Uzyskaj dostęp do ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Jeśli Bóg istnieje, i jeśli – jak na Boga przystało – jest dobry i wszechmocny, to zło obecne w stworzonym przezeń świecie staje się zagadką, która bezwzględnie domaga się wyjaśnienia. Czy dobry i zarazem wszechmocny Bóg w ogóle może pozwalać na zło? A jeśli pozwala, to czy na pewno jest dobry, i czy na pewno jest wszechmocny?
Nie ma łatwej odpowiedzi na pytanie o przyczynę zła. Dla tych, którzy wierzą w dobrego i wszechmocnego Boga, znalezienie tej odpowiedzi jest szczególnie trudne. Świat powołany do istnienia przez Stwórcę naznaczony jest bowiem piętnem cierpienia, które stawia pod znakiem zapytania prawdę o Jego dobroci i Jego wszechmocy. Czy jednak Bóg rzeczywiście mógł stworzyć świat bardziej doskonały niż ten, który stworzył? Świat, w którym w ogóle nie byłoby zła? Wiele wskazuje na to, że nie. Ale wcale nie jest oczywiste to, iż uzasadniony jest optymizm Leibniza, który dowodzi, że żyjemy w najlepszym z możliwych światów, i że bez obecnego w nim zła nie byłby to już świat najlepszy.
Dlaczego zło? Czy możliwy jest świat bez zła? Czy Leibniz miał rację, gdy twierdził, że nasz świat jest najlepszym z możliwych? W każdym razie świat bez książki Pabjana byłby odrobinę gorszy.
ks. prof. Michał Heller
Tadeusz Pabjan - ksiądz katolicki, wykładowca filozofii przyrody i filozofii nauki na Uniwersytecie Papieskim Jana Pawła II w Krakowie. Nakładem CCPress ukazały się m.in.: Niedomknięty bilans wszechświata (2014), Anatomia konfliktu. Między nowym ateizmem a teologią nauki (2016) oraz - wspólnie z ks. prof. Michałem Hellerem - Stworzenie i początek wszechświata (2013).
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 258
Chodzi o coś, co jest chyba naczelną przyczyną mojego załamania, a mianowicie, że chociaż istnieje dobry sternik wszechświata, to mimo to zło w ogóle może istnieć albo może uchodzić bezkarnie[1].
Boecjusz
Wstęp
Pytanie o przyczynę zła jest stare jak świat. Ci, którzy w Boga nie wierzą, nie muszą się tym pytaniem niepokoić. Mogą uznać, że zło jest wynikiem przypadku lub konieczności, albo jakiejkolwiek innej przyczyny mającej związek z funkcjonowaniem świata materii, poza którym nic innego nie istnieje. Mogą również przyjąć, że zło nie ma żadnej przyczyny, lecz jest jedynie przejawem nieuniknionego absurdu, odwiecznie wpisanego w najgłębszy fundament całej rzeczywistości. Mogą wreszcie zneutralizować doniosłość całego problemu stwierdzeniem: samo pytanie jest pozbawione sensu, w związku z tym nie warto się nim w ogóle zajmować, bo rozważanie takich kwestii to zwykła strata czasu.
Ci, którzy w Boga wierzą, nie mogą sobie na taki luksus pozwolić. Jeśli Bóg istnieje i jeśli – jak na Boga przystało – jest dobry i wszechmocny, to zło obecne w stworzonym przezeń świecie staje się zagadką, która bezwzględnie domaga się wyjaśnienia. Czy dobry i zarazem wszechmocny Bóg w ogóle może pozwalać na zło? A jeśli pozwala, to czy na pewno jest dobry i czy na pewno jest wszechmocny? Może chce zapobiec złu, ale nie potrafi tego zrobić? Albo potrafi, ale nie chce? Jeśli zaś chce i potrafi, to dlaczego złu nie zapobiegnie? A jeśli nie chce i nie potrafi, to czy warto uważać Go za Boga, skoro niejako z definicji Bóg powinien być dobry i wszechmocny? Długi katalog tych samych i tym podobnych pytań pojawił się już w starożytności[2], a później – w czasach Ojców Kościoła, w średniowieczu i w kolejnych okresach epoki nowożytnej[3] – wielu teologów i filozofów dodawało do tej listy kolejne pytania, które miały za zadanie ukazać całą złożoność problemu zamkniętego w dwóch łacińskich słowach unde malum[4].
Na początku czasów nowożytnych w dyskusji nad tym zagadnieniem pojawiły się nowe akcenty związane ze stopniowym wyklarowaniem się koncepcji praw przyrody, które w interpretacjach teologicznych zaczęto postrzegać jako jeden z podstawowych sposobów „naturalnego” działania Boga w świecie materii. Istotny wpływ na przebieg tej dyskusji miał również rozwój nauk empirycznych – zwłaszcza biologii, która pozwoliła wyraźnie zobaczyć nieznane wcześniej aspekty problemu zła. Dlaczego Bóg powołał do istnienia przyrodę, w której żywe organizmy muszą odczuwać ból, zapadać na rozmaite choroby i umierać? Dlaczego procesom ewolucyjnym musi nieustannie towarzyszyć bezwzględna i bardzo często okrutna walka organizmów o przetrwanie? Skoro zło fizyczne jest konsekwencją działania praw przyrody, to czy Stwórca nie mógł „wygenerować” takiego zestawu tych praw, by nie było trzęsień ziemi, powodzi, wad rozwojowych, kalectwa i chorób nowotworowych? Jeśli zaś prawa przyrody z jakichś względów nie mogą być inne niż są, to dlaczego wszechmocny Bóg nie interweniuje, zawieszając działanie tych praw, by uchronić swoje stworzenia od cierpienia? Łatwość, z jaką do tego katalogu można dodawać kolejne pytania, stanowi wymowną ilustrację skali problemu, który za nimi się kryje.
Historia poszukiwania wyjaśnienia tego zagadnienia jest długa i wielowątkowa. Jej szczególnie ważny epizod miał związek z działalnością Leibniza, który na przełomie XVII i XVIII wieku przyczynił się do powstania teodycei – dyscypliny z pogranicza filozofii i teologii, biorącej na siebie zadanie obrony Boga przed zarzutem zła. Kontynuatorzy dzieła, zapoczątkowanego przez filozofa z Hanoweru, przyjmowali różne strategie, zmierzające do tego, by zdjąć z Boga odpowiedzialność za zło, ale on sam w szczególny sposób upodobał sobie argument dotyczący świata, który jest najlepszym z wszystkich możliwych światów. Choć w świecie stworzonym przez Boga faktycznie istnieje zło – przekonuje Leibniz – to jednak właśnie taki świat jest w rzeczywistości realizacją najlepszej możliwości. Argument ten wydaje się prosty i niepozorny, ale jego konsekwencje są wyjątkowo kontrowersyjne. Wynika z niego bowiem nie tylko to, że świat jest dziełem w pewnym sensie doskonałym, pomimo cierpienia i wszystkich innych form zła, które są w nim obecne, ale również to, iż żadnego cierpienia i żadnej postaci zła nie może w tym świecie zabraknąć, bo wtedy nie byłby on już światem najlepszym. Nie ulega wątpliwości, że wyjaśnienie to nie jest zbyt przekonujące, dlatego trudno oprzeć się wrażeniu, że Leibniz – broniący swojej tezy o najlepszym z możliwych światów – podjął się zadania, które znacznie przerosło jego możliwości. W rzeczywistości ani on sam, ani żaden z kontynuatorów jego dzieła – którzy odwoływali się do innych argumentów z zakresu teodycei – nie zdołali zrealizować planu całkowitego wyjaśnienia wszystkich przyczyn zła i definitywnego wykazania, że Stwórca nie jest odpowiedzialny za to zło.
Dziś wiadomo już, że plan ten jest zbyt ambitny, i że teodycea musi się zadowolić realizacją o wiele bardziej skromnego zadania. Musi zrezygnować z prób wyjaśniania każdego cierpienia i każdego przejawu zła, i zgodzić się z tym, że cierpienie było, jest i na zawsze pozostanie tajemnicą, a także z tym, że sam problem zła w wielu aspektach nadal będzie wydawał się niezrozumiały. Teodycea musi na to przystać, bo tylko wtedy będzie mogła zająć się tym, co pozostaje w realnym zasięgu jej możliwości, tzn. poszukiwaniem rozsądnych argumentów na to, że zło nie jest ostateczną i niemożliwą do ominięcia przeszkodą dla wiary w dobrego i wszechmocnego Boga. Co istotne, będzie to nadal wiara, a nie wiedza poparta naukowymi dowodami. Z tego powodu nie należy oczekiwać, że wyjaśnienia i argumenty, formułowane w ramach tej dyscypliny, będą miały rangę rozstrzygnięć jednoznacznych i uzasadnionych w taki sposób i w takim zakresie, jak to ma miejsce w naukach formalnych lub empirycznych.
Zastrzeżenie to nie przez przypadek pojawia się na kartach niemal każdej monografii i każdego podręcznika z zakresu teodycei. Wielu spośród zainteresowanych tym zagadnieniem Czytelników poszukuje bowiem w tego typu książkach czegoś więcej niż tylko zgrabnego zestawu argumentów, które mają za zadanie jedynie wzmocnić ich wiarę w obliczu cierpienia. Niczego więcej nie znajdując, bardzo często porzucają oni lekturę z niejakim rozczarowaniem. Niniejsze opracowanie nie rości sobie prawa do tego, by uchodzić za poważną monografię albo za podręcznik do teodycei, ale również i tutaj zastrzeżenie to warto wypowiedzieć jasno i wyraźnie. Wiara w dobrego Boga musi pozostać wiarą – a nie empirycznie potwierdzoną wiedzą – i dlatego również rozstrzygnięcia problemu zła proponowane przez teodyceę w ostatecznym rozrachunku muszą opierać się na zaufaniu dobremu Bogu, a nie na naukowych uzasadnieniach i empirycznych dowodach, które wszystkich bez wyjątku przekonają, że Stwórca nie jest odpowiedzialny za obecne w świecie zło. Kto szuka naukowych uzasadnień i empirycznych dowodów dotyczących tego zagadnienia, w tej książce ich nie znajdzie.
Istotną słabością wszystkich argumentów mających bronić Boga przed zarzutem zła jest to, że sprowadzają się one najczęściej do czysto teoretycznych analiz, które w dużej mierze polegają jedynie na wyprowadzaniu wniosków z przyjętych w punkcie wyjścia założeń. Problem jednak w tym, że zagadnienie, którego te analizy dotyczą, nie jest czysto teoretyczne. Zainteresowani są nim bowiem przede wszystkim ci, którzy na własnej skórze bezpośrednio doświadczają zła – ci którzy sami cierpią, i którzy chcą wiedzieć, dlaczego wszechmocny i dobry Bóg nie ratuje ich przed cierpieniem. Dla nich argumenty teodycei bardzo często tracą jakąkolwiek wartość właśnie z tego powodu, że są teoretyczne – podczas gdy doświadczane przez nich cierpienie takie nie jest. Brutalna realność cierpienia jest tym, co najmocniej kontrastuje z teoretyczną narracją teodycei. Czy jednak oznacza to, że lepiej w takim przypadku zrezygnować z jakiejkolwiek argumentacji, zasłaniając się tym, że cierpienie jest tajemnicą, której żadne teoretyczne analizy nie są w stanie umniejszyć? Takie rozwiązanie byłoby w rzeczywistości ucieczką od problemu, i nieuzasadnionym pójściem w kierunku wyznaczonym przez teologię apofatyczną[5]. Uznanie majestatu tajemnicy wcale nie musi oznaczać całkowitej rezygnacji z poszukiwania wyjaśnień. Nawet jeśli nie dostarczą one ostatecznych odpowiedzi na pytanie o przyczyny zła, to mogą być pomocą dla tych, którzy, doświadczając druzgocącej mocy cierpienia, nie chcą utracić wiary w Boga wszechmocnego i zarazem kochającego swoje stworzenia.
Problem zła, które jawi się jako jeden z najmocniejszych zarzutów formułowanych pod adresem dobrego Boga, był już wielokrotnie analizowany w poważnych, obszernych artykułach i traktatach filozoficzno-teologicznych, które ujmują to zagadnienie w sposób syntetyczny, dogłębny i wyczerpujący. Nic dziwnego, że za każdym razem, gdy wątek ten powraca, pojawia się uzasadnione pytanie: czy warto pisać na ten temat cokolwiek, co nie jest poważnym, obszernym dziełem, a jedynie niewielką książką, w której krótko zostaną wspomniane zagadnienia, gdzie indziej opracowane w sposób solidny i wyczerpujący. Wielu autorów, którzy „zawodowo” zajmują się tymi kwestiami, udzieliłoby zapewne negatywnej odpowiedzi na to pytanie, uzasadniając swą opinię tym, że ważną problematykę należy analizować wyłącznie w poważnych, naukowych opracowaniach, a popularyzacja tego typu zagadnień nie jest wskazana, bo wiąże się z nią ryzyko uproszczeń zniekształcających obraz całego zagadnienia. Nawet jeśli w ogólnym przypadku uzasadnienie to można uznać za słuszne, to istnieje jednak uzasadniona wątpliwość, czy odnosi się ono również do problemu zła. Niepokoi on bowiem nie tylko ekspertów z zakresu teologii i filozofii, ale również – a może przede wszystkim – laików, którzy najczęściej nie są w żaden merytoryczny sposób przygotowani do konfrontacji z problemem o tak dużym „ciężarze gatunkowym”. To właśnie z tego powodu popularyzacja zagadnień dyskutowanych w ramach teodycei wydaje się nie tylko potrzebna, ale wręcz nieodzowna. Opasłe tomy poważnych traktatów są bowiem pisane dla naukowców – w tym konkretnym przypadku dla teologów i filozofów – i na pewno nie sięgną po nie zwykli czytelnicy. Ci ostatni mogą jednak zajrzeć do niewielkiej i napisanej prostym językiem książki, z której dowiedzą się czegoś o problemie istotnym nie tylko dla teologów i filozofów, ale również dla nich samych. Nie ma wielkiej przesady w stwierdzeniu, że problem zła jest jednym z największych wyzwań współczesnej chrześcijańskiej apologetyki. Nie widać żadnej racji, żeby nie można było podejmować tego wyzwania również w opracowaniu popularyzującym zagadnienia z pogranicza teologii i filozofii.
Czy zatem rzeczywiście żyjemy w najlepszym z możliwych światów? Argumenty przedstawione w kolejnych rozdziałach tej książki zapewne nie wystarczą do tego, by po zakończeniu lektury Czytelnik mógł łatwo udzielić jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Z pewnością jednak pozwolą mu zapoznać się bliżej z problemem, który tylko pozornie wydaje się trudnością abstrakcyjną i czysto teoretyczną, i z którym wcześniej czy później również sam będzie musiał zmierzyć się osobiście, doświadczając w swoim własnym życiu destrukcyjnej mocy zła. Czysto teoretyczny problem zamieni się wtedy w konkretną i boleśnie realną trudność, która będzie się domagać jednoznacznego wyboru pomiędzy postawą radykalnej wiary – bądź radykalnej niewiary – w dobrego Boga.
Przypisy
[1] Boecjusz, O pocieszeniu, jakie daje filozofia, IV, 1, tłum. G. Kurylewicz, M. Antczak, Wydawnictwo Marek Derewiecki, Kęty 2016, s. 88.
[2] Jednym z pierwszych autorów, którzy wyraźnie postawili ten problem, był Epikur. Laktancjusz (De ira Dei, XIII) w następujący sposób przedstawia jego rozumowanie: „Albo Bóg chce usunąć zło, a nie może, albo może a nie chce, albo ani nie chce ani nie może, albo i chce i może. Jeżeli chce, a nie może, jest niedołężny, co nie może dotyczyć Boga. Jeżeli może a nie chce, jest zawistny, co również nie może być cechą Boga. Jeżeli ani nie chce, ani nie może, jest zawistny i niedołężny, a przeto nie jest Bogiem. Jeżeli chce i może, co jedynie przystoi Bogu, skąd więc jest zło? Albo dlaczego go nie usuwa?”; Laktancjusz, Pisma wybrane, tłum. J. Czuj, Księgarnia Uniwersytecka, Poznań 1933, s. 187.
[3] Do przywołanej w poprzednim przypisie argumentacji Epikura nawiązał m.in. Hume, który ten sam problem wyraził następująco: „Czy Bóg chce zapobiec złu, lecz nie może? Zatem jest bezsilny. Czy może, ale nie chce? Zatem jest zły. Czy i może, i chce zarazem? Skąd więc bierze się zło?”; D. Hume, Dialogi o religii naturalnej. Naturalna historia religii wraz z dodatkami, tłum. A. Hochfeldowa, PWN, Warszawa 1962, s. 95.
[4] „Skąd zło?”
[5] Teologia apofatyczna (grec. apofatikos – przeczący) podkreśla niemożność bezpośredniego poznania i opisania natury Boga i głosi, że okrywającą Go tajemnicę można przybliżyć, jedynie rezygnując z tradycyjnych obrazów, symboli i pojęć – są one nieadekwatne do tego, by oddać naturę Stwórcy – i uciekając się do formuł przeczących, które mówią, jaki Bóg nie jest.