9,99 zł
Opowiadanie z antologii "To nie była zwykła miłość".
Stan zakochania zawsze ma w sobie pewną magię… A co jeśli tej magii jest wyjątkowo dużo, a wokół dochodzi do przedziwnych wydarzeń?
To nie była zwykła miłość to antologia jedenastu historii pełnych emocji i nadprzyrodzonych mocy. Autorzy zabiorą czytelnika do świata fantastyki i zjawisk paranormalnych, a stworzeni przez nich bohaterowie będą musieli zmierzyć się nie tylko z niecodziennymi sytuacjami, ale i z własnymi uczuciami.
Książka wydana przez Wydawnictwo Ailes, Hm... zajmuje się dystrybucją.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:
Liczba stron: 15
NOC OGNIA © Anna Fobia
© for the Polish edition by Wydawnictwo Hm...
All rights reserved
Wszystkie prawa zastrzeżone
Kopiowanie, reprodukcja lub odczyt jakiegokolwiek fragmentu tej
książki w środkach masowego przekazu wymaga pisemnej zgody
twórców.
Redakcja: Natalia Hermansa
Korekta: Aleksandra Bochen
Projekt okładki: Justyna Knapik
Zdjęcie na okładce wykorzystano za zgodą Adobe Stock
Skład: Marcin Halski
ISBN E-BOOK: 978-83-68177-42-8
Wydanie pierwsze
Wojkowice 2024
Wydawnictwo Ailes
E-mail: [email protected]
Adres: ul. Sobieskiego 225/9, 42-580 Wojkowice
Wersja papierowa dostępna na:
www.wydawnictwoailes.pl
„Tuż za węgłem Twojego umysłu istnieje świat, w którym rzeczywistość jest intruzem, a sny się urzeczywistniają”.
Graham Masterton
Znowu o nim śniłam… a może to wszystko tylko sobie wymyśliłam.
Satynowa wstążka szlafroka rozplątała się z ciasnego supła, który zawiązałam przed pójściem spać. Najpewniej znowu byłam niespokojna. Odsłonięte nogi, brzuch i piersi otulił przyjemny chłód lekkiego powiewu wiatru. Zadrżałam, ale nie tylko z zimna. Nie miałam pojęcia, gdzie byłam i która była godzina, ale zupełnie mi to nie przeszkadzało. Wszystko wkoło spowite było egipskimi ciemnościami, w których nie mogłam dostrzec zupełnie nic, ale dzięki temu inne zmysły niesamowicie się wyostrzyły. Wygładziłam palcami chłodny atłasowy materiał podomki i wypuściłam z płuc wstrzymywane powietrze. To nie pierwszy raz, kiedy błądziłam gdzieś na granicy jawy i snu. Strach, podekscytowanie… Wstyd!? Jęknęłam cicho zażenowana, bo kochałam targające mną sprzeczne emocje, a nie powinnam. Coraz częściej zdawałam sobie sprawę, że w moim życiu już nie istniały biały i czarny, tylko oba kolory mieszały się ze sobą, tworząc to „coś” w odcieniu niejednoznacznej szarości.
– Co by było, gdyby…? – wyszeptałam, a potem przejechałam palcem wzdłuż lewego obojczyka. Wiedziałam, że tam jest, bo przyjemnie mrowił pod skórą. Sprawiał, że cierpię. Sprawiał, że żyję… tatuaż, kolejna podróż mojej duszy, mój dar. Moje przekleństwo… coś, o czym prawdopodobnie zapomnę, kiedy wzejdzie słońce.
Zobacz! Poczuj! Zaufaj! – usłyszałam słowa, dzięki którym ponownie uciekłam w czeluści tej części mojej egzystencji, która nie dla każdego była dostępna. Chociaż nie było w niej widać dna, co przerażało mnie niezmiernie, to jednak nie bałam się w nią wskoczyć i pofrunąć…
Dźwięk perkusji zawibrował radośnie w ciele, a zapachy nieznanych ziół i dymnego piżma otumaniły mnie. Popatrzyłam w stronę złoto-czerwonych języków, ich ogromna paszcza pochłaniała część klifów i wabiła mnie jak ćmę do ognia. Nie był to pożar, lecz coroczne obchody Nocy Ognia, które intensywnie oddziaływały na wszystkie zmysły.
Frunąc w stronę coraz huczniejszej muzyki, kreśliłam na nocnym niebie gwiezdną mapę z pyłku sypiącego się z moich skrzydeł. W powietrzu zaczęła się unosić słodka woń magii, a egzotyczna pieśń zorzy, którą śpiewało niebo tylko raz w roku, nabrała intensywności.
Usłyszałam wiwaty i ruszyłam w kierunku zgromadzonego tłumu. Ludzie w różnym wieku tańczyli, śpiewali i najwyraźniej dobrze się bawili. Ich kolorowe stroje nie zasłaniały zbyt wiele, a wymyślne tatuaże ozdabiały prawie każde ciało. Podziwiałam przystojnych mężczyzn, z pożądaniem patrzących na wijące się w rytm muzyki kobiety. Niczym zaczarowane unosiły się one delikatnie ponad ziemią, a ich włosy wirowały wysoko ponad ich głowami jak piórka na wietrze. Zadrżałam, gdy intensywny dreszcz przeszył moje ciało, a instynkt nakazał odwrócić się w kierunku drewnianego podestu. Przestałam poruszać skrzydłami i prawie upadłam, bo go zobaczyłam. Stał dumnie na scenie, półnagi, z tymi cudownymi rysunkami rozsypującymi się po piersi, rękach i szyi. Długie jasne włosy spiął w ciasny kucyk tuż nad karkiem, dzięki czemu mogłam dokładnie przestudiować jego twarz. Spojrzenie miał odważne, buńczuczne, ale zarazem znajomo smutne. Pozbawione zadziornego błysku, który pamiętałam. Za to skóra mu promieniała niczym posypana brokatem. Był jak zbuntowany anioł, dzielny wojownik. Szlachetny, ale jednocześnie dziwnie zagubiony, jakby ktoś kiedyś podciął mu skrzydła i nie mógł latać tak wysoko jak ja. Schylił się i chwycił dwa łańcuchy z małymi okrągłymi głowicami. Zataczał nimi perfekcyjne kręgi na różnych wysokościach. Widać było, że nie robił tego po raz pierwszy, a lata praktyki doprowadziły go do doskonałości. Wszystkie ruchy miał przemyślane i płynne. Znał scenę na pamięć, bo z zamkniętymi oczami podszedł do jej krawędzi, gdzie buchał ogień i rozpalił najpierw jedną, a potem drugą głowicę. Strach i ekscytacja wymieszały się w moim wnętrzu, ożywiając każdą część duszy i ciała. Kai doskonale potrafił okiełznać dziki ogień. Czy udałoby się mu to również z małym delikatnym motylem, którym obecnie byłam? Poczułam ciepło na sercu, zastanawiając się, czy mógłby mnie rozpoznać. Podleciałam bliżej sceny, napędzana adrenaliną. Kaiden stał przede mną jako człowiek, ale moja dusza chwilowo utknęła w tym małym stworzonku. Pragnęłam powrócić do ludzkiej postaci i z nim być. Zamyślona nagle znalazłam się zbyt blisko płomieni i tylko jakimś cudem udało mi się nie spalić żywcem. Chłopak nawet mnie nie zauważył, a że tak bardzo pragnęłam jego atencji, tym razem świadomie zaryzykowałam kontakt z płomieniami i znowu ledwo udało mi się uciec. Na szczęście Kai skierował spojrzenie w górę wprost na mnie i stanął jak wryty, mrużąc oczy. Otworzył usta i z niedowierzaniem pokręcił głową. Anaid? Wyczytałam z ruchu jego warg, obniżając lot, kiedy ramiona chłopaka opadły. Z westchnieniem ulgi upuścił ogniste kule, które zgasły, gdy uderzyły o podłogę. Kłęby duszącego dymu zaczęły się powoli unosić w powietrzu, tworząc aurę tajemniczości. Krążyłam nad Kaidenem, a on obracał się wokół własnej osi, nie chcąc spuścić ze mnie wzroku. Tak bardzo się bałam, że wszystko zaraz zniknie, że aż zapragnęłam zatrzymać czas. Niczym fotografią uchwycić chwilę i naznaczyć nią naszą wieczność. Ocucił mnie niestety wyjący tłum gapiów i zdałam sobie sprawę, że zepsułam coroczne przedstawienie, na którym Kaiden był główną atrakcją. Chłopak nic sobie z tego nie zrobił, a schodząc ze sceny bocznymi schodami, ciągle miał mnie na oku. Środkowe palce obu jego dłoni skierował w stronę publiki, a wydobywający się z jego gardła głośny śmiech zawibrował w moim wnętrzu. Pobiegł gdzieś, a ja poleciałam za nim, chociaż nie wiedziałam, co chciał zrobić. Bijący od niego entuzjazm udzielał się również i mnie. Na zmianę zwalniał i przyśpieszał, co chwilę sprawdzając, czy za nim nadążam. Igraliśmy, bawiliśmy się i tańczyliśmy wabieni wzajemnym zachwytem.
– Zaraz będziemy razem! – wykrzyknął i zatrzymał się przed drzwiami do swojego domu. Rozpoznałam to miejsce bez większego wysiłku, znałam je, chociaż nie miałam pojęcia skąd i dlaczego. Takie same odczucia miałam w stosunku do Kaidena – był mi bliski, a jednocześnie obcy. Dlaczego tyle dla mnie znaczył? Dlaczego nie rozumiałam i nie pamiętałam naszej przeszłości?
Wleciałam za chłopakiem do środka, skierowaliśmy się do sypialni. Kai wskoczył radośnie do łóżka i wyciągnął z nocnej szafki flakonik. Ciągle krążyłam wokół jego głowy, chłonąc każdy ruch napinających się mięśni czy kropelki potu skapujące mu z czoła. Cały pokój pachniał chłopakiem, a wystrój doskonale oddawał jego charakter. Czarna pościel, dywan, zasłony z białymi dodatkami oraz proste klasyczne drewniane meble i łóżko, na którym leżał on. Po prostu boski, a na jego widok miałam ochotę krzyczeć i dosłownie wyskoczyć z obecnej skóry… pozostać tylko duszą i stopić się z nim w całość.