Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Książka Timothy'ego M. Gallaghera OMV to doskonałe wprowadzenie w modlitwę rachunku sumienia według metody św. Ignacego Loyoli. Jest też bogatym źródłem wiedzy i inspiracji dla wszystkich, którzy pragną prowadzić pogłębione życie duchowe. Pokazuje, że modlitwa rachunku sumienia to przemieniająca i wciąż ewoluująca praktyka duchowości chrześcijańskiej.
Jak zaznacza sam autor: "To książka dla tych, którzy nie znają jeszcze modlitwy rachunku sumienia i którzy chcieliby się czegoś o niej dowiedzieć. To także książka dla osób, które już znają tę praktykę, ale które chciałyby ją lepiej zrozumieć. Adresuję ją zarówno do tych, którzy chcą się czegoś o niej nauczyć, jak i do tych, którzy chcą uczyć modlitwy rachunku sumienia innych".
Opierając się na autentycznych świadectwach wielu osób oraz na własnym doświadczeniu prowadzenia kierownictwa duchowego, ojciec Gallagher omawia kolejne punkty ignacjańskiego rachunku sumienia, wyjaśnia jego najważniejsze zasady i odpowiada na wiele istotnych pytań dotyczących tej modlitwy: Czym jest rachunek sumienia? Jak zacząć się nim modlić? Jak dostosować go do naszego życia? Czy jest możliwy w naszym zabieganym życiu? Jakie przeszkody można napotkać w codziennym praktykowaniu rachunku sumienia? Jak je pokonać? Jakie przyniesie owoce?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 253
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Timothy M. Gallagher OMV
MODLITWA RACHUNKU SUMIENIA
Św. Ignacy uczy jak modlić się naszą codziennością
Wydawnictwo WAM
Kraków
Tytuł oryginału
The Examen Prayer
Ignatian Wisdom for Our Lives Today
Copyright © by Father Timothy Gallagher, OMV
Published by arrangement with The Crossroad Publishing Company
© Wydawnictwo WAM, 2015
Redakcja: Katarzyna Stokłosa
Korekta: Dariusz Godoś
Projekt okładki: ChapterOne
copyright zdjęcia: © clivewa – Fotolia
NIHIL OBSTAT
Przełożony Prowincji Polski Południowej Towarzystwa Jezusowego
ks. Jakub Kołacz SJ, prowincjał, Kraków, 13 kwietnia 2015 r., l.dz. 23/2015.
Przygotowanie ebooka
Piotr Druciarek
ISBN 978-83-277-0413-9
WYDAWNICTWO WAM
ul. Kopernika 26 • 31-501 Kraków
tel. 12 62 93 200 • faks 12 42 95 003
e-mail: [email protected]
www.wydawnictwowam.pl
DZIAŁ HANDLOWY
tel. 12 62 93 254-255 • faks 12 62 93 496
e-mail: [email protected]
KSIĘGARNIA WYSYŁKOWA
tel. 12 62 93 260, 12 62 93 446-447
faks 12 62 93 261
e.wydawnictwowam.pl
Przedmowa
Teza, że nie warto żyć, nie poddając życia refleksji, wywołuje różne reakcje. Jedni zdecydowanie jej przeczą, uważając, że zadaje ona śmiertelny cios wszelkim formom spontanicznego stylu życia. Inni teoretycznie przyznają jej wprawdzie rację, lecz nie akceptują jej praktycznego rozwinięcia, czyli rachunku sumienia, przekładającego teorię na język życiowych konkretów. Książka ojca Tima Gallaghera, którą mają Państwo przed sobą, wykracza jednak daleko poza teorię, proponując nam niezwykle przekonującą refleksję, odwołującą się do osobistych przeżyć i doświadczeń. Jego ujęcie łączy teoretyczną prawdę z codzienną praktyką życia ludzkiego, która tak często wydaje się odbiegać od teorii. Osobista, oparta na doświadczeniu refleksja autora nad rachunkiem sumienia przezwycięża tę często spotykaną niespójność, wprowadzając nas w dojrzalszy etap pogłębionego rozumienia tradycyjnej praktyki rachunku sumienia.
Dodatkowej wiarygodności dodają książce zamieszczone w niej świadectwa, przybliżające różne aspekty rachunku sumienia i sytuujące je w życiowym doświadczeniu. Przytoczone relacje nie są sztuczne ani zmyślone. Dotyczy to zwłaszcza fragmentów wyjaśniających dynamiczny rozwój i wzajemne powiązania pięciu formalnych kroków rachunku sumienia. Owe świadectwa są bardziej przekonujące niż wszelkie dodatkowe komentarze, które można by wprowadzić w ich miejsce; mają moc przekonywania większą niż najbardziej nawet trafne opisy czy wywody.
Mój artykuł o rachunku sumienia rozumianym jako wgląd w stan naszej świadomości przed Bogiem, opublikowany w 1972 roku, był owocem osobistych doświadczeń i intuicji: stwierdziłem w nim, że fundamentem rachunku sumienia jest codzienna praktyka rozeznawania duchów. Uwalniając to pojęcie od nadmiernie negatywnego i moralistycznego rozumienia, opisałem praktykę, która miała być o wiele bardziej pozytywna i osobista. Rachunek sumienia w tym rozumieniu miał polegać przede wszystkim na nieustannym uświadamianiu sobie czułej miłości Boga, która podtrzymuje nas w istnieniu, nadaje naszemu życiu sens i wartość, dotykając naszych serc w gąszczu codziennych doświadczeń. Chodziło mi też o wgląd w niepowtarzalny, intymny i osobisty strumień naszej świadomości – niewyłączający wprawdzie analizy zewnętrznych zachowań, lecz wykraczający poza praktykę jedynie odnotowywania czy „rachowania” uczynków.
Łączenie rachunku sumienia z rozeznawaniem duchów jest istotnym elementem duchowości świętego Ignacego Loyoli. Dlatego rachunek sumienia był ważnym składnikiem codziennej modlitwy Ignacego, od którego pod żadnym pozorem nie odstępował. Ojciec Gallagher opublikował książkę o ignacjańskim rozeznawaniu duchów1. Jest ona ważnym uzupełnieniem jego interpretacji rachunku sumienia. W książce, którą mamy przed sobą, odnosi się do pewnego ważnego dnia, istotnego dla duchowych doświadczeń świętego Ignacego, o którym mówi on w zapisie z 12 marca 1544 roku w swoim Dzienniku duchowym. Ów dzień, bogaty w wewnętrzne doświadczenia, miał ogromne znaczenie dla rozeznania świętego Ignacego w kwestii rodzaju ubóstwa, którego Bóg chce dla tworzonego przezeń Towarzystwa Jezusowego. W swojej książce ojciec Gallagher dokonuje wnikliwej interpretacji świadectwa świętego Ignacego dotyczącego doświadczeń owego dnia. Posługując się żywymi relacjami, odsłania przed nami różne aspekty rachunku sumienia i – przynajmniej z mojego punktu widzenia – przybliża postać Założyciela zakonu jezuitów, po bratersku bliskiego nam w swoich żarliwych zabiegach o to, by wydobyć ze swojego doświadczenia i zachować wszystko to, co Bóg chce nam w swej miłości zakomunikować.
Wdrożenie się w regularną i stałą praktykę rachunku sumienia to dla wielu zadanie niełatwe. Zaczynamy go praktykować, gdyż wydaje się nam ważny. Nasze postanowienie bywa jednak nietrwałe. Czasem dojrzewamy dzięki jakiemuś konkretnemu doświadczeniu, krystalizującemu pragnienie, które niepostrzeżenie w nas wzrasta. Owa łaska pragnienia – pragnienia Boga, pragnienia miłowania Go jeszcze głębiej, z jeszcze większą niż dotąd uwagą i bojaźnią – skutecznie toruje nam drogę do praktyki rachunku sumienia. Dzięki niej, dzięki potężnemu impulsowi pragnienia bardziej osobistej więzi z Bogiem w Jezusie, rachunek sumienia niejako nas „odnajduje”. Dopiero wówczas, gdy damy się w ten sposób „odnaleźć”, możliwe staje się wytrwanie w praktyce rachunku sumienia.
Bez wystarczająco szczerego pragnienia życia miłością Bożą, samą tylko mocą własnej woli i determinacji, nigdy nie zdołamy wprowadzić w życie postanowienia o czynieniu rachunku sumienia. Jedynie miłość i gorące pragnienie, jakie w nas budzi, będące owocem łaski, mogą skutecznie zmobilizować nas do ciężkiej pracy nad wprowadzeniem w życie praktyki rachunku sumienia i pokierować staraniami o jej rozwój. Dlatego nasza współczesna, postmodernistyczna kultura stanowi wyzwanie dla rachunku sumienia. W jednym ze swych ostatnich artykułów o duchowości postmodernistycznej Timothy Muldoon pisze, mając na myśli współczesnych młodych ludzi: „Wielu doświadczenie zakochania się w Bogu jest całkowicie obce. Religia jest dla nich intelektualnym ćwiczeniem, sprawą indywidualnego sumienia, a nie odpowiedzią na zaproszenie Boga, który wyciąga do nas rękę, mówiąc: «Przeżyjmy przygodę!»”2. W takiej sytuacji rachunek sumienia staje się intelektualną, moralną praktyką, która ma dokonać niezbędnego uporządkowania rozbitego na kawałki świata. Doświadczenie to nie wnika w nas jednak na tyle głęboko, by rozjaśnić wszystkie subtelne zawiłości i wydobyć najważniejsze dążenie serca.
W rachunku sumienia chodzi o miłość, o miłość, której pragną wszystkie serca, o miłość, której, choć wspaniale przejawia się w życiu wielu z nas, nie sposób w pełni doświadczyć, nim nasze życie się nie dokona. A jednak ta miłość, która w pełni nasyci nas dopiero po śmierci, daje o sobie znać już teraz, przez delikatne, ledwo dostrzegalne poruszenia serca. Nie zauważając ich czy nie zwracając na nie uwagi, tracimy bogactwo naszego życia wewnętrznego. Rezygnacja z niego zubaża nasze postrzeganie świata zewnętrznego i ogranicza żywotność motywacji, z jaką się weń angażujemy.
Rachunek sumienia nie jest egocentrycznym skupieniem się na sobie, które zaślepia i odciąga od rzeczywistego, realnego kontekstu codziennego życia. Prawdziwa miłość, przepełniając serce, nigdy nie pozostaje obojętna na kwestie istotne dla społeczeństwa, w którym żyjemy, i dla relacji międzynarodowych; zawsze też wywiera na nie swoisty, właściwy sobie wpływ. Nieobojętny dla wzajemnych więzi, którymi jesteśmy połączeni, rachunek sumienia może mieć istotne znaczenie dla przyszłości naszej cywilizacji. Niezdolność do kontrolowania miotających nami ślepych impulsów, skłaniających nas do przemocy, rzuca głęboki cień na zaufanie niezbędne do tworzenia jakichkolwiek form odpowiedzialnej cywilizacji. Codziennie media szczegółowo informują nas o konsekwencjach śmiercionośnej przemocy, którą powodują paroksyzmy terroru, zawiedzionej miłości czy niespełnionych nadziei i która nęka szkoły, rodziny oraz wiele różnych relacji międzyludzkich.
Impulsy popychające nas do przemocy zawsze będą towarzyszyć uwikłaniom i rozterkom serca, których nie brak w świecie ludzkich relacji. Umiejętność kontrolowania tych gwałtownych porywów agresji stała się najpilniejszą potrzebą współczesnej cywilizacji. Istotą regularnej praktyki rozeznawania decyzji jest właśnie kontrolowanie impulsów w wierze. Nie, rachunek sumienia nie jest formą jakiejś niezdrowej, indywidualistycznej introspekcji. Jego osią i sensem staje się odnajdywanie woli Boga, nieodwołalnie objawionego w zmartwychwstałym Jezusie, który pragnie odnowy i pojednania świata ludzkich relacji.
Rachunek sumienia wprowadza nas w mroczne zakamarki serca. Miejsce, które odnajdujemy, odkrywając przed Bogiem stan naszej świadomości, nie jest radosne; przypomina raczej dom, w którym straszy, stojący na uboczu naszych serc. Miejsce to wypełnia poczucie winy, klęski i wstydu, świadomość niemocy granicząca z bezsilnością. Patrząc na nie, trudno oprzeć się przerażeniu i nie ulec pokusie stosowania rozmaitych technik wyparcia, dzięki którym omijamy zazwyczaj te nawiedzone, budzące lęk obszary serca. A jednak właśnie tu, we wnętrzu owego pozornie upiornego zamku, ukryty jest drogocenny dar przemieniającego nas pokoju, który oferuje nam wszystkim przebaczająca miłość Boga w Jezusie.
Skrupulatne ogradzanie tego mrocznego i ponurego miejsca, a także uparte negowanie jego istnienia ma wiele poważnych konsekwencji. Wypierając się go, doświadczamy braku wewnętrznej spójności; rozpaczliwie pragniemy pokoju, wiedząc, że go nie znajdujemy. Podejmując się powierzonych nam zadań, odczuwamy niepokój, że nasze wysiłki mijają się z zamierzonym celem. Większość z nas potrzebuje kogoś życzliwego, kto będzie nam w tym przerażającym miejscu towarzyszyć, przynajmniej częściowo uśmierzając nasze lęki i pomagając nam doświadczyć ukrytego w nim głębokiego pokoju. Nic dziwnego, że w rozdziale pierwszym swojej książki ojciec Gallagher mówi o ucieczce przed środkowym etapem rachunku sumienia i o potrzebie kogoś, kto – występując często w roli kierownika duchowego – wprowadzi nas w pełnię modlitwy tej formy autorefleksji.
Mimo że ów ponury obszar ludzkiego serca początkowo wydaje się irytujący i zdaje się niszczyć nasze samozaufanie, po pewnym czasie okazuje się miejscem odrodzenia, w którym uczymy się głębokiego, pokornego zaufania do siebie oraz prawdziwej spontaniczności w Duchu Świętym, a także odnajdujemy nienasycone pragnienie wdzięczności i służby. Wdzięczna świadomość dobroci, jaką Bóg nam okazuje dzień po dniu, pewnie przeprowadza nas przez ognisty piec smutku i żalu, w którym złudny urok i bolesna bezsilność grzechu na nowo odkrywają przed nami zdumiewający dar Bożego przebaczenia w Jezusie. Bijące z tego doświadczenia źródło nadziei mobilizuje nas do dalszej drogi, przygotowując na wyzwania jutra.
Wspomniałem na początku, że niektórzy odrzucają praktykę rachunku sumienia, uznając ją za sprzeczną ze spontanicznym stylem życia. Prawdziwe źródło spontaniczności kryje się jednak w głębi naszych serc. Powierzchowna, szybka spontaniczność jest łatwa, często jednak brakuje jej ludzkiej dojrzałości i duchowej głębi. Prawdziwym celem ludzkiego życia jest przeobrażenie przez spontaniczność Ducha Świętego. W nikim z nas nie pojawia się ona samoistnie. By narodził się w nas ów nowy, głęboki rodzaj spontaniczności, coś musi obumrzeć. Cała ascetyczna praktyka rozeznawania służy odnalezieniu tej prawdziwej spontaniczności Ducha Świętego. Rachunek sumienia odgrywa kluczową rolę w rozwoju i przyjęciu tej nowej tożsamości. Nie zadając bynajmniej śmiertelnego ciosu spontaniczności życia, kształtuje autentyczną formę spontaniczności, będącą dla nas wszystkich źródłem nadziei. Spontaniczność Ducha Świętego w naszych sercach skierowana jest zawsze ku nieustannej odnowie świata, której obraz odnajdujemy w zmartwychwstałym Jezusie, towarzyszącym nam nieustannie w naszym pielgrzymowaniu.
Publikacja ojca Gallaghera stanowi ważny krok na drodze do zrozumienia istoty rachunku sumienia. Gratuluję mu tej książki i trudu towarzyszącego jej powstaniu. Wszyscy, którzy potraktują jej lekturę poważnie, wiele z niej wyniosą.
George Aschenbrenner SJ
12 marca 2005 roku,
w rocznicę kanonizacji świętego Ignacego Loyoli
i świętego Franciszka Ksawerego
Wstęp
Duchowe pytania
Lot trwał sześć godzin; do lądowania pozostały jeszcze trzy godziny. Czas mijał mi spokojnie na lekturze. W czytanej wówczas książce było zdanie: „Więź z Bogiem wzrasta poprzez wzajemne samoobjawienie”3. Natychmiast przestałem czytać. Nie wiedząc jeszcze do końca dlaczego, uświadomiłem sobie, że to zdanie jest niezwykle ważne. Odłożyłem książkę i przez resztę lotu zastanawiałem się nad tą frazą.
Zdanie, które mnie tak zafrapowało, mówiło o relacji. Wiedziałem, że gdyby ktoś mnie spytał: „Co jest w twoim życiu najważniejsze?”, odpowiedziałbym, że jest to relacja z Bogiem i z innymi ludźmi (Mk 12, 29-31)4. Zdanie to mówiło o „relacji z Bogiem”, o więzi najbardziej fundamentalnej, stanowiącej podstawę wszystkich innych relacji.
Tych siedem słów obiecywało wiedzę o czymś, czego chciałem się dowiedzieć: o rozwoju mojej relacji z Bogiem. Obiecywało wgląd w to, w jaki sposób ów rozwój się objawia. Zrozumiałem, że zdanie, które właśnie przeczytałem, mówi o czymś, co ma w moim życiu zasadnicze znaczenie.
Informowało mnie ono, że wzrost relacji z Bogiem dokonuje się „poprzez wzajemne samoobjawienie”. Samolot pokonywał kolejne dziesiątki i setki kilometrów, zmierzając do celu, a ja wciąż myślałem o słowach, które przeczytałem. Samoobjawienie miałoby być drogą do rozwoju relacji z Bogiem. Co więcej, jeśli relacja ta ma wzrastać, owo samoobjawienie musi być wzajemne.
W mojej głowie zaczęło się kotłować wiele pytań:
• Jak dokonuje się samoobjawienie ukrytego Boga (Iz 45, 12)?
• Gdzie należy szukać owego samoobjawiania się Boga?
• Skąd będę wiedział, że je znalazłem?
• Skąd będę wiedział, że właściwie je zrozumiałem?
Do pewnego stopnia udało mi się odpowiedzieć na te pytania. Boga, który objawia siebie, można znaleźć na kartach Pisma Świętego, w Kościele, w świecie stworzonym, który nas otacza; daje o sobie znać przez ludzi i zdarzenia naszego życia, choć przemawia „szmerem łagodnego powiewu” (1 Krl 19, 12), słyszalnego w naszych sercach.
Pozostały jednak inne pytania. Owszem, Bóg się objawia, ale czy uważnie wypatrujemy Jego objawienia? A może – jak uczniowie w drodze do Emaus (Łk 24, 13--35) – stoimy przed Bogiem, który się nam objawia, nie rozpoznając Go? Może nie rozumiemy, co Bóg do nas mówi? Czy nasze oczy są dość otwarte, byśmy dostrzegli Jego obecność i pojęli Jego objawienie (Łk 24, 31)?
Pytania te okazały się równie aktualne, gdy zastanowiłem się nad drugą stroną tego wzajemnego samoobjawiania:
• Na ile ja sam otworzyłem się przed Bogiem?
• Czy chciałem w pełni otworzyć się przed Nim, ukazując Mu swoje wnętrze?
• Czy jest we mnie opór, który nie pozwala mi otworzyć się przed Bogiem?
• Jeśli tak, to czy wiem, na czym on polega?
• Czy myślałem o tym, jak odpowiedzieć na objawiające samoudzielenie się Boga? Czy zastanawiałem się, co może ułatwić mi odpowiedź na Jego samoobjawienie? Czy zadawałem sobie pytanie, co przeszkadza mi w tej odpowiedzi?
Wiedziałem, że są to ważne pytania i że jeśli chcę wzrastać w relacji z Bogiem, to muszę sobie na nie odpowiedzieć. Odpowiedzi, których udzielę, muszą być poprawne teologicznie, lecz to nie wszystko. Muszę też odnaleźć je w konkretnym, codziennym doświadczeniu, które nazywamy „życiem duchowym”.
Ta książka poświęcona jest właśnie takim pytaniom. Jest o tym, jak znajdować na nie konkretne odpowiedzi. Rozważam w niej pewien sposób modlitwy, który otwiera nasze oczy na codzienne samoobjawianie się Boga i coraz lepiej ukazuje nam sens naszych własnych na nie odpowiedzi. Rozumiejąc je coraz jaśniej, możemy z coraz większą wolnością odpowiadać na samoobjawianie się Boga i coraz bardziej pogłębiać więź, która nas z Nim łączy. W ten sposób odnajdujemy drogę ku temu, czego najgłębiej pragną nasze serca: ku wzrostowi miłości, która łączy nas z Bogiem (Ps 63, 1), a przez Niego także z Ludem Bożym.
–––––––––––––––––––––––
Czym jest rachunek sumienia?
Jak się nim modlić?
Czy mi pomoże?
–––––––––––––––––––––––
W naszej tradycji duchowej ten sposób modlitwy nazywamy rachunkiem sumienia. Choć nie on zapoczątkował tę praktykę i choć nie tylko on ją stosował, rachunek sumienia wiąże się w sposób szczególny z postacią świętego Ignacego Loyoli (1491-1556), który miał w tym względzie bogate doświadczenia i który umiejętnie uczył rachunku sumienia innych. Będzie on w tej książce naszym duchowym przewodnikiem.
Książka o charakterze praktycznym
To książka dla tych, którzy nie znają jeszcze modlitwy rachunku sumienia i którzy chcieliby się czegoś o niej dowiedzieć. To także książka dla osób, które już znają tę praktykę, ale które chciałyby ją lepiej zrozumieć. Adresuję ją zarówno do tych, którzy chcą się czegoś nauczyć, jak i do tych, którzy chcą uczyć modlitwy rachunku sumienia innych. Co więcej, to książka dla tych, którzy chcą modlić się rachunkiem sumienia: dla tych, którzy chcą zacząć się nim modlić, i dla tych, którzy chcą pogłębić już praktykowaną przez siebie modlitwę, nawet jeśli czynią to od wielu lat.
Książka ta ma charakter praktyczny. Stara się odpowiedzieć na pytania w rodzaju: Czym jest rachunek sumienia? Jak się nim modlić? Czy mi pomoże? Czy jest możliwy w moim zabieganym życiu? Co może pomóc się nim modlić? Jakie przeszkody mogę napotkać w praktykowaniu rachunku sumienia? Czy i jak mogę je pokonać? Jakich owoców duchowych doświadczam, modląc się rachunkiem sumienia?
Rozpoczynam od omówienia pragnienia miłości i coraz głębszej komunii z Bogiem odsyłającego nas do pragnienia modlitwy rachunku sumienia (część I). W tej kwestii podzielę się własnymi doświadczeniami, które doprowadziły mnie do napisania tej książki. Omówię też doświadczenia świętego Ignacego związane z rachunkiem sumienia, które opisuje on w Dzienniku duchowym5.
Omówiwszy te fundamentalne kwestie, przejdę do praktyki rachunku sumienia, ukazując, jak modlimy się nim w codziennym życiu (część II). W tej części przedstawię najpierw osobno każdy z jego pięciu punktów, po czym omówię je razem jako jedną, elastyczną całość.
Wzrost dzięki modlitwie rachunku sumienia zależy jednak od czegoś więcej niż pięć punktów. Rozwój modlitwy rachunku sumienia wspomagają różne dodatkowe praktyki duchowe, mądrze dostosowane do naszej osobistej sytuacji. W kolejnej części książki (część III) przedstawię warunki sprzyjające owocnej modlitwie tego rodzaju.
Każda autentyczna i trwała relacja miłości potrzebuje niekiedy odwagi, dzięki której się na nią zdobywamy. Rachunek sumienia, jako modlitwa o charakterze głęboko relacyjnym, może w różnych sytuacjach wymagać tego rodzaju odwagi. Rozważaniom o tym, kiedy tak się dzieje i jak Bóg wzywa nas do wzrostu przez taką odwagę, poświęcona jest kolejna część tej książki (część IV).
Błogosławiona duchowa odnowa, wzrastająca codzienna komunia z Bogiem, większa umiejętność służby i wiele innych darów łaski płynie z codziennej modlitwy rachunku sumienia. W ostatniej części tej książki opiszę duchowe owoce, których Bóg udziela nam przez ten rodzaj modlitwy (część V).
Doświadczanie rachunku sumienia
W naszej refleksji na temat rachunku sumienia skupię się szczególnie na doświadczaniu tej formy modlitwy. Rachunek sumienia jest silnie zakorzeniony w Piśmie Świętym i w chrześcijańskiej tradycji duchowej. Do tych podstaw będę też nieustannie na kartach tej książki powracać. W oparciu o nie ukażę faktyczną praktykę rachunku sumienia – najważniejszy temat tej książki – często odwołując się do związanych z nim konkretnych przeżyć i doświadczeń. Będę podawał ich przykłady, korzystając przy tym z różnych źródeł.
Jednym z nich jest wybór pism autorów zajmujących się duchowością. Najważniejszy z nich to oczywiście sam święty Ignacy opisujący własne doświadczenia w Dzienniku duchowym i w innych miejscach. Będę też cytował wielu innych autorów, dawnych i bardziej współczesnych – wśród nich świętego Bernarda z Clairvaux, świętą Teresę z Lisieux, Juliena Greena i Henri Nouwena.
Inny rodzaj źródeł stanowią relacje, które określiłbym mianem „przykładowych doświadczeń”. Ten rodzaj opisów przeżyć przytaczam w części II – poświęconej praktyce rachunku sumienia – ukazując za ich pomocą istotę każdego z jego pięciu kroków. Przez „przykładowe” rozumiem tu rzecz następującą: nadałem imiona każdej z „osób”, o których wspominam (w rozdziale trzecim mówiąc na przykład o Jean i Tomie), opis doświadczeń nie odnosi się jednak do rzeczywistych postaci noszących te imiona, lecz czerpie z doświadczeń wielu ludzi, których spotkałem, pełniąc przez dwadzieścia pięć lat posługę kierownika duchowego, prowadząc rekolekcje i angażując się w ogólnie pojętą formację duchową. Relacje, które przytaczam, nawiązują do rzeczywistych przeżyć i odzwierciedlają bardzo realne sytuacje duchowe. Każdy z opisów skupia się na jednym z omawianych punktów rachunku sumienia i ma służyć przede wszystkim jego zobrazowaniu.
Większość przytoczonych przeze mnie relacji opiera się jednak na wywiadach z osobami, które zechciały podzielić się ze mną swoimi doświadczeniami rachunku sumienia, pozwalając mi na ich przytoczenie w tej książce. Każde z doświadczeń przytaczam za wyraźną zgodą osoby, która mi o nich opowiedziała, starannie dochowując udzielonego moim rozmówcom przyrzeczenia dyskrecji. Dlatego cytując ich, nie podaję imion: piszę o nich w sposób ogólny, określając zazwyczaj jedynie ich stan i powołanie: mówię na przykład o „kobiecie zamężnej”, o „kapłanie”, o „siostrze zakonnej”, o „mężczyźnie”, o „małżeństwie” itp. Świadectwa tych osób bardzo wzbogaciły moją książkę, za co jestem im głęboko wdzięczny.
Pisanie tej książki stanowiło dla mnie błogosławione doświadczenie, dzięki któremu dowiedziałem się o rachunku sumienia rzeczy, których nie spodziewałem się odkryć, przystępując do realizacji mojego projektu. Trud refleksji, dyscyplina pisania, a zwłaszcza świadectwa tak wielu ludzi oddanych pogłębianiu modlitwy rachunku sumienia zwiększyły mój szacunek do niej i sprawiły, że sam jeszcze bardziej pragnę ją doskonalić. Jestem wdzięczny Bogu za ten dar. Mam nadzieję, że będę umiał podzielić się nim z czytelnikami.
Schemat rachunku sumienia
Schemat ten opiera się na opisie rachunku sumienia podanym przez świętego Ignacego Loyolę w Ćwiczeniach duchowych6. Umieszczam go na wstępie, traktując jako wprowadzenie do dalszych rozważań; osobom, które przyswoiły sobie treść tej książki, może on też służyć jako praktyczna pomoc w modlitwie rachunku sumienia.
Przejście: Przystępując do rachunku sumienia, uświadamiam sobie miłość, z jaką Bóg na mnie patrzy.
Krok pierwszy: Wdzięczność. Dostrzegam to wszystko, czym obdarzyła mnie dziś miłość Boża, i dziękuję Bogu za Jego dary.
Krok drugi: Prośba. Proszę o rozeznanie i siłę, by dzięki nim ten rachunek sumienia stał się dziełem łaski, którego owoce przewyższają moje własne, ludzkie możliwości.
Krok trzeci: Refleksja. Stając przed Bogiem, uświadamiam sobie, co się dziś zdarzyło. Przypominam sobie poruszenia serca i myśli, którymi mnie Bóg dzisiaj obdarzył. Uświadamiam sobie także te poruszenia i myśli, które nie pochodziły od Boga. Rozważam wybory, jakich dokonałem, reagując na jedne i drugie. Zastanawiam się nad przebiegiem całego dnia.
Krok czwarty: Przebaczenie. Proszę o uzdrawiający dotyk przebaczającego Boga, który, okazując mi miłość i szacunek, usuwa ciężar z mego serca.
Krok piąty: Postanowienie poprawy. Myślę o kolejnym dniu i, stając przed Bogiem, planuję konkretnie, w jaki sposób przeżyję go zgodnie z zamiarem Bożej miłości, która pragnie kształtować moje życie.
Przejście: Świadomy obecności Boga, który jest przy mnie, modląc się, kończę rachunek sumienia.
Część I
Pragnienie
ROZDZIAŁ PIERWSZY
Odkrywanie rachunku sumienia
I tak oto ujrzałam Go i szukałam Go, miałam Go i pragnęłam Go. I zdaje mi się, że to jest lub powinien być nasz zwykły sposób postępowania.
Juliana z Norwich7
Trzydzieści lat podróży
Po raz pierwszy usłyszałem o rachunku sumienia trzydzieści lat temu, na początku mojej formacji seminaryjnej. W czasie nowicjatu – roku poświęconego szczególnie formacji duchowej – zgłębialiśmy tradycję naszej duchowości i uczyliśmy się różnych proponowanych w niej sposobów modlitwy, takich jak rozważanie Pisma Świętego, modlitwa liturgiczna i czytania duchowe. Wśród tych form modlitwy był i rachunek sumienia.
Dowiedzieliśmy się, że modlitwa rachunku sumienia zawiera pięć kroków: mieliśmy dziękować Bogu za błogosławieństwo dnia, który przeżyliśmy, prosić Go o łaskę dostrzeżenia i przezwyciężenia naszych słabości i upadków, zastanowić się nad przebiegiem dnia, dostrzegając w nim nasze doświadczenie duchowe, tam, gdzie to konieczne, prosić Boga o przebaczenie, a na koniec sporządzić duchowy plan kolejnego dnia. Zapoznawszy się z owymi pięcioma krokami, odniosłem wrażenie, że mam do czynienia z uporządkowaną formą modlitwy; wydała mi się ona całkiem sensowna. Chciałem nauczyć się modlić. Chciałem wdrożyć się w wierne życie modlitwy, umożliwiające rozwój duchowy. Zamierzałem więc włączyć rachunek sumienia do mojej praktyki modlitwy.
Mimo to wspominając tamten czas, nie przypominam sobie, by rachunek sumienia wywarł na mnie wówczas duże wrażenie. Zaakceptowałem go, lecz inne formy modlitwy wydawały mi się o wiele ważniejsze – zwłaszcza rozważanie Pisma Świętego i różne odmiany modlitwy liturgicznej: modlitwa Mszy świętej, psalmów i liturgia godzin. Rachunek sumienia uznałem za zwykłą część gorliwego życia modlitwy. Nie wydawał mi się on ani szczególnie trudny, ani szczególnie ważny dla mojego życia duchowego.
Jako seminarzysta przeczytałem słynny artykuł ojca George’a Aschenbrennera o rachunku sumienia; zrobił on na mnie wrażenie, podobnie jak na wielu innych8. Kiedy wspominam tamten czas, widzę, że nie byłem wówczas przygotowany, by w pełni zrozumieć, o czym pisał. Mimo to podobały mi się jego rozważania. W swoim artykule ojciec Aschenbrenner przedstawiał atrakcyjną wizję rachunku sumienia rozumianego jako pomoc w odnajdywaniu Boga w wydarzeniach dnia. Rachunek sumienia miał być – jak pisał – „codziennym intensywnym ćwiczeniem w rozeznawaniu, praktykowanym w powszednim życiu”9. Wówczas jednak to, co rozumiemy pod pojęciem „rozeznawania”, pozostawało poza horyzontem mojej formacji i doświadczeń.
–––––––––––––––––––––––
Nagle uświadomiłem sobie, jak pożyteczną,
a nawet kluczową rolę odegrać może
w życiu duchowym rachunek sumienia.
–––––––––––––––––––––––
Cztery lata później odprawiłem Ćwiczenia duchowe świętego Ignacego. Rekolekcje te były dla mnie mocnym doświadczeniem. Cztery tygodnie intensywnej modlitwy pod kierunkiem kapłana prowadzącego rekolekcje były wspaniałym czasem, w którym pogłębiłem znajomość życia duchowego. Ponownie spotkałem się wówczas z rachunkiem sumienia. Doświadczenie to było podobne do poprzedniego. Modlitwa rachunku sumienia wydała mi się rozsądną praktyką duchową. Chciałem i próbowałem się nim modlić. Rachunek sumienia nadal stanowił część mojego życia modlitwy, choć wciąż była to część marginalna.
Po ukończeniu seminarium rozpocząłem kapłańską posługę. Przez wiele lat praktykując rachunek sumienia, powielałem ten sam schemat. Przez kilka miesięcy modliłem się nim wieczorem, przynajmniej przez kilka minut. Potem co jakiś czas, po krótszym lub dłuższym okresie regularnych praktyk, moja gorliwość ustawała. Czasem poruszałem temat rachunku sumienia z moim kierownikiem duchowym. Podczas rekolekcji zazwyczaj wzbudzałem w sobie postanowienie wytrwalszego praktykowania tej modlitwy. Ponownie zaczynałem robić rachunek sumienia i znów powtarzało się to samo. Choć życzyłbym sobie zapewne, by moja praktyka rachunku sumienia była bardziej owocna, to miałem wiele pracy i nie było to moje największe zmartwienie.
Odprawiając pierwsze w życiu rekolekcje ignacjańskie, od razu pokochałem bogactwo Ćwiczeń duchowych. W czasie studiów i po nich starałem się jak najwięcej o nich dowiedzieć. Wkrótce zaczęto mnie prosić o prowadzenie rekolekcji ignacjańskich; miałem coraz więcej próśb tego rodzaju. Szybko zorientowałem się, że nie będę mógł odpowiedzialnie im sprostać, jeśli lepiej nie poznam praktyki rozeznawania. Zacząłem poważne studia nad rozeznawaniem według świętego Ignacego. Po pewnym czasie, nie bez wahania, mówiłem o rozeznawaniu podczas rekolekcji.
Reakcje pozytywnie mnie zaskoczyły. Rekolektanci wydawali się znajdować u świętego Ignacego wyjaśnienie własnych doświadczeń duchowych; jego praktyczne rady okazywały się mieć ogromną wartość dla ich duchowego wzrostu. Po raz pierwszy dostrzegłem siłę ignacjańskich nauk o rozeznawaniu: sztuki rozpoznawania, rozumienia i reagowania na różne duchowe poruszenia naszego serca w sposób, który w codziennym życiu niechybnie toruje drogę do Boga. Obserwowałem, jak wskazania świętego Ignacego stają się dla rekolektantów źródłem nowej nadziei i nowej wolności. Często spotykałem dawnych uczestników moich rekolekcji, którzy opowiadali mi o trwałym błogosławieństwie i nadziei, którą znaleźli w nauce świętego Ignacego o rozeznawaniu.
W kwestii rachunku sumienia doświadczenia te doprowadziły mnie do nieoczekiwanego odkrycia. Nagle uświadomiłem sobie, że jeśli rachunek sumienia jest rzeczywiście, jak napisał kilka lat wcześniej ojciec Aschenbrenner, „codziennym intensywnym ćwiczeniem w rozeznawaniu, praktykowanym w powszednim życiu”, to może on odegrać pożyteczną, a nawet kluczową rolę w życiu duchowym. Był to sposób na realizację w codziennym życiu ignacjańskiej praktyki rozeznawania, a o jej duchowej sile miałem wcześniej okazję się przekonać, obserwując życie osób uczestniczących w udzielanych przeze mnie rekolekcjach. Po raz pierwszy naprawdę zainteresowałem się rachunkiem sumienia i postanowiłem go głębiej poznać.
Zacząłem od mówienia podczas rekolekcji, że rachunek sumienia umożliwia praktykowanie ignacjańskiej sztuki rozeznawania poza rekolekcjami, w codziennym życiu. Z tych rekolekcyjnych nauk zrodziły się warsztaty dla osób, które chciały pogłębić ten temat poza rekolekcjami. Nie do końca byłem jednak zadowolony z wyników moich starań. Choć szczerze i z przekonaniem mówiłem o wadze rachunku sumienia, wciąż sam zmagałem się z nim we własnym życiu, próbując praktykować go we właściwy sposób.
Teraz rzeczywiście pragnąłem modlić się rachunkiem sumienia, mając nadzieję na owoce, które praktyka ta zdawała się obiecywać – na codzienny wzrost świadomości i wspólnoty z Bogiem. I coś rzeczywiście zaczęło się zmieniać. Zazwyczaj poświęcałem na rachunek sumienia kilka minut, niekiedy więcej, modląc się nim na koniec dnia. Zmiana polegała na odkryciu pierwszego kroku: zacząłem szukać darów, których Bóg udzielił mi w ciągu dnia, i wyrażać za nie swoją wdzięczność. Odkryłem, że to potrafię i że oznacza to zasadniczą zmianę. Dostrzegając przed udaniem się na spoczynek dary, którymi Bóg obdarzył mnie w mijającym dniu, często doznawałem łagodnego uniesienia serca.
Stopniowo odkrywałem, że potrafię też modlić się piątym krokiem, planując kolejny dzień i zastanawiając się przed Panem, jak go przeżyję. Praktykę tę uznałem za bardzo pomocną, zwłaszcza gdy zorientowałem się, że przyda mi się pewne uporządkowanie dnia, który mnie czeka. Dzięki piątemu punktowi zacząłem jaśniej dostrzegać, czego oczekuje ode mnie Pan, jakie priorytety winienem sobie wyznaczać i jak w kolejnym dniu organizować sobie czas, by owym oczekiwaniom sprostać. Wciąż jednak nie udawała mi się modlitwa trzema środkowymi punktami: prośba o światło i siłę, zastanawianie się nad przebiegiem dnia i prośba o wybaczenie. Coś zyskałem, lecz czegoś wciąż jeszcze brakowało w mojej praktyce rachunku sumienia.
Nadal trudno mi było wytrwać w postanowieniu codziennego odprawiania rachunku sumienia, mimo że entuzjastycznie opowiadałem innym o jego wielkim znaczeniu. W pewnym momencie, zastanowiwszy się nad tą sytuacją podczas rekolekcji, poprosiłem mojego kierownika duchowego, by regularnie omawiał ze mną rachunek sumienia podczas naszych comiesięcznych spotkań. Czyniliśmy tak ponad rok. Powoli uczyłem się o rachunku sumienia czegoś jeszcze, czegoś – jak obecnie sądzę – niezwykle ważnego: że modlitwa rachunku sumienia wymaga obecności innej osoby bądź osób, które towarzyszą nam na naszej duchowej drodze.
Taka więc była wtedy moja sytuacja w kwestii rachunku sumienia: pogłębiłem rozumienie jego duchowego bogactwa, rzeczywiście pragnąłem się nim modlić i poczyniłem w tej dziedzinie pewne postępy, lecz wciąż jeszcze nękały mnie te same, stare problemy. Dostrzegałem rozbieżność między tym, co mówię innym, a tym, czego sam doświadczam.
Spotkałem wówczas człowieka, o którym wiedziałem, że jest wierny modlitwie rachunku sumienia i że przeżywa ją w sposób duchowo pogłębiony. Wydawał mi się bliski Boga; autentyczność jego życia i posługi nie ulegała wątpliwości. Jego świadectwo zapadło mi w serce, ukazując, że owocna praktyka rachunku sumienia jest rzeczywiście możliwa. Mimo to człowiek ten wydawał mi się rzadkim wyjątkiem, zważywszy na powszechne trudności związane z rachunkiem sumienia. Sądziłem, że większość z nas może uczynić w tej kwestii jedynie pewne postępy; jego codzienna komunia z Bogiem poprzez modlitwę rachunku sumienia wydawała mi się poza zasięgiem moich możliwości.
Wtedy pojawiło się jeszcze coś. Czasem, gdy się o to nie starałem, rachunek sumienia zdawał się „znajdować mnie” sam. Był to niewątpliwy dar łaski. Pewna siostra zakonna, która przestała modlić się rachunkiem sumienia, pisze: „Interesujące, że kilka lat temu zaczęłam uświadamiać sobie, iż każdego wieczoru regularnie, w sposób niezamierzony zastanawiam się nad przebiegiem dnia, stając przed Bogiem. Rachunek sumienia sam mnie odnajduje! Dla mnie jest to dowód na to, że rachunek sumienia jest nieodzownym elementem rozwoju życia duchowego”. Ma rację.
Pewnego wieczoru udałem się do kaplicy uniwersyteckiej na nabożeństwo, podczas którego modlono się i śpiewano. Moi przyjaciele nalegali, bym na nie poszedł, więc poszedłem, po części po to, by zrobić im przyjemność, po części zaś z ciekawości. Ten modlitewny wieczór przypadł na szczególnie trudną chwilę mojego życia. Pełniłem wówczas odpowiedzialną funkcję. Praca szła mi dobrze, w środku jednak usychałem. Czułem się bardzo obciążony wieloma zajęciami i nie wiedziałem, jak pokonać wyczerpanie, depresję i strapienia duchowe, których aż nazbyt często doznawałem. To fizyczne i wewnętrzne obciążenie narastało od kilku lat; bardziej niż to sobie uświadamiałem, byłem na granicy załamania. Wiedziałem jednak, że mój stan jest poważny, i próbowałem wszystkiego, chcąc rozproszyć ogarniający mnie mrok fizyczny, emocjonalny i duchowy. Mnożyłem pobożne ćwiczenia, wciąż się modliłem, robiłem przerwy w pracy. Mimo to nie udało mi się rozwiązać problemu.
Weszliśmy do kaplicy uniwersyteckiej. Wypełniał ją tłum złożony z sześciuset lub siedmiuset osób, przeważnie studentów, siedzących, stojących, wypełniających każdy kąt kaplicy aż po przedsionek. Nabożeństwo trwało dwie i pół godziny. Szybko poczułem się zawstydzony szczerością i głębią modlitw wielu osób obecnych w kościele. Ich rozmodlenie było zaraźliwe i wkrótce także ja zacząłem się modlić.
Dwie i pół godziny to sporo czasu. Nie musiałem reagować na liczne pilne problemy, nad niczym nie pracowałem, nie odbierałem telefonów, nie pisałem na komputerze, z nikim nie rozmawiałem ani nie czułem presji związanej z kolejnym zadaniem. Po raz pierwszy od dłuższego czasu po prostu się zatrzymałem. W czasie godzin spędzonych w zatłoczonym kościele mogłem jedynie poddać się otaczającej mnie modlitwie.
Czułem się zespolony z otaczającymi mnie ludźmi, a zarazem całkowicie sam na sam z Panem. Prosiłem Boga o pomoc, o oświecenie, o siłę do działania. Podczas tego nabożeństwa po raz pierwszy zupełnie jasno pojąłem, w jakiej znalazłem się sytuacji. Musiałem uznać własną niezdolność do wygrania tej walki. Dostrzegłem też wyraźnie kroki, które powinienem poczynić, by dokonać zmiany. Co najważniejsze, poczułem potrzebę sięgnięcia po czyjąś pomoc. Czułem, że muszę otwarcie podzielić się moim problemem z kimś kompetentnym i mądrym, kto mnie zna i wie, co przeżywam. Zrozumiałem, że muszę dać się prowadzić.
Po powrocie do domu wszedłem do kaplicy. Siedziałem tam z dziennikiem w ręku i spisywałem to, co zrozumiałem podczas nabożeństwa. Następnego dnia zacząłem wprowadzać swoje postanowienia w życie. Ów wieczór łaski stał się w moim życiu pod wieloma względami punktem zwrotnym; im dalej od tego wydarzenia, tym większą wdzięczność odczuwam na jego wspomnienie. Dzisiaj myślę, że ów dar łaski i wszystko, co z niego wynikło, wiązało się w jakiś sposób z najgłębszą przyczyną oporów doświadczanych podczas rachunku sumienia. Myślę, że rachunek sumienia w swym najgłębszym wymiarze otwiera się przed nami wówczas, gdy zaakceptujemy własną bezsilność i pojmiemy potrzebę bycia prowadzonymi przez Pana. Wówczas budzi się w nas głębokie pragnienie podążania codziennie drogą, którą nam wskazuje; wówczas wiemy, że potrzebujemy codziennej modlitwy rachunku sumienia, która pomoże nam odnaleźć tę drogę.
Tego wieczoru rachunek sumienia sam „mnie znalazł”. Te dwie i pół godziny były dla mnie czasem modlitwy rachunku sumienia. Ze względu na nasze dalsze rozważania omówię ów wieczór, dzieląc go na pięć kroków, za pomocą których święty Ignacy opisuje rachunek sumienia, kroków, których nauczyłem się wiele lat wcześniej, nie pojmując jeszcze ich bogactwa.
Gdy modliłem się w kaplicy uniwersyteckiej, prosiłem Pana o światło i siłę (krok drugi). Modląc się, zastanawiałem się nad swoją ówczesną sytuacją i związanymi z nią poruszeniami serca (krok trzeci). Planowałem przed Panem kroki, które miałem podjąć następnego dnia (krok piąty). Wdzięczność (krok pierwszy) obecna była już na początku w pokoju, który ogarnął mnie wraz z jasnością rozeznania. Wdzięczność tę odczuwam coraz bardziej, im dłużej wspominam ów wieczór; teraz dochodzi do niej świadomość licznych błogosławionych skutków tamtego doświadczenia. Czwarty krok (prośba o przebaczenie) nie był wówczas obecny w moim umyśle i sercu. Być może było na to jeszcze za wcześnie. Prawdopodobnie, przynajmniej częściowo, wciąż zmagałem się z przyjęciem miłującego przebaczenia Boga, wzbraniając się przed Jego pełnym szacunku, ożywczym uściskiem, który pojmowałem wówczas raczej jako przyznanie się do własnej całkowitej porażki.
Podobne doświadczenia uczą mnie też, że rachunek sumienia jest darem Bożym, że rzeczywiście jest on dziełem łaski, a nie tylko owocem ludzkich starań i wysiłków. Rachunek sumienia to sposób, w jaki jesteśmy stale do dyspozycji Boga, który swoim światłem i miłością może uleczyć naszą ciemność i wskazać nam drogę do rozwoju duchowego. Tyle może się zmienić, jeśli codziennie otworzę się w ten sposób na głos Boga.
Najgłębsze pragnienie ludzkiego serca
Dziś wiem też, dlaczego właśnie ta forma modlitwy ma tak ogromne znaczenie. Rachunek sumienia można z pewnością uznać za odrębną formę modlitwy. Pragnienie rachunku sumienia rodzi się z jeszcze głębszego pragnienia. Owo fundamentalne pragnienie wyrażają na przykład słowa Juliany z Norwich przytoczone na początku tego rozdziału. Stwierdzenia podobnej treści spotykamy często na kartach Pisma Świętego:
Boże, Ty Boże mój, Ciebie szukam;
Ciebie pragnie moja dusza,
za Tobą tęskni moje ciało
(Ps 63, 1)10.
Podstawą tego pierwotnego pragnienia jest miłosne pragnienie komunii życia z Bogiem, który nas kocha. Pragnienie to podsycają różne formy modlitwy, takie jak rozważanie Pisma Świętego, modlitwa liturgiczna czy czytania duchowe. Modlitwa rachunku sumienia jest jednak modlitwą szczególną; polega ona na konkretnym szukaniu sytuacji każdego dnia, w których ujawnia się miłość Boga, sytuacji, w których Bóg mnie dzisiaj prowadzi, na rozeznawaniu, co we mnie może stawiać opór Jego przewodnictwu, na odkrywaniu wzrastania, do którego Bóg wzywa mnie jutro, by to głębokie pragnienie zostało jeszcze pełniej nasycone. Nic w życiu duchowym nie może zastąpić modlitwy, która zmierza ku tej świadomości codziennego przewodnictwa Boga w naszym życiu.
Pewna kobieta opowiedziała mi o modlitwie, którą zaczęła praktykować w wieku pięciu lat. Nikt jej tej modlitwy nie uczył; po prostu zaczęła spontanicznie modlić się w ten właśnie sposób. Bóg i Jego miłość do niej były dla niej czymś bardzo realnym. Co wieczór przed snem klękała przy oknie w swoim pokoju i odmawiała Ojcze nasz. Następnie wybierała jakieś pouczenie, coś, co matka powiedziała jej w ciągu dnia – na przykład: „Nie mów źle o innych” – i pytała Boga: „Czy dzisiaj to robiłam?”. Jeśli stwierdzała, że tego dnia o nikim źle nie mówiła, cieszyła się. Jeśli zauważała, że to robiła, smuciła się i prosiła Boga o wybaczenie. Następnie szła spać w bliskiej komunii z Bogiem, którego miłości była pewna.
Opowiedziała mi też, jak pewnego dnia biegała razem z kolegami i koleżankami. Jedna z dziewczynek nie nadążała za resztą, więc ją zostawili i pobiegli dalej. Widziała smutek na twarzy tej dziewczynki. „Gdy modliłam się wieczorem przy oknie, Bóg powiedział mi, że nigdy nie powinniśmy ranić innych naszymi siłami i darami; powinniśmy używać ich do pomocy innym”. Nigdy nie zapomniała tego, co Bóg jej wtedy powiedział. Wspomnienie tamtego przeżycia i pragnienie życia słowem Bożym, które wówczas usłyszała, wciąż poruszają ją do łez, gdy o tym mówi.
Ów zwyczaj wieczornej modlitwy, jak twierdzi, zrodził się w niej w sposób naturalny, spontaniczny i bezrefleksyjny. Był to jej sposób rozmowy z Bogiem.
Modliła się w ten sposób co wieczór aż do dwudziestu paru lat. Gdy po trzydziestce usłyszała po raz pierwszy o duchowości ignacjańskiej i o rachunku sumienia, powiedziała w duchu: „Panie, czuję się, jakbym wróciła do domu. To samo robiłam całe życie, od czasu gdy byłam pięcioletnim dzieckiem. Sformułowanie «rachunek sumienia» po prostu nazywa coś, co robiłam zawsze”.
Także tę kobietę „znalazł” rachunek sumienia.
Sądzę, że rachunek sumienia odnajduje nas wówczas, gdy nasze serce woła: „Boże, Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało”. To najgłębsze pragnienie budzi w nas inne pragnienie: pragnienie słyszenia głosu Boga przez cały dzień i odpowiadania nań ze wszystkich sił, całą duszą, całym sercem i umysłem (Mk 12, 30). Serce, które tak woła, chce „czuwać” (Mt 25, 13), chce być zawsze „uważne i czujne” (Mk 13, 33), rozeznając czas nadejścia Pana, którego kocha. To serce pragnące spotkać Boga, który jest Emmanuelem (Mt 1, 23), który jest z nami zawsze, dzień po dniu, w każdej chwili naszego życia (Mt 28, 20). Takie serce pragnie modlitwy, którą święty Ignacy, w naszej tradycji duchowej, nazywa rachunkiem sumienia.
Święty Ignacy – podobnie jak w innych kwestiach – nadaje tu konkretną formę pragnieniu, które zawsze obecne jest w naszych sercach. Choć jego wołanie może niekiedy tłumić pośpiech i ciężar stojących przed nami zadań czy problemów, to ono zawsze w nas żyje, mimo że nie zawsze daje o sobie znać. Gdy pozostaje niespełnione, nasze serce wie, że brak mu czegoś ważnego, i tęskni za nową głębią i za bliższą komunią z Bogiem w codziennym życiu. Ostatecznie przecież każde ludzkie serce woła: „Ciebie pragnie moja dusza, za Tobą tęskni moje ciało”. Opisując rachunek sumienia, święty Ignacy po prostu wyraził coś, czego pragnie nasze serce, coś, co – choć może mniej świadomie i mniej konsekwentnie – zawsze czyni: nieustannie, w zgiełku i bogactwie wrażeń, w radości i w strachu, w nadziei i w bólu, w lęku i w cudzie codziennego życia nieustannie szuka ono Boga, który jako jedyny może w pełni zaspokoić jego tęsknotę. Ignacjański rachunek sumienia jest po prostu środkiem, cudownie skutecznym narzędziem służącym codziennemu zaspokajaniu tego pragnienia.
Uczenie się rachunku sumienia
Pisząc tę książkę, spotkałem ludzi, którzy opisywali swoje osobiste doświadczenia związane z rachunkiem sumienia. Ich relacje znajdziemy na kartach tej książki. Są wśród nich osoby różnych stanów i powołań: ludzie świeccy, siostry zakonne, kapłani i małżonkowie. Wszystkim jestem głęboko wdzięczny. Wiele nauczyłem się od nich o rachunku sumienia.
Nauczyli mnie, iż myliłem się, sądząc, że jedynie niewielu ludzi rzeczywiście wytrwale i owocnie modli się rachunkiem sumienia.
• Pewna zamężna kobieta powiedziała mi, że modli się rachunkiem sumienia od pięćdziesięciu lat.
• Inna kobieta, matka czworga dzieci, wyznała, że modli się nim regularnie od chwili, gdy usłyszała o nim siedemnaście lat temu.
• Pewien lekarz powiedział mi, że od dwudziestu trzech lat próbuje modlić się rachunkiem sumienia.
• Pewne małżeństwo opisało mi swoją trwającą od dnia ślubu praktykę cowieczornej modlitwy rachunku sumienia.
• Kapłani, zakonnicy i zakonnice bardzo prosto przyznawali się do wieloletniej, wiernej modlitwy tego rodzaju.
Niekiedy moje pytania o ich wytrwałość na modlitwie budziły wręcz zaskoczenie; codzienna modlitwa rachunku sumienia wydawała się moim rozmówcom po prostu oczywistą praktyką, nieodzowną częścią ich codziennego trwania przed Panem. Uważali, że to coś normalnego i powszechnego, nie wyobrażali sobie życia bez codziennego rachunku sumienia.
Od tych wiernych ludzi dowiedziałem się też, że nie tylko ja doświadczałem zmagań z rachunkiem sumienia połączonych z gorącym pragnieniem praktykowania go. Niektórzy musieli bardzo się starać, by móc praktykować tę modlitwę. Inni na początku uznawali ją za coś osobliwego, dopiero z czasem odkryli ją dla swych osobistych doświadczeń. Jeszcze inni czuli, że rachunek sumienia dotyka ich głębokich zranień; po tym uzdrowieniu praktyka rachunku sumienia stawała się radośniejsza i pełna nadziei, prowadząc do duchowego wzrostu. Niektórzy z moich rozmówców, od wielu lat wytrwale modlący się rachunkiem sumienia, wyrażali pragnienie pogłębienia tej modlitwy i nie wiedzieli, jak tę głębię osiągnąć. W tej książce powiemy o takich właśnie zmaganiach: przyjrzymy się ich przyczynom, zastanowimy się nad ich sensem w świetle opatrznościowej miłości Boga w naszym życiu i nad krokami, które należy podjąć, by usunąć powodujące je przeszkody.
–––––––––––––––––––––––
Odkrywam, że gdy wytrwale praktykuję tę modlitwę,
wnosi ona w moje życie wiele błogosławionych skutków.
–––––––––––––––––––––––
Rachunek sumienia wciąż nie jest dla mnie czymś łatwym. To, że uczę go innych, a jeszcze bardziej to, że o nim piszę, mobilizuje mnie do pełniejszego „poddania się” doświadczeniu, jakie stanowi. Dość często, gdy nadchodzi pora rachunku sumienia, nadal trudno mi jest odłożyć na bok inne zajęcia i zastanowić się przed Panem nad dniem, który mija. Czasem zwlekam zbyt długo i zmęczenie utrudnia modlitwę. W jeszcze głębszym wymiarze wciąż zbyt często opieram się wezwaniu do oddania władzy nad moim życiem, nie chcąc dać się prowadzić Panu. Czy zmagania te nie ustaną? Jeśli z przeszłości wolno wnioskować o tym, co będzie, to prawdopodobnie nie.
Coś jednak się zmieniło. Dzięki łasce studiów, nauczania i pisania o rachunku sumienia, a przede wszystkim dzięki świadectwom innych, którzy tak wytrwale i wiernie go praktykują, dziś wiem coś, czego nie wiedziałem trzydzieści lat temu: rachunek sumienia nie jest marginalną częścią życia modlitwy. Lepiej rozumiem teraz, dlaczego sam święty Ignacy modlił się nim tak wytrwale i dlaczego uważał go nawet za najważniejsze „ćwiczenie duchowe”. Wiem, że z jego osobistych doświadczeń i tekstów, w których pisał o rachunku sumienia, mogę się wiele nauczyć. Wiem, że może mi pomóc wzrastać w tej modlitwie duchowego czuwania, którego, mimo wszelkich powierzchownych oporów, rzeczywiście pragnę.
Odkrywam, że gdy wytrwale praktykuję tę modlitwę, wnosi ona w moje życie wiele błogosławionych skutków. Podobieństwo między ćwiczeniami fizycznymi a duchowymi, na które wskazuje święty Ignacy, jest realne (Ćd 1). Gdy ćwiczę regularnie, zaczynam pragnąć ćwiczenia fizycznego, które wykonuję, i odczuwam jego brak, gdy je opuszczam. Coś podobnego dzieje się także w przypadku rachunku sumienia. Im wytrwalej się nim modlę, tym bardziej go pragnę i tym bardziej brak mi go, gdy jestem zbyt „zajęty” czy zbyt „zmęczony”, by się nim modlić.
Gdy wytrwale modlę się rachunkiem sumienia, czas przeznaczony na tę modlitwę staje się czasem pokoju wolnym od pośpiechu dnia codziennego. Łączy się on z innymi momentami modlitwy, dzięki czemu, pomimo częstych roztargnień, łatwiej mi trwać przed Panem w ciągu dnia.
Poprzez modlitwę rachunku sumienia lepiej uświadamiam sobie dary, których Bóg tak hojnie udziela mi w ciągu dnia. Powoli zaczynają one do mnie przemawiać, mówiąc o bardzo realnej miłości.
Zaczynam zauważać „małe” rzeczy, które mimo to są istotne. Dostrzegam na przykład, że wysiłek, jaki wkładam w dotarcie do kogoś, owocuje uniesieniem serca. Przypominając sobie to doświadczenie i zastanawiając się nad nim, ku swojemu zdziwieniu odkrywam, że odczuwam teraz mniejszy opór wewnętrzny przed spotkaniami z osobami, które kiedyś wydawały mi się odpychające. Uświadomiwszy to sobie, mogę planować podobne postępowanie wobec tych i innych osób, jeśli Pan doda mi odwagi. Modlitwa rachunku sumienia wnosi coś nowego w moje duchowe nastawienie.
Szybciej też zauważam, kiedy się boję i kiedy zbyt mocno na coś nalegam. Wyznaję to Panu podczas rachunku sumienia, prosząc o światło i siłę niezbędne do wzrastania. Wzrost ten nie zawsze jest łatwy… Dowiaduję się też coraz więcej o moim życiu modlitwy, o nawykach, które mi w nim pomagają i o tych, które przeszkadzają mi się modlić. Mogę wówczas formułować trafne sądy o moim życiu duchowym.
Wiem wreszcie, że ta odrobina wiedzy, którą zdobyłem, badając rachunek sumienia, jest zaledwie pierwszym małym i niepewnym krokiem, dzięki któremu staję u progu bezmiernej, coraz to większej dziedziny doświadczeń, pełnych duchowego piękna. Wiem, że będę mógł stawiać tu kolejne kroki, jeśli tylko pozwolę prowadzić się Panu.
Wiem, że tą samą drogą szedł kiedyś święty Ignacy. Przekroczywszy próg wytrwałego, systematycznego codziennego rachunku sumienia, zaszedł daleko w głąb świata ducha, odnajdując Boga we wszystkim. Czerpiąc ze swoich doświadczeń, w sposób wyjątkowy w naszej tradycji duchowej, opisał przebytą drogę, wyjaśniając nam modlitwę rachunku sumienia.
Na kartach tej książki razem ze świętym Ignacym będziemy tą drogą wędrować. Będziemy wsłuchiwać się w jego świadectwo i zgłębiać jego nauki o modlitwie rachunku sumienia. Te doświadczenia i nauki także nam mogą otworzyć owe duchowe drzwi. Bóg, którego szukamy i którego pragnie nasza dusza, wzywa nas, byśmy przez nie przeszli, i czeka na nas z darem jasnej świadomości duchowej oraz z uściskiem swojej miłości.
ROZDZIAŁ DRUGI
Dzień ze świętym Ignacym
Każdego rana pobudza me ucho,
bym słuchał jak uczniowie.
Iz 50, 4
Stopniowy wzrost
Nasze przybliżenie i wyjaśnianie modlitwy rachunku sumienia zaczniemy od towarzyszenia świętemu Ignacemu w jego codziennym doświadczeniu tej modlitwy. Spędzimy z nim kolejne godziny jednego dnia, który opisał w Dzienniku duchowym. W dniu, który z nim spędzimy – 12 marca 1544 roku – Ignacy Loyola miał pięćdziesiąt trzy lata i od dawna już poświęcał się wiernej służbie Bogu, którego kochał. Na tym etapie życia dzięki współdziałaniu łaski Bożej z jego własnym, inspirowanym przez łaskę wysiłkiem udało mu się wyrobić w sobie precyzyjną wrażliwość na działanie Boga w swoim sercu. Jak zobaczymy, godzina po godzinie wyraźnie i dobitnie uświadamiał sobie działanie Boga, który nim kieruje, i własne reakcje na Jego inicjatywy, nieustannie, całym sercem i ze wszystkich sił (Mt 22, 37) starając się poddać temu przewodnictwu.
Wrażliwość ta nie przyszła jednak od razu. Głęboka wrażliwość świętego Ignacego na Boże natchnienia przyszła z czasem. Jak dowiadujemy się z Opowieści Pielgrzyma – autobiografii świętego Ignacego – choć po nawróceniu w rodzinnym zamku w Loyoli jego serce było szczerze oddane Bogu, czekały go okresy niepewności i mroku. Na początku drogi, stojąc w obliczu wyboru, „znużony badaniem tego, jak należałoby postąpić, nie znajdując pewności, na co się zdecydować”11, Ignacy po prostu pozwolił wybrać drogę mulicy, na której jechał, uznając wybór swojego wierzchowca za znak woli Bożej. Był to oczywiście etap, na którym Ignacy musiał się jeszcze wiele nauczyć o rozeznawaniu i o rachunku sumienia.
Podczas następnych kilku miesięcy spędzonych w Manresie Ignacy dokonywał niemądrych wyborów w kwestii swoich praktyk duchowych: duchową równowagę osiągnął dopiero dzięki refleksji i pomocy innych12. Ten proces wzrostu trwał; świadomość Ignacego i zdolność do reagowania na wewnętrzne natchnienia duchowe rozwijały się, osiągając dojrzałość, którą widać w jego Dzienniku duchowym, w zapiskach z roku 1544. Jednak – jak zobaczymy – nawet w roku 1544 nie obyło się bez wewnętrznych zmagań.
Zarówno u Ignacego, jak i u każdego z nas wzrost modlitwy rachunku sumienia dokonuje się stopniowo i trwa wiele lat. W przypadku świętego Ignacego w jego relacji z 12 marca 1544 roku widać owoce lat wytrwałej modlitwy i gotowości na przyjęcie łaski. Doświadczenia tego dnia, spisane w Dzienniku duchowym, dają nam doskonałe wyobrażenie o mocy, jakiej wytrwale praktykowany rachunek sumienia udziela wszystkim, którzy podążają drogą rozwoju duchowego.
Początek dnia
W środę 12 marca 1544 roku Ignacy obudził się i, jak to miał w zwyczaju, rozpoczął dzień od cichej modlitwy. Mieszkał wówczas w Rzymie wraz ze swymi współbraćmi z Towarzystwa Jezusowego. Później tak opisał przebieg swojej „zwyczajnej” porannej modlitwy tego dnia:
W zwyczajnej modlitwie dość znaczna pobożność, a od połowy i dalej wielka, jasna, świetlista i jakby gorąca (Dziennik duchowy, s. 347)13.
Dzień duchowy świętego Ignacego rozpoczyna się od modlitwy wypełnionej poczuciem obecności Boga, która, począwszy od „połowy”, staje się coraz obfitsza i coraz gorętsza; zaczyna jej wówczas towarzyszyć poczucie jasności i światła. Dzień świętego Ignacego zaczyna się więc od radosnej świadomości Boga w modlitwie.
Doznawszy błogosławieństwa w modlitwie, święty Ignacy przechodzi do codziennych zajęć. Świadkowie twierdzą, że dla Ignacego były to dni intensywnej pracy, niemal ponad siły. Jerónimo Domènech, jeden ze współtowarzyszy świętego Ignacego, pełniący wówczas funkcję jego sekretarza, napisał do towarzyszy w Hiszpanii, opisując działania rzymskiej wspólnoty w tamtych tygodniach14. Według jego relacji przez cztery miesiące Ignacy był bardzo chory; Domènech pisał do swych współbraci, by ulżyć Ignacemu cierpiącemu z powodu „ciągłej choroby” (s. 285), uwalniając go od jednego z obowiązków.
–––––––––––––––––––––––
Mimo głębokiego strapienia święty Ignacy bacznie
śledził swoje doświadczenia wewnętrzne.
–––––––––––––––––––––––
Pomimo złego stanu zdrowia święty Ignacy nie przestawał zajmować się wieloma sprawami zarówno w swojej wspólnocie, jak i poza nią. Pracował nad zapewnieniem pomocy sakramentalnej umierającym w Rzymie; starał się też w tym mieście o otwarcie domu, który miał służyć kobietom znajdującym się w trudnej sytuacji życiowej. Jego towarzysze na prośbę władz miasta przyjęli do swego domu kilku mężczyzn, chcąc pomóc im pojednać się z Kościołem; jeden z nich, nim z pomocą Ignacego doznał głębokiej przemiany serca, zadał mu poważny ból. Udzielali też pewnej liczbie osób Ćwiczeń duchowych. Ojciec Święty przekazał im kościół świętego Andrzeja; dostosowywali również do swoich potrzeb przylegający do niego dom. Jak pisze Domènech: