Poezja w odcinkach. Wiersze w czasach Netflixa - Joanna Roszak - ebook

Poezja w odcinkach. Wiersze w czasach Netflixa ebook

Roszak Joanna

5,0

Opis

Pierwsze w Polsce kompendium wiedzy o związkach filmów i seriali z poezją, którego głównymi bohaterami i bohaterkami są m.in.: John Donne, John Keats, Charles Bukowski, Emily Dickinson, Sylvia Plath, William Carlos Williams, Frank O’Hara, John Berryman,  Rainer Maria Rilke, Pablo Neruda, Philip Larkin, Rafał Wojaczek, Robert Frost, Tomas Tranströmer, Dylan Thomas oraz znane wszystkim ekranizacje: „After Life”, „Breaking Bad”, „Devs”, „Euforia”, „Gambit królowej”, „Genialna przyjaciółka”, „Jak poznałem waszą matkę”, „Mad Men”, „Pani Dziekan”, „Przerwana lekcja muzyki”, „Rojst”, „Rząd”, „Sex Education”, „The Crown”, „The Office”, „W garniturach”, „Wspaniała pani Maisel” itd. Przewodnik Joanny Roszak sam przypomina serial, w którym z zapartym tchem tropimy wraz z autorką ślady wierszy, stających się punktami kulminacyjnymi i zwrotami akcji, a dzięki żywemu, przystępnemu językowi opisów nie możemy się oderwać aż do ostatniego odcinka książki.

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 307

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
5,0 (1 ocena)
1
0
0
0
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.

Popularność




Czyż­by­śmy za­wsze bez­wied­nie krę­cili film?[1]

Gil­les De­leuze

Uwierz w po­ezję.

Eu­fo­ria, od­ci­nek spe­cjalny, cz. 1: Rue

– Dla­czego czy­tasz po­ezję?

– Z tego sa­mego po­wodu, dla któ­rego nie lu­bię two­ich ba­nal­nych ciu­chów. Szmaty, które za dwa mie­siące tra­fią do śmieci. Szu­kam cze­goś, co ma zna­cze­nie. Tak samo jest z po­ezją. Każde słowo coś zna­czy.

Tacy wła­śnie je­ste­śmy (We Are Who We Are)

Gdzie ży­cie, tam po­ezja

to na­sze małe kino, które no­simy w gło­wie[2]

Ed­gar Mo­rin

Przy­pa­dek pierw­szy: Krzysz­tof Kie­ślow­ski opo­wia­dał, jak po za­koń­cze­niu prac nad Czer­wo­nym (1994) ku­pił w War­sza­wie zbiór wier­szy Wi­sławy Szym­bor­skiej, który chciał po­da­ro­wać tłu­ma­czowi we Fran­cji, Ro­ma­nowi Gre­nowi, zmar­łemu w 2022 roku au­to­rowi, w 1997 no­mi­no­wa­nemu do Na­grody Nike. Prze­glą­da­jąc książkę, Kie­ślow­ski na­tknął się na wiersz „Mi­łość od pierw­szego wej­rze­nia” i skon­sta­to­wał, że tekst mówi o tym sa­mym, o czym re­ży­ser na­krę­cił film. On – jak ko­men­to­wał – po­trze­bo­wał kilku mi­lio­nów do­la­rów, Szym­bor­ska – czter­dzie­stu pię­ciu wer­sów. Wcale nie z rzadka wier­sze przy­pad­kowo (łu­tem prze­zna­cze­nia?) tra­fiają w uni­wer­sum na­szych wła­snych hi­sto­rii[3].

Przy­pa­dek drugi – ry­tu­al­nego czy­ta­nia. W se­rialu Tacy wła­śnie je­ste­śmy (We Are Who We Are, reż. Luca Gu­ada­gnino, 2020), gdy z na­ru­sze­niem re­gu­la­minu wie­lo­krot­nie strze­lano do bo­ha­tera pod­czas gry w pa­int­ball, za­re­ago­wał wier­szem: „jak ma­gnes pło­nie moje we­wnętrzne świa­tło”. Już we wcze­śniej­szym od­cinku chło­pak miesz­ka­jący w ba­zie woj­sko­wej, gdzie pra­cuje jego matka, po­ja­wia się w bi­blio­tece, pyta, na którą półkę odło­żyć książkę. Wów­czas po­zna­jemy też na­zwi­sko au­tora z okładki. To wiet­nam­sko-ame­ry­kań­ski po­eta i po­wie­ścio­pi­sarz, au­tor be­st­sel­lera Wspa­niali je­ste­śmy tylko przez chwilę, Ocean Vu­ong. Tom prze­chwy­tuje ma­jor Jo­na­than: „Od­da­jesz ją? Chcę ją po­ży­czyć. Cze­kam cały ty­dzień”.

Ob­raz trzeci. W bry­tyj­skim se­rialu Sex Edu­ca­tion (reż. Lau­rie Nunn; szó­sty od­ci­nek, pierw­szy se­zon, 2019) Adam Groff, nie­po­go­dzony ze sobą, wów­czas jesz­cze po­zba­wiony am­bi­cji syn dy­rek­tora szkoły, wy­grywa szkolny kon­kurs na naj­lep­szy esej. Zwy­cięża, bo pracę na­pi­sała za niego ko­le­żanka. Mimo to zin­ter­pre­to­wany w eseju wiersz zdaje się de­fi­nio­wać sy­tu­ację bo­ha­tera. Młody czło­wiek, nie­zna­jący na­wet „swo­jego” zwy­cię­skiego szkicu, nie­ma­jący po­my­słu, jak sta­wić czoło wła­snym ma­rze­niom, czyta w auli przed całą spo­łecz­no­ścią szkolną: „Lang­ston Hu­ghes na­pi­sał wiersz za­ty­tu­ło­wany «Ma­rze­nia». Trzy­maj­cie się ma­rzeń, bo bez nich ży­cie jest jak ptak ze zła­ma­nym skrzy­dłem, który nie po­trafi la­tać”. Wiersz re­pre­zen­tuje do­świad­cze­nie nie-czy­tel­nika, wrzu­co­nego w spo­tka­nie z tek­stem, z za­sko­cze­niem roz­po­zna­ją­cego w nim sie­bie. Adam iden­ty­fi­kuje się z prze­ka­zem tek­stu po­etyc­kiego, żyją w nie­spo­dzie­wa­nym zsyn­chro­ni­zo­wa­niu, w krót­kim spię­ciu.

Oto po­ezja staje się spójną struk­turą w czy­imś ży­ciu. W tej książce in­te­re­sują mnie dwa plany – aspekt jej obec­no­ści w fil­mie i se­rialu, ich ra­ison d’être, oraz prze­jaw od­naj­dy­wa­nia się wier­sza w ży­ciu czy­tel­nika, fik­cyj­nego lub rze­czy­wi­stego.

In­klu­zja wier­sza – przez wielu od­bior­ców eks­klu­do­wa­nego z ich co­dzien­nego ho­ry­zontu – w epi­ste­micz­nej prze­strzeni se­riali i fil­mów zwraca uwagę oglą­da­ją­cych ku wple­cio­nemu kon­kret­nemu tek­stowi po­etyc­kiemu, ale ma zna­miona pro­mo­cyjne dla po­ezji w ogól­no­ści, dla twór­czo­ści da­nego po­ety czy da­nej po­etki.

Słowo po­etyc­kie prze­szcze­pione do filmu zo­staje uchro­nione od za­milk­nię­cia, po­nadto: za­równo ku cze­muś od­syła (re­ali­zu­jąc za­mysł twór­ców filmu), jak i au­to­te­licz­nie się ma­ni­fe­stuje. To wła­śnie po­ezja (czas wier­sza) staje się tu gło­sem mniej­szo­ści i uczy uważ­nego przy­glą­da­nia się w do­mi­nu­ją­cej kul­tu­rze me­dial­nej, kul­tu­rze su­pre­ma­cji ekranu, skro­lo­wa­nia oraz prze­glą­da­nia[4], kul­tu­rze binge-wat­chingu[5], w spo­łe­czeń­stwie ob­raz­ko­wym.

Se­we­ryna Wy­sło­uch roz­dział „Po­ezja na ekra­nie: nowy ga­tu­nek fil­mo­wego do­ku­mentu” za­częła sło­wami: „Kres epoki Gu­ten­berga i sy­tu­acja książki, ustę­pu­ją­cej pola atrak­cyj­nym prze­kaź­ni­kom au­dio­wi­zu­al­nym, mar­twią przede wszyst­kim po­etów. Ja­kie będą losy po­ezji wy­da­nej na łup agre­syw­nego ob­razu?”[6]. Czy po­eci rze­czy­wi­ście mar­twią się kul­turą ekranu – po­wąt­pie­wam. Czy film i se­rial dzia­łają agre­syw­niej niż wiersz – z pew­no­ścią. Czy także w ta­kich ostrzej­szych, bar­dziej za­dzior­nych ob­ra­zach od­na­la­złam wier­sze – zde­cy­do­wa­nie tak. Po­znań­ska ba­daczka przy­to­czyła pas­sus z prze­mó­wie­nia no­blow­skiego Wi­sławy Szym­bor­skiej:

Prę­dzej czy póź­niej zja­wia się u po­ety ja­kiś in­sce­ni­za­tor z nową kon­cep­cją pre­zen­to­wa­nia po­ezji. Kon­cep­cja w re­zul­ta­cie oka­zuje się za­wsze ta sama: bie­rze się plik wier­szy, ta­suje się je jak w po­ke­rze, roz­rywa na ka­wałki, tu skraca, tam do­peł­nia cu­dzymi tek­stami, po czym daje do re­cy­ta­cji ak­to­rom, na tle roz­mi­go­ta­nych świa­teł, roz­pra­sza­ją­cych uwagę ob­raz­ków i cał­kiem nie­po­trzeb­nych re­kwi­zy­tów[7].

Rów­nież z no­blistką wy­pada się nie zgo­dzić – w tej książce na­pi­sa­łam o wielu wier­szach, które wy­brzmiały na ekra­nie in extenso, nie­roz­pra­szane na­chal­nymi ob­ra­zami i nie­zdo­mi­no­wane przez mu­zykę.

Z ko­lei Luis Bu­ñuel (1900–1983) w wy­kła­dzie „Film in­stru­men­tem po­ezji” mó­wił o mo­ral­nej i in­te­lek­tu­al­nej pu­stce oraz eks­ta­tycz­nym ogłu­pia­niu wi­dza, hip­no­tycz­nej wła­dzy kina[8], po­zba­wia­niu oglą­da­ją­cych filmy kon­troli in­te­lek­tu­al­nej[9]. Twórca Przed­miotu zwa­nego po­żą­da­niem – oso­bo­wość świa­to­wego kina – film uwa­żał za stwo­rzony do wy­ra­ża­nia sta­nów pod­świa­do­mo­ści, któ­rej ko­rze­nie tak głę­boko prze­ni­kają po­ezję. Się­gnął po ka­te­go­rię po­ezji jako aury czy­nią­cej dzieło wy­bit­nym, zna­czą­cym, wy­ma­ga­ją­cym, ale też wy­zwa­la­ją­cym:

Sce­na­rzy­ści, re­ży­se­rzy i pro­du­cenci naj­bar­dziej mar­twią się o to, aby nie bu­rzyć na­szego spo­koju, i tro­skli­wie za­my­kają okno, cu­downe okno ekranu, od­dzie­la­jąc nas od wy­zwa­la­ją­cej, swo­bod­nej kra­iny po­ezji. Sto­kroć bar­dziej wolą ko­pio­wać sprawy, które mo­głyby być prze­dłu­że­niem na­szego nor­mal­nego ży­cia. [...] po­ezja fil­mowa wal­czy o to, by wy­nu­rzyć się na po­wierzch­nię i ujaw­nić swoje ist­nie­nie[10].

O emo­cjo­nal­nej sile od­dzia­ły­wa­nia po­ezji za­świad­czył wiersz wy­brzmie­wa­jący w ko­me­dii Cztery we­sela i po­grzeb (Four Wed­dings and a Fu­ne­ral, 1994, reż. Mike Ne­well). W mo­wie po­grze­bo­wej Mat­thew (w tej roli John Han­nah) że­gna przy­ja­ciela, Ga­re­tha, jak się do­my­ślamy: mi­łość ży­cia, po­słu­gu­jąc się „sło­wami in­nego geja”, Wy­stana Hugh Au­dena. Bez wąt­pie­nia film dla po­pu­la­ry­za­cji jego wier­sza zro­bił wię­cej niż wszy­scy kry­tycy i ba­da­cze. Prze­ję­cie czy­ta­ją­cego udziela się uczest­ni­czą­cym w po­grze­bie, któ­rzy nie kryją wzru­sze­nia po tym, jak zo­stali wpro­wa­dzeni w in­tymną re­la­cję. Co cie­kawe: po suk­ce­sie filmu wy­daw­nic­two Fa­ber & Fa­ber uło­żyło wy­bór wier­szy Au­dena za­ty­tu­ło­wany Tell Me the Truth About Love[11], a wśród nich zna­lazł się „Fu­ne­ral Blues”. Na okładce wy­ko­rzy­stano wi­ze­ru­nek Hugh Granta oraz ty­tuł filmu. We­dług Edwarda Men­del­sona pu­bli­ka­cja ro­ze­szła się w 275 ty­sią­cach eg­zem­pla­rzy.

Wy­łącz­cie te­le­fony, wstrzy­maj­cie ze­gary,

Psom rzuć­cie kość so­czy­stą żeby nie szcze­kały,

Ucisz­cie for­te­piany i niech ża­łob­nicy

Przy głu­chych wer­blach trumnę wy­niosą z ka­plicy.

Niech sa­mo­loty wyją, niech ko­łują w chmu­rach,

Wy­pi­su­jąc na nie­bie wia­do­mość: On Umarł,

Za­wiąż­cie kir na szy­jach go­łębi, roz­daj­cie

Po­li­cjan­tom na pla­cach rę­ka­wiczki czarne.

Był mi Wscho­dem, Za­cho­dem, Pół­nocą, Po­łu­dniem

Nie­dziel­nym od­po­czyn­kiem i co­dzien­nym tru­dem,

Moją pie­śnią i sło­wem, po­ran­kiem i zmierz­chem

My­śla­łem: mi­łość bę­dzie trwać wiecz­nie. Nie bę­dzie.

Gwiazdy są nie­po­trzebne, każdą z nich wy­łącz­cie,

Spa­kuj­cie w pu­dło księ­życ, roz­mon­tuj­cie słońce,

Wy­mieć­cie wszyst­kie lasy i wy­lej­cie mo­rze,

Bo nic już ni­gdy do­brze skoń­czyć się nie może[12].

Cała sce­ne­ria – pełna sym­boli – ma cha­rak­ter ele­gijny. Roz­pacz ża­łob­nika za­czyna się we­zwa­niem do wy­łą­cze­nia te­le­fo­nów, wstrzy­ma­nia ze­ga­rów, sku­pie­nia uwagi na uro­czy­stej chwili. Bo ci­sza po śmierci ma cha­rak­ter do­nio­sły. Prze­rywa ją wiersz. Rów­nież wers o rzu­ce­niu psom so­czy­stej ko­ści ma uci­szyć wszel­kie od­głosy, które mo­głyby za­kłó­cić po­wagę sy­tu­acji, a for­te­pian i wer­ble do­dają jej dra­ma­ty­zmu. Ża­łoba przy­obleka się w czerń. I w wiersz.

W se­ria­lach wie­lo­krot­nie wy­stąpi wiersz w roli te­ra­peu­tycz­nej; bo­ha­ter su­ge­ruje ko­muś, by trzy­mał się wier­sza, z jego sub­telną dy­dak­tycz­no­ścią – iden­ty­fi­kuje się z jego prze­sła­niem i za po­śred­nic­twem po­ezji prze­ka­zuje je da­lej. Tekst po­etycki in­spi­ruje i ase­ku­ruje tego, kto go sły­szy, czyta. W sce­nie se­rialu After Life główny bo­ha­ter ogląda film na­grany dla niego przez żonę w ostat­nim sta­dium cho­roby on­ko­lo­gicz­nej. Sięga ona po wiersz o spor­nym au­tor­stwie (Mary Eli­za­beth Frye, Clare Har­ner Lyon?): „Nie stój przy moim gro­bie i nie płacz”. To­wa­rzy­szy on uczest­ni­kom i uczest­nicz­kom po­grze­bów na ca­łym świe­cie, a ini­cjalne cztery wersy utworu wy­gra­we­ro­wano na jed­nym z ka­mieni Eve­rest Me­mo­rial, Chukpi Lhara w po­bliżu Eve­re­stu.

Po­ezja ma coś waż­nego do za­ko­mu­ni­ko­wa­nia; ła­go­dzi ból, te­ra­peu­ty­zuje, do­star­cza wła­ści­wych słów, gdy bra­kuje wła­snych.

Nie stój przy moim gro­bie i nie płacz,

nie ma mnie tam, nie śpię.

Je­stem ty­sią­cem wia­trów, które dmą.

Je­stem dia­men­to­wymi iskrze­niami na śniegu.

Je­stem świa­tłem sło­necz­nym na doj­rza­łym ziar­nie.

Je­stem ła­god­nym je­sien­nym desz­czem.

Kiedy bu­dzisz się w po­ran­nej ci­szy, je­stem szyb­kim,

pod­no­szą­cym na du­chu po­śpie­chem

ci­chych pta­ków w lo­cie w kółko.

Je­stem miękką gwiazdą, która świeci w nocy.

Nie stój przy moim gro­bie i nie płacz.

Nie ma mnie tam. Nie umar­łam[13].

W 2015 roku ar­kusz ma­tu­ralny eg­za­minu z ję­zyka pol­skiego za­wie­rał tekst po­etycki Eli­za­beth Bi­shop „Ta jedna sztuka”. Je­śli ucznio­wie nie wi­dzieli filmu ma­ją­cego pre­mierę rok wcze­śniej, Mo­tyl: Still Alice, to praw­do­po­dob­nie spo­tkali się z tym wier­szem po raz pierw­szy. „Oba­wiam się, że na­pi­sa­łam coś w ro­dzaju wy­ci­ska­cza łez” – stwier­dziła o nim au­torka w li­ście do Ro­berta Lo­wella[14]. Czy ko­muś ze zda­ją­cych udzie­liły się ta­kie emo­cje?

Szkolne lek­cje po­ezji naj­pew­niej nie zdej­mują z niej odium dziw­no­ści oraz nie­do­stęp­no­ści, skoro nie­wielki pro­cent pol­skich ma­tu­rzy­stów wy­bie­rał na eg­za­mi­nie te­mat zwią­zany z in­ter­pre­ta­cją wier­sza. Okrę­gowa Ko­mi­sja Eg­za­mi­na­cyjna w Po­zna­niu udo­stęp­niła mi nie­pu­bli­ko­wane dane: w roku szkol­nym 2018/2019 w wo­je­wódz­twie wiel­ko­pol­skim na po­zio­mie pod­sta­wo­wym eg­za­minu z ję­zyka pol­skiego te­mat drugi – in­ter­pre­ta­cję wier­sza – wy­brało za­le­d­wie 7,97% pi­szą­cych, zaś na po­zio­mie roz­sze­rzo­nym – 25,69%[15]. Jak za­tem bez in­stru­men­ta­li­zo­wa­nia po­ezji uka­zać ją dzie­ciom oraz mło­dzieży jako nie­odzowną albo przy­naj­mniej istotną? Tu z po­mocą mogą przyjść filmy i se­riale. Obecna w nich po­ezja ma szansę stać się waż­nym na­rzę­dziem w po­ko­ny­wa­niu me­tro­fo­bii, stra­chu przed wier­szami, przez wielu na­by­tego w szkole.

Trudno zna­leźć film, który le­piej niż Mo­tyl: Still Alice z 2014 roku (w re­ży­se­rii oraz we­dług sce­na­riu­sza Ri­charda Glat­zera i Wa­sha West­mo­re­landa) wpro­wa­dzałby w pro­blem cho­roby Al­zhe­imera. W ad­ap­ta­cji po­wie­ści Mo­tyl Lisy Ge­novy[16] – bę­dą­cej kro­niką strat – Ju­lianne Mo­ore w osca­ro­wej roli wciela się w po­stać dok­tor Alice How­land, ak­tyw­nej ko­biety, speł­nio­nej w ży­ciu ro­dzin­nym i za­wo­do­wym, zbli­ża­ją­cej się do pięć­dzie­sią­tych uro­dzin. Wy­kła­dow­czyni aka­de­micka na Uni­wer­sy­te­cie Co­lum­bia, ce­niona lin­gwistka, szczę­śliwa żona Char­liego i matka trójki do­ro­słych dzieci: Ly­dii, Anne, Toma, za­uważa u sie­bie pierw­sze nie­po­ko­jące sy­gnały, jak dez­orien­ta­cję pod­czas bie­ga­nia usta­loną od lat trasą, tra­cone słowa, za­po­mi­na­nie imion naj­bliż­szych.

Bo­ha­terka zo­staje zdia­gno­zo­wana, a cho­roba po­stę­puje u niej szybko, dez­or­ga­ni­zu­jąc ży­cie ro­dzinne i za­wo­dowe. W po­ru­sza­ją­cej sce­nie Alice wy­gła­sza prze­mó­wie­nie na zjeź­dzie dla le­ka­rzy zaj­mu­ją­cych się cho­robą Al­zhe­imera. Ona, która miała uni­wer­sy­tecką ka­te­drę za swoje na­tu­ralne śro­do­wi­sko, tym ra­zem ko­rzy­sta z no­ta­tek, roz­sy­puje je. To, że po­nu­me­ro­wała strony, na ra­zie jej po­maga, bo jesz­cze pa­mięta ciąg liczb, a prze­czy­tany tekst za­kre­śla ja­skra­wym ma­za­kiem. Od­chrzą­kuje, wita pu­blicz­ność i na po­czątku prze­mó­wie­nia o sztuce tra­ce­nia pa­mięci przy­ta­cza ini­cjalne wersy utworu „Ta jedna sztuka” („One Art”), po­strze­ga­nego jako au­to­bio­gra­ficzna vi­la­nella. Pier­wot­nie wiersz zo­stał opu­bli­ko­wany w „New Yor­ke­rze” w 1976 roku, a nieco póź­niej umiesz­czony w książce Geo­gra­fia III.

Wcze­śniej­sza scena przed­sta­wia bo­ha­terkę czy­ta­jącą szkic prze­mó­wie­nia córce przez Skype’a; Ly­dia kry­ty­kuje tekst, po­strzega go jako nie­wy­star­cza­jąco oso­bi­sty. Alice roz­łą­cza się z fru­stra­cją. Jed­nakże gdy sły­szymy go­towe prze­mó­wie­nie, zda­jemy so­bie sprawę, że przy­jęła radę. Po­szła tym sa­mym śla­dami po­etki, którą cy­tuje. Po kil­ku­na­stu wer­sjach vi­la­nelli osta­teczna zo­stała przez Bi­shop na­pi­sana – jak sama mó­wiła – ni­czym list.

Alice czyta:

To za­szczyt być tu­taj. Po­etka Eli­za­beth Bi­shop na­pi­sała kie­dyś:

„The art of lo­sing isn’t hard to ma­ster;

so many things seem fil­led with the in­tent

to be lost that their loss is no di­sa­ster.

Lose so­me­thing every day”.

Nie je­stem po­etką, je­stem osobą z cho­robą Al­zhe­imera we wcze­snym sta­dium i jako ta osoba każ­dego dnia uczę się sztuki tra­ce­nia. Tracę orien­ta­cję, gu­bię przed­mioty, tracę sen, ale przede wszyst­kim wspo­mnie­nia... Wszystko, co zgro­ma­dzi­łam w ży­ciu, wszystko, na co tak ciężko pra­co­wa­łam – te­raz się za­ciera. Jak mo­że­cie so­bie wy­obra­zić, lub jak nie mo­że­cie, to pie­kło. A bę­dzie go­rzej. Ale na ra­zie wciąż żyję. Na­dal mam lu­dzi, któ­rych bar­dzo ko­cham. [...] wciąż zda­rzają mi się w dniu małe chwile czy­stego szczę­ścia i ra­do­ści[17].

Po­znajmy ten wiersz in extenso:

Eli­za­beth Bi­shop, „Ta jedna sztuka”

W sztuce tra­ce­nia nie jest trudno dojść do wprawy;

tak wiele rze­czy bu­dzi w nas za­raz prze­czu­cie

straty, że kiedy się je traci – nie ma sprawy.

Trać co dzień coś no­wego. Przyj­muj bez obawy

stra­coną szansę, upływ chwil, zgu­bione klu­cze.

W sztuce tra­ce­nia nie jest trudno dojść do wprawy.

Trać roz­le­glej, trać szyb­ciej, ćwicz – wej­dzie ci w na­wyk

utrata miejsc, nazw, schro­nień, do­kąd chcia­łeś uciec

lub cho­ciażby się wy­brać. Prak­ty­kuj te sprawy.

Prze­padł mi gdzieś ze­ga­rek po matce, ja­skrawy

blask daw­nych do­mów? Dzi­siaj – blady cień, ukłu­cie

w sercu. W sztuce tra­ce­nia ła­two dojść do wprawy.

Stra­ci­łam dwa naj­droż­sze mia­sta – ba, dzier­żawy

ogrom­niej­sze: dwie rzeki, kon­ty­nent. Nie wrócę

do nich już ni­gdy, ale trudno. Nie ma sprawy.

Na­wet gdy stracę cie­bie (ten gest, śmiech chro­pawy,

który ko­cham), nie bę­dzie w tym kłam­stwa. Tak, w sztuce

tra­ce­nia nie jest wcale trudno dojść do wprawy;

tak, straty to nie ta­kie znów (Pisz!) straszne sprawy[18].

Pod­miot w „Tej jed­nej sztuce” opi­suje na­ra­sta­jącą utratę i do­sko­na­le­nie się w niej: stratę przed­mio­tów, z bie­giem lat co­raz cen­niej­szych, klu­czy do drzwi, miast, a wresz­cie lu­dzi – matki, którą sama Bi­shop po­że­gnała jako kil­ku­let­nia dziew­czynka, ojca zmar­łego, gdy au­torka miała kilka mie­sięcy, mi­ło­ści (Alice Me­th­fes­sel za­koń­czyła ich zwią­zek[19]).

Mię­dzy wer­sami tej książki dźwię­czy słynne py­ta­nie z ele­gii „Chleb i wino” Frie­dri­cha Höl­der­lina: „I w ogóle na co komu w tym mar­nym cza­sie po­eci?”[20]. I myśl z jego wier­sza „An­den­ken”, że „Co się ostaje, usta­na­wiają po­eci”. W mar­nym cza­sie pan­de­mii oczy wielu zwró­ciły się ku plat­for­mom stre­amin­go­wym[21], a za ich po­śred­nic­twem – ku fil­mom i se­ria­lom[22].

Net­flix – dziecko Do­liny Krze­mo­wej uro­dzone w 1997 roku – w ty­tule książki staje się me­to­ni­mią wszyst­kich plat­form stre­amin­go­wych, jak HBO, Ama­zon Prime, Hulu, Di­sney+... Pa­try­cja Wło­dek w ar­ty­kule „Net­flix: The Fu­ture Is Now?” słusz­nie za­uważa, że Net­flix stał się wzor­cem ser­wisu stre­amin­go­wego:

Ser­wis – dziś czę­sto kry­ty­ko­wany, szcze­gól­nie za przy­pi­sy­waną ne­ga­tyw­nemu wpły­wowi al­go­ryt­mi­za­cji ja­kość ko­lej­nych pro­duk­cji ory­gi­nal­nych, od­bie­ga­ją­cych od po­ziomu tak zwa­nej te­le­wi­zji pre­sti­żo­wej – od mo­mentu po­wsta­nia był w awan­gar­dzie prze­mian wa­run­ku­ją­cych naj­now­sze prak­tyki nadaw­czo-od­bior­cze. „Wiek Net­fliksa”, „Efekt Net­fliksa”, „Od ka­blówki do Net­fliksa”, „Na­cje Net­fliksa” – to frazy za­czerp­nięte z ty­tu­łów tylko kilku z wielu pu­bli­ka­cji aka­de­mic­kich ostat­nich lat, su­ge­ru­ją­cych po­ja­wie­nie się siły zmie­nia­ją­cej pa­ra­dyg­mat, ma­ją­cej prze­możny, wręcz de­fi­niu­jący wpływ na współ­cze­sny ry­nek dys­try­bu­cji oraz udo­stęp­nia­nia tre­ści au­dio­wi­zu­al­nych. W pra­sie bran­żo­wej, w tej kwe­stii czu­łej jak sej­smo­graf, są wy­ła­py­wane wszel­kie de­cy­zje (prze­waż­nie do­ty­czące za­wie­sza­nia pro­duk­cji se­riali), spadki sub­skryp­cji i gieł­dowe, a zwłasz­cza stra­te­gie ra­dze­nia so­bie z kon­ku­ren­cją, którą w ana­li­zach z re­guły ze­sta­wia się wła­śnie z Net­flik­sem. Pod wie­loma wzglę­dami plat­forma ta jest bo­wiem trak­to­wana jako wzo­rzec ser­wisu stre­amin­go­wego[23].

Widz otrzy­muje w nich tre­ści w kil­ka­na­ście se­kund od wy­boru se­rialu czy filmu, może do nich po­wra­cać albo two­rzyć ka­ta­logi ulu­bio­nych pro­duk­cji[24]. Ma­ciej Ożóg w ar­ty­kule „Zjedz, ile mo­żesz, na­wet je­śli nie chcesz. Stre­aming jako prak­tyka ka­pi­ta­li­zmu in­wi­gi­la­cji” wska­zał na ce­chy wspólne me­diów stre­amin­go­wych:

tym, co łą­czy wszyst­kie me­dia stre­amin­gowe, jest z jed­nej strony prze­bieg ich ewo­lu­cji, z dru­giej zaś ich sta­tus kul­tu­rowy, zna­cze­nie i ro­dzaj wpływu na kształt współ­cze­snej kul­tury, ze szcze­gól­nym uwzględ­nie­niem spe­cy­ficz­nego mo­delu uczest­nic­twa w niej i do­świad­cza­nia jej tre­ści. Istotne dla zro­zu­mie­nia ak­tu­al­nej spe­cy­fiki tych me­diów są ka­te­go­rie al­go­rytmu i tak zwa­nego zwrotu al­go­ryt­micz­nego. Liczni ba­da­cze, ana­li­zu­jący tak od­mienne plat­formy stre­amin­gowe, jak YouTube, Net­flix, Twit­ter (obecna na­zwa: X), Tik­Tok, Spo­tify, a także pro­wa­dzący ba­da­nia cross-plat­for­mowe, zgod­nie wska­zują, że dla roz­woju stre­amingu fun­da­men­talne zna­cze­nie miało wpro­wa­dze­nie i szybki roz­wój tak zwa­nych in­te­li­gent­nych al­go­ryt­mów (smart al­go­ri­thms), umoż­li­wia­ją­cych dy­na­miczne po­zy­ski­wa­nie i prze­twa­rza­nie wiel­kich da­nych w celu per­so­na­li­za­cji i in­dy­wi­du­ali­za­cji za­war­to­ści ser­wi­sów[25].

Ar­tur Bo­ro­wiecki pod­kre­śla ja­ko­ścio­wość no­wego typu se­rialu na­zy­wa­nego:

(qu­ality TV) bądź „nie­te­le­wi­zją” (na­wią­zu­jąc do slo­ganu HBO: „To nie te­le­wi­zja, to HBO”). [...] Ja­son Mit­tel okre­śla go [współ­cze­sny se­rial – JR] jako nar­ra­cyj­nie zło­żony (ang. Nar­ra­tive com­ple­xity) i de­fi­niuje po­przez brak czy­sto­ści ga­tun­ko­wej, po­głę­biony rys psy­cho­lo­giczny bo­ha­te­rów, do­mi­na­cję fa­buły nad me­lo­dra­ma­tycz­nymi re­la­cjami mię­dzy po­sta­ciami, czy co naj­waż­niej­sze – wie­lo­wąt­kową bu­dowę z do­mi­nantą głów­nej osi nar­ra­cyj­nej[26].

Se­riale prze­jęły funk­cję nie­gdyś peł­nioną przez książki – wspól­no­tową. Agata Li­piń­ska zgo­dzi­łaby się z ta­kim stwier­dze­niem:

Mamy tu do czy­nie­nia ze wspól­no­to­twór­czą rolą po­pkul­tury. Wi­dzo­wie tego ro­dzaju co­raz gło­śniej do­ma­gają się wpływu na uko­chane pro­duk­cje, więc twórcy wy­cho­dzą im na­prze­ciw, or­ga­ni­zu­jąc spe­cjalne spo­tka­nia i kon­wenty[27].

Z ko­lei Ja­kub Raw­ski wska­zy­wał eg­zem­pli­fi­ka­cje prze­ni­ka­nia się świata se­rialu i rze­czy­wi­sto­ści:

Gdy 8 wrze­śnia 2022 roku zmarła kró­lowa Elż­bieta II, oglą­dal­ność se­rialu The Crown (2016–2022) w Wiel­kiej Bry­ta­nii wzro­sła aż o 800%. W tym przy­padku wy­da­rze­nie rangi hi­sto­rycz­nej zna­la­zło od­bi­cie w ma­so­wej po­trze­bie kon­sump­cji au­dio­wi­zu­al­nej opo­wie­ści, w któ­rej główna bo­ha­terka jest/była pier­wo­wzo­rem po­staci ist­nie­ją­cej w rze­czy­wi­sto­ści[28].

Za­uwa­żył po­nadto:

Zda­rza się też, że w se­rialu osa­dzo­nym w prze­szło­ści, w kon­kret­nych la­tach, po­ja­wiają się em­ble­maty ob­ra­zu­jące daną rze­czy­wi­stość, uwia­ry­gad­nia­jące ją, co po­wo­duje ich re­ne­sans wśród współ­cze­snych od­bior­ców, jak na przy­kład z pio­senką Kate Bush „Run­ning Up That Hill” (1985), która zo­stała wy­ko­rzy­stana w czwar­tym se­zo­nie se­rialu Stran­ger Things (2022) pro­duk­cji Net­flixa. Utwór po 37 la­tach znów zna­lazł się na szczy­tach list prze­bo­jów na ca­łym świe­cie[29].

Nie da się zlek­ce­wa­żyć faktu, że se­riale mają moc pro­mo­cyjną także dla po­ezji. Choćby Anne Car­son, po­etka uro­dzona w To­ronto w 1950 roku, pierw­sza ko­bieta uho­no­ro­wana Na­grodą T.S. Eliota, po­pu­lar­ność ugrun­to­wała dzięki ekra­nowi. Na­wet pol­ska Wi­ki­pe­dia od­no­to­wała fakt wy­ko­rzy­sta­nia jej po­ezji w ame­ry­kań­skim se­rialu te­le­wi­zyj­nym uka­zu­ją­cym ży­cie les­bi­jek w Los An­ge­les, za­ty­tu­ło­wa­nym Słowo na L. (The L Word, 2004–2009, twór­czyni: Ilene Cha­iken)[30]. Jej wier­sze przy­cią­gają in­te­re­su­jąco ro­ze­gra­nymi te­ma­tami sek­su­al­no­ści, na­wią­za­niami do świata kul­tury i do bie­żą­cych na­stro­jów spo­łecz­nych. Także w jed­nej z po­cząt­ko­wych scen Good Grief (2023, reż. Dan Levy) bo­ha­ter po stra­cie męża prze­nosi się do wspo­mnień. W tej re­tro­spek­cji cze­ścią wy­zna­nia mi­ło­snego staje się prośba: „stwórz dla mnie nowy świat, skoro za­bra­łeś mi do­tych­cza­sowy”. Męż­czy­zna ko­men­tuje, że to ładne, i pyta uko­cha­nego, czy sam to wy­my­ślił, a ten, bę­dący zresztą ar­ty­stą, od­po­wiada, że nie­stety nie, że to Anne Car­son („Give me a world, you have ta­ken the world I was”). I do­daje, że od­dałby dom, by taki wers na­pi­sać.

Widz, który ufa re­ży­se­rowi, kiedy na­tknie się w fil­mie/se­rialu na wiersz czy pio­senkę, po­trak­tuje je jako re­ko­men­da­cję do osob­nych i dłuż­szych lek­tur.

Na iluż fo­rach fil­mo­wych oglą­da­jący wy­mie­niają się spo­strze­że­niami po kon­tem­plo­wa­niu wier­sza przy­wo­ła­nego przez Paula Ri­versa (w tej roli Sean Penn), bo­ha­tera po prze­szcze­pie serca w fil­mie 21 gra­mów (2003, reż. Ale­jan­dro Gon­zález Iñár­ritu). Film ten jest jak wstęga Möbiusa – ko­lejne sceny jed­no­stron­nie za­pi­sują losy trojga bo­ha­te­rów po­łą­czo­nych wy­pad­kiem. Jack Jor­dan (Be­ni­cio del Toro), sprawca wy­padku, po­cząt­kowo go tu­szuje, Cri­stina Peck (Na­omi Watts) traci w nim uko­cha­nego męża Mi­cha­ela i dwie córki, zaś żona Paula, Mary (w tej roli Char­lotte Ga­ins­bo­urg), wie­rzy, że po prze­szcze­pie serca (dawcą jest zmarły Mi­chael) ich ży­cie ro­dzinne wresz­cie się ułoży. Losy te spi­nają się klamrą wier­sza. Eu­ge­nio Mon­tejo (1938–2008) – po­eta w 2004 roku uho­no­ro­wany Mię­dzy­na­ro­dową Na­grodą imie­nia Octa­via Paza w dzie­dzi­nie po­ezji – w cen­trum za­in­te­re­so­wa­nia czy­tel­ni­ków poza We­ne­zu­elą zna­lazł się wła­śnie po tym, jak frag­ment jego wier­sza „Zie­mia ob­ró­ciła się, aby nas zbli­żyć” wy­brzmiał w 21 gra­mach. Zie­mia ob­ró­ciła się, aby zbli­żyć lu­dzi prze­ciwko so­bie, ale to wła­śnie ich zjed­no­czyło, ni­czym we śnie. Próżno szu­kać lep­szego pod­su­mo­wa­nia ca­łego filmu.

Skie­ro­wa­łam się w tej książce – ma­ją­cej cha­rak­ter eseju ba­daw­czego – ku tym z fil­mów i se­riali, które choć w jed­nej sce­nie sku­piły się na wier­szu, cy­tu­jąc go w ca­ło­ści lub we frag­men­cie. Jedne pas­susy tek­stu mają formę no­tatki, in­nym wier­szom i ru­cho­mym ob­ra­zom po­świę­ci­łam głęb­szą uwagę, o jesz­cze in­nych na­wet kon­tek­stowo nie wspo­mnia­łam. Przy­ję­łam nie kry­te­rium chro­no­lo­giczne pre­zen­to­wa­nia ma­te­riału, ale te­ma­tyczne.

W tym miej­scu wy­tłu­ma­czę się także z cze­goś wię­cej niż przy­jęty klucz do­boru wier­szy za­po­śred­ni­czo­nych przez se­riale i filmy. Pod­kre­ślę, że do­sko­nale zdaję so­bie sprawę ze skali pro­blemu i ogromu ma­te­riału, któ­remu nie po­świę­ci­łam uwagi. Nie na­kre­śli­łam so­bie jed­nakże za­da­nia, by zgro­ma­dzić kom­pletny ma­te­riał (albo choć zbli­ża­jący się do uto­pij­nej pełni), lecz aby wy­łu­skać wier­sze z wy­bra­nych fil­mów i se­riali – od lat 90. XX wieku do pro­duk­cji naj­now­szych (przy czym istotną rolę od­gry­wało tu także kry­te­rium es­te­tyczne), zła­pać wiersz z ekranu i spraw­dzić, co dla niego wy­nika z ta­kiego uobec­nie­nia, z wi­zu­ali­za­cji po­ezji[31]. Wy­ją­tek czy­nię dla nie­wielu wcze­śniej­szych fil­mów, które oma­wiam kon­tek­stowo, na przy­kład po to, by za­pre­zen­to­wać, jak osa­dza się w in­nym ob­ra­zie po­ezja in­te­re­su­ją­cego mnie au­tora (ca­sus Wy­boru Zo­fii z in­klu­zją wier­sza Emily Dic­kin­son). Zba­da­łam za­równo filmy i se­riale przy­czyn­kowo za­in­te­re­so­wane wier­szem, jak i te na­da­jące mu szcze­gólny sta­tus.

Użyta w ty­tule for­muła „po­ezja w od­cin­kach” mo­głaby su­ge­ro­wać, że ba­dam tylko spo­soby uobec­nia­nia się wier­szy w se­ria­lach. Tym­cza­sem ro­zu­miem tę for­mułę jako ko­men­tarz do spo­sobu skom­po­no­wa­nia książki, po­da­wa­nia omó­wień i in­ter­pre­ta­cji w krót­kich od­cin­kach-roz­dzia­łach. Rów­no­rzęd­nie in­te­re­sują mnie wier­sze wy­łu­skane z fil­mów i se­riali, a do­dat­kowo po­zwala to za­dać py­ta­nie o róż­nice ich prze­ja­wia­nia się w tych dwóch ty­pach ru­cho­mych ob­ra­zów. Już w tym miej­scu po­dzielę się więc z czy­ta­ją­cymi ob­ser­wa­cją, że w fil­mie wiersz staje się wy­da­rze­niem, zaś w se­rialu naj­czę­ściej jest ele­men­tem co­dzien­no­ści bo­ha­te­rów.

Od­rzu­ci­łam po­mysł, by za­jąć się ani­ma­cjami in­ter­pre­tu­ją­cymi wier­sze, w któ­rych te nie wy­brzmie­wają (Ra­fał Ko­schany na­zywa je „fil­mami do wier­szy”[32]), lub re­ali­zu­ją­cymi po­dobną ideę fil­mami eks­pe­ry­men­tal­nymi. Wy­go­spo­da­ro­wa­łam zni­kome miej­sce dla tzw. bio­pi­ców – jako dla oczy­wi­stego (zbyt oczy­wi­stego) ma­te­riału, sto­sun­kowo do­brze osa­dzo­nego w re­flek­sji ba­daw­czej i za­uwa­żo­nego przez pu­blicz­ność. Nie tylko z po­wodu nie­miesz­cze­nia się w przy­ję­tych gra­ni­cach cza­so­wych czy­tel­nik i czy­tel­niczka nie znajdą więc frag­men­tów na przy­kład o Bar­wach gra­natu (1969, reż. Sier­giej Pa­ra­dża­now) –

o ży­ciu Sa­jata-Nowy, or­miań­skiego po­ety z XVIII wieku; o fil­mie przy­bli­ża­ją­cym le­gendę Ra­fała Wo­jaczka (Wo­ja­czek, 1999, reż. Lech Ma­jew­ski) czy ob­ra­zu­ją­cym ro­mans Rim­bauda z Ver­la­ine’em (Cał­ko­wite za­ćmie­nie, 1995, reż. Agnieszka Hol­land); o Ja­śniej­szej od gwiazd (2009, reż. Jane Cam­pion), da­ją­cej wgląd w uczu­cie Johna Ke­atsa i Fanny Brawne; o Ci­chej na­mięt­no­ści (2016, reż. Te­rence Da­vies) po­świę­co­nej Emily Dic­kin­son; o Roz­gwieź­dzie (1928, reż. Man Ray) in­spi­ro­wa­nej wier­szem Ro­berta De­snosa, fran­cu­skiego po­ety po­cząt­kowo zwią­za­nego z nur­tem sur­re­ali­stycz­nym, póź­niej więź­nia obozu Au­schwitz, zmar­łego w 1945 roku w Te­re­zi­nie („wiersz Ro­berta De­snosa wi­dziany przez Man Raya”); o Pa­pu­szy (2013, reż. Jo­anna Kos-Krauze, Krzysz­tof Krauze)[33]; Sy­lvii (2003, reż. Chri­stine Jeffs); ani też o fil­mach do­ku­men­tal­nych o po­etach i po­et­kach[34]. Ty­tuł każ­dego z tych dzieł kina czy­ta­jący książkę znaj­dzie, gdy zada w wy­szu­ki­warce in­ter­ne­to­wej py­ta­nie o ru­chome ob­razy zwią­zane z po­ezją.

O wiele trud­niej­szym i bar­dziej in­te­re­su­ją­cym za­da­niem było – co sta­ra­łam się uczy­nić, przy­go­to­wu­jąc tę książkę – zna­leźć re­pre­zen­ta­cje po­ezji w ob­ra­zach nie­zaj­mu­ją­cych się te­ma­tami li­te­rac­kimi. Nie zmie­rza­jąc do stwo­rze­nia kom­plet­nego ze­sta­wie­nia, wy­bra­łam naj­bar­dziej z mo­jej per­spek­tywy zna­czące przy­kłady, uka­zu­jące pewne ten­den­cje i mo­dele albo dzia­ła­nia osobne, z wy­raźną sy­gna­turą au­tora ob­razu.

Nie za­staną czy­tel­nik i czy­tel­niczka in­ter­pre­ta­cji wier­sza z filmu Glo­ria Bell (2018, reż. Se­ba­stián Le­lio), w któ­rym po­ra­niony we­wnętrz­nie we­te­ran wo­jenny prze­ko­nuje ty­tu­łową ko­bietę – Glo­rię – do związku z nim. Czyta jej wów­czas „A Cup of Jo” chi­lij­skiego po­ety Clau­dia Ber­to­niego[35], wiersz na­pi­sany dla przy­ja­ciółki, która pró­bo­wała ode­brać so­bie ży­cie.

Nie zde­cy­do­wa­łam się także na przy­go­to­wa­nie in­ter­pre­ta­cji in­nego hi­spa­no­ję­zycz­nego wier­sza, który wy­brzmiał w cen­tral­nym miej­scu filmu Duch roju (1973, reż. Víc­tor Erice). Wi­dza in­te­re­suje, co ta­kiego dziew­czynka, sze­ścio­let­nia Ana (w tej roli Ana Tor­rent), zo­ba­czyła, że drży i milk­nie. Pod­czas lek­cji szkol­nej, w któ­rej uczest­ni­czy Ana, wy­brzmiewa wiersz Ro­sa­lii de Ca­stro (1837–1885), po­etki hisz­pań­skiego post­ro­man­ty­zmu. Na inną oka­zję po­zo­sta­wiam też roz­wa­ża­nia o Into the Wild (2007, reż. Sean Penn) – po­dzie­lo­nym na pięć roz­dzia­łów fil­mie roz­po­czy­na­ją­cym się mot­tem za­czerp­nię­tym z po­ematu dy­gre­syj­nego Geo­rge’a By­rona, z Wę­dró­wek Childe Ha­rolda:

There is a ple­asure in the pa­th­less wo­ods

There is a rap­ture on the lo­nely shore

There is so­ciety, where none in­tru­des

By the deep Sea, and mu­sic in its roar

I love not Man the less, but Na­ture more...

Nie zaj­mie mnie kino po­etyc­kie – filmy An­drieja Tar­kow­skiego, Fe­de­rica Fel­li­niego, Wong Kar-Waia, Da­vida Lyn­cha sto­su­jące nie­fi­gu­ra­tywne, swo­bod­nie prze­cho­dzące ob­razy, ba­dane na­rzę­dziami przy­na­leż­nymi do li­ryki. Choć i tu zna­la­złoby się wiele nie­oczy­wi­stych eg­zem­pli­fi­ka­cji, jak choćby The Time We Kil­led, re­ali­zo­wany przez sześć lat de­biut fa­bu­larny w re­ży­se­rii Jen­ni­fer Todd Re­eves (USA, 2004). Lisa Jar­not, po­etka uro­dzona w No­wym Jorku w 1967 roku (au­torka to­mów Some Other Kind of Mis­sion, Ring of Fire, Black Dog Songs i Ni­ght Sce­nes), gra in­tro­wer­tyczkę, Ro­byn Tay­lor. To dzien­nik za­mknię­cia, za­skle­pia­nia się w na­ra­sta­ją­cej klau­stro­fo­bii, uka­zu­jący dra­ma­tyczną próbę oca­le­nia swo­jego świata, w któ­rym prze­ni­kają się sfera po­li­tyczna z in­tymną, in­wa­zja me­dialna z bra­kiem spo­łecz­nej ak­cep­ta­cji, oswo­jone z ob­cym, dzi­siej­sze z mi­nio­nym. W umy­śle Ro­byn zde­rzają się ob­razy dzie­ciń­stwa, ka­pią­cej wody, spa­ce­rów z psem, ataku na no­wo­jor­skie wieże, wojny w Iraku, sa­mo­bój­stwa w ka­mie­nicy.

Ad­no­tuję za­le­d­wie obec­ność po­ezji w Dniu świ­staka czy drobne na­wią­za­nia w The Of­fice. Tylko w tym pas­su­sie wy­kazu po­mi­nię­tych wspo­mi­nam o pięk­nej sce­nie z Ge­nial­nej przy­ja­ciółki (My Bril­liant Friend, reż. Sa­ve­rio Co­stanzo, od 2018), se­rialu HBO na­krę­co­nego na pod­sta­wie be­st­sel­le­ro­wej po­wie­ści Eleny Fer­rante, ogniwa te­tra­lo­gii ne­apo­li­tań­skiej, o spla­ta­nej przez całe ży­cie przy­jaźni mię­dzy dwiema ko­bie­tami: ogni­stą Lilą oraz nar­ra­torką Eleną. Elena pod­czas spa­ceru re­cy­tuje wiersz „Nox erat et ca­elo ful­ge­bat Luna se­reno” („Epoda 15. Do Ne­ery”) Ho­ra­cego: „Noc była. Księ­życ szedł błę­kit­nym szla­kiem/ Oto­czony gwiazd or­sza­kiem,/ Kie­dym w twych ra­mion ople­ciony koło/ Sil­niej, niźli dąb je­miołą/ Sły­szał, jak Bo­gom urą­gać go­towa/ Przy­się­głaś na moje słowa” (przeł. Lu­cjan Sie­mień­ski).

Książkę z 1999 roku, praw­dziwy be­st­sel­ler, Edward Hirsch za­ty­tu­ło­wał How to Read Poem and Fall in Love in Po­etry (Jak czy­tać wiersz i za­ko­chać się w po­ezji), a jej pierw­szy roz­dział roz­wija się na kilka stron pod ha­słem: „Wia­do­mość w bu­telce. Kraj serca” („Mes­sage in a Bot­tle. He­ar­tland”). Za­cy­tuję frag­ment otwie­ra­jący ów esej ame­ry­kań­skiego po­ety:

Prze­czy­taj te wier­sze w środku nocy. [...] Prze­czy­taj je, gdy nie śpisz wcze­śnie rano, w peł­nej czuj­no­ści. [...]. Te wier­sze przy­były z da­leka, aby cię zna­leźć. My­ślę o mak­sy­mie Ma­le­bran­che’a: „Uważ­ność jest na­tu­ralną mo­dli­twą du­szy”. Ten afo­ryzm, uko­chany przez Si­mone Weil i Paula Ce­lana, cy­to­wany przez Wal­tera Ben­ja­mina w jego eseju o Franzu Kafce, może stać się credo pi­sa­rza. Służy rów­nież czy­tel­ni­kom. Paul Ce­lan po­wie­dział:

„Wiersz, bę­dąc formą prze­ja­wia­nia się ję­zyka, ze swej istoty jest czymś dia­lo­go­wym, może więc być pocztą bu­tel­kową wy­słaną w tej – z pew­no­ścią nie­zbyt moc­nej w na­dzieję, wie­rze, że kie­dyś tam przy­bije do ja­kie­goś brzegu, być może w kraju serca. Rów­nież i w tym sen­sie wier­sze są w dro­dze: biorą na coś kurs”[36].

Co­raz czę­ściej fil­mowe i se­ria­lowe spo­tka­nie z wier­szem może stać się po­cząt­kiem roz­ko­cha­nia w po­ezji. Alek­san­der Jac­kie­wicz ad­no­to­wał, że film pod­lega za­sa­dzie ho­mo­ge­ni­za­cji, współ­wy­stę­pują w nim ele­menty kul­tury po­pu­lar­nej, ni­skiej, i ele­menty kul­tury wy­so­kiej[37]. Tę drugą – choć tak wy­ra­żony po­dział stra­cił już na ak­tu­al­no­ści – re­pre­zen­to­wa­łaby po­ezja.

W ob­rę­bie sceny włą­cza­ją­cej wiersz widz bie­rze udział w pry­wat­nym, in­tym­nym spo­tka­niu. Wier­sze po­ety­zują sceny, współ­grają z nimi te­ma­tycz­nie, na­pro­wa­dzają wi­dza na uchwy­ce­nie wska­zówki in­ter­pre­ta­cyj­nej, po­ma­gają do­strzec niu­anse, zde­fi­nio­wać sy­tu­ację bo­ha­tera, utrwa­lić prze­sła­nie. Su­ge­rują, że prze­ży­wa­nie świata i jego ta­jem­nic przez bo­ha­te­rów oraz czy­tel­ni­ków jest za­ra­zem in­dy­wi­du­alne i po­nadin­dy­wi­du­alne. Wiersz na­daje struk­turę sce­nie, na­syca ją. Pod­niety i in­spi­ra­cje za­czerp­nięte zeń przy­dają se­ria­lom nowy wy­miar. To tylko po­czą­tek ca­łego re­je­stru po­wią­zań, jaki ujawni się w ni­niej­szej książce.

An­driej Tar­kow­ski, twórca fil­mów po­etyc­kich, który w Zwier­cia­dle wy­ko­rzy­stał wier­sze swo­jego ojca, po­wie­dział: „Ze śmier­cią ostat­niego po­ety ży­cie utraci wszelki sens”[38]. Wier­sze na­tu­ral­niej niż film służą w sy­tu­acjach osta­tecz­nych, bar­dziej or­ga­nicz­nie za­cho­wują cią­głość ga­tunku ludz­kiego, ga­tunku czy­ta­ją­cego. Mniej się sta­rzeją, in­kar­nu­jąc ludz­kie wi­dze­nie świata.

Ubi pe­li­cula, ibi po­esisWidz jako od­biorca wier­sza

Nie­miec­ko­ję­zyczne tek­sty po­etyc­kie zwią­zane z ki­nem zo­stały zgro­ma­dzone w an­to­lo­gii po­ezji, któ­rej ty­tuł można by prze­ło­żyć jako Nie­koń­cząca się eks­pan­sja ce­lu­lo­idu[39]. Re­dak­to­rzy, An­dreas Kra­mer i Jan Vol­ker Röh­nert, za­uwa­żyli, że wier­sze te mogą stać się – nie­kiedy pęk­nię­tymi – ogni­wami po­śred­ni­czą­cymi w ba­da­niach re­la­cji mię­dzy li­te­ra­turą a ru­cho­mym ob­ra­zem, ilu­strują one od­dzia­ły­wa­nie kina na po­ezję. Za­in­te­re­so­wana wpły­wem filmu i se­rialu na jej in­ter­pre­ta­cję – na boczny tor od­sta­wiam od­po­wiedź na py­ta­nie, co słowo i ob­raz dają so­bie na­wza­jem, ja­kie kon­se­kwen­cje ma dla ob­razu fil­mo­wego lub dla se­rialu wy­sta­wie­nie się na dzia­ła­nie wier­sza, co dzieje się, kiedy ma­te­riał świa­tło­czuły staje się wier­szo­czu­łym. W książce nie zaj­mują mnie sze­roko ro­zu­miane związki filmu z po­ezją, ale ze­spo­le­nie ob­razu fil­mo­wego lub se­ria­lo­wego z kon­kret­nym wier­szem, jego prze­ja­wia­nie się im­pli­cite. Prze­szcze­piony do ciała filmu utwór po­etycki bywa dla wi­dza ima­gi­na­cyj­nymi, ro­ze­dr­ga­nymi pre­li­mi­na­riami do (dal­szych) lek­tur.

Kon­cy­lia­cyjna na­tura lek­tury słów i ob­ra­zów, ich na­prze­mienne za­si­la­nie się ener­gią wa­run­kuje nowe spo­soby od­bioru przez wi­dza, bę­dą­cego wprzódy także czy­tel­ni­kiem. Film nie­rzadko otrzy­muje po­rzą­dek re­flek­sji od słów, a tekst po­etycki po­zwala zaj­rzeć pod po­wierzch­nię ki­ne­ma­to­gra­fii. Wiersz staje się in­ter­tek­stu­al­nym wy­kład­ni­kiem za­in­te­re­so­wa­nia filmu i se­rialu sztuką po­etycką; za­szcze­pia w niej także kon­kretny ob­raz i pro­blem, nie­kiedy jako fo­otage – go­tową wstawkę.

Agnieszka Ogo­now­ska w ar­ty­kule „Gry in­ter­tek­stu­alne na tek­ście fil­mo­wym: opis me­cha­ni­zmów”, w któ­rym po­trak­to­wała grę jako stra­te­gię ko­mu­ni­ka­cyjną, na­pi­sała: „Czy­ta­nie ma cha­rak­ter po­li­ga­miczny, użyt­kow­nik nie zaj­muje się jed­nym wy­bra­nym tek­stem, lecz grupą tek­stów two­rzą­cych pole in­ter­tek­stu­alne”[40]. Taka es­te­tyka po­wtó­rze­nia od­syła także do kon­cep­cji Mi­cha­ela Rif­fa­terre’a wy­ło­żo­nej w „Se­mio­tyce in­ter­tek­stu­al­nej”: „Fun­da­men­tem tek­stu­al­no­ści jest in­ter­tek­stu­al­ność”[41]. Naj­waż­niej­sze za­tem dzieje się tu po­mię­dzy tek­stami i przy prze­kra­cza­niu gra­nic mię­dzy two­rzy­wami – w pa­mię­ta­niu tek­stu przez tekst, w wy­mia­nie mocy mię­dzy nimi.

Prze­gląd naj­waż­niej­szych kon­cep­cji ad­ap­ta­cyj­nych za­pro­po­no­wała Mał­go­rzata Cho­czaj – nie będę tu du­blo­wać za­war­to­ści ar­ty­kułu[42]. Wyjmę z niego aka­pit, który uka­zuje mo­dele naj­waż­niej­sze z per­spek­tywy ni­niej­szej książki:

Po­wstało wiele pro­po­zy­cji mo­de­lo­wych re­ali­za­cji ad­ap­ta­cji. Jedną z nich jest za­pro­po­no­wany przez Geof­freya Wa­gnera w The No­vel and the Ci­nema (1975) po­dział na „trans­po­zy­cję”, czyli do­kładne prze­nie­sie­nie tek­stu, „ko­men­tarz” – re­ży­ser­ską mo­dy­fi­ka­cję i „ana­lo­gię” – cał­ko­wite odej­ście od pier­wo­wzoru. Tym­cza­sem Mi­chael Klein i Gil­lian Par­ker pro­mo­wali mo­del ad­ap­ta­cji, uwzględ­nia­jący sto­pień za­cho­wa­nia wier­no­ści da­nemu dziełu li­te­rac­kiemu. Po­wstały film może być „de­kon­struk­cją” tek­stu, jego „in­ter­pre­ta­cją” lub też po­słu­żyć może za punkt wyj­ścia do po­wsta­nia w pełni au­to­no­micz­nego dzieła. Wspo­mniany [...] Du­dley An­drew (Con­cepts in Film The­ory [1984]) przy­pa­dek peł­nego za­cho­wa­nia li­tery tek­stu okre­ślił mia­nem „krzy­żo­wa­nia”, w prze­ci­wień­stwie do „za­po­ży­cze­nia” idei i ele­men­tów dzieła li­te­rac­kiego. Trze­cim ter­mi­nem stała się tu „trans­for­ma­cja”[43].

Jedna z moż­li­wych od­mian in­ter­tek­stu­al­no­ści, ad­ap­ta­cja, za­wsze „jest świa­dec­twem lek­tury”[44]. Ma­rek Hen­dry­kow­ski ad­ap­ta­cję pe­ry­fra­zo­wał jako dzia­ła­nie in­ter­tek­stu­alne w sys­te­mie kul­tury, ak­cen­tu­jąc tym sa­mym pro­ces wy­miany se­man­tycz­nej[45], zaś Ry­szard Nycz w „In­ter­tek­stu­al­no­ści i jej za­kre­sach”[46] roz­wa­żał ty­tu­łowe po­ję­cie jako aspekt ogółu wła­sno­ści tek­stu, który wska­zuje uza­leż­nie­nie od­biorcy od zna­jo­mo­ści pier­wot­nego utworu. Wy­szcze­gól­niał także jako jedną z od­słon in­ter­tek­stu­al­no­ści od­czu­cie ano­ma­lii w ciele tek­stu przyj­mu­ją­cego – bywa, że w se­rialu czy fil­mie wiersz wy­stę­puje jako miej­sce nie­zro­zu­miałe, dys­har­mo­nijne[47].

Główne py­ta­nia, ja­kie za­daję so­bie po od­kry­ciu wsz­cze­pie­nia tek­stu po­etyc­kiego do śro­do­wi­ska filmu i se­rialu, brzmią: jak wier­sze za­ko­twi­czają się w wy­se­lek­cjo­no­wa­nym ma­te­riale fil­mo­wym oraz se­ria­lo­wym, jak się w nim od­naj­dują oraz w ja­kiej funk­cji (jako: su­spens, re­tar­da­cja, in­skryp­cja, jako istota filmu – pi­èce de rési­stance, rama kom­po­zy­cyjna roz­my­ślań, cenny de­po­zyt etc.?).

Cie­kawi mnie, jak te dwa uni­wersa – fil­mowo-se­ria­lowe i po­etyc­kie – scho­dzą się, współ­wy­stę­pują, jak się ze sobą ko­mu­ni­kują, ja­kie tre­ści umac­niają i ja­kie aspekty wza­jem­nie uwy­dat­niają, w któ­rych war­stwach filmu/se­rialu wier­sze naj­sil­niej pra­cują i czy na ekra­nie zo­stają uczy­nione czy­tel­niej­szymi, z jaką in­ten­cją się je zbliża, używa po­etyc­kiego bu­dulca, jak usta­wiają one punkt wi­dze­nia, co na te­mat wier­sza wi­dać z miej­sca filmu lub se­rialu. Za­ło­ży­łam przede wszyst­kim nie po­zna­nie ru­cho­mego ob­razu od strony wier­sza, ale wier­sza od strony ru­cho­mego ob­razu, wie­rząc, że może tu ujaw­nić się ja­kaś nie­ozna­ko­wana do­tąd ścieżka ro­zu­mie­nia utworu po­etyc­kiego, pra­tek­stu. In­ter­pre­tuję ma­te­riał wi­zu­alny, spraw­dza­jąc, co w wier­szu ak­ty­wuje ekran. Oglą­dam se­rial i film ze względu na wiersz. Zo­rien­to­wana na wiersz[48].

Wier­sze pi­sane w róż­nych nur­tach, po­ety­kach i ję­zy­kach wkom­po­no­wane we współ­cze­sny film czy se­rial zo­stają od­czy­tane w szer­szej wspól­no­cie: oglą­da­ją­cych. Film i se­rial przy­czy­niają się do roz­po­wszech­nie­nia po­pu­lar­no­ści po­ezji, po­zwa­lają na bu­do­wa­nie ko­lek­cji i uchwy­ce­nie, któ­rych po­etów oraz ja­kie wier­sze naj­czę­ściej się na ekra­nie przy­swaja i uobec­nia.

In­ter­pre­ta­cje w tej książce opie­rają się na za­ło­że­niu, że ru­chomy ob­raz może stać się in­te­re­su­ją­cym ele­men­tem po­śred­ni­czą­cym w wy­do­by­wa­niu i oświe­tla­niu sen­sów wier­sza. Wszak Ali­cja Hel­man wi­dzi w fil­mie nową sztukę syn­te­tyczną[49]. Film i se­rial mam za czyn­nik in­ter­pre­ta­cyjny. Wła­di­mir Ma­ja­kow­ski pi­sał o fil­mie jako od­no­wi­cielu li­te­ra­tury. Ry­szard Klusz­czyń­ski po­strze­gał go jako dzie­dzinę ar­ty­styczną, „która w każ­dym ze swo­ich po­szcze­gól­nych prze­ja­wów ini­cjuje w spo­sób nie­uchronny re­la­cje po­mię­dzy róż­nymi me­diami”[50]. Roz­le­głe oka­zuje się spek­trum sfunk­cjo­na­li­zo­wa­nia po­ezji w ru­cho­mych ob­ra­zach.

Wiersz ar­ty­ku­łuje prawdy prze­cho­wy­wane od wie­ków, re­je­struje, do­ku­men­tuje, imi­tuje po­wta­rzalne ludz­kie losy i emo­cje. Dla­tego fil­mowcy się­gają po niego, by zbu­do­wać hi­sto­rię, fa­bułę, scenę, cha­rak­ter po­staci czy dia­logi mię­dzy nimi. Utwór po­etycki pod­dany wni­kliw­szej ana­li­zie na­daje kształt in­ter­pre­ta­cji dzieła na ekra­nie, ale też sam uwi­kłany w film/se­rial znaj­duje w nim nowy, cza­sem de­cy­du­jący kon­tekst.

Po­ezja jest ko­dem dla wta­jem­ni­czo­nych, wpra­wia w ruch my­śli i czyny, ocala, jest lu­strem emo­cji, dzięki niej zy­skuje się do­stęp do tego, co za­sło­nięte. W se­rialu Świa­tło, któ­rego nie wi­dać (2023, reż. Shawn Levy na pod­sta­wie po­wie­ści Ame­ry­ka­nina An­thony’ego Do­erra All the Li­ght We Can­not See) po­ezja staje się taj­nym ko­dem – nie­me­ta­fo­rycz­nie: słowa pierw­szej strofy „Pio­senki je­sien­nej” Paula Ver­la­ine’a nada­wane przez ra­dio są sy­gna­łem do pod­ję­cia dzia­łań przez fran­cu­ski ruch oporu w Sa­int-Malo, co od­zwier­cie­dla zresztą prawdę – alianci po­słu­gi­wali się wier­szem „Chan­son d’au­tomne”:

Łka­nie bez­sen­nej

Skrzypki je­sien­nej,

       Sie­ro­cej,

Serce mi rani,

Grąży w ot­chłani

       Nie­mocy[51].

Te­ma­tem tej książki jest uczest­nic­two po­ezji w fil­mie fa­bu­lar­nym oraz se­rialu, ich uni­wer­sa­li­zu­jąca się bli­skość i wraż­li­wość in­te­lek­tu­alna.

Wiele wska­zuje na to, że sen­ten­cję Ubi vita, ibi po­esis ukuł Mi­ko­łaj Nad­ież­din w pracy dok­tor­skiej o po­ezji ro­man­tycz­nej[52]. Sama ty­tu­łu­jąc wstęp do książki „Ubi pe­li­cula, ibi po­esis. Widz jako od­biorca wier­sza”, pa­ra­fra­zuję to zda­nie.

Gio­vanni Sar­tori skon­sta­to­wał: „je­ste­śmy – i na długo po­zo­sta­niemy – homo vi­dens”[53]. We współ­cze­snej kul­tu­rze ekranu (screen-ba­sed cul­ture) wska­za­nie ukon­tek­sto­wie­nia wi­zu­al­nego, jed­nego ze świa­dectw od­bioru wier­sza, utwier­dza oglą­da­ją­cych w prze­ko­na­niu, że oto spo­ty­kają się z tek­stem po­etyc­kim, który ma bo­gatą re­cep­cję i wo­kół któ­rego uro­sła wspól­nota czy­ta­ją­cych.

Nie­unik­nie­nie na­su­wają się przy tym bar­dziej szcze­gó­łowe py­ta­nia o in­klu­zję tek­stu po­etyc­kiego w fil­mie lub se­rialu: o to, w jaki spo­sób wiersz wiąże się z ak­cją lub aurą, czy po­ja­wia się ukrad­kiem, czy prze­lot­nie, czy zy­skuje do­dat­kowy wy­miar, wpro­wa­dza ta­jem­nicę, a może ra­czej ją zdra­dza, czy cha­rak­te­ry­zuje bo­ha­tera, an­ty­cy­puje jego los, bu­duje pa­ran­telę mię­dzy bio­gra­fią twórcy a ży­ciem bo­ha­tera filmu lub se­rialu, czy uru­cha­mia się przy tej im­mer­sji pa­ra­dyg­mat gę­stego opisu (uży­wam ter­minu Clif­forda Ge­ertza)[54]. Wierny od­biorca po­ezji do­stęp do od­czy­ta­nia dzieła fil­mo­wego znaj­dzie tam, gdzie brzmi wiersz, w nim do­strzeże new­ral­giczny mo­ment. Widz, gdy wy­cho­dzi z kina, usuwa się sprzed ekranu kina do­mo­wego, za­biera ze sobą wiersz.

Ry­szard Klusz­czyń­ski po­strzega prze­cież film jako dzie­dzinę ar­ty­styczną na styku róż­nych me­diów[55]. Mi­ro­sław Przy­li­piak na­to­miast tak pi­sał o zdol­no­ści kina do wy­zwa­la­nia w wi­dzu uczuć:

Inną ce­chą kina jest duża in­ten­syw­ność wzbu­dza­nych przez nie emo­cji. Żadna sztuka nie po­trafi po­bu­dzić uczuć od­biorcy w ta­kim stop­niu jak kino. Sprzyja temu unie­ru­cho­mie­nie wi­dza przed ekra­nem[56].

[...] wło­scy teo­re­tycy kina ukuli wdzięczny ter­min pro­teza sym­bo­liczna. Ciało wi­dza sie­dzi przed ekra­nem, na­to­miast jego psy­chika i apa­rat od­bior­czy [...] wę­druje po świe­cie filmu, utoż­sa­mia­jąc się z roz­ma­itymi po­sta­ciami albo z okiem, które pa­trzy[57].

Hans-Georg Ga­da­mer py­tał, czy w na­szej cy­wi­li­za­cji po­eci mają do speł­nie­nia ja­kieś szcze­gólne za­da­nie. „Czy w cza­sach, gdy spo­łeczny nie­po­kój, do­le­gli­wość ży­cia w spo­łe­czeń­stwie ano­ni­mo­wej ma­so­wo­ści ze­wsząd daje się we znaki i wciąż po­ja­wia się po­trzeba od­na­le­zie­nia albo stwo­rze­nia na nowo au­ten­tycz­nej so­li­dar­no­ści – jest jesz­cze pora na sztukę?”[58]. Po­ezja, film i se­rial po­ma­gają od­naj­do­wać się w dy­na­micz­nej rze­czy­wi­sto­ści, przy­dają jej sensu, nade wszystko mogą być na­rzę­dziami po­bu­dza­nia em­pa­tii, peł­nią funk­cje po­znaw­cze i kom­pen­sa­cyjne.

Ed­gar Mo­rin cy­tuje słowa uro­dzo­nego w War­sza­wie w 1897 roku fran­cu­skiego re­ży­sera i teo­re­tyka filmu Je­ana Ep­ste­ina: „nie wiemy wszyst­kiego tego, czego nie wiemy o ki­nie”[59]. Wiele wier­szy oma­wia­nych w tej książce od­biorcy prze­oczy­liby, gdyby nie spo­tkali się z ki­nem, choćby do­mo­wym, bo ma­ni­fe­stują się one w ma­te­riale wi­zu­al­nym.

Na­zwy fil­mo­wych spo­so­bów ka­dro­wa­nia[60] prze­szcze­piam po­ni­żej na pole re­flek­sji o obec­no­ści wier­sza w ru­cho­mym tek­ście wi­zu­al­nym. Cza­sem wiersz wśli­zguje się w kadr jako de­tal zo­rien­to­wany na sie­bie lub na ele­menty filmu, kiedy in­dziej po­ja­wia się nie­mal nie­zwią­zany, albo jako por­tre­towe zbli­że­nie, pół­zbli­że­nie, ist­nieje na pla­nie ame­ry­kań­skim, peł­nym oraz to­tal­nym, prze­nika wów­czas aurę filmu/se­rialu, który oka­zuje się współ­cze­sną re­ali­za­cją for­muły ut pic­tura po­esis, a jego em­ble­ma­tyczną fi­gurą staje się pi­szący lub czy­tel­nik. Tu wy­szcze­gól­niam wy­bór fil­mów i se­riali z trzech ostat­nich de­kad z in­klu­zją wier­sza, więk­szo­ści z nich po­świę­cam w książce uwagę lub ich obec­ność w dziele au­dio­wi­zu­al­nym choćby anon­suję. Jed­no­cze­śnie pro­po­nuję wstępną funk­cjo­na­li­za­cję utwo­rów po­etyc­kich w nich obec­nych. W na­wia­sie po ty­tule filmu/se­rialu wska­zuję na­zwi­sko au­tora bądź au­torki wier­sza.

Po­ezja – „roz­miary ka­drów”

1.1. De­tal zna­czący

Nor­malni lu­dzie (Frank O’Hara), Był so­bie chło­piec (John Donne), Gam­bit kró­lo­wej (Ste­vie Smith), Wszyst­kie ja­sne miej­sca (Ce­sare Pa­vese), Shti­sel (Na­tan Al­ter­man), Glo­ria Bell (Clau­dio Ber­toni), Bre­aking Bad (Walt Whit­man), Duch roju (Ro­sa­lia de Ca­stro), Przed wscho­dem słońca (Da­vid Je­well), Sta­tus związku (Dy­lan Tho­mas, Mary Oli­ver), We­dnes­day (Ed­gar Al­lan Poe), New Am­ster­dam (Wil­liam Er­nest Hen­ley), Ży­cie na pod­słu­chu (Ber­tolt Brecht), Be­fore Sun­rise (W.H. Au­den), A Very Long En­ga­ge­ment (Char­les Bau­de­la­ire), Ca­len­dar Girls (Wil­liam Blake)

1.2. De­tal nie­zna­czący lub mniej zna­czący

Rząd (Rumi), After Life (Ro­bert Frost), Sex Edu­ca­tion (Lang­ston Hu­ghes, Maya An­ge­lou, Pa­blo Ne­ruda, Ariana Brown, Ocean Vo­ung), W gar­ni­tu­rach (Wil­liam Szek­spir), Król ży­cia (Ju­lian Tu­wim), Brid­get Jo­nes 3 – Brid­get Jo­nes’s Baby (John Ke­ats), Alf (John Ke­ats, Mar­tin Nie­möl­ler), Rojst (An­drzej Bursa, Ra­fał Wo­ja­czek), Jak po­zna­łem wa­szą matkę (Ro­bert Frost), Dzień świ­staka (Char­les Bau­de­la­ire, Wal­ter Scott, Joyce Kil­mer), Ge­nialna przy­ja­ciółka (Ho­racy), The Of­fice (Shel Si­lver­stein), Prze­rwana lek­cja mu­zyki (Do­ro­thy Par­ker), Devs (Phi­lip Lar­kin), Mi­łość i anar­chia (To­mas Trans­trömer), Wspa­niała pani Ma­isel (Jack Ke­ro­uac), Szczę­ściarz Hank (D.H. Law­rence, Walt Whit­man, Anne Wald­man, Wil­liam Blake), Świa­tło, któ­rego nie wi­dać (Paul Ver­la­ine), Orange Is the New Black (Ro­bert Frost), In Tre­at­ment (Walt Whit­man), Parks & Re­cre­ation (Dante Ali­ghieri), Re­venge (Fe­de­rico Gar­cía Lorca), Bac­kwa­ters (Fe­re­dico Gar­cía Lorca), Holy Smoke (Phi­lip Lar­kin), Any Mo­ther’s Son (De­nise Le­ver­tov), 21 gra­mów (Eu­ge­nio Mon­tejo), Truly Ma­dly De­eply (Pa­blo Ne­ruda), Min­dwalk (Pa­blo Ne­ruda), Patch Adams (Pa­blo Ne­ruda), Au­tumn in New York (Do­ro­thy Par­ker), Good Grief (Anne Car­son)

2. Por­tret

The Crown (Char­les Mac­kay), Ce­sa­rzowa Sisi (He­in­rich He­ine)

3. Plan ame­ry­kań­ski

3.1. Plan ame­ry­kań­ski – wiersz jako klucz do in­ter­pre­ta­cji ca­ło­ści

Za­ko­chany bez pa­mięci (Ale­xan­der Pope), So­la­ris (Dy­lan Tho­mas)