Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Amelia jest singielką i opiekunką w warszawskim żłobku. W konkursie radiowym wygrywa weekendowy wyjazd we dwoje do Wenecji. Zabiera na niego swoją przyjaciółkę Kaśkę, również singielkę. Dziewczyna liczy, że to będzie wyjazd ich życia. I tak też się zaczyna. Zwłaszcza, że Amelia poznaje przystojnego Piotra, który w Wenecji ma firmę z gondolami. I wszystko byłoby idealnie, gdyby mężczyzna i przyjaciółka nie skrywali pewnych tajemnic, które na zawsze zmienią życie Amelii….
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 141
– Wygrałam!!! Kaśka! Cholera! Wygrałam! – Wysoka szczupła blondynka nie kryła radości. – Kaśka, jedziemy na weekend do Wenecji! Za friko!
– Amelia! Na litość boską! Jesteśmy w pracy. Nie przeklinaj.
Amelia Spencer, pół Polka, pół Amerykanka, była wyzwolona i ambitna, a już na pewno nie trzymała się zasad savoir-vivre’u. Historia jej poczęcia była klasyczna jak kawa ze Starbucksa. Jej mama Anna wyjechała na wymianę do Nowego Jorku, a jej ojciec był przystojnym nowojorczykiem. Typowym Amerykaninem o jasnych włosach i błękitnych oczach, z pozytywnym nastawieniem do świata. Płomienny romans tej pary trwał trzy miesiące. Niestety, życie to nie american dream i mama Amelii o tym, że jest w ciąży, dowiedziała się po powrocie do kraju. Pan tata nie poczuwał się do odpowiedzialności. Przyznał się do ojcostwa, płacił alimenty i na tym poprzestał. Amelia dawno się pogodziła z tym faktem. Nigdy nie chciała go szukać, poznać, wiedziała tylko, że jest do niego bardzo podobna. Miała wielkie niebieskie oczy, blond włosy i jasną karnację. I jego usposobienie; zawsze pozytywna, otwarta i bezpośrednia, nawet za bardzo, co właśnie dzisiaj zaprezentowała w pracy.
– Amelio, upominam cię! Nasze szkraby mają może po dwa lata, ale bardzo dobrze rozumieją, co mówisz, i szybko łapią. – Kaśka jak zwykle zbeształa przyjaciółkę. Wiedziała, że trzeba co rusz stawiać Amelię do pionu, bo ta często się zapominała. Obie pracowały w prywatnym żłobku, w ich grupie było tylko ośmioro dzieci. Poznały się w liceum, przypadkowo wylądowały we wspólnej ławce i od tamtego czasu były nierozłączne. Teraz miały po trzydzieści lat i nadal razem pracowały.
– Ale, Kaśka, ja wygrałam! Rozumiesz? WYGRAŁAM! – Amelia aż podskakiwała z radości, potrząsając przyjaciółką.
– Opamiętaj się – poprosiła Kaśka, poprawiając swój potargany już kucyk. – Co takiego wygrałaś? Milion w totka? Skaczesz mi tu jak obłąkana, przeklinasz przy dzieciach. O co chodzi?
– Nie pamiętasz?! Mówiłam ci, że miesiąc temu zgłosiłam się do konkursu w radiu Holiday. Trzeba było opisać wymarzony weekend i kogo bym u swojego boku widziała i gdzie, i co chcę zobaczyć, i dlaczego… – trajkotała Amelia. – I wiesz, tak popłynęłam, że my dwie samotne, smutne singielki…
Kaśka chrząknęła.
– Że co? Jakie singielki? Ty publicznie gadasz, że my chłopów szukamy? Czyś ty do reszty zwariowała?!
– Daj spokój, nikt prócz tych dziennikarzy w radiu tego nie czytał. Bo ich zasięg w mediach społecznościowych jest mniejszy niż na Instagramie mojego psa, którego jeszcze nie mam. – Wybuchnęła śmiechem, jakby jej żart miał rozluźnić atmosferę. – W każdym razie moja opowiastka o nas i marzenie o zwiedzeniu miasta miłości, czyli Wenecji, tak im się spodobała, że wygrałam dla nas weekendowy wypad! Za tydzień ja i ty lecimy klasą biznes do Wenecji, dostałyśmy hotel pięciogwiazdkowy, szofera, wyżywienie i bon na tysiąc złotych do wydania na miejscu. Więc, kochana, w piątek bierzemy wolne! Obie! I lecimy na weekend marzeń. – Amelia skakała z radości. Liczyła na podobny entuzjazm przyjaciółki.
– A jak ty sobie to wyobrażasz? Kto przejmie naszą grupę? Myślałaś o tym?
– Tak, dzieciaki pójdą do Pauliny i Marty. Już z nimi rozmawiałam, zgodziły się.
– Jak to z nimi rozmawiałaś?
– No normalnie… przed chwilą! Stara, taka okazja nie zdarza się często. Jedziemy! Jutro tylko muszę jechać do radia odebrać nagrodę i wystąpić w audycji. Więc pakujemy manatki i w drogę.
– Hola, hola… A możesz zacząć od początku?
– Był konkurs. Jest maj, na wiosnę ludzie się zakochują. To wycieczka dla osób, które pragną miłości. Napisałam, że ja, Amelia Spencer, i moja przyjaciółka Kasia Kozar jesteśmy singielkami, które nie mają szczęścia w miłości. Napisałam, że mój poprzedni facet zdradził mnie ze swoją koleżanką z pracy, która z nim wpadła, i mają dziecko. A ty wcale nie randkujesz od roku. Podkreśliłam, że Wenecja to nasze marzenie i że chcemy ją zobaczyć, póki całkiem nie zatonęła. A że pracujemy w żłobku, to nie stać nas na takie wojaże. Napisałam to pod konkursem na ich stronie, dostałam najwięcej lajków. Zadzwonili do mnie dziś rano, że wygrałam. Ot, cała historia.
– No dobrze, to jedziemy! – Kaśka zaczęła piszczeć jak nastolatka.
Dzieci z ich grupy nie wiedziały, co się dzieje. Nagle wszystkie zaczęły szaleć i krzyczeć jak opętane.
Dziewczyny spojrzały na siebie i się roześmiały.
– To czeka nas weekend życia. – Amelia aż zacierała ręce.
Biuro radia Holiday nie wyglądało zbyt przekonywająco. Mieściło się w podziemiach restauracji przy rondzie ONZ w centrum zatłoczonej Warszawy. Już przy próbie zaparkowania Amelia czuła poirytowanie. Piętnaście minut szukała miejsca dla swojego podstarzałego samochodu. Kiedy w końcu jej się udało, okazało się, że w portfelu nie ma drobnych na parkometr, w którym na dodatek coś się zepsuło i nie mogła zapłacić kartą.
– Niech to szlag! – zaklęła pod nosem, licząc, że nie dostanie mandatu. W końcu warszawskie stawki mocno poszły do góry, za brak biletu trzeba zapłacić dwieście pięćdziesiąt złotych. Rozejrzała się dookoła, straży miejskiej nie zauważyła, więc pomaszerowała pod wskazany adres.
Chciała zrobić na dziennikarzach wrażenie jako singielka do wzięcia, więc wyjęła z szafy nieco zakurzone szpilki, w których nie bardzo potrafiła chodzić. Wkładała je od wielkiego dzwonu, na takie okazje jak wesela, pogrzeby, gale. Postanowiła, że dziś je włoży, do tego dobrała brązową sukienkę przed kolano i marynarkę oversize. Wyglądała seksownie i szykownie. Z makijażem nie była za pan brat, więc miała tylko mocno wytuszowane rzęsy i policzki maźnięte bronzerem. Za to wygładziła fryzurę. Od lat była fanką Spice Girls, a szczególnie Victorii Beckham, więc postanowiła, że będzie miała długiego blond boba. I był to strzał w dziesiątkę, bo fryzura odzwierciedlała jej osobowość. Amelia nie była typem Barbie ani chłopczycy, tylko po prostu „kumpelą z sąsiedztwa”.
Kiedy weszła do budynku, poczuła rozczarowanie. Było ponuro, szaro, przy samych drzwiach wejściowych znajdowała się recepcja, w której siedziała zaniedbana recepcjonistka. Nie tak Amelia wyobrażała sobie siedzibę mass mediów. Rozejrzała się z niesmakiem i podeszła do recepcji.
– Dzień dobry, ja do pana… – Nerwowo zaczęła szukać telefonu komórkowego, by znaleźć wiadomość od mężczyzny, z którym dzisiaj była umówiona. – A więc ja do pana Rafała Myślickiego, przepraszam, Muścilskiego…
– Myślicielskiego – poprawiła ją niemiłym tonem recepcjonistka.
– Tak, zgadza się.
– A w jakim celu? – Dziewczyna zaczęła nawijać przetłuszczone włosy na palec.
– W celu odebrania nagrody, wycieczki do Wenecji…
– Aaa, singielka.
– Słucham?
– No, pani jest tą singielką, o której tutaj tyle debatowano. Bardzo dobra wypowiedź. Dobra polszczyzna, nie chciałaby być pani dziennikarką?
– Nie. Kocham dzieci. To gdzie mam się kierować?
– Jeszcze jakby pani mogła podać mi swoje nazwisko.
– Amelia Spencer.
– Spencer?
– Tak, Spencer. A co w tym dziwnego?
– Wygląda jak niepolskie…
– Bo nie jest. Jest amerykańskie, po moim ojcu, Amerykaninie z Nowego Jorku…
Recepcjonistka podniosła słuchawkę telefonu i wybrała trzycyfrowy numer wewnętrzny.
– Pani Spencer, singielka, jest w drodze do was, więc wyjdźcie pod windę.
– Cholera, co za nieprzyjemna baba – mruczała pod nosem Amelia, zaskoczona zachowaniem kobiety.
– Proszę iść do końca korytarza prosto, potem skręcić w lewo, po prawej stronie będą wielkie metalowe drzwi. Proszę zjechać na minus dwa.
– Minus dwa?
– Tak, radio znajduje się w podziemiach.
Strasznie nie lubiła wind. Miała klaustrofobię. Wchodząc do windy, całe życie bała się, że w końcu w niej utknie. Podchodząc do wielkich metalowych drzwi, żałowała, że nie spytała tej baby, gdzie znajdzie schody. Ludzie są leniwi, ona w zasadzie też, ale na myśl, że zjeżdża w podziemia, gdzie nie ma okien i w razie czego nikt jej nie usłyszy, przeraziła się; wolałaby pójść schodami. Kiedy otworzyły się drzwi windy, szybko weszła, a potem jeszcze szybciej nacisnęła guzik. Zafascynowana patrzyła w podświetlany panel sterowniczy, biały i cały dotykowy. Winda szarpnęła i rozpoczęła powolny zjazd. Nagle panel zgasł. Winda ponownie szarpnęła, stanęła i zgasły wszystkie światła. Amelia zaczęła ciężko oddychać i wpadać w panikę.
– Matko Boska! Umrę – powiedziała głośno, próbując łapać oddech.
Była tak zestresowana, że wchodząc do windy, nie zauważyła, że w jej rogu stoi mężczyzna. Opierał się leniwie o tylną ścianę z założonymi rękami. Słysząc jęki Amelii, uniósł brwi i przewrócił oczami. Był zachwycony kobiecymi kształtami, które miał przed sobą. Zamyślił się i zamiast wyjść na poziomie minus jeden, pozostał w windzie. Zlustrował Amelię od stóp do głów, zatrzymał wzrok na jej jędrnych, krągłych pośladkach. Zwrócił uwagę na modną fryzurę. Nie była to rzucająca się w oczy uroda. Na jego opalonej twarzy pojawił się lekki uśmiech; lubił takie ładne, naturalnie wyglądające kobiety. A taka była Amelia, zwłaszcza że dziś ubrała się jak sekretarka w luksusowym biurze notarialnym. Zastanawiał się, czy pracuje w tym budynku; na dziesiątym piętrze była kancelaria, na dziewiątym ubezpieczalnia, a na trzynastym najdroższa siłownia w Warszawie, z basenem, z którego roztaczał się widok na panoramę miasta. Nagle zapaliły się światła, lecz ponownie zgasły, a winda szarpnęła. Amelia krzyknęła, jakby był to atak terrorystów.
– Proszę wyluzować, nie ma się czego bać – odezwał się kojącym głosem, chcąc uspokoić towarzyszkę niedoli.
– Co, do cholery?! – Amelia aż podskoczyła. – A skąd pan się wziął? – spytała, zaskoczona widokiem pasażera.
– Tak w ogóle? – spytał złośliwie. – Moi rodzice pochodzą z Zakopanego, ja urodziłem się w Gdyni, jednak wychowałem się i po dziś dzień mieszkam w Warszawie. A pani?
– Przecież pan doskonale wie, że nie o to pytam. Po co ten sarkazm? – wypaliła zdenerwowana, patrząc mu prosto w oczy. – Nie pytam pana o pochodzenie, tylko skąd pan się wziął. – Musiała nieco odchylać głowę do tyłu, by na niego patrzeć. Na oko miał ze sto dziewięćdziesiąt centymetrów wzrostu.
Mężczyzna zmarszczył brwi, zawadiacko się uśmiechnął.
– Ach, jeszcze wcześniej? Mama mówi, że byłem niczym więcej jak błyskiem w oczach mojego ojca, który raz po raz doprowadzał ją do orgazmów.
„Skończony palant!” – pomyślała. „Ale za to jaki przystojny”. Mężczyzna był wysoki, szczupły, miał ciemne, lekko falowane włosy, jasnozielone oczy i ciemną karnację, przez co wcale nie wyglądał jak Polak. Może Włoch?
– Chodzi mi o to, że wsiadając do windy, nie zauważyłam pana. Wystraszyłam się podwójnie, z powodu zepsutej windy i pana. Długo tu jeszcze będziemy siedzieć?
– Myślę, że czas dłuży się pani przez strach. Właściwie wszystko trwa może ze dwie minuty, poczekamy jeszcze z pięć i będziemy wolni. – Uśmiechnął się.
W tym momencie zapaliło się światło, a on mógł się przyjrzeć Amelii. To, co zobaczył, bardzo mu się spodobało, szczególnie jej kształtny nosek. Wystraszone oczy wydawały się jeszcze większe niż normalnie, a pełne usta aż prosiły się o pocałunek. Winda ruszyła i oboje odetchnęli z ulgą. Niestety, nie nacieszyli się zbyt długo tą chwilą, bo znów zgasły wszystkie światła, tym razem całkowicie, a winda stanęła. Amelia zaczęła krzyczeć, jakby ją obdzierano ze skóry.
Mężczyzna początkowo się zaśmiał, ale potem zachowanie Amelii zaczęło go irytować.
– Czy może pani się już uspokoić? – zapytał, podchodząc do panelu. Nacisnął guzik z ikoną dzwonka, czekając na odpowiedź.
Sygnał jakby ją uspokoił i zamilkła. Niestety nikt się nie odezwał. Mężczyzna nacisnął guzik raz jeszcze.
– Cisza. No cóż, musi pani znieść jeszcze przez chwilę moją obecność i mam nadzieję, że przestanie pani wrzeszczeć. Niczemu to nie służy.
Przyznała mu rację. Wyszła na panikarę i idiotkę. Jednak lęk był silniejszy; bardzo się stresowała. Puls miała przyspieszony, z trudem oddychała. Mężczyzna w ciemności odnalazł jej drobną, spoconą dłoń i mocno złapał.
– Co pan robi!? – Szarpnęła ręką, próbując ją uwolnić z uścisku mężczyzny.
– Proszę mi zaufać, ma pani atak paniki. Proponuję, żebyśmy razem usiedli na podłodze i poczekali na pomoc. Nie jest tu pani sama, a nerwy nic nie zmienią. Zaraz dojdzie do hiperwentylacji i będę musiał zastosować metodę usta-usta. – Uśmiechnął się. Niestety w ciemnościach nie było tego widać.
– Hiper czego?
– Hiperwentylacji, czyli stanu, kiedy zaczynamy zbyt szybko i głęboko oddychać. Mogą zdrętwieć pani dłonie, a nawet twarz… zwykły objaw ataku paniki. Więc proszę trzymać mnie za rękę, oddychać powoli i myśleć o czymś przyjemnym.
„Przyjemny to jesteś ty” – pomyślała, ściskając dłoń przystojnego mężczyzny. Kiedy usiadł obok, poczuła woń jego perfum; trochę piżmowych, słodkich, ale zarazem tajemniczych i męskich.
– Pracuje pan tutaj? – wypaliła.
– Kto? Ja?
– Nie. Ten facet co stoi za panem… – wkurzyła się. – A jest tu ktoś prócz nas?
Mężczyzna uwolnił dłoń z jej uścisku i przeczesał włosy.
– Powiedzmy. Nie chcę na ten temat rozmawiać. Miałem stąd wyjść już godzinę temu. Za parę godzin mam samolot do Włoch i liczę na to, że na niego zdążę.
– Do Włoch? A dokąd konkretnie? Ja się wybieram do Wenecji.
– Piękne miasto. Trochę tam śmierdzi rybą, ale szybko do tego zapachu można się przyzwyczaić. Polecam pani rejs gondolą, szczególnie o zmroku z lampką wina. Będzie pani zadowolona, partner też.
– Partner?
– No tak, to miasto miłości, singielki tam raczej nie latają. – Roześmiał się.
Nic nie odpowiedziała, nie chciała wyjść na zdesperowaną singielkę; i tak z jakiegoś powodu ostatnio całkowicie straciła wiarę w siebie. Nikt jej nie podrywał, nikt nie był nią zainteresowany. Nigdzie nie wychodziła. Gdzie miała kogoś poznać? W żłobku? Rozwiedzionego samotnego tatusia? Za młoda była na adopcję dziecka. Nie chciała kogoś po przejściach. Pragnęła prawdziwej książkowej miłości, pełnej uniesień.
– Na długo pani jedzie do Wenecji?
Nagle zapaliły się światła.
– Uratowani! – odetchnęła z ulgą, odwracając się do mężczyzny.
Był cholernie przystojny. Kiedy tak siedział, kosmyk ciemnych włosów spadł mu na oko. Dopiero teraz zauważyła, że jego dłonie są duże i zadbane. „No, no, chodzimy na manicure” – zaśmiała się w duchu.
– Cieszę się, bo może się pani uspokoi. – Wstał, pociągając do góry Amelię.
Wtedy światła znów zgasły, a ona znów zaczęła piszczeć. Mężczyzna już nie wytrzymał. Złapał ją za podbródek i odwrócił jej twarz w swoją stronę. Było ciemno, więc go nie widziała. Tym razem tchu zaczęło jej brakować nie z powodu zaciętej windy, ale dlatego, że czuła jego bliskość.
– Dziewczynko, czy kiedykolwiek ktoś ci powiedział, że jesteś histeryczką? – szepnął zduszonym głosem. Ta uwaga nie zabrzmiała jak krytyka. Pochylił się nieco, a ich usta się spotkały.
Był to cień pocałunku, czego doświadczyła pierwszy raz w życiu. Nie wiedziała, czy było to celowe zagranie mężczyzny, by wreszcie się uspokoiła, czy przypadek. Odniosła jednak wrażenie, że jej kompan miał ochotę na więcej. Podłoga pod jej nogami zadrżała, a klatkę piersiową zalała fala ciepła.
Naraz drzwi windy się otworzyły i pokazał się Rafał Myślicielski, z którym była umówiona. Amelia jak oparzona odskoczyła od nieznajomego mężczyzny, patrząc mu po raz ostatni w oczy.
– W końcu pani dojechała – ucieszył się.
Wyszła z windy, a mężczyzna wcisnął poziom minus jeden.
– Do widzenia, pani… – Drzwi zaczęły się zamykać.
– Amelio. Mam na imię Amelia.
– Do widzenia, pani Amelio. Udanej wycieczki życzę, proszę nie zapomnieć o gondolach.
Drzwi się zamknęły, a Amelia nawet nie wiedziała, jak mężczyzna ma na imię. Była jak zahipnotyzowana. Niewiele brakowało, a całowałaby się z obcym facetem.
– Czy wie pan, kto to był?
– Niestety nie. Czasami go tutaj widuję, ale nie mam pojęcia, kim ten pan jest. To co, przechodzimy do formalności? Przede wszystkim pani gratuluję. Świetna odpowiedź na nasz konkurs. – Pan Rafał był szczerze podekscytowany. – Jedyne, co pani musi zrobić, to podpisać umowę. – Wyjął dwie kartki i położył na stojącym obok biurku. – Tu i tu. – Wskazał palcem. – Mamy jeszcze prośbę do pani o podesłanie nam ze dwóch zdjęć z krótkim opisem wycieczki. Zgadza się pani?
– Jasne, czemu nie, i tak pochwalę się wycieczką w mediach społecznościowych.
– Świetnie. To teraz zapraszam za mną. Nagramy krótką zapowiedź, że odbiera pani nagrodę i się cieszy, i drugą zapowiedź, jak było. Opowie pani, że było wspaniale, pływała pani gondolą. Żebyśmy dwa razy nie musieli pani tu ściągać.
Przeżyła szok, że tak się oszukuje słuchaczy. Była święcie przekonana, że wszystkie rozmowy w radiu są na żywo.
Weszli do małego pomieszczania, które miało może z dziesięć metrów kwadratowych. Ściany obite były szarą, najeżoną gąbką. Na ławce, która przypominała te ze szkoły podstawowej, stał sprzęt, obok wisiały dwie słuchawki i stały dwa mikrofony.
– Proszę założyć słuchawki i mówić do mikrofonu.
Pot pojawił się na jej skroni. Zestresowała się bardziej niż w zaciętej windzie.
– Trzy… dwa… jeden… wejście! Witamy wszystkich słuchaczy. Słuchacie radia Holiday. Czas na ogłoszenie wyników naszego konkursu. Jest ze mną Amelia Spencer, która skradła wasze serca. Singielka z Warszawki, około trzydziestki, na wycieczkę do Wenecji wybiera się z przyjaciółką.
Amelię zatkało. Nie spodobało jej się, że przedstawiają ją jako samotną kobietę.
– Tak, dzień dobry.
– Amelia jest bardzo nieśmiała. Może to dlatego wciąż jesteś sama?
Mężczyzna się nie patyczkował i miała wrażenie, że chce ją ośmieszyć.
– Nie wiem, może. W każdym razie dziękuję za głosy i lajki, bo dzięki wam zrealizuję swoje największe marzenie.
– Czekamy na zdjęcia i relację po powrocie. Jednak może chce pani pojechać na wycieczkę z mężczyzną? Jesteśmy w stanie zrobić casting na towarzysza, może ktoś się zgłosi. – Mężczyzna chyba szukał skandalu.
– Zabieram ze sobą przyjaciółkę, proszę się nie trudzić – odpowiedziała, ledwo powstrzymując się od kąśliwego komentarza.
– Wielka szkoda, bo paru chętnych na pewno by się znalazło. Liczymy na to, że z Włoch nie wróci pani już jako singielka. Gratulujemy! Przekazuję nagrodę i czekamy na relację.
– Bardzo dziękuję.
Dziennikarz puścił piosenkę Harry’ego Stylesa Watermelon Sugar. Ucieszyła się, bo bardzo lubiła ten utwór. Wręczył jej kopertę, w której były bilety lotnicze, potwierdzenie opłacenia hotelu i gotówka.
– A więc udanego pobytu. I do usłyszenia. Proszę nie zapomnieć o relacji dla nas – powiedział, odprowadzając ją do windy.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki