45,00 zł
Pierwszy ukazujący się w Polsce zbiór opowiadań współczesnych pisarzy tajwańskich to pokaz różnorodności i bogactwa głosów literackich płynących z „pięknej wyspy”. Wszyscy prezentowani w tomie autorzy ‒ Hwang Chun-Ming, Huang Fan, Pai Hsien-yung, Wu Ching-Fa, Li Ang, Chu T'ien-wen, Ch'en Jo-hsi i Ping Lu ‒ należą do najwybitniejszych i najbardziej rozpoznawalnych na świecie prozaików tajwańskich. W ich gronie znajdziemy zarówno modernistów, pisarzy nurtu xiangu, podkreślających istnienie odrębnej regionalnej tożsamości, postmodernistów, jak i twórców aborygeńskich, odwołujących się do kultury rdzennych ludów Tajwanu.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 396
Rok wydania: 2020
Wstęp
Tajwan to niewielka wyspa na Pacyfiku, która niczym kropla lśni pomiędzy dalekimi brzegami Chin, Hongkongu, Japonii i Filipin. Nazywają ją Formoza. Kiedy Portugalczycy w XVI wieku dopłynęli do jej brzegów, krzyknęli z zachwytu: Ilha Formosa, co znaczyło „piękna wyspa” (chin. Meilidao)... i tak zostało do dziś.
Historia Tajwanu to historia zasiedlania i podbijania wyspy, którą od najstarszych wieków zamieszkiwały ludy pochodzenia austronezyjskiego. Tubylcy witali coraz to nowych osadników, którzy zjawiali się z przypływami i odpływami kolonizatorów, handlarzy oraz imigrantów. Byli wśród nich Portugalczycy, Holendrzy, Chińczycy z czasów dynastii Ming, Japończycy, a w końcu – Czang Kaj-szek (chin. Jiang Jieshi) wraz ze swoją armią, po tym, jak komuniści zwyciężyli w walce o władzę na kontynencie. Jedni więc podbijali, inni szukali schronienia, a jeszcze inni tracili swoje dawne ziemie, spychani coraz bardziej w głąb lądu. Wyspa, która przeżyła wiele prawdziwych, jak i metaforycznych trzęsień ziemi, wciąż pozostaje jednak niezależnym i odrębnym bytem, który tworzy splot wielu kultur, etnosów, języków, wpływów, a także interesów polityczno-gospodarczych.
Podróż, jaką odbędzie Czytelnik pierwszej polskiej antologii współczesnych opowiadań tajwańskich, wiedzie przez historie pochodzące z najróżniejszych miejsc i przekazywane przez kilka pokoleń pisarzy. Dobór utworów na pierwszy rzut oka może wydać się przypadkowy, bo nie podlega żadnemu porządkowi tematycznemu. Prozy te nie pretendują jednak do tego, aby oddać całe bogactwo literatury tajwańskiej, czego dowodem może być choćby brak opowiadania, które rozgrywałoby się wśród jednej z autochtonicznych grup etnicznych (yuanzhumin) Formozy. Na próżno staraliśmy się uzyskać prawa autorskie do Zuihou de yeren (Ostatniego myśliwego) Tuobasi Tamapimy (chiń. Tian Yage), wywodzącego się z Bununów, albo do Sixi youguo (Szczęściarz troszczy się o państwo[1]) Zhang Dachuna – to zresztą jedno z najlepszych dzieł współczesnej literatury tajwańskiej. Proponujemy więc jedenaście opowiadań napisanych po chińsku przez ośmioro tajwańskich pisarzy: cztery autorki i czterech autorów.
Podczas lektury trudno nie odnieść wrażenia, że na wyspie wciąż pada deszcz, a powietrze przenika straszliwa wilgoć. W innych tekstach czujemy zaś piekące słońce upalnego lata, widzimy żółte pola kukurydzy, ulice nowoczesnego Tajpej i staromodne domostwa. W większości utworów pojawia się też brzeg wyspy oblewanej morzem. To właśnie metafora drugiego brzegu zdaje się spajać większość poniższych tekstów, które – nieco paradoksalnie – są tak samo rozdarte, jak rozdarta jest wyspa i jej historia.
Pierwsze skojarzenie wiedzie ku pękniętej przestrzeni między wyspą a lądem, między Tajwanem a Chinami. Nostalgia za utraconą chińską ojczyzną przewija się w wielu powieściach i opowiadaniach tajwańskiej literatury lat sześćdziesiątych i osiemdziesiątych. Podobnie często pojawia się temat wyobcowania i tęsknoty emigrantów tajwańskich mieszkających w Ameryce. Jednocześnie na drugim brzegu nowoczesnej metropolii Tajpej czy Taizhongu znajduje się pustoszejąca wieś, w której zostali już tylko starzejący się ludzie. Ich dzieci budują nowy świat, przyjmują nowe wartości. Muszą zapomnieć o tradycji, żeby sprostać wymaganiom wielkiego cudu gospodarczego i żarłocznej globalizacji. Bohaterowie nierzadko wydają się więc uwięzieni między przeszłością a teraźniejszością. Mają bowiem piękne wspomnienia z dzieciństwa lub z młodości, a jednak nękają ich melancholia, poczucie frustracji i osamotnienia. Pęknięcia dotykają także więzi rodzinnych i społecznych. Tematem większości opowiadań tzw. literatury regionalnej (xiangtu wenxue) jest przestrzeń społeczna podzielona między ludzi sukcesu gospodarczego a biedaków pozbawionych perspektyw, co było w dużej mierze wynikiem dominacji politycznej chińskich nacjonalistów. Natomiast w opowiadaniach z późniejszych lat, postmodernistycznych w swojej formie, pojawia się wyraźnie dychotomiczne ujęcie kobiecej psychiki.
Aby ułatwić zrozumienie kulturowych kontekstów i realiów polityczno-społecznych, zamieszczamy starannie opracowane przypisy eksplikacyjne, których, jak wiemy, wystrzega się każdy szanujący się tłumacz literatury pięknej. Publikujemy również biogramy pisarek i pisarzy, by zapewnić Czytelnikom choćby wstępne informacje na ich temat. Przede wszystkim jednak na początku naszej podróży musi pojawić się pytanie, czym tak naprawdę jest literatura tajwańska. Odpowiedzi jest wiele, niemniej warto przytoczyć znaną definicję, że „jest to literatura, która – przyjmując punkt widzenia Tajwańczyków – opisuje ich doświadczenia”[2]. A ponieważ jej twórcami są mieszkańcy Tajwanu, ma ona niezależny, wieloetniczny i złożony charakter.
Pomijając tradycję oralną, historia literatury tajwańskiej sięga czasów okupacji japońskiej[3]. Już wtedy ujawnił się ścisły związek literackiego przekazu z polityczną rzeczywistością. Dyktatura Czang Kaj-szeka, która nastąpiła po okupacji japońskiej, i wprowadzony przez niego w 1949 roku stan wojenny (trwający aż trzydzieści osiem lat) nie sprzyjały rozwojowi twórczości artystycznej. W latach pięćdziesiątych zdominowały ją obsesyjna krytyka komunizmu oraz tematyka wojenna: wspomnienia walki z Komunistyczną Partią Chin i tęsknota za dawnymi Chinami pod rządami Kuomintangu (Guomindangu). Prawdziwą zmianę przyniosła dopiero kolejna dekada, kiedy to utwory pisane w poetyce realizmu zostały zastąpione przez dzieła modernistyczne. Ruch nowoczesnej literatury proklamowany m.in. przez wybitnego profesora Xia Zhian’a na łamach „Wenxue zazhi” rozpoczął okres tzw. akademickiej literatury (xueyuanpai wenxue). Młodzi twórcy, a wśród nich obecni w naszej antologii Bai Xianyong i Chen Ruoxi, zainspirowani dziełami Franza Kafki, Thomasa Manna, Virginii Woolf, Ernesta Hemingwaya i Jamesa Joyce’a, eksperymentowali z nowoczesnymi technikami narracyjnymi.
Wyczuwalny wpływ egzystencjalizmu, Zygmunta Freuda i wiecznej tęsknoty za minioną młodością w Chinach nie mogły jednak trwać wiecznie. Po trzynastu latach panowania modernistycznej i awangardowej literatury do głosu doszli przedstawiciele tzw. literatury regionalnej (dosł. literatury rodzinnej ziemi). Mieli oni dosyć sztuki oderwanej od życia, wpływów zachodniej estetyki, a przede wszystkim – uciążliwej, ich zdaniem, obecności chińskich imigrantów, którzy przybyli na wyspę z wojskami Czang Kaj-szeka. Pisarze ci – w dobie boomu gospodarczego, utraty pozycji Tajwanu na arenie międzynarodowej[4], a także kryzysu politycznego[5] – stanęli w obronie zwykłych ludzi, czyli rdzennych Tajwańczyków (bensheng ren), często niemówiących po chińsku (guoyu), tylko po tajwańsku (w minnan hua). Gwałtowne uprzemysłowienie kraju doprowadziło do upadku lokalnych społeczności, migracji ludności ze wsi do miast, biedy i podważenia tradycyjnych wartości.
Nurt literatury xiangtu, publikowanej m.in. na łamach „Wenxue jikan” („Kwartalnika Literackiego”), był częścią szerszego ruchu politycznego i społecznego, który walczył o niezależność Tajwanu. Jego rzecznicy, powołując się na ideały Sun Yat-sena (chiń. Sun Zhongshan), który ich zdaniem zdradził Kuomintang, ostro krytykowali władzę za uleganie naciskowi państw neokolonialnych, zwłaszcza Stanów Zjednoczonych. Hasła sprzeciwu wobec rosnącej roli konsumpcji i wpływów cywilizacji Zachodu miały służyć wykreowaniu nowej świadomości tajwańskiej opartej na ideałach godności oraz powrotu do tradycyjnych wartości społeczeństwa chłopskiego. W latach siedemdziesiątych na fali popularności xiangtu powstało wiele opowiadań i powieści zbudowanych wokół dychotomii: złe miasto z jego mieszkańcami, zagubionymi w pogoni za pieniędzmi i sukcesem, versus dobra wieś jako oaza dawnych wartości i szczęścia. W dwóch opowiadaniach Huang Chunminga (Hwang Chun-ming) – czołowego reprezentanta tego nurtu – wyraźnie widać, jak zewsząd wyziera smutek i rozgoryczenie ludzi, którzy wiele stracili w wyniku transformacji gospodarczej i społecznej.
Począwszy od lat osiemdziesiątych, literaturę znamionuje pluralizm formalny i treściowy. Wpływy globalizacji i coraz swobodniejszy przepływ myśli i ludzi między wyspą a resztą świata doprowadziły z jednej strony do gwałtownej komercjalizacji rynku medialnego i czytelniczego, z drugiej zaś – do powstania wielu tekstów o wysokiej randze artystycznej. Powiada się, że jest to literatura protestu i eksperymentów. Po zniesieniu stanu wojennego w 1987 roku oraz odnowieniu kontaktów z kontynentalnymi Chinami nastąpiła faza liberalizacji, dzięki której środowiska twórcze odważnie podjęły tematykę „białego terroru” (1949–1953) Czang Kaj-szeka oraz niezależności Tajwanu w kontekście mocarstwowych zapędów Chińskiej Republiki Ludowej. Ale oprócz twórców zaangażowanych politycznie na scenie literackiej pojawili się w tym czasie również miłośnicy awangardy i postmodernistycznych eksperymentów, na przykład Li Ang i Wu Jinfa (Wu Ching-fa – zgodnie z zapisem samego autora). Wielokształtność tajwańskiej prozy ostatnich trzech dekad wyraża się w podziale na literaturę miejską, ekologiczną, zaangażowaną społecznie, postmodernistyczną, feministyczną i aborygeńską.
Nie da się tu jednak wyznaczyć ostrych granic. Na przykład Huang Fan i Ping Lu (P’ing Lu), których opowiadania zamieściliśmy w naszym zbiorze, zaliczani są wprawdzie do nurtu literatury miejskiej, okazują się jednak autorami tekstów trudnych do sklasyfikowania. Natomiast zupełnie nowym zjawiskiem okazał się w tamtym czasie literacki sukces tajwańskich pisarek. Bez wahania podjęły one tematy tradycyjnych ról kobiecych oraz ich kulturowych uwarunkowań, erotyki, cielesności, a wreszcie – koszmaru toksycznych związków w rodzinie. Dla wielu zwolenników patriarchalnego porządku, a zwłaszcza konfucjańskiego systemu wartości, silny głos kobiet zapowiadał zwycięstwo zła i chaosu. W naszym tomie znalazły się wprawdzie utwory aż czterech pisarek, niemniej trudno połączyć ze sobą brutalność przekazu z powieści Shafu (Żona rzeźnika) Li Ang – czołowej przedstawicielki literatury feministycznej – z o wiele subtelniejszą formą opowiadań o codzienności i rodzinie Zhu Tianwen (Chu T’ien-wen).
Wolałabym jednak nie psuć Czytelnikom przyjemności z dokonywania własnych interpretacji. Ograniczę się więc jedynie do krótkich zapowiedzi czy raczej – zaproszenia do podróży w nieznane...
Smak jabłek i Kasa biletowato dwa opowiadania Huang Chunminga – mistrza literatury xiangtu – charakterystyczne dla jego pisarskiego stylu. Pierwsze z nich przypomina nowelę filmową. Jej bohaterem jest uboga rodzina, która otrzymuje odszkodowanie za wypadek, jakiemu uległ ojciec. Radość z powodu uzyskanych pieniędzy symbolizuje tytułowy smak jabłek. Natomiast w Kasie biletowej pisarz portretuje starych ludzi tłoczących się przed prowincjonalną kasą kolejową, oczekujących na kupno biletów dla swoich dzieci, które na co dzień mieszkają w mieście. Rodzice stoją w kolejce i opowiadają sąsiadom o swoim potomstwie, mając nadzieję, że jeśli dostaną bilety, dzieci przyjadą w odwiedziny do domu.
Dwa opowiadania Bai Xianyonga (Pai Hsien-yunga) pochodzą z różnych okresów jego twórczości. Pani domu Jin należy do jego najwcześniejszych tekstów. Ukazał się w 1958 roku we wspomnianym już czasopiśmie „Xiandai wenxue”. Akcja noweli rozgrywa się w latach czterdziestych na dalekich przedmieściach Szanghaju, w bogatej rezydencji rodziny Jin zamieszkanej przez tytułową bohaterkę, jej cynicznego męża i rodzinę jego brata. Smutną historię kobiety dręczonej przez męża, jego bratową i służbę wieńczy tragiczny koniec. Świadkiem śmierci pani Jin i wcześniejszych wydarzeń jest młody panicz Rong występujący w roli narratora. W Zimowej nocy spotkanie po wielu latach dwóch przyjaciół z czasów studenckich, teraz starzejących się profesorów, staje się okazją do wspomnień osnutych wokół protestów Ruchu Czwartego Maja z 1919 roku. Dominuje nastrój nostalgii i zadumy, obecna jest tu refleksja na temat samotności, odpowiedzialności, lecz także uczucia obcości i tęsknoty za ojczyzną na emigracji.
Ostatnie przedstawienie Chen Ruoxi (Ch’en Jo-hsi) rozgrywa się na scenie lokalnej opery. Gra na niej Jin Xizi – tracąca popularność aktorka uzależniona od narkotyków. Za kulisami zmienia swoją rolę i staje się zmęczoną życiem matką karmiącą maleńkiego syna, który nazajutrz ma być oddany do adopcji.
Śmierć na polu kukurydzy to jedno z najbardziej znanych opowiadań Ping Lu. Prywatne śledztwo w sprawie niewyjaśnionej śmierci Chen Xishana to jedynie pretekst, za pomocą którego narrator – tajwański dziennikarz – snuje przemyślenia na temat swojego życia na emigracji, miłości, pożądania, ale także patriotyzmu i sensu życia. Na polu kukurydzy rodzi się myśl o powrocie na Tajwan.
Lai Suo Huang Fan to proza eksperymentalna. Dzięki przeskokom czasowym i wprowadzeniu przez autorkę techniki strumienia świadomości historię tytułowego bohatera – w tle której rozgrywa się polityczna historia Tajwanu – czyta się oczywiście inaczej niż pozostałe opowiadania. Lai Suo, główny bohater utworu, musi zmierzyć się ze swoją naiwnością, ponieważ stał się pionkiem w grze politycznych działaczy, którzy na jego oczach okazali się bankrutami moralnymi.
Oba opowiadania Li Ang są świadectwem poszukiwania indywidualnej tożsamości kobiet w czasach przewartościowywania tradycyjnego modelu społeczeństwa konfucjańskiego. W opowiadaniu List, którego nie wysłałam pisarka, posługując się pierwszoosobową narracją epistolarną, opowiada historię studentki platonicznie zakochanej w swoim wykładowcy. Jej fantazje na temat ich romantycznego i seksualnego związku są rodzajem spowiedzi. Głównym motywem prozy jest dojrzewanie emocjonalne i intelektualne młodej kobiety, którego podstawą są autobiograficzne doświadczenia Li Ang. Lalkajest zaś pozbawiona tradycyjnie rozumianej fabuły – wprowadza Czytelnika w zmysłowy, nieco oniryczny świat kobiecej wrażliwości i seksualności. Czyni to zaś, posługując się symboliczną figurą lalki.
Miasto w letnim upale Zhu Tianwen to opowieść przepełniona wspomnieniami, a zarazem mówiąca o przeżywaniu codzienności. Z nieco beznamiętnej narracji głównego bohatera, Lü Congzhiego, wyłania się świat wojskowych osiedli i jego zwykłych mieszkańców. Congzhi opowiada o rodzinie swojej żony Demei, relacjonując historię śmierci jej młodszego brata. Jednocześnie wspomina dzieje swojego romansu z Ye oraz kłopoty finansowe związane z wygranym przetargiem.
Żółwi klan Wu Jinfy to opowiadanie z gatunku magicznych opowieści, niejako spokrewnionych z Kappami japońskiego pisarza Akutagawy Ryūnosuke. W podwodnym świecie zamieszkanym przez klan pół żółwi, pół ludzi dzieją się rzeczy niezwykłe. A Gen, główny bohater, spotyka się z żółwiołakami w dwóch światach: sennym i tym, który należy do naszej rzeczywistości. On sam – członek żółwiowego klanu – jest również zawieszony między tym, co oniryczne, a tym, co realne.
Autorami wszystkich jedenastu przekładów z języka chińskiego są sinologowie związani z Uniwersytetem Warszawskim. Dla zachowania spójności i przejrzystości przyjęliśmy chińską transkrypcję pinyin. Wybraliśmy ją pomimo istnienia systemów zapisu fonetycznego bardziej popularnych i zwyczajowo stosowanych na Tajwanie.
Lidia Kasarełło
Huang Chunming
Huang Chunming (Hwang Chun-ming) – urodził się w 1935 roku w Luodongu, w północno-wschodniej części Tajwanu, jako najstarszy z piątki rodzeństwa. Gdy miał osiem lat, zmarła jego matka, a ojciec ożenił się z inną kobietą. Przyczyniło się to do rozwoju buntowniczego i impulsywnego charakteru przyszłego pisarza. Młody Huang uczył się w kilku szkołach średnich, by w końcu, nie ukończywszy edukacji, wyjechać do Tajpej i podjąć pracę w branży urządzeń elektronicznych. Po roku przygotowań zdał egzaminy na studia i rozpoczął naukę na Uniwersytecie Pedagogicznym w Tajpej. Wkrótce musiał przenieść się na uniwersytet w Tajnanie, a następnie w Pingdungu, gdzie w 1958 roku ukończył studia nauczycielskie. Następnie przez kilka lat pracował jako nauczyciel w szkole podstawowej w rodzinnym Ilanie. Zadebiutował w 1962 roku opowiadaniami publikowanymi na łamach gazety „Lianhe bao” i w „Kwartalniku Literackim” („Wenxue jikan”).
Twórczość Huanga jest bardzo różnorodna. Składają się na nią opowiadania, wiersze i eseje, a także książki i sztuki teatralne dla dzieci. W latach dziewięćdziesiątych Huang Chunming założył teatr dziecięcy Wielka Ryba Huang (Dayu Huang ertong jutuan). Jest przedstawicielem nurtu literackiego xiangtu wenxue, czyli literatury „rodzinnej ziemi”. Bohaterami jego opowiadań są prości ludzie – posługujący się językiem tajwańskim (minnan) – którzy borykają się z problemami życia codziennego i są zmuszeni do podejmowania trudnych decyzji. Prozy Chunminga opisują społeczeństwo tajwańskie w okresie społecznych, gospodarczych i politycznych przemian.
Na podstawie kilku utworów Huang Chunminga powstały filmy, m.in. Spoglądając na morze (Kan hai de rizi), Sayonara, do zobaczenia (Sayonara, zaijian), a także trzy opowiadania zaadaptowane pod wspólnym tytułem Duża zabawka mojego syna (Erzi de da wanou): tytułowe Duża zabawka mojego syna, Czapka Xiaoqi (Xiaoqi de yiding maozi) oraz zawarte w niniejszym zbiorze opowiadanie Smak jabłek (Pingguo de ziwei), które po raz pierwszy zostało opublikowane w 1972 roku w gazecie „Zhongguo shibao”.
Huang Chunming otrzymał wiele nagród literackich, m.in. Nagrodę Literacką Wu Sanlian (Wu Sanlian wenyi jiang), Narodową Nagrodę Literacką (Guojia wenyi jiang), a także przyznawane przez prezydenta oraz przez rząd dwie Nagrody Kultury (Zongtong wenhua jiang i Xingzheng yuan wenhua jiang).
Smak jabłek
Wypadek
Wczesnym rankiem, gdy z gęstej warstwy chmur zaczynał siąpić deszcz, na skrzyżowaniu drogi wiodącej ze wschodu do miasta miał miejsce wypadek. Ciemnozielony samochód osobowy na dyplomatycznych numerach – jak wściekła bestia, która rzuca się na małe zwierzę – wpadł na stary, rozklekotany rower, miażdżąc go za podwójną żółtą linią zakazującą wyprzedzania. Do bagażnika roweru wystającego spod samochodu przymocowany był kilof, a ryż z pudełka z lunchem zawieszonego u kierownicy rozsypał się po drodze. Solone kacze jajko, które było jedynym dodatkiem do ryżu, leżało potłuczone pośrodku ulicy – przy krawędzi wysepki.
Deszcz padał coraz mocniej, rozmywając dużą kałużę krzepnącej krwi, która znajdowała się przed samochodem. Kilku zagranicznych i lokalnych żandarmów było zajętych oceną miejsca wypadku.
Telefon
– Halo? Nie będzie go rano. Uhm, nie ma sprawy, jako drugi sekretarz mogę sam podjąć decyzję w tej sprawie. Hę? Nie, nie, proszę mnie posłuchać, musicie zrozumieć, że jesteśmy w Azji! Poszkodowany jest robotnikiem? Jest czy nie jest robotnikiem? Jest! A więc, jak by to powiedzieć – nie stać nas na prowokację. Hm? Wysłuchajcie mnie do końca. To jest jedyne współpracujące z nami państwo w Azji, najbardziej nam przyjazne, a także najbardziej stabilne. Co? Słuchajcie do końca! Stany Zjednoczone nie chcą wdepnąć obiema nogami w bagno! To jest stanowisko naszego prezydenta, naszych obywateli. Ej! Już nic więcej nie mówmy, wyślijcie go tam i już! Uhm, dobrze, ja się wszystkim zajmę..., dobrze, już odkładam słuchawkę, oczywiście! Tak właśnie zrobimy. Do widzenia!
Labirynt
Młody oficer policji z Wydziału do spraw Cudzoziemców wraz z towarzyszącym mu wysokim obcokrajowcem dotarli do dzielnicy pełnej nielegalnych, niskich domków skleconych z desek i blachy. Nie było tu ani jednej prostej drogi; wszystko wyglądało bardzo prowizorycznie i nieporządnie. Chodzili przez jakiś czas w kółko jak w labiryncie.
– Fajne miejsce do zabawy w chowanego! – zaśmiał się obcokrajowiec idący za policjantem.
– Też tak sądzę.
Policjantowi jednak zawsze wydawało się, że wszystko jedno, z czego cudzoziemiec się śmieje, to i tak jest w tym jakiś ukryty podtekst. „A może ten cudzoziemiec śmieje się ze mnie, bo nie mogę znaleźć domu Jiang Afy[6]? Może uważa, że niedobrze wypełniam moje policyjne obowiązki? Gdyby tak myślał, rzeczywiście byłoby bardzo źle. Chyba po prostu nie wie, że policjanci z Wydziału do spraw Cudzoziemców tylko pomagają dzielnicowym z lokalnego komisariatu, zajmując się sprawami dotyczącymi cudzoziemców”. Żałował, że nie poszedł najpierw do dzielnicowego, tylko od razu przyprowadził tu obcokrajowca. I teraz obaj błądzą tu po omacku.
Spuścił nieco głowę i od drzwi do drzwi szukał numeru domu. Idący za nim cudzoziemiec przerastał o głowę wszystkie okoliczne domy, dlatego też jedyne, co widział, to dachy pokryte blachą i plastikowymi płachtami, a także przytrzymujące je stare opony i cegły. Na niektórych dachach leżały też drewniane skrzynie, klatki na kury i inne tego typu przedmioty. Policjant odwrócił głowę, chcąc zobaczyć, jakie wrażenie wywołał ten widok na cudzoziemcu, i głosem, w którym było słychać zdziwienie i niepewność, wyjaśnił:
– Wkrótce zostanie ukończona budowa nowych domów i tam, przy rzece, będą dla nich mieszkania. A gdy się stąd wyprowadzą, to i tutaj zostaną wybudowane nowe wieżowce. – Gdy skończył mówić, poczuł się dumny, że tak szybko zareagował, a jednocześnie zawstydzony swoim kłamstwem. Pomyślał, że jeśli tylko ten cudzoziemiec nie upierałby się tak bardzo, by odwiedzić rodzinę Jiang Afy, to na pewno nigdy nie przyprowadziłby żadnego obcokrajowca w takie miejsce. Cały czas uważnie słuchał tego, co mówił cudzoziemiec. Ale jedyne, co dochodziło do jego uszu, to trudny do zrozumienia amerykański bełkot. Od czasu do czasu przytakiwał, mamrocząc: „Uhm, uhm”. Myślenie o tym, co obcokrajowiec rzeczywiście ma na myśli, przeszkadzało mu skoncentrować się na szukaniu numeru domu.
Przez chwilę szli w ciszy, aż w alejce napotkali dziewczynkę niosącą na plecach niemowlę. Policjant zadał jej pytanie o drogę, ale gdy ta tylko otworzyła buzię, zaniemówił. Cudzoziemiec wydał z siebie ciche westchnienie: „O mój Boże!”. Okazało się, że dziewczynka jest niemową.
Odeszli kawałek. Niema dziewczynka patrzyła za nimi, wydając z siebie niezrozumiałe odgłosy i gestykulując, jakby chciała dać im znać, że jeszcze nie skończyła.
Ulewa
Deszcz po chwili przerwy znowu zaczął padać. Spadające krople były olbrzymie i – uderzając w okoliczne dachy pokryte przeróżnymi materiałami – wydawały czysty i melodyjny dźwięk. Młody policjant z Wydziału do spraw Cudzoziemców był cały w nerwach, deszcz nasilał się i po chwili lało już przeraźliwie. Gdy zastanawiał się, czy nie powiedzieć cudzoziemcowi, żeby wrócili na komisariat, i gdy już nie mógł znieść swojej nieporadności, nagle tuż przed sobą zauważył tabliczkę z numerem domu 21–7.
– To tutaj!
– Naprawdę?! – wykrzyknął cudzoziemiec, także ucieszony.
Nagle deszcz zaczął padać z jeszcze większą mocą, więc lekceważąc grzeczności, policjant i obcokrajowiec bez pukania weszli do domu. Gdy matka z córką zaskoczone podniosły głowy znad beczki marynowanych warzyw, intruzi stali już przed nimi. Chociaż na twarzy cudzoziemca malował się przyjazny i zakłopotany uśmiech, to jednak nagłe wtargnięcie sprawiło, że w głowach matki i córki natychmiast pojawiło się wyobrażenie czegoś przerażającego.
Gęste krople deszczu uderzające w blaszany dach powodowały, że w domu było bardzo głośno i policjant musiał krzyczeć, tłumacząc słowa obcokrajowca. Agui nie rozumiała mandaryńskiego[7], więc patrzyła tylko na otwierające się i zamykające energicznie usta policjanta. Jego gesty napełniały ją jeszcze większym strachem i – spoglądając na Azhu – miała nadzieję, że córka coś jej wytłumaczy. Jednak widząc przestraszoną i załamaną Azhu, która zasłaniała dłonią usta, przerażona zawołała:
– Azhu! Co się stało?
– Mamo – przez zaciśnięte usta wyrwało się Azhu i dziewczyna natychmiast się rozpłakała.
– Co się stało? Mów szybko!
– Ta... tata... Przejechał go samochód.
– Aaa! Tata... Gdzie? Gdzie? – twarz Agui wykrzywiła się w grymasie. – Gdzie on jest? – mamrotała bez końca.
Policjant bardzo kiepskim lokalnym dialektem zaczął ją pocieszać.
– To nic takiego, nie martw się.
Następnie przeszedł na mandaryński i zwrócił się do dziewczyny:
– Powiedz mamie, żeby się nie martwiła. Ty też przestań już płakać. Pogotowie zabrało tatę do szpitala.
Cudzoziemiec stojący obok powiedział przepraszającym głosem kilka słów i poprosił policjanta o przetłumaczenie.
– Ten Amerykanin mówi, że oni się wszystkim zajmą. Powiedz mamie, żeby już przestała płakać. – Mówiąc to, obcokrajowiec podszedł do Azhu i położył dłoń na jej głowie. Miał nadzieję, że zrozumie.
W tym samym czasie do domu wbiegła przemoczona niema dziewczynka z niemowlęciem na plecach. Gdy zobaczyła spotkanych wcześniej policjanta i cudzoziemca, nie mogła zrozumieć, co się stało. Otworzyła szeroko oczy ze zdumienia i, wymachując rękoma, zaczęła głośno krzyczeć:
– Ajajaj!
Agui wciąż jak w transie i z wielkim bólem jęczała:
– Co robić? Co robić?
Gdy niema dziewczynka zdała sobie sprawę z wielkiej rozpaczy wypełniającej dom, dźwięki wydawane przez nią natychmiast ucichły. Podeszła cichutko do Azhu i stanęła tuż obok niej.
– To twoja młodsza siostra? – policjant spytał Azhu ze zdziwieniem.
Azhu kiwnęła głową.
– Zdejmij szybko chustę, maleństwo jest przemoczone – powiedział ze smutkiem i niepokojem policjant. Następnie zwrócił się do zdezorientowanego cudzoziemca: – To jej młodsza siostra.
W deszczu
Azhu nałożyła na głowę kapturek z przezroczystego plastiku i pospiesznie udała się z dzielnicy osadników do szkoły swojego młodszego brata. Deszcz padał nieprzerwanie, plecy z jednej strony miała zupełnie mokre – tak, że ubranie przykleiło się do nich. Gdyby tylko przed wyjściem z domu dokładniej opatuliła się plastikową peleryną, pewnie aż tak by nie zmokła. Idąc, zastanawiała się:
– Jeśli tata nie będzie mógł pracować, to w domu nie będzie pieniędzy. Wówczas mama na pewno sprzeda mnie komuś jako adoptowaną córkę.
Tym razem jednak nie będzie jak dawniej, gdy mama groziła jej:
– Azhu, jak będziesz niegrzeczna, to cię sprzedam!
Teraz Azhu się nie bała. Wyobraziła sobie, że jako adoptowana córka będzie musiała być bardzo posłuszna i uczynna i będzie znosić wszelkie trudy. W ten sposób adopcyjna rodzina nie znajdzie powodu, aby ją źle traktować, a może nawet zgodzi się, żeby mogła wracać do domu odwiedzać siostry i braci. Może wtedy będzie miała trochę pieniędzy i będzie mogła kupić braciom zabawkowy pistolet, a siostrom – piłkę i lalkę.
Tak rozumując, zupełnie się nie bała, a jednak im dłużej o tym myślała, tym bardziej płakała. Nie zauważyła nawet, kiedy przed jej oczyma pojawiła się szkoła jej młodszego brata.
Zajęcia z wychowania obywatelskiego
Rano, w czasie zajęć z wychowania obywatelskiego, w całej szkole nie było słychać ani jednego dziecka; tylko donośne i ostre głosy nauczycieli roznosiły się daleko. Stary dyrektor z rękoma splecionymi z tyłu, jak cień bezszelestnie przechadzał się korytarzem. Wychowawczyni trzeciej klasy, Białych Koni[8], stała na podwyższeniu przy tablicy. Trzymając w prawej ręce liniał i wskazując na stojącego za karę w kącie po jej lewej stronie Jiang Ajiego, zwróciła się do klasy:
– Półrocze dobiega już końca, a Jiang Aji nie zapłacił jeszcze czesnego – odwróciła się i spojrzała na Ajiego. – Jiang Aji! – Chłopiec natychmiast podniósł głowę i spojrzał na nauczycielkę. Ona kontynuowała: – Codziennie w czasie zajęć z przysposobienia obywatelskiego stoisz w kącie. Czy ci nie wstyd? – Aji szybko spuścił głowę. – Lin Xiunan zapłacił dzisiaj, stoisz więc sam. I co ty na to?
Dzieci siedzące w ławkach odwróciły głowy i spojrzały na Lin Xiunana. Chłopiec z zadowoleniem podniósł uśmiechniętą buzię, jednak po chwili, zmieszany, opuścił ją.
– A ty, Jiang Aji, kiedy zapłacisz? – nauczycielka podeszła do krańca podestu i stanęła blisko Ajiego. Liniałem lekko dotknęła jego ramienia. – A więc?
Jiang Aji podniósł głowę, zastanawiając się, co odpowiedzieć, jednak – napotkawszy wzrok nauczycielki – ponownie ją opuścił.
– Aji! Kiedy zapłacisz? – Nauczycielka jeszcze raz dotknęła go liniałem.
– Ju... jutro – Jiang Aji odpowiedział cicho.
– Co? – nauczycielka podniosła głos. – A kiedy będzie to twoje jutro?
Cała klasa wybuchnęła śmiechem.
– Nie wierzę już w to, co mówisz. Nie musisz płacić jutro, może być w przyszły poniedziałek. Nie myśl sobie, że jak będziesz tu stać do końca półrocza, to w ogóle nie będziesz musiał płacić. Zresztą gdybyś nie zapłacił, to mam jeszcze inny sposób. Zapamiętaj to sobie! W przyszły poniedziałek musisz koniecznie zapłacić, rozumiesz? – Aji przytaknął. – Jeśli rozumiesz, to dobrze.
Przytakując, ze spuszczoną głową, Aji biegiem wrócił na swoje miejsce.
– Hej, hej, hej! – zawołała nauczycielka. Na jej głos Aji zatrzymał się i pośród radości innych uczniów odwrócił się i spojrzał na nauczycielkę. Cała klasa wybuchnęła śmiechem.
– Co robisz? No, co robisz? Wracaj! Jeszcze nie zapłaciłeś, więc nadal masz stać! Jeśli jutro zapłacisz, to od jutra nie będziesz musiał stać w kącie. Inaczej byłoby to niesprawiedliwie w stosunku do Lin Xiunana, nieprawdaż?
Uczniowie ponownie odwrócili się, by spojrzeć na Lin Xiunana. Chłopiec znowu odczuł jednocześnie zadowolenie i wstyd i – nie wiedząc, jak się zachować – szybko opuścił głowę. Sprawa Jiang Ajiego dobiegła końca, nauczycielka wróciła na środek podestu i zwróciła się do uczniów:
– Dzieci, jaki jest temat dzisiejszej lekcji wychowania obywatelskiego? – Powiodła wzrokiem dookoła, wszystkie ręce były w górze. – Dobrze, opuśćcie ręce. Proszę, wszyscy razem.
– Współ-pra-ca.
– Tak, dobrze, współpraca. Wszyscy zapłacili czesne, tylko Jiang Aji nie zapłacił. Czy to można nazwać współpracą?
– Nie! – cała klasa zakrzyknęła chórem.
Gdy Jiang Aji, który dopiero co odetchnął z ulgą, usłyszał nauczycielkę ponownie mówiącą o nim, spiął się. Myślał o tym, jaki jest niechętny do współpracy. Jednak gdy tylko przypomniał sobie o niezapłaconym czesnym, przed oczyma ukazał mu się ojciec, który spoglądał na niego. Myślał też o małej, wiejskiej szkole, do której uczęszczał na południu wyspy. Nie mógł zrozumieć, dlaczego kiedy byli na południu, tata powtarzał mamie, że na północy będzie lepiej. Jeśli na południu nie zapłaciło się czesnego na czas, to nauczycielka Yang Jinzhi nigdy nie kazała stać w kącie.
Gdy tylko Azhu podeszła do sali, w której znajdowała się trzecia klasa Białych Koni, od razu zobaczyła stojącego w kącie Ajiego. Zbliżyła się więc do okna i nie mogąc się powstrzymać, zawołała przejętym głosem:
– Aji!
Na widok starszej siostry serce chłopca zabiło mocniej, jednak w mgnieniu oka spuścił nisko głowę. Zaskoczona nauczycielka szybko wyszła z sali. Wzrok wszystkich dzieci zwrócony był na zewnątrz klasy, a dzieci siedzące w głębi sali wstały ze swoich miejsc.
– Aji jest twoim młodszym bratem?
Azhu przytaknęła, po czym powiedziała:
– Mojego tatę potrącił amerykański samochód.
– Jak źle jest z nim?
W sali zapanowało poruszenie.
– Nie wiem – odpowiedziała Azhu z płaczem.
– W porządku, nie martw się.
Nauczycielka weszła z powrotem do sali, a uczniowie prędko zajęli swoje miejsca.
– Jiang Aji, idź z siostrą zobaczyć tatę.
Wydawać by się mogło, że ta wiadomość nie poruszyła Ajiego bardziej niż stanie za karę w kącie. Chłopiec ukłonił się głęboko nauczycielce i powoli wrócił na swoje miejsce, żeby spakować książki. Zanim Aji i jego siostra wyszli z klasy, dzieci obserwowały każdy ich krok i każdy ruch.
– Gdzie jest sala Asonga? – spytała się Azhu.
– Tam – Aji wskazał klasę na samym końcu korytarza.
Na kładce dla pieszych
Deszcz nie przestawał padać. Azhu przykucnęła, by porządnie zawiązać Asongowi plastikowy kapturek.
– Powinieneś sam to umieć założyć!
Znów pomyślała o tym, że będzie musiała zostać adoptowaną córką. Podniosła dłoń i wytarła łzy, każdą z osobna.
– Nie smućcie się, będę was odwiedzać.
Jednak ani Aji, ani Asong nie byli nawet trochę zasmuceni; byli raczej oszołomieni, a słowa siostry wprawiły ich w jeszcze większe zdziwienie.
– Chodźcie! Szybciej. Mama na nas czeka.
Azhu trzymała Asonga za rączkę, Aji szedł obok, i tak wyszli przez szkolną bramę.
Przed przejściem przez skrzyżowanie, które znajdowało się w pobliżu szkoły, spojrzeli w obie strony na nadjeżdżające samochody. Z wiaty autobusowej po drugiej stronie ulicy dobiegł ich przenikliwy dźwięk gwizdka.
– Aji, nie wolno! Tam jest policjant, musimy przejść przez kładkę.
Aji szedł z przodu, szybko i lekko wbiegł na schody. Asong zaniepokojony zawołał za nim:
– Poczekaj na mnie!
– Nie dość, że się wleczesz, to chcesz jeszcze, żeby inni na ciebie czekali.
Azhu spojrzała na zwróconego w ich stronę, stojącego na tle nieba Ajiego i zawołała za nim:
– Aji, zaczekaj na Asonga. – Spuściła głowę i powiedziała ponaglająco: – Pospiesz się, Aji czeka na ciebie.
Czekając na siostrę, Aji przyglądał się przejeżdżającym w dole samochodom. W końcu gdy Azhu i Asong byli już o pięć, sześć stopni niżej, spojrzał na nich.
– Starsza siostro[9], ja nie chcę już chodzić do szkoły – rozpoczął ze smutkiem w głosie.
Azhu zatrzymała się i spojrzała na niego. Asong wspinał się dalej.
– Aji – siostra rozmyślała ze spuszczoną głową, podążając za Asongiem. – Co powiedzieliby rodzice, gdyby to usłyszeli?
Wzięła znudzonego Asonga za rękę i razem zaczęli przechodzić przez kładkę dla pieszych.
– Nie stać nas na opłacenie czesnego!
– Poczekaj, aż tata będzie miał pieniądze, to wtedy zapłaci.
– Ale jest już prawie koniec półrocza...
– Nic nie szkodzi! – Azhu uspokajająco kontynuowała. – Poczekaj, aż zostanę czyjąś adoptowaną córką, to wtedy dam ci pieniądze.
– Będziesz adoptowaną córką? – Aji zapytał zdziwiony.
– No tak.
I chociaż odpowiedziała mu dosyć stanowczo, to z oczu płynęły jej łzy, których nie nadążała wycierać.
– Mama chce, żebyś była czyjąś adoptowaną córką?
– Tym razem naprawdę. Tatę potrącił amerykański samochód...
Aji wciąż jednak nie rozumiał, jaki związek ma potrącenie taty przez amerykański samochód z ich sytuacją. Nagle całą swoją uwagę skierował na zniknięcie Asonga.
– Ej, gdzie jest Asong?
Szybko odwrócili się i zobaczyli Asonga kucającego przy balustradzie pośrodku kładki. Chłopiec pochłonięty był przyglądaniem się przejeżdżającym samochodom.
– Asong! – zawołała siostra.
– Asong jest nieznośny. Co dzień rano, gdy idziemy do szkoły, tak się zachowuje. Czasami nawet bierze kamyki i rzuca w samochody.
– Asong!
Ponieważ mały zupełnie nie zwracał na nią uwagi, Azhu zdenerwowana podbiegła do niego. Aji, widząc jak siostra ciągnie brata siłą w jego kierunku, nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Gdy wrócimy do domu, to na pewno powiem mamie. Aji mówi, że codziennie jest to samo.
– Aji też tak robi, to on zaczął! – bronił się Asong, spoglądając na brata.
– Co ty? Ja? – Aji znowu nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
– Chodźcie już! Mama na pewno się denerwuje. Pół dnia idziemy już przez tę kładkę!
– Weź mnie na plecy, starsza siostro. – Asong stanął u szczytu schodów i nie ruszał się.
Azhu, nic nie mówiąc, przykucnęła i pozwoliła bratu wspiąć się jej na plecy.
Podróż samochodem
Gdy Agui dowiedziała się, że mąż stracił dużo krwi i jest w szpitalu, nie mogła powstrzymać łez.
– Mówiłam mu przecież, że praca wszędzie jest taka sama, ale on nie słuchał – szlochała. – Mówił, że musimy spróbować szczęścia na północy. A teraz! Co nas spotkało! O, nieba! Dlaczego nas to spotkało?
Agui ciągle płakała, gdy razem z Azhu doszły do ulicy. Nawet nie zdawała sobie sprawy, gdzie szła, dawała się prowadzić.
Policjant i cudzoziemiec, stojący przed czarnym samochodem, machali do nich.
– Mamo, ten Amerykanin też jest tutaj. Aji, zaprowadź tam resztę.
Cudzoziemiec – widząc, że się zbliżają – wsiadł do samochodu, włączył silnik i czekał na nich. Policjant również wszedł do środka i usiadł obok kierowcy.
Agui, podchodząc do samochodu, zaszlochała jeszcze głośniej. Chciała, żeby Amerykanin zrozumiał, w jak trudnej sytuacji znalazła się teraz jej rodzina.
– Wsiadajcie! – zakrzyknął policjant przez okno.
Agui stała i rzewnie płakała. Córka, patrząc na zamknięte drzwi samochodu, nie wiedziała, jak się zachować. W całym tym zakłopotaniu Aji wyciągnął rękę i pociągnął za klamkę. Bez skutku. Oparł więc lewą nogę o samochód i obiema rękami złapał mocno, ciągnąc z całej siły. Drzwi ani drgnęły. Dopiero kiedy cudzoziemiec zorientował się, że nie udało im się otworzyć drzwi, odwrócił się i – mrucząc coś pod nosem – nachylił się, by otworzyć je od środka. Mało brakowało, a pchnięty do tyłu Aji przewróciłby się.
Gdyby policjant nie wskazał każdemu, gdzie mają usiąść, sami nie byliby w stanie się usadowić. Oszołomiona i nieprzywykła do wsiadania do samochodu Agui uderzyła głową o framugę drzwi. Na szczęście niezbyt mocno, wystraszyła się tylko trochę. To, a także nieznany widok luksusowego wnętrza samochodu sprawiły, że kobieta w jednej chwili przestała szlochać. Nie ujechali daleko, jak Agui zdała sobie sprawę, że po wejściu do samochodu przestała zawodzić. Wydało jej się, że gorzki szloch sprzed paru chwil nie był zbyt przekonujący. Natychmiast zaczęła więc znowu jęczeć i zawodzić, a po chwili, lamentując na cały głos, dawała upust swojemu utrapieniu.
Policjant, nie mogąc znieść jej żałosnego płaczu, odwrócił się do niej i powiedział:
– Pani Jiang, dobrze już, dobrze. Proszę tak nie płakać. Może pan Jiang jest jedynie lekko poszkodowany. Jak będzie pani tak strasznie lamentować, to może mu się pogorszyć, a może nawet umrze. Proszę już nie płakać.
Przed chwilą jemu samemu też było bardzo przykro, jednak własne słowa sprawiły, że prawie wybuchł śmiechem. Czym prędzej odwrócił się i mocno przygryzł wargi. Agui nie rozumiała słów policjanta i nadal łkała z żalu. Myślała, że wszyscy jej współczują, więc szlochała coraz głośniej.
– Co mi samej z pięciorgiem dzieci począć? Jak żyć? – mamrotała niewyraźnie.
Policjant zamierzał ponownie się odezwać, by uspokoić Agui. Jednak kiedy się odwrócił i zobaczył zbolałą kobietę trzęsącą się w spazmach, słowa uwięzły mu w gardle. Nie wiedział, jak mógłby ją pocieszyć. „Może takie dawanie upustu swojemu nieszczęściu jest dobre dla zdrowia psychicznego tej biednej kobiety” – pomyślał, ale zaraz zdał sobie sprawę ze swojego egoizmu.
Azhu z niemowlęciem w ramionach siedziała obok mamy. Rozmyślała nad tym, co się z nią stanie po adopcji. Aji, Asong i niema dziewczynka klęczeli na tylnym siedzeniu i chichocząc, przez tylną szybę obserwowali ruch miejski. Dla nich zarówno wypadek taty, jak i uliczny ruch pozostały daleko za jednym z zakrętów.
Samochód gładko wspinał się po górskiej drodze. Siedząca z tyłu trójka dzieci tłoczyła się teraz przy bocznym oknie, patrząc na malejące domki. Aji i Asong pokazywali sobie różne rzeczy, radośnie i cicho pokrzykując, by spojrzeć to tu, to tam. Niema dziewczynka też się bardzo cieszyła, ale jedyne dźwięki, jakie wydobywały się z jej ust, to pomruki:
– Aja! Pa-pa-pa-ja!
Biały dom
Na malowniczym pagórku znajdował się nieskazitelnie biały budynek szpitalny średniej wielkości. Mimo że na pobliskim parkingu stało wiele samochodów, nigdzie nie było widać ludzi. Wśród innych aut było też kilka białych samochodów i karetek pogotowia. Niski bambusowy płotek – pomalowany również na biało – oddzielający trawnik z trawą koreańską[10], błyszczał po deszczu i przyciągał wzrok.
Agui wciąż rzewnie płakała, gdy wjeżdżali na parking.
– Dobrze już, dobrze. Jesteśmy już na miejscu, nie trzeba płakać – powiedział policjant.
Na widok białego budynku szpitalnego, obok którego nie było ludzi, w głowie Agui zaczęły kłębić się najróżniejsze myśli. Wiedziała, że mąż jest w szpitalu, że niedługo pozna odpowiedzi na dręczące ją pytania: umarł, jest kaleką czy też stało mu się coś innego? Nie potrafiła już dłużej powstrzymywać emocji. Zakryła twarz dłońmi i pozwoliła prowadzić się córce. Pełen bólu i cierpienia płacz uwiązł jej w gardle i zdawać by się mogło, że to jęczy śmiertelnie ranione zwierzę. Agui wraz z innymi weszła za cudzoziemcem do szpitala. Poważna atmosfera przytłumiła smutek, który wypełniał jej serce. Opanowała się jednak i spojrzała na dzieci przestraszone nowym otoczeniem. Przygarnęła je wszystkie do siebie, po czym kucnęła przed niemą dziewczynką i – wskazując ręką na swoje, a potem na jej usta – dała jej do zrozumienia, że ma być cicho. Niemowa przytaknęła na znak zrozumienia i głośno zamruczała. Gdy jednak zobaczyła zagniewany wzrok mamy, natychmiast zdała sobie sprawę, że źle postąpiła. Starała się cofnąć, ale matka przyciągnęła ją do siebie i pokazała, jak zaszywa jej buzię; przestraszona dziewczynka szybko przytaknęła.
Od strony recepcji podszedł do Agui policjant.
– Życiu pana Jianga nie zagraża niebezpieczeństwo. Ma jedynie złamane nogi i właśnie jest operowany. Za chwilę skończą – powiedział.
Z wyrazu twarzy policjanta, z tonu jego głosu, a także wyłapując parę znajomych słów, Agui zrozumiała mniej więcej, co chciał jej przekazać. Spojrzała w stronę recepcji, skąd nadchodził, uśmiechając się miło, Amerykanin wraz z pielęgniarką-cudzoziemką. Tłumaczył coś z przejęciem, jednocześnie nachylając się i wykonując jakieś ruchy to przy prawej, to przy lewej nodze. Po czym pokiwał głową. Niema dziewczynka ku zdumieniu wszystkich, rozumiejąc chyba, co pragnął przekazać cudzoziemiec, podeszła do niego i – klepiąc jego nogę – zaczęła mruczeć i gestykulować. Amerykanin z uśmiechem przytaknął jej.
Pielęgniarka-cudzoziemka zaprowadziła wszystkich do pustego pokoju i poprosiła, by tu poczekali na Jiang Afę. Agui, gdy usłyszała, że życiu męża nie zagraża niebezpieczeństwo, od razu się uspokoiła i tak jak dzieci zaczęła z uwagą rozglądać się dookoła. „Chorowanie w takim miejscu wcale nie musi być nieprzyjemne” – pomyślała.
Gdy cudzoziemiec i policjant opuścili pokój, Azhu zapytała się matki:
– Mamo, czy tata ma tutaj zostać?
– Nie wiem.
– Długo? – zapytała ponownie trochę podekscytowana.
– Ach, ty dziewucho! Z czego się tak cieszysz?
Niewiele brakowało, a sama by się roześmiała.
Azhu wiedziała, że mama nie mówi tego na serio.
– Muszę siusiu – powiedziała zdecydowanie. Nie sądziła jednak, że mama ze śmiechem powie:
– Ja też trzymam od samego rana. A niech to! Gdzie można się tu wysikać?
– Nie wiem.
– A niech to! – pomstowała zdenerwowana, gdy Aji i Asong wbiegli do pokoju. – Gdzie wy, smarkacze, byliście?
– Wysikać się – odpowiedział Asong.
– Gdzie? – zapytała pospiesznie Agui.
– Tam. – Aji byle jak wskazał ręką. – Jak wyjdziesz, to skręć, a później jeszcze raz skręć i już.
– Cholerne dzieciaki! Naprawdę niczego się nie boicie. Myślicie, że gdzie jesteście? Jak możecie tu tak latać?! – pomstowała Agui. – Gdzie to jest? Zaprowadźcie mnie.
– Tam! – Aji z impetem otworzył drzwi i wybiegł z pokoju.
– Poczekaj! Wolniej! Nie hałasuj!
Aji i Asong zaprowadzili Agui i siostry do toalety, a sami biegiem wrócili do pustego pokoju.
– Aji, tutaj wszystko jest białe – ze zdziwieniem zauważył Asong.
– To jest amerykański szpital!
– Ich ubrania są białe, buty i czepki też białe.
– Pokoje też są białe – Aji, rozglądając się, kontynuował. – Prześcieradła, nakrycie, a nawet łóżka są białe, ściana przy oknie też jest biała.
Asong zaczynał się trochę denerwować, bo Aji wymienił już wszystko dookoła. Wywracał oczami i zastanawiał się.
– Tam, gdzie siusialiśmy, też było biało! – wykrzyknął w końcu.
– I jeszcze... – Aji zamierzał coś powiedzieć, ale w tym momencie do pokoju weszły Agui i Azhu. Matka od progu zaczęła krzyczeć:
– Ty durna dziewucho! Sikałaś, jakbyś rodziła, czekałam na ciebie pół dnia. Jakiś Amerykanin w kółko powtarzał: „No, no!”... Kto, do cholery, wie, co takie „No, no” znaczy? Byłam tak przerażona, że o mało co nie wyzionęłam ducha.
Następnie, zmieniając ton, zapytała:
– A ty jak sikałaś?
– A co, nie siada się na tym?
– Usiadłaś[11]? – Widząc, że Azhu przytakuje, odetchnęła z ulgą. – Ja też.
Nagle zauważyła, że córka ma nienaturalnie powiększony biust. Wyciągnęła więc rękę i dotykając jej piersi, zapytała:
– A to co?
Azhu nie zdążyła się cofnąć, gdy matka włożyła rękę pod jej bluzkę i wyciągnęła to coś.
– To papier toaletowy, bardzo dobry – odpowiedziała zażenowana.
– Ty durna! – Wyciągnęła duży zwój czystego, białego papieru toaletowego i wyprostowując go, powiedziała: – A gdyby tak ktoś cię zobaczył, to co byś zrobiła?
Odwróciła się plecami do dzieci i złożony papier dołożyła do tego, który sama schowała. Zauważyła jednak, że brzuch za bardzo jej wystaje, więc wzięła niemowlę od Azhu i, trzymając je nisko, starała się zasłonić nienaturalny kształt.
– Co jest z tym dzieckiem dzisiaj? Śpi jak zabite. – Spojrzała po sobie i poprawiła ubranie.
W tym momencie do pokoju wszedł policjant. Azhu i Agui tak się przeraziły, że nawet on to zauważył.
– Nie bójcie się, nie bójcie. Nic wam nie grozi – starał się je uspokoić. – Zaraz będziecie mogli zobaczyć ojca. Już dobrze.
Ledwie skończył mówić, gdy do pokoju pospiesznie wszedł cudzoziemiec, z którym tu przyjechali, oraz pielęgniarka. Rozejrzeli się i zamienili kilka słów z policjantem.
– Wszyscy muszą na chwilę opuścić pokój – policjant zwrócił się do Agui i dzieci.
Agui wyprowadziła dzieci na korytarz. Po chwili dwóch pielęgniarzy weszło do pokoju i wypchnęło z niego puste łóżko. Następnie łóżko z leżącym na płasko Jiangiem Afą bezszelestnie wjechało do pustego pokoju. Widząc Afę w takim stanie, Agui i Azhu zaczęły ponownie szlochać, jednak nie za głośno. Bracia i niemowa stali w drzwiach i gapili się na uwijające się pielęgniarki. Dzieci po prostu nie mogły uwierzyć, że to jest ich tata. Spod bandaży widać było jedynie oczy, usta i nos. Asong nie do końca wiedział, kto to, nie mógł się powstrzymać i pociągnął brata za rękaw.
– Aji, czy to coś białego to nasz tata? – zapytał cichutko. Po czym otworzył szeroko oczy i buzię.
Skrzydlaty anioł
W sali szpitalnej została jedynie rodzina Jiang Afy. Środki znieczulające jeszcze działały, dlatego też Afa był ciągle nieprzytomny. Jego żona ponownie posmutniała, jednak nie był to smutek wywołany wizjami wyobraźni. Martwiła się teraz o głowę rodziny, od której zależało ich przetrwanie. Obie nogi miał złamane, głowa i ręce też doznały obrażeń; bardzo możliwe, że zostanie kaleką. I co wtedy? Co zrobić? Agui mamrotała i płakała, patrząc na twarz męża, miała nadzieję, że ten wkrótce się przebudzi. Azhu, trzymając niemowlę, również płakała i zastanawiała się, jaki los czeka ją jako adoptowaną córkę. Teraz jednak daleko jej było do pewności siebie, jaką miała rano, gdy szła z Ajim. Tak bardzo się bała, że mało brakowało, a kilka razy wybuchnęłaby głośnym szlochem. Pozostałe dzieci, widząc mamę i starszą siostrę pogrążone w smutku, nie ośmielały się przeszkadzać i cichutko się rozglądały. Chciały nawet coś powiedzieć, ale powstrzymywały się i tylko patrzyły.
Po jakimś czasie do sali weszła pielęgniarka w stroju siostry zakonnej. Spojrzała na chorego, następnie na Agui, na dzieci i zapytała:
– Czy już się przebudził?
Wszystkich, poza niemą dziewczynką, pytanie to wprawiło w osłupienie, nie mogli wprost uwierzyć, że usłyszeli te słowa. Siostra zakonna, widząc ich wielkie zdziwienie, od razu zrozumiała, co ich tak zaskoczyło, dlatego zwróciła się do nich ze śmiechem:
– Umiem mówić po tajwańsku, jestem siostrą zakonną. Pracuję w Szpitalu Matki Boskiej, teraz jednak, zgodnie z życzeniem Bożym, zostałam przeniesiona tutaj, do szpitala amerykańskiego, by służyć panu Jiang. – Rozejrzała się dookoła i zapytała: – Czy zebrała się tu cała rodzina?
Agui, nie wiedząc, jak się zachować, jedynie przytaknęła. Gdyby nie była pogrążona w smutku, to widok cudzoziemki tak bardzo różniącej się od niej, a mówiącej płynnie po tajwańsku, wydałby się jej komiczny. Dzieci przypatrywały się siostrze zakonnej wzrokiem pełnym niedowierzania i uśmiechały się. Na myśl przyszła im kartka z obrazkiem skrzydlatego anioła. Pojawienie się siostry zakonnej sprawiło, że cała rodzina miała wrażenie, jakby otaczający ją świat nagle stał się większy. Dlatego też Agui czuła, że powinna podzielić się z tą kobietą swoim zmartwieniem. Ale jak? Po chwili zastanowienia stary sposób wydał jej się najlepszy. Powróciła więc do stanu załamania, w jakim była, zanim zjawiła się zakonnica. Przyglądała się twarzy Afy, pocierała jedną rękę o drugą i płaczliwie jęczała.
– Co robić? Co teraz mam począć? Siedmioro nas jest. Nie ma co jeść, nie ma w co się ubrać. Co robić? Dlaczego spotkało to ciebie mężu, a nie mnie?
Agui coraz głośniej zawodziła i próby uspokojenia jej przez siostrę zakonną nie odnosiły skutku. Wręcz przeciwnie, im bardziej zakonnica ją pocieszała, tym ona rzewniej szlochała. Siostra zdawała sobie sprawę z tego, że taka kobieta jak Agui, mimo tego, że znalazła się w tak trudnej sytuacji i pomimo borykania się z okrutną rzeczywistością, dość szybko dojdzie do siebie i odzyska siły. Więc korzystając z okazji, zakonnica po cichu wymknęła się z pokoju.
– Co teraz robić? Co zrobić? – Agui wciąż rozpaczała nad swoim losem.
– Mamo, mamo, siostra już wyszła – powiedziała Azhu ze łzami w oczach.
Agui natychmiast podniosła głowę, rozejrzała się dookoła, czerwonymi od płaczu oczyma spojrzała na Azhu i z odrobiną złości powiedziała:
– Co nas obchodzi, że ona wyszła? Po co mi to mówisz?
Widząc, że córka spuściła głowę, kontynuowała:
– Widzicie teraz, jak tata został okaleczony przez ten wypadek. Musicie w końcu to zrozumieć i otworzyć oczy.
Azhu od razu przyszło na myśl, że zostanie adoptowaną córką. Nie przypuszczała, że mama tak się zdenerwuje, usłyszawszy, że zakonnica wyszła. Chciała przecież jak najlepiej, sądziła, że lament mamy jest skierowany do siostry zakonnej. To niesprawiedliwe! Myśląc o tym, Azhu zaczęła gorzko płakać łzami, które brały się nie wiadomo skąd.
– Aji, Asong! – Widząc zapłakaną córkę, Agui poczuła, że była dla niej zbyt ostra, i zwróciła uwagę na synów: – Wy też nie jesteście lepsi! Tata nie będzie mógł teraz pracować, więc wy będziecie musieli pracować za niego.
Aji, nie wiadomo z jakiego powodu, w głębi duszy nie mógł powstrzymać się od śmiechu. Przygryzł mocno dolną wargę i spuścił głowę, by mama niczego nie zauważyła. Stojący z boku Asong, słysząc mamę, która groziła, że będą musieli pracować zamiast taty, niespodziewanie poważnie i bardzo grzecznie odpowiedział:
– Dobrze, mamo.
Aji nie mógł już dłużej powstrzymać się od śmiechu, otworzył buzię i parsknął. Nawet pełne złości przekleństwa Agui nic nie pomogły.
– Podłe dziecko! Zwariowałeś! Niech cię piekło pochłonie!
Aji śmiał się do utraty tchu.
Błogosławieni, którzy uwierzyli
Znieczulenie, które przestawało działać, oraz donośny śmiech Ajiego spowodowały, że Jiang Afa przebudził się z narkozy. Jego cichy jęk sprawił, że atmosfera w pokoju nagle się zmieniła.
– Nie ruszaj się. A już na pewno nie ruszaj nogami – ostrzegła męża Agui, kładąc mu dłoń na piersi.
Afa, leżąc na wznak, usilnie starał się unieść głowę, by zobaczyć swoje nogi.
– Co jest z moimi nogami?
– Obie są złamane.
Słysząc to, Afa bezsilnie opuścił głowę z powrotem na poduszkę i westchnął:
– Myślałem wtedy, że już nie żyję.
Przymglonym wzrokiem, w ciszy, wpatrywał się w sufit. Po chwili zapytał:
– A dzieci?
– Są tu wszystkie. Tuż obok, przy tobie.
– Tato – wyrwało się cichutko córce. Dwaj bracia także zawołali, a niema dziewczynka, choć się nie odezwała, cicho stanęła wraz z innymi koło łóżka, po przeciwnej stronie niż mama. Agui, widząc, jak mąż w milczeniu przygląda się każdemu ze swoich dzieci, nie mogła powstrzymać łez. Wyglądało na to, że cała rodzina straciła rozum, stali otępiali, nie wiedząc, co powiedzieć. Im dłużej tak stali, tym było im smutniej. Każdy miał nadzieję, że ktoś inny odezwie się pierwszy. W tej chwili niemowlę na rękach Azhu zaczęło płakać.
– Podaj mi dziecko – Agui zwróciła się do Azhu.
Córka przeszła na drugą stronę łóżka i podała jej maleństwo.
– To małe chyba rozumie, że tacie stało się coś złego. Od rana do teraz nawet nie pisnęła. Na pewno jest głodna.
Mówiąc to, Agui obnażyła pierś i dała ją niemowlęciu do ssania. Poza odgłosem cmokania w całym pokoju panowała głucha cisza.
Myśl o wypadku i o zgromadzonej wokół niego rodzinie sprawiły, że Afa czuł się okropnie. Wcale nie był pewien, czy przypadkiem nie umarł.
– Dlaczego nie umarłem? Trzeba mi było umrzeć. Jak mam teraz żyć w tym stanie? – rozmyślał. – Co to za miejsce? – zapytał ze zdziwieniem, jakby dopiero teraz odzyskał przytomność.
– Szpital amerykański.
– Co? Amerykański szpital? Ja... my... skąd mamy pieniądze?
– Też nie wiem. Pewien Amerykanin i policjant przywieźli nas tutaj, żebyśmy mogli cię zobaczyć – odpowiedziała Agui.
– A gdzie oni są?
– Powiedzieli, że zaraz wrócą.
Afa przestał mówić, leżał i wydawało się, że intensywnie o czymś myśli. Wyraz jego twarzy, raz napiętej, a za chwilę spokojnej, sprawił, że Agui poczuła, że jej mąż powoli dochodzi do siebie.
– Zastanów się, jak teraz będziemy żyć – zwróciła się do Afy. Nos ją swędział i łzy same zaczęły płynąć jej z oczu. Z żalem w głosie kontynuowała: – Mówiłam ci przecież, ale ty nie słuchałeś. Mówiłam, że pracę można znaleźć wszędzie, ale ty mi nie wierzyłeś. Mówiłeś, że my, kobiety, nic nie rozumiemy, że w dużym mieście może nam się poszczęścić. Z pracą jest przecież inaczej niż z handlem, do pracy szczęście nie jest potrzebne. I co! Teraz nas spotkało to, na co zasłużyliśmy!
– Mamo, przestań! – zawołała Azhu zdenerwowana.
Widziała, jak twarz Afy posiniała ze złości i – chociaż milczał – zdawała sobie sprawę, że jeśli mama zaraz nie przestanie, to ojciec wybuchnie rozgniewany i nic nie będzie w stanie go uspokoić. Azhu nieraz była tego świadkiem, kłótnie rodziców zawsze tak się zaczynały. Agui też zdawała sobie z tego sprawę, ale często w takich sytuacjach nie wiedziała, jak powinna postąpić. W końcu jednak skończyła swoją tyradę. W ciszy słychać było jedynie ciężki oddech mężczyzny. Agui przypomniała sobie instrukcję pielęgniarki, by w razie potrzeby nacisnąć przycisk znajdujący się przy łóżku. Nacisnęła go więc i nie minęła chwila, jak do pokoju wbiegła miła siostra zakonna.
– Przebudził się – powiedziała siostra zakonna na widok Afy. Podeszła do niego i kładąc mu rękę na czole, zapytała:
– Jak się pan czuje?
Afa, podobnie jak przed chwilą Agui i dzieci, słysząc cudzoziemkę mówiącą po tajwańsku, zdziwił się niezmiernie.
– Świetnie, nie ma gorączki. – Pielęgniarka wyjęła z kieszeni termometr, wstrząsnęła nim kilka razy i spojrzała na pacjenta. – Otwórz buzię i trzymaj tak – powiedziała, po czym włożyła termometr do ust Afy. Następnie wzrokiem obiegła wszystkich zebranych i śmiejąc się, zapytała:
– I co, ciągle się boicie?
– Boimy się czy nie boimy, co za różnica. Martwimy się i tyle – odpowiedziała Agui.
– Wierzycie w Boga? – widząc, że Agui nie ma nic do powiedzenia, ciągnęła dalej: – Ci, co wierzą, otrzymają błogosławieństwo.
W tym momencie do pokoju wszedł cudzoziemiec z policjantem. Trzymali w ramionach kilka wypchanych toreb. Siostra zakonna przywitała się z nimi, odkładając sprawę wiary w Boga na później.
Mężczyźni kolejno wykładali rzeczy z toreb na stół.
– Tu są kanapki, mleko, picie gazowane, a tutaj owoce w puszce i jabłka – objaśniał po kolei policjant. – To jest dla was, na lunch.
Dzieci w bezruchu patrzyły na papierowe torby.
– Dobrze, nie ma gorączki – powiedziała siostra zakonna po wyjęciu termometru z ust Afy. Następnie podeszła do kartki z wykresem temperatury wiszącej w nogach łóżka i zrobiła odpowiedni zapis.
Cudzoziemiec i policjant stali blisko Afy i uśmiechali się do niego; zdziwiony Afa również się do nich uśmiechnął.
– To jest kapitan Grey – policjant zwrócił się do Afy. – To jego samochód cię potrącił.