Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Bohaterki tej książki parały się różnymi profesjami i wywodziły się z różnych warstw społecznych, ale łączy je jedno – były wyjątkowe i nieprzeciętne. Może nie były feministkami w dzisiejszym rozumieniu, ale nie ulega wątpliwości, że kroczyły w awangardzie najbardziej wyzwolonych Polek XX wieku. Należały do tych nielicznych, które same podejmowały decyzję o swoim życiu. Walczyły z własnymi słabościami, systemem lub przeciwstawiały się przyjętym – głównie przez mężczyzn – konwencjom społecznym, biorąc swój los w swoje ręce.
Zamiarem autora było zaprezentowanie pań, które swoim samozaparciem i niezłomnym charakterem ukruszyły choć trochę mur konwencji kulturowych, obyczajowych, politycznych. I nie jest najważniejsze, że ich postawa nie przyczyniła się znacząco do zmiany sytuacji kobiet, ale to one – często wyprzedzając swój czas – musiały przecierać szlaki, by osiągnąć to, co wydawałoby się nieosiągalne.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 300
Od autora
Pokutująca w naszym kraju opinia, że kobieta powinna spełniać się wyłącznie w macierzyństwie i małżeństwie, ma tyleż długie, co nieco zapomniane dzieje buntowania się przeciwko takiemu podejściu. To historia zdominowana przez postaci Matki Polki i Matki Boskiej Częstochowskiej oraz przez wrogą postawę wobec emancypantek i feministek, wyrażaną często przez same kobiety. A może Polska jest krajem matriarchalnym, który feminizmu nie potrzebuje? Rozliczne święta wyznaczające cykl politycznych i medialnych spektakli pokazują, że – przynajmniej w warstwie symbolicznej – w Polsce rządzi kobieta. Dziewica.
„Gdy byłam w przedszkolu – przyznaje Magdalena Środa – i tańczyłam twista do piosenki o Walentynie, radzieckiej kosmonautce, to myślałam, że kosmos jest zarezerwowany dla kobiet i ewentualnie suczek, bo Łajkę też podziwiałam. Kobiety w komunizmie nie miały żadnej władzy, ale konieczność zwiększania mocy produkcyjnych powodowała, że edukacja była otwarta dla wszystkich i że wiele barier w pracy zawodowej i w dostępie do kariery, które znała II Rzeczpospolita i które zna obecna, zostało przełamanych”1.
Jak zauważa ta sama autorka, feminizm polski, mimo swoich kilkudziesięciu organizacji i „inicjatyw kobiecych”, nie jest – i nigdy nie był – radykalny. Można nawet powiedzieć, że – na tle ruchów amerykańskich, niemieckich czy francuskich – wydaje się dość bezbarwny. W Polsce nigdy nie palono staników, nie prowadzono terapii „wyzwoleńczych”, nie fantazjowano na temat kobiecych utopii, nie niszczono dzieł w muzeach2.
Nie było moim celem szukanie odpowiedzi na pytanie, dlaczego tak się dzieje, że kobieta zawsze i wszędzie znajduje się w gorszym położeniu niż mężczyzna tylko dlatego, że jest kobietą. Rewolucje obyczajowe czy kulturowe przedstawiane są najczęściej przez pryzmat dokonań Polaków. Niewiele Polek wymienia się jako te, które zmieniały otaczającą nas rzeczywistość w ostatnim, jakże burzliwym stuleciu.
Powszechnie uważa się, że Polki dostały prawa wyborcze bez żadnego zaangażowania. Jednak gdyby nie zjazd w 1917 roku, w którym uczestniczyły kobiety ze wszystkich trzech zaborów, nie powołano by delegacji pod przewodnictwem Justyny Budzińskiej-Tylickiej. To ona otrzymała pełnomocnictwo do prowadzenia rozmów w sprawie praw wyborczych dla kobiet z tworzącym się wówczas rządem polskim.
Jak głosi anegdota, delegacja została przyjęta przez Józefa Piłsudskiego po kilkugodzinnym oczekiwaniu na mrozie przed willą Naczelnika. Odniósł się on pozytywnie do postulatów działaczek kobiecych i dekretem z 28 listopada 1918 roku ustanowił – a Konstytucja Marcowa z 1921 roku potwierdziła – że prawo wyborcze mają wszyscy obywatele, bez względu na płeć3.
Obok walki o prawa wyborcze feministki prowadziły w drugiej połowie XIX i na początku XX wieku aktywne starania na rzecz prawa kobiet do edukacji. Uniwersytety były dostępne wyłącznie dla mężczyzn, szkoły zawodowe nie istniały, nauczanie klasztorne stało na bardzo niskim poziomie. Pierwszy tajny uniwersytet kobiecy, zwany latającym, założyła w 1885 roku Jadwiga Szczawińska-Dawidowa. Wykładów na nim słuchały między innymi Maria Curie-Skłodowska czy Zofia Nałkowska. W 1906 roku przekształcił się w Wyższe Kursy dla Kobiet – już jawne, a po odzyskaniu niepodległości – w Wolną Wszechnicę Polską4.
Nie będę rozwijał tego wątku, bo moim zamiarem nie jest przedstawienie historii ruchu kobiecego nad Wisłą, ale zaprezentowanie jednostek, którym swoim samozaparciem i niezłomnym charakterem udało się choć nieco ukruszyć mur konwencji kulturowych, obyczajowych, politycznych. Nawet jeśli ich postawa nie przyczyniła się znacząco do zmiany sytuacji kobiet, najważniejsze wydaje się to, że to one – często wyprzedzając swój czas – musiały przecierać szlaki, by osiągnąć to, co wydawałoby się nieosiągalne.
Bohaterki tej książki parały się różnymi profesjami i wywodziły się z różnych warstw społecznych, ale łączy je jedno – były wyjątkowe, każda na swój sposób. Może nie były feministkami w dzisiejszym rozumieniu tego słowa, ale nie ulega wątpliwości, że zaliczały się do najbardziej wyzwolonych Polek XX wieku. Należały do tych nielicznych, które same podejmowały decyzje o swoim życiu. Walczyły z systemem i z własnymi słabościami lub przeciwstawiały się ustalonym – głównie przez mężczyzn – konwencjom, biorąc swój los w swoje ręce.
M. Środa, Kobiety i władza, Wydawnictwo W.A.B, Warszawa 2009, s. 365. [wróć]
Ibidem, s. 362–363. [wróć]
S. Walczewska, Damy, rycerze i feministki. Kobiecy dyskurs emancypacyjny w Polsce, Wydawnictwo Elfka, Kraków 1999, s. 64. [wróć]
M. Środa, Kobiety i władza, op. cit., s. 375. [wróć]
MARIA KOMORNICKA (1876–1949)
Rozdział 1
W więzieniu z odwróconych pleców
Zainteresowanie Marii Komornickiej tajemniczą przemianą w mężczyznę, a także niepojętą metamorfozą pełnej życia, werwy i mocy, nieprzeciętnie utalentowanej, lewicującej bojowniczki o równouprawnienie kobiet w głęboko religijnego, zgryźliwego, niestrudzenie nawracającego otoczenie starca-patriarchę, sięga ostatnio zenitu. Kim była? Mężczyzną uwięzionym w kobiecym ciele, transseksualistką, lesbijką, buntowniczką, geniuszem literatury, któremu przedwcześnie podcięto skrzydła?
A może, jak chcieli niektórzy badacze, grafomanką, która po pierwszym błysku talentu nie stworzyła już nic wartościowego, osobą psychicznie chorą, „smutnym świadectwem ruiny”? Maria Komornicka, „kobieta, mężczyzna, anioł”, kilkadziesiąt lat po swej śmierci wciąż fascynuje i nie daje o sobie zapomnieć. Zdaniem Marii Janion była jedną z najbardziej nieugiętych postaci w dziejach naszej kultury ostatniego stulecia. Jej odważna podróż w głąb własnej egzystencji ma niewiele sobie równych.
„Pamiętam Marię Komornicką jeszcze z mych lat dziecinnych czy młodzieńczych, niską, szczupłą, filigranową, wciąż żywą i w ruchu – wspominał Aleksander Oszacki, profesor wydziału medycznego Uniwersytetu Jagiellońskiego, jej brat cioteczny – a jak dziś rozumiem, infantylną z budowy i temperamentu. Wiał od niej nietypowy wcale dla przeciętnego infantylizmu jakiś niesamowity niepokój, ale i wdzięk i – naprawdę – miękkość czy dobroć. Bardzo podówczas młoda, czarno ubrana, z tą tajemnicą zawsze nader skromnego, cichego ubrania, ale – dla niewtajemniczonych – w nieosiągalnie dobrym guście”1.
Za swój nonkonformizm, za wyrażanie sprzeciwu wobec przyjętych konwencji społecznych, za nieuległość i niezależność poniosła najcięższe konsekwencje życiowe i moralne: zamknięcie w domu obłąkanych, zapomnienie, potępienie, okazywanie wzgardliwej wyższości wobec „biednej wariatki”. Już w roku 1895 drwiła: „Szczyćcie się, ameby, że wam nieskończoność wydaje się monotonią, a wrażliwość – chorobą! Mądrości ostryg, ciesz się swą skorupą!”2.
Przyszła na świat w 1876 roku jako drugie z siedmiorga dzieci Augustyna Komornickiego i Anny z Dunin-Wąsowiczów. Było to małżeństwo z rozsądku: wcześniejszy narzeczony Anny, zesłany po powstaniu styczniowym na Syberię, poślubił tam inną kobietę. Augustyn był człowiekiem apodyktycznym, nie szczędził dzieciom kar cielesnych. Być może zakończenie długiego wiersza Marii Układy o Raj. Dialog Demiurga z Duszą Zbawioną jest bolesną reminiscencją tych metod wychowawczych:
Synku jedziemy na Tropiki. A raz ujrzawszy swój folwarczek Zapomnisz z losem wszechutarczek Gdym ci twój krótki łamał karczek3.
W rodzinie zapamiętano, jak to Augustyn „srodze poturbował” dwuletnią Marię za to, że w nocy płakała i nie dawała mu spać. Jak twierdzi – powołując się przy tym na stanowisko współczesnych psychoterapeutów – profesor Anna Czabanowska-Wróbel, trudny związek z ojcem mocno zaważył na życiu Marii. W nim należy dopatrywać się źródeł późniejszych zaburzeń psychicznych poetki4.
Maria Komornicka nie była łatwym dzieckiem: zawsze zbuntowana, przekonana o swej inteligencji i wartości. W jej rodzinie ciągle trwała rywalizacja, buzowały skrywane emocje. Najstarszy brat, który do czasu urodzenia Marii, a więc przez sześć lat, zajmował uprzywilejowaną pozycję jedynego dziecka w rodzinie, miał jej za złe, że ojciec i ją faworyzował. Młodsze siostry także spoglądały na nią nieprzychylnie: Maria je lekceważyła, nie dostrzegała ich ze swych wyżyn5.
Potrafiła dokazywać jak każdy „normalny” człowiek: „strzelaliśmy z Franiem z pistoletu do studni i wypukaliśmy przybycie Żuża, który mnie nękał literaturą” – pisała w jednym z listów. Musiała mieć poczucie humoru i pewnego rodzaju talent komiczny, skoro Cezary Jellenta, pisarz i krytyk literacki, określał ją mianem chodzącej puszki Pandory „szyderstw, ironii, parodii i karykatur”6.
Jak zauważa Krystyna Kolińska, Maria była trudna w wychowaniu – zawsze w opozycji, samowolna, „inna”. Ale pani Anna kochała najbardziej to „najniesforniejsze, najniebezpieczniejszymi instynktami najeżone z dzieci” i to o nią najbardziej się lękała. Lękała się choćby tej od najwcześniejszego dzieciństwa widocznej, niezrozumiałej dwoistości Maryni.
Odkrywcą talentu Marii został jej kuzyn Bolesław Lutomski, który wprowadzał ją na salony literackie Warszawy, dokąd jako jeszcze nastolatka przeprowadziła się z Grabowa. Dziewczyna zadurzyła się w nim, ale romans zakończył się szybko: Bolesław zerwał z Marią, a ta pogrążyła się w depresji i myślach samobójczych. Pewnego wieczoru założyła na głowę chustkę służącej i wybiegła z domu z zamiarem utopienia się w Wiśle. Na szczęście zainteresował się nią patrol – policjanci wzięli pannę za prostytutkę i odstawili do cyrkułu. Tam jako domniemana przedstawicielka najstarszego zawodu świata została poddana „badaniu lekarskiemu”. Nie wiadomo, czy w cyrkule doszło do gwałtu, jednak „badanie” odcisnęło piętno na psychice Marii i być może przyczyniło się do odrzucenia przez nią po latach własnej płci biologicznej.
Zdaniem znawczyni epoki Młodej Polski Marii Podrazy-Kwiatkowskiej, Komornicka „całe swoje życie wyobrażała sobie jako coś, co napawa wstrętem. Stąd właśnie chęć odrodzenia, metamorfozy, oderwania się od tego, co ją odstręcza”7. Augustyna martwiło „psychiczne rozchwianie” Marii po romansie z Lutomskim i w 1894 roku postawił córce ultimatum: albo wraca do Grabowa, albo jedzie na studia do Cambridge.
Wyjazd Komornickiej do Anglii w 1894 roku był efektem swoistego „genetycznego obciążenia”, spotykanego również w dzisiejszych czasach. Pomysł kontynuowania przez Marię nauki w Cambridge wynikał z niespełnionych ambicji ojca, który zrezygnował ze zdobywania wykształcenia, mając do wyboru przejęcie Grabowa albo studia. Wykluczony z miejskiego życia żony i córek, zdecydował o pozbyciu się warszawskiego mieszkania. Maria miała się stać bezpośrednim przedłużeniem ojca, przejąć jego dziedzictwo – mentalne, duchowe – i dopisać do historii edukacyjnego głodu szczęśliwe zakończenie8.
Czy to, że zabrakło jej na liście studentów tej prestiżowej uczelni, to wynik buntu, którego pierwsze przejawy miały miejsce już w drodze na Wyspy? „Niechęć Maryni do tego przymusowego wyjazdu była tak wielka, że w czasie podróży przesiadywała całymi dniami w hotelu, nie dając się namówić do zwiedzania stolic Europy” – pisała jej siostra Aniela9. Czy był to wyraz biernego protestu wobec przemożnej woli rodzicielskiej? Czy ten protest spowodował, że nie przyłożyła się do egzaminów i nie zdała?
Wydaje się, że Komornicka, która wcześniej traktowała Anglię jako kraj kobiet rozwiniętych i swobodnych, zdaniem Izabeli Filipiak za bardzo je wyidealizowała, zanim jeszcze je zobaczyła i poznała, a potem była rozczarowana rzeczywistością. Same studentki nie postrzegały siebie w ten sposób. Ich stosunek do restrykcji, które na nie nałożono, daje się sprowadzić do stwierdzenia jednej z nich we wspomnieniu z 1896 roku: „Ograniczenia bardzo nas nie kłopotały; były częścią ogólnej wiktoriańskiej postawy wobec kobiet”10.
Należy też wspomnieć o dwóch incydentach. Na półtora roku przed przyjazdem Marii do Cambridge jedna ze studentek została aresztowana przez policję uniwersytecką za to, że spacerowała po nocy. Czy jej sprzeciw wywołał fakt, że do aresztowania dziewczyny (jak i do wcześniejszego aresztowania Komornickiej w Warszawie) doszło legalnie? Wynikało to z faktu, że na terenach uniwersytetu obowiązywało wtedy prawo ustanowione w czasach, gdy w Cambridge nie było jeszcze studentek, a jedyne kobiety, które pojawiały się w kampusie, reprezentowały najstarszy zawód świata. Owa studentka, podobnie jak wcześniej autorka, potraktowana została „jak k…”11.
A może największą wściekłość wywołało w Komornickiej błyskawiczne wyciszenie sprawy? Czy może raczej wszechobecny męski szowinizm? „Tu – wspominała z goryczą – stoją otworem tylko ulice, sklepy, kościoły (i to nie wszystkie i nie w całości, kobieta bez mężczyzny nie może wejść do nawy głównej, przybytku tog profesorskich i studenckich) i muzeum, ubogie jeszcze i prawie puste. Cambridge ma teatr, lecz kobieta «uczciwa» pod grozą opinii publicznej nie może się w nim ukazać. Ma jedną wypożyczalnię książek – lecz by móc z niej korzystać, potrzebnym jest podpis obywatela miasta. Ma, prócz pomniejszych, bogatą bibliotekę uniwersytecką – lecz tu, jak wszędzie, trzeba protekcji. Dla tej przyczyny korzystać z niej mogłam dopiero w ostatnich dniach mojego tam pobytu”12.
Gospodarze, u których Maria wynajmowała pokój, nazywali ją ponoć darmozjadem i nicponiem. Kiedyś ze swym książkowym dobytkiem przeniosła się na stancję do innej rodziny, gdzie starano się nie brać zbyt poważnie weltszmerców młodej Polki, „Nichtsnutzki”, jak ją nazywał jowialny pan domu, Niemiec z pochodzenia13. Komornicka nie potrafiła odnaleźć się w kulturze, w której z powodu płci była właściwie podczłowiekiem, nie mogła brać udziału w wyborach, studiować, a nawet w pełni o sobie decydować.
Z podobnym problemem musiała się zetknąć właściwie każda rozumniejsza kobieta epoki – niespełna piętnastoletnia Zofia Nałkowska jeszcze w XIX wieku podsumowywała z goryczą: „Mężczyzna może poznać pełnię życia, bo w nim żyje jednocześnie mężczyzna i człowiek. Dla kobiety zostaje tylko ułamek życia – musi być albo człowiekiem, albo kobietą”14.
Polska kultura XIX-wieczna dawała duże pole działania kobietom z warstwy szlacheckiej i ziemiańskiej, dlatego i Komornicka – gdyby naprawdę chciała żyć jak mężczyzna, obejmując przy tym wartości patriarchalne – mogła to uczynić bez trudu jako córka ziemiańskiego domu, co poświadcza przykład Marii Rodziewiczówny, u której z ziemiańskim stylem życia szła w parze twórczość literacka. Od roku 1881 sama prowadziła odziedziczony po rodzicach majątek Hruszowa15.
Jej charakterystyczna sylwetka, męski strój i krótko obcięte włosy czyniły ją rozpoznawalną w okolicy. Lubiła ją i szanowała zarówno ludność polska, jak i białoruska. Jej niezależność i „męski” wygląd najwidoczniej nikomu nie przeszkadzały, przeciwnie – jak w podobnych wypadkach samodzielnych materialnie kobiet ze szlacheckich domów, jej samorządność budziła respekt.
Komornicka miała przykłady takiej postawy kobiet we własnej rodzinie. Prababka jej, Róża z Madalińskich Komornicka, siostra generała Madalińskiego, zaangażowana w sprawę insurekcji kościuszkowskiej, z braku czasu jednego ze swych synów urodziła nawet w saniach. O ciotce pisarki, Eufemii z Komornickich Skłodowskiej, mówiono zaś w czasie powstania styczniowego, że dźwiga biuro rządu narodowego pod spódnicą16.
Z biegiem panieńskich lat Maria czuła się coraz bardziej poniżana, ujarzmiana, ograniczana w prawach, wpychana w schematy zachowań, jakie ustalał patriarcha rodu. Zastanawiała się, jak wyrwać się z domu znienawidzonego ojca, jaką rolę w otaczającym świecie wybrać, aby nie być, jak tysiące kobiet, podporządkowana mężczyźnie? Marzyła, aby nie mieć takiego życia jak matka17.
W okresie modernizmu wymagania, jakie stawiano wobec pisarza i wobec pisarki, różniły się od siebie zasadniczo, a różnicę tę traktowano poważnie. Zbiór tych oczekiwań w obu wypadkach odziedziczono po pozytywizmie. Pisarka w dużo większym stopniu powinna uchodzić za ostoję moralności. Świadczy o tym kult Marii Konopnickiej. Pisarka-modernistka mogła się zżymać, lecz jej niesmak niczego tu nie zmieniał – możliwości przekształcenia roli, a przy tym zachowania szacunku dla siebie samej, były niewielkie.
Komornicka wzdragała się przed sztucznością kultu Konopnickiej: „Szopki z jubileuszem! owa operetkowa przeprawa obu płci w Czytelni – bajeczna. «Olbrzymi» talent «wielkiej» poetki, «urodziwe» córy i «cudne» – wszystko było cudne. Ty wielki Boże – strzeż! – Zresztą nie ma obawy” – zapewniała18. Skąd ten brak obaw? Stąd, że szanowano talent Konopnickiej, ale to nie była przysłowiowa iskra boża, która zapala. A w takiej roli widziałaby się Komornicka, która pragnęła właśnie przede wszystkim zapalać. Jej życie to historia kobiety, która chciała zbyt wiele, mierzyła za wysoko, była zanadto bezkompromisowa. Żyła w atmosferze przesyconej seksualizacją płci jako płci kobiecej i odmową prawa do twórczości w odniesieniu do pisarek.
Cezary Jellenta dodaje informację, której brakowało w jego omówieniach twórczości Komornickiej pisanych na bieżąco: Maria „męczyła się swoją fizyczną słabością kobiecą i samą płcią swoją, którą uważała za złośliwość przyrody. Wiecznie targała swe wędzidła z gniewu, że nie jest mężczyzną”19. A może to był po prostu wpływ Friedricha Nietzschego? Bo „na co Komornickiej była potrzebna siła fizyczna – przecież do unoszenia pióra i kałamarza ta siła, którą miała, znakomicie jej wystarczała – komentator nie wyjawia”20.
W przeciwieństwie do Zofii Nałkowskiej Maria Komornicka zdecydowanie przekraczała granice przyzwoitości w życiu i sztuce, więc wpisano ją w stereotyp histeryczki, kobiety nieobliczalnej, a jako taka nie mogła zasiąść – w przeciwieństwie do poetów przeklętych – na literackim tronie. „Obie pisarki można by pod kątem spektakularnych przeciwieństw zestawiać bez końca – twierdzi jedna z jej biografek. – Mogłoby brzmieć to na przykład tak: Zofia Nałkowska z córki niezamożnego przedstawiciela inteligencji awansowała do arystokracji ducha – Maria Komornicka przyszła na świat jako arystokratka i «stoczyła się» do przytułku dla ubogich”21.
Pierwsza kojarzy nam się z elegancką kobietą o zadbanej fryzurze, inteligentną i kokieteryjną, druga – z rozwichrzoną, szaloną młodą dziewczyną albo zaniedbanym dziadziem Piotrem, „głupim Petrkiem”, jak podobno w późniejszym okresie wołały za Komornicką dzieci. Nałkowska po II wojnie światowej i napisaniu Medalionów stała się autorytetem moralnym, Komornicka zaś – w młodości cudowne dziecko, umarła jako „wariatka”, a jeśli się nią interesowano, to pod kątem tego, „z jakim dziwadłem mamy do czynienia”22.
Panie – mówiąc oględnie – nie przepadały za sobą. Nałkowska chyba bardziej obawiała się Komornickiej niż na odwrót. Ba, można odnieść wrażenie, że autorka Granicy starała się robić karierę z myślą, „żeby pokazać” Marii: „Drukuję też nie dla świata – pisała w swoich Dziennikach – tylko dla paru ludzi, którzy mnie nienawidzą: dla Maryni Komornickiej, Kucharskich, itp.”23. Nie wahała się z mściwą satysfakcją wystawiać rywalce miażdżącej, z gruntu „filisterskiej” opinii: „Widziałam Marynię Komornicką, właściwie Lemańską, która obecnie zachowuje się jak aktorka w gabinecie restauracyjnym”24.
Ta zrozumiała niechęć wynikała z obaw Nałkowskiej, że zostanie uznana za naśladowczynię czy wręcz kopię Komornickiej: „I tak dla zatkania gęby sumieniu – postanawiam, że wyjdę za mąż z zamiarem rozwodu za dwa lub trzy lata, jak to uczyniła Marynia Komornicka, która otrzymała obecnie separację. Ale przede wszystkim będzie to naśladownictwem Maryni, a tego strzegę się jak ognia” 25 – zapisała w swym dzienniku.
Gdy się spotkały, Maria „pukała do nieba bram”, a przynajmniej do bram literackiego Parnasu. Z pewnością bezkompromisowa, modernistyczna twórczość, jaką już w bardzo młodym wieku zaprezentowała Komornicka, musiała być w pewnym stopniu inspiracją dla uczennicy gimnazjum, jaką była wówczas Nałkowska. Zamarzyła ona, aby też spróbować swoich sił w pisaniu. Miały bardzo wiele wspólnego i w innych okolicznościach mogłyby zostać przyjaciółkami.
Jednak wkrótce w relacjach między paniami zagościła pogarda i zawiść, gdyż tak wspaniale rokująca kariera Marii straciła impet, a jej pozycję niejako przejęła Nałkowska, zyskując sławę i uznanie, na które czekała starsza rywalka. Ba, jedna z biografek stwierdza wręcz: „Gdyby popełniono tu zbrodnię, to Zofia Nałkowska miałaby motyw. Po zapaści i zniknięciu Komornickiej została najinteligentniejszą, najbardziej doświadczoną, najodważniejszą, najbardziej radykalną autorką – i mogła się spodziewać, że nie znajdzie równych sobie w powieści dla kobiet”26.
Wacław Wolski uznał Komornicką za „jeden z nadzwyczaj rzadkich, indywidualnych duchów kobiecych obdarzonych bolesną świadomością tragizmu kobiecości”. W mniemaniu samej Marii wielki talent artystyczny miał umożliwić kobiecie stanie się po prostu człowiekiem. Kobieta-artystka miała przekraczać granice swej płci. Było to myślenie inne niż Nałkowskiej. Mogło ono nawet wydawać się jej bulwersujące, skoro nawet po wielu latach zanotowała: „[…] dziwni ludzie, zwłaszcza Jellenta i Komornicka. Wielka pycha, drażliwość, maksymalne mniemanie o sobie”27.
Dla niektórych jest jasne, że gdyby zaakceptowano Komornicką, dla Nałkowskiej nie starczyłoby już miejsca. Autorki były do siebie niekiedy bardzo podobne – gniewały je te same rzeczy, miały zbliżone pragnienia. To musiało być niepokojące dla tej, która była młodsza, bardziej powierzchowna i niejako skazana na „naśladownictwo Maryni”. Nie ma gorszego losu, niż zostać kopią rewolucjonistki w restrykcyjnej kulturze, która zmuszała niezależne artystki, by krążyły po jej obrzeżach jak wolne elektrony.
Komornicka po przyjeździe z Anglii zamiast do mieszkania rodziców udała się do skromnego lokum Wacława i Anny Nałkowskich, co rodzina uznała za skandal. Pojawiły się plotki, że była kochanką Nałkowskiego. Augustyn Komornicki trzy miesiące po wybryku faworyzowanej córki, która zniknęła z jego pola widzenia, przeszedłszy zawał, miał powiedzieć: „moja duma mnie zgubiła”28.
Rodzeństwo oskarżyło Marię, że swoim zachowaniem wpędziła ojca do grobu, co pogłębiło w niej poczucie winy, z którym się borykała od dawna. Przebywając w Warszawie, młodziutka Komornicka zaprzyjaźniła się z Cezarym Jellentą, jednym z przywódców antyfilisterskiego ruchu umysłowego – obok Wacława Nałkowskiego. Razem wydali w 1895 roku książkę zbiorową pod znamiennym tytułem Forpoczty. Czuli się awangardą. Maria rozpoczęła również współpracę ze sławną „Chimerą” Zenona Przesmyckiego (ps. Miriam), w której oprócz twórczości własnej publikowała recenzje.
Jednak tych ostatnich nie chciała podpisywać własnym nazwiskiem, bo nie były oryginalną twórczością. Wtedy matka podpowiedziała jej, by swoje podpisywała jako Piotr Włast – ów XII-wieczny palatyn Bolesława Krzywoustego miał być protoplastą Dunin-Wąsowiczów. Komornicka skorzystała z tego pomysłu, a po latach wyznała matce, że dzięki temu pseudonimowi mogła odsłonić się w niej prawdziwa – czyli męska – osobowość.
„Miriam drukował w «Chimerze» jej utwory, a jednocześnie naciskał o recenzje” – potwierdza Maria Dernałowicz. „Czuła się tym dotknięta: pogardzała przymusem narzuconych lektur, przymusem oceniania. Raz po raz wracał w rozmowach do tej sprawy – jemu nie śmiała odmówić. Ale wstydziła się upokorzenia, po raz pierwszy zapragnęła ukryć własne nazwisko. Zapytała wtedy matki, jaki sobie obrać pseudonim”29.
Po debiucie stała się atrakcją wieczorów literackich u Walerii Marrené-Morzkowskiej, hrabiny Wandy Ronikier i innych mniej czy bardziej znanych pań z salonów Warszawy. Coraz rzadziej bywała w domu, błyszczała za to na wieczorach artystycznych, spotkaniach, fajfach, olśniewając wszystkich inteligencją. Cezary Jellenta pisał o „bujnych, kasztanowatych włosach”, z których „starosłowiańska boginka” Komornicka „miotała skry”. Lubiła zwracać na siebie uwagę, choćby za cenę niechętnych spojrzeń innych kobiet, lubiła być podziwiana za awangardowość, za głośno wypowiadane sądy o duchowych pigmejach, obrzydłych filistrach; często zdumiewała, nawet mężczyzn, zbyt śmiałym, mocnym jak na niewiastę słownictwem30. Maria Kuncewiczowa określała ją mianem pupilki Miriama, „[…] która – wmówiwszy sobie duchowy hermafrodytyzm – przemianowała się na Piotra Własta i – w charakterze wariatki – strawiła życie na obcowaniu ze Starcami Wszechczasu”31.
Publicysta i krytyk teatralny Jan Lorentowicz opisywał ją jako „wybitnie uzdolnioną, młodziutką pisarkę i poetkę. Komornicka była fenomenem inteligencji i talentu. Organizacja na wskroś genjalna. […] prowadziła żywot bujny, zadziwiała swą wiedzą, nadzwyczajną giętkością umysłu, wielkim talentem poetyckim i świetną prozą. […] miała naturę bardzo skomplikowaną; przy umyśle racjonalistycznym, paliły się w niej niesamowite ognie i żądze”32.
Czy była kochanką Nałkowskiego lub Jellenty, nie dowiemy się nigdy, aczkolwiek wiadomo, że spędziła z Jellentą (w którym później zakochana była Nałkowska) kilka tygodni na wycieczce w Saskiej Szwajcarii, co w tamtych czasach musiało zostać uznane za skandal. Komornicka prawdopodobnie uczyniła ten właśnie związek – być może romans – tematem wiersza Do autora w przesileniu.
W jej czasach w literaturze dominowała femme fatale – bezwzględna, złowroga, demoniczna niszczycielka mężczyzn. Jaka była pod tym względem Maria? Według krytyków literackich analiza motywów erotycznych wskazuje na „nieufność i niechęć wobec spraw ciała, zwłaszcza zaś wobec podporządkowanej nieobliczalnym popędom – miłości płciowej”. Z czasem jej stosunek do płci staje się łagodniejszy33.
Niektórzy podejrzewają, że do wystąpienia psychozy i patologicznego doświadczania przez Komornicką płci przyczyniło się kilka przeżyć traumatycznych w biografii pisarki. Badacze jej twórczości zaliczają do nich: poturbowanie dwuletniej Marii przez ojca (przemoc cielesna), przedwczesną inicjację, to znaczy uwiedzenie, a być może i gwałt dokonany przez starszego mężczyznę, aresztowanie i badania lekarskie szesnastoletniej Marii podejrzanej o prostytucję, a nawet ewentualną aborcję34.
Co miała w sobie Komornicka, że potrafiła zawrócić w głowie tak różnym mężczyznom? Jan Lorentowicz twierdził, że „urody była miernej. Drobna, ubrana skromnie, wywierała wrażenie raczej młodego chłopca, co jeszcze bardziej podkreślały krótkie, po męsku ostrzyżone włosy, dość rzadkie w owych czasach u kobiet”35. Prawdopodobnie skróciła włosy we wrześniu 1897 roku, gdy znajomość z Jellentą dobiegła końca w zagadkowych okolicznościach.
Wciąż jeszcze ubierała się po kobiecemu – kwiaty na kapeluszu, kwiat róży przy sukni, po lewej stronie, tam gdzie bije serce; przez cienki tiul prześwitywały szczupłe ramiona. Chwilami preferowała inny styl: obcisłą spódnicę, bluzkę z wypełzającym spod kołnierza szalem, dającym się łatwo wiązać w krawat. Lubiła też chodzić z niezasznurowanym gorsetem, budząc zgorszenie niektórych pań, lecz zyskując aprobatę panów.
Wściekle czerwona bluzka z połyskliwego jedwabiu i czarna spódnica – w takiej kreacji ujrzał Marię pewien poeta. Było to jesienią 1897 roku, na jednym z przyjęć, ale biografowie nie są pewni, gdzie ono się odbyło – może u Felicji Szamowskiej, może u sióstr Łopuszańskich. Świadek tych wydarzeń wspomina: „Gdy ją Lemański poznał, zainteresował się nią od pierwszej chwili. Skryty z natury i małomówny, Lemański żadnem słowem nie zdradził się wobec niej swojem, od pierwszej chwil mocnem uczuciem. Komornicka oświadczyła mu się sama. Opowiedziała mu pewnego razu, że «chcą» ją wydać za jednego z sąsiadów, zamożnego obywatela, który się o nią «stara».
– A dlaczegóż pani tę propozycję odrzuca? — zapytał Lemański.
– Bo chcę wyjść za pana.
Sprawa dojrzała szybko. W czerwcu 1898 roku Lemański wziął z panną Komornicką ślub w kościele na Grzybowie. Ukończyła zaledwie lat dwadzieścia. Zaraz po ślubie przekonał się, że popełnił fatalną pomyłkę. Trudno sobie wyobrazić większą dysharmonję wewnętrzną niż ta, która istniała pomiędzy tem dwojgiem ludzi”36.
Rzeczywiście Lemańskiemu brakowało wewnętrznej dyscypliny i był wyjątkowo leniwy – czas w Grabowie spędzał na grze w wista, jeśli zaś nie było chętnych, mógł grać nawet, jak pisze jego szwagierka, „z trzema dziadami”. Doczekał się jednak błyskotliwej kariery, która zaczęła się rozwijać, prawem rekompensaty, dopiero po rozwodzie. Mógł rozkwitać w przychylniejszej aurze najlepiej, jak potrafił, ponieważ żałowano go, w przeciwieństwie do Komornickiej. Zanim jednak do tego doszło, odbył się szybki i dziwny ślub. Młodsza siostra Marii, Aniela, zapamiętała przyjęcie weselne jako nietypowe, ale i zabawne. Weselne dania niesiono od „Stępka”, czyli Antoniego Stępkowskiego, mającego zakład przy placu Teatralnym. Dwaj kelnerzy podawali potrawy w dziwnej kolejności, dyrygowani przez rozochoconego szwagra panny młodej, Mrozowskiego. Zgorszenie rodziny wywołało opowiadanie młodego żonkosia, jak to dwa razy spowiadał się przedślubnie, uzyskując od niedowidzącego księdza kartki za siebie i za Marię, jako że oblubienica nie chciała spełnić tej powinności37. „Chodziło po prostu o zdobycie dwóch kartek stwierdzających dokonanie obowiązku religijnego – wyjaśniała jej siostra Aniela – w których to kartkach nie były podawane szczegóły o penitentach. Siostra moja w owym czasie nie przywiązywała zbyt wielkiej wagi do obrządków religijnych, będąc, że tak powiem, w stanie wiary potencjalnej. Natomiast Lemański podporządkowywał się jej kaprysom”38.
Niektórzy podejrzewają, że projektowała własne życie na kartach utworów. Małżeństwo, a następnie rozejście się z Janem Lemańskim wydaje się świadomym zabiegiem, a ten scenariusz można odnaleźć w powstałych przed tym wydarzeniem utworach literackich Komornickiej, na przykład w Rozłące39. Może dlatego reszta rodziny Komornickich zignorowała ślub, słusznie przeczuwając, że byliby zmuszeni brać udział w farsie?
Małżonek był zupełnym przeciwieństwem panny młodej: ona – cudowne dziecko, on z trudem zdawał do następnej klasy. Ona dorastała w dostatku, on nawykł do oszczędzania. Jej ojciec chciał ją kontrolować, on stracił ojca zbyt wcześnie. Ona rzuciła studia, gdy uznała, że woli pisać, on zaś nie mógł sprawić zawodu matce i ukończył prawo. Nie podjął jednak praktyki adwokackiej, wybrał „posadę na kolei” oraz życie w literackiej cyganerii, czym mógł ją uwieść40.
Literacką wiwisekcję tego związku przeprowadził Jan Lorentowicz: „Od pierwszych chwil po ślubie żarła go zazdrość, która wzrastała z dnia na dzień. Nie znamy jej kolejnych etapów, ale musiały być nadmiernie dla poety uciążliwe, skoro w końcu stanął wobec postanowienia tragicznego […]. Co się stało ostateczną przyczyną szału Lemańskiego w owej chwili – trudno wiedzieć dokładnie. Nie zwierzał się z tego nigdy”41.
Lokalna prasa miała gorący temat: „Onegdaj wieczorem do godziny 10 bawili [młodzi państwo Lemańscy] u rodziców Oszackiego [Juliana, kuzyna Marii Komornickiej], jako krewnych. Następnie wraz z Oszackim udali się do restauracji Turlińskiego. Wyszli stamtąd około godziny l w nocy i mieli wrócić do Hotelu Krakowskiego. Po drodze usiedli na chwilę na Plantach. Wówczas Lemański miał dostrzec, że Oszacki uścisnął rękę jego żony. Wzburzony wezwał Oszackiego, żeby się oddalił, a gdy to nie poskutkowało, wydobył nabity rewolwer i strzelił 6 razy do Oszackiego i żony.
Lemański w gorączce, nie wiedząc, że wszystkie naboje wystrzelone, zwrócił w końcu rewolwer ku sobie, ale oczywiście strzelić już nie mógł. Lemańska ma jedno ramię na wskroś przestrzelone, z drugiego kulę wyjęto jej na oddziale chirurgicznym w szpitalu św. Łazarza. Lemańskiego, po przesłuchaniu w policji, odstawiono do sądu karnego pod zarzutem skrytobójczego morderstwa”42.
W relacji krewnych Marii w tej scenie Lemański odegrał rolę nie Otella, lecz raczej Papkina. Poetka była niesłychanie dumna z czynu małżonka; wieczne pragnienie wzniesienia się ponad codzienność sprawiło, że ten, który dał nową pożywkę jej wyobraźni, stał się przedmiotem uwielbienia, choć na Plantach nikt nie zginął. Kulę – dowód niezwykłego czynu – kazała oprawić w srebro; breloczek ów był ozdobą jej sukni43.
Kto wie, czy Lemańscy nie odegrali przedstawienia. Temperament podpowiadał Komornickiej, że scena dramatyczna daje lepszy efekt, niż skryty samobójczy monodramat. Po prostu chciała umrzeć i szukała kogoś, kto by ją zabił. Lemański pod tym względem wspaniale się zapowiadał: „Kiedyś, jeszcze za narzeczeńskich czasów, widząc ją rozmawiającą żywo z Abramowskim przy stole w restauracji, zaczął ostrzyć o siebie dwa noże, a patrząc złowrogo, szeptał cicho: «po gardziołku»”44.
W sądzie Maria zeznawała na korzyść męża, a gdy został skazany na kilka miesięcy więzienia, przychodziła pod okna aresztu i wrzucała mu do celi kasztany. Wkrótce ruszyli w roczną podróż po Europie. W Salzburgu Lemański tak się rozchorował, że trzeba go było operować. Wtedy Maria poprosiła brata i matkę o pieniądze, ale nie wydała ich wyłącznie na operację – dużą część przepuściła w kasynie w Monako45.
Gdy Lemańscy wrócili wreszcie do Grabowa, wybuchła kolejna bomba. Zagraniczna podróż nie posłużyła ich małżeństwu i po dwóch latach wspólnego życia para się rozeszła. Nawet rozwód nie skończył jednak zazdrości Lemańskiego o Marię, który ponoć nadal śledził ją w Warszawie z rewolwerem w kieszeni.
„Uczucie nie gasło, pomimo wszystko” – przyznawał Lorentowicz. „Bywał wówczas w moim domu niemal codziennie, ale przy wyrazie «Komornicka» milczał jak grób. W wiele miesięcy później, gdy już sprawa choroby Komornickiej ucichła zupełnie i miałem wrażenie, że Lemański pogodził się całkowicie z losem, zaszedłem do jego mieszkania przy ulicy Barbary. Nie lubił, gdy go tam odwiedzano, może dlatego, że mieszkał bardzo skromnie. Nie było go w domu. Zastałem tylko jego matkę, staruszkę. Płakała przede mną długo, opowiadając o cierpieniach Janka; pokazywała mi fotografję Komornickiej, stojącą na komodzie, i zawołała z rozpaczą:
– Nie ma siły, która by go mogła oderwać od tej kobiety. To jest, proszę pana, jakieś przekleństwo. Żyje tylko nią i dla niej. Poza nią nic go nie zajmuje.
Czas złagodził nieco ból nieszczęsnego Lemana. Gdy po śmierci matki przeniósł się z siostrą na ulicę Klonową, fotografja znikła z komody. Ale poeta zamknął się w sobie jeszcze szczelniej”46.
Jak podaje Izabela Filipiak, Lemański w ramach spłaty rozwodowej dostał od rodziny Komornickich tysiąc rubli. Pieniądze te następnie – wielkim gestem artysty – wydał na kosze mimozy, które z Monte Carlo posyłał swojej byłej żonie.
Gdyby Komornicka umiała być damą, zapewne spotkałoby ją wówczas mniej wrogości. Gdyby zachowywała się jak Kazimiera Zawistowska, być może obdarzano by ją współczuciem, a Lemańskiego uważano by na „durnia”, który jej „nie docenił”. Ale Komornicka była dziwolągiem – rywalizowała z mężczyznami. Rozwód był okazją, żeby przypomnieć jej, że jest kobietą – aczkolwiek wybrakowaną. W ten sposób Lemański stał się kimś, kogo trzeba było bronić47.
Komornicka po rozwodzie znowu brylowała na wieczorach towarzyskich, z których zdawała matce złośliwe relacje, krytykując gości. Lubiła ten nastrój flirtu, zachwytów nad jej modernistycznym, tajemniczym urokiem. Podniecały ją miłosne podchody, zapach ponczu i papierosów pomieszany z wonią kwiatów, potu, perfum. Niedługo potem przeżyła jeszcze szaloną, acz platoniczną miłość do Gustawa Colonna Walewskiego (którą sama potem określi jako „romans anemiczny”), rozejście się z nim w 1902 roku i jego nagłą śmierć.
Na jednym ze spotkań literackich – było to u wydawcy Józefa Wolffa – pojawił się Władysław Reymont, który dość kąśliwie podsumował ubiór naszej muzy, odnotowując: „czerwone niezaspokojoną żądzą staniki Komornickiej”48.
Najbardziej zagadkowy moment biografii Marii Jakubiny Komornickiej, cudownego dziecka polskiego fin de siècle’u, uznanego potem za wariatkę, otacza osobliwe milczenie. Pewne sygnały, ostrzeżenia przed kryzysem zaczęły pojawiać się w jej listach pisanych z podróży do Paryża, dokąd w 1903 roku wyjechała, by studiować mesjanizm Mickiewicza i Słowackiego (od rozstania z Lemańskim stawała się coraz bardziej religijna). Zakończenie listu do matki, który wysłała w czerwcu z Mariakerke pod Ostendą, mógł wzbudzać niepokój: „niech Mama rozpuści pióro, bom ja przecie syn i córka”.
W dwa miesiące później z Brugii znowu nadeszły słowa świadczące o jakimś anormalnym stanie ducha, niesprecyzowanej jeszcze ostatecznie idée fixe, która poczęta już wcześniej, kiełkowała w Marii coraz bujniej. W liście tym po raz pierwszy podpisze się: Maria-Włast49. Czy już wtedy rodzina zaczęła czytać dosłownie metafory z listów córki? Czy matka odgadła, że rozmowy aniołów o zmierzchu to nie zapis tęsknoty, tylko omamy słuchowe? Odpowiedź daje siostra: „Ostatnie listy pełne zwidzeń i halucynacji bardzo nas zaniepokoiły. Złe wieści nie kazały na siebie długo czekać”50.
Maria miała już wtedy wypłacaną z majątku rentę, dzięki której mogła bez problemu żyć za granicą, wynajmując mieszkanie i spotykając życzliwych ludzi, poznając artystów, zdobywając nowych przyjaciół. Jednak zamiast eksplozji sił twórczych doszło do kryzysu, chociaż była niezależna finansowo i nie doskwierała jej bariera językowa. Żyła właśnie tak, jak zawsze chciała.
Z analizy Marii Podrazy-Kwiatkowskiej wynika, że zaczęło się od wystąpień prowokacyjnych – jej zdaniem „nowoczesną Jezebel drażniła dotychczasowa obyczajowość krzywdząca kobiety”. Przedstawiała zatem uciekającą z domu dziewczynę, zbuntowaną przeciw władzy ojcowskiej, a także – rozpadające się małżeństwa; pisała inwektywy przeciw filistrom, szokowała śmiałymi erotykami51.
Wkrótce na biurko Miriama Przesmyckiego w warszawskiej redakcji „Chimery” trafił list od pracownika Biblioteki Polskiej w Paryżu: „Pani Maria Komornicka znajduje się obecnie w stanie tak silnego rozdrażnienia czy też wyczerpania nerwowego, że zachodzą poważne obawy o jej zdrowie i stan umysłu. Piszę pod świeżym wrażeniem zachowania pani K. dzisiaj w bibliotece (między innymi dwa razy klękała do odmawiania modlitw w sali publicznej)”52.
Według innego świadka: „Maria nagle zerwała się z krzesła, strącając ze stołu stos piętrzących się książek, papierów i zaczęła rozpaczliwie krzyczeć: Ratunku! Na pomoc! Ratunku! Tonę!…”53. Innym razem podobno oblała bibliotekarza kubłem lodowatej wody, bo Władysława Mickiewicza nie nazwał „Adamowym synem”. Pojawiły się też ponoć omamy zmysłowe, na przykład wrażenie polewania zimną wodą.
Wezwano doktora, który ogarniętej niezrozumiałym przerażeniem pacjentce zaaplikował uspokajający zastrzyk. Stopniowo oczy traciły pełen dzikiego strachu wyraz. Spojrzała z uwagą na pochylające się nad nią twarze wybawicieli. Nagle, wskazując ręką twarz Antoniego Potockiego, wydała z siebie przeraźliwy pisk. Ów historyk literatury, żyjący w lichym pensjonacie i właściwie nie wiadomo z czego, miał sumiaste wąsy, podobne do tych, jakie nosił ojciec54.
Do Francji przyjechała zaalarmowana matka. Marię umieszczono na miesiąc w zakładzie dla psychicznie chorych w podparyskim Arcueil. Podleczono ją tam i zaczęła nawet wysyłać Miriamowi kolejne utwory. Niedługo potem Komornicka kazała sobie usunąć wszystkie zęby. Czy dlatego, że przez lata dokuczał jej ból, czy chodziło raczej o deformację twarzy, by nie przypominała więcej kobiecej fizjonomii? Zwróćmy uwagę, że podobnego czynu dokona później Virginia Woolf – pisarka, która również zmagała się ze swoją tożsamością seksualną.
Odwiedził ją w tym czasie Bolesław Leśmian, który tak pisał o tym do Zenona Przesmyckiego: „Czy Leman wie o Komo[rnickiej]? Siedziałem noc całą przy niej, zachwycony każdym jej słowem. Nie wiem czemu, ale mi się zdaje, że wkrótce wyzdrowieje. Tymczasem matki i siostry nie dopuszczają do niej”55.
Po powrocie z Francji Maria wydawała się bliskim zupełnie inną osobą: przygaszoną, nadmiernie krytyczną, pozbawioną dawnego czaru i uroku. Przeżywała kolejny wstrząs, załamanie psychiczne wywołane wypadkiem, o którym przeczytała w „Kurierze Warszawskim”: oto w budynku Dumy państwowej w Petersburgu zawalił się sufit. Było to w roku 1907. Trudno wyjaśnić, dlaczego akurat to wydarzenie miało tak wielki wpływ na Komornicką, która zwierzała się później bratu, iż gdy usłyszała o wypadku „uczuła, że jej coś się w głowie stało i że do normy jej umysł już nie wróci” (w wypadku nikt nie zginął)56.
W czerwcu tegoż roku pani Anna z Dunin-Wąsowiczów Komornicka pojechała z córką Marią do nadbałtyckiego uzdrowiska Kolberg (dziś Kołobrzeg). Po drodze z Kongresówki nad Bałtyk kobiety zatrzymały się w poznańskim hotelu Bazar. Nad ranem pani Anna zajrzała do pokoju córki. Zamarła. Maria w nocy spaliła w piecu swoje suknie i inne kobiece ubrania. Oznajmiła matce, że jest mężczyzną, i zażądała męskiego stroju57.
Czy zmiana imienia i nazwiska na Piotr Włast wynikała z dziecięcej traumy wywołanej przemocą ojca? „Pierwszym i dominującym uczuciem naszego dzieciństwa był upiorny strach – przyznawała siostra Aniela – a następnie wewnętrzna konieczność opanowania go za wszelką cenę […]. Prawdopodobnie już wtedy – tłumaczyła – zagnieździł się w podświadomości siostry upiorny strach przed wszelką tyranią, bardzo skwapliwie ukrywany przez całe życie, co w wielu wypadkach może tłumaczyć na pozór dziwaczne postępowanie mojej siostry”58.
Z listów Komornickiej wynika jednak, że to rodzinna kłótnia o spadek po ojcu, do której doszło wcześniej w Radomiu, mogła być jedną z przyczyn, które skłoniły pokrzywdzoną i nietraktowaną poważnie poetkę do przeistoczenia się w Piotra Własta: „Pragnę z całego serca – pisał w liście z zakładu w Opawie już jako «on» – abyś, droga Matko, przestała bawić się względem mnie w jędzę, czego doświadczam już od 22 miesięcy, t.j. odkąd w Radomiu (samozwańczo co prawda, ale z najgłębszego poczucia obowiązku synowskiego) stanąłem w poprzek zbyt wygodnym projektom moich zbyt geszefciarskich braci”59.
Miscellanea z pogranicza XIX i XX wieku, red. S. Pigoń, Wrocław 1964, s. 344. [wróć]
Odmieńcy, red. M. Janion, Z. Majchrowski, Gdańsk 1982, s. 153. [wróć]
Cyt. za: R. Zimand, Wojna i spokój. Szkice trzecie, Londyn 1984, s. 128. [wróć]
S. Duda, Poetka, która stała się poetą, „Ale Historia” 2013, nr 22, s. 3. [wróć]
A. Krawczyk, Maria Komornicka. Mężczyzna uwięziony w kobiecym ciele, „Imperium Kobiet” [online], [dostęp: 27.04.2015]. Dostępny w internecie: http://www.ikmag.pl/miesiecznik/kobiety_niezapomniane/maria_komornicka_mezczyzna_uwieziony_w_kobiecym_ciele.html[wróć]
C. Jellenta, Zapomniana awangarda, „Pion” 1935, nr 29, s. 2. [wróć]
S. Duda, Poetka, która…, op. cit., s. 3. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności. Rzecz o Marii Komornickiej, Gdańsk 2006, s. 97. [wróć]
Miscellanea z pogranicza…, op. cit., s. 309. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 121. [wróć]
Ibidem, s. 111. [wróć]
M. Komornicka, Raj młodzieży. Wspomnienie z Cambridge, „Przegląd Pedagogiczny” 1896, nr 11, s. 190. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, Warszawa 2000, s. 182. [wróć]
Z. Nałkowska, Dzienniki, t. 1, 1899–1905, Warszawa 1975, s. 24. [wróć]
S. Król, 101 kobiet polskich. Ślad w historii, Warszawa 1988, s. 262. [wróć]
E. Boniecki, Modernistyczny dramat ciała. Maria Komornicka, Warszawa 1998, s. 192–193. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, op. cit., s. 180. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 59. [wróć]
C. Jellenta, Zapomniana awangarda, op. cit., s. 2. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 79. [wróć]
B. Helbig-Mischewski, Nałkowska i Komornicka, czyli kto zawinił, [w:] „Poznańskie Studia Polonistyczne. Seria Literacka” 2013, nr 21, s. 165. [wróć]
Z. Nałkowska, Dzienniki, t. 1, op. cit., s. 164. [wróć]
Ibidem, s. 294. [wróć]
Ibidem, s. 159. [wróć]
Ibidem, s. 93. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 322. [wróć]
Z. Nałkowska, Dzienniki, t. 6, cz. 3, 1945–1954, Czytelnik, Warszawa 2003, s. 194. [wróć]
E. Boniecki, Modernistyczny dramat ciała…, op. cit., s. 45. [wróć]
M. Dernałowicz, Piotr Odmieniec Włast, „Twórczość” 1977, nr 3, s. 81. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, op. cit., s. 185. [wróć]
M. Kuncewiczowa, Fantasia alla polacca, Czytelnik, Warszawa 1979, s. 128. [wróć]
J. Lorentowicz, Spojrzenie wstecz, Warszawa 1935, s. 51–53. [wróć]
M. Janion, Kobiety i duch inności, Sic!, Warszawa 1996, s. 249–251. [wróć]
B. Helbig-Mischewski, Strącona bogini. Rzecz o Marii Komornickiej, przeł. K. Długosz, B. Helbig-Mischewski, K. Pukański, Kraków 2010, s. 76. [wróć]
J. Lorentowicz, Spojrzenie wstecz, op. cit., s. 52. [wróć]
Ibidem, s. 53. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, op. cit., s. 187. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 313. [wróć]
E. Boniecki, Modernistyczny dramat ciała…, op. cit., s. 148–149. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 341. [wróć]
J. Lorentowicz, Spojrzenie wstecz, op. cit., s. 54–55. [wróć]
O krwawym dramacie w Krakowie, „Gazeta Lwowska” 1898, nr 212, s. 3. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, op. cit., s. 190. [wróć]
Miscellanea z pogranicza…, op. cit., s. 312. [wróć]
S. Duda, Poetka, która…, op. cit., s. 3. [wróć]
J. Lorentowicz, Spojrzenie wstecz, op. cit., s. 58–59. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 410–411. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, op. cit., s. 196. [wróć]
Ibidem, s. 198–199. [wróć]
Miscellanea z pogranicza…, op. cit., s. 329. [wróć]
M. Podraza-Kwiatkowska, Młodopolskie harmonie i dysonanse, Warszawa 1969, s. 156. [wróć]
S. Duda, Poetka, która…, op. cit., s. 3–4. [wróć]
K. Kolińska, Parnas w Oborach, op. cit., s. 188. [wróć]
Ibidem, s. 201. [wróć]
B. Leśmian, Utwory rozproszone. Listy, Warszawa 1962, s. 268. [wróć]
A. Krawczyk, Maria Komornicka. Mężczyzna…, op. cit.[wróć]
S. Duda, Poetka, która…, op. cit., s. 3. [wróć]
Miscellanea z pogranicza…, op. cit., s. 300–301. [wróć]
I. Filipiak, Obszary odmienności…, op. cit., s. 551. [wróć]
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki