11,99 zł
Dove Cavendish dowiaduje się, że nowym klientem jej kancelarii prawniczej będzie Gabriel Silva. Sześć lat temu mieli się pobrać, ale jej ojciec zapłacił mu za to, żeby ją zostawił. Dove nie rozumie, dlaczego Gabriel wrócił, dlaczego chce, by to ona go reprezentowała, i dlaczego to on ma żal za wydarzenia sprzed lat. W jeszcze większą konsternację wprawia ją to, że mają pracować nad sprawą we dwoje na jego jachcie, na Morzu Śródziemnym…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 143
Louise Fuller
Musimy sobie coś wyjaśnić
Tłumaczenie:
Ewa Pawełek
– Dzień dobry, pani Cavendish, czy miała pani udane wakacje?
Dove Cavendish, nie zwolniwszy kroku, zwróciła się do młodej sekretarki, której powitanie wdarło się niespodziewanie w jej myśli.
– Tak, dziękuję, Mollie.
– Wybrała pani najlepszy moment na urlop – kontynuowała sekretarka, podążając za Dove. – W środę z powodu kolejnego strajku metra wielu z nas miało problem, żeby dotrzeć do biura. – Mollie zawahała się. – Och, i mamy nowego klienta. Nie wiem, czy pani słyszała, nazywa się…
Dove zbyła ją krótkim i niecierpliwym skinieniem głowy.
– Tak, tak, wiem. – Tylko tyle jej otumaniony umysł był w stanie wymyślić.
Zimny dreszcz przebiegł jej po plecach, a policzki pokryły się szkarłatnym rumieńcem. Oczywiście, że wiedziała, jak nazywał się człowiek, który pojawił się ponownie w jej życiu tylko w jednym celu – żeby się zemścić. Chociaż buzowały w niej emocje, potrafiła zachować obojętny wyraz twarzy. Nie zamierzała poddawać się złym myślom. Dorastając w domu wiecznie kłócących się rodziców, gdzie pełniła funkcję rozjemcy i bufora konfliktów, bardzo wcześnie nauczyła się panować nad emocjami i skupiać na rozwiązaniu problemów. Może dlatego była taka skuteczna jako prawnik w korporacji. Nawet dziś, chociaż jej starannie budowany świat legł w gruzach, niczego nie dała po sobie poznać. Kiedy poprzedniego dnia zadzwonił do niej szef, Alistair, była w trakcie rozpakowywania się. Po rozmowie nie była w stanie już niczym się zająć, zdruzgotana wiadomością. Walizka została w sypialni na podłodze otwarta na oścież, a ona rzuciła się na łóżko, ukrywając twarz w dłoniach. Gabriel Silva zatrudnił kancelarię Cavendish i Cox, by czuwała nad fuzją jego firm. Gabriel Silva…
Czekając razem z Mollie na windę, patrzyła na zmieniającą się numerację. Nie chciała myśleć o tym człowieku, ale jej umysł nie był w stanie się obronić. Gabriel Silva miał zaledwie trzydzieści lat, a już był prawdziwą legendą świata korporacji. Najlepszy wśród najlepszych, najgroźniejszy drapieżnik w ocenie rekinów i potworów: bezlitosny, nieustępliwy, bez cienia zmęczenia podążał za swoją ofiarą i pożerał za jednym razem. W ten sposób, od zera zbudował odnoszącą gigantyczne sukcesy firmę, jedną z najlepszych na rynku. Ale to nie z tego powodu ogarnęła ją panika na myśl, że będzie musiała z nim współpracować. Sześć lat wcześniej Gabriel zakończył ich związek i złamał jej serce. Właściwie to rozbił je na tysiąc kawałków. Gdyby chodziło tylko o to, że ją zostawił… On zrobił to za pieniądze, które dostał od jej ojca, Oscara. Zasilił sobie porządnie konto i zniknął z jej życia, pozostawiając ją w rozpaczy. A teraz powrócił, jakby nic się nie stało.
Poczuła dławiący ucisk w gardle. Ból odrzucenia był tak samo dotkliwy jak sześć lat temu.
– To całkiem ekscytujące, prawda? – Mollie nie dawała za wygraną. W jej oczach błyszczał zachwyt. – Sprawdziłam, co o nim piszą w internecie. Prawdziwa gwiazda biznesu. W ciągu zaledwie kilku lat osiągnął gigantyczny sukces. Jest naprawdę dobry…
Nie, nie jest – pomyślała Dove. Drgnęła, gdy drzwi windy się otworzyły. W Gabrielu nie było nic dobrego i nic prawdziwego. Wszystko – każde słowo, gest, uśmiech, dotyk – było fałszem. Potrafił grać, starannie przywdziewał maskę zakochanego, a ona się na to złapała. Chwyciła przynętę. Jak każda inna kobieta wpadła po uszy. Dała się uwieść błękitnym oczom, pięknemu uśmiechowi i zapłaciła za to najwyższą cenę. A raczej jej ojciec zapłacił. I to właśnie bolało najbardziej: świadomość, że Gabriel nigdy jej nie kochał, a miłość zamienił na walutę. W tym całym nieszczęściu był tylko jeden pozytyw. Ich związek był tajemnicą, nikt poza Oscarem nie wiedział, że się spotykali, a ojciec zmarł miesiąc po odejściu Gabriela, toteż upokorzenie, którego doświadczyła, należało tylko do niej. Mogła zwierzyć się matce, szukać u niej pociechy, ale nie potrafiła się na to zdobyć. Olivia byłaby zdruzgotana, a Dove nie chciała, by cierpiała. Jej matka sama wycierpiała się z powodu nietrafionej miłości do jej ojca.
Dove znała historię małżeństwa rodziców. Początki przypominały romansową powieść. Piękna, zamożna amerykańska dziedziczka Olivia Morgan i przystojny Anglik z wyższych sfer, Oscar Cavendish. Niestety, zaledwie kilka tygodni później sielanka się skończyła, a zaczął się dramat. Dom zaczęli nachodzić wierzyciele, którzy domagali się uregulowania rachunków, także tych za drogi pierścionek zaręczynowy. Oscar nie miał pieniędzy, a on – arystokrata, nie zamierzał brudzić swoich czystych i białych rąk pracą. To było dobre dla plebsu, ale nie dla Cavendisha. I tak się zaczęło długie i wołające o pomstę do nieba małżeństwo. Matka wielokrotnie przestrzegała Dove, by nie popełniła tego samego błędu, by nie ulegała chwilowemu zauroczeniu. Żeby kochać, trzeba kogoś dobrze poznać.
Oparła się plecami o ścianę. Winda ruszyła z mozołem w górę, skrzypiąc głośno. Bez wątpienia potrzebowała modernizacji, podobnie jak wnętrza kancelarii, ale klienci nie przychodzili do firmy Cavendish i Cox dla marmurów i luksusowych mebli. Przychodzili, bo potrzebowali prawnika, któremu można bezgranicznie zaufać, potrzebowali kogoś takiego jak Alistair Cox. Pytanie, czego tu szukał Gabriel Silva?
Czując na sobie wzrok Mollie, starała się zapanować nad mimiką twarzy.
– No cóż… – podjęła Dove. – Myślę, że to dobrze dla naszej kancelarii. Nie powinnaś sobie jednak zbyt wiele obiecywać, Mollie. Będziemy mieć raczej do czynienia z ludźmi pana Silvy, a nie z nim samym.
– Być może, ale pewnie pokaże się tutaj, przynajmniej raz. – Mollie uśmiechnęła się nieśmiało. – Ze wszystkich kancelarii wybrał nas, a to oznacza, że jesteśmy najlepsi, prawda? Inaczej by nas nie zatrudnił, nie sądzisz?
I znów pojawiło się pytanie, którym się dręczyła. Dlaczego ich wybrał? Czy kancelaria Cavendish i Cox rzeczywiście była najlepsza? Na pewno cieszyli się renomą z dawnych lat. Konkurencję mieli silną, ale nazwa kancelarii nadal budziła zaufanie i szacunek. Z drugiej strony to była mała, rodzinna kancelaria. Zbyt mała i zbyt tradycyjna dla rekina biznesu Gabriela Silvy. To do niego nie pasowało. Nagle w jej pamięci odżyły wspomnienia. Zalane słońcem, mokre ciało mężczyzny wtulone w jej ciało. Ciepła, wilgotna skóra, przyspieszony oddech, jego dłonie na jej plecach… Oni bez wątpienia do siebie pasowali. Przynajmniej w łóżku. Byli niczym dwa kawałki puzzli, uzupełniające się wzajemnie.
– Nie wiem, Mollie, dlaczego to my zostaliśmy wybrani, ale najważniejsze, żebyśmy robili swoje – rzekła i odetchnęła z ulgą, gdy winda się zatrzymała. Nie mogła już wytrzymać trajkotania sekretarki. – Miłego dnia, Mollie.
– Dobrze, że jesteś! – zawołał na widok Dove Alistair Cox. – Nie rób takiej miny, nie spóźniłaś się. On dopiero przyjechał. – Mężczyzna poprawił na nosie okulary. Jego włosy, dawniej blond, teraz przyprószone były siwizną. W dłoni trzymał aktówkę.
– Kto przyjechał? – zdziwiła się.
Jej szef zmarszczył brwi.
– No jak to, kto? Gabriel Silva oczywiście.
Żołądek wykonał salto, a mimo to Dove zdobyła się na grymas ust, który miał być uśmiechem.
– Och, to wspaniale – zawołała z fałszywym entuzjazmem.
– Zjadę na dół i powitam go. Tu nad wszystkim czuwa Annabel. Musimy zrobić na nim dobre wrażenie.
Skinęła głową, wciąż uśmiechając się nieszczerze. Miała wrażenie, że opuściła ciało i patrzy na siebie z boku. Widziała kobietę, która ze wszystkich sił panuje nad ciałem, a mimo to drżą jej ręce i powieki.
– Tak jest, szefie.
– To biegnę. Zobaczymy się w sali konferencyjnej.
Fałszywy uśmiech zamarł na jej wargach.
– Jak to? – Czuła się jak ptak wrzucony do klatki. – Przecież nie jestem ci potrzebna. Sam wszystko załatwisz.
– Musisz być na spotkaniu, ponieważ tego zażyczył sobie pan Silva – tłumaczył cierpliwie. – Przecież mówiłem ci to wczoraj, jak dzwoniłem. Nie pamiętasz? On ponoć znał twojego ojca. Poznał go wiele lat temu. Silva wspominał, że podobno miło im się rozmawiało na temat jego przyszłości, czy coś takiego.
Dove zamarła.
– Nie wiem, co Oscar mu wtedy powiedział, ale najwyraźniej to było coś ważnego, co zmieniło życie Silvy. Pewnie dlatego wybrał naszą kancelarię. Z wdzięczności dla twojego ojca.
Ze strachu zaczęła się pocić. Nie miała pojęcia, co zaplanował Gabriel, ale z całą pewnością nie było to nic dobrego. Chciała wytłumaczyć Alistairowi, że nie może uczestniczyć w spotkaniu, że to ponad jej siły. Alistar by zrozumiał. Traktował ją jak córkę. Niestety, zanim zebrała się na odwagę, mężczyzna opuścił gabinet.
Zrobiło jej się niedobrze. To niemożliwe. Zaraz stanie twarzą w twarz ze swoją mroczną przeszłością. Niechętnie ruszyła do sali konferencyjnej, ale zatrzymała się w pół drogi. A gdyby tak uciekła? Mogła zniknąć, tak jak Gabriel zniknął przed laty. Coś w niej sprzeciwiło się takiemu pomysłowi. Dlaczego miałaby się ukrywać? Nie zrobiła nic złego. Gdyby uciekła, Gabriel uznałby, że nadal nie jest jej obojętny. I niestety miałby rację. Poza tym nie mogła zostawić Alistaira na lodzie. Czułby się zmieszany jej absencją.
Skrzyżowała ramiona na piersi, jakby próbowała się objąć. Wszystko będzie dobrze, powtarzała sobie. Może Gabrielowi wstyd jest za to, co wydarzyło się w przeszłości, i chce to naprawić? A może dla niego to po prostu zwykłe spotkanie biznesowe i ona nie ma z tym nic wspólnego?
Pospiesznie ruszyła do łazienki, związała rozpuszczone włosy w luźny kok i kilka razy zaczerpnęła powietrza, pochylając się nad umywalką. Przejrzała się w lustrze. Jasna koszula i granatowa spódnica prezentowały się nienagannie.
Zdecydowanym krokiem ruszyła do sali konferencyjnej, czując, jak mocno bije jej serce.
– Oto i ona! – zawołał serdecznie Alistair, gdy weszła do środka.
Skupiła wzrok na spokojnej i zarumienionej z emocji twarzy szefa, starając się jak najdłużej ignorować wysokiego mężczyznę stojącego po prawej stronie. Przeszłość naparła na nią z bolesną siłą, ale postanowiła, że nie da się pokonać. Uniosła wzrok i spojrzała na Gabriela Silvę. Zastygła, wstrzymując oddech. Nie powinna nic czuć. Blizny na sercu już dawno powinny się zabliźnić. Dlaczego to wciąż tak boli? Najchętniej odwróciłaby się na pięcie i uciekła z powrotem do łazienki, a najlepiej gdzieś na koniec świata. Nie widziała Gabriela sześć lat. Sześć długich lat! Utkwiwszy wzrok w jego twarzy, musiała przyznać, że nadal jest najprzystojniejszym mężczyzną, jakiego znała. Gęste, ciemne włosy, zmysłowe usta i te hipnotyzujące błękitem oczy. A jego ciało… Nigdy wcześniej nie widziała go w garniturze. Mężczyzna, którego znała, chodził w poprzecieranych na kolanach dżinsach i zwykłej koszulce polo. W tym nowym wydaniu Gabriel prezentował się inaczej. Było w nim coś groźnego i surowego. Żołądek Dove zalała fala gorąca. Spłynęły na nią emocje, które powinny były umrzeć w momencie, w którym Gabriel sprzedał ich związek za duże pieniądze. Miała ochotę się rozpłakać. Rozpacz i frustracja uderzyły jej do głowy. Nie chciała nic czuć. Ten mężczyzna był zimnym, wyrachowanym łotrem i zgodziła się na spotkanie z nim tylko przez wzgląd na Alistaira.
Zrobiła krok w przód, siląc się na spokój.
– Pani Cavendish. – Uśmiechnął się i właśnie ten uśmiech zaskoczył Dove, bo Gabriel, którego znała, ten rzekomo zakochany, rzadko się uśmiechał. Pozwalał sobie na radość jedynie w szczególnym momentach, jak wtedy, gdy podziwiali widok nad Dorset podczas sekretnego wypadu na weekend. Tym razem uśmiechał się inaczej. Wbił w nią wzrok z taką siłą, że o mało się nie przewróciła. Kiedyś, gdy cierpiała pogrążona w bólu po rozstaniu, wyobrażała sobie ich spotkanie. Przysięgła sobie, że będzie chłodna i obojętna i okaże mu wyłącznie pogardę.
– Panie Silva – rzekła spokojnie, wyciągnąwszy rękę na przywitanie. Zamierzała potrząsnąć krótko jego dłonią, ale kiedy ich palce się zetknęły, poczuła gorący dreszcz, zupełnie jakby polizały ją ostre i kłujące języki ognia.
– A więc to firma rodzinna – oświadczył Gabriel, rozluźniając uścisk. – Ale z tego, co mówił Alistair, zrozumiałem, że pani ojciec nie pracował tutaj?
– Nie – odparła, panując nad emocjami. – Uważał, że nie ma smykałki do interesów.
Tak naprawdę Oscar Cavendish był na tyle inteligentny, sprytny i bezwzględny, że bez trudu osiągnąłby sukces w wybranej przez siebie profesji, ale jemu nie w głowie była ciężka praca. Wolał czerpać zyski z udziałów w kancelarii prawniczej założonej przez swego dziadka.
– Być może nie miał smykałki – kontynuował Gabriel – ale gdyby nie on, nie stworzyłbym swojej pierwszej firmy. Można powiedzieć, że dzięki niemu jestem tu, gdzie jestem.
Oczywiście, pomyślała Dove z przekąsem. Wolał karierę od ich miłości. Może nawet od początku taki był jego plan i zbliżył się do niej tylko po to, żeby potem wziąć pieniądze od jej ojca za zerwanie. Bez względu na motywy, Gabriel przyjął pieniądze. Został opłacony, by złamać jej serce.
Jesteś z siebie dumny? Z tego, co zrobiłeś? Jakaś cząstka niej pragnęła bić tego aroganta w pierś i krzyczeć gorzkie, oskarżycielskie słowa. Taka reakcja jednak z powrotem wciągnęłaby ją w przeszłość, a ona nie chciała tam wracać. Nie chciała rozdrapywać ran, które nadal bolały.
– Cóż, dziękuję, że podzielił się pan ze mną tą miłą refleksją – powiedziała lekkim tonem. Odczuwała jednak głęboki niepokój. Gabriel patrzył na nią w dziwny sposób. Miała wrażenie, że jest małym zwierzątkiem, na które naciera olbrzymia ciężarówka, a ona jedyne, co może zrobić, to przylgnąć płasko do ziemi, sparaliżowana strachem. Nie zamierzała jednak dać się pokonać. Wyprostowała się, uniosła podbródek i rzekła swobodnie:
– Na pewno mają panowie ważne sprawy do omówienia. Czas wziąć się do pracy.
– Ależ oczywiście – zawołał Alistair, zupełnie nieświadomy napięcia, które wypełniło pokój. – Właśnie dlatego tu jesteśmy, żeby pracować.
Niezupełnie, pomyślał Gabriel, obserwując delikatny profil Dove. Jego cel był zupełnie inny. Przybył tu w jednym celu – aby się zemścić. Żeby to osiągnąć, musiał przejąć Fairlight Holdings. Kobieta stojąca przed nim miała także swój udział w zemście, chociaż zupełnie nie zdawała sobie z tego sprawy. Przyjdzie mu trochę poczekać na zwycięstwo, ale wiedział, że zemsta to danie, które najlepiej smakuje na zimno, dlaczego miałby więc przyspieszać bieg wydarzeń? Zamierzał delektować się każdą chwilą, która przybliżała go do celu. Do dziś pamiętał minę Oscara, gdy przepraszał go za „niestałość w uczuciach i zmienne serce” swojej córki. Jakie serce? Dove Cavendish była istną Królową Śniegu. Zamiast serca miała bryłę lodu. Musiał przyznać, że nadal była piękna, po prostu olśniewająca. Przypominała mitologiczną boginię z długimi blond włosami, błękitnymi oczami i eteryczną sylwetką. Raz go zwiodła i oszukała. O jeden raz za dużo. Teraz za to zapłaci.
Alistair wskazał miejsca przy stole konferencyjnym.
– W takim razie zaczynamy. Dove, dziękujemy ci, możesz już iść.
– Ależ nie – zaprotestował Gabriel. – Pani Cavendish musi zostać. Skoro to rodzinna firma, powinniśmy działać wspólnie.
Dostrzegł dziwny błysk w jej oku. Zupełnie jakby ogień zalśnił w srebrze. Patrzyła tak kiedyś, gdy spędzali wspólnie noce. Zastanawiał się, czy ma kogoś, ale na samą myśl, że jakiś obcy mężczyzna mógłby przyciskać jej ciało do swojego, ogarniała go wściekłość. To źle, że wciąż trawiły go tak żywe emocje. Dawno temu myślał, że on i Dove są przyjaciółmi, kochankami i bratnimi duszami. Pomylił się. Teraz z pewnością nie byli przyjaciółmi.
– Powinniśmy działać szybko, bo wkrótce informacja o tym, że chcę nabyć Fairlight Holdings, przedostanie się do publicznej wiadomości – oznajmił Gabriel.
– Fairlight Holdings? – Alistair uniósł krzaczaste brwi. – Znałem starego Angusa Balfoura. Zrobił trochę dobrych inwestycji w połowie lat dziewięćdziesiątych, ale według mnie popełnił błąd, ograniczając się do rynku lokalnego, i przestał być konkurencyjny.
Gabriel patrzył w spokojne, łagodne oczy Alistaira, ale myślami błądził wokół dwóch kobiet, które zniszczyły mu życie. Pierwszą była jego matka – Fenella Ogilvy, druga stała przed nim. Kiedyś Gabriel był bezradnym chłopakiem, który musiał godzić się z tym, co przynosił los. Teraz miał możliwości i pieniądze, żeby przeprowadzić to, co zamierzał.
– Dlatego ja radziłbym wybrać spółkę z większymi możliwościami – tłumaczył Alistair. – Mógłbym ci polecić…
– Może innym razem – zaprotestował Gabriel.
Alistair zdjął okulary i zaczął polerować szkła o mankiet koszuli.
– Czy mógłbym wiedzieć, dlaczego akurat tak bardzo zależy ci na Fairlight Holdings?
Gabriel rzucił mu beznamiętne spojrzenie. Jego zainteresowanie było wyłącznie natury osobistej. Mógł sobie pozwolić na wymierzenie sprawiedliwości, bo osiągnął szczyt. Posiadał udziały w mediach społecznościowych aplikacji Trill, kilka świetnie działających przedsiębiorstw, restauracji i nieruchomości w Nowym Jorku. Lubił przejmować podupadające firmy i przekształcać je w dochodowe interesy. To jednak nie z tego powodu chciał przejąć Fairlight Holdings. Przyczyna była jasna. Fanella, jego biologiczna matka, która porzuciła go zaraz po urodzeniu, była córką Angusa Balfoura. Miała udziały w firmie, podobnie jak dwójka jej dzieci, a syna zrobiła dyrektorem generalnym. Krótko mówiąc, Fairlight było starą, rodzinną firmą, podobnie jak Cavendish i Cox. Wiedział, że utrata rodowego dziedzictwa zawsze boli najbardziej. Fakt, że Fenella słabo znała się na interesach, czynił ją słabą i on zamierzał to wykorzystać. Zrobi jej to samo, co ona jemu. Pogrąży ją, zniszczy, a potem wymaże ze swojego życia, tak jak ona wymazała jego.
Wzruszył ramionami.
– Interesuje mnie każda okazja, żeby zarobić pieniądze – odparł nonszalancko.
Stojąca obok niego Dove wzdrygnęła się, a przynajmniej takie odniósł wrażenie. Jej twarz pozostała spokojna i opanowana.
W pewnym momencie ktoś zapukał do drzwi i po chwili asystentka Coxa weszła do gabinetu, uśmiechając się przepraszająco.
– Proszę o wybaczenie, nie chciałam przeszkadzać, ale jest ważny telefon do pana, panie Cox – oznajmiła, zwracając się do swojego szefa.
– Czy to nie może poczekać, Anabelle? Właśnie mamy naradę – rzucił lekko zniecierpliwionym tonem.
Gabriel uśmiechnął się szeroko.
– Nie krępuj się, idź i załatw, co masz załatwić. Przecież panna Cavendish może mi dotrzymać towarzystwa, to chyba nie problem, prawda? – spytał, zwracając się w jej stronę.
Na jeden krótki, ale jednak dostrzegalny moment zapadła cisza.
– Oczywiście, że nie – odparła z ledwie wyczuwalną niechęcią.
– Widzisz? – Gabriel ponownie spojrzał na Coxa. – Możesz się nie martwić. Wszystko jest w porządku.
– Skoro tak twierdzisz…
Gdy drzwi się zamknęły za Alistairem, w pokoju zapadła cisza.
Gabriel tyle razy wyobrażał sobie ten moment. Rozmyślał, co powie i jak się zachowa, a teraz w jego głowie panowała pustka. Powoli usiadł przy stole i sięgnął po szklaną butelkę wody mineralnej. Zwrócił wzrok w stronę okna.
– Piękny widok – stwierdził, ruchem głowy wskazując na rozłożyste drzewa w ogrodzie otaczającym budynek. Nie musiał patrzeć na Dove, by czuć jej napięcie.
– Po co przyjechałeś, Gabrielu? – spytała, zajmując miejsce po drugiej stronie stołu. Głos drżał jej od emocji, choć starała się to ukryć.
– Powiedziałem już, po co – odparł, wpatrując się w jej źrenice ze złotymi plamkami. Nie mógł nie zauważyć wściekłości w spojrzeniu, które mu posłała. – Kupuję Fairlight Holdings.
– I ze wszystkich kancelarii musiałeś wybrać akurat moją, żeby cię reprezentowała?
Uśmiechnął się. Wszystko zaplanował w najdrobniejszych szczegółach, to było oczywiste. To musiała być akurat ta kancelaria, żadna inna. Policzki Dove pokryły się rumieńcem. Poranne słońce muskające jej włosy przypominało brokat. Na chwilę wstrzymał oddech, przypominając sobie, jak łapał ją za te jasne pukle, odginał głowę i całował w usta. To jednak już należało do przeszłości.
– Powiedziano mi, że ludzie tutaj są skrupulatni, skuteczni i godni zaufania. – Rozejrzał się ostentacyjnie wokół po prostym i skromnie urządzonym wnętrzu. – Chociaż zaczynam myśleć, że może was przeszacowano.
W jej oczach błysnął gniew.
– Alistair jest najlepszym prawnikiem w Londynie – oświadczyła poniesionym głosem.
– Mogę w to uwierzyć, skoro bronisz go z takim zapałem. To ciekawe, bo lojalność nigdy nie była twoją mocną stroną. Ciekawe, czym Cox zasłużył sobie na takie przywiązanie.
– Czym? Może tym, że jest uczciwy, szczery i nie kłamie – wyliczała ze złością. – Chcę, żebyś zakończył tę farsę i opuścił kancelarię.
– Słucham?
– Masz wyjść.
– Nic z tego.
– Dobrze, w takim razie ja wyjdę – odpowiedziała, podnosząc się z miejsca. Omiótł wzrokiem jej długie nogi. Zawsze podziwiał jej smukłą, zgrabną sylwetkę. Nic się nie zmieniło. Właściwie mogłaby wyjść, ale tylko po to, by mógł popatrzeć, jak jej biodra kołyszą się zmysłowo w ołówkowej spódnicy. Kiedy przechodziła obok niego, poderwał się z krzesła i zagrodził jej drogę.
– Nic z tego – powtórzył stanowczo.
Wzdrygnęła się, cofając o krok.
– Nie jesteś moim szefem. Nie będziesz mi rozkazywał.
– I tu się pani myli, panno Cavendish – rzekł powoli. – Twoje nazwisko może i widnieje w nazwie kancelarii, ale nie znaczysz tu wiele. Jesteś zaledwie trybikiem w tej całej machinie.
Na chwilę w pokoju zaległa cisza.
– A ty jesteś oszustem – wypaliła dyszącym głosem. – I pewnego dnia wszyscy się o tym dowiedzą. Może i ma pan pieniądze, panie Silva, ale klasy i honoru za pieniądze się nie kupi.
Pogarda w jej głosie uderzyła w niego z całą siłą, ale przynajmniej nie udawała. Oto prawdziwa Dove Cavendish. Snobistyczna, arogancka kobieta, która prawdziwe cechy charakteru ukrywała niegdyś przed nim za słodkim uśmiechem.
– Poważne oskarżenia.
– Sama prawda.
– Widzę, że natrętnie nawiązujesz do tego, co wydarzyło się sześć lat temu. Sądziłem, że sprawa jest zakończona, ale coś mi się wydaje, że jednak tak nie jest. I jak myślisz? Co to oznacza?
– A skąd mam wiedzieć?
– A miałem cię za inteligentną dziewczynę.
Pokręciła przecząco głową.
– Nie wciągniesz mnie w żadną swoją chorą grę. Nie pracuję dla ciebie.
– Od teraz pracujesz – odparł z zimną satysfakcją. – Od tej chwili odpowiadasz za przejęcie Fairlight Holdings.
Dalsza część dostępna w wersji pełnej
Tytuł oryginału: Returning for His Ruthless Revenge
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2022
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2023 by Louise Fuller
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2024
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-672 Warszawa, ul. Domaniewska 34A
www.harpercollins.pl
ISBN: 978-83-8342-562-7
Opracowanie ebooka Katarzyna Rek