Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Inez zawsze chciała być jak Carrie Bradshaw z serialu „Seks w wielkim mieście” – mieć szafę pełną markowych butów, świetną pracę i przystojnego faceta. Zamiast tego jeździ rozklekotanym starym autem, wynajmuje małe mieszkanie z jedyną przyjaciółką, którą ma, i chwilowo jest bezrobotna. Kiedy, śpiesząc się na rozmowę o pracę w prestiżowym wydawnictwie, przez nieuwagę wjeżdża w czarne porsche panamera, myśli, że nic gorszego
już jej nie spotka. Myli się. Właścicielem auta wartego pół miliona złotych jest bardzo przystojny i bardzo arogancki mężczyzna, który od razu postanawia uprzykrzyć jej życie.
Ale z Inez, córką rybaka marzącą o karierze w Warszawie lepiej nie zadzierać…
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 121
– Najchętniej udusiłabym tego typa jego własnym krawatem. Co za cham i prostak! Czy ty sobie wyobrażasz, że mnie zwyzywał od głupich blondynek, takich z kawałów, co to jeździć nie potrafią?! A przecież mam brązowe włosy! Lekka przycierka, lekka! Jeszcze się spóźnię przez niego na rozmowę o pracę. – Inez siedziała w samochodzie i darła się wniebogłosy do telefonu. Rozmawiała ze swoją najlepszą przyjaciółką Sarą.
– Stara, współczuję ci, ale czy facet chociaż przystojny?
– Taaa… Czekaj, bo stoi tutaj… Oddzwonię. – Rozłączyła się i przystąpiła do odkręcania szyby, która powoli sunęła w dół.
Na ten widok mężczyzna uśmiechnął się ironicznie.
– Tak? W czym mogę panu pomóc? – zapytała Inez, jak gdyby nigdy nic.
– Może by pani łaskawie do mnie wyszła? Przeprosiła i wypełniła papiery? Rozmawiałem już z policją, która powiedziała, że przyjedzie tutaj najwcześniej za półtorej godziny. A ja nie mam tyle wolnego czasu.
I pomyśleć, że jeszcze kwadrans wcześniej Inez w cudownym nastroju przemierzała Warszawę swoim pierwszym autem. Złotym matizem z silnikiem 0,9 litra, który przy jej ciężkiej nodze wyciągał na Trasie Toruńskiej nawet 140 kilometrów na godzinę. Trzy dni temu odebrała prawo jazdy i nie zdążyła jeszcze przykleić na tylnej szybie zielonego liścia symbolizującego świeżego kierowcę. Za kółkiem od razu poczuła się jak ryba w wodzie, wręcz jak Kubica. Na pomarańczowym przyśpieszała. Lubiła wyprzedzać, choć czasem miewała problemy ze znajomością znaków drogowych. Czy mogła się spodziewać, że dzisiaj, jadąc na najważniejszą w swoim życiu rozmowę, spowoduje kraksę? O dwunastej była umówiona w największym polskim wydawnictwie zajmującym się nie tylko publikowaniem książek, ale także czasopism o celebrytach.
Do celu brakowało jej raptem sześciu kilometrów, czyli około dwunastu minut. I wszystko byłoby okej, gdyby nie trzypasmowe rondo, na które natrafiła po drodze. Przekonana, że ze środkowego pasa bez problemu zjedzie w prawo, nie zauważyła samochodu na zewnętrznym i uderzyła w jego drzwiczki od strony kierowcy.
Rozległ się huk, a Inez wymamrotała pod nosem: „O kurwa…!”. Na samochodach specjalnie się nie znała, zauważyła tylko, że auto jest długie i lśniącoczarne. Zjechała w najbliższą zatoczkę, a za nią poszkodowany kierowca. Zestresowana miała wrażenie, że serce zaraz wyskoczy jej z piersi, ręce drżały jej bardziej niż na ustnej maturze z angielskiego. Ale nie było rady, musiała zmierzyć się z problemem.
Wyskoczyła z auta i spanikowana zaczęła oglądać uszkodzenia. Faktycznie, nie wyglądały dobrze.
Mężczyzna w czarnym garniturze i koszuli z cienkim krawatem przyglądał się jej w milczeniu. Miał niesforne ciemnobrązowe włosy, które zabawnie wyglądały w zestawieniu z eleganckim ubiorem. Chłopięce dołeczki w policzkach też nie bardzo pasowały do surowej miny i posępnego spojrzenia. Na oko zbliżał się do czterdziestki; wokół jasnozielonych oczu było widać pierwsze zmarszczki.
Przeczesał dłonią gęste włosy.
– Jak jeździsz, kurwa?! – odezwał się.
A Inez zamurowało. Atakowana zawsze czuła bezradność. Wybałuszyła więc tylko oczy i modliła się, żeby się nie rozpłakać.
– Obcas ci się w sprzęgle zawieruszył, że zamiast zwolnić, przypieprzyłaś we mnie? – ciągnął. – Wiesz, ile będzie kosztować naprawa? No ja pierdolę, całe drzwi do wymiany! Plus lakierowanie. Kobieto, czy ty wiesz, że felgi do porsche panamera kosztują kilkadziesiąt tysięcy? – Mężczyzna nie krył zdenerwowania.
– Ja… Ja…
– Jesteśmy w Polsce, więc mów po polsku! – warknął. – Dzwonię na policję, należy ci się mandat.
Wiedziała, że facet ma rację. Tak, popełniła poważny błąd. Ale mandat w wysokości kilkuset złotych był ostatnią rzeczą, jakiej teraz potrzebowała. Dopiero co zrezygnowała z pracy ekspedientki w sklepie z okularami, w nadziei że wreszcie zostanie dziennikarką, a tu nieplanowany wydatek!
Sytuacja bardzo ją zestresowała, ale jeszcze bardziej zestresował ją facet, tak zabójczo przystojny i tak cholernie nerwowy. Inez zrobiło się naprawdę głupio. Było widać, że auto jest droższe od wynajmowanego przez nią małego mieszkania w centrum Warszawy, a gość wyglądał na bogatego. Wysoki, dobrze zbudowany, ewidentnie chodzi na siłownię, pomyślała. Jednak cały urok odbierały mu chamskie zachowanie i furia, która biła z jego oczu.
Była w takim szoku, że nie potrafiła wykrztusić słowa. Zauważył to nawet w pewnym momencie Pan Porsche.
Ależ ze mnie kretyn. Przecież to jeszcze dziecko, i do tego całkiem ładne, pomyślał Filip.
Inez faktycznie niczego nie brakowało, tylko zwyczajnie w siebie nie wierzyła. Miała metr sześćdziesiąt dwa wzrostu, ciemnobrązowe proste włosy i alabastrową cerę pokrytą piegami, szczególnie licznymi na jej kształtnym nosie. Jako dziecko ich nie znosiła; nazywana przez rówieśników Pieguskiem początkowo się wściekała, a potem zamykała w sobie. Mama pocieszała ją, że piegi pyłowe to chochliki, i zapewniała, że z czasem znikną, jednak z wiekiem tylko ściemniały. Natomiast zgrabnej i szczupłej sylwetce trudno było cokolwiek zarzucić. Kiedy przerażona Inez wysiadła z auta, Filip omal nie dostał zawału, lecz wcale nie dlatego, że się zezłościł. To prawda, ta dziewczyna uszkodziła jego ukochane auto, na które harował przez cały rok, ale jaka była czarująca! A kiedy spojrzała na niego lśniącymi zielonymi oczami w oprawie naturalnie ciemnych i gęstych rzęs, zakręciło mu się w głowie. Nie wiedział, jak się zachować, więc zaczął krzyczeć. Potem odszedł, by zadzwonić na policję, a ona schowała się do samochodu, zapewne po to, żeby w ukryciu popłakać. Zrobiło mu się jej żal. Dlatego gdy dowiedział się, że policja przyjedzie dopiero za półtorej godziny, postanowił po bożemu spisać protokół szkody. Zwłaszcza że naprawdę nie miał czasu.
– Jasne, przepraszam – powiedziała Inez. – Czy ma pan może taki gotowy druczek do wypełnienia? Jeśli nie, to ja mam. Dostałam, jak odbierałam niedawno prawo jazdy.
– A kiedy było to niedawno? – zapytał zaintrygowany.
– Trzy dni temu. To moja pierwsza tak daleka samotna wyprawa. – Uśmiechnęła się, chcąc rozluźnić atmosferę, jednak mężczyzna nie odwzajemnił uśmiechu.
Stał jak zahipnotyzowany. W końcu wziął od niej druczek oraz dowód osobisty i sam wypełnił wszystkie pola.
– Oddaję. – Wręczył jej dowód. – Poprosiłbym jeszcze o numer telefonu, tak na wszelki wypadek. I za dwa dni kończy się pani OC, radziłbym opłacić – dodał.
Kurka wodna, jeszcze to! Na śmierć zapomniałam, pomyślała Inez, coraz bardziej spanikowana, że nie zdąży do wydawnictwa na czas i cały plan legnie w gruzach. A wtedy pozostanie jej wrócić do rodziców. Pochodziła z Rumii, małej miejscowości pod Gdynią. Do morza w linii prostej miała jakieś dziesięć kilometrów. Nie lubiła swojego rodzinnego miasteczka, choć większość osób jej zazdrościła. Nie lubiła morza, tłoku, braku możliwości rozwoju; wszystko działo się w Warszawie. Odkąd skończyła szesnaście lat, marzyła, żeby przeprowadzić się do stolicy. Wtedy oznajmiła rodzicom, że będzie studiować dziennikarstwo. Słowa dotrzymała – gdy dwa lata później została studentką Uniwersytetu Warszawskiego, czuła się prawie warszawianką.
Sarę poznała na pierwszym roku, jeszcze w trakcie rekrutacji. Od razu znalazły wspólny język i postanowiły razem zamieszkać. Wynajęły mieszkanko z dwiema małymi sypialniami i pokojem połączonym z aneksem kuchennym. Centrum miasta, ale metraż kawalerki. Niestety, minęło dziesięć lat, a one wciąż w nim tkwiły. Studia skończyły już dawno, ale żadna z nich nie ułożyła sobie życia. Obie randkowały, jednak nie trafiły na odpowiednich mężczyzn. Od jakiegoś czasu nawet nie imprezowały.
Ale właśnie nadeszła wiosna. Był piękny kwiecień, co napawało je optymizmem.
– Dobrze, mam wszystko. Życzę pani miłego dnia i polecam lekcje doszkalające.
Znów uśmiechnął się ironicznie i wyciągnął rękę. Uścisnęła ją mocno, by nie pokazać, że czuje się jak dziewczynka wezwana do tablicy.
– Jeszcze raz przepraszam – wyszeptała.
Wsiadając do swojego grata, czuła na sobie wzrok nieznajomego. Ale zanim zdążyła odpalić silnik, nie było już po nim śladu. Zresztą z odpaleniem też miała problem, nie wiadomo czy ze stresu, czy przez stłuczkę. Na szczęście po paru próbach się udało, ale serce miała w przełyku. Spojrzała na zegarek. Dobra, dziesięć minut do spotkania, spóźnię się jakieś pięć. Może dam radę, machnęła ręką i ruszyła z impetem.
Wkrótce zaparkowała przed budynkiem potencjalnego pracodawcy. Siedziba wydawnictwa mieściła się w starej kamienicy z elewacją w remoncie. Drzwi wejściowe były bardzo wąskie, a jedyną rzeczą, jaka urzekła Inez, był widoczny przez nie bordowy dywan w holu. Patrzyła na niego i wyobrażała sobie przyszłość. Chciała zostać znaną dziennikarką przeprowadzającą wywiady z gwiazdami. Jak dotąd nie miała w tej dziedzinie żadnego doświadczenia, ale szybko się uczyła.
– Dzień dobry. Jestem Marta. A ty zapewne Inez? – Sekretarka przywitała ją uśmiechem.
Była wysoką i szczupłą blondynką o kobiecych kształtach. Jej biust, choć skryty pod beżowym golfem, przyciągał wzrok. Miała miłą twarz, średniej długości włosy spięte w kucyk i czarne dżinsy. Na jej stopach lśniły lakierowane louboutiny. Inez od razu zwróciła uwagę na luksusowe buty. Na czym jak na czym, ale na modzie się znała. Nieźle się tu zarabia, stwierdziła.
– A więc, droga Inez, idź do gabinetu numer trzy – usłyszała. – Tam szefowa działu lifestyle przeprowadzi z tobą rozmowę. A na koniec spotkasz się z samym naczelnym. Jeżeli wypadniesz dobrze, to decyzję o przyjęciu do pracy powinnaś dostać od razu. Albo telefonicznie, ale też jeszcze dzisiaj. Potrzebujemy na szybko jednej osoby do drużyny.
– Dziękuję. Którędy mam iść?
– Pierwsze drzwi na lewo. A po wszystkim znowu do mnie, bo za mną jest gabinet naczelnego.
– Dobrze, dziękuję.
Nie za dużo tego dziękuję? Inez, weź się w garść, pouczała samą siebie. Kiedy miała już zapukać do pokoju numer trzy, zadzwonił jej telefon. Masz ci los, zapomniałam oddzwonić do Sary, uzmysłowiła sobie.
Szybko napisała esemesa:
Wchodzę na rozmowę, zadzwonię potem albo widzimy się w domu.
Odpowiedź przyszła natychmiast:
Trzymam kciuki. Kupiłam wino i to nie najtańsze. He, he.
Inez uśmiechnęła się, wzięła głęboki wdech i wkroczyła do gabinetu.
Przywitała ją kobieta około pięćdziesiątki, w garsonce chyba uszytej na miarę i typowych pantoflach na sześciocentymetrowym obcasie. Gestem wskazała na krzesło naprzeciwko.
– A zatem, moja droga, co chciałabyś u nas robić? – zapytała bez wstępów.
– Przeprowadzać wywiady ze znanymi ludźmi.
– A czy robiłaś to kiedykolwiek?
– Nie, proszę pani. Jedynie na trzymiesięcznym stażu na studiach przeprowadziłam kilka wywiadów w ramach zaliczenia.
– Rozumiem. Czyli nie masz żadnej sieci kontaktów? Namiarów do gwiazd i ich agentów?
– Nie.
Kobieta pokiwała głową z niezadowoleniem.
– Czy masz rodzinę, dzieci? Wiesz, że praca w tym wydawnictwie wiąże się z ciągłymi wyjazdami, chodzeniem na eventy, imprezy, plany zdjęciowe filmów i seriali. Czasami trzeba towarzyszyć naczelnemu w jego wyjazdach zagranicznych, aby stworzyć potem materiał sponsorowany.
– Nie mam ani chłopaka, ani męża, ani dzieci. Ani nawet na to się nie zanosi. – Inez była trochę speszona tak osobistym wyznaniem. A na dodatek uświadomiło jej ono, że jest smutną samotną kobietą mieszkającą ze współlokatorką. – Więc mam i czas, i chęć na wszelkie wyjazdy i eventy. Nie boję się pracy – oświadczyła stanowczo.
– Czy może mi pani pokazać wywiad z kucharzem Alexem Fillionem, który pani zleciliśmy?
– Oczywiście. – Inez wręczyła trzy wydrukowane kartki.
Nieskromnie uważała, że była to nadzwyczaj ciekawa i żywa rozmowa. Do restauracji La Buche często chodziła razem z Sarą, więc Inez znała Alexa osobiście. Pozwoliła więc sobie na kilka prywatnych pytań. Zaś on zrewanżował się opowieścią między innymi o tym, że Francuzki są bardziej wyzwolone niż Polki. I że Polki nie da się wyrwać na mielonego i renault megane…
„Drogi kolego, żeby zdobyć serce Polki, nie musisz być wysoki. Wystarczy, że staniesz na portfelu. Ją urzeknie gest w postaci nowej torby od Gucciego, a nie pyszne śniadanie podane do łóżka. Francuzka nie zwraca uwagi na auto, jakim jeździ kawaler, Polka do byle jakiego nie wsiądzie. Polki kochają panów z BMW, a jeśli już któryś ma porsche, to seks na pierwszej randce gwarantowany”.
W słowach Alexa Filliona było sporo prawdy. Nic dziwnego, że kiedy szefowa działu doczytała wywiad, aż cmokała z zachwytu.
– Bardzo dobra robota – pochwaliła. – Czy ma pani zgodę na publikację tego materiału?
– Mam.
– Świetnie. Chętnie to puszczę do druku.
Niewiele brakowało, żeby Inez posikała się z radości. Jej pierwszy wywiad, i to od razu w tak popularnym czasopiśmie, jak „Glam Stars”! To było jak prezent od losu, spełnienie marzeń, wyróżnienie. Próbowała ukryć ekscytację.
– Co do pracy, to na początek mogę zaoferować trzymiesięczny płatny staż – usłyszała. – Nie będą to duże pieniądze, zwłaszcza w porównaniu z poświęconym czasem. Ale można się dużo nauczyć, złapać kontakty. A jak się pani spodoba mnie i naczelnemu, to może będzie stała umowa. Jedna z naszych dziennikarek jest w ciąży i za trzy miesiące idzie na zwolnienie. Do pracy wróci nie wcześniej niż za półtora roku.
Inez poczuła dreszcz emocji. Czyżby mnie przyjęto? Tylko… Jakie to pieniądze? Bo jeśli kilkaset złotych, to będzie musiała zrezygnować. Na samo mieszkanie zrzucały się z Sarą po tysiąc dwieście. Już miała zapytać, gdy potencjalna szefowa dodała:
– Dwa tysiące siedemset złotych na rękę. Potem ewentualnie pięć i pół netto. Jeżeli zostanie pani na stałe.
Ile? Pięć i pół tysiąca? Takie pieniądze w życiu się Inez nie śniły! To jakiś kosmos, myślała. To tyle zarabiają dziennikarze?
Od razu chciała napisać esemesa do Sary. Dwa siedemset na stażu? Mniej zarabiała, sprzedając okulary dwanaście godzin dziennie.
Wyglądało na to, że wreszcie uśmiechnęło się do niej szczęście.
– Wiem, że dziś mamy czwartek, ale czy byłaby pani w stanie zacząć pracę od jutra? – zapytała kobieta. – Oczywiście po zaakceptowaniu pani kandydatury przez szefa.
– Jasne, że tak – odparła Inez pośpiesznie. – To dla mnie ogromne wyróżnienie.
– W takim razie bardzo mi miło. Nazywam się Małgorzata Rosińska. Jak na razie wszystko wskazuje na to, że będę pani przełożoną.
Uścisnęły sobie dłonie.
– Inez Tarasiewicz. Bardzo mi miło.
– Przejdźmy od razu na ty. U nas sobie nie paniujemy, wszyscy traktujemy się po partnersku. Idź teraz do naczelnego, urzęduje w gabinecie tuż za biurkiem Marty. To nasza sekretarka. Zajmuje się i książkami, i gazetami, właściwie wszystkim. Jest prawą ręką szefa, więc ostrzegam: jeśli podpadniesz jej, podpadniesz i jemu. Nie wiem czemu, ale on bardzo liczy się z jej zdaniem.
Pewnie mu daje dupy, pomyślała Inez, ale posłusznie ponownie zameldowała się w recepcji.
– Witaj, to znowu ja – oznajmiła. – Małgorzata powiedziała, że mam pójść do naczelnego.
Marta spojrzała zdziwiona.
– O, czyli się udało? – mruknęła. – Bardzo się cieszę i witam na pokładzie – powiedziała, choć wcale nie wyglądała na zadowoloną.
– Jeszcze nie wiem, jak to będzie – odparła Inez. – Wszystko zależy od naczelnego…
– Proszę, wejdź. Czeka na ciebie. Gośka już zdążyła przekazać mu informacje. Dlatego cię witam.
Inez była szczęśliwa, choć poddenerwowana. Mimo to postanowiła zrobić wrażenie przebojowej.
– Dzień dob… – zaczęła w progu, ale nie dokończyła, bo prawie zemdlała. Przy wielkim oknie czekał na nią ten sam mężczyzna, przez którego się dzisiaj spóźniła. Był ubrany w idealnie skrojony garnitur i krawat typu slim.
Westchnął, wydychając powietrze nosem.
– Kogo moje oczy widzą? – roześmiał się. – I co ja mam teraz z tobą, dziecko, zrobić? Najpierw rozbijasz mi samochód, a teraz chcesz się u mnie zatrudnić. Ciekawe.
Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki