Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Pobyt w olbrzymiej luksusowej willi może na pierwszy rzut oka wydać się spełnieniem marzeń…, chyba że jest się w niej więźniem.
Przekonała się o tym Agata Sonik, która razem z córką prezydenta Ewą została porwana z bankietu na barce. Kiedy okazuje się, że za całą sprawą stoi partner Ewy, sytuacja jeszcze bardziej się komplikuje... I choć Agacie udaje się uciec z pułapki, wydaje się, że znalazła się w sytuacji bez wyjścia.
Musi się bowiem zmierzyć z przeszłością i nierozwiązaną sprawą zabójstwa swojej siostry, ale też czuje się zobowiązana do tego, by pomóc Ewie, którą zostawiła na pewną śmierć.
Od tej chwili pętla na jej szyi coraz bardziej się zaciska.
Czy może komukolwiek zaufać? Czy profilerka Iwona Kwiecień, komisarz Wójcik i Burza jej pomogą? Czy uda jej się ocalić córkę prezydenta?
I kim tak naprawdę jest Agata?
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 205
SONIK
Kolejny raz stało się ze mną to samo. „Boże… Czy to powtórka z rozrywki, czy coś znacznie gorszego?” – pomyślałam. Leżałam na niemiłosiernie twardym podłożu, a moim umysłem władał przerażający chaos karmiący się strachem. Przez moją obolałą głowę przepływały rozmazane wspomnienia i negatywne myśli. Ich źródłem była przeszłość, bo niby z jakiego innego powodu miałabym stracić kontrolę nad emocjami. Nie wiem, ile czasu odrętwiała, sparaliżowana, nie mogąc ruszyć rękami i nogami, zatapiałam się w retrospekcjach. A jednak żadna z nawiedzających mnie myśli nie naprowadziła mnie na wyjaśnienie, gdzie jestem i co właściwie się ze mną dzieje. Obrazy tego, co zdarzyło się całkiem niedawno, zwyczajnie wyparowały. Na domiar złego powieki miałam tak ciężkie, że zdawało mi się, jakby moje gałki oczne były oblepione obrzydliwą mazią przypominającą ropę. Sprawiało mi to ogromny ból, ale jeszcze gorsze było poczucie bezsilności. Miałam wiotkie mięśnie, a temperatura mojego ciała była znacząco podwyższona. Działo się ze mną coś złego. Czy byłam pod wypływem narkotyków? Czy może mózg płatał mi figle?
Niespodziewanie usłyszałam znajomy ciepły głos:
– Agata?
Nie musiałam zbyt długo się zastanawiać, do kogo należał. Choć przecież to nie mogło być realne. A jednak było… Słyszałam ją! To ona! Po chwili niemal poczułam dotyk siostry. W odpowiedzi kiwnęłam jedynie głową, nie mogąc w żaden sposób zmusić się do innej reakcji. Chciałam otworzyć oczy, bo jej widok mógł ukoić moje trzepoczące z niedowierzania serce. Ten ruch jednak przekraczał moje możliwości.
Majka złapała moją rękę i ściskała ją tak mocno, aż zabolały mnie palce. Sekunda kontaktu trwała dla mnie wieczność.
– Jestem przy tobie. – Ponownie usłyszałam przyjazny głos zmarłej siostry.
Po krótkiej chwili zasnęłam, a może zemdlałam. Nie wiem, niewiele pamiętam. Wiem tylko, że znów wszystko zgasło. Ciemność pochłonęła mnie w uporczywie nieprzyjemną otchłań, pozostawiając bez żadnych odpowiedzi.
Ze snu wybudził mnie migoczący punkt, który rozświetlał czerń – jedyne, co można było dostrzec za szybą brudnego okna. Gdy otworzyłam oczy, natychmiast zorientowałam się, że czuję się o niebo lepiej niż przed momentem. Ale zaraz… Ile czasu minęło? Może godzina? Albo cała doba? Straciłam poczucie czasu, nie wiedziałam też, gdzie się znajduję. Podniosłam się na łokciach, odsunęłam przykrywający mnie koc i rozejrzałam uważnie po pomieszczeniu. W niewielkim pokoju, w którym się znajdowałam, panował nieprzyjemny chłód. W chwili gdy udało mi się wyprostować nogi, a mój wzrok nabrał ostrości, kolejny raz zamarłam ze strachu. Tuż obok okrągłego stołu pokrytego błyszczącą farbą leżało nieruchome kobiece ciało. W pierwszym odruchu zrobiłam krok do tyłu i uderzyłam udem o coś ostrego. W pomieszczeniu rozległ się huk, a mnie przeszył dreszcz. Dźwięki nocą brzmią zdecydowanie upiornie, zwłaszcza te niewiadomego pochodzenia. Po krótkiej chwili zorientowałam się, że przypadkowo strąciłam nogą leżącą na parapecie książkę w twardej skórzanej oprawie.
– Święta Ewangelia – przeczytałam na głos tytuł.
Nagle dziewczyna leżąca na podłodze poruszyła się. Kamień spadł mi z serca. Ona żyła! Przypomniałam sobie głos mojej siostry. Czy to właśnie była Majka? Jezu! Serce prawie podskoczyło mi do gardła. Podbiegłam do niej czym prędzej, odgarnęłam włosy z jej twarzy i dotknęłam zimnego ramienia.
– Maja, czy to naprawdę ty? Jak to możliwe? – zapytam pełna nadziei.
– O czym ty mówisz?
Najpierw do moich uszu doszedł ledwo słyszalny dźwięk słów, dopiero potem ich sens. To nie była moja siostra… Oczywiście, że nie. A jednak karmiłam się nadzieją, że jakimś cudem ujrzę ją żywą.
– Kim jest Maja? – dociekała nieznajoma, ściągając brwi.
W jej głosie nie wyczułam niczego poza niezrozumieniem.
– Maja była moją siostrą… – odparłam.
– Była? – Młoda dziewczyna wpatrywała się we mnie błyszczącymi oczami.
– Nieważne… I tak nie zrozumiesz. Gdzie ona jest? Co z nią zrobiłaś? – Mówiłam coraz głośniej, głowa pękała mi od nadmiaru wrażeń. – Była tu! Pamiętam. Ścisnęła mnie za rękę! Słyszałam ją!
– Uspokój się! To byłam ja!
– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo! – krzyknęłam przepełniona złością. Patrzyłam wzburzona na jej fałszywą minę, zaciskając na piersiach skrzyżowane ręce.
– Dziewczyno, jaki miałabym cel w oszukiwaniu ciebie? Śmiertelnie się przestraszyłam, gdy okazało się, że to, co się dzieje, nie jest sennym koszmarem. Jestem równie przerażona jak ty. Kiedy zauważyłam, że nie jestem w tym zasranym pokoju sama, natychmiast chciałam cię wybudzić. Ale nie było z tobą kontaktu. Agata, widzę, że mi nie wierzysz. Mówię prawdę. – Na jej twarzy rysowało się rozczarowanie.
– Łżesz! Ty kłamliwa suko! – cisnęłam w nią obraźliwym słowem, podnosząc głos.
– Uspokój się, kretynko! Ile razy mam ci powtarzać, że mówię prawdę!
Niespodziewanie dziewczyna parsknęła nerwowym śmiechem, co wprawiło mnie w osłupienie.
– Co tu się, do cholery, dzieje?
– Po pierwsze, masz zwidy. Po drugie, jesteśmy uwięzione. W zeszły piątek syn premiera obchodził szesnaste urodziny. Zdaje się, że ty również zostałaś zaproszona na imprezę z tej okazji. Ktoś ewidentnie podał nam środek odurzający, który wywołał zaburzenia neurologiczne, halucynacje, a może nawet urojenia. Pewnie dlatego wydawało ci się, że byłam Mają…
– To znaczy, że zostałyśmy… – Zawahałam się, snując domysły.
– Porwali nas. – Dziewczyna dokończyła za mnie wypowiedź. – Naprawdę nic nie pamiętasz? – Rzuciła mi pełne politowania spojrzenie i na chwilę zamilkła. Potem wybuchła: – Jaki jest klucz do wydobycia z ciebie wspomnień? Mam cię uderzyć? Mam krzyczeć? Co mam zrobić? Nie zostawiaj mnie z tym samej… Nie poradzę sobie!
– Po prostu zamknij się i pozwól mi pomyśleć!
Lament w jej głosie był nie do zniesienia. Przymknęłam oczy, starając się uspokoić, wyciszyć i ukierunkować percepcję tak, by przywołać bieg wydarzeń, które jakimś cudem ulotniły się z mojej pamięci. Chwilę to trwało. Czułam lekkie zawroty głowy, aż wreszcie wszystko do mnie wróciło.
Spojrzałam na zalaną łzami twarz rozmówczyni i przypomniałam sobie, z kim mam do czynienia.
– Zaraz, zaraz… To ty… – Wróciło do mnie wszystko. Dobra, prawie wszystko… Wiedziałam, że zostałyśmy porwane przez Emiliana Mrozowa. Wiedziałam, kim była moja towarzyszka, ale dalej nie miałam pojęcia, gdzie się znajdowałyśmy. – Jesteś córką prezydenta.
– Tak się składa, że córka prezydenta też ma imię.
– Wybacz, Ewo. Jestem Agata – odpowiedziałam i wyciągnęłam do niej dłoń.
– Znam twoje imię…
– No tak – mruknęłam cicho.
– A jak masz na nazwisko? – drążyła Ewa.
– Czy to takie ważne?
– Skoro mamy razem umrzeć, to chciałabym wiedzieć, kto mi będzie towarzyszył.
– Przestań! Nie zamierzam umierać. Nazywam się Agata Sonik.
– Sonik… Hm… Coś mi to mówi.
– Być może znałaś kogoś, kto też się tak nazywał. Moje nazwisko jest bardzo popularne – odparłam, starając się zmienić temat.
– Nie. Chodzi o coś innego.
– Nie wiem, co masz na myśli.
– Przypomnę sobie i dam ci znać.
– Okej.
– Wracając do twojego imienia, to słyszałam je jak przez mgłę gdzieś pomiędzy tym, jak porywacze wsadzali nas do auta, a momentem, gdy znalazłyśmy się w tym wielkim domu.
– Wiesz, gdzie jesteśmy?
– Niestety nie… Tak naprawdę to niewiele udało mi się zarejestrować. Co my tu właściwie robimy? – Ewa wstała, po czym najciszej jak potrafiła, podeszła do drzwi. Chwyciła energicznie za klamkę. Ta poruszyła się pod naciskiem jej dłoni, drzwi jednak nie drgnęły. – Kurwa, zamknięte!
– Nie wiedziałam, że takiej szlachciance wolno szpetnie kląć.
– Ciesz się, że nie mam zbyt dużo śliny w ustach, bo zaraz by ci się oberwało za takie teksty. Daruj sobie. Siedzimy w tej samej czarnej dupie.
Roześmiałam się, słysząc jej ponury żart. Cóż innego mi pozostało?
– Chyba jednak nie jesteś wcale tak głupia, jak mówią.
– Ludzie to podłe świnie pozbawione poczucia własnej wartości, tylko sobie dają przyzwolenie na chamstwo i prostackie dowcipy.
– Wiesz, ponoć w każdej plotce jest odrobina prawdy… – Uśmiechnęłam się do niej zawadiacko, bawił mnie jej sarkastyczny ton.
– Mam nadzieję, że mój szanowny ojciec wreszcie zainteresuje się moim losem i przyśle kogoś na ratunek. Oby tylko zdążył… Chyba nas nie zabiją? Jak myślisz? – Pytania padały jedno za drugim, istna lawina. Dziewczyna cała drżała.
Widziałam, jak bardzo się bała. Patrzyłam, jak z minuty na minutę wpadała w coraz to większą panikę, aż wreszcie zaczęła mieć trudności z oddychaniem. Znałam ten stan doskonale.
– Przestań się nakręcać, bo dostaniesz ataku hiperwentylacji. Zapanuj nad tym! Staraj się oddychać wolniej. Mówię poważnie! Inaczej zaraz mi tu zejdziesz na zawał!
– To nie jest takie łatwe.
– Poradzisz sobie. Skoro ja daję radę, to i ty temu podołasz – odrzekłam. Po chwili zapytałam: – Nie masz z nim dobrego kontaktu, co?
– Z kim?
– Z ojcem.
– Prawdę powiedziawszy, to nie mam z nim żadnego kontaktu. Nie słyszałaś, że z rodziną najlepiej wychodzi się na zdjęciach? To pieprzony pozer ciągnący nas na każde medialnie ważne wydarzenie tylko po to, by pokazać Polakom, jakim jest wspaniałym i ciepłym mężczyzną. – Nagle wyraźnie posmutniała. Przesunęła ręką po włosach, poprawiając niechlujny kucyk.
Słuchałam jej uważnie, mając nadzieję, że może w przyszłości będę mogła wykorzystać jej słowa w rozmowie z Czerwińskim.
– Zapewniam cię, że twoje problemy są niczym w porównaniu z tym, co ja przeżyłam.
– Chcesz się licytować? Proszę… Przebij mnie, skoro jesteś taka cwana. Co może być gorsze od takiego upokorzenia, jakim raczył obdarzyć mnie ojciec, dla którego liczy się tylko czubek jego własnego nosa?
– Przebij? Naprawdę myślisz, że życie to zabawa? Zapewniam cię, że historia, którą bym ci przedstawiła, nie byłaby tą, którą chciałabyś usłyszeć. Zresztą nie chcę o tym mówić. Nie chodziło mi o żadne słowne przepychanki. Źle mnie zrozumiałaś – odpowiedziałam i zwiesiłam głowę, wpatrzona w ciemną podłogę.
Prawda o moim życiu była na tyle przerażająca, że nawet mnie przechodził dreszcz, gdy przypomniałam sobie poszczególne fakty… Nie chciałam niczego wspominać, a już na pewno nie miałam ani ochoty, ani obowiązku przyznawać się obcej babie do tego, że latami gwałcił mnie własny ojciec, matka upokarzała, wmawiając mi, że to wszystko moja wina, a przyrodnia siostra olewała, gdy usiłowałam wyznać jej prawdę. To ostatnie w zasadzie bolało mnie najbardziej i właśnie dlatego ją zabiłam.
– Mów!
– Słucham?
– Chcę wiedzieć, co uczyniło cię taką zimną i obojętną. Dlaczego jesteś tak niesympatyczna?
– Niesympatyczna?! Kurwa, Ewka… Nic o mnie nie wiesz. Lepiej rozejrzyj się dookoła! To, że siedzimy tu uwięzione, to tylko przedsmak tego, co nas czeka. Niesympatyczny to zdaje się jest twój pieprzony chłopak, a nie ja. To przez niego tu jesteśmy! Na tym skończyłyśmy właśnie naszą rozmowę. Nie mam ci nic więcej do powiedzenia! – Wyrzuciwszy z siebie ostatnie słowo, zrobiłam parę kroków do przodu, by podejść do okna. To, podobnie jak drzwi, ani drgnęło. Następnie obeszłam pokój, dotykając dłonią napotkanych przedmiotów, chcąc ocenić swoje możliwości przeżycia. Szukałam czegoś ostrego, czegoś, czym będę mogła zaatakować Emiliana i resztę porywaczy.
– Coś ty powiedziała? – Z ust Ewy wydobyło się przesiąknięte nienawiścią i niedowierzaniem pytanie.
Jakim cudem ja widziałam Emiliana, a ona nie? W jaki sposób omamił Ewkę, że nie zdołała się zorientować, iż to on stoi za porwaniem? Przez chwilę się nad tym zastanawiałam, potem doszłam do wniosku, że moje domysły i tak do niczego sensownego mnie nie doprowadzą. Mrozow był wyszkolonym szpiegiem, któremu inteligencją i sprytem nie dorastałam do pięt. Jedyne pola, na których z nim wygrywałam, to kobiece wdzięki i wiek. I to by było na tyle, jeśli porównać nasze atuty. Trochę słabo…
– Jeśli chodzi o miłość i związki, to chyba nie jesteś zbyt bystra – skwitowałam jej bezmyślność. – Jeśli naprawdę chcesz wiedzieć, dlaczego jestem taka, a nie inna, to powiem ci, bardzo proszę.
– Chętnie wysłucham.
– Dałabym wiele, aby urodzić się w rodzinie, w której wszyscy są traktowani tak samo, każdy słucha drugiego, cieszy się szacunkiem i jest ważny.
– Nie jesteś jedyna…
– Daj mi dokończyć. Niełatwo przechodzi mi to przez gardło.
– Przepraszam. Mów.
– Od dziecka byłam gwałcona przez własnego ojca.
– Co? Boże… Chyba żartujesz… To znaczy… Przepraszam. Źle to sformułowałam. To nie miało… A zresztą… Strasznie ci współczuję. – Ewka była wyraźnie zszokowana moim wyznaniem.
– Nie musisz mi współczuć. To nie do ciebie należy ten obowiązek. Nikt z rodziny mi nie pomógł, ani matka, ani siostra. Nikt. Na szczęście to już jest przeszłość. Mam to za sobą. Nauczyłam się żyć sama.
– Pewnie byłaś zawiedziona postępowaniem matki i siostry. To strasznie przykre.
– Ludzie zawsze zawodzą. Zapamiętaj to sobie.
– Zwykłam z reguły ufać ludziom…
– Właśnie dlatego, że taka jesteś, dziś się tutaj znajdujemy. Trzeba zawsze mieć oczy szeroko otwarte. Jeśli pozwolisz innym decydować o twojej wartości, będziesz stracona.
– Naprawdę mi przykro, że spotkała się taka tragedia. Przepraszam, jeśli czujesz się urażona tym, że zmusiłam cię w jakiś sposób do wyjawienia twojej tajemnicy. Nie sądziłam, że będzie chodzić o coś takiego. Głupio się z tym czuję. Niepotrzebne rozdrapałam twoje rany – odparła Ewka.
Wtem obie stanęłyśmy na baczność, bo usłyszałyśmy, jak tuż pod naszymi drzwiami ktoś przeszedł. Raptownie odwróciłam głowę w kierunku rozjuszonej Ewki, ze zdenerwowania krew aż dudniła mi w uszach. Po chwili tuż za drzwiami rozległ się ledwie słyszalny szept – dwóch mężczyzn rozmawiało w obcym języku. Moje serce łomotało coraz mocniej, aż wreszcie nie mogłam zapanować nad gonitwą myśli. Słowa Czerwińskiego wiły się w mojej głowie jak syczące węże. Z każdym nabranym w płuca wdechem, przypominałam sobie polecenie, że mam zabić Mrozowa… O ile on nie zabije najpierw mnie… Nas? Boże… Tego było zdecydowanie zbyt wiele jak na moją, skądinąd silną psychikę.
– Czy ten głos nie należy do Emiliana? Rozpoznajesz go? Wiesz, o czym mówią? – wyszeptałam cicho do Ewy. Głos mi drżał.
– Przestań. To nie może być on… – odparła ściszonym tonem i posłała mi złowieszcze spojrzenie.
– Nie musisz mi wierzyć. Cholera, chcę tylko przeżyć. Wiem swoje i nie zamierzam ci zdradzać szczegółów. – Kiwnęłam głową.
– Niby skąd? Kłamiesz! Kurwa, kłamiesz! Mnie oskarżasz o kłamstwa, a sama nie jesteś lepsza. Pieprzona hipokrytka!
Jej oskarżycielskie słowa przeszyły mnie na wskroś. Poczułam się tak, jakby Ewa oskarżyła mnie niemal o zabicie matki, a przecież jedyne, co zniszczyłam, to jej wiarę w uczciwe intencje partnera.
Dziewczyna wbiła we mnie wściekły wzrok i zacisnęła szczękę, czekając, aż przyznam się do błędu.
– Wybacz, ale nie mam obowiązku dzielić się z tobą każdym aspektem mojego życia. Po pierwsze, to moja sprawa, a po drugie, uwierz mi, że robię to dla twojego bezpieczeństwa. – Przełknęłam nerwowo ślinę, próbując ze wszystkich sił grać asertywną i pewną siebie kobietę.
– Chyba sobie żartujesz? – W odpowiedzi Ewa parsknęła śmiechem.
– Hej, spójrz na mnie! Naprawdę uważasz, że w zaistniałej sytuacji miałabym odwagę cię okłamywać? Emilian przez cały czas cię zwodził i oszukiwał. Jedyne, na czym mu tak naprawdę zależało, to mieć cię w garści, bo jesteś córką prezydenta. Wierz lub nie, ale dla niego jesteś zwykłą kartą przetargową w politycznych rozgrywkach…
– Jak śmiesz tak mówić o mężczyźnie, któremu oddałam serce! Żyłam u jego boku przez ostatnie trzy lata!
– Bardzo ci współczuję, ale nie zmienia to faktu, że nie zamierzam ci nic więcej tłumaczyć. To moja sprawa.
– W żadnym wypadku! Ta sytuacja dotyczy również mnie! Gdybyś zapomniała, siedzimy w tym obie. – Ewa uniosła ostentacyjnie rękę i zaczęła nią wymachiwać wokoło.
– Ewka, zbudź się wreszcie z tego koszmaru! Rusz dupę i zacznij coś robić, jeśli chcesz ujść z tego cało! Skoro uważasz, że ja kłamię, to sama go zapytaj. Może wreszcie twój książę na białym koniu zdejmie maskę – powiedziałam w złości, nie zastanawiając się nad ewentualnymi konsekwencjami.
Skąd mogłam wiedzieć, że moje słowa sprawią, że z płuc dziewczyny wydobędzie się tak przeraźliwie głośny ryk?
Nieoczekiwanie drobna, przerażona Ewka stanęła na wprost zamkniętych na cztery spusty drewnianych drzwi i wrzasnęła:
– Emilian!!! – Zwiniętymi w pięści dłońmi zaczęła walić w drzwi z całych sił, jakby nagle ktoś pozbawił ją poczucia strachu. W sekundę z truchlejącej dziewczyny, bojącej się zbyt głośno wciągnąć powietrze, stała się odważną modliszką, gotową pożreć partnera żywcem.
Zamurowało mnie. Patrzyłam, jak wyłażą z niej najgłębiej zakorzenione emocje – złość połączona z żalem i nienawiścią. Zobaczyłam w niej siebie. Mężczyźni naprawdę nie doceniają kobiet… Nawet ci, który powinni nas kochać. Wtedy ją wreszcie polubiłam i naprawdę poczułam, że gramy w jednej drużynie. Oszukał ją mężczyzna, w którym pokładała nadzieję na zbudowanie odrobinę lepszej relacji niż ta, którą znała z własnego, na swój sposób powalonego domu. Naprawdę nietrudno było mi ją zrozumieć.
Wtem coś się wydarzyło. Drzwi dzielące nas od wolności zaczęły się powoli uchylać. Moje serce raptownie stanęło, zamarłam, czując w kościach, że za moment wydarzy się coś, na co nie byłam gotowa. Za moment miałam zobaczyć człowieka, który niejednokrotnie stawał się dla mnie nocną marą, towarzysząc mi w najgorszych koszmarach. Nie byłam ani fizycznie, ani psychicznie gotowa na to, by spotkać się twarzą w twarz z Emilianem Mrozowem. Był przecież kimś, kogo kolejny raz będę musiała próbować zabić. Nie wiem, ile czasu minęło, zanim pokazał się ten, kto stał po drugiej stronie drzwi, aczkolwiek nie był to ani Emilian, ani nikt, kogo znałam. W pełnym skupieniu, z rozszerzonymi do granic źrenicami patrzyłam najpierw na Ewkę, a później na trzech mężczyzn, którzy wparowali do ciemnego pokoju.
– Jezu! – zdążyłam zawołać zaskoczona, a następnie poczułam obcy dotyk na swoim przemarzniętym ciele.
Jeden z rosłych mężczyzn złapał mnie oburącz i popchnął w stronę chłodnej ściany, przyciskając do niej moją głowę. Mój pierwszy odruch był bezwarunkowy. Zaczęłam się wić i wyrywać, czując, jak z minuty na minutę ciało coraz bardziej sztywniało mi z nerwów. Następnie drugi wysoki i silny mężczyzna złapał mnie z jeszcze większą siłą. Jego pięści zacisnęły się na moich barkach, uniemożliwiając mi jakikolwiek manewr. Nie miałam z nim szans. Nie mogłam się ruszyć nawet na milimetr, a moje kości aż trzeszczały z bólu. Nie mogłam zrobić zupełnie nic, by pomóc Ewce. Frustrujące poczucie bezradności rozszarpywało mnie od środka. Pełna wściekłości zaczęłam krzyczeć, lecz słowa przekleństw, które jak pioruny padały z moich ust, zdawały się dla mojego przeciwnika niezrozumiałe. Cóż, nie ma co się dziwić. Mężczyzna zapewne nie był Polakiem. Tak samo jak dwaj pozostali, którzy zajęli się Ewą. Ta nie ruszyła się z miejsca. Stała przy drzwiach z uniesionymi rękoma i jak opętana przez cały czas nawoływała Emiliana.
Wpierw usłyszałam skowyt Ewki, a potem zorientowałam się, co się wydarzyło. Ewa stawiała opór, bo nie wiedziała, co oprawcy chcą z nią zrobić. Wtedy jeden z mężczyzn uderzył ją pięścią w brzuch. Dziewczyna zgięła się wpół i objęła rękoma miejsce, w które chwilę wcześniej dostała gołą pięścią.
– Czego wy od nas chcecie? – zapytała.
Zanim zdążyła ponownie dopytać o Emiliana, dostała kolejny cios, tym razem znacznie mocniejszy. Wtedy przestała się opierać i zamilkła. Porywacze nie musieli wymierzać jej zbyt wielu ciosów, by bezwładnie runęła na ziemię.
Krzyknęłam z przerażenia, myśląc, że uchodzi z niej życie.
– Zostawcie ją! Zostawcie ją! – powtarzałam, próbując wyrwać się z mocnego uścisku trzymającego mnie kurczowo mężczyzny, ale nic to nie dawało.
Patrzyłam, jak kopią jej nieruchome ciało, jakby bicie było sensem ich istnienia. Na ich ponurych twarzach pojawiły się uśmiechy. Dopiero po dłuższej chwili mężczyźni opuścili pokój, zatrzaskując za sobą drzwi.
Gdy wreszcie odzyskałam panowanie nad sobą, natychmiast podbiegłam do leżącej na podłodze Ewki. Dotknęłam palcami jej szyi, starając się wyczuć puls.
– Obudź się! Obudź się, proszę! – szeptałam, a do oczu napływały mi łzy.
Ewa nie drgnęła. Na szczęście wyczułam palcami słabe, ale rytmiczne uderzenia jej pulsu. Westchnęłam z ulgą, uświadamiając sobie, że tylko straciła przytomność, lecz to uspokoiło mnie tylko na ułamek sekundy. Potem zaczęłam potrząsać jej ciałem, chcąc ją wybudzić. Niestety… nic to nie dawało. Łzy z moich oczu lały się strumieniami. Płakałam naprawdę głośno, bo uzmysłowiłam sobie, w jak patowej sytuacji się znalazłam. Byłam w punkcie bez wyjścia, bez nawet najmniejszej możliwości ucieczki. Mimo moich usilnych prób Ewa nie odzyskiwała przytomności. Z jej zalanych krwią ust nie wydobyło się nawet najcichsze słowo…
Byłam naprawdę przerażona. Oparłam się plecami o kredens i pozwoliłam sobie na chwilę totalnej słabości. Szlochałam przez dobrą godzinę, a może i dwie… Nie wiedziałam, ile czasu zajęło mi użalanie się nad własnym losem. W pokoju brakowało zegarka, nie mówiąc już o wodzie do picia. Byłam bardzo spragniona. Suchość w gardle była naprawdę uporczywa. Przez całą noc nie zasnęłam nawet na minutę. Zamiast tego wpatrywałam się w zamknięte w drzwi, nasłuchując w ciszy obcych odgłosów. Żołądek zaciskał mi się w ciasny supeł. Intuicja podpowiadała mi, że kimkolwiek naprawdę był Emilian Mrozow, niełatwo będzie mi wykonać zadanie zlecone przez Czerwińskiego. Prawda była taka, że prędzej on by zabił mnie, niż ja jego. Nie miałam z nim żadnych szans…
Gdy gorączkowo usiłowałam łapać oddech, starając się osiągnąć choćby namiastkę spokoju, coraz bardziej tylko nakręcałam swój strach. Dałam się pochłonąć ciemności, czekając, aż ktoś poruszy klamką, otworzy te pieprzone drzwi i przyjdzie tu po to, bym podzieliła makabryczny los nieprzytomnej, poturbowanej Ewy.
Siedzenie z kimś w ciszy przy pustym kuchennym stole nigdy nie zwiastuje niczego dobrego. Zawsze zapowiada kłótnię albo jakiś pieprzony kryzys. Nie da się siedzieć i milczeć bez powodu. Ludzie z natury są gadatliwi i towarzyscy. Przynajmniej w większości, o ile nad ich głowami nie wisi fatum, goniąc ich w parze ze śmiercią.
Iwona Kwiecień spojrzała na melancholijnie zachmurzonego Wójcika, a potem przeniosła wzrok na coś, co nagle przykuło jej uwagę. Za oknem, na stalowym parapecie zewnętrznym, siedział jasnoszary gołąb, który energicznie kręcił łebkiem w różne strony. Wyglądał zupełnie tak, jakby z zaciekawieniem monitorował osiedle, podobnie jak te wszystkie znudzone, wścibskie staruszki wtrącające się nieustannie w życie sąsiadów. Te babcie z osiedla zawsze wiedzą, co słychać u sąsiada spod dwójki, skąd wziął pieniądze na samochód, a nawet o co tym razem pokłócił się z żoną. Każde szanujące się osiedle ma takie staruszki siedzące w oknie. To wręcz nieodzowny element polskiej kultury podwórkowej. Polacy tacy już są. Przyglądają się wszystkim i wszystkiemu. Taka obserwacja jest wpisana w kodeks norm zwyczajowych naszego narodu.
Martwą ciszę wypełniającą kuchenną przestrzeń w mieszkaniu Wójcika przeciął cichy głos Iwony.
– Szykują się zmiany…
– Możesz powtórzyć? – poprosił Krzysztof i zamachał ręką w powietrzu, chcąc w ten sposób pokazać gestem, że nie dosłyszał, co powiedziała.
– Popatrz w stronę okna.
– Że niby co? Znowu będzie lało?
– Och, nie o to chodzi. Siedzący na parapecie gołąb jest jak omen o wielu twarzach. Mówi się, że gdy zobaczysz gołębia we własnym oknie, to jest to znak, że w twoim życiu szykują się rychłe zmiany.
– Mhm… – mruknął z dezaprobatą mężczyzna, po czym śmiejąc się pod nosem, szybko dodał: – A to dobrze czy źle? Nie wiem, na co się szykować.
– Mówię poważnie. Nigdy nie wiadomo, co gotuje nam los… Możliwe, że niekoniecznie będą to dobre zmiany.
– Doprawdy… Interesujące…
– Ponoć najgorszy zwiastun jest wtedy, gdy lecący ptak uderzy w okno, spadnie na ziemię, po czym umrze. To zapowiada śmierć kogoś bliskiego.
– Chcesz mi powiedzieć, że ty w to wszystko wierzysz? Nie sądziłem, że tak rezolutna i inteligentna kobieta będzie w stanie opowiadać takie brednie.
– Nie powiedziałam, że w to wierzę. Tak brzmi przesąd. Jego znaczenie, a także prawdziwość pozostawiam twojej interpretacji.
– Jasne… – W głosie Krzysztofa wybrzmiewał śmiech. Jakby Wójcik chciał dać do zrozumienia, że przed chwilą usłyszał przezabawną historię pełną totalnych bzdur.
– Dobra, skończmy ten temat… Chciałam tylko o czymś pogadać. O czymkolwiek, byle uniknąć niezręcznej ciszy. Nienawidzę takiej pustki…
– W takim razie może porozmawiamy o konkretach zamiast o srających po parapetach ptakach… Co ty na to?
– To zdecydowanie lepszy pomysł.
– Zatem powiedz mi, proszę, jeszcze raz dokładnie, co ustaliłaś w sprawie sióstr Sonik. Nie daje mi to spokoju.
– Nie tobie jednemu.
– Dlatego przyszłaś z tym do mnie. Umówmy się, że od teraz ważne decyzje będziemy podejmować wspólnie, tak samo jak kroki, które w jakikolwiek sposób pomogą nam rozwikłać zagadkę. Okej?
– Tu nie ma czego rozwikływać, sprawa jest oczywista. Po prostu musisz mi pomóc jakoś to udowodnić.
– To znaczy? Przypomnij mi, proszę, do jakich doszłaś wniosków. Musimy podejść do tego poważnie. Zacznijmy od początku.
– Obawiam się, że to nic nie zmieni. Ile razy można wałkować ten temat? Krzysiek, błagam cię. Prawda jest taka, że bez naszej inicjatywy sprawa Sonik raz-dwa zostanie zamknięta, o ile już się tak nie stało… Komendantowi z jakichś przyczyn bardzo zależy na tym, by nie posadzić Agaty Sonik. Zresztą ma już twarde dowody świadczące o tym, że zbrodnię popełnił Aleksander Grabosz, do czego przyznał się w liście pożegnalnym.
– Oboje dobrze wiemy, że to jeden wielki szwindel.
– Oczywiście, że tak. Jestem tego więcej niż pewna. Tak samo jak tego, że za zabójstwem Sonik stoi jej siostra. Tak jak mówiłam, DNA nie kłamie. Gdybym się myliła, komendant Wrzeszcz przyznałby mi rację. Ech, nie ma o czym mówić. Sam wiesz, jak wyglądał finał tej akcji. Byłam jedyną osobą, która śmiała podważyć idealnie spreparowaną teorię Wrzeszcza.
– Sukinsyn…
– Kurwa, naprawdę nie wiem, co teraz… Krzysiek, boję się o własne życie. Nie chcę podzielić losu niewygodnych świadków…
– Na razie żyjesz. Nie zamartwiaj się na zapas. To nic nie da. Takim postępowaniem sama się nakręcasz.
– Na zapas? Nie martwię się na zapas, tylko myślę o przyszłości, która jest bardzo realna. O czym ty w ogóle do mnie mówisz?
– O tym, że trzeba myśleć pozytywnie. – Komisarz posłał swojej rozmówczyni namiastkę uśmiechu.
– A ja wolę myśleć realnie. Prawda jest taka, że gdyby nie moje nastawienie, siła i determinacja, z jaką walczyłam, już dawno byś składał wieńce na moim grobie, a moja córka z mężem byliby pogrążeni w głębokiej depresji – odburknęła, patrząc na niego tak, jakby go obwiniała o wszystko.
– Przepraszam, Iwona… Nie wyobrażam sobie nawet, co musisz teraz czuć. To nie miało tak zabrzmieć. Nie chciałem cię urazić.
– Nie uraziłeś. Nic nie jest w stanie mnie urazić. Przeszłam ostrą szkołę życia i od tamtego momentu nie przejmuję się już niczym, co nie jest związane z życiem i zdrowiem mojej rodziny. Możesz mnie obrażać, ubliżać mi do woli, nawet po mnie skakać.
– Och… rozumiem. To naprawdę ciężki czas dla nas wszystkich. Chodziło mi o to, że na ten moment jesteś względnie bezpieczna i zrobię wszystko, by tak pozostało. Obiecuję, że nie pozwolę cię więcej skrzywdzić.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki