Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Główna bohaterka jest trzydziestoletnią atrakcyjną singielką. Ma dobrą pracę, wygodne mieszkanie, fajnych przyjaciół.
Po powrocie ze służbowego wyjazdu do Kijowa jest już niemal pewna, że w końcu znalazła kandydata na poważny związek. Mikołaj, oczarowany Marią od pierwszego spotkania, codziennie udowadnia, jak bardzo mu na niej zależy. Tymczasem w firmie sporo się dzieje. Większość udziałów przejmuje tajemniczy fundusz inwestycyjny, a pomysł wprowadzenia na rynek nowej marki kosmetycznej wydaje się Marii równie intrygujący, co ryzykowny. Czy uda się jej pogodzić ambitne plany zawodowe z życiem osobistym? Czy miłość może iść w parze z karierą?
Ale ja jestem szczęśliwa. Podczas kolacji odliczałam godziny do spotkania z Mikołajem. Wyjadę wcześniej na lotnisko, żeby się nie spóźnić. Lepiej będzie, jak ja poczekam parę minut, niż żeby on siedział zrezygnowany na środku hali przylotów.
Wyobrażam sobie tę scenę: siedzi facet na czarnej, plastikowej walizce w dobrze skrojonym płaszczu, w ręku trzyma pokrowiec z marynarkami i koszulami, a obok leży torba z laptopem. Słaby widok. Chociaż ja chętnie zaproponowałabym takiemu pomoc. Dlatego nie mogę się spóźnić, bo jeszcze znajdzie się jakaś wolontariuszka.
Motto tego tomu brzmi: Szczęście bywa kapryśne… Co zrobisz, by zatrzymać je na dłużej? Jesteś ciekawa co zrobiła Maria? Warto się tego dowiedzieć!
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 368
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Książka nie tylko dla kobiet, ukazująca kobiety i mężczyzn w różnych sytuacjach życiowych – ich mocne i słabe strony, problemy z jakimi się borykają w życiu prywatnym i zawodowym. Stanowi instrukcję dla mężczyzn, jak sprawić, żeby kobieta była szczęśliwa.
Dwa tygodnie w Kijowie minęły z prędkością światła. Dopiero co wylądowałam na lotnisku, a już musiałam wracać. Nie ukrywam, że nie spodziewałam się takiego obrotu sytuacji. Kto by pomyślał, że przyleciałam na zaproszenie prezesa Mikołaja, a na lotnisko odprowadzał mnie mój chłopak, Mikołaj. Trochę dziwnie to brzmi „chłopak”, przecież ja w tym roku kończę trzydzieści lat, i to już za pięć miesięcy.
Ostatnie sześć dni było pełne niespodzianek, każdego dnia pojawiało się coś nowego. Największą niespodzianką był pocałunek, najdłuższy i najbardziej namiętny, jaki do tej pory przeżyłam. Od niego wszystko się zaczęło. Niewiele brakowało, a oboje zostalibyśmy bez pracy. Chociaż Mikołaj był niezwykle spokojny. Nie przejmował się tym, że zapomniał o spotkaniu z właścicielem jednej z sieci kosmetycznych.
Podczas śniadania wspomniałam, że kiedy byłam dzieckiem, uwielbiałam jeździć na łyżwach, chociaż nigdy nie nauczyłam się przeplatanki. Mikołaj wyszedł na chwilę i po dziesięciu minutach od naszej rozmowy mogłam zrealizować swoje marzenie.
Pojechaliśmy na lodowisko do jednego z hoteli. Zatraciliśmy się całkowicie w zabawie i nie zauważyliśmy, że czas tak szybko płynie. Śmiechu było co niemiara. Tylko obsługa na nas dziwnie patrzyła. Byliśmy głośni za dziesięciu, ale nasze zachowanie było takie naturalne, niczym niewymuszone. Zabawa była przednia, chociaż kilka razy poleciałam w jeansach na tyłek i musiałam wracać w mokrych stringach.
– Mówiłem ci, że warto podjechać do sklepu po wodoodporne spodnie.
– Jak byłam dzieckiem, to jeździłam w sztruksach i mama się nie przejmowała, jak wracałam w mokrych spodniach.
– Jak byłaś małą dziewczynką, to grzecznie nosiłaś bawełnianą bieliznę, a nie koronkowe stringi.
– A jakie to ma znaczenie? Mokro i zimno to mokro i zimno.
– Jeszcze się rozchorujesz.
– To wrócę do Polski chora, będę siedziała w domu i czytała książki.
– Jak będziesz chora, to nigdzie nie polecisz. Zamknę cię w mieszkaniu, będę palił w kominku i opiekował się tobą. Marysiu, kto się o ciebie zatroszczy w Sopocie?
– Jak to kto? Dariusz i Mateusz.
– Możesz im wysłać wiadomość, że masz już opiekuna i ten ktoś nie potrzebuje asystentów.
– Zazdrosny jesteś, nie przesadzaj. To fajni faceci, ale to tylko koledzy.
– Marysiu, czy chciałabyś o tym porozmawiać?
– Nie, wolę jak mnie całujesz, zamiast dyskutować. Tym bardziej że już nie ma o czym mówić. Jest, jak jest.
Sergiej, asystent Mikołaja, dzwonił do niego dziesięć razy. Bezskutecznie. Mój chłopak wyłączył telefon, żeby nikt nam nie przeszkadzał. W końcu zadzwonił do mnie.
– Mario, ja wiem, że szef jest z tobą. Proszę, nie pytaj skąd i nie zaprzeczaj, że jest inaczej.
– Co się stało?
– Nie powinienem tak mówić o swoim przełożonym, ale zatracił się w miłości i zapomina o spotkaniach. W ciągu dwóch dni zdarzyło mu się to po raz drugi. Tylko dzisiaj lekko przegiął.
– Już przekazuję telefon.
– Sergiej, co się stało? Dlaczego niepokoisz Marię?
– Prezes Bogdanow czeka na ciebie od dwóch godzin.
– Zapomniałem. Zabierz go na lunch, może do muzeum, ja będę w ciągu dwóch godzin.
– A nie możesz szybciej?
– Nie, muszę najpierw wysuszyć mojego Kopciuszka i napoić go gorącą herbatą. Potem przyjadę.
– Sama mogę pojechać do hotelu i doprowadzić się do porządku.
– Marysiu, nie ma mowy. I nie jedziesz do hotelu, tylko do mojego mieszkania, chyba że nie chcesz.
– Będzie mi bardzo miło. Czy to nie będzie zbyt duży kłopot dla ciebie? Co powie na to Swietłana?
– Po Swietłanie nie ma już śladu. Nawet gosposię zwolniłem.
– Ale ja nie chciałam…
– Czego nie chciałaś? Jak tylko zobaczyłem cię w Gdyni, to zrozumiałem, że związek ze Swietłaną jest drogą donikąd. To była zwykła męczarnia. Miałem już dość tych ciągłych awantur.
– Jesteś pewny, że nie chcesz dać jej jeszcze jednej szansy, spróbować coś naprawić?
– Nie można naprawiać czegoś, co od początku było zepsute.
Mikołaj jest bardzo stanowczy, nie można z nim dyskutować. Oczywiście lubi jak wyrażam swoje zdanie, ale nie lubi takiej dyskusji na poziomie „ciepłych kluch”. A może to byłoby lepsze, a może to. Jak pytał: „Co chciałabyś robić?”, a ja odpowiadałam: „Dostosuję się, zaproponuj coś”, to bardzo się denerwował. „Ja cię nie pytam, co ja bym chciał robić, tylko zadaję ci pytanie. I chcę, żebyśmy robili to, na co ty masz ochotę. I proszę, nie odpowiadaj, że nie wiesz, że jest ci to obojętne, bo i tak w to nie uwierzę. Taka silna i pewna siebie kobieta wie doskonale, czego chce”. „A ta pewna siebie to rozumiem, że to wada?”. „Nie, w twoim przypadku to zaleta. Bo jesteś inteligentna i stąd wynika ta pewność siebie”.
Ostatnie dni mieszkałam u mojego chłopaka. Dzień zaczynałam od treningu. Mikołajowi wystarczyło zapału tylko na dwa poranki. Po treningu czekało na mnie śniadanie. Już dawno nikt tak mnie nie rozpieszczał. Niestety, moje zwyczaje związane ze wstawaniem o czwartej trzydzieści musiały pójść w niepamięć. Ale jak człowiek zasypia o drugiej, trzeciej w nocy, po dniu i wieczorze pełnym wrażeń, to nie ma możliwości, żeby wstał skoro świt. Codziennie wieczorami gdzieś wychodziliśmy, nie wiem, w jaki sposób Mikołaj zdobywał te bilety do teatru czy opery.
Jednego dnia byliśmy w pracy, robiłam prezentację Hydroeliksiru dla ukraińskich klientów, potem wyszliśmy na obiad, a na koniec wylądowaliśmy w kinie. Kwiaty, czekoladki, ciepłe skarpetki – to tylko niektóre z niespodzianek, które zostawiał dla mnie z karteczkami w różnych miejscach w swoim mieszkaniu. Jak się żegnaliśmy na lotnisku, to oboje mieliśmy łzy w oczach. Czyżbym się zakochała? To się okaże. W sumie nic o nim nie wiem, ale działa na mnie jak magnes.
– Będę pisał codziennie, a nawet kilka razy dziennie.
– A ja będę odpisywała.
– Będę dzwonił.
– Będzie mi bardzo miło.
Pożegnanie na poziomie dzieciaków wyjeżdżających z kolonii. Czy list dotrze? Na jak długo wystarczy zapału? Czy powrót do szarej rzeczywistości wygra z miłością? To się okaże.
– Gdzie ty byłaś?
– Jak to gdzie? W Kijowie.
– Tak długo?
– Za krótko.
– To może się tam przeprowadzisz?
– Nigdy w życiu. Za zimno. Czułam się tam obco. Teraz już wiem, czego mi brakowało na studiach. Od ilu dni stoisz tu na korytarzu?
– Jak od ilu dni, zwariowałaś?
– Ja? To przecież ty wyskoczyłeś jak filip z konopi, jak tylko weszłam do klatki.
– Bo się za tobą stęskniłem. Ostatnio nawet nie odpowiadałaś na wiadomości.
– Byłam trochę zajęta.
– Czym?
– Opowiem ci, jak treserka zwierząt wypuści cię z klatki. A tak na marginesie, ona wychodzi z domu?
– Tak, trzy dni temu wyszła i już nie wróciła.
– Rozstaliście się?
– To raczej ona nie wytrzymała ciśnienia i się wyprowadziła.
– Przecież mnie nie było.
– Poleciałem sam na spotkanie do Helsinek i tym samym dolałem oliwy do ognia. Nie wytrzymała, zadzwoniła do mnie z pretensjami. Mnie puściły nerwy i powiedziałem, że jak jej się nie podoba, to niech się wyprowadzi.
– I się wyprowadziła?
– Najpierw odegrała scenę zazdrości, że pewnie nie wytrzymałem i poleciałem do ciebie.
– Broniłeś się? Starałeś się ją zatrzymać?
– Nie miałem już siły i powiedziałem, że nigdy jej nie kochałem i nigdy nie pokocham. Że ty jesteś jedyną kobietą, która jest godna mojej uwagi i że jak wrócę, wyciągnę z szuflad wszystkie ramki ze zdjęciami.
– I się wyprowadziła?
– Tak, odłożyła słuchawkę, zbiła wszystkie ramki z twoimi zdjęciami, potargała zdjęcia, skasowała pliki z projektem, który robiła przez ostatni tydzień i się wyprowadziła.
– Przykro mi.
– Niepotrzebnie. To bez sensu, żebym bał się wracać do swojego mieszkania. Chyba nie o to chodzi w związku.
– Na pewno nie o to. A co z projektem?
– Na szczęście miałem kopię. Zresztą jak ostatnio raczyłaś odebrać telefon, to wspominałem ci, że i tak szukałem kogoś do pracy.
– Tylko nie mów, że zatrudniłeś kolejną kobietę.
– Nie, tym razem faceta. Ale nie wiem, czy dobrze zrobiłem.
– Jest gejem?
– Nie, jest hetero, i do tego bardzo przystojnym.
– Nie przerażaj mnie. Zmieniłeś orientację?
– Nie. Przestań, wariatko.
– To co z nim nie tak?
– Nie ma kobiety i obawiam się, że wpadniesz mu w oko. Teraz role się odwrócą, to ja będę zazdrosny o ciebie.
– Daj spokój, głupoty opowiadasz. A co, jestem jakimś bóstwem? Tego kwiatu jest pół światu.
– Mówisz tak, bo nie widziałaś jego reakcji na twoje zdjęcia.
– Przecież Dorotka je potargała.
– Ale nie wykasowała z komputera. Wydrukowałem i postawiałem o dwa więcej.
– To pewnie myśli, że jestem twoją dziewczyną.
– Tak myślał, czas przeszły. Powiedziałem mu, że jesteśmy jak rodzeństwo.
– Można być w związku tak mocno ze sobą związanym jak rodzeństwo?
– Inaczej to zinterpretował. Pytał, czy jako starszy brat nie będę miał nic przeciwko temu, że zainteresuje się moją siostrą.
– Rozumiem, że powiedziałeś, że nie wyrażasz zgody. I że żaden natręt nie będzie się plątał pod moimi drzwiami.
– No nie. Jest lepszym architektem od treserki zwierząt i w sumie dałem cię w zastaw.
– Ja cię zabiję!
– Ale zanim mnie zabijesz, pomogę ci zanieść walizki.
– Zawiozę je windą.
– No nie gniewaj się na mnie. Daj kluczyki do samochodu i wstawiaj wodę na herbatę.
– Czy ja cię zapraszałam na herbatę?
– Nie, ale ja się wprosiłem i zaraz przyniosę coś do jedzenia.
Wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej. Brakowało mi towarzystwa Darka i Piotrusia, któremu buzia się nie zamyka. Pawełka, który zastanawia się, jak poderwać dziewczynę i jednocześnie jej do siebie nie zniechęcić. I oczywiście Weroniki, naszej „pani doktor od ducha”. Za Ewką mniej się stęskniłam, niestety rok zakończyłyśmy w niezgodzie. Może teraz będzie chciała zakopać topór wojenny. I może ta decyzja nie będzie wymuszona przez Adama. W Wigilię wysłałam jej bukiet za pośrednictwem poczty kwiatowej, ale podziękowania przysłał Adam. To chyba jednoznaczne – nie wybaczyła mi. Zaraz wypytam Dariusza.
– Mario, Mario, wróciłaś.
– Cześć, Piotrusiu.
– Mama mówiła, że pewnie zamarzłaś albo cię w cerkwi zamknęli i nie wrócisz już nigdy.
– Żartowała.
– Nie żartowała, ja ją znam, mówiła poważnie. Martwiłem się o ciebie. Dobrze, że jesteś. A co to jest ta cerkiew?
– Taki kościół.
– U nas w kościele nie zamykają ludzi.
– W Kijowie w cerkwi też nie.
– A byłaś?
– Byłam, i to w kilku.
– Codziennie chodziłaś się modlić?
– Modlić też, ale przede wszystkim zwiedzać. Cerkwie są bogato zdobione. Kryją w sobie wiele tajemnic.
– Dobrze, że wróciłaś. Pomóc ci z walizkami?
– Nie, dziękuję, są bardzo ciężkie.
– To zawołam Pawła.
– Dariusz już pojechał po walizki.
– On też za tobą tęsknił. Tylko mama się cieszyła, że cię nie ma.
– Masz ochotę na kakao?
– Mam, ale nie chcę przeszkadzać.
– Nie będziesz przeszkadzał, chodź, mam dla ciebie mały, słodki upominek.
– Tylko powiem Pawłowi, że idę do ciebie, żeby się nie wkurzał, że wyszedłem i zniknąłem.
No to mamy popołudnie w rodzinnym, a właściwie to sąsiedzkim gronie. Architekt się zdziwi, jak zastanie małego pijącego jego kakao. O, Dariusz idzie.
– Mario, przyprowadziłem gościa.
– To dobrze się składa, bo jednego już mam.
– O, Piotrusiu, co ty tu robisz?
– Nie widzisz? Piję kakao. Maria mówiła, że to twoje. Nie gniewasz się, że się poczęstowałem?
– Nie. Dobrze, że je przyniosłem, bo u niej pewnie poza herbatą, kawą i winem nic dobrego nie znajdziesz.
– Ale ja wina i kawy nie piję, za herbatą też nie przepadam.
– Pozwólcie, że wam przedstawię mojego nowego współpracownika.
– Cześć, jestem Konrad.
– A my się nie znamy przynajmniej z widzenia?
– Jak zobaczyłem cię na zdjęciu, to wydawało mi się, że skądś się znamy, ale nie byłem pewny. Wiesz, makijaż, ubranie.
– To, skąd wy się znacie?
– Mój drogi przyjacielu, z miejsca, którego ty nie chcesz odwiedzać, bo uważasz, że to marnowanie czasu.
– No tak, przecież ty też chodzisz na siłownię. Nie przyszło mi do głowy, że do tej samej co moja Maria.
– Nie dość, że do tej samej, to też skoro świt.
– Z tym „skoro świt” bym nie przesadzał, jak ty kończysz, to przeważnie ja zaczynam.
– Przepraszam panów, dostałam wiadomość, muszę odpisać.
– Od kogo ta wiadomość?
– A nie interesuj się, Dareczku.
– No powiedz. O, widzę serduszka. Czyżby jakiś ukraiński chłopak się przyplątał i dlatego tak długo nie wracałaś?
– Nie zaglądaj mi w komórkę. Żaden ukraiński, jest Polakiem.
– Ale, nie powiesz mi, że to tylko kolega? Widzę po twoich oczach i w dodatku się zaczerwieniłaś.
– A co to, przesłuchanie? Przepraszam, zapraszam was, siadajcie. Nie stójcie tak Piotrusiowi nad głową. Konradzie, kawa, herbata, wino?
– Poproszę wino.
– Ja też.
– Dariuszu, a ty nie przyszedłeś na herbatę?
– Tak, ale skoro już proponujesz coś mocniejszego, to z przyjemnością skorzystam. Napijmy się za twój powrót do domu. Dobrze, że jesteś.
– To ja już pójdę do siebie.
– Poczekaj, Piotrusiu, to prezent dla ciebie i Pawełka.
– Dziękuję, mogę ci dać buziaka?
– Będzie mi miło. Pozdrów Pawełka.
– A słyszałaś, że w przyszłym tygodniu ma spaść śnieg?
– Skoro tak, to biorę dzień wolny i jedziemy na narty.
– Naprawdę? A twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko temu?
– Na pewno nie, mieszka bardzo daleko.
– A gdyby przyjechał?
– To z przyjemnością pojechałby z nami.
– Ale ja wołałbym jechać tylko z tobą.
– I tak będzie.
– Jesteś kochana.
– Nie przesadzaj. Lekcje odrobione?
– Jeszcze nie, ale po wybiciu takiego pysznego kakao odrobię w pięć minut.
– To powodzenia.
– Cześć, chłopaki. Nie siedźcie tutaj zbyt długo, bo Maria na pewno jest zmęczona podróżą.
– No proszę, dość, że wróciła z chłopakiem, to jeszcze ma trzynastoletniego adwokata.
– To geny, młody wyssał z mlekiem matki.
I tak spędziłam wieczór w miłym, męskim gronie. Konrad to przeciwieństwo Dorotki. Wesoły, inteligentny i jak mówił Dariusz: „lepszy fachowiec”. Mikołaj w międzyczasie pisał dwukrotnie. Chyba jest trochę zazdrosny. Oczywiście napisałam mu, że chłopaki wpadli z kolacją. Ale ja za nim tęsknię, a minęło dopiero parę godzin.
Powrót do pracy po urlopie bywa bolesny. A po takim wyjątkowo może wpłynąć na psychikę. Po tygodniu pracy, samotnych wieczorów i poranków mogę potrzebować wsparcia Weroniki. Jak spadnie śnieg, wezmę dwa dni wolnego i pojadę z Piotrusiem na narty. Oczywiście jak Ewka wyrazi zgodę. Obawiam się, że z tym może być problem.
Nowy rok, nowe zwyczaje. Mam drugi budzik, a na imię mu Mikołaj. Mój zadzwonił o czwartej trzydzieści i wraz z dzwonkiem przyszedł sygnał wiadomości.
Dzień dobry, Kopciuszku, udanego treningu, tęsknię.
I oczywiście tysiące emotikonów, kwiatki, serduszka, filiżanka z kawą. To miłe, nawet bardzo miłe. Szkoda, że nie mogę polecieć na weekend do Kijowa. Gdyby to było możliwe, to chciałabym, żeby tydzień składał się z trzech dni pracy i czterech dni odpoczynku.
Mario, co się z tobą dzieje, przecież ty jesteś pracoholiczką!
– Cześć, w końcu wróciłaś, już się bieżnia za tobą stęskniła.
– W sumie też się cieszę, że zacznę regularnie trenować.
– Nie brakowało ci tych poranków?
– Nie do końca, w Kijowie też ćwiczyłam. Nie miałam tak poukładanych treningów, aczkolwiek nie próżnowałam.
– A skąd ta nutka żalu w głosie? Ciężki powrót do szarej rzeczywistości?
– To się okaże. Trochę się obawiam powrotu do pracy.
W sumie dzisiaj już jest trzynasty stycznia. Nie wiem, czy Justa czegoś nie zmalowała. Na pewno nie będzie na mnie czekał komitet powitalny z kwiatami.
– Przecież mówiłaś, że Hydroeliksir odniósł sukces.
– Tak, ale nagrody zostały już rozdane i skonsumowane. W Kijowie zabawiłam tydzień dłużej, niż pierwotnie planowałam, nie wiem, czy koleżanka nie zajęła się już moim zespołem.
– Przecież jakby było coś nie tak, to dziewczyny by cię poinformowały.
– Tak, to „zajęła się moim zespołem”, to taka przenośnia, po prostu odczuwam jakiś lęk przed powrotem do pracy. No dobrze, Aniu, jak zwykle miło się z tobą rozmawia, ale muszę przepalić szampana, wino i tort kijowski.
– Jadłaś słodkości?
– Byłam nimi karmiona. Niewielkimi ilościami, ale trzeba jak najszybciej wydalić je z potem.
– Nie widać.
– Starałam się spalać na bieżąco. Niektóre sporty są przyjemne i skuteczne.
– Dla ciebie chyba każdy jest przyjemny.
– Nie każdy, boję się koni. Kiedyś próbowałam jeździć konno, ale nie mam najlepszych wspomnień.
– A propos jazdy konnej. Mateusz był na treningu z jakąś blondyną.
– A dlaczego Mateusz skojarzył ci się z koniem?
– Nie z koniem, tylko z jazdą konną.
– Kosmate myśli się kłębią w twojej głowie.
– To chyba zdrowy objaw.
– Tak, zdecydowanie. Co z tą blondyną?
– Jakaś taka łamaga w makijażu z napompowanymi ustami i biustem chyba też. Kleiła się do niego. Ćwiczyła tak, jakby sprzęt miał ją ugryźć. Chyba dałaś mu niezłego kosza, bo ta laska jest zupełnie z innej bajki niż ty.
– Bo ja jestem ze starej baśni o Kopciuszku, a ona pewnie ze współczesnej o Barbie.
– Brakowało nam ciebie, jakoś pusto było.
– Pewnie dlatego, że jestem jedyną osobą, która przychodzi o piątej rano.
– Nie, to nie dlatego. Nie było z kim porozmawiać o poranku i się pośmiać.
– Miło mi, ale muszę już lecieć się przebrać i zrobić trening. Nie mogę się dzisiaj spóźnić do pracy. Na razie.
Miła pogawędka o poranku, ciężki trening, prysznic, makijaż i do pracy. Nie wiem, skąd się biorą te moje obawy przed pójściem do biura. Czuję jakiś dreszczyk niepokoju. Mam nadzieję, że mój organizm wysyła fałszywy alarm.
– O, pojawiłaś się w pracy. Wczoraj zastanawiałyśmy się z Justyną, czy w końcu wrócisz.
– Ciebie też miło widzieć, wszystkiego najlepszego w nowym roku.
– Miałaś wrócić siódmego.
– I nie wróciłam.
– Już myślałam, że cię zwolnili.
– A mieli powód?
– No wiesz, mówiło się o jakiejś samowolce przy doborze odbiorców, kosztach produkcji na innym poziomie niż zakładane, aferze z fotografem i pozbyciu się dobrego pracownika.
– „Mówiło się”, czyli Justyna ci mówiła.
– Nie, pani dyrektor nic mi nie mówiła.
– Przy mnie nie musisz się zgrywać, przecież wiem, że z Justą chodzicie na kawkę i zakupy. A ta nowa koronkowa bluzka to ze świątecznych wyprzedaży?
– Co się znowu czepiasz? Jak ciebie nie było, to przynajmniej mogłam chodzić ubrana tak, jak chciałam i nie musiałam wysłuchiwać krytyki.
– Ja nie chciałam sprawić ci przykrości. Widzę postępy, koszulka pod bluzką, zasłonięta bielizna.
– Koszulka jest wszyta.
– W końcu ktoś pomyślał i dzięki temu nie świecisz biustem. Dobrze, idę do siebie. Muszę sprawdzić, czy wszyscy są na stanowiskach.
Co ta Justa znów knuje? Chodzi i rozpowiada jakieś ploty. Czułam, że coś się święci. A co, to się zaraz okaże.
– Cześć, Asiu. Co tak biegasz z kawą po korytarzu?
– Gośka była na papierosie i mówiła, że przyjechałaś, to chciałam zrobić ci niespodziankę. Nudno tu było bez ciebie.
– Ja też się za wami stęskniłam.
– Dobrze, że jesteś, trochę się nudzimy. Wszędzie remanenty, zamówień jak na lekarstwo. Z nudów same przygotowałyśmy analizę klientów i wysłałyśmy do Grzegorza.
– To się chyba ucieszył.
– Tak, bo Helmut tak go zagonił do pracy, że nie wie, w co ręce włożyć.
– Ale przecież dwóch chłopaków od niego nadal pracuje w Gdyni.
– Tak, ale na rzecz Berlina. Słyszałaś?
– Tak, że dałam ciała i niby mnie zwolnili.
– Co? Kto ci takich głupot naopowiadał?
– Kaśka w recepcji.
– Ta to się kompletnie nudzi. Po grudniowym zamieszaniu naprawdę zapanował marazm.
– Musimy jakoś przetrwać do końca lutego. Teraz jest idealny moment, żeby wziąć urlop i pojechać na narty.
– A ty jedziesz?
– Nie wiem, pożyjemy, zobaczymy. Na pewno jak spadnie śnieg, to wezmę jeden albo dwa dni urlopu, bo obiecałam mojemu małoletniemu sąsiadowi.
– Czyli żadne wiadomości do ciebie nie dotarły?
– Powiedziałam wszystko, co wiem.
– No to usiądź. Nie wiem, czy to są plotki, ale w każdej plotce jest ziarno prawdy.
– No mów. Teraz to mnie ciekawość zżera.
– Dostałaś wyniki sprzedaży?
– Przyznam się bez bicia, że Grzegorz mi przysłał, ale się z nimi jeszcze nie zapoznałam.
– Co, bogactwa Kijowa pochłonęły cię bez reszty? Uff, do Gdyni wiadomości nie dotarły. Asystent Mikołaja potrafi trzymać język za zębami.
– Tak, sporo czasu poświęciłam na zwiedzanie. Trochę pracowałam. Prezes Mikołaj zaprosił mnie na kilka spotkań z klientami.
– Ukraina jest zainteresowana Hydroeliksirem?
– Tak, i to bardzo. Prawdopodobnie będziemy w lutym uruchamiać dla nich linię produkcyjną.
– Chyba że nowy właściciel będzie miał inną strategię.
– O czym ty mówisz? Jaki nowy właściciel?!
– Ty naprawdę o niczym nie wiesz?
– Na pewno nic nie wiem o zmianach na samej górze.
– Tylko proszę, jak Dawid cię zaprosi, udawaj zaskoczoną.
– Ale to są potwierdzone informacje?
– O tyle, o ile. Grzegorz puścił parę i pani Grażynka coś napomknęła, że nasza Maria będzie zaskoczona, jak wróci do pracy.
– Sprzedali firmę? Połączyli się z inną?
– Nie do końca. Z tego, co słyszałam, zostawili sobie dziesięć procent udziałów. Wiesz, tak na wszelki wypadek, gdyby mieszkanie w Hiszpanii im się znudziło.
– Potrafią liczyć. Jak tak dalej pójdzie, to z dywidendy będą mogli kupić kolejne mieszkanie. Chyba im się spodobały ciepłe, południowe klimaty. Po raz pierwszy, od kiedy pracuję w Eliksirze, nie byli obecni na wigilii firmowej.
– Nie wiem, jaką cenę uzyskali, ale słyszałam, że do końca życia nie muszą już pracować. Chyba powinnaś otrzymać jakąś premię.
– Ja? Za co?
– Grzegorz mówił, że grudniowa sprzedaż mocno wywindowała do góry wynik, co miało wpływ na cenę udziałów.
– A kto jest szczęśliwym nabywcą?
– I to jest wielka tajemnica. Jakiś fundusz. Zero nazwisk.
– A kto go reprezentuje?
– Jedna z największych warszawskich kancelarii prawnych.
– Mam nadzieję, że zdobędę na szóstym jakieś informacje. Zapowiada się ciekawy rok. A u nas w zespole wszystko w porządku?
– Prawie.
– A co się stało?
– Gośka rozstała się ze swoim facetem.
– On odwalił jakiś numer?
– Nie, chyba twoje poglądy zbyt mocno zakorzeniły się w jej głowie. Stwierdziła, że nie ma chemii między nimi i że zachowują się jak stare dobre małżeństwo.
– Ale ona mieszkała u niego, prawda?
– Tak, w nowy rok facet spokojnie spał, a ona po cichutku się spakowała, położyła na swojej poduszce pierścionek zaręczynowy i wyprowadziła się do koleżanki.
– A kiedy wam powiedziała?
– Podczas imprezy. Popiła sobie, rozpłakała się, a później śmiała się jak głupia. Nie uwierzysz, co powiedziała.
– Wystarczy tych zagadek na dzisiaj, głowa mi pęka. Chyba zbyt ostry trening sobie zrobiłam.
– Że to była najlepsza decyzja, jaką w życiu podjęła. I że żałuje, że wcześniej się nie wsłuchiwała w to, co mówisz, bo straciła jakiś rok życia.
– Teraz robi sobie przerwę od facetów?
– Chyba nie do końca. Zaczęła regularnie ćwiczyć. Premię przeznaczyła na treningi personalne i już się umówiła z kelnerem.
– Z jakim kelnerem?
– Ej, Mario, nie pamiętasz? Aplikant z sushi.
– A, ten zarośnięty. No, niezły. I coś z tego wyszło?
– Nie wiadomo, w sobotę była z nim na kolacji, jeszcze nie zdążyłam jej wypytać.
– Niezły początek roku. Cieszę się, że wróciłam.
Błażej wyjechał z rodziną na kilka dni, a Dawid nie chciał się spotkać ze mną bez wiceprezesa. I dobrze, przynajmniej miałam trzy dni na uporządkowanie biurka, przeczytanie zaległej poczty i zapoznanie się z raportami, które otrzymałam do zespołu analityków. Grudniowa sprzedaż była naprawdę imponująca. Przychody w poprzednim roku wzrosły o sześćdziesiąt procent. Nie dziwię się, że właściciele zdecydowali się na sprzedaż udziałów. To był najlepszy moment. Nie wiadomo, czy jeszcze kiedykolwiek uda nam się wejść na rynek z produktem, który wygeneruje taką sprzedaż. Gdzie fanfary?
– Przepraszam, że wchodzę bez słowa „proszę”, ale pukam, pukam i cisza, myślałam, że zasłabłaś.
– A co to?
– Wygląda jak róża, chociaż ma dziwny kolor, rzadko widuje się granatowe.
– Gosiu, dostałaś od studencika?
– Ja nie.
– To skąd ją masz?
– Właśnie kurier z kwiaciarni dostarczył dla ciebie.
– Dla mnie? Od kogo?
– To ty mi powiedz, od kogo?
– A jest bilecik?
– A nie ma. Co to za tajemniczy wielbiciel? Czyżby Mateusz nadal walczył?
– Doktorek ma nowy obiekt zainteresowań. Stwierdził, że jednak gustuje w Barbie.
– A ja myślałam, że poleciał za tobą do Kijowa.
– Na szczęście aż tak mu na mnie nie zależało.
– A jakby się wybrał na wycieczkę na wschód, to okazałabyś zainteresowanie?
– Nie. Przecież wiesz, że wierzę w motyle w brzuchu, w miłość od pierwszego wejrzenia i takie tam.
– Jak długo zamierzasz spędzać samotnie wieczory?
– Nie mam czasu na bezsensowne amory. Albo ten jedyny, albo żaden. A ty, Gosiu, słyszałam, że długo nie wytrzymałaś w samotności.
– W samotności nie, ale zauważ, że przemyślałam twoją teorię i stwierdziłam, że to koniec prania skarpetek, robienia zakupów, obiadków i kolacji.
– A co w tym złego?
– Złego nic, ale dobrego też nic. Jestem za młoda, żeby żyć z facetem, który nie potrafi wywołać we mnie dreszczyku emocji. Idziesz wieczorem do łóżka, budzisz się rano i nie masz ochoty na seks.
– Dlaczego przestał cię kręcić?
– Chyba w pewnym momencie byliśmy ze sobą, żeby być.
– Przepraszam, dostałam wiadomość.
– To już nie przeszkadzam, może ten od róży, kimkolwiek jest, zasługuje na twoją uwagę.
– Może…
– O, zaczerwieniałaś się. Czyżby wiadomość od darczyńcy?
– Nie, nie mam pojęcia, od kogo dostałam różę.
– Tak, tak, a gdyby babcia miała wąsy, toby była dziadkiem.
– Ty mi tu z przysłowiami nie wyjeżdżaj. Apteki nie potrzebują nowej dostawy?
– Obawiam się, że w styczniu nie wypracujemy premii.
– Ale za grudzień nie była najgorsza.
– Nie wiem, czy słyszałaś, kupiłam na miesiąc w LightBoxie dietę pudełkową i chodzę trzy razy w tygodniu na siłownię.
– Gratuluję i trzymam kciuki za wytrwałość.
– Będę silna, a jak zacznę tracić zapał, przyjdę do ciebie po porcję motywacji.
– Zapraszam, dam ci nawet kilka porcji.
Uff, dobrze, że już poszła. Mam nadzieję, że nie zauważyła mojego braku zainteresowania. Cóż ten Mikołaj tutaj napisał? Chyba przez godzinę tworzył wiadomość.
Moja droga Księżniczko, nie, lepiej brzmi Kopciuszku.
W sumie na balu sylwestrowym w tej sukience wyglądałaś jak Kopciuszek. A jak schodziłaś po schodach, to żałowałem, że nie zgubiłaś pantofelka. Mógłbym wtedy pobiec za tobą. A tak pozostało mi tylko odprowadzić cię wzrokiem. Wiesz, że miałem ochotę pojechać za tobą do hotelu, dobijać się do twojego pokoju i błagać, żebyś mnie wpuściła? Tak było. A jak trudno było mi zachowywać się naturalnie podczas kolacji w moim mieszkaniu. Już szóstego grudnia, jak zobaczyłem cię w Gdyni, to miałem ochotę cię pocałować.
Ale się rozpisał, wzięło go na szczerość.
Bardzo tęsknię za tobą. Zostawiłaś w moim sercu i w mieszkaniu wielką pustkę. Dobrze, że zapomniałaś zabrać flakon z Signoriną. Czuję, że czeka cię dzisiaj ciężka przeprawa z Zarządem. Chciałem chociaż trochę umilić ci dzień. Całuję mocno.
Twój Mikołaj
Ale to miłe. Skąd on wie, że mam dzisiaj spotkanie na szóstym? Mnie nic o tym nie wiadomo. O proszę, dzwoni pani Grażynka. To może oznaczać tylko jedno. Mam nadzieję, że Mikołaj nie ingeruje w moją pracę. I tak ta sytuacja jest trochę niezręczna.
– Dzień dobry, koniec spokoju, prezesi wzywają. Kawa czy herbata?
– A może być kawa bez wychodzenia na spotkanie?
– Niestety nie. Dlaczego zakładasz, że będzie nieprzyjemnie? Panowie są w doskonałych humorach.
– Od kilku dni mam złe przeczucia.
– Co, plotki dotarły?
– Pani Grażynko, plotki rozchodzą się z prędkością światła.
– Chodź, zabierz ze sobą uśmiech, będzie dobrze. Tylko obawiam się, że przed siedemnastą nie zejdziesz na dół. Szykuje się jakieś dłuższe spotkanie.
– To będę za pięć minut, jeżeli to nie problem.
– Możesz być nawet za dziesięć.
– Dziękuję. Do zobaczenia.
Odpiszę mojemu królewiczowi.
Dziękuję za różę, to bardzo miłe. Ja też za tobą tęsknię i żałuję, że Kijów nie jest oddalony od Trójmiasta o dwieście albo trzysta kilometrów. Nie wiem, skąd wiedziałeś o spotkaniu. Proszę, nie pomagaj mi w pracy, do tej pory świetnie sobie dawałam radę i nadal chciałabym być samodzielną dziewczynką.
Wiem, wiem, Marysia, Zosia samosia, wszystko sama. Powodzenia. Mam nadzieję, że Justa nie wyprowadzi cię z równowagi.
A skąd wiesz, o moim konflikcie z panią dyrektor? Przecież ci o tym nie opowiadałam.
Ups, plotki szybko się rozchodzą, nawet na wschód docierają. Powodzenia, całuję mocno. Daj znać, jak skończysz.
Zobaczę.
A to co? Zobaczę?
Żartuję, dam znać. Całuję.
Chyba już minęło dziesięć minut. Czas pokonać kilka pięter i sprawdzić, co się tam święci.
– I trochę powiewu radości i młodości przybyło na szóste. A już mocno zajeżdżało tytoniem i marazmem.
– Zaraz towarzystwo przywrócę do życia. Mam nadzieje, że ten rok dla wszystkich będzie radosny.
– Dla ciebie, Mario, będzie.
– Co roku mam taką nadzieję. Zawsze budzę się pierwszego stycznia i mówię sama do siebie: „W tym roku wydarzy się coś niezwykłego”.
– I co, wydarza się?
– Jak na koniec roku zaczynam analizować to, co jest już za nami, zawsze znajduję coś niezwykłego.
– Ja często narzekam i mówię, jak trudny był ten rok i bardzo chcę, żeby przyszedł nowy.
– A nie analizowała pani nigdy mijającego pod kątem dobrych chwil? Zawsze jakieś się znajdą.
– Jak tak teraz sięgnę pamięcią, to znajduję takie. Masz rację. Nie można tylko narzekać, trzeba szukać pozytywnych aspektów życia.
– I ja tak robię, nawet jak mi się nie układa, wydaje mi się, że wszyscy i wszystko jest przeciwko mnie, to szukam czegoś małego, pozytywnego i uśmiech pojawia się na mojej twarzy.
– To stąd te twoje ciągle roześmiane oczy, które denerwują dyrektor Justynę.
– Denerwują?
– Tak, nieraz wychodziła wściekła ze spotkania i mówiła: „Jak ona mnie denerwuje, zarozumiała małolata. Zawsze taka pewna siebie”.
– A to, pani Grażynko, często tylko pozory, należy nauczyć się uśmiechać przez łzy.
– Miło się z tobą rozmawia, zawsze coś ciekawego wnosisz do mojego życia.
– Dziękuję, ja też lubię z panią rozmawiać. Uspokaja mnie to przed wejściem na spotkanie z Zarządem.
– Nie wiadomo, czy mnie nie wymienią na jakąś młodą Barbie.
– A dlaczego mieliby to zrobić?
– Zmiany, zmiany, moja droga Mario. Zaraz wszystkiego się dowiesz.
Teraz to mnie pani Grażyna przeraziła. Ręce mi się trzęsą. Nogi mam jak z waty. I to dziwne uczucie, kłucie w klatce piersiowej po stronie serca. Lekarze nazywają to nerwobólami. Kiedyś się przestraszyłam i poszłam na badania do kardiologa. Po wizycie poczułam się jak hipochondryczka. Pan doktor powiedział: „Pani jest zdrowa. Niepotrzebnie wyszukuje pani u siebie jakieś choroby. Proszę mniej pracować, dłużej spać, mniej się denerwować i wszystko przejdzie samo”.
Mniej, mniej, mniej, a pieniądze z nieba spadną. Jestem ciekawa, ile on bierze dyżurów i w ilu prywatnych przychodniach przyjmuje. W tej dwa razy w tygodniu, oficjalnie od szesnastej do osiemnastej, tylko ja byłam na wizycie o dwudziestej. I kto powinien mniej? Przypuszczam, że raczej on, a nie ja. Z tym kardiologiem to trochę jak z Weroniką, każdemu pomaga poradzić sobie z problemami życia codziennego, tylko sama ze sobą ma problem. Jestem ciekawa, co u niej. Trochę zatraciłam się w miłości i zapomniałam o bliskich mi osobach. Czyżby na pewno „miłości”? Czy nie jest to tylko chwilowe zauroczenie? Czy on jest taki naprawdę, czy to tylko gra? Łatwo udawać przez kilka dni. Dobra, Mario, przestań wymyślać, panikować, to na pewno stres przed czymś nowym. Zapukaj do drzwi i wchodź. No już, puk, puk i zaraz wszystko stanie się jasne.
– Mario, zostawiałaś torbę przy recepcji.
– Przepraszam, zamyśliłam się.
– Właśnie widzę, że na chwilę odjechałaś. Nie przejmuj się, wszystko będzie dobrze. Pamiętaj, zawsze trzeba szukać czegoś pozytywnego.
– Pamiętam, pani Grażynko. Proszę, żeby pani wyruszyła w przeszłość i poszukała, to dopiero początek roku, jest jeszcze czas na pozytywne podsumowanie starego.
No dobrze, już czas. Wchodzę.
– Witamy naszą podróżniczkę. Fajnie, że wróciłaś.
– Ja też się cieszę, że cię widzę, prezesie.
– Może już niedługo „prezesie”.
– Co się stało? Skąd ten noworoczny optymizm?
– No tak, ty jeszcze o niczym nie wiesz albo masz szczątkowe informacje.
– Coś tam wróble ćwierkały, ale ile jest prawdy w plotce, nie wiem.
– To może czas, żebyś poznała prawdę. Trochę narozrabiałaś.
– Ja narozrabiałam? Co ja złego zrobiłam?
– Złego nic, spowodowałaś duży wzrost sprzedaży. Firma odnotowała czterdziestoprocentowy wzrost zysku. To zachęciło właścicieli do sprzedaży udziałów.
– A kto jest szczęśliwym nabywcą?
– Tego do końca nie wiemy. Nowego udziałowca reprezentowała kancelaria prawna z Warszawy.
– Skąd twoje obawy o utratę stanowiska?
– Jednym z warunków umowy jest wprowadzenie do Zarządu kogoś od kupującego. Jeszcze nie wiemy, czy będzie to mężczyzna, czy kobieta i jakie stanowisko ma objąć. Ale, z tego co wróble ćwierkają, moje, prezesa.
– A co z tobą?
– Przewidujemy z Dawidem dwa scenariusze: albo mnie, a nawet nas, zwolnią, albo będę pełnił funkcję wiceprezesa.
– Po co takie czarnowidztwo, dopóki nic nie powiedzieli, nie ma co wróżyć z fusów. A co z Justyną?
– Wróble ćwierkają, że dostali ją w pakiecie z udziałami. To był jeden z warunków postawionych przez obecnych właścicieli.
– Jeżeli posiadają większość, to każdy z nas może stracić pracę.
– O siebie się nie bój, nie będą zwalniali kury znoszącej złote jaja. Martwi mnie jedynie to, że wstrzymano nasze decyzje dotyczące premii. Chcieliśmy cię nagrodzić za wprowadzenie świetnego produktu i ciężką pracę. Niestety mamy związane ręce.
– Nie ma problemu. Co się odwlecze, to nie uciecze.
– Mam nadzieję, że mówisz to szczerze i nie jest ci przykro, że tak się stało.
– Ja już otrzymałam nagrodę. Naprawdę te dwa tygodnie w Kijowie i prezenty w postaci sukienek i butów to była wystarczająca nagroda.
– Ale obiecaliśmy ci nowy samochód.
– Mnie nic nie obiecywaliście.
– No w sumie, rozmawialiśmy między sobą, że zasłużyłaś. W Kijowie asystent prezesa jeździ lepszym samochodem niż ty.
– Nie ma problemu, póki mój się nie psuje, nie trzeba go wymieniać. Mogę poczekać. Myślę, że macie wystarczająco dużo problemów i zmartwień.
– Te wszystkie zmiany są na wpół oficjalne. To znaczy, nie chcielibyśmy informować o nich pracowników, póki nie wyjaśni się sprawa zmian kadrowych w Zarządzie.
– Nie wiem, czy to dobrze, bo plotki już krążą po korytarzach. Może warto poinformować chociaż o zmianie właścicieli. Po co mają chodzić i przekazywać sobie wyssane z palca, podkoloryzowane dramatem informacje.
– Masz rację. Przygotuję na jutro komunikat i poproszę kierowników i dyrektorów o przekazanie informacji w zespołach.
– Czy w najbliższym czasie będziemy pracować nad nowym projektem?
– A co, już się nudzisz?
– W sumie za dużo pracy nie mamy. Liczba zamówień znacznie spadła, teraz jeszcze zaczynają się ferie. Może zrobilibyśmy kampanię na Facebooku i Instagramie promującą Hydroeliksir jako idealny środek regenerujący po długich godzinach na słońcu i mrozie?
– Ale to ferie zimowe. Co ma do tego słońce?
– Nie wszyscy wyjeżdżają na narty. Ty na pewno nie, bo na nich nie jeździsz.
– Masz rację. Ja lecę z rodziną na Bali.
– Jak znalazł, Hydroeliksir połączony w pakiecie z kremem do opalania faktor pięćdziesiąt o pojemności pięćdziesięciu mililitrów.
– A to nie za mało?
– Na twarz wystarczy.
– Daj nam jeden dzień, przegadam to z Dawidem, Szymonem i z kimś od Grzegorza i damy ci zielone lub czerwone światło.
– To czekam na kolor nadziei.
– A jaki to?
– No jak to jaki? Zielony.
– Dobrze, dowcipnisiu, nie będziemy cię już dłużej męczyć i przepraszamy, że nie jesteśmy w stanie przekazać żadnych konkretów. To nie jest nasza zła wola. My ich po prostu nie znamy.
– Dobrze, nie ma problemu. Ja w takim razie wracam do pracy. A, jeszcze jedno, czy jak spadnie śnieg, będę mogła liczyć na jeden lub dwa dni urlopu?
– Tak, a gdzieś się wybierasz?
– Obiecałam mojemu trzynastoletniemu koledze, a właściwie sąsiadowi, wypad na narty.
– Nie przerażaj nas, ciągnie cię do dzieci?
– Nie, to już nie jest dziecko. Fajny chłopak i raz jak mi pomógł z zakupami, wyrwało mi się w przypływie radości, więc teraz muszę dotrzymać słowa.
– Dobrze, nie ma problemu. Chyba że delegacja nas odwiedzi.
– Delegacja? Skąd?
– Z Kijowa. Mikołaj mówił, że oczarowałaś kilku odbiorców i będzie próbował powtórzyć twój sukces, ale bez twojej pomocy się nie obędzie.
– Bez przesady. A kiedy możemy spodziewać się gości?
– Niestety nie znamy jeszcze daty, ale w każdej chwili.
– Dobrze, jak się nie uda wziąć wolnego, to mam nadzieję, że świat temu młodemu człowiekowi się nie zawali. Do zobaczenia.
Zaraz napiszę do niego i wypytam, co on kombinuje. Albo nie, poczekam, aż sam się odezwie i wtedy go przycisnę.
– Cześć, sąsiadko, tak wcześnie wracasz z pracy?
– Cześć, Weroniko. Niestety, po burzliwym październiku, listopadzie i grudniu nadszedł nudny styczeń. Nic się nie dzieje. Zamówienia kapią jak krew z nosa.
– Ja nie narzekam na brak pacjentów.
– Świąteczna depresja ich dopadła? Awantury z rodziną i rozczarowanie, bo otrzymali za mało prezentów?
– Coś w tym sensie. Ostatnio mam kilka ciekawych przypadków. Nie znalazłabyś czasu na kawę?
– Znalazłabym. Kiedy?
– Dzisiaj, zaraz. Tomasz ma dyżur, ja siedzę sama w domu. W sumie zrobiłam zakupy, mogłabym coś na szybko upichcić. Mam nowy przepis na pasztet z soczewicy. Podaję go z sałatą.
– Wiesz co, to dobry pomysł. Daj, pomogę ci zanieść te zakupy.
– A ty nic nie masz?
– Nie chciało mi się jechać do sklepu. Miałam dziwny dzień w pracy.
Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej
Nadszedł ten dzień Wydanie drugie, ISBN: 978-83-965672-9-1 © by Monika Koszewska, Sopot 2022
Wszelkie prawa zastrzeżone. Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakichkolwiek fragmentów tej książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody Moniki Koszewskiej.
Redakcja: Renata Nowak Korekta: Kinga Dolczewska Okładka: Zofia Koryto, Wojciech Maciejczyk, WMSTUDIO
Wydawnictwo: 1 PUNKT Sp. z o.o. ul. Emilii Plater 19; 81-777 Sopot
Zapraszamy na strony:www.monikakoszewska.plwww.facebook.com/monikakoszewskaautorkawww.instagram.com/monikakoszewska_pisarka
Kup książkę: www.monikakoszewska.pl
Na zlecenie Woblink
woblink.com
plik przygotowała Katarzyna Błaszczyk