Nie do naprawienia. Rozdzieleni. Tom 1 - Tijan - ebook

Nie do naprawienia. Rozdzieleni. Tom 1 ebook

Tijan

4,4

Opis

Śmierć brata ją złamała. Miłość do jego najlepszego przyjaciela ją zniszczyła.

Rok po śmierci brata Alex wciąż boryka się ze stratą. Czuje się zniszczona, bezradna i złamana. Rodzice zamknęli się we własnym świecie, przyjaciele nie rozumieją jej żalu i nie potrafią jej wesprzeć. Nie ma nikogo, komu zależałoby na tym, by w pełni powróciła do życia. Jedyną osobą, która dzieli z nią ból, jest Jessie – najlepszy przyjaciel jej brata.

Potrzebują się nawzajem. Tylko kiedy są razem, mogą zapomnieć o nieustającym bólu. Jessie jest opoką, która utrzymuje Alex przy zdrowych zmysłach – ale tylko w tych krótkich chwilach, kiedy w ogóle chce się z nią widzieć. W ważne dla nich daty związane ze zmarłym Ethanem spotykają się, aby znaleźć ukojenie w swoich ramionach. Jednak kiedy następnego dnia wschodzi słońce, żadne z nich nie czuje się na siłach, aby spojrzeć drugiemu w oczy i porozmawiać o skomplikowanych uczuciach, które ich łączą.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,4 (344 oceny)
207
77
37
22
1
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
ejacz76

Całkiem niezła

czytałam lepsze książki tej autorki
20
Magda161617

Nie oderwiesz się od lektury

polecam
00
Elwira1980

Nie oderwiesz się od lektury

Super książka o przeżywaniu żałoby, porzuceniu i trudnej miłości
00
Ruddaa

Z braku laku…

jestem roczarowana. to chyba najduniejsza ksiazka Tijan.
00
GosiaGosiaKasia

Nie oderwiesz się od lektury

niesamowita
00

Popularność




Rozdział 1

Gdy przyjechałam na ognisko, wszędzie czuć było dym i alkohol, a pomiędzy nimi unosił się jeszcze smrodek potu. Zmarszczyłam nos i się skrzywiłam, ale twardo szłam w stronę płomieni. Ponieważ był ostatni dzień szkoły, chłopaki imprezowały od rana. W sumie cieszyłam się, że nie czuję nic gorszego.

Między drzewami snuły się grupki ludzi, ale wiedziałam, że moje przyjaciółki będą przy ognisku, więc tam się kierowałam. Angie i Marissa lubiły być w centrum uwagi. Angie była wiotką blondynką. Wyglądała jak modelka. Oczy miała tak niebieskie, że od razu przykuwały uwagę – intensywne, zmysłowe – i zniewalały większość męskiej populacji szkoły. Jeśli chodzi o wygląd, Marissa była jej mocną konkurentką. Drobna, z kruczoczarnymi włosami, ciemnymi oczami w kształcie migdałów i osobowością, która czyniła z niej modliszkę z Sullivan High School. Chociaż właśnie skończyłyśmy trzecią klasę i dopiero za trzy miesiące miałyśmy zacząć panowanie jako maturzystki, wiedziałam, że dziewczyny chciały wystartować wcześniej. Te dwie najchętniej już by pożegnały najstarszy rocznik i włożyły na głowy korony królowych szkoły.

– Alex!

Nie mogłam się nie roześmiać, gdy Angie pomachała do mnie ponad ramieniem swojego chłopaka. Zrobiła to tak żywiołowo, że się potknęła i zjechała po nim na podłogę. Stała na pace półciężarówki i gdy się przewróciła, rozhuśtała ją całą wraz z pozostałymi dziewczynami, które tam tańczyły. Zaczęły krzyczeć i łapać się wszystkiego, czego się dało, byle tylko utrzymać się na nogach. Wokół było kilku chłopaków. Część się gapiła, a niektórzy po prostu gadali z kumplami, ale kilku rzuciło się naprzód i z satysfakcją pozwoliło się obłapiać dziewczynom, które traciły równowagę.

Justin spojrzał w dół na Angie, westchnął i wrócił do rozmowy z przyjacielem.

– Alex! – Jej krzyk brzmiał teraz rozpaczliwie, więc wzięłam ją za rękę i pociągnęłam, żeby pomóc jej wstać. – Co za wstyd!

– Przestań – powiedziałam. Zrobiła to już tyle razy w ubiegłym roku, od kiedy zaczęła pić. Rozejrzałam się. – Gdzie Marissa?

– A gdzieżby mogła być? – odpowiedziała zjadliwie. – Próbuje poderwać twojego chłopaka. Nie mam pojęcia, po co sobie nim zawraca głowę. Odkąd zerwał z Sarah, nie chce mieć dziewczyny. Wszyscy wiedzą, że Jesse Hunt jest królem przygód na jedną noc. Serio. Na każdej imprezie się z kimś bzyknął. – Zamaszyście zatoczyła ręką wokół, a potem dodała nieco głośniej: – I wszyscy wiedzą, że jeśli już miałby z kimś chodzić, to z tobą.

Kiedy tu szłam, byłam może nawet trochę podekscytowana, ale teraz nie pozostał po tym nawet ślad.

– Daj spokój. Jesse i ja nawet się nie przyjaźnimy. Nic nas nie łączy.

Tylko parsknęła.

– Jeśli miałby z kimś chodzić, to z Sarah. Nie ze mną – dodałam. – Był z nią przez trzy lata, zapomniałaś? Takie uczucia łatwo nie znikają.

Znowu parsknęła, kilka razy odetchnęła głęboko, a potem skrzyżowała ramiona na piersi.

– Idę po piwo. Chcesz?

Pokręciłam głową.

Poszła, nawet nie czekając na moją odpowiedź, bo wiedziała, że nie piję. Próbowałam alkoholu tylko dwa razy i za każdym razem się upiłam. Z tymi nocami wiązały się przykre wspomnienia, do których nie chciałam już nigdy wracać.

– Alex!

Tym razem to Marissa. Śpieszyła do mnie z szerokim uśmiechem na twarzy. W jednej dłoni trzymała kubek z piwem, a drugą ocierała twarz. Zatrzymała się przy mnie, przez chwilę sapała, a potem przerzuciła czarne loki przez ramię. Oparła rękę na biodrze – z miejsca mogłaby wziąć udział w sesji zdjęciowej.

– Cześć – odezwałam się z sympatią, ale ostrożnie. Co powie o Jessem? Od miesiąca świrowała na jego punkcie. Wiedziałam, że nie chciała z nim chodzić, ale pójść do łóżka już tak. Czuła coś do niego od zawsze, choć to ukrywała. Nigdy nie powiedziała na ten temat słowa, aż dwa miesiące temu zorientowała się, że jesteśmy sobie z Jessem już całkiem obcy.

Złapała mnie za ramię i zaczęła się wachlować, a ja walczyłam, żeby się nie skrzywić od zapachu piwa w jej oddechu.

– No dobra, po pierwsze, Jesse to dupek.

Wyluzowałam się. Wreszcie.

– Ale, kurde, jest przez to jeszcze bardziej słodki. Jestem nienormalna. Naprawdę, chyba mam coś porąbane w głowie, nie wiem, ale mam na niego jeszcze większą ochotę. Przysięgam. Mogłabyś z nim porozmawiać? Powiedz mu, że jestem dobra w łóżku. Albo nie, czekaj, na pewno już to wie, hello! – Zmarszczyła czoło i zmrużyła oczy. – Jezu, czekaj, o czym ja mówiłam?

– Marissa?

– Co? – Ożywiła się i wbiła mi paznokcie w rękę.

– Puść mnie.

– Ach. – Znów wytrzeszczyła oczy. – Jezu, przepraszam! Zrobiłam ci coś? Błagam, powiedz, że nie! Co za idiotka ze mnie. O czym to ja mówiłam?

Przyjrzałam się jej z bliska, ale nie wyglądała na aż tak pijaną.

– A, dobra, wiem! – Aż zadrżała z emocji i przyłożyła dłoń do policzka. – Proszę, porozmawiaj z nim. Wiem, że powiesz, że nie chcesz i że się nie kumplujecie, ale ja wiem, że tak. Nadal jesteście z sobą blisko, więc mogłabyś mu coś szepnąć?

– Ja… – Zabrakło mi słów. Tak bezpośrednia jeszcze nie była. Musiała być pijana, bo jeśli nie, to oznaczało, że moja przyjaciółka jest wobec mnie bardzo okrutna. Zapomniała o zeszłym roku? Albo o tym, dlaczego Jesse i ja nie jesteśmy już blisko?

I wtedy ktoś wylał na nią piwo. W jednej chwili była cała mokra. Otworzyła usta i na jej twarzy odmalował się wyraz szoku zmieszanego z wściekłością, ale kiedy się odwróciła, wybałuszyła oczy ze zdumienia. Za nią stała Angie, z bardzo zadowoloną miną i pustym kubeczkiem. Pomachała nim Marissie przed nosem, a potem oparła rękę na biodrze. Patrzyły sobie w oczy. Angie zbliżyła się o krok. Była wyższa i patrzyła na Marissę z góry.

– Powiedz, że to był żart i nie prosiłaś Alex, żeby ci robiła reklamę u Jessego. Chyba cię pogrzało!

– Ty suko! – krzyknęła Marissa piskliwie i wyrzuciła ręce w górę, jakby sama nie wiedziała, co z nimi zrobić.

– Dziewczyny. – Ruszyłam, żeby stanąć między nimi, ale uprzedził mnie Justin, który chwycił Angie za ramiona. Obrócił ją i spiorunował Marissę wzrokiem.

– No co? – ryknęła.

W jego oczach zalśnił gniew. Pojawiło się w nich coś złowrogiego. Opuściła ręce. Odetchnęła, popatrzyła na mnie i westchnęła jeszcze raz.

Odwróciłam wzrok. Nie wiedziałam, co powinnam zrobić. Pocieszyć ją? Zachowała się nie w porządku. Nie powinna była mnie o to prosić, ale z drugiej strony została właśnie oblana piwem, co wydawało się wystarczającą karą.

– Przepraszam cię, Alex, nie pomyślałam o tobie – odezwała się cicho, ale na tyle głośno, żebym słyszała.

Wzięłam głęboki oddech. Przestało mnie mdlić i wzruszyłam ramionami.

– Nie szkodzi.

– Szkodzi. Zachowałam się jak egoistyczna suka. Zapomniałam…

Serce zaczęło mi walić jak młotem. Jak dokończy?

– Nieważne. Może się czegoś napijesz?

Odetchnęłam z ulgą. Nie powiedziała tego na głos. I tak jak Angie, zmyła się, zanim zdążyłam odpowiedzieć. Obie dobrze mnie znały.

Justin zaprowadził Angie do swojego pikapa i oboje wsiedli. Widziałam, że ona macha rękami i wykrzywia twarz w furii, a Justin klepie ją po plecach. Nie miałam pojęcia, co robić.

Angie i Justin często się kłócili. Byli tak szczerzy i bezceremonialni, że nie potrafili unikać awantur. Ale rano się pogodzą. A kiedy zobaczyłam Marissę z jej przyjaciółkami cheerleaderkami, wiedziałam, że jej sprzeczka z Angie skończy się nawet szybciej. Przygryzała wargę i rzucała zaniepokojone spojrzenia w stronę Angie. Na mnie też zerknęła, ale zaraz zatrzepotała powiekami i odwróciła wzrok.

Postanowiłam, że idę. Nie powinnam była tu przychodzić, zwłaszcza dzisiaj, zwłaszcza, jeśli on tu jest.

Parę dziewczyn zawołało coś na pożegnanie, ale żadna nie próbowała mnie zatrzymać. Żadna się nie ośmieliła, bo prawda była taka, że z żadną z nich nie łączyła mnie już przyjaźń. Kiedyś tak. Rok temu byłam jedną z najpopularniejszych dziewczyn. Dlatego się zaprzyjaźniłam z Angie i Marissą. Gdy byłyśmy we trzy, nie miałyśmy sobie równych.

Moja komórka cicho zapikała, gdy zbliżałam się do samochodu. Wyjęłam ją i zobaczyłam, że to esemes od Marissy.

Marissa: Przepraszam. Naprawdę. Proszę cię, nie bądź zła. Bardzo, bardzo, bardzo mi przykro, że Cię zraniłam. Czasami jestem strasznie głupia. No dobra, zawsze. Tym razem na pewno. To było bardzo głupie. Wynagrodzę Ci to, i Angie też. Słowo. Śniadanie jutro rano? W Barnies?

Ja: Brzmi OK. Zadzwoń, jak się obudzisz.

Marissa: Jesteś zła? Smutna?

Odetchnęłam głęboko. Czy jestem zła? Nie. Przecież chodziło o Marissę, ona naprawdę czasami nie myślała. Ale czy jestem smutna? Tego wieczoru nie mogłam oddychać ze smutku. Powinnam była odpisać, skłamać coś dla dobra przyjaciółki, ale tego nie zrobiłam. Włożyłam telefon do kieszeni i ze spuszczoną głową poszłam do samochodu.

A potem cały świat zwolnił.

Nic się nie wydarzyło. Nikt nie wydał żadnego dźwięku. Nikt się nie poruszył. W lesie nie było żadnych zwierząt i nie ostrzegł mnie żaden zapach, ale po kręgosłupie przebiegły mi dreszcze i już wiedziałam.

Podniosłam wzrok i spróbowałam przełknąć ślinę, choć miałam ściśnięte gardło.

Był tam. Jesse Hunt.

Wpatrywał się we mnie ciemnymi oczami z odległości jakichś dziesięciu metrów. Czarne włosy zdążył od popołudnia ściąć na jeżyka. Wykrzywił usta. Siedział na pace mojego pikapa. Opierał stopy na zderzaku. Miał na sobie czarną koszulkę bez rękawów, poszarpaną na brzegach. W świetle księżyca jego tatuaże wyglądały na ciemniejsze. Odcinały się na opalonej na złoto skórze.

– Co tu robisz? – spytałam zachrypniętym głosem.

Serce mi waliło. Nie mogłam oddychać.

Wygiął górną wargę w uśmiechu, ale jakimś cudem nadal był skrzywiony. Nie miałam pojęcia, jak to robił, ale udawało mu się to już na początku trzeciej klasy.

– A co to? Zgrywasz się na cnotkę? – Zerknął na mnie ostrzegawczo. – Myślisz, że co tu robię?

Odsunęłam się. Jak to możliwe, że aż tak na mnie działa?

– Hej! – mówił teraz głośniej. – To dla nas wielka noc. No nie? Z kim innym mógłbym ją spędzić? Tylko ty i ja. Jesteśmy jedyni.

Schyliłam głowę. Miał rację. Serce biło mi już trochę wolniej. Nikt inny by nie zrozumiał. Nikt inny nie kochał Ethana tak, jak my.

Ale to nie znaczyło, że akurat w tej chwili chciałam myśleć o moim starszym bracie. Odsunęłam się i wypaliłam:

– Widziałam na ognisku Sarah. Ładnie wygląda. – Oblizałam usta. Kiedy zdążyły tak wyschnąć? – Myślisz, że do siebie wrócicie? Moim zdaniem ona wciąż cię kocha.

Patrzył na mnie przez chwilę, a potem prychnął. Podniósł rękę i wtedy zobaczyłam butelkę. Był pijany. Oczywiście, że tak. Zamrugałam szybko, żeby opanować łzy. Rozmawiał ze mną tylko po pijanemu. Chociaż także po pijanemu milion razy ignorował moje telefony, spojrzenia i prośby o ukojenie.

– Mówisz serio? – Przewrócił oczami i z jakiegoś powodu nawet ten gest wydawał się agresywny. Kolejnym przeszywającym spojrzeniem postawił mnie do pionu. – Kurczę, Alex, co my tu robimy?

– Ty siedzisz na moim samochodzie.

Znów parsknął i uniósł butelkę.

– To samochód Ethana.

– Dał mi go.

Spięłam się, gotowa na ostrą odpowiedź, ale się nie odezwał. Cisza. Spojrzałam na niego i ku mojemu zaskoczeniu wcale na mnie nie patrzył. Odwrócił wzrok. Widziałam, jak jego grdyka unosi się i opada. Ten widok odebrał mi oddech. Jesse był piękny. Księżyc oblewał go światłem. Kiedy znów się do mnie odwrócił, położył ręce na kolanach. Spuścił głowę.

Zwiesił ramiona i westchnął. Usłyszałam drżący oddech i zamknęłam oczy.

Słyszałam jego ból. Taki sam jak mój. Chciałam podejść. Ale tak to się potoczyło ostatnio. I nic dobrego z tego nie wyszło, poza jeszcze większym cierpieniem.

Czułam, że moje mury obronne się walą.

– Mam dość bólu – szepnęłam.

Podniósł wzrok. Zadziorność zniknęła. W jego oczach wciąż tlił się gniew, ale starał się go stłumić. Wiedziałam, że jeszcze tam jest, ale to mnie nie powstrzymało. Odsłonił się przede mną.

Moja tama przepuściła łzy.

Nie mogłam ich powstrzymać.

– To się stało właśnie teraz. Dokładnie w tej chwili. Jest dwudziesta trzecia pięć. Drugi czerwca.

Ból odebrał mi oddech, ale nie mogłam się odwrócić. Pokiwałam głową.

– Wiem – odpowiedziałam przez zaciśnięte gardło.

Jesse znów westchnął i wyprostował nogi. Zsunął się z paki i oparł o nią. Światło księżyca odbiło się od butelki, kiedy znów ją uniósł. Gdy ją opróżnił, cisnął nią gdzieś na bok i skrzyżował ramiona. Był szczupły, ale ten ruch podkreślił jego bicepsy. Zawsze coś ćwiczył, ale po śmierci Ethana zaczął spędzać w siłowni dwa razy więcej czasu niż wcześniej.

– Boże. Kurewsko kochałem tego gościa.

Poczułam, jakby ktoś włożył mi rękę między żebra i ścisnął serce. Łzy płynęły jeszcze większym strumieniem. Nie byłam w stanie ich powstrzymać, ale wydusiłam, że wiem.

– Podrzucisz mnie do domu?

Znów zamknęłam oczy i objęłam się ramionami. Stało się. Wiedziałam, że o to poprosi. Serce waliło mi jak młotem, ale starałam się myśleć jasno. W końcu się zdecydowałam.

– Dobrze.

Kąciki ust lekko mu drgnęły.

Potem już nie rozmawialiśmy. Nie było potrzeby. Ja usiadłam za kierownicą. On na fotelu pasażera. Nie odezwaliśmy się ani słowem, gdy mijałam jego czarne ferrari ani gdy parkowałam pod rezydencją, którą ojciec Jessego wybudował, kiedy umierała jego mama. Szliśmy korytarzem, potem po schodach i do jego pokoju, a moje serce było spokojne. Nie denerwowałam się i to mnie stresowało.

Nie powinnam być spokojna.

Jesse podszedł do swojego barku, nalał wódki do szklaneczki i przesunął ją w moją stronę. Wzięłam i zaczekałam, aż naleje sobie.

Robiliśmy to już trzeci raz. Najpierw po pogrzebie. Potem w urodziny Ethana, no i dzisiaj, czyli w rocznicę dnia, w którym pierwszy samochód mojego brata zawinął się wokół drzewa. Umarł rok temu i wszystko się zmieniło.

Rozdział 2

Obudziłam się, przewróciłam na plecy i nawet się nie zdziwiłam, widząc obok siebie Jessego. Zaczęłam wspominać najseksowniejsze chwile ubiegłej nocy i w pamięci wyświetliły mi się obrazy. W ustach czułam słodko-gorzki smak. Nie mogłam się powstrzymać od patrzenia na jego plecy. Obejmował poduszkę, leżał na brzuchu z głową odwróconą ode mnie. Widziałam rzeźbę ciała, którą wypracował przez ubiegły rok. Zawsze był umięśniony, ale teraz wyglądał jak dzieło sztuki.

Westchnęłam i oblizałam usta. Tą nocą zawładnęło jedno wielkie zwierzęce pożądanie. Prymitywna chcica przejmowała nade mną kontrolę i to był problem. Jesse mnie nienawidził. Potrzebował mnie tylko w te noce, kiedy żadne z nas nie mogło się ukryć przed duchem Ethana, ale następnego dnia rano wszystko wyglądało już inaczej.

Poruszył się, więc szybko wstałam i zaczęłam się ubierać. Nie mogłam znaleźć koszulki, więc wygrzebałam jakąś bluzę ze stosu na fotelu i zaczęłam wkładać.

– Co ty, kurwa, robisz?

Dzikość w jego głosie mnie unieruchomiła. Potem się odwróciłam i włożyłam bluzę przez głowę. Przełknęłam ślinę. Siedział na brzegu łóżka, a w oczach miał najczystszą nienawiść.

– Co?

Słabiutka nadzieja na poranną porcję przyjemności, a może na coś więcej, którą w sobie miałam, właśnie sczezła. Odwróciłam wzrok, bo poczułam napływające do oczu łzy. Zepchnęłam je jak najgłębiej i zebrałam wszystkie siły, zanim znów na niego spojrzałam.

Wciąż patrzył z wściekłością, ale już mu się udało zamaskować nienawiść. Trochę. Wskazał na bluzę.

– To moje. Nie możesz jej wziąć.

– Serio? Nie mogę znaleźć mojej bluzki, a muszę coś włożyć.

Przewrócił oczami i wstał. Napięły mu się mięśnie brzucha i na moment naprężył bicepsy, ale zaraz rozluźnił ramiona. Później wszedł do garderoby. Po chwili wrócił z inną bluzą i mi ją rzucił.

– Tę możesz sobie wziąć.

Była biała z zieloną koniczynką z przodu.

– Jaki gest!

Prychnął złowrogo i ściągnął ramiona.

– Mam to gdzieś, jak jej nie chcesz, to idź w staniku. – Pierwszą bluzę zwinął i cisnął przez pokój. Gdy wylądowała na łóżku i się rozprostowała, po raz pierwszy zobaczyłam, co ma z przodu. Rzuciłam się po nią.

Był szybszy i złapał mnie za nadgarstki.

– To mojego brata! Chcę ją mieć.

Napierałam na niego, żeby się dostać do bluzy, ale trzymał mi ręce nad głową i popychał do tyłu biodrami.

– Nie!

Szedł dalej naprzód, ze spuszczoną głową. Znieruchomiałam, gdy poczułam na ramieniu jego usta, i wtedy do mnie dotarło, że opieram się o ścianę. Przywarł do mnie mocniej. Wciskał biodra w moją miednicę, stykaliśmy się klatkami piersiowymi. Powoli rozłączył moje dłonie i zsunął je po ścianie, a potem za moje plecy.

Oddychałam głęboko. Próbowałam się uspokoić, ale bez skutku. Znów musnął ustami moje ramię. Położył mi dłoń na biodrze, przesunął ją w górę po ramieniu i w końcu ujął mój policzek. Uniósł mi głowę tak, że musiałam na niego spojrzeć.

– Jest moja – wycharczał.

Zamknęłam oczy.

– Przepraszam. Naprawdę.

Jeszcze zanim się cofnął, czułam emanujący od niego chłód. Znów schował się za murem. Spojrzałam na niego i nawet mnie nie zdziwiło, że w jego twarzy nie widzę cienia emocji. Te chwile, kiedy mnie do siebie dopuszczał, były bardzo ulotne. Zastanawiałam się, kiedy w ogóle znikną.

– Podwieźć cię do samochodu? – spytałam zachrypniętym głosem.

– Zadzwonię do kumpla.

Pokiwałam głową. Czyli jest po wszystkim. Nasze potrzeby zostały zaspokojone w nocy. Wyszłam z pokoju i od razu wypełniła mnie pustka. Wiedziałam, że zostanie aż do urodzin Ethana, kiedy Jesse znów na chwilę mnie wezwie.

Dom wyglądał tak, jak go zapamiętałam. Mroczny i zimny. Na ścianach wisiały obrazy w ciemnych kolorach. W kątach stały rzeźby, ale żadna nie wydawała się radosna. Wszystkie wyglądały na smutne i pokonane. Dopiero przy samych drzwiach zorientowałam się, że wszystkie okna są pozamykane. Zasłony były starannie zaciągnięte. Tak jakby światło słoneczne nie miało prawa wstępu.

Wyszłam na zewnątrz i zobaczyłam swoje auto w otwartym garażu. Stłumiłam dreszcz. Dom Jessego był wielki, zimny i pusty. Teraz rozumiałam, dlaczego mieszkał u nas od siódmej klasy do zeszłego roku. Jego matka zmarła, gdy był w ósmej klasie. Wówczas jakoś nigdy się nie zastanawiałam, jak wygląda jego dom. Parę razy słyszałam, jak Jesse wspominał coś o ojcu, ale nigdy nie mówił o nim „tata”, tylko „fiut”. Otwierałam już drzwi do mojego samochodu, kiedy zobaczyłam inne auta. Lamborghini, porsche, jeszcze jedno ferrari. Jesse swoim pojechał na ognisko, więc to musiało należeć do jego ojca. Mój tata miał sable’a. Doszłam do wniosku, że nasi ojcowie są bardzo różni.

Zapikał mój telefon, wiedziałam, że to budzik. Za godzinę musiałam być w pracy. Kiedy dojechałam do domu, mama była już na dole. Powietrze wypełniał aromat kawy i słyszałam, że ekspres pracuje. Zanim wślizgnęłam się na górę, zajrzałam do kuchni zza rogu. Mama miała na sobie szlafrok i stała przy zlewie z filiżanką w ręce. Nie musiałam patrzeć na jej twarz, żeby wiedzieć, że jej oczy nic nie wyrażają. Były puste już od roku.

Opuściła głowę, zwiesiła ramiona i odstawiła filiżankę. Westchnęła z obrzydzeniem, a potem sięgnęła po coś do szafki i dolała do kawy.

To nie była śmietanka.

Wypełniająca mnie pustka narastała. Poszłam do siebie. Ręce i nogi miałam zdrętwiałe, ale próbowałam jak najszybciej się umyć i ubrać. Gdy zeszłam, mama nadal stała przy zlewie. Unosiła właśnie filiżankę do ust. Wyszłam na zewnątrz i zerknęłam przez okno. Miałam rację. Twarz bez wyrazu. Podniosłam rękę i pomachałam, ale nie zareagowała. Nawet nie mrugnęła. Nie drgnęła.

Więc odjechałam.

Dotarłam do strefy restauracyjnej w centrum handlowym i wślizgnęłam się pod ladą do Coffe Hut. Ben się odwrócił, zaskoczony moim nagłym przybyciem, i uniósł brew, zanim zdążyłam na niego spojrzeć. Wzdrygnęłam się na widok ciekawości w jego oczach i przygotowałam się na najgorsze.

– Co?

Przez kilka sekund stał z otwartymi ustami, a potem ostentacyjnie je zamknął. Wskazał gdzieś za moje ramię.

– Jest tu twój przyjaciel wraz ze swoimi boskimi kumplami koszykarzami. – Następnie pokazał sklep z ciuchami naprzeciwko naszego lokalu. – Obstawiam też, że Casey i jej świta planują atak.

Wzdrygnęłam się na dźwięk najczystszego sarkazmu, którym ociekały jego słowa.

– Wydaje mi się, Ben, że czasem za bardzo zajmujesz się życiem innych ludzi.

Wzdrygnął się i przyłożył rękę do serca.

– Nie wierzę, że coś tak okrutnego przeszło ci przez gardło!

Przewróciłam oczami i nalałam sobie kawy.

Jęknął, kiedy nałożyłam wieczko na kubek i upiłam łyk.

– Nie pojmuję, jak możesz to pić bez cukru i mleka! To obrzydliwe, Alexandro, po prostu wstrętne!

Już miałam odpowiedzieć, kiedy podeszła klientka i przyjęłam jej zamówienie. Zaraz po niej przed Coffee Hut ustawiła się kolejka. Swoją kawę zdołałam wypić dopiero godzinę później.

Ben sięgał nade mną po wieczko i jednocześnie trącił mnie biodrem.

– Ciągle tu jest. I nadal patrzy.

Wiedziałam, o kim mówi. Tak samo jak Angie uważał, że Jessego i mnie coś połączy. Ale nie. To chyba jasne. Mimo to nie mogłam się powstrzymać od zerknięcia w jego stronę, a kiedy już to zrobiłam, znieruchomiałam jak zaczarowana. Jego kumple się śmiali, ale Jesse patrzył prosto na mnie.

Westchnęłam i spojrzałam pod nogi. Nie mogłam się z nim mierzyć, w każdym razie nie teraz, nie po ubiegłej nocy i poranku, kiedy w zasadzie wyrzucił mnie z domu.

Ben się zapowietrzył, a potem pochylił się i szepnął mi do ucha:

– Idzie!

I faktycznie, rzeczywiście przyszedł. Kilku jego kumpli odprowadzało go wzrokiem, ale żaden go nie zatrzymał. Gadali dalej albo po prostu siedzieli w pozycji półbogów, którą licealni sportowcy wypraktykowali już dawno temu.

Dżinsy zjechały mu nisko na biodra, poza tym miał na sobie zwykłą czarną koszulkę. Ale nie było ważne, jak zwyczajnie jest ubrany. Zawsze wyglądał pięknie. Gdy się do tego przyznałam przed sobą, mój żołądek najpierw zabulgotał, a potem rozpadł się na tysiąc kawałków. W tym czasie on zdążył już dotrzeć do Coffee Hut.

– Cześć, Jesse! – Casey zastąpiła mu drogę. Opierała ręce na biodrach, sterczących pod perwersyjnie obcisłymi białymi dżinsami. Różowy top leżał na niej jak druga skóra. Przerzuciła włosy w kolorze platyny przez ramię i roześmiała się kusicielsko.

Przyjaciółki zebrały się za nią. Wszystkie wyglądały identycznie jak ona. Ben mi kiedyś szepnął, że jego zdaniem mają tajną misję polegającą na naśladowaniu swojej przywódczyni, a następnie na jej obaleniu. Złapałam kilka ich wygłodniałych spojrzeń i zaczęłam się zastanawiać, czy przypadkiem nie ma racji. Może faktycznie czekały, aż nadejdzie ich czas. A kiedy tak się stanie, o którego chłopaka będą walczyć?

Ben pojawił się przy mnie i szepnął:

– Sukuby. Stado sukubów.

Trąciłam go łokciem, gdy jedna z dziewczyn spiorunowała nas wzrokiem.

– Jeśli tak jest, nie powinieneś zadzierać z demoniczną królową.

Odsunął się i szeptem przyznał:

– Racja. Święta racja.

Jesse wyminął Casey, ale ona ruszyła za nim. Był już niedaleko lady, kiedy podniosła wzrok. Blask w jej oczach nieco przygasł, a uśmiech spełzł z twarzy.

– O, cześć, Alex.

Uśmiechnęłam się uprzejmie, ale zazgrzytałam zębami.

– Cześć, Casey.

– Co tam u Angie i Justina? Podobno się wczoraj pokłócili.

Zmrużyłam oczy.

– Nawet jeśli tak, na pewno już się pogodzili. Wiesz, jacy oni są, dwa żywioły.

Prychnęła i znów przerzuciła włosy przez ramię.

– Wszystko jedno. I tak nic z tego nie będzie. Justin był wcześniej ze mną. Wszyscy nas pamiętają. Byliśmy idealną parą.

Kącik ust Jessego drgnął, wiedziałam, o czym myśli. Uniosłam brew.

– Więc dlaczego go rzuciłaś dla mojego brata?

Uśmieszek Casey znikł, a w jej oczach pojawił się ogień.

– Twój brat był fajnym gościem. Nie powinien był zadawać się z tą słodką idiotką. Zrobiłam mu uprzejmość, że rozbiłam ten związek.

– Jednocześnie rzucając Justina, swojego idealnego chłopaka.

Nie potrafiła ukryć furii. Walnęła dłonią w blat.

– Posłuchaj mnie uważnie. Zawsze cię lubiłam, a Ethan zawsze będzie miał wyjątkowe miejsce w moim sercu, ale jak mnie wkurzysz, będę twoim wrogiem.

Zaparło mi dech. Miałam gdzieś groźby Casey, ale nie mogłam oderwać wzroku od Jessego. Początkowo był rozbawiony, lecz po chwili na jego twarzy pojawiła się ta sama beznamiętna maska co zawsze. Mimo to wyciągnął rękę i zdjął dłoń Casey z blatu. Później stanął przed nią, plecami do Coffee Hut. Popatrzyła mu w oczy, ale zaczątek zachwytu, który widziałam w jej twarzy, zgasł wraz z uśmiechem. Zbladła i zaczęła się cofać.

Odezwał się cicho:

– Wydaje mi się, że powinnaś już iść.

Po plecach przebiegły mi dreszcze. Mówił spokojnie, ale w jego głosie słychać było śmiertelną groźbę. Casey od razu ją wychwyciła.

Wszyscy to słyszeli, nawet Ben, który wytrzeszczył oczy i schował się w najdalszym kącie. Ręce mu się trzęsły, więc splótł je za plecami i odwrócił głowę. Zdążyłam zauważyć rumieniec na jego pulchnych policzkach i się uśmiechnęłam. Gdy jednak przeniosłam wzrok z powrotem na Jessego, przestało mi być do śmiechu.

Położył na kontuarze moją koszulkę i beznamiętnie spojrzał mi w oczy.

– Znalazłem ją.

– Dzięki.

Kilku jego kumpli wyciągnęło głowy, żeby zobaczyć, co mi dał, więc szybko zgarnęłam koszulkę i schowałam pod ladą. Wiedziałam, że teraz i ja jestem cała czerwona. Szybko odwróciłam wzrok.

– Coś jeszcze?

Nie mogłam na niego patrzeć. Nie powinnam się wstydzić, ale nie potrafiłam tego powstrzymać. Zwrócił mi koszulkę w miejscu publicznym, w mojej pracy, w centrum handlowym. Jęknęłam, gdy usłyszałam, że Ben niemal się zapowietrza, ale zdałam sobie sprawę, że Jesse nie odpowiedział, więc podniosłam wzrok.

Już go nie było.

Wrócił do stolika i siedział z kumplami.

– To było zajebiste! – sapnął Ben, który znów wyrósł u mojego boku.

Aż podskakiwał z emocji, ale już się nie wstydziłam. O nie. Za to dałam sobie mentalnego kopniaka. Powinnam była wiedzieć, że nie przyszedł pogadać ani sprawdzić, jak się mam. Po prostu znalazł koszulkę. Była to jedyna przyczyna jego obecności.

Poczułam, że do oczu napływają mi łzy. Nie! Nie będę płakać z jego powodu! Nie zasługiwał na to, a ja wiedziałam, że ta pokręcona tradycja obchodzenia razem dnia narodzin i śmierci Ethana dobiegła końca.

Patrzyłam, jak stoi z kumplami, i czułam, że już nigdy do tego nie dopuszczę. Nie spojrzał więcej w moją stronę. Wyszedł, jakbyśmy byli obcymi sobie ludźmi. Którymi zresztą byliśmy. Nie mogłam o tym zapominać, chociaż byłam zakochana w Jessem Huncie. Od zawsze.

Rozdział 3

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16

TYTUŁ ORYGINAŁU:

Broken and Screwed

Redaktorka prowadząca: Joanna Pawłowska

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Jolanta Olejniczak-Kulan

Korekta: Martyna Tondera-Łepkowska

Projekt okładki: Marta Lisowska

Zdjęcie na okładce: © G-Stock Studio / Shutterstock.com

Copyright © 2013 BROKEN AND SCREWED by Tijan

Copyright © 2021 for the Polish edition by Niegrzeczne Książki

an imprint of Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Julia Wolin, 2021

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2021

ISBN 978-83-67069-19-9

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek