Pomóż mi sobie przypomnieć (t.1) - Corinne Michaels - ebook
BESTSELLER

Pomóż mi sobie przypomnieć (t.1) ebook

Corinne Michaels

4,6

Ebook dostępny jest w abonamencie za dodatkową opłatą ze względów licencyjnych. Uzyskujesz dostęp do książki wyłącznie na czas opłacania subskrypcji.

Zbieraj punkty w Klubie Mola Książkowego i kupuj ebooki, audiobooki oraz książki papierowe do 50% taniej.

Dowiedz się więcej.
Opis

Pasjonująca historia o miłości i utracie pamięci…

Brielle budzi się w szpitalu. Okazuje się, że ktoś ją zaatakował i zastrzelił jej ukochanego starszego brata Isaaca. W jednej sekundzie całe życie Brielle zniknęło.

Dziewczyna nie pamięta, co się wydarzyło, co gorsza, z ostatnich trzech lat nie pozostało ani jedno wspomnienie. Wie jedynie, że brat nie żyje i że tylko ona widziała, jak zginął. Dla wiarygodności Brielle nikt z bliskich nie może podać żadnego szczegółu z jej życia. Wszystko musi przypomnieć sobie sama. Pomaga jej w tym Spencer Cross, utytułowany dziennikarz i przyjaciel zabitego brata. Brielle zawsze się w nim podkochiwała. Wiele nocy spędziła, marząc, że leży obok niej.

Teraz razem próbują odtworzyć wspomnienia i przeszłość. Z biegiem czasu Spencer patrzy na nią nie tylko jak na młodszą siostrę przyjaciela, a jej coraz mniej zależy na odzyskaniu dawnego życia.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)

Liczba stron: 362

Oceny
4,6 (366 ocen)
255
77
21
11
2
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Magnify

Nie polecam

Końcówka książki bardzo mi się nie podobała mimo wciągającego i wzruszającego początku.
20
emikan

Nie oderwiesz się od lektury

Ś W I E T N A !!!
10
Bercik1987

Nie oderwiesz się od lektury

Dawno książka mnie tak nie pochłonęła.
10
Czytamyzdysia

Nie oderwiesz się od lektury

Czytajcie 🩷
10
AgniesiaO

Nie oderwiesz się od lektury

Cudowna!!!
10

Popularność




Tytuł oryginalny: Help me Remember

Projekt okładki: Sommer Stein, Perfect Pear Creative

Redakcja: Dorota Kielczyk

Redaktor prowadzący: Aleksandra Janecka

Redakcja techniczna: Grzegorz Włodek

Skład wersji elektronicznej: Robert Fritzkowski

Korekta: Kamil Kowalski, Beata Kozieł

© 2021. HELP ME REMEMBER by Corinne Michaels

Published by arrangement Brower Literary & Management and Book/Lab Literary Agency, Poland

© for the Polish edition by MUZA SA, Warszawa 2024

© for the Polish translation by Anna Rajca-Salata

ISBN 978-83-287-3018-2

Wydawnictwo Akurat

Wydanie I 

Warszawa 2024

–fragment–

Sommer Stein… dziękuję, że mnie – jeszcze – nie wylałaś.

Rozdział pierwszy

BRIELLE

Otwieram oczy i natychmiast je zamykam. Światło razi zbyt mocno, a głowa boli tak, że ledwie mogę oddychać.

Co się stało, do diabła?

Ktoś lekko dotyka mojego ramienia, potem ciszę przerywa głos matki:

– Brielle, kochanie. Już dobrze. Otwórz oczy, skarbie.

Biorę głęboki wdech, jeden, drugi, i podejmuję kolejną próbę. Tym razem jestem już przygotowana na jaskrawe światło i sterylnie białe ściany, od których odbija się słońce. Słyszę czyjeś szybkie kroki, a po chwili opadają żaluzje – rzucają cień, więc łatwiej mi podnieść powieki.

– Gdzie…? – próbuję zapytać, ale gardło mam suche jak wiór. Zupełnie jakbym połknęła tysiąc noży i od lat nie wypiła kropli wody.

Widzę obok mamę, a przy niej swoją bratową Addison. Odwracam głowę, żeby sprawdzić, kto siedzi po drugiej stronie łóżka, ale popełniam błąd, bo czaszkę znów przeszywa mi ból. Unoszę ręce i uciskam skronie, lecz tak łatwo nie odpuszcza.

Ktoś, zapewne doktor, ostrym głosem nakazuje, aby podać mi lekarstwo, po czym zniża głos do szeptu:

– Brielle, to ja, Holden. Zaraz dostaniesz coś od bólu głowy.

Holden? Najlepszy przyjaciel mojego brata? Nic nie rozumiem. Przecież wyniósł się z Rose Canyon dawno temu i przyjeżdża tu tylko raz w roku.

– Wiesz, gdzie jesteś? – pyta.

Pewnie w szpitalu, biorąc pod uwagę monitory i łóżko, w którym leżę. Przytakuję.

– C-co się sta-a-ło? – mamroczę z trudem.

W odpowiedzi słyszę tylko popiskiwanie jakiegoś urządzenia. Dźwięk dobiega gdzieś z tyłu. Siłą woli zmuszam się, aby podnieść powieki i już ich nie opuszczać, tak jakby miało mi to pomóc w znalezieniu odpowiedzi na pytanie, dlaczego się tu znalazłam. Kiedy w końcu na dłużej otwieram oczy, widzę trzech najlepszych przyjaciół brata. Pośrodku stoi Holden w białym fartuchu. Obok niego Spencer Cross – wysoki, ciemnowłosy, niezwykle seksowny mężczyzna, o którym marzę, odkąd skończyłam trzynaście lat, i którego nigdy nie zdobędę. Zza niego wygląda Emmett Maxwell… Przecież on bierze teraz udział w misji wojskowej… co to wszystko znaczy?

Dlaczego ma na sobie mundur policjanta? I skąd się tu wziął? Ostatnio Isaac mówił wyłącznie o mejlach, które dostawał od niego co tydzień, ponieważ Emmett, oczywiście, wstąpił do sił specjalnych. Nie mógł po prostu wyjechać na misję i wrócić, o nie, musiał zostać bohaterem i znając go, trudno się dziwić.

– Wiesz, dlaczego jesteś w szpitalu? – odzywa się znowu Holden.

Kręcę głową i od razu tego żałuję.

– Jak się nazywasz? – Z łagodnym uśmiechem zadaje mi kolejne pytanie.

– Brielle Angelina Davis.

– Data urodzenia?

– Siódmy października.

– Gdzie chodziłaś do liceum?

Wzdycham.

– Tam, gdzie wszyscy. W Rose Canyon.

Do łóżka zbliża się Emmett. Jest większy, niż pamiętałam. Ma szeroką klatę, a bicepsy rozpierają mu rękawy munduru, omal ich nie rozrywając. Z typowym dla siebie zwycięskim uśmiechem kładzie rękę na ramieniu Holdena.

– Brielle, dałabyś radę odpowiedzieć mi na kilka pytań? Wiem, że wszystko cię boli i jesteś wykończona, ale to ważne.

Pytania? Przecież właśnie na nie odpowiadam.

Mocniejszy uścisk dłoni przypomina mi o obecności matki; powoli odwracam głowę w tamtą stronę. Pod piwnymi oczami widać sine podkówki, a po jej policzkach płyną łzy. Addy siedzi obok i też wygląda tak, jakby nie spała od tygodnia. Jeszcze raz patrzę wokoło, zastanawiając się, gdzie, do licha, podział się mój brat? On mi powie, co się stało. Zawsze jest ze mną szczery.

– Isaac? – wołam, myśląc, że może wyszedł na korytarz.

Addison gwałtownie unosi rękę do ust i odwraca wzrok. Matka ściska mi mocniej dłoń, a drugą rękę wyciąga do Addy.

– Co z Isaakiem? – pyta Holden, więc znów na niego spoglądam.

– Gdzie on jest?

– Co zapamiętałaś z waszego ostatniego spotkania? – włącza się Emmett.

– Ja nie… nie… – Wciąż nie rozumiem, dlaczego jestem w szpitalu i co się dzieje. – Pomóżcie. Ja nie…

– Spokojnie, Brie – przerywa mi szybko Holden. – Nic ci nie grozi. Po prostu opowiedz nam, co się wydarzyło.

Zdezorientowana kręcę głową: dlaczego mnie o to pyta? Czaszkę znowu przeszywa mi ból. Zaciskam powieki i czekam, aż ustąpi na tyle, żebym mogła mówić.

– Ja nic nie wiem. Dlaczego tu jestem? Co się stało? Gdzie Isaac? Dlaczego wszyscy płaczą? Co mi jest?

Holden nachyla się, wciąż patrząc mi w oczy.

– Nic złego ci się nie dzieje, ale proszę, spróbuj teraz kilka razy wziąć głęboki oddech, zgoda?

Wciąga przesadnie głęboko powietrze, zatrzymuje je na chwilę w płucach, a potem powoli wypuszcza. Po kilku próbach udaje mi się zrobić to samo, choć wciąż czuję, jak wnętrzności ściska mi panika. Holden spogląda na Emmetta.

– Jeszcze nie jest na to gotowa. Dajcie nam kilka minut, żebym ją zbadał i pomógł jej się ogarnąć, okej? Potrzebuje chwili spokoju.

Matka wstaje, ale wciąż trzyma mnie mocno za rękę.

– Nie zostawię jej samej.

– Pani Davis, przecież muszę ją zbadać i lepiej, żeby nikt nas przy tym nie rozpraszał.

Zrobię wszystko, byle tylko się czegoś dowiedzieć. Ale znam matkę, ona tak łatwo nie odpuści.

– Mamo, wszystko gra. Po prostu… zostaw nas samych na minutę. – Uśmiecham się słabo, a ona w końcu wypuszcza moją dłoń z uścisku.

Kiedy Spencer, Emmet, Addison i matka wychodzą z sali, zjawia się pielęgniarka i razem z Holdenem stają przy łóżku.

Holden nachyla się, świeci mi latarką w oczy, po czym siada obok.

– Wiem, że takie przebudzenie może nieźle namieszać w głowie. Sprawdzę twoje parametry i pogadamy, dobrze?

Wskazuję na gardło, na ten znak pielęgniarka podaje mi kubek ze słomką.

– Proszę pić małymi łykami. Ma pani pusty żołądek, więc lepiej powolutku.

Lodowaty płyn trochę łagodzi ból, więc chcę pić dalej, ale ona odbiera mi kubek.

Potem Holden pokazuje mi trzy zdjęcia.

– Za kilka minut zapytam cię, co na nich jest, więc staraj się zapamiętać. Chcesz zobaczyć jeszcze raz?

Filiżanka, klucz i ptak. Żadna filozofia.

– Nie trzeba.

– Dobrze. Proszę, teraz unieś ręce i mocno odepchnij moje dłonie.

Wykonuję polecenie, po czym Holden z zadowoloną miną przechodzi do następnych prostych badań. Sprawdza mi puls i podaje pielęgniarce kilka liczb. Mam gonitwę myśli, ale jestem zbyt zmęczona, żeby skupić się na którejś z nich.

– Na twarz pacjentki zaczynają wychodzić sińce, więc przed wypisem musimy zrobić nowe zdjęcia. Zlecam także kolejny rezonans. Trzeba sprawdzić, czy opuchlizna po obu urazach ustępuje.

– Bardzo jestem posiniaczona? – pytam.

– Niespecjalnie. Za tydzień, dwa wszystko powinno zniknąć.

– No dobrze, a ten uraz głowy?

– Będziemy wiedzieć więcej po badaniach i drugim rezonansie. Porozmawiamy, kiedy dostaniemy wyniki, dobrze?

– Powiesz mi wreszcie, dlaczego tu jestem i co się dzieje?

– Przecież mówiłem, najpierw zakończymy badania.

Odpowiadam na mnóstwo pytań, ale wciąż nic z tego nie rozumiem. Czekam, aż do sali wejdzie brat i powie Holdenowi, gdzie ma sobie wsadzić swoje analizy.

Po zakończeniu wywiadu Holden odkłada tablet.

– Co było na pierwszym zdjęciu, które ci pokazałem?

Nabieram powietrza, nagle mam pustkę w głowie.

– To… to było… – Próbuję się skupić. Już wiem. – Filiżanka! – oznajmiam triumfalnie.

– Dobrze. Na drugim?

– Klucze.

Uśmiecha się, a pielęgniarka kiwa głową.

– Doskonale, Brielle. Pamiętasz, co było na ostatnim?

Jasne. Próbuję przypomnieć sobie, jak pokazywał mi zdjęcia, ale myśli płyną coraz wolniej i wszystko mi się plącze.

– Pamiętam, tylko jestem bardzo zmęczona.

– Świetnie ci idzie. – Dotyka mojej ręki.

Wcale nie czuję się świetnie.

– A powiesz mi, jaką ostatnią rzecz pamiętasz?

Gapię się na własne dłonie, obracam pierścionek, który dostałam od ojca, i staram się skoncentrować. Zaczynam od dzieciństwa: przypominam sobie święta, urodziny i wakacje. Z bratem zawsze szukaliśmy okazji, żeby coś spsocić, ale tylko biedny Isaac miał z tego powodu kłopoty. Ojciec nigdy nie potrafił mnie ukarać, ja z kolei w pełni to wykorzystywałam.

Wspominam zakończenie szkoły średniej i sukienkę w kolorze lawendy, którą miałam pod togą. Dwa dni później ojciec zmarł.

Pogrzeb spowija mgła z łez i smutku, ale dokładnie pamiętam Isaaca – był jak skała, prawdziwe oparcie dla zrozpaczonej matki.

Potem przypominam sobie, jak poznałam Henry’ego. Studiowałam wtedy na drugim roku i chodziliśmy razem na ćwiczenia z matematyki. O Boże, jaki on był uroczy i zabawny. Po pierwszej randce pocałował mnie przed akademikiem. Potem, przysięgam, przez godzinę łaskotały mnie wargi.

Magiczna chwila.

Kolejne randki. Kolejne obrazy z czasów, gdy coraz bardziej zakochiwaliśmy się w sobie i robiliśmy licencjat. Byliśmy tacy podekscytowani, kiedy przyjęto nas na studia magisterskie na tę samą uczelnię w Oregonie. Wspominam mieszkanie, do którego się wprowadziliśmy, by zacząć wspólne życie i zdobywać zawód. Po dwóch latach i kolejnym rozdaniu dyplomów niewiele zostało z naszej ekscytacji – wraz z końcem studiowania nadszedł czas dorosłych wyborów.

Postanowiłam wtedy, że wracam do Rose Canyon. Henry został w Portland, aby pracować w rodzinnej firmie, którą z czasem miał przejąć. To działo się przed kilkoma miesiącami.

Odrywam wzrok od pierścionka i widzę, że Holden patrzy na mnie, czekając na odpowiedź.

– Skończyłam studia magisterskie mniej więcej pół roku temu. Zamieszkałam u Addison i Isaaca. Chodziłam na rozmowy w sprawie pracy.

– No dobrze. – Zapisuje coś sobie. – Co jeszcze?

– Hm… wiem, że Isaac i Addy się pobrali. Przyjechałam na ich ślub. Henry i ja… – urywam. Próbuję sobie przypomnieć, co takiego robiliśmy. Nie jestem pewna… zaraz, chyba mam. – Kłóciliśmy się. To strasznie głupie, bo on wciąż prosił, żebym przeprowadziła się do Portland, chociaż wiedział, że tego nie chcę. Aha! I dostałam pracę, o którą się starałam, więc niedługo wyniosę się od brata. – Wytrzeszczam oczy, bo dociera do mnie, że mam pracę. Tutaj, w Rose Canyon.

– I czym się zajmujesz?

– Jestem pracownicą socjalną; zatrudniono mnie w nowym Ośrodku Wsparcia dla Dzieci i Młodzieży. Trzy tygodnie temu. – Uśmiecham się i oddycham z pewną ulgą. Wreszcie jakiś konkret z ostatnich tygodni.

Holden wyraźnie nie podziela mojej radości.

– Wygląda na to, że praca ci się podoba.

– Tak, bardzo. Świetne miejsce… Była tam Jenna…

Znowu notuje moje słowa.

– Czy mogłabyś opowiedzieć coś więcej? Na przykład o współpracownikach albo o dzieciach, które spotkałaś w ośrodku?

Z namysłem ściągam brwi.

– Niezupełnie. Wciąż jestem nowa i dopiero zaczynamy się poznawać. – Nawet w moich uszach brzmi to nie do końca prawdziwie.

– Trudno być nowym – zauważa z uśmiechem Holden. – A pobyt w szpitalu? Jak myślisz, kto jeszcze powinien być przy tobie?

Wracam myślą do osób, które siedziały przy łóżku, gdy się obudziłam. Przecież nie chodzi mu o brata – on pewnie i tak jest w pracy, w szkole. Przesuwam dłonią po twarzy.

– Henry? – odpowiadam pytająco.

– Co z nim?

Serce zaczyna mi bić szybciej. Dlaczego boli mnie każdy mięsień, skoro Holden wspomniał tylko o urazie głowy?

– Powinien tu być, ale go nie ma. Coś mu się stało? Czy ktoś go w ogóle zawiadomił?

– O ile wiem, nic mu nie jest, a twoja matka na pewno do niego dzwoniła.

– Niedługo powinien przyjechać. Pewnie zatrzymały go jakieś służbowe sprawy. – Dzięki Bogu, że nie leży na przykład w sąsiedniej sali.

– To znaczy?

– No, mówię o Henrym… – Wzdycham. – Skoro go tu nie ma, to będzie. I tyle. Mamy parę problemów do przepracowania.

Przynajmniej staramy się to zrobić. Za nami kilka trudnych miesięcy. Henry nadal nie chce się przeprowadzić do Rose Canyon, a ja – zamieszkać w dużym mieście. Uwielbiam swoją mieścinę i pragnę przebywać blisko brata i bratowej. Addy stara się o dziecko, a ja zamierzam być najlepszą ciotką na świecie.

– Brielle, dlaczego leżysz w szpitalu?

Zamykam oczy, rozgarniam ciemność wypełniającą mi umysł. Ale nic nie widzę.

Wszystko spowija gęsta mgła. Nie potrafię sobie niczego przypomnieć.

Zagubiłam się. Nic nie pamiętam.

Serce mi wali, rozpaczliwie staram się dojrzeć cokolwiek, ale otacza mnie mrok, a jakiś ciężar przygniata pierś.

Czuję narastającą panikę.

Otwieram oczy i patrzę z przerażeniem na przyjaciela mojego brata. Próbuję złapać oddech.

O Boże. Dzieje się ze mną coś złego.

– Oddychaj głęboko, wciągaj powietrze nosem i wypuszczaj ustami – instruuje opanowanym głosem Holden. Stara się mnie uspokoić, na próżno.

– O… o czym nie wiem? Dlaczego tu jestem?

Zaciska zęby, jakby się hamował, żeby nie powiedzieć zbyt wiele. Urządzenie za mną popiskuje coraz szybciej.

– Miałam wypadek?

– Niezupełnie, ale rzeczywiście coś się wydarzyło. Brielle, naprawdę musisz się uspokoić. Skup się na tym, co do ciebie mówię, i oddychaj.

Niepokój znów ściska mi żołądek. Skoro nie wypadek, to co? Nie panuję już nad ogarniającą mnie paniką.

– Co się stało?

– Brie, przestań – powtarza Holden. – Jeżeli się nie uspokoisz, będę musiał ci coś podać.

– Nie, nie, ja… nie pamiętam, dlaczego tu trafiłam. – Pojawia się coraz więcej pytań i możliwości. Skoro nie doszło do wypadku, to co się wydarzyło? Pobito mnie? Muszę wiedzieć, kto i dlaczego. Zaczynam się trząść, bo uświadamiam sobie, że łzy, które widziałam na twarzach matki i bratowej, są bolesną odpowiedzią na moje pytania. Addy mnie kocha, ale jej reakcja, kiedy wypowiedziałam imię brata…

Sygnał z urządzenia monitorującego przyspiesza. Holden coś tłumaczy, lecz przez mój świszczący oddech i łomot krwi w uszach nie słyszę ani słowa.

Isaac.

Kiedy wypowiedziałam jego imię, bratową aż wstrząsnęło.

Stało się coś złego.

O Boże.

Dłużej tego nie zniosę. Muszę wiedzieć. Znowu spoglądam na Holdena, serce wali mi jak młotem, z trudem wyduszam z siebie:

– Isaac?

– Brielle. – Holden zaciska dłonie na moich ramionach, wbija we mnie wzrok. – Spróbuj patrzeć mi w oczy i oddychaj powoli. Już dobrze.

Nie jest dobrze. Nie pamiętam, dlaczego tu jestem. Nie wiem, co się stało, a im bardziej próbuję sobie przypomnieć, tym szybciej piszczy urządzenie. Mroczki latają mi przed oczami, Holden krzyczy coś do pielęgniarki.

Wśród gonitwy myśli, rozpaczliwie próbując złapać oddech, nie zwracam uwagi na jego komendy.

Po minucie ogarnia mnie spokój, zamykam oczy i zasypiam.

Spowija mnie dziwny półmrok. Słyszę głosy, jakby tuż obok toczyła się rozmowa, ale chociaż bardzo się staram, nie mogę oprzytomnieć.

– Co my jej powiemy? – pyta Addison.

– Nic – odpowiada matka. – Wyrazili się jasno, nie wolno nam wpływać na jej wspomnienia. Musimy cierpliwie czekać, aż pamięć sama wróci.

– Brie będzie załamana.

– Dlatego musimy być przy niej.

– Naprawdę nie wiem, co robić.

Ktoś odgarnia mi włosy z twarzy.

– Ja też nie. – Znów słyszę głos matki. – To jak koszmar, z którego nie można się obudzić. Z jednej strony mam nadzieję, że wszystko sobie przypomni, z drugiej niemal pragnę, aby to nigdy nie nastąpiło.

Któraś z nich głośno wzdycha.

– A jak sobie nie przypomni? – To Addison. – Będziemy ją okłamywać? Nic jej nie powiemy?

Matka pociąga nosem, pewnie płacze.

– To straszne, ale nie widzę innego wyjścia. Prokuratorka powiedziała wyraźnie: albo zachowamy milczenie, albo w sądzie jesteśmy bez szans. Na razie nic nie znaleźli.

W sądzie? Co tu się dzieje?

– Holden nie mówił, kiedy ona odzyska przytomność?

– Kilka godzin temu odstawili środki uspokajające, więc ciało musi samo zadecydować, czy jest na to gotowe – odpowiada mama. – Oby się ocknęła niedługo.

– Tak. Muszę jechać do domu, do Elodie. Jenna siedziała z nią cały dzień; obiecałam, że wrócę przed obiadem.

– Oczywiście, kochanie. Mogłabyś zaczekać jeszcze parę minut?

Kim jest Elodie?

Próbuję zerwać niewidzialne więzy, które utrzymują mnie w stanie zawieszenia między jawą a snem. Chcę zapytać, o czym rozmawiają.

– Z dziesięć minut mogę – wzdycha ciężko Addison. – Muszę jeszcze podjechać do zakładu pogrzebowego.

Zakład pogrzebowy? Ktoś umarł?

Wytężam siły, próbuję unieść powieki, chcę się zbudzić. Nie wiem, ile czasu upływa, ale w końcu zmuszam organizm do współpracy na tyle, że lekko poruszam palcami.

– Brie? – woła matka.

I zaraz ktoś, pewnie ona, chwyta mnie za ręce, a ja ściskam je w nadziei, że zauważy moje wysiłki.

Po kilku chwilach w końcu podnoszę powieki. Widzę mamę, która przygląda mi się ze łzami w oczach. Addison wciąż tu jest i uśmiecha się łagodnie.

– Hej – mówi.

– G-gdzie Isaac? – wyrzucam z siebie niepewna, jak długo uda mi się zachować przytomność.

Usta Addy drżą, po jej policzku spływa łza. Bratowa kręci głową.

– Nic nie pamiętasz?

Wzruszam ramionami. Całą siłą woli staram się nie zamykać oczu.

– Próbuję sobie przypomnieć. Ale nie mogę. Muszę… go zobaczyć. Proszę… po prostu powiedz mi prawdę.

Ale nim zdąży się odezwać, wiem, że straciłam brata. Odebrano mi go. To niemożliwe, jest mi zbyt potrzebny!

– Zginął. – Głos jej się łamie. – Nie żyje i… ja… – Urywa ze szlochem. – Nie chciałam ci tego mówić.

Nie. Niemożliwe. Isaac to najsilniejszy człowiek, jakiego znam. Przetrwa wszystko. Kręcę głową, nie potrafię w to uwierzyć.

– Nie. On nie umarł! Przestań. Przyprowadź go tutaj.

Czuję na policzku dłoń matki, odwracam się w jej stronę.

– Niestety to prawda, kochanie. Był z tobą i ktoś go zabił.

– Nie! – krzyczę. Próbuję wyrwać rękę z uścisku matki. To niemożliwe. Nie on. Nie Isaac. On jest… moim najlepszym przyjacielem.

Kłamią. Na pewno. Wykluczone, mój brat nie umarł.

– Proszę – szepczę błagalnie.

– Tak mi przykro. – Addison opiera głowę na łóżku, płacze. – Wiem, że go kochałaś, Brielle. On też bardzo cię kochał.

Serce mi pęka, żałuję, że w ogóle się obudziłam. Wolałabym zostać w nicości, gdzie czułam spokój i gdzie smutek nie przygniatał mnie ciężarem, który zaraz chyba zmiażdży mi żebra.

– Wiem, że trudno ci to zrozumieć – rzuca szybko mama. – Ciebie też o mało nie straciliśmy i… – Jej piwne oczy spoglądają w stronę Addison.

Bratowa odkasłuje.

– Od tamtej pory byłaś nieprzytomna.

– Jak długo? – pytam pospiesznie. Nie mogę się w tym wszystkim połapać.

– Prawie cztery dni – szepcze Addy, ocierając mi łzę z policzka.

– Powiedzcie, co się stało. Proszę. Nie wytrzymam…

– Cii – mruczy kojąco matka. – Spokojnie, Brielle. Bardzo mi przykro, ale nie możemy ci nic powiedzieć.

– Dlaczego? Mówcie! – krzyczę. Wybieram gniew, bo wydaje mi się lepszy niż smutek.

Addison się wzdryga, potem zbiera siły i wyjaśnia:

– Lekarze i prawnicy uważają, że lepiej będzie, jeżeli pozwolimy, aby pamięć sama ci wróciła. Poza tym, my też nie wiemy dokładnie, co się stało.

Odwraca wzrok, wtedy mama przejmuje pałeczkę.

– Powiedzieli nam tylko, że byliście razem. Chcą, abyś sama sobie wszystko przypomniała, bo jesteś jedynym świadkiem. Tylko ty widziałaś, kto to zrobił, a policja i prokuratorka okręgowa obawiają się, że obrona wykorzysta utratę pamięci do podważenia twoich zeznań.

– Zaraz. Straciłam pamięć i nie jestem w stanie złożyć zeznań w sprawie zabójcy, którego dotąd nie złapano? – Emocje rosną mi w gardle, dławią, aż w końcu wydobywam z siebie tylko szept. – Powiedzcie po prostu tyle, ile wiecie.

Łzy płyną mi po policzkach jak krople deszczu, kiedy próbuję przyjąć do wiadomości, że mój brat nie żyje, że nikomu nie wolno ze mną na ten temat rozmawiać, a z mojej pamięci zniknął nieznany obszar czasu.

* * *

koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji

Wydawnictwo Akurat

imprint MUZA SA

ul. Sienna 73

00-833 Warszawa

tel. +4822 6211775

e-mail: [email protected]

Księgarnia internetowa: www.muza.com.pl

Wersja elektroniczna: MAGRAF sp.j., Bydgoszcz