Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
19 osób interesuje się tą książką
Romans New Adult autorki „Złączonych”!
Amber nie potrafi poradzić sobie ze wspomnieniami dotyczącymi wydarzeń sprzed lat. W środku czuje się kompletnie pusta. Każdy dotyk innej osoby, nawet bliskiej, wywołuje u niej ataki paniki. Dziewczyna jest na granicy wytrzymałości.
Wkrótce Amber wprowadza się do Briana – swojego brata – oraz jego przyjaciela Zacharego, którzy znają się ze studiów. Ma nadzieję, że to będzie dla niej nowy początek, i zaczyna snuć plany o przyszłości oraz normalnym życiu.
Zachary to typ imprezowicza, który zmienia kobiety jak rękawiczki i nie planuje, aby było inaczej. Jednak w Amber jest coś, co go fascynuje. Chce rozwikłać ją jak zagadkę, poznać jej sekrety i sprawić, że ta odkryje, że dotyk może być też przyjemny. Jednak to zdecydowanie niepokoi brata Amber, a Zach zdaje sobie sprawę, że z nią nie może postępować tak jak z innymi kobietami. Tej dziewczyny nie będzie mógł zostawić po jednej wspólnej nocy. Opis pochodzi od wydawcy.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 342
Audiobooka posłuchasz w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Czas: 8 godz. 42 min
Tytuł oryginału
Not Meant to Be Broken
Copyright © 2014 by Cora Reilly
All rights reserved
Copyright © for Polish edition
Wydawnictwo NieZwykłe Zagraniczne
Oświęcim 2022
Wszelkie Prawa Zastrzeżone
Redakcja:
Przemysław Gumiński
Korekta:
Justyna Nowak
Edyta Giersz
Redakcja techniczna:
Paulina Romanek
Projekt okładki:
Paulina Klimek
www.wydawnictwoniezwykle.pl
Numer ISBN: 978-83-8320-282-2
Amber
Czułam przytłaczający ciężar żalu i niewidzialne brzemię, które w każdej chwili mogło mnie zmiażdżyć. Miałam zacząć od nowa. Nie mogłam pozwolić, by strach rządził resztą mojego życia.
Zerknęłam na tatę. Trzymał kierownicę, jakby była jedyną rzeczą utrzymującą go w miejscu, jakby była jego kotwicą w morzu rozpaczy. Jeśli mi się nie uda, to nie tylko ja stracę poczucie szczęścia.
Nie spojrzał na mnie. Prawie nigdy nie kierował na mnie swojego wzroku. Patrzył swoimi brązowymi oczami w dal, zatrzymany gdzieś w przeszłości. Zagubiony w czasach, kiedy wszystko było łatwiejsze, w czasach, kiedy nadal byłam sobą i wiedziałam, jak czerpać z radości.
Te chwile czystej błogości były już dla mnie czymś zupełnie nieosiągalnym. Wszystkie wspomnienia spowijał mrok, który wciągał mnie w niemożliwą do wydostania się otchłań.
Wróciłam wzrokiem w stronę okna, wpatrując się w pasy koloru, w które zmieniały się mijane przez nas samochody i domy. Było mi niedobrze, po części z powodu choroby lokomocyjnej, a po części z nerwów.
Dlaczego myślałam, że to dobry pomysł?
Po trzech latach ukrywania się w domu jego ściany zaczęły mnie przytłaczać. Przez większość czasu nie mogłam znieść widoku swojego pokoju, a jednak było to dla mnie bezpieczne miejsce, prawdopodobnie jedyne, jakie mi pozostało. Tam nikt nigdy mi nie przeszkadzał. Mogłam być tam sama, nie licząc tych kilku godzin, które spędzałam z tatą, kiedy wracał z pracy.
Ale nie mogłam tak żyć, ponieważ w ten sposób nigdy nie nauczyłabym się żyć na nowo.
Nauczyć się żyć na nowo… Tata chciał, żebym spróbowała. Przez ostatnie trzy lata tak bardzo się o mnie martwił, i to z kompletnie innych powodów niż te, dla których większość rodziców martwi się o swoje nastoletnie dzieci. Mnie nigdy tak naprawdę nie dano szansy na bycie nastolatką. Nie po tym, co się wydarzyło. Miałam dopiero dziewiętnaście lat, a ciężar, jaki dźwigałam w głębi duszy, sprawiał, że czułam się, jakbym żyła już zbyt długo. Czułam się stara, zużyta i wycieńczona.
Radosna młoda dziewczyna zniknęła. Zastąpił ją cień dawnej Amber. Czasami sama siebie nie poznawałam, więc domyślałam się, jak ciężko musiało być mojemu tacie i bratu, gdy patrzyli na moją przemianę. Musieli patrzeć na to, jak powoli przemieniałam się w trupa i jak wykonywałam pewne czynności tylko dlatego, że musiałam je robić, a nie dlatego, że chciałam.
Tata chrząknął.
– To jest coś dobrego, wiesz? Musisz zacząć trochę czerpać z życia, udzielać się towarzysko.
Zmuszając się do uśmiechu, pokiwałam głową, chociaż tata i tak nie mógł tego zobaczyć. Nadal wpatrywał się wprost przed siebie.
Udzielać się towarzysko. Gdyby tylko to było takie proste…
Tata zjechał z autostrady na stację benzynową.
– Muszę zatankować, Amber.
Zatrzymał się przy dystrybutorze i wreszcie się do mnie odwrócił, ale nie spojrzał mi w oczy.
– Potrzebujesz czegoś? Kupić ci coś do jedzenia?
– Muszę do toalety. – Chciało mi się siku już od dłuższego czasu, więc pewnie nie wytrzymałabym dłużej.
Tata rozejrzał się, aż wreszcie odnalazł wzrokiem drzwi prowadzące do toalet.
– W porządku?
Pobrzmiewające w jego głosie wahanie przypomniało mi o niezaprzeczalnym fakcie, że nawet pójście do toalety będzie dla mnie trudnym zadaniem. Mimo ucisku w gardle otworzyłam drzwi. Głośno przełknęłam ślinę i mocno chwyciłam za torebkę.
Tata stał po mojej prawej stronie, wyraźnie czegoś oczekując.
– Mam pójść z tobą?
Rumieniąc się, pokręciłam głową.
– Nie trzeba. Zatankuj, przecież będę niedaleko.
Jeśli chciałam zacząć samodzielne życie, to musiałam nauczyć się chodzić do łazienki bez nadzoru. Prędko ruszyłam w kierunku toalet. Damska znajdowała się po lewej stronie i na szczęście nie czekali pod nią żadni mężowie ani partnerzy. Otworzyłam drzwi i zajrzałam do środka. Ku mojemu zadowoleniu okazała się pusta. Dopiero po zamknięciu się w jednej z kabin odważyłam się znów oddychać.
Spuściłam wodę i wtedy usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i dwie rozmawiające ze sobą kobiety. Serce zaczęło walić mi w piersi, a klamka zrobiła się śliska od potu na mojej dłoni.
Nie jesteś w niebezpieczeństwie.
Mój mózg to wiedział, lecz moje ciało zignorowało rozsądek i postanowiło, że czas spanikować. Wstrzymując oddech, wyślizgnęłam się z kabiny i prawie odskoczyłam, ponieważ jedna z kobiet czekała tuż pod nią, a druga stała przy zlewie i poprawiała makijaż, dlatego postanowiłam nie myć dłoni i szybko wyszłam z toalety, choć było to strasznie niehigieniczne. Na twarzach kobiet dostrzegłam obrzydzenie. Pewnie według nich wyglądałam jak kompletne dziwadło.
Kiedy grzebałam w torebce w poszukiwaniu chusteczek dezynfekujących, prawie na kogoś wpadłam. Wysoki mężczyzna wykonał ruch, jakby chciał pomóc mi złapać równowagę, na co ja odskoczyłam i wydobył się ze mnie zduszony krzyk.
Panika ogarnęła całe moje ciało. Biegiem ruszyłam przed siebie, z całych sił przyciskając torebkę do piersi, a następnie rzuciłam się na miejsce pasażera w samochodzie ojca. Czułam, jak pot spływa mi po plecach, a mój oddech był płytki i urywany.
Tata wpatrywał się we mnie z szeroko otwartymi oczami. Wyciągnął do mnie dłoń, a ja gwałtownie się cofnęłam. Opuścił rękę.
– Amber, co się stało?
– Nic – wydusiłam z siebie. – Nic mi nie jest, tato.
Wcale tak nie było i oboje o tym wiedzieliśmy.
– Wszystko jest w porządku, rób głębokie wdechy. Terapeutka powiedziała, że to może się wydarzyć… – urwał.
Od miesięcy odmawiałam terapii, ale tata znalazł sobie kogoś, kogo nie mógł mi odpuścić. Nie konsultował się ze mną, lecz przypadkiem podsłuchałam kiedyś jego rozmowę z Brianem.
Udzielaj się towarzysko.
Jakakolwiek forma bliskości była dla mnie czystą torturą. Jak miałam udzielać się towarzysko, skoro odbiło mi na widok dwóch nieszkodliwych kobiet w łazience, a przez faceta idącego do toalety miałam atak paniki?
Nienawidziłam, kiedy ludzie patrzyli na mnie jak na dziwadło z powodu mojego zachowania. Tak bardzo próbowałam być taka jak oni, próbowałam zachowywać się normalnie. A jednak normalne zachowanie wymagało tego, żeby być blisko ludzi, co przypominało mi o tym, co się wydarzyło. Wspomnienia to jedyna rzecz, której bałam się jeszcze bardziej od bliskości, podobnie jak wracania pamięcią do tego, co się wydarzyło i co straciłam. To po prostu było dla mnie zbyt trudne. Przypominało mi o tym, czego nigdy nie mogłabym mieć. Zostałam złamana w taki sposób, że nic nigdy nie mogłoby mnie naprawić.
Złamana…
Już nigdy nie miałam być taka jak wcześniej. Było mi łatwiej, kiedy zaakceptowałam to, że będę złamana do końca życia. Niektórych rzeczy po prostu nie dało się naprawić, dlatego też nigdy nie powinno się ich psuć. Ja byłam jedną z tych rzeczy. To, co zostało zburzone kilka lat temu, nie mogło już nigdy zostać odbudowane. Byłam tego całkiem pewna, ja i moja dusza, bo nie było to coś na wzór stłuczenia wazonu, ponieważ wazon można było posklejać przy pomocy kleju. Jednak nie było takiego spoiwa, które mogłoby posklejać strzaskaną duszę tak zrujnowanej osoby jak ja.
Zdałam sobie z tego sprawę kilka miesięcy po tym, co się wydarzyło. Z jakiegoś powodu po zaakceptowaniu tego faktu moje życie stało się jednocześnie cięższe, ale też pewne kwestie się uprościły. Było mi ciężej, gdyż wiedziałam, że nie ma dla mnie ratunku, lecz równocześnie łatwiej, bo wreszcie zaakceptowałam to, że nic nie można ze mną zrobić. Trzymanie się nadziei i patrzenie, jak ciągle jest niszczona, było znacznie gorsze niż jej całkowity brak. Nawet zupełnie obcy ludzie widzieli, że nie byłam normalna. Właśnie dlatego przez ostatnie trzy lata prawie w ogóle nie wychodziłam z domu, choć tata bardzo się starał, by pomóc mi w rozpoczęciu nowego życia. Po pewnym czasie poddał się i zatrudnił emerytowaną nauczycielkę, która uczyła mnie w domu przez ostatnie dwa lata liceum. Przed tym, co się wydarzyło, miałam mnóstwo przyjaciół, ale później po prostu za bardzo bałam się spojrzeć im w oczy. Peterborough było małym miasteczkiem. Plotki na temat tego zdarzenia rozprzestrzeniły się z prędkością błyskawicy, a w wiadomościach huczało od spekulacji. Jedynymi osobami, które miały jakiekolwiek pojęcie o tym, co tak naprawdę się stało, był ojciec, brat Brian i personel szpitala, który zajmował się mną przez tygodnie po zdarzeniu, lecz nawet oni nie wiedzieli o wszystkim. Gdybym miała cokolwiek do gadania, to zostałoby tak do mojej śmierci. Prawdę zabrałabym ze sobą do grobu. Szczerze mówiąc, udałoby mi się, gdyby tata mnie dwukrotnie nie ocalił. Po drugiej próbie samobójczej zaczął płakać. Nie pamiętałam, żebym kiedykolwiek widziała płaczącego ojca. Powiedział mi wtedy, że nie przeżyłby, gdyby stracił także mnie, nie po tym, jak moja mama umarła na raka, kiedy miałam dwanaście lat.
Nawet Brian, mój niezniszczalny brat, miał w oczach łzy, kiedy odwiedził mnie w szpitalu po drugiej próbie. Wtedy postanowiłam spróbować jakoś znieść życie dla nich. Nie chciałam skrzywdzić ich jeszcze bardziej. Tata już i tak swoje wycierpiał, bo musiał patrzeć na mnie każdego dnia, a Brian wyjechał na studia jeszcze przed tym zajściem, więc nie musiał patrzeć na większość dramatów.
Kiedy powiedziałam tacie, że chciałabym rozpocząć nowe życie, kompletnie nie miałam pojęcia, jak właściwie to zrobić. Jednakże jednej rzeczy byłam od początku pewna – musiałam opuścić swoje rodzinne miasto. Tata wymyślił rozwiązanie, które w teorii brzmiało dobrze. Chciał, bym zamieszkała z Brianem i jego najlepszym przyjacielem. Teraz wydawało mi się to pewnym sposobem na uczynienie z ich życia piekła.
Już prawie byliśmy na miejscu. Za kilka minut miałam zajechać pod swój nowy dom. Poczułam jeszcze większe nudności. Na chwilę zamknęłam oczy, żeby je powstrzymać.
– W porządku, Amber? – Słysząc zmartwienie w głosie taty, otworzyłam oczy, ale szybko odwróciłam wzrok. Nie mogłam znieść zatroskania oraz rozpaczy widocznych na jego twarzy.
– Nic mi nie jest, tato – zapewniłam go, unikając kontaktu wzrokowego. Spojrzałam przez ramię na transporter, w którym spał zwinięty w kłębek mój kot Pumpkin. Wsunęłam palec przez kratkę i pogładziłam jego miękkie futro na plecach, próbując się uspokoić. Jak zwykle mój kot nagrodził mnie głębokim mruczeniem i uniósł głowę, żebym mogła podrapać go za uchem.
Zauważyłam, że tata z zatroskaniem przygląda się tej scenie, co niemal złamało mi serce. Ojciec nie powinien mieć powodów do tego, by zazdrościć kotu.
Jedną dłoń trzymał luźno między nami, jakby liczył na to, że go za nią złapię. Chciałabym to zrobić, ale rezultat zabolałby go bardziej, niż gdybym w ogóle nie spróbowała.
Tata zatrzymał się na ulicy, przy której mieszkał Brian. Właśnie miałam dostać szansę na nowe życie. Tata zaparkował i wyłączył silnik. Nie ruszyłam się z miejsca, podobnie jak on. Wyjrzałam przez okno i serce podeszło mi do gardła.
Pod czteropiętrowym budynkiem mieszkalnym z brązowego kamienia stał mój brat, który niepewnie wpatrywał się w samochód. Dłonie wepchnął w kieszenie spodni i marszczył brwi. Wyglądał, jakby wolał być zupełnie gdzieś indziej.
Nasze spojrzenia się skrzyżowały. Zmartwienie w jego oczach było niczym wymierzony prosto w twarz strzał z liścia.
Wiecznie zmartwiony Brian.
Tata otworzył drzwi i wyszedł z samochodu, a następnie podszedł do Briana. Przytulili się bez żadnego wahania, żadnego poczucia niezręczności.
Walczyłam z cisnącymi się do oczu łzami. Zrobiłam głęboki wdech i wyszłam z samochodu. Szybko otworzyłam drzwi z tyłu i wyjęłam transporter, bo potrzebowałam tego mruczenia kojącego nerwy. Nie mogłam już dłużej odkładać przywitania się z bratem, więc ruszyłam w kierunku Briana i taty. Rozmawiali z jakimś trzecim facetem, który był wyższy od Briana i o wiele bardziej muskularny. Miał krótko przystrzyżone ciemne włosy, ubrany był w sweter z logo Uniwersytetu Bostońskiego. To musiał być Zachary, najlepszy przyjaciel Briana.
Zalała mnie kolejna fala paniki, ale zmusiłam się do zachowania neutralnego wyrazu twarzy. Obserwowali mnie, jakby tylko czekali, aż wpadnę w histerię, a przynajmniej tak mi się zdawało, kiedy patrzyłam na tatę i Briana. Zamierzałam udowodnić im, że się mylą. Chciałam być dla nich silna, a może nawet sprawiać pozory szczęśliwej. Przecież to nie mogło być aż tak trudne. Widziałam, jak wygląda radość u innych. Mogłabym ich naśladować. Tata ciągle powtarzał, że muszę być szczęśliwa, ponieważ w przeciwnym razie oni wygrają. W głębi duszy wiedziałam, że oni już wygrali. Chcieli mnie złamać i właśnie to zrobili. Udało im się, a przez samą świadomość ich zwycięstwa jeszcze ciężej było mi znieść życie. Wygrali i nie mogłam nic z tym zrobić.
Wygrali…
Wzdychając cicho do siebie, zrobiłam kilka ostatnich kroków i stanęłam niedaleko taty, Briana i Zachary’ego.
Zachary
Staliśmy z Brianem na chodniku od ponad trzydziestu minut. To Brian chciał czekać tu na swojego ojca i siostrę. Nie mogłem pojąć, dlaczego musieliśmy stać na dworze. Przecież zobaczylibyśmy ich z okna w kuchni.
Brian potarł dłonie o uda, wpatrując się w ulicę. Nic, kurwa, dziwnego, że zmarzł, ponieważ nie założył nic na swoją koszulę w kratę. Moja bluza lepiej się sprawdzała w ten chłodny dzień. Z dokładnie zaczesanymi do tyłu włosami sprawiał wrażenie, jakby chciał przypodobać się swojej teściowej, a nie jakby czekał na swojego tatę i siostrę.
Brian chrząknął.
– Pamiętaj, żeby nie dotykać i nie zbliżać się do niej, no i…
– I nie mam zostawać z nią sam na sam. Wiem, Brian. Powtarzałeś te słowa tak często, że są praktycznie wyryte w mojej pamięci na dobre – odpowiedziałem ze spokojem. – Będę zachowywał się najlepiej, jak potrafię. – Poklepałem go po ramieniu i poczułem, jak bardzo był spięty.
Jego wyraz twarzy jasno mówił, że nawet moje najlepsze zachowanie mogłoby nie wystarczyć. Nigdy nie widziałem, żeby był tak spięty czy niespokojny. Z pewnością był sztywniejszy ode mnie, szczególnie przez ostatnich kilka tygodni od początku nowego roku akademickiego, ale teraz było to coś więcej. Przyjaźniliśmy się od pierwszego roku studiów, czyli od czterech lat, i spędzaliśmy razem cholernie dużo czasu. Tak właściwie to tylko z powodu naszej przyjaźni nie zrezygnowałem po pierwszym roku, bo zrobiłbym to po to, by wkurzyć swojego ojca. Zamiast tego zacząłem studia prawnicze. Brian zawsze dużo się martwił, z pewnością więcej ode mnie, lecz jeszcze nigdy nie widziałem go w takim stanie.
Nie powiedział mi zbyt dużo o swojej siostrze, w ogóle bardzo rzadko o niej mówił. Dopiero po ponad roku wspólnego mieszkania wreszcie przyznał, że kiedy miała szesnaście lat, przeszła przez piekło. Brian nie lubił mówić o tym, co się wydarzyło i ani razu nie użył słowa „gwałt”.
Po ciągłych ostrzeżeniach Briana zacząłem się trochę martwić, jak będzie nam się razem mieszkało, ale na pewno nie martwiłem się tak bardzo jak on. Oczywiście oznaczało to, że już nie będziemy mogli urządzać imprez u siebie, a przynajmniej takich z dziewczynami i alkoholem. Mimo wszystko to nie oznaczało kompletnego zakazu zabawy. Po prostu teraz mieliśmy bawić się u Kevina i Billa.
Z zamyślenia wyrwał mnie dźwięk wjeżdżającego na naszą ulicę samochodu. Jakieś dziesięć metrów od nas zatrzymał się czarny jeep i wysiadł z niego mężczyzna koło pięćdziesiątki. Podszedł do Briana i go przytulił, ale moją uwagę przykuło coś zupełnie innego.
Siostra Briana otworzyła drzwi i wyszła z samochodu, przyciskając do piersi torebkę. Po tym, co słyszałem od Briana, spodziewałem się zobaczyć kogoś, na kogo nie zwraca się uwagi, jakiś szkielet albo cień człowieka. Nigdy nie wyobrażałem sobie, że mogłaby być tak piękna. Miała długie falowane włosy w kolorze karmelowego brązu i była ode mnie niższa o około głowę. Miała na sobie spodnie z szerokimi nogawkami oraz zbyt dużą bluzę zakrywającą ciało. Najbardziej zdumiewające były jej oczy, ogromne i brązowe. Wyglądała jak przestraszona, spłoszona i gotowa do ucieczki sarna, która zniknie, jeśli pojawi się jakikolwiek sygnał niebezpieczeństwa. Nie potrafiłem tego wytłumaczyć, ale poczułem wtedy przytłaczającą chęć chronienia tej dziewczyny. Chciałem zapewnić jej bezpieczeństwo. Nie spojrzała żadnemu z nas w oczy. Zamiast tego z tylnego siedzenia podniosła transporter, po czym wreszcie ruszyła w naszą stronę.
Amber
Stanęłam kilka kroków od taty, Briana i Zachary’ego, nie mając pojęcia, co zrobić, żeby te chwile były choć odrobinę mniej niezręczne. Tata nerwowo przenosił ciężar ciała z jednej nogi na drugą, przesuwając dłonią po swojej łysej głowie. Spojrzał najpierw na Briana, a potem na mnie. Wbiłam wzrok w brata i zmusiłam się do uśmiechu. Może byłby to szczery uśmiech, gdyby tata nie przyglądał mi się, jakbym miała zaraz się rozsypać.
Po kilku chwilach Brian posłał mi lekki uśmiech, ale nie próbował podejść bliżej ani nawet mnie przytulić. Jego uśmiech nie był tym, który pamiętałam z czasów, kiedy byłam mała, czy nawet sprzed czterech lat. Teraz zawsze, gdy byłam w pobliżu, wyglądał, jakby zaraz miał zmarszczyć brwi.
Ostatnio widziałam go dwa miesiące temu. Latem skrócił swój pobyt w domu i spędził trzy tygodnie w Meksyku z kilkoma kolegami. Jego przyjaciel, Zachary, był wśród nich. Szybko na niego zerknęłam. Stał za moim tatą i Brianem, ale przyglądał mi się ponad ich głowami. Na jego twarzy nie widziałam ostrożności ani zmartwienia, jakie zazwyczaj pojawiały się u ludzi znajdujących się przy mnie. Uśmiechnął się w odpowiedzi na moją uważną obserwację i szybko odwróciłam wzrok. Poczułam podskórne zażenowanie, zdając sobie sprawę z tego, że nie potrafiłam zrobić nawet czegoś tak prostego, jak spojrzenie komuś w oczy. Zrobiło się jeszcze bardziej niezręcznie i zacisnęłam palce na rączce transportera.
– Miło cię znów widzieć, Brian – powiedziałam wreszcie, po czym skrzywiłam się, kiedy zorientowałam się, jak formalnie to zabrzmiało. To było przywitanie ze zwykłym znajomym, a nie rodzeństwem. Prawie się rozpłakałam, widząc jego wyraz twarzy. Wyglądał na zranionego i rozczarowanego. Może miał nadzieję, że zmieniłam się przez te kilka miesięcy i że znów moglibyśmy być blisko.
– Tak, ciebie też miło widzieć, Am – wymamrotał, patrząc wszędzie, tylko nie na moją twarz.
Bolało mnie patrzenie na własnego brata, bolał mnie widok jego rozczarowania. To było bardziej bolesne, niż sądziłam. Może przyjazd tutaj był błędem? Miałam jeszcze czas. Mogłam się odwrócić, wsiąść do samochodu i wrócić do domu z tatą. Mogłam nadal żyć w ukryciu, nienawidząc się za każdy oddech, jaki brałam. Mogłam wieść to maleńkie, nieistotne życie, czekając, aż wreszcie mnie zniszczy. Poczułam tak silne przerażenie, że zdawało mi się, że się dławię. Wszyscy patrzyli, przyglądali się, czekali, czuli zmartwienie. Nie mogłam teraz odejść. Nie mogłam zrobić tego ani Brianowi, ani tacie.
– Więc… – Tata przerwał moje rozmyślania i niewygodną ciszę, nerwowo drapiąc się po tyle głowy. Kilka tygodni temu wreszcie pogodził się z tym, że na głowie miał łysy placek wielkości spodka od filiżanki, dzięki czemu wreszcie zaczął golić głowę. Najwyraźniej jeszcze się do tego tak do końca nie przyzwyczaił. – Może powinniśmy wejść do domu?
– Tak, racja. To dobry pomysł – zgodził się z nim ochoczo Brian. Nie mogłam winić go za to, że chciał to jak najszybciej przerwać. Spojrzałam mimowolnie na Zachary’ego. Co on o nas myślał, a tym bardziej o mnie? Do tej pory nic nie powiedział, ale uważnie przypatrywał się wszystkiemu, co się działo. Z bliska wydawał się jeszcze wyższy, przerastał mnie o ponad głowę. Nie unikał patrzenia mi w oczy, tak jak mój ojciec i brat, przez co czułam się niekomfortowo, kiedy tak mi się przyglądał. Przecież nie było w tym nic nadzwyczajnego. Zawsze się tak czułam, gdy ludzie się na mnie gapili. Czułam się wtedy tak, jakby mnie oceniali, chociaż w spojrzeniu Zachary’ego widziałam tylko zaciekawienie, nie było tam ani grama współczucia.
Brian nerwowo chrząknął, spoglądając to na mnie, to na swojego najlepszego przyjaciela.
– To jest Zachary – poinformował mnie powoli, a następnie posłał mu niezbyt dobrze ukryte ostrzegawcze spojrzenie. – Zachary, to jest moja siostra, Amber.
– Cześć, Amber – powiedział Zachary i jego twarz rozpromieniła się w szerokim uśmiechu. Miał silną, wyraźnie zarysowaną szczękę i ostre rysy twarzy, ale jego spojrzenie w połączeniu z uśmiechem nieco je łagodziły. – Możesz mówić mi Zach.
– Zach – potwierdziłam, starając się zabrzmieć stanowczo, lecz wyszło to dość marnie i cicho. Nie próbował uścisnąć mi ręki ani podejść bliżej. Chyba nawet nie drgnął, od kiedy tu stanęłam. Brian wykonał swoje zadanie. Pewnie ostrzegł wszystkich swoich przyjaciół i całą okolicę o moim rychłym przybyciu.
Spojrzałam na pobliskie domy, a nawet w ich okna, ale nikt nie próbował podejrzeć tego dziwoląga, którym byłam. Nie miałam pojęcia, co zrobić ze świadomością, że Zach i prawdopodobnie inni ludzie wiedzieli o tym, co było ze mną nie tak. To miał być nowy początek, lecz czy naprawdę mógł nim być, skoro wszyscy wiedzieli, że jestem złamana? Ogarnęła mnie złość na Briana, jednak szybko zniknęła. Zach z pewnością sam by zauważył, że nie jestem normalna.
– Pójdę po twoje rzeczy – powiedział tata, po czym się zawahał. – Dobrze?
Zarumieniłam się. Jeśli bał się zostawić mnie na kilka minut samą z Brianem i Zachem, to jak miałam dzielić z nimi mieszkanie?
– W porządku, tato. – Praktycznie pobiegł w kierunku jeepa. Zach ruszył za nim znacznie wolniejszym krokiem, zostawiając mnie samą z Brianem. Niepewnie spojrzałam na brata i przyłapałam go na przyglądaniu mi się z litością. Uniosłam kąciki ust, zmuszając się do uśmiechu, by zmieść to uczucie z jego twarzy. Podziałałam skutecznie, bo się rozpogodził.
– Cieszę się, że tu jesteś – powiedział cicho. Chciałam mu wierzyć. Z pewnością nie okłamałby mnie specjalnie, ale raczej nie chciał mnie w swoim życiu. Nie taką. Miałam wszystko zepsuć jemu i Zachowi, który znalazł się na linii ognia kompletnie nie ze swojej winy.
– Ja też się cieszę – skłamałam. Spojrzenie Briana jasno wskazywało na to, że był świadomy mojego kłamstwa. Może nie byłam tak dobrym kłamcą, jak sądziłam, a może po prostu robiłam to już zbyt często. Odwróciłam wzrok, bo nie mogłam już znieść bacznego spojrzenia Briana, a następnie odwróciłam się do Zacha i taty, którzy szli w naszym kierunku z dwiema walizkami. Skoro nie potrafiłam znieść bliskości Briana nawet przez dziesięć minut, to mogłam wykazać się zbyt dużym optymizmem, zabierając ze sobą tyle bagażu. Mogłam nie przetrwać nawet jednego dnia.
Tata spojrzał mi w oczy, gdy wymijał mnie z Zachem. Tym razem w jego spojrzeniu nie widziałam zmartwienia, do którego się już przyzwyczaiłam, ponieważ widziałam je każdego dnia. Rozmawiali na temat drużyn futbolowych na różnych uczelniach. Brian chętnie dołączył do ich konwersacji. Nie miałam nic przeciwko temu. Miło było patrzeć, jak są tak ożywieni i rozluźnieni. Przy mnie rzadko kiedy tacy byli.
Szłam za nimi, zachowując bezpieczną odległość i gładząc miękkie futro Pumpkina przez klapkę na górze transportera. Zawsze mnie to uspokajało. Tata przytrzymał dla mnie drzwi, a ja ominęłam go w pełni skupienia, by go nie dotknąć. Korytarz był wąski i ciemny, ale przynajmniej wyglądał czysto. Podłoga z ciemnobrązowego drewna była cała podrapana, a ceglane ściany pomalowano na biało.
– Nasze mieszkanie znajduje się na czwartym piętrze, więc powinniśmy pojechać windą – powiedział Brian, ruszając w kierunku metalowych drzwi znajdujących się na końcu korytarza. Pikanie zawiadomiło nas o przyjeździe windy i chwilę później drzwi rozsunęły się, odsłaniając niewielką przestrzeń, w której ledwo mogłoby pomieścić się sześć osób albo cztery z dwiema walizkami. Zach, Brian i tata weszli do windy bez wahania.
W ich wykonaniu wyglądało to łatwo: po prostu trzeba było postawić jedną nogę przed drugą. Ale ja czułam ucisk w gardle na widok tej ciasnej przestrzeni. Od czasu mojego pobytu w szpitalu trzy lata temu nie korzystałam z windy. W takim miejscu praktycznie nie dało się nikogo nie dotknąć. Palce zaczęły mi drżeć, kiedy rozważałam swoje opcje. Pumpkin głośno zaprotestował.
Moje stopy były praktycznie przyklejone do podłogi.
Rusz się, Amber. Rusz się.
Próbowałam zmusić swoje ciało do ruchu, by weszło do windy, ale mięśnie nawet nie chciały drgnąć. Jeszcze dwie sekundy temu Brian, tata i Zach byli zbyt pogrążeni w rozmowie, żeby zauważyć moje wahanie, lecz teraz skupili uwagę na mnie. Jeden po drugim spojrzeli mi w oczy, próbując zrozumieć, o co mi chodziło.
Radość na twarzy taty zniknęła w mgnieniu oka, ustępując grymasowi smutku. Mięsień w policzku Briana wyraźnie drgnął. Zacisnął usta, tworząc z nich cienką kreskę, po czym wbił wzrok w podłogę. Wolał patrzeć gdziekolwiek, byle tylko nie na swoją dziwaczną siostrę. Za to Zach przyglądał się i marszczył brwi. Pewnie żałował tego, że zgodził się na przygarnięcie mnie pod wspólny dach. bo tak właściwie to dlaczego miałby nie żałować? Byłam w kompletnej rozsypce. Nie mogłam uwierzyć w to, że naprawdę liczyłam na możliwość rozpoczęcia nowego życia.
Do oczu napłynęły mi łzy, ale powstrzymałam się od płaczu. Ogarnięta poczuciem winy czułam bolesny ucisk w piersi. Byłam okropną osobą, ponieważ krzywdziłam w ten sposób swojego ojca i brata, ale po prostu nie mogłam wejść do windy.
Nienawidziłam siebie za następne słowa, jakie wyszły z moich ust:
– Jedźcie beze mnie. Nie starczy dla nas wszystkich miejsca. Pojadę później, za wami. – Wbiłam wzrok w jakieś miejsce na ścianie, wyobrażając sobie ból na twarzy taty oraz rozpacz na twarzy Briana. Nie potrafiłam na nich w tym momencie spojrzeć.
Tata wyciągnął rękę, żeby wcisnąć przycisk na czwarte piętro. Jeszcze kilka lat temu może by zaprotestował, próbował mnie pocieszyć i zaczekał, aż się opamiętam. Teraz już wiedział, że szkoda na to czasu.
Drzwi budynku otworzyły się z rozmachem i na korytarz weszło dwóch młodych mężczyzn, którzy kierowali się w moją stronę.
Szybko wsiadłam do windy, starając się nie dotknąć taty, Briana ani Zacha, który stał po mojej prawej stronie. Zach przesunął się nieco, żeby zrobić mi więcej miejsca, ale między moim ramieniem i jego ręką nadal było tylko kilka centymetrów wolnej przestrzeni. Tata wcisnął guzik mocniej, niż było to konieczne. Drzwi gładko się za mną zamknęły, a ja docisnęłam do nich plecy. Poczułam się uwięziona. Z całych sił skupiłam się na stojącej przede mną różowej walizce, choć kątem oka i tak widziałam brązowe oksfordki Briana. Gdzie bym nie spojrzała, wszędzie widziałam buty, nogi albo dłonie. Ciała, ich ciepło, oddechy. To za dużo.
Zamknęłam na chwilę oczy i uniosłam transporter. Poczułam pocieszający zapach Pumpkina. Winda ruszyła wreszcie, lecz jechała zdecydowanie za wolno.
Za wolno, za wolno, za wolno!
Poczułam ucisk w gardle, a w uszach usłyszałam bicie swojego serca. Cisza zaczęła mnie przytłaczać.
Jak długo jeszcze będziemy jechać? Nie dam rady, nie dam, nie dam!
Zach przestraszył mnie, kiedy chrząknął, ale jednocześnie odciągnął moją uwagę od zbliżającego się ataku paniki. Otworzyłam oczy i zerknęłam na niego, po czym znów odwróciłam wzrok na coś bezpieczniejszego, czyli na walizki z moimi rzeczami.
– Z twojego pokoju roztacza się widok na niewielki park za domem. Na pewno ci się spodoba. Jeśli będziesz miała szczęście, to może nawet zobaczysz, jak wiewiórki gonią za jakimś biegaczem, licząc na to, że dostaną od niego jedzenie – powiedział Zach. Jego twarz rozpromieniła się w delikatnym uśmiechu. Dołeczki przy ustach nadawały mu chłopięcości, dzięki czemu na chwilę zapomniałam o jego strasznej budowie ciała. – Mogę się założyć, że twój kot pokocha wiewiórki – dodał.
Pumpkin poruszył uszami, jakby zdawał sobie sprawę z tego, że Zach o nim wspomniał. Otworzyłam usta, żeby coś powiedzieć, ale wtedy zauważyłam, że tata i Brian patrzą na mnie, jak gdyby czekali, aż wybuchnę płaczem, ponieważ Zach się do mnie odezwał. Zacisnęłam usta. Nic nie powiedziałam, tylko pokiwałam głową i posłałam mu wdzięczne, a przynajmniej taką miałam nadzieję, spojrzenie.
Winda się zatrzymała. Zanim jeszcze drzwi zdążyły się rozsunąć do końca, przecisnęłam się przez nie i wypadłam na korytarz. Wzięłam głęboki wdech i poczułam ogromną ulgę. Wreszcie byłam wolna.
Na tym piętrze znajdowało się czworo drewnianych drzwi, po dwie po każdej stronie windy. Przestraszyłam się, kiedy Brian mnie wyminął. Udało mi się powstrzymać głośne wciągnięcie powietrza, ale czułam teraz gulę w gardle, która chciała wydostać się przez usta. Trzymałam się blisko prawej strony, chcąc dać Zachowi i tacie wystarczająco dużo miejsca, żeby mogli wyminąć mnie z lewej. Kiedy Zach mnie wymijał, niosąc jedną z moich walizek, jakby ta nic nie ważyła, otarł się ramieniem o ścianę po drugiej stronie. Szedł w kierunku Briana, który zatrzymał się pod ostatnimi drzwiami. Zach najwyraźniej starał się dać mi jak najwięcej wolnej przestrzeni. Brian z pewnością dobrze go wyszkolił. Oblałam się rumieńcem. Ile mu powiedział?
Brian otworzył drzwi i weszli do mieszkania. Tata przystanął w drzwiach, odwrócił głowę i spojrzał na mnie zachęcająco, po czym zniknął w mieszkaniu. Niepewnie weszłam do swojego nowego domu. Znalazłam się w przestronnym salonie z dwoma wąskimi, ale wysokimi oknami. Do ściany przymocowany był ogromny telewizor, a wokół niego znajdowały się setki płyt DVD i gier na PlayStation. W każdym rogu pomieszczenia stały głośniki firmy Bang & Olufsen. W pobliżu telewizora ustawiono dwie beżowe, okrągłe, dwuosobowe kanapy oraz długą czarną sofę. Przed sofą stał lśniący czarny stolik. Znajdował się tam nawet barek z butelkami whisky, szkockiej i tequili, a także inne alkohole, których nie znałam. Stało tam więcej butelek, niż kiedykolwiek wcześniej widziałam. Nie spodziewałam się tu nowych mebli i drogiej drewnianej podłogi. Jakim cudem Briana było stać na tak luksusowe mieszkanie? Ściany były z cegły pomalowanej na ten sam ciepły odcień beżu, co dwuosobowe kanapy. Po mojej lewej stronie znajdowały się otwarte drzwi prowadzące do kuchni, a z salonu odchodził korytarz z drzwiami prowadzącymi do kolejnych pomieszczeń.
– Podoba ci się? – zapytał Zach, stawiając moją walizkę obok sofy.
Pumpkin poruszył się niespokojnie w transporterze. Wreszcie zamknęłam drzwi mieszkania i mogłam postawić transporter na podłodze, by go otworzyć. Kot zaczął chodzić po pokoju, jakby już do niego należał, ocierając się głową o każdy mebel.
Spojrzałam przepraszająco na Zacha i Briana, ale oni zdawali się raczej rozbawieni niż rozeźleni faktem, że Pumpkin zostawiał na ich sofie sierść.
– Bardzo tu ładnie – odpowiedziałam wreszcie.
Zach uśmiechnął się od ucha do ucha i posłał Brianowi triumfalne spojrzenie, zupełnie jakby wcześniej się założyli, czy spodoba mi się ich mieszkanie.
– Chcesz zobaczyć swój pokój? – zapytał mój brat, uśmiechając się z pełnią nadziei.
– Byłoby świetnie. – Poszłam za nim przez długi korytarz. Na jego końcu znajdowało się okno, które zalewało to miejsce światłem dziennym. Po dwóch stronach znajdowało się łącznie pięcioro drzwi.
– Te drzwi prowadzą do mojego pokoju, a te do pokoju Zacha. Między nimi jest wspólna łazienka – wyjaśnił Brian, wskazując troje drzwi znajdujących się po mojej lewej stronie.
Musieliśmy dzielić się łazienką? Nawet nie pomyślałam, że będzie taka konieczność.
Nie martw się tym.
– A to twój pokój. – Brian wskazał drzwi znajdujące się naprzeciwko jego pokoju.
Brian otworzył je i się wycofał, chcąc dać mi wystarczająco dużo przestrzeni na to, żebym mogła wejść, nie dotykając go. Uśmiechnęłam się, kiedy weszłam do swoich nowych czterech ścian. Przez wielkie okno do pokoju wpadało mnóstwo światła, a pod nim, tuż przy ścianie, stało duże dwuosobowe łóżko. Ogromna szafa zajmowała większość lewej części pomieszczenia. Obok łóżka stało biurko, a pod ostatnią ścianą kanapa. Ściany były w kolorze beżowym, a pościel fioletowym. Brian musiał ją dla mnie kupić. Próbował pomóc mi poczuć się tu jak w domu. Podeszłam do łóżka i spojrzałam przez okno na znajdujący się na dole park.
– Jest piękny – powiedziałam, posyłając Brianowi wdzięczny uśmiech. Przynajmniej tyle mogłam zrobić w zamian za to wszystko.
Speszony poruszył się niepewnie, nadal czekając w drzwiach. Obok niego stała moja walizka. Czyżby martwił się, że mnie przestraszy, jeśli wejdzie do pokoju?
– Mógłbyś położyć walizkę na moim łóżku?
Brian zawahał się, ale zaraz złapał za walizkę i zaciągnął ją w stronę łóżka. Położył ją, a następnie szybko zrobił krok do tyłu. Staliśmy tak blisko siebie, że mógłby mnie dotknąć, gdyby wyciągnął rękę. Spojrzałam mu w oczy pełne zmartwienia i zrobiłam drżący wdech, po czym ostrożnie dotknęłam na sekundę górnej części jego ręki.
– Dziękuję – powiedziałam i zaraz cofnęłam dłoń. Kątem oka zobaczyłam, jak Zach odsuwa się od drzwi, żeby dać nam trochę prywatności.
Brian z zaskoczenia szerzej otworzył oczy. Jego twarz rozpromieniła się z radości i był szczęśliwszy, niż kiedykolwiek powinien być po tak zwyczajnym dotyku. Wbiłam wzrok w okno, czując znajomy ciężar poczucia winy.
– Amber, Brian, muszę wracać do Peterborough – krzyknął tata.
Poszłam za Brianem z powrotem do salonu, gdzie czekał na nas tata. Zach zniknął. Pewnie myślał, że potrzebujemy chwili w rodzinnym gronie. Tak naprawdę od trzech lat nie istniało coś takiego. Teraz wszystko było skomplikowane i niezręczne.
Moja wina, powiedział głosik w mojej głowie.
Tata zrobił krok w moją stronę, unosząc ręce, jakby chciał mnie przytulić, po czym z powrotem je opuścił.
– Zajmij się nią, Brian – powiedział ochrypłym głosem.
Przełknęłam ślinę.
– Nie martw się, tato. – Brian przytulił go mocno. Podeszłam do nich, a następnie odprowadziłam tatę do drzwi.
– Dam wam chwilę, żebyście mogli się pożegnać – oznajmił Brian. Po tych słowach poszedł w kierunku kuchni. Pumpkin siedział na oparciu dwuosobowej kanapy, przyglądając mi się uważnie jednym okiem.
– Poradzę sobie, tato – zapewniłam go i zrobiłam to samo, co chwilę wcześniej z Brianem: wyciągnęłam dłoń i dotknęłam jego ręki. Znów zobaczyłam uśmiech i mnóstwo radości. Świadomość, że mogłam sprawić im taką radość tak zwyczajnym gestem, dobijała mnie.
Tata jeszcze przez chwilę stał niepewnie w drzwiach, bo najwyraźniej nie potrafił odejść. Chciałam, żeby to wszystko się udało bardziej ze względu na niego niż na mnie.
Pokiwał gwałtownie głową i powiedział:
– Poradzisz sobie. A jeśli będziesz czegokolwiek potrzebowała, to zadzwoń do mnie w każdej chwili.
– Tak zrobię – obiecałam mu. Tata zrobił kilka kroków, wychodząc na korytarz, ale widać było, że nadal się waha.
Zaczęłam zamykać drzwi, lecz na chwilę zamarłam i się uśmiechnęłam.
– Ty też musisz udzielać się towarzysko – przypomniałam mu.
Zaśmiał się i wreszcie niepewność została zastąpiona chwiejną nadzieją. Zerknął na mnie po raz ostatni i zniknął w windzie na końcu korytarza. Zamknęłam drzwi, odwróciłam się i pozwoliłam sobie na to, żeby wreszcie dotarło do mnie to, jak wyglądała teraz moja rzeczywistość. Naprawdę to robiłam, zaczynałam nowe życie. Zamieszkałam z Brianem i jego przyjacielem. Z zamyślenia wyrwały mnie głosy z kuchni. Przez chwilę rozważałam dołączenie do nich, ale to byłoby dla mnie za dużo w tym krótkim czasie.
Podniosłam Pumpkina, wróciłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi na zamek. Kiedy wyobraziłam sobie reakcję Briana na moje obawy, skrzywiłam się, lecz w ten sposób czułam się bezpieczniej. Opadłam na łóżko i zaczęłam obserwować, jak Pumpkin eksploruje swoje nowe otoczenie. To było nasze nowe życie.