemna otchłań.
– Tato? Tato!
Gwałtownie usiadłam na łóżku i odruchowo zacisnęłam dłoń na kamieniu schowanym pod koszulą nocną i puściłam dopiero wtedy, gdy oddech mi się uspokoił.
To tylko sen, pomyślałam.
Ciągle zastanawiałam się, co zrobić z tym kryształem. Z jednej strony nie chciałam, żeby coś przypominało mi o Williamie, ale nie mogłam tak po prostu się pozbyć tego kamienia. Jakaś część mnie chciała mieć go przy sobie, czując, że daje mi nieracjonalne poczucie bezpieczeństwa. Postanowiłam więc nosić go jak talizman, dopóki nie spotkam się z chłopakiem i nie zadecyduję, co zrobić z tymi wszystkimi uczuciami, które w sobie tłamsiłam.
Wstałam z łóżka i narzuciłam na ramiona ciepły szlafrok. Mała sypialnia przypominała pokój w domu Elianny, w którym spałam przez ostatnich kilka miesięcy. Wcale mi to nie przeszkadzało, wręcz przeciwnie, pomagało poczuć się jak u siebie. Tym, co odróżniało to pomieszczenie od tamtego, był skośny sufit, który dodawał uroku sielskiemu domowi. Na poddaszu znajdowała się tylko sypialnia i łazienka, więc poszłam zmyć z siebie resztki koszmaru. Potem zeszłam stromymi schodami. Chciałam pobiegać, co robiłam regularnie od momentu, kiedy alchemicy w Wieży pozwolili mi ćwiczyć. Musiałam jak najszybciej wrócić do formy, żeby utrzymać się na smoku podczas lotu. Gdy byłam w połowie klatki schodowej, zatrzymałam się. Wyczułam czyjąś obecność. Zaczęłam gorączkowo myśleć, kto mógł przyjść do mnie o tak wczesnej porze i do tego nieproszony. Wezwałam żywioł wiatru, żeby mieć jakąś przewagę. Czułam delikatny powiew na twarzy, gotowy, by zamienić się w wichurę na mój rozkaz.
– To ja.
Wzięłam głęboki wdech. Zbyt dobrze znałam ten niski, pewny siebie głos. Nie spodobało mi się, że wszedł tu bez uprzedzenia i bez pozwolenia.
Co chciał przez to pokazać?
– Proszę, czuj się jak u siebie, Mistrzu – wycedziłam z ironią, uspokajając żywioł i wchodząc do kuchni.
Przy małym kwadratowym stole, na jednym z krzeseł siedział wysoki mężczyzna, który zupełnie nie pasował do tego zwyczajnego pomieszczenia. Ostatni raz widziałam go, gdy odwiedził mnie w szpitalu. W ogóle się nie zmienił. Nie zdziwił mnie już ani jego nieskazitelny wygląd, ani długie, białe włosy, zlewające się z długą szatą o tym samym kolorze.
Co on tu robi, do cholery?
Nawet brew mi nie drgnęła. Nie chciałam dać po sobie poznać zaskoczenia, czułam, że nie mogę do końca mu ufać po tym, jak okłamał mnie na temat miejsca pobytu mojego ojca.
– Podać coś do picia?
– Nie trzeba, nie zostanę długo.
Usiadłam naprzeciwko, próbując uspokoić oddech. Gdy rozmawiałam z nim ostatnio w szpitalu, wydawał się bardziej… ludzki. Teraz ponownie założył maskę. Jego oczy nie wyrażały żadnych emocji, co mocno mnie niepokoiło. Był jak rzeźba wyryta w marmurze.
– Od wyjścia ze szpitala byłam w zamku kilka razy, ale podobno Mistrza nie było.
– Tak, byłem w podróży.
Jego spokój zaczynał mnie irytować.
– Co z moim ojcem? Czy moja mama nie jest w niebezpieczeństwie? Co z Willem? Czemu okłamujesz Drakanów, że kontrolujecie rewolucję?
Wybuchłam i zacisnęłam mocno pięści. Zdawało mi się, że przez twarz przemknął mu grymas, ale trwało to tak krótko, że mogło mi się wydawać.
– Pomijając prawdę, zapobiegam katastrofie. Wyobrażasz sobie setki smoków z każdej wyspy, spanikowanych Drakanów, szukających… Czego właściwie? Jestem za nich odpowiedzialny i zrobię wszystko, żeby zachować status quo oraz zapewnić obywatelom bezpieczeństwo. Do tej pory Kihoon nie wykonał żadnego kroku i liczę, że tak zostanie.
Skrzywiłam się. Ta odpowiedź mnie nie satysfakcjonowała i nie wyjaśniała zupełnie nic.
– Chciałabym zobaczyć się z moją mamą i Mią, moją przyjaciółką.
Odchylił się nieznacznie do tyłu, a jego włosy zafalowały.
– To obecnie niemożliwe. Skoro Kihoon zaatakował ciebie, zdecydowałem się zapewnić ochronę twojej matce. Przenieśliśmy ją w bezpieczne miejsce, moi ludzie jej pilnują.
– Tak samo jak wcześniej mojego taty? – warknęłam.
– Zdaję sobie sprawę, że nadużyłem twojego zaufania, lecz proszę cię, żebyś dała mi jeszcze jedną szansę. Nie musisz wszystkiego rozumieć. Ja wiem, co robię, i robię to dla dobra nas wszystkich. Zaufaj mi.
Wpatrywałam się w niego, szukając jakichkolwiek emocji, gestu, czegoś, co pomogłoby mi go odczytać. Nie zobaczyłam nic oprócz czarnych oczu, które odziedziczył po nim William. W końcu poddałam się, wypuszczając powietrze z płuc i rozluźniając barki.
– W czym mogę pomóc w takim razie?
– Chciałbym, abyś wzięła udział w Rajdzie Smoków.
Mrugnęłam kilka razy, mając nadzieję, że tylko się przesłyszałam, ale on dalej patrzył na mnie z tym kamiennym wyrazem twarzy.
– Słucham? W tym rajdzie, w którym miał brać udział… – przełknęłam głośno ślinę – Hamming?
Serce mnie zabolało na samo wspomnienie o nim. Gdy tylko zaczynałam o nim myśleć, fizycznie wręcz czułam ciężar jego martwego ciała na moich barkach.
– Dlaczego ja? Widziałam ogłoszenie o eliminacjach i się nie zgłosiłam. Muszę spotkać się z Oliwerem, znaleźć tatę i Williama, a nie bawić się w rajdy – mówiłam coraz głośniej.
Chciałam kontynuować, ale nagle uniósł dłoń, uciszając mnie. Po raz pierwszy na jego twarzy pojawił się grymas jakichś emocji.
– Czy jesteś wystarczająco silna, by pokonać Kihoona? Czy prawie nie umarłaś ostatnim razem? Czujesz się na tyle odważna, żeby z nim walczyć? Wiesz, gdzie go szukać? To proszę, leć!
Zacisnęłam zęby i zamilkłam z rezygnacją. Wiedziałam, że ma rację. Opadłam na oparcie krzesła, rozluźniłam ramiona i nabrałam głęboko powietrza. Poczułam jakieś dziwne uczucie satysfakcji, że udało mi się go wyprowadzić z równowagi.
Czyli jednak są w nim jakieś uczucia.
– Zapewnię ci odpowiedni trening, najlepszych ludzi, wszystko, czego będziesz potrzebowała. Jeśli zechcesz, będziesz potężna. Nikt cię nie pokona. Ale najpierw weźmiesz udział w Rajdzie.
– Czemu to muszę być ja?
– Bo tobie ufam najbardziej, tylko ty znasz całą prawdę i wiem, że zależy ci na moim synu. Podejrzewam, że w drużynie reprezentującej naszą wyspę mogą być szpiedzy Linn. Ona rekrutowała trójkę zawodników, a jeden z nich już okazał się zdrajcą. Chcę, żebyś miała oko na pozostałą dwójkę. Nie mogę nikogo o nic oskarżyć, bo nie mam dowodów, ale jeśli moje podejrzenia się sprawdzą, możemy to wykorzystać. Będziesz jego cieniem i dowiesz się, gdzie jest Kihoon oraz twój ojciec.
– Czemu po prostu nie odwołasz całej tej imprezy?
Pochylił się do przodu i złączył dłonie, opierając łokcie o blat.
– Anno… – zaczął ciężko. – Jestem odpowiedzialny za wiele istnień. Gdybym to zrobił, wybuchłoby ogromne zamieszanie. Drakanie od dawna czekali na to wydarzenie. Dodatkowo ostatnie tygodnie wprowadziły niepotrzebny niepokój, więc przyda się, żebyśmy o tym wszystkim zapomnieli.
Przekrzywiłam lekko głowę i skrzyżowałam ręce na piersi. Z trudem powstrzymałam się przed powiedzeniem, co naprawdę o tym myślę.
– A jeśli się nie zgodzę?
– Na twoim miejscu bym nie odmawiał. Zwolniły się dwa miejsca w drużynie. Twoja przyjaciółka właśnie bierze udział w eliminacjach i zapewne zajmie jedno z nich. Czy nie chciałabyś jej pomóc i mieć pewność, że nie będzie groziło jej niebezpieczeństwo? Jeśli znajdziesz szpiega i dowiesz się czegoś pożytecznego, obiecuję, że zapewnię twojej mamie należyte bezpieczeństwo i po Rajdzie będziesz mogła się z nią spotkać.
Z każdym jego słowem serce biło mi coraz szybciej, a krew szumiała w uszach.
Skąd wie, że Vicky się dostanie? Przecież nie zaplanował tego, żeby… żeby mi grozić, prawda?
Znów patrzyłam w jego bezdenne, puste oczy, mając nadzieję, że podejmę dobrą decyzję.
– Dobrze zatem. Zgadzam się.
Drgnął mu kącik ust.
– Cieszy mnie to – powiedział. – Jutro rano przyślę do ciebie Inez, która też bierze udział w Rajdzie. To jedna z niewielu osób, którym całkowicie ufam. Jest też najlepszą z wojowniczek Straży. Polecicie na wyspę Alrakis, gdzie będziesz się uczyła walczyć. Spotkasz się tam z Beatrycze. Ona pomoże ci kontrolować żywioł wody. Ma swoje lata i problemy z rozsądkiem, ale jest niezastąpiona w swoim fachu. Będziesz mogła też się zobaczyć ze swoim kolegą. Masz mało czasu, ale wierzę – zrobił długą pauzę – że dasz z siebie wszystko.
– Na pewno mogę ufać tej Inez?
– Tak – odparł krótko, ale nie brzmiało to dla mnie przekonująco.
Kiwnęłam głową, obawiając się, że gdy tylko otworzę usta, wypłynie z nich potok niecenzuralnych słów.
– Będziemy w kontakcie – rzucił i, nie czekając na moją odpowiedź, wstał i wyszedł, zostawiając mnie z mętlikiem w głowie.
Pomyślałam, że zamiast biegać, lepiej będzie teraz polatać. Skoro jutro wybierałam się na inną wyspę, wypadało sprawdzić, jak poradzę sobie podczas krótkiego lotu. Ale przede wszystkim chciałam na chwilę uciec od myśli o odbytej rozmowie. Zamknęłam oczy i pomyślałam o Suliradzie. Wyobraziłam sobie, jak ląduje przed domem, a kiedy wyszłam na zewnątrz, już tam na mnie czekał. Tym razem milczał, ale nie spuszczał ze mnie wzroku.
Bez zbędnej zwłoki wskoczyłam mu na grzbiet. A on jakby wiedział, czego mi potrzeba, bo natychmiast wyprostował skrzydła i już po chwili byliśmy w powietrzu, przebijając się przez kłębiaste chmury sunące powoli po niebie. Po krótkim czasie, kiedy znaleźliśmy się nad krawędzią wyspy, a przed nami rozpościerało się morze chmur, poczułam wolność. Krzyczałam, ile sił w płucach. Wypuściłam z siebie cały gniew, żal, smutek i ból. Wszystko, co towarzyszyło mi od tylu dni, w końcu znalazło ujście. Choć przez chwilę byłam wolna jak wiatr. Gdzieś w środku pojawiła się myśl, żeby uciec, zostawić to wszystko, polecieć gdzieś daleko i nie wrócić. Jednak poczucie rozsądku wygrało. Wiedziałam, że wolność trwałaby chwilę, a odpowiedzialność nie dałaby mi spokoju. Gdy trochę się uspokoiłam, krzyknęłam do Sulirada:
– Ląduj!
Kiedy byliśmy już blisko domu, zobaczyłam na łące pod lasem znajomego smoka, a na ganku mojego domu Vicky. Kiedy Sulirad gładko wylądował, moja przyjaciółka też nas dostrzegła, więc zerwała się z krzesła i pobiegła w naszą stronę, machając trzymanym w ręce papierem i uśmiechając się szeroko. Sulirad spojrzał mi w oczy, a jego źrenice się zwęziły. Wpatrywałam się w niego, szukając jakiejś wskazówki, czegoś, co pomoże mi zrozumieć więź między nami. Wciąż patrzył na mnie wyczekująco, aż w końcu szturchnął mnie w bok pyskiem, na pozór delikatnie, ale pod jego naciskiem lekko się przesunęłam. Nie miałam pojęcia, czego może ode mnie chcieć. W jego oczach widziałam zawód. Ponieważ nie reagowałam, w końcu obrócił się i wzbił się w niebo.
– Udało mi się! – zawołała Vicky i rzuciła mi się w ramiona. – Wygrałam eliminacje!
Zabrakło mi tchu, gdy ścisnęła mnie mocno, a w gardle poczułam gulę. Nie wiedziałam, jak zareagować.
Czy powiedzieć jej o wizycie Mistrza? Czy on to zaaranżował? Nie, nie mogę jej tego zdradzić. Tak długo jej zajęło, żeby uwierzyć w siebie, nie mogę jej teraz tego odebrać. Gdybym wyjawiła jej prawdę, pewnie zaczęłaby wątpić we własne zdolności, a przecież jest tak dobrą alchemiczką i szybko się uczy.
– Gratulacje! – przytuliłam przyjaciółkę i uśmiechnęłam się szczerze. – Należy ci się.
Spojrzała na mnie, a jej oczy lśniły z radości.
– Myślałam, że mi się nie uda, było tylu zdolnych Drakanów! Ciągle nie wierzę! Patrz!
Wyprostowała ręce, machając mi przed twarzą dyplomem, na którym widniał tytuł Reprezentanta Wyspy Eltanin.
– Opowiesz mi, jak było? Chodźmy do środka.
Słuchałam relacji o pisemnym egzaminie z geografii świata i Smoczych Wysp i kiwałam głową, próbując zachować entuzjazm. Czułam się niezręcznie ze świadomością, że ja również wezmę udział w Rajdzie, ale bez eliminacji. Co Vicky wtedy o mnie pomyśli?
Może jednak powiedzieć jej teraz? Nie, to jej chwila.
Uśmiechnęłam się więc szeroko i podałam herbatę z korzenia łopianu. Skończyła opowiadać o teście sprawnościowym, przygryzła wargę i popatrzyła na mnie dziwnie.
– A wiesz, że podczas eliminacji przyczepiła się do mnie jakaś dziewczyna i ciągle wypytywała o ciebie?
– O mnie? – zdziwiłam się.
– Tak. Pytała, kiedy pojawiłaś się na wyspie, czy masz jakieś specjalne zdolności. Zbyłam ją, zanim zupełnie się rozkręciła.
– Dziwne. A jak wyglądała?
– Drobna blondynka z takim śmiesznym, mocno zadartym nosem… Ale jej spojrzenie… – przerwała i się wzdrygnęła. – Patrzyła, jakby chciała mnie przeszyć na wylot.
Ogarnęło mnie jakieś nieprzyjemnie uczucie niepokoju, lecz nie dałam tego po sobie poznać.
– Mówiłaś już Chrisowi? Musi być wam ciężko na odległość.
– Rozmawiamy tylko przez Tako, więc no… jako tako – uśmiechnęła się, rozbawiona grą słów. – O, właśnie odpisał.
Wyciągnęła z kieszeni drewnianą tabliczkę do przesyłania wiadomości i napisała coś, uśmiechając się przy tym od ucha do ucha.
– Jutro lecę na Alrakis zobaczyć się z Oliwerem – wypaliłam.
Uniosła brwi i spojrzała na mnie.
– Możesz już latać?
– Najwyraźniej tak. Cieszę się. W końcu będę mogła zacząć działać.
– Poleciałabym z tobą, ale muszę zacząć treningi do Rajdu – uciekła spojrzeniem.
– No co ty, dam sobie radę, mam tylko jedną prośbę. Czy możesz odwiedzać Zenka, jak mnie nie będzie? Jest w cholernie złym stanie – popukałam nerwowo paznokciami w kubek. – Mogłabyś przynosić mu jedzenie i sprawdzić czasem, jak się czuje.
– Udało ci się z nim zobaczyć?
Kiwnęłam głową i opowiedziałam o tej nieprzyjemnej wizycie. Patrzyła na mnie z niedowierzaniem, a na koniec zakryła zszokowana usta.
– Jeśli działoby się coś dziwnego, napisz, proszę – skończyłam, czując się okropnie, że sama nie będę mogła tego dopilnować.
– Jasne, nie przejmuj się. Dam ci znać. Jego dom jest po drodze do zamku, gdzie mam trenować, więc będę do niego zaglądać.
– Dziękuję – szepnęłam, czując, jak niewidzialny ciężar na moich barkach znowu urósł.
***
Szłam ciemnym tunelem i choć nadal nie było to dla mnie najprzyjemniejsze zadanie, nie bałam się już tak panicznie jak dawniej. Z własnej woli za nic nie weszłabym do ciasnego korytarza, ale musiałam sprawdzać, czy nie wykluły się smoki. Poczułam się pewniej, gdy po drugiej stronie zobaczyłam niebieską poświatę pochodzącą z jaj ułożonych na skalnych półkach.
Skupiłam się, wytężając zmysły i intuicję. Czułam, że ktoś jest w jaskini, i jakaś niewidzialna nić ciągnęła mnie w stronę kamiennych regałów. Minęłam pokrywające całą ścianę malowidło i zerknęłam na postać wznoszącą się nad ziemią. Duch.
Co o nim mówił William? Miał się pojawiać w czasach kryzysu. Czy tym razem też nam ktoś pomoże? Westchnęłam cicho.
Na kamiennej płycie leżały skorupki jaja, a na półce wyżej dostrzegłam śpiącego smoka. Wyjęłam z torby koc, który zawsze zabierałam do jaskini, i owinęłam smoka ostrożnie, aby go nie wybudzić. Na szczęście bez problemów udało mi się go ściągnąć i wyszłam z jaskini, kierując się w stronę Jaja, gdzie zajmowano się małymi smokami. Już miałam pukać do drzwi, gdy te otworzyły się i pojawił się w nich Joachim.
– Anno, dobrze, że cię widzę, właśnie miałem do ciebie iść.
– Coś się stało? Wyglądasz na zaniepokojonego.
Przygładził ciemne włosy związane w kucyk i spojrzał na smoka, którego trzymałam na rękach.
– To przez Rajd… Mam sporo pracy.
– Przygotowujesz coś?
Kiwnął głową.
– Tak, jako Żywiołak wiatru pomagam przy jednej z konkurencji. Słuchaj, dostałem polecenie od Mistrza, że od jutra zostaniesz zwolniona ze sprawdzania jaskini i to ja mam całkowicie przejąć to zadanie.
No tak, jutro mam wylecieć na Alrakis i nie wiem, kiedy wrócę, pomyślałam.
– Najpierw William, teraz ty – westchnął cicho, a ja poczułam się winna, że zostawiam go z tym samego. – No nic, jakoś dam radę.
Obrócił głowę, jakby sprawdzał, czy nikt nas nie obserwuje, i zbliżył się do mnie.
– I powodzenia w Rajdzie – mruknął cicho.
Wytrzeszczyłam oczy.
Mistrz mu powiedział?
Nikt nie powinien jeszcze o tym wiedzieć. W ogóle do mnie nie docierało, że naprawdę będę w tym brała udział.
– Dziękuję – odezwałam się, a mężczyzna uśmiechnął się smutno. Minął mnie, gdy nagle naszła mnie pewna myśl.
– Nauczycielu!
Joachim odwrócił głowę i uniósł brwi zdziwiony.
– Tak?
– Czy… – zawahałam się. – Czy wiesz coś o porozumiewaniu się ze smokami?
Skrzyżował ręce i spojrzał w bok, zastanawiając się.
– Nic mi nie świta. Jak chcesz wiedzieć coś konkretnego, powinnaś iść do Estery. Jeśli coś zostało zbadane, ona będzie o tym wiedziała.
Pomachał mi na pożegnanie i odszedł, zostawiając mnie w osłupieniu. Estera była ostatnią osobą, od której mogłam chcieć czegokolwiek. Pokręciłam głową i odrzuciłam od siebie myśl, żeby ją znaleźć.
Drzwi do Jaja otworzył mi mężczyzna, którego kilka razy widziałam w Wichrowym Wzgórzu z Chrisem. Miał ciemne włosy i kilkudniowy zarost, pod którym kryły się pełne usta, a ręce i nogi chroniła skórzana zbroja.
– Hej, przyszłam z młodym – wskazałam głową na smoka zwiniętego w moich ramionach, które zaczynały już drżeć z wysiłku.
– Wchodź. Anna, prawda? Nazywam się Jack.
Przeszłam przez bramę i ruszyłam za nim.
– Widziałem cię kilka razy za barem. Wiesz, czy Zenek otworzy?
– Niestety, nic mi nie wiadomo.
– Szkoda. Młody dawno się wykluł? – wskazał na smoka, który zaczął ruszać rytmicznie łapą przez sen.
– W nocy albo z samego rana. Jak przyszłam, już spał.
Kiwnął głową i powoli wziął ode mnie smoka, który poruszył się nerwowo, ale ponownie zapadł w sen. Z ulgą pomachałam rękoma i rozluźniłam barki. W myślach układałam argumenty za i przeciw spotkaniu Estery. Zawahałam się. Tak bardzo nie chciałam widzieć tej kobiety po tym, jak potraktowała mnie i Eliannę. Jednak nie miałam wyjścia, jeśli chciałam się dowiedzieć czegoś o komunikacji ze smokiem. Ciekawość wygrała.
– Czy jest Estera? – zapytałam z wahaniem.
– Tak, jest u siebie. Zaprowadzić cię do niej?
– Tak, jeśli możesz.
Powstrzymywałam wylewającą się ze mnie niechęć i szłam za mężczyzną wzdłuż drewnianego korytarza.
– To tu – powiedział, zatrzymując się przed drzwiami, na których wyrzeźbione były dwa latające smoki. – Pójdę odnieść młodego i wrócę po ciebie.
Podziękowałam i poczekałam, aż zniknie za zakrętem. Wzięłam głęboki wdech. Potem kolejny. W końcu, choć nadal nie czułam się gotowa na to spotkanie, podniosłam rękę, aby zapukać, lecz zanim to zrobiłam, z wnętrza doleciał mnie nieprzyjemny głos.
– Wejdź.
Uchyliłam drzwi i od razu pożałowałam swojej decyzji. Kobieta wpatrywała się we mnie, marszcząc brwi i wykrzywiając usta w dziwny sposób. Jej źrenice, pionowe jak u smoków, przyprawiały mnie o dreszcze, ale starałam się nie dać tego po sobie poznać.
– Przyszłam o coś zapytać.
– Jeśli musisz – warknęła nieprzyjaźnie.
Dotarło do mnie, że kobieta prawie nie mruga, co jeszcze bardziej mnie niepokoiło. Naprawdę, co Alojzy w niej widzi?
– Podobno wiesz wszystko o smokach… więc tak sobie pomyślałam… Skoro smoki przekazują nam swoje imiona, to czy mogą się z nami komunikować?
Zmrużyła oczy, przeszywając mnie wzrokiem na wskroś. Mimo że chciałam uciekać jak najdalej i nigdy nie wracać, nie straciłam z nią kontaktu wzrokowego.
– Czemu pytasz?
Przewidziałam takie pytanie, więc powiedziałam przygotowaną wcześniej odpowiedź.
– Chciałabym się lepiej komunikować z Suliradem i zastanawiałam się, czy to możliwe.
Przyglądała mi się przez chwilę i czułam, że mi nie uwierzyła. Gdy przejechała dłonią po idealnie gładkich włosach i przymknęła oczy, spodziewałam się, że zaraz wybuchnie i wyrzuci mnie z gabinetu, ale gdy znów na mnie spojrzała, poczułam coś dziwnego, jakby coś nas łączyło. Zanim zdążyłam się nad tym zastanowić, podeszła do regału.
– Teoretycznie jest to możliwe. Według ocalałych po Smoczej Wojnie dokumentów kiedyś wszystkie smoki potrafiły się komunikować, choć w różny sposób. Starożytne smoki miały własny język i porozumiewały się z ludźmi. Podobno smoki wyspiarskie – jak je nazywam – komunikowały się tylko z wybranymi Drakanami, choć nie znalazłam na ten temat wielu informacji. Po wojnie energia smoków starożytnych, które zdecydowały się zostać na Ziemi, została odcięta. One same wyginęły, jak sądziliśmy do tej pory, a wraz z nimi ich język. Istnieją zapisy, że po Smoczej Wojnie pierwsi mieszkańcy wysp komunikowali się ze swoimi smokami za pomocą słów, ale kolejne pokolenia już nie mogły tego robić. Nie zbadano, co było tego przyczyną.
Chłonęłam każde słowo, próbując zapanować nad przyśpieszonym biciem serca.
A jednak JA usłyszałam Sulirada, grzmiało w mojej głowie. Wiedziałam, że nie mogę nikomu zdradzić tej tajemnicy. Estera wpatrywała się we mnie, zapewne próbując wyczytać coś z mojej twarzy. Zapanowałam nad emocjami i choć chciałam zadać jeszcze kilka pytań, obawiałam się, że wtedy zacznie się czegoś domyślać.
– Na pewno nie chcesz mi nic powiedzieć?
Sięgnęła ręką po książkę w zielonej skórzanej oprawie i znów wbiła we mnie wzrok.
– Nie, już wszystko wiem – skłamałam.
– W takim razie weź to – wyciągnęła rękę z książką. – I zejdź mi z oczu. Przypominasz mi o wszystkim, od czego uciekłam.
Tym razem nie mogłam powstrzymać zdziwienia. Drżącą ręką sięgnęłam po książkę, która bardziej przypominała zeszyt, i zapytałam:
– Co masz na myśli?
Kącik jej ust uniósł się w złośliwym uśmiechu.
– Tajemnica za tajemnicę.
– Nie mam nic do wyjawienia – warknęłam, chwytając brulion. Skoro ona tak się zachowywała, jak też nie musiałam udawać miłej.
– Oddaj, jak skończysz, to są moje odręczne notatki.
Podniosłam ze zdziwieniem brew, kiwnęłam głową i wyszłam. Gdy drzwi się za mną zamknęły, wzięłam głęboki wdech i szybko przekartkowałam zeszyt. Rzeczywiście, w środku znalazłam rysunki i odręczne zapiski. Coś mi to przypominało, ale nie mogłam sobie przypomnieć co.
– Wszystko w porządku? Wyglądasz na wstrząśniętą – powiedział Jack, który zjawił się już bez smoka na rękach.
– Tak reaguję na tę kobietę za każdym razem, kiedy ją spotykam – wcisnęłam notes do torby. – Już mi lepiej. Ze smokiem wszystko w porządku?
– Tak, od razu się zaadaptował. Chodźmy, zaprowadzę cię do wyjścia.
Mężczyzna opowiadał o procesie adaptacji młodych smoków, jednak moje myśli odlatywały do słów Estery. Od czego uciekła? Nie dawało mi to spokoju aż do wieczora, gdy kładłam się spać. Przypomniałam sobie o notesie, który mi podarowała, dopiero gdy czułam nadchodzący sen, więc postanowiłam do niego zajrzeć z samego rana, przed wylotem na Alrakis.
3
Gdy upewniłam się, że spakowałam do czarnego plecaka wszystkie niezbędne rzeczy, usiadłam przy stole z kubkiem gorącej kawy i otworzyłam notes Estery. Okładka nie wyróżniała się niczym szczególnym, ale po otwarciu od razu zachwyciło mnie staranne pismo, z idealnie wywiniętymi ogonkami literek. Gdyby przykuli mnie na miesiąc do biurka, nawet w połowie nie potrafiłabym tego odwzorować. Dotknęłam opuszkami twardego papieru i przejechałam po słowie na pierwszej stronie.
– Smoki starożytne i wyspiarskie. Historia i charakterystyka – przeczytałam cicho tytuł. Ledwie przejrzałam kilka stron, które zawierały szkice poszczególnych smoków, gdy wyczułam, że ktoś się zbliża. Wyjrzałam przez okno w salonie i zobaczyłam, że przed moim domem ląduje średniej wielkości smok o łuskach kolorem przypominających burzowe chmury. Z jego grzbietu zeskoczyła młoda Drakanka. Miała na sobie strój dostosowany do dłuższych lotów – kombinezon i pas z kieszeniami na wszystko, co trzeba mieć pod ręką. Złociste włosy średniej długości opadały jej na ramiona, a na policzkach pokrytych licznymi piegami pojawiły się rumieńce. Nie była pięknością, ale nie można było odmówić jej atrakcyjności. Poruszała się z gracją i pewnością siebie. Wrzuciłam szybko książkę do plecaka i otworzyłam drzwi, gdy tylko rozległo się głośne pukanie.
– Cześć, jestem Inez. Mistrz o mnie wspominał, prawda? Gotowa do drogi?
Nawet ton jej głosu wyrażał pewność siebie. Uśmiechnęła się do mnie tak szczerze, że mimowolnie uniosłam kąciki ust. Zaprosiłam ją gestem do środka. Zrzuciła czarny plecak, zaraz obok mojego.
– Tak, mówił, że masz lecieć ze mną. Jestem Anna. Poczekasz chwilę? Wezmę rzeczy i przywołam Sulirada.
– Jasne, nie śpiesz się.
Zaczęła się rozglądać po salonie, ale o nic nie zapytała. Następnie usiadła przy stole, a krzesło zaskrzypiało delikatnie. Przez cały czas ruszała to nogą, to ręką, jakby przedawkowała kofeinę.
– Może się czegoś napijesz?
– Nie dzięki, długa trasa przed nami.
Lustrowała mnie badawczo, co trochę mnie zirytowało.
– Masz zastąpić Hamminga w Rajdzie?
Zamarłam na moment. No tak, Hamming był masywnym mężczyzną z nadludzką siłą, a zamiast niego dostała do drużyny chuchro. Nic dziwnego, że w jej głosie wyczułam nutkę żalu. Nie wiedziała, że to ja go znalazłam, ja go pochowałam i wolałam, żeby tak zostało. Kiwnęłam głową.
– Przed nami trochę roboty. Jakie masz zdolności? Muszę wiedzieć, zanim zacznę z tobą trenować. Lecimy do Beatrycze, więc zapewne żywioł wody.
– Władam też żywiołem powietrza. Po spotkaniu smoka polepszył mi się wzrok.
– Umiesz walczyć?
Przypomniałam sobie lekcje samoobrony, na które zapisał mnie tata, gdy chodziłam do liceum. Nauczyłam się wtedy podstawowych uników i odkrywania słabych punktów przeciwnika. Nie tak dawno przez kilka tygodni ćwiczyłam też z Williamem. Myślałam wtedy, że całkiem nieźle mi idzie, moje ciało stało się silniejsze. Ale natychmiast pomyślałam o Kihoonie, który podniósł mnie jedną ręką. Byłam pewna, że mógł złamać mi kręgosłup. Przełamać go jak cienki patyczek. Odruchowo przejechałam dłonią po szyi, jakbym chciała się upewnić, że nikt mnie nie dusi.
– Nie bardzo.
Zaczęła ruszać nerwowo nogą, nie spuszczając ze mnie wzroku.
– Cholernie mnie to dręczy. Dlaczego ty? Nie obraź się, ale znam kilku Drakanów, którzy bardziej by się nadawali do turnieju. Wiem, że ty zdradziłaś prawdę o Linn, byłam wtedy na sali, ale… Dlaczego?
Odwróciłam się do niej plecami, pakując prowiant, nie chciałam, żeby zobaczyła, jak bardzo dotknęła mnie tym pytaniem.
– Nie wiem, musiałabyś zapytać Mistrza, to on podjął decyzję.
Jeszcze przez moment czułam na sobie jej wzrok, ale nie dane jej było zapytać o nic więcej, bo z dworu zaczęły dochodzić dziwne dźwięki.
Wybiegłam. Sulirad unosił się kilka metrów nad ziemią, machając skrzydłami. Naprężył wszystkie mięśnie, a z jego nozdrzy wydobywał się dym.
– Garielo, uspokój się! – zawołała Inez i podbiegła do swojej smoczycy, która szczerzyła kły, a w jej gardle iskrzyło. Uspokoiła się pod wpływem Drakanki, a Sulirad wylądował kilka metrów dalej, nie spuszczając z nich wzroku.
– Chyba za sobą nie przepadają – stwierdziłam ponuro, podchodząc do swojego smoka. Owiał mnie lekki dym wydobywający się z jego nozdrzy.
– Świetnie. Będę musiała teraz znosić jej humory – Inez westchnęła głośno. – Daj dłoń.
Wyciągnęłam rękę i pozwoliłam nakłuć sobie palec, a Inez zrobiła to samo. Gdy wyciągnęła rękę, rękaw kombinezonu przesunął się, odsłaniając kawałek tatuażu na jej przedramieniu, przedstawiającego głowę niebieskiego smoka.
– Piękny – kiwnęłam głową w jej stronę. – Kto cię tatuował?
– Beatrycze. Jest w tym najlepsza. Jak ładnie poprosisz, to może też cię wydziara.
Wzruszyłam ramionami.
– Nigdy wcześniej o tym nie myślałam.
– To będziesz miała czas do namysłu, bo przed nami kilka godzin lotu. Jesteś gotowa?
Kiwnęłam głową i, zapakowawszy wszystko, wyruszyłyśmy. Zanim wskoczyłam na smoka, musiałam się zmierzyć z jego pełnym wyrzutu spojrzeniem. Podróż ze smokiem, na którego tak zareagował, musiała być dla niego udręką, ale ja nie potrafiłam się przestać uśmiechać na myśl, że niedługo zobaczę Oliwera.
***
Lecieliśmy za Inez i jej smokiem, choć Sulirad przez cały czas utrzymywał spory dystans, a na każdy niespodziewany ruch bestii przed nami reagował napięciem mięśni i falą gorąca przechodzącą przez jego ciało. Mistrz twierdził, że można jej zaufać, ale nie miałam pewności, zwłaszcza po tym, jak Sulirad zareagował na Garielę. Na szczęście lot był spokojny i po kilku godzinach na horyzoncie pojawiła się wyspa otoczona gęstymi, burzowymi chmurami, dokładnie tak jak Eltanin.
Gdy przebiliśmy się na drugą stronę, ujrzałam Alrakis w całej okazałości. Na zajęciach z geografii wysp Eustachy nazwał ja Wyspą Jezior. Tylko jedno spojrzenie wystarczyło, aby zrozumieć, dlaczego – aż po horyzont pokrywały ją dziesiątki zbiorników wodnych. Niektóre połączone mostami, do innych wpadały wodospady, a każde wolne pasmo lądu porastały lasy. Gdzieniegdzie spomiędzy drzew wystawały gliniane dachówki świadczące o tym, że wyspa jest zamieszkała. Od razu poczułam, że powietrze się zmieniło – było nasączone wilgocią, która od razu pokryła moją skórę.
Smok przed nami zanurkował, na co Sulirad zwolnił i również obniżył lot. Wylądowaliśmy przed małym drewnianym domkiem, bardzo podobnym do tego, który sama niedawno opuściłam. Otoczony był niskim płotem, znad którego wyłaniały się krzaki pokryte owocami i kwiatami. Na małym ganku, na którym z trudem mieściły się stolik i krzesła, siedziała kobieta. Czas nie był dla niej łaskawy. Zdecydowanie była najstarszą osobą, którą spotkałam na wyspach, a przynajmniej na taką wyglądała. Twarz pokrywała pomarszczona, obwisła skóra, a siwe włosy wylewały się spod szarej chusty zawiązanej na głowie. Skuliła się na krześle i najwyraźniej musiała przysnąć, zostawiając parującą zawartość kubka na stoliku.
Ona ma mnie uczyć?, westchnęłam cicho.
Przerzuciłam nogę przez twardy grzbiet i, uważając na wystające płyty kostne, zeskoczyłam. Poczułam dumę, że przychodzi mi to całkiem naturalnie, jakbym robiła to od zawsze. Sulirad odwrócił głowę i wbił we mnie wzrok. Przez moment przeszedł mnie dreszcz niepokoju, oczekiwałam bólu głowy, który pojawił się wtedy, gdy wdarł się w moje myśli. Jednocześnie ekscytowało mnie, że coś do mnie powie, ale tylko kiwnął lekko głową i buchnął mi w twarz parą, przez co trochę mnie zemdliło od zapachu siarki.
– Bądź niedaleko w razie czego, dobrze? – szepnęłam.
Gariela warknęła na Sulirada, ale on odbił się od ziemi, nie zaszczycając jej nawet spojrzeniem.
Inez najwyraźniej znała kobietę, bo zeskoczyła ze swojego smoka i pewnym krokiem ruszyła w stronę domu.
– Bea!
Staruszka poruszyła się lekko i uchyliła ciężkie powieki. Przez chwilę wpatrywała się w przestrzeń, jakby nie do końca zdawała sobie sprawę, gdzie się znajduje. Zaskoczyły mnie jej puste, białe oczy, pozbawione źrenic.
– Beatrycze, to ja, Inez.
Spojrzała na dziewczynę, a jej usta wykrzywiły się w grymasie, który najwyraźniej był uśmiechem.
– Gruboskórna! – jej głos przypominał skrzek. – Co tu robisz?
Gruboskórna? Podniosłam brwi, zapamiętując ten przydomek.
– Jestem z Anną, nowym Żywiołakiem wody, masz ją trenować, pamiętasz?
– Tak, tak… – spojrzała na mnie bladymi oczyma. Zastanawiałam się, czy staruszka cokolwiek widzi, ale przecież wpatrywała się prosto w moje oczy. To spojrzenie sprawiało, że poczułam się niekomfortowo. Bladoniebieski kolor jej tęczówek był ledwie zauważalny i pokrywał prawie całą powierzchnię oka. Zupełnie jakby sama zamieniała się w przezroczystą wodę. Miałam nadzieję, że to nie była typowa cecha dla Żywiołaków wody.
– Co my tu mamy? – wstała powoli i nieśpiesznie zeszła po schodkach, a jej kości głośno trzasnęły. – Podejdź no tu.
Zrobiłam, jak kazała. Wyciągnęła rękę w moją stronę, na co odruchowo odsunęłam się lekko. Cmoknęła z oburzeniem i kiwnęła, żebym podeszła bliżej. Zrobiłam krok i pochyliłam się. Zamknęła oczy i położyła mi dłoń na czole. Jej palce były lodowate i lekko wilgotne. Skrzywiłam się, powstrzymując chęć odsunięcia się.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki