Uniwersytet. Fallen Crest. Tom 5 - Tijan - ebook

Uniwersytet. Fallen Crest. Tom 5 ebook

Tijan

4,5

Opis

Nadchodzi czas zemsty

Sam, Mason dołączają do Logana na tym samym uniwersytecie. Łączy ich wspólny wróg. Sebastian Park – przewodniczący bractwa prawdziwych drani.

Mason Kade stąpa po kruchym lodzie. Wie, że jest obserwowany przez innych zawodników. Nie oznacza to jednak końca wojny z Sebastianem. Musi być ostrożny – wystarczy jeden niewłaściwy ruch, aby stracić wszystko: karierę sportowca, wizerunek twardziela i Sam, na którą ten drań Park właśnie urządził polowanie.

__

O autorce

Tijan swoją karierę z pisarstwem rozpoczęła stosunkowo późno. Jednak nie przeszkadza jej to tworzyć powieści, które kochają czytelniczki na całym świecie. Jest bestsellerową autorką „New York Timesa”, „USA Today” i „Wall Street Journal”. Pisze przede wszystkim romanse, zarówno serie, jak i standalone’y. Prywatnie jest właścicielką cocker spaniela, którego kocha ponad wszystko, partnerką mężczyzny, od którego jest absolutnie uzależniona i pióroholiczką – ma niepohamowany apetyt na pisarstwo! Doskonale się składa, bo jej książki to must-read.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 420

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,5 (459 ocen)
297
119
31
10
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
caraczyta

Nie oderwiesz się od lektury

kocham Logana🥰
10
paluszek91

Nie oderwiesz się od lektury

ok
00
NikaSztangierska

Nie oderwiesz się od lektury

Logan już na zawsze pozostanie moim ulubieńcem
00
KasiaczekLabo

Nie oderwiesz się od lektury

Uwielbiam każdą część
00
GOZILLA

Nie oderwiesz się od lektury

Jestem zdewastowana jak po każdej części. Czas na kolejny tom.
00

Popularność




Uniwersytet dedykuję tym wszystkim czytelnikom i moim fanom, którzy kochają serię Fallen Crest! Jesteście niesamowici – poważnie. Zachęcacie innych. Promujecie. Dzielicie się. Wasza ekscytacja jest zaraźliwa i bardzo mi pomogła, kiedy pisałam tę książkę. Na końcu czeka was pewne zaskoczenie – lojalnie ostrzegam! Tę część chciałam też dedykować Baileyowi. Mój mały towarzysz jest ze mną zawsze. Codziennie. Na każdej przerwie.

Prolog

Mason

decydował się uderzyć z prawej, więc zablokowałem jego cios i odpowiedziałem swoim. Moja pięść trafiła go w bok twarzy i zatoczył się. Wokół nas wiwatował tłum, ale nie dochodziły do mnie żadne dźwięki. Dla mnie nie istniało nic innego poza tym facetem. Zgromadzeni tu ludzie byli po stronie Sebastiana, chcieli tej walki. Doczekali się, a ten cienias to trzeci chłopak, którego załatwiłem. Trwało to tylko kilka sekund i poddał się. Pochylił się z urywanym oddechem i podniósł rękę do głowy. Sprawdzał, jak dużo stracił krwi – dopiero wtedy dotarły do mnie wrzaski.

– Wstawaj!

– No dalej!

Krzyczeli tak już od jakiejś godziny. To było całkiem bez sensu. Każdy z chłopaków Sebastiana wstawał, a ja kładłem go z powrotem na ziemię. Kiedy znokautowałem jednego, pojawiał się kolejny, a ja rozprawiałem się z nim tak jak z pozostałymi – szybko, boleśnie i bez refleksji.

Walczyłem już długo, ale czułem się z tym świetnie. Wreszcie mogłem wypuścić moje demony. Sebastian chciał zniszczyć moją przyjaźń z Nate’em. Nie udało mu się. Zamiast tego Nate opuścił jego bractwo, a oni postanowili mnie zniszczyć. Chcieli potrącić mnie furgonetką, jednak trafili w Marissę. Nie była niewiniątkiem, ale na pewno nie brała udziału w tej wojnie. Tę bitwę wygrał Sebastian.

Dotarł do Marissy.

Nie wiem, czy coś jej obiecał, czy jej zagroził, ale w sądzie zeznała, że nie pamięta, żeby był tam wtedy ktoś jeszcze. Tylko ona, ja i ta rozpędzona furgonetka, która pojawiła się znikąd. Kamery ochrony zniknęły. Jedyne, co miałem na Sebastiana, to nagranie Nate’a, na którym przyznał, że nie miał zamiaru potrącić dziewczyny, jednak to nie wystarczyło, żeby pogrzebać ich przyszłość. Uczelnia nie chciała procesu karnego, ale zamiast wyrzucić członków bractwa, rozwiązali je i zabronili używać jego barw. I to by było na tyle.

Moja zemsta była prosta. Spaliłem im akademik.

Starali się, żeby uczelnia mnie wywaliła, ale nie znaleziono żadnych dowodów. Nie byli w stanie zrzucić tego na mnie. Kilka kolejnych miesięcy upłynęło w napięciu. Wiedziałem, że będą się chcieli odegrać, ale na chwilę się ode mnie odczepili – aż do dzisiaj.

Czekali na mnie po moim ostatnim treningu.

Trzeci chłopak rzucił się na mnie z lewej. Pochyliłem się i wyciągnąłem ramię do przodu, zahaczając nim o jego nogi. Przerzuciłem go przez swoje plecy, podrzucając w powietrze. Uderzył grzbietem o ziemię i spojrzał na mnie, mrugając w oszołomieniu. Nie dałem mu chwili do namysłu. Uniosłem nogę i natychmiast ją opuściłem. Wykręcił ciało w bok, ale i tak dosięgnąłem jego głowy. Przeturlał się, próbując się otrząsnąć.

Czwarty właśnie na mnie nacierał.

Stanąłem pewnie, chwyciłem go za koszulkę na piersi i uderzyłem drugą ręką. Wyprowadziłem cios prosto w jego twarz. Zatoczył się do tyłu, ale złapał go jakiś jego kumpel i wciągnął w tłum. Było ich więcej – wszyscy czekali na swoją kolej.

Wziąłem wdech. Czułem ucisk w piersi i z trudem oddychałem.

To mogło się ciągnąć w nieskończoność. Chcieli mnie zmęczyć. Niektórzy z tych kolesi byli zdziwieni. Inni czujni. Część tylko patrzyła z zaciśniętymi pięściami. Czekali na swojego przywódcę, a wtedy on wyszedł na środek.

Park Sebastian.

Bił brawo z paskudnym uśmiechem na twarzy i równie wrednym spojrzeniem. Zatrzymał się tuż poza moim zasięgiem i przestał klaskać. Uśmieszek zniknął z jego ust i Sebastian zmierzył mnie wzrokiem, wbijając go w moje oczy, jakby zaraz zamierzał się na mnie rzucić.

– Czyż nie jesteś pełen niespodzianek?

Wierzchem dłoni otarłem krew z twarzy. Sebastian śledził mój ruch, nawet kiedy opuściłem rękę i wycierałem ją w spodnie.

– Nie wiedziałem, że potrafisz się bić – dodał.

Przymrużyłem oczy. Już próbował potrącić mnie furgonetką, bo wiedział, że zostanę ranny, a to wyeliminuje mnie z gry w tym sezonie. Mógłbym nawet nigdy nie wrócić do drużyny. Bez szans na dalszą grę w futbol. I zawodową karierę.

Przekrzywiłem głowę. „Co on chce osiągnąć?”.

– Zabrałeś mój dom. – Wycelował we mnie palcem. – Nie tylko dosłownie. A w pewnym sensie nie pozwoliłeś też uczelni go odbudować.

– Przecież postawili wam nowy akademik.

– To jakiś pieprzony dom spokojnej starości.

To właśnie był Park Sebastian, jakiego znałem. Ten chłodny i opanowany był tylko maską. Chciałem konfrontacji z tym prawdziwym. Zamierzałem to wziąć na klatę.

– Czego chcesz, Sebastian?

Kiwnął głową.

– Wiem, co sobie myślisz. Moglibyśmy ciągnąć to dalej, zmęczyć cię i w końcu byśmy wygrali. Moglibyśmy zrobić ci, co tylko byśmy chcieli. – Wskazał na moją nogę. – Może coś ci złamać. – Przesunął palec w kierunku mojej ręki. – Albo rozerwać ci jakieś ścięgna, żebyś nie mógł już złapać piłki. – Powiódł palcem od moich stóp do głowy. – Moglibyśmy też to powtórzyć. Wpakować w ciebie furgonetkę i byłbyś urządzony. Nie dałoby się tego cofnąć, ale w tym cały problem. Uczelnia musiałaby w pewnym momencie w to wkroczyć, a razem z nią wkroczyłby też sąd. W tym tkwi cały szkopuł.

Cofnął się, opierając dłonie na biodrach.

– Nie chcę iść do paki przez ciebie. Szach-mat. Wygrałeś. Nie ma już bractwa. Przynajmniej na papierze. Nie możemy już funkcjonować jako bracia, ale w sercach wciąż nimi jesteśmy. Poza uniwersytetem, poza jakąkolwiek uczelnią ciągle jesteśmy braćmi. – Poklepał się po piersi. – Tego nie byłeś w stanie nam odebrać, ale to właśnie zamierzam odebrać tobie.

Czas jakby zwolnił.

Wiedziałem. Zawsze zdawałem sobie z tego sprawę.

Sam pojechała do Bostonu. Chciałem, by była jak najdalej od Uniwersytetu Caina, ode mnie, a nawet od Logana i Fallen Crest. Miałem wrażenie, że im dalej się znajdzie, tym będzie bezpieczniejsza.

Jego usta ułożyły się, by wymówić jej imię, a ja wiedziałem już, że to wszystko było na nic. Sebastian zamierzał się na niej zemścić, a w przyszłym roku planowała zacząć tu studia – miała wejść prosto w paszczę lwa. Osobiście podawałem im ją na tacy.

Jego głos był niski i chropowaty. Dotarł do mnie, przebijając się przez dzwonek alarmowy w mojej głowie. Gdzieś w środku czułem, jak rozpętuje się we mnie burza, ale jego słowa przeszyły mnie na wskroś.

– Zamierzam odebrać ci twoje serce.

„Nie”.

Na jego twarzy znów pojawił się wredny uśmieszek.

– A ty nie będziesz mógł mnie powstrzymać, bo ona ci na to nie pozwoli. To będzie w tym wszystkim najlepsze. Nie będziesz w stanie zrobić kompletnie nic, a załatwię to tak, że ona trafi prosto do mnie. Będę się rozkoszował tą chwilą, kiedy odejdzie od ciebie i przyjdzie do mnie, a gdy już wyrwę twoje serce, zdobędę też jej. Skrzywdzę ją tak, że już nigdy nie będzie tą samą osobą. Oddzielę jej duszę od ciała.

Coś we mnie pękło. Zrobiłem krok w jego kierunku i zanim zdałem sobie sprawę, co robię, chwyciłem go i rzuciłem na ziemię. Zadawałem mu cios za ciosem, dopóki jego przyboczni nie oderwali mnie od niego. Musieli mnie podnieść, a nawet wtedy wyrywałem się, żeby uderzyć go jeszcze raz.

Miałem ochotę go wypatroszyć, ale wiedziałem, że zadawanie mu ran i tak nic nie da.

Chciał skrzywdzić Sam.

Rozdział 1

Samantha

lub był momentem, kiedy dwie dusze stawały się jednością, ale dla mnie okazał się dniem, w którym miałam zamiar dopiec wrednej dziuni. Otworzyłam drzwi i stanęła przede mną ona: Cass Sullivan. Miała na sobie obcisłą spódniczkę za kolano z rozcięciem aż do uda i top z cekinami, którego dekolt odsłaniał zdecydowanie za dużo. Była gotowa na wesele. Włosy upięła wysoko, a kilka luźno opadających loczków stanowiło obramowanie jej twarzy. Normalna dziewczyna wyglądałaby pięknie, ale to była Cass.

– To musi być spełnienie twoich marzeń – wycedziłam.

Przewróciła oczami, po czym westchnęła.

– Ty tak na serio?

„Och, tak. Całkiem na serio”.

– Wreszcie pojawiłaś się w domu Kade’ów, żeby spotkać się ze swoim chłopakiem. – Kiedy to mówiłam, próbowałam się powstrzymać przed czerpaniem z tego przyjemności. – Musisz być cała mokra. Przez lata śliniłaś się na tę myśl, prawda?

– O Boże – jęknęła. – Malinda powiedziała, że Mark jest tutaj. Że nocujecie tu wszyscy przez weekend. Jest tu czy go nie ma?

Dziewczyna musi się nacieszyć taką chwilą. Przez poprzednie cztery lata narobiłam sobie sporo wrogów, ale Cass od zawsze była na ich liście. Nienawidziła mnie, odkąd Mason i Logan stali się moją rodziną, i przyczepiła się do mnie jak rzep psiego ogona. Ostatnio jako dziewczyna Marka, który po dzisiejszym ślubie miał się stać moim przybranym bratem.

Założyłam ręce na piersi.

– Może tak.

– Sam! Naprawdę?

– A może nie. – Wzruszyłam ramionami.

Byłam wredna. Wiedziałam o tym, ale po tym całym gównie, które mi zaserwowała, zasługiwała na to. Po tym, jak mama Marka wyjdzie za mojego tatę, oficjalnie staniemy się rodziną, a to znaczyło, że Cass powinna być dla mnie milsza.

Zbliżyła się do mnie o krok.

Uniosłam brew.

– Mark! Jesteś tutaj? – krzyknęła na cały głos, zbliżywszy usta do mojego ucha.

Wzdrygnęłam się. Widziałam, co robi. Wiedziałam, że albo mnie uderzy, albo krzyknie. Myślałam, że jestem na to przygotowana. Myliłam się.

– Zamknij się. Boże. Chyba pękł mi bębenek.

Chrząknęła i przewróciła oczami, wygładzając spódnicę.

– Cóż, powinnaś była go zawołać. Ostrzegałam cię.

Patrzyłyśmy sobie w oczy, ciskając gromy, i wtedy to do mnie dotarło.

– Ty nadal będziesz dla mnie wredna, prawda?

– A co, myślałaś, że nie będę? – Odchyliła głowę do tyłu. – Jak taka bzdura wpadła ci do głowy?

Cóż, to przesądzało jej los. Uśmiechnęłam się szeroko, wycofałam do środka i zamknęłam jej drzwi przed nosem.

– Jakież to dojrzałe. – Usłyszałam jej komentarz zza drzwi.

Wzruszyłam ramionami. Zamierzałam wykorzystać każdą szansę zatrzaśnięcia przed nią drzwi. Towarzyszące temu uczucie było tym słodsze. Przekręciłam zamek. Cass mogła się dobijać, ile chciała. Miała przerąbane. Nie wiedziała tylko, że Mark był w tej chwili z Loganem i że nie wzięli ze sobą telefonów. Przebywali poza domem.

Mason spojrzał na mnie znad stołu, kiedy szłam korytarzem do kuchni.

– Kto to był?

Miał przed sobą notatnik i długopis. Kończył pisać przemowę.

Mark był świadkiem, a Mason i Logan byli drużbami. Pozostali dwaj wymknęli się teraz, żeby załatwić coś z gołębiami. Nie chciałam wiedzieć, o co dokładnie chodziło, więc nie dopytywałam o szczegóły. Wiedziałam tylko, że celowo zostawili telefony, twierdząc, że nie chcą ryzykować, że zostaną nagrani. Potem Mark spuścił kolejną bombę. Był kiepski, jeśli chodzi o przemowy, więc nie zamierzał żadnej wygłaszać. Nikt nie był na tyle głupi, żeby powierzyć coś takiego Loganowi, wiec jedyną osobą, która mogła to zrobić, był Mason. To dlatego mój chłopak został teraz ze mną.

Musiałam już iść, żeby zdążyć z fryzurą, cieszyłam się więc, że w posiadłości zostałam tylko ja i Mason. Wieczorem będzie tu pełno ludzi, ale w tej chwili musiałam się powstrzymywać, żeby nie usiąść mu na kolanach. Jego włosy były zmierzwione, bo nie obcinał ich przez całe lato. Jutro zgoli je na nowy sezon rozgrywek, więc teraz mogłam się nacieszyć przeczesywaniem jego kosmyków palcami. Na jego twarzy widać było cień zarostu, ale wyglądał cudownie. Miał wyraziste oczy, kanciaste kości policzkowe, mocno zarysowaną linię szczęki i atletyczną budowę ciała, wyrzeźbionego przez lata treningów i dodatkowe ćwiczenia zeszłego lata. Nie dziwiłam się, że tak wiele dziewczyn z Uniwersytetu Caina go pożądało. Ręce aż mnie świerzbiły, żeby dotknąć jego zmarszczonego czoła.

– Nikt.

Jeszcze bardziej się zasępił.

– Nie brzmiało to na nikogo.

Wzruszyłam ramionami i przysunęłam się do niego.

– Wierz mi, to nie był nikt ważny.

– Hmm – mruknął, ale uśmiechnął się i nachylił, żeby mnie pocałować.

Dotyk jego ust wzbudził delikatny dreszcz. Byliśmy razem już od trzech lat i przeżyliśmy wiele dołków, ale nasza rozłąka trwająca ostatni rok niedługo miała się skończyć na dobre. Po tym weekendzie zapakujemy samochody i Mason, Logan i ja pojedziemy na studia.

Mason miał zacząć treningi z opóźnieniem przez zawieszenie na uczelni. Pozwolili mu podejść do egzaminów online i nie stracił stypendium sportowego, ale wiedziałam, że denerwuje się powrotem. Sebastian i jego ekipa też zostali zawieszeni.

Gdy nasz pocałunek stał się głębszy, Mason westchnął. Czułam jego napięcie.

Dłonią ujęłam jego twarz i odsunęłam się.

– Wszystko będzie dobrze.

Głęboko w jego oczach widziałam troskę. Uniósł dłoń i odgarnął mi kilka kosmyków za ucho, a potem dotknął mojego policzka.

– Jeśli skrzywdzą ciebie… skrzywdzą Logana… – Kąciki jego ust się ściągnęły, a w oczach pojawił się przebłysk cierpienia. – Nie wiem, co bym zrobił, gdyby cię tknęli, Sam. Nie mam pojęcia.

– Wcale do tego nie dojdzie.

Park Sebastian był przywódcą oficjalnie rozwiązanego bractwa – i to z nim skłócił się Mason. Nie chciał się bawić w te wszystkie gierki typu „z kim jesteś spokrewniony”, „jak bogaty będziesz w przyszłości” albo „ja ci zrobię przysługę, a ty mi się odwdzięczysz”. Sebastian początkowo chciał go w nie wciągnąć. Nie pogodził się z odmową.

Zatopiłam palce we włosach Masona i odsunęłam jego głowę na tyle daleko, żeby spojrzeć mu w oczy. Bał się. Czułam to przez całe lato. Każdej nocy, kiedy mnie przytulał, był coraz bardziej spięty, im bliżej było do tego weekendu.

Nie zamierzałam być jednym z jego słabych punktów.

– Mason, nie musisz się o mnie martwić. Choćby nie wiem co, damy sobie z tym radę. Nikt mnie nie skrzywdzi. Nic się nie stanie Loganowi.

Oparł dłoń na moim karku. Przyglądał się mojej twarzy. Chciał w to uwierzyć, ale nie był w stanie. On wiedział lepiej. Przeszliśmy zbyt wiele, żeby wierzyć, że wszystko będzie dobrze. Ale ja nie mogłam być jego słabym punktem.

Nie, to nie może się wydarzyć. Nie pozwolę się użyć do tego, żeby ktoś go zranił. Zbliżyłam się do niego.

– Mówię poważnie, Mason. Jestem tu, u twojego boku. Zrobię, co będziesz chciał.

– Sam… – zaczął.

Widziałam, że toczy w sobie walkę. Pokręciłam głową.

– Nie. Przestań. Naprawdę. Tym razem wreszcie mogę ci pomóc. I tak zrobię. Nikt na mnie nie poluje. Żaden odrzucony adorator ani szalony prześladowca, ani nawet wredna suka jak Cass. Nikogo w tym stylu do siebie nie dopuszczę. Już to przerabiałam. Wiem, jak sobie z tym poradzić.

Przyciągnęłam go do siebie, patrząc mu głęboko w oczy. Był rozdarty, więc uśmiechnęłam się i delikatnie przycisnęłam moje wargi do jego ust.

– Tym razem mi zaufaj. Wiem, co się działo w szkole i teraz jestem tu, żeby cię wspierać. Po prostu tyle i aż tyle.

Pokręcił głową.

– Nie powinno cię to obchodzić. To właśnie mnie wkurza. Nie powinienem się przejmować tym, że Sebastian będzie chciał cię dorwać, ale… on jest zdolny do wszystkiego.

– Przestań.

Mason zawsze dawał czadu. Zawsze stawał w pierwszej linii i rzucał innym wyzwanie. Nigdy nie zachowywał się tak jak teraz – niepewny co do przyszłości. Nie do takiego Masona byłam przyzwyczajona i tym bardziej chwytało mnie to za serce.

– Zakoleguję się z ludźmi, jeśli to cię uspokoi. Otoczę się koleżankami z college’u, a kiedy będę cię odwiedzać, zachowam czujność. A ty i Logan będziecie mogli po mnie przyjechać o dowolnej porze. Co ty na to?

– On nie może cię skrzywdzić – powiedział. – Nie wiem, co bym zrobił, gdyby coś ci się stało.

– Nie zrobi tego. – Przytuliłam się do niego, jeszcze raz go całując. – Obiecuję – szepnęłam.

– Hejka! – Od drzwi wejściowych rozległ się krzyk i odsunęliśmy się od siebie. Sekundę później do domu wkroczyli Logan i Mark. Mieli zaczerwienione policzki, a ich czoła skrzyły się od potu. Obaj byli głupkowato uśmiechnięci.

– Hejka! – powtórzył Logan, po czym zatrzymał się, przymrużył oczy i przekrzywił głowę. – Czy wy się przed chwilą tutaj ten tego?

Ręka Masona opadła z mojej talii. Przewrócił oczami.

– Logan, nie jesteśmy jak króliki, które parzą się cały czas.

– Czemu nie? – Logan wyjął sok pomarańczowy z lodówki i przyniósł go do stołu.

Kiedy go postawił, Mark chwycił dwie szklanki i oboje usiedli.

– Ja bym tak robił. Wiesz, gdybym mógł… jakbyśmy mogli, gdybyśmy…

– Weź się zamknij. – Mason spiorunował go wzrokiem.

Logan mrugnął do mnie, nalewając sok do szklanek, uśmiechnięty od ucha do ucha.

– No weź, braciszku. Myślałem, że nikogo nie rusza to, co już przedyskutowaliśmy. Wiesz, że Sam i ja, że między nami mogłoby…

– Wtedy ci przywaliłem – warknął Mason. – I nie zawaham się, żeby to powtórzyć.

– Co? – Logan wskazał na swoją twarz. – Nie tutaj. Muszę być piękny i gładki. Inaczej mama Malinda urwie ci jaja. – Przerwał na chwilę i z błyskiem w oczach popatrzył na Masona, a potem na mnie. Jeszcze szerzej się uśmiechnął. – Jak myślisz, Sam? Jak by nas nazywali? Ty i Mason jesteście Samson. A my moglibyśmy być… Samog? Nie, to brzmi kiepsko. Sagan? Lotha? Równie beznadziejnie. A może po prostu SamLo? Nieee, też do bani.

Mark napełnił swoją szklankę i przyglądał się Loganowi. Co chwilę wędrował też wzrokiem w naszą stronę. Ściskał szklankę dłonią, a jego grdyka poruszała się w górę i w dół.

Mason sięgnął po długopis i pochylił się w stronę brata.

– Zamknij się. – Ruchem szybkim jak błyskawica uderzył długopisem w blat stołu. Kiedy odchylił się na krześle, długopis sterczał w górę spomiędzy palców Logana.

Wszyscy zrobiliśmy wielkie oczy.

Mason był szybki. Zdaliśmy sobie sprawę z precyzji jego ruchu już po tym, jak go wykonał.

Pierwszy zareagował Logan. Wybuchnął śmiechem, który stawał się coraz głośniejszy. Jednocześnie kręcił głową.

– Uwielbiam się z tobą droczyć.

– Będziesz tego żałował.

Śmiech ucichł. Logan siedział nieruchomo.

– Co chcesz przez to powiedzieć?

– Kiedy będziesz miał kobietę, którą kochasz… – Mason zerknął na mnie. – Kiedy będzie dla ciebie całym światem i będziesz gotowy na wszystko, żeby tylko zapewnić jej bezpieczeństwo, będę się rozkoszował, robiąc to samo, co ty robiłeś mi przez całe lato.

– Cóż… – Logan zmarszczył brwi, a kąciki jego ust opadły. – To nie będzie zbyt miłe z twojej strony.

– Karma jest dziwką. – Mason powiedział to łagodnie, ale drażnił się z bratem i wszyscy dobrze o tym wiedzieli.

Logan spojrzał na mnie. Widziałam, że chce mnie o coś zapytać, ale pokręciłam głową. Ja też czułam już irytację.

Tak, była szansa na Logana i Sam, ale nic takiego się nie wydarzyło. Mógł być moim chłopakiem, ale to Mason stał się moją bratnią duszą. Waga pytania o to, czy Logan coś do mnie czuł, czy nie, prześladowała nas już od jakiegoś czasu. Wyjaśniliśmy to sobie w zeszłym roku, zaraz przed tym, jak spłonął akademik bractwa. Na jaw wyszła prawda, że mogło być jakieś „my” ze mną i Loganem. Mason przyjął to lepiej, niż się spodziewałam.

I to, co powiedział, było prawdą. Ostatnio Logan żartował o nas znacznie częściej niż kiedyś. Miałam wrażenie, że ma to więcej wspólnego z tym, że on i Kris ze sobą zerwali. Rozstali się, potem zeszli znowu i powtórzyli to jeszcze kilka razy przez ten rok. Ich ostateczne rozstanie nastąpiło cztery miesiące temu. Kilka tygodni przed końcem szkoły Logan rzucił Kris na imprezie i tego samego wieczoru powrócił do swoich wcześniejszych przyzwyczajeń. Krążyły plotki, że tej nocy na jednej imprezie obciągnęły mu dwie laski, a do domu wrócił z kolejną.

Dziewczyny zrobiły się dla mnie milsze niż wtedy, gdy spotykał się z Kris. Nie byłam głupia. Nauczyłam się rozpoznawać z daleka spojrzenia w stylu „chcę cię wykorzystać, bo jesteś blisko Logana Kade’a”. Unikałam ich zagrywek, a kiedy nie byłam w stanie, moja najlepsza przyjaciółka, Heather Jax, okazywała się w tym bardzo pomocna.

A skoro już pomyślałam o Heather, spojrzałam na zegar ścienny.

Musiałam iść do fryzjera z Malindą, jej dwiema siostrami i najlepszą przyjaciółką. Wiedziałam, że będą tam też jej córki. Ale nie Heather.

– Co? – zapytał Mason.

– Co? – powtórzyłam za nim.

– Westchnęłaś. Co jest nie tak?

– Och. – Przytłoczyła mnie wizja fryzur, zapachu lakieru do włosów oraz jednoczesnych chichotów i szeptów. Wzdrygnęłam się. – Po prostu chciałabym, żeby Heather nie musiała dziś pracować.

– Nate się pojawi. Ma jakieś spotkanie na uczelni, ale później przyjedzie tutaj. Jax też dzisiaj przyjdzie, prawda?

Kiwnęłam głową do Logana.

– Tak. Dostanie wychodne akurat na pierwszy taniec.

– Dzięki Bogu. – Przeczesał włosy palcami. – Ona i Channing są teraz skłóceni, prawda?

Zesztywniałam. Miał rację. Heather i jej „po raz kolejny były/obecny” chłopak z Roussou mieli właśnie fazę kłótni, a zadziorne flirty między nią a Loganem przybrały na sile przez ostatnie trzy tygodnie.

Dziwnie się z tym czułam, ale jeśli Heather chciała się przespać z Loganem, nic nie mogłam na to poradzić. To nie tak, że nie zdawała sobie sprawy, w co się pakuje, a jednak słowa same cisnęły mi się na usta.

– Jeśli zrobisz to, co myślę, że chcesz zrobić… – Starałam się, żeby mój poważny ton dotarł do Logana.

Wiedział, co chciałam mu przekazać. Poruszył się bardzo powoli, prostując na krześle jak struna. Jego szelmowska mina, z którą wszedł do jadalni, teraz stała się bardziej poważna. Kiedy patrzył mi w oczy, opuścił nieco głowę, tak że nasz wzrok był teraz na jednym poziomie.

– Musisz pamiętać, że to jedyna dziewczyna, która była dla mnie prawdziwą przyjaciółką. Nie możesz jej tego zrobić. Rozumiesz?

– Jax nie jest jak inne dziewczyny, Sam. – Logan zacisnął szczęki. – Szanuję ją.

– Pamiętaj, żeby dalej ją szanować, jak będzie po wszystkim.

Na ladzie zabrzęczał telefon i Mark wstał po niego. Przeczytał wiadomość i spojrzał na mnie.

– Ehm, Sam?

Wiedziałam już, o co chodzi, i zaczęłam się podnosić na krześle.

Wciąż był niepewny, przenosił wzrok z Logana na mnie i z powrotem.

– To moja mama – powiedział cicho. – Potrzebują cię w domu.

– Fryzjer. – Kiwnęłam głową.

Mason chwycił mnie za rękę i pociągnął w dół. Ujął tył mojej głowy i pocałował mnie.

– Baw się dobrze ze swoją nową mamą. Ona już kocha cię jak własną córkę – wymruczał mi do ucha tak cicho, żebym tylko ja to słyszała.

Poczułam dreszcz, a moje gardło się zacisnęło. Kiwnęłam głową i też go pocałowałam, a potem wstałam i wyszłam z domu.

Kiedy przechodziłam przez ulicę do domu taty i Malindy, wytarłam oczy. Bez względu na to, co się działo między nami, Mason miał rację. Tego dnia w moim życiu miała się pojawić nowa mama – taka, która naprawdę mnie kochała.

Poczułam, jak z ramion opada mi ciężar. Kiedy wchodziłam do środka i od progu słyszałam chichoty dobiegające z kuchni, złapałam się na tym, że się uśmiecham. Dziś Malinda miała zostać panią Malindą Decraw-Strattan.

Była tu, z ramionami otwartymi na powitanie.

– O rany! To moja córka. Chodź no tutaj, przepiękna kobieto!

Rozdział 2

Samantha

iedy stałam w pierwszym rzędzie w kościele, a Malinda i mój ojciec, David, składali sobie przysięgę małżeńską, nie mogłam się powstrzymać przed spoglądaniem na Masona. Patrzyliśmy na siebie przez większość ceremonii. To było wspaniałe uczucie: być tutaj, uczestniczyć w ślubie Davida ze świadomością, że wreszcie będzie miał dobrą żonę, a jego drużbami są Mason i Logan. Miałam wrażenie, że teraz naprawdę jesteśmy rodziną, jakby Malinda adoptowała całą naszą trójkę.

Gdy nadeszła moja kolej, żeby przejść przez kościół, po tym jak pastor ogłosił Davida i Malindę mężem i żoną, Mason podał mi swoje ramię. Pochylił się i wargami musnął moje czoło.

Gdzieś w głębi poczułam, jakbym była w bajce. Kiedy tak szliśmy, miałam wielką ochotę natychmiast poprosić pastora, by uprawomocnił nasz związek. Wbiłam palce w ramię Masona, żeby powstrzymać się przed tym.

W ławkach widziałam sporo znajomych Marka, a kiedy ich mijaliśmy, Cass rzuciła mi wrogie spojrzenie. Pociągnęłam Masona w bok, a mój bukiet o włos ominął jej głowę. Wciągnęła powietrze i słyszałam, jak wyrzuca z siebie przekleństwo, ale szliśmy naprzód, mijając kolejne osoby, na przykład Mirandę Stewart. Przyszła z Peterem. To ciekawe. Był też Adam. A obok niego Becky i Lydia. Nie zauważyłam jednak Jessiki. Zdziwiłam się. Jeff też tu był i zaczął do nas machać. Mason zaśmiał się pod nosem, ale Jeff nie przestawał.

– Wyglądasz świetnie, Logan! – krzyknął.

Fala śmiechów przetoczyła się przez tłum gości. Kilka dziewczyn zachichotało i zaczęło coś do siebie szeptać, jak zawsze, kiedy chodziło o Logana, ale wiedziałam, że reszta jest wciąż zapatrzona w Masona. Kiedy był w liceum, traktowały go jak najcenniejszą nagrodę. Tylko jego nigdy nie mogły zdobyć. Gdzieś w głębi duszy zastanawiałam się, czy dziś spróbują to zrobić. Będą tańce, muzyka, alkohol i pewnie jakieś dragi. Ja nie zamierzałam w tym uczestniczyć, ale na pewno znajdzie się sporo chętnych. Znów ogarnęła mnie chęć odciągnięcia Masona gdzieś daleko, żeby zachować go tylko dla siebie.

Kiedy dotarliśmy do czekających na gości Malindy i Davida, świeżo poślubiona żona mojego taty odciągnęła mnie na bok i wzięła w ramiona, pocierając dłonią moje plecy.

– Hej, słońce.

Uścisnęła mnie raz jeszcze, zanim pozwoliła przejąć mnie Davidowi. Mason przytulił Malindę za moimi plecami, ale kiedy był czas, żeby mnie puścić, mój tato tego nie zrobił.

– Tak bardzo cię kocham, Samantho – wyszeptał zduszonym głosem. – Nawet nie masz pojęcia, jak bardzo, i czuję, jakby twoja obecność w moim życiu była błogosławieństwem. Chcę, żebyś o tym wiedziała.

Emocje wzbierały we mnie coraz mocniej, a po twarzy pociekły mi łzy. „O mój Boże”. Odsunęłam się i zobaczyłam, że on też ma mokre policzki. Przeszliśmy razem tak wiele. Chciałam mu o tym powiedzieć, ale wydusiłam z siebie tylko kilka słów.

– Dziękuję, że po mnie wróciłeś.

Spojrzałam na Malindę, która nas obserwowała. Uśmiechnęła się do mnie, w oczach również miała łzy. Położyła dłoń na dekolcie.

– Oooch! – Objęła nas i przycisnęła do siebie. Po chwili machnęła ręką za moimi plecami. – Marcus, Logan, Mason, wszyscy tu chodźcie. Rodzinne przytulanko!

Mason objął mnie od tyłu, a za nim stanął Logan. Mark zajął miejsce za swoją mamą. Wszyscy troje zamknęli nas w mocnym uścisku, a za nami usłyszeliśmy klaskanie.

Zesztywniałam.

Wtedy zwykle ktoś sobie z nas żartował, ale tym razem nic takiego się nie stało.

Malinda odsunęła się i dotknęła włosów, by upewnić się, że fryzura wciąż się trzyma, a potem machnęła ręką na grupę, w którą zbili się goście.

– Chodźcie – zawołała. – Zamierzam przytulić każdego z was. Zróbmy taki wielki pociąg przytulasów.

– Chciałbyś, żebyśmy zostali i witali gości? – zapytałam Davida.

Poklepał mnie po ramieniu.

– Idźcie i bawcie się dobrze. Zdjęcia już zrobiliśmy. Możecie się zrelaksować i nacieszyć sobą. Tylko przyjdźcie za dwie godziny na imprezę.

– Chwila, chwila. – Logan zbliżył się, napierając na mój łokieć, żeby lepiej słyszeć rozmowę. – Mamy aż dwie godziny?

Uśmiech zniknął z twarzy taty, który poprawił klapy smokingu.

– Lepiej, żebyś się pojawił, i do tego trzeźwy, Logan.

– Jasne, jasne. – Logan objął mnie ramieniem i pokiwał głową. Wydawał się promieniować z ekscytacji i z trudem to ukrywał. – Nie chcę wkurzyć Mamy Malindy. Przyjdziemy i będziemy trzeźwi… albo będziemy wyglądać na trzeźwych.

– Logan.

Przyłożył palce do czoła i zasalutował mojemu ojcu.

– Do zobaczonka, señor Strattan.

– Masonie. – Mój ojciec zignorował Logana. – Chcę, żeby moja córka wróciła, i musi być trzeźwa. Szef policji będzie na naszym weselu.

Mason zrobił krok naprzód i stanął u mojego boku. Zdjął rękę Logana z moich ramion i poklepał ją, dopilnowując, żeby opadła z powrotem do boku jego brata. Kiwnął głową do mojego taty.

– Tak będzie. Logan ma dzisiaj pieprz w tyłku, ale nie ma się czym martwić.

Mason splótł palce z moimi i przyciągnął mnie do siebie.

– Będzie bezpieczna. Prawda, Loganie? – powiedział ponad moją głową.

Jego brat przewrócił oczami i wskazał ręką za siebie.

– Lepiej się ewakuujmy, zanim ten tłum tu dojdzie.

Gdy tylko wyszliśmy, pobiegł wprost do cadillaca Masona. Skierował się do drzwi pasażera z przodu.

– O nie. Do tyłu, brachu – zawołał Mason.

Logan nie oponował. Wślizgnął się na tylne siedzenie i machnął na nas, żebyśmy się pospieszyli.

– No ruszać się. Hashtag „Loganchcesięnapić”. Nie mam całego dnia.

– O Boże. – Mason puścił mój łokieć.

Okrążyłam samochód i wsiadłam do środka.

– I daj sobie siana z tymi hashtagami – dodał Mason, kiedy byliśmy już w wozie. – Dziś tego nie zniosę.

Logan zignorował go i zaczął uderzać dłonią w sufit.

– Dobra, dobra. Jedźmy już. Mam dziś ochotę pić na umór.

Mason uruchomił silnik, a wtedy zobaczyłam, jak Mark wybiega z kościoła.

– Poczekaj. Mark też z nami jedzie.

Logan jęknął.

– No jedź już.

Te słowa sprawiły, że atmosfera się zmieniła. Mason i ja spojrzeliśmy na siebie. Coś się działo z Loganem, coś więcej niż tylko ochota, żeby się napić, przespać z kimś i komuś przywalić. Chodziło o Marka, który dołączył do grupy dlatego, że był teraz moim przybranym bratem. Trzon wciąż stanowiła nasza trójka, ale Logan wyraźnie chciał go wykluczyć.

Mark prawie dotarł już do samochodu.

– Mason – szepnęłam.

Kiwnął głową, odwrócił się i opuścił szybę.

– Załatwię to. – Kiedy Mark zaczął okrążać samochód, zwrócił się do niego: – Hej, dasz nam chwilkę?

Mark zatrzymał się i zmarszczył czoło.

– Yyy, jasne…

Spojrzał na mnie przez przednią szybę, a ja podniosłam palec, który miał oznaczać krótką chwilę. Ściągnął brwi, ale oparł się o maskę i wcisnął ręce do kieszeni kurtki. Nie chciałam go wykluczać, ale tu chodziło o sprawy rodzinne.

Mason odwrócił się na fotelu.

– O co ci chodzi?

– O nic. Mam ochotę się napić. – Logan wciąż uderzał w sufit samochodu. – Jedźmy już.

– A Mark nie może z nami jechać?

– Może. – Wzruszył ramionami. – Nie powinienem tak mówić.

Byłam zdumiona. Już od dawna Logan nie był taki zmienny, ale dziś – wcześniej, kiedy wrócili z Markiem, gdziekolwiek byli – wydawał się pewny siebie. To właśnie dało mi do myślenia.

– Czy coś się stało, kiedy razem kombinowaliście?

– Niee. Malinda chciała, żeby w trakcie wesela wypuścić w powietrze gołębie. Przekonaliśmy gościa od gołębi, żeby dorzucił kilka białych, które zrzucą na ludzi balony z wodą. – Zachichotał, ale jego śmiech był urywany, szorstki i jakby podenerwowany. – Mówił, że ma takie specjalne, które można do tego wyszkolić.

– I kto ma oberwać balonami? – zapytał Mason.

– Paru dzbanów. – Logan wzruszył ramionami. Przerwał stukanie w sufit i spojrzał bratu w oczy. – Quinn.

Mason uśmiechnął się do niego.

Logan przeniósł wzrok na mnie.

– Miranda Stewart.

Nie miałam nic przeciwko.

– Chciałem też spuścić jeden na Cass, ale Mark odmówił – dodał. – Stwierdził, że to zniweczy jego szanse, żeby zaciągnąć ją dziś do łóżka.

– Skoro ty i Mark nie skonfliktowaliście się z powodu tego numeru, to o co chodzi? Co się z tobą dzieje? – zapytałam.

– Nic. Jak już wspomniałem, nie powinienem był tak mówić. – Zaklął pod nosem i otworzył tylne drzwi. – No chodź, stary. Koniec przesłuchania.

Mark zawahał się, zanim wsiadł. Mason spojrzał na jego odbicie w lusterku wstecznym.

– Sorry. Logan zachowywał się jak kretyn. Musieliśmy szybko nad tym zapanować.

Mark machnął ręką.

– Żaden problem. Kumam. – Zerknął przez ramię. – Ale, yyy… możemy już jechać? Jestem pewien, że moja dziewczyna zaraz zacznie mnie szukać.

Jęknęłam.

– Gaz do dechy, Mason.

Też zerknęłam do tyłu i w momencie, kiedy nasz cadillac odjeżdżał z parkingu przed kościołem, Cass wyszła na zewnątrz i zaczęła się rozglądać, mrużąc oczy i osłaniając je przed słońcem. Miranda, Peter i cała Elita Akademii szli tuż za nią i również patrzyli wokół parkingu.

Wyprostowałam się w fotelu. No nie. Nie miałam ochoty przebywać z tymi ludźmi. Użeranie się z Cass jako dziewczyną Marka już mi wystarczało. A teraz potrzebowałam się napić. Kiedy dotarliśmy do posiadłości Kade’ów, Logan stanął za barem w podziemiu. Szłam właśnie do łazienki, gdy uniósł kieliszek, który przed chwilą napełnił.

– Sam, chodź tutaj.

– Idę do łazienki.

Pokręcił głową. Jego spojrzenie przybrało bardziej szelmowski wyraz, kiedy uniósł kieliszek jeszcze wyżej.

– Odlać możesz się później. Najpierw wypijmy.

Popatrzyłam na Masona. Widać było, że nie mógł już znieść zachowania brata. Stanął przede mną.

– Okej, już wystarczy. Co ci, do cholery, leży na wątrobie?

– Nic.

Mason sięgnął po kieliszek, ale Logan go odsunął, po czym znów wyciągnął w moim kierunku.

– Sam, no weź. Ja gram zespołowo.

Uniosłam brodę. To był ewidentny docinek w moją stronę. A Logan tego nie robił. Wyładowywał frustrację na innych, ale nie na mnie.

Mason wziął kieliszek z jego dłoni.

– Wyjaśnisz może, co to miała być za aluzja?

Mark wycofał się gdzieś w kąt. Przesuwał wzrokiem między nami i wcale go za to nie winiłam. Był członkiem rodziny, ale nie trzonem grupy. Nasze nieporozumienia rozwiązywaliśmy zwykle na osobności, a teraz Mark stał się obserwatorem. Logan i Mason przerażali, kiedy się z kimś pokłócili, ale najbardziej niebezpiecznie robiło się, kiedy konflikt wybuchał między nimi dwoma. Łączyła ich miłość, a także niezwykła lojalność, ale kiedy się poróżnili, nie powstrzymywali się. To była właśnie jedna z takich sytuacji.

Podeszłam do Masona i delikatnie dotknęłam wierzchu jego dłoni, żeby wiedział, że tam jestem. Odpowiedział na mój dotyk, odwracając dłoń. Mały palec splótł z moim i ścisnął go, zanim odsunął rękę.

– Mówię serio, Logan. Możesz sobie pogrywać z ludźmi, ale nie z nami. Co się z tobą dzieje?

– Nic. – Wypił zawartość kieliszka, który był przeznaczony dla mnie, a potem także porcje dla Masona i Marka. – Po prostu nic.

– Może lepiej, jak sobie pójdę… – zaczął Mark i ruszył w stronę schodów.

– O, nie, Mark – zatrzymał go Logan. W tonie jego głosu była jakaś zaciekłość. – Czemu miałbyś iść? Przecież jesteś teraz rodziną dla Sam. – Nalał kolejny kieliszek i pomachał nim między sobą a bratem. – Nie to co my. My mieliśmy nią być, pamiętasz? – Jego zagniewany wzrok spoczął na mnie. – W dawnych czasach, kiedy twoja mamuśka wkręcała naszego ojca w małżeństwo. I serio – zaśmiał się z goryczą – nienawidziłem jej. Wiem, że Mason też. Nie chcieliśmy mieć z nią nic wspólnego. A jednak razem z nią pojawiłaś się ty i schowałem tę nienawiść do kieszeni.

Przerwał i przymknął powieki. Zwiesił głowę, a potem znów odchylił ją do tyłu, wypijając kolejny kieliszek. Mówił dalej:

– To ona cię do nas sprowadziła, Sam, ale my nie jesteśmy rodziną. Nie jestem twoim bratem. Teraz on nim jest.

Mark chrząknął, a Mason westchnął cicho.

– Logan.

– Daj sobie spokój, okej? – warknął Logan. – Mark jest członkiem jej rodziny. Ty będziesz kiedyś jej mężem. Może wtedy oficjalnie zostanę rodziną Sam.

Zmrużyłam oczy. Logan jest rodziną. Gadał bzdury. Nie wierzyłam mu ani przez chwilę i nie byłam w stanie się powstrzymać.

– Ale ściemniasz, Logan. – Poczułam, jak atmosfera staje się jeszcze bardziej napięta, ale miałam to w nosie. Wiedziałam, że Logan nie mówi prawdy, i postąpiłam naprzód z wyzywająco uniesioną brodą. – Co się naprawdę dzieje?

– Chyba właśnie to powiedzia…

– Ty jesteś rodziną – przerwałam mu. – I dobrze o tym wiesz. Mason to wie. Wszyscy w Fallen Crest to wiedzą, więc przestań gadać bzdury. O co naprawdę chodzi? O moją matkę? – „Zaraz…” – Nie, o ojca. Nie wyszła za twojego tatę, jeszcze nie, ale wam go odebrała.

A Logan po weekendzie wyjedzie na studia, podczas gdy jego taty tu nie ma i nie było przez ostatni rok.

– O to chodzi, prawda? – powiedziałam łagodnie. – O waszego ojca.

Oczy Logana zachmurzyły się niebezpiecznie. Chciał, żebym się zamknęła, ale nie był w stanie mi tego powiedzieć. Potrafiłam go przejrzeć jak prawie nikt inny. Pokręciłam głową.

– Logan, wasz tata…

– Jest pieprzonym dupkiem, ale go tu nie ma, prawda? – wypalił. – I tak, Sam, twoja matka nam go odebrała. Nie ma go tutaj, w ostatnim roku szkolnym swojego syna, ale chyba nie powinienem się dziwić. Nigdy go przy nas nie było. Zawsze gdzieś się szwendał i pieprzył jakieś cizie. No i oczywiście musiał się zakochać i stać się tym dobrym kolesiem dla jakiejś psychotycznej wiedźmy jak Analise Strattan.

– Logan… – przerwał mu Mason.

– Nawet nie zaczynaj, Mason. Ty też byłeś na niego wkurzony, i to dłużej niż ja. To ty ciągle chciałeś mu nakopać, nie ja. Mam dosyć, pozwól mi choć jeden raz wyrzucić to z siebie. Dlaczego miałbym się powstrzymywać? – Wskazał na Marka, który stał nieruchomo pod ścianą. – Świętujemy ślub jego mamy z tatą Sam. Jego mamy, która jest zajebista, kochana i potrafi być lepszą matką przez jeden dzień, niż Analise będzie przez całe swoje życie. No wiesz, to świetnie dla Sam. Wreszcie będzie mieć rodzinę, która ją kocha i wspiera. Wreszcie, prawda? Wreszcie. Podczas gdy ty i ja… utknęliśmy z naszym pieprzonym starym. – Logan zmierzył brata poważnym spojrzeniem. – Ty i ja, Mase, jesteśmy z boku. Ten przytulas to potwierdził. Mama Malinda jest super, ale prawdziwą rodziną Sam są teraz oni, nie my.

To nie była prawda. Zaczęłam kręcić głową, ale w środku wszystko wirowało. Nie mogłam uwierzyć, że Logan naprawdę tak myśli.

– Nie, Logan.

Prychnął i napełnił więcej kieliszków. Tym razem Mason wziął jeden, a drugi podał Markowi. Kiedy ten się zawahał, Logan uśmiechnął się do niego półgębkiem.

– Sorki. Nie miałem zamiaru cię atakować. Po prostu jestem… – zmierzył Marka wzrokiem od stóp do głów, a jego uśmieszek nieznacznie się zmniejszył – …chyba zazdrosny. To nie jest uczucie, do którego jestem przyzwyczajony.

Podsunął ostatni kieliszek w moją stronę.

– Zapomnij moją gadaninę. Jakoś się pozbieram. Co ty na to, Sam? To twój moment na świętowanie. Masz rodzinę, której pragnęłaś. Wreszcie.

Spojrzałam na Masona i zobaczyłam, że on też jest rozdarty. Logan był zazdrosny, tak jak mówił. Kade’owie byli bogaci, ale pieniądze to jedyny pożytek, jaki mieli ze swojej rodziny. Bo ta była rozbita. Ojciec zostawił ich już niejeden raz. Wystarczyło mi to, że Mason nie powiedział ani słowa, i już wiedziałam, że rozumie ból swojego brata. To bolało tym bardziej, że razem dzielili swoje poczucie porzucenia. A teraz czuli się tak, jakbym i ja ich porzucała, mimo iż wiedzieli, że to nieprawda.

Wyprostowałam ramiona i zebrałam się w sobie. Wzięłam kieliszek, uniosłam go i zwróciłam się do Logana:

– Ty. I ty. – Skierowałam wzrok na Masona. – Obaj jesteście moją rodziną. Matka mnie zostawiła. Ojciec też. A wy trzymaliście się ze mną i nie daliście mi zginąć. Jesteście dla mnie definicją rodziny. Nikt nie może się z wami równać, a to, o czym pieprzycie, że wreszcie znalazłam rodzinę, to jakieś totalne bzdury. To wy dwoje byliście nią przez te lata. Wy nią jesteście, bez względu na wszystko. Przestań się nad sobą użalać, Logan, i zacznij się cieszyć, że Mama Malinda będzie kupować ci prezenty na Gwiazdkę, bo to jedyna rzecz, która się zmieni. Wy dwoje wchodzicie do rodziny razem ze mną. Was dwóch też przyjmują. – Pochyliłam się do nich, by się upewnić, że patrzą mi w oczy i widzą w nich obietnicę. – Przyjmij to na klatę. Nikt, do cholery, was nie zastąpi.

Zobaczyłam dumę bijącą od Masona, kiedy Logan z trudem powstrzymywał uśmiech, a stojący obok mnie Mark westchnął z ulgą. Uniosłam kieliszek, a oni poszli w moje ślady.

– Za jebaną rodzinę! – powiedziałam.

Każde z nas wychyliło drinka.

Logan wyszczerzył się i przesunął palcem między Masonem a mną.

– W waszym przypadku w sensie dosłownym – stwierdził.

Nikt tego nie skomentował.

Dawny Logan powrócił.

Rozdział 3

Mason

Dalsza część książki dostępna w wersji pełnej

Spis treści:
Okładka
Karta tytułowa
Prolog
Rozdział 1
Rozdział 2
Rozdział 3
Rozdział 4
Rozdział 5
Rozdział 6
Rozdział 7
Rozdział 8
Rozdział 9
Rozdział 10
Rozdział 11
Rozdział 12
Rozdział 13
Rozdział 14
Rozdział 15
Rozdział 16
Rozdział 17
Rozdział 18
Rozdział 19

Tytuł oryginału:

Fallen Crest University

(Volume #5)

Redaktor prowadząca: Aneta Bujno

Wydawca: Agata Garbowska

Redakcja: Ewa Kosiba

Korekta: Beata Wójcik

Opracowanie graficzne okładki: Łukasz Werpachowski

Projekt okładki: © Lisa Jordan Photography, www.lisajordanphotography.com.au

Zdjęcie na okładce: © Jovo Jovanovic (Stocksy.com)

Copyright © 2015. FALLEN CREST UNIVERSITY by Tijan.

Copyright © 2020 for the Polish edition by Wydawnictwo Kobiece Łukasz Kierus

Copyright © for the Polish translation by Barbara Kardel-Piątkowska, 2020

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2020

ISBN 978-83-66520-19-6

Bądź na bieżąco i śledź nasze wydawnictwo na Facebooku:

www.facebook.com/kobiece

Wydawnictwo Kobiece

E-mail: [email protected]

Pełna oferta wydawnictwa jest dostępna na stronie

www.wydawnictwokobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek