Na smyczy Kremla. Donald Trump, Dmitrij Rybołowlew i oferta stulecia - Jurij Felsztinski - ebook

Na smyczy Kremla. Donald Trump, Dmitrij Rybołowlew i oferta stulecia ebook

Felsztinski Jurij

5,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy Donald Trump był tajnym współpracownikiem KGB?

Relacje wielkiego biznesu rosyjskiego ze znanymi politykami Zachodu wzbudzają ogromne zainteresowanie. W swojej najnowszej książce Jurij Felsztinski przedstawia historię, która skrywa tajemnicze i niebezpieczne powiązania bogatych, bezwzględnych ludzi mających wpływ na losy świata: rosyjskiego oligarchy Dmitrija Rybołowlewa, który z gangstera podejrzanego o morderstwo stał się miliarderem, w którego kieszeni znajdowały się takie persony jak prezydent Cypru, dyktator Białorusi i były (a może i przyszły) prezydent Stanów Zjednoczonych; generałów FSB; Władimira Putina; handlarza dziełami sztuki Szwajcara Yves’a Bouviera; następcy tronu Arabii Saudyjskiej Mohammeda ibn Salmana.

Autor, doskonały znawca współczesnej historii, tajnych służb i spraw międzynarodowych, przedstawia genezę związków Donalda Trumpa z Putinem i wysuwa tezę, że prezydent Rosji i jego służby specjalne pomogły Trumpowi wygrać wybory w 2016 roku. Uczestniczył w tym także Rybołowlew, umożliwiając Trumpowi zdobycie pieniędzy na kampanie wyborczą m.in. dzięki sprzedaży obrazu Leonarda da Vinci Zbawiciel świata, który osiągnął niebotyczną cenę 450 milionów dolarów.

Felsztinski drobiazgowo przedstawia zebrane fakty, szczegóły, powiązania, w których role główne odgrywają wielki biznes, korupcja, intrygi rosyjskich służb specjalnych i podejrzane transakcje na globalną skalę finansowane rosyjskimi pieniędzmi, a także mroczne kulisy handlu dziełami sztuki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 238

Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Polecamy

Pole­camy rów­nież

Alek­san­der Litwi­nienko, Jurij Felsz­tin­ski

WYSA­DZIĆ ROSJĘ

Kulisy intryg FSB

Jurij Felsz­tin­ski, Wła­di­mir Popow

OD DZIER­ŻYŃ­SKIEGO DO PUTINA

Służby spe­cjalne Rosji w walce o domi­na­cję nad świa­tem 1917–2036

Prolog

Ta histo­ria zaczęła się dawno temu. 15 kwiet­nia 1452 roku w Anchiano w oko­li­cach mia­steczka Vinci nie­da­leko Flo­ren­cji uro­dził się wło­ski malarz Leonardo da Vinci. Dzi­siaj jego nazwi­sko jest znane całej Ame­ryce także dla­tego, że 15 listo­pada 2017 roku przy­pi­sy­wany mu obraz Salva­tor mundi (Zba­wi­ciel świata) został zaku­piony za pośred­nic­twem domu aukcyj­nego Chri­stie’s przez następcę tronu Ara­bii Sau­dyj­skiej Muham­mada ibn Sal­mana za rekor­dową kwotę 450 312 500 dola­rów. Wyja­śnijmy: według wielu eks­per­tów sam da Vinci nama­lo­wał może jedną dzie­siątą obrazu. Reszta nie wyszła spod jego ręki lub została doma­lo­wana póź­niej. Nic więc dziw­nego, że sprze­da­jący obraz dom aukcyjny Chri­stie’s, chcąc się uchro­nić przed ewen­tu­al­nymi pozwami ze strony poten­cjal­nych nabyw­ców, w ogło­sze­niu doty­czą­cym obrazu zamie­ścił nastę­pu­jące oświad­cze­nie: „W prze­ci­wień­stwie do innych dzieł Leonarda da Vinci Zba­wi­ciel świata nie zawiera azu­rytu uży­wa­nego jako pod­kład we wszyst­kich innych jego obra­zach”. Czy taki obraz można uznać za jego dzieło?

Jak powie­dział w sierp­niu 2023 roku jeden z moich roz­mów­ców – Yves Bouvier, który odsprze­dał obraz kolej­nemu nabywcy Dmi­tri­jowi Rybo­łow­le­wowi, a ten następ­nie wysta­wił na aukcję Zba­wi­ciela świata: „Pro­szę sobie wyobra­zić, że kupuje pan zabyt­kowy samo­chód do swo­jej kolek­cji, ale czy można uznać auto za zabyt­kowe, skoro ma tylko kie­row­nicę i fotel z epoki, a cała reszta jest współ­cze­sna? Oto jest pyta­nie”.

Na nasze nie­szczę­ście Leonardo da Vinci zmarł, a więc nie mógł być świad­kiem tej naj­cie­kaw­szej i naj­bar­dziej docho­do­wej trans­ak­cji w swoim życiu. 15 listo­pada 2017 roku w domu aukcyj­nym Chri­stie’s w Nowym Jorku licy­tanci mieli do roz­wią­za­nia (i pomyśl­nie roz­wią­zali) zupeł­nie inny pro­blem, mający nie­wiele wspól­nego z da Vin­cim i sztuką: ktoś komuś za coś zapła­cił. Pozo­staje tylko zro­zu­mieć kto i komu.

Zacznijmy jed­nak od początku…

Tydzień po aukcji, 22 listo­pada 2017 roku, rosyj­ski miliar­der Dmi­trij Rybo­łow­lew otwo­rzył butelkę szam­pana i uczcił swoje pięć­dzie­siąte pierw­sze uro­dziny. Humor miał świetny: nama­lo­wany na drew­nie obraz został kupiony w 2013 roku u słyn­nego szwaj­car­skiego han­dla­rza sztuki Yves’a Bouviera za 127,5 mln dola­rów i cztery lata póź­niej sprze­dany za znacz­nie wyż­szą cenę. Zaznaczmy, że Rybo­łow­lew otrzy­mał od domu aukcyj­nego Chri­stie’s znacz­nie mniej niż 450,3 mln dola­rów. Otóż w aukcji wziął udział tzw. gwa­ran­to­wany nabywca, biz­nes­men z Azji, który zło­żył domowi aukcyj­nemu i Rybo­łow­lewowi ofertę w wyso­ko­ści 100 mln dola­rów. Zgod­nie z zasa­dami aukcji w takim przy­padku Rybo­łow­lew otrzy­my­wał gwa­ran­cję sprze­daży obrazu za co naj­mniej 100 mln dola­rów; dom aukcyjny miał zagwa­ran­to­waną pro­wi­zję od kupu­ją­cego (w naj­gor­szym razie – od kwoty 100 mln dola­rów). Poten­cjalny nabywca otrzy­my­wał obraz za zado­wa­la­jącą go kwotę 100 mln dola­rów. Gdyby jed­nak obraz został sprze­dany za znacz­nie wyż­szą cenę (a w tym przy­padku była ona rekor­dowa i wynio­sła 450,3 mln dola­rów), poten­cjalny nabywca za wysi­łek i ryzyko otrzy­my­wał od sprze­da­ją­cego 50% róż­nicy mię­dzy ceną sprze­daży a ceną gwa­ran­to­waną. Innymi słowy, poten­cjalny nabywca otrzy­mał od Rybo­łow­lewa około 150 mln dola­rów. Po zapła­ce­niu nabywcy i domowi aukcyj­nemu (około 50 mln dola­rów) Rybo­łow­lew otrzy­mał nieco ponad 250 mln dola­rów, zara­bia­jąc na tej trans­ak­cji pra­wie dwu­krot­ność kwoty wyj­ścio­wej. Jeśli odjąć cenę zakupu od 250 mln dola­rów, otrzy­mu­jemy 122,5 mln dola­rów.

Następca tronu nie zło­żył oso­bi­ście oferty zakupu Zba­wi­ciela świata. Dopiero dzień przed aukcją zupeł­nie inny książę z Ara­bii Sau­dyj­skiej – Bader – ogło­sił się poten­cjal­nym nabywcą; to on zło­żył gwa­ran­to­waną ofertę w wyso­ko­ści 100 mln dola­rów, będącą prze­pustką do udziału w aukcji. (Była to mini­malna kwota, którą usta­lono dla wszyst­kich uczest­ni­ków aukcji po tym, jak poten­cjalny nabywca z góry zade­kla­ro­wał chęć kupna obrazu za co naj­mniej 100 milio­nów dola­rów). Po zakoń­cze­niu aukcji admi­ni­stra­cja domu aukcyj­nego sta­rała się jak naj­dłu­żej utrzy­mać w tajem­nicy toż­sa­mość kupu­ją­cego. Ale wścib­scy dzien­ni­ka­rze szybko to wywę­szyli: 6 grud­nia 2017 roku poja­wiła się pierw­sza infor­ma­cja, że obraz, za pośred­nic­twem księ­cia Badera, kupił następca tronu Ara­bii Sau­dyj­skiej ibn Sal­man. Kupił i… prze­ka­zał w darze muzeum w Abu Zabi, sto­licy innego pań­stwa – Zjed­no­czo­nych Emi­ra­tów Arab­skich1.

W tam­tym cza­sie następca tronu miał aku­rat czas, żeby się zająć zaku­pami dzieł sztuki. 4 listo­pada (jede­na­ście dni przed aukcją) doko­nał zama­chu stanu w Ara­bii Sau­dyj­skiej, aresz­tu­jąc kil­ku­dzie­się­ciu swo­ich krew­nych na róż­nych sta­no­wi­skach rzą­do­wych, i od tej pory był bar­dzo zaan­ga­żo­wany w prze­słu­cha­nia zatrzy­ma­nych i wymu­sza­nie zeznań na piśmie (według nie­któ­rych źró­deł nawet sto­su­jąc tor­tury). Zatem zakup na aukcji 15 listo­pada w Nowym Jorku podo­bi­zny Chry­stusa pędzla praw­do­po­dob­nie nie da Vin­ciego przez jed­nego z nie­licz­nych lojal­nych wobec niego wów­czas człon­ków rodziny i prze­ka­za­nie go w darze innemu kra­jowi było oczy­wi­ście naj­waż­niej­szym zada­niem nowego przy­wódcy muzuł­mań­skiego pań­stwa.

Jed­nak, jako się rze­kło, wszystko po kolei.

https://www.the­gu­ar­dian.com/artand­de­sign/2017/dec/07/world-record-da-vinci-pain­ting-to-be-exhi­bi­ted-at-louvre-abu-dhabi[wróć]

Rozdział pierwszy

Narodziny oligarchy Dmitrija Rybołowlewa

22 listo­pada 1966 roku w rosyj­skim mie­ście Perm uro­dził się przy­szły posia­dacz Zba­wi­ciela świata Dmi­trij Rybo­łow­lew. Jego ofi­cjalna bio­gra­fia jest powszech­nie znana, dla­tego sku­pimy się tylko na tych mniej zna­nych jej frag­men­tach. Rybo­łow­lew jest z wykształ­ce­nia leka­rzem, absol­wen­tem Per­m­skiego Insty­tutu Medycz­nego, gdzie pro­fe­so­rem był jego ojciec, znany w Per­mie kar­dio­log, Jew­gie­nij Wła­di­mi­ro­wicz Rybo­łow­lew. Innymi słowy, Dmi­trij Rybo­łow­lew jest czło­wie­kiem wykształ­co­nym, pocho­dzą­cym z inte­li­genc­kiej rodziny.

24 lipca 1987 roku Rybo­łow­lew poślu­bił Jelenę Czu­pra­kową (uro­dzoną w Per­mie 7 grud­nia 1966 roku), córkę dyrek­tora per­m­skiej fabryki wody mine­ral­nej Wale­rija Czu­pra­kowa. Rybo­łow­lew poznał Jelenę na stu­diach. Po jakimś cza­sie uro­dziły się im dwie córki: Jeka­tie­rina (1989) i Anna (2001).

Po roz­pa­dzie ZSRR, podob­nie jak wielu współ­o­by­wa­teli, zajął się dzia­łal­no­ścią gospo­dar­czą, wspól­nie z ojcem pro­wa­dząc han­del hur­towy arty­ku­łami medycz­nymi. Wio­sną 1992 roku prze­niósł się na jakiś czas do Moskwy, gdzie w Mini­ster­stwie Finan­sów Fede­ra­cji Rosyj­skiej zdo­był cer­ty­fi­kat makler­ski upraw­nia­jący do obrotu papie­rami war­to­ścio­wymi (akcjami) – co wów­czas było novum.

Podob­nie jak wielu innym Rybo­łow­le­wowi było trudno pro­wa­dzić inte­resy. Musiał pra­co­wać z ban­dy­tami i samemu stać się ban­dytą. Rosyj­ska (daw­niej radziecka) pro­ku­ra­tura z zało­że­nia trak­to­wała wszyst­kich przed­się­bior­ców zaj­mu­ją­cych się zara­bia­niem pie­nię­dzy w męt­nej post­so­wiec­kiej wodzie jak prze­stęp­ców i co jakiś czas wsz­czy­nała prze­ciwko nim sprawy karne. A obiek­tywne usta­le­nie, kto w pań­stwie mafij­nym był ban­dytą i prze­stępcą, a kto biz­nes­me­nem – było obiek­tyw­nie trudne.

Cha­rak­te­ry­styczna była histo­ria Romana Abra­mo­wi­cza, kolegi Rybo­łow­lewa, który też sta­wiał pierw­sze kroki w biz­ne­sie. 9 czerwca 1992 roku w Moskwie wsz­częto postę­po­wa­nie karne prze­ciwko Roma­nowi Abra­mo­wi­czowi pod zarzu­tem kra­dzieży 55 cystern z ole­jem napę­do­wym. 19 czerwca 1992 roku pod­pi­sano nakaz aresz­to­wa­nia Abra­mo­wi­cza, gdyż „mógł on się ukryć lub utrud­niać postę­po­wa­nie”.

Wiemy, jak się zakoń­czyło postę­po­wa­nie karne z 1992 roku prze­ciwko Abra­mo­wi­czowi – wiele lat póź­niej został miliar­de­rem i bli­skim współ­pra­cow­ni­kiem Putina, kupił angiel­ski klub pił­kar­ski Chel­sea i zamiesz­kał w Wiel­kiej Bry­ta­nii, cho­ciaż teraz rząd bry­tyj­ski zaczął docie­kać, jak miliar­der zaro­bił swoje pierw­sze pie­nią­dze, i ten musiał opu­ścić Wielką Bry­ta­nię. Stało się to jed­nak już po agre­sji Rosji na Ukra­inę.

Dmi­trij Rybo­łow­lew budo­wał swój biz­nes w Per­mie w latach 1993–1996 we współ­pracy z gang­ste­rami i sam stał się gang­ste­rem. Na tere­nie byłego ZSRR zor­ga­ni­zo­wano wów­czas „wyprze­daż stu­le­cia”. Pra­wie cały mają­tek pań­stwowy, a w ZSRR wszystko było wła­sno­ścią pań­stwa, został pod­dany „pry­wa­ty­za­cji”, przy czym rosyj­skiemu rzą­dowi zale­żało, żeby nastą­piła ona jak naj­szyb­ciej, żeby dawne pań­stwo radziec­kie nie mogło się odbu­do­wać i prze­jąć kon­troli nad gospo­darką kraju.

Orga­ni­zo­wano „prze­targi” mające na celu pry­wa­ty­za­cję przed­się­biorstw. For­mal­nie mógł do nich przy­stą­pić każdy: osoby pry­watne, firmy lub same pry­wa­ty­zo­wane przed­się­biorstwa… Kupo­wano te przed­się­biorstwa za spe­cjal­nie stwo­rzoną nową walutę – „vouchery”, wyda­wane nie­od­płat­nie przez rząd każ­demu rosyj­skiemu oby­wa­te­lowi. Ina­czej mówiąc, war­tość Rosji została osza­co­wana na okre­śloną kwotę, którą podzie­lono przez liczbę oby­wa­teli, a następ­nie każdy otrzy­mał swoją część, swój kawa­łek tortu. Za ten kawa­łek tortu można było kupić kawa­łek przed­się­biorstwa. A żeby kupić całe przed­się­biorstwo lub jego znaczną część, trzeba było zgro­ma­dzić dużo vouche­rów.

Wła­śnie tym się zajął przed­się­bior­czy Rybo­łow­lew. W 1993 roku, aby brać udział w prze­tar­gach na zakup przed­się­biorstw pań­stwo­wych w obwo­dzie per­m­skim, stwo­rzył fun­dusz inwe­sty­cyjny Kamien­nyj pojas i został jego dyrek­to­rem gene­ral­nym; insty­tu­cja pozy­ski­wała, kupo­wała i rein­we­sto­wała vouchery pry­wa­ty­za­cyjne. Na ich zakup potrzebne były pie­nią­dze. Wła­snych pie­nię­dzy nikt nie miał. Konieczne było zacią­ga­nie kre­dy­tów w nowych ban­kach komer­cyj­nych oraz zawie­ra­nie z nimi umów part­ner­skich na prze­ka­za­nie ban­kom udzia­łów w przed­się­biorstwach spry­wa­ty­zo­wa­nych za pie­nią­dze banku.

Rybo­łow­lew otwo­rzył w Per­mie swój bank – Kre­dit FD. Udało mu się dzięki temu, że jego akcjo­na­riu­szami zgo­dziły się zostać naj­więk­sze przed­się­bior­stwa w mie­ście: Mie­ta­frax (pro­du­cent meta­nolu), Urał­ka­lij1, Sil­wi­nit (podob­nie jak Urał­ka­lij pro­du­cent i eks­por­ter nawo­zów pota­so­wych), Soli­kam­sk­bum­prom (zakłady celu­lo­zowo-papier­ni­cze), Nie­ftie­chi­mik (pro­du­cent dena­tu­ratu), Mie­ta­nol i Azot, które za pośred­nic­twem tego banku pro­wa­dziły wszel­kie ope­ra­cje finan­sowe. Rybo­łow­lew objął sta­no­wi­sko dyrek­tora gene­ral­nego banku. 29 czerwca 1994 roku jego zastępcą został Wła­di­mir Szew­cow – wice­pre­zes Per­m­skiego Obwo­do­wego Fun­du­szu Majątku Pań­stwo­wego i regio­nal­nego oddziału pań­stwo­wej agen­cji pry­wa­ty­za­cyj­nej. Obaj dołą­czyli do zarządu banku. „Rybo­łow­lew był odpo­wie­dzialny za całą dzia­łal­ność zwią­zaną z finan­sami, giełdą i ryn­kiem papie­rów war­to­ścio­wych” – wspo­mi­nał Szew­cow, a on – za tech­niczne aspekty dzia­łal­no­ści banku i za służbę bez­pie­czeń­stwa.

Pierw­szym doświad­cze­niem pry­wa­ty­za­cyj­nym Rybo­łow­lewa była pry­wa­ty­za­cja w 1993 roku fabryki mar­ga­ryny w Per­mie, prze­pro­wa­dzona za pośred­nic­twem fun­du­szu inwe­sty­cyj­nego Kamien­nyj pojas przez wów­czas jesz­cze nie­zna­nego Rybo­łow­le­wowi Wła­di­mira Nie­lu­bina. Nie­lu­bin był lokal­nym biz­nes­me­nem z powią­za­niami prze­stęp­czymi i wie­lo­krot­nie odsia­dy­wał wyroki wię­zie­nia za wymu­sze­nia – nie­le­galne pobie­ra­nie hara­czy od przed­się­biorstw.

Po uda­nych pierw­szych doświad­cze­niach w pry­wa­ty­za­cji fabryki mar­ga­ryny rela­cje mię­dzy Rybo­łow­le­wem i Nie­lu­bi­nem zacie­śniły się. Rybo­łow­lew przyj­mo­wał od niego duże sumy brud­nych pie­nię­dzy pocho­dzą­cych z wymu­szeń i kupo­wał za nie udziały w pry­wa­ty­zo­wa­nych przed­się­bior­stwach. Za to Nie­lu­bin i jego współ­pra­cow­nicy (na pod­sta­wie ust­nego poro­zu­mie­nia) otrzy­my­wali udziały w spry­wa­ty­zo­wa­nych spół­kach oraz mono­pol na umowy han­dlowe na rynku regio­nal­nym.

W prze­targi i aukcje Rybo­łow­lew nie inwe­sto­wał wła­snych pie­nię­dzy, lecz środki zakła­dów lub spółek, któ­rych akcje naby­wał. Tym spo­so­bem w 1993 roku Nie­ftie­chi­mik pod­pi­sał umowę z pry­wat­nym fun­du­szem inwe­sty­cyj­nym Kamien­nyj pojas na wykup akcji od pra­cow­ni­ków i prze­ka­zał fun­du­szowi miliard rubli. Jed­nak zaku­pione akcje nie zostały prze­ka­zane Nie­ftie­chi­mikowi, a stały się czę­ścią bar­dziej zło­żo­nej wymiany, pod­czas któ­rej do połowy 1994 roku wyku­piono akcje Mie­ta­fraxu, Azotu i samego Kamien­nogo pojasa. A wszystko za miliard rubli od Nie­ftie­chi­mika, który stał się zarówno akcjo­na­riu­szem Kre­dit FD jak i akcjo­na­riu­szem prze­ję­tych spółek.

W pro­jek­tach pry­wa­ty­za­cyj­nych funk­cje zostały roz­dzie­lone. Rybo­łow­lew zaj­mo­wał się finan­sami oraz nego­cjo­wał z dyrek­to­rem gene­ral­nym pry­wa­ty­zo­wa­nego przed­się­bior­stwa, który – nie­be­zin­te­re­sow­nie – poma­gał mak­sy­mal­nie obni­żyć cenę wywo­ław­czą. Nie­lu­bin pil­no­wał, żeby w aukcji nie brali udziału kon­ku­renci z Moskwy, Permu lub innych miast, aby nie stała się ona aukcją sensu stricte i aby po wcze­śniej­szym wyeli­mi­no­wa­niu kon­ku­ren­cji prze­jąć udziały w przed­się­bior­stwie po cenie wywo­ław­czej „w związku z bra­kiem innych ofe­ren­tów”. Rybo­łow­lew tele­fo­nicz­nie prze­ka­zy­wał Nie­lu­bi­nowi infor­ma­cje na temat napły­wa­ją­cych zgło­szeń do udziału w prze­tar­gach pry­wa­ty­za­cyj­nych miej­skich przed­się­biorstw, a Nie­lu­bin „metodą per­swa­zji” skła­niał moskwian do rezy­gna­cji z udziału w tych prze­tar­gach, anga­żu­jąc w razie potrzeby swo­ich ban­dy­tów, któ­rzy w „przy­stępny spo­sób” tłu­ma­czyli kon­ku­ren­tom, że o pewne akcje nie powinni wal­czyć. Za to (także na mocy ust­nego poro­zu­mie­nia) Nie­lu­bin otrzy­my­wał część akcji przed­się­biorstwa oraz prawo do sprze­daży jego wyro­bów na kra­jo­wym rynku.

Począt­kowo Nie­lu­bin poma­gał też Rybo­łow­le­wowi w zaku­pie vouche­rów pry­wa­ty­za­cyj­nych dla Urał­ka­lija, który za zebrane vouchery kupo­wał udziały innych per­m­skich zakła­dów, w tym samego Urał­ka­lija.

Biz­nes zaczął się roz­krę­cać. Nowymi wspól­ni­kami-ban­dy­tami Rybo­łow­lewa w Per­mie zostali Wik­tor Czer­niaw­ski, Oleg Łoma­kin oraz Sier­giej Maka­row, któ­rzy, jak opo­wia­dał w 1995 roku czło­nek bandy W.N. Jefi­mow, „poma­gali Rybo­łow­le­wowi kupo­wać udziały w przed­się­bior­stwach”. Jak mówił o tam­tych cza­sach dyrek­tor gene­ralny Azotu M.A. Petru­niak, „unie­moż­li­wiono dostęp do prze­tar­gów posia­da­ją­cym sporą liczbę vouche­rów przed­sta­wi­cie­lom dużych moskiew­skich firm, co pozwo­liło spół­kom Rybo­łow­lewa na zakup dużych pakie­tów akcji”.

Współ­praca z ban­dy­tami przy­nio­sła rezul­taty: wcze­śniej pod­czas pry­wa­ty­za­cji Sil­wi­nitu Rybo­łow­le­wowi udało się nabyć 1% akcji. Kiedy ich zatrud­niono, zdo­był 39%. Rybo­łow­lew dzia­łał pod ich patro­na­tem, a oni zapew­niali mu rów­nież „fizyczną ochronę przed kon­ku­ren­cją” (rela­cjo­no­wał jeden z mene­dże­rów Nie­ftie­chi­mika I.Z. Czer­nych).

Współ­praca Rybo­łow­lewa z Ole­giem Łoma­ki­nem, który ode­grał fatalną rolę w jego życiu, roz­po­częła się w latach 1993–1994, kiedy się umó­wili na wspólny zakup udzia­łów kilku zakła­dów, w tym Nie­ftie­chi­mika. W tym celu Rybo­łow­lew utwo­rzył dział skupu akcji na rynku wtór­nym i zaan­ga­żo­waw­szy na wspól­nika Nie­lu­bina, zacią­gnął kre­dyt w wyso­ko­ści 100 mln rubli w dwóch utwo­rzo­nych przez sie­bie insty­tu­cjach finan­so­wych: banku Kre­dit FD oraz fir­mie inwe­sty­cyj­nej Finan­so­wyj dom. Pie­nią­dze zostały naj­pierw zain­we­sto­wane w zakup vouche­rów, a następ­nie w akcje Nie­ftie­chi­mika, któ­rego dyrek­to­rem gene­ral­nym był wów­czas W.M. Kazan­cew.

Pomię­dzy Rybo­łow­le­wem a kie­row­nic­twem Nie­ftie­chi­mika zawarto ustne poro­zu­mie­nie, na mocy któ­rego miało dojść do sprze­daży spółce Kamien­nyj pojas około 19% udzia­łów przed­się­bior­stwa. Pie­nią­dze na zakup tych akcji prze­ka­zano m.in. z rachun­ków Nie­ftie­chi­mika w banku Kre­dit FD. Ina­czej mówiąc, Kamien­nyj pojas naby­wał udział w przed­się­bior­stwie za pie­nią­dze tego przed­się­bior­stwa i w efek­cie nabył 19,75% udzia­łów z zamia­rem dal­szego kupo­wa­nia udzia­łów Nie­ftie­chi­mika, celem prze­ję­cia pakietu kon­tro­l­nego. Jed­nak de facto udziały pozo­sta­wały u Rybo­łow­lewa jako osoby pry­wat­nej, a nie w fun­du­szu, który je kupił, pła­cąc za nie ze środ­ków Nie­ftie­chi­mika.

„Opie­ku­nem” Rybo­łow­lewa w Moskwie (według wielu osób z jego oto­cze­nia, w tym jego part­ne­rów) był znany auto­ry­tet kry­mi­nalny Siej­fied­din Rusta­mow (alias Rustam bądź Rusłan), zapa­śnik i mistrz sportu, który przed wyjaz­dem do Moskwy przez trzy­na­ście lat miesz­kał w Per­mie. Spe­cja­li­zo­wał się w neu­tra­li­zo­wa­niu na różne spo­soby poten­cjal­nych kon­ku­ren­tów przed aukcjami.

Rusta­mow był jedyną osobą, którą Rybo­łow­lew naprawdę sza­no­wał, któ­rej słu­chał, a jed­no­cze­śnie się bał. „Rustam to solidna kon­struk­cja, auto­ry­tet i chło­paki nie będą z nim dys­ku­to­wać”, „to potężna opieka kry­mi­nalna”, „auto­ry­tet kry­mi­nalny”, „inni będą respek­to­wać i wyko­ny­wać jego decy­zje” – to przy­kłady wypo­wie­dzi Rybo­łow­lewa na temat Rustama. Pozo­stali ban­dyci (part­ne­rzy Rybo­łow­lewa) rów­nież zacho­wy­wali się wobec Rustama z sza­cun­kiem, trak­tu­jąc go jako „auto­ry­tet kry­mi­nalny”.

Pod­czas gdy Rusta­mow i Nie­lu­bin zaj­mo­wali się „pro­ble­mami” w Moskwie, Wik­tor Czer­niaw­ski, Sier­giej Maka­row i Oleg Łoma­kin roz­wią­zy­wali „pro­blemy” na szcze­blu lokal­nym, w Per­mie, unie­moż­li­wia­jąc kon­ku­ren­cji naby­wa­nie udzia­łów wszel­kimi środ­kami – legal­nymi i nielegal­nymi. Rola Czer­niaw­skiego pole­gała także na tym, że otrzy­maw­szy infor­ma­cje o uczest­ni­kach aukcji w Per­mie, zawie­rał z nimi pota­jemne poro­zu­mie­nia w spra­wie podziału rynku: wyty­po­wane spółki naby­wały udziały w okre­ślo­nych przed­się­bior­stwach, żeby zablo­ko­wać kon­ku­ren­cję i prze­pro­wa­dze­nie uczci­wych aukcji.

Należy pamię­tać, że poro­zu­mie­nia były wyłącz­nie ustne. Wszyst­kie udziały zostały zaku­pione na nazwi­sko Rybo­łow­lewa. Nie pod­pi­sy­wano żad­nych umów ani doku­men­tów o podziale tych udzia­łów. Trans­ak­cje pie­czę­to­wały jedy­nie uścisk dłoni i słowo honoru. Zasady, a nie prawo. W Rosji lat dzie­więć­dzie­sią­tych taki spo­sób zawie­ra­nia umów był powszechny, a nawet domi­nu­jący. Ale prę­dzej czy póź­niej pro­wa­dziło to do nie­po­ro­zu­mień i kon­flik­tów, które czę­sto koń­czyły się śmier­cią nie­któ­rych uczest­ni­ków wspól­nego biz­nesu. Czasy były bru­talne i krwawe.

Naj­póź­niej w marcu lub kwiet­niu 1994 roku, kiedy odpań­stwo­wie­nie przed­się­biorstw Permu dopiero star­to­wało, w gabi­ne­cie Rybo­łow­lewa w banku Kre­dit FD regu­lar­nie spo­ty­kali się uczest­nicy pry­wa­ty­za­cji zakła­dów che­micz­nych i petroche­micz­nych obwodu per­m­skiego. Usta­lono, że nabyte przez nich udziały zostaną równo podzie­lone mię­dzy Rybo­łow­le­wem (50%) oraz całą resztą (50%). „Cała reszta” (Czer­niaw­ski, Nie­lu­bin, Maka­row i Łoma­kin) podzie­lili mię­dzy sie­bie po równo pozo­stałe 50%. Jed­nak „nie ist­niały żadne umowy na piśmie” – potwier­dza Wadim Jefi­mow. „Wszyst­kie infor­ma­cje spły­wały do Rybo­łow­lewa i to on posia­dał pełną wie­dzę na temat podziału akcji mię­dzy wspól­ni­kami”. W takim try­bie, za pośred­nic­twem nale­żą­cego do niego fun­du­szu inwe­sty­cyj­nego, Rybo­łow­lew nabył pierw­sze udziały w kilku spry­wa­ty­zo­wa­nych zakła­dach z branży.

Rybo­łow­lew był odpo­wie­dzialny za zakup vouche­rów oraz reje­stra­cję udzia­łów na kon­cie swo­ich coraz licz­niej­szych przed­się­biorstw. Ale ban­dyci wie­dzieli i wie­rzyli, że udziały są ich wspólną wła­sno­ścią, zwłasz­cza że wielu z nich, podob­nie jak ludzie Rybo­łow­lewa, weszło do zarzą­dów spry­wa­ty­zo­wa­nych spółek. Wspól­nik Rybo­łow­lewa w fun­du­szu Kre­dit FD Szew­cow do końca pierw­szej dekady obec­nego stu­le­cia był człon­kiem zarządu w przed­się­biorstwach Mie­ta­frax, Urał­ka­lij, Sil­wi­nit oraz banku Kre­dit FD. Nie­lu­bin jako przed­sta­wi­ciel banku Kre­dit FD został człon­kiem zarządu Mie­ta­fraxu.

Rybo­łow­lew miał prze­ka­zać część udzia­łów part­ne­rom jako oso­bom pry­wat­nym albo „sprze­dać” je spółce Lips – nowej fir­mie, nale­żą­cej w rów­nych czę­ściach do Czer­niaw­skiego, Łoma­kina, Maka­rowa, Nie­lu­bina i Rusta­mowa. Wciąż cho­dziło o te 50%, które znaj­do­wały się w rękach Rybo­łow­lewa. Jed­nak zda­niem Jefi­mowa Rybo­łow­lew nie chciał się z tego wywią­zać i za każ­dym razem „przy­ta­czał wiele argu­men­tów, żeby nie prze­ka­zy­wać udzia­łów, co do któ­rych ist­niały poro­zu­mie­nia”, łamiąc „warunki dotych­cza­so­wych ust­nych usta­leń”.

Wspól­nicy Rybo­łow­lewa stale jed­nak wra­cali do tej kwe­stii, argu­men­tu­jąc, jak twier­dził Szew­cow, że „należy podzie­lić zarówno udziały zaku­pione na licy­ta­cjach, ponie­waż oni [ban­dyci] poma­gali w orga­ni­zo­wa­niu licy­ta­cji i brali w nich udział”, a udziały, które Rybo­łow­lew nabył póź­niej na rynku wtór­nym, rów­nież zostały kupione za wspólne pie­nią­dze i dla­tego też pod­le­gają podzia­łowi. „Rybo­łow­lew pró­bo­wał uni­kać odpo­wie­dzi na te prośby” – wspo­mi­nał Szew­cow. Po „dłu­giej pre­sji psy­chicz­nej” ze strony Czer­niaw­skiego, Nie­lu­bina, Maka­rowa i Łoma­kina Rybo­łow­lew zgo­dził się prze­ka­zać na ich rzecz 5% udzia­łów Urał­ka­lija, 10% udzia­łów Mie­ta­nolu oraz 8% udzia­łów Nie­ftie­chi­mika. W lutym 1995 roku 15% udzia­łów banku Kre­dit FD, nale­żą­cych do Nie­ftie­chi­mika, sprze­dano spółce Lips. Do zarządu banku doko­op­to­wano Nie­lu­bina i Maka­rowa. Łoma­kin został udzia­łow­cem banku.

Ponadto Rybo­łow­lewa stale o coś pro­szono; a to o „nie­wiel­kie kwoty na budowę domu”, a to prze­ka­zy­wano mu listy z proś­bami o pie­nią­dze „na cele cha­ry­ta­tywne”, na roz­wój sportu i hodowlę koni, na orga­ni­za­cję tur­nieju ku czci słyn­nego rosyj­skiego zapa­śnika Iwana Pod­dub­nego. W pew­nym momen­cie Rybo­łow­lew z Szew­co­wem stwier­dzili, że „bank to nie jest dojna krowa”, i odmó­wili dal­szych poży­czek. „Po odmo­wie prze­ka­zy­wa­nia pie­nię­dzy na popu­la­ry­za­cję sportu sto­sunki z Nie­lu­bi­nem stały się nie­przy­jemne” – opo­wia­dał Szew­cow.

Jed­nak z punktu widze­nia ban­dy­tów były to drobne datki, dużo mniej­sze od pier­wot­nie dekla­ro­wa­nych w umo­wie 50%. W pew­nym momen­cie Czer­niaw­ski oświad­czył Rybo­łow­le­wowi, że są oni „kry­mi­nalną opieką” jego biz­ne­sów i Rybo­łow­lew będzie zmu­szony do odda­nia udzia­łów.

Już w 1993 roku Rybo­łow­lew zatrud­nił oso­bi­stą ochronę. W 1995 roku liczyła ona dwa­na­ście osób. „Kazał stale zmie­niać trasy prze­jazdu, nie zosta­wiać samo­chodu bez nad­zoru, spraw­dzać windy i hol budynku, do któ­rego wcho­dził” – wspo­mina jeden z jego ochro­nia­rzy. Wkrótce Rybo­łow­lew zaczął nosić kami­zelkę kulo­od­porną i kupił sobie opan­ce­rzony samo­chód. Ochrona spraw­dzała torby wszyst­kich osób wcho­dzą­cych do jego biura. Cza­sami musiał się ukry­wać, także za gra­nicą.

W 1994 roku Rybo­łow­lew pod­jął decy­zję o prze­ję­ciu kon­tro­l­nego pakietu zakła­dów Nie­ftie­chi­mik. W tym celu na początku 1995 roku zastą­pił nie­lo­jal­nego pre­zesa Kazan­cewa, który według słów Rybo­łow­lewa „zdra­dził ich”, Jew­gie­ni­jem Pan­tie­lej­mo­no­wem, z któ­rym chciał się doga­dać.

„Zdrada” Kazan­cewa pole­gała na tym, że aby zapo­biec prze­ję­ciu przez Rybo­łow­lewa i jego wspól­ni­ków kon­tro­l­nego pakietu akcji Nie­ftie­chi­mika, sprze­dał część udzia­łów zakła­dów ban­kowi Pierm­stroj oraz gru­pie finan­so­wej Sol­wa­lub, a nie Rybo­łow­le­wowi. Moskiew­ska firma Sol­wa­lub rów­nież chciała zdo­być pakiet kon­tro­lny w Nie­ftie­chi­miku, więc wyku­piła wów­czas 20,95% udzia­łów, sta­jąc się głów­nym rywa­lem Rybo­łow­lewa i banku Kre­dit FD. Wsku­tek tego Sol­wa­lub w ramach podziału rynku pomię­dzy part­ne­rami prze­jął kon­trolę nad naj­bar­dziej docho­do­wym ryn­kiem eks­por­to­wym Nie­ftie­chi­mika.

Zro­zu­miałe, że po takiej „zdra­dzie” Rybo­łow­lew posta­no­wił zastą­pić pre­zesa Nie­ftie­chi­mika osobą lojalną wobec niego i od listo­pada 1994 roku wie­lo­krot­nie nama­wiał Kazan­cewa do dobro­wol­nego opusz­cze­nia sta­no­wi­ska, ale ten za każ­dym razem odma­wiał. Odwo­ła­nie pre­zesa Nie­ftie­chi­mika wbrew jego woli było pra­wie nie­moż­liwe. Zgod­nie ze sta­tu­tem spółki pre­zesa wybie­rano na dwa lata i nie można go było odwo­łać przed upły­wem jego kaden­cji. A do zmiany sta­tutu potrzebna była więk­szość dwóch trze­cich gło­sów akcjo­na­riu­szy, co było nie­osią­galne: nie zgo­dzi­liby się na to ani akcjo­na­riu­sze, ani pra­cow­nicy przed­się­bior­stwa, któ­rzy mieli prawo głosu.

Aby zmu­sić Kazan­cewa do rezy­gna­cji ze sta­no­wi­ska, w grud­niu 1994 roku pod­czas jego nie­obec­no­ści prze­pro­wa­dzono audyt finan­sowy spółki, który stwier­dzał, że wsku­tek błęd­nych decy­zji Kazan­cewa Nie­ftie­chi­mik stra­cił 8 miliar­dów rubli. Kazan­cew spraw­dził wnio­ski z audytu i udo­wod­nił, że w wyniku jego dzia­łań na sta­no­wi­sku pre­zesa przed­się­bior­stwo odno­to­wało zysk w wyso­ko­ści 6 miliar­dów rubli, a dane z audytu zostały sfa­bry­ko­wane przez ludzi Rybo­łow­lewa. „Nie odpo­wia­dam już za pań­skie bez­pie­czeń­stwo” – miał powie­dzieć Rybo­łow­lew do Kazan­cewa w roz­mo­wie tele­fo­nicz­nej, co było jawną groźbą fizycz­nej eli­mi­na­cji opo­nenta.

Rów­nież w grud­niu 1994 roku Szew­cow zasu­ge­ro­wał A.I. Kre­cze­to­wowi, by „spo­wo­do­wać u Kazan­cewa obra­że­nia ciała […], żeby ten zre­zy­gno­wał ze sta­no­wi­ska”, ponie­waż „nie chce współ­pra­co­wać i prze­szka­dza”.

Kre­cze­tow pra­co­wał u Rybo­łow­lewa jako ochro­niarz w biu­rach banku za 300 dola­rów mie­sięcz­nie. Wcze­śniej słu­żył w jed­nost­kach spe­cjal­nych w Kazach­sta­nie, zaj­mo­wał się ochroną obiek­tów o szcze­gól­nym zna­cze­niu, bie­gle posłu­gi­wał się wszyst­kimi rodza­jami broni i był mistrzem sportu w bok­sie. Po odej­ściu z woj­ska pra­co­wał jako instruk­tor walki wręcz, następ­nie uczęsz­czał na kurs ochro­niar­ski, a nawet uzy­skał dyplom inży­niera elek­tro­nika.

Kre­cze­tow zaczął szu­kać ludzi do pobi­cia Kazan­cewa, ale pod koniec grud­nia 1994 roku pole­ce­nie wyco­fano, ponie­waż Kazan­cew zgo­dził się podać do dymi­sji i 10 stycz­nia 1995 roku pod­pi­sał rezy­gna­cję z datą 21 stycz­nia. 23 stycz­nia 1995 roku Pan­tie­lej­mo­now objął obo­wiązki pre­zesa, a w kwiet­niu 1995 roku walne zgro­ma­dze­nie akcjo­na­riu­szy zatwier­dziło go na tym sta­no­wi­sku.

Po tym jak w 1995 roku Rybo­łow­lew został współ­wła­ści­cie­lem Mie­ta­fraxu, po raz pierw­szy poje­chał do Genewy, gdzie spółka miała filię, i jako jej pra­cow­nik zło­żył wnio­sek o zezwo­le­nie na stały pobyt w Szwaj­ca­rii.

Jak wspo­mi­nała wiele lat póź­niej Jelena, żona Rybo­łow­lewa, „w 1994 roku, po spry­wa­ty­zo­wa­niu wielu zakła­dów, rosyj­scy prze­stępcy zaczęli gro­zić naszej rodzi­nie, ponie­waż Dmi­trij osią­gnął wielki suk­ces w biz­ne­sie. Wie­lo­krot­nie roz­wa­ża­li­śmy z Dmi­trijem koniecz­ność prze­pro­wadzki z Rosji do miej­sca, gdzie mogli­by­śmy stwo­rzyć dom, a jed­no­cze­śnie skąd Dmi­trij mógłby pro­wa­dzić inte­resy […]. Uznał, że Genewa będzie bez­piecz­nym miej­scem do życia, bio­rąc pod uwagę to, co się działo w Rosji pod­czas pry­wa­ty­za­cji. Gdy tylko Dmi­trij otrzy­mał pozwo­le­nie na pobyt, posta­no­wi­li­śmy się osie­dlić w Gene­wie […] i zro­bi­li­śmy to w maju 1995 roku”.

Ale w Gene­wie na stałe zamiesz­kały teraz tylko Jelena i córka Jeka­tie­rina. Sam Rybo­łow­lew więk­szość czasu prze­by­wał w Rosji. Wydaje się, że wła­śnie w tym okre­sie pod­jął decy­zję o „wyro­lo­wa­niu” swo­ich ban­dy­tów – wszyst­kich poza Rusta­mo­wem. Posta­no­wił zastą­pić „ochronę” ban­dy­tów z Permu „ochroną” tych z Moskwy.

Nego­cja­cje w tej spra­wie pomię­dzy Rybo­łow­le­wem i Rusła­nem z jed­nej strony a Czer­niaw­skim, Łoma­ki­nem, Nie­lu­bi­nem i Maka­ro­wem z dru­giej toczyły się latem 1995 roku w Moskwie. „Roz­sta­jemy się z nimi” – powie­dział wów­czas Rybo­łow­lew do szefa swo­jej służby bez­pie­czeń­stwa M.W. Oszczep­kowa. Ban­dyci zorien­to­wali się, że „Rybo­łow­lew chce wszystko podzie­lić mię­dzy sie­bie i Rusłana”. Według Rybo­łow­lewa „Łoma­ki­nowi zako­mu­ni­ko­wano, że nie ma czego szu­kać w Nie­ftie­chi­miku”.

Widocz­nie Rusta­mow uwa­żał, że wszystko zostało doga­dane z jego wspól­ni­kami z Permu. 4 sierp­nia 1995 roku nowy dyrek­tor Nie­ftie­chi­mika Pan­tie­lej­mo­now na zapro­sze­nie Rybo­łow­lewa pole­ciał do Moskwy, żeby poznać Rusta­mowa i uzgod­nić z nim kwe­stie finan­sowe. Po spo­tka­niu i roz­mo­wie Pan­tie­lej­mo­now zro­zu­miał, że „Rusłan popiera Rybo­łow­lewa, a chło­paki (Nie­lu­bin, Czer­niaw­ski, Łoma­kin i Maka­row) odcho­dzą”. Teraz Nie­ftie­chi­mik miał się roz­li­czać bez­po­śred­nio z Rusta­mowem, a ten zapew­niał Rybo­łow­le­wowi i Pan­tie­lej­mo­nowowi brak kło­po­tów.

Pierw­sze pie­nią­dze z konta jed­nej z firm Rybo­łow­lewa tra­fiły do Rusta­mowa w pierw­szej poło­wie sierp­nia. Jed­no­cze­śnie do moskiew­skiego oddziału Kre­dit FD prze­kie­ro­wano więk­szość środ­ków pocho­dzą­cych ze wspól­nych inte­re­sów, któ­rych udzia­łow­cem był Rybo­łow­lew. Sam Rusta­mow został mia­no­wany zastępcą dyrek­tora moskiew­skiej filii oraz zastępcą kie­row­nika do spraw sprze­daży banku Kre­dit FD. Wygląda na to, że dostał rów­nież 10% w biz­ne­sach Rybo­łow­lewa. W tym samym cza­sie z zarządu usu­nięto ban­dy­tów z Permu.

4 wrze­śnia 1995 roku Pan­tie­lej­mo­now został zastrze­lony przy wej­ściu do wła­snego domu w Per­mie.

Jak opo­wia­dała póź­niej żona Pan­tie­lej­mo­nowa, tego ranka jej mąż wybie­rał się na spo­tka­nie biz­ne­sowe. O 7.55 wyszedł z miesz­ka­nia z psem, a wtedy jego żona „usły­szała trza­ski”. Wybie­gła z domu i zoba­czyła leżą­cego na posadzce męża. Jej zda­niem „mąż nie miał z nikim kon­flik­tów i nie spo­dzie­wał się zama­chu”.

18 marca 1996 roku poli­cja zatrzy­mała Łoma­kina i U.A. Kir­sa­nowa pod zarzu­tem udziału w mor­der­stwie. Cho­dziło jed­nak o zupeł­nie inne zabój­stwo: w nocy 8 listo­pada 1995 roku zabito Zujewa – członka grupy prze­stęp­czej Łoma­kina.

Tu warto pod­kre­ślić, że part­ner Rybo­łow­lewa Oleg Gien­na­di­je­wicz Łoma­kin był kla­sycz­nym ban­dytą i kie­ro­wał zor­ga­ni­zo­waną przez sie­bie grupą rabu­siów i zabój­ców. Był byłym „afgań­czy­kiem”, tj. czło­wie­kiem, który brał udział w dzia­ła­niach wojen­nych w Afga­ni­sta­nie, potra­fił posłu­gi­wać się bro­nią, nawet gra­nat­ni­kiem. Według nie­któ­rych jego zna­jo­mych w Afga­ni­sta­nie „ześwi­ro­wał” i stał się nie do opa­no­wa­nia. W 1989 roku został ska­zany na pięć lat wię­zie­nia w spra­wie kry­mi­nal­nej. W 1992 roku zwol­niono go warun­kowo, ale już 22 grud­nia 1992 roku w biały dzień wdał się w sprzeczkę na rynku w Per­mie z tak­sów­ka­rzem, który za ofe­ro­wane 200 rubli odmó­wił pod­wie­zie­nia go (tak­sów­karz zażą­dał 500, a kurs wyno­sił około 400 rubli za dolara). Łoma­kin strze­lił mu w twarz z pisto­letu gazo­wego, na który nie miał pozwo­le­nia.

Łoma­kin rzu­cił się do ucieczki, ale został zatrzy­many. Znowu tra­fił do wię­zie­nia, wkrótce jed­nak go zwol­niono. W latach 1993–1994 w jakiś spo­sób został part­ne­rem Rybo­łow­lewa w pry­wa­ty­za­cji zakła­dów che­micz­nych i petroche­micz­nych obwodu per­m­skiego, cho­ciaż ten nie mógł nie wie­dzieć, że Łoma­kin jest bez­względ­nym kry­mi­na­li­stą.

Nie­wy­klu­czone, że Rybo­łow­lewa i Olega Łoma­kina przed­sta­wił sobie inny Łoma­kin: Ana­to­lij Gien­na­di­je­wicz Łoma­kin, cho­ciaż w żad­nej jego bio­gra­fii nie ma infor­ma­cji, że był bra­tem Olega.

Ana­to­lij Łoma­kin uro­dził się 30 czerwca 1952 roku. W 1975 roku ukoń­czył pre­sti­żowy i eli­tarny Moskiew­ski Pań­stwowy Insty­tut Sto­sun­ków Mię­dzy­na­ro­do­wych (MGIMO). Do 1985 roku pra­co­wał w jed­nym z oddzia­łów Sojuz­pro­mek­sportu, gdzie awan­so­wał na sta­no­wi­sko dyrek­tora zakła­dów Kalij Agro­chi­mek­sport. Następ­nie pra­co­wał w przed­sta­wi­ciel­stwie han­dlo­wym ZSRR w Danii, w latach 1985–1989 był dyrek­to­rem han­dlo­wym firmy Fer­shi­mex w Bel­gii, co było w realiach radziec­kich nie­zwy­kłe – do pracy za gra­nicą dopusz­czano wybra­nych. W 1992 roku Ana­to­lij Łoma­kin powo­łał spółkę MKK, zrze­sza­jącą naj­więk­szych pro­du­cen­tów nawo­zów pota­so­wych – Urał­ka­lij, Sil­wi­nit i Bie­ła­ruś­ka­lij. W 1994 roku został dyrek­to­rem gene­ral­nym MKK. Wła­śnie w tym cza­sie Rybo­łow­lew poznał Olega Łoma­kina i roz­po­częła się ich współ­praca.

Banda Olega Łoma­kina trud­niła się roz­bo­jami, rabun­kami i mor­der­stwami. W jej arse­nale znaj­do­wała się broń biała i palna, w tym, jak wyka­zało póź­niej śledz­two, pisto­let małego kali­bru z tłu­mi­kiem, kilka pisto­letów Toka­riewa TT, kara­bi­nek Kałasz­ni­kowa zała­twiony przez Czer­niaw­skiego wio­sną 1994 roku, kara­bin i cztery gra­nat­niki prze­ciw­pan­cerne RPG-18 Mucha zdo­byte w lipcu i sierp­niu 1995 roku. Ta broń wpa­dła w ręce śled­czych – w rze­czy­wi­sto­ści roz­pro­szo­nej w róż­nych punk­tach broni było wię­cej.

Łoma­kin po raz pierw­szy poja­wił się w zakła­dach mniej wię­cej w lutym 1995 roku. Przed­sta­wiono go jako „kon­tro­lera” od Rybo­łow­lewa. Nie inge­ro­wał w dzia­łal­ność i nikomu nie wyda­wał pole­ceń zwią­za­nych z pracą – nie na tym pole­gała jego funk­cja. Rolą Łoma­kina było anga­żo­wa­nie się we wszyst­kie sprawy zwią­zane z przed­się­bior­stwem, kon­tro­lo­wa­nie wszyst­kiego, w tym zysków, pil­no­wa­nie zbytu oraz wypłat dywi­dendy. Łoma­kin pil­no­wał pie­nię­dzy. W rze­czy­wi­sto­ści nie był tu potrzebny, nie był „kon­tro­le­rem” od Rybo­łow­lewa, lecz wymu­sza­ją­cym hara­cze przed­sta­wi­cie­lem per­m­skiej mafii.

Łoma­kin miał wła­sne biuro w budynku Nie­ftie­chi­mika i ofi­cjal­nie repre­zen­to­wał „inte­resy akcjo­na­riu­szy” oraz „dbał o inte­resy przed­się­bior­stwa”. Zara­biał 2000–2500 dola­rów mie­sięcz­nie. Zakład kupił Łoma­kinowi miesz­ka­nie i prze­ka­zał mu do oso­bi­stego użytku nowego SUV-a Mit­su­bi­shi Pajero wypro­du­ko­wa­nego w 1995 roku. Samo­chód nale­żał do Nie­ftie­chi­mika i był wynaj­mo­wany Łoma­kinowi za 10 tysięcy rubli mie­sięcz­nie. Średni roczny kurs rubla w 1995 roku wyno­sił 4558 rubli za dolara. Ina­czej mówiąc, Łoma­kin wynaj­mo­wał samo­chód od Nie­ftie­chi­mika za 2,19 dolara mie­sięcz­nie. W lutym 1996 roku odku­pił on samo­chód od przed­się­bior­stwa za 220 mln rubli (4720 dola­rów), co też nie było wygó­ro­waną ceną.

Łoma­kin miał na sumie­niu jesz­cze jed­nego trupa: 26 paź­dzier­nika 1995 roku około 23.00 spo­tkał dziew­czynę o imie­niu Marina w barze Grotto w hotelu Ural w Per­mie. Następ­nego ranka odwiózł Marinę do jej domu. W dro­dze powrot­nej jechał z pręd­ko­ścią 80–90 km/h i omi­ja­jąc auto­bus, potrą­cił śmier­tel­nie czło­wieka. Zatrzy­mał się, wysiadł z samo­chodu, upew­nił się, że potrą­cona osoba nie żyje, zmar­twił się, że uszko­dził samo­chód, i odje­chał. Rze­czy­wi­ście wsku­tek wypadku samo­chód miał wgnie­ce­nia. Następ­nego dnia Łoma­kin zosta­wił auto w oko­licy uni­wer­sy­tetu, a kilka dni póź­niej zgło­sił poli­cji, że skra­dziono mu samo­chód, w cza­sie gdy prze­by­wał na dele­ga­cji (od 12 do 25 paź­dzier­nika) w innym mie­ście, Jeka­te­ryn­burgu, skąd wła­śnie wró­cił.

18 marca 1996 roku Łoma­kin został zatrzy­many. Tego samego dnia zatrzy­mano też Kir­sa­nowa. Jed­nak pod­czas gdy Kir­sa­no­wowi posta­wiono zarzut zabój­stwa Zujewa, Łoma­kina na razie oskar­żono o zabi­cie pie­szego, Alek­san­dra Dunina.

Łoma­kin nie przy­znał się do winy. Na prze­słu­cha­niu 20 marca znowu zeznał, że auto zostało mu skra­dzione i nie potrą­cił pie­szego, gdyż znaj­do­wał się tego dnia w Jeka­te­ryn­burgu. Liczne zezna­nia świad­ków wska­zu­ją­cych Łoma­kina jako kie­rowcę samo­chodu, który potrą­cił czło­wieka, nie zro­biły na nim wra­że­nia. Pod­czas kolej­nego prze­słu­cha­nia 28 marca ponow­nie nie przy­znał się do winy i pod­trzy­mał wcze­śniej­sze zezna­nia.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Urał­ka­lij powstał w 1934 roku decy­zją Pre­zy­dium Pań­stwo­wego Komi­tetu Pla­no­wa­nia ZSRR jako Sojuz­ka­lij. W 1964 roku grupa Sojuz­ka­lij zmie­niła nazwę na Urał­ka­lij i stała się głów­nym rosyj­skim pro­du­cen­tem i eks­por­te­rem nawo­zów pota­so­wych. W Per­mie znaj­do­wały się naj­więk­sze na świe­cie złoża soli pota­so­wych, waż­nego surowca nie­zbęd­nego do pro­duk­cji nawo­zów. Główne kopal­nie soli znaj­dują się w pobliżu Bie­rie­zni­ków i Soli­kam­ska w obwo­dzie per­m­skim. Urał­ka­lij uzna­wano za jed­nego z naj­więk­szych pro­du­cen­tów nawo­zów pota­so­wych na świe­cie. W 1992 roku Urał­ka­lij został spółką akcyjną. [wróć]

Tytuł ory­gi­nału

Mno­go­ho­dowka wieka. Donald Trump i Dmi­trij Rybo­łow­lew na powod­kie u Kremla

Copy­ri­ght © Yuri Fel­sh­tin­sky 2024

All rights rese­rved

Copy­ri­ght © for the Polish e-book edi­tion by REBIS Publi­shing House Ltd., Poznań 2024

Infor­ma­cja o zabez­pie­cze­niach

W celu ochrony autor­skich praw mająt­ko­wych przed praw­nie nie­do­zwo­lo­nym utrwa­la­niem, zwie­lo­krot­nia­niem i roz­po­wszech­nia­niem każdy egzem­plarz książki został cyfrowo zabez­pie­czony. Usu­wa­nie lub zmiana zabez­pie­czeń sta­nowi naru­sze­nie prawa.

Redak­tor: Elż­bieta Ban­del

Pro­jekt i opra­co­wa­nie gra­ficzne okładki: Urszula Gireń

Foto­gra­fie na okładce

Evan El-Amin / Alamy Stock Photo / BE&W

Jona­than Apple / Alamy Stock Photo / BE&W

Wyda­nie I e-book (opra­co­wane na pod­sta­wie wyda­nia książ­ko­wego: Na smy­czy Kremla. Donald Trump, Dmi­trij Rybo­łow­lew i oferta stu­le­cia, wyd. I, Poznań 2024)

ISBN 978-83-8338-912-7

Dom Wydaw­ni­czy REBIS Sp. z o.o.

ul. Żmi­grodzka 41/49, 60-171 Poznań

tel. 61 867 81 40, 61 867 47 08

e-mail: [email protected]

www.rebis.com.pl

Kon­wer­sję do wer­sji elek­tro­nicz­nej wyko­nano w sys­te­mie Zecer