Pani Marta Oulie - Sigrid Undset - ebook

Pani Marta Oulie ebook

Sigrid Undset

5,0

Opis

Pani Marta Oulie Sigrid Undset znana jest w historii literatury norweskiej jako powieść o zdradzie. Już pierwsze zdanie książki — „Byłam niewierna mężowi” — sygnalizuje ten często komentowany w ówczesnej Norwegii temat.

W kolejnych wpisach z dziennika, datowanych od marca 1902 do lipca 1904 roku, Marta Oulie opowiada o rozwoju swojego związku z mężem Ottonem, poczciwym i zapracowanym przedsiębiorcą, oraz o romansie z zakochanym w niej Henrikiem, kuzynem Marty i zarazem wspólnikiem w interesach Ottona. Wydarzeniem, które skłania kobietę do przelewania na papier refleksji i wspomnień, jest choroba Ottona, który z powodu gruźlicy przebywa w sanatorium, nieświadomy zdrady, jakiej dopuściła się jego żona, oraz faktu, że to Henrik jest ojcem najmłodszego z czwórki ich dzieci.

Poprzez liczne retrospekcje powieść przybiera formę pisemnej spowiedzi, w której na pierwszy plan wybija się poczucie winy Marty. Jednocześnie jej niewierność ukazana zostaje w świetle społecznych różnic dzielących małżonków. Marta ma ambicje, pochodzi z dobrego domu, jest wykształcona, interesuje się kulturą i walką o prawa kobiet. Przed ślubem pracuje jako nauczycielka, jednak prędko porzuca to zajęcie na rzecz roli żony, matki i opiekunki domowego ogniska. Właśnie w tych rolach widzi ją konserwatywny Otto, którego życiowe aspiracje nie wykraczają poza chęć utworzenia bezpiecznego mieszczańskiego domu. Dlatego sfrustrowana i nieszczęśliwa w małżeństwie Marta z czasem przenosi uwagę na Henrika, człowieka o szerszych niż Otto horyzontach. W opisach swoich relacji z mężczyznami Marta jawi się jednak jako postać niejednoznaczna — z jednej strony szarpana wyrzutami sumienia wobec dobrodusznego Ottona, z drugiej nielicząca się z uczuciami innych egoistka zainteresowana głównie zaspokajaniem własnych, w tym erotycznych, potrzeb.

Pani Marta Oulie (Fru Marta Oulie), wydana w 1907 roku debiutancka powieść Sigrid Undset (1882–1949), jednej z najważniejszych pisarek norweskich i laureatki literackiej Nagrody Nobla (1928), to książka, która, pomimo swych skromnych rozmiarów, zawiera wiele cech, które można uznać za charakterystyczne dla całej twórczości tej autorki. Głębia psychologiczna postaci, dylematy natury moralnej, wyraziście nakreślone środowisko, a nade wszystko tematyka — miłość kobiety do mężczyzny — pojawią się także w jej późniejszych dziełach, z osadzoną w norweskim średniowieczu trylogią Krystyna, córka Lavransa (1920–1922) na czele.

Undset w debiutanckiej powieści problematyzuje trudną pozycję kobiet w nowoczesnym społeczeństwie. Jest to kwestia, do której pisarka będzie powracać w kolejnych tekstach z wczesnego okresu twórczości, a przyczyn trudnej sytuacji kobiet upatruje nie tylko w ich skomplikowanych relacjach z mężczyznami, jak czyniły to zwolenniczki emancypacji, ale też w złożonych uwarunkowaniach społeczeństwa przemysłowego.

Okoliczności powstania utworu Undset znane są z relacji samej autorki. Dwudziestoparoletnia pisarka ubiegała się o publikację swojej pierwszej książki, powieści historycznej, w kopenhaskim wydawnictwie Gyldendal. Jednak wydawca odrzucił jej tekst z następującym komentarzem: „Proszę nie pisać już powieści historycznych. Nie umie pani. Ale może pani spróbować napisać coś współczesnego. Nigdy nie wiadomo!”. Reakcją rozzłoszczonej Undset była krótka współczesna powieść w formie dziennika — Pani Marta Oulie, opublikowana przez konkurencyjne wydawnictwo H. Aschehoug & Co. w Kristianii (Oslo).

Powieść Pani Marta Oulie Sigrid Undset została po raz pierwszy przetłumaczona na język polski przez Katarzynę Tunkiel i udostępniona nieodpłatnie na Wolnych Lekturach. Książka dostępna jest jako e-book (EPUB i Mobi) oraz plik PDF.

Książkę polecają Wolne Lektury — najpopularniejsza biblioteka on-line.

Sigrid Undset
Pani Marta Oulie
tłum. Katarzyna Tunkiel
Epoka: Rodzaj: Epika Gatunek: powieść

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 111

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Krasnal7

Nie oderwiesz się od lektury

Zawsze z przyjemnością wracam do powieści Sigrid Undset pełnych chrześcijańskich idei. Jej powieści są powieściami o uczuciach, moralności i poczuciu winy.
10

Popularność




Sigrid Undset

Pani Marta Oulie

tłum. Katarzyna Tunkiel

Ta lektura, podobnie jak tysiące innych, jest dostępna on-line na stronie wolnelektury.pl.

Utwór opracowany został w ramach projektu Wolne Lektury przez fundację Wolne Lektury.

ISBN-978-83-288-7541-8

Pani Marta Oulie

Książka, którą czytasz, pochodzi z Wolnych Lektur. Naszą misją jest wspieranie dzieciaków w dostępie do lektur szkolnych oraz zachęcanie ich do czytania. Miło Cię poznać!
Podoba Ci się to, co robimy? Jesteśmy organizacją pożytku publicznego. Wesprzyj Wolne Lektury drobną wpłatą: wolnelektury.pl/pomagam/

I

„Byłam niewierna mężowi”.

Zapisuję i siedzę wpatrzona w te słowa — całkiem zajmują mi myśli. Tak samo zapisywałam niegdyś nazwisko Ottona i się w nie wpatrywałam: „Otto Oulie, Otto Oulie, Otto Oulie”.

26 marca 1902

Listy Ottona przychodzą niezawodnie jak wtorek i sobota. Jest dobrej myśli i pisze, że u niego coraz lepiej. Po ich lekturze zawsze ogarnia mnie ten sam zawód, takie są bezosobowe — choć pisze prawie wyłącznie o dzieciach i domu, a tak mało o tym, jak żyje im się w sanatorium. Człowiek ma jednak wrażenie, że równie dobrze mogłoby chodzić o jakikolwiek inny dom i inne dzieci.

Sama się wstydzę, że myślę o takich rzeczach — skupiam się na charakterze pisma przedsiębiorcy i stylu przedsiębiorcy — a mimo to w każdym liście wyczuwam, jak bardzo za nami tęskni, mój biedny chłopiec, i jak bardzo nas kocha.

Ja też nie potrafię zresztą sklecić choćby jednego naturalnego, niewymuszonego listu. Piszę jedynie o dzieciach, lecz sama widzę, jak źle napisane są moje listy. Ale Otto pewnie tego nie zauważy.

2 kwietnia 1902

Dzisiejszy list Ottona smutniejszy był niż którykolwiek wcześniej. Tak strasznie tęskno mu do domu. Mówi, że całe popołudnie spędził, czytając stare listy ode mnie i chłopców i oglądając nasze fotografie. „Co wieczór całuję zdjęcia Was wszystkich; to małe, które Henrik zrobił Einarowi i Tobie w domku letnim, wisi nad moim łóżkiem, ale ja je zdejmuję i całuję każdego wieczoru, gdy gaszę światło”.

Prosi, bym wreszcie przyjechała do niego na Wielkanoc; tak, drogi mój, pewnie przyjadę. Och, sama też tęsknię za tobą, Otto. Tęsknię jednak za niemożliwym, życie i duszę oddałabym, aby coś się odstało. Och, czyste mieć, dobre, spokojne sumienie! Nic wtedy nie mogłoby mnie onieśmielić, a każde napisane czy wypowiedziane do ciebie słowo dawałoby ci siłę, nadzieję i życiową energię, dzieciom zaś byłabym i ojcem, i matką pod twą nieobecność.

W ogóle nie myślałabym wtedy o sobie, tylko o was, moich ukochanych, bylebyś tylko wyzdrowiał, Otto. Tak marnie czuję się przez to, że stale chodzę tylko i rozmyślam o swoich sprawach, ale ani na chwilę nie mogę przestać. I boli mnie to tak samo jak na początku albo i mocniej. Bo muszę znosić to całkiem sama, wbijam sobie te myśli do głowy, aż trawią mi umysł niczym nowotwór. I przypomina mi się o tym dwadzieścia razy dziennie — znieść się nie da, gdy Otto pyta, czy widziałam może niedawno Henrika, czy często u nas bywa i tym podobne. Mówi o nim prawie w każdym liście. I jeszcze wszystkie te pozdrowienia dla Åse, „słodziutkiej Maleńkiej, której ojciec prawie nie widział”; wypytuje o wszystko na jej temat.

Bóg wie, co by się stało, gdybym któregoś dnia powiedziała Ottonowi: „Åse to nie twoje dziecko. Henrik i ja, my, którym wierzyłeś najbardziej na całym świecie i których najbardziej ceniłeś, zdradziliśmy cię. To Henrik jest ojcem Åse”.

Nie wiem, co by zrobił — nie potrafię sobie tego wyobrazić. Wiem tylko, że jego życie byłoby doszczętnie zniszczone, że nic by zeń nie pozostało — dokąd miałby się zwrócić ze swym bezgranicznym, straszliwym poczuciem krzywdy? Że zdradziliśmy go, choć sam zawsze był taki wierny — nieznośnie wręcz wierny, pod każdym względem. Odkąd się pobraliśmy, patrzyłam, jak żyje tylko dla swojego domu, dla mnie i dzieci — jakbyśmy byli jego wierzycielami — mieliśmy prawo zabrać mu każdą dostępną godzinę i każde zarobione przez niego øre1.

Pewnie nawet nie wierzy, że coś takiego — niewierność i cudzołóstwo — mogłoby pojawić się w jego życiu. Na peryferiach jego egzystencji zapewne czasem zdarzało się, że jakiś mężczyzna „uwiódł kobietę” czy zdradził żonę albo był mężem „szmaty”, Otto zaś ma na te sprawy pogląd boleśnie nieskomplikowany i zawsze w takich przypadkach mówi, że tego czy tamtą należałoby zastrzelić lub wrzucić w worku w nurt Akerselven2.

Biedny Otto — i biedna ja.

3 kwietnia 1902

Znowu zaczęłam prowadzić dziennik. Prowadziłam go również, gdy byłam zakochana w Ottonie, ale niewiele w nim pisałam — wówczas nie chciało mi się nad sobą rozmyślać.

W dawnych czasach zawsze złościło mnie, kiedy w książkach twierdzono, że kobieta szczęśliwą jest tylko wtedy, gdy absorbuje ją inny człowiek. Teraz mogę się pod tym oburącz podpisać, jak pod innymi wyświechtanymi, oklepanymi prawdami, które kwestionowałam w młodości.

Teraz rozumiem, dlaczego przestępca wyznaje winy, a katoliczki nałogowo się spowiadają. Powiedziałam kiedyś, że zdołam dokonać morderstwa i żyć z własnym sumieniem jako wtajemniczona, sędzia, wyznaczająca karę lub orzekająca o łasce. Boże mój, chodzę tylko i rozmyślam, aby komuś to wyznać — w nocy leżę na przykład i myślę, że któreś dziecko przyjdzie kiedyś dorosłe, udręczone na duszy i zwierzy się swojej matce — a ja powiem mu wszystko, co je przerazi, będzie przestrogą, siłą, pomocą, zbawieniem — uch!

Jakąż rozkoszą byłoby móc uklęknąć w konfesjonale, wyjawić wszystko księdzu za kratką i wrócić do domu z poczuciem ulgi i czystym sumieniem. Albo odpokutować za grzechy w więzieniu.

Ja zaś spisuję kolejne strony. Boże drogi, ależ ze mnie nędzarka! Wyobrażałam sobie, że mniej będę myśleć o tym za dnia i mniej leżeć bezsennie w nocy. Do pewnego stopnia mi się udawało, choć to raczej z powodu wielkanocnych porządków.

Jutro jadę do Lillehammer3.

22 czerwca 1902

Znowu próbuję pisać, bo nie wytrzymuję już własnych myśli. Jakby jakaś nadludzka wyobraźnia wszystko to wymyśliła i uczyniła najbardziej nieznośnym, dręczącym i wzburzającym, jak tylko możliwe. Bliska jestem nawrócenia na wiarę w opatrzność.

Zdradziłam męża — młodego, pięknego, miłego, wiernego, dobrego i szlachetnego — z jego najlepszym przyjacielem i wspólnikiem, a moim kuzynem, którego znam od dziecka i przez którego zbliżyliśmy się do siebie z Ottonem. Teraz zaś Otto leży w Grefsen4, chory na suchoty, a mój kochanek płaci za niego i wszystkich nas utrzymuje. Otto natomiast o niczym nie ma pojęcia, a ilekroć go odwiedzam, opowiada tylko, jak niezrównanym przyjacielem jest Henrik i jak niezrównaną ma żonę. Na dodatek wygląda na to, że z czwórki moich dzieci właśnie to, które jest naszą sprawką, ma za najbliższe i właśnie o nim stale chce słyszeć.

O całym nieszczęściu dowiedziałam się, gdym pojechała do Ottona w Wielkanoc. Chciał wracać do domu, a gdy powiedziałam, że moim zdaniem powinien zostać tam, aż wyzdrowieje, odparł, że nie może ciągle być utrzymywany przez Henrika. Wyjeżdżając, myślał, że wyzdrowieje w parę miesięcy na tyle, by znowu pracować w biurze. Wtedy dowiedziałam się, że kiedy Otto i Henrik zakładali spółkę, Henrik wpłacił cały swój kapitał na rzecz niewielkiego przedsiębiorstwa Ottona. Zawsze myślałam, że Otto coś odziedziczył wtedy po teściu, choćby niewiele; okazuje się jednak, że nic. Przedsiębiorstwo prosperowało, a Otto ma niezłe kontakty, ale za mało środków do pracy, i chociaż jest zdolnym przedsiębiorcą, twierdzi, że Henrik zachował się wtedy jak dobry przyjaciel.

— Harowałem jak wół, pókim był zdrów — powiedział Otto — i nie miałem sumienia, żeby wyjeżdżać, kiedy Henrik to zaproponował, ale nie mogę latami leżeć w bodaj najdroższym uzdrowisku w kraju.

Usłyszawszy to, prawie się wygadałam — tak straszne były to wieści. Ale mogłam jedynie zgodzić się z Ottonem. Zaproponowałam, że wynajmiemy coś za miastem, a ja dobrze się nim zajmę... Boże, jak ja go prosiłam. Również dlatego, że chciałam coś dla niego zrobić, a Otto był mocno wzruszony, płakał z głową na moim ramieniu i bezustannie gładził mnie po policzku i dłoniach. Ale nie chciał ze względu na dzieci — biedaczek, pojęłam, że nie ośmieliłby się żyć z nami w sposób, jaki był teraz konieczny. To okropne patrzeć, jak cierpi i trzyma się życia — boi się.

Pojechał ze mną do domu i spędził tam trzy tygodnie. Cieszyłam się, że jest obok, bo nie mogłam już prawie znieść tej samotności, ale, Boże, było to jednak przerażające. Patrzeć przy tym, jak boi się zarazić dzieci — a przecież stale przy nim były, a on przy nich.

Codziennie siedział w biurze, a ja ciągle musiałam słuchać o Henriku. Otto stale sprowadzał go też do domu na kolację i obiad. Henrik wcale nie czuł się lepiej, co było mi pociechą. Jakie to żałosne. Po cichu przyglądałam się, czy przez ostatnich parę lat bardziej posiwiał, ale pomimo chęci nie wykryłam, żeby cokolwiek się zmienił, odkąd powrócił z Anglii.

Otto jest teraz w Grefsen. Gdy tylko się tam znalazł, zaczął silnie pluć krwią i wciąż pozostaje w łóżku.

Przyjęłam posadę w starej szkole, zaczynam po wakacjach. Oczywiście niezmiernie mnie to raduje; w ten sposób mogłabym żyć z dziećmi bez pomocy przedsiębiorstwa. Z drugiej strony rozleniwiło mnie takie wygodne życie, jakie wiodłam przez ostatnie lata. W zasadzie wolałabym pewnie siedzieć w fotelu i cały dzień rozmyślać nad sobą — obawiam się powrotu do pracy.

Tego popołudnia, kiedy zadecydowano, że Otto pojedzie do Grefsen, Henrik przyszedł do pokoju dziecięcego, w którym siedziałam.

— Marto, dopóki Otto jest chory, musimy udawać, że nic między nami nie było — powiedział. — Musimy!

Ma rację i, jak mawiają, trzeba go powiesić.

25 czerwca 1902

Jutro Åse kończy rok. Był to najdłuższy rok mego życia. Mam wyrzuty sumienia wobec małej; uważam, że nie byłam dla niej dość dobrą matką. Zresztą dla pozostałej trójki też nie — dom w ogóle nie przypomina tego, czym być powinien.

Och, słodkie dziatki, wezmę się w garść, bo w domu powinnyście widzieć jedynie uśmiech i słońce, słyszeć same dobre słowa. Ale ostatnio zaczęło się psuć. Nie tylko dlatego, że chłopcy są starsi, że nie przychodzą już jak kiedyś na pieszczoty — kiedy zbieram troje najstarszych po południu, nie układają mi już głów na kolanach, nie przyciskają się do piersi i nie walczą o moją uwagę.

Obawiam się jutra. Nie mogę przecież odmówić dzieciom tradycyjnego ciasta czekoladowego. Einar i Halfred marudzili już, żebym pomogła im wydłubać pieniądze ze skarbonek — chcieli kupić małej prezenty. Musiałam się powstrzymywać, by nie okazać im zniecierpliwienia, co oczywiście zauważyli; oddalili się chyłkiem niepyszni. Biedne maluchy... Jutro muszę też wybrać się do Ottona.

3 lipca 1902

Dzisiaj jest moja rocznica ślubu.

Zabrałam do niego troje najstarszych; zwyczajnie nie śmiałam jechać tam sama. Jak zauważyłam, Ottonowi nie spodobało się, że ich dziś ze sobą wzięłam. Lał deszcz, przez co również, jak twierdził Otto, nie powinni przyjeżdżać.

— Są chyba dobrze ubrane, co? Niech no ja sprawdzę, jakie macie stopy... Nie jest wam aby zimno? A tobie, Marto? Och, miła moja, chyba uważasz? Wiesz przecież, że trzeba. Pilnuj tylko, na Boga, żeby się nie poprzeziębiali...

Siedział w swoim fotelu. Zbierało mi się na płacz, ilekroć na niego spoglądałam, tak żałośnie schudł, tak wisiały na nim ubrania. Próbował gawędzić ze mną i dziećmi, ale rozmowa się nie kleiła. Einar, Halfred i Ingrid siedzieli ze zwieszonymi głowami na krzesłach. Mieliśmy pić wino, a kiedy stuknęliśmy się kieliszkami, Otto ujął obie moje dłonie i cicho je ucałował.

— Dziękuję ci, moja Marto — powiedział jedynie.

Wtedy już nie wytrzymałam, rozpłakałam się, a Ingrid zaraz zaczęła krzyczeć, podbiegła do mnie i schowała mi główkę na kolanach. Musiałam ją podnieść, pocieszać... Gdy spojrzałam na Ottona, siedział oparty w fotelu, z zamkniętymi oczami; drżały mu wargi.

Na szczęście na trochę przestało padać, więc dzieci można było wysłać do parku. Z okna widzieliśmy, jak cała trójka człapie brzozową aleją.

— Szkoda ich tutaj zabierać, Marto — powiedział Otto — to dla nich żadna zabawa przyjeżdżać tutaj.

Nie odpowiedziałam.

— To dla nich żadna zabawa przyjeżdżać tutaj, mówię — powtórzył zirytowany.

Ze wszystkiego najsmutniejszy jest chyba ten gderliwy, zbolały ton, którego czasem używa. Nie znał go, kiedy był zdrowy.

— Powinniśmy byli przewidzieć to jedenaście lat temu — rzekł powoli. — Szkoda, że tak się nie stało... Bo nie siedziałabyś tu teraz z czwórką małych dzieci i wrakiem zamiast męża. Och, jak inaczej jawiła się nam wtedy przyszłość, Marto. Nie tegośmy się spodziewali. Pamiętasz... — powiedział, ściskając mi dłonie, aż zabolało. — Dziś mija jedenaście lat... Taka byłaś przez wszystkie te lata... Marto moja, najsłodsza. Bo chyba wiesz, jak bardzo cię kocham? Tak bardzo dziękuję ci za te lata...

Znowu zaczęło padać i dzieci wróciły na górę. Było już tak późno, że przyszedł doktor z wieczorną wizytą. Kiedy mieliśmy wychodzić, Otto przywołał do siebie dzieci:

— Chyba jesteście grzeczne i słuchacie się matki, jak ojca nie ma? Cały czas jesteście grzeczne? Dzieci moje, nigdy, przenigdy nie możecie zasmucić matki! Słyszysz, Einarze? Jesteś już na tyle duży, że zapamiętasz, co mówi ci ojciec. Musisz zawsze być dobrym chłopcem, zawsze robić, co możesz, dla matki i dla rodzeństwa... Ty też, Halfredzie, chłopcze mój...

Płakali i ja płakałam. Tworzyliśmy żałosny korowód, idąc drogą pod parasolami na tramwaj. Wtedy Ingrid się zmoczyła, przez co musiałam wziąć ją na ręce — inaczej nigdy nie doszlibyśmy do miasta. Z dzieckiem i parasolem w rękach, w spódnicach mokrych u dołu i z obydwoma chłopcami za mną, tupiącymi niekończącą się polną drogą w ulewnym deszczu!

Dokładnie rok temu leżałam po narodzinach maleńkiej. Otto siedział obok i mnie pocieszał — mogliśmy jeszcze kiedyś świętować złote gody. Bo chyba ani przez chwilę nie myślał inaczej, niż że prędko wydobrzeje.

Dwa lata temu byliśmy w domku letnim, jak zawsze w naszą rocznicę. Wznosiliśmy toasty szampanem, a Otto powiedział, że jest chyba najszczęśliwszym mężczyzną w Norwegii. Ja zaś siedziałam i myślałam, jak bezgranicznie jestem nieszczęśliwa, jak obcy staliśmy się sobie — o czym on nie miał zielonego pojęcia. Nie wiedziałam wtedy, czym naprawdę jest nieszczęście!

Za rok będę może wdową...

Domek wystawiono na sprzedaż. Mam nadzieję, że nie sprzeda się zbyt prędko w tych ciężkich czasach — za życia Ottona.

Kiedy myślę o całym naszym małżeństwie, w pewnym sensie oczywistością jest, że tak właśnie się ułożyło. Z drugiej strony wydaje się to tak bezsensowne... i głupie. Cały mój smutek zlewa się w złość i gorycz, których nie mogę zwrócić ku nikomu innemu niż ku sobie. W zasadzie nie mamy w tym świecie wielkiego wyboru. Gdybym wtedy, kiedy Otto i ja zaczęliśmy się od siebie oddalać, wiedziała to, co wiem teraz, po dziś dzień bylibyśmy szczęśliwi! Mimo to, jeślibym miała ponownie przeżyć ostatnich pięć-sześć lat, będąc osobą, jaką byłam wtedy — wiem, że stałoby się tak samo.