Panta Rhei - Kamil Brach - ebook + książka

Panta Rhei ebook

Kamil Brach

3,9

Opis

"Panta rhei" ponownie splata losy bohaterów z 21. i 24. wieku. W wyniku niespotykanej dotychczas aktywności słonecznej przyjaciel Jacka zostaje przeniesiony na Stację Kontrolną. Zarządzający nią odkrywają, że Podróżnik 004 (Jacek, bohater pierwszej powieści) przeżył obławę i żyje bezpiecznie w swoich czasach. Departament Czasu nie może sobie pozwolić na takie niedopatrzenie w continuum czasoprzestrzennym i organizuje pościg za zbiegiem. Jacka poszukuje więc kilka osób, nie wiedząc o swoich misjach, tymczasem on znowu staje wobec problemu ratowania przyjaciela, ale musi zmierzyć się ze swoimi obawami i "wrócić do przyszłości". Wartka akcja, nieoczekiwane zmiany w fabule, a przy tym refleksja na temat tego, jak może zmienić się ludzkość w przyszłości.

Druga powieść Kamila Bracha to historia o przyjaźni i jej znaczeniu w życiu każdego z nas. Tym razem oprócz Warszawy tłem dla przygód bohaterów są różne miejsca w Europie zarówno w przyszłości, jak i w teraźniejszości, np. Włochy, Irlandia czy Szwecja.

Książka utrzymuje plastyczność stylu zaprezentowaną w "Continuum", co pozwala czytelnikowi wyobrazić sobie przedstawiony, spójny świat książki, a ilustracje autorstwa Jakuba Kuleckiego są dodatkowym atutem.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 455

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
3,9 (9 ocen)
3
3
2
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
PawelChwilkowski

Nie oderwiesz się od lektury

warto
00

Popularność




Rozdział I

PORTAL CZASU

W Sali Koordynatorów Stacji Kontrolnej Departamentu Czasu panowały niespotykane od dawna ruch i harmider. Od lat pomieszczenie to nie było tak intensywnie wykorzystywane. Ciemne ściany były rozświetlone, nie licząc głównego oświetlenia, dziesiątkami poświat z konsol analityków zlokalizowanych w boksach ustawionych w czterech szpalerach. Część konsol nadal była zdemontowana lub częściowo rozebrana, ale te, które dało się uruchomić lub prowizorycznie naprawić, pracowały pełną parą.

Na podwyższeniu, po przeciwnej stronie od drzwi wejściowych, na holograficznej mapie Ziemi skrzyły się setki niebieskich, żółtych i czerwonych punkcików wraz z krótką metryką obejmującą numer kontrolny, stanowisko analityka oraz rok zgodnie z kalendarzem juliańskim. Większość z nich dotyczyła dat nie starszych niż dziesięć lat, ale wśród punktów można było dojrzeć również takie, których daty sięgały kilkaset lat wstecz, poza zakres dostępny dla cywilnego użytkownika.

W powietrzu dało się wyczuć dużą nerwowość. Stojący przed holograficznym odzwierciedleniem ojczystej planety Aleks Dimitris, od dwóch lat pierwszy cywilny dowódca tego kompleksu, nerwowo tarł opuszkiem kciuka o pozostałe palce. Miał świadomość, że stojącego przed nim zadania nie da się wykonać w tak krótkim czasie. Zwłaszcza że nie był pewny, jak krótki to czas. Miał się właśnie zmierzyć z największym kryzysem w historii stacji.

Wszystko zaczęło się we wtorek, dwa dni wcześniej. To wtedy otrzymał pierwszą informację, że obserwatoria astronomiczne przewidują z korony słonecznej wyrzuty plazmy o niespotykanej dotąd sile. Istniała obawa, że na trajektorii efektów olbrzymiego rozbłysku znajdzie się Ziemia.

Aktywność macierzystej gwiazdy była z roku na rok coraz silniejsza, ale maksimum burz słonecznych przewidywano dopiero za dwa lata. Od kilku miesięcy Słońce było jednak spokojne…

Zgodnie z tajnym raportem z Departamentu Przestrzeni Międzyplanetarnej nadchodzący wybuch mógł przekroczyć nie tylko tegoroczne maksimum, ale w ogóle być najsilniejszym od czterystu lat. Przewidywany rozbłysk miał przekroczyć najwyższy zarejestrowany poziom aktywności Y3.

Nadchodziła swoista kumulacja tego stulecia. Naukowcy nie bez powodu obawiali się skutków tego wybuchu, czy też serii wybuchów, na Słońcu dla wszelkiej ziemskiej elektroniki, której zabezpieczenia mogłyby nie sprostać sile natury.

Sytuacja była na tyle poważna, że zarządzono natychmiastową ewakuację orbit nad planetą oraz wprowadzono restrykcje w podróżach w przestrzeni ograniczonej pasem planetoid pomiędzy Marsem a Jowiszem. Na każdy przelot w wewnętrznej przestrzeni Układu Słonecznego należało otrzymać bieżące, uzależnione od aktualnej sytuacji na Słońcu, zezwolenie Centrum Kontroli Lotów.

Na orbicie Ziemi panował za to rzadko spotykany ruch. Załogowe statki i bezzałogowe promy opuszczały stacje dokujące i doki naprawcze, aby schronić się w dalszych obszarach Układu Słonecznego. Przekaźniki tarczy ochronnej, na co dzień osłaniającej Ziemię przed desantem obcych wojsk, zostały wyłączone i wprowadzone w stan hibernacji. To samo spotkało projektory holograficznych przynęt zwielokrotniających wizualny wygląd sił obronnych – orbitalnych platform bojowych i okrętów. Wszystkie satelity, które nie były niezbędne dla funkcjonowania ludzkiej cywilizacji, przesuwano na takie orbity, aby Ziemia stała się dla tych urządzeń osłoną przed naładowanym wiatrem cząsteczek. Niestety rzeczywiste orbitalne platformy bojowe były zbyt duże, aby aż tak zmienić ich położenie, więc w stanie wyłączenia musiały pozostać na dotychczasowych orbitach, ryzykując uszkodzenia. Mimo to miejsca za zbawczą osłoną Ziemi nie starczyło dla wszystkich, dlatego na dotychczasowych orbitach pozostawiono te mniej cenne obiekty, ograniczając się do wyłączenia wszystkich systemów niezwiązanych z orientacją w przestrzeni oraz uruchomienia standardowych pól siłowych, które miały zmniejszyć wrażliwość na zabójcze efekty słonecznych eksplozji.

Nie mniejsza mobilizacja trwała na powierzchni planety, gdzie dawno nie było tak wielu zespołów zwiadowców. Pracowali oni bez wytchnienia, od zmierzchu do świtu. Zabezpieczali i wyłączali infrastrukturę energetyczną, czujniki powierzchniowe oraz systemy obronne rozsiane po całej planecie.

W miejsce automatycznych systemów obronnych pojawiały się oddziały wywodzące się z Korpusów Ekspedycyjnych Imperium Ziemian, na co dzień rozsianych po najdalszych zakątkach znanego kosmosu.

Szczególną opieką otoczono strategiczny obiekt, jakim była winda kosmiczna w okolicach równika na kontynencie amerykańskim. Zdecydowano, że jej eksploatacja – tak jak w przypadku platform bojowych – zostanie wstrzymana, wszystkie możliwe systemy zostaną wyłączone, a kopuła pola siłowego otoczy naziemną i kosmiczną część kompleksu. Dla zapewnienia ochrony w bezpośredniej bliskości naziemnych elementów rozmieszczono całą brygadę wojsk ekspedycyjnych, która miała za zadanie wzmocnić standardową ochronę przed zewnętrznym zagrożeniem. Przewidywano, że kopuła pola może nie przetrwać przejścia niszczycielskiej fali naładowanych cząsteczek, a wtedy jedyne połączenie z orbitą nie będzie w żaden sposób chronione.

Wszystkie te działania były podejmowane dyskretnie, aby osłabienie ochrony Centralnego Dowództwa Imperium Ziemian nie zostało zbyt wcześnie dostrzeżone. Nie informowano również innych departamentów ani opinii publicznej, obawiając się obcej siatki wywiadowczej.

Departament Przestrzeni Planetarnej zrobił wyjątek, którym była Stacja Kontrolna Departamentu Czasu. Z powodu położenia, na wysokości prawie siedemdziesięciu kilometrów nad powierzchnią Europy, znajdowała się na pierwszej linii zagrożenia. Nie było możliwości jej przesunięcia, a rzadka ziemska atmosfera nie dawała prawie żadnej ochrony. Co najgorsze, z powodu funkcji, jaką pełniła jako strażnik czasu, nie można jej było po prostu wyłączyć. Musiała działać bez przerwy, monitorując przeszłość i przyszłość.

Aleks Dimitris jako inżynier widział jeszcze jedno zagrożenie. Stacja, w której się znajdowali, była punktem wspólnym całej sieci podróży w czasie. Powstała, aby nadzorować podróżników, ale ostatecznie stała się czymś więcej – głównym elementem architektury czujników informujących o zmianach w czasie i nadzorujących je, rozsianych po całym świecie, po wielu wiekach. Stacja synchronizowała pracę naręcznych wehikułów czasu. W niesprzyjających okolicznościach jej uszkodzenie mogłoby rozstroić urządzenia i na długo sparaliżować monitoring oraz podróże w czasie.

Z tego powodu po uzyskaniu informacji z Departamentu Przestrzeni Kosmicznej Dimitris spędził całą noc, przekonując swojego ministerialnego zwierzchnika, że należy wstrzymać wszelkie podróże w czasie, a podróżników ściągnąć do domu w trybie natychmiastowym. Jego argumentacja przyniosła skutek i od środy trwała akcja pod kryptonimem „Mimoza”.

Cofnięto analitykom wszelkie dni wolne, uruchomiono wszystkie nadające się do pracy konsole, a specjalne zespoły techników oddelegowane na stację próbowały poskładać w całość te urządzenia, które dawały nadzieję na szybkie uruchomienie. Każde stanowisko koordynujące pozwalało wysłać większą liczbę Strażników* w przeszłość przez portal w Sali Powrotów, a właśnie na tym Dimitrisowi zależało najbardziej.

Departament Czasu nakazał niezwłoczną aktualizację oprogramowania, co tymczasowo zawieszało jakąkolwiek możliwość podróży w czasie. Pozostawała jednak duża grupa ludzi, która w swoje podróże wyruszyła przed wydaniem aktualizacji. Po tych podróżników wysyłano Strażników, aby sprowadzali ich do stacji kontrolnej. Jednocześnie trwało awaryjne ściąganie zespołów naukowych z baz stałych i tymczasowych, które były rozsiane w różnych epokach czasowych. Obawiano się, że mogłyby one nieodwracalnie utknąć w przeszłości.

Z godziny na godzinę na holograficznej mapie malała liczba kolorowych kropek. Jednak również ludzki personel koordynujący pracę Strażników wykazywał coraz słabszą wydajność. Ludzie potrzebowali zmiany, odpoczynku. Dimitris dobrze o tym wiedział, ale nie miał rezerw, które mogłyby zastąpić jego pracowników ślęczących drugą dobę nad konsolami. A czas naglił. Dowódca też nie wyglądał najlepiej. Poszarzała cera i podkrążone oczy sprawiały, że jego twarz dzisiaj się postarzała.

Dimitris pobieżnie analizował czas trwania akcji „Mimoza”, kiedy poczuł delikatne mrowienie w nadgarstku lewej ręki. Podciągnął rękaw kombinezonu i dotknął palcem wskazującym skóry w tym miejscu. Na przedramieniu, po wewnętrznej stronie, wyświetliła się twarz umundurowanego wojskowego, starszego od dowódcy o jakąś dekadę. Obraz otoczony był niebieską obwódką jako wyróżnik szyfrowanego przekazu.

– Panie generale, melduje się zarządca Stacji Kontrolnej Departamentu Czasu – wypowiedział w myślach, nie poruszając ustami, dowódca.

– Witajcie, Dimitris – słowa generała Orfalego pojawiły się w głowie zarządcy. – Meldujcie, jaka jest sytuacja!

– Ściągnęliśmy większość cywilnych podróżników. Pozostało około setki. – Dimitris zerknął w kierunku holograficznej mapy. – W miarę możliwości ewakuujemy Strażników prowadzących akcje wywiadowcze w przeszłości.

– A ewakuacja baz archeologicznych?

– Opuściliśmy już bazy Alfa i Gamma. Pozostają jeszcze dwie, Theta i Omega.

– W jakich przedziałach czasowych są zlokalizowane?

– Baza Theta jest na rubieży naszej sieci dozoru, czyli w roku dwa tysiące dwusetnym. Baza Omega istnieje w przededniu początku Piekielnej Dekady, w roku dwa tysiące siedemdziesiątym dziewiątym. Aktualnie prowadzimy ewakuację bazy Theta.

– Musicie to zmienić. Najpierw macie ściągnąć personel z Omegi.

– Ale, panie generale, dlaczego?

– Jeżeli stracimy z nimi kontakt, jeśli opadnie kamuflaż maskujący i technologia przyszłości dostanie się w ręce jednej ze stron konfliktu, grożą nam niebywałe zmiany w continuum czasowym. Zastanawiał się pan nad taką możliwością?

– Nie, panie generale – odparł zarządca.

– Tak też myślałem. Wy, cywile w ogóle nie zastanawiacie się na rzeczami ważnymi.

– Tak jest – przytakiwał Dimitris, nie mając ochoty na jałową kłótnię.

– Nie wiem, dlaczego oddano panu kierowanie tą placówką – nie przestawał rugać podwładnego Orfali.

Dimitris nawet nie starał się oponować. Pamiętał swoją współpracę z generałem sprzed kilku lat, kiedy to tamten zarządzał Stacją Kontrolną, zaś Aleks był jednym z analityków. – Czekam w takim razie na informację co do postępów.

Twarz wyświetlona na powierzchni skóry zniknęła. Dimitris przywołał przez mikroport analityka zajmującego się ewakuacją stacji Theta i wydał mu stosowne zmiany do grafiku powrotów.

– Ale… szefie… – protestował młody pracownik – ewakuowaliśmy już trzydzieści procent składu osobowego i pięćdziesiąt procent wyposażenia. Jeżeli po eksplozji słonecznej zostaną odcięci, nie przeżyją sami w bazie.

– Wiem – przytaknął zarządca. – Będą musieli się ujawnić i żyć w przeszłości do czasu, aż będziemy mogli po nich wrócić. Nie ma innego wyjścia. Nasi przełożeni uważają, że najważniejsze jest ewakuowanie bazy Omega, która znajduje się w bardziej zapalnym okresie.

– Rozumiem – przytaknął z rezygnacją w głosie analityk, trąc zaczerwienione oczy.

– Ile godzin już siedzisz za konsolą? – zapytał z troską Dimitris.

– Dwadzieścia.

– Potrzebujesz zmiany!

– Dam radę. Oni – analityk wskazał na holograficzną mapę górującą nad nimi – nie mogą zostać sami. Potrzebujemy każdego z nich, żeby zbudować lepszą przyszłość – wyrecytował wpajany mu od dzieciństwa slogan.

– Tak, wiem – westchnął zarządca i odesłał młodego pracownika do jego konsoli.

Kolejne godziny upływały w coraz większej nerwowości. Wśród analityków krążyli medycy z ambulatorium i najbardziej wycieńczonym podawali zastrzyki ze stymulantów, aby powstrzymać spadek sił i koncentracji.

Ewakuacja bazy Omega była dużo trudniejsza niż wszystkich wcześniejszych. Jej położenie – daleko od współczesności, ale w czasach, gdy środki rozpoznania były już mocno zaawansowane – stawiało przed personelem Stacji Kontrolnej dodatkowe wymagania co do skrytego połączenia tych dwóch miejsc tunelem międzyczasowym. Świat stał wtedy na krawędzi wojny, przez co wszędzie kontrolowane były wszelkiego rodzaju anomalie energetyczne lub radarowe. Utworzenie w takich warunkach niskoemisyjnego tunelu wymagało użycia specjalnej procedury. Jej niedogodnością było to, że w sposób poważny ograniczano sobie szybkość transferu między połączonymi światami.

Aleks Dimitris był właśnie pochłonięty raportem na temat postępu ewakuacji, gdy w miejsce holograficznego obrazu Ziemi pojawiła się posępna twarz zastępcy ministra Departamentu Przestrzeni Planetarnej.

– Informuję wszystkie służby, że się zaczęło! Nastąpiła spodziewana megaerupcja na Słońcu. Przed chwilą zamilkła jedna z boi sygnalizacyjnych na orbicie okołosłonecznej Merkurego. Wektor naładowanych cząstek jest skierowany prosto w Ziemię. Fala jest mocno skompresowana, więc jej niszczycielska siła może być znaczna i to w krótkim czasie. Na jej drodze nie ma żadnych obiektów, które mogą ją powstrzymać lub rozproszyć. Według kalkulacji mamy sześć minut do dotarcia pierwszej fali. Powodzenia!

Pomruk podszyty obawą przetoczył się przez Salę Koordynatorów.

– Która godzina jest u nas? – Dimitris nie potrafił opanować głosu, w którym też słychać było obawę.

– Czternasta czasu słonecznego – odparł najbliżej stojący pracownik.

– A więc jednak. Będziemy w pierwszym rzędzie tego piekła – dodał ktoś inny.

– Ludzie! Skupcie się! – Zarządca starał się odzyskać autorytet wśród swojego zespołu, który stracił spójny cel działania. Opanowanie emocji przychodziło mu z trudem. – Mamy pięć minut, żeby się przygotować. Wszyscy koordynatorzy mają zakończyć swoje działania. Poinformujcie zarządzane przez was jednostki Strażników, że mają w trybie awaryjnym, przy pomocy osobistych wehikułów, wracać do naszych czasów. Jeśli z jakiegoś powodu nie zmaterializują się w Sali Powrotów, po dotarciu na Ziemię mają uruchomić boję sygnalizacyjną. Jeżeli są poza zasięgiem dla mocy osobistego transportera, niech maksymalnie zbliżą się do obecnego punktu czasowego i uruchomią nadajnik ratunkowy. Wrócimy po nich, jak to tylko będzie możliwe. W następnym etapie macie zabezpieczyć i wyłączyć swoje konsole, a potem zebrać się przy moim podwyższeniu z dala od konsol i ścian z przewodami energetycznymi – zaczął wydawać składne rozkazy.

Zespół od razu wrócił do pracy.

– Analityku Fillero – przywołał mikroportem swojego podwładnego Dimitris.

– Tak?

– Jaki jest status ewakuacji bazy Omega?

– Sprowadziliśmy już większość wyposażenia, które mogłoby zakłócić continuum w przypadku odkrycia naszej placówki. Obecnie trwa ewakuacja przenośnych reaktorów fuzyjnych.

– Personel?

– Oprócz kilku naukowców, którzy przeszli dla zabezpieczenia transportów z naszej strony tunelu, wciąż w bazie Omega.

– Na ile oceniacie czas potrzebny na ich ściągnięcie.

– W obecnych warunkach? Trzydzieści do czterdziestu minut.

– Za dużo – zawyrokował Dimitris. – Przyspieszcie transport.

– Ale jak?

– Autoryzuję zdjęcie ograniczeń. Wzmocnić moc tunelu międzyczasowego do maksymalnej wydajności. Nie obchodzi mnie, że wykryją naszą obecność. Teraz to i tak bez znaczenia.

– Tak jest!

– Jak tylko zakończycie transport, postępujcie jak reszta operatorów konsol – dodał dla pewności.

Lekko drżącą dłonią odsunął mankiet kombinezonu i połączył się z ambulatorium.

– Zgłasza się Surya Luno z ambulatorium. – Na przegubie dłoni pojawiła się twarz młodej, dwudziestokilkuletniej kobiety.

– Panno Luno, proszę przygotować ambulatorium na przybycie rannych i wydelegować zespół do Sali Powrotów. Przejście przez tunel czasowy będzie działało do ostatnich sekund.

– Zrozumiałam. Już się tym zajmuję.

Dimitris podniósł wzrok. Część analityków stała już przy podwyższeniu, a technicy fizycznie rozłączali opuszczone przez nich konsole. Główna mapa holograficzna jeszcze działała, pokazując rozsiane po globie kropki. Każda z nich oznaczała Strażnika lub człowieka, którego już nie mogli uratować.

– Baza Theta powiadomiona? – zapytał zarządca bez wiary, że w rosnącym chaosie otrzyma odpowiedź.

– Powiadomiłem ich osobiście – odezwał się jednak jeden z analityków.

– I jak to przyjęli?

– Powiedzieli, że będą się starali przetrwać do czasu nawiązania przez nas kontaktu. Przeniknięcie w czasy swoich pradziadków traktują jako ostateczność.

– Dobrze. Przynajmniej oni nie tracą nadziei.

Kolejne mrowienie nadgarstka sygnalizowało nadchodzącą rozmowę. Aleks uruchomił obraz wyświetlany na skórze przedramienia, ale jakość sygnału była słaba. Z trudem w pełnym przypadkowych pikseli obrazie rozpoznał wiceministra Departamentu Przestrzeni Planetarnej.

– Zgłasza się zarządca Stacji Kontrolnej – zameldował się przełożonemu.

– Wyłączcie wszystko, powtarzam, wyłączcie wszystko! – Wypowiedź była przerywana lub nienaturalnie wydłużana.

– Nie możemy, trwa ewakuacja – odpowiedział Dimitris.

– Fala cząsteczek ma niespotykaną… moc. Nasze magnetyczne pola siłowe nie będą w stanie… ochronić naw… przed pierwszą falą… – głos zastępcy ministra próbował się przebić z informacją przez zakłócenia.

Aleks Dimitris zrozumiał powagę sytuacji. Nie mieli ani chwili. Jeszcze kilka minut temu łudził się, że pierwsza fala cząsteczek nie będzie aż tak niszczycielska, że minie jeszcze może ze dwadzieścia minut, zanim dotrze do nich maksimum tej aktywności. Drogocenne minuty, które pozwoliłyby zakończyć akcję „Mimoza” przynajmniej z częściowym sukcesem.

Wywołał na wideokomunikatorze Salę Powrotów.

– Natychmiast wyłączyć portal tunelu czasowego! – rozkazał.

– Zarządco, trwa transport – zaoponował technik obsługujący konsolę sterującą.

– To bezwzględny rozkaz! – Dimitris zmienił ton.

– Zrozumiałem – odpowiedział technik i nacisnął wizualizowany na ekranie konsoli przycisk przerwania operacji.

Zebrani w Sali Powrotów inżynierowie z bazy Omega popatrzyli na siebie z niedowierzaniem. W krytycznym momencie chciano pozostawić ich kolegów na pastwę przeszłości. Żaden z nich jednak nie zaprotestował. To byłoby wbrew regulaminowi. Nie dyskutowano z rozkazem dowódcy. Pracownicy spuścili tylko głowy i wrócili do przerwanej pracy.

Nie wszystko jednak szło zgodnie z planem. Chociaż technik nacisnął przycisk przerywający obwód zasilania, tunel się nie zapadł i nie odciął przeszłości od teraźniejszości. Kolejne, coraz bardziej nerwowe próby nie dawały rezultatu. Do Sali Powrotów wbiegli następni wezwani na pomoc technicy. Panel sterowania nie przyjmował żadnych komend o przerwaniu połączenia. Nie pozostawało nic innego, jak tylko fizycznie odciąć zasilanie. Dwaj kolejni technicy rzucili się w kierunku analogowej dźwigni odcinającej zasilanie do pomieszczenia. W momencie, gdy ich dłonie przecięły przenikliwą barierę pola osłaniającego dźwignię, włączyły się światła rezerwowe oraz błyskające żółte światła ostrzegawcze, a z głośników odezwał się sygnał alarmowy. To tylko spotęgowało nerwową atmosferę w sali.

Kiedy technicy ostatecznie przesunęli dźwignię, zgasło główne oświetlenie oraz wyłączyły się wszystkie konsole umieszczone na ścianach pomieszczenia. Razem z nimi zgasła też nadzieja na zamknięcie tunelu. Przejście z przeszłością pozostało otwarte…

***

Energetyczny wiatr cząsteczek coraz silniej bombardował powierzchnię Ziemi, nie oszczędzając znajdującej się na szpicy Stacji Kontrolnej. Baza Departamentu Czasu przechodziła najgorszą w swojej historii próbę. W uporządkowanym wnętrzu stacji rozgrywały się dantejskie sceny przy akompaniamencie głuchych detonacji. Niewyłączone obwody elektryczne, indukowane cząsteczkami kosmicznego wiatru, eksplodowały w większości pomieszczeń i korytarzy, wyrywając panele maskujące, osłaniające na co dzień instalacje zamontowane na ścianach i sufitach, i ciskając nimi w przypadkowych kierunkach. Wszędzie sypały się iskry. Przewracane wyposażenie i zarywające się elementy konstrukcyjne przygniatały i raniły personel bazy. Energetyczny armagedon nie oszczędzał również kanałów wysokoenergetycznej plazmy, które rozrywane uwalniały olbrzymie ilości ciepła, a wyciekający środek chłodzący tworzył w połączeniu z powietrzem chmury toksycznej pary. Taka kombinacja nie miała litości dla nieszczęśników, którzy się z nią zetknęli, powodując rozległe oparzenia lub prawie natychmiastowe uduszenia.

Analitycy stłoczeni na środku Sali Koordynatorów z przerażeniem obserwowali śmiercionośne eksplozje nieodłączonych na czas konsol. Kilku rannych, których pierwsze wybuchy dosięgły przy konsolach, wciągnięto w środek zbitej grupki przerażonych pracowników bazy. Instynktownie osłaniali teraz swoimi ciałami rannych towarzyszy. Ze wszystkich pracowników Stacji Kontrolnej osoby w Sali Koordynatorów miały największe szanse wyjść cało z opresji. Dzięki temu, że sama sala była dużym pomieszczeniem, ludzie mogli odsunąć się od śmiercionośnych przewodów energetycznych na bezpieczną odległość.

Cały zespół z niedowierzaniem patrzył, jak niewidzialne siły demolują wnętrze stacji. Nigdy jeszcze w swoim życiu pracownicy tej bazy nie doświadczyli tak niszczycielskiego wpływu natury na wytwory ich zaawansowanej cywilizacji.

Po paru minutach wszystko zaczęło się uspokajać. Wstrząsy powodowane eksplozjami były coraz rzadziej odczuwalne. Wydawało się, że najgorsze już minęło, kiedy leżący niedaleko grupki ludzi niewielki cylindryczny pojemnik zaczął toczyć się po podłodze z metalicznym dźwiękiem.

Wszyscy zamarli. Najwyraźniej Stacja Kontrolna straciła stabilność i przechylała się na swojej orbicie w atmosferze lub, co gorsza, nie utrzymywała stałej wysokości. Aleks Dimitris odważył się uruchomić swój komunikator i połączył się z sekcją techniczną. Przygnieciona czymś kamera nie dawała obrazu z pomieszczenia, ale łączność głosowa działa bez zarzutu.

– Dimitris z tej strony – odezwał się w kierunku ekranu.

– Technik Nowakowski – dało się słyszeć z drugiej strony.

– Jaki jest status stacji? Tu, na górze, obserwujemy przechył.

– Tak, wiem. Układy stabilizacji padły razem z podstawowym układem antygrawitacyjnym. Obecnie działamy na układzie zapasowym i to też nie w pełni wydajnym.

– Panujecie nad sytuacją czy nie?

– Panujemy. Próbujemy skompensować odchylenia orbity, ale możecie jeszcze przez jakiś czas odczuwać pewne przechylenia. Mamy tu dość poważnie uszkodzone układy. Do tego rannych…

– Tak jak pewnie większość sekcji. U nas też są – nie dał mu dokończyć dowódca.

Rozłączył to połączenie i spróbował skontaktować się z Suryą Luno. Chciał się dowiedzieć, jaka jest sytuacja w Sali Powrotów. Liczył, że jak najszybciej odzyskają pełnię sprawności w zakresie podróży w czasie i będzie można uratować tych, którzy zostali w przeszłości. Komunikator jednak milczał.

Dimitrisa ogarnęły złe przeczucia. Brak połączenia mógł oznaczać, że albo jest poważnie ranna, albo nie żyje. Próbował odegnać tę myśl. Strata młodej, ale bardzo utalentowanej, inżynier medycznej byłaby poważnym ciosem. Personel ambulatorium zostałby w chwili próby bez lidera. Strata osobista byłaby nie mniej bolesna. Aleksowi zależało na dziewczynie jak na nikim innym, ale każdego dnia starał się maskować uczucia. Teraz było to jeszcze trudniejsze.

Spróbował połączyć się z komunikatorem Luno poprzez panel obsługi portalu, ale system nie był w stanie nawiązać z nim kontaktu.

– Lewandowski i Magyar – zwrócił się do najbliżej stojących analityków – będziecie mi potrzebni. Musimy osobiście dostać się do Sali Powrotów.

Kiwnęli potakująco, ale w ich oczach czaił się strach. Nikt nigdy nie kazał im czegoś takiego robić; nikt nie nauczył, jak się mają zachować. Byli przeszkoleni w zakresie obsługi systemu wehikułu czasu. Aż tyle i tylko tyle w obecnej sytuacji.

– Komunikacja z nimi nie działa – kontynuował Dimitris. – Weźcie zestaw trzech apteczek i awaryjnych latarek. Dacie radę! Będę z wami i powiem wam, co robić – dodał im otuchy.

Komunikator na nadgarstku znów dał znać, że ktoś chce z nim rozmawiać. „Surya!” – pomyślał. Ekran rozświetlił się, ukazując wiceministra Departamentu Przestrzeni Planetarnej.

– Zgłasza się zarządca Stacji Kontrolnej – zameldował się regulaminowo Dimitris, choć w jego głosie słychać było ton rozczarowania.

– Dobrze, że udało mi się z wami bezpośrednio połączyć. Chciałem przekazać, że w najbliższych dniach nie spodziewamy się kolejnej erupcji na Słońcu.

– To pocieszające – odetchnął zarządca. Nie wiedział, czy przetrwaliby kolejną podobną słoneczną aktywność.

– Trzymajcie się. Jeszcze się do was odezwę – odparł wiceminister i się rozłączył.

Dimitris odwrócił się do grupy analityków i techników wciąż siedzących w kole na środku sali. Wyłowił wzrokiem swojego zastępcę, z którym pracował drugi tydzień. Jego zachowanie w ostatnich minutach potwierdziło obawy narastające od dnia poznania. Nowy pracownik nie miał naturalnych zdolności przywódczych, charyzmy ani odwagi. Dimitris zastanawiał się, jak przeszedł sito testów i sprawdzianów. Nie miał jednak nikogo innego, komu mógłby przekazać dowództwo.

– Smith, jest pan odpowiedzialny za Salę Koordynatorów podczas mojej nieobecności – zakomunikował. – Opatrzcie rannych, spróbujcie uruchomić konsole i sieć dozoru. Na razie aktywność słoneczna nam nie grozi. Musimy się dowiedzieć, co z ludźmi, których zostawiliśmy w przeszłości.

– Tak jest! – Smith wyprężył się jak struna.

Dimitris zostawił organizującą się grupę i poszedł w kierunku drzwi do sali, przy których już czekali wyposażeni w ekwipunek Lewandowski i Magyar. W międzyczasie uporali się z awaryjnym otwarciem drzwi. Korytarz, który wyłaniał się zza rozsuniętych grodzi, nie zachęcał do wejścia w jego czeluści.

– Idziemy – rzucił Dimitris w kierunku Magyara, który podał mu w biegu latarkę mocowaną na przegubie ręki.

Cała trójka zagłębiła się w korytarz. Mimo że światła awaryjne powinny działać, na pierwszym odcinku panowała ciemność rozświetlana iskrzeniem resztek instalacji. Powyrywane panele ścienne i sufitowe utrudniały przejście. Gdzieniegdzie smętnie zwisały resztki oświetlenia. Mijane ekrany stacjonarnych komunikatorów były rozerwane nagłymi eksplozjami, a w ich miejscu ziały ciemne dziury o ostro zakończonych krawędziach.

Idąc w kierunku węzła teleportów, minęli kilka ciał techników, których dosięgły wybuchające instalacje. Nie mogli dla nich już nic zrobić. Analitycy odwracali głowy od leżących.

Przy łączniku korytarzy, gdzie znajdowały się dwa stanowiska teleportów, czuć było wyraźny zapach spalenizny, ale ognia nie było nigdzie widać. Układ gaszenia zadziałał i pożar nie rozniósł się po stacji. Tutaj korytarz wyglądał znacznie lepiej. Prawdopodobnie zespołom technicznym udało się w porę wyłączyć tę sekcję. Może to nawet zasługa tych bezimiennych techników, których minęli w głębi korytarza?

Na kolejnym odcinku zapasowe oświetlenie świeciło bez zarzutu, jedynie ekrany ściennych komunikatorów wyglądały jak w poprzednich korytarzach. Prawdopodobnie nie działała większość wewnętrznej sieci łączności. To był cud, że wcześniej Dimitris połączył się z sekcją techniczną.

Lewandowski wprawnie zaczął uruchamiać kolejne podsystemy teleportów, budząc cały system do życia. Magyar w tym samym czasie znalazł jedną z konsol diagnostycznych Stacji Kontrolnej i postanowił poszerzyć ich wiedzę na temat kondycji całej struktury.

Teleporty uruchomiły się bez większych problemów. Co prawda cały system działał z zasilania awaryjnego, który ograniczał liczbę i łączną masę transferów między podestami transportowymi, ale dla nich nie miało to aż takiego znaczenia. Zapasowe układy były w pełni naładowane, dając pewność, że cała załoga może bez obaw przez kilka kolejnych godzin korzystać z teleportów jako podstawowego środka transportu po poziomach stacji.

Gorzej wyglądała sprawa z konsolą diagnostyczną. Otrzymane dane były szczątkowe. Nie działała większość czujników. Część podsystemów była nadal wyłączona. Nie udało im się dowiedzieć więcej o tym, co czeka ich te kilka poziomów niżej, dokąd zmierzali. Dodatkowo stacja znów zmieniła orientację w przestrzeni, co było szczególnie wyczuwalne w rdzeniu, gdzie obecnie się znajdowali.

Platformy teleportów bezszelestnie przemieściły ich na poziom Sali Powrotów. Pomieszczenie transportowe wyglądało podobnie jak to, które opuścili wyżej, jednak im bardziej się od niego oddalali, tym bardziej odczuwalne był skutki energetycznego armagedonu. Miejscami musieli sobie torować drogę wśród powykręcanych, czasem nadpalonych elementów konstrukcji i wyposażenia stacji. W przeciwieństwie do korytarza przy Sali Koordynatorów tu działało oświetlenie awaryjne, więc latarki były zbędne.

Po przejściu kilkuset metrów dotarli do drzwi prowadzących do Sali Powrotów. Układy autonomiczne nadal nie działały, więc znacznik biometryczny zarządcy nie aktywował otwarcia drzwi. Próba awaryjnego rozsunięcia również nie przyniosła rezultatu. Przez śluzę drzwi dało się słyszeć miarowe stukanie. Ktoś z tamtej strony dawał im znać, że żyje i czeka na pomoc. Uspokoiło to trochę Dimitrisa.

– Co robimy? – Magyar rozłożył bezradnie ręce, kiedy zapasowy pneumatyczny układ nie otworzył drzwi, rozsuwając je tylko na kilka milimetrów.

– Znajdźcie jakąś dźwignię. Może być rura, pręt, tylko mocny. Spróbujemy je wyważyć.

Lewandowski i Magyar rozdzielili się w poszukiwaniu elementu, który mógłby posłużyć za łom. W tym samym czasie Aleks Dimitris uruchomił ocalałą konsolę diagnostyczną. Porównując dane uzyskane przez Magyara w pomieszczeniu teleportów, uzyskał pewność, że ludzie Nowakowskiego uruchamiają coraz więcej podsystemów. Po kilkudziesięciu minutach przerażającej niewiedzy miał już pewność, że mimo zniszczeń Stacja Kontrolna będzie działać i nie runie na powierzchnię Ziemi.

Magyar wrócił bez niczego. Kilkadziesiąt metrów dalej korytarz był zatarasowany kompozytowym blokiem z konstrukcji nośnej, wyrwanym ze ściany eksplozją kanału plazmowego. Bez ciężkiego sprzętu nie było mowy o sforsowaniu tej barykady. Więcej szczęścia miał Lewandowski, który kilka minut później przyciągnął pokaźnych rozmiarów sztabę. Z impetem wbili ją w przestrzeń między skrzydłami śluzy i naparli na jej swobodny koniec. Na początku wydawało się, że drzwi nie poddadzą się łatwo, jednak determinacja trójki zaowocowała. Drzwi rozsuwały się ze zgrzytem do momentu, gdy awaryjny układ pneumatyczny przejął na siebie ciężar pracy i otworzył je do końca. Lewandowski, Magyar i Dimitris nie spodziewali się tego i przewrócili się na wykładzinę korytarza.

Aleks podniósł się pierwszy. Spojrzał do środka Sali Powrotów i oniemiał.

– Maks, czy widzisz to co ja? – zwrócił się nieregulaminowo do podnoszącego się Lewandowskiego.

– Skąd oni się wzięli?

Magyar jako ostatni podniósł się z podłogi i spojrzał do wnętrza.

Sala Powrotów była równie monumentalna jak Sala Koordynatorów. Jej centralne miejsce zajmował czarny, pokryty warstwą ceramiczną blok, do którego przymocowane były emitery tworzące kształt ośmiokąta. Pod sufitem zainstalowano olbrzymie wentylatory, których celem było chłodzenie rozgrzewającego się bloku, gdy tunel międzyczasowy był otwarty. Oprócz portalu, jak pracownicy Departamentu Czasu nazwali blok z emiterami, w pomieszczeniu znajdowała się samotna konsola obsługiwana zwykle przez jednego technika. Konsole administracyjne i techniczne były zlokalizowane na ścianach i nie stanowiły stałych miejsc pracy techników. Na co dzień oddelegowany był tu zaledwie jeden pracownik, który obsługiwał konsolę portalu.

Teraz, gdy Dimitris z analitykami stanęli w drzwiach śluzy, pomieszczenie zdążyło już utracić estetykę dnia wczorajszego. Podłoga była usiana odłamkami szkła i kompozytów. Żaden z ekranów ściennych konsol nie nadawał się do użytku. Nie lepiej wyglądały podsufitowe bloki wentylacyjne. Tylko jeden z czterech wyglądał na sprawny. W dwóch kolejnych brakowało zespołu wirników oderwanych zbyt dużą prędkością obrotową łopatek. Czwarty, rozbity, leżał na podłodze pomieszczenia, tuż przy bloku ceramicznym. Sam portal również był w opłakanym stanie. Uszkodzenia termiczne zmieniły kolor i fakturę pokrycia. Brakowało jednego z trójkątnych pryzmatowych emiterów. W bloku pozostało tylko jego mocowanie.

W środku tego bałaganu stała kilkudziesięcioosobowa grupa osób. I ludzie, i Strażnicy zdawali się ogłuszeni, nie do końca świadomi tego, co się dzieje. Część z nich kręciła się bez celu po sali. Kilka osób leżało w różnych pozach, bez przytomności na podłodze. Stojący zupełnie nie zwracali uwagi na leżących. Niektórzy mieli przepisowe kombinezony, ale część z osób była ubrana niezgodnie z przyjętym kanonem, mając na sobie przebrania z różnych epok czasowych. Strażnicy też różnili się od siebie. Lewandowski ze zdziwieniem dostrzegł w grupie kilku Strażników modelu drugiego, który nie był wykorzystywany przynajmniej od dwóch dekad, a Magyar wyłowił wzrokiem prototyp modelu pierwszego.

Dimitris nie zwracał uwagi na grupę na środku, szukając znajomej twarzy Suryi Luno lub kogoś z jej zespołu medycznego. Medyków dostrzegł w różnych częściach pomieszczenia. Kilku z nich doszło już do siebie i pomagało rannym. Inni nadal byli ogłuszeni. Niedaleko resztek ściennej konsoli diagnostycznej dostrzegł kosmyk jasnych włosów. Postać była przysłonięta przez jednego z medyków, lecz Aleks nie miał wątpliwości, że to Surya. Ze ściśniętym sercem ruszył w ich kierunku.

Niewypowiedziane obawy okazały się na szczęście nieprawdziwe. Surya żyła. Miała rozciętą skroń i była potłuczona. Permanentny makijaż w odcieniach delikatnego błękitu ostro kontrastował ze strużką zasychającej brunatnej krwi na łuku brwiowym.

– Surya, co tu się stało? – zapytał troskliwie, pochylając się nad nią.

– Zarządco, tu rozpętało się jakieś szaleństwo – odpowiedziała cicho, z widocznym trudem. – Trwała właśnie ewakuacja wyposażenia bazy Omega, gdy technicy nagle rozpoczęli procedurę wyłączenia. Bez ostrzeżenia, bez wstrzymania transportu.

– Ja im to nakazałem. Dotarła do nas fala cząstek ze Słońca. Była silniejsza, niż przypuszczaliśmy.

– Niestety to się im nie udało – kontynuowała kobieta. – Próbowali wszystkiego, łącznie z analogowym odcięciem energii do emiterów i w całej Sali Powrotów. Zgasło główne światło, a tunel czasowy wciąż był otwarty.

– Przecież to niemożliwe – zaprotestował, ale Surya nie zwróciła na to uwagi.

– Krzyknęłam, żeby wszyscy odsunęli się od portalu, i w tym momencie zaczęły eksplodować ścienne konsole. Technicy wpadli w panikę. Moi medycy nawoływali, żeby się uspokoić, ale nikt już ich nie słuchał. Część obecnych próbowała się wydostać z sali, ale drzwi były zablokowane z uwagi na odcięte zasilanie. Potem było coraz gorzej. Mimo eksplozji głównego przewodu energetycznego emitery wciąż tworzyły przejście z bazą Omega. Nikt nie kontrolował poziomu energii w układzie, ale musiał być olbrzymi, o wiele większy niż ten, na który projektowano portal. Ceramiczny blok zaczął się silnie rozgrzewać. W pomieszczeniu było coraz goręcej. Dwa z sufitowych wentylatorów rozleciały się, próbując schłodzić układ.

– A ten? – Wskazał leżący na ziemi rozbity wentylator.

– Oderwał się w momencie, gdy przegrzał się jeden z pryzmatowych emiterów portalu. W tym czasie wszyscy szukali jakiegoś schronienia, ale gdzie tu można się było schować – dodała gorzko. – Wreszcie całym pomieszczeniem wstrząsnęła nagła eksplozja, po czym tunel się zapadł. Eksplozja rzuciła mnie na ścianę i upadłam. Nastała zupełna cisza, jakbyśmy znaleźli się w oku cyklonu. Potem zemdlałam.

– A oni? – Spojrzał na grupkę na środku pomieszczenia.

– Oni? – Była wyraźnie zakłopotana. – Musieli się pojawić tuż przed zniknięciem tunelu. Jeszcze przed eksplozją w pomieszczeniu nie było nikogo oprócz personelu bazy.

Próbowała się dźwignąć z podłogi, ale Dimitris powstrzymał ją dłonią.

– Leż. Zaraz zabiorą cię do ambulatorium na bioskan. Nie wiadomo, czy nie uszkodziłaś sobie czegoś. – Spojrzał na opatrującego ją medyka. – Kiedy skończysz, zajmijcie się resztą. Jak najszybciej przetransportujcie rannych. Wyślę przodem moich ludzi, z którymi tu przyszedłem, żeby sprawdzili drogę do ambulatorium. Miejmy nadzieję, że nie jest zawalona. Nimi też się zajmijcie. – Wskazał przybyszów. – Wśród nich są nieprzytomni.

– Co mamy z nimi zrobić? – odezwał się ratownik.

– Przeskanujcie ich, żeby się upewnić, że nic im nie grozi. Zarejestrujcie ich znaczniki biometryczne i będziemy ich sukcesywnie odsyłać na Ziemię. Tam się nimi zajmą do czasu, aż będzie można ich odesłać.

– Tak jest, zarządco!

* Strażnicy – androidy przybierające ludzką postać, wysyłane w przeszłość np. do pomocy pracownikom baz temporalnych lub w pościg za osobami wykonującymi nieautoryzowane podróże. Po raz pierwszy Strażnicy pojawili się w powieści pt. „Continuum”.

Rozdział II

DWA ŚWIATY

Dalsza część dostępna w wersji pełnej

Spis treści:

Okładka
Karta tytułowa
Rozdział I. PORTAL CZASU
Rozdział II. DWA ŚWIATY
Rozdział III. AUTONOMIA
Rozdział IV. UKŁADANIE PUZZLI
Rozdział V. SPOTKANIE
Rozdział VI. POWRÓT DO PRZYSZŁOŚCI
Rozdział VII. W DROGĘ
Rozdział VIII. WIĘZIEŃ CZASU
Rozdział IX. ZDRADA
Rozdział X. DROGA DO DOMU
Rozdział XI. SAM W WIELKIM MIEŚCIE
Rozdział XII. NIC NIE JEST WAŻNIEJSZE

Copyright © by Kamil Brach

Redakcja: Agnieszka Brach

Korekta: Julia Młodzińska

Projekt graficzny okładki: Justyna Jakubczyk

Ilustracje i grafiki na okładce: Jakub Kulecki

Wydawca: NABIUS Agnieszka Brach

ISBN 978-83-940784-4-7

Wydanie I

Lublin 2021

Kamil Brach – strona autorska:

Facebook.com/czas.na.continuum

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotowała Katarzyna Rek