Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Marco Polo, światowej sławy myśliciel i zdeklarowany ateista, podejmuje się niezwykle trudnego zadania. Postanawia zbadać osobowość Jezusa, wykorzystując wiedzę z zakresu psychologii i socjologii. Dochodzi do wniosku, że Jezus był człowiekiem nieprzeciętnie szczęśliwym, wesołym i towarzyskim. Analizując Kazanie na górze, próbuje uchwycić istotę ludzkiego szczęścia tak, jak rozumiał ją Mistrz. To nie tyle stan wiecznej radości, co raczej umiejętność odnalezienia się w bólu.
Nie wszystkim podobają się tezy postawione przez Marco Polo. Ktoś próbuje go zastraszyć i uciszyć, ale osiąga zupełnie odwrotny efekt.
AUGUSTO CURY – psychiatra, psychoterapeuta i jeden z najpopularniejszych brazylijskich pisarzy. Autor bestsellerów tłumaczonych na wiele języków i sprzedanych w ogromnych nakładach.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 476
Tłumaczenie:Katarzyna Stachowicz
Dedykuję tę książkę komuś, komu życzę,aby zawsze był bardzo szczęśliwy!
Nigdy nie rezygnuj z tych, których kochasz!
Zawsze walcz o swoje marzenia!
Bądź głęboko zakochany w życiu!
Rozszyfruj kody, które są tajemnicą szczęścia!
Bowiem trwałe, codzienne szczęście nie należy do tych, którzy nigdy się nie stresują,
ale do tych, którzy w swoim życiu potrafią zmienić nieuniknione zimy w wiosnę.
I do tych, którzy czynią ze swojego życia wyjątkowy spektakl,
którego nikt nie chciałby ani nie powinien przeoczyć!
Doktor Cury wie doskonale, że to czytelnicy najbardziej przyczyniają się do propagowania jego książek. Marzy o tym, aby jak najwięcej osób urządzało spotkania i debaty na tematy tu omawiane. Oferowanie innym tego, co w nas najlepsze, by się przysłużyć dobru ludzkości, powinno być naszą największą motywacją. Dlatego autor i wydawnictwo dają czytelnikom zezwolenie na publikowanie w mediach społecznościowych Listu miłosnego do ludzkości we fragmentach lub w całości, a także innych części książki, z zastrzeżeniem, że należy podawać źródło cytatów.
Najszczęśliwszy człowiek w historii to powieść opierająca się na wiedzy psychiatrycznej i psychologicznej. Jej głównym bohaterem jest psychiatra Marco Polo, światowej sławy myśliciel ateista, który odważył się zbadać w naukowy sposób złożone aspekty umysłu Jezusa. Dzięki temu doszedł do wniosku, że zarówno środowiska akademickie, jak i wszystkie światowe religie popełniły poważny błąd, unikając naukowego zbadania fenomenu osobowości Jezusa, bowiem rozpoznał ten temat od zupełnie innej strony, niż traktują go filmy, obrazy czy teologiczne traktaty. Odkrył również, że Jezus był Mistrzem nad mistrzami, największym z nauczycieli, prawdziwym cieślą emocji, a także człowiekiem o ponadprzeciętnej inteligencji, nadzwyczaj szczęśliwym, wesołym i towarzyskim.
W niniejszej książce myśliciel i psychiatra próbuje odkryć tajemnicze zasady ludzkiego szczęścia zawarte w najbardziej znanej mowie wygłoszonej przez Jezusa, czyli w Kazaniu na górze. Wraz z upływem czasu Marco Polo jest coraz bardziej zadziwiony, skonsternowany i wstrząśnięty. Nigdy wcześniej tak krytycznie nastawiony ateista nie przeżył takiego szoku. Jednak fascynacji odkryciami towarzyszą okrutne prześladowania. Tajemnicze siły nieustępliwie próbują uciszyć naszego odkrywcę.
Dla tak skomplikowanego człowieka, jakim był Jezus, szczęście nie oznaczało stanu wiecznej błogości i radości, natomiast w dużej mierze było umiejętnością odnalezienia się w bólu, który jest nieunikniony w życiu każdego człowieka. Przy tym owa „umiejętność odnalezienia się w bólu” wcale nie oznacza, że nigdy nie trafimy w doliny smutku i frustracji, lecz że właściwie zarządzamy swoimi myślami. Nie oznacza też, że nigdy nie przechodzimy przez żadne kryzysy, tylko wprost przeciwnie, polega na spisywaniu najważniejszych rozdziałów swojego życia właśnie w tych najtrudniejszych jego momentach.
A co Ty robisz ze swoim bólem i frustracją? Owocem współczesnej edukacji są słabe i nieodporne umysły, które nie potrafią płakać, odnajdywać się na nowo, przepracowywać swoich lęków i odzyskiwać samokontroli. Tymczasem najszczęśliwszy człowiek w historii kształcił umysły, które były zdrowe, wolne, odporne i bezpieczne emocjonalnie.
Najszczęśliwszy człowiek w historii jest kontynuacją sagi, której pierwszą częścią jest Najbardziej inteligentny człowiek w historii, ale obie książki mogą być czytane niezależnie od siebie bez najmniejszego uszczerbku dla mocy poznawczych czytelnika. Kolejna część serii zatytułowana będzie Największy lider w historii. Reżyserzy filmowi są już zainteresowani przeniesieniem całej sagi na ekrany.
Przygniatającej większości ludzi nie udało się nigdy rozszyfrować kodów szczęścia. Bogaci chcą kupować szczęście za pieniądze, ale zawsze im odpowie: „Nie jestem na sprzedaż!”. Celebryci chcą uwieść je swoją sławą, ale szepcze im do ucha: „Znajdziecie mnie w tym, co proste i anonimowe”. Generałowie wiele razy próbowali zdobyć je z pomocą krwawego oręża, ale kategorycznie odpowiada im: „Jestem niepokonane”. Młodzi zawsze próbowali uchwycić je, wykorzystując łatwo dostępne i szybko realizowane przyjemności, ale bez ogródek udowadnia im, że: „Marzenia bez dyscypliny produkują frustratów, a dyscyplina bez marzeń tworzy tych, którzy przegrali życie”. Ludzie od zawsze poszukują szczęścia – tak samo jak ziarno pragnie wody, a złakniony tlenu powietrza – i podobnie jak naukowiec, poszukują prawdy w tym, co nieznane, jednak wielu z nas dokona żywota jako emocjonalni żebracy, nawet jeśli stanie się to w pięknych, drogich rezydencjach.
Kto by uwierzył, że to właśnie Jezus uczył zarządzania emocjami, tej najważniejszej dla naszego szczęścia umiejętności? Któż mógłby sobie wyobrazić, że swoim uczniom, takim jak niespokojny Piotr, niestabilny Jan, paranoiczny Tomasz, przekupny Mateusz, którzy przysparzali mu bólu głowy, kazał pozbyć się swojego ego, nauczyć empatii, odzyskać panowanie nad samym sobą i nauczyć się uspokajać umysły swoje i innych ludzi?
Marco Polo przekonał się, że miliardy ludzi, które podziwiają i czczą Jezusa, zarazem nie znają narzędzi do radzenia sobie z własnymi emocjami, które stosował. Miliony są nieszczęśliwe i zapadają na choroby emocjonalne. Byłem szczerze wstrząśnięty tymi odkryciami. Są na tyle złożone, że spisałem je w formie powieści, by móc je lepiej przekazać.
Mam nadzieję, że również mój czytelnik przeżyje zaskoczenie.
Augusto Cury
Jerozolima zawsze była jednym wielkim muzeum pod otwartym niebem, symbolem historii i sercem światowych wydarzeń. Żadne inne miasto na świecie – ani Nowy Jork, ani Szanghaj, Tokio, Paryż czy São Paulo – nie znalazło się w tylu wiadomościach prasowych. Jego ulicami krążą Azjaci, Europejczycy, Amerykanie, Latynosi, Afrykanie, wszyscy w tym samym oczekiwaniu, że uda im się odetchnąć powietrzem przepełnionym dziejami ludzkości. Miliony ludzi przyjeżdżają wciąż do miejsc, gdzie dwa tysiące lat wcześniej chadzał pewien cieśla, który wstrząsnął posadami świata.
– Przechodził tędy – powtarzają przewodnicy, z zaangażowaniem oprowadzając turystów z Japonii, Chin, Korei.
– W Ogrodzie Oliwnym został zdradzony – mówią do przybyszów z Francji, Niemiec czy Włoch.
– Oto Święty Grobowiec – nie kryjąc poruszenia, pokazują Amerykanom, Latynosom i Włochom.
Ludzie emocjonują się, mówiąc o czynach Jezusa, ale nie mają najmniejszego pojęcia o tym, że Nazarejczyk miał najbardziej skomplikowany umysł spośród osób, które stąpały po ziemi. Nie rozumieją, że ten cieśla jedną ręką ciosał w drzewie, drugą zaś – w ludzkich osobowościach. Używał jedynego w swoim rodzaju zbioru zasad zarządzania emocjami, który miał zrewolucjonizować historię ludzkości.
Te stworzone przez Jezusa zasady, czy też kody, umknęły uwadze nie tylko naukowców, ale także miliardów wyznawców, którzy czcili go przez tyle wieków. Nigdy jeszcze ktoś tak powszechnie uwielbiany nie był zarazem tak słabo znany ludziom. Jednak pewien odważny myśliciel i psychiatra, doktor Marco Polo, zdeklarowany ateista i pełen determinacji badacz, przebywał w Jerozolimie w XXI wieku nie po to, aby odwiedzać stanowiska archeologiczne, lecz by dokonać czegoś, co dla większości ludzi było nie do pomyślenia. On sam, na własną rękę, postanowił zrealizować przedsięwzięcie o epickim rozmachu, którego nikt dotąd nie miał odwagi się podjąć, ani naukowcy, ani duchowni. Polegało ono na przestudiowaniu wyrafinowanego umysłu Jezusa przez pryzmat nauki.
– Gdyby żył pan w czasach inkwizycji, doktorze Polo, byłby pan pierwszym kandydatem do spalenia na stosie – mówili mu napotkani ludzie, którym opowiadał o swoim pomyśle.
Marco Polo próbował ze wszystkich sił odnaleźć nieścisłości w tezach Jezusa, sprzeczności w toku jego myślenia czy słabe punkty w jego osobowości. Jednak im dłużej badał tę postać, tym bardziej był zdziwiony, poruszony, a nawet wstrząśnięty. Tak samo jak wenecki podróżnik, który wiele wieków wcześniej odkrywał stary świat, doktor Marco Polo był również odkrywcą, tyle że innego świata, bardziej skomplikowanego i pełnego niebezpieczeństw – świata ludzkiego intelektu. Nigdy jeszcze tak znany i śmiały ateista nie przeżył tak głębokiego wstrząsu. Jego pozbawiona uprzedzeń religijnych analiza tej tajemniczej postaci sprawiła, że zobaczył w całej okazałości szaleństwa ludzkości, w tym również własne szaleństwa i słabości.
– Dzięki niemu spadam w czeluść ze szczytu własnej dumy – mówił najbliższym przyjaciołom.
Pewnej bezksiężycowej, zimnej, głuchej i niezapowiadającej żadnych niespodzianek nocy, nieustraszony psychiatra przeżył we śnie napad lęku. Marco Polo obudził się zrozpaczony, z rozkołatanym sercem, bez tchu, zlany potem. Zaatakowały go nigdy wcześniej niedoświadczone koszmary o przyszłości rodziny ludzkiej. W snach tych ujrzał zniweczenie czy wręcz zabójstwo dzieciństwa, epidemię samobójstw, przemoc w szkołach, dyskryminację wszelkiego rodzaju, dyktaturę swoiście pojmowanego piękna, toksyczną samotność ery cyfrowej…
– Co się dzieje z rodzajem ludzkim? Czyżby ludzkość nie miała już przyszłości? – przerażony powiedział do siebie po przebudzeniu. Jego oczy były pełne łez. – Uczymy się nienawiści, oddalania się od siebie, wyobcowywania, podczas gdy powinniśmy uczyć się kochać, uczyć się wzajemnej akceptacji i łączenia się ze sobą…
Wielki myśliciel i psychiatra czuł się bezbronny niczym ofiara drapieżników. Własne myśli zjadały go od środka. Jego strach napędzały dwie emocjonalne zależności, które wydawały się bardzo istotne dla przyszłości naszego gatunku i nie pozwalały mu spać w nocy:
Dlaczego mamy przed sobą najsmutniejsze pokolenie wszystkich czasów, jeśli jesteśmy w posiadaniu potężnego przemysłu, zdolnego sfinansować każdą możliwą przyjemność?
Zadając sobie to pytanie, sformułował pierwszą zależność. Następnie głośno wypowiedział drugą z nich:
– Dlaczego cała ludzkość choruje emocjonalnie, kiedy medycyna, psychiatria i psychologia dokonały tak niezwykłych postępów?
Cóż za nadzwyczaj trudne zadanie: zrozumieć powody, dla których ludzkość była coraz smutniejsza, i dlaczego rosły wskaźniki nerwic, wyczerpania umysłowego, depresji, samobójstw, przemocy społecznej.
Niestety niewielu ludzi przejmowało się tymi problemami czy choćby je dostrzegało. Homo sapiens ery cyfrowej był egocentryczny, walczył o swój kraj, swoje partie polityczne, uniwersytety, religie czy swoje stronnictwa ideologiczne, ale rzadko myślał o całej ludzkości i wylewał nad nią łzy. Dlatego właśnie, choć sam był daleki od doskonałości, Marco Polo zapłakał nad ludzką rodziną.
Kiedy minęło pierwsze przerażenie, starał się uspokoić swoje myśli poprzez relaksacyjną praktykę mindfulness, położył głowę na poduszkach i próbował zanurzyć się w krainie snów. Udało mu się zasnąć, ale ocean jego uczuć nadal był wzburzony. Dwie godziny później znów się obudził już nie tyle przerażony, co zdziwiony. Śnił mu się człowiek, nad którym prowadził badania. Oniemiały usiadł znów na łóżku i wypowiedział niewyraźnie kilka zdań, próbując ułożyć myśli, które chodziły mu po głowie:
– Co to za człowiek, nad którym, gdy był zaledwie dwuletnim dzieckiem, zawisło widmo śmierci, i który w młodości pracował tymi samymi narzędziami, którymi miał być później zabity, czyli drewnem, młotkiem, gwoździami? – Po czym, chwytając się za głowę, dodał jeszcze kierowane do swojego zagubienia kolejne pytanie: – Miał wszelkie powody, żeby być niespokojny i depresyjny… Ale, co zadziwiające, postanowił głosić zagadkę szczęścia. Co to za umysł, który na tyle wieków przed powstaniem psychiatrii i psychologii w tak doskonały sposób posługiwał się narzędziami zarządzania emocjami?
Dla Marca Polo, szefa wydziału psychiatrii ważnego uniwersytetu w Kalifornii, zarządzanie emocjami było rzeczą fundamentalną, najważniejszym z treningów, dzięki któremu JA, reprezentujące zdolność wyboru, staje się autorem własnej historii. Jednak światowa edukacja nastawiona była na racjonalizm. Kształciła jednostki z pozoru wolne, ale zniewolone wewnętrznie. Drżąc z ekscytacji, chwycił długopis i oddychając głęboko, żeby się uspokoić, spisał kilka niepokojących pytań:
Dlaczego emocje dzieci i dorosłych, ateistów i wierzących, zawsze były ziemią niczyją, pozbawioną ochrony? Dlaczego uniwersytety pomijały studia nad narzędziami, z których korzystał najbardziej skomplikowany człowiek w historii? Jakież to uprzedzenie nami zawładnęło?
W istocie, uprzedzenia w stosunku do Jezusa jako człowieka były ogromne, a zarazem paradoksalne. Ludzie na całym świecie świętowali jego narodziny, ale idee głoszone przez niego nie miały wstępu do środowisk edukacyjnych. Tak naprawdę nie było szans na to, by porozmawiać o jego intelekcie na którymkolwiek uniwersytecie czy w szkole średniej, aby ktoś od razu nie doszedł do wniosku, że rozmowa ma charakter religijny. Można było bez obaw rozmawiać o Pitagorasie, Sokratesie, Platonie, Kartezjuszu, Spinozie, Kancie, Heglu, Sartrze czy o którymkolwiek innym myślicielu nawet nie najwyższych lotów, podczas gdy rozmowa o Mistrzu emocji stanowiła problem. Inkwizycja w świecie akademickim była przerażająca.
Błąd ten popełniały nie tylko uniwersytety, ale również wyznające go religie, które uznawały studiowanie inteligencji Jezusa za herezję. Według nich jego psychika była niezbadana. Zwykli ludzie nie posiadali żadnej możliwości, żeby ją przeanalizować.
Na koniec Marco Polo zanotował ostatnie pytanie, które było jednocześnie niezwykle poważną tezą:
Czy odmowa przestudiowania umysłu Jezusa zdusiła ewolucję ludzkości?
Zasnął ponownie, a trzy godziny później za oknem rozległy się ptasie trele i rozpoczął się jeden z najbardziej intrygujących poranków w życiu Marca Polo. Tego dnia miał debatować na świeżym powietrzu przed setkami zgromadzonych osób, a także przed milionami widzów on-line, o kodach zawartych w najsławniejszym przemówieniu w historii ludzkości – Kazaniu na górze – i to w tym samym miejscu, gdzie zgodnie z tradycją zostało ono wygłoszone.
Towarzyszyła mu Sofia, jego asystentka, młoda doktor psychiatrii, inteligentna i świetnie wykształcona. Michael Herman, odważny i zdeterminowany neurobiolog i ateista z przekonania, pracujący na Uniwersytecie w Jerozolimie, miał wraz z nim uczestniczyć w dyskusji. Doktor Alberto Mullen, jeden z najwybitniejszych umysłów Watykanu, i doktor Thomas Hilton, uznany myśliciel protestancki z Harvardu, stanowili resztę zespołu. Był to zespół na wagę złota, krytyczny i nieustraszony, który potrafił bez obaw obnażać swoje własne uprzedzenia.
Analizy przeprowadzone przez Marca Polo miały być więc przedyskutowane bez uprzedzeń i ograniczeń.
Marco Polo i Sofia zamówili taksówkę, ponieważ miejsce dyskusji znajdowało się dość daleko od tego, w którym mieszkali. Niezwykle podekscytowana Sofia wypytywała szefa:
– Doktorze Polo, czy mógłby mi pan wyjawić niektóre ze swoich tez o Kazaniu na górze?
– Opanuj swoją niecierpliwość, Sofio! – odparł z uśmiechem. – Dzięki temu będziesz miała niespodziankę.
Gdy jechali w stronę wyznaczonego miejsca, samochód został gwałtownie wyprzedzony, co sprawiło, że doświadczony kierowca musiał wykonać ostry zakręt, żeby uniknąć kolizji, niemalże uderzając przy tym w słup. Następnie wybrał drogę na skróty, z niepokojem spoglądając w lusterko.
– Dziwne! Wygląda na to, że jesteśmy śledzeni – powiadomił pasażerów.
Sofia przełknęła nerwowo ślinę i powiedziała zduszonym głosem:
– Och nie, znowu!
Już wcześniej zdarzały im się tego rodzaju niebezpieczne przygody, nie znała jednak motywów, które kryły się za nienawiścią wzbudzaną przez Marca Polo. Koniec końców był to przecież człowiek hojny i serdeczny, choć przy tym bardzo śmiały.
Usłyszawszy słowa Sofii, taksówkarz bardzo się wystraszył i mocno spięty zapytał jej szefa:
– Kim pan jest? – Gdy Marco Polo nie odpowiedział, tylko ściągnął twarz w grymasie niechęci, kierowca dodał nagląco: – Proszę odpowiedzieć, kim pan jest i czym się pan zajmuje?
– Jestem tylko zwykłym psychiatrą – odparł wreszcie, próbując rozładować atmosferę.
– Jest pan Amerykaninem? – padło kolejne natarczywe pytanie. – Pracuje pan dla rządu?
– Jestem Amerykaninem, zwykłym naukowcem – odparł zwięźle Marco Polo.
Spanikowany taksówkarz przyśpieszył, jednak jego auto po kilku minutach bezwzględnego pościgu zostało pokonane przez czterocylindrowego mercedesa, który gwałtownie zajechał im drogę. Wysiadło z niego dwóch ubranych na czarno i ogolonych na łyso mężczyzn, uzbrojonych w automatyczne pistolety z tłumikami. Sprawiali wrażenie profesjonalnych zabójców.
– Wysiadać! Ręce do góry! – zaczęli krzyczeć, kierując lufy na pasażerów taksówki.
Marco Polo, Sofia i kierowca bez szemrania wysiedli z rękami w górze i stanęli plecami do napastników.
– Doktorze Polo, proszę obrócić się przodem! – rozkazał jeden z napastników.
Słysząc swoje nazwisko, poczuł dreszcz. Więc jednak nie był to zwykły rabunkowy napad, ale zbrodnia na zlecenie. Marco Polo obrócił się i ujrzał wysokiego, umięśnionego mężczyznę o jasnej skórze i gniewnej twarzy, który nie wyglądał na kogoś, kto zamierza prowadzić jakiekolwiek negocjacje. Drugi z nich był trochę niższy, o ciemniejszej karnacji i mocno ściągniętych rysach twarzy. On też, bez żadnego wyjaśnienia, uderzył w twarz Marca Polo, który mocno zszokowany upadł na ziemię, krwawiąc z lewego kącika ust.
Jeszcze bardziej zszokowana była Sofia, która odwróciła się i wybuchła płaczem.
– Proszę, nie strzelajcie, nie strzelajcie! – krzyczała desperacko.
Marco Polo wstał z trudnością, położył dłoń na jej ramieniu i powiedział:
– Uspokój się, Sofio! Strach zabija nas wcześniej niż pistolety.
Był przekonany, że to ostatnie chwile jego życia, jednak gdy już się wydawało, że cały świat na niego się zawali, przypomniał sobie jeden z syndromów, który odkrył, a mianowicie syndrom ofiary i drapieżnika. Polega on na tym, że w szczytowym momencie napięcia obieg pamięci zamyka się, homo sapiens zmienia się w homo bios, czyli drapieżnika, a ci, którzy mu się przeciwstawiają, zostają jego ofiarami. Dla Marca Polo nastąpił moment głębokiej refleksji, a jego umysł przeżył chwilę oświecenia. Błyskawicznie przemyślał niektóre z kodów, których używał Jezus, żeby rozbrajać umysły prześladujących go drapieżników. Oddziaływał na ich podświadomość w sposób niezauważalny, niszcząc w nich syndrom drapieżnik-ofiara, który był dla nich swoistym więzieniem. W tym też momencie przypomniał mu się fragment o ukamienowaniu jawnogrzesznicy.
Zdał sobie sprawę, że jeżeli pozwoli się zastraszyć, to zostanie ofiarą, a jego napastnicy drapieżnikami. Jeśli, przeciwnie, stawi im czoło, to on będzie drapieżnikiem, a oni ofiarami, i w takim wypadku również użyją broni. Musiał więc zmienić strategię. Trzeba rozbroić umysły agresorów, żeby rozbroić broń, którą im grozili. Ale jak? Nie przestraszył się ani nie skonfrontował z napastnikami, lecz zamiast tego zaskoczył ich, okazując im szacunek. Znany ateista wykorzystał oręż Mistrza emocji, którego studiował.
– Czy za tą bronią stoją ludzie, którzy przeżyli straty, wylewali łzy i przeszli przez emocjonalne pustynie? Nie wątpię. Czy marzycie, kochacie, myślicie krytycznie? Również w to nie wątpię. Nie wiem, kim jesteście, ale nawet jeśli mnie zabijecie, będę was szanował.
Szanuje nas? – pomyśleli wstrząśnięci agresorzy, patrząc po sobie.
Wprawdzie prawie natychmiast wybuchli śmiechem, ale nawet kiedy szydzili z Marca Polo, podświadome zjawiska zostały uruchomione w ich umysłach. Mimo że nie zdawali sobie z tego sprawy, kotwica pamięci przemieszczała się już z granic agresji na obszary refleksji.
Jednak dość szybko wrócili do swoich mentalnych więzień, a wraz z tym do zamiaru pozbawienia Marca Polo życia.
– Wkrótce pan zginie! – powiedział ten o jasnej skórze, który sprawiał wrażenie przywódcy, i wskazał na głowę ofiary. Lecz zanim pociągał za spust, zaczął rozwlekle tłumaczyć powody zabójstwa: – Pańska bezczelność zostanie wreszcie uciszona. Pana idee nie zarażą milionów ludzi. Wirus zostanie unicestwiony!
Dyskusje prowadzone przez Marca Polo zaraziły świat poprzez internet, jednak on sam nie znosił swojej sławy. Owszem, napawało go satysfakcją i sprawiało radość takie kształcenie ludzi, by ich umysły stawały się wolne, jednak cena, którą musiał za to zapłacić, była niezwykle wysoka.
– Wybaczcie mi, panowie – zaskoczył ich Marco Polo po raz kolejny. – Możecie uciszyć moje ciało, ale nigdy nie uciszycie moich idei! – Widząc, że mężczyźni są wstrząśnięci, skorzystał z tego, aby wniknąć w ich podświadomość: – A skoro już mówimy o uciszaniu mnie, to proszę was, usłyszcie cichy głos, który krzyczy w waszych umysłach. Co mówi ten głos? Że kim jesteście, zabójcami czy istotami ludzkimi, które kochają życie? Czy wasze umysły są wolne, czy wytresowane jedynie do przyjmowania rozkazów zwierzchników? Jestem pewien, że wasze umysły są wolne!
– Niech pan zamilknie! – krzyknął napastnik o ciemniejszej skórze.
Zdawało się, że myśli Marca Polo przedarły się niczym fale do mózgu tych agresywnych i gwałtownych ludzi, odwlekając moment, w którym zduszą gardła ofiar. Chcieli pociągnąć za spust, ale nie byli w stanie.
– Proszę się zamknąć! – warknął napastnik o jasnej skórze.
Sofia i taksówkarz byli równie mocno zaskoczeni i wstrząśnięci odwagą Marca Polo. Postępował niczym linoskoczek, który niepewnie kroczy po linie rozciągniętej między dwoma drapaczami chmur, tyle że bez asekuracji i bez drążka pomagającego w utrzymaniu równowagi. W każdej chwili mógł zginąć.
Dostrzegając wahanie agresorów, dokończył swój wywód:
– Osoby inteligentne używają myśli, a słabi posługują się bronią. Jestem pewien, że stoję przed ludźmi inteligentnymi, którzy cenią raczej życie niż śmierć.
Młodszy z nich został rozbrojony emocjonalnie. Cały rozdygotany wyznał:
– Nie jestem w stanie pociągnąć za spust!
Mężczyzna o jasnej skórze również drżał.
Wtem wszyscy usłyszeli syreny samochodów policyjnych.
– Jeśli chce się pana zabić, lepiej pana nie słuchać. Wiele osób pragnie pańskiej głowy. Następnym razem nie będzie pan miał takiego szczęścia! – powiedział wyższy z mężczyzn.
Schowali broń i szybko wsiedli do samochodu.
Kiedy się obrócili, Marco Polo zauważył, że na ich karkach był wytatuowany krzyż. Wydało mu się to dziwne. Napastnicy odjechali z piskiem opon, znikając równie tajemniczo, jak się pojawili.
– Kim są ci mężczyźni? – spytał wstrząśnięty taksówkarz.
– Szczerze mówiąc, nie wiem – odparł Marco Polo, obejmując Sofię i próbując ją uspokoić.
– Nigdy nie słyszałem o nikim, kto rozbroiłby napastników słowami – podsumował taksówkarz.
Marco Polo po krótkiej chwili milczenia stwierdził:
– Ja też nie. Zastosowałem jedynie technikę wymyśloną przez człowieka, którego umysł właśnie badam.
– Co to za człowiek?
– Poszukiwacz złota w ludzkich umysłach – powiedziała Sofia, leciutko się uśmiechając pośród tego całego chaosu.
– Poszukiwacz złota w czym? – dopytywał oniemiały taksówkarz. – Jak udało się panu uniknąć zabójstwa?
– Poszukiwacz, który usuwał kamienie, żeby wydobyć złoto, które posiadają nawet socjopaci! – zakończył poetycko i metaforycznie Marco Polo.
– Nic nie rozumiem…
Cóż, trudno zrozumieć zjawiska, które zmieniają homo sapiens w homo bios, czyli myślącą istotę w zwierzę.
– Lepiej będzie, jeśli schronimy się w hotelu i zawiadomimy policję – nalegała wciąż wystraszona Sofia.
Rzeczywiście, zachowaliby należytą ostrożność, gdyby odłożyli na później prowadzoną pod gołym niebem debatę o umyśle Jezusa.
– Od prawdziwej śmierci gorsza jest śmierć za życia – oznajmił Marco Polo. – Człowiek może uciec przed wszystkim, nigdy jednak przed własnym sumieniem. Jeśli w takiej chwili schowam się w górach, moje sumienie będzie krzyczeć: „Urwiska cię nie uciszą, Marcu!”. Jeśli schronię się w domu, moje sumienie nadal będzie mnie zadręczać: „Te ściany cię słyszą, Marcu!”. Nie mogę wyciszyć swoich marzeń, Sofio, nawet jeśli mam ryzykować życie. Ale szanuję twoją decyzję o powrocie do hotelu.
Spojrzała mu w oczy, w których pojawił się błysk determinacji, i po chwili wahania jej głos zabrzmiał pewnie i mocno:
– Pojadę z panem. Głód i pragnienie służą dobru ludzkości, również i mi nie dają spokoju.
Marco Polo przeżył już wcześniej tragiczne straty. Przez błyskawicznie rozwijającą się chorobę autoimmunologiczną stracił Annę, swoją ukochaną żonę. Jego teść, miliarder i pozbawiony skrupułów biznesmen, nienawidził go i obwiniał za śmierć córki. Ponadto jego syn, Lucas, kilka razy omal nie umarł z powodu przedawkowania narkotyków. Na dodatek, będąc podziwianym naukowcem o nieszablonowym sposobie myślenia, stał się obiektem gorącej zawiści niektórych ze swoich uniwersyteckich kolegów. A teraz groziła mu śmierć w Jerozolimie, choć nie do końca rozumiał, z jakiego powodu. Jedyny problem polegał na tym, że słowo „poddać się” nie istniało w leksykonie doktora Marca Polo. Śmierć ucisza serca, ale strach paraliżuje emocje. Nienawidził samej myśli o tym, że mógłby zostać mentalnym paralitykiem.
Szybko wsiedli do samochodu. Po kilku minutach ciszy pojawiła się kolejna przeszkoda, wprawdzie mniejsza, jednak równie dotkliwa.
Wyglądało na to, że dzień należał do tych, o których najlepiej jak najszybciej zapomnieć. Marco Polo odebrał telefon od psychiatry z Oksfordu, znanego intelektualisty, a zarazem szczerego i krystalicznie uczciwego przyjaciela:
– Marcu, jak się miewasz, przyjacielu? Tu Marc MacDonald!
– Jak się miewasz, Marc? Dobrze usłyszeć twój głos.
– Wybacz, jeśli będę zbyt bezpośredni. Twoje debaty w Izraelu zyskały duży oddźwięk na wielu uniwersytetach na całym świecie. Czy na pewno rozumiesz, jak poważne może to mieć konsekwencje?
– No cóż, kilka minut temu o mało nie zostałem zabity… – odparł, odzyskując odrobinę dobrego humoru.
– Nie żartuję, przyjacielu – ciągnął jego kolega po fachu. – Jesteś ceniony na całym świecie. Naprawdę nie rozumiesz, że w ten sposób pogrzebiesz swoją akademicką reputację?! – W głosie MacDonalda pojawiły się dramatyczne nuty.
– Wszyscy nas pogrzebią po śmierci, ale niektórzy, ze względu na swoje neurotyczne obawy o to, co inni o nich pomyślą, zostają pogrzebani za życia. Czy ty już zostałeś pogrzebany? – zapytał, przypominając sobie niedawne słowa powiedziane do Sofii.
– Twój dobry humor nigdy nie przestaje mnie zadziwiać, przyjacielu. Ale to, co teraz robisz, to najprawdziwsze szaleństwo… akademickie samobójstwo…
– Szaleństwem nazywasz to, że wszedłem na żyzne pole badań, które do dziś pozostało nietknięte przez pokolenia wierzących? – spytał z refleksyjną zadumą Marco Polo. – Studiowanie bez religijnej perspektywy i uwikłań umysłu najsławniejszej osoby w historii to według ciebie szaleństwo? W przeszłości religia zrodziła inkwizycję i wysyłała niewinnych ludzi na stos, a dzisiaj to uniwersytety stały się religią wiedzy, umieszczając na stosie tych, którzy myślą poza schematami.
Dyskusja z Markiem Polo, specjalistą od rozsadzania od środka sofizmatów i obnażania fałszywych wierzeń, była trudnym zadaniem. Marc MacDonald zebrał się w sobie i podjął ostatnią, skromną próbę:
– Pomyśl tylko, Marcu… Jezus jako przedmiot studiów to pole minowe. Jest kontrowersyjny, religia jest kontrowersyjna!
– Kto powiedział, że zamierzam nie zgadzać się z religią? Jestem naukowcem, w swej pracy podlegam obowiązującym nas ograniczeniom, które znasz doskonale. Postępuję zgodnie z wymogami naukowej metodologii badań, i właśnie w taki sposób zamierzam studiować umysł Jezusa, jego osobowość i zdolności.
– Ale wspólnota akademicka tego nie zrozumie.
– Religie poniosły klęskę, tak samo jak nauka, Marc! Minęły dwa tysiące lat i nikt nie odważył się ocenić narzędzi, z których korzystał ten człowiek, żeby ochronić własne emocje.
– Jak to? A więc potrafił chronić swoje emocje? – pytał zaciekawiony MacDonald. – Zawsze sądziłem, że Jezus był człowiekiem depresyjnym, emocjonalnie pokonanym.
Sofia i taksówkarz uważnie słuchali tego, co Marco Polo mówił przez komórkę. On zaś odpowiedział na słowa swojego przyjaciela w następujący sposób:
– Wciąż jeszcze analizuję narzędzia, których używał. Możliwe, że się rozczaruję, poczuję sfrustrowany, ale na razie jestem zadziwiony, Marc.
– Czyżbyś przypadkiem nie chciał dostać nagrody Nobla? – zażartował przyjaciel z Oksfordu.
– Zobacz, jak przeczysz sam sobie, Marc. Kilka minut temu oznajmiłeś, że zostanę wyklęty przez środowiska akademickie, a teraz że chcę dostać Nobla. Nie rozumiem.
Po krótkiej przerwie Marc MacDonald zapytał:
– Mącisz mi w głowie, taka jest prawda. Proszę, wyjaśnij mi, co chcesz osiągnąć dzięki tym badaniom?
– Próbuję znaleźć odpowiedź na jakże ważne pytania! Czy Jezus miał skomplikowaną i dynamiczną umysłowość, czy też ograniczały go wąskie horyzonty? Czy jego twierdzenia były genialne, czy mętne? Czy wykształcił osoby jedynie powielające informacje, czy wolne i twórcze umysły? Panował nad swoimi emocjami w centrach napięcia, czy miał słabe JA z niskim progiem znoszenia frustracji? Stworzył odpowiednie Kody Szczęścia, a może był osobą nękaną niepokojem?
Podejście Marca Polo do tematu sprawiło, że jego koledze na dłuższą chwilę odebrało głos.
– Te pytania są zaskakujące! – zareagował wreszcie MacDonald. – Wiem, że jesteś poważnym naukowcem, uczciwym i szanującym naukowe kryteria. Obawiam się jednak, że twoje analizy mogą doprowadzić do niezwykle brzemiennych w skutkach konkluzji! Możesz dojść do wniosku, że Jezus był… oszustem, osobą psychotyczną. Miliony katolików, protestantów i członków niezliczonych religii, które go podziwiają, mogą przeżyć poważny wstrząs.
– Tego nie wolno mi z góry wykluczyć – odparł Marco Polo. – Może jednak moje badania…
– Może co? – niecierpliwie wpadł mu w słowo angielski psychiatra.
– …doprowadzą do konkluzji, że Jezus posiadał jeden z najbardziej zaskakujących umysłów w historii, jeśli w ogóle nie największy. A także że on, najsłynniejsza postać na świecie, jest jednocześnie najmniej poznaną, jeśli chodzi o jej umysł.
– Czy twierdzisz, że różne dziedziny nauki dopuściły się poważnych zaniedbań, nie badając tego tematu?
– Tak. To było dziecinne przeoczenie. Zapewne jeszcze udoskonalę mój tok rozumowania, ale na razie, na podstawie tego, co przestudiowałem do tej pory, wydaje mi się, że Jezus wyprzedzał swoje czasy, że już dwa tysiące lat temu realizował fantastyczne szkolenia kształtujące wolne umysły, twórcze, śmiałe, proaktywne… Klasyczna, racjonalistyczna edukacja znajduje się w epoce kamienia łupanego, kiedy porównamy ją z jego naukami.
– Ale… ale… – przyjaciel Marca Polo do tego stopnia był wstrząśnięty, że nie potrafił właściwie się wyrazić.
Marc MacDonald wiedział, że w Europie, która była sceną niewyobrażalnych okropności, miliony osób nie będą w stanie słuchać o osobowości Jezusa bez natychmiastowego powiązania jej z religią. A religie miały słabą reputację, ponieważ nie powstrzymały – zatrzymajmy się na jednym przykładzie – potworności nazizmu, a niektóre wręcz je wspierały. Miliony wierzących stworzyły w swoich umysłach postać, która niewiele miała wspólnego z historycznym Nauczycielem, zarządzającym własnym i cudzym umysłem, odważnym i przenikliwym trenerem emocji.
Marco Polo był autorem liczącej ponad osiemset stron rozprawy naukowej o procesie kształtowania się osobowości Adolfa Hitlera, stresującej atmosferze w społeczeństwie postwersalskim, podziałach politycznych, kryzysie ekonomicznym, a także o technikach masowego marketingu, które wykorzystywali naziści, żeby zawłaszczyć zbiorową podświadomość Niemców.
– Racjonalistyczna edukacja, która pogardza zarządzaniem emocjami, nie rozwinie wolnych i samodzielnych umysłów – dodał Marco Polo, po czym dorzucił niepokojące pytanie: – Czy nasze uniwersytety kształcą myślicieli, czy zwykłych przetwarzaczy informacji?
Marco Polo był przekonany, że skoro Niemcy, które dały przecież światu Kanta, Hegla i Schopenhauera, i które w swoim czasie szczyciły się najlepszą kartezjańską edukacją, pozwoliły się uwieść psychopacie Hitlerowi – histrionicznemu czy wręcz błazeńskiemu, aroganckiemu i prostackiemu, ale elokwentnemu przywódcy – to żaden inny racjonalistyczny naród, który nie kształci masowo wolnych umysłów, nie mógłby być odporny na uwiedzenie przez podobnych Führerowi psychopatów w zbliżonych warunkach historycznych. Hitler był postacią paradoksalną: wegetarianin, który nie chciał krzywdzić zwierząt, ale poprowadził miliony niewinnych ludzi, w tym dzieci, na śmierć w obozach koncentracyjnych.
Psychiatra z Oksfordu wydawał się wstrząśnięty myślą o tym, że współczesne uniwersytety nie kształcą prawdziwych myślicieli.
– Trudno jednak studiować przeszłość kogoś, kto umarł dwa tysiące lat temu.
– Dlaczego? Przecież prowadzimy badania na temat Sokratesa, który nie napisał ani jednej książki. Studiujemy Platona, Arystotelesa, którzy nie mają szczegółowej biografii. Tymczasem człowiek o imieniu Jezus, o którym napisano co najmniej cztery powszechnie uznane na całym świecie biografie, w ogóle nie był przedmiotem badań. Rzadko kiedy ktoś, czyje życie zostało tak dokładnie opisane, spotkał się z takim zlekceważeniem.
– Jestem w szoku, doktorze Polo! Muszę przeanalizować materiały, które zebrałeś!
– Posłuchaj zatem moich debat.
Zanim się rozłączył, Marc MacDonald sformułował pytanie, które od dawna kołatało mu w głowie:
– Nie rozumiem… Jesteś jednym z najbardziej sceptycznie nastawionych ateistów, jakich znam. Czyżbyś porzucił ateizm?
Marco Polo zrobił krótką przerwę, zanim odpowiedział:
– Jestem człowiekiem, który dopiero podlega procesowi formacji, myślicielem, który przechadza się po teatrze czasu w poszukiwaniu najważniejszego adresu.
– Jakiego adresu?
– Tego najważniejszego adresu, który tkwi wewnątrz mnie! – stwierdził Marco Polo.
Marc MacDonald głęboko odetchnął, po czym stwierdził z pokorą:
– Wirus uprzedzenia krąży w naszym krwiobiegu. Zacznę słuchać twoich debat. – I po kolejnej przerwie zachęcił przyjaciela: – Powodzenia, Marcu. Nawet jeśli świat cię odrzuci, nie przestawaj wierzyć w to, co rodzi się w twoich myślach. Ach, chciałbym mieć twoją odwagę!
Tak zakończyła się ta niezwykła rozmowa. Dziesięć minut później przybyli na miejsce, w którym miała się odbyć debata. Na widowni zgromadziły się setki ludzi o najróżniejszym pochodzeniu etnicznym, pragnące usłyszeć, co miał do powiedzenia nasz psychiatra. Ludzie tłoczyli się na niewielkiej przestrzeni. Sofia zaczęła się martwić.
– Jak pan będzie przemawiał bez mikrofonu, do tego ze spuchniętą twarzą i siniakami? I co gorsza, czy oni zrozumieją?
Marco Polo odparł jej z uśmiechem:
– Człowiek, którym się zajmujemy, przemawiał w tym samym miejscu przed co najmniej dziesięć razy większą publicznością, będąc przy tym zagrożony śmiercią! Dlaczego ja, zwykły naukowiec, nie miałbym się odważyć mówić trochę głośniej? Widmo krytyki napełnia mnie lękiem, ale naprawdę przeraża mnie widmo, że będę ludzką istotą, która nie zostanie usłyszana.
Przemawianie bez mikrofonu pod gołym niebem na tak kontrowersyjny temat było trudnym zadaniem. Tak właśnie wyglądała codzienność doktora Marca Polo: przyjaciele w najbliższym otoczeniu, krytycy dookoła i wrogowie na czatach. Jednak największe ze stojących przed nim wyzwań nie miały charakteru fizycznego, ale intelektualny: rozwikłać intrygujące szyfry socjoemocjonalne najbardziej tajemniczego przemówienia w historii. Były to szyfry, które miały moc wstrząśnięcia milionami umysłów, także takimi, które należały do intelektualistów i duchownych!
Marco Polo w taki sposób zmierzył wzrokiem widownię, jakby jego oczy były soczewkami kamery. Zobaczył Chińczyków, Hindusów, Europejczyków, Afrykanów, Amerykanów, Latynosów, a wszyscy ci ludzie byli spragnieni wiedzy. Po jego lewej stronie siedzieli dyskutanci: doktor Alberto i doktor Thomas. Po jego prawej stronie Sofia i neurolog Michael.
Zaczął mówić na stojąco, krążąc między najbliżej stojącymi osobami. Śledziły go kamery telefonów komórkowych, agencje informacyjne pełniły nieustający dyżur, blogerzy robili notatki. Dla naszego nauczyciela psychiatrii edukowanie nie oznaczało dawania gotowych odpowiedzi, ale wspieranie wątpliwości; kształcenie nie biernych widzów, lecz głównych bohaterów. Sala wykładowa nie mogła być cmentarzem, na którym rządziła cisza: powinna być środowiskiem, gdzie władały niepokój i ciekawość, gdzie każdy miał prawo zadawać pytania.
– Zaczniemy dziś dyskusję o najważniejszym przemówieniu w historii świata. Niektórzy archeologowie twierdzą, że zostało wygłoszone w tym miejscu. Jednak to nie miejsce jest ważne, liczą się twierdzenia, które tu padły. Czy były powierzchowne, czy zaskakująco głębokie? Czy użyte narzędzia były puste, czy też rewelacyjnie odkrywcze?
Marco Polo powiedział też, że nie zamierza korzystać z biografii napisanej przez świętego Łukasza, żeby przeanalizować przesłanie zawarte w Kazaniu na górze, ale z napisanej przez świętego Mateusza, uważał bowiem greckiego lekarza za zbyt szczegółowego i oderwanego od rzeczywistości. Przeprowadzając porównawcze analizy pomiędzy biografiami napisanymi przez Mateusza, Marka i Jana oraz spisaną przez Łukasza, zauważył, że pierwsze trzy były spójne, nienadęte ani nienastawione na wykreowanie społecznego czy też religijnego bohatera. Trzej ewangeliści opisywali skomplikowanego człowieka, umysł, który niczym huragan przechodził nad społeczeństwem i porywał wszystko i wszystkich, łącznie z własnymi uczniami. Jego nieporównywalne z niczym tezy stawiały go w sytuacji ciągłego zagrożenia.
Szybko pojawiło się pierwsze pytanie:
– Dlaczego wybiera pan Kazanie na górze w wersji Mateusza, skoro zawsze cenił pan biografię Jezusa spisaną przez lekarza Łukasza? – spytała Berta, profesor lingwistyki z Polski.
– Relacja Mateusza z tego przemówienia jest dużo bardziej szczegółowa niż Łukasza. Możliwe, że przyczyną takiego stanu rzeczy jest to, iż Mateusz był rzymskim celnikiem. Owszem, uchodził za skorumpowanego, więc można podważać jego wiarygodność, jednak jego relacja zawiera mnóstwo wychwyconych drobnych szczegółów, czego nauczył się w swojej pracy. Sądząc po ich bogactwie, można wysnuć wniosek, że Mateusz spisywał tezy Kazania na górze w tym samym momencie, kiedy Jezus je wygłaszał.
Był to jeden z nielicznych momentów, kiedy nauka twierdziła, że biografie Jezusa, czyli Ewangelie, które zdawały się powstać dziesiątki lat po śmierci Mistrza, częściowo mogły zostać spisane w czasie rzeczywistym przez jego uczniów i dopiero po jakimś czasie uporządkowane oraz włączone w większą całość.
Po tym wyjaśnieniu Marco Polo przeszedł do wyłożenia teorii, która natychmiast wstrząsnęła siedzącymi na widowni lekarzami, psychologami, psychiatrami, socjologami, wychowawcami, studentami i przywódcami wszystkich religii, łącznie z niechrześcijańskimi:
– Najsławniejsze przemówienie w historii tak naprawdę jest skomplikowanym szkoleniem z zarządzania emocjami, a narzędzia służące temu celowi podano we wstępie. Jezus odważnie postawił się w pozycji Mistrza wszystkich mistrzów, jeśli chodzi o emocje. Chciał w jasny sposób wyciągnąć na światło dzienne uniwersalne kody zrównoważonego rozwoju, stabilnego szczęścia i promowania zdrowia emocjonalnego.
Ożywiona Sofia uzupełniła z intelektualną subtelnością wywód Marca Polo:
– Szczęście jest zjawiskiem, którego poszukują wszyscy, od malutkich dzieci po ludzi starszych, od intelektualistów po analfabetów, od bogaczy po biedaków, od celebrytów po ludzi anonimowych, od poetów po powieściopisarzy.
Jednak Marco Polo natychmiast ostrzegł:
– Niestety w dążeniu do szczęścia wszyscy jesteśmy zdradzani przez, mówiąc najogólniej, trudy życia. Jedni przez traumatyczną przeszłość, inni przez pracoholizm, inni jeszcze przez to, że sami są własnymi katami. Jakże często prawdziwe szczęście okazuje się niemożliwe do utrzymania. Widnieje na stronach powieści i słowników, ale nie na stronach ludzkiej osobowości. Czy można je znaleźć na stronicach waszych biografii?
Zaskoczeni ludzie odpowiedzieli pełnym napięcia milczeniem. Wielu z tych, którzy słuchali Marca Polo, cierpiało na depresję, lęki lub wyczerpanie intelektualne.
– Kazanie na górze zawiera Kody Szczęścia i zdrowia emocjonalnego? Jak to? – z niedowierzaniem spytał doktor filozofii z Niemiec, Helmut. – Czyż nie mówi o przyszłym królestwie, które będzie w niebie? Czy przypadkiem nie ulega pan iluzjom, doktorze Polo?
– Poczekaj, przyjacielu. Doktor Polo nie zaczął jeszcze wykładać swojej teorii, a ty już go oceniasz? – powiedział Michael Herman, pohamowując zapędy Helmuta.
Michael był neurologiem, przyjacielem Marca Polo, ale potrafił też nie owijać w bawełnę, czy to kiedy go bronił, czy krytykował. Posiadał niski próg frustracji, więc temperatura jego emocji była zawsze wysoka.
Marco Polo stwierdził z uśmiechem:
– Nie musisz mnie bronić, Michaelu. Wątpliwości to paliwo dla wolnych umysłów. – Następnie przeniósł wzrok na niemieckiego filozofa i oznajmił: – Dziękuję panu za pytanie, muszę jednak wyraźnie zaznaczyć, że nie mam zamiaru rozmawiać o sprawach religijnych, nie jestem bowiem specjalistą w tej dziedzinie. Co do przyszłego królestwa czy duchowości, proszę nie pytać mnie, tylko teologów. Jako naukowiec zamierzam podejść do tematu Jezusa z perspektywy jego człowieczeństwa. Precyzyjność narzędzi użytych w Kazaniu na górze nakazuje mi bez żadnych wątpliwości stwierdzić, że dwa tysiące lat temu pojawił się tutaj człowiek, który stworzył niezwykle odważny projekt nie tylko religijny, ale również psychologiczny. W świecie wielkich napięć i stresu konsekwentnie mówił o kodach ochrony uczuć i o wolnych, pełnych szczęścia emocjach. Czy jego narzędzia są skuteczne, to inna sprawa. O tym właśnie będziemy dyskutować.
– Mówi zatem pan, że Kazanie na górze jest zbiorem tajemniczych kodów, dużo bardziej skomplikowanym niż miliardy chrześcijan wyobrażały to sobie i studiowały przez wszystkie epoki? – spytał doktor Alberto Mullen, jeden z najwybitniejszych intelektualistów z Watykanu, który uważnie słuchał słów Marca Polo.
– Tak właśnie bez cienia wątpliwości twierdzę – odparł Marco Polo. – Na początku kazania Mateusz opowiada, że młodzi ludzie, którzy podążali za Jezusem, z czasem zaczęli być nazywani uczniami, po grecku mathetai. Zwróćcie uwagę na te słowa: „Przystąpili do Niego Jego uczniowie. Wtedy otworzył swoje usta i nauczał ich”[1]. Kazanie na górze było więc wielkim wykładem przed ogromną publicznością. Jezus nie był przywódcą religijnym mówiącym do wiernych, ale nauczycielem szkolącym swoich uczniów.
Następnie dodał, że słowo „szczęśliwy” może być interpretowane na dwa sposoby: ten, któremu sprzyja szczęście, i ten, który je odczuwa. Marco Polo zaznaczył, że będzie korzystał z drugiego znaczenia.
– Dla człowieka, który przemawiał na tej górze, człowiek nie rodził się szczęśliwy, a jedynie szkolił swoje emocje do szczęścia – zaznaczył, po czym kontynuował: – To rewolucyjna myśl. Kasty sławnych i bogatych nie mają wyłączności na szczęście. Jest mnóstwo emocjonalnie nieszczęśliwych bogaczy, wiele głęboko znudzonych sław, intelektualistów z depresją, duchownych pozbawionych radości życia. Rozszyfrowanie niezwykłych Kodów Szczęścia, które Jezus obwieścił w Kazaniu na górze, to kwestia witalizmu, życiowej energii człowieka.
– A jakież to są kody? – ze zmarszczonym czołem dopytywał doktor Helmut, uważnie oczekując na odpowiedź.
Marco Polo w bardzo syntetycznej formie przytoczył kody, o których zamierzał mówić:
– Szczęśliwi ci, którzy pozbyli się swojego ego, ci, którzy mają empatię, ci którzy radzą sobie z niepokojem i lękiem, ci, którzy pragną odmienić społeczeństwo, solidarni, transparentni, spokojni w swoim umyśle i odporni.
Na twarzach zgromadzonych dało się dostrzec fascynację wywołaną tymi słowami.
– Ale czy o tych emocjonalnych narzędziach rzeczywiście jest mowa w Kazaniu na górze? Czytałem ten tekst dziesiątki razy i nigdy nic takiego nie dostrzegłem – skomentował zadziwiony doktor Thomas Hilton, intelektualista z Harvardu.
– Twierdzi pan, że Kazanie na górze jest traktatem o leczeniu ludzkich traum? – wypytywał doktor Alberto, teolog z Watykanu.
– Nie, doktorze Alberto. Proszę nie mylić zapobiegania z leczeniem. To coś, czego religie dopuszczają się bardzo często – stwierdził Marco Polo, po czym dodał: – Tymi, którzy powinni leczyć psychiczne problemy, są psychiatrzy i psychologowie. Kazanie Jezusa to zbiór kodów służących promowaniu zapobiegania problemom emocjonalnym i społecznym.
– Cóż za szokująca konkluzja! To diametralnie zmienia wszystko, co religie twierdziły na ten temat przez tak długie wieki – powiedziała Sofia. – Zapobieganie jest kluczowym czynnikiem służącym temu, by społeczeństwa, uniwersytety i religie były zdrowe. – I po krótkiej chwili zadumy podsumowała: – A w naszych czasach wszystkie one są chore.
– Czy zarządzanie emocjami to to samo, co inteligencja emocjonalna? – spytała Sarah, profesor psychiatrii z Anglii.
Był to nowy termin związany z programem stworzonym przez samego Marca Polo.
– Zarządzanie emocjami jest bardziej dogłębne i łatwiejsze do zastosowania niż inteligencja emocjonalna – wyjaśnił, wiedząc doskonale, że zgromadzone osoby miały wiele wątpliwości co do tego zagadnienia. – Emocja nie może się sama wytworzyć ani sama dojrzeć. Emocje są całkowicie nieświadome, a przez to, że są nieświadome, wprawdzie inspirują, animują i motywują, ale nigdy nie wychodzą ze stanu niemowlęcego.
– O rany, nie nadążam! – zawołała Nádia, studentka psychologii z Holandii.
Wiele osób roześmiało się przyjaźnie z tej szczerej młodzieńczej reakcji.
Rzeczywiście, po wykładzie Marca Polo niemal wszyscy czuli się jeszcze bardziej zagubieni, łącznie z niektórymi obecnymi na sali specjalistami od zdrowia psychicznego. Problem polegał na tym, że nie znali świata emocji, z którymi na co dzień pracowali.
– Emocje, ponieważ są nieświadome, potrzebują myśli, które je skanalizują. Bez udziału procesu myślowego nie można nikogo kochać czy nienawidzić, pragnąć czegoś bądź czuć odrazę, bo nie wytworzyła się świadomość kochanej czy nienawidzonej osoby, pożądanej czy traktowanej z niechęcią rzeczy. Poza tym skoro emocje są nieświadome, do zarządzania sobą w oczywisty sposób potrzebują JA, które reprezentuje krytyczną świadomość i zdolność wyboru – stwierdził Marco Polo, badacz w tej dziedzinie.
Można było wyczuć w tłumie, że nagromadzone chmury wątpliwości powoli zaczynały się rozpraszać.
– A zatem zarządzanie emocjami znajduje się przed inteligencją emocjonalną. W takim razie nawet socjopata posiada inteligencję emocjonalną, nawet jeśli jej nie rozwija, ponieważ jego JA nie zostało wykształcone do zarządzania emocjami i bycia autorem własnej historii – błyskotliwie wysnuł wniosek neurolog Michael.
– Bez zarządzania emocjami nie ma inteligencji emocjonalnej, ponieważ w takim przypadku nie pracujemy nad stratami i frustracjami, nie filtrujemy stresujących bodźców, tylko szerokim nurtem przyjmujemy te wszystkie stresujące impulsy z otoczenia, choć nam się nie należą i nie mają z nami nic wspólnego – dodała przenikliwie Sofia.
Marco Polo wyjaśnił, że inteligencja emocjonalna jest jak góra, natomiast zarządzanie emocjami składa się z narzędzi niezbędnych do rozsadzenia tej góry, wyciągnięcia z niej głazów i wykorzystania ich do zbudowania najrozmaitszych architektonicznych konstrukcji. Wśród narzędzi, które rozwija zarządzanie emocjami, znajdują się: stawanie się własnym liderem, myślenie przed reagowaniem, stawianie się w sytuacji innych, umiejętność znoszenia frustracji, zdolność przestrzegania mentalnej higieny, kontemplowanie piękna, odnajdywanie się w chaosie…
Ożywiony pytaniami publiczności, Marco Polo zakończył:
– Zrozumieliście. Zarządzanie emocjami to praca JA nad tym, by stać się autorem własnej historii. Kto w ogóle, choćby intuicyjnie, nie zarządza własnymi emocjami, w obliczu straty i frustracji będzie jak zagubione we mgle dziecko. A wiele jest dzieci ubranych w garnitury i krawaty, nawet jeśli są naukowcami, przedsiębiorcami czy premierami. Powtarzam: bez zarządzania emocjami inteligencja emocjonalna to utopia.
– Jako psychiatra leczyłam przywódców politycznych, którzy uważali się nie tylko za polityków, ale przede wszystkim za bogów. Byli absolutnie pewni, że nimi są! – zauważyła bystrze Sarah, brytyjska profesor psychiatrii.
Zgromadzone osoby roześmiały się. Zaczynały rozumieć, że Kazanie na górze zawierało w sobie niezwykle złożone nauki.
– A czy narzędzia zaproponowane przez tego konkretnego człowieka, czyli Jezusa, zgadzają się z technikami zarządzania emocjami, o których mówimy? – spytał Robert, profesor socjologii z Kalifornii.
– Być może będziecie zaskoczeni. Pierwsze z narzędzi, o którym nauczał Nauczyciel z Nazaretu, jest naprawdę fenomenalne: „Szczęśliwi ci, którzy pozbawią się swojego ego, bowiem do nich należy królestwo mądrości” – podał swoją interpretację Marco Polo.
Dodał jeszcze, że co prawda niektóre wersje Pisma Świętego podają wersję „Szczęśliwi ubodzy w duchu”[2], zaznaczając przy tym, że według niego Jezus nie dokonywał tu pochwały ubóstwa, materialnej biedy, ale oczyszczenia samego siebie, pozbycia się ego.
– Szkolił swoich uczniów do tego, aby pomniejszali swoje ego, nie zajmowali umysłu przesądami i oczyszczali intelekt z fałszywych przekonań, prawd absolutnych, arogancji i źle pojętej niezależności. Niemożliwe jest wyzwolenie kreatywności bez zastosowania pierwszego z narzędzi do zarządzania emocjami.
– Zaskakujące! Nigdy nie analizowałem pierwszego twierdzenia Kazania na górze pod tym kątem – stwierdził Alberto. – To odkrywcze zrozumieć, że każdy człowiek powinien wyczyścić swoje ego, żeby odnaleźć siebie samego i dojrzeć. Ale jaka szkoła i jakie uniwersytety uczą uczniów pozbywać się samych siebie?
Zainspirowany tymi słowami, Marco Polo dorzucił:
– Żądza zemsty, kryzysy zazdrości, zabójstwa, przemoc wobec kobiet, okrucieństwa w stosunku do dzieci i prześladowania szkolne – to wszystko owoce przerośniętego ego. Ten, kto dyskryminuje, ma chore ego. Kto oczyszcza swoje ego z radykalnych ideologii, ten leczy swoją emocjonalną krótkowzroczność, zauważa, że jesteśmy przede wszystkim ludźmi, a nie białymi, czarnymi, chrześcijanami, muzułmanami czy ateistami. Powinniśmy tworzyć jedno plemię: ludzkie plemię. – Rozejrzał się wokół i spytał: – A wy jesteście krótkowzroczni czy macie bystry wzrok?
Słuchacze zaczynali rozumieć, że Kazanie na górze zawiera szyfry, które stanowią potencjalną rewelację. Ponieważ oficjalnym językiem debaty był angielski, pierwszy z przedstawionych kodów zdołał już wpłynąć na młodzież na całym świecie. Dokładnie 5230 młodych ludzi z Europy i USA, którzy przysłuchiwali się debatom na żywo, a którzy wcześniej prześladowali swoich kolegów w szkole, napisało w mediach społecznościowych, że dostrzegli swoje szaleństwo i zaczęli postępować inaczej. Wcześniej poniżali swoich kolegów, wysyłali dyskryminujące wiadomości, wyśmiewali cudze zachowania i poglądy, łącznie ze strojami uczniów muzułmańskich. Część z nich zebrała się w grupę i stworzyła na YouTubie kanał „Nigdy więcej prześladowań”. Tylko dzięki tym działaniom zdołano zapobiec ponad milionowi aktów prześladowań i uniknięto tysiąca samobójstw. Kody Szczęścia zaczynały przynosić efekty.
Marc, siedemnastolatek z Filadelfii, który należał do jednej z grup głoszących wyższość białej anglosaskiej rasy oraz promujących nienawiść do czarnych i muzułmanów, przyszedł do szkoły ubrany w czarną kurtkę z wypełnionymi kieszeniami. Stanął naprzeciwko swojej klasy i zmierzył ją przenikliwym spojrzeniem. Uczniowie przestraszyli się, myśleli bowiem, że ma przy sobie broń.
Nagle, ku zaskoczeniu wszystkich, Marc pokazał, co ma w kieszeniach: nie były to pistolety, tylko cukierki. Zanim je rozdał, przeprosił publicznie tych, których obraził. Jeden z czarnoskórych kolegów, John, nie kryjąc ogromnego zaskoczenia, spytał:
– Dlaczego nas przepraszasz, Marc?
– Ponieważ pomniejszyłem swoje ego, John. Byłem chory.
I objęli się. Marc ucałował i objął pozostałych czarnych i muzułmańskich kolegów. W tej jednej krótkiej chwili wszyscy stali się członkami jednego ludzkiego plemienia. Był to niezapomniany moment.
Na szczycie góry trwały debaty i wstrząsały umysłami zebranych. W pewnym momencie Hiro, wyjątkowo nieśmiały japoński nastolatek, przemówił po angielsku z bardzo wyraźnym akcentem i jąkając się:
– Nawet nieśmiali ludzie są… mają… przerośnięte ego przez poczucie niższości! Muszę się… go pozbyć.
– Ćwicz swoje JA nie po to, aby się zmniejszyło, ćwicz je po to, by było wolne od ocen społeczeństwa – zachęciła go Sofia.
Ożywiony Hiro podniósł nieco głos i powiedział z pewnością siebie, której dotąd nigdy nie zaznał:
– Będę ćwiczył, proszę pani. Nie chcę dłużej być niewolnikiem tego, co inni o mnie pomyślą lub powiedzą. Zobaczcie! Tym razem się nie jąkałem!
Wiele osób biło mu brawo.
– Ten, kto myśli o samobójstwie, jest przepełniony okrutną samooceną i karaniem siebie samego! – w nagłym przebłysku oświecenia powiedziała Paola, młoda dziewczyna z Włoch, która już dwa razy próbowała się zabić. – Codziennie będę walczyć, żeby pozbyć się tych myśli, które tłamszą mój umysł!
Doktor Thomas, naukowiec z Harvardu, poruszony wystąpieniami Hiro i Paoli, powiedział:
– Szkoły, które nie uczą tego wzoru, często przyczyniają się do ukształtowania wadliwego JA, które się nie oczyszcza i nie chroni, nie potrafi być panem samego siebie i swojej biografii.
– Zgadzam się! – skomentował Alberto. – Bez spuszczenia powietrza z nadętego ego w psychice ludzkiej zagnieżdżają się konflikty. Mój Boże, to ćwiczenie jest przecież fundamentalne, żeby stworzyć zdrowe, twórcze i szczęśliwe umysły! Dlaczego aż do dziś edukacja nie odkryła tego wzoru zarządzania emocjami? Przecież to umysłowa szczepionka!
I rzeczywiście, ten wzór postępowania był szczepionką przeciw problemom emocjonalnym, która nie została odkryta przez dwa tysiące lat.
Marco Polo dodał, że każda z zasad postępowania, które w skrócie wymieniono we wstępie do Kazania na górze, w dalszych częściach kazania została dokładnie omówiona.
Wyjaśnił również, że królestwo ludzi przedsiębiorczych należało nie do czcicieli własnego ego, zakochanych w samych sobie, ale do tych, którzy celowo zubażają swój egoizm, którzy oczyszczają się z fałszywych przekonań i z samolubstwa. Bez tego nadal będą krótkowzroczni, w ich oku zagnieździ się belka, nie dostrzegą świata innych możliwości, nie staną się twórczy i odważni, nigdy nie ruszą z miejsca. Zniszczą swój własny potencjał.
– Dla Mistrza mistrzów ten, kto z samodyscypliną praktykuje pierwszą zasadę, przestanie być nijaką, kruchą, niezauważalną jednostką ludzką i zostanie solą ziemi, zarówno aby zabijać zarazki swej głupoty i swoich niemądrych myśli, jak i po to, żeby nadać życiu prawdziwy smak, oczarować społeczeństwo i wpływać na nie. A wy czy macie ten smak, czy jesteście mdli?
Zgromadzeni zastanawiali się nad słowami Marca Polo. Wielu z nich było pozbawionych smaku, dlatego gdy umrą, nie zostawią żadnej spuścizny społeczeństwu, w tym również w sercu osoby, którą kochali. Nawet intelektualiści żyli niezauważeni, nie inspirowali swoich uczniów i swoich dzieci.
Nieustępliwy badacz dodał jeszcze:
– Uczniowie, którzy będą praktykować tę pierwszą zasadę i codziennie pomniejszać swoje ego, stworzą tyle nowych pomysłów, że staną się światłem świata. Bycie światłem oświetlającym domy, szkoły i firmy, to doprawdy niezwykła moc. Najinteligentniejszy i najszczęśliwszy człowiek w historii chciał, aby jego uczniowie byli pozytywnie ambitni. Dlatego rozkazał im: „Niech świeci wasze światło przed ludźmi![3]”. Nieśmiali rybacy z Galilei zostali rybakami ludzi, przyczyniając się do społecznego dobra, wychodząc naprzeciw ludzkości, zmieniając bieg historii.
– Zaskakujące! – wykrzyknęła Sofia. – Nigdy nie sądziłam, że Jezus wezwał tłumy, które go słuchały, oraz swoich uczniów do tego, aby przestali być konformistami, zaczęli dostrzegać coś więcej niż tylko czubek własnego nosa, własne problemy i porażki. Że wzywał do tego, by ich ambitnym celem było nie nakarmienie własnego ego, ale dążenie do szczęścia i altruizmu, do dawania społeczeństwu najlepszej części samego siebie. Jaki mistrz tak inspiruje swoją widownię, by stała się solą ziemi i światłem świata?
– Czuję się wstrząśnięty – wyznał Alberto. – Jestem jednym z watykańskich pasterzy, czy też, mówiąc świeckim językiem, jednym z watykańskich liderów, ale poczułem głęboki smutek, gdy pomyślałem o setkach milionów młodych ludzi, którzy są pozbawionymi smaku życia konformistami i żyją tylko po to, by przeżyć, bez żadnego celu. Nie walczą o swoje marzenia, nie odnajdują się na nowo, nie walczą o to, by stać się lepszymi pracownikami, naukowcami, intelektualistami, przedsiębiorcami czy politykami.
– Ja też jestem zadziwiony projektem Jezusa. Dwa tysiące lat temu chciał kształcić genialne umysły – stwierdził intelektualista z Harvardu, Thomas. – Samobójstwo jest jedną z dziesięciu najważniejszych przyczyn śmierci w USA. Młodzież i dorośli tracą radość życia, są zarażeni konsumpcjonizmem. Brakuje im woli, poczucia sensu, wyznaczonego kierunku egzystencjalnego, pasji do życia i zaangażowania w sprawy służące dobru ludzkości. Należy pobudzić w nas odpowiednie ambicje.
– Jezus powiedział uczniom, by nie kryli swojego światła pod korcem. Chciał przez to powiedzieć, że człowiek nie może być jedynie maszyną do pracowania, nie może żyć w strachu o przeżycie, ale powinien w jakiś sposób błyszczeć na scenie życia społecznego. JA, które nie nauczy się pozbywać samego siebie, staje się niewolnikiem zabójczych okien umysłu, więźniem własnych traum wciąż odczytującym na nowo zapisy pamięci z chorych plików. Przeniesienie kotwicy pamięci to fundamentalna kwestia dla własnego wyzwolenia. A wy jesteście wolnymi ludźmi czy niewolnikami własnej przeszłości? – dopytywał się Marco Polo, patrząc na słuchających go ludzi i na ekrany telefonów komórkowych, które go filmowały.
Wielu z zaskoczonych ludzi wyznawało szczerze:
– Jestem niewolnikiem swojego pesymizmu. Zawsze myślę, że wydarzy się najgorsze. Wpływam negatywnie na innych – wyznał Jean-Paul, emerytowany ksiądz z Nigerii, który przeżył okropności wojny domowej.
– Moje światło jest skryte pod przesadnym martwieniem się opinią innych ludzi. Nie potrafię być spontaniczna. Sprzedaję swój spokój po zaniżonej cenie – powiedziała Joana, kobieta w średnim wieku pochodząca z Izraela.
Odwaga osób przeżywających duchowe oczyszczenie na tej tajemniczej górze była zaskakująca!
– Mam kryzysy zazdrości. Myślę, że tłumię blask osoby, którą kocham. Często myślę o tym, że moja narzeczona mnie opuści, że patrzy na innych mężczyzn, zdradza mnie – wyznał Bill, młody prawnik z USA.
Jego narzeczona, Elisa, siedziała u jego boku ze łzami w oczach. Bill leczył się u psychiatry i uczęszczał na psychoterapię, ale był opornym pacjentem. Jego JA nie było zdolne do stworzenia mapy własnych mentalnych widm. Dla niego to zawsze narzeczona była problemem. Elisa już dawno powinna go opuścić, ale miała do niego matczyny stosunek i bała się, że nie poradzi sobie bez niej. Ludzie nie uzależniają się tylko od narkotyków, ale również od siebie nawzajem.
Syndrom drapieżnika i ofiary tworzył wyrafinowane więzienia, w których można stać się więźniem drugiego człowieka. Miliony par na całym świecie kłóciły się całe życie, żyły w emocjonalnym piekle, ale nie potrafiły się rozstać. Kiedy przebywali osobno, myśleli jasno, ale gdy byli razem, niszczyli się nawzajem nawet tonem swych głosów. Nienawidzili pokoju, kochali wojnę. I niestety, w samym jej środku umieszczali swoje dzieci, które niczemu nie były winne.
Marco Polo spojrzał głęboko w oczy młodego prawnika i powiedział:
– Przykro mi to mówić, ale tym, kto cię zdradza, jesteś ty sam. Zdradzasz swoje zdrowie emocjonalne, swój sen i swoją inteligencję. Ten, kto cię porzuca, to również ty sam. Porzucasz poczucie własnej wartości i swój spokój. – Po czym, patrząc na smutną twarz Elisy, dodał: – Myślisz, że łatwo znieść prezesa banku, który codziennie ściąga od nas długi?
– Nie – odparł Bill, który pod wpływem tych słów zrozumiał, co tak naprawdę dzień za dniem robił swojej narzeczonej.
– Ale w banku emocjonalnym wiele par bezlitośnie i barbarzyńsko ściąga dzień w dzień od siebie nawzajem rzekome należności. Te długi istnieją tylko w ich głowach. To nie miłość, to mentalne tortury.
Bill tak bardzo był poruszony, że zrobiło mu się słabo. Zresztą nie tylko on, ale miliony osób, które brały udział w debacie on-line, przeżyły wstrząs.
– Co robić? Jakie jest rozwiązanie dla moich szaleństw? – gorączkowo dopytywał się Bill.
– Będę mówił o wielu narzędziach do zarządzania emocjami przy kolejnych omawianych zasadach – odparł Marco Polo – na przykład o Okrągłym Stole JA, technice WKO i higienie mentalnej, ale na razie weź pod uwagę technikę pierwszego kodu: odchudź swoje ego, bowiem problemem nie jest choroba dręcząca chorego, ale sam człowiek chory na tę chorobę.
– Jak to? – spytał zdezorientowany, a zarazem zainteresowany Bill.
– Problemem nie są rozmiary choroby emocjonalnej, ale postawa JA, które chce albo nie chce na nowo przepisać swoją historię. Otyłość emocjonalna jest u ciebie poważna. Twoje ego musi schudnąć. Żeby to się stało, codziennie musisz ćwiczyć redukowanie fałszywych przekonań, kwestionowanie wyznawanych prawd, krytykowanie swoich idei. Czy znasz technikę zarządzania emocjami, którą Mistrz nad mistrzami nazywał „kochaniem bliźniego swego jak siebie samego”?
– Oczywiście!
– Czy jesteś pewien? Ta technika krzyczy mądrością, ale nikt nie słyszy jej głosu.
– Cóż to za krzyk? – wypytywał zaintrygowany Bill.
– Zanim będziesz kogoś kochał, pokochaj życie.
– Pokochać życie? Nie rozumiem… Nigdy o tym nie słyszałem.
– Jeśli nie nauczysz się kochać siebie, nigdy nie nauczysz się kochać innego człowieka w zdrowy sposób – wyjaśniła Sofia.
– Jeśli nie pokochasz siebie, twoja miłość do partnerki będzie chorobliwa, kontrolująca i drapieżna – dodał Marco Polo.
Billa dopadły liczne przemyślenia. Chwilę trwał bez ruchu, a po jego twarzy widać było, jak silne emocje nim miotają, wreszcie podszedł do partnerki, od której do tej pory trzymał się na dystans, i powiedział poruszony:
– Wybacz, Eliso, że byłem chciwym lichwiarzem, drapieżnikiem żerującym na twoich uczuciach. Masz pełne prawo mnie zostawić, ale proszę, daj mi jeszcze jedną szansę. Będę się naprawdę leczył. Jesteś tym najlepszym, co zdarzyło się w moim życiu. – Objęli się, a niektóre ze stojących nieopodal osób uroniły łzę, patrząc na tę scenę.
Marco Polo wiedział, że ten, kto nie nauczy się identyfikować i lokalizować swoich wampirów emocjonalnych, takich jak zazdrość, zawiść, pesymizm, karanie samego siebie, trudności w wybaczaniu innym i sobie, ten będzie przez całe życie wykrwawiał się z ich powodu. A większość ludzkości – miliardy istnień ludzkich – krwawiła w milczeniu w podziemiach swoich umysłów, niszcząc własne poczucie bezpieczeństwa, tłamsząc swoją duszę i niwecząc radość.
[1] Ewangelia wg św. Mateusza 5,1-2. Wszystkie cytaty z Biblii pochodzą z: Biblia Tysiąclecia, Wydawnictwo Pallottinum, 1990.
[2] Ewangelia wg św. Mateusza 5,3. Tu i w innych miejscach w Biblii Tysiąclecia zamiast „szczęśliwi” występuje słowo „błogosławieni”.
[3] Ewangelia wg św. Mateusza 5,16.
Tytuł oryginału:
O Homen maliz Feliz da Historia
Pierwsze wydanie:
Sextante, Rio de Janeiro, 2017
Opracowanie graficzne okładki:
Emotion Media
Redaktor prowadzący:
Grażyna Ordęga
Opracowanie redakcyjne:
Ewa Wiśniewska
Korekta:
Małgorzata Narewska
© 2017 por Augusto Jorge Cury
© for the Polish edition by HarperCollins Polska sp. z o.o. Warszawa, 2018
Wszystkie prawa zastrzeżone, łącznie z prawem reprodukcji części lub całości dzieł w jakiejkolwiek formie.
Wszystkie postacie w tej książce są fikcyjne. Jakiekolwiek podobieństwo do osób rzeczywistych – żywych lub umarłych – jest całkowicie przypadkowe.
HarperCollins jest zastrzeżonym znakiem należącym do HarperCollins Publishers, LLC. Nazwa i znak nie mogą być wykorzystane bez zgody właściciela.
Ilustracja na okładce: 123.rf. Wszystkie prawa zastrzeżone
HarperCollins Polska sp. z o.o.
02-516 Warszawa, ul. Starościńska 1B lokal 24-25
www.harlequin.pl
ISBN: 978-83-276- 3734-5
Konwersja do formatu EPUB: Legimi Sp. z o.o.