Nic więcej - Winiarska Karolina - ebook

Nic więcej ebook

Winiarska Karolina

3,9

Opis

Nowa książka autorki przebojowego debiutu Następnym razem

Co zrobić, gdy miłość pojawia się, choć wcale jej nie chcemy?

Sylwia po studiach przyjeżdża do Rzeszowa – swojego rodzinnego miasta. Ma wszystko, o czym większość z nas marzy: spokojny związek, wymarzoną pracę i szczęśliwy rodzinny dom, do którego zawsze z radością wraca. A jednak wciąż czuje, że czegoś jej brakuje. Wszystko się zmienia, gdy poznaje Igora – mężczyznę po przejściach, który uwielbia życie singla. Niespodziewanie między Sylwą i Igorem pojawia się uczucie. Ta miłość nie miała prawa się zrodzić, bo zamiast uskrzydlać, wszystko komplikuje.

Nic więcej jest historią walki dwojga ludzi z uczuciem, które spada jak grom z jasnego nieba, by zmienić całe życie. Jest to powieść o walce ze sobą, z miłością i ze światem.

Kto wygra w tym starciu i czy miłość na pewno zawsze triumfuje?


Karolina Winiarska napisała historię, która nie tylko rozgrzeje w zimne jesienne wieczory, lecz także sprawi, że nie będziemy potrzebować nic więcej!

 

Książka, która ukoi skołataną duszę. Prawdziwa do bólu, piękna, pełna wzruszeń. Opowieść, która na długo pozostawi ślad w Waszych sercach. Polecam.
Gabriela Gargaś, autorka bestsellerów

 

Pachnąca miętą ciepła opowieść o tym, że miłość zawsze odnajdzie drogę do serca, które na nią czeka. Książka idealna na długie jesienne wieczory pod kocem z kubkiem parującej herbaty w zasięgu dłoni.

Monika Sygo @onalubi

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 304

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (234 oceny)
87
74
48
19
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Monika309

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam
00
Bogda67

Nie oderwiesz się od lektury

Warto przeczytać, aby oberwać się na chwilę od wszystkiego.
00

Popularność




 

 

– Żoną?

Sylwia rozejrzała się po dusznej, ale modnej restauracji. Żarówka nad stolikiem nerwowo migała, przyprawiając ją o lekki ból głowy i irytację jednocześnie. Spojrzała na Łukasza i przygryzła wargę. Teraz powinny jej przejść po plecach dreszcze, a serce mocniej zabić.

Nic z tych rzeczy.

Spojrzała na dwie małe jaskółki wytatuowane na nadgarstku – one miały siebie, a kogo ma ona?

Sięgnęła po czerwone zamszowe pudełko leżące tuż obok talerza z szarlotką. Bita śmietana na wierzchu właśnie zaczynała się topić. Przypominała teraz bardziej marny lodowiec na wiosnę niż wyrafinowany deser podawany w modnej knajpie.

Sylwia ponownie zerknęła na salę. Przy stoliku obok, plecami do niej, siedziała jakaś para w średnim wieku. Byli tak pięknie zatopieni w rozmowie. Sylwia nie słyszała, na jaki temat mówią, ale spodobało jej się, jak mężczyzna gestykulował. Energicznie unosił dłonie, zginał palce i machał nadgarstkiem. Zapragnęła rozmawiać właśnie z nim.

Wróciła wzrokiem do swojego stolika.

Łukasz wydawał się spięty. Mrugał oczami z prędkością światła i to coraz bardziej nerwowo. Sylwii zrobiło się go żal. Pewność siebie zawsze była jego znakiem rozpoznawczym, takim samym jak czarne jak smoła gęste włosy i jeszcze czarniejsze oczy. Teraz nagle jego twarz zdawała się tracić te intensywne kolory.

– Ja wiem…. – zaczął mówić powoli. Gdzieś ulotniła się jego pewność siebie i chłopięca wiara w to, że może wszystko. – Wiem, że różnie między nami bywało. Ale zawsze do siebie wracaliśmy. To znak.

– A małżeństwo nie powinno być oparte na miłości?

I po co zadała to pytanie? Skarciła samą siebie w myślach. Biedny Łukasz zaczął się jąkać. Już sobie wyobraziła, jak następnego dnia będzie wyciskał ciężary na siłowni, by wyrzucić z siebie dzisiejsze napięcie. Jego idealnie wyrzeźbione ciało stanie się jeszcze bardziej boskie po kolejnym treningu.

– No… miłość też jest. Przecież mnie kochasz.

Sylwia wykrzywiła usta w czymś, co miało przypominać uśmiech.

– A ty mnie?

Łukasz napił się wina. Duszkiem opróżnił całą lampkę.

– Przecież wiesz.

– Wiem co?

Patrzyła mu zuchwale w oczy. Wiedziała, że się zgodzi, ale on jeszcze tego nie wiedział. Chociaż przez tę jedną chwilę miała nad nim przewagę. Niech się trochę pomartwi.

– No wiesz… – Zniżył głos i rozejrzał się nerwowo po sali.

Dotknął jej dłoni. Nic nie poczuła. Może jedynie lekkie drapnięcie jego drogiego zegarka – najnowszego prezentu od rodziców, marka podobno droga i znana, co Sylwii w żaden sposób nie zainteresowało. I pewnie nie zwróciłaby uwagi na ten gadżet i teraz, gdyby nie ślad, który pozostawił na jej skórze. Cofnęła dłoń i zacisnęła ją w pięść.

– Sylwia. Długo mnie będziesz trzymać w niepewności?

– Pięć minut to długo?

Uśmiechnęła się. Już wiedział. Poznała to po sposobie, w jaki wypuścił powietrze.

– Cudownie. Będziemy fajnym małżeństwem.

Nagle ogarnął ją smutek. Nie radość i ekscytacja z powodu zaręczyn. Miała wrażenie, że wszystko wokół niej robi się szare. Bordowa tapeta na ścianie obok ich stolika spłowiała, muzyka nabrała lekko irytującego tonu – a w tym wszystkim ona – świeżo zaręczona.

Sylwia spojrzała na Łukasza – a może to ona przesadza? Może oczekuje zbyt wiele, nie doceniając tego, co daje jej los. A może właśnie daje jej dużo? Ma przecież u boku dobrego człowieka. Ma spokój.

Napiła się wody. Jej chłód nieco ją otrzeźwił.

„Fajne małżeństwo” – co to w ogóle oznacza, co Łukasz miał na myśli?

– Tak. To dobra decyzja – powiedziała spokojniej.

Bardzo chciała wierzyć w swoje słowa.

Wstali od stolika. Sylwia zapłaciła rachunek. Do domu jej rodziców wrócili pieszo.

Rzeszowski rynek wypełniał się gwarem młodości. Jeszcze nie tak dawno także ona miała w sobie beztroskę. Przechadzała się między rozłożonymi parasolkami i śmiała w głos, pewna, że życie nigdy nie przestanie jej rozpieszczać.

A teraz trzymała dłoń mężczyzny, z którym miała spędzić resztę życia. Tak wygląda dorosłość – dojrzałe decyzje na całe życie.

– Jesteś szczęśliwy? – zapytała zupełnie spontanicznie, mając nadzieję, że w tej jednej sytuacji Łukasz powie coś więcej niż jakiś utarty frazes.

– Jestem zadowolony, że będziesz moją żoną. Będzie nam dobrze.

Sylwia spojrzała przed siebie.

„Będzie nam dobrze” – postanowiła nie rozmyślać o tym zbyt długo. Co jest złego w pewności i spokoju? Czy to, że Łukasz jest opanowany i powściągliwy, naprawdę stanowi wadę? Małżeństwo z nim było przecież oczywiste. Byli ze sobą pięć lat, przeżyli mnóstwo wzlotów i jeszcze więcej upadków. Wiedziała, że w końcu trzeba będzie podjąć decyzję o kolejnym kroku. Czuła, że właśnie taką, choć może skrycie marzyła o innej.

– Dziś będę spał u rodziców – powiedział pod zieloną furtką domu rodzinnego i pocałował Sylwię w czoło.

– Wyśpij się. To był wieczór pełen emocji.

Miała ochotę się zaśmiać. Na emocje patrzyli zupełnie inaczej. Łukasz mocno ją przytulił. Może dla niego to były właśnie te wielkie emocje?

– Też się cieszę, że się zgodziłaś. Bardzo! – dodał, i przez moment mu wierzyła.

On się cieszy, a ona?

Rozeszli się w ciszy.

Sylwia szła powoli, szukając w torebce kluczy. Znalazła je, gdy zaczynała już tracić cierpliwość. Mając pewność, że Łukasz oddalił się w mroku nocy, usiadła na schodku. Przyjemny majowy wieczór obudził wspomnienia. Wspominała pierwsze chwile z Łukaszem, ich pocałunek i wspólne wakacje. Przecież tak wiele razem przeżyli – chyba nie wolno jej tego zmarnować?

Nagle otoczyła ją cisza. Sylwia zdjęła niewygodne szpilki i położyła je obok bosych stóp. Przyjemny chłód łaskotał ją w skórę. Odwróciła powoli głowę i poprawiła włosy – kiedyś długie niemal do pasa, teraz ledwo dotykały ramion. Zatęskniła i za długimi włosami, i za beztroskim czasem, z którym jej się kojarzyły.

Sukienka w kolorze butelkowej zieleni też nagle zaczęła ją uwierać. Może niewygodny był ten cały wieczór, a nie tylko ubranie?

Siedziała, patrząc w niebo – opuściła wzrok dopiero, gdy usłyszała czyjąś rozmowę po drugiej stronie ulicy. Poznała plecy mężczyzny – te same, na które zwróciła uwagę w restauracji. Wciąż z kimś rozmawiał, a ona siedziała sama. Poczuła zazdrość, że gdzieś obok niej ludzie zatracają się pięknych dyskusjach do rana, przeżywają niezwykłe uczucia, a ona musi się zmuszać do uśmiechu z powodu zaręczyn. To niesprawiedliwe.

Energicznie podniosła się z kamiennego schodka i weszła do domu. Jakby chciała zostawić za sobą ten wieczór i jego pustkę. Dopiero gdy znalazła się w swoim pokoju, otoczona beztroską dzieciństwa, zamknęła oczy i zasnęła.

– Chcesz kawy?

Poranki u rodziców miały tę zaletę, że śniadanie samo się robiło i pojawiało wprost przed Sylwią.

Kiwnęła głową. Tylko ojciec parzył tak idealną kawę – miał nosa do proporcji i wyczucie do odpowiedniej temperatury.

W końcu, po krótkim porannym zamieszaniu, usiedli razem przy stole. Sylwia spojrzała na rodziców. Byli równolatkami, ale to ojciec wciąż miał młodzieńczy błysk w oku i formę dwudziestolatka mimo czterdziestu pięciu lat w dowodzie. Na mamie czas wycisnął głębsze piętno. Jej włosy, choć zawsze farbowane na złoty blond, nagle zaczęły tracić blask, jakby czas i siwe kosmyki się zmówiły i postanowiły zaatakować idealnie ułożoną fryzurę z całą mocą. To było niesprawiedliwe – mężczyzna kwitł, podczas gdy kobieta zdawała się więdnąć.

Aż dziw, że jej rodzice przeżyli ze sobą dwadzieścia pięć lat, dokładnie tyle, ile ma ona.

Nagle telefon ojca zabrzęczał, przerywając swoim dźwiękiem rodzinną sielankę. Mężczyzna szybko go wyłączył. Nie sprawdził, kto dzwonił. Odwrócił wyświetlacz i przysunął bliżej siebie. Znów było cicho. Sylwia uśmiechnęła się ze świadomością, że wspólny posiłek z rodziną wciąż jest dla niego najważniejszy. Marzyła, by kiedyś stworzyć z kimś coś podobnego – harmonijny dom oparty na miłości i zaufaniu.

– Miałem dziś zawieźć dokumenty Igorowi. – Ojciec rozsmarowywał masło na ciepłej grzance. – Ale nie zdążę.

Sylwia właśnie się zastanawiała, jak wypełnić pustkę dnia. Nie miała ochoty na spotkanie z Łukaszem. Musiała znaleźć sobie jakąś dobrą wymówkę.

– Ja mogę pojechać. Nie mam nic do roboty.

Nałożyła sobie na talerz twaróg ze szczypiorkiem i upiła łyk świeżo wyciśniętego soku z pomarańczy. Niewielka kropla kapnęła na śnieżnobiały obrus.

– Dziękuję, kochanie, to bardzo miłe, ale nie musisz. Wiesz, jaki jest Igor. – Mężczyzna puścił córce oko.

Sylwia chrząknęła.

Nie do końca wiedziała… Znała Igora, wspólnika ojca, jedynie z opowieści. Słyszała, że poznali się na studiach – byli na jednym roku – ale dopiero kilka lat temu zaczęli robić razem interesy. Pisali projekty. Igor wnosił we współpracę znajomość świata akademickiego, a ojciec – techniki i prawa.

Sylwia nigdy nie poznała Igora. Studia w Krakowie na kilka lat odciągnęły ją od spraw rodzinnych. Teraz, kiedy wróciła do Rzeszowa, w końcu mogła zwolnić tempo i nacieszyć się bliskimi.

– Nie ma problemu, tato. Będę zawoziła papiery na uczelnię, to mogę podjechać i do owianego złą sławą Igora. Niedługo mam rozmowę z dziekanem. Muszę jeszcze dowieźć zaświadczenie ze stażu w Krakowie.

Mama zachichotała. Złota bransoletka od ojca na prawej ręce wesoło zabrzęczała, jakby chciała zawtórować właścicielce.

– Igor bywa jedynie gruboskórny. Taki charakter, ale ja go zawsze lubiłam. Miał w sobie jakąś wrażliwość, inną od wszystkich.

– Dokumenty są na szafce w przedpokoju. – Ojciec posłał Sylwii wdzięczne spojrzenie. – I trzymam kciuki za pracę.

– Dzięki – odpowiedziała spokojnie i napiła się kawy.

– A co u Łukasza? – Mama jak zwykle była czujna.

Nigdy nie była wylewna, ale miała dar dostrzegania najgłębiej skrywanych rzeczy. Sylwia uniosła lewą brew i zacisnęła usta. Wstała, trzymając w dłoniach filiżankę z kawą. Nawet się nie zorientowała, że ściska ją tak mocno, że palce zaczęły jej drętwieć.

– Zaręczyliśmy się – powiedziała między jednym łykiem kawy a drugim.

Spokojnie i bez emocji. Może powinna chociaż udawać? Odstawiła filiżankę na stół i zapięła ostatni guzik niebieskiej koszuli.

– Jak to? – Ojciec odłożył na talerz grzanki, a mama widelec.

Oboje spojrzeli na nią z wyczekiwaniem.

Sylwia wiedziała, że oni wiedzą. Zrobiło jej się smutno. Zrobiła krok w bok. Jakby chciała uciec od całej tej sytuacji. Niestety nie mogła. Wciągnęła powietrze do płuc i czekała na dalsze pytania.

– A pierścionek?

– Jest w moim pokoju na biurku, jeśli chcecie zobaczyć. Ładny. Naprawdę ładny. Łukasz musiał się starać przy wyborze. A może ktoś mu doradził? – Zamyśliła się i włożyła talerze do zlewu.

Wyszła z kuchni z poczuciem, że zawodzi nie tylko siebie, ale i rodziców. Nie spojrzała nawet w lustro, nie sprawdziła, czy dobrze wygląda w nowej sukience i czy nie rozmazał jej się tusz.

Chwyciła dokumenty i wyszła z domu.

– Nie lubię tej restauracji. Mają tu okropne desery. I te straszne tapety na ścianach! Co to za kolor, jakaś zgniła czerwień! Kolory z horroru! – Igor wyrzucił niedopałek i spojrzał błagalnie na przyjaciółkę.

Stali na rzeszowskim rynku w poniedziałkowy wieczór i choć powinno być pusto, tłumy młodych ludzi wciąż szturmowały pobliskie lokale. Igor się wahał.

– Chodź. Nie będzie źle. Jest wieczór. Nigdzie indziej nie znajdziemy miejsca. – Kobieta wzięła go za rękę i pociągnęła po kamiennych schodkach w dół.

W lokalu niemal natychmiast uderzył go gwar – miało być kameralnie, tymczasem miejsce przypominało przechowalnię sardynek albo przynajmniej dworzec centralny. Ludzie byli wszędzie – ściśnięci, stłoczeni, zakonserwowani. Igor poczuł duszności. A może to wiek daje mu się we znaki? Może jest już za stary na takie wypady?

– Tam w rogu jest stolik. – Teresa znowu pociągnęła go za rękaw.

Poczuł irytację. Nie chciał siedzieć pomiędzy grupą facetów w garniturach a młodymi kobietami z szaleństwem w oczach.

– Ten – powiedział stanowczo i wskazał miejsce przy samym wyjściu.

– Ale tu jest zbyt duży gwar. Zbyt wiele się dzieje. – W jej głosie zabrzmiał wyrzut.

Igor wiedział dlaczego. Nie chodziło o stolik.

– Gwar jest w całym lokalu. Nie uciekniemy od niego. Tu mamy blisko drzwi. Będzie można szybko uciec… w razie czego.

Musiał. Musiał wybrać inny stolik niż ona. I nie miała z tym nic wspólnego ta zjawiskowa dziewczyna, która siedziała obok.

Mimo półmroku Igor nie mógł oderwać od niej wzroku – biła od niej jasność, wyróżniała się w tłumie tych szarych ludzi niczym bogini królująca nad zwykłymi śmiertelnikami. Chciał na nią patrzeć – na jej młodość, piękno i klasę. Zachwyciły go nawet złote guziki tuż przy szyi. Zapatrzył się na kark nieznajomej – tak po męsku, zwyczajnie patrzył na skrawek jej alabastrowych ramion otoczony ciemnozielonym materiałem. Już dawno nie zachwyciła go tak żadna kobieta – niezwykłe uczucie.

– W porządku. Ale muszę usiąść z tej strony. Wiesz, że nie lubię przeciągów. – Teresa niemal natychmiast zajęła krzesło.

Igor zacisnął pięści i usiadł plecami do Zjawiska. Wiedział, że to nie będzie udany wieczór.

– Chciałabym, żebyś wiedział…

Napił się wody, którą ulizany kelner właśnie przed nim postawił. Przez myśl przeszła mu smutna refleksja, że młodość nie zawsze jest atrakcyjna. A może to pokolenie dzisiejszych dwudziestolatków po prostu zniewieściało?

– Teresa. Wiesz, że cię lubię. – Musiał być stanowczy.

Tego jednego był pewny. I tak dał jej już zbyt wiele nadziei. Kobieta uniosła dłoń, by go uciszyć.

– Daj mi dokończyć, Igor.

Przytaknął.

– Wiem, że świat, w którym żyjesz, jest dla ciebie ważny. Wiem, że nie ma w nim miejsca dla kobiety, ale chcę, żebyś wiedział, że dla mnie to, co się zaczęło między nami, było prawdziwe. I jeśli kiedykolwiek zmienisz zdanie…

Nie wytrzymał. Znowu był na siebie zły. Znowu uwierzył, że uda się nawiązać znajomość bez ranienia się na końcu. Najpierw poprawił łyżeczkę, potem wygładził obrus.

– Nie, Tereso. Nie, poczekaj. Mówiłem ci, że nie nadaję się do życia w związku. Już nie. Nie powinienem był. Mam prawie pięćdziesiąt lat, ja już naprawdę się nie zmienię. Nigdy nie będę z tobą. Oczywiście jesteś niezwykłą kobietą: elegancką i mądrą. Podoba mi się twoja stanowczość i zdecydowanie, ale nie umiem być z kimś. To nie dla mnie.

Widział, jak kobieta zaciska powieki. Znał ten wyraz twarzy – rozczarowanie mieszało się z bólem, wyrzut ze złamanym sercem, duma z pragnieniem.

Koniec. Już nigdy nie dopuści do takiej sytuacji.

Zmienił temat. Może nieco zbyt brutalnie, ale nie widział innego wyjścia. Czuł jej ból i zmieszanie. Zaczął opowiadać o podróżach. Uwielbiał zwiedzać świat. Mówił o Ameryce Północnej i Alasce – im chłodniejszy temat, tym czuł się lepiej. A im większy dystans pojawiał się między nim a Teresą, tym bardziej się rozluźniał.

W końcu mógł zaliczyć wieczór do całkiem udanych. Iskry rozczarowania starał się nie widzieć, nuty wyrzutu w głosie Teresy – nie słyszeć. Może nie było miło, ale poprawnie.

Owszem, nie lubił takich sytuacji, ale nie wiedział, co innego mógłby zrobić. Przecież nie zmusi się, by z kimś być. Nie potrafił i nie chciał. Nie mógł na siłę pokochać i zachwycić się drugą osobą. Zresztą już nawet zapomniał, jak to jest tracić oddech na czyjś widok. A może już nie jest do tego zdolny?

Wrócił do domu rozbity. Nalał sobie do kryształowej szklanki odrobinę whisky i usiadł w fotelu. W tle leciała muzyka. Nawet nie zwrócił uwagi jaka. Trzymał chłodną szklankę przy ustach i myślał.

Siedział naprzeciwko okna. Jasny blask księżyca oświetlał salon. Rozejrzał się. Po raz pierwszy od dawna poczuł pustkę. Była noc, był sam i było mu źle.

Nie chodziło o to, że brakowało mu Teresy. Spotkali się raptem kilka razy, z czego tylko ostatnie spotkanie skończyło się w łóżku. Seks nie był zły, ale zbyt mechaniczny. Może w tym wieku to już normalne? Przecież wszystkie porywy serca miał już dawno za sobą. To nie był czas na magiczne uniesienia i tantryczne doznania.

Poczuł smutek, bo jasnobeżowe ściany jego mieszkania wypełniała zimna cisza. Przeszedł go dreszcz samotności, niezbyt przyjemny.

Nalał sobie kolejny kieliszek. Na moment zrobiło mu się cieplej, może też lepiej. Oparł głowę o chropowaty zagłówek fotela i zamknął oczy, wsłuchując się w szum własnych myśli.

Sylwia spojrzała na adres wysłany przez ojca. Sprawdziła numer bloku. Cztery. Zgadza się. Myślała, że będzie dłużej kluczyć, jednak trafiła bez problemu. Prosto do celu.

Poczuła się nieswojo. Stare, niskie bloki były otoczone przez wysokie drzewa. Miała wrażenie, że szumią złowrogo. Jakby świat przed czymś ją ostrzegał. Poczuła niepokój.

Zrobiła krok naprzód i weszła do ciemnej klatki. Zapach starego drewna wymieszał się z duszącą wonią naftaliny. Spojrzała na spis mieszkańców. Igor Tasin. Trzecie piętro. Weszła. Nim zapukała do drzwi, musiała uspokoić oddech. Serce biło jej nieco za szybko, choć sama nie wiedziała, z jakiego powodu.

Cisza.

Zapukała raz jeszcze. Mocniej. Wygładziła czerwoną sukienkę. Jej intensywny kolor na moment dodał jej otuchy. Po chwili poprawiła jeszcze pasek. Czekała.

Odwróciła głowę i spojrzała na schody. Ścisnęła mocniej plik dokumentów od ojca.

Już miała wrócić, zejść na dół, gdy coś zatrzeszczało.

– Tak, tak. Darek dzwonił. Uprzedził mnie, że jego córka podrzuci papiery. – Mężczyzna otworzył szerzej i zrobił zapraszający gest dłonią. – Goliłem się. Nie słyszałem, jak dzwoniłaś.

– Pukałam.

– Pukałaś?

Sylwia weszła do środka i poczuła, że cała się spina. Nie wiedzieć czemu, Igor ją rozczarował. Myślała, że przyjmie ją sędziwy pan z brodą i w okularach, może nawet nieco zgarbiony, tymczasem stał przed nią wysoki, lekko szpakowaty mężczyzna z młodym ciałem. Jakby różnica lat między nimi nie istniała.

– Nie przedstawiłem się. Igor.

Sylwia zapatrzyła się na jego długie palce. Ocknęła się dopiero po chwili i przedstawiła. Przeszedł ją dreszcz tak silny, że poczuła, że cała się rumieni.

– Wejdź, proszę. Darek uprzedził, że przyjdziesz – powtórzył.

Weszła do kuchni. Usiadła przy niewielkim stoliku pod oknem. Na oknie miał zioła w doniczkach. Rozpoznała miętę i bazylię. Reszta była jej obca.

– Może herbaty? Czy kawy? Możesz pić kawę? Jesteś pełnoletnia?

Uśmiechnęła się. Właśnie oblewał ją kolejny palący rumieniec.

– Herbaty.

Teraz on się zmieszał.

– Nie mam za dużego wyboru.

Otworzył szafkę. Sylwia spojrzała na jego plecy. Błękitna koszula w jasną kratę delikatnie opinała barki. Poznała te barki i te plecy. Widziała je poprzedniego wieczoru. Zrobiło jej się gorąco. Parzyły ją własna skóra i myśli.

– Mam miętę. – Igor z udawanym rozbawieniem pokazał pudełko.

– Uwielbiam miętę.

Czy tylko jej się wydawało, czy sytuacja była napięta? Jakby ktoś rzucał w jej stronę rozgrzane iskry. Rozejrzała się dyskretnie po kuchni. Wszystko było tu sterylne, czyste – utrzymane w modnym, rustykalnym stylu.

Nagle wyobraziła sobie, że gotuje w tej kuchni obiad – dla siebie i dla niego. Dziwne uczucie – nieznane i znajome jednocześnie. Wizja jednak była tak realna i wyraźna, że przez moment Sylwia siedziała bez ruchu, niemal czując zapach zupy.

– Darek nigdy się nie chwalił, że ma taką córkę. – Usiadł naprzeciwko niej i postawił filiżankę z parującą herbatą.

– Taką?

Zaśmiał się.

– Gdy o tobie wspominał, miałem wrażenie, że jesteś małą dziewczynką. Góra pięć lat.

– Dla niego zawsze będę małą dziewczynką.

– No tak! Ojcowie! – Przewrócił oczami.

Na jego czole pojawiała się zabawna zmarszczka. Sylwia uznała to za urocze.

– Masz dzieci?

Dlaczego o to zapytała? Zmieszała się tak bardzo, że nie wiedziała, gdzie podziać wzrok i co zrobić z rękami. Głupie pytanie i głupia ona.

– Mam syna. Ale to trudna relacja. Zdecydowanie to nie jest rozmowa na teraz.

Dostrzegła grymas bólu na jego twarzy – a może żalu? Skroń zaczęła mu szybko pulsować, a powieki delikatnie opadły. Cisza uniosła się nad ich głowami.

– Dobra. Przejrzę papiery i zaraz je oddam. Na pewno musisz wracać do swoich spraw. Wyglądasz na niezwykle zabieganą młodą kobietę. Masz świat u stóp, Sylwio.

Skinęła głową.

– I dziękuję, że chciało ci się z tym do mnie przyjechać – dodał, jakby zmieszany.

– Miałam po drodze.

Patrzyła, jak wertował kolejne strony. Ze skupieniem analizował tekst. Jego skroń pulsowała, a ramiona napinały się rytmicznie. Zafascynował ją, choć jeszcze nie umiała powiedzieć, czym konkretnie. Może był to sposób, w jaki trzymał długopis, a może to, jak mrużył oczy, gdy o czymś myślał.

Musiała odwrócić wzrok. Bała się, że Igorowi uda się coś wyczytać z jej twarzy – miał w sobie jakąś niezwykłą przenikliwość i to chyba ona sprawiała, że tak się peszyła.

Upiła łyk herbaty. Była gorąca, ale idealna w smaku. Przymknęła oczy. Miała dziwne wrażenie, że zna to miejsce. Jakby kiedyś już tu była, a może będzie?

Po krótkiej chwili Igor podsunął w jej stronę dokumenty.

– Darek jak zwykle spisał się na medal. Dopiął wszystko na ostatni guzik.

Skinęła głową. Patrzyła, jak mężczyzna chowa pozostałe papiery. Odsunął szufladę i poukładał teczki. Były ułożone kolorami?

– Tak. Ojciec jest perfekcjonistą – powiedziała i rozejrzała się dokładniej.

Szklanki ułożone od największej do mniejszej. Przyprawy w idealnym rządku. Wstrzymała oddech.

– A ty? – zapytał nagle Igor.

Spojrzał na nią uważnie. Co takiego miał w oczach, że zatapiała się w jego spojrzeniu? Czuła, że brakuje jej tchu. W jego pytaniu było coś zmysłowego, a jednocześnie pełnego ciekawości.

– Tej cechy po nim nie odziedziczyłam. Jestem chyba zbyt impulsywna i chaotyczna.

– Ciekawe… – powiedział, zniżając głos.

Sylwia poczuła, że przechodzi ją dreszcz. Nagle zrobiło się duszno. Zabrakło jej powietrza. Odruchowo dotknęła dłonią szyi, a potem guzików bluzki. Wzrok mężczyzny natychmiast powędrował w stronę jej dekoltu. W tej jednej sekundzie oboje zamarli – ona wiedziała, na co on patrzył, on wiedział, że ona wie. A jednak żadne z nich się nie poruszyło.

– Wyglądasz na niezwykle spokojną osobę – powiedział w końcu, jakby obudził się z letargu.

Miała wrażenie, jakby był w dalekiej podróży, a teraz czuł się zaskoczony, że musi wrócić.

– Cóż. Pozory mylą.

– Czyli jednak cicha woda… Coraz ciekawsza…

W rogu kuchni stała walizka. Sylwia mimowolnie na nią spojrzała. Może chciała uciec spojrzeniem od jego oczu, może bała się, że w nich utonie? A może zwyczajnie zaczął ją ciekawić.

– Wyjazd?

– Wyjazd, ale krótki. Wykłady. Praca.

Skinęła głową. Tłumaczył się, a nie musiał. A może musiał?

– Paryż, ale tylko dwa dni.

– Uwielbiam Paryż – powiedziała, a w jej oczach rozbłysły iskry.

– Tak… Miasto miłości… To nawet pasuje.

Zrobiło jej się gorąco.

Napiła się herbaty. Musiała czymś zająć ręce.

– Chyba będę się zbierać. – Przesunęła filiżankę na środek stołu, gorąca herbata wciąż parowała. Nie zdążyła wystygnąć. – Dziękuję za miętę. Ale pamiętaj: torebki są szkodliwe. Lepiej pić sypaną. – Mrugnęła do niego.

Kolejny odruch zupełnie od niej niezależny. Swoboda przeplatała się z napięciem.

Igor podniósł się z krzesła.

– Następnym razem będzie sypana. Obiecuję.

I znowu straciła pewność siebie. Kolejny rumieniec i dziwne bicie serca.

– Dziękuję.

Podał jej dłoń i pocałował w policzek – miękko i delikatnie, czule.

Przez moment stali w milczeniu. Ciemny przedpokój zaczął się kurczyć. Jej świat zmniejszył się do rozmiarów tego mieszkania.

Odwróciła głowę i wyszła. Schodziła po schodach, zastanawiając się, czy uda jej się opanować bicie serca i drżenie całego ciała. Cała się trzęsła.

Dopiero w samochodzie udało jej się wyrównać oddech. Oparła głowę o kierownicę i przez chwilę siedziała bez ruchu. Po chwili ruszyła i choć skręciła w złą stronę i wjechała pod prąd, nie przejmowała się. Nagle nic nie miało znaczenia – jedyne, co się liczyło, to tamto krótkie spotkanie. Nic więcej – tylko i aż tyle.

Następnego dnia Igor miał zaplanowany wykład w Paryżu. Od czasu do czasu różne europejskie uczelnie zapraszały go, by opowiedział o socjologicznych przemianach wśród europejskiej młodzieży. Socjologia była jego pasją – dawała mu odpowiedź na wiele pytań, wystarczyło odnaleźć problem, przeprowadzić badania i analiza gotowa. Świat stawał się przewidywalny i prosty – wszystko miało swoje wyjaśnienie. Czego mógł chcieć więcej?

Usiadł wieczorem przy biurku i zaczął wertować notatki. Nie mógł się na niczym skupić. Czyżby to po wizycie Sylwii? Jego myśli wciąż krążyły wokół porannego spotkania z córką kolegi.

Co miała w sobie ta zjawiskowa dziewczyna, że nie mógł przestać o niej myśleć? Może to te jej oczy, pełne tajemnicy i blasku? A może uśmiech, dziewczęcy i delikatny zarazem?

Był zły sam na siebie. I choć nie chciał, ilekroć patrzył na wykresy i tabelki, od razu przypominało mu się głębokie spojrzenie dziewczyny. Było w nim wszystko – młodość, zuchwałość i kruchość. Ale była też tajemnica, którą zapragnął poznać.

Odszedł od biurka i nalał sobie wina. Bordowy aromat przyjemnie podrażnił mu zmysły. Oparł się o stół, przy którym rano siedział z Sylwią, i przymknął oczy. W powietrzu wciąż unosił się słodki zapach jej perfum – a może to on już tracił zmysły?

Z prawdziwą przyjemnością przywitał noc i z ulgą obudził się rano.

Był nowy dzień. Dziewczyna z pewnością odejdzie w zapomnienie. On wyląduje w Paryżu, da jeden wykład i zapomni o niej na nudnym bankiecie. Potem wróci do swojego poukładanego świata i będzie żył tak jak przedtem.

W to wierzył, gdy otwierał oczy, i porzucił tę wiarę, gdy przy porannej kawie zastanawiał się, jaką wypiłaby ona – czarną czy z mlekiem?

W drodze taksówką na lotnisko cały czas się rozglądał.

– Kogoś pan wypatruje? – zapytał miło kierowca.

Jego palce wystukiwały rytmicznie takty kolejnych piosenek ABBY.

– Nie. Skąd. Dlaczego? Zwyczajnie patrzę. To przecież nic złego.

Kierowca uśmiechnął się pod ciemnym wąsem, a Igor poczuł złość. Był rozkojarzony jak jeszcze nigdy wcześniej. Ten stan zaczął go irytować. Nie chciał tego i nie potrzebował.

Nagle zadzwonił telefon. Spojrzał na ekran. Dawny znajomy – Tadzik. Mieli się spotkać w zeszłym tygodniu, ale coś mu wypadło. Odpisał, że właśnie leci do Paryża i da znać, jak wróci.

Igor schował telefon do torby i znowu zapatrzył się w przestrzeń za oknem. Nie wiedział, kiedy dotarł do celu. Zupełnie tego nie dostrzegł.

– Jesteśmy na miejscu. Miłego lotu.

Podziękował taksówkarzowi i chwycił niewielką torbę. Udawał, że się nie rozgląda.

Stanął w kolejce do odprawy. Nagle zamarł. Obok niego przeszła dziewczyna. Był pewny, że to Sylwia. Postawił torbę i zrobił kilka kroków w bok. Chciał zobaczyć, dokąd ona pójdzie. Może powinien ją zawołać? Przywitać się? Nie mówiła, że wybiera się w podróż. Może będą lecieć tym samym samolotem?

Kobieta odwróciła głowę. Nie była nawet w połowie tak piękna jak córka Darka. Zaklął pod nosem. Jego własna rzeczywistość, jego świat, w którym był tak szczęśliwy, nagle zaczęły go uwierać, denerwowała go ich chropowatość i surowość. Zapragnął całym sobą poczuć miękkość dotyku Sylwii, pragnął upoić się zapachem jej włosów i zatopić w dziewczęcym głosie. Tymczasem ona wciąż była jedynie w jego głowie.

Tego popołudnia Igor pierwszy raz w życiu stanął przed studentami nieprzygotowany. Ogromna aula niosła echo jego niepewności. W głowie miał pustkę. Spojrzał na rzędy przed sobą. Ogarnęła go niemal fizyczna rozpacz. Pragnął być zupełnie w innym miejscu, z zupełnie inną osobą. Tę godzinę z setką studentów oddałby bez wahania za minutę z Sylwią. Szaleństwo w czystej postaci.

Tymczasem był tutaj, w Paryżu, daleko od niej, i nie mógł sobie wyobrazić gorszej sytuacji. Nie było gorszej sytuacji. Nie było Sylwii.

***

– Igor. – Podeszła do niego Emmanuelle, przyjaciółka z dawnych lat.

Od razu uderzył go intensywny zapach jej perfum; słodka wanilia dotąd tak przyjemna, teraz zaczęła go dusić.

Ucałowała go w policzki, gwałtownie i intensywnie, z typową dla niej żywiołowością.

– Zapraszam do mnie na kawę – powiedziała swoim władczym tonem.

Kiedyś go uwielbiał, teraz nieco go drażnił.

Igor był jednak zbyt rozkojarzony, by odmówić. Poszedł.

Po chwili siedział już w eleganckim gabinecie doktor Raie.

– Opowiadaj. – Kobieta usiadła obok niego na kanapie, zdejmując swoim zwyczajem szpilki i podwijając pod siebie nogi.

Jej ołówkowa spódnica odsłoniła kawałek uda.

Igor lubił seks. Lubił seks z Emmanuelle i niejednokrotnie ulegał jej francuskim wdziękom, teraz jednak nie była w stanie na niego zadziałać. Nie rozpaliła żadnego jego zmysłu – jej rozchylone wargi i przymrużone oczy nie wywarły na nim wrażenia.

– Mów. – Szturchnęła go w bok zawadiacko. – Widzę, że nie jesteś sobą. Chodzi o Jakuba?

Pokręcił głową.

– To o co?

Antyczny zegar w rogu gabinetu wybił południe. Ciężkie wskazówki poruszyły się mozolnie.

– Jaka ona jest?

– Skąd wiesz, że jest jakaś ona?

– Bo jesteś tu już od dobrych kilku minut, a jeszcze nie zacząłeś układać rzeczy na moim biurku. Nie przeszkadza ci chaos. Zawsze segregowałeś mi dokumenty: chronologicznie, numerycznie, kolorystycznie.

Igor jakby się przebudził. Rzeczywiście. Emmanuelle miała rację – nic nie dostrzegał.

– Jaka ona jest? – powtórzyła z nerwowym uśmiechem.

Zaczęła przeczesywać dłonią włosy. Znała go, wiedziała, że można mieć jego ciało, ale nie serce.

– Sam nie wiem. Nic nie rozumiem – powiedział szczerze.

Uśmiechnęła się i oparła głowę o jego ramię. Nie był to kokieteryjny gest, raczej przyjazny, wypełniony smutkiem i troską, bo Igor właśnie wkroczył w świat niespełnionych miłości.

– Miłość to trudny temat. Ma wiele płaszczyzn, wiele wyzwań.

– Wiesz, jakie mam serce. To nie miłość. Ja nie potrafię kochać. To coś między fascynacją a … – Zawahał się.

Jego analityczny umysł nie potrafił włożyć w żadne ramy tego, co czuł.

– Myślisz o niej cały czas? Przed zaśnięciem widzisz jej oczy i marzysz o jej dotyku?

Na parapecie za oknem usiadły gołębie. Przez moment patrzyły na ruchliwą ulicę, po czym odleciały.

– To nie miłość. Bądź racjonalna, Emmanuelle. Wszystko da się wyjaśnić.

– Wyjaśnij więc. Słucham.

Zamyślił się. Siedzieli przez chwilę w milczeniu.

– To ciekawość. Ciekawość świata i ludzi. To potrzeba poznania, zebrania informacji. Nagle ktoś jawi ci się jak nieznana planeta, a wiesz, że ja nie lubię nie wiedzieć. Chcę to wyjaśnić, zrozumieć, poznać.

– Doświadczyć…?

Skąd wiedziała?

Igor nieco odsunął głowę i przyjrzał się przyjaciółce. Czerwień jej ust była niezwykła. Sylwia miała delikatniejsze usta i gdy się uśmiechała, nad lewym kącikiem pojawiał jej się dołeczek.

– Czasami wam zazdroszczę. Lepiej rozumiecie świat. Uwielbiam emocje, uwielbiam kobiety i uwielbiam poznawać siebie, ale to co ja wypracowuję przez lata, wam przychodzi bez wysiłku. To takie nie fair.

Zaśmiała się.

– Masz obsesję na punkcie rozumienia, a są na tym świecie sytuacje, których nie da się pojąć rozumem.

– I kto to mówi? – Zaśmiał się szczerze.

– Doktor nauk społecznych, która na co dzień rozbiera ludzkie zachowania na czynniki pierwsze. Dlatego wiem, co mówię. I wiesz, że mam rację.

Wiedział.

PODOBNYCH WZRUSZEŃ DOSTARCZY CI POPRZEDNIA POWIEŚĆ KAROLINY WINIARSKIEJ

Pod włoskim słońcem, między Olgą a Michałem zrodziło się uczucie. Po powrocie do Polski ich kontakt się urywa. Jednak żadne z nich nie wymazało tego drugiego z pamięci. Kilka lat później, jako dorośli ludzie, próbują zbudować nowe związki, chcąc zapomnieć o przeszłości i nie wracać do tego, co ich łączyło. Mimo to wciąż o sobie myślą i tęsknią.

Czy Olga i Michał odważą się pójść za głosem serca?

I czy pierwsza miłość może przetrwać próbę czasu?

Następnym razem to historia o sile pierwszej miłości, która nigdy nie daje o sobie zapomnieć.

SZUKAJ W KSIĘGARNIACH!

 

 

Wydawnictwo Szósty Zmysł

Grupa Wydawnicza Papierowy Księżyc

skr. poczt. 220, 76-215 Słupsk 12

tel. 59 727-34-20, fax. 59 727-34-21

e-mail: [email protected]

www.szostyzmysl.com.pl