Odludki i poeta. Komedia w jednym akcie wierszem - Aleksander Fredro - ebook

Odludki i poeta. Komedia w jednym akcie wierszem ebook

Aleksander Fredro

0,0
24,90 zł

lub
-50%
Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.
Dowiedz się więcej.
Opis

Opowieść o dwojgu młodych ludzi, który wierzą, że miłość przezwycięży wszystkie przeszkody. Sztuka spotkała się ze szczególnym uznaniem wśród polskich romantyków. Lektura godna polecenia.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi lub dowolnej aplikacji obsługującej format:

EPUB
MOBI

Liczba stron: 24

Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.



Aleksander Fredro

Odludki i poeta

Komedia w jednym akcie wierszem

Warszawa 2017

[Motto]

Pająk szuka jadu, ale pszczoła miodu.

And. Max. Fredro

Osoby

ASTOLF

CZESŁAW

KAPKA – oberżysta

ZUZIA – jego córka

EDWIN

Scena w oberży małego miasteczka.

Scena pierwsza

Sala; drzwi numerowane; stoliki po obu stronach.

Kapka, Zuzia.

Zuzia przy stoliku czyta z wielką uwagą rękopism.

KAPKA

za drzwiami

Kawa pod numer czwarty! na salę herbata!

Jest tam kto! aj, śmietanka! aj! tamże do kata!

Jest tam kto! Zuziu! Zuziu!

Wbiega trzepiąc palcami, postrzega czytającą, skrada się i wyrywa poszyt

To czas na czytanie?

ZUZIA

zrywając się

Ja zaraz... ja bo, ojcze...

Chce odejść.

KAPKA

groźno

Zuzia tu zostanie!

Dopókiż gadać będę i jedno powtarzać,

Aby wszędzie zaglądnąć, na wszystko uważać?

Śmietanka już w popiele, ojciec w palce dmucha,

A moja panna Zuzia nie patrzy, nie słucha.

Córko! czy ty chcesz zniszczyć mego domu sławę?

Panowie od godziny czekają na kawę,

A kawa jeszcze w puszce, może nie zmielona.

Załamując ręce

Córko! na mojąż hańbę wyszłaś z mego łona...

Jeden już ostrym słowem dał się słyszeć przy mnie,

Drugi, gdym zaczął mówić o dzisiejszym zimnie,

Najgrzeczniej ani mruknął, ale drzwi otworzył;

A lubcia czyta... i co?... dłoń bym w ogień włożył,

Że...

Patrzy w poszyt, Zuzia chce odebrać.

ZUZIA

Już kawa...

KAPKA

Że wiersze.

ZUZIA

chcąc dostać

Proszę.

KAPKA

odsuwając się

I ja proszę.

Wiersze! I ja przez wiersze taki wstyd ponoszę?

Wyrzuca przez okno

Precz!

ZUZIA

Cóż pan Edwin powie?

KAPKA

Bardzo o to stoję.

Niech się rozgniewa... owszem... I lekcyje twoje

Tuz się dziś skończyć muszą...

ZUZIA

Już?

KAPKA

Nie dość pół roku?

ZUZIA

Czemu dłużej nie można?

KAPKA

Bo mam rozum w oku.

ZUZIA

Ale ja mało umiem.

KAPKA

Lepiej umieć mało

Jak się przeuczyć.

ZUZIA

Jeszcze choć rok by się zdało...

KAPKA

To, to, to, proszę kogo! rok!... czemu nie dwa, trzy?

Lecz moje oko widzi, gdzie pań Edwin patrzy,

Gdzie l panna Zuzanna... widzi doskonale,

Nie w książkę, szkoda mówić, o, me w książkę wcale!

Wiem, co znaczy, gdy jedno przy drugim usiędzie.

Lecz jakem Józef Kapka, mc z tego me będzie.

ZUZIA

płacząc i całując go w rękę

Mój ojcze!

KAPKA

Ba, ba, ba, ba! o łzy tu nie idzie,

Wtedy by szło dopiero, jakbyś była w biedzie.

Twój Edwin jest poetą... pięknie wiersze składa;

Ale jak każdy drugi – i poeta jada,

I żona przy miłości sława, żyć nie zdoła.

Wkrótce i dziecko także papuniu zawoła,

A on, choć dniem i nocą popracuje szczerze,

Da wam odę na obiad, bajkę na wieczerzę;

Ale oda nie rosół, bajka nie pieczenia,

A zatem nic nie będzie z waszego marzenia!

ZUZIA

płacząc

Niedawno był i dobry, i mądry, i grzeczny,

Ale dziś – dziś na wszystko pada wyrok sprzeczny

KAPKA

Dawniej dość go lubiłem, nikt tego nie przeczy,

Pókim myślał, że z niego będzie co do rzeczy;

Ale kiedy pań Edwin, jak szalał, szaleje,

Darmoże mam tę samą zachować nadzieję.

Został pisarzem miejskim, urząd nie pętelka,

Stąd godność i estyma, stąd i korzyść wszelka:

Kiedy wyjdzie na rynek, każdy czapkę chwyta,

Mówi mu „mój jegomość” i uprzejmie wita.

Płaca także uczciwa – co kwartał do worka,

Nie bez tego, by nie szła czasem i sikorka;

Mógłby już przyjść do czegoś... ale nie zatrzyma:

Szastum-prastum, tu, ówdzie... nigdy grosza nie ma.

I pan burmistrz się skarży, już to nieraz słyszę,

Że zamiast protokołów wiersze tylko pisze,

I tak mu dom przekręcił – o hańbo! o, zgrozo! –

Że pani burmistrzowa nie chce gadać prozą;

I dzieci, mamki, czeladź, co chodzi, co gada,

Ani zapędź do pierza, bo poezje składa.

Nawet stary pachołek, próżniak nad próżniaki,

Zrobił, czy diabeł nadał – cztery krakowiaki.

ZUZIA

To wszystko tylko bajki, wierz, ojcze kochany.

KAPKA

O nie... tu u mnie takiej nie będzie odmiany;

Więc abym wcześnie wszelkiej zapobiegł zdrożności,

Niech sobie pań poeta w innych domach gości;

Niech już nieba, co gromią, miłości, co dręczą,

Jęczą, męczą, kawęczą – w uszach mi nie brzęczą!

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.

To jest bezpłatna wersja demonstracyjna ebooka. Zapraszamy do zakupu pełnej wersji publikacji.