9,99 zł
W nocnym klubie w Segowii Luis Osorio poznaje Cristinę Shephard, z którą spędza namiętną noc. Następnego dnia Cristina zostaje mu przedstawiona w domu rodziców jako fotografka, która ma zrobić dla nich sesję zdjęciową. Luis nienawidzi dziennikarzy i fotografów. Postanawia zostać w Segowii dłużej, by mieć Christinę na oku i chronić przed nią rodziców…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 148
Tłumaczenie:Katarzyna Panfil
Luis Osorio zatrzymał swój motor Ducati na szczycie wzgórza i spojrzał na miasto rozświetlone późnopopołudniowym słońcem. Serce wyrywało mu się z piersi. Nareszcie w domu!
W Segowii, mieście swojego dzieciństwa.
Unikał go od pięciu lat, które ciągnęły się jak dożywocie.
Chociaż tak naprawdę to była lekka kara.
Poczuł zalew poczucia winy. Tego samego, które niemal powstrzymało go od powrotu do domu. Ale tym razem nie miał wyboru. Nie mógł opuścić sześćdziesiątych urodzin swojej matki, niezależnie od konsekwencji, jakie przyjdzie mu za to ponieść. Toteż zgodził się przylecieć rankiem w dzień przyjęcia, a w weekend wrócić do Kalifornii.
Urodziny matki wypadają tak naprawdę tydzień później i rodzice mieli nadzieję, że zostanie. I zostałby, tylko… oznaczałoby to zapomnieć o przeszłości i próbować celebrować teraźniejszość, której żadne z nich nigdy sobie nie wyobrażało i której w najmniejszym stopniu nie pragnęli. Nie mógł się z tym mierzyć. Ani nie wyobrażał sobie, że zdoła trzymać emocje na wodzy dłużej niż przez parę dni.
Wiedział, że rodzice będą zawiedzeni, ale musiał z tym żyć. Zacisnął usta. Rozczarował ich. I to bardziej, niż zdawali sobie sprawę…
Ale, nic im nie mówiąc, zmienił zdanie i przyleciał miesiąc wcześniej, niż zaplanowano. Kupił w Atenach motor i przejechał przez Europę – razem z Basem przyrzekli sobie zrobić taką wycieczkę. To był jedyny sposób, by uczcić pamięć Basa. Jego brata i najlepszego przyjaciela.
W trakcie lotu powiedział sobie, że to dobry czas, by wrócić. Pięć lat narzuconego samemu sobie wygnania wystarczy. Ale teraz, gdy tu był, wiedział, że sam siebie oszukiwał. Że nic – żadne słowa, żadne gesty – nie mogły odkupić tego, co zrobił.
Wsłuchując się w bicie swojego serca, powoli wypuścił oddech, a potem przekręcił manetkę gazu i pochylił się naprzód. Gdy przyśpieszał w dół drogi, czuł pracujący pod nim motor.
Po długiej pustce autostrady ulice miasta wydawały się wąskie i ruchliwe. Louis spojrzał na pięciogwiazdkowy hotel Palacio Alfonso VI. Kusiło go, by wynająć tam pokój, ale bardziej od olbrzymiego łóżka i prysznica z deszczownicą potrzebował anonimowości. A tu by jej nie zaznał.
To, czego szukał, znalazł po dwudziestu minutach jazdy, dalej od centrum. Ten hotel miał tylko dwie gwiazdki, ale był czysty i leżał na uboczu, a dueño też był motocyklistą. Nie tylko miał blokadę na motor, ale także zaofiarował się go doczyścić myjką ciśnieniową.
Dwie godziny później, po wzięciu prysznica i przebraniu się w czyste dżinsy i czarny T-shirt, Luis wyszedł na ulicę. Dueño dotrzymał słowa – pominąwszy kilka zadrapań, jego motor wyglądał tak, jak świeżo po opuszczeniu salonu. Wsiadł na niego i ruszył w stronę centrum.
Blask słońca zaczynał blednąć, gdy zaparkował motor i wmieszał się w tłum na chodniku. Nie wiedział, dokąd idzie, i nie przejmował się tym. Z przyjemnością wałęsał się po ulicach. To było takie znajome – ciepły wieczór, szmer rozmów i śmiechu, zapach pomarańczy i spalin.
To było tak, jakby ostatnie pięć lat nigdy się nie wydarzyło. Gdyby zamknął oczy, mógłby sobie wyobrazić, że Bas jest obok niego, że lada moment klepnie go w ramię i powie mu, żeby się rozpogodził, bo dziś pozna kobietę ze swych snów.
Zagubiony w myślach, patrzył niewidząco na skwer.
W dzieciństwie cztery lata różnicy wydawały się przepaścią. A jego starszy brat był dla niego najfajniejszą osobą na świecie. I nawet gdy dorośli, w jego myśleniu o nim nic się nie zmieniło. Bas wciąż był jego dużym bratem, zawsze w centrum, ze spojrzeniem uciekającym w stronę każdej pięknej dziewczyny, która przyciągnęła jego uwagę.
Gdy o tym myślał, jego wzrok skrzyżował się ze spojrzeniem ciepłych brązowych oczu. Przez ułamek sekundy żar – niespodziewany i wszechogarniający – rozpalił mu ciało. Uchwycił wyraziste rude włosy, gardłowy śmiech i długie, opalone nogi. A potem, tak po prostu, ta dziewczyna zniknęła w tłumie wlewającym się do nocnego klubu.
Patrzył za nią bez ruchu, a jego ciało znów przebiegł gorący dreszcz, który nie miał nic wspólnego z temperaturą powietrza. A potem zrobił coś, czego nigdy wcześniej nie robił. Pośpiesznie poszedł za nią.
Wewnątrz klub okazał się jednym z tego rodzaju miejsc, jakich normalnie unikał. Gorący, głośny i zatłoczony, z dress codem i strefą VIP. Mężczyźni byli tu wymuskani i zadbani, a kobiety w dwójnasób.
Ale wypatrzył ją od razu, gdy tylko przekroczył próg.
Jak mógłby jej nie dostrzec?
Nawet bez łuny bijącej od tych imponujących kasztanowych włosów i karmazynowych ust trudno jej było nie zauważyć ze względu na tłoczących się wokół niej młodych mężczyzn przypominających stado wygłodniałych kojotów.
Zgrzytnął zębami.
Jej kobiece krągłości obiecywały rozkosze, za które mężczyzna gotów byłby się bić gołymi pięściami, a ona była piękna i pewna swojego uroku. Celowo używała swojego ciała, by uwodzić. Poczuł ucisk w kroczu.
Okej, może to nie było zupełnie w porządku.
Jej jaskrawożółty top zakrywał ramiona i piersi, a szorty były w sumie skromne w porównaniu z tymi, jakie nosiła większość kobiet w klubie. Ale wciąż odkrywały zbyt wiele z jej długich nóg – nóg przedłużonych najwyższymi szpilkami, jakie kiedykolwiek widział. A teraz, będąc bliżej, dostrzegł, że top jest właściwie przezroczysty!
Generalnie była seksowna i miała tego świadomość.
Zupełnie nie w jego typie – a jednak za nią poszedł. Wciąż niezupełnie pewien, dlaczego to zrobił, Luis zdjął skórzaną kurtkę i przepchnął się do baru.
– Una sin.
Piwo bezalkoholowe. Prędzej wypiłby jakieś popłuczyny, niż złamał swój ślub. Nigdy więcej nie zaryzykuje powtórzenia tej utraty opanowania, która rozbiła jego świat.
Patrząc przed siebie, uniósł kufel do ust. Specjalnie usiadł tyłem do rudowłosej kobiety, ale chociaż jej nie widział, wciąż czuł każdy jej ruch. Mógł sobie wyobrazić jej rękę odgarniającą kosmyk włosów za ucho, niemal słyszał delikatny seksowny śmiech, który łudził ziszczeniem fantazji…
Nie mogąc się powstrzymać, spojrzał w lustro nad barem i zatrzymał wzrok na jej odbiciu. Natychmiast pożałował braku samokontroli, bo akurat w tej chwili śmiała się z czegoś, co powiedział jeden z mężczyzn, jej ręka otarła się o jego ramię, gdy się do niego nachylała.
Luis spoglądał ponuro. To musiał być jej chłopak – przynajmniej na tę chwilę. Reszta po prostu patrzyła i czekała. A może to ona patrzyła i czekała, który mężczyzna na sali jest gotów zrobić ruch.
Jego oczy zwęziły się, gdy sobie uświadomił, że to dotyczy także jego samego. Podobnie jak każdy mężczyzna w promieniu pięciu mil pragnął tego, co oferowała. Spoglądając przez ramię na grupę mężczyzn, czuł ich pożądanie emanujące na ciemny klub.
Czy mu się to podobało, czy nie, on sam nie był inny.
A jednak był inny.
Oczywiście, miewał dziewczyny. Jednak nigdy nie było to nic specjalnego. I to nie mogło się zmienić, bo bardziej niż na czymkolwiek zależało mi na pewności, a pewność i randki się wykluczały. Nie był amatorem uganiania się za kobietami. To Bas lubił związany z tym dreszczyk emocji.
Spojrzał w dół na zawartość swojego kufla i spróbował pozbyć się poczucia winy i ściskających mu serce wyrzutów.
Nie udało się. I nagle zrozumiał, że pora iść. To był koniec tej małej przygody.
Wypuścił powietrze. Z opuszczonym wzrokiem, wciąż trzymając swój kufel, obrócił się i…
Kufel odbił się od jego torsu, piwo rozprysło się po T-shircie.
Usłyszał cichy okrzyk zaskoczenia, a potem zadziałały odruchy wyostrzone przez lata jazdy na motorach. Wyciągnął dłoń i chwycił rękę, która mignęła tuż przed jego nosem, a jego spłoszony umysł uświadomił sobie, że to była ona – rudowłosa kobieta.
Cristina Shephard jęknęła.
W jednej chwili robiła sobie selfie – w następnej upadała w przód. Jej jedyną trzeźwą myślą było: „Mogłam nie zakładać tych szpilek”, a potem nagle, nie wiadomo skąd, ktoś ją ustawił prosto na nogach, a silne ręce oplatały jej nadgarstek i talię.
Pośpiesznie rzuciła „przepraszam”, gdy te same dłonie obróciły ją tak, by stała twarzą do niego.
Przez cały wieczór miała świadomość jego obecności. Jak mogłaby jej nie mieć? Zdominował cały klub – i to nie tylko ze względu na swoją urodę i męskość. Był po prostu taki niewymuszenie swobodny, otaczała go aura spokojnej pewności.
– Dziękuję, że mnie złapałeś – powiedziała szybko. – I przykro mi z powodu piwa.
Luis wpatrywał się w nią intensywnie. Z bliska była nie tylko piękna, była przytłaczająco urocza. Jej olbrzymie, łzawe oczy koloru nugatu otoczone frędzelkami zapewne sztucznych rzęs stanowiły doskonały kontrapunkt dla zarumienionych policzków i mocnej czerwieni ust. Zastanowił się, jak miękka jest skóra na jej szyi, a wtedy jego umysł wyruszył w wyimaginowaną wycieczkę pod jej ubranie.
Narzucając sobie obojętność, Luis wzruszył ramionami.
– I tak już wychodziłem.
Ale patrząc na jej piękną, zaciekawioną twarz, nie mógł sobie przypomnieć, dlaczego właściwie wychodził. Nie mógł sobie przypomnieć także innych rzeczy – na przykład tego, jak się oddycha i mówi.
Gdy cisza się przedłużała, Cristina poczuła, że trudno jej oddychać.
Co ona tu robi?
Jutro będzie najważniejszy dzień w jej życiu i powinna spokojnie spędzać noc w hotelowym pokoju. Ale gdy tylko zostawała sama, do głowy zakradały jej się myśli pełne wątpliwości. Więc wyszła, wpadła w barze na jakichś ludzi i skończyła tutaj. Przez cały wieczór otaczali ją mężczyźni, ale żaden z nich nie wydawał jej się rzeczywisty. Byli jak kameleony – zmienni, podporządkowani otoczeniu.
Ale był też on.
Podobało jej się, że zignorował dress code i że wystarczało mu własne towarzystwo. Chociaż nie musiało. Nie była jedyną kobietą w klubie, która go dostrzegła.
Należał do kategorii: „wysoki, mroczny i przystojny”. Jego włosy były niemal czarne i tak długie, że swobodnie podwijały się na kołnierzyku jego T-shirtu. Zarost, który ewidentnie nie był designerski, zacieniał regularne linie jego szczęki, a na nadgarstku miał wytatuowany mały symbol nieskończoności.
Jakim cudem gorilas przy drzwiach go przepuścili? Nawet ona miała kłopot z wejściem. Ale pewnie po prostu przeszedł. Mężczyźni z taką aurą nie zatrzymują się ze względu na ochronę…
Nagle zdała sobie sprawę, że wpatruje się w niego przez całą wieczność. Opuściła wzrok na jego niemal pusty kufel i zaproponowała:
– Odkupię ci piwo.
Sięgnęła do torby, wyciągnęła portfel i…
– Och!
Została jej tylko garść drobniaków. Miała zajść po drodze do bankomatu, ale zapomniała.
– To naprawdę nieważne. – Powiedział cicho, ale z dziwną stanowczością.
– Ważne. – Chrząknęła. – Słuchaj, Thomás ci coś kupi.
Luis spojrzał na nią niedowierzająco.
Naprawdę? Zamierzała poprosić swojego chłopaka, żeby kupił mu drinka?
– Obejdzie się – uciął.
Nie obchodził go drink. Ani T-shirt. Ani fakt, że miała chłopaka. Więc skąd w nim to podenerwowanie?
A potem, dostrzegając telefon w jej ręku, poczuł ulgę. Robiła sobie selfie – to dlatego na niego wpadła. Nie wystarczyło jej, że każdy mężczyzna na sali się nią zachwycał? Czy ona też musiała się sobą zachwycać?
– Nie chcę piwa – powiedział cicho, chwytając swoją skórzaną kurtkę z barowego stołka. – Ale zrób sobie i innym przysługę: następnym razem patrz, dokąd idziesz w swoim narcystycznym amoku.
– Ja stałam nieruchomo. To ty na mnie wszedłeś.
To była prawda. Wszedł na nią. Ale świadomość, że, technicznie rzecz biorąc, się mylił, nastawiła go jeszcze bardziej wrogo.
– Robiłaś selfie pośrodku klubu. Nie uważałaś. To stąd się biorą wypadki.
– Cóż, nie martw się. Gdy następnym razem coś na ciebie wyleję, zrobię to celowo.
Spojrzała na niego z wściekłością, a potem obróciła się i odeszła w stronę parkietu. Przez ułamek sekundy Luis patrzył za nią, z sercem tłukącym się w klatce piersiowej. A potem obrócił się i szybkim krokiem wyszedł.
Na ulicy poczuł, jak jego furia blednie w nieruchomym nocnym powietrzu. Spoglądając w górę na ciemne niebo, oddychał powoli.
Nienawidził konfliktów. Rzadko tracił opanowanie lub prowokował kłótnię. A tego wieczoru niemal zdarzyło mu się i jedno, i drugie – i to w stosunku do kobiety. Cicho przeklął. Zachował się dziecinnie i zasłużył na to, co mu powiedziała.
Chodniki już opustoszały i miasto wyglądało niemal na wymarłe, a on poczuł ukłucie samotności, gdy odblokowywał swój motor. Tak bardzo tęsknił za Basem. Mieszkając w Kalifornii, łatwo mógł sobie wytłumaczyć nieobecność brata w swoim życiu. Wystarczyło udawać, że w Hiszpanii Bas robi to, co zawsze – żartuje z mamy, opycha się empanadas, imprezuje do świtu z przyjaciółmi…
Tutaj zaś udawanie było niemożliwe.
A jutro, przy rodzicach, będzie jeszcze trudniej.
Siadając na motorze, wepchnął machinalnie kluczyk do stacyjki. Dociążył przód motocykla i przekręcił kluczyk. Włączył sprzęgło, nacisnął przycisk zapłonu, a potem… zmarszczył brwi, bo silnik kaszlnął i padł.
Cholera!
Próbował znów i znów, i jeszcze raz, czując, jak wzbiera w nim irytacja. Co się, do diabła, stało z tym cholerstwem?!
Próbując zachować spokój, wziął głęboki wdech. Sprawdzi najoczywistsze rzeczy. A potem…
A potem nic. Do całej reszty potrzebowałby kombinerek, klucza, śrubokrętu…
– Potrzebujesz pomocy?
Obrócił się i oddech uwiązł mu w gardle na widok dziewczyny z klubu.
Patrzyła na niego z rezerwą. Jej kasztanowe włosy były teraz związane w niedbały kucyk, zmieniła też obuwie. Spoglądając na czarne buty w wojskowym stylu na jej nogach, niemal się uśmiechnął. Dobrze, że nie miała ich na sobie wcześniej, bo mógłby nie zdołać wyjść z klubu.
Potrząsnął głową.
– Nie wydaje mi się, żebyś mogła pomóc – powiedział ostrożnie. Potem wskazał na trzymane przez nią szpilki. – O ile to się nie zmienia w coś w rodzaju narzędzia wielofunkcyjnego. Chyba że po wylewaniu piwa przyszła kolej na rzucanie butami?
Cristina patrzyła na niego w milczeniu. Zawahała się, zanim do niego podeszła. Zachował się wobec niej nieuprzejmie. Ale ona wylała na niego piwo, więc może byli kwita…
– Nie zamierzałam niczego na ciebie wylewać. No, to mam ci pomóc czy nie?
Luis patrzył na nią dłuższą chwilę. Czy to był jakiś żart?
– Chcesz mi pomóc? – powiedział powoli. – Jestem… zaskoczony.
Skrzywiła się.
– Cóż, pewnie skręciłabym nogę albo kark, gdybyś mnie nie złapał, więc przyzwoicie będzie ci pomóc.
– Nie tylko przyzwoicie. Wręcz wspaniałomyślnie, uwzględniwszy, że nie tylko na ciebie wpadłem, ale nawet za to nie przeprosiłem. – Spoglądał na nią szczerze. – Przepraszam. To ja nie patrzyłem, dokąd idę.
Gdy wzrokiem przytrzymywał jej spojrzenie, Cristina poczuła, jak serce łomocze jej o żebra. Podobało jej się, że nawiązał do momentu, w którym się rozstali. I że był dość szczery, by przyznać się do błędu.
Spojrzała na Ducati.
– Nie znam tego modelu, ale raczej nie potrzeba narzędzi, żeby go naprawić.
Patrząc, jak jeden kącik jego ust się unosi, poczuła, że jej ciało zaczyna płonąć z pożądania. Trudno było nie wyobrażać sobie, jak by wyglądał, gdyby całkowicie się uśmiechnął, ani nie zastanawiać się, jak całują jego usta.
Przeraziła się, że jej myśli mogły się odmalować na jej twarzy, i zmarszczyła brwi.
– Czy powiedziałam coś śmiesznego?
– Nie, tylko sądziłem, że jesteś imprezowiczką, a nie że jeździsz z motocyklistami w charakterze plecaczka.
– Naprawdę? To może nie potrzeba ci narzędzi wielofunkcyjnych, ale odrobiny wyobraźni. Albo może nieco mniej szablonowego myślenia. W dzisiejszych czasach kobiety jeżdżą na motorach i to nie tylko jako pasażerki.
Luis poczuł, jak w jego krwi zaczyna pulsować coś ciemnego i kosmatego, gdy podeszła o krok bliżej i dotknęła zbiornika na paliwo między jego nogami.
Westchnął.
– Chyba moja sytuacja sprawia ci lekką satysfakcję.
– Faktycznie. Byłeś dla mnie dość niemiły.
Patrząc, jak jej palce przesuwają się po świecącym metalu, poczuł mrowienie w podbrzuszu.
– Czy to coś w stylu „Ręce, które leczą”?
Przestała i chrząknęła.
– Twój motor jest naprawdę czysty. Zwłaszcza w porównaniu z twoimi butami.
Obydwoje spojrzeli na jego zapiaszczone i zakurzone buty.
– Tak, umyłem motor dziś wieczorem. Może nie robię tego często, ale już mi się to zdarzało i nigdy potem nie miałem problemu. Zresztą dobrze działał, gdy tu przyjechałem.
– Był myty ręcznie?
Zmarszczył brwi.
– Nie, myjką ciśnieniową.
Kiwnęła głową.
– Stacyjka mogła zamoknąć. Prawdopodobnie wystarczy w nią psiknąć jakimś środkiem wypierającym wodę.
Patrzył na nią, a jego puls drżał z podniecenia. Pragnął jej, jak nigdy jeszcze nie pragnął kobiety. Tylko fakt, że wciąż znajdowali się w miejscu publicznym, powstrzymywał go przed…
Walcząc z pożądaniem, powiedział sucho:
– Dobrze wiedzieć, ale skoro niczego takiego nie posiadam…
Przerwał z niedowierzaniem, gdy otworzyła torebkę i wyciągnęła z niej mały spray.
– Zwykle nie noszę ze sobą takich rzeczy – zastrzegła szybko – ale okno w moim hotelu tak skrzypi, że nie mogę spać. Poskarżyłam się w recepcji i gdy wychodziłam wieczorem, recepcjonista dał mi to. – Podała mu spray. – Warto spróbować.
Luis spryskał stacyjkę. Odczekał chwilę i przekręcił kluczyk. A potem, gdy warkot silnika wdarł się w ciszę skweru, szeroko się uśmiechnął.
Cristina mrugnęła, a potem też się uśmiechnęła. Nie dało się nie uśmiechnąć. Choć noc była ciemna i bezgwiezdna, jego uśmiech rozświetlał ją jak słońce.
Jej serce przyspieszyło.
To przeznaczenie.
Na pewno dlatego wylała na niego drinka. Dlatego jego motor się popsuł. I dlatego zarezerwowała najgorszy hotel w Segowii, może nawet w całej Hiszpanii.
– Dziękuję. – Oddał jej spray.
– Możesz to zatrzymać.
– Ale twoje okno…
– Pewnie i tak dzisiaj nie zasnę. Materac jest naprawdę twardy. No i idzie burza. Jest strasznie gorąco i wilgotno.
Luis poczuł, jak jego ciało sztywnieje. „Twardy”. „Gorąco”. „Wilgotno”. Dlaczego każde jej słowo sprawiało, że myślał o seksie?
Zmusił się, by zapytać:
– Skąd wiedziałaś, co jest nie tak?
– Mój tata miał motor. Inny niż ten. Przejęłam go po nim i kumplowałam się z motocyklistami, a oni gadają tylko o stacyjkach i mechanikach. – Wewnętrznie się skrzywiła. Zabrzmiało to tak, jakby należała do Hells Angels… – W każdym razie powinnam już iść. Jest późno, a ja chcę wrócić do hotelu, zanim zacznie padać.
To nie była prawda. Myśl o ciemnej i cichej sypialni napełniała ją lękiem. Nie chciała być sama. Ale dzisiejszej nocy nie potrzebowała dodatkowych komplikacji, takich jak zabieranie do pokoju tego przystojnego nieznajomego.
Wyciągnęła rękę.
– Do zobaczenia – powiedziała drętwo.
Uścisnął jej dłoń, a dotyk jego palców wzniecił w niej żal i jakieś słodko-gorzkie doznanie. Przeczucie, jak by to było, gdyby się spotkali w innym czasie.
– Pozwól mi cię podwieźć. Proszę.
– Nie, dzięki. Mój hotel jest dosłownie tam. – Wskazała na jedną z ulic odchodzących od skweru.
Przyglądał jej się długo, potem zmarszczył brwi.
– Nawet nie wiem, jak się nazywasz – uświadomił sobie z zaskoczeniem.
– Cristina.
– Lucho.
Nad ich głowami zagrzmiał grom. Wzięła głęboki wdech.
– Powinieneś już jechać, bo zmokniesz.
Kiwnął głową i puścił jej dłoń, a ona obróciła się i szybko, żeby nie zmienić zdania, poszła przed siebie.
Przez chwilę deszcz był delikatny i lekki jak łzy. Wkrótce jednak ciężkie, grube krople uderzały o jej głowę i ramiona, tak że przemokła w ciągu kilku sekund.
Nie oglądaj się – mówiła sobie. – Po prostu idź.
Ale nie mogła po prostu odejść. Czy zrobi jakąś różnicę, jeśli spojrzy na niego ostatni raz?
Obróciła się i nagle jej serce załomotało głośniej niż deszcz.
Wciąż tam siedział, patrząc na nią, a deszcz spływał mu po twarzy.
Czekał.
Na nią.
Przez chwilę się zawahała.
Serce boleśnie uderzało o jej żebra, a potem szła… biegła z powrotem przez skwer. W następnej chwili on przyciągał ją do siebie, jego usta szukały jej ust, jego ręce wślizgiwały się pod jej mokry top.
Zostawili motor i popędzili do hotelu. Ignorując zaskoczone spojrzenie recepcjonisty, wbiegli po schodach do jej pokoju. Kopnięciem zamknął drzwi i, pochylając głowę, znów pocałował jej usta. Cristina uniosła się na palce i gorączkowo oddała mu pocałunek.
Oderwał usta od jej ust i ściągnął T-shirt.
Był taki wspaniały – smukły, z twardymi mięśniami i gładką skórą, i z linią miękkich ciemnych włosów znikającą pod dżinsami.
Wyciągnęła dłoń i lekko przebiegła palcami po włosach, patrząc, jak jego mięśnie zadrżały. Jej oddech się skrócił, gdy Lucho złapał za zamek jej kurtki i powoli pociągnął go w dół.
Pochylając się, oparł swoje czoło na jej czole, a jego ciemnoszare oczy były niemal czarne. Patrzył na nią, oddychając nierówno, a potem znów zaczął ją całować – w usta, w szyję, w dekolt – każdy pocałunek prowadził do następnego i następnego…
Gdy schował twarz w zagłębieniu przy jej szyi, lekko jęknęła i wsunęła palce w jego włosy. Kręciło jej się w głowie… żar ślizgał się po jej skórze, gdy jego dłonie wsuwały się pod jej top, pod bandeau, które miała pod spodem, i gdy dotknęły jej mokrych piersi. Jego kciuki pieściły twarde sutki.
Wziął urywany oddech, a potem ściągnął jej szorty, podniósł ją i całym sobą przycisnął ją do drzwi. Podciągnęła się na jego ciele, dysząc, domagając się zaspokojenia rosnącego w niej pożądania, aż wreszcie nie mogła tego dłużej znieść. Jej palce przywarły do jego paska i do zamka dżinsów, zepchnęła je w dół.
– Czekaj – wymruczał, a ona poczuła, jak oddech więźnie jej w gardle, gdy Lucho pogrzebał w kieszeni i nasunął prezerwatywę.
Przez chwilę patrzył jej w oczy, a potem przywarł ustami do jej ust. Odsunął na bok jej majtki i wszedł w nią mocnym pchnięciem. Wygięła się i wbiła paznokcie w jego ramiona, potem jej mięśnie zacisnęły się, a ona wykrzyczała swoją rozkosz. Zadrżał, a jego ciało uderzało w niej, póki on też nie doznał zaspokojenia.
Tytuł oryginału: Surrender to the Ruthless Billionaire
Pierwsze wydanie: Harlequin Mills & Boon Limited, 2018
Redaktor serii: Marzena Cieśla
Opracowanie redakcyjne: Marzena Cieśla
© 2018 by Louise Fuller
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o., Warszawa 2020
Wydanie niniejsze zostało opublikowane na licencji Harlequin Books S.A.
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieła w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych i umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
Harlequin i Harlequin Światowe Życie są zastrzeżonymi znakami należącymi do Harlequin Enterprises Limited i zostały użyte na jego licencji.
HarperCollins Polska jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce wykorzystana za zgodą Harlequin Books S.A. Wszystkie prawa zastrzeżone.
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harpercollins.pl
ISBN 9788327647214