Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Po śmierci człowieka, za pomocą retrospekcji, anioł stróż podsumowuje życie każdego bohatera ukazując mu co faktycznie zrobił on ze swoim życiem gdy przebywał na Ziemi.
Mocna książka zwracająca uwage na szereg kłopotów z jakimi ludzie zmagają sie na codzień. Wielu z nich niestety te zmagania przegrywa...
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 52
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
„Nasze Cierpienia”
Minji Kim
Dziękuję za inspirację Aleksandrze Woźniak
Nasze Cierpienie
Wydanie pierwsze, ISBN 978-83-66915-05-3
© Minji Kim i Wydawnictwo Agrafka 2021
REDAKCJA I KOREKTA
Sylwia Lewandowsa
SKŁAD I ŁAMANIE
Studio Grafpa, www.grafpa.pl
OKŁADKA
Krzysztof Fabrowski
DRUK I OPRAWA
Print Group
WYDAWCA
Wydawnictwo Agrafka
ul.Macierzankowa 15, 64-514 Przecław
e-mail: [email protected]
tel: 503-093-660
www.wydawnictwoagrafka.pl
Ta książka powstała dla wszystkich młodych osób.
Po to, aby wiedziały, że nie są w tym same.
Po to, aby wiedziały, że nad każdym i każdą z nas “coś” czuwa.
Po to, aby nie ignorowały znaków i pomocy oferowanej przez innych.
Ta książka powstała również dla osób dorosłych.
Po to, aby uświadomić wam jak poważne są nasze problemy.
Po to, aby błagać was o interwencję i pomoc.
I po to, abyście w końcu coś z tym zrobili.
Ta książka zawiera elementy przemocy, sceny smutne, drastyczne i wstrząsające. Te sceny, dzieją się naprawdę w życiu milionów dzieci i młodzieży każdego dnia.
Nie ignorujmy spraw dlatego, że są niewygodne.
Jeśli samo czytanie o nich jest nieprzyjemne, to wyobraźmy sobie, co czuje dziecko, które przeżywa je każdego dnia.
“Bo swoim aniołom dał rozkaz o tobie, aby cię strzegli na wszystkich twych drogach”
(Stary Testament Księga Psalmów 91,11)
Chciałbyś móc biegać. Często wyglądałeś za okno, patrząc na swoich rówieśników, którzy grali w piłkę, gonili się albo zwyczajnie chodzili po parku. Nie wiedzieli, jakie mieli szczęście. Nie wiedzieli, jak bardzo chciałbyś być nimi chociaż przez jedną godzinę. Potem, gdy zdawałeś sobie sprawę, że twoje nieme marzenia nigdy się nie spełnią, odjeżdżałeś spod okna na swoim wózku inwalidzkim i zaczynałeś płakać. Tak mijało ci dzieciństwo, tęskniąc codziennie za nieosiągalnym. Czułeś dziwny ucisk w piersi przez całe swoje życie. Nie była to żadna przypadłość medyczna, nie było na to żadnej inteligentnej nazwy po łacinie. Chciałeś. Pragnąłeś. I nie mogłeś tego dostać. Tak po prostu.
Nie wychodziłeś na dwór. Nie miałeś przyjaciół, bo przecież kto by chciał przebywać w domu podczas słonecznych, wakacyjnych dni? To oznaczało, że rzadko, bądź prawie nigdy nie spędzałeś czasu z innymi dziećmi. Chciałeś mieć chociaż brata, ale nie było ci to dane, gdyż twoja matka, brzydząc się swoim kalekim synem – uciekła. Zostałeś z tatą. A był to najlepszy tata na świecie. Nigdy się nie gniewał i nie tracił cierpliwości. Nigdy nie zapominał o wizytach u lekarza. Nigdy nie przestawał się do ciebie uśmiechać. Nigdy nie narzekał, kiedy miałeś swoje napady wściekłości i krzyczałeś, że chcesz się zabić. Czasami tylko chował twarz w dłoniach, gdy nikogo nie było w pobliżu. Czasami, ale to tylko czasami – szlochał cicho w rękaw. Ale nigdy przed tobą, Andrzeju. Nigdy przed tobą.
Nie zawsze byłeś niepełnosprawny. Pamiętasz jeszcze, gdy miałeś pięć lat, biegałeś po lesie, a wtedy jeszcze mamusia cię goniła? W wieku sześciu lat pojawiły się pierwsze, niepokojące symptomy. Nagle zaczęły cię mrowić nogi i miałeś trudności z utrzymaniem równowagi. A potem w wieku siedmiu lat zdiagnozowano u ciebie chorobę zaniku mięśni. Powoli traciłeś zdolność poruszania się. W końcu rodzice musieli ci kupić wózek. W wieku dziewięciu lat twoja mama uciekła.
Jako twój anioł stróż, próbowałam łagodzić twój ból, najlepiej jak mogłam. Pomagałam ci zasypiać. Kołysałam cię do snu, bo tylko tam znajdowałeś ukojenie. Zawsze śniło ci się to samo: bieganie po lesie i i mama obok ciebie, wtedy jeszcze ciebie kochająca. Potem budziłeś się i cierpiałeś jeszcze bardziej, gdy orientowałeś się, że wciąż nie czujesz swoich nóg, a matka prawdopodobnie jest na drugim końcu świata z innym, lepszymdzieckiem. Potrafiącym chodzić. Z mijającym czasem zapominałeś, jak to było biegać, więc sny stawały się coraz mniej wyraźne, aż w końcu zupełnie zanikły. Przestało ci się śnić cokolwiek.
Twój tata troszczył się o ciebie. Byłeś dla niego najważniejszą istotą na świecie. Dlatego pewnego dnia przyniósł ci pudełko, w którym była mała kotka. Urocza, puszysta i biała o zielonych ślepiach. Pokochałeś ją od pierwszego wejrzenia. Od tamtego dnia, aż do końca jej życia , spała obok ciebie na łóżku, a podczas dnia kładła się na twoich kolanach i mruczała. Może to dzięki niej, poczułeś, że jeśli stworzenie inne prócz twojego taty cię polubiło to może... Ktoś inny też cię zaakceptuje? W końcu zdecydowałeś się pójść do szkoły.
Na co miałeś nadzieję, Andrzeju? Że ludzie się zbiegną, zafascynują tobą, zechcą zaprzyjaźnić? Zrobili wszystko tylko nie to, czego oczekiwałeś. Oglądali się przez ramię, szeptali gdy myśleli, że nie słyszysz i chichotali, kiedy nie mogłeś wjechać do klasy. Wcześniej nie miałeś aż tylu styczności z rówieśnikami. a zewnątrz wychodziłeś tylko z tatą, a gdy on aranżował spotkania z innymi dziećmi – ty milczałeś. Wstydziłeś się siebie i złościło cię, gdy osoba w twoim wieku podchodziła do ciebie na własnych siłach i się uśmiechała. Złościła cię ta niesprawiedliwość i dlatego pewnego dnia skrzywdziłeś dziewczynkę. Wyciągnęła do ciebie rękę na powitanie, a ty ją odepchnąłeś. Mocno. Ona się wywróciła i skręciła nadgarstek. Od tamtej pory, twój tata nigdy cię z nikim nie spotkał. W te pierwsze dni szkoły miałeś nadzieję, że będzie inaczej. Musiało być... Ale nie było. Ludzie mówili ci „cześć” i uśmiechali się niepewnie, jednak nikt nie chciał się z tobą bliżej zaprzyjaźnić. Po co, skoro byli inni, lepsi koledzy? Ty byłeś zepsuty a nikt nie chce zepsutych rzeczy, jeśli do dyspozycji są te normalne i działające. Zawsze byłeś sam. I tak mijały ci kolejne dni szkoły.
W drugiej połowie semestru, do klasy dołączyła nowa dziewczynka. Dziwna dziewczynka. Miała stare, okropnie brudne i wściekle różowe buty, wytarte spodnie i tanią, jaskrawą koszulkę. Od razu stała się celem. Tobie nikt nie dokuczał, ale jej tak. W końcu ona nie była chora. Można było jej kraść podręczniki, pluć na ławkę i podkładać nogi. Jej można, bo przecież to tylko żarty. Można, bo przecież jest dziwna i to jej wina. Jej i tylko jej wina. Patrzyłeś na to i nie wiedziałeś co zrobić. A raczej nie mogłeś nic zrobić. Byłeś kaleką na wózku, więc jak niby mógłbyś jej pomóc? Niech sama sobie pomoże, skoro jej ciało działa. Tak uspokajałeś swoje sumienie, ale codziennie coś cię gryzło, jak patrzyłeś na jej ciche łzy. Płakała tylko wtedy, kiedy myślała, że nikt nie patrzy. Na co dzień śmiała się, gdy ktoś ją popychał i jak znajdowała swoje zeszyty w koszu na śmieci. Tak sobie radziła, aby się nie złamać. Zupełnie jak twój tata. Może dlatego w końcu coś zrobiłeś, Andrzeju. Bo przypominała ci własnego, skrzywdzonego rodzica, który ukrywa ból pod maską wiecznego uśmiechu?
Gdy w pewne popołudnie, jakiś chłopak podłożył na jej krześle zdechłą osę, którą znalazł na parapecie – podjąłeś decyzję. Podjechałeś z trudem do jej ławki i wyciągnąłeś dłoń. Strasznie się bałeś owadów, ale drżącymi palcami wziąłeś osę za skrzydełka i wyrzuciłeś do kosza. Nie wiedziałeś, że przez cały ten czas dziewczynka stała w drzwiach klasy i się uśmiechała.
Następnego dnia znalazłeś w