Uzyskaj dostęp do tej i ponad 250000 książek od 14,99 zł miesięcznie
FILIP KRZEMIEŃ – (rocznik 1977) – outsider, weganin, człowiek ceniący wolność i naturę. Swoim działaniem próbuje przekazywać umiejętność życia w symbiozie z tym co nas otacza i konieczność rozwoju mentalnego. Wielki miłośnik świata zwierząt. Autor tekstów i podcastów, w których tematem przewodnim jest demaskowanie uwarunkowań niewłaściwego ludzkiego postępowania.
Opis
O wyznawanej religii zwykle decyduje miejsce urodzenia. Muzułmanie wychowują muzułmanina, katolicy katolika itd. Wiara jest przeciwieństwem racjonalnego myślenia i tylko nieliczni potrafią wydostać się z pułapki tradycji i dogmatów, ale wtedy mogą spotkać się z ostracyzmem i wrogością. Religijne osoby zwykle nie akceptują odmiennych poglądów, dzielą ludzi na lepszych (wierzących jak oni) i gorszych (mających inne przekonania). Religia, nawet powierzchowna lub nieszczera, bywa represyjna, ekspansywna i nietolerancyjna. Niektórzy wolą nie ujawniać swoich prawdziwych przekonań. Przyznanie się do ateizmu może skomplikować życie, jeśli znajomi i rodzina to osoby wierzące. Autor w szczery i bezkompromisowy sposób przedstawia swoje stanowisko na temat religii monoteistycznych, zwłaszcza katolicyzmu. Część osób uzna jego poglądy za kontrowersyjne lub obrazoburcze, lecz inni podzielą jego punkt widzenia. Ta książka jest w rzeczywistości głosem wielu ludzi, którzy z różnych powodów nie chcą otwarcie krytykować religii. Być może kierując się strachem lub oportunizmem przez lata narzucali sobie autocenzurę i nie mówili tego, co naprawdę myślą, aż wreszcie ktoś to wykrzyczał.
Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:
Liczba stron: 444
Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:
Redakcja: zespół
Korekta: zespół
Projekt okładki, loga serii, DTP: MEGADESIGN Maciej Łukasik | www.megadesign.pl
Zdjęcie na okładce oraz wewnątrz książki: Marek Hołówka & Dominika Wiśnik / Mountain Owl Group www.mountainowl.pl
ISBN epub: 978-83-7967-206-6
ISBN mobi: 978-83-7967-207-3
Copyright © by Filip Krzemień
Copyright © for by Wydawnictwo Stapis, Katowice 2022
Książka, którą nabyłeś, jest dziełem twórcy i wydawcy. Prosimy, abyś przestrzegał praw, jakie im przysługują. Jej zawartość możesz udostępnić nieodpłatnie osobom bliskim lub osobiście znanym. Ale nie publikuj jej w internecie. Jeśli cytujesz jej fragmenty, nie zmieniaj ich treści i koniecznie zaznacz, czyje to dzieło. A kopiując jej część, rób to jedynie na użytek osobisty.
Szanujmy cudzą własność i prawo.
Więcej na www.legalnakultura.pl
Polska Izba Książki
Wydawnictwo STAPIS
ul. Floriana 2a
40-288 Katowice
tel. 32 206 86 41, 32 259 75 74
www.stapis.com.pl
– fragment –
Świetną rzeczą jest mieć siłę olbrzyma.
Ale tyranią używać tej siły jak olbrzym.
William Shakespeare
Człowiek stworzył tak wielu bogów,a bóg tylko jednego człowieka.
Stanisław Pisarek
Nie poznałem Autora osobiście, ale po przeczytaniu tej książki mogę stwierdzić, że sporo nas łączy. Wychowaliśmy się w społeczeństwie wyznaniowym, w którym absurdy i sprzeczności są na porządku dziennym. Mamy podobny pogląd na religię, którą wpajano nam od dziecka. Polski katolicyzm to mieszanka pogańskich tradycji, folkloru, fanatyzmu i hipokryzji. Część katolików wierzy, że Jezus jest królem, a Maryja królową Polski. Choć niektórzy dostrzegają w tym absurd, to większość wierzących nie widzi problemu. Nie przeszkadza im również, że politycy przesiadują w kościołach, zawierzają ważne inwestycje katolickim świętym albo śpiewają „Bogurodzicę” na sesji rady miasta. Niemal wszyscy przyzwyczaili się do tego, czasem tylko kwitując wszystko śmiechem, lecz nigdy jawnym sprzeciwem. Rodzi się pytanie: dlaczego w XXI wieku, w cywilizowanym świecie, w środku Europy, pozwalamy, by działy się takie rzeczy? Odpowiedzią jest konformizm i wygodnictwo. Wiara w wymyślonych wrogów (diabły, demony), przyjaciół (święci, anioły) i w autorytety (kapłani, pastorzy) zwalnia z odpowiedzialności i potrzeby samodzielnego myślenia. Wierzący nie muszą poszukiwać odpowiedzi na pytania – mają je podane na tacy. Religia daje poczucie bezpieczeństwa, pozwala oderwać się od rzeczywistości i łagodzi lęk przed śmiercią, lecz jej użyteczność w tych kwestiach nie zmniejsza jej szkodliwości. Wręcz przeciwnie.
Swoje przekonania często opieramy na opiniach i autorytecie innych. W religii katolickiej, zwłaszcza w Polsce, autorytetem dla wiernych są kapłani. Biskupi i zwykli księża, otoczeni aurą wyjątkowości i kultu niemal równie wielkiego jak święci, chętnie wykorzystują swoją pozycję i władzę nad „zagubionymi owieczkami”. Wyraźnie widać to w mniejszych miastach, a zwłaszcza na wsiach, gdzie pleban cieszy się większym posłuchem, niż wójt i władza świecka. Na polskiej prowincji wciąż mamy do czynienia z głęboko zakorzenioną i bardzo trudną do wyplenienia wiarą we wszechmoc kapłana, który może wskazać palcem z ambony grzeszników, nie udzielić sakramentów, odmówić pochowania najbliższych na cmentarzu parafialnym, skazać dowolną osobę na ostracyzm i wykluczenie ze społeczności, w której przecież każdy każdego zna. Ale w dużych miastach wcale nie jest lepiej – kapłani wciąż budzą niezdrowy szacunek podszyty lękiem, a opinia rodziny i społeczności lokalnej jest bardzo silna. To dlatego rodzice nawet w dużych aglomeracjach, gdzie jest najmniejszy odsetek wierzących i praktykujących, wciąż chrzczą swoje dzieci i posyłają je do komunii w imię „co ludzie powiedzą”, dodając zaraz „jak dorośnie to samo zdecyduje”.
Problem w tym, że dzieci poddane indoktrynacji katolickiej od najmłodszych lat zamknięte są w błędnym kole wpajanych dogmatów, przekonań i presji społecznej. Katolickie wychowanie - choćby powierzchowne - sprawia, że w świadomości zachodzą nieodwracalne zmiany. Dorośli, którzy zostali poddani indoktrynacji, lecz mimo wszystko odważyli się myśleć samodzielnie często zmagają się z zaburzeniami emocjonalnymi. Wystarczy poruszyć temat wśród znajomych, a z worka niepamięci wysypują się przerażające wspomnienia: nieświadomych dzieci zmuszanych do wyznawania „grzechów” obcemu człowiekowi w ciemnym i ciasnym pomieszczeniu, o strachu, wstydzie i poczuciu niższości, o wdrukowanym w podświadomość kompleksie bycia grzesznym, gorszym i zbrukanym nawet najbardziej niewinną myślą; o podświadomym lęku przed karą, przed wiecznym potępieniem, przed nieposłuszeństwem. Z własnego doświadczenia wiem, że osoby wierzące mają problem z racjonalną i obiektywną oceną rzeczywistości. Pomysł kwestionowania dogmatów wywołuje u nich wewnętrzny opór, są związani kaftanem strachu i lojalności. W ich umysłach trwa wyimaginowana walka między Bogiem a szatanem o duszę i zbawienie. Uwierz i bądź posłuszny albo zostaniesz potępiony - to fundament teologii chrześcijańskiej i trudno go usunąć. Uwolnienie się od przekonania, że za wszystkim stoi Bóg lub szatan (użyteczne słowa wytrychy) jest bardzo trudne. Odkąd człowiek wymyślił koncept boga, stał się niewolnikiem swoich urojeń. Tylko nieliczni potrafią wydostać się z pułapki tradycji i religii, ale wtedy muszą liczyć się z ostracyzmem, a nawet wrogością. Religijne osoby często nie akceptują odmiennych poglądów, dzielą ludzi na lepszych (wierzących jak oni) i gorszych (mających inne przekonania). Religia, zwłaszcza ta gorliwie wyznawana, bywa represyjna, ekspansywna i nietolerancyjna, choć przecież jej podstawą powinna być miłość do każdego człowieka. Dlatego niektórzy wolą nie ujawniać swoich prawdziwych przekonań. Przyznanie się do ateizmu może skomplikować życie, jeśli znajomi i rodzina to osoby wierzące.
Autor niniejszej książki w szczery i bezkompromisowy sposób przedstawia swoje stanowisko na temat religii monoteistycznych, zwłaszcza katolicyzmu. Część osób uzna jego poglądy za kontrowersyjne lub obrazoburcze, lecz inni podzielą jego punkt widzenia. Ta książka może stać się głosem wielu ludzi, którzy z różnych powodów nie chcą otwarcie krytykować religii. Być może, kierując się strachem lub oportunizmem, przez lata narzucali sobie autocenzurę i nie mówili tego, co naprawdę myślą, aż wreszcie ktoś to wykrzyczał. Dobrze rozumiem ten manifest Autora. Przez ponad dwadzieścia lat byłem chrześcijaninem i dosłownie rozumiałem Biblię. Dopiero lektura rozmaitych publikacji i własne doświadczenia sprawiły, że porzuciłem religię. Prawda wyzwala, lecz świadomość zmarnowanego czasu z powodu wiary w urojenia wywołuje gniew. Nikt nie lubi być oszukiwany.
Teksty przeznaczone do publikacji są redagowane według określonych zasad, ich treść jest precyzyjnie usystematyzowana, czasem kosztem szczerości i spontaniczności. Ta książka różni się od innych. Została napisana ostrym i dosadnym językiem, nie jest to lektura lekka, łatwa i przyjemna. Ilość treści i argumentów może przytłaczać. Pasja, bezkompromisowość i szczerość w demaskowaniu religijnych oszustw i absurdów, które mocno wrosły w naszą codzienność, są bez wątpienia siłą i zaletą tej książki. Ostatecznie wydawca nie zdecydował się na głębsze redakcyjne ingerencje w tekst i zachował spontaniczną narrację oraz szorstki, żywiołowy styl Autora. Nie ze wszystkim, co tu pisze, można się zgodzić, lecz kontrowersyjne opinie prowokują do dyskusji i zwracają uwagę na rozmaite aspekty wiary. Warto pamiętać, że żadna religia lub światopogląd nie ma monopolu na prawdę i moralność.
Badania i statystyki wskazują, że ludzi niewierzących z biegiem czasu będzie coraz więcej. Skoro niewiedza przyczyniła się do powstania religii, to postęp przyczyni się do jej zaniknięcia. Niniejsza książka nie tylko rozlicza religie, wskazuje również, czym można je zastąpić, by ziemia stała się lepszym miejscem. Rozwiązaniem są postęp, edukacja i empatia, a my nie potrzebujemy do tego bogów i religii, które przyczyniły się do niezliczonych zbrodni i cierpień. Przez tysiąclecia wpływały na losy jednostek i społeczeństw, lecz nie przyniosły nam pokoju i szczęścia. Nasz świat byłby lepszy, gdyby zamiast na religię ludzie przeznaczali swoje zasoby i energię na badania naukowe i wzajemną pomoc. Na szczęście bogowie istnieją tylko w umysłach wierzących, a tych wśród młodych ludzi jest coraz mniej.
Sławomir Podziewski[1]
Od zarania dziejów opowiadane są nam baśnie i przypowieści. Później uczymy się je utrwalać na piśmie, a następnie ewoluuje to do plików dźwiękowych i filmowych. Dziś korzystamy z tego z podnieceniem, gdy ziemscy bohaterowie idą na wojnę ze złem. W sporej części tych historii pojawiają się tak zwane siły mroku. Bohatersko wobec nich występujemy jako ludzie w tych snutych przez nas opowiadaniach. Opowiadaniach wywyższających ludzkość.
Rosłem na tych baśniach i historiach. Teraz już nie jestem dzieckiem, ale nigdy w swoim życiu nie widziałem wyimaginowanych sił mroku, z którymi „wspaniały” człowiek musiałby się zmierzyć w majestatycznej walce. Nie widziałem potworów, demonów, duchów, skrzatów, diabłów. Nie znaczy to jednak, że nie spotkałem zła. Ależ spotkałem je. I, co gorsza, spotykam każdego dnia. Tym złem jest człowiek. To właśnie człowiek jest tą mroczną siłą, której trzeba stawić opór i którą należy pokonać.
Ratuje nas tylko to, że człowiek człowiekowi nie jest równy. Dlatego nieliczni z naszego gatunku mogą wynieść się poza człowieka ku nadczłowiekowi i walczyć z tą ludzką mroczną stroną. To jedyna legenda co do sił mroku, jaką powinniśmy uczyć następne pokolenia. Nie tworzyć im potworów do pokonania, aby wywyższyć w sobie wyimaginowane dobro. Wszystko, co musimy zrobić, to spojrzeć prawdzie w oczy i głośno ją o sobie opowiadać, aby wiedzieć skąd przychodzimy, co czynimy i dokąd nas to prowadzi. To jedyna historia, jaką powinniśmy teraz snuć. Nasze dzieci i ich dzieci muszą wiedzieć, że na Ziemi żyje tylko jeden potwór – człowiek. Aby wiedzieć, że spalone palnikiem stworzenie to nie czyn diabła, demona w nas, nieopamiętania, lecz nas samych. Naszej suwerennej, ludzkiej decyzji. Naszych działań. Naszego chciejstwa.
Zatem jeśli chcemy pokonać mrok, to musimy wystąpić przeciw ludziom. Jak mawiał bohater słowiańskiej opowieści – „zabijać potwory”. A jedyne znane mi potwory to ludzie.
Nie bez powodu najgroźniejszego potwora zradza nam religia: oto na świat przychodzi szatan. Oczywiście tego szatana nikt nie widział, jak i boga, ale z całą pewnością on istnieje. Tak mówią. Najchętniej ten szatan, nie bez przypadku, wchodzi w młode dziewczęta. Im młodsze, tym lepiej. Szatan zatem ma gust zbieżny z gustem kapłanów. Jednak wchodzenie w młode dziewczęta w przypadku szatana jest złe. Co zaskakujące, bo nie do końca jest złe, gdy robi to duchowny. Jakoś nie widzę, aby człowiek z tym mocno walczył. Walczy jednak kapłan, ale nie z tym, lecz z szatanem. Kapłan osiąga kolejny poziom wtajemniczenia i staje się specjalistą od walki z nim. Zwie się egzorcystą. Od tej chwili przybywa dziewcząt opętanych przez zło, które do życia powołał kapłan. To egzorcysta nasila propagandę oznak opętania.
Jesteś marzycielką rozmawiająca z sarną na łące? Z pewnością opętał cię szatan. Zniewolona mentalnie mamusia biegnie do parafii. Tam już lubieżnicy wiedzą, co robić z takim dictum. O dziwo, gdy jesteś dziewczynką rozmawiającą z urojonym przyjacielem w kościele, to jest to prawidłowe. Nie jesteś opętana, lecz wierząca. Czy między jednym, a drugim jest jakaś różnica?
Czy moglibyśmy powołać sobie specjalistów wypędzających taką samą metodą boga z wierzących? Skoro trzeba wypędzać szatana w sposób przemocowy i druzgocący psychicznie dziecko, to dlaczego nie można w podobny sposób wypędzać boga? Dlaczego cywilizacja nie pozwala wypędzać boga z dzieci? Przecież o szatanie tak mało wiemy, a o bogu mnóstwo. Biblia mówi tylko o bogu i na każdej stronie dowodzi, iż jest on okrutniejszy od szatana. To on zabił niemal dwa i pół miliona ludzi. Szatan według Biblii tylko dziesięć osób. I w ani jednym miejscu szatan nie prosił o ofiary ze zwierząt na ołtarzu.
Tak więc specjalista religijny od walki z potworem ma wielkie przywileje i to jest właściwe. Nie bez powodu też szatan lubi wchodzić w dziewczynki. Nie bez powodu lubi tam, gdzie lubi i kapłan, więc i egzorcysta. Egzorcyzm najczęściej odbywa się za zamkniętymi drzwiami. Lubieżnik od strony boga zostaje sam z lubieżnym szatanem i obaj chcą tego samego. Przy czym lubieżnik od strony boga uważa, że tylko jemu się to należy, gdy wypędza szatana z ciała tej smagłej dziesięciolatki, a podczas rytuału sam w nią wchodzi bądź dotyka ją i sprawdza w zakamarkach jej ciała czy aby na pewno zło zostało już wypędzone. Bada ją wnikliwie, molestuje fizycznie i psychicznie. Spocony, po godzinach otwiera drzwi. Robi tragiczną minę i dysząc ciężko, opanowując przedchwilowy spazm rozkoszy, mówi: „ocaliłem ją prości ludzie. Ależ ja się przy tym namęczyłem. Będzie majaczyć, bo szatan chce zniszczyć Kościół, więc będzie majaczyć, że to nie szatan, lecz ja wielebny ksiądz w niej byłem, ale to dzieło szatana prości ludzie. A szatan łatwo nie odpuści, bo ona taka niewinna i śliczna, a on takie uwielbia najbardziej”. Oczywiście zbrodniarzu, że takie uwielbia najbardziej, bo wy takie uwielbiacie najbardziej. „Jutro też przyjdę. Będę musiał zostać z nią sam kilka godzin. Tylko dobrze ją umyjcie, ma być czysta i pachnąca. Szatan lubi gnieździć się w brudzie. I tak przez następny tydzień. Nie dziękujcie dobrzy ludzie, ale należy się co łaska”.
I tak rozumny, mogłoby się wydawać, człowiek utrzymuje w swojej okolicy czarownika. Nawet odrzucając powinność wypędzania szatana z ciała dziecka, to każdy wasz datek jest zwyczajnym, klasycznym utrzymywaniem czarownika, a każdy wasz religijny rytuał jest zwyczajnym zaklinaniem rzeczywistości.
Czy wiecie, że ta „co łaska” w Nigerii kosztuje minimum 100 dolarów? Rozprzestrzenione tam chrześcijaństwo żeruje na bardzo ważnym nakazie boga „nie pozwolisz żyć czarownicy” i wszędzie prości ludzie, zarażeni tą religią, widzą czarownice. Zwłaszcza w dzieciach. Sukcesem jest, gdy to małe dziecko ucieknie przed oprawcami, którzy polewają je benzyną bądź wbijają w nie gwoździe, aby wypędzić diabła. Nie stać ich na drogiego specjalistę duchowego. Drogiego, bo wypędzanie szatana to biznes. Więc robią to metodami domowymi, amatorskimi. Maczetą, ogniem, młotkiem. To dzieje się wciąż, nadal, w XXI wieku, praktykowane przez chrześcijaństwo i przez potwora, którego ono sobie powołało, aby rola boga i kapłana się wzmocniła. Atakuje nas szatan, a z nim wygrać może tylko bóg, więc tylko wysłannik tego boga – ksiądz. A tak naprawdę dzieje się to przez potwornego człowieka, który powołał sobie potwornego boga.
Szał na przemoc wobec dziecka cierpiącego na przykład na padaczkę jest wielki, ale nie bez powodu. Buduje go religijny kapłan, aby sprzedać swoją usługę. Musi być konieczny. Dlatego rolą religii jest niechęć do edukacji. Ona w swej doktrynie ma wpisaną pogardę wobec wiedzy. Gdy wiesz, przestajesz wierzyć w czary. Skoro nie wierzysz w czary, czarownik jest zbędny. A skoro wierzysz w czary i chcesz ocalić dziecko, musisz zebrać pieniądze i opłacić czarownika. Nie uchroni to dziecka przed przemocą w ogóle, ale gdy kapłan stwierdzi, że udało mu się wypędzić diabła, co zależy od jego widzimisię, to dziecko ma szansę nie zostać wypędzone z wioski czy zakatowane. Kapłan sobie poużywa, a to mały koszt biorąc pod uwagę inne możliwości. (O tej działalności Kościoła zielonoświątkowego opowiada kilka filmów dokumentalnych. Można też znaleźć obszerny artykuł dziennikarki Alicji Giedroyć oraz relacje pracowników UNICEF)
Zdanie sobie sprawy, że ludzie odpowiedzialni za ten obrzydliwy horror, jakim są egzorcyzmy, które powodują u dzieci traumę, są promowani nawet w polskim dziś społeczeństwie, jest niebywałe. Ale to w Polsce były egzorcysta dostał od Ministerstwa Sprawiedliwości aż 47 milionów złotych dotacji na działalność – uwaga – pomocową dla dzieci. I to egzorcysta w Polsce prowadzi dziecięcy telefon zaufania. Czyli administracja cywilizowanego - mogłoby wydawać się – państwa, sprzyja czarownikowi, który twierdzi, że dzieciom zagraża diabeł, a on umie z nim walczyć. Jakie ma ku temu kwalifikacje społeczne? Jakie wykształcenie? O dziwo wystarczy teologiczne. Do walki z potworami wystarczy kmiot z krzyżem. Zatem jesteśmy niczym ponad średniowiecznego prostaka, tylko lepiej uczesani. Polska jest obecnie drugą w Europie potęgą egzorcystów. To wprost dowodzi, jak leży edukacja i państwowy system pomocy dzieciom. W tym kraju rolę tę przejął czarownik, a Państwo wspiera go prawnie i finansowo.
Gdybym chciał poprowadzić poważną dyskusję na temat rusałek w moim ogrodzie, każdy współczesny człowiek skierowałby mnie do szpitala psychiatrycznego. W zależności od skali mego głosu, na pewnym pułapie zmusiłyby mnie do odbycia leczenia organy państwowe. O dziwo, gdy ludziom w kościołach tłucze się opowiastki o bogu i diable to żaden z nich nie idzie na leczenie, a ludzi w to wierzących nazywa się parafianami i wiarę w to uważa się za słuszną. Gdy powiesz o nich, jako o zaburzonych, to zaciągną cię do sądu. Nikt z nich nie wierzy w trolle, gnomy, rusałki, wróżki, skrzaty. Wyśmieją cię. Ale każdy z nich wierzy w boga i diabła, których nikt nie widzi. I w słuszność dręczenia, najczęściej dziecka, przez fachowca od walki z diabłem. Oczywiście nie pro bono, bo sama walka ze złem jest, według jego oświadczenia, jego powinnością. Ze złem, które – rzecz jasna – sam stworzył. Aby mieć rynek zbytu, trzeba mieć narzędzie. Chcesz zarabiać na walce z potworem? Ale potworów nie ma? Stwórz go.
Czy nadużyciem byłoby oświadczenie w tym miejscu, iż skoro największa z religii dała nam diabła i specjalistów od walki z nim, tych samych specjalistów, którzy wypędzają tego diabła z dzieci, ale wciskają boga w nie już od niemowlęctwa, to powinnością innych ludzi jest powołanie sobie specjalistów od wypędzania boga? Byłoby to przecież na wskroś uczciwe. Zwłaszcza gdy zdasz sobie sprawę, że to bóg jest złem, jak i cały ten religijny system opresji. To biblijny bóg jest zdefiniowanym potworem, któremu do pięt nie dorasta żaden inny potwór łącznie z szatanem. To walka z nim winna być tą jedyną toczoną przez światłych ludzi walką. Zatem dobrze. Podejmuję ją. W przeciwieństwie do tych uświęconych w społeczeństwie kapłanów podejmę ją bez przemocy wobec dzieci. Bez dotykania ich, bez rujnowania ich psychiki opętaniem. Bez wzbudzania w nich strachu i paniki. Bez mówienia im bez ustanku, że to ich wina! Że nie są godne, że są grzeszne! I żeby całe swoje życie spędziły ulegle na kolanach prosząc o łaskę obcego człowieka. Zrobię to łagodnie, używając najmocniejszego narzędzia, gdy już się je wykształci – umysłu.
A więc skoro mamy egzorcystów wypędzających diabła z ludzi to musimy mieć też tych, którzy zajmą się wypędzaniem z ludzi boga. Skoro administracja państw uznaje słuszność egzorcystów i ich przywilejów, to domagam się tego samego. Powinniśmy mieć równe prawa, czyż nie? Czy może wciąż to kapłani mają być jedynie uprzywilejowani? A gdzie przywileje rozumu? Rozsądku? Racjonalizmu? Dobra?
Wiem, jaka spotka mnie przyszłość w tej roli. Okaże się, że powołując sobie taką powinność obrażę uczucia religijne. Te najdelikatniejsze, co wynika z obserwacji przestrzeni. Te, których obrażać nie wolno. Te najważniejsze. Wszelkie inne uczucia czy to ateistów, wegan, ekologów, racjonalistów obrażać można, a przede wszystkim nie nadawać im żadnych przywilejów. Trudno. Walka ze złem wymaga poświęcenia. Zatem je podejmę.
Niniejszym ogłaszam, że wypędzam boga z ludzi.
W odwrotnym egzorcyzmie to diabeł wypędza księdza z dziecka. I słusznie. W realnym świecie księdza z dziecka wypędzać winno prawo, które nie spełnia swej roli i tego nie robi. Niniejszą książką to ja wypędzę boga z ludzi, a przy okazji i księdza, który po tym będzie traktowany tak, jak winien być – jako największe zagrożenie, zwłaszcza dla bezbronnych. Nie bez powodu ta religia wmusza w ciebie swoją ideę, gdy nic nie możesz, gdy jesteś malutki, bezbronny.
Oto ja. Człowiek, który wypędza boga z ludzi. I nie jest to nawet odwrotny egzorcyzm. Ja po prostu zabijam potwory.
Gdybym chciał wyczerpać temat bogów, wierzeń i wyznań, musiałbym obarczyć czytelnika tomami wydań. Nie chcę również, aby ten materiał był kolejną sztampową książką o faktach przedstawianych w formie reportażu czy dziennika. Chcę, aby była to opowieść o nas i o drodze jaka zwiodła nas na manowce. Żyję w państwie europejskim, w którym katolicyzm przez ponad X wieków tresował ludzi i degenerował kraj. Zatem głównie będzie o chrześcijaństwie i najistotniejszym w moim kraju jego odłamie. Jednak marginalnie zejdziemy też do mitologii czy innych religii. Niniejsza książka będzie podróżą, ale głównie podróżą po tym, co ma na nas bezpośredni wpływ, jak i miało najmocniejszy wpływ na kształtowanie się świata jaki znamy, czyli o chrześcijaństwie. I o tym co ma na nas, nawet dziś, wręcz zatrważający wpływ: o katolicyzmie. Jednak najwięcej będzie o nas. O ludziach. I o tym, dlaczego wszelkie religie są niebezpiecznymi ideami, które odwracają naszą uwagę od prawdy.
* * *
koniec darmowego fragmentuzapraszamy do zakupu pełnej wersji
[1] Tłumacz z języka angielskiego, redaktor współpracujący z Wydawnictwem Stapis.