Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
Almanach z wierszami 6 najlepiej rokujących poetów, będących przed debiutem książkowym. W edycji 2018 znaleźli się: Maria Halber, Marcin Pierzchliński, Marcin Podlaski, Katarzyna Szaulińska, Antonina M. Tosiek i Aleksander Trojanowski. Wyborem oraz redakcją zajęli się Dawid Mateusz oraz Joanna Mueller.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 55
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
MARIA HALBER
ZERO WASTE
przepowiedziano
teraz spowiło czarne, w tym czarnym: kropki
kreski, drobny śnieg. czas? czas zbiegł się
w kieszeni świstek – losowa przepowiednia:
będziesz już tylko jeździć tramwajem
będziesz już tylko czekać, wypatrywać
czaić się
idzie coraz gorzej, przepowiedziano –
przyczaiłam się; z czarnego wyrosło miasto
z miasta: ogrom historii marnych, w jednej z nich
– pstryk, czekanie
w jednej z nich wypatrzysz śnieg
bardzoładne.jpg
więc twoje ciało wylało się z internetu, wyciekło i nie jest już
brzuchem, ręką, łukiem brwiowym, nie jest ustami
więc możesz wycierać je z podłogi, włosami, jak kiedyś –
piksele ścierać, łzami?
nie ma co płakać nad rozlanym ciałem
nie ma co płakać nad ciałem, które wyciekło
więc to jest twoje
co wieczór układa cię do snu, zasypiasz w jego objęciach
jeśli kiedyś wyleje się do ziemi, odejdzie (a odejdzie na pewno)
całego weźmie cię ze sobą
całą weźmie cię ze sobą
przystanek na żądanie, psy
a lepkością było lato zachłannie wyrwane z miesięcy poprzednich ich ciepłego jeszcze środka, nużąco spójny rytm czekania panien w kwiecistych sukienkach, w espadrylach. pewna oczywistość zdarzeń: że snuło się wątki o kolegach, o koleżankach, że mówiło się chodź dochodziło w pięć minut. teraz lepkość, w rękach siatki z lidla, z biedronki i o rozjazdach oczywiście, oczami po chodniku, po ulicy. to jest być to jest mobilność, szczekaczka informuje. przewóz tłuszczy do zajezdni widziałam: psy jak martwe w autobusach, ich zmiany, rozkład na warstwy psią krew. morza kwiecistych sukienek, ręce lepkie jak tłuszcz. oczywistość zdarzeń; że plotło się warkocze, troszczyło o zwierzęta, słodkie różowe mięso w ziemi nagie kości stóp. widziałam: lepkość panien w espadrylach kwiecistych sukienek łąki i morza (i tonęłam w nich prawie) przystanek na żądanie, psy
* wiersz o
i znów przyszło otworzyć okno choć wolałabym
nie. 30 lat patrzę się w ciebie, o lusterko
oznaki uwiądu zaniedbywalne. tak powiedział
internet nagle: znowu jest duszno
ponieważ przyszedł dzień otwierania okien
ponieważ przyszedł dzień, w którym ta
której zawierzyłaś, uważałaś za swoją
ten który miał być twoim wybawieniem
memem on jest, ten dzień przyszedł
nagle: otworzyłam okno w internecie
więc to wszystko dzieje się, więc o tym
piszecie
[...]
drzewa drążą dziury w niebie, na gałęziach gołębie drgają jak śnięte
– z perspektywy okna (oka?) pomyślałam sobie: to takie proste przecież
niektóre rzeczy są uporczywie odruchowe, innych wolałabym nie tknąć
czy może łkać patrząc, wierzyć że przejdzie
we mnie też rosła dziura, jej ściany jak żywe mięso
jej dno, jakie dno? dno jest nie do dotknięcia
to takie proste, pomyślałam sobie
takie proste
ESC
inna już biegłaby po, przecież te dziewczyny robią co chcą
w takich przypadkach dobrze wiedzą co robić, znają model ucieczki
ja nie znałam
uciekałam po raz pierwszy po receptę, nic mi z tego nie zostało
poza niesmakiem. tyle się miało z tego zdarzyć i nic
nie stało się, tylko ten niesmak uwierał ogromnie
3 miesiące później od życia do życia nabrzmiałym od ekspatów pociągiem
w drodze niczego nie chciałam, miałam naręcze pytań o wartości o sens
przelotną nadzieję by w końcu przestać chcieć uciekać
drugi raz przeliczyłam się poważnie: choć umiałam liczyć dobrze
to źle policzyłam
że zdążę, nie zdążyłam – tyle się miało z tego stać i nic się nie stało
zostałam
* skóra
kiedy to się stało –
zastępy dni usianych gęsto bardzo drobnymi zmianami, szłam
przez nie pod nogi nie patrząc i początkiem jeszcze uskarżając się
bez przekonania słuchałam komend i wdech wydech szybko zleci
(nie oglądać się za siebie)
zleciało
twarz bardzo powoli odkleja się od twarzy, oblepia widok z tyłu
(nie oglądałam się za siebie)
kapało najpierw z oczu więc jak kropla drąży tak też –
kroplami znaczyło, drążąc coraz głębiej; w końcu rozlało się
i w lustrze w spojrzeniu i w oku, w które patrzyłam występnie
przechodziłam tamtędy – zrobiłam większy krok
pod nogi nie patrząc go zrobiłam
kolejna banalna piosenka o miłości
drugą dobę leży w łazience, śpi
prawie. do drzwi dobijają się
ludzie, ona wciąż tylko śpiewa
sennie: nie chcę was. wyjdźcie
tak – jest dobrze, coraz lepiej
ona śpi prawie, śni piosenkę:
ja wstanę przecież, ja wyjdę –
wyjdę na jedno twoje słowo
przecież za żadnym światem
nie tęsknię tak jak za tobą.
teraz śpi, drugą dobę leży, tak
– śni. jest dobrze, coraz lepiej
umyłam zęby przyśniło się
naraz wypadły wszystkie
szukanie ich na podłodze
niepotrzebne już po nic
jest dobrze
coraz lepiej, leży w łazience