Ofiary z ludzi. Od faraonów do wikingów - Jarosław Molenda - ebook

Ofiary z ludzi. Od faraonów do wikingów ebook

Jarosław Molenda

4,0

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Czy istnieje w dziejach ludzkości jakakolwiek cywilizacja, której obcy byłby czyn złożenia ofiary z człowieka? Odpowiedź brzmi: rzadko które społeczeństwo zarówno starożytne, jak i współcześnie żyjące rezygnuje ze śmierci rytualnie zadanej człowiekowi lub zwierzęciu w imię dobra ogółu. Śmierć wśród ruin to efekt wielu godzin spędzonych przez autora na stanowiskach archeologicznych, w bibliotekach i muzeach na całym świecie.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 448

Oceny
4,0 (1 ocena)
0
1
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
AStrach

Dobrze spędzony czas

R.I.P.
00

Popularność




Wstęp

Wstęp

Czy ist­nieje w dzie­jach ludz­ko­ści jaka­kol­wiek cywi­li­za­cja, któ­rej obcy byłby akt zło­że­nia ofiary z czło­wieka? Odpo­wiedź brzmi: rzadko które spo­łe­czeń­stwo zarówno sta­ro­żytne, jak i współ­cze­śnie żyjące rezy­gnuje ze śmierci rytu­al­nie zada­nej czło­wie­kowi lub zwie­rzę­ciu w imię dobra ogółu. Nowo­ze­landzki antro­po­log John Derek Fre­eman w jed­nym z roz­dzia­łów książki The Natu­ral History of Aggres­sion kwi­to­wał: „skraj­ność osią­gana przez ludzi w destruk­cyj­no­ści i okru­cień­stwie to jedna z naczel­nych cech, które pod wzglę­dem beha­wio­ral­nym odróż­niają czło­wieka od innych zwie­rząt”.

Zaj­mu­jący się ana­to­mią Ray­mond Dart, przyj­mu­jąc hipo­tezę o zna­cze­niu instynk­tów i uzna­jąc za praw­dziwe wszyst­kie rela­cje opi­su­jące kani­ba­lizm, od Stra­bona przez Marco Polo do ich odpo­wied­ni­ków z XIX wieku, pisze tak:

Zna­czone krwią, wyryte nożem rzeź­nic­kim archiwa ludz­kiej histo­rii […] razem z wcze­snym, powszech­nym kani­ba­li­zmem, z ludz­kimi, albo zwie­rzę­cymi ofia­rami bądź ich sub­sty­tu­tami […] wystar­cza­jąco dema­skują to krwio­żer­cze zna­mię1.

Jean-Paul Roux zauważa: „skła­da­nie ofiary […] jest naj­pierw i przede wszyst­kim zabój­stwem”. Hasło homo necans, czło­wiek zabi­ja­jący, sfor­mu­ło­wał wybitny nie­miecki reli­gio­znawca Wal­ter Bur­kert, który zada­wa­nie śmierci awan­so­wał do roli przy­miotu sta­no­wią­cego o gatun­ko­wej swo­isto­ści czło­wieka, podob­nie jak myśle­nie, gospo­da­ro­wa­nie albo bycie istotą reli­gijną (a przy­naj­mniej sygna­li­zuje pewną ludzką modal­ność, uwi­dacz­nia­jącą się także w dzia­ła­niach sym­bo­licz­nych, głów­nie ofiar­nych).

Dla nie­któ­rych – spe­ku­la­tyw­nie zorien­to­wa­nych – bada­czy ludz­kich począt­ków to wła­śnie mord rytu­alny leży u począt­ków czło­wie­czeń­stwa: kon­sty­tu­uje wspól­notę, zapo­cząt­ko­wuje tote­miczne wyrze­cze­nie i takąż iden­ty­fi­ka­cję, wyzna­cza wzo­rzec pod­sta­wo­wego ogól­no­ludz­kiego aktu reli­gij­nego – krwa­wej ofiary. Ta prze­moc nabiera cha­rak­teru sakral­nego, staje się pierw­szą świę­to­ścią, bowiem jest bło­go­sła­wiona w swych har­mo­ni­zu­ją­cych spo­łecz­ność skut­kach2. Co współ­cze­sny czło­wiek pomy­śli o pew­nym pra­wie rzym­skim, o któ­rym wspo­mina Kasjusz Dion Kok­ce­ne­ja­nus, histo­ryk z prze­łomu II i III wieku n.e.:

Bez­względna postawa boga­czy wzglę­dem bied­nych stała się przy­czyną bar­dzo wielu nie­szczęść Rzy­mian. Wolno im było zasto­so­wać wiele środ­ków wobec ludzi zale­ga­ją­cych z dłu­giem, a mię­dzy innymi nastę­pu­jący: jeżeli wię­cej wie­rzy­cieli poży­czyło komuś pie­nią­dze, mogli poćwiar­to­wać ciało dłuż­nika na kawałki zgod­nie z wyso­ko­ścią długu.

Bada­cze zasta­na­wiają się, co spo­wo­do­wało, że ludzie zabi­jali swych bliź­nich, nie w spo­sób nie­mo­ralny i bez zasta­no­wie­nia, jak dzicy bar­ba­rzyńcy kie­ru­jący się jedy­nie instynk­tem, lecz świa­do­mie, jak twórcy form kul­tu­ro­wych, sta­ra­jący się zgłę­bić tajem­nicę świata i prze­ka­zać ją następ­nym poko­le­niom w for­mie obrzę­dów i przed­sta­wień dra­ma­tycz­nych. Zja­wi­sko ofiary sta­nowi przed­miot nie­zli­czo­nych publi­ka­cji: kata­lo­gów fak­tów, ana­liz, porów­nań, badań struk­tur i począt­ków.

Te ostat­nie czę­sto dopro­wa­dzały do cał­ko­wi­cie sprzecz­nych wnio­sków. W miarę roz­woju cywi­li­za­cji, ofiara z syna sta­ro­żyt­nego króla została zmo­dy­fi­ko­wana poprzez uży­cie suro­gatu – albo prze­stępcy, albo zwie­rzę­cia. Nie wda­jąc się w nie­koń­czącą się debatę, pomi­nięte mil­cze­niem zostaną ofiary bez­kr­wawe, które zresztą dla wielu teo­lo­gów nie mogą być rze­czy­wi­ście uwa­żane za ofiary. Naj­traf­niej chyba nakre­ślili ten pro­blem fran­cu­scy reli­gio­znawcy z końca XIX wieku, Henri Hubert i Mar­cel Mauss:

Należy okre­ślać nazwą ofiara każdą ofiarę, nie wyłą­cza­jąc roślin­nej, o ile dar ofiarny, w cało­ści lub czę­ściowo, ulega znisz­cze­niu, pomimo że zazwy­czaj nazwę tę odnosi się wyłącz­nie do ofiar krwa­wych.

Skła­da­nie ofiary jest przede wszyst­kim zabój­stwem. Jakiż jest zatem jego sens? Można zgo­dzić się z twier­dze­niem, że – jak utrzy­mują Hubert i Mauss – pod­czas obrzędu ofiara „pełni w nim funk­cję pośred­nika mię­dzy ofia­ru­ją­cym a bóstwem, do któ­rego ofiara jest zazwy­czaj kie­ro­wana”. Ale czy poro­zu­mie­nie to nie jest bar­dziej kon­se­kwen­cją niż przy­czyną? – zasta­na­wia się Jean-Paul Roux w mono­gra­fii na temat krwi. By czło­wiek wpro­wa­dził do swego życia akty tak okrutne, musiał doznać wstrzą­sa­ją­cych doświad­czeń. Jakie więc były tego przy­czyny?

Wielka ilość obcho­dów rytu­al­nych pole­ga­ją­cych na uśmier­ca­niu budzi myśl, że zabój­stwo było tym pier­wot­nym wyda­rze­niem3. Zyg­munt Freud w Tote­mie i tabu stwier­dza, iż fun­da­men­tem ludz­ko­ści był mord popeł­niony na pra­ojcu pry­mi­tyw­nej hordy, tłu­ma­cząc w ten spo­sób to, że wszyst­kie rytu­ały zawie­rają w swoim sce­na­riu­szu jakąś formę ofiary. Jed­nak już Lukre­cjusz, rzym­ski poeta wol­no­my­śli­ciel, w I wieku p.n.e. ostrze­gał swo­jego przy­ja­ciela, Memiu­sza: „Iluż krzywd dorad­czy­nią była reli­gia śród ludzi!”.

Reli­gijne uza­sad­nie­nia podob­nych prak­tyk róż­nią się w zależ­no­ści od czasu i miej­sca, ale wszyst­kie spro­wa­dzają się do jed­nego pod­sta­wo­wego zało­że­nia. Ofiara z czło­wieka zdaje się czer­pać swoją war­tość rytu­alną ze spo­sobu, w jaki – rozu­miane nie­kiedy dosłow­nie – „kar­mie­nie śmierci” pozwala powró­cić do życia. Kon­cep­cja, że życie i płod­ność płyną ze śmierci, odgrywa klu­czową rolę w wielu reli­giach i kul­tu­rach – może być uwa­żana za fun­da­ment zachod­niego chrze­ści­jań­stwa. Chry­stus Odku­pi­ciel zło­żył sie­bie w ofie­rze w akcie ukrzy­żo­wa­nia, a jego krew wsią­kła w zie­mię na Górze Kal­wa­rii4.

W cza­sach pax Romana na zie­miach, które zna­la­zły się pod pano­wa­niem rzym­skim, w całej Euro­pie, aż po Azję, trwał nie­za­kłó­cony spo­kój. Ale jedy­nymi ludźmi, któ­rzy zdo­łali obro­nić się przed nudą, byli żoł­nie­rze nale­żący do straży gra­nicz­nej. A to dzięki temu, że odna­leźli cel, dla któ­rego warto było umrzeć5. Dra­ma­tyczny wzrost popu­lar­no­ści igrzysk miał miej­sce w dwóch pierw­szych wie­kach naszej ery, kiedy pokój panu­jący w całym cesar­stwie dawał nie­wiele oka­zji do pro­wa­dze­nia rze­czy­wi­stej wojny. Przy braku praw­dzi­wych bitew miesz­kańcy cesar­stwa musieli zado­wo­lić się sztucz­nymi (choć dla ich uczest­ni­ków były one cał­ko­wi­cie rze­czy­wi­ste) i tak wojna zmie­niła się w sport dla widzów6.

Jak zauważa wielu znaw­ców świata sta­ro­żyt­nego, nowo­cze­sne spo­łe­czeń­stwo na­dal odczuwa potrzebę oglą­da­nia scen peł­nych gwałtu: czy to pod­czas walk bok­ser­skich, czy to scen poka­zy­wa­nych na ekra­nach kin. Także wojny, które toczymy – nie­za­leż­nie czy w słusz­nej, czy w niesłusz­nej spra­wie – stały się gałę­zią prze­my­słu roz­ryw­ko­wego dzięki kame­rom zamon­to­wa­nym w gło­wi­cach poci­sków rakie­to­wych.

Powin­ni­śmy zatem zadać sobie pyta­nie – pro­po­nuje Alan Baker, autor mono­gra­fii na temat gla­dia­to­rów – dla­czego z taką łatwo­ścią potę­piamy okru­cień­stwa sta­ro­żyt­nych spo­łe­czeństw, mię­dzy innymi rzym­skiego, skoro nasi poli­tycy łagod­nym gło­sem uspra­wie­dli­wiają bom­bar­do­wa­nia i rze­zie nie­win­nej lud­no­ści cywil­nej w innych kra­jach lub czer­pa­nie korzy­ści z han­dlu bro­nią, którą sprze­daje się okrut­nym reżi­mom.

W ofia­rach, któ­rych celem było użyź­nie­nie ziemi, to zna­czy wla­nie w nią boskiego życia lub pobu­dze­nie tkwią­cego w niej życia, cho­dziło o prze­ka­za­nie cechy świę­tej. Tego rodzaju dzia­ła­nia z koniecz­no­ści musiały uwzględ­niać metody zmie­rza­jące do bez­po­śred­niego lub pośred­niego prze­nie­sie­nia cechy świę­tej na przed­miot. Nale­żało ją umie­ścić w gle­bie ducha, która tym samym sta­wała się żyzna. Na przy­kład Khon­do­wie skła­dali ofiary z ludzi dla zapew­nie­nia żyzno­ści ziemi; mięso roz­dzie­lano mię­dzy różne grupy oraz zako­py­wano na polach, a krew ofiary ludz­kiej była roz­le­wana na ziemi7.

W róż­nych kul­tu­rach można natra­fić na podo­bień­stwa motywu czło­wieka, który w cza­sie wojny lub w innej sytu­acji zagro­że­nia przy­sięga zło­żyć w ofie­rze pierw­szą istotę, jaką napo­tka po powro­cie do domu, po czym oka­zuje się nią jego dziecko. Przy­kła­dem może być biblijna histo­ria Jeftego, który składa taką przy­sięgę, chcąc poko­nać Ammo­ni­tów. Pierw­szą, która wita powra­ca­ją­cego z wojny Jeftego, jest jego jedyna córka. Jefte jest zroz­pa­czony, jed­nak to córka prze­ko­nuje go, że musi wypeł­nić swoje zobo­wią­za­nie8.

Aby pewien gatu­nek lub okre­ślona kate­go­ria istot żywych (ludzi lub zwie­rząt) wyda­wała się godna poświę­ce­nia, trzeba odkryć w niej ude­rza­jące podo­bień­stwo do istot, któ­rych nie można zło­żyć w ofie­rze, aby żadne pomie­sza­nie bytów nie było moż­liwe. W wypadku zwie­rzę­cia, przy­po­mnijmy, róż­nica rzuca się w oczy. Co innego w wypadku ludzi. Kiedy prze­gląda się listę ofiar ponie­sio­nych na prze­strzeni wie­ków, sta­jemy przed zja­wi­skiem bar­dzo zło­żo­nym. Są na niej jeńcy wojenni, nie­wol­nicy, dzieci i mło­dzież, są tam kalecy, wyrzutki spo­łeczne, jak grecki phar­ma­kos. W pew­nych spo­łecz­no­ściach jest nawet król9.

Ści­śle mówiąc, owe zabój­stwa nie mają dokład­nie tego samego cha­rak­teru co rytu­alne ofiary, kiedy to ofiara bywa skła­dana jako dzięk­czy­nie­nie za zwy­cię­stwo, czy dla uła­go­dze­nia roz­gnie­wa­nego bóstwa. Wspól­nym czyn­ni­kiem jest ufa­nie, że jakaś korzyść wynik­nie z takiej ofiary – czy to dla danej spo­łecz­no­ści, czy też dla wybit­nej jed­nostki. Kiedy zaś sama ofiara uwa­żana jest za Boga – nawet jeśli może ona być tylko kozłem ofiar­nym – wtedy mamy do czy­nie­nia z aktem rytu­alnej magii.

Nie jestem zawo­do­wym histo­ry­kiem, antro­po­lo­giem, etno­gra­fem czy reli­gio­znawcą, dla­tego chciał­bym, aby nie trak­to­wano tej książki jako dzieła nauko­wego. Zain­try­go­wany pew­nymi szcze­gó­łami etno­gra­ficz­nymi i histo­rycz­nymi odwie­dzi­łem wiele muzeów i sta­no­wisk arche­olo­gicz­nych na świe­cie. W książce Ofiary z ludzi nie usi­łuję wyja­śniać, dla­czego je skła­dano i tłu­ma­czyć, jak ważne to było dla danej spo­łecz­no­ści. Nie sta­ram się także ani uspra­wie­dli­wiać, ani oskar­żać ludów, które poświę­cały ludzi.

Nie mając zobo­wią­zań wobec kon­kret­nej dys­cy­pliny nauko­wej, sta­ra­łem się zapo­znać nie tylko z lite­ra­turą fachową, delek­tu­jąc się roz­le­głą per­spek­tywą tych nie­licz­nych, któ­rzy ośmie­lili się ją zary­so­wać. W ten spo­sób powstała kom­pi­la­cja popu­lar­no­nau­kowa stwo­rzona zgod­nie z myślą Michela de Mon­ta­igne’a: „Zebra­łem tylko bukiet kwia­tów, doda­jąc jedy­nie wstążkę, którą są prze­wią­zane”.

W książce tej nie cho­dzi o naszki­co­wa­nie abs­trak­cyj­nego sche­matu ofiary wystar­cza­jąco peł­nego, aby objąć wszyst­kie znane przy­padki – fakty są zbyt róż­no­rodne. Mogłem tylko pod­jąć próbę prze­śle­dze­nia okre­ślo­nych wypad­ków zabi­ja­nia ludzi, dosta­tecz­nie zło­żo­nych, aby uwzględ­nić wszyst­kie ważne momenty dra­matu, a zara­zem wystar­cza­jąco szcze­gó­łowo roz­po­znane, aby na ich pod­sta­wie nakre­ślić krót­kie cha­rak­te­ry­styki przo­du­ją­cych w tym pro­ce­de­rze ludów.

Świ­no­uj­ście 2012

Roz­dział I. Krwawe początki cywi­li­za­cji fara­onów

Roz­dział I

Krwawe początki cywi­li­za­cji fara­onów

Czło­wiek ni­gdy nie czyni zła tak sta­ran­nie i tak chęt­nie,jak wtedy, gdy działa z pobu­dek reli­gij­nych.

Bla­ise Pas­cal

Na całym świe­cie wie­rzono, że ofiary z ludzi przy­no­szą wymierne korzy­ści. Kraj nad Nilem nie nale­żał pod tym wzglę­dem do wyjąt­ków. Mor­do­wano, by zdo­być coś w świe­cie docze­snym, skła­da­nie ofiar miało zaś przy­nieść korzy­ści w zaświa­tach. Dowody na to znaj­du­jemy już na początku cywi­li­za­cji sta­ro­egip­skiej, która powstała w pół­nocno-wschod­niej Afryce nad dol­nym Nilem, rów­no­le­gle do mezo­po­tam­skiej, jako druga z pierw­szych cywi­li­za­cji Sta­rego Świata.

Zespoły kul­tur, które roz­wi­nęły się w Egip­cie w IV tysiąc­le­ciu p.n.e. miały ogromne zna­cze­nie dla powsta­nia tej cywi­li­za­cji. Były to kul­tury: Nagada (I, II, III) w Gór­nym Egip­cie i kul­tura dol­no­egip­ska. W okre­sie kul­tury Nagada II (Gerzea – w latach 3500–3200 p.n.e.) powsta­wały roz­le­głe cmen­ta­rzy­ska zło­żone z róż­no­rod­nych gro­bów (wystę­pują zarówno ubo­gie jamy ziemne, jak i gro­bowce z cegla­nymi komo­rami i malo­wi­dłami).

Ale wcze­śniej w okre­sie od 4900 do 2700 p.n.e. w rejo­nie Sudanu wykształ­ciła się kul­tura neo­litu char­tum­skiego, któ­rego wiele wzor­ców wyko­rzy­sty­wały inne kul­tury wystę­pu­jące nad Nilem. Cie­ka­wym zja­wi­skiem jest umiesz­cza­nie w gro­bach póź­no­ne­oli­tycz­nych pośród darów gro­bo­wych dru­giego pochówku bez żad­nego wypo­sa­że­nia. Sytu­acja taka zazwy­czaj widoczna jest w boga­tych gro­bach. Może to świad­czyć o tym, że pew­nej gru­pie spo­łecz­nej skła­dano w gro­bie ofiarę z dru­giej osoby. Pochówki takie znane są z cmen­ta­rzysk w Kadada i Kadruka10.

Przy­pusz­cza się nawet, że wcze­śni kró­lo­wie po 30 latach pano­wa­nia (lub gdy nie oka­zy­wali się – zda­niem kapła­nów – zdolni do spra­wo­wa­nia wła­dzy) byli rytu­al­nie zabi­jani. Praw­do­po­dob­nie jeden z takich wład­ców wyka­zał się na tyle siłą cha­rak­teru i auto­ry­te­tem, iż prze­rwał prak­ty­ko­wa­nie tego zwy­czaju, utrzy­mu­jąc się u wła­dzy aż do natu­ral­nej śmierci.

Zagad­nie­nie skła­da­nia ofiar z ludzi przez sta­ro­żyt­nych Egip­cjan nur­to­wała bada­czy od końca XIX wieku. Nasze wyobra­że­nia o schyłku epoki pre­dy­na­stycz­nej ule­gły zmia­nie w 1988 roku dzięki odkry­ciu naj­star­szego z kró­lew­skich gro­bów w Aby­dos, nale­żą­cego do gór­no­egip­skiego króla, któ­rego imię (wyra­żone ide­ogra­mem „Skor­pion”) jest naj­star­szym przy­kła­dem zasto­so­wa­nia hie­ro­gli­fów. Władca ten nie jest jed­nak toż­samy ze zna­nym już wcze­śniej kró­lem. Jak usta­lono w trak­cie dal­szych badań, pomię­dzy nimi pano­wało co naj­mniej czte­rech innych wład­ców (Nu-Hor, Hat-Hor, Iry-Hor, Ka) two­rzą­cych tak zwawną dyna­stię „O”11.

Fara­ona, podob­nie jak bogów, ota­czała aura magicz­nego oddzia­ły­wa­nia. Zbli­żać się do króla można było tylko w pro­ski­ne­zie, czyli – jak mówili Egip­cja­nie – „cału­jąc zie­mię”. Na przy­kład kapłan Raur w inskryp­cji na swoim gro­bowcu w Gizie zamie­ścił groźny dla sie­bie epi­zod, jaki się wyda­rzył za króla Nefe­rir­kare z V dyna­stii: otóż pod­czas cere­mo­nii kul­to­wej król przy­pad­kowo dotknął kapłana maczugą, po czym musiał uro­czy­ście oświad­czyć, że zda­rzyło się to nie­chcący, wobec czego nie należy wyrzą­dzać kapła­nowi żad­nej krzywdy12.

Wyko­pa­li­ska na wiel­kich cmen­ta­rzy­skach w Aby­dos, Naga­dzie i Sak­ka­rze dostar­czyły ogrom­nej ilo­ści infor­ma­cji na temat struk­tury spo­łecz­nej cywi­li­za­cji początku Okresu Dyna­stycz­nego. Impo­nu­jące gro­bowce wznie­sione przez pierw­szych wład­ców były oto­czone rów­nie wiel­kimi gro­bami ich rodzin oraz stron­ni­ków. Kró­lom przed­sta­wio­nym na pierw­szych zna­le­zi­skach, takich jak Maczuga Skor­piona i Paleta Narmera, zawsze towa­rzy­szą słu­dzy lub dwo­rza­nie, któ­rych obec­ność pod­kre­śla zna­cze­nie ich przy­wódcy, akcen­tu­jąc jed­no­cze­śnie ich wyż­szy sta­tus13.

W gro­bie nale­żą­cym do króla Aha zna­le­ziono sko­rupy kil­ku­dzie­się­ciu naczyń na wino, tro­chę narzę­dzi, biżu­te­rii, ślady pozo­sta­wio­nej w ofie­rze zmar­łemu żyw­no­ści. Obok gro­bowca Flin­ders Petrie odkrył 35 gro­bów pomoc­ni­czych, które nazwał Wiel­kim Cmen­ta­rzem Słu­żą­cych. W publi­ko­wa­nych pra­cach nie poświę­cił zbyt wiele miej­sca temu zagad­nie­niu, suge­ro­wał jed­nak, że zmarli zostali zło­żeni w ofie­rze14. Należy pamię­tać, że boskie prze­trwa­nie króla sta­wało się gwa­ran­cją prze­trwa­nia jego nie­mal całego oto­cze­nia.

Stąd wszy­scy sta­rali się roz­mie­ścić swoje gro­bowce (z wyglądu i pod wzglę­dem struk­tury wyraź­nie różne od grobu samego władcy) jak naj­bli­żej pira­midy – miej­sca, w któ­rym boska natura króla osią­gała wymiar uni­wer­salny. Pozwa­lało to władcy na­dal zaj­mo­wać się bytem tych, któ­rzy dzięki poło­że­niu swo­ich gro­bów wciąż pozo­sta­wali bli­sko niego, two­rząc jego „wieczną” spo­łecz­ność.

Sta­tus kró­lew­ski miał szcze­gólne zna­cze­nie nawet po śmierci. Osta­tecz­nym przezna­cze­niem zwy­kłych śmier­tel­ni­ków był ziem­ski padół – dla króla jed­nak były to nie­biosa: „ludzie cho­wają się, bogo­wie [nato­miast] odla­tują”. Umie­ra­jąc, król sta­wał się Ozy­ry­sem – arche­ty­picz­nym „umar­łym bogiem” – i jako taki par­ty­cy­po­wał w swoim zmar­twych­wsta­niu. To świe­tlane przezna­cze­nie zapew­niały mu odpo­wied­nie rytu­ały, zare­zer­wo­wane wyłącz­nie dla kró­lów.

Jedy­nym zespo­łem pogrze­bo­wym zna­nym w cza­sach Petriego był Schu­net el-Zebib, zbu­do­wany 4600 lat temu przez króla II dyna­stii, nie­ja­kiego Cha­se­chemwy. Dwóch współ­pra­cow­ni­ków Petriego odkryło zespół gro­bowy z cza­sów II dyna­stii, zbu­do­wany przez fara­ona Perib­sena, a sam Petrie wró­cił do Aby­dos w latach 20. XX wieku, aby odko­pać setki gro­bów pomoc­ni­czych usy­tu­owa­nych wokół trzech zespo­łów nale­żą­cych do wład­ców I dyna­stii.

W 1991 roku natra­fiono tam na nie­zwy­kłą flotę czter­na­stu drew­nia­nych łodzi, które spo­czy­wały w pobliżu zespołu kultu pośmiert­nego nie­zna­nego władcy. Mie­rzyły około 27 metrów dłu­go­ści. Sądząc po pre­cy­zji wyko­na­nia, budo­wali je fachowcy, a jed­nostki w chwili zako­py­wa­nia były sprawne i gotowe do uży­cia. Oka­zało się, że są to naj­star­sze zacho­wane łodzie wyko­nane z drew­nia­nych desek (w odróż­nie­niu od łodzi z wią­zek trzcin czy wydrą­żo­nych w pniach).

W 2002 roku doko­nano kolej­nego odkry­cia – o czym donosi John Galvin − odko­pano cały okręg. Po zewnętrz­nej stro­nie muru po odsło­nię­ciu pod­łogi arche­olo­dzy zna­leźli w naj­bliż­szym oto­cze­niu sześć innych gro­bów. W trzech znaj­do­wały się zwłoki kobiet, w jed­nym – mło­dego męż­czy­zny, a w kolej­nym cztero- lub pię­cio­let­niego dziecka, wypo­sa­żo­nego w 25 pięk­nych bran­so­le­tek z kości sło­nio­wej zdo­bio­nych pacior­kami z lapis-lazuli. Szó­sty grób cze­kał na zba­da­nie.

Ofiary odnaj­dy­wane w pre­dy­na­stycz­nych gro­bow­cach egip­skich dowo­dzą, że nie­zwy­kli miesz­kańcy tego kraju wie­rzyli w życie po śmierci, a upo­rczywe alu­zje do „życia wiecz­nego” i nie­śmier­tel­no­ści, jakie znaj­du­jemy w tek­stach ze wszyst­kich okre­sów poka­zują, iż wiara w zmar­twych­wsta­nie była powszechna. Wystar­czą dwa lub trzy frag­menty, by się prze­ko­nać o jej sile.

Odbi­ciem owej mocy może być nastę­pu­jący frag­ment, w któ­rym zwra­cano się do króla: „On żyje! Unis żyje! On nie jest mar­twy, Unis nie jest mar­twy. On nie został osą­dzony, Unis nie został osą­dzony! On sądzi, to Unis sądzi!” W postaci „Prze­by­wa­ją­cego w Orio­nie” – raz jesteś w nie­bie, raz jesteś na ziemi. Ozy­ry­sie, obróć swą twarz, abyś mógł widzieć Unisa, twoje nasie­nie, które wyszło z cie­bie, toż­same. On żyje! Unis żyje! On nie jest mar­twy, Unis nie jest mar­twy”. To, że życie poza­gro­bowe utoż­sa­mia się z życiem wiecz­nym, udo­wad­nia inny frag­ment: „Służą mu [Uni­sowi] tysiące. Setki mu ofia­ro­wują. Orion, ojciec bogów, wydał dlań edykt jako dla Wiel­kiej Wła­dzy. Unis znów się uka­zał w nie­bie”15.

Skła­da­nie ofiar z ludzi było zgodne z ówcze­sną wiarą Egip­cjan w życie poza­gro­bowe. By utrzy­mać swoją pozy­cję na tam­tym świe­cie, król musiał mieć liczną świtę. W znaj­du­ją­cym się w okręgu fune­ral­nym w Aby­dos, w trój­ko­mo­ro­wym gro­bowcu Aha, natra­fiono na zestaw roz­ma­itych dóbr zapew­nia­ją­cych dostatni byt w życiu wiecz­nym. Były tu połcie woło­winy, świeżo wypa­tro­szone ptac­two wodne, bochny chleba, sery, suszone figi, dzbany piwa i kil­ka­dzie­siąt naczyń z winem, wszyst­kie opie­czę­to­wane kró­lew­skim zna­kiem Aha. Obok gro­bowca roz­miesz­czono w trzech rzę­dach ponad 30 gro­bów16.

Przy­wo­dzi to na myśl obraz z cmen­ta­rzy­ska T w Nagada, gdzie w gro­bie T5 zło­żono szczątki kilku zmar­łych, praw­do­po­dob­nie wodza i jego świty. Grób nr 4 w Hie­ra­kon­po­lis, rów­nież dato­wany na okres Nagada, zawiera ślady tego samego rytu­ału. W nie­wiel­kiej jamie znaj­do­wał się prze­mie­szany szkie­let 25-let­niego męż­czy­zny. Czaszkę poło­żono na kościach dłu­gich, owi­nię­tych lnianą tka­niną. Wielu kości bra­ko­wało, mię­dzy innymi krę­go­słupa, a na tych, które oca­lały, wid­nieją wyraźne nacię­cia i zadra­pa­nia. Przy­pusz­cza się, że zmarły był ofiarą zło­żoną w trak­cie budowy któ­re­goś z sąsied­nich gro­bów17.

Stan i uło­że­nie zwłok nie daje stu­pro­cen­to­wej pew­no­ści, czy byli to ludzie, któ­rzy zmarli śmier­cią natu­ralną, czy tylko dostą­pili zaszczytu bycia pocho­wa­nym w pobliżu władcy. Zda­niem nie­któ­rych bada­czy, nie ma wąt­pli­wo­ści co do ich rytu­al­nego pochówku, na co wska­zuje spo­sób, w jaki zostały skon­stru­owane gro­bowce: mają wspólne ściany i są bar­dzo głę­bo­kie – musiały powstać w tym samym cza­sie.

Na tere­nie ota­cza­ją­cym gro­bowce pierw­szych wład­ców Egiptu odkryto ponad tysiąc gro­bów – są iden­tyczne w kształ­cie, a bada­nia szkie­le­tów wyka­zały, że żaden ze zmar­łych nie prze­kro­czył 25 roku życia. Nawet jak na tak zamierz­chłe czasy, ćwierć wieku to tro­chę za wcze­śnie, by z przy­czyn natu­ral­nych zejść z tego padołu. We wszyst­kich wypad­kach zna­le­ziono dowody na rytu­alną śmierć pocho­wa­nych tu ludzi. Groby dwo­rzan Aha po wyko­pa­niu wyło­żono cegłami i zada­szono drew­nia­nym pokry­ciem, na wierz­chu zaś poło­żono cegły mułowe.

Pod­łoga z zaprawy wapien­nej cią­gnie się od okręgu ponad tymi cegla­nymi czo­pami, pie­czę­tu­jąc wszyst­kie groby. W pod­ło­dze nie ma śla­dów łącze­nia. To ozna­cza, że ciała zmar­łych pocho­wano w owych sze­ściu gro­bach po jed­nej i tej samej cere­mo­nii. Trudno uwie­rzyć, że 41 osób – 6 wewnątrz okręgu Aha oraz 35 przy samym gro­bie – umarło bez niczy­jego udziału dokład­nie w tym samym momen­cie. Oczy­wi­ście, ist­nieje moż­li­wość, że umie­rali z przy­czyn natu­ral­nych, a ich ciała z jakie­goś powodu prze­cho­wy­wano, aby w końcu pocho­wać wszyst­kie razem18.

Bada­nia wyko­pa­li­skowe wcze­sno­dy­na­stycz­nych gro­bów kró­lew­skich – nie do końca jesz­cze ziden­ty­fi­ko­wa­nych – suge­rują, że każdy król miał dwa groby: rze­czy­wi­ste miej­sce pochówku na nekro­poli w Sak­ka­rze i ceno­taf na sta­ro­żyt­nej nekro­poli w Aby­dos. Piel­grzymi gro­ma­dzili się tam milio­nami, szu­ka­jąc Ozy­rysa, władcy świata zmar­łych. Skła­dane w ofie­rze naczy­nia z gliny na zawsze zabar­wiały na czer­wono tę część pustyni.

Dla­czego sta­ro­żytni Egip­cja­nie wybrali Aby­dos, a nie wiel­kie pira­midy, aby odda­wać cześć wiel­kiemu bogu? Zasta­na­wia­jące jest, co łączyło okręgi gro­bowe z poło­żo­nymi dwa kilo­me­try w głąb pustyni gro­bow­cami? Odpo­wiedź może być klu­czem dla zro­zu­mie­nia wyjąt­ko­wego zna­cze­nia Aby­dos. Znaj­du­jący się obec­nie w Tury­nie papi­rus potwier­dza, że Egip­cja­nie wie­rzyli, iż przed poja­wie­niem się ludzi Egip­tem bez­po­śred­nio wła­dali bogo­wie. Zgod­nie z tym co podaje rzym­ski histo­ryk Plu­tarch, Ozy­rys był jed­nym z wiel­kich wład­ców Egiptu, a jego szcze­gólną zasługą było stwo­rze­nie w doli­nie Nilu rol­nic­twa.

Dla­tego w póź­niej­szych okre­sach wzrost zna­cze­nia Aby­dos tłu­ma­czono fak­tem, że znaj­do­wał się tam grób Ozy­rysa. Za rzą­dów Ram­ze­sów na pustyni poza Aby­dos kapłani doko­nali odkry­cia gro­bow­ców kró­lów Egiptu pierw­szych dwóch dyna­stii. Kapłani wie­dzieli, że miej­sca pochówku są bar­dzo stare i nie­któ­rzy iden­ty­fi­ko­wali jeden z tych gro­bow­ców z miej­scem spo­czynku samego boga śmierci.

Ponie­waż utoż­sa­miono zmar­łego z Ozy­ry­sem, to natu­ral­nie będzie on szu­kał miej­sca spo­czynku tego boga, tak więc w Tek­ście Pepi czy­tamy: „Żeglo­wa­łeś w górę rzeki do Nomu Thi­nis, żeglo­wa­łeś wokół Aby­dos. Otwo­rzy­łeś drzwi w nie­bie na hory­zon­cie, bogo­wie cie­szą się na spo­tka­nie z tobą. Wcią­gnęli cię do nieba z twoją duszą i jesteś wśród nich obda­rzony duszą. Poja­wiasz się na nie­bie jako Horus z łona nieba, w tej two­jej postaci, która wyło­niła się z ust Re, jako Horus, Wódz (lub Pierw­szy) z Duchów”.

Frag­ment ten ma istotne zna­cze­nie, gdyż dowo­dzi, że drzwi otwo­rzone do nieba znaj­do­wały się w Aby­dos, że bogo­wie witali zmar­łego, gdy przez nie prze­szedł, że dali mu moc duszy i że potem poja­wił się on jako nowo naro­dzony z łona nieba pod posta­cią Horusa, Horusa Wodza Duchów. Takie poglądy na temat Aby­dos pano­wały za cza­sów V dyna­stii i nie ma potrzeby zasta­na­wiać się na tym, dla­czego każdy dobrze uro­dzony Egip­cja­nin chciał być tam pocho­wany. Wyja­śniają one też zna­cze­nie mia­sta dla wszyst­kich Egip­cjan.

Ści­sły zwią­zek z wie­rze­niami reli­gij­nymi, takimi jak zmar­twych­wsta­nie, ma mumi­fi­ka­cja, a mit Ozy­rysa zdaje się być odbi­ciem rze­czy­wi­stych prak­tyk. Od naj­wcze­śniej­szych cza­sów Egip­cja­nie łączyli zwy­czaj owi­ja­nia ciała z pro­ce­sem przy­wra­ca­nia zmar­łego do życia w następ­nym świe­cie. Dzięki wyko­pa­li­skom wiemy też, że w cza­sach pre­dy­na­stycz­nych w nie­któ­rych miej­scach pochówku skła­dano kom­pletne zwłoki, choć nie­kiedy głowa – po uprzed­nim oddzie­le­niu i wypeł­nie­niu won­nymi korze­niami oraz zio­łami – była ponow­nie przy­twier­dzana do krę­gów szyj­nych. W Księ­dze Umar­łych czy­tamy: „Jestem Księ­ciem, synem księ­cia, któ­remu głowa została zwró­cona po uprzed­nim odcię­ciu”.

For­muła ta – znana rów­nież z Tek­stów Pira­mid – prze­trwała nawet po zanie­cha­niu czyn­no­ści oddzie­la­nia głów od kor­pu­sów. W tak zwa­nym gro­bie T5 w Nagada nie stwier­dzono żad­nych śla­dów rabunku, a mimo to kości ludz­kie tam spo­czy­wa­jące zostały prze­mie­szane przed osta­tecz­nym zamknię­ciem grobu. Wszyst­kie kości leżały na pod­ło­dze, two­rząc bez­ładny stos. Inne szczątki poroz­rzu­cano w róż­nych miej­scach grobu. Wszyst­kie miały odła­mane końce. Na środku leżało obok sie­bie pięć cza­szek, a szó­stą poło­żono na cegle w połu­dnio­wym krańcu19.

Naukowcy przy­pusz­czali, że w przy­padku grobu T5 mamy do czy­nie­nia albo z wie­lo­krot­nym pochów­kiem, albo z oby­cza­jem skła­da­nia ofiar z ludzi. Pro­blem w tym, że gro­bo­wiec nie nosi śla­dów kil­ka­krot­nego otwie­ra­nia, a także żaden ze szkie­le­tów nie spo­czywa w pozy­cji wska­zu­ją­cej na kla­syczny pochó­wek wie­lo­krotny. Praw­do­po­dob­nie więc grób ten jest naj­star­szym zacho­wa­nym świa­dec­twem zło­że­nia w nim szcząt­ków wodza i jego świty.

Łatwiej zro­zu­mieć sens takiego postę­po­wa­nia, mając na wzglę­dzie frag­ment Tek­stu Pepi I, gdzie wzywa się bogów, „by zebrali kości Pepi i by połą­czyli jego ciało [tak, by] Pepi mógł sie­dzieć w swoim domu, [by] nie cier­piał zepsu­cia, by nie został znisz­czony, by nie dostał się do nie­woli”. W innym miej­scu czy­tamy: „Pepi zebrał swoje kości, połą­czył swoje ciało. Jako że zmar­łego iden­ty­fi­ko­wano z Ozy­ry­sem, to z powyż­szych frag­men­tów wynika wyraź­nie, że odci­nano głowę Ozy­rysa, jego ciało dzie­lono na czę­ści, wnętrz­no­ści oddzie­lano od reszty, a kości roz­rzu­cano.

Znany jest też fakt, jak kon­klu­duje Ernest Alfred Wal­lis Budge w książce Ozy­rys. Sym­bo­lika przej­ścia na drugą stronę, że potem łączono jego głowę, kości, narządy, budo­wano na nowo całe ciało i przy­wra­cano do życia. To wła­śnie w Aby­dos – zgod­nie z tym, co głosi tra­dy­cja – Izyda odna­la­zła i pogrze­bała głowę Ozy­rysa; według innej wer­sji mitu, miało tu być pocho­wane całe ciało boga z wyjąt­kiem, rzecz jasna, członka.

W Egip­cie wraz ze śmier­cią pierw­szego króla Aha nie koń­czyło się jego pano­wa­nie, i w zaświa­tach rów­nież będzie potrze­bo­wał świty, któ­rej człon­ko­wie tym chęt­niej odda­wali swoje życie, ponie­waż wie­rzyli, że tylko władca tra­fia po śmierci do raju. Towa­rzy­szący mu wierni słu­dzy rów­nież mogą liczyć na ten przy­wi­lej. W nagrodę żyli wiecz­nie. Wie­rzono też, że gwa­ran­cją wiecz­nego życia jest śmierć zadana ostrzem z brązu.

Salima Ikram z Ame­ry­kań­skiego Uni­wer­sy­tetu w Kairze utrzy­muje, że ile­kroć arche­olo­dzy znajdą wokół gro­bowca mniej­sze groby, zakła­dają, że spo­czy­wają w nich ofiary rytu­ałów. Dowody nie są jed­no­znaczne. Na ich trop napro­wa­dziło malo­wi­dło z cza­sów króla Acha, na któ­rym – zda­niem nie­któ­rych arche­olo­gów – wid­nieje scena pod­ci­na­nia gar­dła. Rze­czy­wi­ście, na krę­gach szyj­nych wielu szkie­le­tów wid­nieją ślady nacię­cia.

Ponadto Nancy Lovell, antro­po­log z Uni­wer­sy­tetu Alberty, przyj­rzała się czasz­kom z grobu Aha i zaob­ser­wo­wała zna­czące plamy po wewnętrz­nej stro­nie zębów ofiar, co może świad­czyć o tym, że przy­czyną zgonu było udu­sze­nie. W wypadku takiej śmierci rosnące ciśnie­nie krwi może dopro­wa­dzić do pęka­nia krwi­nek, co w efek­cie plami zębinę, czyli część zęba znaj­du­jącą się tuż pod szkli­wem20.

Według zacho­wa­nych źró­deł, po śmierci króla Dżera, który pano­wał w Egip­cie około 2900 roku p.n.e., zabito aż 580 osób, aby mogły mu towa­rzy­szyć na tam­tym świe­cie. Kró­lowa z I dyna­stii, Mer­neit, została pocho­wana wraz ze swą świtą zło­żoną z 41 męż­czyzn i 77 kobiet. Król Uadżi, rów­nież z I dyna­stii, zabrał ze sobą 335 dusz domow­ni­ków21.

Na tere­nie nekro­po­lii kró­lew­skiej, która została odkryta pod koniec XIX wieku znaj­duje się gro­bo­wiec króla Dena panu­ją­cego około 2900 roku p.n.e. – to naj­więk­szy z gro­bow­ców z cza­sów I dyna­stii i naj­bar­dziej inte­re­su­jący. Kró­lew­ski okręg gro­bowy w Um El Ga’ab ota­czają trzy kręgi. W jego mniej­szych kom­na­tach cho­wano praw­do­po­dob­nie kobiety i psy, a w więk­szych męż­czyzn.

Słu­dzy leżeli w małych osob­nych gro­bach sku­pio­nych wokół monar­chy. Gdy umac­niało się scen­tra­li­zo­wane pań­stwo fara­onów, a groby kró­lew­skie powięk­szały swe roz­miary i prze­pych, w ich zasięg włą­czano groby wyso­kich urzęd­ni­ków i przy­wód­ców, by two­rzyć rodzaj dworu czy też pań­stwa umar­łych w hie­rar­chicz­nej bli­sko­ści. Grób sate­licki stał się w rów­nej mie­rze reli­gijną koniecz­no­ścią, jak i przy­wi­le­jem spo­łecz­nym.

Gdy znaj­duje się zwłoki zmar­łych z pierw­szych dyna­stii, na pierw­szy rzut oka nie widać na nich żad­nych oznak prze­mocy. Czy zostali otruci? Czy po pro­stu umarli z przy­czyn natu­ral­nych i przy­łą­czano ich zastęp­czo do kró­lew­skiej świty? Rytu­alne ofiary z ludzi nie­wąt­pli­wie miały miej­sce we współ­cze­snej Azji, jak świad­czy o tym histo­ria Abra­hama, która poka­zuje, że jesz­cze na początku II tysiąc­le­cia p.n.e było to wciąż praw­do­po­dobne.

Moż­liwe też, że słu­dzy podą­żali za swym panem dobro­wol­nie. Podobny zwy­czaj spo­ty­kamy w sta­ro­żyt­nym Ur – wcze­sno­su­me­ryj­skiej metro­po­lii, gdzie zna­le­ziono ponad tysiąc osiem­set gro­bów. W więk­szo­ści mogił odkryto szczątki zwy­kłych męż­czyzn i kobiet. Tak zwane groby kró­lew­skie nie były zwy­kłymi mogi­łami, lecz praw­dzi­wymi gro­bow­cami; skle­pie­nia i kopuły tych budowli wzno­siły się ponad cegla­nymi, pod­ziem­nymi komo­rami, w któ­rych skła­dano ciała zmar­łych.

Groby, o któ­rych tu mowa, datuje się – zależ­nie od tego, który z sys­te­mów chro­no­lo­gicz­nych się przyj­mie dla III tysiąc­le­cia – z okresu mię­dzy rokiem 2700 a 2500 p.n.e. Król Sume­rów spo­czy­wał oto­czony zesta­wem nie­zwy­kłych i bez­cen­nych skar­bów. Leonard Wool­ley, który doko­nał tego odkry­cia w 1922 roku, tak opi­sy­wał maka­bryczną sce­ne­rię w jed­nym z gro­bów:

Grze­ba­niu kró­lów towa­rzy­szyło skła­da­nie licz­nych ofiar z ludzi. Dno grobu usłane było cia­łami kobiet i męż­czyzn, któ­rzy, jak się zdaje, zostali tu przy­pro­wa­dzeni i zamor­do­wani. W jed­nym z gro­bów żoł­nie­rze kró­lew­skiej gwar­dii w mie­dzia­nych heł­mach, uzbro­jeni we włócz­nie, leżeli u pod­nóża stro­mej rampy, pro­wa­dzą­cej w głąb komory. Na końcu pomiesz­cze­nia znaj­do­wały się szczątki dzie­wię­ciu dam dworu w mister­nych, zło­tych dia­de­mach. Naprze­ciw wej­ścia stały dwa cięż­kie, czte­ro­ko­łowe wozy zaprzę­żone w trzy woły. Na wozach leżały kości woź­ni­ców, a szczątki sta­jen­nych zna­le­ziono przy gło­wach zwie­rząt22.

W odpo­wied­nim momen­cie grupa ludzi, prze­waż­nie kobiet, nie­któ­rzy nio­sąc stru­nowe instru­menty muzyczne, wcho­dziła do dołu. Potem pochy­łym przej­ściem wpro­wa­dzano tyłem do gro­bowca, zaprzę­żone w woły lub osły, obrzę­dowe wozy: przy­pusz­czal­nie znaj­do­wały się w nich zwłoki głów­nego nie­bosz­czyka oraz wypo­sa­że­nie i ozdoby dla gro­bowca. Wiele danych prze­ma­wia za hipo­tezą – choć nie ma na to kon­kret­nych dowo­dów – że pod­czas gdy skła­dano do grobu zwłoki głów­nej mają­cej w nim spo­cząć osoby, w samym gro­bowcu lub na nie­za­ję­tej nim pozo­sta­łej czę­ści wyko­pa­nego dołu odby­wała się jakaś cere­mo­nia, któ­rej towa­rzy­szyła muzyka23.

Wbrew obie­go­wej opi­nii, że służba dobro­wol­nie poświę­cała swoje życie, nie jest to prawdą. Zda­niem Sarah Col­lins, kura­tor Bri­tish Museum, po tylu latach trudno bowiem odczy­tać cokol­wiek pew­nego ze szkie­le­tów. Naukowcy z Uni­ver­sity of Pen­n­sy­lva­nia zba­dali szczątki naj­no­wo­cze­śniej­szym sprzę­tem słu­żą­cym do obra­zo­wa­nia mózgu i twier­dzą, że roz­wi­kłali zagadkę ich śmierci. Dr Richard L. Zet­tler podaje, że odna­le­ziono ślady po ude­rze­niach w głowę tępym narzę­dziem.

Przy­pusz­cza się, że część osób obec­nych w dole lub pro­wa­dzą­cym do niego kory­ta­rzu otrzy­my­wała mały kubek z gliny, kamie­nia lub metalu i z wiel­kiej czary nabie­rała nim tru­jący płyn. Ich zwłoki leżały w rów­nych sze­re­gach i nawet deli­katne nakry­cia głów kobiet zacho­wały swój sta­ranny układ. Może to dowo­dzić, że mimo wszystko ludzie ci umie­rali w atmos­fe­rze spo­koju i że ich ciał nie trzeba było po śmierci nawet odpo­wied­nio ukła­dać.

Ze wzmia­nek w listach, a także z tek­stów reli­gij­nych wiemy coś nie­coś o obrzę­dach pogrze­bo­wych w Mezo­po­ta­mii w znacz­nie póź­niej­szym okre­sie, a mia­no­wi­cie w Asy­rii w I tysiąc­le­ciu p.n.e. O obrzę­dach tych wspo­mina epi­stoła, która zacho­wała się nie­stety w sta­nie uszko­dzo­nym, dla­tego może być, w nie­któ­rych szcze­gó­łach, w różny spo­sób inter­pre­to­wana. Naj­istot­niej­szy frag­ment tego listu brzmi: „Wybu­do­wa­li­śmy gro­bo­wiec. On i jego pani pałacu zostali nale­ży­cie przy­go­to­wani i uło­żeni… Pogrze­bano ich i odpra­wiono nad nimi lamen­ta­cję”.

Można by uwa­żać, że wzmianka o „pani pałacu”, która rów­nież ponio­sła śmierć, potwier­dza teo­rię, że jesz­cze i w pierw­szym tysiąc­le­ciu przed naszą erą zda­rzały się przy­padki, gdy pewne bli­skie kró­lowi osoby towa­rzy­szyły mu w chwili śmierci. List jed­nak by­naj­mniej nie musi być wła­śnie tak rozu­miany, gdyż dla śmierci „pani pałacu” można zna­leźć nie­jedno inne wyja­śnie­nie.

W Ur postać kobieca, ziden­ty­fi­ko­wana jako kró­lowa Puabi, zaj­mo­wała oddzielny grób tuż obok swo­jego mał­żonka. Arche­olo­dzy nie dowie­dzieli się, kim był, ale pomię­dzy nimi znaj­do­wało się coś, w czym odkryto szczątki uczest­ni­ków orszaku pogrze­bo­wego. Wół, który pod­czas cere­mo­nii cią­gnął wóz zmar­łego króla, obsy­pa­nego zło­tymi wspa­nia­ło­ściami, został naj­wi­docz­niej zło­żony jako część ofiary. Ten okrutny los spo­tkał nie tylko nie­winne zwie­rzę, ale rów­nież jego woź­ni­ców i sta­jen­nych, wojow­ni­ków ze straży hono­ro­wej i towa­rzy­szące orsza­kowi kobiety. Wokół ich szcząt­ków odkryto czarki, z któ­rych być może dobro­wol­nie wypili tru­ci­znę.

Po samo­bój­stwie ludzi obec­nych w gro­bowcu zarzy­nano zwie­rzęta zaprzę­żone do wozów; padały one na ciała mar­twych już woź­ni­ców, gdzie zna­lazł je Wool­ley. Następ­nie dół i znaj­du­jące się w nim zwłoki zasy­pano wyko­paną uprzed­nio zie­mią. Kiedy szyb gro­bowy był już nią wypeł­niony do okre­ślo­nego poziomu, urzą­dzano dal­sze liba­cje ofiarne wraz z posił­kiem obrzę­do­wym; jego ślady opi­sane przez Wool­leya bar­dzo przy­po­mi­nają posi­łek grze­balny za zmar­łych, znany rów­nież z innych rejo­nów sta­ro­żyt­nego Bli­skiego Wschodu.

Groby te świad­czą o nie­zwy­kłym bogac­twie i nie­ogra­ni­czo­nej wła­dzy kró­lów Ur. W jed­nym z nich, który Wool­ley nazwał „szy­bem śmierci”, w zwar­tym szyku leżało 68 kobiet i 6 męż­czyzn z orszaku, a ich szczątki wciąż miały na sobie dwor­skie klej­noty. Podobne pochówki odsło­nięte w innych mezo­po­tam­skich mia­stach-pań­stwach z tego samego okresu, gorzej zacho­wane i splą­dro­wane dowo­dzą jed­nak tego, że Ur nie było wyjąt­kiem. Te dowody bogac­twa i wła­dzy, być może nie­zbędne dla umoc­nie­nia jed­no­ści i dobro­bytu kró­le­stwa, z pew­no­ścią pomo­gły odróż­nić człon­ków rodziny kró­lew­skiej z Ur od zwy­kłego ludu24.

Z pew­no­ścią ist­niały prost­sze spo­soby pozby­cia się nad­miaru jeń­ców, ale wido­wi­skowe rze­zie słu­żyły spe­cy­ficz­nemu celowi. Bez względu na to, co odczu­wali widzo­wie – prze­ra­że­nie czy reli­gijną grozę – ofiara z ludzi dowo­dziła wła­dzy przy­wód­ców, kapła­nów i kró­lów nad życiem i śmier­cią jed­no­stek. Na pew­nym eta­pie pre­hi­sto­rii pokaz mocy zbroj­nej stał się jed­nym z naj­waż­niej­szych atry­bu­tów kró­lew­sko­ści. Monar­cho­wie Egiptu i Mezo­po­ta­mii szczy­cili się na pomni­kach i tablicz­kach „wyczy­nami takimi, jak oka­le­cza­nie, tor­tu­ro­wa­nie i zabi­ja­nie wła­snymi rękami co sza­cow­niej­szych jeń­ców”25.

Jesz­cze zanim można było się o tym dowie­dzieć z rela­cji pisa­nych, byki utoż­sa­miano z osobą króla. Wiele spo­śród ozdob­nych palet łup­ko­wych z okresu zjed­no­cze­nia przed­sta­wia władcę jako byka, a nie­które gro­bowce urzęd­ni­ków pierw­szych kró­lów w Sak­ka­rze ozdo­bione są rogami byków. Zwie­rzęta te były uoso­bie­niem odwagi, męstwa, walecz­no­ści, siły i męsko­ści. Uwa­żano je za tak zawzię­tych wojow­ni­ków, że króla czę­sto por­tre­to­wano w chwili, gdy je zabi­jał, co miało pod­kre­ślić potęgę jego maje­statu (choć zda­rzało się, że dla bez­pie­czeń­stwa zwie­rzę było trzy­mane przez sługi).

Nie ma abso­lut­nej pew­no­ści, od kiedy należy dato­wać począ­tek tego kultu – praw­do­po­dob­nie przy­pada on na czas rzą­dów I dyna­stii, jeśli nie wcze­śniej. Najwcze­śniejsze nie­na­ru­szone przez rabu­siów miej­sce pochówku Apisa pocho­dzi z okresu rzą­dów Horem­heba (1328–1298 p.n.e.). W wyniku prze­pro­wa­dzo­nych poszu­ki­wań pod pod­łogą komory gro­bo­wej odna­le­ziono 12 wiel­kich, pro­stych gli­nia­nych naczyń kry­ją­cych w swoim wnę­trzu pro­chy i spa­lone kości. Podobne naczy­nia depo­zyty zna­le­ziono w kilku innych gro­bow­cach Apisa. Pewne świa­dec­twa wska­zują na to, że w okre­sie Nowego Pań­stwa ciało byka było opra­wiane, a mięso przy­rzą­dzane i spo­ży­wane przez fara­ona i kapła­nów.

Jedno jest pewne – nawet jeżeli się to zda­rzało, to prak­tykę tę porzu­cono, a kolejne byki Apisy mumi­fi­ko­wano już w cało­ści. Innych świę­tych stwo­rzeń nie zja­dano. Dale­kim echem tych maka­brycz­nych zwy­cza­jów w życiu reli­gij­nym histo­rycz­nych Egip­cjan może być rela­cja o roz­człon­ko­wa­niu ciała Ozy­rysa oraz opis zja­da­nia bogów przez króla, zawarty w Tek­stach Pira­mid:

Unis jest Bykiem Nieba, który posta­no­wił w swoim sercu, by kar­mić się osobą każ­dego z bogów, który je ich wnętrz­no­ści, tych któ­rzy pocho­dzą z Wyspy Ognia, z ich brzu­chami, peł­nymi magicz­nych uro­ków. Unis jest dobrze wypo­sa­żony przez tego, który wchło­nął jego duchy. Unis uka­zał się jako Wielki, władca tych, któ­rzy są pod ręką. On usią­dzie, zaś jego plecy [zwró­cone będą] ku Gebowi. Oto Unis, ten który sądzi z „Tym, Czyje Imię Jest Skryte” w dniu, kiedy star­szy czło­wiek jest poświę­cany. Unis to władca ofiar, zawią­zu­jący powróz, sam przy­go­to­wu­jący swój posi­łek. Unis to ten, który będzie jeść ludzi, ten, który odży­wia się bogami […]. Zaprawdę, Chonsu mor­derca panów, ten, który skręca ich szyje (pod­rzyna im gar­dła) dla Unisa i wyj­muje dla niego [Unisa] to, co znaj­duje się w ich brzu­chach. On jest posłań­cem, któ­rego on posyła chło­stać. Naprawdę, to Szesmu tnie ich dla Unisa, gotuje z nich posi­łek dla niego w naczy­niach kuchen­nych, w któ­rych przy­go­to­wuje się kola­cję. Unis jest tym, który je ich magię, który połyka ich duchy. Ich wielcy są prze­zna­czeni na jego [Unisa] śnia­da­nie. Ich średni na jego kola­cję, ich mali na jego nocny posi­łek.

Dla czę­ści naukow­ców koron­nym argu­men­tem prze­ciwko kani­ba­li­zmowi był brak jakich­kol­wiek śla­dów osma­le­nia kości w ogniu. Jed­nak w zary­sie dzie­jów egip­skiej reli­gii nie można pomi­nąć zna­le­zi­ska z cmen­ta­rzy­ska w Bal­las, gdzie odkryto ślady roz­człon­ko­wa­nia zwłok, a nawet roz­łu­py­wa­nia kości dłu­gich celem wydo­by­cia z nich szpiku. Oka­le­cze­nie, udu­sze­nie, roz­człon­ko­wa­nie – ofiary z ludzi miały zado­wo­lić nie tylko bogów, były rów­nież prze­ja­wem wła­dzy, ponie­waż prze­lana krew prze­kła­dała się na bogac­two i wpływy. Ude­rza­jące jest pra­gnie­nie egip­skiej pary kró­lew­skiej, by „zacho­wać swój dotych­cza­sowy wize­ru­nek” także w dru­gim życiu; zja­wiali się w nim w oto­cze­niu tej samej świty, jakiej wyma­gała ich pozy­cja w docze­sno­ści. W innych okre­sach pewne cywi­li­za­cje zna­la­zły mniej okrutny spo­sób na speł­nie­nie tego wymogu. Egip­cja­nie byli ludźmi nad­zwy­czaj prak­tycz­nymi i doszli do wnio­sku, że pozba­wia­nie nowego króla doświad­cze­nia oraz umie­jęt­no­ści rze­mieśl­ni­ków i urzęd­ni­ków słu­żą­cych jego poprzed­ni­kowi nie ma więk­szego sensu.

Czy ten hie­ro­glif przed­sta­wia ofiarę z ludzi?

Moż­liwe jest, że śmierć nastę­po­wała z przy­czyn natu­ral­nych, a ciała prze­cho­wy­wano aż do nie­unik­nio­nego odej­ścia króla. Tak uho­no­ro­wani słu­dzy osią­gali nie­śmier­tel­ność, któ­rej nie dostą­piła więk­szość ich roda­ków. Z pro­stych nagrob­ków ozna­cza­ją­cych miej­sce wielu dodat­ko­wych pochów­ków wywnio­sko­wać można, że tylko urzęd­ni­ków niż­szych rang wybie­rano, aby towa­rzy­szyli zmar­łemu kró­lowi. Ich bar­dziej zasobni i wpły­wowi zwierzch­nicy mieli swoje groby, tym czę­ściej nie­które z nich ota­czano pochów­kami ich wła­snej służby26.

Następca Aha, Dżer, hoł­do­wał jesz­cze tra­dy­cji – przy okręgu gro­bo­wym tego władcy zlo­ka­li­zo­wano 269 gro­bów. Za to Ka’a, ostatni z wład­ców I dyna­stii, miał ich już nie­całe 30. Za rzą­dów II dyna­stii zwy­czaj został zarzu­cony praw­do­po­dob­nie w wyniku rebe­lii w oto­cze­niu króla. Do gro­bów szli w końcu ludzie pia­stu­jący naj­wyż­sze urzędy w pań­stwie, zatem powód zarzu­ce­nia zwy­czaju mógł być bar­dziej poli­tyczny czy eko­no­miczny niż etyczny27. Nie ozna­cza to by­naj­mniej, że nad Nilem cał­ko­wi­cie porzu­cono kon­cep­cję skła­da­nia ofiar z ludzi.

Podobno gdy przez kilka lat Egipt nawie­dzała klę­ska nie­uro­dza­jów, przy­były z Cypru wiesz­czek Fra­sjos dora­dził kró­lowi, aby poświę­cał co roku Zeu­sowi cudzo­ziemca dla uła­go­dze­nia boga i spro­wa­dze­nia dostatku. Tak też uczy­nił Busi­ris – któ­rego imię jed­nakże nie figu­ruje na listach wład­ców żad­nej z dyna­stii fara­onów – zaczy­na­jąc ofiarę od samego Fra­sjosa. Nie­któ­rzy antyczni auto­rzy powąt­pie­wali w real­ność takich okrut­nych prak­tyk. Jest wśród nich Hero­dot, który kon­sta­to­wał:

Hel­le­no­wie opo­wia­dają jesz­cze wiele innych rze­czy w spo­sób nie­roz­ważny; m.in. i to ich poda­nie jest naiwne, które o Hera­kle­sie krąży, że go po przy­by­ciu do Egiptu Egip­cja­nie uwień­czyli i wypro­wa­dzili w uro­czy­stej pro­ce­sji, aby go ofia­ro­wać Zeu­sowi; Hera­kles przez jakiś czas zacho­wy­wał się spo­koj­nie, kiedy jed­nak przy ołta­rzu zaczęli spo­so­bić się do ofiary, zaczął się bro­nić i wszyst­kich wymor­do­wał. Zdaje mi się, że ci Hel­le­no­wie, któ­rzy to mówią, zupeł­nie nie są obzna­jo­mieni z cha­rak­te­rem i zwy­cza­jami Egip­cjan. Wszak tacy, któ­rym nie godzi się nawet bydląt ofia­ro­wać, oprócz owiec, byków, cie­ląt, o ile one są czy­ste, i gęsi – jak­żeżby oni mogli ludzi zarzy­nać na ofiarę? Nadto jak jest moż­liwe, żeby Hera­kles, sam jeden i jesz­cze wtedy czło­wiek, jak twier­dzą, wiele tysięcy ludzi uśmier­cił? Lecz nam, któ­rzyśmy tyle o tych spra­wach mówili, nie­chajby i ze strony bogów, i ze strony hero­sów życz­li­wość przy­pa­dła w udziale!

Histo­ryk Dio­dor Sycy­lij­ski z I wieku p.n.e. opo­wia­dał o ofia­ro­wy­wa­niu osób o rudych (czer­wo­nych) wło­sach, bo takie miał zabójca Ozy­rysa, Seth (Tyfon). U Egip­cjan ten kolor wło­sów nale­żał do rzad­ko­ści, wyszu­ki­wano więc ofiary wśród cudzo­ziem­ców. Dzie­jo­pi­sarz nego­wał jed­nak te wszyst­kie opo­wie­ści, będąc prze­ko­na­nym, że zostały one po pro­stu i bez­pod­staw­nie (Egip­cjanie sły­nęli z gościn­no­ści!) wymy­ślone.

Spe­cy­ficzną formą rytu­al­nej czyn­no­ści skła­da­nia ofiary dla bóstwa była „ofiara agrarna”. Zwią­zana była z obrzę­dową pracą na roli, która przy­czy­niała się do roz­woju życia ukry­tego w ziar­nach pło­dów rol­nych. Rol­nik dostrze­gał, że jego praca jest uza­leż­niona od czasu, od rytmu pór roku. Obser­wo­wał, że cyklicz­nie nad­cho­dząca zima ni­gdy nie jest czymś osta­tecz­nym, gdyż zawsze po niej nastę­puje cał­ko­wite odro­dze­nie przy­rody. W jego wyobra­że­niu nic nie umie­rało, wszystko rege­ne­ro­wało się i odpo­czy­wało w ocze­ki­wa­niu na nową wio­snę.

W prze­świad­cze­niu tym można doszu­ki­wać się zna­cze­nia rytu­ału skła­da­nia ofiar z życia zwie­rząt i ludzi, które czy­niono w celu odro­dze­nia siły, ujaw­nia­ją­cej się w pło­dach. Zwy­czaj skła­da­nia ofiar z ludzi dla uzy­ska­nia lep­szych plo­nów mógł mieć swe korze­nie w Egip­cie. Znany jest tam rytuał, w któ­rym ofiarę z czło­wieka owi­jano w snop z papi­rusu – pro­to­typ kolumny dżed, następ­nie uci­nano mu głowę, którą wrzu­cano do wody, a resztę ciała cho­wano w polu28.

Podob­nie w nie­któ­rych regio­nach Japo­nii ist­nieje jesz­cze zwy­czaj popy­cha­nia mło­dych sadza­rek, aby upa­dały w błoto ryżo­wi­ska. Pobrzmiewa tu dale­kie echo rytu­ału ofiar­nego, kiedy to prze­zna­czano młodą dziew­czynę bogom wody, z któ­rymi współ­praca była nie­zbędna dla uda­nych wod­nych upraw ryżu29. To dla­tego do świę­tej rzeki wystę­pu­ją­cej z brze­gów po desz­czach raz do roku wrzu­cano w ofie­rze dzie­wice.

Na podob­nej zasa­dzie sta­ro­żytni Egip­cja­nie uwa­żali, że życie zależne jest od Horusa, boga Nilu i sym­bolu ist­nie­nia. W póź­niej­szych cza­sach zwy­czaj ten przy­brał formę zastęp­czą, tak jak na Wyspach Japoń­skich, ale w Afryce Wschod­niej zmie­nił się on w ampu­ta­cje sfer intym­nych u dziew­cząt30. Prak­tyka obrze­za­nia kobiet sięga cza­sów sta­ro­żyt­nych, a naj­wcze­śniej­sze zapi­ski doty­czące tego obrzędu pocho­dzą z XX wieku p.n.e. Naj­bru­tal­niej­szym jej warian­tem jest metoda „fara­oń­ska”, zwana w Egip­cie „sudań­ską”.

Obrze­za­nie sta­nowi być może pozo­sta­łość po tra­dy­cji ofiar z ludzi, a naple­tek jest sub­sty­tu­tem całego czło­wieka, z któ­rego skła­dano ofiarę. Nie­któ­rzy histo­rycy snują domy­sły, że archa­iczna wer­sja bóstwa, praw­do­po­dob­nie bogini, żądała ofiar z ludzi, a póź­niej przyj­mo­wała znisz­cze­nie męskich geni­ta­liów jako wystar­cza­jący sub­sty­tut całego męż­czy­zny; kastra­cja mogła być, w grun­cie rze­czy, warun­kiem koniecz­nym kapłań­stwa w epoce archa­icz­nej, kiedy główne bóstwo było żeń­skie, repre­zen­to­wane przez kapłanki. Z cza­sem nawet to wyma­ga­nie zła­go­dzono, a naple­tek zaczął sta­nowić sub­sty­tut geni­ta­liów i całego męż­czy­zny.

Cyr­kum­cy­zja – relief z gro­bowca w Sak­ka­rze wezyra Anch­ma­hora z cza­sów VI dyna­stii

Nawia­sem mówiąc, zna­nych jest wiele grup etnicz­nych, u któ­rych obrzęd obrze­za­nia poprze­dzał rytuał ini­cja­cji. Nie wszę­dzie doko­na­nie tego obrzędu zbie­gało się z osią­gnię­ciem doj­rza­ło­ści płcio­wej. Cza­sami doko­ny­wano tej ope­ra­cji, kiedy dziecko było pacho­lę­ciem. Obrze­za­niu nada­wano samo­dzielne zna­cze­nie. Opo­wia­da­jąc o tym obrzę­dzie u Dogo­nów, fran­cu­ska antro­po­lożka Ger­ma­ine Die­ter­len pisała:

Nie­za­leż­nie od płci nowo­rodka, pozo­staje on jesz­cze „rybą”. Naple­tek u chłopca świad­czy o jego żeń­skim pier­wiastku, łech­taczka u dziew­czynki – o męskim. Trwa to do chwili obrze­za­nia; usu­nię­cie tych orga­nów wydala cie­le­sne sym­bole, prze­kształ­ca­jąc te „ryby” do tego czasu dwu­pł­ciowe, w dziew­czynkę lub chłopca31.

Obrze­za­nie zamy­kało więc w życiu czło­wieka okres istoty tylko bio­lo­gicz­nej, a co za tym idzie – jesz­cze spo­łecz­nie nie­war­to­ścio­wej. Pro­ces wycho­wa­nia mło­dzieży w toku cyklu ini­cja­cyj­nego zmie­rzał do tego, aby przy­szli człon­ko­wie wspól­noty nie rzu­cali wyzwa­nia ist­nie­ją­cym porząd­kom, lecz przyj­mo­wali je jako świętą i nie­za­chwianą spu­ści­znę przod­ków. W dzi­siej­szych cza­sach w pew­nych okre­sach roku, póź­nym wie­czo­rem lub o świ­cie, z afry­kań­skich chat dobie­gają prze­szy­wa­jące krzyki dora­sta­ją­cych dziew­cząt, któ­rym usuwa się część, a cza­sem całą łech­taczkę oraz wargi sro­mowe, zależ­nie od tra­dy­cji regionu.

W Afryce bar­dzo surowo osą­dza się rodzi­ców za nie­pod­da­nie dziew­cząt i chłop­ców zabie­gom ini­cja­cyj­nym. Odbywa się to nie­jed­no­krot­nie bez apli­ko­wa­nia środ­ków znie­czu­la­ją­cych, rany przy­żega roz­pa­lo­nym żela­zem i posy­puje papką zio­łową mającą wła­ści­wo­ści tamu­jące krew. Jeśli dziew­częta wykrwa­wiają się pod­czas zabiegu i umie­rają, uznaje się to za prze­jaw woli przod­ków.

Narzę­dzie do ope­ra­cji zanu­rza się w roz­to­pio­nym maśle lub dezyn­fe­kuje za pomocą alko­holu. Dolną część brzu­cha naciera się mie­szanką masła i miodu i przy­stę­puje do ope­ra­cji. Uszko­dze­nia ciała bywają nie­kiedy roz­le­glej­sze, jeśli dziecko pod wpły­wem bólu gwał­tow­nie się poru­szy, mimo sil­nego uści­sku matron. Na wsiach Ghany 80 pro­cent rodzin pod­daje dziew­częta zabie­gowi. We wsiach Sierra Leone jest on wciąż prak­ty­ko­wany, lecz trudno o dokładne dane, ponie­waż zabiegi odby­wają się pod patro­na­tem taj­nych sto­wa­rzy­szeń, które za zdradę tajem­nicy karzą śmier­cią.

Po ampu­ta­cji zewnętrz­nych orga­nów płcio­wych przy­kłada się na ranę papkę z ziół i dak­tyli. Nie­kiedy dodaje się do tego henny, która ma wła­ści­wo­ści odka­ża­jące i wzmac­nia­jące. Siód­mego dnia dziew­czynka lub dziew­czynki, bo zabiegu doko­nuje się gru­powo, scho­dzą do Nilu, by przejść „bal­sa­miczną kąpiel”. Aicha Lem­sine w swo­jej książce Orda­lie des voix zwraca uwagę, że eks­cy­zja prak­ty­ko­wana na­dal jest w kil­ku­dzie­się­ciu kra­jach, a rocz­nie prze­cho­dzą ją miliony kobiet, zwłasz­cza w Afryce Wschod­niej.

W 1979 roku obra­do­wała w Char­tu­mie spe­cjalna kon­fe­ren­cja, zwo­łana przez Świa­tową Orga­ni­za­cję Zdro­wia, a poświę­cona pro­ble­mowi obrze­za­nia dziew­cząt w Afryce. Leka­rze i spe­cja­li­ści z róż­nych kra­jów afry­kań­skich zgod­nie potę­pili ten bar­ba­rzyń­ski zwy­czaj, prak­ty­ko­wany głów­nie w Afryce muzuł­mań­skiej, ale upo­wszech­niony też w nie­któ­rych ple­mio­nach Czar­nej Afryki. Wyka­zano, że miliony dziew­cząt w Afryce od Sene­galu po Sudan, Soma­lię i Mozam­bik pod­le­gają tym nie­do­pusz­czal­nym z punktu widze­nia zdro­wia fizycz­nego i psy­chicz­nego prak­ty­kom, powo­du­ją­cym nie­jed­no­krot­nie przed­wcze­sne zgony.

Owo potę­pie­nie nie zmie­niło jed­nak głę­boko zako­rze­nio­nego oby­czaju. Ba, w latach 80. ubie­głego stu­le­cia obrzą­dek ten stał się źró­dłem zysku pew­nego gangu w Paryżu. Ofiary wynaj­do­wano wśród dzieci murzyń­skich z rodzin poszu­ku­ją­cych pracy we Fran­cji. Pro­ce­der ten opi­sał ame­ry­kań­ski tury­sta w cza­so­pi­śmie „Women Inter­na­tio­nal Network”. Seans odby­wał się w pry­wat­nym apar­ta­men­cie, a ofiarą była sied­mio­let­nia czarna dziew­czynka.

Leżała ona na stole z rękami zwią­za­nymi na ple­cach, pod­czas gdy trzech męż­czyzn doko­ny­wało ope­ra­cji. W „spek­ta­klu” uczest­ni­czyła czarna tan­cerka, która pró­bo­wała zagłu­szyć śpie­wem krzyk nie­szczę­snego dziecka. Bar­ba­rzyń­ska cere­mo­nia zgro­ma­dziła kil­ku­dzie­się­ciu tury­stów, z któ­rych każdy zapła­cił tysiąc fran­ków za prawo wstępu. Można też było foto­gra­fo­wać poszcze­gólne fazy zabiegu, pła­cąc po sto fran­ków za każde zro­bione zdję­cie…

Roz­dział II. Kości wró­żebne dyna­stii Szang

Roz­dział II

Kości wró­żebne dyna­stii Szang

Obie­ca­łem szcze­rze prze­strze­gać roz­ka­zów kości!

Luke Rhi­ne­hart

Za pierw­szą dyna­stię w histo­rii Chin uznaje się w śro­do­wi­sku histo­ry­ków dyna­stię Xia, ale infor­ma­cje histo­ryczne o niej znane są jedy­nie z zapi­sów póź­niej­szych dyna­stii. Do dnia dzi­siej­szego nie natra­fiono na zna­le­zi­ska arche­olo­giczne potwier­dza­jące jej ist­nie­nie. Rów­nie enig­ma­tyczne były losy następ­nej dyna­stii – Szang. Począt­kowo nawet na jej ist­nie­nie było nie­wiele dowo­dów. Dopiero od nie­dawna znane są maka­bryczne szcze­góły uzu­peł­nia­jące obraz tej dyna­stii, a którą kie­dyś uzna­wano za wzbu­dza­jącą zbyt wiel­kie prze­ra­że­nie, nie­do­wie­rza­jąc, by mogła spra­wo­wać tak okrutne rządy w świe­cie rze­czy­wi­stym, a nie legen­dar­nym.

Rów­nież ostatni z wład­ców Xia był tyra­nem, któ­rego okru­cień­stwo roz­go­ry­czyło lud i obu­rzyło szlachtę. Jeden ze szlach­ci­ców, T’ang, wywo­łał rebe­lię, zwy­cię­żył, zde­tro­ni­zo­wał tyrana i zało­żył nową dyna­stię, Szang (zwaną nie­kiedy Yin). Zda­rze­nie to miało miej­sce w roku 1556 p.n.e.32 T’ang był potom­kiem Żół­tego Cesa­rza (Huanga). Jego przod­ko­wie otrzy­mali w lenno Szang, utoż­sa­miane z okrę­giem Szang­czou we wschod­niej czę­ści pro­win­cji Szensi. Jego następcy wła­dali Chi­nami aż do chwili, kiedy zostali zde­tro­ni­zo­wani przez dyna­stię Czou w 1046 roku p.n.e.33

Powstały wtedy pierw­sze mia­sta, spo­śród któ­rych naj­bar­dziej spo­pu­la­ry­zo­wane jest roz­kwi­ta­jące w wie­kach XIV–XI p.n.e. Anjang. Gdy w marcu 2001 roku Chiń­ska Aka­de­mia Nauk ogło­siła listę 100 naj­waż­niej­szych odkryć arche­olo­gicz­nych XX wieku wybra­nych z ponad 10 tysięcy zna­le­zisk, to na pierw­szym miej­scu nie zna­la­zła się wcale sławna tera­ko­towa armia, lecz znacz­nie mniej znane w świe­cie pozo­sta­ło­ści po sto­licy pań­stwa Szang, a wśród nich „kości smoka”, czyli słynne kości wró­żebne. Dla naukow­ców decy­du­jący był fakt, że dzięki tym wyko­pa­li­skom pierw­szy raz mogli spoj­rzeć na prze­szłość oczami ówcze­śnie żyją­cych ludzi. Odczy­tu­jąc ich zapi­ski, zyskali wgląd w początki ist­nie­nia cywi­li­za­cji chiń­skiej34.

Do końca XIX wieku uwa­żano na Zacho­dzie dyna­stię Szang za wytwór wyobraźni daw­nych chiń­skich histo­ry­ków. Przy­pa­dek spra­wił, że natra­fiono na nie­za­prze­czalne dowody na ist­nie­nie naj­star­szego pań­stwa chiń­skiego. W 1899 roku na baza­rach w Peki­nie poja­wiły się w dużych ilo­ściach „kości smo­cze”, któ­rymi zain­te­re­so­wał się cier­piący na mala­rię Wang Yirong35.

Wśród roz­ma­itych ziół prze­pi­sa­nych mu przez medyka pod­czas kura­cji, zna­lazł się kawa­łek nie cał­kiem zmie­lo­nej kości pokry­tej dziw­nym orna­men­tem, który wyda­wał się być wyryty ludzką ręką. Wang zapy­tał w aptece o pocho­dze­nie tej kości. Odpo­wie­dziano mu, że dostar­czają je wie­śniacy z pobli­skiej wio­ski Xia­otun. Wang poje­chał tam i we wska­za­nym miej­scu bez trudu wyko­pał mnó­stwo frag­men­tów bydlę­cych i jele­nich cza­szek, łopa­tek oraz sko­rup żółwi. Orna­menty pokry­wa­jące kości wyka­zy­wały podo­bień­stwo do zna­ków odla­nych na naczy­niach z brązu z epoki Szang36.

Być może były one odzwier­cie­dle­niem star­szej, przed­shan­gow­skiej tra­dy­cji wró­żeb­nej, bowiem łopatki wystę­pują już w IV tysiąc­le­ciu p.n.e. w kul­tu­rach neo­li­tycz­nych z pół­nocno-wschod­nich Chin. Sko­rupy żół­wie odnaj­duje się zaś na sta­no­wi­skach szan­gow­skich, ale w war­stwach poprze­dza­ją­cych tę dyna­stię. Róż­nica polega na tym, że wcze­śniej nie wier­cono dziur i nie ryto zna­ków37.

Kilku uczo­nych poczęło kolek­cjo­no­wać inskryp­cje i już w 1903 roku wydano pierw­szą książkę pod poetyc­kim tytu­łem Żółw scho­wany pod żela­zną chmurą autor­stwa Luo Zhe­nyu, pierw­szego z wiel­kiej czwórki bada­czy naj­star­szego pisma chiń­skiego (pozo­stali to Wang Guowei, Dong Zuobing i naj­sław­niej­szy Guo Moruo). W naj­więk­szym kor­pu­sie inskryp­cji, 13-tomo­wym Zbiór napi­sów na kościach i sko­ru­pach, zre­da­go­wa­nym przez tego ostat­niego, znaj­duje się ponad 1300 inskryp­cji z okresu pano­wa­nia króla Wu Dinga doty­czą­cych tylko jed­nego tematu – desz­czu38. Takie wró­że­nie ma swoją naukową nazwę – ska­pu­lo­man­cja. Pocho­dzi ona od grec­kich słów ska­pula (łopatka wołu) i man­tis (wróż­bita).

W sta­ro­żyt­no­ści wyrocz­nie były czymś powszech­nym, a naj­bar­dziej znaną w naszym kręgu kul­tu­ro­wym była wyrocz­nia del­ficka. Naj­star­sze wyrocz­nie ogra­ni­czały się do odpo­wie­dzi TAK lub NIE. Do takich wyroczni nale­żała w pierw­szym okre­sie, czyli sprzed XI wieku p.n.e. Księga Prze­mian. Od V wieku p.n.e. I Cing prze­staje być księgą wróżb, a staje się Księgą Mądro­ści, któ­rej czy­tel­nik może doświad­czać przez czy­ta­nie odpo­wie­dzi na swoje pyta­nia, tak jak doświad­czamy mądro­ści, czy­ta­jąc inne sta­ro­żytne tek­sty chiń­skie39.

W cza­sach pra­ce­sa­rzy trudno mówić o Księ­dze Prze­mian, był to raczej nie­skom­pli­ko­wany sys­tem zna­ków wró­żeb­nych, które odpo­wia­dały w krótki syn­te­tyczny spo­sób. Bada­cze stwier­dzili, że sym­bo­liczne znaki wystę­pują już na cera­mice neo­li­tycz­nych kul­tur Jang­szao i Lung­szan. Część z tych arte­fak­tów zacho­wało się do dnia dzi­siej­szego, sta­no­wiąc zbiór cen­nych zabyt­ków pisma i świa­dectw wyda­rzeń z tam­tego okresu. Badacz Dun-Tso-bin twier­dzi, że pismo powstało już w okre­sie neo­li­tycz­nym w III tysiąc­le­ciu p.n.e.

Ponadto chiń­ski uczony Kuo-Mo-żo wysu­nął przy­pusz­cze­nie, że histo­ria pisma chiń­skiego liczy sześć tysięcy lat, przy czym za jego początki uważa on znaki i sym­bole wystę­pu­jące na cera­mice kul­tury Jang­szao odkryte w Bańpo. Ważne jest, że znaki te róż­nią się od orna­men­tyki i nie two­rzą z nią inte­gral­nej czę­ści. Kon­klu­zja Kuo-Mo-żo brzmiała:

Cho­ciaż obec­nie zna­cze­nie tych rysun­ków nie jest dla nas jasne, są one nie­wąt­pli­wie sym­bo­lami o cha­rak­te­rze zna­ków piśmien­ni­czych w rodzaju pod­pi­sów lub rodo­wych emble­ma­tów… Można przy­jąć, że te rysunki i znaki na cera­mice malo­wa­nej sta­no­wią początki chiń­skiego piśmien­nic­twa, względ­nie są chiń­skimi pry­mi­tyw­nymi hie­ro­gli­fami.

Słabą stroną owej hipo­tezy jest fakt, że badacz ten nie porów­nał tych pierw­szych „hie­ro­gli­fów” z praw­dzi­wymi zna­kami pisma z cza­sów póź­niej­szych, tym bar­dziej, że mię­dzy tymi zna­kami a pismem z cza­sów Szan­gów ist­nieje prze­rwa licząca setki lat. Według legendy opra­co­wał je pierw­szy legen­darny władca Fuxi, gdy ujrzał wynu­rza­ją­cego się z rzeki Huan­ghe potwora (czy smoka), oraz przy­glą­da­jąc się śla­dom pozo­sta­wio­nym na brzegu rzeki przez ptaki. W cza­sach już histo­rycz­nych napisy wró­żebne były wyko­py­wane z ziemi także w poło­wie XVII wieku, gdy w Chi­nach prze­by­wał pol­ski jezu­ita Michał Boym. Oto co odno­to­wał ten misjo­narz uzna­wany za jed­nego z pierw­szych euro­pej­skich sino­lo­gów:

Pierw­szy chiń­ski cesarz Fòhì z pew­no­ścią wymy­ślił chiń­skie hie­ro­glify, zesta­wia­jąc je z węży i smo­ków, jak o tym wspo­mi­nają Chiń­skie Kro­niki, przede wszyst­kim zaś Księga o Mate­ma­tyce i Astro­lo­gii, nazwana Księgą smo­ków. […] Widoczne tu węże są dziw­nie zaplą­tane i w róż­nych kształ­tach, uwzględ­nia­jące zróż­ni­co­wane rze­czy, ule­gły póź­niej trans­for­ma­cji, cho­ciaż są wśród Chiń­czy­ków rów­nież tacy, któ­rzy się na nich znają, ponie­waż ze względu na swoją sta­ro­żyt­ność zostały one w więk­szo­ści utra­cone.

Od póź­nej epoki Wal­czą­cych Państw znana jest z kolei legenda o stwo­rze­niu pisma przez Cang Xie [Cang Jie]. W Rocz­ni­kach pana Lü odnaj­du­jemy jej kwin­te­sen­cję w kon­tek­ście opisu cywi­li­zu­ją­cych dzia­łań legen­dar­nych hero­sów:

Xi Zhong wyna­lazł wóz, Cang Xie stwo­rzył pismo, Houji wyna­lazł uprawę roślin, Gao Yao usta­no­wił kary, Kun Wu wyna­lazł naczy­nia cera­miczne, Xia Guń wzno­sze­nie murów. To, co tych sze­ściu stwo­rzyło, było wła­ściwe i potrzebne40.

Nie­wiele wię­cej wia­domo o wymie­nio­nych legen­dar­nych twór­cach pod­wa­lin chiń­skiej cywi­li­za­cji. Cang Xie miał być urzęd­ni­kiem Żół­tego Cesa­rza, a na pomysł stwo­rze­nia pisma rze­komo wpadł, „patrząc na ślady pta­sich i zwie­rzę­cych nóg na ziemi”. Pierw­sze słowa przed­mowy do Księgi daw­nych doku­men­tów wyra­żają jed­no­znacz­nie myśl o związku wyna­lazku pisma z potrze­bami wła­dzy: „W daw­nych cza­sach Fu Xi, wła­da­jąc świa­tem, wpierw nakre­ślił osiem try­gra­mów, [potem] stwo­rzył znaki [pisma], aby [nimi] zastą­pić rzą­dze­nie za pomocą wią­za­nia węzeł­ków. Tak powstały pisane doku­menty”.

Wró­że­nie peł­niło w Chi­nach od naj­daw­niej­szych cza­sów nie­zwy­kle ważną rolę. W cza­sach dyna­stii Szang i Czou sta­no­wiło jedną z zasad­ni­czych funk­cji panu­ją­cego. Już na prze­ło­mie II i I wieku p.n.e. zwró­cił na to uwagę okre­ślany mia­nem chiń­skiego Hero­dota, Sima Qian, który w odręb­nym, 128 roz­dziale Zapi­sków histo­ryka poświę­co­nym wró­że­niu, poda­wał:

Od daw­nych cza­sów kró­lo­wie mędrcy, gdy zamie­rzali zało­żyć pań­stwo i przy­jąć man­dat nie­bios, przy­stę­pu­jąc do dzia­ła­nia, zawsze wielką uwagę poświę­cali wróż­bom, aby wsparły dobre dzieło. [Przy­kła­dów takiego postę­po­wa­nia], poczy­na­jąc od cesa­rzy Tang [Yao] i Yu [Shuna], nie spo­sób poli­czyć. Od samego początku każda z Trzech Dyna­stii (tj. Xia, Szang, Czou) kie­ro­wała się szczę­śli­wymi zna­kami. Dyna­stia Xia zapo­cząt­ko­wała pano­wa­nie swego rodu pod­po­rząd­ko­waw­szy się wróż­bie z Tus-han (mityczne księ­stwo); kiedy wróżba lecą­cych jaskó­łek oka­zała się pomyślna, nastały [rządy dyna­stii] Yin; kiedy wróżba ze zbóż oka­zała się szczę­śliwa, [nastą­piło] kró­lo­wa­nie dyna­stii Czou. Władcy roz­strzy­gali wszel­kie wąt­pli­wo­ści [na pod­sta­wie] wróżb z żół­wich pan­ce­rzy i krwaw­nika, i taki był nie­zmienny zwy­czaj. Choć [bar­ba­rzyńcy] Man, Yi, Di, Qiang nie znali co to pan, co sługa, także wró­żyli, żeby roz­strzy­gać wąt­pli­wo­ści. Nie­któ­rzy wró­żyli z metalu i kamieni, inni z traw i drzew, w każ­dym pań­stwie pano­wał inny zwy­czaj. [Pomimo tych róż­nic] jed­nak wszy­scy, chcąc poznać przy­szłość [i rezul­taty] napadu, ataku, wyru­sze­nia na wojnę i szu­ka­nia zwy­cię­stwa, pokła­dali wiarę w [prze­po­wied­nie swych] bogów.

Jak już wspo­mniano, sta­ro­żytni Chiń­czycy przy­wią­zy­wali wiel­kie zna­cze­nie do wszel­kiego rodzaju wróżb. Za jedną z naj­star­szych form wró­że­nia należy uznać wró­że­nie ze sko­rupy żół­wia. Wyko­ny­wano ją w nastę­pu­jący spo­sób: naj­pierw prze­wier­cano w sko­ru­pie otwór, a następ­nie roz­grze­wano ją w ogniu, po czym na pod­sta­wie rys i pęk­nięć, powsta­łych pod wpły­wem gorąca wokół otworu, odczy­ty­wano wróżbę. Pyta­nie do bogów i odpo­wiedź zapi­sy­wano na sko­ru­pie41. Suro­wiec pozy­ski­wano na miej­scu, zwłasz­cza łopatki, lub otrzy­my­wano go z daniny. Zacho­wały się zapi­ski maga­zy­niera przyj­mu­ją­cego trans­porty sko­rup: jed­no­ra­zowo dostar­czano nawet 1000 sztuk! Sza­cuje się, że co dzie­sięć dni zuży­wano kości z sze­ściu wołów i sko­rupy 13 żółwi42.

Wyko­pano w sumie 160 tysięcy frag­men­tów pisma jia­gu­wen. Z danych sta­ty­stycz­nych wynika, że na tych kawał­kach sko­rup wyryto w sumie 4 tysiące zna­ków. Naukowcy i uczeni prze­pro­wa­dzili bada­nia nad 3 tysią­cami zna­ków. Doszli oni do zgody jedy­nie w kwe­stii tysiąca, co do reszty ist­nieje poważna roz­bież­ność zdań. Pełna inskryp­cja (takie wystę­pują nie­zwy­kle rzadko) skła­dała się z nastę­pu­ją­cych czę­ści:

1. Wstęp – data, znak bu, ozna­cza­jący wró­że­nie, imię wróż­bity (obec­nie znamy około 120 imion).

2. Pyta­nie – zawsze for­mu­ło­wano je w dwóch wer­sjach i umiesz­czano po dwóch stro­nach sko­rupy. Pożą­dana wer­sja odpo­wie­dzi znaj­do­wała się zazwy­czaj po pra­wej stro­nie. Sta­rano się ją zapi­sy­wać więk­szą ilo­ścią zna­ków, deli­kat­nie dając przod­kom do zro­zu­mie­nia, jakiej odpo­wie­dzi się ocze­kuje.

3. Zapis pęk­nięć – poda­wano liczbę pęk­nięć, cza­sem doda­wano, ile było „pomyśl­nych”.

4. Pro­gnoza władcy – zaczy­na­jąca się zda­niem: „król, odczy­tu­jąc pęk­nię­cia, powie­dział” (wang zhan yue). Dalej zapi­sy­wano inter­pre­ta­cję króla, co ma nastą­pić.

5. Wery­fi­ka­cja – więk­szość inskryp­cji jej nie zawiera. Były to zda­nia typu: „Dnia tego i tego rze­czy­wi­ście stało się to i to”. Zapi­sy­wano je tylko wtedy, gdy prze­po­wied­nia się spraw­dziła – król jako wróż­bita był prze­cież nie­omylny.

Pierw­szy słow­nik napi­sów wró­żeb­nych opu­bli­ko­wano już w 1920 roku, ale na­dal ich odczy­ta­nie i inter­pre­ta­cja sta­no­wią poważny pro­blem dla sino­lo­gów. Napisy wró­żebne doty­czą cere­mo­nii skła­da­nia ofiar, wróżb zwią­za­nych z pogodą, zasie­wami i zbio­rami, pro­wa­dze­nia wojen, spraw pry­wat­nych wład­ców oraz wróżb doty­czących naj­bliż­szych dni. Napisy wyko­ny­wano z góry ku dołowi i od pra­wej do lewej. Z bie­giem czasu ten spo­sób pisa­nia stał się normą obo­wią­zu­jącą pra­wie po dzień dzi­siej­szy43.

Sam zapis był pra­co­chłonny, wyma­gał wyspe­cja­li­zo­wa­nej wie­dzy i umie­jęt­no­ści. Znaki wyryte na kościach nasy­cano barw­ni­kiem, chyba dla utrwa­le­nia, a może upięk­sze­nia inskryp­cji. Wydaje się, że zapis nie był zwy­kłą for­mal­no­ścią. Wia­domo, że jeżeli mogłoby dojść do pomyłki z powodu nakła­da­nia się zapisu na numer pęk­nię­cia, to numer zama­zy­wano i prze­su­wano w inne miej­sce. Można zatem sądzić, że zakła­dano póź­niej­sze odczy­ty­wa­nie zapisu, i że był on do kogoś adre­so­wany44.

Z opisu wróżb doko­ny­wa­nych przez księ­cia Czou i innych, który umiesz­czano przed wyżej przy­to­czo­nym tek­stem, pośred­nio wynika, że wró­że­nie za pomocą tar­czy żół­wia (czy „wiel­kiego żół­wia” – yuan­gui) było swo­istym wyra­zem sza­cunku dla pyta­nych duchów przod­ków, ofiarą, a jed­no­cze­śnie środ­kiem „naci­sku” na duchy, prośbą o pomyślną wróżbę. W Księ­dze pie­śni, anto­lo­gii naj­star­szej poezji chiń­skiej, poja­wia się dwu­wiersz:

Cze­rep żół­wia, liść krwaw­nika dały wróżbę nam pomyślną.

Zapis był ryty od strony pra­wej do lewej przy­pusz­czal­nie dla­tego, że wygod­niej było zaczy­nać „pisa­nie” od pra­wego gór­nego rogu powierzchni, lewą ręką trzy­ma­jąc pozo­stałą część. Jak­kol­wiek znaki te ryto rów­nież na naczy­niach z brązu, kawał­kach nefrytu i cera­mice – było ich mało i wystę­po­wały czę­sto poje­dyn­czo – otrzy­mały one nazwę „pisma na sko­ru­pach i kościach”. Powo­dów, dla któ­rych wró­żono wła­śnie z pan­ce­rza żół­wia i z krwaw­nika (Achil­lea sibi­rica), można się domy­ślać mię­dzy innymi z nastę­pu­ją­cej rela­cji Sima Qiana z roz­działu o wró­że­niu:

Kiedy dotar­łem do Jian­gnan [nad Długą Rzeką], obser­wo­wa­łem tam­tej­sze zwy­czaje i pyta­łem sta­rych ludzi, któ­rzy wyja­śniali: „Żół­wie żyją tysiąc lat i potra­fią poru­szać się na liściach lotosu. Krwaw­nik ma sto łodyg wyra­sta­ją­cych z jed­nego korze­nia (Liu Xiang ostat­nie zda­nie rozu­mie w ten spo­sób, że «krwaw­nik żyje sto lat i sto­krot­nie wypusz­cza łodyżkę z jed­nego korze­nia»). W miej­scach, gdzie żyją żół­wie i rośnie krwaw­nik nie ma takich dra­pież­ni­ków, jak tygrysy i wilki, i nie rosną tam rośliny tru­jące”. Miesz­kańcy oko­lic poło­żo­nych wzdłuż Rzeki czę­sto hodują żół­wie, poją je i kar­mią prze­ko­nani, że to może uspraw­nić oddy­cha­nie i dostar­czyć im [ener­gii] qi oraz wspo­maga w walce ze sła­bo­ścią i sta­ro­ścią.

Spo­sób wró­że­nia z krwaw­nika róż­nił się nieco od wró­że­nia z łopatki barana lub pan­ce­rza żół­wia i spro­wa­dzał się do ana­lizy rysunku kre­se­czek widocz­nych na łody­dze. Jak sądzą spe­cja­li­ści, wła­śnie owe kre­seczki i ich kom­bi­na­cje stały się następ­nie pod­stawą try­gra­mów i hek­sa­gra­mów zawar­tych w księ­dze wróż­biar­skiej I-king, będą­cej przez dłu­gie wieki pod­sta­wo­wym dzie­łem, z któ­rego korzy­stała nie­zli­czona rze­sza wróż­bia­rzy chiń­skich45.

Władca mógł też nie­za­leż­nie od wyniku wróżb kon­sul­to­wać swoje zamie­rze­nia z naj­bliż­szymi krew­nymi, z przed­sta­wi­cie­lami ludu nale­żą­cymi do rodu panu­ją­cego. Mógł też brać pod uwagę wła­sną opi­nię w roz­wa­ża­nej spra­wie. Na temat zna­cze­nia, jakie wią­zano z poszcze­gól­nymi wróż­bami, znaj­du­jemy dość inte­re­su­jącą infor­ma­cję w kano­nicz­nej Księ­dze Histo­rii (Szu-king), w roz­dziale zaty­tu­ło­wa­nym Hung­faii (Wielki Plan):

Bada­nie spraw, co do któ­rych nie ma się pew­no­ści. Wybierz i ustaw ludzi wró­żą­cych ze sko­rupy żół­wia i ludzi wró­żą­cych z łody­żek krwaw­nika, i każ im wró­żyć. I powie­dzą ci oni o desz­czach, o mgle, o nad­cią­ga­ją­cej wichu­rze, i o burzy, i opowie­dzą ci o zewnętrz­nych zna­kach i o wewnętrz­nych. Ist­nieje sie­dem rodza­jów wróżb: pięć z nich doko­nuje się na sko­ru­pach żółwi, a wróżby z łody­żek krwaw­nika są dwie. I roz­pro­szysz swoje wąt­pli­wo­ści. Wezwiesz tych ludzi do sie­bie i każesz im prze­po­wia­dać i wró­żyć. Jeśli trzy będą wróżby, to idź za zgodną odpo­wie­dzią dwóch z nich. Jeśli jed­nak pogrą­żony będziesz w wiel­kiej niepew­no­ści nie wie­dząc, co uczy­nić należy, to poradź się swego serca; roz­sądź sprawę, zwra­ca­jąc się do swo­ich bli­skich; roz­patrz sprawę, zwra­ca­jąc się do ludu; prze­myśl sprawę, zwra­ca­jąc się do augu­rów i wróż­bi­tów. Jeśli zgod­ność będzie mie­dzy tobą i żół­wiem, i krwaw­ni­kiem, i bli­skimi two­imi, i ludem, wtedy można to nazwać wiel­kim naro­dze­niem. Wtedy i twoja wła­dza się umocni, a twoje potom­stwo cze­kać będzie szczę­ście. Jeśli zgod­ność opi­nii okaże się mię­dzy tobą, żół­wiem i krwaw­ni­kiem, ocze­kuje cię szczę­ście, choćby prze­ciw­nego zda­nia byli bli­scy i lud. Jeśli zgod­ność opi­nii okażą bli­scy, żółw i krwaw­nik, pomyśl­ność cię czeka, choć­byś ty wraz z ludem, był prze­ciw­nego zda­nia. Jeśli zgod­nie wypowie­dzą się lud, żółw i krwaw­nik, szczę­ście cię czeka, jeśli tak postą­pisz, choć­byś sam wraz z twymi bli­skimi pra­gnął cze­goś innego. Jeśli zgod­ność opi­nii wykażą twoje serce i wróżba z żół­wia, a odmienne zda­nia wypowie­dzą wróżba z krwaw­nika, lud i twoi bli­scy, wów­czas w spra­wach wewnątrz kraju powie­dzie ci się, a sprawy poza jego gra­ni­cami przy­niosą ci nie­po­wo­dze­nie. Jeśli i wróżba z żół­wia i z krwaw­nika będą odmien­nego zda­nia, niż ludzie, to prze­by­wa­ją­cemu w pokoju sądzone jest szczę­ście, a dzia­ła­ją­cemu wróży to nieszczę­ście46.

Sądząc na pod­sta­wie zna­le­zisk arche­olo­gicz­nych, w neo­li­cie podobne wró­że­nie było prak­tyką roz­po­wszech­nioną na wielu kon­ty­nen­tach. Wró­że­nie z łopa­tek zwie­rzę­cych, ich kształtu i koloru poświad­czone jest na tere­nie Europy i na Dale­kim Wscho­dzie. W pół­noc­nej Afryce, cen­tral­nej Azji i pół­noc­nej Ame­ryce dodat­kowo korzy­stano z ognia, a zwy­czaj ten prze­trwał do cza­sów histo­rycz­nych. Wróżby sto­so­wano dość powszech­nie i w róż­nych oko­licz­no­ściach. Na przy­kład wielcy Cha­no­wie czę­sto ucie­kali się do publicz­nych wyroczni, aby pod­no­sić ducha w woj­sku.

Jak pisze Marko Polo, Kubi­łaj przed bitwą ze zbun­to­wa­nymi ksią­żę­tami: „wezwał astro­lo­gów, by w obli­czu całego woj­ska sztu­kami swymi dowie­dzieli się, kto odnie­sie zwy­cię­stwo, oni zaś odpo­wie­dzieli, że Kubi­łaj”. Mon­go­ło­wie nie­jed­no­krot­nie sta­rali się wej­rzeć w przy­szłość i w tym celu ucie­kali się do roz­ma­itych wróżb. Ist­niało wiele spo­so­bów wiesz­cze­nia, mię­dzy innymi z lotu pta­ków, z wnętrz­no­ści zwie­rząt, z bara­niej łopatki47. Ten ostatni zwy­czaj był bar­dzo roz­po­wszech­niony, o czym wspo­mina Wil­helm z Rubruk, który dotarł do Chin przed Marko Polo:

Kiedy wcho­dzi­li­śmy, wycho­dził sługa wyno­szący kości łopat­kowe bara­nów, spa­lone na węgiel. Zdzi­wi­łem się wielce, do czego chan mógł ich potrze­bo­wać. Pyta­jąc potem o to, dowie­dzia­łem się, że nie czyni on nic w świe­cie nie pora­dziw­szy się naprzód owych kości, toteż nie pozwala nikomu wejść do swego domu, nie pora­dziw­szy się o to wprzód kości.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

1. W. Arens, Mit ludo­żercy. Antro­po­lo­gia i antro­po­fa­gia, przeł. W. Pes­sel, War­szawa 2010, s. 181–182. [wróć]

2. J.S. Wasi­lew­ski, Tabu, War­szawa 2010, s. 225. [wróć]

3. R. Girard, Sacrum i prze­moc, przeł. M. i J. Ple­ciń­scy, Poznań 1993, s. 128–129. [wróć]

4. M. Ker­ri­gan, Histo­ria śmierci. Zwy­czaje i rytu­ały pogrze­bowe od sta­ro­żyt­no­ści do cza­sów współ­cze­snych, przeł. S. Klim­kie­wicz, War­szawa 2009, s. 157. [wróć]

5.Este­tyka japoń­ska. Anto­lo­gia, przeł. H. Lip­szyc, K. Oka­zaki, B. Kubiak Ho-Chi, J. Wol­ska, W. Laskow­ska, t. 3, Este­tyka życia i piękno umie­ra­nia, Kra­ków 2009, s. 137. [wróć]

6. A. Baker, Gla­dia­to­rzy. Nie­znane prawdy o życiu rzym­skich nie­wol­ni­ków, przeł. B. Mie­rze­jew­ska, War­szawa 2002, s. 43. [wróć]

7. H. Hubert, M. Mauss, Esej o natu­rze ofiary, przeł. L. Trzcion­kow­ski, Kra­ków 2005, s. 94. [wróć]

8. M.L. West, Wschod­nie obli­cze Heli­konu. Pier­wiastki zachod­nio­azja­tyc­kie w grec­kiej poezji i micie, przeł. M. Filip­czuk, T. Polań­ski, Kra­ków 2008, s. 574. [wróć]

9. R. Girard, Sacrum…, s. 16. [wróć]

10. P. Hołda, Rewo­lu­cja neo­li­tyczna w Suda­nie, „Men­hir” [bez daty i numeru wyda­nia], s. 19. [wróć]

11. W. Bator, Reli­gia sta­ro­żyt­nego Egiptu, Kra­ków 2004, s. 64. [wróć]

12.Czło­wiek Egiptu, red. S. Dona­doni, przeł. E. Laskow­ska-Kusz­tal, W. Masiu­la­nis, B. Ostrow­ska, T. Rze­wu­ska, M. Wit­kow­ski, War­szawa 2000, s. 50. [wróć]

13. H. Wil­son, Lud fara­onów, przeł. J. Aksa­mit, War­szawa 1999, s. 177. [wróć]

14. J. Galvin, Aby­dos. Życie i śmierć u progu cywi­li­za­cji egip­skiej, „Natio­nal Geo­gra­phic” 2005, nr 4, s. 102. [wróć]

15.Tek­sty Pira­mid, przeł. A. Sarwa, San­do­mierz 2005, s. 9. [wróć]

16. J. Galvin, op. cit., s. 99. [wróć]

17. K.M. Cia­ło­wicz, Początki cywi­li­za­cji egip­skiej, War­szawa 1999, s. 247. [wróć]

18. J. Galvin, op. cit., s. 108. [wróć]

19. K.M. Cia­ło­wicz, op. cit., s. 241. [wróć]

20. J. Galvin, op. cit., s. 108. [wróć]

21. P. John­son, Cywi­li­za­cja sta­ro­żyt­nego Egiptu, przeł. M. Doliń­ska, War­szawa 1997, s. 32. [wróć]

22.Gro­bowce, groby i mumie. 50 naj­więk­szych odkryć arche­olo­gicz­nych, red. P.G. Bahn, przeł. M. Wite­ska, War­szawa 1997, s. 71. [wróć]

23. H.W.F. Saggs, Wiel­kość i upa­dek Babi­lo­nii, przeł. J. Nowacki, War­szawa 1973, s. 329. [wróć]

24.Gro­bowce…, s. 71. [wróć]

25. B. Ehren­re­ich, Rytu­ały krwi, przeł. P. Kołyszko, War­szawa 1997, s. 70. [wróć]

26. H. Wil­son, op. cit., s. 177–178. [wróć]

27. J. Galvin, op. cit., s. 109. [wróć]

28. G. Janow­ski, Sank­tu­aria typu tofet a ofiary z dzieci [online], 2005, 01 lipca [dostęp: 05.06.2012], www.argo­nauci.info. [wróć]

29. M. Pin­guet, Śmierć z wyboru w Japo­nii, przeł. M. Kubiak Ho-Chi, Kra­ków 07, s. 75. [wróć]

30. * W lite­ra­tu­rze noszą one różne nazwy: cyr­kum­cy­zja, eks­cy­zja, cli­to­ri­dec­to­mia, infi­bu­la­cja. [wróć]

31. W. Jor­dań­ski, Rodzina afry­kań­ska (III), „Kon­ty­nenty” 1987, nr 3, s. 26. [wróć]

32. ∗ Według chiń­skiego histo­ryka z prze­łomu er, Liu Xina, miało to miej­sce w 1766 roku p.n.e. [wróć]

33. C.P. Fit­zge­rald, Chiny. Zarys histo­rii kul­tury, przeł. A. Bog­dań­ski, War­szawa 1974, s. 37. [wróć]

34. K. Sarek, Cesar­skie wróżby z kości smoka, „Mówią Wieki” 2007, nr 9, s. 16. [wróć]

35. H. Bran­dys, Pismo chiń­skie od wró­żeb­nych kości do kom­pu­te­ro­wych baj­tów [online], [dostęp: 21.03.2012], http://www.muzarp.poznan.pl/muzeum/muz_pol/Wyst_czas/pikt_ch/bran­dys.html. [wróć]

36. I. Sła­wiń­ska, Znaki, litery, hie­ro­glify…, cz. 2. Chińsz­czy­zna, „Kon­ty­nenty” 1980, nr 3, s. 19. [wróć]

37. K. Sarek, op. cit., s. 17. [wróć]

38.Ibi­dem, s. 16–19. [wróć]

39. O. Sobań­ski, K. Mać­ko­wiak, I Cing [online], [dostęp: 29.03.2012], http://atn.edu.pl/?page=ksiazka&mode=info&id=4. [wróć]

40. Z. Słup­ski, Wcze­sne piśmien­nic­two chiń­skie, War­szawa 2001, s. 38. [wróć]

41. T. Żbi­kow­ski, Kul­tura a wie­rze­nia reli­gijne w Chi­nach, [w:] Kul­tura a reli­gia, War­szawa 1977, s. 199 i n. [wróć]

42. K. Sarek, op. cit., s. 17. [wróć]

43. H. Bran­dys, Pismo chiń­skie od wró­żeb­nych kości do kom­pu­te­ro­wych baj­tów [online], [dostęp: 21.03.2012], http://www.muzarp.poznan.pl/muzeum/muz_pol/Wyst_czas/pikt_ch/bran­dys.html. [wróć]

44. Z. Słup­ski, op. cit., s. 61. [wróć]

45. L. Wasi­liew, Kulty, reli­gie i tra­dy­cje Chin, przeł. A. Bog­dań­ski, War­szawa 1974, s. 80. [wróć]

46. T. Żbi­kow­ski, op. cit., s. 200 i n. [wróć]

47. S. Kału­żyń­ski, Dawni Mon­go­ło­wie, War­szawa 1983, s. 104–105. [wróć]