Prawda o nas - Aly Martinez - ebook + książka
NOWOŚĆ

Prawda o nas ebook

Aly Martinez

4,6

12 osób interesuje się tą książką

Opis

Prawda: Penn Walker pojawił się w moim życiu niczym letnia burza – gwałtownie i niespodziewanie. 

Po tym, jak zamordowano mi męża, nie miałam za wiele do zaoferowania mężczyznom. 

Ale Penn i tak wziął wszystko, co zostało.

Każdy postrzępiony odłamek.

Każdą zepsutą część.

Nawet brudne i pokręcone kawałki, których się wstydziłam. 

Kłamstwo: nie potrzebowałam jego ratunku.

Kłamstwo: doskonale wiedziałam, kim był.

Kłamstwo: strata Penna mnie nie zniszczy. 

Problem z kłamstwami jest jednak taki, że w końcu wychodzą na jaw.

 

Ebooka przeczytasz w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
czytnikach certyfikowanych
przez Legimi
czytnikach Kindle™
(dla wybranych pakietów)
Windows
10
Windows
Phone

Liczba stron: 251

Rok wydania: 2024

Odsłuch ebooka (TTS) dostepny w abonamencie „ebooki+audiobooki bez limitu” w aplikacjach Legimi na:

Androidzie
iOS
Oceny
4,6 (108 ocen)
77
19
10
2
0
Więcej informacji
Więcej informacji
Legimi nie weryfikuje, czy opinie pochodzą od konsumentów, którzy nabyli lub czytali/słuchali daną pozycję, ale usuwa fałszywe opinie, jeśli je wykryje.
Sortuj według:
EwaET1958

Nie oderwiesz się od lektury

Wspaniała kontynuacja pierwszej części, równie wciągająca I świetnie napisana. Uwielbiam Aly Martinez! I liczę na więcej jej porywających książek.
20
michalaga76

Nie oderwiesz się od lektury

Suuuuper
10
maadzia95

Dobrze spędzony czas

„Kłamstwa były lekkie i puszyste. Wykonane na zamówienie. Łatwe do strawienia. Niemożliwe do podtrzymania. A prawda była gęsta, ciążyła niczym głaz. Prawda mogła zmiażdżyć człowieka samą swoją obecnością.” Na kontynuację losów Cory i Penna przyszło nam czekać prawie rok. Muszę przyznać, że obawiałam się, czy po takim czasie wystarczająco pamiętam pierwszy tom, by nie odczuwać zagubienia podczas lektury „Prawda o nas”. W mojej głowie pozostało wspomnienie o zaskakującym zakończeniu i ogólny zarys fabuły. Na szczęście, gdy tylko zaczęłam czytać, wszystkie kawałki układanki po kolei wskakiwały na swoje miejsce.  Aly Martinez niewątpliwie jest mistrzynią grania na emocjach oraz pozostawiania czytelnika z mętlikiem w głowie. Do tego dochodzi lekkie pióro autorki, przez które czytelnik wręcz płynie, jak również dynamiczna fabuła, która angażuje właściwie od samego początku. To właśnie kwintesencja dylogii „Prawda czy kłamstwo”. Odnoszę wrażenie, że ten tom o wiele bardziej trzyma w napięci...
10
GosiaGosiaKasia

Nie oderwiesz się od lektury

😍
00
Angabanga

Nie oderwiesz się od lektury

Polecam:)
00

Popularność




TYTUŁ ORYGINAŁU
The Truth About Us
Copyright © 2018. The Truth About Us by Aly MartinezCopyright © for the Polish edition by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2024Copyright © by Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber, 2024Redaktor prowadząca: Beata Bamber Redakcja: Patrycja Siedlecka Korekta: Anna Ćwik Opracowanie graficzne okładki: Justyna Sieprawska Projekt typograficzny, skład i łamanie: Beata BamberWydanie 1 Gołuski 2023 ISBN 978-83-67303-62-0Wydawnictwo Papierówka Beata Bamber Sowia 7, 62-070 Gołuski www.papierowka.com.pl
PRZEŁOŻYŁA Iga Wiśniewska

SPIS TREŚCI

Prolog Penn

1 Cora

2 Cora

3 Penn

4 Cora

5 Cora

6 Penn

7 Cora

8 Penn

9 Cora

10 Penn

11 Cora

12 Cora

13 Cora

14 Cora

15 Penn

16 Cora

17 Cora

18 Penn

19 Cora

20 Cora

21 Drew

22 Penn

Epilog Cora

O autorce

Przeczytaj także

DYLOGIA PRAWDA CZY KŁAMSTWO

tom 1 PRAWDA O KŁAMSTWACH

tom 2 PRAWDA O NAS

Prolog Penn

Minutę przed tym, jak ją straciłem

Hotelowy pokój. To w nim zostawiłem Corę.

W cholernym hotelowym pokoju z gównianą wykładziną, która przyprawiała mnie o dreszcze. Pewnie, miejsce było ładne i miało całodobową ochronę. Upewniłem się też, że Cora dostanie pokój na najwyższym piętrze, ale na myśl, że zamierzałem ją zostawić w pieprzonym hotelu, robiło mi się niedobrze.

Nie było innego wyjścia. Tej nocy musiała znajdować się poza swoim mieszkaniem. Każdej kolejnej również.

Patrzyłem na jej profil, na usta rozchylone we śnie, i zapamiętywałem każdą krzywiznę. Gładką skórę, długie rzęsy, nawet mały pieprzyk pod wargą.

Wszystko to należało do mnie.

Ona należała do mnie.

Lecz żeby ją ocalić, musiałem pozwolić jej odejść.

Mogłem dać Corze pieniądze. Miałem ich wystarczająco dużo. Jednak dopóki bracia Guerrero będą chodzić po Ziemi, ta dziewczyna nigdy się od nich nie uwolni.

Znajdą ją, zmanipulują i ukarzą. Nie miałem też żadnych wątpliwości, że ostatecznie – zabiją.

Chciałem pomścić kobietę, którą kochałem, choć nie byłem w stanie ocalić. A tymczasem historia zatoczyła koło.

Wszyscy dokonujemy wyborów.

Mogłem zostać.

Mogłem być z Corą.

Mogłem zabrać ją i River daleko stąd, umieścić w domu z prywatną ochroną, lecz i tak do końca życia oglądałyby się przez ramię.

To żadna wolność, tylko przeniesienie z jednego więzienia do drugiego.

I niczego by nie rozwiązało.

Thomas Lyons, ten sam mężczyzna, który zlecił morderstwo mojej żony, należał do świata Cory. Z tego, co się orientowałem, Cora pomagała jego żonie Catalinie i ich córce Isabel ukrywać się przed nim. Pewnego dnia facet odnajdzie rodzinę i przyjdzie także po Corę.

Dwa światy, w których żyłem, oficjalnie się połączyły i Thomas, cieszący się uznaniem prokurator okręgowy z doskonałymi wynikami, stanowił przyczynę mojego cierpienia.

Ostatecznie nie miałem więc żadnego wyboru.

Mogłem jedynie oszczędzić Corze splamienia rąk krwią.

Nawet jeśli oznaczało to dźgnięcie się w serce i zniknięcie na zawsze.

Nic jej się nie stanie.

Dojdzie do siebie, ruszy dalej, ułoży sobie życie.

Ja nie dam rady. Nigdy. Ale przynajmniej będę mógł spać spokojnie w nocy ze świadomością, że ona śpi bezpiecznie pod gwiazdami.

Wdech. Wydech.

Zamknąłem oczy, pocałowałem ją w czoło, a potem zaciągnąłem się wszystkim, z czego składała się Cora Guerrero.

Jej śmiechem.

Jej uśmiechem.

Jej życzliwością.

Tym, jak kochała.

Tym, jak dawała.

Tym, jak przywróciła mnie do życia.

– Prawda – wyszeptałem przy jej skroni. – Kocham cię.

Nie poruszyła się, gdy wychodziłem z łóżka.

Nie poruszyła się, kiedy toczyłem wojnę z własnym ciałem, chcąc zmusić nogi, by poniosły mnie z dala od niej.

I nie poruszyła się, gdy zostałem pochłonięty przez ogień, kiedy wstąpiłem do piekła.

Cicho zamknąłem za sobą drzwi.

– Gotowy? – zapytał Drew.

Napisałem do niego, jak tylko Cora zasnęła. Choć pewnie kazałem mu czekać dłużej niż trzeba.

Zacisnąłem zęby, aby ukryć emocje.

– Obiecaj, że się nią zajmiesz.

Spojrzenie brązowych oczu odnalazło moje.

– Obiecaj, że zabijesz tych skurwieli, a potem wrócisz żywy.

Wyciągnąłem do niego rękę.

– Umowa stoi.

Uśmiechnął się, ściskając mi dłoń.

– W takim razie obiecuję.

Ruszyliśmy do windy, chociaż moje ciało krzyczało, gdy opuszczałem Corę. Wiedziałem, że to zły pomysł, odkąd tylko przyszedł mi do głowy. Ale zostałem przyparty do muru.

– Nie chcę, aby myślała, że ukradłem jej pieniądze – powiedziałem cicho.

Drew złapał mnie za biceps, zatrzymując w pół kroku.

– Musisz to zrobić, słyszysz? Nie może tęsknić za tobą przez kolejnych trzynaście lat. Wyciągniesz hajs, wsadzisz do skrzynki na narzędzia i zaaranżujesz wszystko tak, żeby wyglądało, jakbyś natknął się na Dantego i Marcosa, wychodząc z kasą.

– Nie uwierzy w to, Drew. Przejrzy nas.

Stanął przede mną ze zmarszczonymi brwiami i dźgnął mnie palcem w pierś.

– W takim razie zadbaj, żeby uwierzyła. Sam zrobię, co będę mógł. Zasieję w niej ziarno niepewności, jeśli nie dojdzie do odpowiednich wniosków, bylebym tylko nie musiał przez kolejne pół roku pocieszać kobiety sądzącej, że ukochany spłonął, próbując bronić jej honoru. Ona się nie podniesie po czymś takim, Penn. Przez resztę życia będzie się winiła za to, że przez nią zginął niewinny człowiek. Dobrze o tym wiesz. – Dźgał mnie w pierś, akcentując każde zdanie. – Zrób z siebie ostatniego skurwiela. Pozwól jej się wściec. Złam Corze serce, do diabła. Dzięki temu szybciej o tobie zapomni.

Problem w tym, że nie chciałem, aby o mnie zapomniała. Ale nie mogłem zabrać jej ze sobą. Z wielu powodów musiałem zachować jak największy dystans między Corą Guerrero a Thomasem Lyonsem. Najważniejszym z nich było to, że jeśli, albo raczej kiedy, moja prawdziwa tożsamość zostanie powiązana z Pennem Walkerem, Cora albo stanie się kolejnym celem Lyonsa, albo podejrzaną o morderstwo. Jak dotąd Shane Pennington był czysty. Nie żałowałem wydania setki tysięcy dolarów na zakup nowej tożsamości. Dla dobra Cory musiałem grać dalej. Lecz nie mogłem odejść, dopóki nie zyskam pewności, że znajdzie się jak najdalej od tego szamba.

Albo, jak się okazało, tak daleko, jak Drew ją od niego zabierze. Ją i jej córkę.

Uderzyłem przyjaciela ramieniem, wymijając go w drodze do windy, a potem wcisnąłem guzik.

Drew jednak nie skończył jeszcze swojego wykładu.

– Przysięgam na Boga, jeśli nie będziesz się trzymał planu, znajdę cię i własnoręcznie zabiję. Nie jesteś już tym dobrym gościem. Tak czy owak twoja śmierć ją załamie, lecz łatwiej jej przyjdzie cię nienawidzić. Cora wie, jak sobie radzić w gównianych sytuacjach, Penn.

– W tym sęk. Całe życie spotykają ją jedynie gówniane sytuacje. A teraz ja się do tego dorzucę.

– Nie będę mógł ci pomóc, jeżeli coś pójdzie nie tak. Zabierz forsę, wsadź ją do skrzynki na narzędzia, a potem zostaw na siedzeniu w pick-upie. Gliny nie powinny go przeszukiwać, bo jest zarejestrowany na mnie, ale jeśli przeszukają, przedstawię im wyciągi bankowe potwierdzające, że Shane Pennington udzielił pożyczki swojemu najlepszemu przyjacielowi, który właśnie wyszedł z więzienia. Cora nie musi o tym wiedzieć. A jeżeli się dowie, skłamię i powiem, że moje pieniądze spłonęły w pożarze. Przemyśleliśmy każdy możliwy scenariusz, aby nie narażać jej na zbędne ryzyko. Nie odchodź teraz od planu. To nie jest jeden z tych momentów, kiedy możesz iść na żywioł. Przestań skupiać się na rzeczach, na które nie masz wpływu, i skup się na tym, żeby wyjść z tego szamba w jednym kawałku. Już zabicie jednego Guerrera jest wyzwaniem, a ty masz sprzątnąć dwóch.

Wszystko mnie bolało. Dosłownie.

– Przysięgam, że to łatwiejsze niż zostawienie jej.

– Możliwe. Jednak wolę słuchać, jak użalasz się nad sobą z powodu kobiety, niż cię pochować. Powtarzam: skup się. Później będziesz miał sporo czasu na rozpaczanie.

Posłałem mu nieprzyjazne spojrzenie, choć napięcie nieco ze mnie zeszło.

– Racja.

– A teraz powiedz: na pewno nie mogę iść z tobą? Od dłuższego czasu marzę o rzuceniu zapałki pod nogi Dantego.

Winda wydała dźwięk oznajmiający o przybyciu.

– Nie. Zostań z nią. Jeśli naprawdę coś mi się stanie…

Drew ścisnął moje ramię.

– Wiem, milion sto tysięcy w kurwę innych liczb i dziewięćdziesiąt dziewięć centów.

Patrząc mu w oczy, przełknąłem ślinę. Dzieliło nas morze niewypowiedzianych słów. Drew od siedemnastu lat był moim najlepszym przyjacielem. Staliśmy się rodziną, kiedy ożeniłem się z jego siostrą. A gdy ją straciliśmy, został partnerem na drodze do zemsty.

– Drew…

– Nie waż się. Zabieraj się stąd. Zrób, co masz zrobić. Kiedy będzie po sprawie, spotkamy się za kilka miesięcy na piwie i pogadamy, tak?

– Tak – szepnąłem.

– A teraz spadaj. Wynoś się, zanim się rozkleisz i kutas ci odpadnie. Dopiero co go odzyskałeś. Nie chciałbym patrzeć, jak znów zostajesz bez wacka.

Parsknąłem śmiechem. Jasna cholera. Dobry był z niego przyjaciel.

Kiwnąłem mu głową ostatni raz, po czym wszedłem do windy i patrzyłem przed siebie, gdy drzwi się zamykały.

W drodze na dół wydarzyło się wiele rzeczy.

Umysł mi się rozjaśnił.

Ponownie utwierdziłem się w swoim postanowieniu.

Ogarnęło mnie znajome otępienie.

Penn Walker wszedł do tej windy, ale kiedy drzwi otworzyły się na dole, wyszedł z niej Shane Pennington: skupiony, zdeterminowany i napędzany bólem większym niż kiedykolwiek wcześniej.

Problem polegał na tym, że zaledwie kilka godzin później zdałem sobie sprawę, że obaj byli na zabój zakochani w Corze Guerrero.

1 Cora

Cztery lata wcześniej

– Chrissy! – wrzasnęłam, waląc do drzwi jej mieszkania. Zerknęłam przez ramię na Angelę, która stała obok, zagryzając dolną wargę. – Dobrze zrobiłaś.

– Okaże się – wymamrotała, wyładowując stres na swoich paznokciach.

Zaczęłam szukać odpowiedniego klucza w pęku.

– Ang, posłuchaj. Jeżeli sprowadza tutaj gacha, naraża nas wszystkie. Gliny mogłyby się dowiedzieć. Albo Dante i Marcos. Albo nawet Manuel, do diabła. Nie wiem jak ty, ale ja nie zamierzam narażać tyłka dla Chrissy, tylko dlatego, by mogła zarobić na boku parę stów.

– Wiem, wiem. Po prostu źle mi z tym. To w końcu moja koleżanka, nie?

Włożyłam klucz do zamka.

– Jeśli naprawdę byłaby twoją koleżanką, w ogóle nie postawiłaby cię w takiej sytuacji. – Nie miałam okazji przekręcić klucza, bo drzwi otworzyły się szeroko.

Ubrana w czarną bieliznę Chrissy stanęła w progu.

– Przestałabyś nawijać jej makaron na uszy. – Wychyliła się, by posłać Angeli złowrogie spojrzenie. – Zaszyję ci tę gębę.

Angela wyprostowała się i otworzyła szerzej oczy, po czym zniknęła w swoim mieszkaniu.

– Zawsze musisz być taką suką? – zapytałam.

Chrissy wyszczerzyła żółte zęby.

– Mogłabym zapytać o to samo.

Skrzywiłam się.

– Ja jestem suką? Przyprowadziłaś gacha, narażając każdą kobietę w tym budynku na niebezpieczeństwo, ale to ja jestem suką? Jezu, Chrissy. Wyciągnij na chwilę kij z dupy i przestań myśleć tylko o sobie.

Wywróciła oczami, opierając się o futrynę, uśmiechnięta, jakbym opowiedziała jej żart.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. Nie ma tutaj żadnego faceta. – Rozpostarła szeroko ramiona, zapraszając mnie do środka. – Sprawdź sama.

Totalnie niezainteresowana włóczeniem się po tym obleśnym mieszkaniu w poszukiwaniu jeszcze bardziej obleśnego typa, warknęłam:

– Wyprowadź go. Natychmiast.

– Nikogo tu nie ma. – Wydęła usta.

Z oddali rozległ się kobiecy głos, którego nie rozpoznałam.

– Eee, to dlatego, że jest tam.

Odwróciłam się i dostrzegłam półnagiego gościa biegnącego przez parking. Na szczęście zakrył dolne części ciała. Choć ujrzawszy jego owłosiony bęben podskakujący w biegu, nie miałam pewności, czy faktycznie mogłam mówić o szczęściu.

– Ojej, patrzcie tylko! – zawołała Chrissy z udawanym niedowierzaniem. – Wiesz co, naprawdę powinnaś porozmawiać z Angelą. Widziałam wcześniej, jak szła z jakimś typem, ale nie chciałam na nią kablować. Rozumiesz, wszystkie jesteśmy koleżankami i w ogóle.

Wbiłam w nią mordercze spojrzenie.

– Jaja sobie robisz, Chris? Powinnaś najlepiej wiedzieć, że…

– A to niby kto? – Wskazała brodą w stronę parkingu.

Odruchowo obejrzałam się przez ramię i zobaczyłam wysoką, długonogą szatynkę stojącą niedaleko nas. Miała na sobie różowe szorty przylegające do szczupłej sylwetki i białą jedwabną koszulkę niepokazującą wystarczająco dużo dekoltu jak na wiadomy zawód, lecz zdecydowanie za dużo jak na Świadka Jehowy, który przyszedł zbawić moją duszę.

– Mogę w czymś pomóc? – zapytałam, nim Chrissy zatrzasnęła mi drzwi przed nosem. Jęknęłam, przysięgając sobie w duchu, że zajmę się nią później. Chociaż poza zadzwonieniem do Guerrerów – co nie wchodziło w grę – niewiele mogłam zrobić.

Kobieta uśmiechnęła się, pokazując zęby, na które rodzice musieli wydać fortunę u ortodonty, kiedy była dzieckiem.

Wskazała palcem z pomalowanym paznokciem na drzwi Chrissy.

– Wydaje się miła.

– Anioł nie człowiek – odpowiedziałam, ponownie lustrując nieznajomą wzrokiem. – Co mogę dla ciebie zrobić?

Weszła na piętro i zbliżyła się, przez co musiałam wyciągnąć szyję. Mierzyła z metr osiemdziesiąt w tych swoich beżowych szpilkach. Ciepłe brązowe spojrzenie zatrzymało się na mojej twarzy, kiedy wyjaśniła:

– Szukam Dantego Guerrera.

Zacisnęłam usta.

– To kiepsko się składa, bo tu nie mieszka.

Przechyliła głowę niczym nieszczęśliwy szczeniaczek.

– Ale jest właścicielem tego budynku, prawda?

– Zgadza się. – Rozłożyłam szeroko ramiona. – Jednak jakoś udaje mu się oprzeć pokusie uczynienia tego luksusowego pałacu swoją główną rezydencją.

– Hmm, a wiesz, jak mogę się z nim skontaktować? Miałam się tutaj z nim spotkać, ale nie znam jego numeru telefonu.

Włoski na karku stanęły mi dęba, kiedy zalała mnie panika.

– Cholera! Pojawi się tutaj? Dzisiaj?

– Eee… Nie dzisiaj. Po prostu dał mi ten adres i powiedział, żebym… Hm… Wpadła, kiedy będę miała taką możliwość. No więc jestem. Odetchnęłam głośno, klepiąc się po piersi, jakbym ręcznie mogła spowolnić walące serce.

– Jezu. Nie strasz mnie tak.

– Wybacz – bąknęła nieśmiało.

Z bliska wydawała się jeszcze ładniejsza. Starsza ode mnie, może koło trzydziestki, lecz z gładką skórą i subtelnym makijażem. Nie była pięknością, jakie można zobaczyć na okładkach magazynów, ale zdecydowanie miała na tyle uroku, by myśleć, że mogłaby się na nich znaleźć. Wzdrygnęłam się na tę myśl.

– Mogę spytać, co sprowadza cię do Dantego?

– No… – Oczy jej rozbłysły. – Odpowiedziałam na internetowe ogłoszenie…

– Dla modelek – dokończyłam za nią.

– Tak! Dokładnie.

Westchnęłam. Nie miałam pojęcia, jakim sposobem Dantemu udawało się znajdować tyle zdesperowanych kobiet. W dodatku tak wyglądających. Niewiarygodne.

– Słuchaj, wydajesz się miła. Zdradzę ci więc sekret. – Zbliżyłam się bardziej i zniżyłam głos do szeptu. – To nie to, co myślisz. To… oszustwo. Wracaj do domu i zapomnij o ogłoszeniu. Nie chcesz brać w tym udziału.

Zaczęłam się odwracać, ale złapała mnie za ramię.

– Nie mam dokąd pójść. Ostatnie pieniądze wydałam na taksówkę, którą tu przyjechałam. Wiem, co się tutaj dzieje. Mam własnych klientów. Bogatych. Po prostu zmieniam drużyny. To wszystko.

Wyrwałam rękę i spojrzałam na kobietę z udawanym zachwytem.

– Jesteś z innego domu?

Kiwnęła głową.

– Masz własnych klientów?

Znów potwierdziła.

– I Dante dał ci ten adres?

Potaknęła po raz kolejny.

Przyjrzałam się jej, próbując dostrzec prawdę w wielkich sarnich oczach.

Niczego nie znalazłam.

– Pieprzysz. Nie prowadzimy tutaj takiego biznesu. Wynoś się stąd.

– Dobra, niech ci będzie! Nie jestem z innego domu. Ale mam doświadczenie.

Przewróciłam oczami i odwróciłam się do niej plecami, po czym ruszyłam w stronę schodów. Mój telefon zaczął dzwonić. Po wyciągnięciu go z tylnej kieszeni zobaczyłam na wyświetlaczu numer Manuela.

– Nie, nie, nie! Zaczekaj! – zawołała nieznajoma.

Zignorowałam ją jednak, wiedząc, że nie powinnam pozwolić Manuelowi nagrać się na pocztę.

– Halo?

– Ta dziwka jest w ciąży! – ryknął.

Niespełniona supermodelka ruszyła za mną, szepcząc błagalnie przy każdym kroku.

– Kto? – zapytałam Manuela, zatrzymując się na drugim piętrze, by strzelić palcami i pokazać parking. Potem powtórzyłam bezgłośnie:

„Wynoś się”.

Kobieta złożyła dłonie jak do modlitwy.

– Proszę. Po prostu mnie wysłuchaj.

Manuel nadal grzmiał mi do ucha:

– Nie wiem, do kurwy nędzy! Ta, którą zabrałaś dziś rano do lekarza!

Cholera. Lucy.

– Wyrzuć ją, Coro.

– Nie, zaczekaj – sapnęłam.

Nieznajoma się rozpromieniła.

– Nie ty – syknęłam do niej.

Manuel ciągnął dalej:

– Ostrzegam cię. Dziwka ma dzisiaj zniknąć. A jeśli będę musiał tam przyjechać i wyrzucić ją własnoręcznie, przysięgam na Boga, River wróci ze mną do domu.

Obróciłam głowę, gdy cała krew odpłynęła mi z twarzy. Chwyciłam się balustrady, by nie stracić równowagi.

– Nie. Nie. Zajmę się tym. Przysięgam. Lucy zniknie. Już działam.

– Dobrze, ale przez twoją głupotę brakuje jednej dziewczyny. Nie obchodzi mnie, czy sama wyjdziesz na ulicę, lecz dziś chcę mieć jej utarg. Jesteś mi to winna.

Nie wiem, jak mógł sądzić, że to z mojej winy prostytutka zaszła w ciążę, szczególnie że dołożyłam wszelkich starań, aby wszystkie stosowały środki antykoncepcyjne i miały regularny dostęp do prezerwatyw. Jednak Manuel nigdy nie potrzebował powodu, by mnie o cokolwiek obwiniać.

– Jest wtorek. Dziewczynom nie uda się aż tyle zarobić bez Lucy. Potrzebuję czasu do końca tygodnia. Obiecuję, że dostaniesz pieniądze.

– Ile lat ma teraz River? Przypomnisz mi?

To nie było pytanie. Zrozumiałam groźbę.

Wytrzeszczyłam oczy, czując gulę w gardle.

– Dostaniesz kasę.

– Dziś – naciskał.

– Dziś. Przysięgam.

Trzymałam telefon przy uchu jeszcze długo po tym, jak Manuel się rozłączył. Byłam w czarnej dupie. Nie miałam pojęcia, skąd wezmę ten hajs. We wtorki dziewczyny zarabiały jakieś trzy kafle. Biorąc pod uwagę, że dostawały mniej niż trzydzieści procent, musiałam skołować ponad dwa tysiące dolarów. Gdyby to był piątek albo sobota, żaden problem. W weekendy przynosiły dwa razy tyle co w tygodniu, o czym Guerrerowie nie do końca wiedzieli, więc bez problemu mogłabym załatwić pieniądze. Jednak we wtorki niewiele się działo. Nie wspominając o tym, że straciłam już cztery dziewczyny, a Lucy – biedna Lucy – była piąta.

– Cholera – wymamrotałam pod nosem. To poważnie nadwyręży mój fundusz wolnościowy, ale nie miałam innego…

– Mogę załatwić ci te pieniądze.

Poderwałam głowę.

Na twarzy kobiety pojawił się idealny uśmiech.

– Nie kłamię. Mam na radarze bogatego faceta.

– Na tyle bogatego, by dał ci dwa kafle napiwku?

Popatrzyła na mnie ze szczerym zaskoczeniem.

– To wszystko?

– To wszystko – przedrzeźniłam ją, zamykając oczy i ściskając nasadę nosa. – Czemu nadal tu jesteś?

– Bo sądzę, że mnie potrzebujesz. Daj mi cztery godziny, a zdobędę ci te dwa kafle. W sześć ogarnę nawet trzy.

Odepchnęłam się od balustrady.

– Hojna oferta, ale co ty będziesz z tego miała?

Odwróciła głowę i wyszeptała:

– Ochronę.

Gapiłam się na nią przez kilka sekund ze szczęką na podłodze, a potem zaśmiałam się głośno.

– Ochronę? To jakiś żart?

Zacisnęła usta.

– Dziewczyny Guerrerów są szanowane, czyż nie?

– Może na ulicach, lecz szacunek to duże słowo kryjące wiele znaczeń. – Po raz kolejny rozłożyłam szeroko ramiona, ogarniając przestrzeń dokoła. – W tych ścianach szacunek nie istnieje. I nie myśl sobie, że z tobą będzie inaczej. Dante nie chce, żebyś pracowała jako modelka. Ten facet nie ma nawet aparatu fotograficznego. Zamierza zrobić z ciebie dziwkę, zabrać siedemdziesiąt procent zarobku i przetrzymywać cię w tym budynku do końca życia. Nie wiem, jak wyobrażasz sobie szacunek, ale tu żadnego nie znajdziesz. Weź swoje dwa tysiące, znajdź cholerną pracę, która nie wymaga rozkładania nóg, i się szanuj. A teraz wybacz, muszę się czymś zająć. – Weszłam na schody. Moja cierpliwość się wyczerpała.

– Nadal potrzebuję numeru Dantego! – zawołała za mną.

– Spierdalaj.

– Bez niego jestem martwa.

Zamarłam, opuszczając głowę. Jeśli jej go dam, też będzie martwa.

Nie powinnam o to pytać.

Nie powinnam się przejmować.

Nie znałam nawet jej imienia.

A jednak…

– Przed kim uciekasz?

Zniżyła głos.

– Zwinęłam takiemu jednemu trochę kasy, żeby mieć na jedzenie i… Cóż, potrzebuję pomocy. Jeśli powiem, że pracuję dla Guerrerów, da mi spokój. Naprawdę tego potrzebuję.

Odwróciłam się.

– Więc idź na policję.

– Policja gówno zrobi. Wiesz o tym.

Niestety wiedziałam. Aż za dobrze.

– Nie masz pojęcia, o co prosisz. Kobiety nie przychodzą tu po ratunek, one szukają ratunku, by stąd uciec. Rozumiesz? To nie jest bezpieczne miejsce.

Nie opuściła wzroku.

– Może i nie, jednak podobnie jak „szacunek”, „bezpieczeństwo” to duże słowo o wielu znaczeniach. Pozwól mi decydować za siebie, okej?

Sięgnęłam po gwiazdkę wiszącą na mojej szyi i przeciągnęłam ją po łańcuszku w przód i w tył.

– Proszę, nie zmuszaj mnie do tego.

Weszła na jeden stopień.

– Bardzo mi pomożesz. A ja pomogę tobie. Podzielę się z tobą każdym swoim zyskiem. Pół na pół?

– Zostanie ci z niego trzydzieści procent. Guerrerowie zabiorą siedemdziesiąt. Z pozostałych trzydziestu piętnaście będziesz musiała oddać na czynsz i media. Więc z tych dwóch tysięcy, które dziś skołujesz, w kieszeni zostaną ci trzy stówy.

– Więc tobie oddam sto pięćdziesiąt.

Poczułam ból w piersi.

– Nie chcę twoich pieniędzy.

Kobieta pokonała kolejny stopień.

– Okej. Więc pozwól mi pomóc w inny sposób. Powiedz, czego potrzebujesz, a to zrobię.

– Jezu. Czemu tak ci na tym zależy? Daję ci szansę na ucieczkę. Skorzystaj z niej.

– Nie ma czegoś takiego jak szansa na ucieczkę. Ty ją masz? A inne dziewczyny, które tutaj mieszkają? Mają taką szansę? Nie. I bez względu na to, czy mnie przyjmiesz, czy nie, ja też jej nie mam.

Zaśmiałam się bez humoru i położyłam dłoń na biodrze.

– Zdajesz sobie sprawę, że prosisz o pomoc diabła?

– Gdy sięgnie się dna, nie pozostaje już nikt inny, kogo można prosić o pomoc.

W punkt.

Pokręciłam głową.

– Najpierw muszę omówić to z Dantem.

– W porządku.

Jezu, naprawdę zamierzałam to zrobić? Zwykle dziewczyny do mnie przywożono. A teraz zapraszam tu jedną, mimo że mam szansę jej odmówić.

– Nawet jeżeli się z nim skontaktuję, nie wiadomo, co powie. – Przesunęłam wzrok na długie opalone nogi i duży biust nieznajomej.

Wyglądała wspaniale. Dokładnie wiedziałam, co zrobi jej Dante, jeśli do niego zadzwonię. I nie będzie to miało nic wspólnego z bezpieczeństwem.

– Wiem – odparła z nadzieją w oczach.

Zatrzymałam spojrzenie na jej oczach, dając kobiecie szansę na powstrzymanie mnie, gdy unosiłam telefon.

Nic nie powiedziała.

W końcu wybrałam numer, lecz nie do Dantego.

– Czego chcesz? – warknął Marcos.

Oprócz Cataliny nie miałam w rodzinie Guerrerów żadnych przyjaciół. Jednak kiedy czegoś potrzebowałam, zawsze najpierw dzwoniłam do Marcosa. Mógł mnie uderzyć, ale przynajmniej nie wyżywał się, pieprząc dziewczyny. Marcos lubił bardzo specyficzny typ kobiet – z kutasami. Choć nigdy nie powiedziałam o tym jego rodzinie.

– Ostatnia szansa – powiedziałam bezgłośnie do kobiety.

Uśmiechnęła się, składając dłonie przed sobą.

– Proszę.

Wciągnęłam głęboko powietrze i podpisałam na nią wyrok.

– Dante przysłał mi dziewczynę.

– Iii? – zapytał niecierpliwie.

– Nic o niej nie wspominał. Upewniam się tylko, że mogę ją przyjąć.

„Proszę, odmów. Proszę, odmów. Proszę, odmów”.

– Kurwa, kiedy zostałem twoją cholerną niańką? Nadaje się do pieprzenia?

Przygryzłam wnętrze policzka.

– Tak.

– To pozwól jej się pieprzyć, do chuja! – Rozłączył się.

Wsunęłam telefon do tylnej kieszeni dżinsów i posłałam szatynce niechętny uśmiech.

– Witaj w nowym domu…

– Lexy – uzupełniła. – Lexy Palmer.

– Miło cię poznać. Cora Guerrero.

Sapnęła.

– Nie patrz tak na mnie. Nazwisko mam po mężu.

Ponownie sapnęła, wytrzeszczając oczy, przez co zachciało mi się śmiać.

– Odszedł wiele lat temu – dodałam.

– O, cholera. Przykro mi.

– Nie przejmuj się. Tylko pamiętaj, nie jestem jedną z nich. W porządku?

– W porządku. – Uśmiechnęła się szeroko i zachwycająco, nie wiedząc, co ją czeka.

Chociaż kilka lat później okazało się, że to ja o niczym nie wiedziałam.

2 Cora

Od pożaru minęły dwa dni, a ja czułam, że żyję w jakimś zawieszeniu.

Czas biegł dalej.

Życie wokół mnie nadal się toczyło.

Jednak pozostawałam tak samo zagubiona.

Kojarzyłam, że Drew kilka razy zamawiał nam jedzenie na wynos. Mgliście pamiętałam nawet, że jadłam, choć nie potrafiłam powiedzieć co. Równie dobrze mogła to być chińszczyzna, jak i burger. Wszystko smakowało tak samo.

– Coro, daj już temu spokój – błagał Drew rozciągnięty na łóżku obok. Siedział z nami w pokoju, odkąd wróciliśmy.

– Nie. – Ponownie wcisnęłam „play”. Nagranie za każdym razem mnie załamywało, ale nie mogłam przestać go oglądać.

Chociaż nie byłam w stanie rozpoznać twarzy mężczyzny, nie miałam wątpliwości, że to on.

Penn w czarnej bluzie z kapturem, idący po schodach.

Penn wchodzący do mojego mieszkania.

Penn wychodzący ze skrzynką na narzędzia i zmierzający do swojego pick-upa.

Dante i Marcos pojawiający się znikąd.

Penn biegnący w górę schodami, gdy Dante do niego strzela i trafia w nogę.

Penn czołgający się do mieszkania.

Strzały w drzwi, dopóki nie stanęły otworem.

Bracia Guerrerowie wpadający do środka.

Nikt nie wychodzi.

Przewinęłam do przodu sześć minut, aż płomienie buchnęły z mieszkania, a obraz zatrząsnął się i potem zgasł.

Przesunęłam kursor z powrotem na „play”, gotowa po raz kolejny włączyć odtwarzanie, ale powstrzymał mnie głos River.

– Stop. Widziałaś to już wystarczająco wiele razy. Teraz zwyczajnie się torturujesz.

Oderwałam wzrok od ekranu i skupiłam uwagę na córce. Siedziała pod prysznicem przez godzinę. Miała czerwone oczy, a długie brązowe włosy spływające na ramiona zostawiały mokre plamy na szarym T-shircie.

Udaliśmy się do Walmartu, kiedy tamtego ranka wracaliśmy do hotelu. Wzięłam tysiaka ze swojego funduszu wolnościowego, by kupić niezbędne rzeczy. Na pierwszy ogień poszedł laptop, żebym mogła obejrzeć nagranie z kamerki Penna na czymś innym niż popękany ekran mojego telefonu. Wybrałam River kilka rzeczy, które według mnie mogły jej się przydać, ale byłam zbyt oszołomiona, żeby spojrzeć na rozmiary. I tak skończyłyśmy z paroma workowatymi T-shirtami i o rozmiar za małymi majtkami. Obiecałam, że zabiorę ją na zakupy, lecz jeszcze nie potrafiłam się zmusić do opuszczenia pokoju.

Bez Penna świat na zewnątrz wydawał się zbyt nieznośny.

– On odszedł. Tak czy inaczej czuję się jak na torturach.

Zacisnęła mocno usta, jednak nie udało jej się ukryć drżenia podbródka.

– Wiem, ale nie ma sensu, żebyś ciągle oglądała to nagranie. Nie zmieni się.

Tak. Nie tylko ja zmagałam się ze śmiercią Penna.

– Chodź do mnie, kochanie – wyszeptałam, wyciągając ramiona w jej stronę.

– Nie! Nie zamierzam się przytulać. Masz przestać oglądać ten cholerny filmik i zastanowić się, gdzie będziemy mieszkać albo kiedy wrócę do szkoły, albo… albo… co się stanie, jeśli Manuel zechce się na nas zemścić. Wiesz, że znajdzie sposób, by cię za to obwinić. – Skierowała swój gniew na Drew. – A ty… Jezu, był twoim bratem. Na tobie też będzie chciał się zemścić.

Drew usiadł i oparł łokcie na kolanach.

– To Marcos i Dante go zabili. Nieszczególnie współczuję Manuelowi. Niech tylko spróbuje kogoś na nas nasłać.

River popatrzyła na niego z niedowierzaniem.

– Dogadałeś się z zakładem pogrzebowym na zakup dwóch trumien w cenie jednej? Bo takie myślenie zaprowadzi cię prosto do grobu. Szczęka Drew opadła, ale ja pierwsza zareagowałam.

– Okej, okej. Wyluzujmy trochę. Wszyscy jesteśmy teraz podenerwowani.

– Po prostu odłóż ten pieprzony komputer! – wrzasnęła.

Wyprostowałam się gwałtownie, patrząc na nią. Łzy napłynęły nam do oczu. Lecz nim zdołałam w ogóle sklecić jakąś odpowiedź, River pognała z powrotem do łazienki i zatrzasnęła za sobą drzwi.

– Cholera – syknęłam. – Cholera. Cholera. Cholera. – Moje ramiona zadrżały, kiedy schowałam twarz w dłoniach.

Drew natychmiast znalazł się obok.

– Hej, ciii. – Zaczął gładzić mi plecy. – Wszystko będzie z nią w porządku.

– „W porządku” na długi czas wyjdzie z naszego słownika.

Położył moją głowę na swoim ramieniu.

– Musimy spróbować.

Oddychałam nierówno.

– Dlaczego mnie zostawił i tam pojechał?

– Nie wiem.

Pociągnęłam nosem i wyprostowałam się, zerkając na drzwi łazienki, kiedy ponownie rozległ się dźwięk włączonego prysznica. River bez wątpienia wypłakiwała sobie oczy. Niech ją diabli, była tak uparta, że nawet nie pozwoliła mi się pocieszyć.

A skoro mowa o upartych dzieciach…

Odchrząknęłam i podniosłam komórkę z łóżka.

– Muszę zadzwonić jeszcze raz do szpitala.

– Savannah jest nieletnia. Nic ci nie powiedzą przez telefon.

– Całkiem prawdopodobne. Ale nie wiadomo, na kogo trafię. Może nie pracują tam sami ludzie bez serca.

Wrócił na swoje łóżko, mrucząc:

– Tak. Może.

Gdy szukałam numeru do szpitala, zadzwonił telefon. Serce zaczęło mi walić jak szalone na widok nieznanego numeru.

– Halo?! – niemal wrzasnęłam.

– Cholera, nic ci nie jest? – zapytała Catalina na powitanie.

Ulga, udręka i adrenalina stworzyły iście wybuchową mieszankę w moim ciele.

– Nie – wykrztusiłam, przykładając rękę do ust.

– Co się dzieje, do diabła? Właśnie widziałam wiadomości. Marcos i Dante naprawdę nie żyją?

– Tak – wyszeptałam.

Nie miałam pojęcia, jak na to zareaguje. Nienawidziła ich, ale nadal byli jej braćmi.

– Co się stało?

– Nie wiem, naprawdę. – Zerknęłam na Drew, który mieszał kawę w papierowym kubku i udawał, że nie słucha. Otworzyłam szufladę i wyciągnęłam kilka dolarów z wierzchu. – Skoczę po coś do picia – powiedziałam do niego, a potem wskazałam na łazienkę. – Uważaj na River.

Kiedy skinął mi głową, wypadłam z pokoju.

– Hej, nadal tam jesteś? – zapytałam, zamykając drzwi. Dwa razy sprawdziłam, czy zamek faktycznie się zatrzasnął.

– Tak – odparła Cat. – Ale chyba jestem w szoku. Nie wierzę, że ich nie ma.

– Przykro mi…

– Przykro? – wypaliła. – Mam zamiar urządzić imprezę. To odmieni nasze życia, Coro.

Pewnie tak, lecz czy na lepsze? Czułam taki ból, jakby ktoś ciął mnie rozgrzanym do czerwoności nożem. Udało im się sprawić, że nawet ich śmierć stanowiła karę.

– Zabili Penna.

Zaklęła cicho.

Zlustrowałam wzrokiem korytarz. Na szczęście był pusty.

– Słuchaj, coś mi tu nie gra. To wszystko się nie łączy. Przed pożarem Penn włamał się do mojego sejfu, zostawił w nim kluczyki do swojego pick-upa i liścik ze słowami „Wdech. Wydech”. I zdjął wszystkie gwiazdki z sufitu.

– Serio? Wow.

– To nie koniec. Zostawił je w picku-pie, w skrzynce na narzędzia, razem z moimi zdjęciami, ważnymi dokumentami… i pieniędzmi ze ściany.

– Co? – sapnęła. – Masz pieniądze?

Zaśmiałam się, ale ten śmiech szybko zmienił się w szloch.

– Kochana, mam dokładnie tyle, ile trzeba. Penn zostawił mi ponad milion dolców w gotówce.

– Co… Co powiedziałaś?

Ruszyłam w stronę automatów, gdy usłyszałam, że w pobliżu otworzyły się drzwi do jakiegoś pokoju. Obserwowałam, jak szczęśliwa para, trzymając się za ręce, idzie do windy. Byli tak skupieni na sobie, że nie zwrócili na mnie uwagi.

– Słyszałaś. Zostawił co do centa tyle, ile powiedziałam mu, że potrzebuję, by uciec od tego życia.

– Mówiłaś, że był konserwatorem. Skąd wziął taki hajs?

– Nie mam pojęcia. Jego brat Drew, ten, który był blisko z twoim ojcem w więzieniu, też nic nie wie.

– Pod żadnym pozorem nie pozwól, by facet położył łapy na tej forsie.

– Nie próbuje mi ich zabrać! Śpi na łóżku obok mnie niczym ochroniarz. Nie mam pojęcia, co się dzieje. Jednak coś tu poważnie zgrzyta.

– Cholera. Okej, odetchnijmy na chwilę i się zastanówmy. Musi istnieć jakieś wyjaśnienie. Może Penn był jednym z tych sekretnych milionerów?

– To nie jest pieprzony film! – warknęłam. – Jezu, Cat. Miał kamery z czujnikami ruchu we wszystkich korytarzach. Drew powiedział, że zainstalował je prawie miesiąc wcześniej, ale Penn nigdy mi o tym nie wspomniał. Obejrzałam nagranie, na którym wyraźnie widać, jak wynosi moje pieniądze z budynku w skrzynce na narzędzia. Ale skąd wzięła się reszta kasy? Nie trzymał jej w swoim mieszkaniu. Nie wyniósł jej. Po prostu magicznie pojawiły się na tylnym siedzeniu pick-upa. A to nie wszystko. Gliniarze twierdzą, że przyczyną pożaru było zwarcie instalacji elektrycznej w mieszkaniu. Serio, kurwa? Za dużo tych zbiegów okoliczności. Mam uwierzyć, że Penn przypadkiem wymknął się z łóżka w hotelu i wrócił do budynku, w którym też przypadkiem spakował pieniądze? Pieniądze, o których istnieniu nie mógł nawet wiedzieć, dodajmy. A do tego gwiazdy? Nigdy mu nie powiedziałam, że dostałam je do Nica. Po prostu pomyślał, że są na tyle ważne, by zerwać je z sufitu? I… i… i potem twoi bracia przypadkiem pojawili się tam w środku nocy i go zaatakowali? Widziałam, jak Dante postrzelił go w nogę, zanim Penn zaczął uciekać do mojego mieszkania. Ale co wydarzyło się później? Przecież nie położyli się spać. Nawet jeśli pożar wybuchł akurat w tamtym momencie przez przypadek, dlaczego żaden z nich go nie zauważył? Dlaczego żaden nie próbował uciekać? – Zadyszałam się, zanim dotarłam do końca swoich wywodów.

– W takim razie może pożar nie wybuchł sam z siebie. Może któryś z nich go wzniecił.

– Właśnie! Ale który z twoich durnych braci miałby jakiekolwiek pojęcie o zwarciach elektrycznych? Powiem ci za to, kto mógłby je mieć. Penn. Wymienił przewody przynajmniej w trzech mieszkaniach. Problem w tym, że kiedy policja znalazła ich ciała… – Żołądek skręcił mi się na to wspomnienie. – Penn był przywiązany do krzesła.

– O chooolera.

– A ja mam wierzyć, że tak przypadkiem wyniósł tamtej nocy wszystko, co dla mnie ważne, potem zostawił mi dokładnie tyle pieniędzy, ile potrzebowałam dla siebie i dziewczyn, żeby uciec, i zabrał ze sobą do grobu dwóch gości, którzy więzili mnie przez ponad połowę życia? To po prostu bez sensu.

– Zdecydowanie coś tu śmierdzi. Lecz nie widzę powodu, by narzekać. Dosłownie rozwiązał wszystkie twoje problemy.

– Ale zginął. – Poczułam przypływ łez, mimo że już dawno powinno mi ich brakować. – Chcę wiedzieć, jak to się stało. Kochałam go, Cat. Bardzo. I mam wrażenie, że był kolejnym mężczyzną, który wszystko dla mnie poświęcił. Nie wiem, jak sobie z tym poradzić. – Oparłam głowę o ścianę. Za moimi plecami stały dwa automaty.

– Nie musisz sobie z tym radzić, Coro. W każdym razie nie teraz. Opłakuj go. Pozwól sobie na smutek i żal. Nie próbuj tego zrozumieć. A co jeszcze mówi policja?

Pozbieranie myśli zajęło mi kilka chwil.

– Nic specjalnego. Chyba zwyczajnie się cieszą, że w końcu pozbyli się Marcosa i Dantego. Wiesz, odkąd Manuel poszedł siedzieć, nie cieszyli się zbyt dobrą sławą wśród gliniarzy.

– Nie tylko wśród gliniarzy – wymamrotała do siebie. – Dobrze. Przynajmniej nie czepiają się ciebie. A co z bratem Penna? Rozmawiałaś z nim o tym?

Znów usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi i zerknęłam na korytarz. Drew zmierzał w moją stronę, zupełnie jakby piekły go uszy. Zajęłam się rozprostowywaniem jednodolarowych banknotów, szepcząc:

– Sama nie wiem. Chyba nadal jest w szoku. Ciągle gada jakieś głupoty. Na przykład sugeruje, że Penn próbował zwiać ze wszystkimi tymi pieniędzmi. Ale to jasne, że Penn zostawił je dla mnie.

Udaje mi się wsunąć do maszyny zaledwie jeden banknot, gdy Drew wyłania się zza rogu.

– Cholera, tu jesteś. Ile można kupować napoje? Zaczynałem się martwić.

Otarłam oczy i posłałam mu wymuszony uśmiech.

– Wybacz. Potrzebuję chwili na osobności. – Wskazałam na telefon. – Rozmawiam z Brittany o zebraniu wszystkich dziewczyn, żebym mogła dać im trochę pieniędzy.

Zmarszczył brwi.

– Jasne. Oczywiście.

– Za chwilę wrócę. – Uniosłam dolara. – Chcesz coś?

– Nie, nie trzeba. – Przez moment przyglądał mi się sceptycznie, a potem potrząsnął głową i niechętnie się wycofał.

Wyjrzałam zza rogu i patrzyłam, jak się oddala, dopóki nie znalazł się poza zasięgiem słuchu.

– Okej, muszę się jakoś z tobą kontaktować. Sytuacja uległa zmianie. Nie ma sensu dłużej się ukrywać.

– Cóż, przed moimi braćmi może i nie, ale ojciec i Thomas nadal żyją.

– Potrzebuję tylko numeru, Cat. Zachowam go dla siebie.

– Dobra, dobra. Prześlę ci go w wiadomości.

– Dziękuję. Muszę już iść. Zobaczę, czy uda mi się coś wyciągnąć z Drew. Będę cię informowała na bieżąco. A, i trzymaj się z dala od magazynu. Tam zostawiłam kasę.

– Jezu. Milion dolców. Poważnie?

Żołądek mi się ścisnął, gdy dodałam:

– I dziewięćdziesiąt dziewięć centów.

Westchnęła.

– Okej. Kocham cię. Wdech i wydech, pamiętasz?

– Jasne – szepnęłam, nim się rozłączyłam.

Kupiłam w maszynie mountain dew dla River z nadzieją, że przyjmie ten napój w ramach oferty pokoju. W drodze powrotnej zadzwoniłam do Brittany i poprosiłam ją, by jak najszybciej pojawiła się w hotelu.

Jeśli chciałam trzymać Drew w niewiedzy, musiałam trochę bardziej się postarać.

3 Penn

Ręce mnie świerzbiły, gdy patrzyłem, jak wychodził z sądu. Uśmiechał się, beztroski i nieświadomy, rozmawiając z grupką dobrze ubranych mężczyzn, którzy spijali każde słowo z jego ust. Od dopasowanego granatowego garnituru w prążki po doskonale ułożone ciemnobrązowe włosy, mężczyzna w każdym calu prezentował się jak odnoszący sukcesy prokurator, z czego słynął w mieście.

Wiedziałem jednak, że to tylko fasada.

Thomas Lyons był bezdusznym draniem, a ja zamierzałem się upewnić, że podzieli los swoich druhów Marcosa i Dantego.

Gorący letni wiatr owinął się wokół mnie, podsycając ogień w duszy. Niewiele mogłem w tym momencie zrobić. W dodatku w publicznym miejscu. Nie miałem wystarczająco czasu ani przestrzeni, by zadać mu tyle cierpienia, na ile zasłużył. Szybka i bezbolesna śmierć wcale nie była tym, co dla niego planowałem.

Mnie zniszczyło dwadzieścia dziewięć minut.

Dwadzieścia dziewięć minut jej przepełnionych cierpieniem krzyków.

Dwadzieścia dziewięć minut, za które odpowiadał.

Nie. Thomas Lyons zapłaci dziesięciokrotnie za każdą z nich.

Ale czekanie na odpowiedni moment, by wykonać ruch, nie okazało się proste.

Drażnił mnie każdy oddech Lyonsa, świadomość, że jego bezwartościowe serce nadal pompowało krew, podczas gdy serce Lisy gniło w trumnie.

Moja żona była martwa.

A on się uśmiechał.

Wizja zaszła mi czerwienią, gdy Lyons zatrzymał się u stóp betonowych schodów, żeby porozmawiać z młodszą kobietą. Ona też miała na sobie garnitur, choć jej strój został podkreślony butami na obcasie i czarną skórzaną teczką u boku. Może to jego koleżanka.

Lecz ja widziałem tylko Lisę.

Cechowała się wielką odwagą, kiedy ją spotkałem. Znając tę szaloną kobietę, prawdopodobnie pomaszerowałaby prosto do Thomasa, stukając o chodnik szpilkami od Louboutina, na które ciężko pracowałem, i rzuciła mu w twarz wszystkim, co na niego znalazła. Chciałaby zobaczyć na własne oczy szok wykrzywiający jego paskudną gębę. Rozkoszowałaby się błyskiem strachu w oczach.

Lisa była dobrą osobą z niedobrym uzależnieniem od sprawiedliwości. Nic nie mogło stanąć jej na drodze. Bóg mi świadkiem, że próbowałem, ale nigdy nie umiałem żonie niczego wyperswadować. Nie robiło na niej wrażenia, ile to będzie kosztowało ani ile czasu poświęci, by sprawiedliwości stało się zadość.

Z całego serca pragnęła zmieniać świat na lepsze.

Nawet jeśli miała przez to umrzeć.

Ból od kuli Dantego, która drasnęła moją łydkę, sprawił, że skrzywiłem się, gdy zmieniłem położenie, by Thomas mnie nie zauważył. Nie żeby mnie rozpoznał. Nasze światy zderzyły się ze sobą, ale ścieżki nigdy się nie przecięły.

W każdym razie jeszcze nie.

Od niechcenia oparłem się plecami o ścianę lokalnej kawiarni, a mój żołądek się ścisnął, kiedy Lyons uśmiechnął się do koleżanki i złapał ją za łokieć, po czym pochylił się, aby musnąć ustami jej policzek. Było to na tyle niewinne, by uznać to za przyjacielski gest, lecz mowa ciała kobiety sugerowała co innego.

Jebany skurwiel. Już pomijając morderstwo, miał żonę, która tak się go bała, że zabrała ich córkę i uciekła. A on podrywał – albo chociaż obcinał wzrokiem – dziewczynę przynajmniej ze dwadzieścia lat młodszą od niego.

Ręce znów zaczęły mnie świerzbić.

– To on? – wyszeptała mi do ucha Savannah.

– Cholera! – burknąłem, odwracając się, i niemal wytrąciłem jej z ręki kubek z kawą.

– Cholera – spapugowała, przechylając się.

Złapałem ją, zanim się przewróciła.

– Jezu, dzieciaku.

– Nie „jezusuj” mi tu. To ty przypadkiem zmieniłeś się w niesamowitego Hulka. Masz. – Wyciągnęła w moją stronę kawę, zachowując dla siebie jakąś mrożoną czekoladę z owocami.

Odwróciłem się w porę, by dostrzec, jak Thomas i kobieta odchodzą razem.

– Żadne z niego ciacho – stwierdziła Savannah ze słomką w ustach.

Zacisnąłem wargi i posłałem jej złowrogie spojrzenie.

– Jaja sobie robisz?

Jej rude, pomalowane brwi wystrzeliły w górę.

– No co? Tak tylko zauważyłam.

Obróciwszy się do niej plecami, ruszyłem do samochodu.

– Cóż, zachowaj swoje obserwacje dla siebie. Ten gość to kawał chuja udający mędrca. W dupie mam, jak wygląda. Interesuje mnie wyłącznie to, jak szybko mogę go załatwić.

– Jezu. Zapomnij, że cokolwiek mówiłam – zadrwiła, drepcząc za mną.

Towarzyszyła mi od dwóch dni.

Dwóch męczących dni.

Nie można nazwać Savannah złym dzieckiem. Szczerze mówiąc, była zajebiście fajnym dzieciakiem z dobrym sercem i niespokojną duszą, której wyleczeniu jej rodzicie nigdy nie poświęcili uwagi. Ale za każdym razem, gdy na nią patrzyłem, widziałem Corę. Nie w rysach czy gestach, lecz we własnych wspomnieniach. A że ledwie minął tydzień, te wspomnienia były wciąż tak świeże i silne, że mnie dołowały. Okropnie tęskniłem za Corą. A biorąc pod uwagę, że właśnie gdzieś tam cierpiała, to i tak cud, że w ogóle potrafiłem funkcjonować.

Zrobiłem dla niej wszystko, co mogłem.

Wypłaciłem znaczną część swojego funduszu emerytalnego, żeby zostawić jej ten milion z kawałkiem, lecz tam, dokąd zmierzałem, pieniądze się nie liczyły. Chociaż, szczerze, nigdy tak naprawdę nie miały znaczenia.

Nie uratowały Lisy.

Nie uchroniły mnie przed pogrążeniem się w ciemności po śmierci żony.

Żywiłem jednak wielką nadzieję, że pomogą Corze.

Istniała spora szansa, że Drew już więcej się ze mną nie skontaktuje. Oddanie jej pieniędzy stanowiło plan awaryjny, na wypadek gdyby coś rzeczywiście mi się stało. Ale kiedy tamtego wieczoru dotarłem do budynku, spojrzałem na poręcz na trzecim piętrze, wyobrażając sobie uśmiech Cory, gdy patrzyła na mnie z góry, tak jak często to robiła podczas mojego powrotu do domu po biegu. Porzucenie jej zniszczy mnie. Już nigdy się nie pozbieram.

Lecz nie odszedłbym, nie upewniwszy się, że dałem Corze wszystko, co mogłem. Oznaczało to jednak, że sam musiałem pozbawić ją kilku rzeczy.

Ten budynek. Ten pieprzony budynek. Od ponad dekady był jej domem.

Niestety musiał spłonąć.

Nie zamierzałem ryzykować, że spróbują kiedyś z powrotem ją tam sprowadzić. Manuel miał do odsiedzenia jeszcze przynajmniej kolejnych pięć lat ze swojej kary, lecz ta rudera nie będzie już stała, gdy wyjdzie z pierdla.

Najważniejszą część jego dziedzictwa stanowiło nazwisko.

Więc sprzątnąłem mu synów jednego po drugim.

W ciągu ostatnich czterech lat zrobiłem wiele rzeczy w imię pomszczenia śmierci Lisy.

Jednak to…

Zabicie Dantego i Marcosa…

To zrobiłem dla Cory.

I nigdy nie będę żałował.

Nigdy!

Więc chociaż dołowała mnie świadomość, że Cora cierpiała, dawałem radę wstawać z łóżka, stawiać jeden krok za drugim i oddychać mimo bólu, jakiego przysparzała mi jej utrata, bo wiedziałem, że była wolna.

Drew zostanie z nią, dopóki Cora nie urządzi się w jakimś nowym miejscu.

Lubiłem myśleć, że przyjaciel zrobi to w ramach przysługi dla mnie.

Ale znałem go. Udawał twardego, lecz w rzeczywistości był dobrym człowiekiem i troszczył się o Corę bardziej, niż chciał to przyznać. Upewni się, że niczego jej nie zabraknie.

Nawet jeśli ja nie zdołam tego zrobić.

Razem z Savannah wsiedliśmy do samochodu. Trzasnąłem drzwiami. Ona zamknęła swoje z cichym kliknięciem.

– Będziemy go śledzić? – zapytała.

Zacisnąłem zęby, cholernie żałując, że została w to wmieszana. Jednak sam do tego doprowadziłem, ponieważ w chwili, gdy zaprosiłem Savannah do swojego auta, zaangażowałem ją w całe to gówno. Nie powinienem jej zabierać. Powinienem zadzwonić do Drew, powiedzieć mu, gdzie była, i pozwolić, by się nią zajął.

Lecz obiecałem Corze, że sprowadzę ją z powrotem. Do diabła, jechałem siedem godzin do Cleveland, żeby wyśledzić Savannah, mając jedynie kilka informacji dotyczących dziewczyny, które zebrałem w ciągu dwóch miesięcy spędzonych z Corą.

A gdy zobaczyłem nastolatkę stojącą na rogu ulicy z siniakami na ramionach, wyraźnie coś knującą, nie mogłem czekać.

Potrzebowała pomocy.

A ja na szczęście znalazłem się w odpowiednim miejscu w odpowiednim czasie.

Cóż… Shane Pennington się znalazł. Nie wiedziałem już, kim właściwie byłem.

Kiedy Savannah zaczęła pytać o Corę, musiałem wyznać prawdę.

A przynajmniej jej część.

Prześlizgnąłem się po temacie Lisy. Później powiedziałem, że Marcos i Dante nie żyli, ale nie wyjaśniłem, jak zginęli. To doprowadziło nas do pożaru budynku, potem do pieniędzy, które zostawiłem, i w końcu do ciała celowo zidentyfikowanego przez Drew jako moje własne.

Jak na szesnastolatkę przyjęła to wszystko zaskakująco dobrze. W ramach pierwszego pytania pisnęła: „Jasna cholera, zostawiłeś jej milion dolców w gotówce?”. Potem dodała: „Jasna cholera, skąd wziąłeś milion dolców?” i jeszcze: „Jasna cholera, mnie też mógłbyś dać milion dolców?”. Ale kiedy już się uspokoiła, pobladła i wyszeptała:

„Cały budynek spłonął?”, „Czy jakieś dziewczyny ucierpiały?” oraz „Cora naprawdę sądzi, że nie żyjesz?”.

Jej rozdzierająca serce troska była niczym w porównaniu z szalejącym we mnie huraganem, lecz mogłem odpowiedzieć jedynie: „Tak. I cokolwiek by się nie stało, nie możesz jej powiedzieć, że żyję. Stanie się przez to celem, Savannah. Odszedłem, by wreszcie mogła żyć swoim życiem zamiast tkwić po uszy w czyimś gównie. Chyba oboje się zgodzimy, że na to zasługuje po wszystkim, co zrobiła”.

Kiwnęła głową. Powtórzyłem ten ruch, a potem przez pierwsze trzy godziny jechaliśmy do Chicago w milczeniu, każde zagubione we własnych myślach.

Czwartej godziny nie spędziliśmy w ciszy, ponieważ Savannah dostała czegoś, co mogłem nazwać słowotokiem, po tym, jak chwyciłem jej telefon w trakcie pisania wiadomości i wyrzuciłem go przez okno na południe od Ann Arbor. Obiecałem, że go wymienię. Rozejrzała się po samochodzie, bez wątpienia pamiętając, ile pieniędzy zostawiłem Corze, a potem zażądała najnowszego i najlepszego iPhone’a. Zaśmiałem się i stwierdziłem, że jest zabawna. Wściekała się przez dobrą godzinę, po czym zasnęła i spała przez ostatnie dwie.

To najlepsza część naszej podróży, bo przez ten czas łatwo mogłem zapomnieć, jak źle się wszystko potoczyło.

Cora i River były bezpieczne z Drew.

Savannah była bezpieczna ze mną.

I przez jeszcze jedną noc, gdy reflektory oświetlały tę pozornie niekończącą się autostradę, odnosiłem wrażenie, że wciąż tonę, choć nie tkwiłem już na dnie oceanu.

Teraz, patrząc kątem oka na Savannah, która siorbała kawę, poczułem, jak ogarnia mnie to samo zadowolenie. Gdyby tylko Cora też tu była…

Cora.

Cora.

Cora.

Moja ulubiona odskocznia.

I forma tortur.

Wziąłem głęboki oddech i wstrzymałem go, aż rozbolały mnie płuca. Potem wypuściłem powietrze i odpowiedziałem:

– Nie. Nie będziemy go śledzić.

– Czemu? Jest tak blisko.

Wyjechałem na ulicę, skręcając w przeciwną stronę do tej, w którą udał się Thomas.

– Ponieważ przyjechałaś ze mną. Nie chcę cię w to mieszać. Nie powinienem był cię tu dzisiaj zabierać na kawę. A skoro już o tym mowa… – Pstryknąłem palcami i wyciągnąłem dłoń wnętrzem do góry. – Reszta. Dałem ci pięćdziesiąt dolców.

– Oj, daj spokój. Zostało jakieś trzydzieści. Na co ci one? Nie mam nawet kasy, by wrócić taksówką do twojego mieszkania.

– Taksówką? – Posłałem jej groźne spojrzenie. – Nie wiem, czy zdajesz sobie z tego sprawę, ale pojazd, w którym właśnie siedzisz, jest czymś więcej niż pięknym okazem niemieckiej maszyny. Jest też samochodem.

Patrzyłem na drogę, jednak nie musiałem widzieć twarzy Savannah, by wiedzieć, że przewraca oczami.

– Chodziło mi o te chwile, kiedy nie będziemy razem, Penn. Nadal nie kupiłeś mi nowego telefonu. – Wydęła dolną wargę i zatrzepotała rzęsami pomalowanymi czarnym tuszem.

– Zostanę sama i nie będę miała jak do ciebie wrócić, tatku.

– Savannah, nazwij mnie jeszcze raz tatkiem, a dam ci szlaban do końca życia.

Zaśmiała się, odrzucając głowę do tyłu.

– Tatuś brzmi lepiej?

– Boże, nie.

– Okej, spoko. Masz rację. Nie ma co kombinować, trzymajmy się po prostu taty.

Zatrzymałem się na światłach i zerknąłem na dziewczynę. Nieokiełznanie rude włosy spięła na czubku głowy w niechlujny kok, który tak lubiła River. Ale nie dajcie się zwieść – przez dwadzieścia minut stała przed lustrem, by osiągnąć taki efekt.

Zapomniałem już, jak się mieszkało z kobietą. Cora była bardzo bezproblemowa. Jeśli blond fale nie opadały jej kaskadą na plecy, wiązała je gumką, którą zawsze nosiła na nadgarstku. Zwykle wykonywała tę stylizację, idąc, rozmawiając, a od czasu do czasu ujeżdżając…

Cholera. Musiałem przestać o niej myśleć.

Savannah.

To na tym dzieciaku powinienem się skupić.

Dzień po naszym powrocie z Cleveland zabrałem ją na zakupy. Tak naprawdę oznaczało to, że pojechaliśmy do centrum handlowego, gdzie pokłóciliśmy się o ciuchy, a ona wypadła ze sklepu jak burza. Ostatecznie położyłem stos rzeczy, które uznałem za odpowiednie dla jej wieku – chociaż uważała wszystkie za ohydne – obok kasy wraz z kartą kredytową. Zaczęła znowu się odzywać, kiedy wręczyłem jej wspomnianą kartę i zgodziłem się poczekać na zewnątrz, gdy robiła zakupy w Victoria’s Secret. Nie obchodziło mnie, co nosiła pod ubraniem, o ile nie wystawało na zewnątrz.

– A może trzymajmy się po prostu Penna, co? I oddaj w końcu tę resztę. Postanowiliśmy, że nie będzie żadnych pieniędzy, żadnego telefonu i w ogóle niczego, dopóki nie znajdziemy ci jakiegoś odwyku.

– Nie. Ty tak postanowiłeś. – Sięgnęła do kieszeni zdecydowanie za krótko obciętych dżinsów. Nogawki najprawdopodobniej leżały na podłodze w mojej gościnnej sypialni – i rzuciła mi na rękę garść monet oraz zwiniętych banknotów. – Mówiłam, że nie potrzebuję odwyku. Od miesięcy jestem czysta.

Uniosłem brew.

– Czyżby?

Dziewczyna zacisnęła usta, po czym odwróciła się, żeby popatrzeć przez okno.

– Jeśli nie liczyć tego gówna, które podał mi Dante – wymamrotała.

– Nie mówię o tym. Po wyjściu ze szpitala nie tknęłaś niczego? Żadnego zielska. Żadnej koki. Nic?