Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
16 osób interesuje się tą książką
Narratorka tej powieści, Magda, ma trzydzieści parę lat i mieszkanie na kredyt do spłacania przez kolejnych trzydzieści. W rodzinnej miejscowości ma matkę powtarzającą, że jeśli śnią się zęby, stanie się coś złego, a co komu pisane, to musi być. Do niedawna miała też babkę, która i bez ukończonej podstawówki wiedziała, że chłop to jest zawsze chłop i trzeba umieć nim zakręcić. Co z tą odziedziczoną wiejską mądrością zrobić w stolicy?
Magda, Teresa i Jadzia gniotą kluski i rozdrapują rany, wyjawiają rodzinne sekrety i trzaskają drzwiami, ale zawsze mają sobie coś do powiedzenia – bo jest to powieść o mówieniu.
To także powieść o wstydzie, który pali, gdy w uczelnianej dyskusji wtrąci się regionalizm. O poczuciu nieprzystawalności do nowoczesnego biurowca i do widowni stołecznego teatru. O obcości w mieście, której nie da się zamaskować warszawskimi tablicami rejestracyjnymi.
To opowieść o kobietach, ale odnajdzie się w niej każdy, kto kiedyś podróżował z torbą słoików z gołąbkami.
Trzy generacje. Trzy kobiety. Trzy głosy.
Bohaterki powieści, choć łączą je więzy rodzinne, mówią innymi językami. Lekturowa podróż w głąb odmian polszczyzny okazuje się niepostrzeżenie wędrówką przez niewysłowione wcześniej światy. Tytułowa oida oznacza wstyd, a wstyd wiąże się z upokorzeniem i odebraniem kobietom przywileju mowy. Marta Michalak w swojej debiutanckiej powieści odważnie, krytycznie i czule przywraca im głos.
Żaneta Nalewajk
Oida to książkowy debiut scenarzystki Marty Michalak, pierwsza nagroda w konkursie na najlepszą pracę powstałą w ramach studiów podyplomowych Szkoła Mistrzów działających na Wydziale Polonistyki UW.
Marta Michalak, rocznik 1985, z pochodzenia przasnyszanka, z wyboru warszawski słoik. Z wykształcenia filolożka angielska, z zawodu scenarzystka, prozaiczka i tłumaczka. Z całego serca oddana biszkoptowym labradorom.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 177
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Dom
Dla nas szczęście niepisane, mawiała matka, ilekroć spadło na naszą rodzinę niesprawiedliwe w jej odczuciu nieszczęście. Wypowiadała te słowa z powagą kapłanki odprawiającej mszę żałobną za wszystkie złudne nadzieje i nieprzewidziane kataklizmy dotykające naszą rodzinę, aby po chwili odpowiedzieć samej sobie – już ciszej i z pokorą wiernej stojącej w trzeciej ławce, bo w pierwszej przecież nie wypada: Ano taki już nasz los.
Reagowałam alergicznie na matczyne elegie, ale przypomniały mi się te słowa, gdy siedziałam sama w poczekalni kliniki zbyt eleganckiej, abym mogła poczuć się w niej swobodnie. Tomasz tamtego dnia również nie mógł wyrwać się z budowy i czułam, że moja pojedynczość w otoczeniu par mnie piętnuje. Fototapeta na ścianie naprzeciwko przedstawiała bose dziecięce stopy zanurzone w soczyście zielonej trawie, obok duże, zadbane stopy ojca i drobniejsze matki, z naturalnym manikiurem na paznokciach, żadnych karminowych lakierów czy zdobień na dużym palcu – wszystko w tej wizji rodzicielstwa było organiczne i naturalne. To mogłyby być moje i Tomasza stopy obok stóp dziecięcych, gdyby udało się wreszcie rozwiązać problem, który metodą naturalną nie poddawał się rozwiązaniu od ponad roku. W mojej rodzinie to się nie zdarzało.
Mój najstarszy brat urodził się w dziewięć miesięcy po nocy poślubnej rodziców. Matka, z właściwą sobie efektywnością działania, upiekła od razu dwie pieczenie przy ogniu życia – straciła dziewictwo i zaszła w ciążę.
– No i juz ma ten twój tygo swojigo dziedzica – skwitowała babcia z ulgą pojawienie się pierworodnego wnuka. Sama urodziła najpierw dziéwcaka, więc dobrze wiedziała, jakie termedie mogą wyniknąć z tego przykrego faktu.
fot. Aleksandra Kamińska, Fotoszuflada
Marta Michalak, rocznik 1985, z pochodzenia przasnyszanka, z wyboru warszawski słoik. Z wykształcenia filolożka angielska, z zawodu scenarzystka, prozaiczka i tłumaczka. Z całego serca oddana biszkoptowym labradorom.