Niemoralne decyzje - Patrycja Strzałkowska - ebook + książka

Niemoralne decyzje ebook

Patrycja Strzałkowska

3,5

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Najnowsza powieść autorki bestsellerów ""Welcome to Spicy Warsaw"" oraz ""Cover Girl"".

 

Leila i Bartek. On, pracownik tajnych służb, oskarżony o brutalny gwałt. Ona, uznana psycholog, która swoje problemy rozwiązuje kokainą. Przypadkowe spotkanie, spontaniczny seks, luksus i układy – to początek niebezpiecznego związku. Ale z pozoru gorące uczucie może nie wystarczyć, by ukryć sekrety przeszłości, bo…

 

Nic nie jest takie, jakie się wydaje.

 

Zobacz, do czego zdolni są kochankowie i dokąd może zaprowadzić pożądanie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 310

Oceny
3,5 (62 oceny)
19
14
13
9
7
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Au­tor: Pa­try­cja Strzał­kow­ska

Re­dak­cja: Li­dia Za­wie­ru­szan­ka

Ko­rek­ta: Ju­lia Chmiel

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: LE­MON stu­dio

Skład: Iza­be­la Kruź­lak

Zdję­cia na okład­ce: Agnes Mo­del­ska

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz

Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka

© Co­py­ri­ght by Pa­try­cja Strzał­kow­ska

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal

Ta książ­ka jest fik­cją li­te­rac­ką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zmar­łych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­ko­we. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sa­ne w tej książ­ce są two­rem wy­obraź­ni au­tor­ki bądź zo­sta­ły zna­czą­co prze­two­rzo­ne pod ką­tem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści.

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, za wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Biel­sko-Bia­ła 2019

Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl

www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-557-6

Przy­go­to­wa­nie e-Bo­oka: Ma­riusz Kur­kow­ski

Dla Basi, by pa­mię­ta­ła, że z pie­kła za­wsze moż­na uczy­nić nie­bo.

PROLOG

O, Anie­le do­bro­ci, znasz nie­na­wiść stru­tą?

Pięść za­ci­śnię­tą w cie­niu, łzę z żół­ci za­pra­wą,

Gdy ze­msta gra po­bud­kę swą pie­kiel­ną nutą

I nad umy­słem ca­łym zwierzch­nie bie­rze pra­wo?

O, Anie­le do­bro­ci, znasz nie­na­wiść stru­tą?

Sprzecz­ność, Char­les Bau­de­la­ire, „Kwia­ty zła”

Je­że­li ktoś chce róż­nić się od in­nych, to ma do tego peł­ne pra­wo. Nie wszy­scy lu­dzie są prze­cież jed­na­ko­wi. Nie­któ­rym prze­szka­dza to, że ktoś ma inne zda­nie, inne cele i inne ży­cie, któ­re zresz­tą pew­nie nie­raz sam prze­kli­na, mar­nu­jąc czas na za­zdrość o in­nych. Czym by jed­nak było ży­cie w tłu­mie ko­pii? Ży­cie za­czy­na się od na­ro­dzin i to­czy się swo­im wła­snym ryt­mem. Ży­cie to po­tę­ga. Nie za­wsze jed­nak za­sta­na­wia­my się nad jego wiel­ko­ścią. Jed­ni je sza­nu­ją, a dru­dzy bez­myśl­nie mar­nu­ją. Moż­na je prze­żyć na wie­le spo­so­bów, wy­brać wie­le dróg. Moż­na być lep­szym albo gor­szym. Je­śli ktoś ma pew­ne de­wia­cje sek­su­al­ne, od­ży­wia się w szcze­gól­ny wy­bra­ny przez sie­bie spo­sób, ale nie za­czy­na się z tym ob­no­sić jak z trans­pa­ren­tem, to wszyst­ko da­lej jest w na­le­ży­tym po­rząd­ku. Je­śli ko­muś na­to­miast zu­peł­nie bra­ku­je em­pa­tii, je­śli ktoś czci ma­mo­nę, a jego ży­cio­wym ce­lem jest nisz­cze­nie dru­giej oso­by w ja­ki­kol­wiek spo­sób, jego oto­cze­nie może po­tę­pić ta­kie po­stę­po­wa­nie. Zda­rza się to, kie­dy taki osob­nik za­czy­na prze­ra­biać lu­dzi na swo­ją mo­dłę lub kie­ro­wać się wy­łącz­nie swo­im wła­snym in­te­re­sem, wy­rzą­dza­jąc krzyw­dę in­nym. Nisz­cze­nie sie­bie sa­me­go, a cza­sem i ko­goś, by do­pro­wa­dzić go do gra­nic moż­li­wo­ści, jest do­me­ną no­si­cie­li pie­kiel­nych skłon­no­ści, któ­rych jest, kur­wa, wie­lu. Wie­lu, a na­wet od cho­le­ry, lu­dzi my­śli wy­łącz­nie o so­bie i o tym, by po­wio­dło im się w ży­ciu le­piej niż są­sia­do­wi. Mimo wszyst­ko i za wszel­ką cenę.

Ale to jest tyl­ko moje zda­nie, to ja je wy­kre­owa­łam. Nie wszy­scy mu­szą mi przy­tak­nąć, bo prze­cież każ­dy jest inny.

Ja je­stem, hmm… bar­dzo spe­cy­ficz­na, a może ra­czej wy­jąt­ko­wo oso­bli­wa.

Ty

Z ła­two­ścią przy­cho­dzi mi oce­nia­nie cie­bie, two­ich po­czy­nań, do­ko­nań i wy­bo­rów. Po­nie­waż je­stem isto­tą za­wo­do­wo wgłę­bia­ją­ca się w ludz­ką psy­chi­kę, mogę z peł­nym prze­ko­na­niem stwier­dzić, że wła­ści­wie nie mam ocho­ty oce­niać sa­mej sie­bie. Dla­cze­go? Dla­te­go, że je­stem do­ro­słym czło­wie­kiem i już daw­no prze­sta­ło mnie to ob­cho­dzić. Poza tym kto nor­mal­ny w ogó­le przy­zna­je się do swo­ich błę­dów? Nikt. To moje ży­cie, w któ­rym mogę ro­bić to, na co mam ocho­tę, i na­wet je­śli nie ro­bię cze­goś w zgo­dzie z two­imi prze­ko­na­nia­mi, a na­wet i z pra­wem, to ro­bię to w zgo­dzie z wła­sną wolą i – ogła­szam wszem i wo­bec – tyl­ko na tym mi już za­le­ży.

Praw­dę mó­wiąc, moje ob­li­cza nie są gor­sze od two­ich, choć wła­ści­wie róż­nią się dia­me­tral­nie. Z mo­je­go punk­tu wi­dze­nia to ty je­steś wi­nien każ­de­go naj­mniej­sze­go zła, po­cząt­ku kry­zy­su, przy­śpie­szo­ne­go bi­cia ser­ca i za­łza­wio­nych oczu. To, że w na­stęp­stwie two­ich po­czy­nań i we mnie roz­bu­dzi­ło się al­ter ego, nie spra­wia, że je­stem grzesz­ni­kiem. Roz­grze­sze­nie do­sta­nę w pierw­szym lep­szym ko­ście­le, chy­ba że przy­znam się do wszyst­kich swo­ich błę­dów, a prze­cież tego nie chcę… Ale czy to ta­kie waż­ne? Nic, co wią­że się z tobą i z nami, nie jest już dla mnie istot­ne.

Nas już nie ma, a ja prze­cież nie ist­nie­ję.

To, że z mi­ło­ści ro­bi­my złe rze­czy, nie ozna­cza, że je­ste­śmy źli. Ozna­cza je­dy­nie, że mi­łość jest naj­waż­niej­sza, ale w na­szej hi­sto­rii zo­sta­ła ona za­bi­ta, jesz­cze za­nim zdą­ży­ła na­praw­dę się roz­wi­nąć, cho­ciaż ja do­wie­dzia­łam się o tym zde­cy­do­wa­nie za póź­no. Jak więc na­zwać te złe rze­czy ro­bio­ne z nie­na­wi­ści, któ­ra na­ro­dzi­ła się wsku­tek bra­ku szczę­ścia? Czy to już moż­na pod­cią­gnąć pod zwy­kły obłęd, czy win­ny jest czło­wiek, któ­ry do tego obłę­du do­pro­wa­dził, za­brał nam po­wód do dzie­le­nia się szczę­ściem?

Ja

Po­tra­fię ko­chać, ale po­tra­fię i nie­na­wi­dzić. To nie­praw­da, że bo­ga­te ko­bie­ty ma­rzą o złym ku­ta­sie. Ma­rzą o bru­tal­nym i ostrym sek­sie, ale tyl­ko na wy­łącz­ność. Ich męż­czyź­ni mają być tyl­ko dla nich w tym jed­nym je­dy­nym miej­scu, któ­rym jest ich łóż­ko, i nic poza tym.

Jesz­cze nie wiem, jaką wer­sję sie­bie wy­bio­rę po tym wszyst­kim, ale wiem, że pa­trząc w lu­stro i za­glą­da­jąc w zwier­cia­dło mo­jej du­szy, z pew­noś­cią zo­ba­czę w swo­ich oczach od­wa­gę…

…a prze­cież to do od­waż­nych świat na­le­ży!

Część 1

ROZDZIAŁ 1

Kie­dyś

„Te­re­sa. Jak moż­na w ogó­le dać ko­muś na imię Te­re­sa?!” – to był wła­ści­wie naj­więk­szy pro­blem dziew­czy­ny ży­ją­cej ła­twym ży­ciem dziec­ka bo­ga­tych ro­dzi­ców. Cze­go wię­cej chcieć, gdy nie ma się praw­dzi­wych pro­ble­mów, któ­re w nocy nie po­zwa­la­ją spać? Może jed­nak le­piej mieć mniej i do­ce­niać pier­do­ły ży­cia co­dzien­ne­go, niż mieć tyle, żeby nie cie­szyć się już z ni­cze­go. Mia­ła przed sobą wiel­ki świat. Ła­two jest żyć bez zmar­twień o to, co przy­nie­sie ju­tro. Te­re­sy nie przy­tła­cza­ły żad­ne wiel­kie pro­ble­my. Ni­cze­go nie ża­ło­wa­ła. Wszyst­ko jej było wol­no. Nie mia­ła też żad­nych po­wo­dów do wsty­du. Oprócz… No tak, oprócz znie­na­wi­dzo­ne­go przez nią imie­nia, któ­re odzie­dzi­czy­ła po ja­kiejś tam pra­pra­bab­ci ze stro­ny taty. Ni­g­dy jej nie po­zna­ła, po­nie­waż tam­ta umar­ła dłu­go przed jej na­ro­dzi­na­mi. Od dziec­ka wy­le­wa­ła przed ro­dzi­ca­mi swo­je żale i do­py­ty­wa­ła, jak mo­gli ją skrzyw­dzić tak pa­skud­nym imie­niem. Poza tym jed­nym pro­ble­mem moż­na by było o niej po­wie­dzieć krót­ko: w czep­ku uro­dzo­na. Tak się chy­ba wła­śnie przy­ję­ło mó­wić o lu­dziach, któ­ry mają ła­twiej już na star­cie. Z ła­two­ścią po­dej­mu­ją każ­dą de­cy­zję, nie mar­twiąc się kon­se­kwen­cja­mi, po­nie­waż za pie­nią­dze mogą zdo­być wszyst­ko, z sa­mym od­ku­pie­niem włącz­nie. Cze­go może za­tem pra­gnąć dziew­czy­na, któ­rej nie bra­ko­wa­ło na­wet pta­sie­go mle­ka? Sek­su, nie­za­leż­no­ści, a może praw­dzi­wiej mi­ło­ści? A może mi­ło­ści z sek­sem lub sek­su bez mi­ło­ści? Na po­cząt­ku zde­cy­do­wa­nie bar­dziej za­le­ża­ło jej na tym dru­gim. Była mło­da, chcia­ła prze­żyć wszyst­ko od po­cząt­ku. Na mi­łość było jesz­cze za wcze­śnie: w gło­wie szu­mia­ły jej al­ko­hol i sza­lo­ne my­śli. Chcia­ła się usa­mo­dziel­nić, prze­ży­wać przy­go­dy. Nie mia­ła jesz­cze ocho­ty na wią­za­nie się z ni­kim. Po co jej była taka kula u nogi? Wie­dzia­ła, cze­go chce, a męż­czy­zna szep­czą­cy jej co­dzien­nie czu­łe słów­ka tyl­ko by jej za­wa­dzał. Była mło­da, nie zdą­ży­ła się jesz­cze wy­szu­mieć na tyle, by móc obie­cać jed­ne­mu part­ne­ro­wi wier­ność i do­ży­wot­nią sta­bi­li­za­cję. Ma­jąc 26 lat, na­resz­cie (na­resz­cie dla niej, oczy­wi­ście) wy­pro­wa­dzi­ła się z ro­dzin­ne­go pa­ła­cu pod Wro­cła­wiem. OK, „pa­łac” to może tro­chę za duże sło­wo, ale 400-me­tro­wy dom więk­szo­ści spo­łe­czeń­stwa może się ko­ja­rzyć z pa­ła­cem wła­śnie.

Jej nowe miesz­ka­nie w naj­wyż­szym bu­dyn­ku Wro­cła­wia, przy­po­mi­na­ją­cym wy­glą­dem wiel­kie­go pe­ni­sa, spra­wia­ło wra­że­nie ma­łe­go w po­rów­na­niu do jej wcze­śniej­sze­go lo­kum, jed­nak tuż za pro­giem oczom wi­zy­tu­ją­ce­go uka­zy­wa­ła się ogrom­na prze­strzeń z nie­sa­mo­wi­tym kli­ma­tem. Już od drzwi czuć było w niej cu­dow­ny za­pach przy­praw i świe­żo­ści. Wszę­dzie pa­no­wał nie­ska­zi­tel­ny po­rzą­dek, o któ­ry za­wsze dba­ła z naj­więk­szą pie­czo­ło­wi­to­ścią. Uwiel­bia­ła prze­by­wać w tym miej­scu. Jej wła­snym miej­scu. To miesz­ka­nie mia­ło zu­peł­nie inny kli­mat niż jej ro­dzin­ny dom. Było no­wo­cze­śniej­sze, mia­ło wię­cej nie­za­go­spo­da­ro­wa­nej prze­strze­ni. Lu­bi­ła czuć się wol­na, dla­te­go zde­cy­do­wa­ła się za­miesz­kać na jed­nym z ostat­nich pię­ter Sky To­wer. Z każ­dej stro­ny roz­po­ście­rał się prze­pięk­ny wi­dok na pa­no­ra­mę mia­sta. Coś cu­dow­ne­go. Dziew­czy­na czę­sto od­by­wa­ła pry­wat­ne se­an­se wi­do­ko­we z lamp­ką wina, ga­piąc się przez wie­le go­dzin przez szy­bę, jak na wi­do­ków­kę lub do­bry se­rial.W naj­lep­szy na­strój wpro­wa­dzał ją jed­nak stu­kot ob­ca­sów na po­sadz­ce jej pierw­sze­go miesz­ka­nia. Mo­gła­by tań­czyć na niej przez całą noc i słu­chać me­lo­dii sta­wia­nych przez sie­bie kro­ków. Ta­kie mo­men­ty spra­wia­ły, że pra­gnę­ła zdo­by­wać świat z jesz­cze więk­szą ener­gią niż do­tych­czas. Wol­ność. Tak ją od­czu­wa­ła. Bar­dziej niż kie­dy­kol­wiek wcze­śniej. Ma­jąc przed oczy­ma ho­ry­zont świa­ta, któ­ry ni­g­dy się nie koń­czył, czu­ła się wy­jąt­ko­wo.

To wła­śnie po wy­pro­wadz­ce unie­za­leż­ni­ła się od ro­dzi­ców. No, po­wiedz­my. Miesz­ka­nie ku­pi­ła oczy­wi­ście za ich pie­nią­dze, ale to było ra­czej se­kre­tem, któ­rym nie­zbyt chęt­nie się dzie­li­ła. Była bo­ga­ta, jed­nak nikt nie mu­siał wie­dzieć, że bo­ga­ci są jej ro­dzi­ce, a nie ona sama. Zresz­tą co to za róż­ni­ca? Nie gar­dzi­ła ani pie­niędz­mi, ani pre­zen­ta­mi. Mia­ła, co chcia­ła, stać ją było na wszyst­ko. Dla­te­go kie­dy wresz­cie uda­ło jej się za­miesz­kać z dala od śle­dzą­cych każ­dy jej ruch ro­dzi­ców, za­czę­ła sza­leć i spę­dzać noce z przy­pad­ko­wy­mi fa­ce­ta­mi. W koń­cu sta­ła się pa­nią swo­je­go losu. Już nie była grzecz­ną dziew­czyn­ką, za jaką uwa­ża­li ją ro­dzi­ce.

Moż­na by uznać, że psy­cho­lo­gia to kie­ru­nek dla sza­rych my­szek cho­dzą­cych w dłu­gich spód­ni­cach, z tłu­sty­mi wło­sa­mi i oku­la­ra­mi na no­sie. A jed­nak nie. Po­zo­ry mogą my­lić. Te­re­sa mia­ła jed­ne z naj­lep­szych stop­ni na uczel­ni, co chwi­lę od­bie­ra­ła ja­kieś dy­plo­my i wy­róż­nie­nia, ale zu­peł­nie nie prze­szka­dza­ło jej to w po­sia­da­niu pra­gnień, któ­re prze­róż­nie od­zwier­cie­dla­ły jej oso­bo­wo­ści. Tak, oso­bo­wo­ści – mia­ła ich wie­le, choć nie była cho­ra psy­chicz­nie. Moż­na ją ra­czej na­zwać po­sia­dacz­ką ogrom­nej kon­tro­li nad wła­snym umy­słem.

Te­re­ska mia­ła jed­nak pro­blem. By­cie Te­re­ską. Nie­na­wi­dzi­ła tego imie­nia i kie­dy tyl­ko wkro­czy­ła w do­ro­słość, za­czę­ła za­sta­na­wiać się nad zmia­ną, któ­ra mia­ła wpły­nąć na jej dal­sze ży­cie. Po­dob­no zmia­na imie­nia zmie­nia też oso­bo­wość. To nie jest zmia­na ko­lo­ru wło­sów, cho­ciaż mówi się, że je­śli ko­bie­ta zmie­nia ko­lor wło­sów, to chce od­mie­nić swo­je losy. Co moż­na za­tem po­wie­dzieć, je­śli ko­bie­ta chce zmie­nić imię?

Te­re­sa to we­dług róż­nych ksiąg imion ko­bie­ta z kla­są, bar­dzo ele­ganc­ka i atrak­cyj­na, któ­ra od cza­su do cza­su lubi po­być w sa­mot­no­ści. To oczy­wi­ście pa­so­wa­ło do dziew­czy­ny z jej cha­rak­te­rem, ale imię Te­re­sa ra­czej ko­ja­rzy­ło się wszyst­kim z po­słusz­ną dziew­czy­ną z wio­ski, a to już zde­cy­do­wa­nie mia­ło się ni­jak do jej cha­rak­te­ru.

Pew­ne­go dnia wpa­dła jej w ręce po­wieść arab­skiej au­tor­ki pol­skie­go po­cho­dze­nia.

– Le­ila – wy­szep­ta­ła pod no­sem i po­czu­ła cie­pło wy­peł­nia­ją­ce każ­dy cen­ty­metr jej cia­ła. – Brzmie­nie imie­nia spodo­ba­ło jej się na tyle, że na­tych­miast spraw­dzi­ła w Wi­ki­pe­dii jego zna­cze­nie. To było to, cze­go szu­ka­ła. Od tam­tej pory Te­re­sa znik­nę­ła, a jej miej­sce za­ję­ła wol­na jak ptak Le­ila, któ­rej imię ozna­cza­ło „uro­dzo­na w nocy”, „ciem­no­wło­sa pięk­ność” lub „ciem­na pięk­ność”.

– A więc Le­ila. Pa­su­je jak ulał – po­sta­no­wi­ła i spoj­rza­ła w lu­stro. Przyj­rza­ła się swo­je­mu sta­re­mu, a za­ra­zem no­we­mu od­bi­ciu, któ­re uśmiech­nę­ło się do niej pro­mien­nie. Po­czu­ła się speł­nio­na i wie­dzia­ła, że czym prę­dzej bę­dzie mu­sia­ła do­ko­nać zmian w swo­im do­wo­dzie toż­sa­mo­ści. Już ni­g­dy nie chcia­ła być Te­re­są. Była Le­ilą.

Cóż, była już do­ro­sła i na­resz­cie nie mu­sia­ła ni­ko­go py­tać o zgo­dę. Oczy­wi­ście ist­nie­ją kwe­stie, na któ­re nie mia­ła więk­sze­go wpły­wu, ta­kie jak wy­bór ro­dzi­ców, ale wie­dzia­ła, że dane oso­bo­we przy­pi­sa­ne w mo­men­cie przyj­ścia na świat moż­na zmie­nić, je­śli po­prze się proś­bę wy­star­cza­ją­co do­brym uza­sad­nie­niem. Ko­bie­ta przy­go­to­wa­ła się do tego za­da­nia bar­dzo skru­pu­lat­nie, dla­te­go z ła­two­ścią za­bi­ła w so­bie Te­re­skę.

Je­śli na­praw­dę się cze­goś w ży­ciu chce, to wy­star­czy zna­leźć na to od­po­wied­ni spo­sób. Kto chce, szu­ka spo­so­bu, kto nie chce, szu­ka po­wo­du. Na­wet mały krok w ob­ra­nym przez sie­bie kie­run­ku daje wię­cej niż ko­lej­na wy­mów­ka.

Nowa toż­sa­mość dała jej siły, by roz­pa­lić w so­bie sza­leń­stwo, któ­re od daw­na cze­ka­ło na roz­bu­dze­nie. Lu­dzie my­ślą, że ze wszyst­kim zdą­żą, że za­wsze znaj­dzie się czas na sza­leń­stwo. To nie­praw­da. Czas pły­nie szyb­ciej, niż nam się wy­da­je, a nowa Le­ila do­sko­na­le zda­wa­ła so­bie z tego spra­wę, dla­te­go czer­pa­ła z ży­cia peł­ny­mi gar­ścia­mi. To był czas na po­peł­nia­nie błę­dów, bez­wstyd i ta­niec w desz­czu.

Dziew­czy­na chcia­ła jak naj­szyb­ciej użyć mocy no­we­go imie­nia, by po­czuć, jak to jest być kimś in­nym. Na­gle do gło­wy wpadł jej pe­wien po­mysł.

www.igrzy­ska.pl – szyb­ko wy­stu­ka­ła na kla­wia­tu­rze swo­je­go lap­to­pa ad­res por­ta­lu tyl­ko dla do­ro­słych. To nie była zwy­kła stro­na z por­no­sa­mi, ale stro­na do two­rze­nia por­no­sa ze swo­je­go ży­cia.

Może mało kto o tym wie, je­śli nie in­te­re­su­je się tym świat­kiem, ale jest to coś na kształt Tin­de­ra albo Sym­pa­tii, choć naj­le­piej bę­dzie go chy­ba na­zwać Fa­ce­bo­okiem dla wy­zwo­lo­nych. Na ta­kiej stro­nie z ła­two­ścią moż­na umó­wić się w ce­lach łóż­ko­wych z re­pre­zen­tan­tem płci prze­ciw­nej lub wła­snej. Nie ma tam miej­sca na gad­ki o po­go­dzie czy dzie­sięć ran­dek po­prze­dza­ją­cych sto­su­nek. Jest to miej­sce do zna­le­zie­nia part­ne­ra w sam raz na raz albo ko­goś do dłuż­szej re­la­cji typu sex friend.

Le­ila ni­g­dy wcze­śniej nie ko­rzy­sta­ła z tej stro­ny i pod­cho­dzi­ła do niej z du­żym dy­stan­sem. Nie wie­dzia­ła wła­ści­wie, cze­go się spo­dzie­wać ani jak wie­lu sza­leń­ców może tam spo­tkać. Wła­ści­wie to na po­cząt­ku bar­dzo się bała, ale ten strach na­krę­cał ją jesz­cze bar­dziej. Stro­na mia­ła po­noć aż 230 ty­się­cy za­re­je­stro­wa­nych użyt­kow­ni­ków z Pol­ski! Tro­chę ją to prze­ra­zi­ło, ale po­my­śla­ła, że sko­ro tylu lu­dzi ma ocho­tę na ro­bie­nie po­dob­nych rze­czy, to prze­cież ozna­cza to tyl­ko tyle, że wszyst­ko jest z nią w po­rząd­ku. Ja­kieś trzy lata wcze­śniej po­zna­ła w klu­bie geja, z któ­rym bar­dzo się za­przy­jaź­ni­ła. Tak jak i ona stu­dio­wał psy­cho­lo­gię i nie był ste­reo­ty­po­wym kan­dy­da­tem na ab­sol­wen­ta tych stu­diów. Czę­sto opo­wia­dał Le­ili o swo­ich pod­bo­jach mi­ło­snych za po­śred­nic­twem Igrzysk wła­śnie, ale kom­plet­nie nie było jej to wte­dy w gło­wie. Aż do te­raz. Od­pa­li­ła stro­nę i za­czę­ła się re­je­stro­wać. Głów­ny­mi za­sa­da­mi por­ta­lu było nie­poda­wa­nie kon­kret­nych da­nych oso­bo­wych i nie­po­ka­zy­wa­nie twa­rzy na zdję­ciu pro­fi­lo­wym. To nie był ty­po­wy por­tal rand­ko­wy; naj­bar­dziej ce­ni­ło się tam biust lub kro­cze, naj­le­piej moc­no wy­eks­po­no­wa­ne. Le­ila, jak przy­sta­ło na zwy­kłą dziew­czy­nę, mia­ła w te­le­fo­nie ta­kie zdję­cia, dla­te­go szyb­ko wy­bra­ła to, któ­re mo­gło­by roz­bu­dzić zmy­sły ja­kie­goś męż­czy­zny. Gdy re­je­stra­cja do­bie­gła koń­ca, Le­ila prze­szu­ka­ła cały por­tal, aby zo­rien­to­wać się w te­re­nie. Oprócz pro­fi­li ko­biet z wy­cią­gnię­ty­mi do ka­me­ry sto­pa­mi, dum­nie dzier­żą­cy­mi swo­je pier­si w dło­niach, a tak­że pa­nów w kaj­dan­kach i ob­ro­żach, od­kry­ła naj­róż­niej­sze cza­ty o prze­róż­nej te­ma­ty­ce, za­rów­no dla moc­no, jak i nie­co mniej wy­uz­da­nych lu­dzi. Po­my­śla­ła, że czat dla po­cząt­ku­ją­cych może być do­brym miej­scem do zna­le­zie­nia ko­goś rów­nie nie­obe­zna­ne­go w te­ma­cie jak ona.

Po paru mi­nu­tach przy­glą­da­nia się to­czo­nej na cza­cie roz­mo­wie otrzy­ma­ła wia­do­mość pry­wat­ną od użyt­kow­ni­ka o nic­ku Lon­g24I­gna­cy.

– Sie­ma, pięk­na. – Zdzi­wio­na ry­chłym kon­tak­tem, wpa­try­wa­ła się przez dłuż­szą chwi­lę w mi­nia­tu­rę zdję­cia swo­je­go no­we­go roz­mów­cy.

– Cześć… – od­pi­sa­ła z pew­nym opo­rem, pa­mię­ta­jąc jed­nak, że roz­mo­wa prze­cież do ni­cze­go jej jesz­cze nie zo­bo­wią­zu­je.

– Je­steś z Wroc­ka? – za­py­tał roz­mów­ca.

– Je­stem – od­pi­sa­ła, za­cze­su­jąc ko­smyk wło­sów za ucho.

– Masz ocho­tę na bzy­kan­ko? – Lon­g24I­gna­cy ra­czej nie miał opo­rów z prze­cho­dze­niem do sed­na. Le­ila, znie­sma­czo­na wul­gar­ną od­zyw­ką, za­czę­ła za­sta­na­wiać się, czy aby na pew­no obec­ność na tym por­ta­lu była tym, cze­go chce. Po upły­wie kil­ku mi­nut zde­cy­do­wa­ła się od­pi­sać.

– Kon­kret­ny z cie­bie fa­cet…

– Lu­bisz ta­kich?

– Wła­ści­wie to nie wiem – od­po­wie­dzia­ła dość szyb­ko, nie za­sta­na­wia­jąc się dłu­go nad tym, co po­win­na od­po­wie­dzieć na za­da­ne przez męż­czy­znę py­ta­nie. Nie wy­da­wał się kimś, kogo szu­ka­ła. Po pro­stu to czu­ła.

– To co tu­taj ro­bisz? To miej­sce do szu­ka­nia osób chęt­nych na seks – od­po­wie­dział jej w spo­sób, któ­ry nie bar­dzo jej się spodo­bał. Jej twarz po­czer­wie­nia­ła ze zło­ści.

– Nie mu­sisz mi tego tłu­ma­czyć. Po pro­stu my­śla­łam, że trze­ba naj­pierw z kimś cho­ciaż za­mie­nić parę zdań, taki ludz­ki od­ruch… To zna­czy przy­naj­mniej ja to tak wi­dzę – od­pi­sa­ła mu, stu­ka­jąc z ca­łych sił w kla­wia­tu­rę.

– A na co tu cze­kać?! Je­steś pięk­na, krę­cisz mnie. Sta­je mi na samą myśl o tym, jak li­żesz moje jaj­ka. Sie­dzę tu już od dwóch go­dzin i je­steś pierw­szą oso­bą, do któ­rej zde­cy­do­wa­łem się na­pi­sać.

– Skąd mo­żesz to wie­dzieć? Moje pier­si ci to po­wie­dzia­ły? – Ode­chcia­ło jej się po­ga­węd­ki z bez­czel­nym roz­mów­cą.

– Do­kład­nie!

– Może in­nym ra­zem… – Styl Igna­ce­go nie do koń­ca przy­padł jej do gu­stu. Nie był wul­gar­ny w spo­sób, któ­ry pod­nie­ca ko­bie­ty, był po pro­stu pro­stac­ki, i tak też się z nią po­że­gnał.

– To spa­daj, la­cho­nie.

Le­ila z obu­rze­niem pa­trzy­ła na krót­ką wy­po­wiedź i gdy już mia­ła opu­ścić stro­nę, nie­spo­dzie­wa­nie otrzy­ma­ła ko­lej­ną pry­wat­ną wia­do­mość, ale tym ra­zem od zu­peł­nie in­ne­go użyt­kow­ni­ka o nic­ku New­John.

– W ży­ciu nie wi­dzia­łem tak pięk­ne­go cia­ła jak two­je. Wy­glą­dasz jak księż­nicz­ka. Wiem, że to tro­chę pu­ste, ale sam nie wiem, jak mam za­cząć, że­byś się do mnie nie zra­zi­ła.

Za­nim mu od­pi­sa­ła, Le­ila na wszel­ki wy­pa­dek spraw­dzi­ła jego pro­fil, a po chwi­li za­sta­no­wie­nia uzna­ła, że już daw­no nie spo­tka­ła fa­ce­ta o tak do­sko­na­łym cie­le. Na więk­szo­ści zdjęć trzy­mał w dło­niach swo­ją mę­skość, a jej po­wo­li za­czy­na­ły mięk­nąć nogi.

– Je­steś ty­pem ro­man­ty­ka czy sek­so­ho­li­ka? – za­py­ta­ła.

– Sam nie umiem tego okre­ślić. Trud­no mi udzie­lić ci jed­no­znacz­nej od­po­wie­dzi. Wiesz, te­raz, w do­bie In­sta­gra­ma, Fa­ce­bo­oka i in­ne­go świń­stwa, ła­two za­tra­cić war­to­ści. Zwłasz­cza że czę­sto po pro­stu się uwa­ża, że męż­czy­zna musi co dru­gi dzień dać ba­bie bu­kiet, pier­ścio­nek i inną pier­do­łę. Dla­te­go nie wiem, co zna­czy dla cie­bie ro­man­tyzm. Ow­szem, ko­bie­ta po­win­na się sza­no­wać, ale bez prze­sa­dy. Je­śli więc na­dal na to li­czysz, to ra­czej dziś nie po­wiem ci ro­man­tycz­ne­go wier­sza.

– Chy­ba tra­fi­łam na fi­lo­zo­fa… a ja po pro­stu chcia­łam po­znać tu oso­bę, któ­ra ma zdro­we po­dej­ście do te­ma­tu. Mi­ło­ści nie szu­kam.

– Pro­szę, pro­szę…

Le­ila, znu­dzo­na drą­że­niem te­ma­tu, zde­cy­do­wa­ła się na pod­ję­cie ini­cja­ty­wy.

– Masz ocho­tę na seks? – za­py­ta­ła, nie spo­dzie­wa­jąc się ne­ga­tyw­nej od­po­wie­dzi.

– Co to za py­ta­nie! Oczy­wi­ście, że mam…

– Będę na cie­bie cze­kać o 21.00 w holu ho­te­lu Mo­no­pol.

– Na­wet nie wiesz, jak lu­bię ta­kie kon­kret­ne ko­bie­ty. Cho­ciaż nie ukry­wam, że lek­ko mnie za­szo­ko­wa­łaś. Chy­ba po­my­li­łem cię z ty­pem, któ­re­mu trze­ba coś udo­wad­niać.

– Chcesz zre­zy­gno­wać? – za­py­ta­ła ko­bie­ta.

– Ab­so­lut­nie nie!

– W ta­kim ra­zie do zo­ba­cze­nia. Już mi się nie wy­wi­niesz – od­pi­sa­ła, uśmie­cha­jąc się pod no­sem. Męż­czy­zna na­wet nie mu­siał jej wi­dzieć, żeby mieć pew­ność, że ko­bie­tę za­la­ła fala pod­nie­ce­nia.

Aby wzbu­dzić za­in­te­re­so­wa­nie dru­giej oso­by, nie trze­ba sku­piać się na niej, tyl­ko na so­bie. Z fa­ce­ta­mi jest ła­twiej, bo są bar­dzo pro­ści w swo­jej kon­struk­cji.

Roz­dy­go­ta­na Le­ila po­gna­ła do ho­te­lu, by móc roz­go­ścić się w za­re­zer­wo­wa­nym przez sie­bie po­ko­ju, po­roz­wa­lać po jego wnę­trzu ciu­chy i wy­pić tro­chę al­ko­ho­lu na od­wa­gę. Praw­dę mó­wiąc, nie skoń­czy­ło się na odro­bi­nie. Za­raz po wej­ściu do apar­ta­men­tu za­dzwo­ni­ła do re­cep­cji po szam­pa­na z dwo­ma kie­lisz­ka­mi i wy­sła­ła wia­do­mość do swo­je­go przy­szłe­go sek­spart­ne­ra, żeby po­in­for­mo­wać go, że za­ję­ła po­kój nu­mer 38.

Po wy­pi­ciu pra­wie trzech peł­nych kie­lisz­ków, lek­ko chwie­jąc się na no­gach, po­my­śla­ła, że war­to by było sko­rzy­stać z prysz­ni­ca.

Męż­czy­zna ni­g­dy wcze­śniej nie po­znał na Igrzy­skach ko­bie­ty, któ­ra była w sta­nie sama za­pro­sić go na sek­srand­kę. To za­wsze on mu­siał wy­cho­dzić z ini­cja­ty­wą, dla­te­go czuł się nie­swo­jo w tej sy­tu­acji. To od­czu­cie jesz­cze po­tę­go­wa­ło jego pod­nie­ce­nie, dla­te­go kie­dy do umó­wio­nej go­dzi­ny spo­tka­nia po­zo­sta­ło jesz­cze tro­chę cza­su, John był już w dro­dze do ho­te­lu.

Pół­mrok pa­nu­ją­cy na dłu­gich ho­te­lo­wych ko­ry­ta­rzach roz­bu­dzał w nim pod­nie­ce­nie, któ­re ro­sło wraz z nu­me­ra­mi po­ko­jów, obok któ­rych prze­cho­dził. Zda­wał so­bie spra­wę, że nie po­stę­pu­je zgod­nie z wcze­śniej­szy­mi usta­le­nia­mi, ale nie mógł się do­cze­kać po­zna­nia ko­bie­ty, któ­ra wy­da­ła mu się na swój spo­sób wy­jąt­ko­wa. W pew­nym mo­men­cie zna­lazł się pod drzwia­mi po­ko­ju nu­mer 38. To było miej­sce, w któ­rym miał spę­dzić upoj­ne chwi­le. Prze­je­chał pal­cem po cy­fer­kach, jak­by chcąc wy­czuć przez nie pa­nu­ją­cą w po­miesz­cze­niu aurę. Nie był jed­nak do koń­ca pew­ny, czy Le­ila zna­la­zła się w ho­te­lu rów­nie wcze­śnie jak on. Drzwi po­wo­li otwo­rzy­ły się pod lek­kim do­ty­kiem, uka­zu­jąc wnę­trze du­że­go po­ko­ju. Męż­czy­zna na­tych­miast wy­po­wie­dział imię Le­ili, lecz za­miast od­po­wie­dzi usły­szał przy­jem­ną mu­zy­kę. Wszedł do środ­ka, roz­glą­da­jąc się do­oko­ła. Wy­da­wa­ło mu się, że w po­miesz­cze­niu ni­ko­go nie ma. Cały czas miał wra­że­nie, że ktoś go jed­nak ob­ser­wu­je. Czuł się tro­chę jak in­truz, a tro­chę jak zło­czyń­ca. Prze­cha­dza­jąc się po po­miesz­cze­niu, miał wra­że­nie, że po­peł­nił błąd, wkra­da­jąc się do środ­ka. Jego ser­ce za­bi­ło moc­niej, a tęt­no osią­gnę­ło naj­wyż­sze przy­spie­sze­nie, gdy w koń­cu zo­ba­czył po­zna­ną w in­ter­ne­cie dziew­czy­nę przez uchy­lo­ne drzwi ła­zien­ki. Jego cia­ło prze­biegł dreszcz. Nie wie­dział, czy obu­dził się w nim in­stynkt psy­cho­pa­tycz­ne­go gwał­ci­cie­la, czy bar­dziej za­gu­bio­ne­go chłop­ca, któ­ry przez przy­pa­dek zna­lazł się w nie­wła­ści­wym miej­scu, a może coś po­środ­ku? Kom­plet­nie nie po­tra­fił na­zwać uczu­cia, któ­re go ogar­nę­ło. Był pe­wien jed­ne­go: chciał mu się pod­dać cał­ko­wi­cie.

Ni­cze­go nie­świa­do­ma ko­bie­ta ob­le­wa­ła swo­je wdzię­ki stru­mie­nia­mi go­rą­cej wody. Jej czar­ne wło­sy opla­ta­ły jej ple­cy ni­czym zły wąż ku­si­ciel. Męż­czy­zna stał za­hip­no­ty­zo­wa­ny jej ob­ra­zem, przez dłuż­szą chwi­lę sku­pia­jąc wzrok na jej krą­głych po­ślad­kach, któ­re raz po raz opie­ra­ły się o szkla­ne drzwi ka­bi­ny prysz­ni­co­wej. Był świa­do­my tego, że gdy­by tyl­ko go zo­ba­czy­ła, na­tych­miast za­czę­ła­by krzy­czeć, ale na­wet ta myśl, któ­ra tyl­ko na krót­ką chwi­lę po­ja­wi­ła się w jego gło­wie, nie była w sta­nie przy­wró­cić mu roz­sąd­ku. Jego pra­wa dłoń po­wę­dro­wa­ła w kie­run­ku kro­cza. Nie wy­trzy­mał: za­czął ryt­micz­nie prze­su­wać ręką po swo­im na­brzmia­łym pe­ni­sie. Fala roz­ko­szy obez­wład­ni­ła go cał­ko­wi­cie i gdy na­gle od­wró­cił wzrok od kształt­nej nie­zna­jo­mej, by przy­pad­kiem nie dojść zbyt wcze­śnie, z prze­ra­że­niem zo­rien­to­wał się, że ucichł od­głos le­ją­cej się wody. Jego ma­stur­ba­cyj­ny spek­takl w jed­nej chwi­li za­mie­nił się w dra­mat.

– Aaa! – krzyk­nę­ła prze­ra­żo­na Le­ila.

– Cii! Ci­chut­ko, za­raz ci wszyst­ko wy­tłu­ma­czę. To ja, John – wy­mam­ro­tał, przy­ty­ka­jąc pa­lec wska­zu­ją­cy do ust.

– Co?

– Z Igrzysk, by­li­śmy umó­wie­ni...

Dziew­czy­na z prze­ra­że­niem spoj­rza­ła na jego ster­czą­ce­go pe­ni­sa i szyb­ko okry­ła się ręcz­ni­kiem.

– By­li­śmy umó­wie­ni na dole! Nie w po­ko­ju! – krzyk­nę­ła w jego stro­nę, przez co twarz Joh­na spur­pu­ro­wia­ła.

– Wiem… Prze­pra­szam. Nie mo­głem się do­cze­kać. Wy­bacz, ale kie­dy cię zo­ba­czy­łem, to… samo ja­koś tak wy­szło.

– Je­steś cho­rym zbo­czeń­cem! 

Po tych sło­wach męż­czy­zna lek­ko się spe­szył i w po­śpie­chu za­czął upy­chać w spodniach swo­ją mę­skość.

– Prze­stań!

– Ale co? – Zro­bił wiel­kie oczy.

– Prze­stań się ubie­rać. – Pod­pi­ta Le­ila od sa­me­go po­cząt­ku czu­ła, że męż­czy­zna stoi tuż za jej ple­ca­mi. Pod­nie­ca­ło ją to, co ro­bił, ale nie śmia­ła się do tego przy­znać.

– Je­steś pew­na? Chcesz go po­czuć? – Jego pe­nis stward­niał mo­men­tal­nie.

– Po­dejdź do mnie – wy­szep­ta­ła.

Tego się po niej nie spo­dzie­wał. Był wręcz pe­wien, że go wy­go­ni albo, co gor­sza, za­dzwo­ni po po­li­cję. Jej za­cho­wa­nie było dla nie­go du­żym za­sko­cze­niem.

To była pierw­sza przy­go­da, któ­ra otwo­rzy­ła na oścież wro­ta jej ero­tycz­nych fan­ta­zji.

Od tej pory, kiedy mia­ła ocho­tę na seks, to go upra­wia­ła. Je­śli nie mia­ła z kim, ra­dzi­ła so­bie sama lub znaj­do­wa­ła spo­sób, by chęt­ny zna­lazł się jak naj­szyb­ciej.

Jed­no­ra­zo­wy seks nie sta­no­wił dla niej żad­ne­go pro­ble­mu. Ba­wi­ła się tak przez parę lat, ale pust­ka w jej ser­cu z cza­sem za­czę­ła da­wać o so­bie znać. Usu­nę­ła pro­fil na por­ta­lu Igrzy­ska i już ni­g­dy wię­cej nie we­szła na tam­tą stro­nę. Mi­nę­ło spo­ro cza­su: Le­ila za­czę­ła dużo pra­co­wać i za­wo­do­wo za­ję­ła się po­ma­ga­niem in­nym jako dy­plo­mo­wa­ny psy­cho­log. To był mo­ment, w któ­rym za­czę­ła się po­wo­li roz­glą­da­jąc za kimś do ko­cha­nia, a nie sa­me­go pie­prze­nia.

ROZDZIAŁ 2

Te­raz

Cie­płe pro­my­ki słoń­ca pa­da­ły na usta Le­ili, a jej lśnią­ce ciem­no­brą­zo­we wło­sy spo­czy­wa­ły bez­ład­nie na krań­cach po­dusz­ki. Le­ża­ła bez­tro­sko ni­czym anioł w wiel­kim łóż­ku, cze­ka­jąc, aż obu­dzi ją ksią­żę na bia­łym ko­niu. Prze­ry­wa­jąc jej bło­go­stan, do po­ko­ju za­kradł się wy­so­ki męż­czy­zna o re­gu­lar­nych kształ­tach: wy­spor­to­wa­ny opa­lo­ny bru­net z za­ro­stem, któ­rym za­wsze dra­pał ją po udach, za­ta­pia­jąc się w jej cia­ło. Bar­tek sta­nął nad dziew­czy­ną, prze­szedł­szy obok wi­szą­ce­go na ścia­nie ogrom­ne­go ob­ra­zu, na któ­rym wid­nia­ła po­stać ko­bie­ty prze­ży­wa­ją­cej or­gazm. Spoj­rzał na nie­go, po czym szyb­ko od­wró­cił wzrok w stro­nę swo­jej dziew­czy­ny i pa­trzył, jak prze­bu­dza się ze snu. Za­wsze, od­kąd tyl­ko pa­mię­tał, uwiel­biał ob­ser­wo­wać jej roz­anie­lo­ną twarz i po­da­wać jej go­rą­cą kawę, któ­ra po­bu­dza­ła ją do ży­cia. Dziew­czy­na w isto­cie przy­swa­ja­ła zbyt duże ilo­ści ko­fe­iny, ale tyle razy kar­ci­ła go za ob­da­ro­wy­wa­nie jej ja­kimś ka­wo­po­dob­nym ba­dzie­wiem, dla­te­go też szyb­ko się na­uczył, że jego uko­cha­na pija tyl­ko po­dwój­ne espres­so z kap­ką mle­ka.

– To dla mnie? – Dziew­czy­na pod­nio­sła wzrok, wy­cią­ga­jąc spod pie­rzy­ny rękę w stro­nę fi­li­żan­ki, któ­rą trzy­mał tuż nad jej gło­wą.

– Nie, dla Śpią­cej Kró­lew­ny le­żą­cej w łóż­ku dwa miesz­ka­nia obok. – Bar­tek za­śmiał się, sta­ra­jąc się wzbu­dzić w niej za­zdrość. Czuł się ko­cha­ny, ale w głę­bi ser­ca wciąż chciał­by od cza­su do cza­su usły­szeć ja­kiś kom­ple­ment i zo­ba­czyć w jej oczach po­dziw, któ­ry po roku zdą­żył prze­isto­czyć się już w ru­ty­nę.

– Da­waj to, głup­ku! – par­sk­nę­ła śmie­chem, uda­jąc ob­ra­żo­ną, przez co wy­glą­da­ła jesz­cze bar­dziej uro­czo niż se­kun­dę wcze­śniej. Ba­wi­ła ją ta gra, cho­ciaż, praw­dę po­wie­dziaw­szy, po­wo­li za­czy­na­ła mieć jej dość.

– Jak mnie na­zwa­łaś, ty nie­wdzięcz­na ko­bie­to? – cią­gnął prze­ko­ma­rza­nie się.

– Bar­tek! Chcę kawy! Je­śli za­raz mi jej nie dasz, to za­mie­nię się w zom­bie i będę mu­sia­ła cię za­bić!

– Och, prze­cież się tyl­ko z tobą dro­czę. – Po­pa­trzył na nią tro­skli­wie.

– Co ty po­wiesz… – Pu­ści­ła mu cie­płe spoj­rze­nie.

– Kot­ku, za­zdrość to do­bre uczu­cie.

– Nie je­stem o cie­bie za­zdro­sna. – Uśmiech­nę­ła się i upi­ła pierw­szy łyk, po czym prze­cią­gnę­ła pa­znok­cia­mi po na­gim tor­sie męż­czy­zny. Kom­plet­nie nie ro­zu­mia­ła, o co tak na­praw­dę mu cho­dzi­ło z tą za­zdro­ścią. Chcia­ła po pro­stu szyb­ko do­stać swo­ją kawę i wła­ści­wie na­wet nie zwró­ci­ła uwa­gi na żart męż­czy­zny, któ­ry był dla nie­go klu­czo­wy w tej słow­nej prze­py­chan­ce.

– To bar­dzo nie­do­brze. – Po­smut­niał i zro­bił ko­micz­ną minę, któ­rą chciał zwró­cić uwa­gę uko­cha­nej.

– Po pro­stu ci ufam. Masz ja­kieś pla­ny na dzi­siaj? – za­py­ta­ła go bez­tro­sko, zmie­nia­jąc drą­żo­ny przez nie­go te­mat.

– Pra­ca – od­parł z nie­do­wie­rza­niem. Przez tyle cza­su dziew­czy­na nie przy­zwy­cza­iła się, że co­dzien­nie wy­cho­dzi z domu, by za­ra­biać na jej za­chcian­ki. Wła­ści­wie tyl­ko chciał mieć ta­kie wra­że­nie, bo prze­cież Le­ili ni­g­dy nie bra­ko­wa­ło pie­nię­dzy.

– Mógł­byś cza­sem wziąć wol­ne, po­le­że­li­by­śmy przez cały dzień albo by­śmy po­szli na spa­cer, do par­ku, na obiad. Zje­dli­by­śmy tonę fry­tek z ke­tchu­pem… Co o tym są­dzisz?

– Słoń­ce, nie każ­dy tak jak ty ro­dzi się w ro­dzi­nie, któ­rej ma­ją­tek jest war­ty tyle co zło­ża ropy Ara­bii Sau­dyj­skiej. Je­stem fa­ce­tem i mu­szę pra­co­wać, co­kol­wiek by się dzia­ło. Nie uci­naj mi jaj. Mu­szę czuć ten bu­zu­ją­cy w ży­łach te­sto­ste­ron. Pro­szę…

– Chcesz po­czuć te­sto­ste­ron, po­wia­dasz… – Po­pa­trzy­ła się do nie­go i przy­gry­zła war­gi, wy­dy­ma­jąc je przy tym w kon­kret­nie ero­tycz­ny spo­sób.

– Coś pro­po­nu­jesz?

– Och, po­cze­kaj, do­kończ­my naj­pierw te­mat na­sze­go wy­jaz­du.

Męż­czy­zna bez na­my­słu ukląkł przed nią i za­czął ścią­gać koł­drę na pod­ło­gę.

– Bar­tek! Prze­stań, pro­szę… Se­kun­da. Za­raz i tak masz wol­ne. Jest dłu­gi week­end. Może by­śmy gdzieś ra­zem wy­je­cha­li? Co ty na to? Za­re­zer­wu­ję może miej­sce w ja­kimś spa? Hmm? Co o tym my­ślisz? Mój ty męż­czy­zno… – za­py­ta­ła go, po czym lek­ko roz­chy­li­ła nogi, su­ge­ru­jąc mu w ten spo­sób go­rą­ce pla­ny wy­jaz­do­we i za­chę­ca­jąc, by przy­stał na jej pro­po­zy­cję.

Po chwi­li na­my­słu męż­czy­zna zmie­nił zda­nie.

– Masz ra­cję, coś wy­my­ślę. Chcę, abyś była za­do­wo­lo­na. A tam… – prze­rwał, przy­bli­ża­jąc cia­ło do jej na­gie­go łona, prze­su­wa­jąc po nim dło­nią i za­nu­rza­jąc pal­ce w jej go­rą­cym i wil­got­nym wnę­trzu.

– Mi­siu, chodź tu! – krzyk­nę­ła pod­nie­co­na.

– Ci­cho… Tro­chę się chy­ba dzi­siaj spóź­nię do pra­cy.

.

.

.

…(fragment)…

Całość dostępna w wersji pełnej

Spis treści

Karta tytułowa

Karta redakcyjna

Dedykacja

Prolog

Część 1

Rozdział 1

Rozdział 2

Rozdział 3

Rozdział 4

Rozdział 5

Rozdział 6

Rozdział 7

Część 2

Rozdział 8

Rozdział 9

Rozdział 10

Część 3

Rozdział 11

Rozdział 12

Rozdział 13

Epilog