Odczytywanie sensu. Wstęp do filozofii nauki - Tadeusz Pabjan - ebook

Odczytywanie sensu. Wstęp do filozofii nauki ebook

Tadeusz Pabjan

3,7

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Książka Odczytywanie sensu Tadeusza Pabjana odziedziczyła swój podręcznikowo-dydaktyczny charakter po mojej niewielkiej książce Filozofia nauki (CCPress 2021), której jest istotnym rozwinięciem.

Moja książka była z założenia podręcznikiem-minimum. Powstała z nieznacznego rozszerzenia jednego z rozdziałów w zbiorowej książce, której celem miało być przedstawienie czytelnikowi poszczególnych działów zachodniej filozofii. Mnie przypadło w udziale zaprezentowanie filozofii nauki. Przez długi czas używałem tego rozdziału jako skryptu do swoich wykładów. Gdy nadarzyła się okazja, powstała z nich książka.

Okazało się, że korzystało z niej w Polsce kilku innych wykładowców filozofii przyrody, m.in. Tadeusz Pabjan. A ponieważ czynił to konsekwentnie i odpowiednio długo, książka, pod wpływem jego dydaktycznych talentów, kontynuowała swój cykl przeobrażeń. W ten sposób powstał nowy podręcznik, znacznie bogatszy od mojego, chociaż zasadniczy plan został zachowany.

O ile moja książka miała być czymś w rodzaju skryptu dla studentów, o tyle praca Tadeusza Pabjana, oprócz swojego podręcznikowego charakteru, może z wielkim powodzeniem służyć jako pożyteczna lektura wszystkim, którzy lubią spędzać czas z książką w ręku.

Michał Heller

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 358

Oceny
3,7 (3 oceny)
1
0
2
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Rivianer

Całkiem niezła

Jest ok Moim zdaniem Pabjan tłumaczy mniej składnie i zrozumiale niz Heller, ale wciąż zawiera dużo informacji wprowadzajacych do filozofii nauk przyrodniczych i ścisłych
00
elmape

Nie oderwiesz się od lektury

Jak zwykle w przypadku Pabjana solidna robota. Polecam.
00

Popularność




© Co­py­ri­ght by Ta­de­usz Pa­bjan & Co­per­ni­cus Cen­ter Press, 2023
Ad­iu­sta­cja i ko­rektaAr­tur Fi­gar­ski
Pro­jekt okładkiMa­riusz Ba­na­cho­wicz
SkładAr­tur Fi­gar­ski
ISBN 978-83-7886-724-1
Wy­da­nie I
Kra­ków 2023
Wy­dawca: Co­per­ni­cus Cen­ter Press Sp. z o.o. pl. Szcze­pań­ski 8, 31-011 Kra­ków tel. (+48) 12 448 14 12, 500 839 467 e-mail: re­dak­[email protected]
Kon­wer­sja: eLi­tera s.c.

Przed roz­po­czę­ciem lek­tury...

Fi­lo­zo­fia na­uki jest dość spe­cy­ficzną dzie­dziną wie­dzy. Z oczy­wi­stych wzglę­dów musi być mocno za­ko­rze­niona w tym, co dzieje się w na­uce, ale nie może też re­zy­gno­wać ze swo­jego fi­lo­zo­ficz­nego cha­rak­teru. Fi­lo­zo­ficzny na­mysł nad na­uką sta­nowi jej ce­chę roz­po­znaw­czą. Jest ona też dzie­dziną sto­sun­kowo młodą. Jesz­cze na po­czątku dwu­dzie­stego wieku fi­lo­zo­fia na­uki nie miała usta­lo­nego ka­nonu swo­ich za­gad­nień i była mocno za­leżna od po­glą­dów da­nego au­tora. Do­piero w dru­giej po­ło­wie stu­le­cia jej pro­fil się skry­sta­li­zo­wał. To wów­czas z go­rą­cych dys­ku­sji i po­le­mik wy­ło­nił się jej pod­ręcz­ni­kowy stan­dard. Ale, rzecz cha­rak­te­ry­styczna, stan­dard ten do dziś nosi na so­bie wy­raźny ślad swego ro­do­wodu – na ogół po­szcze­gól­nym roz­dzia­łom pod­ręcz­ni­ków fi­lo­zo­fii na­uki pa­tro­nują na­zwi­ska my­śli­cieli, któ­rzy ode­grali istotną rolę w for­mo­wa­niu się da­nej pro­ble­ma­tyki. Oczy­wi­ście, jak w każ­dej na­uce, rów­nież w fi­lo­zo­fii na­uki ist­nieje wiele za­gad­nień otwar­tych, spra­wia­ją­cych, że jest ona dy­na­micz­nie roz­wi­ja­jącą się dys­cy­pliną.

Ist­nieje wiele pod­ręcz­ni­ków fi­lo­zo­fii na­uki. Można wśród nich wy­róż­nić dwie ka­te­go­rie:

• pod­ręcz­niki, które swoim cha­rak­te­rem zbli­żone są do na­uko­wych mo­no­gra­fii; są one bar­dziej na­zna­czone wła­snym punk­tem wi­dze­nia au­tora, niż to zwy­kle ma miej­sce w pod­ręcz­ni­ko­wych uję­ciach; jako przy­kłady wy­mie­nił­bym tu książki: Adama Gro­blera, Me­to­do­lo­gia nauk (Znak, 2006) oraz Woj­cie­cha Sa­dego, Spór o ra­cjo­nal­ność na­ukową. Od Po­in­ca­régo do Lau­dana (Fun­da­cja na Rzecz Na­uki Pol­skiej, 2000);

• pod­ręcz­niki, któ­rych cel jest czy­sto dy­dak­tyczny; zwy­kle są one bar­dziej wy­biór­cze i skró­towe, a ich głów­nym ce­lem jest po­moc stu­den­tom i in­nym za­in­te­re­so­wa­nym w spraw­nym opa­no­wa­niu pod­sta­wo­wych wia­do­mo­ści z za­kresu fi­lo­zo­fii na­uki.

Książka Ta­de­usza Pa­bjana na­leży zde­cy­do­wa­nie do dru­giej ka­te­go­rii; odzie­dzi­czyła ona swój pod­ręcz­ni­kowo-dy­dak­tyczny cha­rak­ter po mo­jej nie­wiel­kiej książce Fi­lo­zo­fia na­uki (CCPress, 2021), któ­rej jest istot­nym roz­wi­nię­ciem. W tym miej­scu wi­nien je­stem Czy­tel­ni­kowi kilka słów wy­ja­śnie­nia.

Moja książka była z za­ło­że­nia pod­ręcz­ni­kiem-mi­ni­mum. Po­wstała z nie­znacz­nego roz­sze­rze­nia jed­nego z roz­dzia­łów w zbio­ro­wej pracy, któ­rej ce­lem miało być przed­sta­wie­nie ro­syj­skiemu czy­tel­ni­kowi po­szcze­gól­nych dzia­łów za­chod­niej fi­lo­zo­fii. Mnie przy­pa­dło w udziale za­pre­zen­to­wa­nie fi­lo­zo­fii na­uki[1]. Spo­lsz­czo­nej wer­sji tego roz­działu przez dłuż­szy czas uży­wa­łem jako swo­jego ro­dzaju skryptu do wła­snych wy­kła­dów. Gdy nada­rzyła się oka­zja, po­wstała książka (pierw­szy raz opu­bli­ko­wana przez Wy­daw­nic­two Na­ukowe PAT w Kra­ko­wie w 1992 roku).

Oka­zało się, że z książki tej ko­rzy­stało w Pol­sce kilku in­nych wy­kła­dow­ców fi­lo­zo­fii przy­rody, m.in. Ta­de­usz Pa­bjan. A po­nie­waż czy­nił to kon­se­kwent­nie i od­po­wied­nio długo, książka, pod wpły­wem jego dy­dak­tycz­nych ta­len­tów, kon­ty­nu­owała swój cykl prze­obra­żeń. W ten spo­sób po­wstał nowy pod­ręcz­nik, znacz­nie bo­gat­szy od mo­jego, cho­ciaż za­sad­ni­czy plan zo­stał za­cho­wany.

W trak­cie pi­sa­nia tego no­wego pod­ręcz­nika udzie­li­łem Ta­de­uszowi po­zwo­le­nia – i na­dal je pod­trzy­muję – nie­ogra­ni­czo­nego ko­rzy­sta­nia z mo­jego tek­stu. Pod­kre­ślam jed­nak, że książka Ta­de­usza nie jest w żad­nym ra­zie ko­pią czy po­wie­le­niem mo­jej książki. Sta­nowi ona jego w pełni au­tor­skie dzieło. O ile moja książka miała być czymś w ro­dzaju skryptu dla stu­den­tów, o tyle praca Ta­de­usza, oprócz swo­jego pod­ręcz­ni­ko­wego cha­rak­teru, może z wiel­kim po­wo­dze­niem słu­żyć jako po­ży­teczna lek­tura wszyst­kim, któ­rzy lu­bią spę­dzać czas z po­ży­teczną książką w ręku.

Mi­chał Hel­ler

Tar­nów, 28 lu­tego 2022 roku

Przed­mowa

Po­mysł po­now­nego na­pi­sa­nia książki ja­kie­goś in­nego au­tora z pew­no­ścią musi wy­da­wać się co naj­mniej dziwny. Jest tak zwłasz­cza wtedy, gdy sprawa do­ty­czy książki z za­kresu fi­lo­zo­fii. Gdy do­dat­kowo wy­cho­dzi na jaw, że idzie o do­brze znaną i kil­ka­krot­nie wzna­wianą książkę Mi­chała Hel­lera Fi­lo­zo­fia na­uki[2], po­ja­wia się gra­ni­czące z pew­no­ścią prze­czu­cie, że jest to nie tyle dziwny, co po pro­stu zły po­mysł. Nie­stety, naj­czę­ściej nie mamy wiel­kiego wpływu na to, ja­kie po­my­sły ro­dzą się w na­szych gło­wach. To, w jaki spo­sób zo­stają w tych gło­wach uza­sad­nione, rów­nież nie za­wsze pod­lega ści­słym re­gu­łom rzą­dzo­nym pra­wami lo­giki, która pod­po­wie, że w da­nym przy­padku na­leży bez­względ­nie zre­zy­gno­wać z re­ali­za­cji da­nego po­my­słu. W każ­dym ra­zie ja sam ta­kiej pod­po­wie­dzi nie usły­sza­łem, gdy ja­kiś czas temu w mo­jej gło­wie na­ro­dził się po­mysł po­now­nego na­pi­sa­nia książki Mi­chała Hel­lera.

Je­stem na­uczy­cie­lem aka­de­mic­kim i od wielu lat ko­rzy­stam z tej książki pod­czas wy­kła­dów z za­kresu fi­lo­zo­fii na­uki i ogól­nej me­to­do­lo­gii nauk. Z oczy­wi­stych jed­nak wzglę­dów za­gad­nie­nia omó­wione w książce Mi­chała Hel­lera przed­sta­wiam na wy­kła­dach nieco ina­czej, niż on sam czyni to na kar­tach swo­jego opra­co­wa­nia: ina­czej roz­kła­dam ak­centy, nie­które wątki roz­wi­jam i uzu­peł­niam, inne uprasz­czam lub zu­peł­nie po­mi­jam. Za­kres tych mo­dy­fi­ka­cji jest do­syć duży, ale nie aż tak znaczny, by można było w tym przy­padku mó­wić o tym, że do­ko­na­łem zu­peł­nie no­wego, ory­gi­nal­nego opra­co­wa­niu tej pro­ble­ma­tyki.

Do­sto­so­wana do po­trzeb wy­kładu aka­de­mic­kiego książka Mi­chała Hel­lera przez ja­kiś czas żyła swoim wła­snym ży­ciem, ale ist­niała tylko w mo­jej gło­wie. Po­tem jed­nak po­ja­wiła się myśl, by prze­nieść ją stam­tąd do re­al­nego świata i nadać jej po­stać pu­bli­ka­cji, która by­łaby od­po­wied­nio zmo­dy­fi­ko­waną wer­sją ory­gi­nal­nej pracy, i która mo­głaby speł­niać po­dobne do niej funk­cje: z jed­nej strony słu­żąc jako pod­ręcz­nik aka­de­micki, z dru­giej zaś – jako „zwy­kła” książka po­pu­la­ry­zu­jąca pro­ble­ma­tykę z za­kresu fi­lo­zo­fii na­uki. Je­sie­nią ubie­głego roku przed­sta­wi­łem ten po­mysł Mi­cha­łowi Hel­le­rowi, nie ma­jąc pew­no­ści, że on sam uzna, iż rze­czy­wi­ście jest to do­bry po­mysł. Uznał, że jest: do­sta­łem zie­lone świa­tło.

Struk­tura na­pi­sa­nej pod­czas kilku ko­lej­nych mie­sięcy książki jest po więk­szej czę­ści oparta na wspo­mnia­nej pracy, a Czy­tel­nik, który zna ory­gi­nał, bez trudu to po­do­bień­stwo za­uważy. Aby nie było wąt­pli­wo­ści, co w tym przy­padku było dla mnie źró­dłem in­spi­ra­cji, sta­ra­łem się nie zmie­niać ogól­nego sche­matu za­gad­nień oma­wia­nych w pier­wo­wzo­rze. Po­mi­ną­łem je­dy­nie roz­działy po­świę­cone struk­tu­ra­li­zmowi i nieco skró­ci­łem ostat­nią część do­ty­czącą pro­blemu gra­nic na­uki. Uzu­peł­ni­łem za to i do­syć mocno roz­wi­ną­łem po­zo­stałe za­gad­nie­nia, nie­któ­rym z nich na­da­jąc po­stać osob­nych roz­dzia­łów.

Czy po­mysł po­now­nego na­pi­sa­nia tej książki fak­tycz­nie był do­brym po­my­słem? To musi już oce­nić sam Czy­tel­nik.

Ta­de­usz Pa­bjan

Tar­nów, 15 lu­tego 2022 roku

CZĘŚĆ I

Za­gad­nie­nia wstępne

1. Fe­no­men na­uki

1.1. Zna­cze­nie na­uki

Stwier­dze­nie, że na­uka od­grywa we współ­cze­snym świe­cie ogromną rolę, wy­daje się oczy­wi­ste i z pew­no­ścią jest mało od­kryw­cze. Fi­lo­zo­ficzną re­flek­sję nad fe­no­me­nem na­uki warto jed­nak roz­po­cząć wła­śnie od tego spo­strze­że­nia, bo po­zwala ono za­uwa­żyć, że na­uka nie jest tylko jed­nym z wielu in­nych, abs­trak­cyj­nych po­jęć, o które spie­rają się teo­re­tycy, ale jest czymś, co w bar­dzo re­alny i bez­po­średni spo­sób wpływa na ży­cie współ­cze­snego czło­wieka i jego śro­do­wi­sko. Trudno by­łoby zna­leźć dzi­siaj ja­ki­kol­wiek ob­szar ludz­kiej ak­tyw­no­ści, który nie byłby ukształ­to­wany przez od­kry­cia na­ukowe kilku ostat­nich wie­ków, i przez pe­wien styl my­śle­nia i me­todę dzia­ła­nia wy­pra­co­waną przez tych, któ­rzy w prze­szło­ści two­rzyli zręby współ­cze­snej na­uki. Prze­mysł, me­dy­cyna, trans­port, ko­mu­ni­ka­cja, rol­nic­two, bu­dow­nic­two – to tylko wy­brane przy­kłady ob­sza­rów, które swój współ­cze­sny kształt i cha­rak­ter w du­żej mie­rze za­wdzię­czają na­uko­wym do­ko­na­niom uczo­nych roz­wi­ja­ją­cych w po­przed­nich dzie­się­cio­le­ciach po­szcze­gólne dys­cy­pliny nauk. Je­śli w co­dzien­nym ży­ciu nie za­uwa­żamy tej za­leż­no­ści, to tylko z tego po­wodu, że to tego stop­nia przy­wy­kli­śmy do obec­no­ści smart­fona i lap­topa z nie­ogra­ni­czo­nym do­stę­pem do In­ter­netu, te­le­wi­zora z ekra­nem cie­kło­kry­sta­licz­nym i funk­cją 3D, sa­mo­chodu z na­pę­dem hy­bry­do­wym i wielu in­nych tech­no­lo­gicz­nych do­bro­dziejstw po­wsta­łych dzięki roz­wo­jowi na­uki, iż per­spek­tywa świata po­zba­wio­nego tych rze­czy w ogóle nie jest przez nas brana pod uwagę. Do­piero gdy któ­ryś z przed­mio­tów co­dzien­nego użytku prze­staje dzia­łać, za­czy­namy bo­le­śnie od­czu­wać jego brak i uświa­da­miać so­bie, że jesz­cze nie tak dawno czło­wiek mu­siał się oby­wać bez tego czy in­nego wy­na­lazku.

O tym, w jak wiel­kim stop­niu ludz­kie ży­cie jest uza­leż­nione od róż­nego ro­dzaju urzą­dzeń, które uła­twiają co­dzienne funk­cjo­no­wa­nie, można się prze­ko­nać choćby w przy­padku zwy­kłej prze­rwy w do­sta­wie prądu, gdy na­gle prze­staje dzia­łać więk­szość sprzę­tów go­spo­dar­stwa do­mo­wego, i gdy trzeba po­ra­dzić so­bie bez elek­trycz­no­ści. Co prawda, na sku­tek roz­woju tech­no­lo­gicz­nego, który ofe­ruje róż­nego ro­dzaju za­bez­pie­cze­nia przed na­głą utratą za­si­la­nia elek­trycz­nego, sy­tu­acje ta­kie mają dziś miej­sce co­raz rza­dziej, i być może przy­szłe po­ko­le­nia w ogóle nie będą mieć ta­kiej moż­li­wo­ści, by na wła­snej skó­rze do­świad­czyć tego, jak wy­gląda ży­cie bez no­wo­cze­snej tech­no­lo­gii. Z pew­no­ścią jed­nak po­ja­wią się inne spo­soby na to, by prze­ko­nać się o swo­jej za­leż­no­ści od tego, co jest owo­cem współ­cze­snej na­uki. Za­leż­ność taką – w tym kon­tek­ście ra­czej na­le­ża­łoby mó­wić o uza­leż­nie­niu, a nie sa­mej za­leż­no­ści – wielu współ­cze­snych ro­dzi­ców ob­ser­wuje już dziś u swo­ich dzieci, które choć nie mają spo­sob­no­ści prze­ko­na­nia się, czym jest brak prądu, to w ka­te­go­riach trau­ma­tycz­nego do­świad­cze­nia trak­tują na­wet krót­kie ogra­ni­cze­nie w do­stę­pie do In­ter­netu. Tego typu uza­leż­nie­nie od no­wo­cze­snych tech­no­lo­gii jest dziś jed­nym z ar­gu­men­tów przy­wo­ły­wa­nych prze­ciwko na­uce. O wiele bar­dziej po­ważne ar­gu­menty z tej sa­mej ka­te­go­rii do­ty­czą np.: za­nie­czysz­cze­nia śro­do­wi­ska i zmian kli­ma­tycz­nych, które są kon­se­kwen­cją roz­woju prze­my­słu; two­rze­nia tech­no­lo­gii nu­kle­ar­nych, które ła­two mogą się wy­mknąć spod kon­troli i za­gro­zić ca­łej ziem­skiej cy­wi­li­za­cji; prac nad sztuczną in­te­li­gen­cją, które po­cią­gają za sobą ry­zyko zna­nego z fil­mów science fic­tion buntu ma­szyn prze­ciwko czło­wie­kowi; co­raz bar­dziej za­awan­so­wa­nych i ra­dy­kal­nych in­ge­ren­cjach me­dycz­nych w ludzki ge­nom, które bu­dzą wąt­pli­wo­ści na­tury etycz­nej; i wielu in­nych kwe­stii, które ujaw­niają róż­nego ro­dzaju ne­ga­tywne kon­se­kwen­cje roz­woju tech­no­lo­gicz­nego.

Ale na­wet tego typu ar­gu­menty prze­ciwko na­uce w rze­czy­wi­sto­ści świad­czą o jej po­tę­dze. Poza tym, nie ulega dziś żad­nej wąt­pli­wo­ści, że bez po­mocy na­uki nie da się sku­tecz­nie prze­ciw­dzia­łać ani za­po­bie­gać wspo­mnia­nym za­gro­że­niom, a per­spek­tywa za­trzy­ma­nia ba­dań na­uko­wych, albo wręcz po­wrotu do wcze­śniej­szych, bar­dziej „bez­piecz­nych” tech­no­lo­gii, z oczy­wi­stych wzglę­dów w ogóle nie jest brana dziś pod uwagę. Nie bez zna­cze­nia jest też to, że w szyb­kim tem­pie ro­śnie po­pu­la­cja miesz­kań­ców Ziemi, co ozna­cza też nie­ustanny wzrost za­po­trze­bo­wa­nia na żyw­ność, ener­gię, le­kar­stwa, ma­te­riały bu­dow­lane itd. Bez no­wo­cze­snych, na­uko­wych tech­no­lo­gii, za­spo­ko­je­nie tych wszyst­kich po­trzeb nie by­łoby moż­liwe.

Wy­na­lazki i tech­no­lo­gie, w za­sad­ni­czy spo­sób uła­twia­jące ży­cie i pod­no­szące jego kom­fort, to prak­tyczne kon­se­kwen­cje po­stępu na­uko­wego, który do­ko­nuje się przede wszyst­kim dzięki na­ukom ści­słym. Ale ten kon­kretny typ dys­cy­plin to tylko jedna z wielu in­nych ga­łęzi, które wy­ra­stają z pnia na­uki. Inne ga­łę­zie two­rzą dys­cy­pliny, które – ze względu na swój cha­rak­ter – nie dają wiel­kiego wkładu w roz­wój uła­twia­ją­cej ży­cie tech­no­lo­gii. Mogą za to speł­niać rów­nie ważną i do­nio­słą rolę zwią­zaną z czy­sto teo­re­tycz­nym zna­cze­niem na­uki, która daje od­po­wie­dzi na py­ta­nia, ja­kie od za­wsze nur­to­wały czło­wieka. Po­mimo tego, że te od­po­wie­dzi czę­sto nie mają prak­tycz­nego zna­cze­nia, to jed­nak za­spo­ka­jają jedną z fun­da­men­tal­nych po­trzeb ludz­kich – po­trzebę po­zna­nia ota­cza­ją­cego świata. Prze­ja­wem tej po­trzeby jest po­znaw­cza cie­ka­wość, która pro­wa­dzi do sta­wia­nia py­tań i zmu­sza do po­szu­ki­wa­nia na nie ra­cjo­nal­nych, do­brze uza­sad­nio­nych od­po­wie­dzi. To wła­śnie pra­gnie­nie re­ali­za­cji tej fun­da­men­tal­nej po­trzeby już we wcze­snej sta­ro­żyt­no­ści dało po­czą­tek temu, co współ­cze­śnie okre­ślamy mia­nem na­uki. Co istotne, ów in­stynkt cie­ka­wo­ści świata jest rów­nież i dzi­siaj jed­nym z głów­nych czyn­ni­ków de­cy­du­ją­cych o roz­woju na­uki. Po­szu­ki­wa­nia teo­rii uni­fi­ku­ją­cej wszyst­kie od­dzia­ły­wa­nia fi­zyczne, która od­po­wie na py­ta­nie o to, co działo się w erze Plancka, i czy ewen­tu­al­nie przed tą erą wszech­świat ist­niał w ja­kiejś in­nej po­staci, prze­pro­wa­dza­nie za­awan­so­wa­nych eks­pe­ry­men­tów ma­ją­cych na celu od­kry­cie czą­stek two­rzą­cych ciemną ma­te­rię, albo wy­sy­ła­nie sond ko­smicz­nych ba­da­ją­cych od­le­głe ob­szary Układu Sło­necz­nego – te i tym po­dobne dzia­ła­nia na­ukow­ców nie mają prze­cież żad­nych prak­tycz­nych kon­se­kwen­cji (a na­wet je­śli tak jest, to są one nie­pro­por­cjo­nal­nie małe wo­bec na­kładu pracy i środ­ków za­in­we­sto­wa­nych w tego typu ba­da­nia), a jed­nak bar­dzo wielu lu­dzi na­uki po­święca re­ali­za­cji tych za­dań całe swoje ży­cie.

O do­nio­słej roli od­gry­wa­nej przez na­ukę we współ­cze­snym świe­cie – i to za­równo na płasz­czyź­nie prak­tycz­nych za­sto­so­wań, jak i wie­dzy czy­sto teo­re­tycz­nej – wy­mow­nie świad­czy swego ro­dzaju etos, któ­rym na­uka cie­szy się u la­ików. Choć nie znają oni z pierw­szej ręki teo­rii na­uko­wych i nie mają spe­cjal­nie ob­szer­nej wie­dzy na te­mat tego, co okre­śla na­ukę jako taką – gdzie leży istota me­tod na­uko­wych – to jed­nak trak­tują do­ko­na­nia na­ukow­ców je­śli nie z au­ten­tycz­nym sza­cun­kiem, to na pewno z re­spek­tem, który bie­rze się choćby z kon­taktu z wy­na­laz­kami i róż­nego ro­dzaju urzą­dze­niami za­pro­jek­to­wa­nymi i skon­stru­owa­nymi przez lu­dzi na­uki. Wszyst­kie te rze­czy po pro­stu dzia­łają – sa­mo­lot unosi się w po­wie­trzu, sa­mo­chód jeź­dzi, smart­fon umoż­li­wia wi­de­oro­zmowę z kimś, kto jest na in­nym kon­ty­nen­cie, kom­pu­ter wy­ko­nuje skom­pli­ko­wane ob­li­cze­nia ma­te­ma­tyczne i bły­ska­wicz­nie wy­świe­tla wy­nik na cie­kło­kry­sta­licz­nym ekra­nie, od­po­wied­nie szcze­pionki chro­nią przed tęż­cem albo cho­robą He­inego-Me­dina – co jest bez­po­śred­nim do­wo­dem na to, że na­ukowcy, któ­rzy je stwo­rzyli, znają się na rze­czy, i że naj­wy­raź­niej sto­so­wana przez nich me­toda dzia­ła­nia jest z ja­kichś wzglę­dów sku­teczna. Szcze­góły od­kryć do­ko­ny­wa­nych przez na­ukow­ców i pro­jek­to­wa­nych przez nich urzą­dzeń nie są la­ikom bli­żej znane, ale sama moż­li­wość ko­rzy­sta­nia z do­bro­dziejstw na­uki wy­star­cza do tego, by trak­to­wać ją z po­wa­ża­niem. Z po­dob­nych po­wo­dów la­icy z sza­cun­kiem od­no­szą się za­zwy­czaj do twier­dzeń i róż­nego ro­dzaju opi­nii wy­po­wia­da­nych przez na­ukow­ców, któ­rzy – po­nie­waż są przed­sta­wi­cie­lami świata rzą­dzo­nego przez tak sku­teczną i nie­za­wodną me­todę – w za­sa­dzie ni­gdy się nie mylą, a ich wy­po­wie­dzi są szcze­gól­nie do­brze uza­sad­nione i z tej ra­cji nie na­leży ich kwe­stio­no­wać. Na­wet je­śli w tej oce­nie po­dej­ścia la­ików do na­uki jest pewna prze­sada, to jed­nak fak­tem jest to, że wła­śnie ta­kie po­dej­ście za­kła­dają dziś twórcy re­klam róż­nego ro­dzaju pro­duk­tów, w któ­rych pod­kre­śla się, że „na­ukowcy udo­wod­nili” sku­tecz­ność tego lub in­nego su­ple­mentu diety, albo że okre­ślona pa­sta do zę­bów jest lep­sza od in­nych, po­nie­waż zo­stała „na­ukowo prze­ba­dana”. Z oczy­wi­stych wzglę­dów od­wo­ły­wa­nie się do au­to­ry­tetu na­uki i uczo­nych jest w tym przy­padku mo­ty­wo­wane tylko i wy­łącz­nie chę­cią na­kło­nie­nia kon­su­men­tów do za­kupu okre­ślo­nego pro­duktu, i dla­tego tego typu mar­ke­tin­gowe sfor­mu­ło­wa­nia są naj­czę­ściej slo­ga­nami, które z fak­tycz­nym sta­nem rze­czy – z „na­uko­wym ba­da­niem” i „udo­wad­nia­niem sku­tecz­no­ści” – bar­dzo czę­sto mają nie­wiele wspól­nego. Po­ja­wia­jąca się tu moż­li­wość ma­ni­pu­lo­wa­nia opi­nią kon­su­men­tów jest wy­mow­nym przy­kła­dem na to, że etos na­uki może być w pew­nych przy­pad­kach nad­uży­wany albo wręcz wy­ko­rzy­sty­wany do złych ce­lów.

Co istotne, kwe­stia etosu na­uki nie ogra­ni­cza się je­dy­nie do tego, w jaki spo­sób sami la­icy trak­tują na­ukę. Spo­łecz­ność uczo­nych zaj­mu­ją­cych się róż­nymi dzie­dzi­nami wie­dzy w ana­lo­giczny spo­sób, to zna­czy z po­dob­nym sza­cun­kiem, trak­tuje ka­te­go­rię „na­uko­wo­ści”. W spo­łecz­no­ści tej pa­nuje po­wszechna zgoda, że ka­te­go­ria ta przy­słu­guje tylko i wy­łącz­nie kon­cep­cjom speł­nia­ją­cym okre­ślone kry­te­ria, które po­zwa­lają nadać da­nej dok­try­nie czy teo­rii no­bi­li­tu­jące miano kon­cep­cji na­uko­wej. O tym, ja­kie kry­te­ria de­cy­dują o moż­li­wo­ści uzna­nia cze­goś za kon­cep­cję na­ukową, i gdzie leży gra­nica po­mię­dzy tym co jest, i co nie jest na­uką, bę­dzie mowa w dal­szej czę­ści tego opra­co­wa­nia. W tym miej­scu warto je­dy­nie za­uwa­żyć, że rów­nież w spo­łecz­no­ści sa­mych na­ukow­ców po­ja­wia się ten­den­cja ana­lo­giczna do tej, która wy­stę­puje w przy­wo­ła­nych wcze­śniej przy­kła­dach re­klam, po­wo­łu­ją­cych się na au­to­ry­tet na­uki. W po­dobny spo­sób po­stę­pują rów­nież przed­sta­wi­ciele świata na­uki, któ­rzy zaj­mują się np. kon­tro­wer­syj­nymi za­gad­nie­niami z po­gra­ni­cza na­uki, albo na­wet wprost teo­riami pseu­do­nau­ko­wymi. Ze zro­zu­mia­łych wzglę­dów będą się oni sta­rać o to, by w mak­sy­malny spo­sób upodob­nić swoje kon­cep­cje do teo­rii ści­śle na­uko­wych, i by prze­ko­nać swo­ich ko­le­gów po fa­chu, że w rze­czy­wi­sto­ści oni rów­nież upra­wiają na­ukę.

1.2. Wie­lo­znacz­ność ter­minu „na­uka”

Opra­co­wa­nie z za­kresu fi­lo­zo­fii tego czy in­nego za­gad­nie­nia po­winno z oczy­wi­stych wzglę­dów roz­po­cząć się od wy­raź­nego okre­śle­nia tego za­gad­nie­nia i spre­cy­zo­wa­nia – a może na­wet zde­fi­nio­wa­nia – klu­czo­wego po­ję­cia, które w tym przy­padku bę­dzie przed­mio­tem fi­lo­zo­ficz­nych ana­liz. Książka do­ty­cząca fi­lo­zo­fii na­uki nie jest wy­jąt­kiem od tej re­guły: po­winna ją roz­po­cząć choćby krótka cha­rak­te­ry­styka tego, co się kryje pod okre­śle­niem „na­uka”. Bez tego wy­ja­śnie­nia trudno bo­wiem o uchwy­ce­nie ja­kiej­kol­wiek in­tu­icji tego, czym zaj­muje się, lub po­winna się zaj­mo­wać, fi­lo­zo­fia na­uki. Pro­blem jed­nak w tym, że samo usta­le­nie tego, czym na­uka jest, a czym nie jest – gdzie leży gra­nica od­dzie­la­jąca na­ukę od tego, co na­uką nie jest, i ja­kie kry­te­ria na­leży przy­jąć, by tę gra­nicę ja­sno okre­ślić – sta­nowi już je­den z waż­nych pro­ble­mów z za­kresu fi­lo­zo­fii na­uki. Okre­śla się go mia­nem pro­blemu de­mar­ka­cji, czyli od­dzie­le­nia na­uki od nie-na­uki. W rze­czy­wi­sto­ści, spora część tego opra­co­wa­nia bę­dzie po­świę­cona wła­śnie temu za­gad­nie­niu. Fi­lo­zo­ficzna re­flek­sja nad na­uką w du­żej mie­rze do­ty­czy bo­wiem usta­le­nia tego, co okre­śla na­ukę jako taką, i co od­róż­nia ją od in­nych wy­two­rów ludz­kiego in­te­lektu, któ­rym nie przy­słu­guje no­bi­li­tu­jące miano na­uki. Za­nim jed­nak przej­dziemy do tego za­gad­nie­nia i zaj­miemy się fi­lo­zo­ficz­nym spo­rem o to, co okre­śla i w pew­nym sen­sie de­fi­niuje na­ukę, warto ty­tu­łem wstępu po­czy­nić kilka ogól­nych uwag do­ty­czą­cych wie­lo­znacz­no­ści słowa „na­uka”, które w ję­zyku na­tu­ral­nym wy­stę­puje w kilku róż­nych zna­cze­niach. Po­nie­waż fi­lo­zo­fia na­uki ko­rzy­sta rów­nież z tego ję­zyka, zna­cze­nia te po­ja­wiają się w róż­nych kon­tek­stach prze­pro­wa­dza­nych tu ana­liz do­ty­czą­cych na­uki, co w za­sad­ni­czy spo­sób ubo­gaca i po­sze­rza oma­wianą w tej dys­cy­pli­nie pro­ble­ma­tykę.

Pierw­sze i w pew­nym sen­sie pod­sta­wowe zna­cze­nie ter­minu „na­uka” ma zwią­zek ze wspo­mnianą wcze­śniej cie­ka­wo­ścią ota­cza­ją­cego świata, która już we wcze­snej sta­ro­żyt­no­ści dała po­czą­tek fi­lo­zo­fii, obej­mu­ją­cej swym za­się­giem rów­nież za­czątki póź­niej­szych nauk przy­rod­ni­czych. Za­po­cząt­ko­wany wów­czas pro­ces sta­wia­nia sen­sow­nych py­tań pod ad­re­sem ota­cza­ją­cej rze­czy­wi­sto­ści, i po­szu­ki­wa­nia ra­cjo­nal­nych, do­brze uza­sad­nio­nych od­po­wie­dzi na te py­ta­nia, można okre­ślić mia­nem sze­roko poj­mo­wa­nego po­zna­nia lub po­zna­wa­nia. To pierw­sze, w ja­kimś sen­sie fun­da­men­talne, zna­cze­nie ter­minu „na­uka”. Po­zna­nie może być od­kryw­cze – gdy uczony sam do­strzega za­leż­ność po­mię­dzy okre­ślo­nymi pa­ra­me­trami albo gdy na­daje tej za­leż­no­ści kształt na­uko­wej teo­rii, która wy­ja­śnia sze­reg nie­zro­zu­mia­łych wcze­śniej zja­wisk, albo nie­od­kryw­cze – gdy stu­dent z wy­kładu lub z pod­ręcz­nika do­wia­duje się o tym, że ów uczony okrył tę teo­rię. Oczy­wi­ście roz­róż­nie­nie to nie jest cał­kiem ści­słe, bo słowa „od­kryw­cze” i „nie­od­kryw­cze” też są wie­lo­znaczne. W pew­nym sen­sie można bo­wiem uznać, że rów­nież samo zdo­by­wa­nie wie­dzy z pod­ręcz­nika lub z wy­kładu jest od­kryw­cze dla ko­goś, kto po raz pierw­szy do­wia­duje się – wła­śnie dzięki pod­ręcz­ni­kowi lub wy­słu­cha­nemu wy­kła­dowi – o pew­nych fak­tach, za­leż­no­ściach lub teo­riach, o któ­rych wcze­śniej ni­czego nie wie­dział.

Mia­nem na­uki można rów­nież okre­ślić sam pro­ces do­cho­dze­nia do stanu, w któ­rym tak okre­ślone po­zna­nie (od­kryw­cze lub nie­od­kryw­cze) za­cho­dzi. W od­nie­sie­niu do na­ukowca, który po­szu­kuje roz­wią­za­nia okre­ślo­nego pro­blemu lub wy­ja­śnie­nia da­nego za­gad­nie­nia, pro­ces ten bę­dzie po­le­gał np. na prze­pro­wa­dza­niu teo­re­tycz­nej ana­lizy lub em­pi­rycz­nego ba­da­nia, za­leż­nego od me­tody sto­so­wa­nej w da­nej dys­cy­pli­nie. O uczo­nych, któ­rzy sto­sują się wła­śnie do tej pro­ce­dury, mó­wimy nie­kiedy, że „upra­wiają na­ukę”, albo że „zaj­mują się swoim rze­mio­słem”. W przy­padku stu­denta po­zna­ją­cego dane za­gad­nie­nie bę­dzie to po pro­stu sam pro­ces ucze­nia się, czyli zdo­by­wa­nia wie­dzy, np. z pod­ręcz­nika. Nie przez przy­pa­dek o kimś, kto wła­śnie za­czyna się uczyć, zwy­kle mówi się w tym kon­tek­ście, że „idzie do na­uki” albo że „za­biera się za na­ukę”. Nie­kiedy rów­nież mia­nem na­uki okre­śla się to, co po­wstaje w wy­niku pro­cesu na­uko­wego ba­da­nia okre­ślo­nego za­gad­nie­nia lub ucze­nia się ja­kiejś par­tii ma­te­riału. W pierw­szym przy­padku tego typu wy­two­rem może być np. go­towa teo­ria na­ukowa – bę­dzie ona czymś, co ist­nieje obiek­tyw­nie, bo inni uczeni będą mo­gli ją te­sto­wać i da­lej roz­wi­jać; w dru­gim przy­padku wy­two­rem bę­dzie zdo­byta wie­dza, która ma cha­rak­ter su­biek­tywny (choć oczy­wi­ście można ją w ja­kiś spo­sób – np. w cza­sie eg­za­minu – zo­biek­ty­wi­zo­wać).

Okre­śle­nie „na­uka” trak­tuje się rów­nież nie­kiedy jako bar­dzo ob­szerny skrót my­ślowy, obej­mu­jący swym za­się­giem wszystko to, co do tej pory zo­stało od­kryte i usta­lone przez uczo­nych. W dys­ku­sjach i wy­po­wie­dziach do­ty­czą­cych tej pro­ble­ma­tyki poj­mo­wana w taki spo­sób na­uka czę­sto jest uper­so­ni­fi­ko­wana, jak w wy­ra­że­niu „na­uka do­wio­dła, że...”. W za­kres tego skrótu my­ślo­wego wcho­dzą także w ja­kimś sen­sie sami na­ukowcy, a także to wszystko, co bez­po­śred­nio jest zwią­zane z ich pracą: uni­wer­sy­tety, in­sty­tuty ba­daw­cze, la­bo­ra­to­ria, wy­daw­nic­twa na­ukowe itd. Wszystko to ra­zem wzięte sta­nowi pe­wien ro­dzaj mię­dzy­na­ro­do­wej in­sty­tu­cji, którą nie­kiedy okre­śla się mia­nem „świata na­uki”.

Mó­wiąc o wie­lo­znacz­no­ści ter­minu „na­uka” warto w tym miej­scu wspo­mnieć jesz­cze o tym, że każdą dys­cy­plinę na­ukową (ma­te­ma­tykę, fi­zykę, fi­lo­zo­fię, teo­lo­gię, hi­sto­rię itp.) nie­kiedy rów­nież okre­śla się mia­nem na­uki – w tym sen­sie, że każda z tych dys­cy­plin sta­nowi od­rębną na­ukę. W za­leż­no­ści od kon­tek­stu wy­po­wie­dzi, w któ­rej okre­śle­nie „na­uka” po­ja­wia się wła­śnie w tym zna­cze­niu, bie­rze się pod uwagę wszyst­kie moż­liwe na­uki (tzn. wszyst­kie me­to­do­lo­gicz­nie od­rębne typy nauk, o któ­rych nie­ba­wem bę­dzie mowa), albo tylko nie­które z nich. Taka wy­biór­czość do­ty­czy przede wszyst­kim nauk przy­rod­ni­czych, dla któ­rych ję­zyk an­giel­ski re­zer­wuje osobne słowo science, wy­raź­nie przez to od­róż­nia­jąc ten kon­kretny ro­dzaj nauk od in­nych jej ro­dza­jów – np. od nauk hu­ma­ni­stycz­nych, które w ję­zyku an­giel­skim rów­nież mają swoje osobne okre­śle­nie (hu­ma­ni­ties). Ję­zyk pol­ski wy­raź­nie nie uwzględ­nia tej róż­nicy, co nie­kiedy może pro­wa­dzić do pew­nych nie­ja­sno­ści albo przy­naj­mniej nie­jed­no­znacz­no­ści. Po­ja­wiają się one np. wtedy, gdy mowa o re­la­cjach po­mię­dzy na­uką i teo­lo­gią. W tym kon­tek­ście okre­śle­nie „na­uka” od­nosi się przede wszyst­kim do nauk przy­rod­ni­czych – cho­dzi tu za­tem o na­ukę w sen­sie science – na­to­miast w ję­zyku pol­skim do­piero z kon­tek­stu wy­po­wie­dzi można się prze­ko­nać, że to wła­śnie taki ro­dzaj nauk jest od­no­szony do teo­lo­gii. Ze­sta­wie­nie ter­mi­nów „na­uka” i „teo­lo­gia” jest w tym przy­padku my­lące rów­nież z tego po­wodu, że w sen­sie ści­słym teo­lo­gia też jest jedną z nauk – czyli jest „na­uką” w przy­wo­ła­nym wcze­śniej zna­cze­niu – a tym­cza­sem sama skład­nia wy­ra­że­nia „na­uka i teo­lo­gia” su­ge­ruje, że jest ina­czej.

Za­pra­szamy do za­kupu peł­nej wer­sji książki

Przy­pisy

[1] Cho­dzi o roz­dział 8. w książce: Wwie­die­nije w fi­ła­so­fiju, pod re­dak­cją A.W. Soł­da­towa, Wy­daw­nic­two „Łań”, Sankt-Pe­ters­burg – Mo­skwa – Kra­sno­dar 2007.
[2] M. Hel­ler, Fi­lo­zo­fia na­uki, Co­per­ni­cus Cen­ter Press, Kra­ków 2021 (wcze­śniej­sze wy­da­nia miały miej­sce w roku 2016 i 2019); książkę wy­dały rów­nież Wy­daw­nic­two Na­ukowe PAT (Kra­ków 1992) i Wy­daw­nic­two Pe­trus (Kra­ków 2009).