Wszyscy moi mężczyźni - Edyta Folwarska - ebook

Wszyscy moi mężczyźni ebook

Edyta Folwarska

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Oliwia ma już za sobą nieudane małżeństwo, romans z żonatym mężczyzną oraz całą serię miłosnych rozczarowań. Jej życie obfituje w luksusy i rozrywki, jednak co z tego? Wciąż nie udało jej się spotkać mężczyzny, z którym połączyłoby ją prawdziwe uczucie.

Dlaczego faceci zawsze muszą coś przed nią ukrywać?

Czy jest skazana na ciągłe porażki?

A może to w niej leży problem?

Postanawia zmienić podejście i wcielić w życie nowy plan. Będzie silną kobietą, która nie potrzebuje miłości ani zobowiązań! Teraz to ona zabawi się ich kosztem.

Jak długo jednak uda jej się wytrwać w tym postanowieniu? Na jej drodze znów pojawiają się mężczyźni, którym nie potrafi się oprzeć, oraz okazje na gorący romans. A najciekawsze jeszcze przed nią…

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 244

Oceny
4,0 (126 ocen)
64
29
11
16
6
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
jbialas24

Nie oderwiesz się od lektury

Rewelacyjna książka, niestety zakończenie wolałbym inne
00
Aniteczka16

Nie oderwiesz się od lektury

piękna książka smutne zakończenie ale warto było przeczytac
00

Popularność




Au­tor: Edy­ta Fol­war­ska

Re­dak­cja: Agniesz­ka Ra­kow­ska-Bar­ciuk

Ko­rek­ta: Ka­ta­rzy­na Zio­ła-Ze­mczak

Pro­jekt gra­ficz­ny okład­ki: Anna Jam­róz

Skład: Iza­be­la Kruź­lak

Zdję­cie na okład­ce: Pa­weł Tro­ja­now­ski

Re­dak­tor pro­wa­dzą­ca: Na­ta­lia Ostap­ko­wicz

Kie­row­nik re­dak­cji: Agniesz­ka Gó­rec­ka

© Co­py­ri­ght by Edy­ta Fol­war­ska

© Co­py­ri­ght for this edi­tion by Wy­daw­nic­two Pas­cal

Ta książ­ka jest fik­cją li­te­rac­ką. Ja­kie­kol­wiek po­do­bień­stwo do rze­czy­wi­stych osób, ży­wych lub zmar­łych, au­ten­tycz­nych miejsc, wy­da­rzeń lub zja­wisk jest czy­sto przy­pad­ko­we. Bo­ha­te­ro­wie i wy­da­rze­nia opi­sa­ne w tej książ­ce są two­rem wy­obraź­ni au­tor­ki bądź zo­sta­ły zna­czą­co prze­two­rzo­ne pod ką­tem wy­ko­rzy­sta­nia w po­wie­ści.

Wszel­kie pra­wa za­strze­żo­ne. Żad­na część tej książ­ki nie może być po­wie­la­na lub prze­ka­zy­wa­na w ja­kiej­kol­wiek for­mie bez pi­sem­nej zgo­dy wy­daw­cy, za wy­jąt­kiem re­cen­zen­tów, któ­rzy mogą przy­to­czyć krót­kie frag­men­ty tek­stu.

Biel­sko-Bia­ła 2020

Wy­daw­nic­two Pas­cal sp. z o.o.

ul. Za­po­ra 25

43-382 Biel­sko-Bia­ła

tel. 338282828, fax 338282829

pas­cal@pas­cal.pl, www.pas­cal.pl

ISBN 978-83-8103-702-0

Przy­go­to­wa­nie eBo­oka: Ja­ro­sław Ja­błoń­ski

Ro­man­sów jest wie­le – mi­łość tyl­ko jed­na.

FRA­NEK

Jak mo­głam być tak głu­pia, tak na­iw­na? Czy ja kie­dyś zmą­drze­ję? Czas z tym skoń­czyć. – Oli­wia ki­wa­ła gło­wą, pa­trząc na swo­je od­bi­cie w lu­strze. Nie po­do­ba­ła się so­bie. Nie dla­te­go, że po raz ko­lej­ny po­peł­ni­ła ten sam błąd: za bar­dzo chcia­ła roz­ko­chać w so­bie fa­ce­ta. I nie­ dla­te­go, że za­cho­wy­wa­ła się ir­ra­cjo­nal­nie. Lecz dla­te­go, że za­cho­wy­wa­ła się jak pusz­czal­ska. Była opuch­nię­ta od pła­czu, a wło­sy, któ­re sama so­bie krzy­wo ob­cię­ła, do­dat­ko­wo spra­wia­ły, że stra­ci­ła cały swój urok.

Tro­chę było jej głu­pio. Nie dla­te­go, że zro­bi­ła to przez Mak­sa. Sek­sow­ne­go, cho­ler­ne­go Mak­sa. Zwy­czaj­nie ob­cię­ła się na­praw­dę nie­udol­nie. Po jej pięk­nych blond wło­sach nie było śla­du. Wy­glą­da­ła jak dziew­czyn­ka z ze­rów­ki, któ­ra, trzy­ma­jąc ku­cyk w ręce, ciach­nę­ła go no­życz­ka­mi wy­ję­ty­mi z tor­ni­stra. Na skos, krzy­wo, w pa­zur­ki. Fry­zu­ra była strasz­nie po­strzę­pio­na. Inna ko­bie­ta w tej sy­tu­acji wpa­dła­by w hi­ste­rię. Ale nie Oli­wia. Choć sama uzna­wa­ła się za kró­lo­wą dra­ma­tów, to jed­nak nie tym ra­zem. Dzi­siaj była spo­koj­na.

– Mój ex: drań. Zdra­dził mnie i zła­mał mi ser­ce. Fi­lip: kryp­to­gej. Ka­mil: seks do­bry, ale co z tego? Maks: żo­na­ty. Weź się, ko­bie­to, w garść. To z tobą jest coś nie tak. – Sie­dzia­ła i ana­li­zo­wa­ła każ­dy swój zwią­zek. – Wiem. Chy­ba za­czy­nam wszyst­ko ro­zu­mieć. Za­cho­wu­ję się jak idiot­ka przez by­łe­go męża. Zdra­dził mnie, więc te­raz w od­we­cie ja chcę po­przez seks zdo­być in­ne­go męż­czy­znę. Nie, Oli­wia, to tak nie dzia­ła, dupą fa­ce­ta nie roz­ko­chasz. Przy­po­mnij so­bie, co mó­wi­ła two­ja bab­cia: „Oliw­ka, słoń­ce moje, ko­bie­ta my­śli trzeź­wo, za­nim pój­dzie z męż­czy­zną do łóż­ka. Męż­czy­zna trzeź­wo my­śli po”. No tak, nie bez po­wo­du po­win­no się zwle­kać z pierw­szym ra­zem do pią­tej rand­ki – to­czy­ła roz­mo­wę sama ze sobą.

Pa­trzy­ła cały czas na swo­je od­bi­cie i nie wie­dzia­ła, czy rzu­cić czymś w lu­stro i je zbić, czy po pro­stu so­bie od­pu­ścić? Wło­sy moż­na po­pra­wić, ale nie ser­ce, w do­dat­ku zła­ma­ne i ro­ze­rwa­ne na strzę­py. Pa­trząc na sie­bie, Oli­wia stwier­dzi­ła, że stra­ci­ła cały sek­sa­pil. W dia­bły po­szła też jej per­fek­cyj­ność.

– Ale od cze­go ma się przy­ja­ciół? – wes­tchnę­ła, chwy­ta­jąc ner­wo­wo za te­le­fon. Wy­krę­ci­ła nu­mer do Bart­ka.

– Halo… Kopę lat. Co tam, pięk­na? – usły­sza­ła ra­do­sny głos przy­ja­cie­la.

– Hej, Bar­tuś. Bo wi­dzisz, zro­bi­łam coś głu­pie­go i po­trze­bu­ję two­jej po­mo­cy.

– Wpa­dłaś? Czy co? – po­wie­dział iro­nicz­nie i za­czął się śmiać.

– Nie, głup­ku. Da­łam szan­sę Mak­so­wi, a tu się oka­za­ło, że on wca­le nie za­mie­rza się roz­wo­dzić z żoną. Ale nie w tym sęk. Tak się tym wku­rzy­łam, że sama ob­cię­łam so­bie wło­sy.

– Co­ooo?! – prze­rwał jej gwał­tow­nie. – Prze­cież ty ni­g­dy nie po­zwa­la­łaś mi na­wet pod­ciąć koń­có­wek, nie wspo­mnę o ja­kiejś ra­dy­kal­nej zmia­nie. Bar­dzo je skró­ci­łaś?

– Ech, po­mo­żesz?

– Choć­bym chciał, nie rzu­cę wszyst­kie­go i nie przy­ja­dę do War­sza­wy. Za dużo mam ro­bo­ty w So­po­cie. Ale za­cze­kaj! Za­raz wy­ślę ci nu­mer do kum­pla. Ma ja­kiś mod­ny sa­lon przy uli­cy Ba­ga­te­la. Re­we­la­cyj­nie robi wło­sy.

– Dzię­ki – po­wie­dzia­ła ze smut­kiem.

– Skar­bie, nie łam się! Prze­ży­łaś masę trud­nych rze­czy. Roz­wód, fra­je­ra, co na­gle znik­nął, kryp­to­ge­ja. Te­raz może być już tyl­ko z gór­ki. Chy­ba że to ja­kieś za­ła­ma­nie ner­wo­we?

Oli­wa za­wsze ucho­dzi­ła za twar­dą bab­kę. Sil­ną oso­bo­wość, któ­ra za­wsze się­ga po to, cze­go chce. Sama nie spo­dzie­wa­ła się, że sy­tu­acja z Mak­sem może ją tak zmięk­czyć. Dzi­siaj nie była pew­na sie­bie, a wręcz ob­wi­nia­ła się za wszyst­kie błę­dy. Wie­dzia­ła, że jest na­iw­na, wie­dzia­ła, że scho­wa­ła swo­ją kla­sę w kąt. Chy­ba po­trze­bo­wa­ła ta­kie­go po­trzą­śnię­cia.

– Dzię­ki, przy­ja­cie­lu. Za­dzwo­nię tam, a efek­ty wy­ślę ci ese­mesem. Ca­łu­ję cię, Bar­tuś.

– Trzy­maj się. Bę­dzie do­brze!

Odło­ży­ła słu­chaw­kę, tępo pa­trząc przed sie­bie. Po­win­na zo­ba­czyć swo­ją minę. Wy­glą­da­ła jak dziec­ko, któ­re do­sta­ło do zje­dze­nia pla­ster cy­try­ny.

Kil­ka mi­nut póź­niej Oli­wia za­dzwo­ni­ła do fry­zje­ra po­le­co­ne­go przez przy­ja­cie­la. O dzi­wo, miej­sce dla niej zna­la­zło się już na na­stęp­ny dzień. Co praw­da do­pie­ro na 12.00, ale i tak wie­dzia­ła, że bę­dzie po­trze­bo­wa­ła wol­ne­go dnia w pra­cy. Prze­cież w tak po­sie­ka­nych wło­sach by do niej nie po­szła.

Tej nocy nie my­śla­ła wła­ści­wie o ni­czym. Nie mia­ła też pla­nu, co zro­bić z fry­zu­rą. Bała się tyl­ko, że bez dłu­gich pu­kli bę­dzie wy­glą­da­ła jak chłop­czy­ca i już cał­kiem stra­ci swo­ją ko­bie­cość.

– A zresz­tą, chrza­nić to! Nie chcę już żad­ne­go fa­ce­ta. Po co mi to?! Te­raz to ja się nimi za­ba­wię. Zero związ­ków! – po­wie­dzia­ła sama do sie­bie. I za­snę­ła.

Na­za­jutrz sie­dzia­ła już na fo­te­lu u fry­zje­ra. Trze­ba przy­znać, że sa­lon uro­dy był na­praw­dę eks­klu­zyw­ny. Mie­ścił się w sta­rej ka­mie­ni­cy w cen­trum War­sza­wy. Miał po­nad 200 me­trów kwa­dra­to­wych. Kró­lo­wa­ły sza­re ścia­ny, szkla­ne i lu­strza­ne me­ble. Było wszyst­ko: sta­no­wi­ska do ro­bie­nia pa­znok­ci, za­bie­gi me­dy­cy­ny es­te­tycz­nej, pani od la­mi­na­cji brwi. Cen­tral­nym punk­tem była wiel­ka pi­ko­wa­na ka­na­pa w ko­lo­rze ko­bal­to­wym. Sia­da­ły na niej klient­ki, któ­re cze­ka­ły na strzy­że­nie lub zmy­cie far­by. Pa­trząc na nie oraz na swo­je od­bi­cie w lu­strze, Oli­wia po­sta­no­wi­ła, że jesz­cze coś musi w so­bie zmie­nić. „Sko­ro i tak ścię­łam te wło­sy, to może już cał­kiem za­sza­le­ję i za­fun­du­ję so­bie efekt wow?” – po­my­śla­ła.

– A może by tak jesz­cze po­więk­szyć usta i po­gru­bić brwi la­mi­na­cją? – Wy­mow­nie spoj­rza­ła na fry­zje­ra.

– Ja­sne! Bę­dziesz wy­glą­da­ła ostro i z pa­zu­rem! Za­mie­rzam roz­ja­śnić ci wło­sy na słom­ko­wy blond i ściąć je na dłuż­sze­go boba. Ta­kie­go jak kie­dyś no­si­ła Vic­to­ria Bec­kham. Cze­kaj, za­raz za­py­tam dziew­czyn, czy cię od razu ogar­ną. – Trzep­nął jak­by od nie­chce­nia jej wło­sa­mi i po­biegł do pra­cow­nic.

Za­la­ła ją fala eks­cy­ta­cji, a ser­ce biło jak osza­la­łe. Cze­ka­ła na swój nowy wi­ze­ru­nek. Nie zwró­ci­ła na­wet uwa­gi na męż­czy­znę sie­dzą­ce­go obok niej. W jej przy­pad­ku było to wręcz nie­praw­do­po­dob­ne. Tym bar­dziej że był na­praw­dę przy­stoj­ny. Blon­dyn, z lek­kim za­ro­stem, dłuż­sze wło­sy za­cze­sa­ne na bok, ubra­ny cały na czar­no: czar­na ko­szu­la i je­an­sy, obok czar­na sa­szet­ka Lo­uis Vu­it­ton. Bez wąt­pie­nia wy­glą­dał na biz­nes­me­na. Na pierw­szy rzut oka męż­czy­zna wy­da­wał się za­mknię­ty w so­bie – prze­glą­dał ja­kąś ga­ze­tę o pił­ce noż­nej i nie bar­dzo roz­glą­dał się po sa­lo­nie.

– Wi­dzę, że szy­ku­je się ostra zmia­na – po­wie­dział na­gle, od­wra­ca­jąc się do niej.

– Tak. Jak wi­dać – od­par­ła bez więk­sze­go za­in­te­re­so­wa­nia.

– Szko­da, że nie zo­ba­czę efek­tu koń­co­we­go – stwier­dził nie­zna­jo­my. Oli­wia iro­nicz­nie uśmiech­nę­ła się, do­pie­ro po chwi­li do­strze­ga­jąc, że nie­zna­jo­my wy­glą­da jak mło­dy Da­vid Bec­kham. Na oko 185 cen­ty­me­trów, de­li­kat­ne rysy twa­rzy, głę­bo­kie zmarszcz­ki na czo­le, któ­re do­da­wa­ły mu mę­sko­ści, piw­ne oczy i ide­al­ny, zgrab­ny mały no­sek. A na do­da­tek pięk­ny, nie­win­ny uśmiech.

– Na­tan je­stem. – Wy­cią­gnął do niej rękę.

– Oli­wia. – Uści­snął jej dłoń tak moc­no, że aż ją za­bo­la­ło.

– Ała – syk­nę­ła. – Dziw­ne masz imię. Ży­dow­skie? – spy­ta­ła.

– Wi­zja ojca. Choć je­ste­śmy wszy­scy ka­to­li­ka­mi.

Nie­zręcz­ną sy­tu­ację prze­rwał fry­zjer.

– Oli­wia, mam świet­ne wie­ści! Usta, brwi – za­raz dziew­czy­ny ci zro­bią. A ja za­czy­nam na­kła­dać far­bę! – Fry­zjer aż za­cie­rał ręce z pod­nie­ce­nia.

– Świet­nie! – ucie­szy­ła się, a jed­no­cze­śnie też tro­chę ze­stre­so­wa­ła.

– A ty, mój dro­gi, już je­steś wol­ny – fry­zjer zwró­cił się do Na­ta­na. – 150 zło­tych się na­le­ży. I pa­mię­taj, pod­sy­łaj mi tych swo­ich pił­ka­rzy na me­ta­mor­fo­zy. Każ­de­go zro­bię za dar­mo. W koń­cu mu­szę ja­koś pod­pro­mo­wać swój sa­lon – ro­ze­śmiał się.

– Ja­sne, ja­sne! Dzię­ki i do zo­ba­cze­nia! A Oli­wii ży­czę uda­nej me­ta­mor­fo­zy – po­wie­dział Na­tan, wy­cho­dząc z sa­lo­nu.

Oli­wia nie omiesz­ka­ła wspo­mnieć fry­zje­ro­wi o roz­mo­wie z Na­ta­nem, pod­kre­śla­jąc jego po­do­bień­stwo do Bec­kha­ma. Sku­pi­ła się jed­nak na so­bie. Gdy sie­dzia­ła z far­bą na wło­sach, dziew­czy­ny na­ło­ży­ły jej hen­nę na brwi. Znie­czu­li­ły jej też usta przed za­bie­giem. Po czte­rech dłu­gich go­dzi­nach, trzech ka­wach i dwóch cu­kier­kach nowa Oli­wia była go­to­wa.

– Oż ty! – krzyk­nę­ła, prze­glą­da­jąc się w lu­strze. – Wy­glą­dam jak nie ja! Jest sexy, ko­bie­co, zmy­sło­wo, ale i ele­ganc­ko – wy­li­cza­ła plu­sy.

– A my­śla­łaś, że zro­bi­my z cie­bie ta­nią wie­śnia­rę? Nie w tym sa­lo­nie!

Ja­sne blond wło­sy ścię­te na boba ide­al­nie pa­so­wa­ły do szczu­płej syl­wet­ki Oli­wii. Lek­ko po­więk­szo­ne usta spra­wi­ły, że wy­glą­da­ła jesz­cze bar­dziej dziew­czę­co. Po ostat­nich stre­su­ją­cych sy­tu­acjach Oli­wia schu­dła kil­ka ki­lo­gra­mów. Jej biust zmniej­szył się o roz­miar, a syl­wet­ka na­bra­ła de­li­kat­no­ści.

Dziew­czy­na nie mo­gła do­cze­kać się na­stęp­ne­go dnia. Chcia­ła wszyst­kim po­ka­zać swo­ją me­ta­mor­fo­zę. Na­wet ku­pi­ła so­bie nowe ciu­chy: su­kien­ko-ma­ry­nar­kę i be­żo­we ko­za­ki na słup­ku od Her­me­sa. My­śla­mi jed­nak wciąż wra­ca­ła do pięk­nych chwil z Mak­sem, któ­ry – tak jak jej były mąż Alan – zła­mał jej ser­ce. Na myśl o ich wspól­nym wy­pa­dzie do Aten uśmie­cha­ła się jak mała dziew­czyn­ka. Gly­fa­da i grec­ka sa­łat­ka do koń­ca ży­cia będą ko­ja­rzy­ły się jej z Mak­sem.

Kie­dy we­szła do domu, do­cho­dzi­ła już 22.00. Lu­bi­ła swo­je miesz­ka­nie. Małe, przy­tul­ne, w sty­lu gla­mo­ur, peł­ne lu­ster i wiel­kich okien. Zmy­ła szyb­ko ma­ki­jaż, na­ło­ży­ła ma­secz­kę na twarz. Wte­dy na­gle za­czął wi­bro­wać jej te­le­fon. To jej przy­ja­ciół­ki – Syl­wia i Kaś­ka – w gru­po­wej kon­wer­sa­cji za­czę­ły py­tać Oli­wię, jak wy­glą­da, bo prze­cież za­po­mnia­ła wy­słać im zdję­cia.

– Dziew­czy­ny, zo­ba­czy­cie mnie ju­tro na żywo. Spo­tkaj­my się o 18.00 w na­szym ulu­bio­nym Na Lato – na­pi­sa­ła.

– Ha, ha. Wra­casz do szu­ka­nia wra­żeń? Prze­cież tam za­wsze wpa­da­łaś na tych pa­ca­nów – od­po­wie­dzia­ły jej.

– Nie po­my­śla­łam o tym. Po pro­stu mam ocho­tę na sa­łat­kę z ko­zim se­rem – od­pi­sa­ła.

– Okej, niech bę­dzie. Do ju­tra – za­koń­czy­ły ko­le­żan­ki.

Oli­wia obu­dzi­ła się w do­brym na­stro­ju. Już daw­no nie była tak po­zy­tyw­nie na­sta­wio­na do ży­cia. Była wol­na. Nie mia­ła ocze­ki­wań. Nie mia­ła fa­ce­ta, a na­wet nie chcia­ła mieć.

Wło­ży­ła tego dnia na­praw­dę spo­ro tru­du w swój ma­ki­jaż. Chcia­ła w pra­cy za­bły­snąć. Zro­bi­ła de­li­kat­ny ma­ki­jaż w mod­nym sty­lu glow. Po­wie­ki lek­ko przy­dy­mi­ła brą­zo­wym cie­niem, co ide­al­ne kom­po­no­wa­ło się z bron­ze­rem od Toma For­da i roz­ja­śnia­czem. Usta tyl­ko mu­snę­ła prze­zro­czy­stą po­mad­ką. W koń­cu i tak były jesz­cze na­puch­nię­te po wczo­raj­szym po­więk­sza­niu. Na szczę­ście nie wy­sko­czył jej ża­den si­niak po za­bie­gu, bo mu­sia­ła­by się ma­sko­wać. Za­ło­ży­ła nową su­kien­ko-ma­ry­nar­kę w ko­lo­rze kha­ki i be­żo­we ko­za­ki. Przed wyj­ściem spry­ska­ła wło­sy la­kie­rem zwięk­sza­ją­cym ob­ję­tość i za­do­wo­lo­na po­je­cha­ła do re­dak­cji. Miej­sce to trak­to­wa­ła jak swój dru­gi dom. Da­riusz, jej szef, był ni­czym dru­gi oj­ciec. Znał wszyst­kie jej dra­ma­ty i hi­sto­rie mi­ło­sne. Kie­dy we­szła do re­dak­cji, na po­cząt­ku nikt jej nie po­znał. Do­pie­ro ko­le­dzy z dzia­łu za­sy­pa­li ją kom­ple­men­ta­mi.

– Wy­glą­dasz za­je­bi­ście! Ostro i z cha­rak­te­rem! I z taką kla­są – po­wie­dział Da­wid.

– No, na­praw­dę, le­piej – do­da­ła Ola, jej naj­więk­sza re­dak­cyj­na ry­wal­ka. Aku­rat z jej ust kom­ple­men­tu się nie spo­dzie­wa­ła.

Pod­bu­do­wa­na cie­pły­mi sło­wa­mi, po­szła do dzia­łu spor­to­we­go, by po­pro­sić o trzy bi­le­ty na dzi­siej­szy mecz eks­tra­kla­sy. Nie wspo­mi­na­ła o tym przy­ja­ciół­kom, ale chcia­ła zro­bić im nie­spo­dzian­kę. Ni­g­dy nie były na żad­nym me­czu, a tak cho­ciaż po­pa­trzą so­bie na wy­spor­to­wa­nych fa­ce­tów – i to po­nad dwu­dzie­stu. Poza tym one zmie­nią tro­chę kli­mat, a Oli­wia bę­dzie mia­ła ja­kie­goś new­sa do ga­ze­ty. W koń­cu na ta­kie me­cze cho­dzą też ce­le­bryt­ki. Może ja­kaś po­ka­że się u boku no­we­go part­ne­ra, bę­dzie w cią­ży lub po pro­stu udzie­li jej wy­wia­du.

– Se­rio? Na tych pa­ta­ła­chów chcesz iść? – par­sk­nął dzien­ni­karz spor­to­wy, po­wstrzy­mu­jąc się od wy­buch­nię­cia śmie­chem.

– Tak, na­praw­dę. Trzy sztu­ki – po­pro­si­ła.

– Od nas nikt na nich nie chciał iść, więc mogę ci dać na­wet czte­ry. I to w sek­to­rze dla VIP-ów – usły­sza­ła.

– Cu­dow­nie! – Aż kla­snę­ła. – Choć na­wet zwy­kłe będą okej.

– Ja­kie cu­dow­nie? Bez sen­su tam iść. Ale mu­szę po­wie­dzieć, że w no­wych wło­sach wy­glą­dasz z sen­sem. Ina­czej. Pa­su­je ci ten blond – za­pew­nił ko­le­ga.

Oli­wia za­czer­wie­ni­ła się, po­nie­waż nie przy­wy­kła do tak du­żej daw­ki kom­ple­men­tów. Cie­szy­ła się, że ma bi­le­ty na mecz i już prze­bie­ra­ła no­ga­mi, nie mo­gąc do­cze­kać się sie­dem­na­stej. Chcia­ła już spo­tkać się z dziew­czy­na­mi. Po­ka­zać się im w no­wej wer­sji oraz wrę­czyć nie­spo­dzian­kę. Na szczę­ście dzień zle­ciał jej na­praw­dę szyb­ko. Może dla­te­go, że wresz­cie sku­pi­ła się na po­zy­ty­wach, czy­li swym no­wym wi­ze­run­ku. Kie­dy wy­bi­ła go­dzi­na zero, za­bra­ła szyb­ko swo­je rze­czy i po­je­cha­ła do dziew­czyn. One jak za­wsze były przed cza­sem i cze­ka­ły na nią. Sie­dzia­ły pod al­tan­ką przy wej­ściu. Lu­bi­ła tą knajp­kę, po­nie­waż była oto­czo­na zie­le­nią, znaj­do­wa­ła się w ma­łym la­sku, a wła­ści­cie­le po­sa­dzi­li we­wnątrz kil­ka oka­za­łych palm. Kie­dy wbie­gła do knajp­ki, dziew­czy­ny zdę­bia­ły. Kaś­ka przez dłu­gi czas nie mo­gła z wra­że­nia za­mknąć buzi.

– O w mor­dę! – krzyk­nę­ła Syl­wia, pod­ska­ku­jąc na krze­śle. – Jak ty wy­glą­dasz! Sztos! Sztos! Sztos!

– Weź i mnie, pod wpły­wem ner­wów opier­dol krzy­wo wło­sy, a może będę wy­glą­dać tak nie­ziem­sko jak ty. Szcze­rze? Wy­glą­dasz le­piej niż przed­tem! Nie je­steś już dziu­nią. Tyl­ko po cho­le­rę pom­po­wa­łaś usta? – za­py­ta­ła Kaś­ka.

– Sio­stra, wiem, że ty nie lu­bisz kwa­sów i bo­tok­sów, ale ja od daw­na chcia­łam je so­bie po­więk­szyć. I wy­szło do­brze. – Na jej sło­wa przy­ja­ciół­ki, po­ro­zu­mie­wa­jąc się bez słów, spoj­rza­ły na sie­bie. – Mam nie­spo­dzian­kę! O 20.00 za­czy­na się mecz eks­tra­kla­sy i mam dla nas bi­le­ty VIP! Jemy i spa­da­my po­pa­trzeć na po­cą­ce się cia­cha – do­da­ła.

– Jak do­brze, że je­steś sobą. Ba­łam się, że mo­żesz mieć de­pre­sję. To ob­cię­cie wło­sów, ak­cja z Mak­sem, ale – uff, uff, uff – na­sza Oli­wia znów jest w grze! – ucie­szy­ła się Syl­wia.

– W żad­nej grze! Sko­ro wy umie­cie żyć bez fa­ce­tów, to i ja umiem. Po­sta­no­wi­łam, że nie chcę się wią­zać. Układ fuck friends z Ka­mi­lem był naj­lep­szą rze­czą w moim ży­ciu. Może na­wet ode­zwę się do nie­go? Nie chcę ni­ko­go no­we­go i no­wych pro­ble­mów. Wia­do­mo, bez sek­su żyć się dłu­go nie da, ale po co mi ja­kiś nowy drań? Już le­piej upra­wiać seks z kimś, kogo się zna, kto cię sza­nu­je…

Przy­ja­ciół­ki zna­ły Oli­wę nie­mal­że od uro­dze­nia i nie bar­dzo wie­rzy­ły w jej prze­mia­nę. Szyb­ko za­mó­wi­ły trzy ta­kie same sa­łat­ki z gril­lo­wa­nym ko­zim se­rem i tru­skaw­ka­mi, i jesz­cze szyb­ciej je zja­dły. Nie mo­gły do­cze­kać się me­czu. Była to dla nich to­tal­na no­wość. Do­dat­ko­wo ten „VIP” dzia­łał na ich wy­obraź­nię. Oli­wia, dzię­ki swo­jej pra­cy, na co dzień mia­ła stycz­ność z gwiaz­da­mi. Kaś­ka i Syl­wia gwiaz­dy zna­ły tyl­ko z te­le­wi­zji. Kie­dy więc prze­kra­cza­ły bram­ki na sta­dio­nie, z ich twa­rzy nie scho­dził uśmiech. Były pod­eks­cy­to­wa­ne, ale też lek­ko pod­de­ner­wo­wa­ne, bo oka­za­ło się, że ubra­ły się nie­od­po­wied­nio. Zda­wać by się mo­gło, że tramp­ki i je­an­sy są ide­al­nym stro­jem na mecz, ale nie. Wszyst­kie pa­nie były w szpil­kach i krót­kich su­kien­kach.

– Jej, ilu tu męż­czyzn! Oli­wia, nie wie­rzę ci, że to wyj­ście nie jest ce­lo­we. Szu­kasz tu fa­ce­ta – po­wie­dzia­ła Kaś­ka. Sama nie wie­dzia­ła, w któ­rą stro­nę pa­trzeć. Pra­wie osza­la­ła od nad­mia­ru przy­stoj­nia­ków.

– Co ty wy­my­ślasz? Mnie in­te­re­su­je tyl­ko mecz. A ty prze­stań oglą­dać się za chło­pa­ka­mi. Stre­fa VIP bę­dzie lep­sza. Tam byle kto nie wcho­dzi – za­uwa­ży­ła Oli­wia i ra­zem z dziew­czy­na­mi we­szła do od­po­wied­nie­go sek­to­ra.

Sto­ły ugi­na­ły się od pysz­ne­go je­dze­nia. Ko­recz­ki, su­shi, ryby, sa­łat­ki. Z boku wiel­ka fon­tan­na z pły­ną­cą cie­płą cze­ko­la­dą i owo­ca­mi na pa­ty­kach. Był rów­nież bar z wi­nem i pi­wem. Wyj­ście na try­bu­ny – całe oszklo­ne. Męż­czyź­ni krę­ci­li się wo­kół baru. Tak na­praw­dę nikt nie wy­glą­dał na sku­pio­ne­go na me­czu, a ra­czej na lu­dziach i ba­rze.

– Nie­po­trzeb­nie się wcze­śniej naja­dły­śmy. Wie­dzia­łaś, że tu taki wy­pas bę­dzie? – spy­ta­ła Syl­wia.

– A wy jak za­wsze. Do­brze, że nie je­ste­ście głod­ne, nie bę­dzie­cie jeść jak świ­nie. To wszyst­ko jest tyl­ko do po­sku­ba­nia, a nie na­wa­le­nia ko­recz­ka­mi ta­le­rza jak na wcza­sach all in­c­lu­si­ve w Egip­cie – za­czę­ła się śmiać Oli­wia. – Weź­my po wi­nie i idź­my zo­ba­czyć swo­je miej­sców­ki – do­da­ła.

Kie­dy to mó­wi­ła, je­den z męż­czyzn przy­glą­dał się jej z za­cie­ka­wie­niem. Za­uwa­ży­ły to jej przy­ja­ciół­ki, ale sko­ro nie szu­ka­ła atrak­cji, nic jej nie mó­wi­ły. Wy­pi­ły na szyb­ko po dwie lamp­ki wina i po­szły za­jąć miej­sca. Pod­czas me­czu naj­bar­dziej spodo­ba­ło się im za­cho­wa­nie ki­bi­ców. Bęb­ny, okrzy­ki, przy­śpiew­ki, wy­pusz­cza­ne race, plan­sze – show przy­go­to­wa­ne przez ki­bi­ców bar­dziej przy­cią­ga­ło uwa­gę dziew­czyn niż sam mecz. Na­wet nie za­uwa­ży­ły, kie­dy mi­nę­ła pierw­sza po­ło­wa. Dziew­czy­ny po­szły do drink-baru, a Oli­wia po­sta­no­wi­ła po­mo­czyć owo­ce w cze­ko­la­do­wej fon­tan­nie. Kie­dy za­nu­rzy­ła ko­lej­ną tru­skaw­kę w brą­zo­wym pły­nie, usły­sza­ła zna­jo­my głos.

– Oli­wia? Do­brze pa­mię­tam?

Po­wo­li od­wró­ci­ła się, wkła­da­jąc cie­płą tru­skaw­kę do buzi.

– Do­brze pa­mię­tasz. Na­tan, tak? Ka­to­lik – uśmiech­nę­ła się, zo­sta­wia­jąc cze­ko­la­dę na ustach. Wi­dok męż­czy­zny, któ­re­go dzień wcze­śniej po­zna­ła u fry­zje­ra, nie bar­dzo ją wzru­szył. Być może dla­te­go, że w koń­cu nie było w niej de­spe­ra­cji typu „mu­szę zło­wić fa­ce­ta”. Zła­pa­ła się też na tym, że – jak ni­g­dy – wca­le nie my­śla­ła o nowo po­zna­nym męż­czyź­nie. „Czy­li: jest pro­gres w te­ma­cie”, za­uwa­ży­ła.

– Po­zy­tyw­na me­ta­mor­fo­za. Nie my­śla­łem, że mo­żesz wy­glą­dać jesz­cze le­piej. Chy­ba każ­dy męż­czy­zna oglą­da się tu za tobą – stwier­dził przy­stoj­niak.

– To miłe, dzię­ku­ję – od­po­wie­dzia­ła, za­nu­rza­jąc w fon­tan­nie ko­lej­ny owoc.

Na­tan nie krył roz­cza­ro­wa­nia. Nie był przy­zwy­cza­jo­ny, że ko­bie­ty go igno­ru­ją. Miał świa­do­mość, że robi wra­że­nie na płci pięk­nej. Poza tym miał po­zy­cję. Był ma­na­ge­rem kil­ku pił­ka­rzy. Ko­bie­ty lgnę­ły do nie­go, a w przy­pad­ku Oli­wii spo­tkał się ze ścia­ną. Fakt, że nie jest nim za­in­te­re­so­wa­na, po­bu­dzał jego ape­tyt na nią. Za­zwy­czaj zdo­by­wał ko­bie­ty na noc, dwie lub na go­rą­cy week­end. Nie lu­bił się wią­zać. Tym bar­dziej że miał żonę i dzie­ci.

– Co tu­taj ro­bisz? – za­py­tał, pró­bu­jąc pod­trzy­mać roz­mo­wę.

– Za­bra­łam przy­ja­ciół­ki, żeby się ro­ze­rwa­ły. Pra­cu­ję w dzien­ni­ku. Ro­bię wy­wia­dy z gwiaz­da­mi. W wol­nych chwi­lach jem owo­ce ma­cza­ne w cie­płej cze­ko­la­dzie – za­śmia­ła się. – Ej, dziew­czy­ny! Za­bierz­cie mi te owo­ce sprzed nosa, bo nie mogę skoń­czyć. Ależ to uza­leż­nia! – Po­ma­cha­ła pa­ty­kiem do Syl­wii i Kaś­ki, któ­re – wi­dząc tak przy­stoj­ne­go fa­ce­ta koło niej – wsty­dzi­ły się po­dejść.

– Ro­zu­miem, że w de­li­kat­ny spo­sób chcesz mnie spła­wić?

– Nie, skąd. Ja tyl­ko daję ci do zro­zu­mie­nia, że rand­ki i ran­decz­ki mnie nie in­te­re­su­ją. Za­raz się oka­że, że masz w domu żonę, dzie­ci i ko­chan­kę. Albo że nie je­steś z War­sza­wy. Po co mi pro­ble­my? Ślicz­ny je­steś. Po­pa­trzy­łam so­bie i mi wy­star­czy. Poza tym Bec­kham ja­koś spe­cjal­nie ni­g­dy mi się nie po­do­bał – wy­pa­li­ła bez ogró­dek.

– Jaja so­bie ro­bisz? – Na­tan za­czął ro­bić się pur­pu­ro­wy ze zło­ści.

– Broń Boże. Cze­mu?

– Dziw­na la­ska z cie­bie – stwier­dził i od­szedł.

Chwi­lę póź­niej zja­wi­ły się dziew­czy­ny z jej re­dak­cyj­nym ko­le­gą z dzia­łu spor­tu.

– Nie­złe cia­cho. Co chciał? – spy­ta­ła Syl­wia.

– Weź go olej. To ba­biarz. Po pierw­sze: ma żonę. Po dru­gie: ko­le­gu­je się z naj­bar­dziej roz­wią­zły­mi pił­ka­rza­mi – ostrzegł ją ko­le­ga.

– A skąd wiesz, że ma żonę? To wy­pa­li­łam! Pod­ry­wał mnie, a ja mu po­wie­dzia­łam, żeby spa­dał, bo pew­nie ma żonę i dziec­ko… Ha, ha! – ro­ze­śmia­ła się Oli­wia, nie prze­sta­jąc opy­chać się tru­skaw­ka­mi w cze­ko­la­dzie.

– Prze­stań jeść te tru­skaw­ki! Kło­po­ty lgną do cie­bie same – stwier­dzi­ła Syl­wia.

– Do­brze, że go po­go­ni­łaś. – Ko­le­ga po­kle­pał Oli­wię po ra­mie­niu.

Dziew­czy­ny wró­ci­ły na dru­gą po­ło­wę me­czu. Był na­praw­dę cie­ka­wy. Lo­kal­na dru­ży­na wy­gra­ła 3:1, więc war­sza­wia­cy byli za­do­wo­le­ni. W mię­dzy­cza­sie Oli­wia na­pi­sa­ła wia­do­mość do Ka­mi­la, za któ­rym na­praw­dę się stę­sk­ni­ła.

„Hej, jak ży­jesz? Na­dal je­steś z tą Iwon­ką, przez któ­rą kon­takt nam się urwał? Czy mo­że­my iść obiad?”

„Hej! My­śla­łem, że je­steś na mnie ob­ra­żo­na, a mia­łem ocho­tę ode­zwać się set­ki razy. Iwo­na mnie zo­sta­wi­ła. Za­ba­wi­ła się i za­czę­ła spo­ty­kać się z moim klien­tem, któ­re­go tre­nu­ję. To może za­miast obia­du pój­dzie­my w pią­tek na drin­ka?”

Drink brzmiał obie­cu­ją­co. Oli­wia nie kry­ła pod­eks­cy­to­wa­nia. Bra­ko­wa­ło jej sek­su, czu­ło­ści i na­mięt­no­ści. Co praw­da ich po­że­gnal­ny seks nie był naj­lep­szy, ale ogól­nie każ­dy był nie­ziem­ski. Dla­te­go łu­dzi­ła się, że jest szan­sa na po­wrót do ich daw­ne­go ukła­du fuck friends. Po tych wia­do­mo­ściach od razu po­pra­wił się jej hu­mor. Trzy­ma­ła się swo­je­go po­sta­no­wie­nia: „Zero emo­cji. Kal­ku­la­cja i przy­jem­ność. Seks, brak wy­rzu­tów su­mie­nia i zo­bo­wią­zań”.

Mecz się skoń­czył, a ona z wy­pie­ka­mi na twa­rzy pi­sa­ła z Ka­mi­lem.

– Co ty taka roz­e­mo­cjo­no­wa­na? – spy­ta­ły dziew­czy­ny.

– Bo… Za­raz mnie opie­przy­cie. Pi­szę z Ka­mi­lem. Umó­wi­łam się z nim na pią­tek. Idzie­my pić. Tę­sk­nię za nim. Za jego cia­łem, za sek­sem. I za przy­jem­nym miesz­ka­niem. Za­nim mnie skry­ty­ku­je­cie, do­dam, że bar­dzo za­le­ża­ło mi na nim i te­raz po­sta­no­wi­łam trak­to­wać go jako fuck frien­da. Czy­li: bez emo­cji. Dam radę! Mi­łość mi prze­szła, ale ocho­ta na igrasz­ki nie – wy­ja­śni­ła.

– Yyyy… To ja nic nie będę mó­wić. Ale chy­ba le­piej skosz­to­wać Bec­kha­ma? To coś no­we­go. A nowe jest lep­sze niż od­grze­wa­ny sta­ry ko­tlet – po­wie­dzia­ła Syl­wia.

– Po cho­le­rę mi żo­na­ty i pro­ble­my? Wolę uszy­te­go na mia­rę – Oli­wia była sta­now­cza.

– Jak tam so­bie wo­lisz. Oczy­wi­ście, w two­im przy­pad­ku nic nie jest pew­ne i cze­ka­my na ak­cję oraz barw­ne opo­wie­ści. Choć przy­znam, że fak­tycz­nie wi­dać małą zmia­nę w to­bie i obo­jęt­ność w sto­sun­ku do fa­ce­tów – jak zwy­kle bez ogró­dek wy­pa­li­ła Syl­wia.

Oli­wia tyl­ko się uśmiech­nę­ła, lecz w głę­bi ser­ca była z sie­bie dum­na. Uda­ło jej się wy­łą­czyć emo­cje. Dzię­ki temu wie­dzia­ła, że nikt nie zła­mie jej ser­ca.

Po­wrót do domu był dla dziew­czyn – jak zwy­kle – dal­szym cią­giem im­pre­zy i plo­te­czek. Kaś­ka z Syl­wią nie mo­gły po­go­dzić się z fak­tem, że Oli­wia od­rzu­ci­ła za­lo­ty tak przy­stoj­ne­go męż­czy­zny i do tego ob­ra­ca­ją­ce­go się w świe­cie pił­ka­rzy. A prze­cież każ­da ko­bie­ta ma­rzy o ta­kim swo­im Le­wan­dow­skim.

– Cały czas nie ro­zu­miem two­jej de­cy­zji – przy­zna­ła Syl­wia, gdy już wszyst­kie sie­dzia­ły w tak­sów­ce. – Był czas, że na­rze­ka­łaś, że nikt się tobą nie in­te­re­su­je. A kie­dy wresz­cie ktoś się po­ja­wił, i to na­praw­dę przy­stoj­ny, to go spła­wi­łaś. I wy­bra­łaś Ka­mil­ka, co cię od­sta­wił dla sek­su z ja­kaś ma­ło­la­tą – przy­po­mnia­ła.

– Prze­stań! Ten Na­tan jest gru­bo po czter­dzie­st­ce, z pięt­na­ście lat star­szy ode mnie. I sły­sza­łaś, że ba­biarz i to do tego żo­na­ty. A Ka­mil i Iwon­ka… No cóż, za­ko­chał się, ale już mu prze­szło. A ja, mimo że mnie zra­nił, na­dal mam do nie­go sen­ty­ment – burk­nę­ła Oli­wia.

Pół go­dzi­ny póź­niej dziew­czy­ny były już w swo­ich do­mach. Kaś­ka z Syl­wią wy­mie­ni­ły się jesz­cze ese­me­sa­mi, bo nie wie­rzy­ły do koń­ca w prze­mia­nę przy­ja­ciół­ki.

– Coś jej od­bi­ło. Ale zo­ba­czysz, że albo po­de­rwie tego Na­ta­na, albo ja­kie­goś in­ne­go pił­ka­rza – śmia­ła się Syl­wia. Jej sło­wa za­zwy­czaj spraw­dza­ły się jak prze­po­wied­nia naj­lep­szej wróż­ki.

Tym­cza­sem Oli­wia my­śla­mi była już tyl­ko przy Ka­mi­lu. Wy­obra­ża­ła so­bie ich spo­tka­nie. Ten mo­ment, gdy będą się wi­tać.

– Może od razu po­ca­łu­ję go w usta i za­miast wyjść na drin­ka, zo­sta­nie­my w jego łóż­ku – roz­ma­rzy­ła się. Snu­ła wi­zje ca­łej rand­ki, któ­ra w jej ma­rze­niach koń­czy­ła się go­rą­cym i na­mięt­nym sek­sem w jego apar­ta­men­cie. Na­gle jej wi­zja zo­sta­ła prze­rwa­na przez wi­bru­ją­cy te­le­fon. To Syl­wia.

„Bierz się za tego Na­ta­na. Olej Ka­mi­la, bo znów bę­dziesz przez nie­go pła­ka­ła” – czy­ta­ła ese­me­sa.

„Daj­cie mi wszy­scy świę­ty spo­kój” – po­myś­lała. Już nie mo­gła do­cze­kać się piąt­ku.

Czwar­tek dłu­żył się Oli­wii prze­okrop­nie. W pra­cy nie dzia­ło się nic cie­ka­we­go. Re­dak­cja na­dal żyła jej me­ta­mor­fo­zą, a ko­le­ga z dzia­łu spor­tu roz­siał plot­ki, że Oli­wia uma­wia się z po­pu­lar­nym ma­na­ge­rem pił­kar­skim. Od uro­dze­nia nie mu­sia­ła ro­bić nic, a i tak za­wsze była na ję­zy­kach in­nych. Po­cząt­ko­wo bar­dzo ją to draż­ni­ło. Te­raz na­wet cza­sa­mi spe­cjal­nie pod­sy­ca­ła pew­ne plot­ki, by mieć więk­szy ubaw. Kie­dy sie­dzia­ła w re­dak­cyj­nej kuch­ni i pa­rzy­ła so­bie nad­zwy­czaj nie­smacz­ną kawę (bo jak za­wsze re­dak­cja wpro­wa­dza­ła oszczęd­no­ści), za­dzwo­nił te­le­fon.

– Hej, Oliw­ko. Jak tam, na­sze spo­tka­nie ju­tro ak­tu­al­ne? – spy­tał nie­śmia­ło Ka­mil.

– Tak. A cze­mu py­tasz?

– Dla po­twier­dze­nia, bo nie chcę, że­byś mnie ola­ła. Wiesz, na­sza zna­jo­mość urwa­ła się prze­ze mnie…

– Daj spo­kój! Z miłą chę­cią się ro­ze­rwę. Poza tym nie wiem, czy pa­mię­tasz, ale we dwój­kę za­wsze do­brze się ba­wi­li­śmy. I tro­chę mi tego bra­ko­wa­ło – przy­zna­ła.

– To za­cznij­my od drin­ka u mnie. O 19.00. Co ty na to? – chciał wie­dzieć. 

– Świet­nie! Przy­nio­sę coś do zje­dze­nia. Do ju­tra!

To była sztyw­na i nie­na­tu­ral­na roz­mo­wa. Oli­wia za­sta­na­wia­ła się, czy Ka­mil się jej krę­pu­je? A może ma wy­rzu­ty su­mie­nia, że ze­rwał z nią kon­takt przez za­zdrość swo­jej dziew­czy­ny? Ich przy­jaźń, któ­ra mia­ła trwać do koń­ca ży­cia, prze­rwa­na zo­sta­ła przez seks z ja­kąś Iwon­ką.

Oli­wia wie­dzia­ła, że je­śli chce znów pod­bić ser­ce Ka­mi­la, musi tra­fić do nie­go przez żo­łą­dek. Tym ra­zem mia­ła prze­wa­gę, bo nie chcia­ła an­ga­żo­wać się emo­cjo­nal­nie. Chcia­ła sub­sty­tu­tu mi­ło­ści. Do­bre­go sek­su, bra­ku po­czu­cia sa­mot­no­ści i kum­pla do roz­mów. W mię­dzy­cza­sie chcia­ła być otwar­ta na rand­ko­wa­nie z in­ny­mi. „A co?! Sko­ro męż­czyź­ni mogą tak się za­cho­wy­wać, to dla­cze­go ja nie mogę być jak fa­cet w spód­ni­cy?” – po­my­śla­ła.

Ka­mil – jako tre­ner fit­ness – wiecz­nie był na die­cie: a to bez lak­to­zy, a to bez glu­te­nu, a to na pa­leo. Oli­wia po­sta­no­wi­ła, że spe­cjal­nie dla nie­go zro­bi pa­leo brow­nie z ba­ta­tów. Do tego do­ku­pi na­tu­ral­ne śmie­tan­ko­we lody. Wie­dzia­ła, że on je lubi, bo już parę razy mu to przy­go­to­wy­wa­ła.

Wra­ca­jąc z pra­cy, pod­je­cha­ła po nie­zbęd­ne za­ku­py na ju­tro. Przede wszyst­kim ku­pi­ła zmy­sło­wą bie­li­znę. Czar­ny ko­ron­ko­wy kom­plet, pas i poń­czo­chy. Chcia­ła być sek­sow­na, więc uzna­ła, że za­ło­ży luź­ną małą czar­ną z głę­bo­kim de­kol­tem, żeby wy­sta­wa­ła ko­ron­ka od sta­ni­ka. Do tego kla­sycz­ne czar­ne la­kie­ro­wa­ne szpil­ki. I małą to­reb­kę, do któ­rej na wszel­ki wy­pa­dek za­pa­ku­je mi­nia­tu­ry ko­sme­ty­ków i bie­li­znę na zmia­nę.

Z uśmie­chem na twa­rzy wy­ję­ła z ku­chen­nej szu­fla­dy prze­pis na jej ulu­bio­ne pa­leo brow­nie z ba­ta­tów i wzię­ła się do dzie­ła. Do przy­go­to­wa­nia de­se­ru wy­star­czył je­den duży ba­tat, dwa jaj­ka, po pół szklan­ki mio­du i ka­kao, a do tego tro­chę ole­ju, mąki i sody. Przy pierw­szym po­dej­ściu do tego cia­sta Oli­wia ze­psu­ła swój blen­der, po­nie­waż chcia­ła roz­drob­nić zbyt duże ka­wał­ki twar­de­go ziem­nia­ka, ale te­raz mia­ła już wpra­wę. Po kil­ku­dzie­się­ciu mi­nu­tach brow­nie było go­to­we.

Ser­ce Oli­wii nie­mal wy­ska­ki­wa­ło z klat­ki pier­sio­wej. Mo­gła już iść na spo­tka­nie z Ka­mi­lem.

W sek­sow­nej ma­łej czar­nej, no­wej bie­liź­nie i z na­praw­dę uda­nym cia­stem sta­ła pod blo­kiem, gdzie miesz­kał Ka­mil. Wzię­ła głę­bo­ki wdech i na­ci­snę­ła dzwo­nek. W cią­gu se­kun­dy drzwi zo­sta­ły otwar­te. Wy­glą­da­ło na to, że Ka­mil cze­kał przy do­mo­fo­nie. De­ner­wo­wa­ła się strasz­nie, nie wie­dzia­ła, jak się z nim przy­wi­tać. Czy wy­lą­du­ją od razu w łóż­ku, a może do­pie­ro po drin­ku? W jej gło­wie kłę­bi­ły się dzie­siąt­ki my­śli, wszyst­ko prze­pla­ta­ło się z eks­cy­ta­cją zmie­sza­ną ze zde­ner­wo­wa­niem i pod­nie­ce­niem. Oli­wia ni­g­dy nie ukry­wa­ła, że Ka­mil był je­dy­nym męż­czy­zną, przy któ­rym za­wsze była go­to­wa na seks. Była wil­got­na od sa­me­go prze­by­wa­nia koło nie­go.

– O kur… wy­glą­dasz jak seks­bom­ba! – za­chwy­cił się Ka­mil, otwie­ra­jąc drzwi. – Co za me­ta­mor­fo­za! Te wło­sy, ta syl­wet­ka. Sam seks – kon­ty­nu­ował, ca­łu­jąc ją na po­wi­ta­nie w po­li­czek.

Za­śmia­ła się i za­czer­wie­ni­ła.

.

.

.

...(fragment)...

Całość dostępna w wersji pełnej.

Spis treści

Kar­ta ty­tu­ło­wa

Kar­ta re­dak­cyj­na

FRA­NEK

EMIL

NA­TAN