Zamknięte serca. Whitlock Family. Tom 1 - Corinne Michaels - ebook
NOWOŚĆ

Zamknięte serca. Whitlock Family. Tom 1 ebook

Corinne Michaels

4,2

768 osób interesuje się tą książką

Opis

Pierwsza zasada bycia nianią? Nie zakochuj się w samotnym ojcu. Nieważne, jak bardzo jest seksowny…

Kiedy zrzędliwy szeryf Asher Whitlock po raz ostatni widział Phoebe Bettencourt, była nieodpowiedzialną nastolatką, która przypadkowo pozwoliła jego córce obciąć sobie włosy. Teraz kobieta wróciła do rodzinnego miasteczka Sugarloaf, by spróbować odzyskać równowagę po trudnym roku na studiach. Niania Olivii, córki Ashera, właśnie niespodziewanie odeszła z pracy, a mężczyzna musi szybko znaleźć dla niej zastępstwo. Nie jest zachwycony kandydaturą Phoebe, ale dziewczyna zna język migowy, co ułatwia jej szybkie nawiązanie więzi z niesłyszącą Olivią.

Phoebe i Ashera dzieli czternaście lat, a w dodatku ojciec Phoebe jest szefem Ashera. Kiedy zaczyna między nimi iskrzyć, oboje wiedzą, że ulegnięcie pokusie może sprowadzić na nich wyłącznie kłopoty. Poza tym Phoebe ukrywa przed wszystkimi sekret, który wychodzi na jaw. Nie powinna obciążać nim Ashera, jednak im więcej czasu spędzają razem, tym trudniej im oprzeć się wzajemnemu przyciąganiu. Czy ich uczucie ma szansę przetrwać? A może złamią sobie serca, a pod koniec lata staną się dla siebie nawzajem tylko miłym wspomnieniem?

Ta historia jest naprawdę SPICY. Sugerowany wiek: 18+

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 418

Rok wydania: 2025

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,2 (6 ocen)
3
2
0
1
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
Miwal

Nie oderwiesz się od lektury

bardzo przyjemna i komfortowa książka,😄
00
Klucha78

Dobrze spędzony czas

Polecam bardzo serdecznie
00



TYTUŁ ORYGINAŁU:

Forbidden Hearts

Whitlock Family #1

Redaktorka prowadząca: Marta Budnik

Wydawczyni: Joanna Pawłowska

Redakcja: Justyna Yiğitler

Korekta: Anita Keler

Projekt okładki: Wojciech Bryda

Zdjęcie na okładce: © RinaM, © Мария, © Feodora_21 / Stock.Adobe.com

Copyright © 2023. FORBIDDEN HEARTS by Corinne Michaels

Copyright © 2025 for the Polish edition by Papierowe Serca an imprint of Wydawnictwo Kobiece Agnieszka Stankiewicz-Kierus sp.k.

Copyright © for the Polish translation by Regina Mościcka, 2025

Wszelkie prawa do polskiego przekładu i publikacji zastrzeżone. Powielanie i rozpowszechnianie z wykorzystaniem jakiejkolwiek techniki całości bądź fragmentów niniejszego dzieła bez uprzedniego uzyskania pisemnej zgody posiadacza tych praw jest zabronione.

Wydanie elektroniczne

Białystok 2025

ISBN 978-83-8417-008-3

Grupa Wydawnictwo Kobiece | www.WydawnictwoKobiece.pl

Na zlecenie Woblink

woblink.com

plik przygotował Jan Żaborowski

Od autorki

Dziękuję za zakup mojej powieści Zamknięte serca. Mam wielką nadzieję, że dostarczy wam tyle samo przyjemności, co mnie jej pisanie.

Bohaterowie mojej książki posługują się amerykańskim językiem migowym (ASL). Dla wygody nie umieściłam w tekście zapisu języka migowego, który ma własne zasady gramatyczne, różniące się od gramatyki języków mówionych. W większości przypadków postacie mówią na głos i jednocześnie migają. Ponieważ brak jednoznacznych reguł, jak zapisywać język migowy, miałam kilka pomysłów na zaznaczenie go w tekście. Ostatecznie zdecydowałam się wyróżnić go w dialogach kursywą.

Zawsze bardzo się staram tworzyć swoich bohaterów oraz sytuacje najlepiej, jak tylko potrafię. Wszelkie niezgodności z rzeczywistością wynikają wyłącznie z mojej interpretacji i doświadczenia lub doświadczeniach osób, z którymi konsultowałam się podczas pisania.

Na koniec chciałabym podziękować Lynette, mojej sensitivity reader. Jestem ci niezwykle wdzięczna za pomoc, dobre słowo i uważność. Dzięki twojemu wsparciu moja powieść zyskała pod każdym możliwym względem.

1

Asher

Przywiozłam wszystkie jej ubrania, u mnie nic już nie ma, więc raczej nie będą ci potrzebne moje klucze, ale je zostawiam na wszelki wypadek. Numery telefonów do pediatry, audiologa, logopedy i terapeuty zajęciowego masz w segregatorze – informuje mnie Sara, moja eks (o ile w ogóle można ją tak nazwać, skoro nigdy nie byliśmy w związku), podczas gdy ja stroję miny do Olivii, mojej córki. – Powinieneś przenieść Liv do pokoju obok twojej sypialni, a opiekunce oddać górę, ale jak cię znam, i tak nie skorzystasz z mojej rady. Przywiozłam też torbę z przyborami szkolnymi. I drugą z jej ulubionymi przekąskami, a także parę innych… Asher! Czy ty mnie w ogóle słuchasz?

Odwracam się do Sary, pilnując, żeby Olivia przez cały czas widziała moje wargi.

– Tak, słucham. Tak, ja to wszystko wiem. Tak, dopilnuję, żeby Olivia chodziła do szkoły, myła zęby, zakładała ubrania i jadła.

– A jej pokój?

– Nie będę go zmieniał. Podoba się jej bardziej niż ten, który ma u ciebie.

Sara nie wygląda na rozbawioną moją odpowiedzią. Odwraca się do Olivii i miga, mówiąc jednocześnie na głos, tak jak robimy to zawsze, kiedy rozmawiamy z naszą córką.

– Twój ojciec to bałwan. Dopilnuj, żeby nie przegapił twoich wizyt lekarskich i trzymał się planu z segregatora.

Olivia odpowiada jej uśmiechem.

– Kocham cię, mamusiu. Zaopiekuję się nim.

– Hej, jestem dorosły i potrafię się wszystkim zająć – protestuję, migając.

Obie wybuchają śmiechem.

– Tak, jasne, Ash. Dobra, wszystko masz w segregatorze. Sporo się nad tym napracowałam, więc staraj się przestrzegać zasad.

Sarah obsesyjnie dba o szczegóły, jest perfekcjonistką. Ja z kolei wolę zdać się na to, co przyniesie los. Była taka od samego początku i dlatego lepiej nam się układa jako parze przyjaciół, którzy mają dziecko.

To była luźna relacja, nie na poważnie. Żadne z nas nie chciało być w związku, ale jak inaczej nazwać to, co nas dzisiaj łączy – przyjaźń na resztę życia konieczna do wspólnego wychowywania dziecka. Przez większość czasu ten układ działa bez zarzutu.

– Wiesz, że jestem naprawdę dobrym ojcem. Zajmuję się Liv, odkąd się urodziła.

Sara mierzy mnie wzrokiem.

– Ale nigdy nie miałeś jej u siebie aż tak długo. Będzie z tobą kilka miesięcy, dopóki nie wrócę z zagranicy.

– Damy sobie radę. Nic nie zawalimy, skoro mamy twój segregator – stwierdzam z prześmiewczą miną.

Sara przewraca oczami i podchodzi do Olivii wyraźnie bliska łez. Wspaniale. Teraz będzie się z nią żegnać bitą godzinę, przez co spóźni się na taksówkę i kierowca będzie musiał jechać jak wariat, żeby dotarła do Filadelfii na czas i zdążyła na samolot. Pewnie poprosi mnie o eskortę policyjną, żeby było szybciej.

Nie żebym miał jej to za złe. Sam odchodziłbym od zmysłów, gdybym musiał na tak długo rozstać się z Olivią.

Następne pięć i pół miesiąca Sara spędzi na wyjeździe służbowym w Izraelu. Będzie kręcić film dokumentalny o czymś, o czym z pewnością wspominała, ale zupełnie wyleciało mi z głowy. Zdaję sobie sprawę, że ten wyjazd to znaczący krok w jej karierze, jednocześnie oznacza jednak, że moje dotychczasowe trzy popołudnia w tygodniu zmieniają się w pełnowymiarową opiekę na Livvy. Niebiosa, miejcie w opiece i ją, i mnie. Na szczęście mamy segregator, więc jak twierdzi jej matka, jakoś przetrwamy.

Sara kuca przed naszą córeczką.

– Będę za tobą bardzo tęsknić. Kocham cię całym sercem. Bądź grzeczna u tatusia.

Oczy Olivii szklą się od łez.

– Ja też będę tęsknić. Możemy rozmawiać na wideo?

Sara potwierdza.

– Kiedy tylko się da. Będę bardzo zajęta, poza tym jest różnica czasu, ale postaram się codziennie do ciebie zadzwonić.

– Spóźnisz się na lotnisko – przypominam Sarze o prozaicznej kwestii, którą jest rozkład lotów.

– Jeszcze chwila.

– Samolot nie będzie czekał.

Sara podnosi się, ocierając policzki.

– Masz do mnie codziennie pisać, wiadomości albo maile. Chcę wiedzieć, co u Liv i jak sobie radzicie. Założę się, że przeżyjecie tylko dzięki niani.

Przyciskam pięść do piersi.

– Ja też będę za tobą tęsknił, moja droga.

Wybucha śmiechem.

– Masz załatwioną opiekunkę? Skorzystałeś z agencji, o której ci mówiłam, i upewniłeś się, że zna język migowy?

– Serio miałem to zrobić?

Sara obrusza się.

– Ze wszystkich facetów…

– Miałaś szczęście mieć dziecko akurat ze mną. Wiem. Nie musisz dziękować.

– Mogłam trafić jeszcze gorzej.

Uznaję to za komplement.

Oczy Sary ponownie zachodzą łzami, kiedy przenosi spojrzenie na córkę.

– Nie mogę wyjechać – stwierdza bliska wybuchnięcia płaczem.

Koniec tego dobrego, trzeba ją zmusić do wyjścia.

– Sara, jedź już, bo nie zdążysz na samolot. Tylko utrudniasz Liv rozstanie.

– Nie powiesz mi, że ty zachowywałbyś się inaczej. Ona nie jest… – Odwraca się do Olivii, żeby mogła czytać z ruchu jej warg. – Ona jest wyjątkowa. A jeśli agencja nawali? Co jeśli zapomnisz ich poinformować, że Liv nie słyszy, i przyślą kogoś, kto nie potrafi migać? Nie chcę, żeby nie mogła dogadać się z nianią.

– Pamiętałem i ich o tym uprzedziłem. Przejmuję się tak samo mocno jak ty i na pewno nie poszedłbym do pracy, gdyby przysłali mi kogoś, kto nie umie się odpowiednio zająć naszą córką.

Olivia nie słyszy od urodzenia z powodu komplikacji spowodowanych gestozą u Sary. Dzięki aparatom słuchowym jest w stanie usłyszeć niektóre dźwięki lub tony, ale bardzo słabo, i nie potrafi zrozumieć słów. Sara i ja nauczyliśmy się języka migowego, od razu gdy tylko dowiedzieliśmy się o jej wadzie słuchu, i zawsze robiliśmy, co tylko w naszej mocy, żeby na każdym etapie rozwoju miała możliwie jak najlepszą opiekę. Dziś Liv jest naprawdę dobra w czytaniu z ruchu warg.

Zatrudniona przez Sarę na cały etat niania, Denise, która również nauczyła się migać, tydzień temu przeprowadziła się na Florydę, gdzie wychodzi za mąż. Nie mogła sobie wybrać gorszego momentu.

Chwytam Sarę za ramiona i głęboko oddycham, próbując ją nakłonić do tego samego.

– Nie możesz się spóźnić na samolot. Jestem fantastycznym ojcem. Olivii nie stanie się żadna krzywda. Agencja obiecała, że znajdą kogoś, kto potrafi migać. Wszystko będzie dobrze.

– Jesteś taki denerwujący z tym swoim wiecznym spokojem.

Wzruszam ramionami.

– To chyba lepsze, niż ciągle przeżywać, zwłaszcza w mojej pracy.

Chłodne umysły zawsze są górą. Przynajmniej tak to sobie tłumaczę. Lubię swoją pracę szeryfa w małym miasteczku. Nie mamy tu zbyt wiele przypadków łamania prawa, nie licząc dzieciaków rozbijających skrzynki pocztowe kijem baseballowym czy przeprowadzających ukradkiem krowę z jednego pastwiska na drugie, żeby zrobić kawał jej właścicielowi. Ja też psociłem razem ze swoimi braćmi, kiedy dorastaliśmy w Michigan, więc nawet nie mam im tego specjalnie za złe.

Chociaż prawdę powiedziawszy, skrzynki pocztowe nie znajdowały się w kręgu naszych zainteresowań. Niszczenie cudzej własności nigdy nie sprawiało mi przyjemności, poza tym mama urwałaby nam głowy, gdyby się o czymś takim dowiedziała.

Jestem także nowo powołanym dowódcą jednostki specjalnej, co oznacza, że muszę być opanowany i mieć szersze spojrzenie. Tak jak w tej chwili.

Gdyby się nad tym zastanowić, to namawianie Sary, żeby w końcu wyszła z mojego domu i pojechała na lotnisko, przypomina negocjacje z porywaczem.

– Dam radę. Nic jej nie będzie. Jesteś dobrym ojcem i ją kochasz. – Spogląda w dół na Olivię i dodaje lekko płaczliwym tonem: – Muszę już iść, malutka.

Olivia macha do niej, a potem obie jednocześnie pokazują sobie znak oznaczający „kocham cię”.

Sara ociera policzki i obejmuje mnie na pożegnanie.

– Wracam za niecałe sześć miesięcy.

– Wszystko będzie tak samo jak wcześniej. Nie licząc identycznych tatuaży, które robimy sobie jutro z Liv.

– Asher – napomina mnie ostrzegawczym tonem.

– Serio, po prostu już jedź. Obiecuję, że sobie poradzę.

Nie mam wyboru, bo jeśli wróci, a z Olivią będzie coś nie w porządku, urwie mi głowę i nie tylko.

Sara sięga po torbę, zarzuca ją na ramię i rusza ku drzwiom. Zalewając się łzami, wychodzi, ani razu nie spoglądając za siebie.

Wpatruję się w masywne, dębowe drzwi, cierpliwie czekając. Sara mnie nie zawodzi – po chwili wpada ponownie do środka, porywa Livvy w objęcia i całuje po policzkach. Potem trąca mnie pięścią w ramię.

– To było do przewidzenia.

W odpowiedzi pokazuje mi środkowy palec.

– Zachowuj się. Nie rób głupot i nie zapomnij dawać jej jeść!

– To się zdarzyło tylko raz! – wołam za nią, gdy zatrzaskuje drzwi wyjściowe.

Kiedy jestem już pewien, że naprawdę odjechała, odwracam się do Liv.

– Mam dzisiaj wolne, a nowa niania przyjdzie dopiero jutro, więc możemy zaszaleć. Dzwonimy jeszcze po kogoś?

Posyła mi zadowolony uśmiech.

– Po wujka Rowana!

Parskam śmiechem, bo ze wszystkich braci Whitlocków Rowan to bez wątpienia najlepszy kompan do szaleństw.

– Idź po bluzę, napiszę do niego.

Olivia wybiega z pokoju, a ja wysyłam wiadomość do brata.

Jedziemy nad rzekę. Może chcesz połowić z Livvy?

ROWAN:

Muszę się odrobić na farmie, ale będę wolny za jakąś godzinę. Niezbyt mi się chce oglądać twoją gębę, ale jeśli będzie Olivia, to przyjadę.

Pajac!

To nara.

Zgodnie z tradycją jako najstarszy z Whitlocków miałem przejąć farmę dziadków, ale szybko stało się jasne, że w ogóle się do tego nie nadaję. Nie cierpię krów, a one mnie, więc wszystkim wyszło na dobre, że nie musiałem się zajmować niczym, co ma związek z inwentarzem. Przekazałem bratu ziemię i znajdujący się na tyłach farmy barak, żeby zrobił z nimi, co chce. Prowadzi tam teraz gospodarstwo mleczne.

ROWAN:

Pamiętaj, żeby coś zjadła przed wyjazdem.

Co oni wszyscy, do cholery, mają z tym karmieniem Olivii? Raz zapomniałem dać jej jeść i wiecznie mi to wypominają. Niewiarygodne.

Odwal się. Już jadła.

Olivia przybiega do mnie z bluzą, a wtedy informuję ją o naszych planach.

– Wujek Rowan musi dokończyć pracę, więc możemy najpierw pojechać na farmę i trochę go podenerwować, a potem wybierzemy się na ryby. Co ty na to?

Wydaje z siebie pisk radości i nie zastanawiając się ani chwili dłużej, biegnie do szopy, w której przechowujemy nasz sprzęt sportowy, turystyczny i wędkarski. Liv jest do mnie bardziej podobna, niż życzyłaby sobie Sara. Uwielbia ruch na świeżym powietrzu i wszystko, co ma smak przygody.

A to doprowadza jej paranoiczną matkę do białej gorączki.

Ja z kolei nie zamierzam pozwolić, żeby wada słuchu w czymkolwiek ją ograniczała. Śmiejąc się pod nosem, idę w ślad za nią do szopy, która tak naprawdę jest głównie składowiskiem naszych zabawek. Trzymam w niej dwa quady i rowery crossowe, o których Sara nie ma pojęcia. A także sprzęt myśliwski, wędki, namioty… Mamy tu wszystko, do wyboru, do koloru.

Olivia odwraca się w moją stronę.

– Możemy zabrać rowery?

– Nie, dopiero jak twoja matka doleci do Izraela i już nie będzie mogła mnie zabić.

Liv uśmiecha się od ucha do ucha. Mam szczęście, będzie mnie kryła.

– Zapomniałam o czymś – miga Livvy i biegnie z powrotem do domu.

Przyglądam się, jak znika za masywnymi tylnymi drzwiami domu, uśmiechając się na myśl, że chyba całkiem dobrze mi wyszedł. Odziedziczyłem go po dziadkach, zaraz po śmierci mamy. Nie jest duży, ale mnie odpowiada. Dziadkowie wychowali w nim sześcioro dzieci, mając do dyspozycji tylko trzy sypialnie, więc dla mnie samego jest tu wystarczająco dużo miejsca.

Kiedy mama odeszła, trochę go przerobiłem. Początkowo wszystkie trzy sypialnie mieściły się na parterze, więc żeby zapewnić naszej trójce – mnie, Rowanowi i Brynlee – lepszy dostęp do łazienki, przerobiłem poddasze i urządziłem tam dwa pokoje i łazienkę – dla Brynn i Rowana. Grady i tak nigdy nie zamierzał do nas wrócić, więc nie uwzględniłem go w planach.

Kiedy urodziła się Olivia, dostała pokój obok mojego, ale mniej więcej trzy lata temu Brynn zaproponowała, żebym przeniósł ją do niej na górę. Na początku miałem wątpliwości, ale ponieważ obie dziewczyny są jak siostry, ostatecznie się zgodziłem. Moja nieznośna siostrzyczka rok później się wyprowadziła i wtedy zamieniłem jej sypialnię w pokój zabaw. Kiedy Liv się w nim bawi, ja zwykle drzemię sobie na kanapie.

Rozbudowałem nieco parter, żeby powiększyć główną sypialnię. Z kolei do drugiej dodałem osobne wejście, na wypadek gdyby trafiło mi się… towarzystwo. Dzięki temu moja córka nigdy nie natknie się na wychodzącą ode mnie dziewczynę. Chociaż między nami mówiąc, upłynął szmat czasu, odkąd musiałem się tym przejmować.

W tym momencie rozlega się dzwonek telefonu domowego. Jest przeraźliwie głośny, bo Liv czasami słyszy tego typu ostre dźwięki. Biegnę odebrać, bo niewiele osób dzwoni do mnie na tę linię.

Dobra, wiem, kto w dzisiejszych czasach korzysta jeszcze z telefonu domowego? Powiem tak: jeśli mieszka się w miejscu, gdzie zasięg komórki przypomina czasy dzieciństwa, gdy do anteny telewizora mocowało się folię aluminiową, żeby złapać obraz, człowiek po prostu nie ma innego wyjścia.

– Halo?

– Witam, panie Whitlock, mówi Stephanie z agencji opiekunek.

Dobra nasza, dzwoni, żeby potwierdzić naszą umowę. Sara w końcu da mi żyć.

– Cześć, Stephanie. Rozumiem, że jesteśmy umówieni na jutro?

Dziewczyna milknie, a mnie serce podchodzi do gardła.

– No właśnie dzwonię w tej sprawie… Wiem, że miał pan warunek, żeby niania znała język migowy.

– Tak…

– Problem w tym, że właśnie odeszła i niestety nie mamy innej z taką umiejętnością. Ale może jakoś damy sobie radę. Domyślam się, że Olivia umie pisać? Może napisać na kartce to, co chce powiedzieć.

Po moim trupie!

– Nie, dziękuję. Jakoś sobie poradzę, dopóki nie znajdziecie mi kogoś, kto potrafi migać.

Stephanie głośno wzdycha.

– Bardzo mi przykro, panie Whitlock. Obdzwoniłam już dwa hrabstwa i nic. Będę dalej szukać, a gdyby pan sam kogoś znalazł, proszę dać nam znać.

Szlag! Obawiam się, że w segregatorze Sary nie znajdę rozwiązania tego problemu.

– Przepraszam, szefie, nie dam rady dziś przyjść do pracy.

– Asher, jesteś dowódcą jednostki specjalnej, musisz tu być. Nie mam nikogo na zastępstwo, odkąd Billingsly jest na macierzyńskim.

Sfrustrowany przeciągam dłonią po twarzy, bo zdaję sobie z tego sprawę. Nie mam szans wziąć wolnego, ale też nie mogę zostawić Olivii z kimś, kto nie będzie w stanie się z nią porozumieć.

Zadzwoniłem do kogo tylko się dało. Moja siostra przygotowuje się do egzaminów końcowych i jest w trakcie dużej sprawy, więc musi być w sądzie. Rowan wykręcił się jakimś poważnym problemem z krową – poza tym jestem stuprocentowo pewny, że Sara skopałaby mi tyłek, gdybym zostawił z nim Liv – a drugi brat jest na wojnie, więc na pewno mi nie pomoże.

Posunąłem się nawet do tego, że skontaktowałem się z naszą poprzednią nianią i złożyłem jej propozycję, żeby urwała się z miesiąca miodowego, zostawiła męża i przyjechała mi pomóc. Zareagowała dokładnie tak, jak się spodziewałem.

Wyczerpałem już wszystkie możliwości.

– Rozumiem, szefie, ale nie mogę zostawić Olivii samej. Ona jest dla mnie najważniejsza.

Wzdycha ciężko.

– Tak, naturalnie. To mówisz, że wasza opiekunka odeszła?

Opowiadam mu ponownie o agencji i wyjeździe Sary. Nigdy dotąd nie zwalniałem się z pracy. Nie tylko kocham to, co robię, ale i jestem w tym naprawdę dobry. Kiedy dostałem awans na dowódcę jednostki specjalnej, potraktowałem to bardzo poważnie. Moi ludzie mogą na mnie polegać, tworzymy zgrany zespół. Olivia jednak jest moją córką i nie mogę jej zostawić z kimś, kto nie umie się z nią porozumieć. Ona nie mówi.

– Hmm… chyba mam rozwiązanie dla nas obu.

– Naprawdę? – pytam zaciekawiony, jakim sposobem chce w tak krótkim czasie znaleźć nianię, która zna język migowy.

– Tak. Wyobraź sobie, że dwa dni temu wróciła z uczelni Phoebe, a ona potrafi migać.

Natychmiast parskam śmiechem.

– Nie.

Nie ma takiej opcji, żeby Phoebe Bettencourt opiekowała się Olivią. Wykluczone. Nie po tym, co się zdarzyło ostatnim razem.

– Dlaczego nie?

Szef z pewnością jest przekonany, że jego ukochana córeczka jest cudowna, ale to najgorsza opiekunka pod słońcem. Kiedy poprzednim razem, sześć lat temu, pilnowała mojej córki, po powrocie do domu zauważyłem, że Olivia sama obcięła sobie włosy. A trzylatki nie robią tego zbyt fachowo.

– Chyba obaj dobrze wiemy dlaczego.

– To było dawno temu, teraz jest już dorosła.

Yhy. Sara wpadła w szał, kiedy odwiozłem jej Oliwię z nową fryzurą.

– Nie wątpię, ale na pewno nie zostawię z nią Liv.

– Posłuchaj, Phoebe kończy pierwszy rok studiów doktoranckich z audiologii i zna język migowy. Czego więcej mógłbyś chcieć dla Olivii? Wiem, że przydarzyło się jej kiedyś małe potknięcie, ale to wspaniały dzieciak.

– Nie chcę, żeby moim dzieciakiem opiekował się inny dzieciak, Anthony. Potrzebna mi wykwalifikowana opiekunka, nie taka, która będzie non stop siedzieć z nosem w telefonie, a w tym czasie moja córka podpali dom.

Może zabrzmiało to trochę za ostro, ale Phoebe nie ma u mnie najlepszych notowań. Jest lekkomyślna i kompletnie zakręcona. Już nie wspominając o incydencie z obcięciem włosów przez Liv, nawet nie potrafię zliczyć, ile razy zatrzymywałem ją do kontroli na drodze, kiedy jeszcze tu mieszkała. Jeździ jak wariatka, a ja nawet nie mogłem wlepić jej mandatu, bo przecież jest córką mojego szefa!

– Cóż, w takim razie musisz znaleźć inną opiekunkę, która będzie w stanie porozumieć się z Liv, bo jesteś mi tutaj potrzebny. Nie mam nikogo, kto mógłby pokierować twoim zespołem, jeśli dostaniecie wezwanie. Podsunąłem ci rozwiązanie problemu. Daj jej szansę, Asher. Będziesz w pobliżu, gdyby coś się stało, ale pamiętaj, że ona nie ma już osiemnastu lat.

Jego propozycja to nie jest dla mnie żadne rozwiązanie, ale jestem w rozterce. Nie mogę zawieść ani Olivii, ani swojego zespołu.

– Jeśli mam się zgodzić, muszę zostać w Sugarloaf, żeby być blisko w razie… kłopotów.

– Gdybyś musiał wyjechać z miasta, sam sprawdzę, co u Olivii. Posłuchaj, nie wiadomo, kiedy znajdziesz nianię na stałe, a Phoebe siedzi bezczynnie w domu. Dzięki temu ona będzie miała pracę, a ty problem z głowy. Nie chcę, żebyś stracił stanowisko, na które tak ciężko pracowałeś – dodaje napominającym tonem.

Widzę, że chyba nie mam innego wyjścia.

– Dobra, ale jeden jej numer, a zostawiam jednostkę. Mam gdzieś konsekwencje.

Jeśli ona mi coś wykręci, cholera jasna, nie ręczę za siebie!

2

Phoebe

Powiesz mi, co się stało? – pyta tata, siadając na brzegu mojego łóżka.

– Nic się nie stało – kłamię.

Co innego mogę zrobić? Nie mogę mu powiedzieć, dlaczego zjawiłam się w domu trzy tygodnie przed końcem roku i nie wracam na studia, a przynajmniej nie na mój uniwersytet.

Ojciec jest surowym człowiekiem. Ten silny facet wychował mnie na energiczną osóbkę, która być może zniosłaby szyderstwa i szepty na swój temat na uczelni, ale nie potrafi poradzić sobie z myślą, że rozczaruje ojca. I dlatego okłamuję jedynego mężczyznę w moim życiu, który nigdy mnie nie zawiódł.

Tak trzymać, Phoebe! Kolejny punkt dodany do listy twoich zalet.

– Ptaszynko, mogę mieć wiele wad, ale na pewno nie jestem głupi. Oboje wiemy, że z kilometra wyczuję ściemę.

Odwracam ku niemu twarz, wiedząc, że jeśli zależy mi, żeby ojciec uwierzył w moje kłamstwa, sama także powinnam w nie wierzyć. A to oznacza, że muszę patrzeć mu w oczy, kiedy z nim rozmawiam.

Metalowa odznaka policyjna na jego piersi lśni w promieniach słońca, które wpadają do pokoju przez zasłony, przypominając mi, że był specjalnie szkolony, jak się zorientować, że ktoś wciska mu kit.

– Kocham cię, ale naprawdę musisz mi zaufać. Nic się nie stało poza tym, że skończyłam wcześniej semestr. Wszystkie moje egzaminy w sesji są online, więc po co mam siedzieć w Iowa, skoro mogę być w domu razem z tobą.

Ojciec mruży oczy, ale nie daję za wygraną. Na szczęście w tym, co powiedziałam, jest trochę prawdy.

– To dlaczego płakałaś zeszłej nocy?

Kurczę, słyszał mnie.

– Bo zadzwoniła Emmeline i bardzo się za sobą stęskniłyśmy.

Zabrzmiało to całkiem wiarygodnie.

Emmeline MacAllister to moja współlokatorka i najlepsza przyjaciółka, a przy tym jedyna osoba, która nie uważa mnie za oszustkę. Nigdy nie odmówiła mi wsparcia i gdyby nie ona, byłabym skończona. Wiem, że brzmi to dramatycznie i pewnie przesadzam, ale ostatnie trzy miesiące były dla mnie piekłem.

Wykpiwano mnie, obrzucano podłymi epitetami i plotkowano otwarcie na mój temat, ale miarka się przebrała, kiedy się zorientowałam, że docinki nie omijają również Emmeline. To ostatecznie przeważyło. Nie mogłam tam zostać. Cokolwiek by się nie wydarzyło, nie mogłam pozwolić, żeby przyjaciółka obrywała rykoszetem za moją głupotę. Przeszłam się po swoich wykładowcach i wymawiając się nagłą sytuacją rodzinną, dostałam pozwolenie na zdawanie wszystkich egzaminów w sesji online z zastrzeżeniem, że z każdego odejmą mi dziesięć punktów. Dwa dni później wyjechałam do domu.

Niestety nie zdążyłam tego zrobić na tyle szybko, aby uniknąć kolejnej koszmarnej wpadki, z której Emmeline znów musiała mi pomóc się wykaraskać.

Tato ciężko wzdycha.

– Nie wierzę w ani jedno twoje słowo, ale mam swój rozum i wiem, że nie mogę na ciebie naciskać.

Odpowiadam mu uśmiechem.

– Dzięki, tatusiu.

– Jeszcze mi nie dziękuj, Phoebe, nie jest powiedziane, że jutro rozum mnie nie opuści. – Ojciec całuje mnie w czoło. – Jadę do pracy. Wrócę do domu koło siódmej na kolację.

Aha, mam ponownie przejąć stery w kuchni.

– Będę czekać.

Pogrążona w czarnych myślach.

Opadam z powrotem na łóżko, żałując, że mama nie żyje. Ona na pewno wiedziałaby, co mam zrobić. Ojciec, komendant naszego niewielkiego posterunku policji, jest nadopiekuńczy. Nie w złym tego słowa znaczeniu, ale najchętniej zamknąłby mnie w złotej klatce, żeby nikt nie mógł mi zrobić krzywdy.

W tym momencie zależy mi tylko na tym, żeby odciąć się od przeszłości i zacząć wszystko od nowa. Nie wiem, czy to mi się uda, bo najpierw muszę znaleźć inną uczelnię, która zgodzi się mnie przyjąć, uzna moje zaliczenia i egzaminy z pierwszego roku i jeszcze zaoferuje mi stypendium, a to nie będzie łatwe. Studiowałam na Uniwersytecie Stanu Iowa, który moim zdaniem jest naprawdę świetny. Ma rewelacyjny kampus i drugi najlepszy program studiów doktoranckich z audiologii w kraju. Wszystko wydawało się wręcz idealne.

Do momentu gdy poznałam jego.

Słyszę trzask drzwi frontowych – znak, że zostałam sama ze swoimi żalami i wyrzutami do samej siebie. Zaraz potem rozlega się dzwonek mojego telefonu i na ekranie wyświetla się zdjęcie Emmeline.

– Co tak wcześnie wstałaś? – rzucam tytułem powitania.

– W ogóle nie spałam. Zakuwam i mam nadzieję, że ty też – napomina mnie słabym głosem.

– Mogę mieć na następnym egzaminie otwarty podręcznik, więc powinnam zdać.

Ten, który pisałam wczoraj, odbywał się z nadzorem online, żeby uniemożliwić mi ściąganie.

Emmeline wybucha śmiechem.

– Szczęściara.

– O tak. Już tu prawie wariuję z tego szczęścia.

– Zawsze możesz wrócić…

To nie wchodzi w grę, i ona, i ja dobrze o tym wiemy. Nie mogę wrócić do miejsca, gdzie na każdym kroku mnie upokarzają, a mężczyzna, który zrujnował mi życie, w najlepsze odgrywa ofiarę, gotów za chwilę postąpić tak samo z inną dziewczyną.

– Obie wiemy, jak jest.

– Moim zdaniem powinnaś była zostać. Wtedy on musiałby cię oglądać na co dzień i przypominać sobie, że nie zrobił nic, żeby ci pomóc.

– Nie rozmawiamy o nim – przypominam jej ostrzegawczym tonem.

Emmy wzdycha.

– Dobra, ale twoja ucieczka niczego nie zmieni. Musisz się nauczyć walczyć o swoje…

– I co by mi to dało? Nic. Może tylko tyle, że oduczyłabym się płakać, kiedy ludzie oskarżają mnie o rozbicie jego rodziny. Albo nazywają kłamczuchą. Czytałam komentarze, Emmy. Wszystkie mówią to samo. „Proszę, kolejna, która chciała lepszy stopień”. „Szkoda, że mnie nikt nie da piątki za cycki”. Albo: „Co za desperacja! On wygląda na przerażonego”. Nic z tego nie jest prawdą. Nie jestem dziwką ani nie rozbijam małżeństw!

Emmeline wchodzi mi w słowo.

– Wiem, że nie jesteś. Widziałam na własne oczy, jak cię adorował.

– No tak. Ja… rany, ależ jestem głupia! Masz pojęcie, jak często to sobie powtarzam? Zaufałam mu i uwierzyłam we wszystkie jego piękne kłamstewka, bo czułam się przy nim wyjątkowa.

– Ty jesteś wyjątkowa, Phoebe. Piękna i inteligentna, a on cię wykorzystał.

Może i tak, ale teraz to bez znaczenia. Przypięto mi łatkę puszczalskiej. Dziewczyny, która sypia ze swoim profesorem, i dała się nabrać na jego obietnice wspólnej przyszłości, które nigdy się nie spełnią, ponieważ okazało się, że on ma już żonę.

– To już nieważne. Wróciłam do Sugarloaf, do tutejszego nudnego życia i nigdy więcej nie będę musiała go oglądać. Ani miasta, które przypomina mi o moich błędach.

– Zawsze możesz przyjechać do mnie, do Cloverleigh Farms, jeśli będziesz chciała od tego wszystkiego uciec.

Proponowała mi to wiele razy i szczerze powiedziawszy, zastanawiam się, czy nie zdecydować się na ten wyjazd. Nikt mnie tam nie zna i byłabym daleko od ojca i jego czujnego, policyjnego nosa.

– Może faktycznie skorzystam z twojego zaproszenia – oznajmiam z przeciągłym westchnieniem, opuszczając głowę ponownie na poduszkę. – Nikt nie wie, jak strasznie potrzebuję wakacji od swojego życia.

– A jak ci idzie z przeniesieniem? – pyta przyjaciółka.

Kiedy wszyscy dowiedzieli się o mnie i Jonathanie, nie miałam innego wyjścia, jak tylko odejść z uczelni. Ktoś zrobił nam zdjęcie, jak obejmuję go za szyję, nachylając się do pocałunku, i wrzucił je do sieci.

Już sama ta fotka była wystarczającym koszmarem, ale obok niej zamieścili jeszcze inną, na której Jonathan obejmuje żonę i syna. W ten sposób dowiedziałam się, że wcale nie jest rozwiedziony, tak jak mi powiedział. Zamiast wziąć odpowiedzialność za to, co zrobił, opowiadał wszystkim, że to ja go uwiodłam.

Poprzedni tydzień był dla mnie prawdziwym piekłem.

– Zamierzam wysłać podania na parę uczelni i wyjaśnić swoją sytuację. Będę mieć oceny z egzaminów, ale nie wiem, czy uznają wszystkie moje zaliczenia, więc to mnie może sporo kosztować, i czasu, i pieniędzy. Może profesor Calloway mi pomoże. Była dla mnie bardzo miła i powiedziała, że mogę się z nią skontaktować, gdybym czegoś potrzebowała.

– Przykro mi, Phoebs.

– Sama jestem sobie winna. Muszę… wziąć na klatę konsekwencje.

– A co na to twój tata? Czy może nie powiedziałaś mu jeszcze, dlaczego wróciłaś do domu?

– Nie zamierzam mu o niczym mówić. Nigdy by tego nie zrozumiał, poza tym nie zniosę jego rozczarowania. Już i tak jestem wystarczająco na siebie wściekła.

Emmeline przez chwilę się nie odzywa.

– Mówiłam ci to co najmniej sto razy: nie tylko ty zawiniłaś i na pewno nie jesteś jedyną studentką, która przespała się z wykładowcą.

– Żonatym wykładowcą. Żonatym oszustem. – Serce podchodzi mi do gardła, bo wciąż jeszcze dławi mnie wstyd i żal. Nie wiem, co dalej robić. Dokąd pójść? Jak z tego wybrnąć? Jak przyznać się do tego, co się wydarzyło, kiedy pojawią się pytania? – Emmy…

– Tak?

Zanim zdążę ją o cokolwiek spytać, rozlega się pukanie do mojego pokoju.

– Cholera, tata wrócił. Zadzwonię do ciebie później.

Kończę rozmowę, niechętnie zwlekam się z łóżka i otwieram drzwi.

– Wszystko w porządku? – pytam. – Myślałam, że wyszedłeś do pracy.

– Wyszedłem, ale całkiem zapomniałem, że potrzebuję twojej pomocy w pewnej sprawie.

– Jasne. W czym?

Przeciąga dłonią po twarzy.

– Wiem, że wróciłaś do domu wcześniej i wolałabyś zajmować się czymś innym, ale sama wiesz, że w naszym mieście mamy zwyczaj sobie pomagać.

Oj, to się źle zapowiada.

– Jasne, tylko mam przeczucie, że zaraz poprosisz mnie o coś, co mi nie bardzo pasuje.

Potwierdza skinieniem głowy.

– Niestety. Ale jesteś jedyną osobą na świecie, która może pomóc, więc proszę, dobrze się zastanów, zanim mi odpowiesz.

– Dobra.

– Chcę, żebyś zaopiekowała się pewną małą dziewczynką, zanim znajdą dla niej nianię na stałe.

Jejku, nie przyszłoby mi do głowy, że ze wszystkich rzeczy, o które tata mógłby mnie prosić, chodzi akurat o zostanie nianią. Pilnowałam dzieci tylko trzy razy w życiu. Za pierwszym razem dzieciak mi zwiał i musiałam zadzwonić do ojca, żeby go szukali. Za drugim wylądowaliśmy na ostrym dyżurze, bo okazało się, że kiedy rodzice dziecka uprzedzali mnie, że ma alergię na fistaszki, tak naprawdę mieli na myśli wszystkie orzechy, bez wyjątku. A ostatnio, gdy pilnowałam córki Ashera Whitlocka, mała obcięła sobie włosy – i to nie samą grzywkę. O nie, ciachnęła je z boku przy samej skórze. To się stało tak szybko, czułam się z tym okropnie. A jeszcze gorzej poczułam się, kiedy Asher wrócił do domu i palnął mi kazanie, że powinnam bardziej uważać. Nie znoszę tego faceta.

– Tato, oboje wiemy, że niezbyt dobrze sobie radzę z dzieciakami.

– Owszem, ale ona jest już starsza i to musisz być koniecznie ty. Nikt inny nie jest w stanie odpowiednio się nią zająć.

– Dlaczego?

Nagle ogarnia mnie przerażenie, bo jeśli uparli się akurat na mnie, na sto procent chodzi o jakieś moje umiejętności. A to oznacza, że…

– Niania Ashera odeszła, a on jest mi potrzebny w pracy.

Szlag! I to by było na tyle, jeśli chodzi o moje rzekome szczęście.

Dasz radę, Phoebe. Nie jesteś już małą dziewczynką, ale silną i niezależną kobietą, która dostała solidny wycisk od życia. Takie rzeczy kształtują charakter. Może nie miałaś w planach zajmować się przez całe lato czyimś dzieckiem, ale nie miałaś też w planach sypiać z żonatym profesorem, a jednak jakoś to przeżyłaś. Nie musisz się obawiać Ashera Whitlocka, a już na pewno nie wolno ci go podrywać. Dobra, jest nieziemsko seksowny, ale ty już nie zadajesz się z seksownymi facetami, bo wiesz, czym się to kończy. Jego córka nie ma już trzech lat, tylko dziewięć i raczej nie będzie obcinać sobie sama włosów. Robisz to dla taty i po to, żeby trochę zarobić, bo musiałaś uszczknąć nieco ze spadku, żeby mieć za co wrócić do domu… i jesteś do niczego.

Otwieram oczy i wydaję z siebie głośny okrzyk na widok twarzy Ashera. Stoi tuż przy moim aucie z rękami splecionymi na piersi i przygląda mi się przez szybę.

– Ale mnie przestraszyłeś!

Nie odzywa się ani słowem, tylko przewierca mnie wzrokiem i… O rany! Wygląda jeszcze lepiej, niż zapamiętałam. To jeden z tych gliniarzy, pod których postami w social mediach pełno komentarzy w stylu: „Możesz mnie w każdej chwili aresztować”, „Halo, szeryfie, złamałam prawo! Proszę po mnie przyjechać. Zawsze wozicie ze sobą kajdanki?”.

Tak, to ten typ faceta. Wysoki, ciemnobrązowe, lekko falowane włosy, kilkudniowy zarost, mocno zarysowana szczęka i oczy, w których można utonąć. Mienią się różnymi odcieniami błękitu – raz są morskiego koloru, a za chwilę szafirowe.

I właśnie te oczy wpatrują się teraz we mnie, ale na pewno nie w zmysłowy sposób.

Opuszczam szybę i próbuję ratować sytuację, żeby całkiem się nie ośmieszyć.

– Hej. Jestem.

– Już spóźniona.

Parskam z oburzeniem.

– Wcale nie spóźniona. Zostało mi jeszcze pięć minut do naszego spotkania, co jest świetnym wynikiem, biorąc pod uwagę, że dowiedziałam się o nim niecałą godzinę temu.

– To się nie uda.

Unoszę gwałtownie brwi.

– Słucham?

– Siedzisz w aucie od trzech minut i gadasz do siebie. Dlaczego w ogóle tu jeszcze jesteś?

– Bo potrzebujesz kogoś do opieki nad Olivią…

No raczej!

– Miałem na myśli samochód. Dlaczego nie weszłaś do środka, żeby przywitać się z Olivią i przygotować? Muszę za dziesięć minut być na posterunku.

– Mówisz o tym na drugiej ulicy? – pytam, nie zamierzając pozwolić mu, żeby mną pomiatał. – Jak ty w ogóle zdążysz tam dojechać? Słuchaj, jeśli się spóźnisz, zadzwonię do taty i poproszę, żeby dał ci tylko upomnienie. Przepraszam, możesz się odsunąć? Chcę wysiąść.

Cofa się dwa kroki, tylko tyle, żebym nie uderzyła go drzwiami.

– Tylko dopóki agencja kogoś mi nie znajdzie – mruczy pod nosem Asher.

Przyjmuję jego słowa z ulgą. Chwała niebiosom, może nie będę musiała zostać tu na całe lata.

– Wiesz, mógłbyś chociaż powiedzieć „dziękuję”. Ostatecznie poświęcam część swoich wakacji, żeby ci pomóc.

Dorastanie w takim miasteczku jak nasze to niełatwa sprawa. Każdy błąd, nawet mało znaczący, natychmiast staje się przedmiotem plotek – nigdy ci tego nie zapomną. Bywa też, że nie dają ci żyć z powodu czegoś, czego tak naprawdę wcale nie zrobiłeś. Jak wtedy, w ostatniej klasie liceum, gdy oberwało mi się za wsypanie do basenu dla kawału barwnika do żywności, w efekcie czego połowa drużyny pływackiej była niebieska. Dlaczego wszyscy wskazali palcem na mnie? Bo nikt nie chciał mieć do czynienia z szefem policji, więc woleli zwalić winę na jego córkę i mieć problem z głowy. Nieustannie coś mi zarzucano i publicznie mnie ośmieszano, w połowie przypadków całkowicie niesłusznie.

Nie zawsze byłam święta. Asher przyłapał mnie kiedyś, jak pływam nago w basenie dyrektorki szkoły, pani Symonds, kiedy wyjechała z miasta. Tego akurat się nie wypieram.

Nie żeby Whitlockowie nie mieli na sumieniu żadnych wybryków, ale nie można, broń Boże, żadnego im wypomnieć.

Moja największa w życiu wpadka nie trafiła jeszcze na języki miejscowych plotkar, więc jak na razie ciągnie się za mną jedynie opinia roztrzepanej nastolatki.

– Mógłbym, ale nie mam zamiaru tego robić.

Mrużę oczy, dochodząc do wniosku, że naprawdę nie znoszę tego typa. Z czystej złośliwości obniżam głos do barytonu i wypalam:

– Dziękuję, Phoebe. Ratujesz mi tyłek, że godzisz się pilnować mojej córki. – A potem dodaję już normalnym tonem: – Nie ma za co, Asher. Cieszę się, że mogę ci pomóc w potrzebie.

Nie żebym miała jakikolwiek wybór. Ojciec oznajmił mi, że mogę albo się zgodzić, albo wyjechać z powrotem do Iowa, albo powiedzieć mu, dlaczego wróciłam wcześniej. Wolałam zejść mu z oczu i zostać nianią.

Kiedy wchodzimy do domu, w środku panuje cisza, ale ponieważ jest dopiero wpół do siódmej, nie jestem tym specjalnie zdziwiona. Sama też wolałabym o tej godzinie spać.

– Gdzie masz torbę z rzeczami?

– Że co?

– No wiesz, ciuchy, kosmetyki… podręczne rzeczy.

Muszę wyglądać śmiesznie, kiedy wpatruję się w Ashera ze zbaraniałą miną.

– Po co mi torba? Mieszkam rzut beretem stąd.

– Dobra, ale czasem kończę zmianę o drugiej w nocy i cały czas muszę być pod telefonem. Poza tym raz pracuję w dzień, raz w nocy. Wiesz, jak to jest.

– No dobra, ale mieszkamy w Sugarloaf – przypominam mu. – Co oznacza, że nigdy nie dostaniesz wezwania, bo tu się nic nie dzieje. Pamiętasz, że jestem córką gliniarza, co?

Asher zaciska szczękę.

– Tata ci wszystko wyjaśnił?

Owszem, ale nie mogę się zgodzić na takie warunki. Nie ma mowy, żebym zamieszkała u Ashera. Wykluczone. Z mojego domu jedzie się tu góra jedenaście minut.

– Nie ma potrzeby, żebym się do ciebie wprowadzała, zwłaszcza że pewnie nie popracuję u ciebie dłużej niż tydzień. Znajdziesz sobie opiekunkę na stałe, a ja będę robić to, co miałam zaplanowane. – Czyli zalegać w łóżku i żałować swoich życiowych wyborów.– To się skończy szybciej, niżbym się rozpakowała.

– Jasne, bo opiekunek, które znają język migowy, jest w okolicy na pęczki. Gdyby tak było, sprawa już byłaby załatwiona.

– A może to dlatego, że jesteś skąpy i nie chcesz zapłacić tyle, ile trzeba. – Kiedy tato powiedział mi, jaką stawkę proponuje Asher, nie byłam pod wrażeniem.

– Nie jestem skąpy. Jak powiedzieli mi w agencji, pensja jest więcej niż przyzwoita i powinno się znaleźć sporo chętnych.

– A jednak skończyło się na mnie.

– Ty nie jesteś opiekunką. Nie zapominajmy, że dzieciak, którego kiedyś pilnowałaś, o mało nie trafił na tamten świat.

Wiedziałam, że ten temat wypłynie.

– Czy Olivia ma jakieś alergie, o których powinnam wiedzieć? – pytam głosem ociekającym słodyczą.

– Nie, i tylko dlatego masz tu wstęp.

Wydaję z siebie przeciągłe westchnienie.

– Słuchaj, ty uważasz, że jestem nieodpowiedzialna, a ja uważam, że jesteś koszmarnym dupkiem, ale nic nie zrobisz. Nie mam już szesnastu lat, tylko dwadzieścia cztery, skończyłam studia i właśnie robię doktorat z audiologii. Może być? Jestem inte­ligentna, uważna, zmotywowana i na dodatek znam język migowy.

Akurat w tym momencie jestem raczej antytezą wszystkich tych cech, ale gdybym się do tego przyznała, moja przemowa nie miałaby tak silnego wydźwięku.

– Osiemnaście – wtrąca Asher.

– Co?

– Miałaś osiemnaście lat, kiedy Olivia obcięła sobie włosy.

– I co z tego? – Naprawdę nie widzę związku, ale nie zamierzam czepiać się drobiazgów.

– Przypominam ci tylko, że miałaś więcej niż szesnaście lat, kiedy zawaliłaś.

– Naprawdę mi przykro, że tak się stało. Wyjaśniałam tę sprawę setki razy, ale nikt mnie nie słuchał. Przyrzekam, że to się więcej nie powtórzy.

Zaśmiewa się krótko.

– Nie powtórzy, bo Olivia nie ma trzech lat.

– A ja osiemnastu. Sam widzisz, że obie jesteśmy starsze. – Ta rozmowa zaczyna mi powoli działać na nerwy. – Robię ci przysługę, Asher. Dlaczego jesteś dla mnie taki wredny?

Głośno wzdycha, przeczesując palcami swoje ciemne włosy.

– Nie jestem. Chodzi o to, że Olivia jest dla mnie całym światem i miałem wątpliwości nawet co do opiekunki z agencji. Jednak Sara się uparła, że mam to załatwić w ten sposób, więc załatwiłem. A potem okazało się, że jedyna niania, która zna język migowy, odeszła, i zaproponowali, żeby Livvy pisała na kartce to, co chce powiedzieć. Ja… próbowałem załatwić sobie urlop, ale twój tata mnie potrzebuje, bo jestem dowódcą jednostki specjalnej na całe hrabstwo. Masz rację, obie jesteście już starsze, od tamtej pory minęło sześć lat, a ty studiujesz bez większych zawirowań.

Tego bym nie powiedziała, ale nie mam zamiaru przyznawać mu się do swoich błędów.

– Dzięki.

Uśmiecha się lekko i wtedy te jego szatańskie oczy rozżarzają się jak lawa. Na krótką chwilę zapominam, że to Asher Whitlock – podwładny mojego ojca i skończony dupek, który mnie nie znosi – i widzę w nim jedynie ucieleśnienie kobiecych marzeń. Absurdalnie seksowny, sporo ode mnie starszy, dowódca jednostki specjalnej. Wspominałam już, że seksowny? Szkoda, że straszny z niego gbur – wobec wszystkich z wyjątkiem Olivii.

Potrząsam głową, wracając do rzeczywistości, i powtarzam sobie w myślach swoje postanowienie, żeby do końca życia trzymać się z daleka od facetów. Tacy jak on są najgorsi.

– Miło, że to powiedziałeś. Livvy jeszcze śpi? Nie widziałam jej od dłuższego czasu, a chcę, żeby się ze mną oswoiła, zanim wyjdziesz do pracy.

– Zaraz po nią pójdę. Moja siostra być może wpadnie dziś do was po pracy. Ma dla Liv nowe ciuchy i jakieś inne rzeczy, na które Sara w życiu by się nie zgodziła.

– Twoja siostra nadal pracuje dla Sydney?

– Mhm, bardzo to sobie chwali.

Sydney to jedna z moich ulubionych osób w Sugarloaf. Pracowałam dla niej podczas wakacji po pierwszym roku studiów, bo chciałam wtedy zostać prawniczką. Moje plany zmieniły się na drugim roku, gdy poznałam Jenny, nową współlokatorkę, niesłyszącą od dziewiątego roku życia. Nauczyłam się migać, żeby nam się łatwiej rozmawiało. Bardzo się przejęłam tym, że straciła słuch i żałowała, że pewne rzeczy w jej życiu nie potoczyły się inaczej.

Język migowy nie jest wierną kopią mówionego. Nie pokazuje się każdego wyrazu oddzielnie, poza tym słowa występują w innym szyku, niż są wypowiadane, dzięki czemu można łatwiej i szybciej powiedzieć to, co się chce. Nauczyłam się jednak tłumaczyć w głowie z języka migowego na mówiony.

Kiedy na poważnie zajęłam się językiem i kulturą niesłyszących, przede wszystkim zależało mi na zapewnieniu im jak najlepszej opieki i możliwości komunikacji. Teraz kiedy tu jestem, będę mogła się wykazać.

Bardzo się cieszę, że nie wybrałam zawodu prawnika.

– Fajnie będzie znowu się z nią spotkać.

Brynlee jest ode mnie dwa lata starsza. Nigdy jakoś specjalnie się nie przyjaźniłyśmy, ale się lubimy.

– No dobra, idę obudzić Olivię. Na stole leży segregator, przeczytaj go i naucz się na pamięć. Wtedy nie będziesz musiała mnie o nic pytać, bo Sara zapisała w nim dosłownie każdy szczegół dotyczący Olivii. Jej wizyty u specjalistów, rozkład dnia, informacje o szkole, ulubione kolory… Wszystko masz w jednym miejscu.

No tak, zostało jeszcze dwa i pół tygodnia szkoły, zanim zaczną się wakacje. Szlag!

– A co ja mam robić, kiedy Liv będzie w szkole? – pytam.

– Diabli wiedzą… Na pewno jest coś na ten temat w segregatorze! – woła Asher, wychodząc z pokoju.

Segregator. Jasne.

Otwieram okładkę i szczęka opada mi ze zdumienia. Asher nie żartował. W środku wpięte jest chyba z osiemdziesiąt kartek, każda zapisana z obu stron. O kurde, w co ja się wpakowałam?

Przebiegam wzrokiem pierwszą z nich z listą kontaktów w nagłych przypadkach oraz telefonami do lekarzy i terapeutów. Zatrzymuję wzrok na nazwisku audiologa. Jeśli Liv ma u niego umówioną wizytę, idę razem z nią. Nie wiem jeszcze jak, ale załatwię to z Asherem. Doktor King to dosłownie król audiologii, słynie z przełomowych badań. Stawałam na głowie, żeby załatwić sobie u niego staż w szpitalu dziecięcym w Filadelfii – bo jest bez wątpienia najlepszy – ale nie miał wolnych miejsc. Może gdyby udało mi się wyżebrać u niego spotkanie…

Nie ma mowy. Nawet o tym nie myśl.

Wracam do czytania informacji, które mogą mi się przydać. Sprawdzam, czy Liv nie ma alergii, ale nie znajduję nic na ten temat. Co za ulga!

Jejku, plan dnia tej dziewczynki jest bardziej skomplikowany niż kostka Rubika! Praktycznie codziennie po szkole ma jakieś zajęcia, a kiedy zaczną się wakacje, zrobi się jeszcze gorzej. Chociaż Sara zaplanowała godzinę zabawy pomiędzy sesjami, jakoś sobie tego nie wyobrażam.

Przeglądając zawartość segregatora, dochodzę do wniosku, że jej matka musi mieć coś z głową, skoro zanotowała nawet, jak przyrządzić ulubioną przez Olivię wersję makaronu z serem instant, ale… co kto lubi. Przychodzi mi do głowy moja własna mama. Może gdyby zostawiła ojcu taki segregator, zanim umarła, wiele rzeczy byłoby o wiele prostszych?

Słyszę chrząknięcie za plecami, więc odwracam się, zmuszając do uśmiechu. Tuż za mną stoi urocza, mała dziewczynka o jasnobrązowych włosach. Unosi rękę i miga:

– Cześć.

Macham jej na powitanie, po czym odpowiadam, migając i mówiąc jednocześnie na głos:

– Cześć, jestem Phoebe. Mam być twoją nianią, ale śmiesznie to brzmi, więc powiedzmy, że będę twoją starszą koleżanką. Chociaż to też niewiele lepsza nazwa. Potrafisz czytać z ruchu ust?

Potwierdza. Świetnie, to bardzo pomaga, kiedy są z nami inni ludzie. Nie każdy potrafi migać, a rozmowa często toczy się w dość szybkim tempie. Malujący się dotąd w jej intensywnie błękitnych oczach strach znika.

– Cieszę się, że jesteś normalna.

Wybucham śmiechem.

– Tego bym nie powiedziała.

Asher poklepuje córeczkę po ramieniu i zwraca się do niej, migając:

– Nie, nie jest normalna. Przypomina bardziej wujka Rowana niż ciocię Brynlee.

Robię krok naprzód i wtedy Olivia przenosi na mnie wzrok.

– Nie słuchaj go. Ma kij w tyłku.

Asher rzuca mi gniewne spojrzenie.

– Serio?

Wzruszam ramionami.

– To za komentarze na temat alergii.

Olivia chrząka.

– Proszę, migajcie do mnie.

Bardzo łatwo zapomnieć, jak trudne życie mają niesłyszący. Codzienne rozmowy, którym mogliby się przysłuchiwać, dla nich nie istnieją. Jeśli ludzie w ich otoczeniu nie potrafią migać lub nie są odwróceni do nich twarzą, wtedy są całkowicie wykluczeni z towarzystwa.

Dotykam ramienia Olivii.

– Mówiłam, że twój tata zasłużył sobie na ten epitet, bo wcześniej się ze mnie wyśmiewał.

Dziewczynka kiwa głową ze zrozumieniem i spogląda na Ashera z przekrzywioną głową i ściągniętymi ustami. Już polubiłam tego dzieciaka!

– Chciałam cię zapytać, czy masz swój znak migowy.

Zamiast za każdym razem, kiedy się do niej zwracam, literować imię Olivia, mogę użyć jej znaku migowego, który je zastępuje.

– Mam.

Dotyka otwartą dłonią podbródka i ją zamyka.

– Aha, jesteś słodziakiem.

– A ty masz swój? – pyta, a ja potwierdzam.

– Nadał mi go mój niesłyszący uczeń.

Unoszę oczy, jakbym patrzyła w niebo, po czym rozkładam palce niczym promienie słońca padające na moją twarz.

Olivia uśmiecha się.

– Promyk?

Potwierdzam skinieniem.

– Najwyraźniej jestem pogodna i miła. A twój tata ma swój znak?

Dziewczynka wykonuje gest, który jest połączeniem „bohatera” oraz „silnego”. Zaginając palce jak szpony, dotyka nimi ramienia i zaciska dłoń w pięść.

– Asher.

– Ty mu go nadałaś?

Potwierdza.

– Ma dużo szczęścia, bo według mnie powinien się nazywać „maruda”.

Liv parska śmiechem, a Asher ciężko wzdycha.

– Idź się ubrać do szkoły. A ja sobie jeszcze chwilę porozmawiam z tym jasnym promykiem.

Macham do niej, kiedy wychodzi z pokoju, zostawiając mnie sam na sam z panem marudą.

– Naprawdę dobrze migasz – stwierdza.

– Studiuję audiologię, więc raczej powinnam.

– To był komplement.

– W takim razie dziękuję – odpowiadam z szerokim uśmiechem i przechodzę w ślad za nim do kuchni. – Nie żartowałeś z tym segregatorem.

– Sara jest skrupulatna, a Olivia jest dla nas całym światem. Bardzo się staramy, żeby maksymalnie ułatwić jej życie na dwa domy, a do tego musimy wymieniać się informacjami.

Sprytny pomysł.

– Ty też masz taki segregator?

Parska śmiechem.

– A skąd! Nie zajmuję się takimi głupstwami. Mówię Sarze to, co zapamiętałem, a ona zapisuje.

Robię szyderczą minę.

– Typowy facet.

– No dobra, muszę wyjść za pięć minut. Masz tam stronę z planem lekcji i spisane krok po kroku wszystko, co Liv ma robić, ale aż tak się tym nie przejmuj. Wystarczy, jak będziesz pilnować, żeby miała wszystko, co trzeba. Pani Arrowood będzie czekać przed szkołą, odbierze ją od ciebie. Wysłałem jej już maila, upoważniłem cię do przywożenia i odbierania Olivii.

– Szacun, że o tym wcześniej pomyślałeś.

Puszcza do mnie oko.

– Było o tym na dwudziestej drugiej stronie w segregatorze.

Nie mogę się powstrzymać od śmiechu.

– A dzisiaj kończysz pracę o…?

– Dziś i jutro o dwunastej, ale w następnym miesiącu będę musiał być pod telefonem przez całą dobę.

Hmm… Jego dyżury to dla mnie spory problem. Chętnie mu pomogę z Liv, ale nie uśmiecha mi się u niego mieszkać.

– Może zróbmy tak: zostanę na noc, kiedy masz służbę następnego dnia albo w nocy, ale nie ma sensu, żebym tu nocowała, kiedy będziesz miał wolne. Gdybyś dostał wezwanie i mnie potrzebował, zaraz przyjadę.

Asher kręci przecząco głową.

– Nie.

– Nie?

– Kiedy dostaję wezwanie, muszę być gotowy w parę minut. Nie mam czasu czekać, aż wrócisz od siebie.

Splatam ręce na piersiach.

– Mieszkam dosłownie jedenaście minut samochodem stąd. Mogłabym tu przybiec w kwadrans. Tyle maksymalnie musiałbyś na mnie czekać. Jeśli akurat spałeś, i tak musisz wstać, ubrać się, zrobić siku i pewnie wygonić z łóżka jakąś panienkę… Na pewno zdążę.

– Ktoś ci kiedyś mówił, że jesteś wnerwiająca?

– Nie. Tylko ty.

W tej kwestii nie zamierzam ustąpić. Ostatnie, czego mi w tym momencie trzeba, to zamieszkać w jego domu. Nieważne, jak ten facet wygląda, i tak go nie znoszę.

– Nie będę się teraz z tobą o to kłócił. Możesz zająć sypialnię na końcu korytarza, ma własną łazienkę. Wrócę do domu koło ósmej, ale jutro od rana pracuję, więc masz spakować torbę z tym, co ci tu będzie potrzebne. Proszę, postaraj się, żebym tego nie żałował.

Wzdycham z rezygnacją.

– Jedź do pracy. Damy sobie radę.

3

Phoebe

Skąd, u diabła, pani Arrowood poleciła mi odebrać Olivię? Mogłabym przysiąc, że wspomniała o bocznym wyjściu. Problem w tym, że lekcje skończyły się dziesięć minut temu.

Szlag!

Parkuję samochód i podchodzę do głównego wejścia, lecz nikogo przed nim nie zastaję. Autobusy szkolne już odjechały, kilku rodziców czeka jeszcze w kolejce po odbiór dziecka, ale nigdzie ani śladu Olivii.

Nie mogę zgubić dziecka w pierwszym dniu pracy.

Rano poszło mi jak z płatka. Trzymałam się wskazówek z segregatora i odwiozłam Liv do szkoły na czas. Potem wróciłam do domu i spakowałam dwie duże sportowe torby: jedną z osobistymi rzeczami, które za każdym razem będę zabierać ze sobą z powrotem do domu, a drugą z tym, co może zostać u Ashera.

Zwinięta w kłębek na łóżku odsłuchałam ostatnią wiadomość głosową od Jonathana, którą przysłał mi trzy dni temu, a potem płakałam tak długo, aż zasnęłam. Kiedy się obudziłam, okazało się, że spałam o wiele dłużej, niż powinnam, i musiałam gnać autem na złamanie karku, żeby nie spóźnić się do szkoły. Małe miasteczka są super, dopóki człowiekowi gdzieś się nie śpieszy. Zawsze przytrafi się wtedy jakiś idiota jadący przepisowo na jednopasmowej drodze z zakazem wyprzedzania.

Tym razem było jeszcze gorzej. Owym idiotą okazał się pan Montvale na traktorze, który nie był nawet w stanie rozwinąć dozwolonej prędkości. Mogłam mu się odgrażać do woli, ale i tak nie miałam możliwości go wyprzedzić.

W efekcie spóźniłam się do szkoły po Olivię.

Dzwoni mój telefon, więc prędko odbieram połączenie bez patrzenia na ekran, przekonana, że kontaktują się ze mną ze szkoły.

– Halo?

Słyszę chrząknięcie mężczyzny. Cholera, Asher. No to jestem ugotowana.

– Phoebe, kochanie…

Nie, jednak nie Asher. Czuję bolesny ucisk w piersi i oddech więźnie mi w gardle. Nie mogę się odezwać, boli tak, że mam ochotę kląć, krzyczeć i płakać. Nie jestem w stanie z nim rozmawiać.

– Nie – odpowiadam dobitnie niesiona gniewem. Jonathan nie ma prawa nigdy więcej do mnie dzwonić.

– Tylko posłuchaj, nie zajmę ci długo. Przykro mi z powodu tego, co cię spotkało. Przykro mi, że to ty musiałaś…

Rozłączam się. Nie chcę słyszeć jego głosu ani przeprosin. Czekałam na nie tydzień temu. Potrzebowałam ich, gdy moje życie waliło się w gruzy, a on zostawił mnie na lodzie, twierdząc, że to ja go uwiodłam, zniszczyłam jego małżeństwo, a potem próbowałam mu zaszkodzić w karierze. Nic z tego nie było prawdą.

Myślałam, że go kocham. Że jest inteligentny, zabawny, uroczy i mamy szansę stworzyć związek. Zamiast tego przysporzył mi niewyobrażalnego bólu i wstydu.

Wciąż dźwięczą mi w uszach jego słowa, kiedy błagałam go, żeby powiedział wszystkim prawdę.

„Mogę stracić pracę, Phoebe. Mogę wszystko stracić. Ty jesteś młoda i jakoś to przeżyjesz. Ja nie. Chcesz, żeby mnie zwolnili?”

Po policzkach spływają mi łzy złości, które prędko ocieram. Nie chciałam już więcej użalać się nad sobą, tak samo jak nie chciałam stać się pośmiewiskiem dla całej uczelni, ale nie mam zamiaru więcej płakać. Do cholery z Jonathanem! Przez niego znowu złamałam daną sobie obietnicę.

Niech mu fiut odpadnie!

Drażni mnie, że kiedy płaczę, wyglądam jak Rudolf. Ale mniejsza z tym, to nie czas i pora, żeby się rozklejać, teraz muszę odnaleźć Olivię. Wsiadam ponownie do samochodu i podjeżdżam pod tylne wejście. Zastaję tam Liv z nauczycielką, czekające na mnie przed drzwiami. Kamień z serca.

– Hej! Przepraszam, podjechałam pod inne wyjście! – wołam, biegnąc w ich stronę.

Na twarzy pani Arrowood odmalowuje się wyraźna ulga. Odwraca się do Olivii i wskazuje palcem w moją stronę. Wtedy migam do niej to samo, co powiedziałam przed chwilą na głos.

– Przepędzili mnie z korytarza –skarży się Olivia.

Na widok jej szklistych od łez oczu robi mi się nieprzyjemnie.

– Wiem, przepraszam.

– W porządku.

Posyłam jej uśmiech.

– Wynagrodzę ci to.

Spogląda na nauczycielkę, a potem przenosi wzrok na mnie.

– Możemy już jechać?

– Tak.

Pani Arrowood się uśmiecha, a potem spogląda na mnie znacząco.

– Masz szczęście, że Asher nie odebrał telefonu, bo pewnie by go poniosło.

– Wiem, wiem. Przepraszam – powtarzam. Nie zaczęło się najlepiej.

– Nie martw się, coś wymyślę i będę cię kryć.

Oto dlaczego wszyscy w mieście przepadają za tą kobietą. Pani Arrowood uczyła mnie w szóstej klasie – wtedy jeszcze miała inne nazwisko – i jest kochana. Najlepsza ze wszystkich.

Kiedy wsiadamy do samochodu, wyjmuję telefon i zerkam na plan Olivii, który wcześniej sfotografowałam. Powinna zaraz być u logopedy – dwa miasta dalej za siedem minut. Hm, raczej będzie nam trudno zdążyć, ale zrobimy, co się da.

Jeśli Asher dowie się o spóźnieniu, będę miała przechlapane. Ostrzegał mnie, a ja oczywiście nawaliłam. To umiem najlepiej.

Odwracam się do siedzącej z tyłu Olivii.

– Spóźnimy się, ale zaraz zadzwonię do terapeutki i ją uprzedzę. Chcesz coś przegryźć?

Potwierdza. Wyjmuję z torby krakersy Cheez-its i jej podaję.

Potem kontaktuję się z gabinetem logopedy, gdzie informują mnie, że u nich też jest opóźnienie, więc na szczęście nic wielkiego się nie stało. Możemy ruszać w drogę.

Mija góra osiem minut jazdy, gdy rozlega się dzwonek mojej komórki. Tym razem zerkam na wyświetlacz, zanim odbiorę. Niestety nie jest lepiej niż poprzednim razem.

– Cześć, Asher.

– Mam nieodebrane połączenie ze szkoły sprzed paru minut.

– Tak? – dziwię się, udając, że nic nie wiem.

– Nie wiesz przypadkiem dlaczego?

Skręcam z Front Street w lewo w Main Street, w nadziei, że nadrobię kilka minut, jeśli pojadę drogą gruntową, omijając w ten sposób światła.

– Nie. Próbowałeś się dowiedzieć, po co dzwonili?

Głośno wzdycha.

– Odebrała Ellie i powiedziała, że oddzwoni, ale nic złego się nie stało.

– Sorki, ale naprawdę nie mam pojęcia, czego od ciebie chcieli.

– Gdzie jesteście? – pyta lekko oschłym głosem.

Zgodnie z planem powinnam od trzech minut być z Liv u logopedy. Nauczyłam się już dawno, że okłamywanie gliniarzy nie zawsze jest dobrym pomysłem, ale nie zamierzam się tłumaczyć przed Asherem Whitlockiem, że zaliczyłam wpadkę pierwszego dnia pracy.

– Podjeżdżamy pod budynek, w którym Olivia ma wizytę.

– Serio?

– Serio.

To znaczy jeszcze nie podjeżdżamy, ale cóż, kłamstwo w dobrej wierze nie jest niczym złym, prawda?

– W takim razie dlaczego dopiero co minęłaś mnie na Front Street?

Muszę dalej w to brnąć.

– To nie mój samochód.

– Nie?

– Nie, nie mogłam cię mijać, bo nie jestem na Front Street.

Tylko na Main Street i zaraz skręcam w boczną drogę, żeby pojechać na skróty.

Asher wzdycha.

– Spójrz w tylne lusterko.

Tak robię, od razu się domyślając, co w nim zobaczę. Jak można się było spodziewać, za mną jedzie samochód policyjny.

– Dobra, wiem, co powiesz. No tak, może faktycznie miałyśmy drobny problem, ale nie dosłyszałam, spod którego wejścia do szkoły mam odebrać Olivię. Nic się nie stało. Byłam w szkole na czas, ale w złym miejscu. Z Olivią wszystko dobrze, je teraz przekąskę. Zadzwoniłam do logopedy, żeby uprzedzić, że troszeczkę się spóźnimy, ale oni też mają opóźnienie, więc nic się nie stało.

– Zjedź na bok – poleca i się rozłącza.

W tym momencie zależy mi na tej pracy równie mocno, jak się przed nią wzbraniałam. Nie żebym nagle uznała, że świetnie się do tego nadaję czy coś w tym stylu, ale dlatego, że Olivia potrzebuje kogoś, kto potrafi się z nią porozumieć. Mieszkamy w małym miasteczku, więc i tak ciężko się jej żyje wśród ludzi, którzy nie potrafią migać. No dobra, powiedzmy, że moja decyzja ma też trochę wspólnego z jej lekarzami, którzy należą do najlepszych specjalistów w kraju i może udałoby mi się czegoś od nich nauczyć. Poza tym co mam robić przez całe lato? Rozpamiętywać przeszłość w swoim pokoju? Potrzebuję pieniędzy i chociaż u Ashera nie zarobię wiele, to zawsze lepsze niż nic.

Ale przede wszystkim chcę udowodnić samej sobie, że nie jestem totalnym nieudacznikiem.

Zjeżdżam na bok, zatrzymuję auto i odwracam się do Olivii.

– Twój tata tu jest, dlatego na chwilę wyjdę, żeby z nim porozmawiać.

Unosi kciuki w odpowiedzi i spogląda przez okno na zbliżającego się do nas Ashera.

Oto jak wylatuje się z pracy pierwszego dnia.

Wysiadam z samochodu. Asher nie czeka nawet dwóch sekund, tylko od razu wygłasza kazanie.

– Zaufania nie buduje się na kłamstwach. Zwłaszcza jeśli chodzi o bezpieczeństwo Liv! Cholera jasna, Phoebe, i ty, i twój ojciec zapewnialiście mnie, że sobie poradzisz!

– I sobie radzę. Nie powinnam cię okłamywać – przyznaję – tylko od razu wszystko ci wyjaśnić, ale ty nadal uważasz, że jestem nieodpowiedzialna. Tamto zdarzyło się sześć lat temu, zmieniłam się od tego czasu. Coś dzisiaj pokręciłam, przepraszam. I przepraszam, że zawiodłam twoje zaufanie. Masz wszelkie powody, żeby mnie zwolnić, Asher, nie miałabym o to do ciebie pretensji, ale ja naprawdę lubię Olivię i mogę jej dużo pomóc. Dlatego wybrałam takie studia. Jeśli dasz mi drugą szansę, obiecuję, że bardziej się postaram i więcej nie będzie żadnych problemów. A jeśli znów czegoś nie dopatrzę, sama zrezygnuję.

Przyznanie się do błędu to chyba najlepsze wyjście. Postąpiłam niewłaściwie, więc tak będzie uczciwie. Liv to jego córka, kocha ją. Cała ta sytuacja z pewnością nie jest dla niego łatwa.

Co jest grane, że nagle okazuję temu facetowi empatię?

Asher wygląda na lekko zaskoczonego.

– Hmm… to… bardzo dojrzałe z twojej strony.

– Nie jestem już tamtą dziewczyną, którą zapamiętałeś.

Przeczesuje palcami swoje gęste włosy, wzdychając.

– Twoja dzisiejsza wpadka raczej na to nie wskazuje, Phoebe.

– Powinnam była powiedzieć ci prawdę, bardzo za to przepraszam. Pozwól mi teraz zawieźć Olivię na wizytę, a przyrzekam, że będę co do joty trzymać się wskazówek z segregatora.

Jego wzrok wędruje ku siedzącej w aucie Olivii. Dziewczynka macha do niego, a on odpowiada jej tym samym. W tym momencie z jego radiotelefonu rozlega się komunikat o jakimś zajściu. Asher ma ograniczone pole manewru, więc spodziewam się, że tym razem mi odpuści.

– Dobra. Ale jeśli jeszcze raz nawalisz, koniec.

– Powinieneś wygłaszać przemówienia motywacyjne. Mówię serio, minąłeś się z powołaniem.

– Nie przeginaj. Daję ci drugą szansę.

– Dziękuję. Mamy za chwilę wizytę, szeryfie Whitlock, więc skoro jest pan tak miły, że zwalnia mnie bez upomnienia, będę już lecieć.

Zanim zdąży zmienić zdanie, odwracam się i prędko wsiadam do samochodu.

Dochodzi ósma. Zmyłam już naczynia, spakowałam rzeczy Olivii na jutro do szkoły i odbyłam pogawędkę telefoniczną z Sarą. Świetnie się nam rozmawiało. Na szczęście chyba się nie zorientowała, że jestem tą samą opiekunką, przy której jej dziecko kiedyś o mało się nie oskalpowało.

– Phoebe? – woła Asher, wchodząc do domu.

– Jestem w kuchni!

Słyszę brzęk kluczyków wrzuconych do szklanej misy czy czegoś podobnego, a potem ciężkie kroki kierujące się w moją stronę. Kiedy milkną, odwracam się i staję z nim twarzą w twarz.

– Cześć – witam go uśmiechem.

– Jakieś nowe problemy? – pyta, jakby spodziewał się całej listy.

– Ani jednego. – Uśmiecham się szeroko, bo udało mi się przeżyć dzień bez żadnego potknięcia. – Odrobiłyśmy lekcje, straszna łatwizna. Musisz pogadać ze szkołą, bo połowa zadań była zbędna. Olivia jest bardzo inteligentna i powinna dostawać trudniejsze. Potem poszła pod prysznic. Uprzedzając twoje pytanie, tak, sprawdzałam co sześć minut, czy u niej wszystko w porządku, tak jak jest zapisane w segregatorze. – Na te słowa Asher przewraca oczami, a ja kontynuuję relację. – Z kolacją poszło nam świetnie, sporo zjadła, a potem pomalowałam jej paznokcie, bo spodobał się jej mój lakier.

– Jest coś o tym w segregatorze? – pyta.

– Nie, ale dostałam zgodę od Sary. Przez kwadrans rozmawiała z Oliwią na wideo, a kiedy skończyła, przedstawiła mi wszystkie zasady, wierz mi, naprawdę wszystkie.

Jejku, ależ Sara jest zasadnicza! Myślałam, że moja matka była wymagająca, ale ta kobieta bije ją na głowę.

Asher wybucha śmiechem.

– I dobrze. Od dziś to ty będziesz z nią wszystko załatwiać. Za każdym razem, kiedy zadzwoni, mów jej, że jestem w pracy.

– Na pewno wcześniej przyczepiła ci lokalizator.

– Wcale nie byłbym tym zdziwiony. Normalnie nie jest aż taka rygorystyczna. Całkiem dobrze nam idzie wspólne wychowywanie dziecka. Chyba pomaga nam to, że tak naprawdę nigdy nie byliśmy parą i nic nas nie łączyło.

– Myślałam, że ze sobą chodziliście – wtrącam, sama nie wiem dlaczego.

– Niezupełnie. Byliśmy w luźnym związku, zakończyliśmy go, gdy uznaliśmy, że się nam nie układa, a krótko potem okazało się, że Sara jest w ciąży. Teraz spotyka się z Finneganem, tym gościem z reklamy dilera Forda.

Puszczam mimo uszu fragment o związku Ashera i od razu przechodzę do smakowitego kąska, którym jest życie uczuciowe Sary.

– Wow! Akurat dzisiaj ją widziałam. On jest boski. Brawo, Sara!

Asher zaczyna rozpinać guziki munduru, parskając śmiechem.

– Ja jestem o wiele lepszą partią, ale ten cały Finnegan od Forda też ujdzie w tłumie. Ale – dodaje, klaskając w dłonie – skończmy już z tym tematem. Idę pod prysznic, a potem coś zjem, bo za sześć godzin muszę wstać.

Wchodzi po schodach na górę i w pierwszej kolejności kieruje się do sypialni Olivii. O tej godzinie mała już smacznie śpi. Jak dla mnie to wyjątkowo wcześnie, ale Sara wyjaśniła mi, że dni, kiedy ma zajęcia terapeutyczne, są dla niej bardzo męczące, więc byłoby najlepiej, żeby kładła się do łóżka najpóźniej o siódmej.

Opieram się o futrynę drzwi, nie mogąc się nadziwić, jakim niesamowitym dzieciakiem jest Olivia. Potem moje myśli krążą przez chwilę wokół Ashera i Sary. Nie wiedziałam zbyt wiele o ich relacji, ale myślałam, że byli parą. Jeśli się tak nad tym zastanowić, nie przypominam sobie, żeby Asher był kiedykolwiek związany z kimś z Sugarloaf. Dziwne.

Asher schodzi z góry z lekkim uśmiechem na ustach.

– Wszystko u niej dobrze? – pytam.

– Żyje i spokojnie śpi. Przywoływacz w jej pokoju nie był włączony, ale zapomniałem ci o nim powiedzieć.

– To ta skrzyneczka przy łóżku?

– Tak. Jeśli czegoś chce, wciska przycisk, a w mojej sypialni jest odbiornik, który mi to sygnalizuje. Jest też drugi, postawiłem go w twoim pokoju.

– Jasne. Dzięki.

Rozpina koszulę, a ja natychmiast żałuję, że nie odwróciłam wzroku, bo jak można się spodziewać, Asher ma naprawdę świetne ciało.

– Widzimy się rano – rzuca na odchodne i oddala się w głąb korytarza.

Muszę ochłonąć, więc wracam do sprzątania kuchni. Potem sięgam po swoją torbę z rzeczami i ruszam tam, gdzie powinna znajdować się moja sypialnia.

Dom nie jest duży i ma kształt litery U. Główne wejście znajduje się na środku, na wysokości salonu. Na prawo od niego jest kącik jadalny, a za nim kuchnia. W korytarzu po prawej od wejścia znajduje się łazienka i dwoje dodatkowych drzwi. Asher zniknął w korytarzu prowadzącym w lewo. Tamta część domu chyba została dobudowana później, ale nie spytałam go o to, więc nie mam pojęcia, czy to prawda.

Sprawdzam najpierw korytarz po prawej, ale za pierwszymi drzwiami jest pralnia, a za drugimi sterty pudeł, więc to na pewno nie tutaj.

Wykluczone, żeby mój pokój był na górze, ponieważ całe piętro zajmuje Olivia. Został więc tylko korytarz po drugiej stronie.

Mam przed sobą troje drzwi, z których tylko jedne są zamknięte. Pierwsze pomieszczenie to łazienka, a drugie pokój, który z całą pewnością jest przeznaczony dla mnie. Znajduje się w nim wielkie podwójne łóżko ustawione pomiędzy dwoma oknami wychodzącymi na podwórze, łagodne pagórki i majaczącą na horyzoncie górę. Identyczny widok, jaki ma większość mieszkańców Sugarloaf.

Zamykam drzwi i prędko przebieram się w szorty i krótki top na ramiączkach, a potem zabieram się do rozpakowywania swoich rzeczy. Wkładam słuchawki do uszu, podkręcam na cały regulator gniewną muzykę dziewczyn z lat dziewięćdziesiątych – nie ma nic lepszego niż Amy Winehouse i jej Back to black, kiedy nienawidzisz całego męskiego rodzaju – i zaczynam układać swoje ubrania w komodzie.

Dalsza część w wersji pełnej