Podróż do Turcji i Egiptu - Jan Potocki - ebook

Podróż do Turcji i Egiptu ebook

Jan Potocki

0,0

Opis

Jeśli pragniesz przenieść się w fascynujący świat orientu i poczuć ducha dawnych podróży, koniecznie sięgnij po ebook Jana Potockiego "Podróż do Turcji i Egiptu". To niezwykła relacja z wyprawy pełna barwnych opisów, niesamowitych spotkań i przygód, które odsłaniają przed czytelnikiem tajemnice Bliskiego Wschodu. Potocki, znany ze swojego wyrafinowanego stylu i przenikliwości obserwacji, maluje przed naszymi oczami żywe obrazy miast, krajobrazów i ludzi, pozwalając nam zanurzyć się w kulturze i historii tych fascynujących regionów. Ta książka to nie tylko podróż w przestrzeni, ale i w czasie, która z pewnością zainspiruje każdego miłośnika literatury podróżniczej.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 59

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
0,0
0
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Jan Potocki

PODRÓŻ DO TURCJI I EGIPTU

Wydawnictwo Avia Artis

2024

ISBN: 978-83-8349-058-8
Ta książka elektroniczna została przygotowana dzięki StreetLib Write (https://writeapp.io).

List I

Z Bukawaj, dnia 9 Kwietnia 1784.

 Wczoraj w Mirgorodzie wyjechaliśmy już z granic polskich: dziś znajdujemy się wśród kraju, w którym niegdyś mieszkali Kozacy zaporoscy; nie mogłem się od żalu wstrzymać nad tym wojennym narodem, zniesionym przez jeden ukaz Carowéj. Byli to zapewne niewygodni sąsiedzi, lecz społeczeństwo tych bezżennych Flibustierów wystawiało ciekawe a może i jedyne w porządku cywilnym towarzystwo. Osadzono na ich miejsce Moskałów i Wołochów, których rozrzucone domy wsiów porządnych dotąd nie składają.  Gromada kóz dzikich przez więcéj jak godzinę biegła za nami, przypatrując się nam z ciekawością, nie dając jednak przybliżyć się do siebie. W tymże kraju przy ujściu rzeki Bog znajdują się dzikie konie, które prawie uśmierzyć niepodobna. Widzisz że listy moje biorą kształt opowiadania; radbym aby Cię tyle interessowały, żebyś mi przez wzgląd ten, podróż moją wybaczyła.

11. Z Kersonu.  Przybywam do Kersonu z tém ukontentowaniem które człowiek czuje, kiedy długo przebierając się przez pustynie, znajduje nakoniec miejsce zamieszkane; bo ludność miasta tego lubo dużo przez powietrze zmniejszona, dość jednak jest znaczna, zwłaszcza że w dzień świąteczny wszyscy prawie mieszkańcy powychodzili z domów. Pijaństwo nawet pospólstwa przydaje obrazowi temu ruchawości. Wiele statków wychodzi ztąd do Oczakowa, i tam naładowawszy popłynie do Carogrodu; pierwszy mój list w państwach cesarza tureckiego pisany już będzie.

List II

19. Z Głuboska.

 Dziś rano puściliśmy się na morze.  Przyjaciele nasi odprowadzili mię aż do portu, i żegnali nas znakami poty, pokiśmy ich tylko zoczyć mogli. Wkrótce potym weszliśmy w ten labirynt wysp, który niegdyś Czajkom kozackim służył za schronienie. Widzieliśmy z daleka bujne nadbrzeża, gdzie wznosiły się już wsie i znaczne domy w kraju, w którym przed kilku latami widać tylko było namioty i trzody.  O szóstéj przybliżyliśmy się do wnijścia Limanu: tak się nazywa Golf gdzie Dniepr wpada, czyli raczéj sama ta rzeka ma w tém miejscu szerokości więcéj, jak mil trzy. Niezręczność sternika naszego który zapomniał okrętowi potrzebnéj dać wagi, i nadzwyczajna jego niewiadomość miejsc i obrotów morskich, przymusiły nas schronić się do portu Gluboska, gdzie mi dano za mieszkanie zemlankę czyli podziemną chatkę. Winszuję sobie jednak, że w niéj jestem, gdyż wiatr się wzmaga, i wały Limanu toczące się nad mojém schronieniem sprawiłyby mi noc dość niespokojną, gdybym podróż mą daléj odprawiał.

Z Stansława.

 Niemogłem wczoraj rano wyjechać, bo majtkowie nasi nieumieli nigdy korzystać z wiatru, wieczór zaś dla tego, że byli pijani. Dziś nakoniec wypłynęliśmy z pomyślnym wiatrem, i w czas dość pogodny. Po dwóch godzinach żeglugi, czas się zachmurzył i wiatr dmąc raz urywkami, drugi raz ze szturmem bliską obiecywał burzę. Majtkowie chcieli daléj płynąć, alem ich przymusił udać się do portu Stanslawa. Na dobre nam to wyszło; bo zaledwie wysiedliśmy na ląd, wiatr tak się wzmocnił, iż rzucał nam na twarz piasek a nawet i zwir tak silnie, że ledwie postępować mogliśmy. Słowem, był to uragan, czyli szturm mocny, i z ciężkością dostaliśmy się do pierwszych we wsi domostw.

25. Z Oczakowa.

 Dwudziestego drugiego przybyłem do Oczakowa; chciałem stanąć w mieście, alem więcéj w tym znalazł trudności niżelim się spodziewał: napełnione jest teraz żołnierstwem świeżo przybyłem którym wiele daje się wolności dla tego, żeby nie powrócili do domów. Basza chcąc zapobiedz kłótniom, zakazał cudzoziemcom aby nie wychodzili z dolnéj części miasta gdzie jest port i magazyny, tam też się kończą wszystkie moje przechadzki. Trawię czas w kafenhauzie gdzie widuję wiele Turków, którzy tytuń palą i nic nie mówią. Przychodzą czasem i Tatarowie przybyli z Krymu, łatwo ich można poznać po ich fizognomii; Turcy pogardzają nimi. Dali tego dowód zakazując Janczarom nosić kołpaków, którém to nakryciem szczególniéj Tatarzy się różnią.

List III

2. Maja. Na morzu.

 Korzystając z wiatru, który się zerwał od północy i wschodu, wyszliśmy z Limanu. Bystry kręt wód w tém miejscu przejście to niebezpieczném czyni; niemogliśmy o tém wątpić, widząc na brzegu wyspy Adda dwa statki, które się tam rozbiły w tenże sam dzień, kiedym się tak ostrożnie schronił do portu Stanslawa. Płynęliśmy zawsze z miarą w ręku. Nakoniec szczęśliwieśmy się ztamtąd wydobyli, i wkrótce ziemia z oczu naszych zniknęła. Przyznam Ci się, że nie bez ukontentowania znalazłem się na otwartém morzu. To jednostajne widowisko nieba i wody, które tylu zasmuca podróżnych, nie sprawia na mnie podobnego skutku; przeciwnie zdaje mi się, że widok tego nieograniczonego przestworu, zapala imaginacyą, i żywą wzbudza w niéj chęć przebiegania onego. Wszystko podoba mi się w tym żywiole aż do jego niestałości. Lubię myśleć sobie, że łatwo pomieszać może wszystkie podróży méj ułożenia, i że jedno uderzenie wiatru może mię zanieść albo na nieznane prawie Gariealu i Mingrelii brzegi, albo téż do dzikich Abassassów. Może że myśli te zdadzą Ci się pustemi, lecz ja lubię tak Ci przekładać jak mi przychodzą, niechcąc ich usprawiedliwiać. Jeden tylko projekt którego się mocno trzymam, jest ten, żebym Cię téj zimy oglądał.

9. Na morzu.

 Żegluga nasza na morzu Czarném długa i przykra była; przez trzy dni kołatani byliśmy ustawicznemi szturmami, które raptownie jeden po drugim następując, nie zostawiały nam i jednéj chwili spoczynku. Gdy jeden miotając długo mały nasz statek daléj niósł swe zapędy, chmura czarna z zapalonego odrywając się nieba, obiecywała nam drogę. Częstokroć punkt czarny zaledwie nad horyzontem wzniesiony groził nam trzecim, który wkrótce przybywał do nas. Przez cały ten czas więcéj mieliśmy przykrości, aniżeli niebezpieczeństwa, oprócz razu jednego gdzie wiatr chwycił nas za wszystkie rozszerzone żagle, i wtenczas niezręczność i tchórzostwo majtków ledwie nas nie przyprawiły o zgubę.  Po tych burzach nastąpiły cisze długie i nudne, które równie jako i wiry sprowadziły nas z naszéj drogi i przywiodły do tego, żeśmy tylko po jednéj szklance wody na dzień dostawali; co tém przykrzéj było, że upał był nieznośny, i że nie mając dosyć wody do gotowania innych pokarmów, całém naszém pożywieniem był suchar suchy, który pragnienie bardziéj jeszcze powiększał, i że mimo wszelkiéj naszéj oszczędności nie mieliśmy ich tylko jak na półtora dnia, kiedyśmy postrzegli wnijście przesmyku Carogrodu. Jużeśmy weń weszli, wody Euksynu ciągną nas powoli między brzegiem Europy i Azyi. Niebezpieczeństwa, utrudzenia, nudy, wszystko już zapomniane.

11. Z Bujukdere.

 Przybyliśmy wczoraj do Bujukdere, wsi nader przyjemnéj złożonéj z domów samych Franków. Dragoman u którego mieszkam, chce żebym się tu zatrzymał przez dni kilka nim pojadę do Carogrodu; ale wątpię bardzo żebym miał tę cierpliwość.

List IV

12. Z Carogrodu.
 Dziś rano